Strona 33 z 35

Pisklęca równina

: 31 sie 2024, 20:52
autor: Cisza po Lawinie

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

To prawda, Abella przeżyła własną wychowankę, która przecież była od niej młodsza. Co prawda uzdrowicielka zwalała to na fakt, że Erlyn straciła zwyczajnie wolę do życia, gdy ujrzała córkę w... cóż, chyba szczęściu. Wtedy. Nadal zresztą miały kontakt dzięki Viliarowi, więc to tak, jakby nigdy nie odeszła. Tylko nie mogły się dotknąć, przytulić...

Potrząsnęła głową, by wyprzeć ponure myśli. Skupiła się na Trzmielu, a na zadane pytanie cicho westchnęła.
Cóż, różne, ale powinnam wypowiadać się tylko o swoim – mruknęła, przeczesując palcami lewy polik. – Moja mama była z Plagi, tata ze Słońca, a ja skończyłam w Ziemi przez czysty przypadek. Szczerze to lubię to miejsce, bo hierarchia jest całkiem luźna, wiec można robić to, na co ma się ochotę, dopóki trzyma się Smoczych Praw... no i to tyle. W porządku miejsce, jeżeli nie chcesz się na siłę integrować, cenisz sobie prywatną przestrzeń i nie lubisz, jak ktoś dyszy ci na kark mówiąc co masz robić. – Jej podsumowanie było raczej rzeczowe, bo i sama ceniła sobie taki przepływ informacji. Nienacechowany emocjami.

Pisklęca równina

: 31 sie 2024, 21:45
autor: Znośny Ziąb
Hm... Łatwo było wywnioskować, co skłoniło szarofutrą do odpłynięcia myślami gdzie indziej – wzmianki o przeszłości. O innym świecie. Mimo że w teorii od Baby zarówno Bealyn, jak i Trzmiela dzieliło tyle samo pokoleń, smoczyca musiała być zdecydowanie bardziej doświadczona w życiu od niego.
On... krok za krokiem, jego świat stawał się coraz szerszy i szerszy. Najpierw – był jednym smokiem, drogą między grotami i długimi nocami. Później był Abellą, podróżą i opowieściami o niestworzonym. A teraz był Wolnymi Stadami i wszystkim tym, co może i poznały łapy Baby w zamierzchłych czasach, ale jemu nadal było obce. A jednak istniało.
Zamieszana historia – skomentował, przekrzywiając badawczo łeb na lewo. – Swobodna społeczność pod wspólną nazwą. A... co by było ode mnie oczekiwane? – zapytał, trawiąc powoli mglisty koncept stada. Bealyn wydawała się być szczera w swej ocenie, ale czy to znaczyło, że to samo miejsce będzie dla niego równie łaskawe?

Cisza po Lawinie

Pisklęca równina

: 31 sie 2024, 22:03
autor: Cisza po Lawinie
Troszkę – przyznała. Gdyby dodała więcej kontekstu, prawdopodobnie Trzmielojadowi mózg wybuchnąłby jak popkorn. – Wiesz, wszyscy podejmują się jakiejś roli, to akurat jest wspólnym mianownikiem każdego ze stad. Mamy łowców, którzy dostarczają pożywienia. Wojownicy oraz czarodzieje pilnują bezpieczeństwa. Uzdrowiciele leczą chorych i rannych. Piastuni... – ucięła na chwilę, marszcząc przy tym nos – są dość uniwersalni. Pomagają wszystkim, nie mając konkretnej niszy. Sama podjęłam się tej roli, nim odnalazłam powołanie w uzdrawianiu. – Po tej wypowiedzi zastanowiła się nad czymś jeszcze. – Pewnie nie powinnam tego mówić, ale są smoki, które wykonują minimum, a są takie, które wychodzą z siebie, by spełniać się w swojej roli. Sam sobie wyznaczasz, ile chcesz dla stada robić. Byle nie być całkowicie bezczynnym. – Wzruszyła ramionami. Nie zamierzała go okłamywać: nikt w Ziemi nie patrzył gorzej na tych, co się obijali. Tak po prostu.

Pisklęca równina

: 31 sie 2024, 22:21
autor: Znośny Ziąb
I... to tak po prostu działa – podsumował z nutą powątpiewania; powtórzył na wpół świadomie wyraz pyska Bealyn, ten, gdy marszczyła nos. Co to miało wyrazić? Namysł? Mieszaną ocenę sytuacji? Obe te opisy były adekwatne, więc uznał swoją reakcję za właściwą. Ciężko było uwierzyć w istnienie takiego azylu, gdzie i gorsi, i lepsi byli traktowani równo. Właściwie.
Mrugnął.
Ja może będę łowcą. Mam doświadczenie z drapieżnikami – wyraził część swoich myśli na głos. Nigdy nie myślał, że los pod łapą ojca był dla niego tylko zły... już nie pierwszy raz przekonywał się, iż nabył trochę pomocnej wiedzy. Kiwnął łbem do siebie, znowu. A potem do Bealyn. – Dziękuję. Porozmawiam jeszcze z Veir, jeśli nadal żyje. – Zawahał się, z namysłem dobierając słowa. – Jak będę chciał dołączyć do stada... zwrócić się do ciebie? – zapytał jeszcze, akcentując to dodatkowym przechyleniem łba.

Cisza po Lawinie

Pisklęca równina

: 06 wrz 2024, 19:18
autor: Cisza po Lawinie
Wzruszyła ramionami. Najwidoczniej system działał, a skoro jej stado było najdłużej prosperującym z obecnych, samo to powinno służyć Trzmielojadowi za dowód.

Na jego wyrażone myśli delikatnie się uśmiechnęła.
Łowców nigdy za wiele – mruknęła z cichym uznaniem. – Każde stado byłoby zadowolone z takiego nabytku. – Nie zamierzała go bardziej nagabywać. Wolała, aby do Ziemi dołączały smoki pewne swoich wyborów oraz lojalności, a nie takie, którym obiecywano gruszki an wierzbie.

Zapytana o kontakt kiwnęła głową, choć po chwili się namyśliła.
Możesz zawołać mnie, a możesz od razu zwrócić się bezpośrednio do przywódcy. Nazywa się Barwy Ziemi. To młody, ale pozytywnie nastawiony do innych smok. W razie czego możesz powołać się na mnie, a mogę też przybyć, by ci w tej rozmowie towarzyszyć – zaoferowała mu kilka opcji, aby wybrał sobie taką, która mu najbardziej odpowiada.

Pisklęca równina

: 07 wrz 2024, 16:41
autor: Znośny Ziąb
Nie zareagował na komentarz o łowcach, traktując słowa uzdrowicielki za puste – ot, zapełniały ciszę, nie nosząc za sobą szczególnego znaczenia. Smoki lubiły mówić, to była prosta do zrozumienia rzecz. Czy czuły się dzięki temu spokojniej, czy dawało im to iluzję kontroli, poczucie wyższości czy cokolwiek innego... miało to znaczenie dopiero wtedy, gdy przy okazji zdradzały swoje intencje.
Barwy Ziemi – powtórzył. – Zapamiętam. Dziękuję – dodał, przypominając sobie lekcje formalności od Baby. Teraz tylko... jak się żegnało ze smokiem? Tego już nie wiedział. Rozejrzał się niepewnie po okolicy, niby czujne zwierzę. A może Bealyn jeszcze coś będzie chciała powiedzieć...? Przebrał łapami w trawie.

Cisza po Lawinie

Pisklęca równina

: 19 mar 2025, 23:43
autor: Dogmat Krwi
Naprawdę nadstawiał karku w imię dobrej zabawy. Buszował pomiędzy terenami tak, jakby wcale nie były mu obce. Momentami wydawać by się mogło, że kroczył po nich z taką dumą, jakby te stworzone zostały pod niego.
Toshiyr napomknął mu ostatnio o tym miejscu, umawiając się na spotkanie. Diablec zaobserwował w nim.. dziwną zmianę zachowania. Chaotyczna, lekko skrępowana postawa usiana przyćmionym wyrazem pyska. Zupełnie jakby nie był obecny w całej ich dyskusji, co względem mglistego odstawało od ustalonej normy.
Zaintrygowany, zgodził się go wysłuchać.

Ustąpił Brodaczowi tej przyjemności podróżowania z nim i w dzisiejszą eskapadę zaangażował Szczęka. Wolał na spotkania poza stadne nie wychodzić bez rzeczywiście skutecznego obrońcy, a kompan ojca wyjątkowo pozytywnie zapatrywał się na malca. Przy okazji dzierżył w swojej paszczy masę ostrych kłów, które nie były rzecz jasna na pokaz.

Stawił się pierwszy, a w pysku niósł niewielką lisią kość. Wiedział, że ma jeszcze chwilę czasu przed pojawieniem się towarzystwa, dlatego przygotował dla siebie zajęcie. Ciemny pazur zanurzył w białym budulcu i choć brutalnie, z niezwykłą starannością zabrał się za rzeźbienie. Zajawka, którą pokazał mu księżyce temu Kairaki stała się jego prawdziwą rozrywką. Drewno, kamienie, a nawet i kości służyły mu za płótno. Nie potrafił doprawdy naśladować kształtów otoczenia, tak więc wzorki, które twórczo przerzucał, były czystym wymysłem jego wyobraźni.

Pisklęca równina

: 20 mar 2025, 0:13
autor: Nieme Przekleństwo
Wężowy zjawił się, znacznie później niż obiecywał. Rash zapewne już zaczynał powątpiewać w to, czy jego kolega w ogóle raczy przyjść na wcześniej ustalone spotkanie.
Rai wynurzył się zza jednego z krzaków. Jego krok był nadzwyczajnie powolny, jak gdyby całe jego ciało pokryte zostało w jakimś utrudniającym poruszanie się mule. Wcześniej zwinne poruszanie łapkami teraz zamieniło się w ciężkie stukanie o ziemię i ciągnięcie za sobą swojego ogona, który jeszcze nie tak dawno zawsze pozostawał wysoko nad trawą, by się nie ubrudzić.
Gdy w końcu podniósł swój wzrok i spojrzał na Rasha, Rai jakby momentalnie ocknął się z tego dziwacznego stanu. Jego ogon gwałtownie się podniósł, uszy delikatnie podniosły do góry, a sam krok przyśpieszył. Była to jednak zwykła fasada: próba ukrycia swojego stanu przed przyjacielem. Hektyczny w końcu nie chciał, aby ten patrzył na niego jak na jakiegoś niepełnosprawnego. Już sam fakt, że nie miał skrzydeł i nie mógł latać, być wystarczająco, aby inne smoki patrzyły na niego z dołu. W końcu jak bardzo przydatna może być przykuta do ziemi jaszczurka?
— Ach, wybacz! Po drodze trochę się zagubiłem, wiesz, jak to czasami bywa. Ruszyłem w zupełnie odwrotnym kierunku. Musiałem się nieźle cofnąć i namęczyć, żeby tutaj przyjść jeszcze przed zachodem słońca. — stwierdził, delikatnie się śmiejąc.
Jego oczy jednak mówiły coś zupełnie innego. Niegdyś pełne dziecięcej ciekawości teraz zdawały się jakby za mgłą. Jego wzrok mimowolnie skupiał się co jakiś czas na czymś bliżej nieokreślonym, jakby spoglądał gdzieś za horyzont. Zwykłe zmęczenie? Choroba? Ciężko było to ot tak zrozumieć.
Tę dziwną sytuację potęgowało na dodatek zachowanie Koszni, która leniwie szła za adeptem. Póki ten nie umiał jeszcze odpowiednio walczyć, lepiej było, by ta miała na niego jeszcze oko. Rysica jednak trzymała się znacznie bliżej swojego podopiecznego jak gdyby bardziej skupiona na swoim zadaniu niż zwykle. Po co jednak miała to robić, biorąc pod uwagę fakt, że Rai był już prawie samodzielny?

Rashediah

Pisklęca równina

: 20 mar 2025, 0:42
autor: Dogmat Krwi
Przesunął pazurem wzdłuż wapieni, a drobne ciałko ułożył w śniegu. Nawet na moment nie oderwał jednak wzroku od swej lubej. Siłę nacisku dobierał w zależności od wizji danego elementu. Mocniejszy docisk dla znacznie wyraźniejszego kształtu, lżejszy dla subtelniejszego, ledwo widocznego z pewnej odległości.
Strzepnięcie uchem oznaczało nadchodzącego obcego. Spiął mięśnie, leniwie podnosząc wzrok ponad strefę pracy.

Toshiyr.
Uniósł prawy kącik ust, odstawiając swoją niedokończoną zagwozdkę na grzbiet Szczęka, wcześniej przedstawiając mu pobieżnie utworzone dzieło. Tylko on póki co wtajemniczony został w ukryte rzeźbiarskie talenty diabelca. Nawet przed Brodaczem starał się zatajać swoje bardziej staranne dzieła.
Nie szkodzi — nawet nie odczuł spóźnienia, o którym napomknął Rai. Zapewne gdyby nie zajęcie, ostro zrugałby towarzysza we łbie. Nienawidził spóźnialstwa, choć sam często je praktykował.
Pozytywem wiecznych wycieczek Rashediaha poza tereny obozu była na pewno znakomita umiejętność rozpoznawania przestrzeni. Ciężko szło mi się zgubić, choć i dla niego podróż nad równinę okazała się.. męcząca.
Tak, to dobre słowo.
Zagryzł zęby, krzywiąc się nieprzyjemnie na pysku.
O czym chciałeś porozmawiać, Tosh? Widziałem z jaką przybitą gębą tu dotarłeś. — Wypomniał z lekkim rozbawieniem zaakcentowanym na końcówce, a zarys troski otarł się o jego pysk. Był coraz lepszy w naśladowanie wyrazów gęb, które zakrawały sobie sympatię innych. Smutek, rozpacz, zagubienie i troska. Poruszały sercem, ciągnąc po strunach emocji.
Ważne, że dotarłeś — wysilił się na milszy ton, zmniejszając dzielącą ich odległość. Zastanawiał się przez chwilę czy aby na pewno nie powinien był dodać „że dotarłeś w jednym, zdrowym kawałku”, ale z jego pyska wyszłoby to aż nadto przerysowanie.
W rzeczywistości przecież nie interesowało go w ilu kawałkach Tosh by tu dotarł. Choć obraziłby się, gdyby ten nie dotarł tutaj wcale. Wtedy byłoby to zwykłym okazaniem braku szacunku.

Pisklęca równina

: 20 mar 2025, 1:18
autor: Nieme Przekleństwo
— Przybitą… gębą…? — powtórzył, widocznie zaskoczony. Co dokładnie miało oznaczać to sformułowanie? Mniejsza. Nie powinien się nad tym za bardzo zastanawiać. Jakiekolwiek próby zmuszenia swojego umysłu do tworzenia bardziej zaawansowanych myśli i tak kończyły się fiaskiem.
— No tam, em… Miałem z Tobą rozmawiać, racja. Em… O czym to ja miałem... — wymamrotał pod nosem, łapiąc się łapą za pysk.
Czuł, jak jego serce gwałtownie przyspiesza, gdy zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej dziwnej niemocy. Im dłużej stara się myśleć, tym bardziej wszystko w jego głowie zaczyna się kręcić. Otaczający go świat z każdą sekundą prób zebrania myśli stawał się coraz bardziej odległy, jak gdyby fizyczne bodźce na chwilę do niego zupełnie nie wpływały. Rai pozostawał sam z dudniącym w jego myślach głosem: "o co miałem zapytać? Na pewno po coś tutaj przyszedłem. Dlaczego w ogóle miałbym rozmawiać z Rannu? Szybko Rai, skup się. Zbierz się w końcu do kupy i powiedz coś, cokolwiek logicznego".
Z boku wyglądało to jednak o wiele zabawniej, gdyż wężowy po prostu zaczął się jąkać i śledzić wzrokiem po ziemi, jakby nagle pochłonęła go jakaś trema.
Dopiero po kilku następnych sekundach łeb młodzika przeszył silny, ostry ból głowy. Nie dał znać o nieprzyjemnym uczuciu, a jedynie gwałtownie zamilkł, powoli podnosząc wzrok ponownie na Rasha. To uczucie pozwoliło mu na chwilowe odzyskanie swojej wcześniejszej bystrości umysłu, ciekawe tylko na jak długo.
— Ach tak, miałem się spytać o twoje plany na zostanie adeptem. — wytłumaczył, chociaż było to jedynie przykrywką.
Pomimo powrotu do częściowej normalności, Rai mimo wszystko nie mógł sobie przypomnieć, po co umówił się z Rannu.

Rashediah

Pisklęca równina

: 21 mar 2025, 1:16
autor: Dogmat Krwi
Gdyby tylko mógł, przewróciłby oczami. Zacisnął zębiska jeszcze mocniej, niemalże czując jak w środku niego płonie żywy ogień.
Wiedział, że przy Mglistym jego myśli muszą być czyste. Pysk przyjazny, słowa starannie dobrane.. choć ostatni podpunkt nierzadko kończył się tak, jak się kończył. Czego oczekiwać można od sześcio księżycowego malca? Nie był póki co mistrzem manipulacji. Większość wybryków uchodziła mu na sucho ze względu na wyjątkowo uroczą aparycję, którą wręcz czarował dorosłe osobniki.
Na młodszych, niestety, sztuczka ta nie zawsze działała.

Głęboki wdech — zakomunikował dość szorstko, jak na próbę uspokojenia. Widział, jak ten błądzi gdzieś myślami, a całe jego ciało doszukuje się komfortu w chaosie.
Biedna istota, przeżarta własnym umysłem. Zapewne gdyby był starszy, tymi właśnie słowami określiłby przedstawione przed nim zjawisko. Obecnie, mógł jedynie wymyślić coś bliskoznacznego, lecz całkowicie uproszczonego w swoim rozumowaniu.
Uniósł lewą brew, powątpiewając w autentyczność słow Toshiyra.
Tak, tak, na pewno po to mnie tutaj ściągałeś — uśmiechnął się pobłażliwie, dosiadając się tuż obok lewego barka Mglistego.
Co jest, brat? — Przekrzywił łeb, ze swoistą troską wbijając pełne żalu spojrzenie. Było niczym studnia bez dnia. Równie mistyczne i bez wyrazu co jej ciemna zapadnia, pozbawiona wzroku gapiów. — Jak wygląda ceremonia na adepta? Miałeś już swoją? — Zmienił temat w nadziei, że może po tym Tosh zdecyduje się otworzyć. Nie mieli całego dnia, a go nudziło czekanie na rzeczowe informacje. Może dowie się czegoś, co odmieni jego żywot. Niewiedza bywała taka ekscytująca.

Pisklęca równina

: 21 mar 2025, 1:45
autor: Nieme Przekleństwo
Ogon wężowego delikatnie uderzył o ziemię, gdy Rash dosiadł się tuż obok niego. Wraz z wiekiem Rai coraz bardziej przestawał lubić, gdy ktokolwiek znajdować się zbyt blisko jego ciała. Sprawiało mu to dziwny dyskomfort, którego nie było jeszcze kilka księżyców temu. Zwłaszcza w tym stanie nienawidził tego jeszcze bardziej.
— Tak. Możesz do mnie teraz mówić Hektyczny Kolec, ale… Ale to chyba i tak trochę bezcelowe. Imię, które z góry spisane jest na zapomnienie, nie powinno być czymś, z czym się utożsamiam. — wytłumaczył, podnosząc swoją łapę do góry i drapiąc się po łbie.
Po części nie rozumiał, dlaczego smoki tak często zmieniały swoje imiona. Oczywiście posiadał te swoje jedno „prawdziwe”, lecz wiele dorosłych posługiwało się prawdziwym imieniem, imieniem adepta, następnie imieniem dorosłej rangi, później do prawdziwego imienia trzeba było dołączać tytuł, a wraz ze zostaniem starszym cała ta plątanina nazw jedynie się pogłębiała. Problem był jeszcze większy, gdy dany smok zmienił stada lub rangi. Stąd też Rairish pomimo tego starał się nie nakładać zbyt dużego nacisku na jego aktualne, fałszywe imię.
— To na dobrą sprawę nie jest nic ciekawego. Po prostu… — na chwilę zamilkł, starając się przypomnieć, jak wyglądają ceremonie.
Taka prosta rzecz wypadła z jego głowy jak gdyby nigdy nic. Ten jeden fakt wystarczył, by ponownie poddenerwować wężowego, który ogon ponownie uderzył o ziemie.
— Em… Po prostu stoisz i przywódca mówi o jakichś zasadach. Później przybierasz nowe imię, rolę, na którą się kształcisz i dostajesz jakiegoś mentora. To chyba wszystko. — wymamrotał, ledwo co układając wszystkie fakty w jedną, zbitą całość.
— A ty? Jak nazwiesz się jako adept? —

Rashediah

Pisklęca równina

: 22 mar 2025, 0:21
autor: Dogmat Krwi
Znudzony zaczął odczuwać, jak jego własna skóra próbuje uciec spod warstwy futra. Palące, drapiące uczucie nie ustępowało, gdy Rairish zaczepiał się o coraz to bardziej nużące tematy.
Zmrużył ślepia, a wyraz pyska wygiął w metaforyczną kreskę.
Hektyczny? — Przekrzywił łeb. — Ładnie — stwierdził, próbując słowa po języku. Adepckie imiona były takie bezsensowne. Maskowanie imienia na czas nauki. Nagroda za dożycie pewnego etapu? Głupota. Od razu wybierać mogliby sobie dorosłe aliasy, bez zbędnego, przejściowego etapu.
Barani — odparł bez zastanowienia się. Ceremonia czaiła się na niego tuż za rogiem, dlatego doboru imienia pozwolił sobie dokonać już wcześniej. Było proste, głupie i bezsensowne – w pełni oddawało więc sens rangi adepta. — Kolec oczywiście, zgodnie z tradycją. — Jaki by nie był, tego co ustalone przez wieki wydawał się w niektórych sytuacjach przestrzegać.

Cisza zrugała ich po plecach, pozwalając sobie na własne przemyślenia. Niezręczność wypełniła powietrze, podbierając znudzone wymiany spojrzeń.
Tosh — przerwał w końcu, choć to nie on uznawany był za inicjatora rozmów. — Nie ściemniaj, bo robisz to beznadziejnie — stwierdził z kamiennym wyrazem pyska, po czym bez zbędnego dodatkowego komentarza, wbił w niego puste spojrzenie. Pozbawione nawet i blasku, który wydawał się być standardem wśród pisklęcych ślepi.

Pisklęca równina

: 22 mar 2025, 13:48
autor: Nieme Przekleństwo
Młodzik delikatnie skinął łbem na imię obrane przez Rasha. Nie, żeby jakoś specjalnie się nad nim zachwycał, ale żadne z nazw adeptów nie wywoływała w nim żadnego zachwytu.
Ciarki po jego ciele przeszły dopiero wtedy, gdy rozmówca zwrócił się do niego po imieniu. Wężowy poczuł, jak jego serce zaczyna stopniowo przyśpieszać, a łapy jeszcze bardziej wbijać się w ziemię. Czy był to stres? Strach? Niepokój? Ciężko było mu stwierdzić, lecz nieprzyjemne uczucie nie dawało mu spokoju. Gdyby nie ono, prawdopodobnie znów zignorowałby jakiekolwiek starania Rasha w związku z wyciągnięciem od niego prawdy.
W końcu jednak postanowił otworzyć swoją paszczę i przejść do rzeczy.
— Ja… Nie wiem, czy następnego dnia się obudzę. — te słowa przez krótką zawisły w powietrzu. Chociaż brzmiały one trochę jak głupi żart, to pysk Raia pozostawał w pełni poważny.
— Śpię coraz dłużej i, dłużej i może w pewnym momencie będę spać Całę dnie i całe noce. Nie wiem, czy to śmierć puka do moich drzwi, czy coś innego, ale mam do ciebie pewną prośbę. — zaczął, spoglądając na rozmówcę z wyjątkowo spokojnym spojrzeniem jak na całą tę sytuację.
— Jeśli przestanę się tu pojawiać, to proszę, zajmij się moją siostrą, gdy tylko będzie szła gdzieś na granicy z Ziemią. Nie chcę, aby coś jej się stało, a dobrze wiem, że tobie mogę w tej sprawie zaufać. —

Rashediah

Pisklęca równina

: 23 mar 2025, 12:33
autor: Dogmat Krwi
Czarne źrenice drgnęły w intensywnie zielonej sadzawce. Nie wiedział czy.. się obudzi? To dało się w ogóle wiedzieć? Ledwo powstrzymał odruch rozbawionego parsknięcia, zakrywając łapą pysk. Przestudiował całą jego posturę wzrokiem i mimo wizualnej pewności, w dalszym ciągu nie dowierzał. Toshiyr był w pełni przekonany własnych słów, kuląc się, okazując przed nim strach. Gdyby nie inne okoliczności, Rash wykorzystałby moment pozbywając się Mglistego. W końcu słabe, wystraszone jednostki same się o to prosiły.
Okazał słabość, niepewność przed obcym. Pierwsza i najważniejsza zasada została przez niego naruszona. Diabelec nie zrobił z tym jednak nic. Nie, nawet nie wiedział jakby miał się do tego zabrać.
Przesadzasz — wymsknęło się bez zastanowienia, a pobłażliwy uśmiech zarysował się na jego pysku. Widząc jednak niewzruszoną sylwetkę Hektycznego, zamknął pysk, wzdychając z widocznie poruszoną miną.
Toshiyr, to jeszcze nic nie znaczy — spróbował go uspokoić, choć jego ton był chłodny i stanowczy. — Po prostu jesteś przemęczony tymi wszystkimi treningami, to tyle — podniósł się i machnął na swoje słowa łapą.
Nie widział innej, logicznej przyczyny jego długich nocnych kampanii. Było to raczej.. standardowe w ich wieku. Długie, przespane godziny. Dlatego w pierwszej chwili do tematu podszedł pobłażliwie, uznając, że to zwykły objaw hipochondrii.

Siedzieli jeszcze chwilę w ciszy, gdy ostatnie słowa opuściły jego pysk. Nie wiedział jak się zachować. Nigdy nie był w podobnej sytuacji, a piekące uczucie pod futrem jedynie narastało, zmuszając Rasha do wyduszenia z siebie jakiś słów.
Zajmę — oznajmił z jeszcze większą powagą, niż do tej pory. Zupełnie jakby uwierzył adeptowi w racjonalność jego obaw. Jeśli tylko to miało go uspokoić. — Obiecuję, że Celestinie nie spadnie włos z łba. — Skoro obiecał, musiał swojego słowa dotrzymać. Był jaki był. Cwaniacki, dwulicowy i do cna przesiąknięty brutalną ideologią, która zakorzeniła się w nim przez te księżyce. Jednak obietnice rządziły się swoimi własnymi zasadami. Prędzej odciąłby sobie skrzydła, niż złamał te postawione przed smokami, które mu zaufały.
Przynajmniej na razie ociekał honorem. Jakim rozczarowaniem byłoby, gdyby w przyszłości postanowił obrać inną, mniej szczytną ścieżkę.


Pisklęca równina

: 23 mar 2025, 12:52
autor: Nieme Przekleństwo
Młodzieniec nie był za bardzo zadowolony z początkowej reakcji jego rozmówcy. Jego uszy delikatnie podniosły się do góry, a pysk nerwowo zacisnął. Czy naprawdę traktował go aż tak pobłażliwie? Czy nawet jakby powiedział mu wprost, że lada dzień może umrzeć, to po prostu skomentowałby to zwykłym „przesadzasz”? Naprawdę nie pojmował jego sposobu rozumienia otaczającego go świata, lecz było to właśnie to, co ciągnęło go w stronę Rasha – próba pojęcia tego, co dla niego niepojęte.
— Ja… Nie jestem głupi, Rannu. Jestem w stanie rozpoznać zmęczenie a oznaki choroby. — wymamrotał trochę głośniej, widocznie pewien swoich słów.
Wężowy znał granice swojego ciała i potrafił stwierdzić, kiedy męczy go zwykłe przemęczenie. Zresztą nie forsował się aż tak bardzo, czyż nie? Od momentu zostania adeptem nie zrobił prawie żadnego treningu, nie stoczył żadnej walki ani nie poszedł na żadne polowanie. Był równie bezczynny i bezbronny co wcześniej, teraz jedynie przyświecał mu inny, równie nic nieznaczący tytuł.
— Wiem, że nie wyglądam jak jakiś największy, smoczy geniusz. Brakuje mi lisiej chytrości i czystej siły w łapach, ale to nie znaczy, że jestem głupcem. — zaczął, delikatnie poddenerwowany obojętnością Rasha.
Chciał od niego usłyszeć coś więcej, cokolwiek co mogłoby trochę postawić go na duchu. Poczuć, że gdyby nie było go na świecie, to ktoś, chociaż na krótką chwilę by się nim przejął. Nie oczekiwał łez czy szlochania, dobrze wiedział, że nikt nie wyciągnąłby tego z Rannu.
Dopiero na akceptację prośby, wężowy delikatnie się uspokoił. Jego uszy wróciły do normy, a pysk skierował się w stronę horyzontu, nie chcąc już patrzeć w stronę swojego rozmówcy. Zresztą po co?
— Dziękuję. — stwierdził, a między dwójką ponownie zapadła niezręczna cisza.
Rairish nie wiedział już, co jeszcze powinien dodać. Tłumaczenie tego wszystkiego, co działo się w jego głowie, brzmiało jak delikatna przesada. Nie czuł się jeszcze z Rashem na tyle komfortowo, aby móc sobie na to pozwolić. Wielkim wyczynem było zresztą to, że w ogóle podjął się tego tematu i poprosił o opiekę nad siostrą. Jeszcze chwilę temu próbował od niego uciec, czując dziwny strach przed reakcją rówieśnika. Gdyby północny w pełni go wyśmiał, zapewne Rairish zapadłby się w sobie na dobre.

Rashediah

Pisklęca równina

: 23 mar 2025, 15:22
autor: Dogmat Krwi
Pewnym było, że Rairish nie umrze z dnia na dzień. Było to logicznie niemożliwe. Zbyt młody, aby cierpieć na choroby związane z sercem. Zbyt młody, żeby ot tak, z dnia na dzień zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Może rzeczywiście Rashediah na całą tą sytuację zerkał znacząco z góry, usytuowany swoimi rodzinnymi doświadczeniami. W końcu nie słyszał, aby ktokolwiek z jego najbliższych kiedykolwiek zapadł w mistyczny, smoczy sen. Nie wiedział o swoim przyszywanym bracie ze strony ojca, który już księżyce temu poddał się pod wizją snu, a jego ślepia jeszcze na długo przed wykluciem łapserdaka zamknęły się na otaczający go świat.

Nie chciał zirytować Hektycznego. Nie to miał na celu, ale jego reakcja była najbardziej naturalna wobec siebie samego. Nie potrafił go wesprzeć, otrzeć jego zmartwień. Był wypaczony na empatię i współczucie, zachowanie się w tej sytuacji było.. ciężkie. Trudne do zrównoważenia między własną opatrznością, a potrzebami, które mglisty próbował nim zaspokoić.
Wbijał w niego jedynie puste spojrzenie, które z sekundy na sekundę wywierało coraz to większą presję. Odwrócił więc wzrok, nie chcąc przyćmiewać ostatniej resztki spokoju, którą skrywał w sobie Tosh. Nie chciał go przytłoczyć, nie w sytuacji, w której mógł na tym jedynie stracić.
Będę na ciebie czekał — twarde słowa wybrzmiały, gdy pociągnął swój wzrok ponad ich głowy. Szukał czegoś w obłokach, może odpowiedzi albo pomocy na wyjście z całej tej sytuacji triumfalnie. Nie miał pojęcia, że w takich sytuacjach nie było wygranych. — Jak już się obudzisz, będę tu czekał. — Powtórzył, zaznaczając kolejny raz znaczenie tych słów. Były pewne, przepełnione nie tyle co własnymi domysłami, jak przekonaniem. Wiedział, że za kilka księżyców znów się tu zobaczą, a niebo będzie rozświetlone promieniami słońca. Łąki przepełnione będą życiem, a kwiaty uraczą ich swymi barwami na każdym kroku. W końcu nadciągała Pora Kwiecistych Ziem, która wśród żyjących uznawana była porą nowych początków. Nowego życia, piękna i cudów usianych dookoła przez naturę.

Tkwili w ciszy, obserwując płynące po niebie obłoki. Nie potrzebne były im już słowa, wystarczyła im ta konkretna chwila, usiana... pisklęcą niepewnością. Rairish mógł być pewien, że teraz u jego boku nie siedzi już ten przepełniony krwawymi wizjami drapieżnik, a składający się na skomplikowane emocje przyszły adept, który będzie na niego czekał. Choćby niezgodnie z własną naturą, będzie czekał.
W jakim celu?
Zawsze go miał, ten raz nie był wyjątkowy.
Gdy spotkają się następnym razem, wszystko będzie inne, ale jedno zostanie takie samo – obietnica, którą dziś przypieczętowali.


Pisklęca równina

: 07 kwie 2025, 12:40
autor: Nieme Przekleństwo
Po tym wszystkim dwójka nie powiedziała już nic więcej. Nie było zresztą potrzeby na mówienie kolejnych, nic nieznaczących słów. Nie były one w tej sytuacji zwyczajnie potrzebne. Teraz liczyły się jedynie akcje i gesty. Rairish siedział w miejscu, aż do zapadnięcia nocy. Nie powinien tego robić, w końcu Ceb pewnie zacząłby się martwić o to, dlaczego jego syn na noc nie wrócił do domu. Teraz jednak wężowy nie potrafił się tym odpowiednio przejąć. Właśnie ta cisza i spokój była tym, czego potrzebował w tej chwili najbardziej. Ostatecznie skupił swój wzrok na odległych gwiazdach, które oświetlały nocne niebo. Były niby tak potężne i majestatyczne, a jednak równie ulotne. Ciekawe czy że smoczym życiem było tak samo. W końcu odwrócił się do swojego towarzysza i po cichym westchnieniu wstał.
— Dziękuję Ci jeszcze raz. Zapamiętam sobie twój dobry uczynek. — stwierdził, chociaż za jego słowami nie kryło się nic głębszego. Zwykła wdzięczność, którą czuł do przyjaciela. Ostatecznie dwójka rozeszła się w swoje własne strony, tym razem rozstając się na znacznie dłużej.

Rashediah

z.t.

Pisklęca równina

: 10 kwie 2025, 9:12
autor: Melancholijny Kaprys
Wraz z nadejściem wiosny, wszystko budziło się do życia, dzień stawał się dłuższy, mrozy nie szczypały w nos, ani w łapki, za to częściej pogoda dopisywała, Słońce przyjemnie dogrzewało, częściej można było słyszeć śpiew ptaków. Idealny czas, zwłaszcza dla adepta, który musiał się sporo teraz uczyć. Gdyby dzień nadal był taki krótki, kiedy znalazłby czas dla siebie? Dziś również pogoda była piękna, więc Jemiołuszek nie zamierzał marnować tak cudownej okazji. Ostatnio młody kleryk dużo się uczył, to też postanowił dać sobie chwilę wytchnienia, chwila relaksu, w której będzie mógł oddać się swojej twórczej pasji. Uznał, że jak najbardziej na to zasługuje. Uczył się dużo i pilnie. Nie miał wyrzutów sumienia co do dania sobie chwili wolnego.

Dotarł na tereny wspólne, tych terenów jeszcze nie zwiedzał aż tak często by czuć się jak u siebie, ale miał parę miejscówek, gdzie zdecydowanie powili zaczynał się czuć, jak w domu. Nucąc sobie melodię, dotarł na przyjazną równinę, gdzie nie musiał się zbytnio martwić o niebezpieczeństwo. Zauważył wygodne, przyjemne miejsce w cieniu gdzie sobie przysiadł. Było ciepło i póki co nie potrzebował wylegiwania w promieniach słońca, może jak w cieniu okaże się być za zimno, to przemyśli tę opcję. Póki co jednak kiedy się usadowił wygodniej, wyjął z torby niedokończoną drewnianą rzeźbę. Nie była duża, nie była większa od smoczej łapy. Rzeźbienie było przyjemne, idealne na każdą okazję. Szyć mógł jedynie w grocie, malować nie mógł, bo farby, jakie udało mu się wyrobić, nie były jeszcze doskonale. A kwieciste plecionki... nie potrzebowała żadnej.
Dalej melodyjnie nucąc sobie pod nosem, utkał z maddary drobne, precyzyjne i ostre narzędzie, którym zaczął wykańczać rzeźbę, dopracowywać szczegóły, aby drewienko coraz bardziej przypominało lisa.

Jedyny Kolec

Pisklęca równina

: 11 kwie 2025, 5:09
autor: Jedno Słowo
Tereny wspólne to na pewno nie najlepsze miejsce dla Vaelina, ale mimo to czasami się po nich przechadzał i nigdy wcześniej nie przeciął drogi komuś innemu. Najpierw zobaczył smoka, a potem poczuł jego zapach i niemalże w tej samej chwili usłyszał melodię. On był totalnym beztalenciem jeśli chodziło o tworzenie czegokolwiek. Nawet mazanie patykiem w miękkiej ziemi kończyło się ślaczkiem, krzyżykiem, a w skrajnych przypadkach jajem- bo rysunku nie można było nazwać kółkiem. Muzyka mu też zaburzała nieco rytm natury, ale nie była na tyle nieprzyjemna, aby mu psuć humor. Była jak wiatr wpadający pod kątem w otwory słuchowe, przez co nieco świszczał, ale był naturalny i nic się z tym zrobić nie dało oprócz ignorowania lub odwrócenia łba.
No więc mimo wszystko obrał kurs na siedzącego... siedzącą? Nie miało to znaczenia. Ciekawość go lekko popchnęła. Sam był już wielkości dorosłego smoka, ale wiedział, iż to nie koniec jego rośnięcia. Nie musiał już tak bardzo naciskać na nauki, a poddany testom już je zaliczył i tylko oczekiwał na najbliższą ceremonię, dlatego też mógł pozwalać sobie na większy luz i spacery.

Dotarł mniej więcej do odległości raptem trzech ogonów od smoka i przystanął. Zanim pokona jeszcze tą połowę odległości to musi mieć pewność, że został zauważony. Z ciekawością i nieco nieruchomym wyrazem pyska patrzył na nucącego, nie tyle nie chcąc mu przerwać co po prostu nie za bardzo mając ochotę się odezwać. Stąd też kiedy ten się odezwie, Vaelin kiwnie mu łbem na powitanie. Nie był niemową, ale zdecydowanie stronił od odzywania się... o czym przekona się smok pewnie rychło.
Dziwnie wyglądał ten smok, bardzo różnobarwny, jakby powczepiał sobie w pierze i futro różne ozdoby, a nie były one naturalne dla niego. Szybko jednak zignorował swoją myśl po tym jak sam określiłby swój wygląd. Czerwona grzywa wyglądała tak jakby ktoś splamił śnieg leżący na głazie, a nadchodziły gorące dni. Przez łeb pewnie będzie wielokrotnie jeszcze tracił zwierzynę na polowaniu.
Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 11 kwie 2025, 10:40
autor: Melancholijny Kaprys
Czując obecność nieznajomego smoka, przestał momentalnie nucić, jak i zaprzestał na moment rzeźbienia. Zerknął w stronę nieznajomego, czując od niego znajomą woń stada mgieł. Uniósł lekko łuk brwiowy, dając mu czas na wyplucie jakichkolwiek słów. Sam w tym czasie lustrował go spojrzeniem, poddając ocenie. Był... dość wysoki, zupełnie jak większość dorosłych smoków, jednak jego nieproporcjonalność świadczyła o tym, że był on również młody.

Strzyknął uszkiem, a końcówka ogona z niecierpliwości zaczęła mu latać. Dawał mu czas na odezwanie się, a ten nic. Westchnął w duchu i milutko się uśmiechnął.
— Cześć, mogę ci w czymś pomóc? — Zagaił, może biedaczyna się zgubiła, kto wie? Nie poznał jeszcze nikogo nieprzyjemnego ze stada mgieł, to też nie uważał, aby ten smok również miał jakieś nieprzyjazne zamiary, ale czujność wypadało zachować. Tym bardziej że zdążył się przekonać, że na przykład już taki Letharion potrafił być porywczy i niebezpieczny.
— Nazywam się Najpiękniejsza Łuska, ale możesz mówić do mnie Jemiołuszek. — Przedstawił się, nadal go uważnie obserwując.
— Wysoki jesteś, ale chyba nie jesteś dorosły, co? — Przechylił lekko pyszczek na bok, nie odrywając od niego spojrzenia. Dziwny był ten mglisty, kto wie, co mu w głowie siedziało? Po prostu podszedł bez słowa i się patrzył. Mało normalne zachowanie. Jednak nie zamierzał sobie wyrabiać o nim opinii tak szybko. Może po prostu był nieśmiały?

Jedyny Kolec