Strona 32 z 52

: 24 cze 2018, 17:08
autor: Ścigający Barwy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Galnir biegł tuż za złotym smokiem i starał się go dogonić. Rozmaite zakręty które wykonywał tylko utrudniały sprawę. Nie zwracał zbytnio uwagi na to, że starszy co jakiś czas na niego zagląda, ale słuchał jego rad. A kiedy nadeszła kolejna, od razu się do niej zastosował. Rozluźnił trochę ogon i odkrył, że nie traci za bardzo balansu, a mięśnie aż tak się nie męczą. Zakręty zaś przychodziły mu łatwiej, kolejny pozytyw.

Słoneczny był już prawie w zasięgu pisklaka, zrobił ostatni skręt i młodzik zauważył, że dystans między nimi się zmniejsza. Galnir nie chciał się zderzyć z nauczycielem, więc spokojnie starał się robić kroki wolniej, zachowując jednocześnie technikę. Niespodziewanie złoty smok szybko wyhamował i zaczął się turlać. Lekko skołowany Galnir dalej hamował, coraz bardziej i bardziej. Dobiegając do Słonecznego, przeszedł w truchcik, by ostatecznie wytracić pęd i bezboleśnie szturchnąć nauczyciela w bok, po czym się zatrzymał lekko dysząc. Zmęczenie związane z treningiem dało o sobie znać.

: 03 lip 2018, 11:07
autor: Wędrówka Słońca
Czując delikatne tryknięcie, Słoneczny obrócił łeb w stronę ucznia. Klatka piersiowa zielonołuskiego podnosiła się szybko i opadała, łapiąc cenne powietrze by ochłodzić organizm. Galnir nie wyglądał jednak na wyczerpanego. Widać było po nim słynną krzepę smoków Ziemi. Nie umiał jej zakryć cały pisklęcy urok.
Złapałeś mnie. Muszę powiedzieć, poszło Ci świetnie! – Wyszczerzył całą klawiaturę kłów w uśmiechu. Złotołuski chwalił uczciwie. Nie lubił zniechęcać swoich uczniów, ale nie przepadał też za zbędnymi pochwałami. Wstał i raźno otrząsnął się ze ściółki, która przyczepiła się do jego łusek.
Skoro jesteś już rozgrzany, to co byś powiedział na wypróbowanie skrzydeł? Nie ma nic lepszego niż latanie, słowo. – Zachęcająco rozłożył swoje skrzydła. Słońce odbiło się jasnymi promieniami od złotych błon. Jako pół-powietrzny naprawdę miał się czym pochwalić – skrzydła były nadzwyczaj szerokie. Miałby problem z tym, żeby wzlecieć w Ustroniu – przerwy między drzewami były nieco małe. Galnir za to nie będzie miał z tym problemów.
Rozłóż je, na próbę. I pomachaj. Tylko lekko napnij mięśnie. Czujesz, jak pod skórą się wszystko rusza? Skup się na tym, poznaj te ruchy. – Słoneczny zademonstrował jednym skrzydłem o jaki ruch mu chodziło. Proste góra-dół, bez ustawiania skrzydła pod żadnym dziwnym kątem.

: 03 lip 2018, 22:10
autor: Ścigający Barwy
Wciąż dysząc Galnir tylko wygiął usta w uśmiech i bez słowa tylko kiwnął głową słysząc pochwałę. Pewnie by się zarumienił gdyby mógł. Na pewno czuł się dumny z siebie. Podszedł bliżej Słonecznego i był zadowolony, że może od razu zacząć naukę kolejnej umiejętności. Oddech doszedł mu już mniej więcej do normy i młodzik rozprostował skrzydła. Pomachał nimi chwilę i czuł jak blokują one wiatr na rzecz ciała. Mocniejszy powiew wiatru zaskoczył młodzika i wytrącił z równowagi, ponieważ uderzył on w błony na skrzydłach.

Ze śmiechem mały wstał i zaczął słuchać starszego. Tym razem napiął mięśnie, by nie trzymać skrzydeł bez kontroli i powtarzał ruchy za złotołuskim. Góra-dół, góra-dół. Ruch za ruchem Galnir łapał rytm. Uznał to instynktownie za ważny czynnik, ale nie był pewny. – Machając złapałem pewien... rytm. Czy jest to ważne przy lataniu ? – zapytał nadal machając skrzydłami, dodatkowo spojrzał nauczycielowy w twarz.

: 05 lip 2018, 0:42
autor: Wędrówka Słońca
Słoneczny, widząc pytający wzrok Galnira, twierdząco pokiwał łbem. – Tak, bardzo ważne. Jeśli będziesz ruszał skrzydłami nierówno, twój lot będzie nierówny. A to do niczego dobrego nie prowadzi. – Podczas mówienia podniósł jedną z przednich łap, imitując jej ruchami chybotliwy lot... Zakończony ostrym, twardym lądowaniem na ziemi. Niezbyt przyjemne. – Teraz zwiń skrzydła. Nie da rady wystartować ot tak, z ziemi. Musisz wyskoczyć do góry. Stań w pozycji do biegu, i mocno ugnij łapy. Musisz czuć jak napinają ci się mięśnie. Wtedy wyskocz do góry, odbijajac się najmocniej jak potrafisz. W najwyzszym punkcie skoku, zanim zaczniesz opadać, rozłóż skrzydła i zacznij nimi machać. Równo. – Wodny starannie opisał cały proces i odsunął się, dając samczykowi wolną przestrzeń wokół. Był przygotowany na to, że zielonołuski się wywali na zbity pysk, i na to że być może trzeba będzie go łapać.

: 06 lip 2018, 20:46
autor: Ścigający Barwy
Wciąż machajac skrzydłami, wsłuchiwał się w słowa Słonecznego. Zamknął do tego oczy, pomagało mu to w skupieniu. A miał nad czym się skupiać, bo nauczyciel zaczął mu tłumaczyć skutki nierównego machania skrzydłami. Galnir otworzył oczy tylko by ujrzeć końcówkę symulacji niepoprawnego lotu, wziął to sobie do serca i dalej podążał za rytmem. Kolejne polecenia wydały się z początku dziwne. Młodziak sądził, że wystarczył by tylko dobry rozbieg, ale usłuchał. Zwinął skrzydła i docisnął do boków, przybrał dobrze znaną sobie pozycję i mocniej ugiął łapy. Czuł każdy jeden mięsień, jako że nadal czuł zmęczenie po nauce biegu. Poprostował i pozginal nogi dla rozgrzania i zaś przybrał wskazaną pozycję. Wybył się mocno wszystkimi czterema łapami w górę i rozłożył skrzydła, gdy czuł, że zaczyna opadać. Zauwazył, że błony skrzydłowe spowalniają opadanie ale nadal nie chronią przed upadkiem, więc wykonał dalszą część polecenia i zaczął machać tym czym powinien. Wpadł na chwilę w rytm, ale poluźnił mięśnie na reszcie ciała i jego ogon niczym wahadło przeciągnął się pod cialem pisklaka i mlody poleciał prosto na grzbiet. W międzyczasie złożył skrzydła, by trochę zamortyzować upadek.

: 14 lip 2018, 18:24
autor: Wędrówka Słońca
Plask! Taki właśnie dźwięk zarejestrowały błoniaste uszy Słonecznego, kiedy ten obserwował upadek Galnira. Zielonołuski spadł na elastyczną błonę, która wygięła się pod jego ciężarem i zaabsorbowała siłę upadku. Dopiero po chwili Wodny odciął dopływ maddary do zaklęcia, opuszczając samczyka na ziemię z małej odległości. Nie chciał, by jego uczeń nabił sobie więcej siniaków niż było to konieczne. Albo, nie daj Immanorze, zwichnął skrzydło. Z lataniem nie było żartów!
Bez obaw, to się zdarza każdemu. Ale teraz już wiesz, że musisz pilnować swojego ogona, bo bez tego nie będziesz mógł złapać równowagi. – Uśmiechnął się krzywo, łapą sygnalizując by Galnir wstał i jeszcze raz ustawił się w pozycji do skoku. – Jeszcze raz. A, jak już będziesz w powietrzu, to możesz ustawić skrzydła nieco pod kątem, w ten sposób – zademonstrował, przechylając jedno z rozłożonych skrzydeł – co sprawi że będziesz mógł polecieć do przodu, a nie tylko wisieć w powietrzu. Łapy trzymaj przy tułowiu, ogona zbytnio nie napinaj.

: 14 lip 2018, 22:13
autor: Ścigający Barwy
Spadanie okazało sie miększe niż się początkowo spodziewał, po nagle opadł kulka łusek niżej, już na prawidłową ziemię. Chwilę mu zabrało by się otrząsnąć i wstać na łapy. Uśmiechnąl się lekko i kiwnął głową. Podążył za poleceniami i radami nauczyciela. – Jakim cudem nie spadlem prosto na ziemię ? – zapytał, w międzyczasie ustawiając się do ponownej próby.

Ułożył ładnie łapy, ugiął je, zebrał w sobie wszystkie siły i wyskoczył. Starał się trzymać ogon wzdłuż ciała, ale wciąż dość luźno. Kiedy zaczął machać skrzydłami poczuł zaś, że się unosi. Przechylił je lekko do przodu, co pociąło do przed siebie. Przeleciał niewielką odległość i koślawo wylądował. – Głupek! Zaś straciłem rytm! – skarcił się, nieświadomie zrobił to dość głośno.

: 25 lip 2018, 9:47
autor: Wędrówka Słońca
Podtrzymałem Cię maddarą. – Odpowiedział po prostu, tym wyjątkowym tonem zamyślonego dorosłego który nie widzi jak bardzo ogólna jest jego wypowiedź.
Patrząc na dalsze wysiłki Galnira, Słoneczny nie mógł powstrzymać się od cichego westchnięcia. Szło mu tak dobrze, a mimo wszystko był dla siebie taki bezwzględny. Pewnie, dobrze że nie był chwalipiętą, ale takie uwagi były zbędne.
Bzdura, poszło Ci dobrze! – zawołał cicho, postanawiając że nie będzie udawał chwilowej głuchoty. – Spróbuj jeszcze raz. Do góry, potem do przodu, i spróbuj skręcić w lewo. Wygnij tułów w stronę skrętu, skrzydło w którego stronę skręcasz obniż, drugie podnieś. Ogona używaj jako przeciwwagi. Przy lądowaniu zginaj łapy, nie będą cię potem tak boleć stawy. – Udzielił następnych instrukcji, stwierdzając że Galnirowi wystarczy taki przyśpieszony kurs latania.

: 30 lip 2018, 22:17
autor: Ścigający Barwy
Zaprzeczenie Słonecznego podniosło młodego na duchu. Jego pesymizm był zbyt nasilony, nie powinien być tak surowy dla siebie, ale cóż, młodzieńcza głupota i ambicja mają dziwne rezultaty. Galnir powtórzył wszystkie kluczowe czynności by wykonać kolejne polecenie. Łapy ułożone, siły zebrane, wyskok... skrzydła rozłożone i złapany rytm w machaniu, tym razem przytrzymał dłużej by ze spokojem przechylić się w przód i polecieć trochę w tym kierunku. Ogon nie sprawiał już takiego problemu, na szczęście młodego.
Lecąc na wprost, zastosował się do polecenia i wygiął tułów w lewo. Oczywiście obniżył lewe skrzydło, a prawe podniósł, zaś ogon przerzucił na prawo co przyspieszyło zwrot. Chwilę poskręcał w różne strony (wyraźnie lepiej szło mu w lewo) i wylądował w odległości trzech ogonów od nauczyciela. Był całkiem zadowolony z prób. Chociaż liczył się werdykt Słonecznego.

: 30 lip 2018, 22:52
autor: Wędrówka Słońca
I Słonecznemu podobały się próby Galnira. Zadowolony, podszedł do ucznia i pozwolił sobie położyć mu łapę na barku, przez krótką chwilę. Samczyk poradził sobie popisowo.
Spisałeś się. Na dzisiaj ćwiczeń wystarczy, nabierzesz wprawy w powietrzu. Powiedziałbym nawet, że lotem możesz wrócić do Obozu, ale nie ma co się porywać na takie wyczyny od razu. – Mrugnął żartobliwie i cofnął się o krok. Trochę już odpoczął, trochę czasu minęło mu z Ziemnym. Wypadałoby wracać przed zmierzchem.
Bardzo miło było mi Cię poznać, Galnirze, i cieszę się że mogłem Ci pomóc. O ile nie masz żadnych jeszcze pytań... Do zobaczenia. – O ile młodszy smok go nie zatrzymał, Słoneczny planował wyjść z Zagajnika i dopiero wtedy wzbić się w przestworza by dolecieć do obozu.

//Raport Lot I!

: 05 sie 2018, 19:01
autor: Ścigający Barwy
Galnir był zadowolony ze swoich umiejętności. nie było to aż tak ciężkie, ale czuł ból we wszystkich mięśniach. Bez wysiłku nie ma efektów. Uznał, że podąży za radą Słonecznego i daruje sobie lot do domu. Ma wystarczająco dużo czasu na ćwiczenie tego na terenach Ziemi. Tymczasem nauczyciel zapowiedział swoje odejście i się pożegnał. Trochę szkoda, ale z drugiej strony mama się pewnie martwi gdzie ten zielony huncwot się włóczy. – Do zobaczenia tobie również. Jestem bardzo wdzięczny za nauki. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Niekoniecznie na nauki. – Uśmiechnął się szczerze, spojrzał złotemu smokowi w oczy i chwilę spoglądał jak ten odchodzi. Po chwili Galnir zwrócił się w stronę swojego domu i ruszył tam spacerkiem. Nie miał już siły, na bieg.

: 11 paź 2018, 20:51
autor: Płynący Kolec
To miejsce... Było idealne. To tutaj zacznie się Plan, rozpocznie Oczyszczenie. Myśli rolnika biegły daleko naprzód, gdy łapy rozsypywały sól po ziemi, a długie szpony zakopywały ją, by stała się niemożliwa do wyczucia. To miejsce, ten wieczór... To była ostateczna próba wszystkiego, czego się nauczył i co zaobserwował. Bo oto nadszedł dzień, gdy odbierze swoją cząstkę duszy.
Myślami uciekał do niewyraźnego obrazu brązowej smoczycy i jej demona, gdy łapy szykowały scenerię. Płonęło ognisko, rzucając na wodę kolorowe błyski, choć nie mógł ich dojrzeć. Biała przepaska kryła ślepe oczy, ale to nie spowalniało ruchów. W pysku tkwił pęk białej szałwi, tląc się lekko, przenikając świętym dymem przez trawę i ziemię. Dwie gliniane misy wypełnione krwiście czerwoną cieczą stały w pewnej odległości od ognia. Jedna z nich, oznaczona opartym o nią makiem, zawierała coś więcej, niż trunek. Mocny owocowy smak alkoholu zabijał lekki posmak mandragory – wedle tradycji, wykopanej o północy i o korzeniu przypominającym ludzkie dziecko, a w rzeczywistości będącym wyjątkowo krzywą pietruszką. Niedaleko w ziemię wbił krzywy kij głogowy, który szczególnie mocno okadził szałwią. Sól, niewidoczna wśród traw, rysowała okrąg mający zamknąć demona wewnątrz. Na ogniu leniwie piekły się dziwne, morskie owoce, rozsiewając smakowity zapach – zupełnie, jakby zaprosił wiedźmę na kolację.
Słowem, zrobił wszystko, by pozbawić wiedźmę mocy, gdy się zjawi. Pozostawało słowami uśpić czujność – a przecież to słowa były jego najmocniejszym atutem.
Nie był pewien, jak odbierze jej swoją duszę, gdy będzie miał ją już w swej mocy. Ale liczył, że jak to się stanie, to będzie wiedział. Zakończywszy przygotowania, uniósł pysk do słońca, którego nie mógł dostrzec i ryknął głośno.

: 12 paź 2018, 19:22
autor: Feeria Ciszy
Zaczęło się od tego, że ruszyła na wyprawę. Na południowy – zachód od obozu Ziemi, szła przez cały czas ku Terenom Wspólnym. Kerrigan, dziś nad wyraz leniwy, przelatywał jedynie z gałęzi na gałąź i rozglądał się wokół. Niezbyt starannie i niezbyt szybko, nawet nie szukał ziół. Niby wypatrywał kamieni... Ale jednak nie. W ten oto sposób, Szamanka szybko oddaliła się od kompana. I nazbyt mocno się tym nie przejęła. Przerwa od tego ptaszyska mogła jej tylko wyjść na dobre. Bo ile można z nim siedzieć w jednym miejscu i tłumaczyć, że lawenda i melisa to dwa różne zioła, a ona i tak i tak nigdy mu nie pozwoli wyleczyć choć jednego smoka?
Dotarła na granicę. Nie tą z Cieniem, lecz z Terenami Wspólnymi. Ziemią niczyją, gdzie nie szukało się ziół. Z resztą, nie było nawet takiej potrzeby – ich tereny były rozległe i obfite w lecznicze rośliny.
Ale tym razem nie zawróciła z powrotem. Przerwa od kruka... To może też przerwa od wypraw. Spacer dla samego spaceru. Przyjemność, a nie obowiązek? Korzystając z tego, że ptaszysko i tak nie miało na to ochoty...
Więc ruszyła przed siebie. Tym razem na zachód, zbliżając się do Szklistego Zagajnika. Nie wychylała często łba poza tereny stada, ale gdy już jej się zdarzało, często padało właśnie na to miejsce. Takie spokojne...
Takie pozorne.
Ale nie dziś. Ryk wydawał się tutaj nie na miejscu. Smoczy ryk. Nie raz już słyszała ten dźwięk. Zawsze było to albo wezwanie na Ceremonię albo... Ranny smok. A tutaj raczej żadne stada się nie zbierały, prawda? Czyli coś musiało się stać...
Albo raczej się stanie? Nikt by nie pomyślał...
Mijała drzewa coraz szybciej. W gorączkowym slalomie ich pnie zaczęły się zlewać w jedno. Zapomniała nawet o tym, by wezwać do siebie Kerrigana. Bo wciąż pamiętała. Daimon... Evya...
Skalny Gigant. I tak już zawiodła.
Ale to nie znaczy, że dalej powinna iść tą droga, prawda? Bo owszem, musiała iść dalej, ale najpierw powinna z powrotem zejść na odpowiednią ścieżkę.
Dlaczego odpowiednia ścieżka musiała być taka ciężka? Wieczne przeszkody. Ta druga wydawała się prostsza. Na swój sposób gorsza, dalsza od jej celów, ale...
To nie był ranny. Elesair gwałtownie zahamowała, nieświadomie zatrzymując się tuż przed kręgiem z soli.
No dobrze, to nie wyglądało... Normalnie? Była raczej dziwne. Może też nieco niepokojące, bo nie widziała nigdy smoka, który tworzyłby podobne rzeczy. Hmh... A Yish? Czy on tam czasem czegoś nie kombinował?
Mniejsza z tym. Skupmy się na chwili obecnej. Smok... Znała go? Na pewno gdzieś już go widziała. Był z Wody... Mignął jej gdzieś przy Gigancie.
Nie, to nie wszystko. Musiało być coś jeszcze...
Maestria? Chyba tak. Tamtego dnia wezwała ją, by wyleczyła nieznanego jej gada. Nie wiedziała nawet, czy należy do jakiegoś stada. A Cisza przybyła, wyleczyła go... I poszła. W tamtej sytuacji uznała, że lepiej pozostawić młodych samych. Nie było z resztą czym już się martwić, bo rany zostały wyleczone.
Ale tym razem nie było rany. Dziś również by odeszła.
Jednak tego nie zrobiła. Coś jej podpowiadało, że ta sprawa jednak jej dotyczy. Tylko wciąż nie widziała, co tu się w ogóle dzieje...
I może nie chciała wiedzieć?
Wbiła w Wodnego pytające spojrzenie. Niepokój, który gdzieś tam narastał, nie dorósł jeszcze do rozmiarów alarmujących. Sama już nie wiedziała, kiedy pozbyła się tej kompletnej nieufności wobec innych. Pewnie gdy została Kleryczką...

: 12 paź 2018, 19:50
autor: Płynący Kolec
Nie mógł jej zobaczyć. Nie mógł dostrzec pytającego spojrzenia. Jednak czujne uszy wychwyciły szelest schnących już w oczekiwaniu na jesień traw, delikatne stąpnięcia łap. Nosdrza pochwyciły zapach, wywęszony ledwie raz, a zapamiętany. Czarne kły błysnęły w uśmiechu, tak złudnie przyjaznym.
– Miałem nadzieję, że wysłuchasz mojego wezwania, Feerio. – gdy chciał, umiał sprawić, że jego głos zdawał się wibrować. Mówił cicho, jednak w intonacji było coś, co niosło jego słowa na odległość wystarczającą, by wiedźma go dosłyszała, zrozumiała.
Pochylił łeb z szacunkiem, postępując dwa kroki w jej stronę, trzymając się daleko od granicy wyznaczonej przez sól; cudowną substancję, mającą moc powstrzymania czarnej magii.

– Nigdy nie miałem okazji podziękować za to, co dla mnie zrobiłaś. Czy zrobisz mi ten zaszczyt, i swym towarzystwem umilisz ten wieczór?
Szerokim gestem wskazał piekące się nad ogniem specjały oraz misy pełne owocowego wina. Dobrze pamiętał słowa Maestrii; tu uzdrowiciele byli traktowani jak ktoś ważny, choć niesamowicie rzadko naprawdę doceniani. Chciał, by poczuła się doceniona, by to, jak wiele dla niej przygotował zrobiło wrażenie. By przyjęła zaproszenie, napiła się z nim, poczuła bezpiecznie.
Tak będzie najłatwiej ją schwytać.

: 12 paź 2018, 22:00
autor: Feeria Ciszy
Czyli pod tym jednym względem się nie myliła – rzeczywiście chodziło o nią oraz znała tego smoka. Choć wciąż nie wiedziała o nim wiele.
To dlatego w przerwie między jego cichymi słowami zaczęła mu się uważniej przyglądać. I dostrzegła pewną rzecz – opaska na ślepiach.
Jako, że z rangi była Uzdrowicielką, jej myśli natychmiast zaczęły to analizować. Przecież to mogło się wiązać z jakąś chorobą czy urazem, prawda? Tylko... Wiele właściwie nie było widać. Poza tym, dlaczego smok miałby to robić? Nie łatwiej byłoby od razu pójść do Uzdrowiciela?
Może chciał zatamować krwotok? Tylko nie było widać śladów krwi... Dlaczego musiała stać tak daleko? Może z bliska zauważyłaby więcej szczegółów, które powiedziałyby jej coś konkretnego?
Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Wodnego.
Podziękowanie? Tego się... Nie spodziewała. Owszem, smoki okazywały jej wdzięczność, ale nie robiły tego w tak podniosły sposób. Po co to wszystko? Nie rozumiała. Przecież to był jej obowiązek. Wymagało to od niej wiele wysiłku... Ale to wciąż było coś, o co w jej mniemaniu nie trzeba było robić tyle szumu.
Trochę niezręcznie.
Ale skupmy się na rzeczywistym problemie tej sytuacji – nie miała jak mu odpowiedzieć. Mimika, gesty oraz rysowanie run raczej na wiele się nie zda...
Cisza musnęła mentalnie umysł Kerrigana. Wezwała go do siebie, choć nie miała pojęcia, jak szybko kruk tutaj dotrze. Pomijając fakt, czy w ogóle ruszy się z miejsca, bo skoro nie było wokół krwi, czy czegoś ciekawego, to co będzie ruszać zad...? Był przecież tak daleko. To tyle lotu do nadrobienia...
Co zaś z Wodnym? Elesair nawet nie znała jego imienia. Hmh... Wiadomości mentalne? Chyba tylko to jej pozostawało. Czy ktoś ją kiedyś pytał o imię? Kopiowanie czyiś słów zawsze było łatwiejsze, niż tworzenie własnych... Ech, mniejsza z tym! Ptaszysko powinno dolecieć. Kiedyś. Chyba.
Być może by się nie zgodziła, by pozostać tu z obcym. Rzuciła mu przeczącą odpowiedź i odeszła. Ale te oczy... Może właśnie o to chodziło? Sądząc po ich ostatnim spotkaniu, czy też raczej po słowach Maestrii, nie pochodził stąd. Mógł nie wiedzieć jak podejść do Uzdrowiciela i poprosić go o leczenie. Może o to tyle zachodu? Chciał zrobić jakiś ładny wstęp do tego? Do leczenia oczu...?
Smok mógł poczuć jak do jego głowy nienatarczywie wdziera się wiadomość mentalna. Nie były to słowa, lecz uczucie – zgoda. Twierdzenie.
Feeria nie zamierzała jednak czekać. Zrobiła kilka kroków w przód, zbliżając się do Wodnego. Przy okazji pewnie znalazła się w środku kręgu... Szczegół. Tego i tak nie mogła wiedzieć. A potem jeszcze kilka kroków, aż znalazła się na wyciągniecie łapy od czarnołuskiego. I to właśnie zrobiła – wyciągnęła łapę, by sięgnąć do opaski, zahaczyć o nią szponem i choć lekko odchylić, by zobaczyć oczy, które się pod nimi kryły. Delikatnie, bo mogły się tam kryć jakieś rany.
O ile oczywiście, udało jej się dojść do tego etapu. Nigdy nie wiadomo jak ślepy zareaguje na zbliżające się do niego szelestu... A sądząc po natychmiastowej reakcji gada, musiał mieć czuły słuch. Bądź, co bądź, Cisza chodziła... Cicho.

: 13 paź 2018, 8:40
autor: Płynący Kolec
Poczuł, jak ciemna moc dotyka jego umysłu. W pierwszym odruchu pragnął paść na ziemię, przesłonić uszy łapami i w pewnym sensie zatkać łeb, nie pozwalając by ukradła mu myśli. Jednak... To byłoby podejrzane. To mogłoby nawet zaprzepaścić jego plan! Dlatego też jedynie zacisnął szczęki na moment, zaciskając też niewidome ślepia pod opaską i myśli popchnął ku czemuś, co nie wzbudzi jej obaw. Konkretnie, zaczął rozważać najlepsze sposoby na doprawienie pieczonego płaskorostu.
Odetchnął dopiero, gdy ten atak się skończył. Choć z perspektywy smoczycy zapewne nie trwał długo, samiec miał wrażenie, jakby całe wieki tkwił w tym stanie, usiłując chronić swoje tajemnice przed jej ciemnymi mocami.
Jego uszy drgnęły nieznacznie, gdy ruszyła. Pozwolił jej się zbliżyć; przecież do tego od początku dążył. Gdy się zatrzymała, sam uczynił jeden krok w jej stronę, ten, którego brakowało, by mógł nosem dotknąć jej szyi. Nie mógł zobaczyć łapy, wyciągniętej by dotknąć jego chorych ślepi, nic więc dziwnego, że nie zareagował. Zajęty był teraz czymś innnym – nosem miał przesunąć ostrożnie od dotkniętego punktu w dół, do miejsca, gdzie szyja łączy się z barkiem. Tam zapach wiedźmy powinien być najczystszy, najmniej mówiący o tym, gdzie była, a najwięcej o tym, kim dokładnie była. Zapachy niosły całe mnóstwo informacji; to badanie mogło mu powiedzieć wiele o tym, jak najłatwiej będzie ją podejść. W jej zapachu będzie mógł odczytać, czy jest głodna, czy czuje się bezpiecznie, albo czy szykuje się do walki, a te informacje były teraz na wagę złota. Znaczy, oczywiście jeśli ona mu na to pozwoli.

: 13 paź 2018, 20:08
autor: Feeria Ciszy
Łapa była już tuż tuż. Już prawie. Ślepia całkowicie skupione na opasce, próbowały coś odczytać. Tak, to definitywnie musiała być jakaś choroba...
Ale nie zdjęła opaski. Nie dlatego, że nagle pomyślała o tym, że mogło to byś niegrzeczne, że drugi gad sobie tego nie życzy... Nie. Po prostu poczuła dotyk.
Łapa zastygła. Każdy mięsień na chwilę zastygł w miejscu. Nie ze strachu, ale ze zdziwienia. Nie spodziewała się tego.
Tego... Co to miało na celu? Może to tylko kwestia tego, że w tej chwili samiec był ślepy – taki sposób badania przestrzeni, gdy idziesz przed siebie i nie chcesz wpaść na drzewo? Tylko po kij chciał iść do przodu wiedząc, że ktoś już tam stoi? Ech... Mniejsza z tym.
Łapa opadła na ziemię.
Elesair nie było ciężko wytrącić z równowagi. Najpierw dziwna sceneria, teraz ten dziwny gest. Przez dłuższą chwilę nie wiedziała jak zareagować.
Łapa zrobiła krok w tył, a tuż za nią poszła reszta kończyn oraz całe ciało smoczycy. Niewielki krok w tył, byleby przerwać już ten kontakt łuska do łuski. Z jednej strony... To nie powinno być dziwne. Przecież była Uzdrowicielką, więc w czasie leczenia prędzej czy później właśnie to było potrzebne.
Ale to nie było leczenie.
Uhh, ślepe smoki są dziwne... I w tej właśnie chwili postanowiła się ograniczyć jedynie do obserwacji. Nie czuła głodu, nie zamierzała też atakować. Nawet niepokój, który powoli narastał, wciąż nie był silny. Ta sytuacja była po prostu dziwna. Niecodzienna.

//W końcu krótki odpis. Udało się! xD

: 13 paź 2018, 20:52
autor: Płynący Kolec
Lekkie zaburzenie rytmu oddechu, które musiało instynktownie nastąpić przy spięciu mięśni, również przekazywało informację. Równie wyraźnie, jak cofnięcie się; dzięki bogu nie daleko. Nie poza zasięg kręgu, który powstrzyma jej ciemne moce. Smok czytał bodźce, jakie mógł otrzymać, analizował, starał się zrozumieć. Na jego pysku zagościł przepraszający uśmiech.
– Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. – rzekł lekkim tonem, choć w myślach biczował się mentalnie za nieostrożny ruch – W ten sposób mogłem na ciebie spojrzeć. Nos zastępuje mi oczy. – powiedział, ruchem łapy poprawiając opaskę, nim jego głos przeszedł w ciche mruczenie – Uważam, że naprawdę ładnie pachniesz.
O dziwo, ostatnie zdanie, choć niewątpliwie miało uśpić jej czujność, było prawdziwe. Jej łuski niosły przyjemną woń ziół, nienatarczywą, o barwie stonowanej, jasnej zieleni. Z tym przeplatała się woń jej ciała, wplatając w obraz jaśniejsze pasma o piaskowym odcieniu, niezbyt gęste jednak, sugerujące spokój, ale i niepodatność na jego urok – jeszcze! Ciemna, jakby gęsta zieleń przemieszana z brązem mówiła, że samica rzadko opuszcza terytoria swojego stada; ale i jej kontakty z innymi są dosyć sporadyczne. A mdląca, metaliczno-żółta nuta podpowiadała, że jej ostatnim posiłkiem było mięso, choć nie było to zdarzenie świeże.
Nie były to twórcze informacje, ale zawsze jakieś. Coś, co pozwoliło zorientować się lepiej w sytuacji, zaplanować dalsze kroki. Niespiesznie podszedł do ogniska, by obrócić prowizoryczny rożen z płaskorostami, po czym sięgnął po misy, tą przeznaczoną dla niej przesuwając delikatnie w jej stronę.

– Zechcesz skosztować? To sok owocowy, poddany odpowiednim przeróbkom. Tam, skąd pochodzę, piło się go z okazji spotkań i dobrych wydarzeń. Rozgrzewa ciało i wypędza jesień z umysłu.
Zamoczył pysk we własnej misie, pociągając nieduży łyk; na tyle spory, by pokazać, że napój jest zupełnie bezpieczny, dość niewielki jednak, by zawarte w nim procenty wpłynęły na niego jakkolwiek w tej chwili. Potrzebował czystości umysłu, by ją spętać, omamić.

: 13 paź 2018, 22:54
autor: Feeria Ciszy
O, to wiele wyjaśniało. Zobaczyć poprzez węch... No tak. Ona miała swoją mimikę, gesty oraz runy. Ślepy smok żył innymi zmysłami. Na przykład węchem. A skoro Wodny potrafił ją w ten sposób "poznać", to znaczy, że musiał mieć naprawdę ostre zmysły.
Ładny zapach? Nie odpowiedziała (bo i jak...?), ale sama przy okazji sobie przypomniała ze śmiechem... Że wiele księżycy temu go nie lubiła. Czy też raczej, dusiła ją woń ziół. Często uciekała z groty, w której mieszkała z ojcem i siostrą... Ale koniec końców przyzwyczaiła się. Ba! Zioła kojarzyły jej się z domem. Czymś dobrym i bezpiecznym. Znanym. Kochała ten zapach.
No dobrze, zapowiadało się na dłuższe spotkanie. Cisza przysiadła w miejscu, w którym stała, z zaciekawieniem obserwując poczynania Wodnego. To wciąż... Nie wydawało się normalne. Z reguły smoki po prostu mówiły "dziękuję", czy skłaniały łby w podzięce i ulatniały się. A to...? Z powodu jednej rany? Ciekawe, czy robił tak za każdym razem, gdy jakiś Uzdrowiciel go wyleczył...
Właśnie wpatrywała się z powątpieniem na podsunięty trunek, gdy na polanę wtargnął Kerrigan. Wszelkie napięcie od razu zniknęło i brązowołuska rozluźniła mięśnie. To dziwne, ale... Przy kruku czuła się bezpieczniej. Dlaczego? Przecież gdyby zaatakował ich drapieżnik, ptaszysko na wiele i tak by się nie zdało... Nie żeby ona była wytrawnym wojownikiem. Epizod z królikami dobitnie o tym zaświadczył. Ale i tak pewnie była lepsza w walce, niż kruczopióry.
Ale byli kompanami od wielu księżycy. Dobrze się znali i jednak – niemalże przez cały czas byli jedno obok drugiego. Uzupełniali siebie nawzajem nie tylko fizycznie, ale też mentalnie.
– Co to za czarna msza? – rzucił kruk z łopotem skrzydeł lądując na pobliskim drzewie. Jego bystre ślepia od razu zaczęły analizować sytuację. Nie żeby go to coś szczególnie interesowało... Przybył, bo zapowiadało się na to, że Feeria chciała z kimś pogadać. A on i tak nie miał nic do roboty, więc skoro Szamanka chciała mówić, to czemu by nie poprzekręcać jej słów? Z chęcią.
No, ale zostawał jeszcze ten trunek... Fakt faktem był – Elesair nie dbała o siebie tak mocno, jak powinna. Na przykład zapominała o własnym głodzie, przez co jadła w ostatniej chwili... Do tego często dopiero wtedy, gdy Łowca sam się o nią zmartwi i przyjdzie z jedzeniem. Już Kerrigan się bardziej przejmował jej pustym żołądkiem... Który i tak zapełniała niewielkimi porcjami jedzenia.
Ale teraz, niezależnie od głodu, chyba wypadałoby wziąć choć kilka łyków? Wodny musiał się napracować... Jak dobrze, że jednak miał tę opaskę. Kto jak kto, ale Cisza swoich emocji ukrywać nie potrafiła. Wciąż z nieco wątpiącą miną, wzięła kilka łyków trunku.
Nie pomyślała o procentach... A może powinna. Bo spójrzmy na to leczenie, gdy Yish dał jej nieco chmielu – nie kontaktowała do końca jeszcze przez długi czas.
Ale od czego miała Kerrigana? Anioł stróż pierwsza klasa...

: 13 paź 2018, 23:25
autor: Płynący Kolec
Uszy Smoka drgnęły ponownie, kierując się w stronę, z której dobiegł łopot skrzydeł.
A więc demon przybył.
Czułe zmysły odnotowały, że kij, mający służyć za lądowisko, został przez straszliwego ducha wzgardzony lub niedostrzeżony... Cóż, bywa. I te słowa... Czarna msza. Smok ostrożnie pokręcił głową, szybko w niej też kalkulując, zastanawiając się, czy zdoła oszukać bestię.

– To nie czarna msza, nie dzisiaj. – rzekł, na pysk przywołując uśmiech – W tradycji, według której się wychowałem, wspólny wypoczynek to oznaka szacunku.
Dźwięk przełykania upewnił go w myśli, że Feeria dała się wciągnąć. Teraz pozostawało tylko utrzymać jej poczucie bezpieczeństwa i ufność wystarczająco długo. Mandragora w napoju według wierzeń ludzi pozbawiała mocy, przynajmniej na jakiś czas. A i alkohol miał swój wpływ, zwłaszcza na nieprzyzwyczajoną smoczycę.
Wyszczerzył w uśmiechu czarne kły, kierując pysk w jej stronę.

– Mam nadzieję, że moje zdolności kulinarne przypadły ci do gustu.
Starał się unikać wypowiadania pytań. Zdążył już zauważyć, że nie chciała, lub nie mogła mówić, dlatego też, by czuła się bardziej komfortowo, budował zdania tak, by nie musiała na nie odpowiadać.

: 13 paź 2018, 23:54
autor: Feeria Ciszy
O ile wcześniej na polanie mogła panować przyjemna cisza, tak teraz nie było sensu na nią liczyć. Póki był tu Kerrigan, można się było spodziewać wszystkiego. No, a przynajmniej jeśli idzie o rozmowy... Nie raz i nie dwa Feeria się zastanawiała, czy kruk nie paplał tyle tylko po to, by ją zirytować. Wiedział doskonale, że brązowołuska była smokiem lakonicznym. Nie znosiła długich monologów i preferowała raczej krótkie planowanie i działanie. Nic z resztą dziwnego, skoro sama nigdy mówić nie mogła... To chyba więc logiczne, że długie rozmowy ją tak nudziły i drażniły?
Ale Kerrigan był nad wyraz gadatliwy. Zdążyła już się do tego przyzwyczaić.
– Nieee...? – spytał czarnopióry z rozczarowaniem. Jak to tak, że nie będzie czarnych mszy... – No i co, będziecie tak ciągle siedzieć? Aż się ciemno zrobi i jeszcze dłużej? A nie lepiej poszukać jakiś chwastów? Wiecie, pójdziecie sobie do lasu, poszukacie tych takich ziółek, odpoczniecie i przy okazji zrobicie coś pożytecznego! – zaczął przekonywać. Feeria wbiła w niego zaskoczone spojrzenie. Z reguły to właśnie kruk był tym, który protestował najgłośniej, gdy trzeba było nazbierać ziół. A i tak, gdy dochodziło co do czego, szukał tylko kamieni... I znajdował same zioła. Cisza była na nie chyba kompletnie ślepa, bo niewiele udawało jej się znaleźć za każdym razem. – O, to świetny plan! Wy poszukacie chwastów, a ja jakiś kamieni, o! Albo możemy pozastawiać pułapki na tasznika!
Czasami miała ochotę coś mu zrobić. Cokolwiek... Z reguły kończyło się na chmurce czarnego dymu wypuszczonego z nozdrzy. Skuteczna metoda uciszania Kerrigana... Która jednak działa jedynie wtedy, gdy siedział na jej rogach. Czyli bardzo często. Ale nie w tej chwili.
To jednak nie wszystko, bo kruk jeszcze nie skończył się znęcać. Cisza patrzyła, jak ptaszysko zrywa się ze swojej gałęzi i w dobrym humorze zlatuje na ziemię, tuż u jej łap. Zachowywał się tak, jakby to on z ich dwójki pił... Choć i Feeria nie miała się najlepiej. Nie dość, że nie była przyzwyczajona, to jeszcze była podatna na rzeczy tego typu i z natury cierpiała na słabą koncentrację. Tylko w czasie leczeń, czy z rzadka potrafiła skupić się na kilku rzeczach na raz... Z reguły potrafiła skupić się tylko na jednym.
Teraz z resztą też. Całkowicie pochłonęło ją martwienie się tym, co teraz zamierzał stworzyć kruk.
Który uniósł łapę i zanurzył ją w trunku przygotowanym przez smoka.
– O, co to to jest? – Po czym trzepną łapą, rozsypując wszędzie kropelki. Łapą, którą nie wiadomo gdzie wcześniej sadzał... Elesair obiecała sobie, że już nie będzie pić z tej piski. I że nigdy więcej nie będzie dopuszczać kruka do tego, co właśnie je lub pije. I że już raczej nie będzie go wzywać, gdy będzie chciała z kimś pogadać.
A mogła zostać przy wiadomościach mentalnych... Co ten kruk brał przed przylotem?