Strona 31 z 54
: 16 mar 2019, 10:55
autor: Nakrapiana Gwiazdami
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Niebieskołuska nie miała pojęcia, co teraz ma zrobić. Musieli się jakoś dowiedzieć o co chodzi z tym dźwiękiem i dlaczego słyszy go tylko Menti, ale Szlachetna nie zamierzała puszczać pisklaka prosto w łapy najprawdopodobniej niebezpieczeństwa. Z bezradnością rozejrzała się po obecnych, poszukując pomocy, jakiegoś pomysłu. Zwróciła się do czerwonołuskiego:
– Skąd pochodzi ten dźwięk? Wskaż mi drogę, a my to sprawdzimy. – popatrzyła na Osobliwą, pokazując jej, że ma nadzieję na jej pomóc.
: 16 mar 2019, 17:46
autor: Administrator
Pogłaskała swoją imponującą brodę, słuchając istoty która przedstawiła się jako Dadu.
– Czyli otrzymałeś sygnał, który pomyliłeś z tym od Aterala... Czy wiadomości od konkretnych bogów jakoś się różnią? – na pewno nikt z boskiej gromadki nie zrobiłby mu czegoś takiego. Viliar był dostatecznie wredny, ale nie było w tym sensu – Czy już lepiej? – zwrócila się nagle do duszka z troską. Pewnie to doświadczenie było okropne, nawet jeśli nie potrzebujesz oddychać. Utrata wolności, tak nagle... Aż lekko się wzdrygnęła. Przyjrzała się "ciału" duszka, jakby chciala sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Nie wiedziała czy mógłby zrobić tam sobie prawdziwą krzywdę, jako że nie jest śmiertelny... Ale te więzy na pewno nie były normalnymi pętami.
Wtedy jednak zobaczyła, że młody Iluzji coś kombinuje.
– Menti, co ty robisz? O jakim bulgotaniu mówisz? – nic nie słyszała, jednak coś chyba było na rzeczy. Dla pewności oczyściła umysł, przygotowując go do ewentualnego użycia maddary, czy to do sondowania, czy walki. W końcu musiala w razie czego obronić młodsze smoki.
: 16 mar 2019, 18:33
autor: Administrator
Drużyna V
Dadu wyglądał na nieśmiało zaciekawionego poczynaniami Mentiroso, ale na dźwięk głosu Osobliwej Łuski wzdrygnął się ledwo zauważalnie, jakby w jakiś sposób jej uwaga lekko go krepowała. A był duszkiem. Istotą o mocy większej niż smocza. Normalnie absurdalne zachowanie, prawda?
– Wszystko się od siebie różni – powiedział cichutko. – Ja się różnie od ciebie, różnie się od mojego rodzeństwa, różnię się od bogów. Ten mały chyba różni się od ciebie, bo jest w stanie wykryć coś, co pozostaje ukryte przed resztą z was... I mną.
Te ostatnie słowa sprawiły, że duszek zmarszczył pyszczek. Świadomość tego, że ktoś coś przed nim specjalnie ukrył i był w stanie to zrobić z jakiegoś powodu go niepokoiła. A skoro jego to niepokoiło, to chyba was tez powinna. Bo czy Viliar, czy Ateral, czy Erycal... Od pokonania Tarrama nie było boga, który postępowałby wbrew naturze. To że byli różni nie oznaczało, że któryś z nich był zły, nawet jeśli nie każdy z bogów był zrozumiałą dla śmiertelnika istotą.
– Jak mnie znaleźliście? Czy któryś duszek was tu poprowadził? – zapytał jeszcze niepewnie.
: 17 mar 2019, 12:35
autor: Szarpiący Obłoki
Cóż, Dadu był... uroczy. Na swój sposób. Miał w sobie urok pisklęcia, ale to w żaden sposób nie pomagało im rozwiązać problemu. Mimo to, słysząc wzmiankę o imieniu uzdrowiciela, Marduk uśmiechnął się z zakłopotaniem i czymś na wzór... życzliwości. Przypomniał sobie, jak sam nie mógł zrozumieć znaczenia imion i dziwił się wykorzystaniu do nich dziwnych, skomplikowanych słów.
– Tak, już mija... – zamruczał szeptem, ale potem Maentiroso zaczął się niepokoić, więc kleryk spojrzał w jego kierunku, marszcząc nos.
– Może tylko on to słyszy, bo coś chce nas rozdzielić? – odpowiedział Szlachetnej w zamyśleniu, ale nie poświęcił zbyt dużo uwagi młodemu czerwonołuskiemu. Tym bardziej, że Szlachetna go przytrzymywała. Bardziej skupił się na duszku i tym, co mówił. W ogóle młody kleryk zdawał się być najspokojniejszy z towarzystwa.
– Można tak powiedzieć – odparł, powracając spojrzeniem do Dadu, zwieszając nad nim wąski pysk i mrużąc żółte ślepia w zamyśleniu. – Przysłała nas Naqimia, czy raczej zebrała nas, a doprowadził nas tu czarny pył, bardzo podobny do tego, z którego stworzone były twoje więzy. A pył ten... wykichał nasz uzdrowiciel. – Przy ostatnich słowach, Marduk uśmiechnął się krzywo. – Sami nie wiemy o co tu chodzi. Ale opowiedz więcej o tej mocy, która cię trzymała. Co wtedy... czułeś?
: 17 mar 2019, 20:35
autor: Dymiące Zgliszcza
Pisklak zaczął się poważnie irytować. Szlachetna go przytrzymywała, a dźwięk nasilał się, wwiercając w jego głowę, niczym irytujący komar. Szarpnął się lekko i tupnął łapką, rozkładając skrzydła, żeby trudniej go było utrzymać.
– Woda bulgocze! I syczy! – wykrzyknął wysokim, zdezorientowanym głosem. Wyciągnął łapę w stronę trzcin, skąd dobiegało źródło zamieszania.
– Dlaczego tego nie słyszycie? Aż uszy bolą! – zapiszczał, zwracając spojrzenie złotych oczu raz na Szlachetną, a raz na Osobliwą, mając nadzieję, że któraś w końcu pozwoli mu pójść i sprawdzić. Cały czas próbował wyrwać się z uścisku smoczycy i, gdyby mu się udało, pobiec jak zwariowany w trzciny. Miał mętlik w głowie, bo dlaczego nie może sam odkryć źródła dźwięku? To pewnie jakieś wodne stworzenie, na które możnaby zapolować. Przecież nic mu się nie stanie. Zastanawiało go też, dlaczego inni nie słyszą. Może udają? Może chcą zrobić z niego głupka?
Skierował uwagę na Marduka.
– Przecież tylko ja widziałem dobrze z nosa tamtego smoka! Może to, co wydaje ten dźwięk, chce żebym to JA go odnalazł. Myśleliście, że Dadu wam coś zrobi, a on nic złego nie robi. Ja wiedziałem, że jest miły. To co robi ten dźwięk też na pewno jest miłe, a wy tylko "niebezpieczne to, niebezpieczne tamto" – parsknął, akcentując swoją wypowiedź obłoczkiem dymu. Jakkolwiek naiwnie, by nie brzmiało to, co mówił, jako najmłodszy z grupy miał prawo do tak pozytywnego spojrzenia na rzeczywistość.
: 17 mar 2019, 22:00
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Czy istnieją wyższe poziomy niepewności? Bo jeśli tak, to Szlachetna właśnie znajdowała się na najwyższym. I co tu zrobić, kiedy żaden z pozostałych członków drużyny nie przejął się aż tak tym dziwnym zachowaniem Menti'ego? Do tego sam czerwonołuski wyrywał się i nie rozumiał powagi sytuacji. Z drugiej strony wiedziała, że ma on trochę racji i rozumiała jego tok myślenia. Wcale nie tak dawno sama nie zdawała sobie sprawy jak okrutne są ból i śmierć. Nie wiedziała, jak wyjaśnić to małemu, nie odciskając piętna na jego psychice, ale nie mogła też trzymać go tak bez wyjaśnień. Zupełnie nie chciała, aby pisklak miał do niej żal czy był na nią zły, ale jak tu, na bogów, pokazać mu, że tylko się o niego martwi?! Ona też miała przecież uczucia i też była poirytowana tą niewiedzą, bezradnością i niezrozumieniem innych. Ona też chciała widzieć wszędzie dobro. Czy tak trudno to zrozumieć?!
Smoczyca wykrzywiła pysk w rozdrażnieniu, kiedy ostatecznie puściły jej nerwy. Przynajmniej miała na tyle rozsądku, aby nie nakrzyczeć na wszystkich obecnych.
– Menti, przykro mi, ale świat nie jest taki różowy i przyjazny, jak ci się wydaje. – wysyczała groźnie, kładąc nacisk na słowo "nie". Chociaż jej twarz wyrażała wielkie zdenerwowanie, to duże, karmelowe oczy aż emanowały troską i niepokojem, zupełnie nie pasując do jej głosu i postawy. – Prosiłabym, abyś łaskawie się uspokoił. Nie tylko ty tutaj próbujesz zrozumieć co się dzieje, więc nie zakładaj od razu, że jedyne czego chcemy, to nie dać ci się pobawić. Zostań tu spokojnie, albo wrócę z tobą i zaniosę cię do ojca, zrozumiano? – tymi słowami Toffinka ryzykowała stracić zaufanie Mentiroso, jednak najwyraźniej spokojny ton do niego nie przemawiał. Niebieskołuska chwyciła mocniej pisklaka, dając mu do zrozumienia, że mówi poważnie. Zaczekała chwilę, przeszywając go gniotącym wzrokiem, oczekującym, że zastosuje się do polecenia.
Jeżeli czerwonołuski się przestanie wyrywać i ucichnie, Adeptka poluzuje uścisk, cały czas jednak przytrzymując syna Iluzji, żeby w razie czego znów go złapać. Gdyby jednak naprawdę został w miejscu, po chwili wahania puściłaby go zupełnie, oddalając się – najpierw cały czas mając pisklaka na oku, później jednak skupiając się na wodzie, w kierunku której kierował się czerwonołuski. Próbowała wywąchać i zobaczyć to, czego nie słyszała, wpatrując się w czarną taflę wody. Mięśnie jej były cały czas spięte, gotowe do natychmiastowej reakcji.
: 19 mar 2019, 18:43
autor: Administrator
Wysłuchała opowieści lekko rozkojarzonego duszka, lekko kiwając głową na jego słowa.
– Tak, Naqumia wezwała nas na Skały Pokoju, by oznajmić że jeden smok z każdego stada został dotknięty złem. Utraciły one mianowicie konkretne zmysły. Nasz uzdrowiciel powonienie. Po chwili badań z jego nozdrzy wyleciał czarny proszek, z którego ułożył się znak prowadzący tutaj. Proch podobny do tych pęt, którymi byłeś związany – opowiedziała historię w wielkim skrócie. Przyjrzała się też lekko podejrzliwie duszkowi po dziwnej reakcji na jej głos, tak nietypowej.
– Czy coś jest nie tak z moim głosem? – zapytała cicho. Czy brzmiała jak ktoś, z kim duszek nie chciałby mieć cokolwiek do czynienia?
Spojrzała na reakcję Szlachetnej. Wciąż jeszcze pamiętała, jak odciągała ją od ojca, który jako stary już smok przemawiał na spotkaniu. Teraz to ona opiekowała się pisklętami.
Jakże szybko dojrzewali. Czas płynął im przez palce, nie zatrzymując się nawet na moment. Było to dość straszne, ale jednak piękne. Oto z maluchów stali się dorosłymi smokami, z jaj w pełni rozwiniętymi dorosłymi. Podeszła do nich spokojnie.
– Spokojnie, Mentiroso. Po prostu martwimy się o ciebie. Coś bardzo złego może chcieć zwabić cię w pułapkę. Dopóki nie wiemy co to jest, musimy być ostrożni. Możesz nam pokazać, skąd bierze się ten dźwięk? Możemy tam pójść i zobaczyć, co to – odezwała się przyjaźnie. Lepiej, by na razie wywiad zrobili dorośli, jak ona czy Szlachetna. Spojrzała na pisklaka z wyraźnym zaciekawieniem. Niech poczuje się ważną częścią drużyny, w końcu nie jest tu tylko to by uroczo wyglądać. Pewnie się uspokoi, gdy poczucie wyobcowania zniknie.
Ruszyła za młodszymi smokami, zostawiając Dadu pod opieką reszty ekipy. Menti i Toffinka mogli potrzebować pomocy, cokolwiek tak bulgotało. Szła spokojnie, jednak umysł skoncentrowała w pełni na sytuacji, gotowa w razie czego sięgnąć do źródła po maddarę.
: 19 mar 2019, 19:39
autor: Dymiące Zgliszcza
Mentiroso naburmuszył się zupełnie na Szlachetną i zignorował to, co powiedziała.
– Sama nie jesteś różowa i przyjazna! – fuknął, potrząsając łebkiem gniewnie, ale nie szarpał się już. Gdy Szlachetna go puściła, poszedł w stronę trzcin, z których dobiegał dźwięk syczenia i bulgotania, powoli, nie wyprzedzając smoczyc. Jakkolwiek chciałby zrobić to sam, wiedział, że nawet sama Szlachetna bez trudu go powstrzyma, a co dopiero ta druga, starsza Wodna. Nie było sensu więc się rzucać, a tak przynajmniej pozwolą mu iść z nimi.
– Wy też bądźcie ostrożne – szepnął zirytowanym tonem. – Nie wiadomo, czy ta niebezpieczna bestia nie pożre całej naszej trójki. – Wciąż słyszał wyraźnie obcy dźwięk, co tylko pogłębiało jego zły nastrój. Niech już okaże się, że to jakaś ryba, czy inna kreatura, żeby mógł pokazać obu smoczycom język i wrócić do Dadu.
Gdy znajdzie się blisko trzcin, Mentiroso ugnie łapy i zbliży się do nich w pozie imitującej polujących dorosłych. Jeśli będzie miał możliwość, wsadzi całą głowę między trzciny, by jak najszybciej odkryć przyczynę zamieszania.
: 19 mar 2019, 21:15
autor: Administrator
Drużyna V
Dadu zamrugał w zdziwieniu, słysząc relacje smoków.
– Dotknięte złem to dobre określenie – powiedział powoli, zerkając na Czarny Staw. – Myślałem, że to było czyste zło. Nie mogłem się uwolnić, nie mogłem myśleć, nie mogłem zawołać o pomoc – powiedział, a w jego głosie wyraźnie przebrzmiało echo tamtego terroru.
Czy smoki w ogóle zadawały sobie sprawe jak straszne musiało być to przeżycie? Ponadnaturalna istota, uwięziona wbrew swojej woli, w miejscu w którym nikt pomijając za pomocą boskiej interwencji by go nie znalazł?
– W jaki sposób przełamaliście te więzy? – zapytał raptownie, odwracając wzrok od jeziora.
Tymczasem grupka smoków postanowiła przebadać miejsce, o którym wspominał szarpiący się Mentiroso. Szlachetna Łuska, mimo najlepszych intencji, nie widziała nic bulgoczącego, syczącego ani nawet ruszającego się, pomiędzy jeziornymi szuwarami. Ba, Mentiroso mógł jej powiedzieć, że miejsce, które go do siebie wołało, znajdowało się trochę na lewo od jej łba, jeszcze bardziej wzdłuż brzegu. A sam nie mógł się rozejrzeć za irytującym go, potęgującym na głośności, dźwiękiem, bo nastawione na obronę smoczyce zasłaniały mu widok. Dostrzegał tylko, że nieopodal, właśnie jeszcze bardziej na lewo od Szlachetnej, woda faktycznie się kotłuje w jakiejś tajemniczej formie wiru.
Ale teraz ciche syczenie i bulgotanie słyszał też Ponury Kolec, w dużo mniejszej intensywności niż Mentiroso, ale nie ulegało wątpliwości, że nie były to żadne halucynacje. I rozpraszały go od rozmowy z duszkiem.
: 20 mar 2019, 7:19
autor: Płynący Kolec
//Przepraszam za nieobecność! Już nie będę znikać.
Milczał dotychczas, bo i przemawianie nie leżało w jego naturze. Na ziemi znacznie lepiej było wycofać się i pozwolić Naziemcom wszystko załatwić. Stał więc z tyłu, robiąc minę, która według niego była zadawkowa (czyli wyglądając, jakby ktoś podsunął mu pod nos nieświeże naziemne owoce) i starając się wyglądać jak ktoś, kto utopi duszka bez wahania, jeśli ten czegoś spróbuje.
Jednak sytuacja duszka wydawała się opanowana.
Czy rozumiał traumę duszka? W jego umyśle brakowało analogicznych wspomnień; nie mogąc postawić się na jego miejscu, nie mając choćby odrobiny podobnych doświadczeń, nie mógł współodczuwać. Nigdy nie doświadczywszy uwięzienia, nie potrafił pojąć emocji, jakie mogą za tym stać. Dlatego też... Cóż, nie był nawet świadom, że naziemny duszek przez coś przechodzi.
No i bał się go, na grzebieniach więc stawał, by wydać się groźnym. Czuł moc przesłuchiwanego, obcą, potężną. Czuł, że gdyby duszka spuścić z oka, ten zdolny byłby do powołania daleko silniejszych tworów, niż pył pozbawiający węchu. Zasadniczo dla Moiry nie miało więc znaczenia, co duszek powie. Był groźny, bo mógł zranić, to wystarczało. Nawet, gdyby spędził księżyc na powtarzaniu, że nie zamierza ranić, wciąż pozostawał fakt, że mógł. Dla małego Gadzika to całkowicie wystarczało.
– Przypadkiem. – rzekł, odpowiadając na pytanie Dadu, starając się brzmieć chłodno, sprawiać wrażenie wypranego z emocji, choć wewnątrz dygotał.
Następnie powiódł pytającym spojrzeniem po pozostałych, jakby liczył, że ktoś mu wyjaśni, co właściwie powinien robić.
: 21 mar 2019, 15:11
autor: Dymiące Zgliszcza
Mentiroso robił się coraz bardziej zły. Zasłaniają mu widok wielkimi cielskami, a nawet nie wiedzą, gdzie mają iść! Był przekonany, że gdyby to któraś z nich słyszała dźwięk, jej by uwierzono od razu i pozwolono eksplorować, bo jest dorosła. Prychnął gniewnie, stając na tylnych łapak i próbując, bezskutecznie, wyminąć smoczyce, przejść między ich łapami czy cokolwiek. Dźwięk narastał, wwiercając się w mógł pisklaka, który w pewnym momencie przypadł do ziemi, zasłaniając łebek łapami i zajęczał głośno. Otworzył oczka, w których pojawiły się łzy frustracji.
– Nie lubię was – powiedział naburmuszonym głosem w stronę Osobliwej i Szlachetnej, po czym jeszcze raz się rozejrzał, krążąc powoli za smoczycami, mając nadzieję, że nie zwrócą uwagi na jego manewry, jeśli będzie za nimi. W końcu przesunął się nieco w lewo, obchodząc Szlachetną i tak! Zobaczył! Wir! Nie namyślając się zbyt długo (bo jeszcze znowu go ktoś złapie i przytrzyma) popędził szaleńczym galopem w stronę dziwnej formy, tworzącej się w wodzie.
– Tam! – wrzasnął w biegu, by jednak również starsze Wodne to zobaczyły. Jeśli nikt go nie powstrzyma, Mentiroso zatrzyma się z poślizgiem na krawędzi stawu i wyciągnie szyję, by obejrzeć wir z bliska. Może w końcu dźwięk ustanie, jeśli pisklak ustali, co go wydaje.
: 25 mar 2019, 7:57
autor: Administrator
Drużyna V
Bycie młodym nie należało do łatwych. Często było się chronionym przez starszych od siebie, czy się tego chciało czy nie. Ale Mentiroso wykorzystał swój spryt, by tę ochronę chytrze ominąć, i dobiec do źródła dźwięku.
Otóż okazało się, iż dobiegł do dziwnego, skrytego wśród trzcin, obiektu pół-zanurzonego w wodzie, który obracał się wokół własnej osi stosunkowo szybko, na tyle szybko, by kształtować płytki wir pośród roślinności. Obiekt był wielkości smoczej gałki ocznej, a więc nic imponującego, i barwy białej z dziwnymi plamami skazy na powierzchni, ciemniejszymi od głównego koloru kulki. Ciężko było powiedzieć coś więcej na jego temat, bo się obracał, ale Mentiroso wydało się, iż sam obiekt lekko, nieznacznie świeci.
I owszem, ów świszczący i bulgoczący dźwięk dobywał się właśnie z obiektu, i ustał jak tylko młode pisklę odkryło jego obecność. Teraz i pozostałe smoki oraz sam Dadu mogli dostrzec o co tu się rozchodziło, i co wcześniej wabiło do siebie najmłodszego członka tej drużyny.
Każdy poczuł, jak z kulki emanuje lekka moc, częściowo podobna do smoczej, a częściowo będąca czymś ponad znaną wam maddarą. Cóż to takiego było i czy pozostałe drużyny mogły się poszczycić podobnymi znaleziskami?
– Chyba ten, kto mnie złapał, musiał to zgubić podczas walki – skomentował cicho, z niepewnością, Dadu.
Jakiej walki, spytacie? Ano tej, którą pewnie duszek stoczył z tym, który go próbował uwięzić. W końcu, jeśli tylko miałby taką możliwość, nawet pasywny i uprzejmy Dadu mógł popisać się imponującą mocą i raczej nie poddałby się czyimś kaprysom bez walki.
– Wygląda jak to źródło bariery, o którym ciągle opowiada Alaleya – skomentował jeszcze pod nosem, nie na tyle głośno, byście wy mogli stwierdzić, że chciał coś powiedzieć do was.
Ale usłyszeliście go wszyscy.
: 25 mar 2019, 15:28
autor: Płynący Kolec
Gadzik postąpił parę kroków w stronę znaleziska, tak by móc mu się przyjrzeć, jednocześnie wciąż mogąc w każdej chwili odwrócić łeb w stronę duszka, gdyby ten czegoś próbował. Skupił wzrok na obracającej się kulce, zachodząc w głowę, jakim cudem nie wyczuł tak potężnego wiru, gdy znajdował się w wodzie. Staw, z natury nieruchomy, powinien łatwo zdradzić swoje sekrety, uderzając ledwie wyczuwalnymi falami w linię boczną Moiry, ostrzegając przed każdym tego typu zjawiskiem. Czyżby, znowu, magia? Uniósł łepek, zamierzając uprzedzić o tym Naziemce.
– Naziemce nie dotykać, nie, nie. To móc być dużo-niedobre, gryźć łapki. Pierwotne zło Dadu wyjąć dziwna kulka z woda, tak, tak. Jak on potem dalej żyć, my zabrać kulka.
Nie zamierzał ryzykować. Jak by nie patrzeć, te Naziemce należały do jego stada, wpadli w tą sytuację razem. Dobrze by było, gdyby nic im się nie stało, prawda?
: 25 mar 2019, 17:17
autor: Dymiące Zgliszcza
Mentiroso odetchnął najpierw z ulgą (bo irytujący dźwięk opuścił jego głowę), a później westchnął z zachwytu. Znalezisko było interesujące!
– Kulka! – wykrzyknął Mentiroso, dając znać tym, którzy jeszcze nie dobiegli, lub nie zamierzali dobiec do obiektu. – Mówiłem wam, nic strasznego. Świecące! I obraca się! Do zabawy! – w podnieceniu pisklak stracił zdolność składania zdań złożonych. Rozłożył skrzydła i zamknął je nad głową, pochylając się nad wirującą kulą, by stworzyć "namiot" w którym byłoby bardziej widać blask pochodzący z nieznajomego obiektu. Czerwonołuski czuł też... coś. Jakby kulka nie była tylko i wyłącznie fizycznym obiektem. Ale to dodawało jej fajności!
Moira, inny pisklak, który wcześniej poszedł ratować Dadu, nie wydawał się być równie podekscytowany co Mentiroso.
Pisklak prychnął.
– Bez sensu. Naprawdę, nie rozumiem, dlaczego jesteście tak śmiesznie nastawieni. Jakby wam kiedyś nagle z kwiatów, które wąchaliście wilk wyskoczył i ugryzł w zadek i teraz nie lubicie niczego, co ładne i przyjemne – zmarszczył nosek, wypowiadając słowa nieco zniesmaczonym tonem. Obie smoczyce rozumiał – w końcu były starsze, dużo widziały, miały prawo być ostrożne. Do tego, Mentiroso miał świadomość, że nie był pisklakiem łatwym w opiece i zapewnieniu bezpieczeństwa. Ale Moira? Marduk? Gdzie pisklęca radość?
Zanim ktoś spróbował go faktycznie powstrzymać, Mentiroso sięgnął w stronę obiektu i złapał go w prawą łapę.
: 27 mar 2019, 21:23
autor: Administrator
Drużyna V
Dadu nie zareagował na nakazy Moiry, siedzac nieruchomo i patrząc z pewnym zdziwieniem w ślepiach na Mentiroso. Który odprawił jakiś dziwaczny, mistyczny taniec – czy modlił się do swoich bogów? Ale chyba nie, po chwili złożył skrzydła, a żadni bogowie się nie objawili. Natomiast młodzieniec trzymał w prawej łapie kulkę, białą kulkę, i absolutnie nic mu nie było.
Kulka była oczywiście mokra po pobycie w wodzie, i dziwnie ciepła, cieplejsza niz temperatura wody czy powietrza. Zimniejsza od temperatury ciała smoka. Ale to by było na tyle. Nic wyjątkowego, nic niepokojącego, się na szczęście nie wydarzyło
Tymczasem Dadu uniósł wyżej łeb, patrząc w kierunku Skał Pokoju. Cała jego postawa wysmukliła się znacząco, jakby widział lub słyszał coś ważnego, jakąś wiadomość, która była mu przesyłana właśnie z tego kierunku.
– Powiedzieliście, że byliście wezwani przez siostrę Naqimię na Skały Pokoju? – wyszeptał duszek nieobecnym tonem głosu, nadal gapiąc się w przestrzeń. – Tam jestem wzywany.
Bez dalszych pożegnań czy jakichkolwiek konkretniejszych wyjaśnień Dadu wyskoczył w górę i popłynął w powietrzu tak, jak Moira w wodzie, w kierunku Skał Pokoju.
: 28 mar 2019, 12:47
autor: Dymiące Zgliszcza
Rubinowołuski obejrzał kulkę z bliska, gdy trzymał ją już w łapie. Powąchał ją, liznął nawet lekko, po czym prychnął. Tania ozdóbka. Była ciekawa, gdy robiła zamieszanie. Teraz już nic nie robi, oprócz bycia ciepłą.
Mentiroso podrzucił kulkę w łapie i załapał ją zręcznie po czym chwycił ją w pyski wrócił tam, gdzie Marduk wciąż stał przy Dadu. Trafił akurat na moment, by usłyszeć, co duszek mówi i zobaczyć, jak odlatuje. Pisklak zmarszczył czoło.
– No dobra. Nie czekamy już na nic. Wracamy – rzucił, sepleniąc prze kulkę między zebami, po czym potruchtał w stronę, w którą poleciał Dadu. Szczerze powiedziawszy, mało go interesowało, co reszta drużyny ma na ten temat do powiedzenia. I tak zaczynali go irytować. Nie bardzo wiedział, jak stąd dotrzeć na Skały Pokoju, ale ufał, że zapamiętał drogę wystarczająco dobrze.
/zt na Skały
: 28 mar 2019, 23:48
autor: Płynący Kolec
Moira odetchnął z ulgą, widząc że czerwony Naziemiec jednak nie umarł. To dobry znak, takie nieumieranie. Zaraz jednak zaczęły dziać się rzeczy – najpierw uciekł Dadu, a potem, zaraz po nim, czerwony samczyk. Gadzik chcąc nie chcąc również zwrócił łeb w stronę Skał Pokoju. Wraz z łbem obrócił też resztę ciała, podejmując marsz, obliczony bardziej na dotarcie na miejsce i utratę jak najmniejszej ilości energii, niż na prędkość. Nie łudził się, że dogoni duszka. Wolał zachować energię na to, co czeka go na miejscu.
Czy poczuł się w obowiązku, by choć słowem odezwać się do pozostałych? Skądże. Bo i co miało z tego przyjść? W końcu dotarło do niego, że absolutnie nikt go nie słucha. Po co więc miałby mówić?
zt → Skały Pokoju
: 29 mar 2019, 20:47
autor: Nakrapiana Gwiazdami
//przepraszam za nieplanowaną nieobecność ;_;
Niebieskołuska wpatrywała się uważnie w niezmąconą taflę mrocznego jeziora, ale bez żadnego skutku. Spojrzała na chwilę do tyłu... i zawarczała z ogromną irytacją, gdy zobaczyła, co wyprawiał Mentiroso. Czy on w ogóle ją słuchał?! Już miała znowu go chwycić, gdy dostrzegła, że we wodzie faktycznie coś się znajdowało. Otwierała już paszczę, żeby ostrzec czerwonołuskiego, ale zanim cokolwiek powiedziała, Menti, oczywiście, chwycił dziwaczną kulkę.
Wtedy jakakolwiek chęć, aby go upominać, całkowicie uleciała z Toffinki, a zastąpiło ją bezsilne poirytowanie. Szlachetna westchnęła ciężko i powiedziała już z całkowitą rezygnacją w głosie:
– Menti, dasz mi tą kulkę...? Och, nawet mnie nie słuchasz... – ostatnie Adeptka już wymamrotała ledwie słyszalnie sama do siebie i zwróciła głowę do duszka. Ożywiła się nieco, gdy usłyszała jego słowa, ponieważ wreszcie pojawiła się u niej jakaś nadzieja, że wszystko zostanie jej wyjaśnione.
Niebieskołuska zrobiła kilka kroków w stronę Dadu, gdy ten wzniósł się i poleciał sobie gdzie indziej. Poważnie? Długo jeszcze będzie ignorowana?
Syn Iluzji oraz Moira najwyraźniej tak samo jak ona postanowili wybrać się z powrotem na miejsce pierwszego spotkania, więc bez słowa ruszyła za nimi. Trochę przestało obchodzić ją, co uważają pozostali, bo kiedy pytała się ich o zdanie, to nikt nic jej nie powiedział. Nie miała więc problemu z szybkim podjęciem decyzji o samodzielnym powrocie drogą lotną. Otworzyła z szumem skrzydła, jednak zanim wzleciała, zerknęła jeszcze na pozostałych.
– Polecę za duszkiem. Menti... – obróciła głowę w stronę pisklaka z zamiarem zaproponowania mu podwózki, ale widząc jego pewne siebie kroki uznała, że chyba wciąż uważa go za niezdolnego do niczego malucha. Dodatkowo miała na dzisiaj już dosyć prób opiekowania się czerwonołuskim, więc ostatecznie odpuściła. – Przypilnowałby ktoś Mentiego? Nie jestem w końcu jego nianią. – niebieskołuska nie zdawała sobie sprawy, że sama jej prośba zaprzecza ostatniemu stwierdzeniu, ale może to dobrze. Wykonała mocne machnięcie skrzydłami, szybko wznosząc się w niebo w ślad za Dadu. Nie mogła za nim, oczywiście, nadążyć, jednak rożwnież dosyć szybko zniknęła z pola widzenia drużyny.
/zt na Skały Pokoju
: 28 kwie 2019, 11:15
autor: Wieczna Perła
Znów się tu pojawiła. Po raz kolejny w krótkim odstępie czasowym. Tylko po to, aby powspominać i mieć nadzieję, że go ujrzy. Może ich pierwsze i jedyne spotkanie nie wyglądało za dobrze, to i tak chciałaby to teraz zmienić. Jak głupia ona kiedyś była... żeby się bać innego smoka, który nie chciał jej zrobić krzywdy. Ale skoro tylko takie wspomnienia z nim miała, to czemu tak do niego lgnęła? Może z tęsknoty za rodzinną bliskością? Wyrzekła się biologicznej matki, a jej zastępcza znowu gdzieś zniknęła. Tak naprawdę nie ma kogoś bliskiego. Nawet jej rodzeństwo zawsze znikało, ilekroć mogła z nimi nawiązać jakąś więź. Czemu więc on? Też zniknął, jak reszta. Też nie widziała go zbyt długo. Czemu więc on? Może dlatego, że z nim ma tak naprawdę najtrwalsze wspomnienie. Sylwetki reszty jej rodziny się zamazały, zniknęły w odmętach pamięci, oczywiście poza Rek. Jej pierwsza matka kojarzy się samicy tylko ze złem, rodzeństwo zaś było nijakie. U ojca jednak kojarzy ten rejon i to bardzo dobrze. Pamięta jak nic ten staw, to miejsce, gdzie jak stała kiedyś, tak stoi i teraz. I patrzy. W to samo miejsce, co dawniej. Wypatrując go. Oczekując go. Chcąc się z nim powitać, spróbować okazać czułość, cokolwiek.
Po parunastu biciach serca, westchnęła zrezygnowana. No tak. Nie pojawi się, to wiadomo. Tylko się napije i rusza w drogę powrotną. Z resztą, i tak tu znów przybędzie za jakiś czas, z tym samym powodem, z tą samą nadzieją, z tymi samymi wspomnieniami. Głupie, fakt, ale nie miała nic innego do stracenia... Zrezygnowana podeszła do źródełka i zaczęła pić. Jak zwykle, zapominając przy tym o świecie wokół niej, skupiając się tylko na tym. Jak to jest, że tak błaha czynność często pochłania jej skupienie?
: 28 kwie 2019, 21:20
autor: Nocny Tropiciel
Przy stawie spoczywał czarnołuski smok spokojnie leżący przy brzegu z dala od piasku który mógłby wejść mu pod łuski. Mokry piach przy zbiornikach wodnych nie był ani trochę podobny do drobnego, suchego piasku z pustyń który tak przyjemnie grzał w łuski, więc ten pustynny samiec zdecydowanie wolał go unikać.
Przybycie samicy z Ognia na chwilę wyrwało go z płytkiej drzemki w które ostatnio tak często zapadał. Sennym wzrokiem śledził jej poczynania niezbyt jednak poza tym reagując na jej obecność. Ostatnio czuł się zbyt dziwnie by podejmować normalne działania. Był pogrążony w czymś co można było nazwać tępym marazmem.
: 29 kwie 2019, 21:12
autor: Wieczna Perła
Samica nawet nie zwróciła uwagi na innego smoka, tak przed piciem, jak i po nim. Jedyną różnicą było to, że zamiast odlecieć, jak miała to w planie, postanowiła poleżeć. Tak, zmiany w ostatniej chwili to też u niej typowe w takim stanie. Nie przejmowała się zbytnio obcym smokiem, bo w razie czego Fio i tak ją obroni. Z resztą wiedziała, że to nie jej ojciec, mimo tych samych łusek. Była pewna, że go by poznała. Położyła się tylko tam gdzie stała, nie myśląc o zbliżeniu się. Pysk i szyję położyła na piachu, smętne wpatrując się w taflę wody.
Przynajmniej teraz nie jest sama, ale jakie to pocieszenie, kiedy koło niej znajduje się obcy smok? Nikt bliski. Ale też kogo można nim określić? Rodzinę? Czy aby na pewno? Ojca też nie poznała wcale, ale jednak... jest jej smutno, że go tu nie ma. Może to przez ogólny brak ciepła w sporej części jej życia i teraz jedynie szuka bliskości u kogoś, kto w założeniach miał jej ją dostarczyć? A może pragnie jakiegoś pocieszenia u kogoś, kto ją wysłucha? Ta smocza psychika. Taka dla niej dziwna, taka dla niej niezrozumiała... nawet teraz, kiedy szukała u siebie powodu smutku, nie mogła jej pojąć. Niby wymieniała powody, ale wydawały się jej one dziwne, niedorzeczne i pozbawione sensu. Jaki więc jest powód tych poszukiwań, skoro neguje każdą tezę? Za dużo o tym myśli. To myślenie tylko ją dobijało. Podobnie jak ta cisza. Wydała jej się dziwna, wraz ze świadomością, że nie jest tu sama.
– Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego? – spytała się niewyraźnie, jakby nie kierowała tych słów do niego. Nawet nie spojrzała się w jego stronę, jej wzrok dalej był wbity w staw i wodę w nim. Odpowie czy nie, Biel miała to gdzieś. Jak tak, to dobrze, a jak nie, to cóż... nie obrazi się. Wszak nie tak zaczyna się znajomości, ale czy ona ma jakichś znajomych?