Strona 31 z 42

: 26 maja 2019, 0:57
autor: Dzika Gwiazda

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Dzika przybyła do Kanionu w bardzo konkretnym celu: zamierzała spotkać się z uzdrowicielem Ognia. Była nawet ciekawa kto nim był, ponieważ ostatnim jakiego znała był niesławny Płomień Świtu. Wciąż badała nastroje smoków dotyczące bogów i bariery, a im dłużej pytała, tym bardziej zaskoczona była. Usadowiła się wygodnie, skupiła maddarę i wystosowała następującą wiadomość.
Jestem Dzika Gwiazda, łowczyni Ziemi. Przybądź do Kanionu Szeptów Uzdrowicielu Ognia, bo potrzebuję twojej porady. – teraz pozostawało tylko czekać.

: 29 maja 2019, 11:05
autor: Błękit Nieba
//powiedzmy że to przed wojną treningową, bo sie nie skończyła jeszcze.

Smok przyleciał na miejsce i wylądował powoli przed Ziemną. Co jak co, ale był zaskoczony, że został wezwany przez nią. Złożyl swoje skrzydła przy bokach i spojrzał na nią łagodnym spojrzeniem złocistych ślepi. Otrzepał się lekko i usiadł.
-Wzywałaś mnie? Zwę się Światłość Erycala. Jestem uzdrowicielem Stada Ognia. – Powiedział spokojnie i złapał ze smoczycą kontakt wzrokowy. O czym chciała z nim pomówić? Potrzebowała jego porady? Co to za jakiś dziwny cyrk. Ale był spokojny. Świetlik wpierw wysłucha co ma smoczyca do powiedzenia.

: 01 cze 2019, 15:46
autor: Dzika Gwiazda
// oke oke

Dzika spoglądała na ognistego samca uśmiechając się uprzejmie. Końcówka ogona, zakończona kostną strzałką poruszała się delikatnie jak u zaciekawionego żbika.
Witaj, jestem Dzika Gwiazda. Nie zajmę ci dużo czasu. Wezwałam cię by zadać ci jedno pytanie: co sądzisz na temat bariery? Powinna ona zostać odbudowana? A może jest dla nas zbędnym ograniczeniem? – zastanawiała się jak zareaguje na jej pytanie. Zdawała sobie sprawę, że nie codziennie ktoś lata po wolnych w te i we te przeprowadzając sondy smoczego społeczeństwa.

: 02 cze 2019, 12:26
autor: Błękit Nieba
Smok spojrzał na nią zaskoczony właściwie. To było dość. Dziwne. Ale nie zamierzał za bardzo ingerować w dobór pytań.
-Pochodzę zza bariery. Dobre smoki, te które nie miały nieczystych zamiarów zostały wpuszczone. Wzmocniły stada. Jednak stada są zbyt słabe by mierzyć się ze wszystkimi zagrożeniami płynącymi zza bariery. Takie jest moje zdanie. Sam zostałem podrzucony bo tutaj bedzie mi lepiej. Będę bezpieczny. Taka była decyzja mojej rodzicielki i uważam że była słuszna. Wytłuką nas jak kaczki. – To powinno dać jej wystarczającą odpowiedź.

: 02 cze 2019, 19:01
autor: Dzika Gwiazda
Dzika wysłuchała odpowiedzi samca kiwając potakująco głową. Proszę, może jednak nie wszyscy chcieli spisać bariery na śmietnik historii?
Dziękuję ci za szczerą odpowiedź. Być może uda mi się jakoś rozwikłać zagadkę jej niestabilności, bo również uważam, że bardziej nam pomaga niż przeszkadza. Nie będę cię dłużej zatrzymywać. – powiedziała uprzejmie, dziękując ognikowi skinieniem głowy. Poczekała moment i jeśli jej rozmówca nie będzie miał więcej pytań lub nie zaczepi jej o nic, po prostu podniesie się i zniknie za krawędzią doliny.

//potencjalne zt

: 07 lip 2019, 2:42
autor: Uśmiech Szydercy
W kanionie między Czarnymi Wzgórzami pojawił się czarny samiec. Lubił to miejsce, choć nieczęsto tu bywał. Było puste, wyjałowione i ponure, wiecznie objęte we władanie mgłą, a słońce prawie nigdy tu nie dosięgało przez otoczenie wysokich wzniesień. Podobno nocą można tu było spotkać duchy zmarłych smoków.
Khagar uśmiechnął się cierpko, stawiając łapy na wilgotnych, wychłodzonych skałach. On sam jest takim duchem, choć zamkniętym w kolczastym ciele. Być może dlatego nie obawiał się. Zbyt dużo już widział.
Zamierzał rozgrzać nieco stare kości i potrenować. Wybrał to miejsce, wiedząc, że nikogo tu nie spotka. Smoki nieczęsto się tu zapuszczają. Mimo to nie tracił czujności. Jego szkarłatne ślepia błądziły po osiadłej w kanionie mgle, jakby chciały dopatrzeć coś, co jest w niej skryte. W pewnym momencie odniósł wrażenie, że ujrzał poruszenie i przystanął, przybierając gotową do walki pozę i czekając.

: 08 lip 2019, 23:21
autor: Pacyfikacja Pamięci
Czarne Wzgórza, ze względu raczej na swoją geograficzną definicję, wybijały się z co bardziej płaskich elementów horyzontu, krajobrazu, wreszcie przestrzeni otaczającej samą spacerowiczkę. Przyjemny dreszczyk popieścił kark Łowczyni, błysk w znużonych ostatnimi księżycami ślepiach otulił jadowicie żółte oczy. Tak, o to odczucia, na jakie liczyła wkraczając w tak mroczne miejsce. Kto wie, jakie pułapki pokalały parszywe podłoża, jaki zwierz znalazł sobie tutaj dom – ile to przygód tylko czeka na roznoszący się tępo dźwięk nieuważnych kroków półolbrzymki.
Ale nie lubi być zaskakiwana, nie. W końcu ma w sobie to coś, co popchnęło ją w dzicz i miażdżenie na dżem zwierzątek, a nie na arenę – dlatego pomknęła przed siebie, ale nie specjalnie w akompaniamencie łupnięć, a na tyle miękko i tłumiąc swoją obecność, na ile tylko tak potężne cielsko może sobie pozwolić.
I hasała. To wystawiała kły, by osuszył je potężniejszy podmuch, to rzucała się na jakąś grudę i smagała ją łapą, to po prostu zapominała o narzuconej sobie zasadzie ciszy i lądowała o ziemię, by słuchać własnej muzyki. A potem przystawała czujnie i czekała. Tak, można tak się powyżywać i potracić energię, ale Pacyfikacja zawsze chciała więcej. Co rozruszałoby i ją, i stada? Może pożar? Napaść byłaby najlepsza, ale to coś, co za dużo wymaga od jednej, biednej, niecierpliwej Wronki. Pożar brzmi dobrze. Brzmi prosto.
Zaparła się tylnymi łapami, odsunęła głowę w tył a pysk skierowała w górę – i już miała posłać małą strugę w przestrzeń. Płomień jednak opuścił korony jej zębów, nie uleciał, by zatracić się w powietrzu, i jeszcze rozbłysnąć. I tak nie doleci i nie chyci się chmur, niestety. Cofnięty język wypadł z pyska, jednym ruchem posłany został w bok i przylepić się do polika. Wronka powodzila nim trochę po sporej bliźnie, która śmiało przypominała, że był sobie czas, gdy samica chodziła bez dolnej szczęki. Nie, jeśli ponownie głowa jej wybuchnie i rozpłata się na dwa, żaden Uzdrowiciel jej tutaj nie znajdzie. Nawet, jeśli, przypadkiem dojrzałby stworzoną flarę – w życiu nie zapuści się w tak urocze miejsce. Nie myślała o nikim konkretnym, ale już nazwała wymyślonego medyka tchórzem. Może żeby samej siebie nie nazwać tchórzem. Bo chyba trochę się obawiała tej własnej siły, nie zawsze, tylko czasem, której nie może okiełznać nawet żyjąc pod jej nazwą. Ogień jest nie do okiełznania. Jedyna prawdziwa i niezmienna zasada, której można się trzymać – co za szczęście. Płomienie nie pokochały więc powietrza, nie pośle ich by pokochały i zajęły ziemię pod jej łapami – może kiedy indziej. Jeszcze przyjdzie pora na pożar.
Ruszyła, trochę nie pewna, co dalej, dalej. Szła już spokojnie. Powietrze zgęstniało jeszcze bardziej, przybrało jaśniejszą barwę. Pacyfikacja uśmiechnęła się drapieżnie, jednak bez pokazywania zębów. Coś się szykuje. Coś się zaraz stanie. Coś musi! Doświadcza właśnie najprawdziwszej mgły, a ta nie pojawia się przecież ot tak.
Biel kłębiła się pomiędzy łapami i tym, co wzrok mógł objąć. Samica zamarła. Ledwo rysująca się sylwetka czegoś zamajaczyła jej w oczach. Może tylko w oczach i tylko w głowie, ale oby nie. Samica zamruczała głęboko, śląc je wraz z rozgłosem, jaki ofiarował Kanion, dalej.
Lamparcia, czy to ty? – wymruczała pierwsze losowe imię, jakie przyszło jej do łba, a jej głos był niecodziennie słodki – Ognista była prawdziwie uradowana z tajemniczej postaci, ale nie była to szczera słodycz, nigdy, kolejny popis złośliwości. Oczywiście, że to nie ascetyczna czarodziejka z jej stada. Ale jakoś zjawę, widmo, demona czy co tam się czaiło trzeba wywabić i niech lepiej przyjdzie do niej zły za taki ton. Sama pozostała we mgle, nie wychylała się, tylko wyciągając łeb wyżej i wyżej, a nozdrzami łapczywie poszukując zapachu.

: 10 lip 2019, 9:17
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar stał i patrzył na zarys sylwetki – była wielka. Bies? Golem? Słoń? Widział, że i tajemnicza postać zatrzymała się i kontemplowała, co zrobić dalej. I tak stali i próbowali coś dojrzeć we mgle.
I nagle rozległy się słowa. Khagar nie znał imienia, o jakie zapytała nieznana mu persona, ale wiedział przynajmniej, iż była to istota rozumna, czyli być może uda się uniknąć walki – chyba, że to podstęp. Doskonale wiedział, że istnieją wredne duszki i upiory umiejące podszywać się pod smoki.
Mimo to samiec ruszył przed siebie, choć zachowując ostrożność.
Najpierw we mgle pojawiły się jego czerwone ślepia lśniące zawsze nienaturalnym, wewnętrznym blaskiem, a dopiero potem dokładny zarys jego kolczastej, masywnej sylwetki. Szyderca przechylił lekko rogaty łeb, gdy ujrzał smoczycę, którą kojarzył z Urwiska. Poruszył nozdrzami, jakby chcąc wciągnąć jej woń i na jej podstawie zrozumieć, z jakiego była stada. Samiec nie wiedział, bo nie znał znacznej większości smoków, które przyleciały nad Urwisko oskarżać go o to, że jest taki czy owaki. A one nie znały jego, co samo w sobie mówiło o ich poziomie inteligencji.
– Sądziłem, że będę tu sam – wymruczał gardłowo, zatrzymując się w odległości dwóch ogonów od Ognistej. Miała bardzo ciekawą prezencję. Khagar nie widział jeszcze takiego smoka – bo nie wiedział jeszcze, że ma do czynienia ze smoczycą.

: 11 lip 2019, 13:00
autor: Pacyfikacja Pamięci
Biel zaczęły przebijać kolce. Całkiem charakterystyczne – Wronka od razu skojarzyła sobie wyłaniającą się postać z tą z Urwiska. Po za obecnością na przenudnym wydarzeniu nie była jednak w stanie powiedzieć o smoku niczego więcej. Mówił... Tak, mówił, na pewno, tylko co, po której był stronie, do czego by tu się odnieść...
Gratuluję pisklęcia i życzę pomyślnego macierzyństwa – uniosła wyżej łeb i powiedziała rozbawiona na uwagę samca. Może i nie na temat, ale trudno. Szybko, póki nie zapomni! Jeśli na jej obłe barki spadłby obowiązek opowiedzenia historii potomnym, do tego właśnie by się zamknęła. Jak dobrze, że półolbrzymka poszła jednak w łowiectwo.
Szczęście jest jednak po twojej stronie, rogaty. Posłało mnie w twoim kierunku. – wyszczerzyła się, trochę drapieżnie, a trochę jasno sugerując, że to tylko żart. Nie była aż tak głęboko w sobie zakochana, aby wmawiać innym lepszość swojej obecności. Zauważą sami.
Pacyfikacja Pamięci, Łowczyni Ognia. Właściwie wybrałam to urocze miejsce na drzemkę, także nie musisz sobie przeszkadzać w czymtakolwiekplanowałeśrobić. – przedstawiła się, raczej dla własnej przyjemności słyszenia swojej rangi i imienia i... raczej chciała popisać się. Patrzcie państwo, Ognista tak odważna, że śpi w tak upiornym miejscu jak we własnej grocie! Położyła się nawet na boku, tylko łeb pozostawiła uniesiony i czujnie patrzący to na rosłą i kolczastą sylwetkę samca, to na otoczenie.

: 26 lip 2019, 1:18
autor: Uśmiech Szydercy
Gdy smoczyca wspomniała o macierzyństwie, Khagar parsknął z rozbawieniem.
– Nie pierwsze i – znając mnie – nie ostatnie – wymruczał gardłowo i wyszczerzył zębiska sugestywnie.
– Jakże jestem wdzięczny memu szczęściu. Dzień od razu stał się lepszy, gdy mogę obserwować tak niesamowitą osobistość – odparł z nutą ironii, ale nie sarkazmu. Smoczyca była niewątpliwie nietuzinkowa. Mówiąc o wyglądzie, bo osobowości nie znał. Intrygujący.
– Khagar, Wojownik Cienia – przedstawił się. Mógł być w Ziemi, ale chyba nikt nie wierzył, że naprawdę się za takiego uznawał. Nie sądził jednak, by Pacyfikację interesowała polityka. Nie wyglądała na taką. Patrzył, jak jej cielsko rozlewa się po kamieniach z nutą rozbawienia.
– Hrrn... Nie za zimno ci tam samej? Kamienie są wilgotne, słońce tu nie dochodzi... – spytał, mrużąc ślepia.

: 31 lip 2019, 23:28
autor: Pacyfikacja Pamięci
Uniosła bary gdy tylko samiec zaczął chwalić dzień i własne szczęście, stając się szersza w bokach, z lepiej zarysowaną piersią i głębiej osadzoną szyją – o to ona, monument siły i majestatu, odrzuciła łeb w bok i zatrzymała go w pozie mądrze i myśląco zapatrzonej w przestrzeń. Naprawdę, brakowało jej tylko grzywy powiewającej teraz delilatnie na wietrze lub kolców, na których to skroplona mgła mogłaby się osadzić. Gdy ciemna postać skończyła,, ona sama przygarbiła się na powrót i zachichotała, pokazując zęby i czubek języka.
A dalej słuchała już bez urządzania przy tym przedstawień.
Cienia? Mamy w Ogniu trochę waszej zguby, wiesz? – powiedziała z przekorą – a teraz jak zaczną się źle zachowywać, to nie będziemy mogli ich do was zwrócić, sprytnie przemyślane z tym rozpadem stada. – powiedziała rozbawiona. Cóż, mało prawdopodobne, że to ta wersja pokrywała się z prawdą. A szkoda – gdyby Cień pozbył się swoich największych zawadiak i zbrodniarzy, posyłając ich Pacyfikacji pod grotę, może wreszcie coś zaczęłoby się dziać. Samica była uzurpatorką, nie podżegaczką, nie działaczką. Lubiła obserwować, lubiła jak coś się działo – pozostawało więc jej liczyć tylko na destrukcyjną naturę innych. Której owoców ciągle i ciągle jej odmawiano.
Nie chcę teraz topić was wszystkich po kolei w litości czy innych paskudztwach, nic z tych rzeczy, więc powiem szybko i krótko: żal będzie teraz pisklęciom i przybłędom wymieniać obecny stan stad. Wszystko, co nudne i jednostronnie prawe ponownie zwyciężyło. I po co? – koniec wypowiedziała już jakby do siebie.

Wręcz przeciwnie, parzą! – udała zdziwioną pytaniem Khagara. Odpowiedź była logocznie twierdząca, a jednak samica rozwaliła się na całej swojej długości, jakby zajmując tyle miejsca ile tylko zdoła – jasno sugerując samcowi, że wcale nie potrzebuje tam jego obecności. Wcześniejszy sugestywny uśmieszek i pytanie o samotność aż wymusiło na Łapczywej wizję zaproponowania paru rzeczy i może rozerwania się po męczących negocjacjach, jednak skrzywiła się w duchu na własną wyobraźnię. Samiec był mocno nie w jej typie i do tego był stary – jeszcze mu stanie jedynie serce, jeszcze jakiś dysk wypadnie spomiędzy lędźwi, nie warto. Rozmowa jest satysfakcjonująca. Kamienie nieprzyjemne, ale się zagrzeją.

: 17 sie 2019, 9:22
autor: Spękany Kamień
//Jeżeli nadal tu piszecie, to mam nadzieję, że wpadam tu tylko na chwilę.

Beri nie był już Berim. Był Płomiennym Kolcem. I jego motywacja żarzyła się w jego sercu. Dlatego, gdy tylko ognistołuski samiec dołączył do niego na skraju Dzikiej Puszczy, starzec skierował swe kroki w głąb terenów wspólnych. Aż trafili na Kanion Szeptów. Stanął na skraju i spojrzał w dół. Co najmniej kilkanaście ogonów przepaści. Na szczęście też przynajmniej kilka ogonów szerokości. Było gdzie spadać.
Polecę za tobą. – Powiedział w końcu wibrującym głosem.
Jak wcześniej – rozgrzej skrzydła. Potem skacz. Dzięki tej dziurze powietrze jest tutaj takie jak ogony nad nami. To znaczy, że jak rozwiniesz skrzydła, to wejdzie pod błony i utrzyma cię niemal bez twojego wysiłku. Słabi powinni startować z klifów i wzniesień. To wymaga dużo mniej siły by wznieść się dość wysoko. Jak będziesz w powietrzu, machaj skrzydłami równomiernie, na pełną szerokość i w dół. Powietrze zadziała jak woda, którą poznasz później. Warto mieć w niej wykształcone skrzydła. – Dawno tyle nie mówił, ale nie miał zamiaru patrzeć jak Płomienny pikuje w dół. A może powinien go tego nauczyć, żeby w przyszłości nie zrobił sobie krzywdy? Rozwinął skrzydła, gotów skoczyć, gdy tylko Beri wykona ruch.

: 19 sie 2019, 13:23
autor: Berius
Płomienny spojrzał w dół przepaści od razu po jego kręgosłupie przeszły ciarki. Dla mniejszego smoka wysokości jawiły się w większej skali niż dla giganta.
jak dla mnie duże szanse na bolesną śmierć i małe na konkretny sukces...
Młodzik wziął głęboki wdech, przetrzymał powietrze w płucach przez jakiś czas i wypuścił je rozluźniając wszystkie kończyny. Rozłożył swoje o wiele lepiej zbudowane skrzydła niż te które miał przed ceremonią. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
Na co my jeszcze czekamy?
Wystartował biegiem do krawędzi i wykonał skok prosto w przepaść. Podeszło mu do gardła gdy jego łapy oderwały się od ziemi. "To nie był mój najlepszy pomysł" pomyślał gdy zaczął pikować pionowo w dół. Musiał szybko myśleć więc ustawił swoje skrzydła poziomo a te sprawiły że Płomienny poczuł szarpnięcie i naprostował lot. Szybował teraz nieco niezdarnie ale na jednym poziomie, Nadal było mu trudno utrzymać stabilność ale ruch ogona o wiele mu to ułatwiał. W miarę ulatujących sekund Młodzik zaczął ogarniać stabilny lot. Mimo początkowego strachu czuł się teraz swobodnie a strach zastąpiła ekscytacja. Podmuch wiatru na jego twarzy był czymś o czym nigdy mu się nie śniło. Całe swoje życie trzymał się na ziemi a teraz szybował jak ptak, Z tej ekstazy zapomniał nawet że czuwa nad nim jego Mistrz.

: 19 sie 2019, 20:00
autor: Spękany Kamień
Beriemu w końcu udało się polecieć. Dobrze. On szybował ponad nim, rzucając na niego ogromny cień. W końcu jednak zanurkował, żeby znaleźć się pod swoim uczniem. Czujesz już wiatr pod skrzydłami. Dobrze. Uznał. Teraz go poznaj.
Zawróć. Jak na lądzie. Odchyl się, bij mocniej zewnętrznym. Ogon luźno. – Rzucał głośno w stronę Beriego. Niech próbuje ile wlezie. Póki co, musiał poznać też swoje ciało w powietrzu.

: 22 sie 2019, 9:45
autor: Berius
Słowa mistrza wyrwały go z transu musiał się skupić. Lekko przymknął oczy i skupił się na wietrze opływającym jego ciało.
Jego ogon był instynktownie rozluźniony. Płomienny uderzył dwa razy skrzydłami tak mocno jak potrafił po czym powoli zaczął się przechylać na prawo. Jednak był to zbyt powolny skręt i po zbyt dużym łuku. Spróbował mocniej się pochylić udało się i młodzi zrobił piękny zawrót jednak po jego zakończeniu manewru mocniejszy podmuch wiatru sprawił że adptem zakręciło i zrobił on jedną beczkę a gdy wrócił do poziomu jego oczy były zrobiły się większe a jego oddech przyspieszony.
to była najstraszniejsza ale i najfajniejsza rzecz jaką zrobiłem kiedykolwiek

: 25 sie 2019, 17:41
autor: Spękany Kamień
To spróbuj jeszcze raz. Patrz. – Zawołał z góry, po czym wyprzedził Płomiennego, opadł pod niego i pokazał sztuczkę. Na raz złożył lewe skrzydło, a prawym bardzo mocno uderzył w powietrze. Gwałtownie stracił kilka szponów wysokości, w mgnieniu oka obracając się brzuchem do góry i zaraz na dół. Rozwinął skrzydło gwałtownie i zabił nim lekko, by wyrównać lot. Spojrzał za siebie jak radzi sobie Beri z powtórzeniem ćwiczenia. Przyda mu się w przyszłości.
W górę. Zgarniaj w dół. I ląduj. – Rzucił charczącym głosem, samemu zaczynając zgarniać powietrze tylko ku dołowi. Wzniósł się wysoko ponad Kanion, a potem pochylił się delikatnie, wykonując bardzo długi, bardzo szeroki łuk. Z każdym ogonem opadania przesuwał skrzydła tak, że stawały coraz bardziej pionem do ziemi, aż zaczął gwałtownie tracić tempo. Był już nisko, uderzył więc skrzydłami parę razy, wyciągając tylne łapy w stronę ziemi. Dotknęły ją szybko, ugięły się ciężko, zaraz potem przednie łapy osadziły się na trawie. I złożył skrzydła. A Płomienny? Pierwsze lądowania zwykle są twarde. Spojrzał na niego czujnie.

: 01 wrz 2019, 21:16
autor: Berius
Patrzył jak jego mistrz robił akrobacje i jak łatwo i miękko wylądował na ziemi. On natomiast nie był pewien czy uda mu się powtórzyć ten manewr. Postanowił jednak nie robić znów beczki przynajmniej nie teraz, był jednak gotowy by wylądować ponieważ jego mięśnie były już dość zmęczone. Zrobił kilka mocnych uderzeń skrzydłami. Wzniesienie się nad kanion kosztowało go znów dużo wysiłku i czasu szczególnie że chciał uzyskać wysokość podobną do tej którą uzyskał Spękany następnym krokiem było dostać się na ziemie. Pochylił się do przodu i szykował wprost na trawę jednak prędkość z którą to robił była zbyt duża i przy kontakcie z ziemią podkną. Na szczęście zrobił szybki skok i z lekkim zachwianiem zatrzymał się obok nauczyciela dysząc ze zmęczenia.
będę chyba musiał nad tym popracować, i to sporo popracować

: 01 paź 2019, 22:15
autor: Miedziany Kolec
Następnego dnia przed świtem zjawiłem się w Kanionie Szeptów i przysiadłem pod jedną z jego ścian. Słońce zaczęło pomału wschodzić, więc niedługo powinien się tutaj zjawić. Nie było sensu marnowania czasu na czekanie, wstałem i rozciągnąłem kończyny, a następnie spojrzałem w stronę, z której przyleciałem. W bezruchy wyczekiwałem nauczyciela, ciekawe co dzisiaj każe mi robić w ramach treningu.

: 31 paź 2019, 19:01
autor: Kuszenie Diabła
To miejsce wydawało się być owiane mgłą i tajemnicą każdego dnia, nie tylko dzisiaj. Nie wiedzieć czemu, targana chęcią przeżycia czegoś jeszcze, zaspokojenia w jakiś sposób swoich rozbuchanych żądzy, szukała najbardziej niepokojących miejsc na terenach wspólnych. Jej krok był cichy, ostrożny, ale dusza niespokojna, jakby spragniona czegoś jeszcze. Jej spokój nie był naturalny, raczej wyuczony, jak wiele masek, które na co dzień nakładała sobie na twarz. Jedyne co chroniło ją od popadnięcia w szaleństwo, był brak sprzecznych uczuć, brak samorefleksji, brak jakiegokolwiek poczucia winy, ale umysł wciąż działający na pełnych obrotach męczył.
Kiedyś to poczuje.
Teraz jednak jej łapy chlupały na wilgotnej glebie, kiedy zagłębiała się dalej w mgłę, nie bojąc się absolutnie niczego, tak jak przez całe życie.

: 31 paź 2019, 20:16
autor: Delirium Obłąkanych
I choćby była jako jedyna pośród mroku Otchłani to żadnego zła się nie ulęknie, bo będzie tam największym skur... Największym Diabłem.
Mgła, która rozpościerała się przed wędrującą Frar dała narodziny widmowej postaci Delirium, która z zabójczą lekkością ruchów, zawstydzającą tą Diablicy, zaczęła iść jej na spotkanie. Ciało tak niepokojąco znajomej istoty poruszało się z dziwną mieszanką nonszalancji i elegancji zarazem. Koścista wiedźma zdawała się być jednak niemalże w pełni prawdziwa, a przynajmniej z oddali; z bliska można było bowiem dostrzec to, jak jej powłoka chwilami drga, zdaje się ulegać powiewom wiatru.
– Aaaaaaaahhhhh. Frar Pokrętna. Ta, która jak nikt inny potrafi zamienić lędźwia mojej córki w drżące skrzydła motyla. Która sprawia, że jej sprawne, uzdrowicielskie skrzydła drżą przy muskaniu bladomlecznych łusek. – Wiedźma uśmiechnęła się i zatrzymała w odległości zaledwie połowy ogona od Kuszenia, błyskając koniuszkami kruczoczarnych zębisk. – Tak bardzo chciałam z tobą zamienić kilka słów, a teraz mam okazję. Nie wiem, na jak długo, więc korzystajmy, póki Otchłań się o mnie nie upomni. Krótkie przedstawienie – Aenkryntith Plugawa, jedna z ostatnich czarodziejek i przywódców Cienia; powiedziałabym, że jestem do usług, ale to nieprawda. – Prychnęła cicho, raczej rozbawiona, aniżeli podirytowana.
– Nasz ród zawsze miał słabość do tej samej płci. Widzę, że Mahvran kontynuuje tradycję, tylko jest zbyt zapatrzona w swoją pracę i zbyt przepełniona ambicjami wyższej wagi, by przyznać się do swoich uczuć. Och, chyba ją właśnie wyręczyłam...

: 31 paź 2019, 23:04
autor: Kuszenie Diabła
Zobaczyła ruch kątem oka, odwracając łeb w tamtą stronę. Kaskada łusek zagięła się z cichym szczękiem, a kolce uniosły do góry, gdy usłyszała swoje cieniste miano, wypowiadane przez nieznany jej głos. Znali je jedynie Cieniści, jakim cudem...?
Niewielka postać wiedźmy zbliżała się do niej zaskakująco szybko, drżąc i błyskając w księżycowej poświacie, eteryczna i tkwiąca na granicy rzeczywistości. Gdyby mogła, z pewnością przestraszyłaby się, jednak jej ciało zareagowało jedynie zatrzymaniem się w miejscu. Obnażyła lekko kły, podobnie czarne jak te u zjawy, które jednak zostały szybko przykryte przez białawe wargi, słysząc absurdalność spływającego na nią potoku słów.
– Co proszę? – Panowie i Panie, zdaje się, że Diablica po raz pierwszy w swoim życiu straciła rezon. Mlasnęła jaskrawym jęzorem, zastanawiając się przez chwilę, co mogłaby odpowiedzieć na tak niedorzecznie szczery wywód – jak się okazywało – matki Mahvran. A także smoczycy, którą pomógł zamordować Khuran. Zdaje się też, że uzdrowicielka wzięła sobie własną matkę za kompana.
No... dobrze.
Długi ogon przeciął ze świstem powietrze, wypełniając ciszę, która zapadła na Kanionie Szeptów. Względną ciszę, powiem wiatr, nieustannie mamroczący coś w tle, niezmiennie obijał się o skały.
– Wróciłaś z zaświatów, aby powiedzieć mi o uczuciach Mahvran? – W jej głosie zadźwięczało lekkie niedowierzanie, ocierające się niemal o urazę. Miała omamy? Nigdy by się o to nie posądziła, ale może słyszała już gdzieś miano Aenkryntith, może ktoś powiedział jej, że była matką Mahvran? Miała uwierzyć, że to wszystko było tylko projekcją jej umysłu, nad którym dotąd tak dobrze panowała? Tak jej się przynajmniej wydawało. Sypiała ostatnio mniej, myślała jednak równie trzeźwo jak zwykle, wszystko zdawało się być na swoim miejscu, a może...? Ukradkiem wbiła sobie szpon w tylną łapę, chcąc wybudzić się z ewentualnego snu. Za chwilę powstrzymała prychnięcie, czując zażenowanie.
Przecież nie śniła.
Ale w takim razie czemu jej podświadomość w formie byłej przywódczyni Cienia mówiłaby jej, że kolana Mahvran miękną na jej widok? Nigdy nie zauważyła niczego podobnego, uzdrowicielka nie traciła twarzy nawet gdy zagadywała ją w dwuznaczny sposób. A przecież zawsze widziała takie rzeczy.
Mógł się do tego przyczynić również fakt, że bywała nieprzytomna podczas większości leczeń.
Skrzywiła pysk, nie odrywając spojrzenia od Aenkryntith.
– Wydajesz się jak najbardziej prawdziwa. Powiedz mi coś, czego nie mogłabym normalnie wiedzieć. – Zmrużyła ślepia, odzyskując nieco ze swojego zwyczajowego spokoju, wciąż jednak wyglądając, jakby biła się z myślami.
Nie była szalona, jej umysł nie płatałby jej takich figli, to wiedziała na pewno. Nie wiedziała jednak czy bardziej niedorzeczny wydawał jej się pomysł Mahvran chowającej się gdzieś nieopodal i robiącą jej ten wybitny żart czy autentyczna postać przywódczyni Cienia, która zstąpiła dzisiaj z piekieł, aby podzielić się z nią tym objawieniem.