Strona 31 z 42
: 28 sty 2020, 19:22
autor: Błysk Przeszłości
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Oddech samca był bardzo spokojny i rytmiczny. Wsłuchiwał się z przymkniętymi oczami w odgłosy, jakie wydaje ciało Mułka przesuwające się po wilgotnym gruncie, a potem, jak spokojnie dorzuca coś do palącego się ogniska. Lubił czasami tak widzieć wszystko wokół siebie ślepiami wyobraźni, mógł sobie wtedy pozwolić na dowolną interpretację bodźców zewnętrznych. Skupiając się na nich mógł też się po prostu jeszcze bardziej wewnętrznie wyciszyć i uspokoić.
W sumie dość długo już tu leżał, a przydałoby się wrócić do domu i porobić co nieco... Otworzył ślepia i chciał się już powoli żegnać, kiedy usłyszał, jak dostaje dość... ciekawe pytanie.
– Hmm... – wyjawił werbalnie, że zastanawia się nad tym problemem, po czym leżał milcząco jeszcze przez kilkanaście uderzeń serca.
– ...Tak. Gdybym miał mieć choć cień szansy, to chciałbym chociaż ich zobaczyć, nawet jeśli by mnie nienawidzili i byłbym tego świadom. To trochę dziwnie brzmi, wiem, ale... Cóż, taki jestem. A ty?
: 30 sty 2020, 21:17
autor: Despotyczny Ferwor
– Ja zrobiłym tak samo... A raczej zrobie. Gdy nastanie lato, ja zamierzam wrócić na te bagna, w celu odnalezienia moich rodziców. Mimo, że to aż zbyt niebezpieczne... I... Najpewniej ja stamtąd nie wrócę... Boję się tego... – Rzekł wpatrując się w ognisko. W ciszy... Lustrując jasne płomienie ognia. Strach stawał się z każdym dniem mocniejszy. Ponowny widok miesjca swojego cierpienia, jest największym lękiem plamistego. Ale mimo tego i tak zamierza to zrobić. W końcu jego cele były, są i będą ponad wszystkim. Emocje i uczucia grają tutaj drugorzędną rolę.
– Wybacz... Ale muszę iść – Rzekł na koniec cicho i opuścił to miejsce.
/zt
: 31 sty 2020, 14:43
autor: Błysk Przeszłości
Zaiście odważne i trudne do zrealizowania plany miałże ów przedstawiciel gatunku bagiennych. Oby udało mu się osiągnąć to, czego pragnie. Chociaż z drugiej strony opuszczać tak stado, w którym żyło się przez większą część życia...? Mętny sam nie wiedział, co o tym myśleć. W sumie, jakby dokładniej wiedział, w jakim miejscu znajdują się jego rodzice, to pewnie i też by tam spróbował polecieć. No trudno...
– Rozumiem, też miałem się zbierać. Cóż, życzę powodzenia w przygotowaniach i do zobaczenia w przyszłości, Mułku. – pożegnał się miło, a kiedy samiec już odchodził, nawet odrobinkę się uśmiechnął. Miły gość... Ta, lubił go. Morski samiec podniósł się z ziemi i przysypał tlące się jeszcze lekko ognisko zmarzniętą glebą. Nie chciał przecież, aby spowodował przez przypadek jakiś pożar, czy coś. Następnie po prostu udał się w swoją stronę, po drodze jeszcze rozmyślając na temat właśnie zakończonej rozmowy.
//zt
: 12 lut 2020, 18:49
autor: Mały Jeleń
Mżawka miała pewien sekret, o którym wiedziało niewielu. Właściwie... czy nie był to przypadkiem dodatkowy powód, dla którego i tak wybrałaby Ziemię? Woda zdecydowanie nie była jej żywiołem! Samica nieco... bała się wody. Wilgoć wsiąkająca w krótkie futro była niezwykle przykrym doświadczeniem, do tego zanurzać się w podstępnej wodzie... Ile razy śniło jej się, że się topi! Być może dlatego omijała głębsze zbiorniki szerokim łukiem! Łapy nie sięgają dna? Najwyższy czas zmienić trasę wędrówki!
Trzeba było jednak zabrać się i za to, jak sądziła. Co to za dorosły smok, który nie umie pływać? Co to za Piastun, który nie nauczy pływać piskląt? Z nowym postanowieniem zmierzenia się ze swymi lękami wyruszyła nad Mały Wodospad, gdzie zamierzała poćwiczyć pod okiem Adeptki na Piastuna Wody, która zgodziła się ją uczyć. Przysiadła na brzegu, przyglądając się niepewnie zbiornikowi, gdzie spływała woda z wodospadu. Nurt był tam spokojniejszy, a ona nie była olbrzymim smokiem, więc dała radę znaleźć miejsca, gdzie mogłaby pomachać łapami bez zahaczania o dno... Czyli coś, czego nawet nie wyobrażała sobie księżyce temu!
//Chmurka
: 12 lut 2020, 21:07
autor: Lawina Obłoków
Spotkanie nad wodospadem. Nad małym wodospadem. Na pewno miały się spotkać nad małym? Po zastanowieniu nie była pewna czy to nawet miał być wodospad. Może strumyk? Albo jezioro? Oby się jednak nie pomyliła. Nie chciała, żeby Mżawka uznała, że ją wystawiła. Szybko wbiegła na umówione miejsce spotkania, gdzie jak się okazało, samica już czekała. Zachmurzona odetchnęła z ulgą i zaraz zaśmiała się radośnie. Udało się. Tym razem się nie myliła.
–Cześć! Długo czekasz? Kompletnie zapomniałam, gdzie miałyśmy się spotkać! Następnym razem sobie zapiszę na kamieniu.
Odparła ze śmiechem. Tak, może to faktycznie będzie dobry pomysł. Usiadła obok Mżystej i sama skupiła wzrok na zbiorniku.
–Brrr no to czas się trochę zmoczyć! Chodź kochaniutka, jeszcze zobaczysz, będziesz śmigać w wodzie. Jak się tak nad tym zastanowić to nie jest wcale taka zła, znaczy no, jest mokra i nieprzyjemna, ale ma też swoje plusy. A pod moim oczkiem jesteś bezpieczna.
Mrugnęła do niej, cały czas uśmiechając się. Sama miała opory przed pływaniem, więc chciała dodać otuchy koleżance. Inne smoki w wieku północnej, naukę pływania miały dawno za sobą, a piastun to już w szczególności powinien pływać. Nawet jeśli nie lubi. Bo co jeśli jakieś pisklę zacznie się topić? No przecież trzeba je wyciągnąć. Dla zwykłej zabawy z maluchami też mogłaby się zmoczyć. Nie myśląc wiele, wskoczyła do wody. A co! Niech pierzasta bierze przykład.
–No i jako dorośli, czasami musimy robić rzeczy, na które nie mamy ochoty. Prawda? Jeśli ma to wywołać u kogoś uśmiech, to warto się poświęcić. Dobrze, jak tylko będziesz gotowa, wejdź powoli do wody, mniej więcej tak, żeby sięgała ci do nasady skrzydeł. Skrzydła powinnaś trzymać złożone, przy ciele, ogrzeją cię, ale pamiętaj, żeby nie dociskać ich za mocno. Nie chcemy, żeby krępowały ci ruchy, prawda? Jak zaczniemy się ruszać, to też się rozgrzejemy! Ogon powinien być wyprostowany, jest bardzo pomocny przy skrętach, ale to wyjaśnię później. Najpierw dam ci czas na oswojenie się z wodą. Jeśli kiedyś zdarzy się tak, że pójdziesz pod wodę, możesz się wystraszyć, ale ważne, żebyś nie dała się strachowi. Musisz mu pokazać kto tu rządzi! Sama poszłam pod wodę jako pisklak, zupełnie jak kamień!
Zaśmiała się, wpatrując się w uczennicę. Jej myśli na chwilę zajął pewien puchaty samiec. Była ciekawa co u niego, czy wszystko z nim dobrze, czy ma kogoś… Wspomnienie jego ciepłego pyska ogrzewało czarnołuską w zimową porę, miała ochotę wtulić pysk w jego futro i zostać tak na zawsze. Szybko pokręciła głową, odganiając rozmarzenie. Musi się skupić. Przecież prowadzi lekcję.
–Ekhm, tak, przepraszam, co ja mówiłam? A, tak, już wiem, no! Że nie ma się czego bać, a już szczególnie jak jesteś ze mną! Jak przyzwyczaisz się do tego, że woda cię otacza, możesz zacząć poruszać łapami. Powoli, najpierw jedną, później drugą, poczuj jak zgarniasz wodę. Palce powinny być złączone, bo nie mamy błony w przeciwieństwie do morskich smoków. I jak je złączysz to przednimi łapami zataczasz kooooła, wiesz, tak żeby wypychać wodę za siebie. Nogi za to robią ruch jak kopanie. I wiesz co? Wcale nie musisz machać szybko łapami, można to robić spokojnie. Musisz znaleźć swój rytm. Więc, jak już będziesz gotowa, to odepchnij się łapami i zacznij nimi poruszać. Śmiało Mżawko! Ja w ciebie wierzę!
Czy na pewno wszystko jej wyjaśniła? Nie zapomniała o niczym ważnym? Przecież chciała ją nauczyć, a nie utopić. Teraz zostało tylko poczekać, aż nakrapiana zdecyduje się wejść.
: 25 lut 2020, 19:39
autor: Mały Jeleń
// sorki, czasu mi trochę zabrakło na te wszystkie fabuły c':
Poruszyła się ze swego dotychczasowego miejsca, dostrzegając nadbiegającą Piastunkę. Posłała jej typowy sobie wesoły uśmiech, po czym pomachała łbem przecząco. – Nie czekałam długo, nie musisz się martwić! – Zapewniła ją, podnosząc się. Wydawała się pełna energii, a jednocześnie sprawiała wrażenie, jakby nie do końca wiedziała, jak tą energię spożytkować... Spojrzenia rzucane tafli wody zawierały w sobie pewną ilość niepokoju. Zamoczyć łapy? Chętnie! Zamoczyć brzuch i zacząć pływać? Tu samiczka traciła nieco swą werwę!
Chmurka nie zwlekała, lecz od razu rozpoczęła naukę! Może to i lepiej? Mżawka podreptała do brzegu i po krótkim momencie wahania zanurzyła się w ślad za nauczycielką...
Woda... Lodowata woda przywarła do jej ciała, wsiąkając w gęste futerko, błyskawicznie docierając do skóry! Aż zaparło jej dech w piersi, a pazury bezwiednie wbiły się w dno, podczas gdy oczy otworzyły się szerzej! Jeśli nie wyspała się dzisiejszej nocy... to zimowa kąpiel błyskawicznie usunęła wszelką senność!
Co teraz... Ach, miała nie dociskać za mocno skrzydeł! Niepewnie rozluźniła je, czując kolejny napływ wody sięgający jej boków. Następnie wyprostowała ogon.
– I... co się wtedy wydarzyło? – Zapytała Chmurkę, gdy ta opowiedziała jej o swoim pójściu na dno! Nie domyślała się nawet, że ta właśnie rozkojarzyła się, myśląc o jakimś przystojniaku. A szkoda, to byłoby urocze, wiedząc o tym, że ktoś pochłania myśli tej młodej samiczki! I mogłyby się sobie pozwierzać! Tak jednak była skupiona na zadaniu, chłonąc wiedzę na temat pływania, jakby od tego zależało jej życie!
Zgodnie z radą nauczycielki, zaczęła zagarniać wodę najpierw jedną łapą, potem drugą, pamiętając o palcach... Z zaskoczeniem stwierdziła, że temperatura wody nie jest już dla niej takim wyzwaniem jak na początku.
Zachęcona, odbiła się od dna i zaczęła machać łapami zgodnie ze wskazówkami Chmurki! Najpierw chaotycznie, trochę za szybko, jakby bała się całkowicie zamoczyć pyszczek! Odchylała go nieco w górę, choć i tak nałykała się trochę wody! Po chwili jednak zaczęła uparcie powtarzać sobie w myślach, co powinna robić i jej ruchy uspokoiły się nieco. Styl pływacki nabrał trochę sensu, a samica nawet wydawała się utrzymywać na powierzchni!
– Hy ja uż pywam? – Wybełkotała nieco nerwowo, rzucając ukradkowe spojrzenia na swe łapy!
: 16 mar 2020, 22:01
autor: Lawina Obłoków
Obserwowała uważnie jak Mżawka wchodzi do wody. Widziała jej obawę, ale kto by jej nie miał. Woda była chyba najgorszym żywiołem i ten kto wymyślił pływanie z własnej woli, musiał być szalony. A więc ciekawiło ją jak wyglądała jej nauka?
–Cóż, zaczęłam się rzucać pod wodą i starałam się złapać oddech. No, ale pod wodą nie da się oddychać. Więc nie próbuj tego.
Zaśmiała się na wspomnienie tamtego dnia. Tak, z biegiem czasu nawet zanurzenie było zabawne.
–I wtedy przypomniałam sobie co powiedział mój nauczyciel. Że nic mi nie grozi, że mam się nie szarpać w wodzie bo ruchy powinny być płynne. Wierzyłam mu. Wiedziałam, że jeśli coś pójdzie nie tak, to on mi pomoże. Bo był niesamowity. Najwspanialszy. Uspokoiłam się pod wodą i zaczęłam poruszać się zgodnie z jego wskazówkami. Udało mi się wypłynąć. Przy nim nawet woda może być przyjemna.
Nie dało się ukryć, że Piastun był dla samiczki bliski prawie tak samo jak stado. Gdyby musiała wybierać, to byłoby trudne. W końcu dla niego była gotowa skakać w ogień.
W końcu Mżysta odważyła się i wykonała decydujący skok. Teraz nie było już wyjścia i musiała płynąć. Bacznie obserwowała jej ruchy. Początkowo chaotyczne, ale w końcu udało jej się złapać rytm.
–Świetnie, właśnie tak.
Pochwaliła ją, widząc postępy.
–Jeśli nie dotykasz łapami dna, a się unosisz to tak, gratulacje.
Zaśmiała się, lekko rozbawiona pytaniem samiczki. Chociaż całkowicie to rozumiała. Czasami ciężko uwierzyć, że udało nam się pokonać swój strach.
–Spróbuj mocniej wykopać wodę za siebie, wtedy powinnaś zacząć się przemieszczać do przodu. Biegać już potrafisz, prawda? Tutaj skręcanie jest podobne. Ogon utrzymujesz na wysokości ciała, a ciało wyginasz w łuk. W tą stronę, w którą zamierzasz skręcać. No i oczywiście cały czas machasz łapami. Spróbuj przepłynąć kawałek i zawrócić.
: 19 mar 2020, 20:40
autor: Mały Jeleń
Zamrugała, a w oczach pojawiły się wesołe iskierki! Od razu rozpoznała, że samica bardzo lubi wspomnianego Piastuna! Aż Mżawka miała wrażenie, że uczucie to można by nazwać czymś więcej...
– Od nauczyciela wiele zależy. Miło jest słyszeć, że na swoim mogłaś tak polegać. – Skomentowała miłym tonem. Rozmowa nieco odciągnęła jej uwagę od niepokoju przed głębszą kąpięlą!
Wracając do nauki, Mżawka ostrożnie wypuściła wstrzymywane powietrze z płuc, a następnie wyrównała oddech! Najgorszy krok za nią. Nie dotykała dna, dlatego na dalszą wskazówkę Piastunki, poruszyła łapami, wypychając wodę za siebie. Poczuła, że jej ciało porusza się w przód, dlatego nie ustawała. Podczas, gdy tylne łapy powtarzały ruch opisany przez Chmurkę, przednie delikatnie przebierały w wodzie. Był to całkiem intuicyjny ruch. Jedynie mokre futro sprawiało, że przez ciało smoczycy przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Starała się pamiętać, by ogon pozostawał na wysokości ciała, a sama wygięła się w łuk, skręcając w prawo. Na początku jej ruchy były ostrożne, lecz z czasem zaczynała bardziej kontrolować swoje ciało w wodzie. Przepłynęła po linii prostej, na ile pozwalało jej miejsce do nauki, a następnie skręciła w lewo, tworząc z ciała kształt łuku w drugą stronę! Tym razem jednak utrzymała tą pozycję dłużej, a jej ciało zaczęło zwijać się ciaśniej, aż zawróciła. Cały czas pracowała łapami i pamiętała o ogonie! W jej wieku główną przeszkodą były emocje, a te zmniejszały swoją intensywność!
Po tym manewrze przepłynięcie dystansu z powrotem wydawało się już całkiem łatwe.
Spojrzała wyczekująco na nauczycielkę. Co teraz?
: 02 maja 2020, 0:01
autor: Śnieżna Zadyma
Pamiętam dokładnie mój pierwszy dzień w Wolnych Stadach. Kiedy znalazłem wodospad w którym chciałem oczyścić swoje łuski z drażniącego piasku, co włazi wszędzie, w każdą szczelinę łuski i drapie jak rój mrówek przy każdym ruchu. Jak wtedy nienawidziłem wilgoci, której nie sposób się pozbyć z gęstej grzywy. Trochę się pozmieniało od tamtej pory. Szczególnie moja awersja do wody. Dlatego właśnie tutaj, w malowniczym, intymnym zakolu górskiej polanki w którego centrum szumiał sobie niewielki wodospad, wybrałem miejsce na spotkanie z kimś kogo dobrze znałem z widzenia.
Oczywiście poniekąd miałem pretekst żeby ją tu wezwać. Była uzdrowicielem, a mnie CAŁKIEM PRZYPADKIEM wbił się kolec w skrzydło i niegroźnie rozdarł delikatną błonę. Niby nic wielkiego. W zasadzie samo by się zagoiło, ale pretekst był, więc nie mogłem przegapić takiej okazji żeby pobyć sam na sam z Ha'arą.
Wysłałem jej mentalną wiadomość z dokładnym opisem miejsca w którym się znajduję.
Usiadłem nad brzegiem koryta do którego wpadała woda i czekałem na przybycie "ratunku".
: 02 maja 2020, 13:14
autor: Żałobna Pieśń
Ha'ara natomiast... Nie pamiętała swoich pierwszych dni wśród Wolnych. Nie ma co jej winić w końcu się tu wykluła. Nie widziała w życiu piasku, a kąpiele były jej ulubioną częścią dnia. Mogła się wtedy pozbyć całego ciężaru jaki nazbierała w ciągu dnia. Tylko miseczki z bzem jej brakowało...
Drzemała gdy jej umysł musnęło kolejne wezwanie. Nie pochodziło z areny, więc może ktoś zrobił coś sobie na polowaniu? Ale kto poluje na wspólnych? Westchnęła cicho sięgając po protezę, która leżała oparta o ścianę tuż obok jej legowiska. Rozejrzała się po jaskini... Gdzie zostawiła torbę? Lekko zaspana zaczęła krzątać się po jaskini wywalając miseczki i przekopując owoce. Dopiero później do niej trafiło, że zachowuje się dokładnie jak tata. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. O! Jest! Czemu zostawiła ją tuż obok oczka? Hmm... Chyba wczorajsza kąpiel była jej dużo bardziej potrzebna niż porządek w swoich gratach. W każdym razie samiczka założyła torbę na skrzydło i po chwyceniu protezy w pysk wyleciała z groty.
Jej drobna sylwetka w końcu zamajaczyła na niebie. Wylądowała kawałek za samcem, w sposób podobny do tego jaki obrał Kheldar. Zrobiła to jednak dużo... Delikatniej. Za pomocą maddary szybko umieściła protezę na należytym miejscu i nieśpiesznym krokiem podeszła do samca by obejrzeć jego ciało.
~ Cześć Soreiu. Co się stało, że jestem ci potrzebna? ~ Zapytała nie mogąc z początku zlokalizować ranionego miejsca. W końcu jednak szmaragdowe ślepia dostrzegły kolec w skrzydle samca. Zerknęła w jego kierunku unosząc brew. Połowę jej pyska zakryła grzywa, a ona sama nie czekając zbyt długo wyszarpała kolec wbity w skrzydło samca. Później obudziła magię, kierując ją do prawej łapy. Piątka błękitnych płomyków... jak już zawsze pojawiły się na opuszkach jej palców. Dotknęła skrzydła samca i po chwili zregenerowała jego tkankę całkowicie. Tyle...
~ Tylko o takie draśnięcie ci chodziło? Czy może jest coś jeszcze czego potrzebujesz? ~ Uśmiechnęła się szeroko odgarniając łapą grzywę znad drugiego oka.
: 02 maja 2020, 22:50
autor: Śnieżna Zadyma
Czekając na przybycie Ha'ary musiałem znaleźć sobie jakieś inspirujące zajęcie. W zasadzie miałem dużo możliwości, ale dzięki przypadkowi dostrzegłem w falującej wodzie srebrzysty błysk, który nie pochodził od fal. Zbliżyłem głowę do wody i przyjrzałem się ciemnemu konturowi. W bezruchu czekałem na powtórzenie efektu, powoli domyślając się czym tak naprawdę zostałem zwabiony do brzegu. Był to prawie nieruchomy, ciemny kontur całej gromady rybek, które w swej liczbie imitowały znacznie większy obiekt. Nawet smocze oko dało się nabrać na tą całkiem znaną sztuczkę.
Dzięki maddarze, do której sięgnąłem, zacząłem tworzyć we wodzie kilka światełek, których kształt przypominał ryby. Zachowywały się całkiem naturalnie. Poruszały ogonami, wiły się jak węże, zmieniały kierunek, kiedy natrafiły na przeciwny prąd. Cały basen u podnóża wodospadu zalśnił od migoczących kolorowych rybek, które opanowały jego wody przemieszczając się płynnie od brzegu do brzegu. Widok był fantastyczny. Obserwowanie jak moje neonki same sobie radzą w wolnym środowisku było bardzo interesujące i ciekawiło mnie skąd u nich taka intuicja, skoro nie sterowałem nimi.
Nagle, moje rozmyślania zostały przerwane przez łopot skrzydeł, które smagnęły mnie podmuchem przesyconym woniami traw i mokrej gleby. Uśmiechnąłem się pod nosem wpatrując się w lądującą smoczycę. Moją uwagę zwrócił nietypowy przedmiot, który trzymała w zębach. Jeszcze ciekawsze miał zastosowanie, bo nie mogłem oderwać od niego wzroku, z niemałym zainteresowaniem obserwując jak osadza sobie protezę w miejscu brakującej kończyny.
Milczałem w trakcie krótkiego leczenia, które w zasadzie było zbędne. I ona i ja wiedzieliśmy o tym bardzo dobrze. A jednak Ha'ara nie protestowała. Wzięła się od razu do roboty, bez marudzenia zagoiła natychmiast moją rankę wpuszczając w me ciało wiązki maddary. I akurat na to czekałem. Inaczej niż zwykle, tym razem skupiłem swoją maddarę wokół jej i spróbowałem ją przyhamować. Może nawet zatrzymać u siebie, jak swoistego więźnia. Nie miałem złych zamiarów, co to to nie. Chciałem tylko trochę poeksperymentować i poznać lepiej jej moc, by może lepiej zrozumieć jej mechanizmy, bo od zawsze fascynowały mnie jej możliwości.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zadała pytanie, którego się spodziewałem.
– Prawdę mówiąc to zadrapanie, to tylko przy okazji. Ale obawiałem się, że inaczej nie przyjmiesz mojego zaproszenia. Bez łapy trochę czasu zajmuje zebranie wszystkiego do kupy i wyruszenie w drogę, co nie? – zapytałem zniżając głowę na długiej szyi, aż srebrne kaskady włosów spłynęły na trawy, kiedy zbliżyłem głowę do miejsca złączenia protezy z pozostałością po lewej łapie. Mój nos prawie dotknął dziwnej konstrukcji, kiedy oglądałem ją z bardzo bliska. Proteza Ha'ary już zdążyła zebrać kolekcję śladów po zębach, które używała w transporcie, do trzymania protezy w pyszczku.
: 03 maja 2020, 14:26
autor: Żałobna Pieśń
Może i rzeczywiście leczenie samca było zbędne, ale Ha'ara uważała to za swój obowiązek. Jeśli rana mu przeszkadzała lub w jakimkolwiek stopniu sprawiała dyskomfort ona ją wyleczy. Chyba tylko za pisklęce zadrapania nie będzie się brała. W końcu są one dla dzieci nauką i nauczką za niesforne zachowania... Całkiem jak jej łapa. Hmm... Jak tak dzisiaj wszystko to przemyśleć. Każdy płaci inną cenę za nieposłuszeństwo. Czasem jest ona malutka jak siniak na pisklęcym tyłku, a czasem skreśla cię ona z roli jaką chciało się obrać. Ha'ara kiedyś nie myślała o zostaniu tym kim jest dzisiaj. Marzyła o łowach i pojedynkach. Teraz jednak... Otacza się ziołami, miseczkami i krwią. Czy było to złe? Nie... Raczej nie.
Sorei szybko mógł zauważyć, że kleryczka nie pachnie intensywnie ziołami jak przykładowo... pachniała Sufrinah. Z Ha'ary unosił się intensywny zapach bzu... Napary robiły chyba swoje. Zęby samiczki też intensywnie zbrązowiały od ilości naparu w jaki siebie wlewała przybierając teraz błyszcząco- karmelową barwę.
Uniosła wzrok zerkając na srebrnołuskiego gdy poczuła jak jej moc jest zaburzana. Sorei mógł szybko dostrzec jak dzika jest maddara drzemiąca w samicy. Jak swobodnie płynie i jak jej ilość w ciele samca jest bacznie regulowana przez umysł samicy. Moc Ha'ary miała wiele wspólnego z krwią. Równie ciepła i w płynnej postaci.
Uśmiechnęła się nieco, lecz jej łapa wciąż tkwiła przyłożona do skrzydła samca. Podświadomie chciała uciekać... albo walczyć. Nie lubiła mieć czegoś poza kontrolą. Zwłaszcza siebie...
~ No, już nie przesadzaj. Nie jestem aż tak zajęta, żeby nie mieć czasu na rozmowę. Oh... Gdybyś powiedział zabrałabym bez...~ Zerknęła smutno na leżącą obok uzdrowicielską torbę o bukłak. Przy naparze zawsze rozmawia się lepiej. Słysząc pytanie zmieszana zerknęła na drewnianą protezę. Dla niej... Teraz było łatwiej. W końcu tak to protezy nie było i musiała pomagać sobie skrzydłem. Czasu gdy posiadała wszystkie łapy nie pamiętała zbyt dobrze.
~ Hmm? Nie jest tak źle. Bardziej wieczny brak czasu i brak porządku zajmują czas. Pomyśleć, że najtrudniejszym w byciu uzdrowicielem jest pamięć gdzie odkłada się swoje graty. ~ Uśmiechnęła się odsłaniając rząd karmelowych zębów. Po uśmiechu przyszłą jednak chwila zamyślenia.
~ Hej... Mógłbyś mnie puścić? Trochę niewygodnie stoi się na samym drewnie.~ Zachichotała, a jej ton bardziej wesoły być nie mógł.
: 04 maja 2020, 0:24
autor: Śnieżna Zadyma
Nie miałem zbyt wielu okazji, żeby przyjrzeć się lepiej maddarze Ha'ary. Miałem za sobą wiele leczeń, także z jej udziałem, ale nigdy dotąd nie posunąłem się aż tak daleko, żeby poznać ją z bliska. Jako czarodziej, patrzyłem na smoki trochę z innej perspektywy. Jako "ten z zewnątrz", z bardzo daleka – byłem wręcz zafascynowany tą różnorodnością kolorów, charakterów i mocy, które mnie otaczają. Ha'ara była czystym kryształem, który promieniował klarowną mocą. Tak jak jej maddara, która była podobna do oszlifowanego rubinu. Stąd to porównanie do krwi. Była silna, umykała mi jak woda przez palce. Była świetna w tym co robiła. Bardzo świadoma.
Prawdziwy rubin.
Uśmiechnąłem się pod nosem wycofując pysk i unosząc łeb na wysokość jej głowy. Moja maddara również się wycofała, pozwalając tej obcej wrócić do właścicielki.
– Co zabrałabyś? – zapytałem z ciekawością. – W pełni cię rozumiem. Na szczęście uzdrowiciele mają te torby. A jak już przybyłaś, bo mogłabyś zerknąć mi w oczy... To znaczy... – trochę się zmieszałem. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak tani podryw. – W sensie, czy z nimi wszystko w porządku. Już ostatnim razem leczył mi je Luthien, ale nadal mnie pieką. Może ty coś poradzisz? – zapytałem podnosząc łapę i przecierając wierzchem nadgarstka obolałe i wiecznie drażniące oczy.
//Choroby: zapalenie rogówki (+ 1 ST dla testów na wzrok)
: 04 maja 2020, 19:37
autor: Żałobna Pieśń
Ha'ara natomiast nie miała zbyt wiele okazji by się zastanawiać nad naturą własnej mocy. Wiedziała tylko, że płynie przez nią cały czas. Kiedyś tego nie czuła, lecz teraz... teraz gdy tylko myślała o użyciu maddary czuła jak całe jej ciało wibruje. Jak przyjemne mrowienie zabiera czucie w ogonie i uszach. Jak moc wylewa się z niej na jej własne życzenie w skrajnych przypadkach odbierając przytomność. Brakowało jej jeszcze kilku księżyców by odbierać to jako coś podniecającego.
Smutno trochę, że Sorei nie podzielił się swoją opinią o samiczce. Sam kiedyś tak badałem inne smoki. Na podstawie maddary, którą od nich czułem. Czasem zastępowało to rozmowę.
Samiczka przekrzywiła lekko łepek patrząc w ślepia samca.
~ Bez. Napar z niego jest bardzo dobry wiesz? Nigdy nie piłeś? ~ Zapytała uśmiechając się szeroko. W międzyczasie bujne włosy znów opadły jej na pysk co spowodowało szybką reakcję samiczki i odgarnięcie ich łapą właśnie gdy samiec do niej mówił. Zaśmiała się tylko widząc jego zakłopotanie i całkowicie nie rozumiejąc podtekstu, którego biały samiec chciał uniknąć. Oczy... Nic wielkiego. Już chciała sięgnąć po zioła do torby gdy zobaczyła co wyprawia łapa Soreia. Zdzieliła go w wierzch dłoni na tyle mocno by zapiekło.
~ Od takiego przecierania bolą bardziej. Połóż się na grzbiecie. ~ Poinstruowała sama siadając w miejscu gdzie według jej obliczeń znajdzie się łeb samca. Miała więc jego głowę pomiędzy przednimi łapą a protezą. Uśmiechnęła się a bujna grzywa opadła końcówkami łaskocząc policzek czarodzieja.
Przyjrzała się dokładnie jego ślepiom. Zapalenie... Wiedziała co powinna zrobić więc sięgnęła do torby wyjmując z niej spore kwiaty ostróżeczki. W jednej z miseczek natomiast zagotowała wodę, którą wylewała na trzymane przez magiczną nić kwiaty tak by te się sparzyły. Gdy to już nastąpiło ułożyła powstały okład na oczach samca uśmiechając się zaczepnie w momencie gdy przysłoniła mu światło.
~ Teraz się nie ruszaj kochany. Jak poczujesz, że okład wysycha przechyl łeb by mógł spaść.~ Poleciła ciepłym, piastuńskim tonem podebranym tacie. Jej spojrzenie również nabrało innego wyrazu, lecz całe szczęście Sorei nie mógł tego zobaczyć. Były delikatnie przymknięte, patrzące z góry.
Gdy okład zleciał ze pyska samca Ha'ara zebrała maddarę w swojej prawej dłoni, która rozjaśniła się piątką niebieskich płomyczków. Czystej maddary wypływającej z samicy i "spalającej się". Przyłożyła dłoń do policzka samca wpuszczając maddarę w jego ciało kolejny raz. Zebrała ją wokół ślepi. Tak delikatne miejsce... Ha'ara musiała być ostrożna. Wpierw usunęła pozostałość bakterii odpowiedzialnych za zakażenie, a których nie zabił okład. Później zregenerowała uszkodzoną rogówkę i zniwelowała obrzęk. Sam stan zapalny powinien zniknąć za sprawą ziół, lecz Ha'ara dla pewności jeszcze raz wysondowała oczy samca i gdy odnalazła jakieś ognisko zapalenia zniwelowała je. Odsunęła łapę uśmiechając się do starszego samca.
~ Powinno już być dobrze. Pomóc ci wstać? ~ Zapytała przekrzywiając łeb.
: 04 maja 2020, 23:12
autor: Śnieżna Zadyma
– Chciałbym spróbować. Jak dotąd jedyne napary jakie kojarzę, to te ziołowe, wlewane mi do gardła podczas leczeń – zaśmiałem się cicho. Faktycznie, czymś nowym byłoby picie ziół właściwie bez potrzeby i być może czerpanie z tego przyjemności. Brzmiało to nawet interesująco. Nerwowo potarłem łapą oko, za co zostałem dość niespodziewanie ukarany plaskaczem po łapie. Popatrzyłem na Ha'arę zupełnie jak pisklak, któremu udziela się reprymendy. Reakcja samiczki była tak nagła i zaskakująca, że trudno było ułożyć jakieś wyjaśnienia, bo nawet niewiele wiedząc o lecznictwie, mogłem tylko się z nią zgodzić. Pocieranie łapami o oczy mogło tylko pogorszyć ich stan – cokolwiek tam się nie działo pocieranie przynosiło chwilową ulgę. A potem było coraz gorzej. Lecz psychika była silniejsza, a odruchy trudne do opanowania.
Popatrzyłem na Ha'arę trochę zaskoczony poleceniem. Zamrugałem szybko patrząc na miejsce w trawie, które mi zrobiła. Uśmiechnąłem się pod nosem i zrobiłem to o co prosiła. Czyli opadłem na prawy bark, a potem przetoczyłem się do góry łapami. Przednią, lewą łapę położyłem na brzuchu, a tyle wyprostowałem wzdłuż ogona. Kiedy chciałem spojrzeć w górę, widok przesłoniły mi widok i zmusiły do przymknięcia oczu. Zaśmiałem się cicho i mruknąłem do niej:
– Masz niekonwencjonalne metody leczenia.
Potem otworzyłem na moment oczy, zaglądając w jej, kiedy badała moje. Jej spokojny oddech otulił moje policzki, gdy się nade mną nachyla. Przy okazji, ze zdumieniem zauważyłem, że jej oczy mają w sobie domieszkę pigmentu błękitu, przez co zieleń jej wielkich tęczówek nabrała nieco wyblakłego, ale szlachetniejszego koloru. Zupełnie jakbym przyglądał się dwóm oszlifowanym szmaragdom.
Niestety musiałem zamknąć oczy, kiedy samiczka przeszła do czynności uzdrowicielskich. Nałożyła mi na powieki ciepłe okłady z intensywnie pachnących miazg kwiatów. Poruszyłem nozdrzami wdychając z ciekawością ziołowe opary.
Musiałem przyznać, że leżało mi się. A robiło się jeszcze lepiej, kiedy zioła i dotyk maddary ujarzmiły infekcję. Nawet, kiedy skończyła, czułem w swoim ciele mały ślad po obecności jej mocy, którego kojące działanie rozleniwiło mnie totalnie.
Z zamkniętymi oczami, leżałem sobie z głową pomiędzy przednimi łapami Ha'ary, a na mój pysk wpłynął rozanielony uśmiech. Z ulgą i melancholią westchnąłem przez nos czekając z odpowiedzią na jej propozycję.
– Nie. Jeszcze chwilę. Powinnaś tego spróbować. Połóż się przy mnie. Na plecach. Zobaczysz jakie to przyjemne – powiedziałem zachęcającym tonem i uchyliłem lekko swe powieki, by na nią zerknąć z dołu.
: 06 maja 2020, 21:25
autor: Żałobna Pieśń
Uśmiechnęła się wesoło. Słowa samca były jednak trochę smutne. To co on pił tak właściwie? Tylko wodę? Ale biedne życie miał ten Sorei.
~ No to masz spoooro do nadrobienia. Wpadnij kiedyś do mnie to ci zaparzę. ~ Zaproponowała. Nie za często miewała takich prawdziwych gości, a nie pacjentów. Każde towarzystwo będzie przyjemne. Bez tego zdziczeje jak Thear... Albo gorzej. Zacznie gadać z ziołami czy coś... Albo będzie próbowała z kimś rozmawiać akurat gdy będzie zaglądała mu do gardła.
Dobrze, że się tak popatrzył o! Nauczy się, że jak wzywa uzdrowiciela to nie można niczego tykać póki uzdrowiciel nie pozwoli. Rozumiała jednak smocze odruchy, chociaż... Zawsze może go przywiązać do ziemi i dopiero leczyć. Wtedy na pewno się nie podrapie, ani nie potrze. Odczekała chwilę, aż samiec się nie położy a gdy ten już to zrobił uśmiechnęła się wesoło. Sam przebieg leczenia już znamy. Nie znamy jednak komentarza, który był odpowiedzią na komentarz czarodzieja.
~ Każdy uzdrowiciel jest specyficzny Soreiu. Tak samo jak czarodziej prawda? Po za tym... Tak jest nam obojgu wygodniej prawda?~ Zapytała drapiąc go szponem po brodzie. Samiczka badając czarodzieja nawet nie zwracała uwagi na to jak blisko są ich pyski. Nigdy nie zwracała też uwagi na swoje ślepia. Podobno Promyczek miała podobne. Skończyła leczyć i obserwowała swojego pacjenta. Gdy ten otworzył ślepia, ona wystawiła mu jęzor. No dobrze... Odpięła rzemyk trzymający protezę w miejscu. Później odpięła również i drugi tak, że sam ciężar ciała kikuta trzymał protezę w jednym miejscu. Położyła się na boku po prawej stronie samca. Później bez większych trudności przekręciła się na plecy, a kikut dotknął łapy czarodzieja. Samą protezę ułożyła przy swojej prawej łapie. Spojrzała na niebo... Trochę włosy jej zasłaniały. Z jej pyska wydobyło się ciche westchnienie.
: 06 maja 2020, 23:44
autor: Śnieżna Zadyma
Chciałbym spróbować zwolnić czas, właśnie takim prostym czarem.
– Jesteś czarodziejką. Po części tak jak ja. Ale ja byłem nim zanim jeszcze przybyłem do Wolnych Stad. Wtedy byłem dużo silniejszy. Każdy z mego stada potrafił leczyć i niczyć. A nawet przywracać do życia. Tak jak tutaj obecni "bogowie". Ale dziś wiem, że jest coś po stokroć potężniejsze, niż ich moce. – popatrzyłem na leżącą obok mnie samiczkę. Z ciekawością obserwując jak jej promienie przenikają glebę na całej długości ciała. Taka "wymiana" źródła energii była potrzebna zapracowanemu umysłowi młodej uzdrowicielki.
Niech poleży.
– Nawet uzdrowiciel potrzebuje czasem leczenia. Z pozoru to nic nadzwyczajnego. O tak sobie leżymy i gapimy się w chmury – zachichotałem przekręcając łeb aby spojrzeć w leniwie płynące białe obłoczki. – Ale właśnie takimi przystankami leczymy najcięższe obrażenia, których nie widać, ale za to czuć. Poczujesz się lepiej, kiedy opowiesz mi co się stało z twoją łapką, zobaczysz. Tak na spokojnie. Jak przyjaciel, przyjacielowi.
: 07 maja 2020, 1:41
autor: Żałobna Pieśń
Jednak czy kontrola nad czasem nie jest zbyt niebezpieczna? Zwolnić... I co robić podczas tego zwolnienia? Dostajemy czas. Całe długie życie czasu by zrobić wszystko co chcemy. By w pełni wykorzystać własny potencjał lub zgubić się i zatracić. Po co skracać którykolwiek z tych procesów.
Historia Soreia wydała jej się... Nieprawdopodobna. Nawet nie wiedziała, że był kiedyś obcym. Jej prawa dłoń utonęła w jej bujnej grzywie bawiąc się jednym z kosmyków. Ona sama natomiast przymknęła ślepia.
~ W jakimś stopniu pewnie tak... Ja jednak poświęcam się leczeniu was. Nie przywracam do życia, ale kiedyś z pewnością wyrwę kogoś ze szponów śmierci. Nie wiem jednak czy starczy mi siły na taki wyczyn.~ Mówiąc to wyciągnęła przed siebie prawą dłoń, w której tkwił uformowany w kulkę błękitny płomyk. Samiczka podrzucała go i łapała z uśmiechem na pysku.
~ Co takiego jest ważniejsze? ~ Płomyk znikł w zaciśniętej dłoni samiczki. Ułożyła ją po chwili na piersi wzdychając lekko. Rzeczywiście było całkiem wygodnie... I miło.
~ Nie może on jednak uleczyć się sam. Dziękuję.~ Jej głos nabrał piastuńskiego tonu i ciepła. Brzmiała teraz jak Burdig... W tym dobrym sensie. Wtedy jednak Sorei postanowił zepsuć dobry nastrój. Jej łapa... Wspomnienie tamtego dnia. Gniew i chęć zemsty... Wszystko to tkwiło gdzieś z tyłu łba samiczki czekając na okazję taką jak ta... By się przebudzić. Ha'ara przymknęła ślepia.
~ Gdy byłeś pisklęciem... Co było ceną nieposłuszeństwa? Ja zapłaciłam właśnie moją łapą. Wykorzystałam moment gdy tata był osłabiony by się wymknąć i odeszłam zbyt daleko. Tam spotkałam jego. Ehh... Zdawać by się mogło, że było to wczoraj. Miałam wtedy może z pięć księżyców. Gdy większość życia trwam w takiej postaci nie pamiętam jak było być... kompletną. Z pewnością wiesz o czym mówię.~ Opowieść nie była ani długa ani szczegółowa. Jeśli Sorei zechce usłyszeć resztę to ją o to poprosi. Chwilowo dawkowała mu informację o swoim życiu. Albo przynajmniej o jego złej części.
: 11 maja 2020, 23:29
autor: Śnieżna Zadyma
Minął szmat czasu od kiedy zawitałem do brzegu stada Wody. Przeżyłem już tak wiele przygód, że sam już zapominałem powoli o swoich korzeniach. Być może kiedyś nadejdzie dzień, kiedy moje rodzina upomni się o mnie, ale nawet teraz nie wiedziałem jak na to zareaguję. Póki co czerpałem z tego co mi podawał los i nie zaprzątałem sobie głowy przyszłością, która nadejdzie.
To najzdrowsze podejście.
Popatrzyłem w górę na magiczny ognik, którym bawiła się samiczka. Jak się zapala na wierzchu smukłej łapki i tańczy w powietrzu podrzucany jak szyszka. Popatrzyłem w milczeniu na jej promienny uśmiech, który był zaraźliwy, beztroski i szczery w swej otulinie z młodzieńczego zapału. Jednakże szybko zmalał, kiedy wspomniałem o łapie. Wyraz jej pyska spochmurniał i nie dawał mi złudzeń, że poruszyłem delikatny temat.
– Gdy byłem tak młody jak ty, gdy straciłaś łapkę. Wyda ci się to dziwne, ale nie przyszło by mi do głowy, żeby ryzykować. W zasadzie zawsze słuchałem matki. Byłem zbyt zajęty wpajaniem formuł runicznych, żeby mieć... a właściwie myśleć jak pisklę. Ale powiem ci jedno: świat potrzebuje ciekawskich. A tobie, niczego nie brakuje – powiedziałem uśmiechając się ciepło. Sam nie wiedziałem, czy powinienem drążyć ten temat. Było miło patrzeć na to jak się uśmiecha, ale wspomnienia o utracie łapy bardzo ją bolały, więc wolałem odpuścić i nie drążyć tematu. Miast tego chciałem dowiedzieć się o niej czegoś innego.
– Jak ci się żyje z Burdigiem? Nie dziwi cię to, że on i Kheldar są. No wiesz. Jakby partnerami? – zapytałem patrząc na Ha'arę z głową opartą policzkiem o poduszkę z mchu.
: 12 maja 2020, 18:50
autor: Żałobna Pieśń
Ha'ara poza tym jednym incydentem miała względnie spokojną przeszłość. Co prawda jako uzdrowicielka radziła sobie z... Mniej przyjemnymi ranami zarówno dla niej jak i samych rannych. Przyzwyczaiła się już jednak do krwi, chorób i krzyków pacjentów. Cieszyła się, że mogła im pomagać, i że dzięki temu była blisko z większością plagusów. Myślała o przyszłości z pewnością dużo bardziej niż samiec. Zastanawiała się kogo jutro przyjdzie jej leczyć i czy ziół jej wystarczy do następnej wyprawy. Bała się też często, że widziane rodzeństwo zajmujące się walką może z areny nie wrócić, i że nie będzie w stanie ich uratować. Jej karmelowe ząbki błyszczały do momentu, w którym samiec nie poruszył tematu łapy. Czy te wspomnienia ją bolały? Bardziej bolał ją brak możliwości odpłacenia się Volaanowi. Zabrania mu czegoś więcej niż sama straciła i pokazać jak bardzo się mylił nazywając ją nieudolną. Wysłuchała go patrząc się tępo na przelatujące chmury. Ciekawe czy ktoś kiedyś ich dosięgnął i zabrał ze sobą... Był młody, posłuszny... Nigdy nie zaliczył takiej słabej chwili jak ona? Uśmiechnęła się nieco.
~ Brakuje. Łapy. ~ Zaśmiała się by po chwili przymknąć ślepia z cichym westchnieniem.
~ Miałeś ciekawe pisklęctwo. Te formuły... Pamiętasz je jeszcze? ~ Powiedziała ciepłym, piastuńskim tonem zapożyczonym od ojca. Jej ogon wił się nad ziemią pastelową kitą czesząc trawę. Wtedy padło pytanie. Zaskoczona, aż przekręciła się na bok szmaragdowe ślepia wbijając w samca. Przekręciła delikatnie głowę. O co mu chodziło?
~ Jest moim tatą i bardzo go cenię. Tak samo jak ojca Kheldara. I nie przeszkadza mi, że są partnerami w końcu to naturalna rzecz. Czyżbyś był zazdrosny? Jestem pewna, że znajdzie się samiec, który wpadnie ci w oko.~ Uśmiechnęła się obnażając kły. Zaczęła się zastanawiać czy i jakiejś samicy wpadła w oko. Wszystkie plagijki miały chyba swoich partnerów więc może... Poszuka miłości poza Plagą? Chociaż nie... To głupie.
: 22 cze 2020, 20:34
autor: Horyzont Świata
Trudno było opisać ekscytację, jaką poczuł Tweed po takiej wiadomości. Urzara powiedziała mu, że Zorza chciałaby zostać wojowniczką. Niemal od razu zapowiedział, że pokaże jej podstawy i to dzisiaj był ten dzień. Sam był też w szoku, że Zorza tak szybko urosła! A jeszcze niedawno omal się nie popłakali , kiedy jako mały liliput wyskoczyła z jajka. Gdzie się podział tamten czas? Niestety mocno żałował, że nie mógł dzień w dzień przychodzić i ogladać jej oraz Arzaru, jak odpoczywają w legowisku Urzary i rosną. Ale już niedługo wszstko się zmieni, a przynajmniej płomieniście w to wierzył. Przyszedł tutaj więc ze swoją córeczką, wybierając miejsce nie bez powodu. Pobliski szum małego wodospau powinien umilić im tą naukę.
Zatrzymał się parę ogonów od skalistego wybrzesza wody, stojąc na zielonej trawie należącej do małej polanki. Pogoda była piękna, ciepło i bezchmurnie a kiedy poczują pragnienie, będą mogli je ugasić wodą ze strumyka
– Zorzaaa...CZy mama opowiadała ci coś więcej o wojownikach? CZy tylko wspomniała o tym, że bronią stada?
Zaczął od prostego pytania, które mogło być wstępem do ich nauki. Na razie usiadł sobie wygodnie na zadzie, jeszcze nie czas na część praktyczną.