Strona 31 z 37
: 25 gru 2020, 2:42
autor: Niepokorny Hiacynt
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Gdy samica tak przemykała przez ten teren, w pewnym momencie musiała usłyszeć sfrustrowane sapnięcia czarodzieja przebywającego na tym terenie.
Czarodziej uderzał skrzydłami o powietrze z taką siłą i determinacją jakby demon w niego wszedł. Na początku starał się po prostu doprowadzić do tego, aby obie strony jego ciała podrywały się do góry o tyle samo pod wpływem mocnego pchnięcia. Nie musiałby oczywiście w ten sposób testować swoich prawdziwych kończyn, ale tak się składało, że jedna z nich, chociaż była łudząco podobna do tej drugiej, wcale nie istniała.
Maddara złocistego samca była skupiona w jednym ze skrzydeł, wytwarzając jego strukturę. Dostosowanie ruchów magicznej protezy do swojego własnego ciała zajęło mu już chwilę. To nie mogła być jego pierwsza próba, bo synchronizacja była dość dokładna. Niestety i tak zużywał przy tym zadaniu sporo energii.
W końcu, Kwiecisty zatrzymał się dysząc ciężko. Przerwa nie trwała jednak długo. Kilkukrotnie wziął wdech i wydech. Rozluźnił się. Opuścił na moment skrzydła.
A w następnym momencie wziął rozbieg, machnął skrzydłami i uniósł się ponad gołe drzewa.
Leciał. Przez moment leciał. Wysoko w powietrzu rozległ się jego triumfalny śmiech...
A za jakiś moment spanikowany krzyk.
Stracił kontrolę.
Rapsod przez ten cały czas, tak niesamowicie zaabsorbowany swoim zadaniem, nie zauważył przechodzącej nieopodal Infamii. Robił wszystko by nie pogruchotać sobie kości, ale za nic w świecie nie potrafił skupić nie na tyle, by jego twór zadziałał tak jak powinien. Nie spadał co prawda prosto w dół tak by się połamać. Jego szamotanina wyznaczyła dość krzywą trasę, co było znacznie lepsze dla niego, a gorsze dla samicy, która stała akurat w nieodpowiednim miejscu.
Chyba powinna się odsunąć.
: 25 gru 2020, 12:55
autor: Infamia Nieumarłych
Nie była na tyle naiwna by sądzić, że była na tych terenach sama – zawsze były na nich smoki i to w dosyć dużych ilościach. Zakładała po prostu, że zdoła w ciszy uniknąć jakichkolwiek interakcji, a nawet jeśli to będą one krótkie.
Cóż, tej tutaj uniknąć raczej nie mogła.
Usłyszała w oddali głośny śmiech i zadarła instynktownie głowę – tylko po to by donośny dźwięk zyskał bardziej histeryczną, a potem pełną paniki nutę. Tak, to już nie był śmiech, tylko krzyk, co sprawiło że wiedźma jednocześnie zyskała na czujności jak i zainteresowaniu. Mordują? Cóż, to kto i kogo w dużej mierze miałoby wpływ na jej ostateczne odczucie.
Nie, jednak nie mordują.
Spojrzała w górę, gdy coś rzuciło cień tuż u jej łap – smok ewidentnie nie był przystosowany do lotu. Problemem było to, że leciał prosto w jej kierunku, więc wiedźma zareagowała momentalnie, odbijając się gładko od podłoża i przechylając do tyłu, rozkładając przy tym własne skrzydła by wspomóc swój odskok. Machnęła nimi szybko kilka razy, odskakując – i częściowo odlatując – do tyłu, unikając w ostatniej chwili nieprzyjemnej kolizji, która pewnie skończyłaby się na połamanych łapach u obu stron. Jak nie gorzej.
Gdy upewniła się, że jest po wszystkim, wylądowała z powrotem na ziemi, nie zmniejszając jednak dzielonego jej i samca dystansu, przyglądając mu się uważnie, acz z pozoru nonszalancko z tej bezpiecznej odległości. W ciszy. Przytomny, nieprzytomny? Ukrócić cierpienia, czy może zostawić w spokoju? Zaraz zdecyduje.
: 27 gru 2020, 2:50
autor: Niepokorny Hiacynt
I łup. Kwiecisty uderzył grzbietem o ziemię. Leżał przez krótki moment wydając z siebie dość nieobiecujący jęk.
Znaczy obiecujący o tyle, że żył.
Mniej obiecujący ze względu na możliwe obrażenia.
Po chwili obrócił się na brzuch, podparł ostrożnie na wszystkich łapach i dźwignął do góry. Jedno, bardzo długie jak przystało na smoka powietrznego skrzydło, wisiało, jeszcze przez jakiś czas bezwładnie leżąc na ziemi. Z drugiej kończyny, którą delikwent przed upadkiem ewidentnie miał, pozostał jedynie dość długi, zginający się w jednym miejscu kikut.
Nadal jeszcze nie dostrzegając Infamii czarodziej zaczął oglądać się za siebie, sprawdzając czy nie uszkodził przypadkiem swojego grzebienia. Najpierw bardziej na prawo, potem bardziej na lewo. Dwie smocze łapy pojawiły się nad samcem. Wyglądały dokładnie jak jego przednie, poza tym, że były ucięte w łokciu. Twory szybko zaczęły otrzepywać czarodzieja z resztek śniegu.
Wszystko jednak zamarło, gdy Rapsod spojrzał przed siebie, w końcu dostrzegając obecność kogoś innego.
No i stanął cały napięty oraz sparaliżowany, patrząc się na samiczkę z wielkimi oczami. Potrzebował chwili, aby rozluźnić mięśnie. Chyba nie było potrzeby gotowości do skoku. Wtedy, poprawił również skrzydło, układając je przy swoim ciele.
– ... Czy... my się znamy...? – Zapytał po chwili, w sumie chyba tylko po to, aby jakoś odwrócić uwagę od tego co samiczka mogła zobaczyć.
: 27 gru 2020, 17:34
autor: Infamia Nieumarłych
Jęk zdawał się jej nie ruszyć; może i zbadałaby sprawę dogłębniej, gdyby nie to że odrzucił ją zapach samca. Nie, że pachniał nieatrakcyjnie, ale nieomylna woń żywicy i lasu wystarczyła, by nienawidząca stada Ziemi wiedźma zrezygnowała z jakichkolwiek prób udzielenia chociażby szczątkowej pomocy. Parsknęła tylko, wydymając nozdrza, patrząc beznamiętnie jak samiec próbuje sam poradzić sobie z samym sobą. Gdy w końcu ją zauważył i wstał na równe łapy, mięśnie wywerny spięły się instynktownie, jakby szykowała się do walki; niepotrzebnie jednak, bowiem wojownik dosyć szybko się otrząsnął, chociaż poza staromłodej Mahvran sugerowała, że nie była całkiem spokojna.
– Stoczyłeś kiedyś ze mną pojedynek. – Odparła, wracając wspomnieniami do walki sprzed... Dwudziestu księżyców? Coś koło tego. – Chociaż nie trwał on zbyt długo.
Otworzyła szerzej powieki i błysnęła na moment nieprzyjemnym półuśmiechem obsydianowych kłów. Tak, tamta walka była zabójczo krótka. "Zabójczo" też pasowało, bo pamiętała, jak wojownik był na skraju śmierci.
– Widzę, że w lataniu też nie jesteś przesadnie dobry. Lekko mówiąc. – Mruknęła cynicznie, kołysząc na boki przydługim ogonem. Chociaż "kołysząc" było złym określeniem – wił się on raczej po podłożu niczym ospały wąż, świeżo po posiłku.
: 06 sty 2021, 3:13
autor: Niepokorny Hiacynt
Kwiecisty wsłuchując się w słowa samiczki, nagle zupełnie przestał przejmować się tym co widziała, a czego nie. Ogon czarodzieja zawił się za nim nerwowo, a on – prychnął poirytowany.
– Ah. To ty. "Bezimienna" – Prychnął unosząc z wyższością łeb do góry. No nie. Co za bezczelność. Jak sobie z niego kpiła! Gdy był młodszy, energia samicy naprawdę musiała go zaślepić, że tak bardzo zależało mu na dalszej wymianie ataków. Jej magia była naprawdę imponująca, ale to nie wyjaśniało tego, że nawet nie raczyła się przedstawić...
...Chociaż ten feniks, którego wyczarowała pokazał klasę...
Noż cholera! Czarodziej nie mógł czuć motylków w brzuchu przez to, że został niemalże spalony na wiór.
Wracając.
Mag zrobił co prawda dość dumną, nieprzyjazną minę, ale była w niej zawarta nie agresja, a ten specjalny, małostkowy rodzaj oburzenia. Mniej więcej taki, że był może pięć trafnych ubodnięć ze strony samicy od tupania łapą niczym zbuntowane pisklę.
Jego spojrzenie, ciskało w Infamię chłodnymi piorunami, ale tak jakby prawie nie była ich warta.
– Jeżeli poradziłaby sobie pani lepiej z lataniem bez skrzydła to bym się szanownej pani pokłonił i na dokładkę wylizał zadek. W innym wypadku wydaje mi się, że jeżeli chodzi o sztukę latania przy pomocy maddary, jesteśmy na dokładnie tej samej stronie. – Wypluł z siebie, prostując grzbiet i krzyżując łapy na piersi. Chyba po prostu wiedział, że niżej upaść nie może więc chciał w jakikolwiek sposób ukłuć ego czarodziejki, albo przynajmniej unieszkodliwić jej drugi przytyk.
: 07 sty 2021, 14:08
autor: Infamia Nieumarłych
Uniosła lekko prawy łuk brwiowy, jakby lekko rozbawiona swoim nowym przydomkiem. Nawet jej się podobał. "Bezimienna Wiedźma Plagi" brzmiało dosyć enigmatycznie i intrygująco. Mogłaby zaakceptować coś takiego.
Przekrzywiła nieznacznie głowę, znów wędrując ślepiami po ciele samca. Fakt, w najlepszym stanie to on nie był. To jest, jeśli biorąc pod uwagę predyspozycje do latania. Ale to nie oznaczało, że zamierzała nagle przepraszać i kłaniać się w pokorze. Ależ skąd. Smok przed nią był z Ziemi, a więc zgodnie z poglądami wywerny w pełni zasługiwał na każdą obelgę. I każdą porcję bólu, czy to zadawanego przez nią, czy przez losowe wpływy otoczenia.
– "Pani". – Powtórzyła z nutą niechęci. – Wyglądam ci na powabną, dwunogą, ludzką czy elfią samicę? Nie? Tak myślałam.
Nie rozumiała, dlaczego niektóre smoki mówiły do innych w ten sposób. Dla Mahvran tego typu nazwy były typowe właśnie dla ras dwunogich. Smoki miały inne podejście do szacunku, prawdziwego lub drwiącego, to i określenia miały inne. A może Ziemia po prostu miała jakieś układy z ludźmi, na przykład? O, to by było ciekawe, i tłumaczyło dlaczego część mieszkańców tych ziem była tak bardzo... No, nie-smocza.
– Ja nie używam maddary. To odmiana waszej magii. – Uśmiechnęła się krzywo. Nie dało się ukryć, że jakkolwiek nie lubiła mówić o sobie, tak już podkreślać swoją unikatowość na tle reszty – jak najbardziej. Jedno niestety dosyć często przeczyło drugiemu, ale cóż. – Wybitnie skutecznej, bez dwóch zdań.
Parsknęła drwiąco, czerpiąc sadystyczną przyjemność z plucia na wszystko, co typowe dla wolnych stad. A ponieważ Rapsod swoją postawą tylko zachęcił ją do dalszego tworzenia obelg, to nie było szans by się wycofała.
: 16 sty 2021, 22:05
autor: Niepokorny Hiacynt
Kłóciłby się może dalej lub po prostu odszedł mrucząc coś po nosem jednak samica zdołała powiedzieć coś co pobudziło jego zaciekawienie. Nie miał czasu na irytacje, gdy "Bezimienna" zasugerowała, że posługuje się inną formę magii. Wzrok maga znacznie stracił na intensywności, a jego źrenice latały po pysku rozmówczyni jakby to ponaglało trybiki w jego łbie do intensywniejszej pracy. Musiał się upewnić, że nie żartowała...
Znaczy żartowała z niego na pewno, właśnie dlatego się wcześniej zdenerwował. Pytaniem było czy kłamała sugerując, że nie używa maddary. To była jednak druga kwestia.
– Wydaje mi się, że "dwunoga" to ty akurat jesteś, wywerno. – Prychnął uśmiechając się półgębkiem. (Jej przednie łapy przyjmowały formę skrzydeł i była samicą, czyli dwa z trzech wyrecytowanych przez nią warunków na "panią" zostały spełnione.)
Czarodziej nie wiedział o ludziach zbyt dużo, za to jego krucza kompanka dzieliła z nimi niemalże całe swoje życie zanim trafiła na tereny Ziemi. Biorąc pod uwagę, że zarówno kompanka jak i jej smoczy towarzysz byli dość gadatliwi, niedziwne że podłapywali od siebie wyrażenia. Chociaż akurat to określenie faktycznie krążyło już w jego stadzie od dawna.
Nieistotne.
Rapsod powoli rozwiązał swoje przednie łapy i stanął na wszystkich czterech, zmywając uśmiech ze swojego pyska.
– Pomijając jednak ten niezbyt wyszukany żart... Intryguje mnie co "zasila" tą twoją odmianę magii, bo wydajesz się być pewna, że się różni od naszej. Dlaczego? Co ją charakteryzuje? – Zapytał całkowicie poważnie, tym razem ignorując przytyk do swoich czarów. Nie wiedział jaką taktykę przyjąć przy czarodziejce, by zapewnić sobie jakkolwiek odpowiedź, dlatego postanowił zapytać wprost. Starał się swoim tonem nie podważyć jej autorytetu... chyba tylko tyle mógł tu zadziałać na swoją korzyść.
: 24 sty 2021, 16:05
autor: Infamia Nieumarłych
Sprytna docinka, czy też odbicie piłeczki przez samca najwyraźniej nie zrobiło na wywernie wrażenia – co najwyżej ją podirytowało, co widać było po chwilowym wyostrzeniu się linii żuchwy, sugerującym iż zacisnęła na moment onyksowe zębiska.
Gdy Rapsod zadał jej pytanie, ciągnąć temat kwestii magicznych, prawy kącik pyska Mahvran uniósł się lekko w nieprzyjemnym uśmiechu. Aha, ma go. Kolejny rozmówca złapany w sidła ciekawości, której nie zaspokoi. Dlaczego? Dlatego że wiedźma najzwyczajniej w świecie nie zamierzała udzielać satysfakcjonującej odpowiedzi. Co najwyżej zaoferuje skrawki prawdy.
Każdy lubił się czasem poznęcać.
– Maddara jest typowa dla smoków wolnych stad i ewentualnie też pomniejszych grup poza granicami dawnej bariery. Ale ziem i krain jest zdecydowanie więcej, niż komórek mózgowych u przeciętnego przedstawiciela tutejszej społeczności, a z tym wiążą się różne rodzaje magii. Moja krew jest zmieszana, ale przeważyła ta od strony mojej matki, więc mam magię z terenów tej części swojego rodu. A czym się charakteryzuje? Większym polem do popisu, to na pewno. – Ciemne ślepia Infamii zaiskrzyły na moment, jak za każdym razem gdy miała ona okazję w jakiś sposób ukazać – nawet słownie – rzekomą wyższość pierwszej lepszej jaszczurki od smoków wolnych stad.
– Na tych ziemiach jednak pałętają się ci wasi śmieszni bogowie, którzy, mimo iż śmiechu warci, mają na tyle siły by ograniczać wasz potencjał magiczny, i tłumić zdolności tych którzy stąd nie pochodzą; pewnie dlatego, że gdyby pozwolili waszym magom rozwijać się bez ograniczeń, "bogowie" szybko przestali by być wam potrzebni. Więc nie uświadczysz pod tutejszą "barierą", dajmy na to, nekromancji.
Podrapała się złotymi szponami nadgarstka skrzydła po łuskach na gardle. – Co najwyżej uświadczy się prób, na przykład, haruspicji, niektórzy ambitniejsi i odważniejsi mogą być zaś w stanie nauczyć się, mimo tutejszych ograniczeń, nawet onejromancji... Wiesz o czym w ogóle mówię? – Przerwała na moment, patrząc na czarodzieja Ziemi jak na dziecko. Poniekąd tym dla niej był; nie zamierzała kryć się zanadto ze swoim poczuciem wyższości, jej zdaniem, w pełni zrozumiałym i zasłużonym.
: 09 lut 2021, 5:24
autor: Niepokorny Hiacynt
Świetnie. Po prostu najlepiej. Gdy Infamia do niego mówiła Kwiecisty mógł jedynie regulować oddech, by w jakiś sposób dać upust narastającej w nim frustracji. Nie ukrywała swojego braku szacunku co już było wystarczająco irytujące, ale w tej sytuacji było coś znacznie gorszego – wiadome było, że samica nie wyjaśni żadnego z pojęć, które przytacza. Oczywiście, że Kwiecisty nie rozumiał. Jak miał rozumieć skoro nikt się tutaj taką magią nie zajmował! Nawet nie miał od kogo czerpać takiej dodatkowej wiedzy, bo jak był młody wszystkich Ziemistych magów cholera wzięła i został sam. Nawet mistrza musiał szukać poza stadem.
Każde nowe pojęcie sprawiało, że źrenice czarodzieja zwężały się niby do cienkich igiełek.
Gdy czarodziejka zwróciła się do niego jak do pisklęcia, Rapsod już nawet nie wydał z siebie żadnego dźwięku świadczącego o tym, że ma zamiar się kłócić. Patrzył na samicę wilkiem, chwilowo się nie odzywając – analizując.
– Dobrze... Bezimienna. – Odezwał się ostatecznie.
– Skoro już pytasz czy rozumiem, chciałbym odpowiedzieć, że "nie". Nie wiem co to jest... – Tu przerwał na sekundę jakby jeszcze nie był całkowicie pewny swoich następnych słów. No i po krótkim trzepnięciu łba widać było, że postanowił je przeredagować.
– Wyjaśnisz mi pojęcie "nekromancji" lub "haruspicji" jeżeli dajmy na to uniżenie poproszę czy nieważne jak bardzo smok spod "tutejszej bariery" szanuje twoją wiedzę, nie zasługuje na nic konkretnego poza złośliwościami? – Zapytał dość poważnie. Nawet jeżeli czarodziejka miałaby mu wcisnąć kit, dostałby jakiś punkt zaczepienia na przyszłość.
– Ponadto. biorąc pod uwagę twoje wcześniejsze słowa, interesuje mnie to jak interpretujesz "niestabilność źródła". Może to też jest sprawka bogów? Czy może najprostszy w świecie "mankament naturalny" wynikający z tego w jaki sposób rozwinęliśmy się w jaju? – Czy chociaż jedno pytanie trafi do celu? Trudno było stwierdzić. Ta samica była trudna. Gdyby Kwiecisty już ze startu nie wolał samców to chyba ta jedna interakcja wystarczyłaby, by przekierować go na tą drugą stronę.
Oj niedobrze było dostawać próbkę samego siebie w swoim najgorszym wydaniu.
: 16 mar 2021, 19:42
autor: Echo Zbłąkanych
// inny czas
Echo, odmieniony, wybrał się na dość znaczną przechadzkę z Krewetką. Usadzając sobie małą na plecach, opuścili grotę w obozie ziemi, aby udać się w poszukiwaniu przygód! Cały czas asekurując małego brzdąca, szkli tak jakiś czas, zapuszczając się głęboko w obszar terenów wspólnych. Kawałek nawet polecieli, Echo wtedy trzymał cenny pakunek w łapach, ponieważ nie był do końca przekonany, czy Krewetka nie będzie chciała pobijać rekordów skoków z wysokości. Dolecieli w ciekawe miejsce.. mianowicie malownicze wzgórza. Wylądował delikatnie w pobliżu niewielkiego zalesienia leszczyn. Znów posadził sobie małą na plecach, i zaczął rozglądać się po okolicy.
Było widać ślady bytowania tych śmiesznych gryzoni, wiewiórek.. może uda się złapać jaką, aby mała zaczęła poznawać okoliczną przyrodę?
-Widzisz te wszystkie łupinki dookoła? To przez takie śmieszne zwierzątka, zraz pokażę Ci jakie! – powiedział do maluszka, siedzącego mu między łopatkami, na grzbiecie.
Tuż przed małą zmaterializowała się.. wiewiórka. Ruda, trzymająca orzecha w łapkach. Ciekawe jak zareaguje na maddarowe stworzonko?
: 16 mar 2021, 20:27
autor: Krewetka
Podczas podróży krewetka nie mogła się powstrzymać przed podbieganiem do każdego kwiatka i zerkania pod każdy kamyk. Nie chciała jednak stracić Echo z polu widzenia, który i tak sam pilnował jej jak oczka w głowie, więc szybko przybiegała, kiedy widziała, że smok się oddala. Obiecała sobie, że jak dorośnie, odkryje każdy zakamarek zagajnika. Podczas lotu podziwiała świat z góry. Kto by pomyślał, że byłby taki ogromny! Nie będzie kłamać, kiedy powiedziałaby, że miała chęć wyślizgnięcia się z objęć taty i wylądowania na ziemii.
Co? grawitacja? Przy uderzeniu z ziemią rozgniecie się jak larwa? Pfff, śmierć to koncept zbyt abstrakcyjny dla noworodka.
Gdy dotarli na miejsce, przysłuchiwała się ojczulkowi.
Śmieszne...zwierzątka? Że niby inne smoki?
O! Taaaakie zwierzątka! Ale... dziwne. Wygląda jak Sahida, tylko bez skrzydeł, rude, małe i wcale jak ona nie wygląda.
Kłap! Pisklę posłużyło się jej jedynym miernikiem otoczenia- paszczą.
Wiewiórka rozpłynęła się powietrze po tym czynie, wprawiając małą w dezorientowanie. Zaczęła rozglądać się, gdzie zniknęło zwierzę- pod jej łapami, w powietrzu, za skrzydłem taty...?
: 16 mar 2021, 23:35
autor: Słodycz Ziemi
Wybrali się na rodzinny spacer i to dosłownie, ponieważ ich trójce towarzyszyła cała ferajna kompanów. Dawno nie mieli czasu już tylko dla siebie, toteż Goździk tak długo nalegała na to wyjście, aż Astral dał się przekonać. Pomyślała, że idealnym miejscem do spędzenia zimowego popołudnia będzie Leszczynowy Zagajnik, w którym często szalały całe stada wiewiórek. Łowczyni lubiła je obserwować, fascynowało ją z jaką łatwością te zwierzęta poruszają się wśród gałęzi drzew.
– Iskierko, jak Ci idą szkolenia do roli Piastunki? A może sama uczysz już jakieś pisklęta? – Zwróciła się do córki z delikatnym uśmiechem. Była dumna z młodej, a wiadomość o tym na kogo się szkoli, ucieszyła Cynamonkę. Wsparłaby każdą jej decyzję, ale umierałaby wewnętrznie z niepokoju gdyby poszła w ślady swojego taty, walcząc na arenie. W jej odczuciu Zachodnia była jeszcze taka mała...
Najwyraźniej nie tylko oni wybrali się dzisiaj na spacer do wiewiórek. Goździk zatrzymała się, widząc w oddali pomarańczowołuskiego smoka. Nie dało się go pomylić z nikim innym. Zerknęła na Astrala, humor wyraźnie jej się popsuł.
– Możemy znaleźć inne miej... – Urwała, bo dopiero teraz dostrzegła przy Czarodzieju malutkie pisklę. Ojej, wyglądało jakby się dopiero co wykluło. Porwał je? – Z Echo jest jakieś pisklę. I chyba.. z Ziemi? – Nie wyczuła zapachu innego Stada, ale malucha też nie kojarzyła. – Chcę sprawdzić czy wszystko z nim dobrze. – Zwróciła się do Iskierki i Astrala i w kilku susach znalazła się przy dawnym koledze. Uśmiechnęła się trochę sztywno i zawiesiła spojrzenie na pisklaku. Przynajmniej nie wyglądało na przerażone.
– Cześć Świetliku. Czy... opiekunowie pisklęcia wiedzą, że.. wziąłeś je na spacer? – Starała się przemawiać łagodnie, nie chciała urazić Zbłąkanego. Ale z drugiej strony nie wiedziała jak inaczej zapytać co robi sam na sam z czyimś pisklakiem.
No jak on mógłby zostać sam w grocie, zwłaszcza, że ten durny ptak też miał iść na spacer. I w ogóle co sobie ten niebieskołuski gad wyobraża? Ile tych zwierząt jeszcze sprowadzi do ICH groty? Nie dość, że musiał tolerować już głupiego kruka to jeszcze pająka, który tworzył swoje sieci w każdym kącie, a Dixi już kilka razy wpadł w nie pyskiem. A najgorsze było sprowadzenie tego... czegoś. Nawet nie wiedział do końca czym jest ognisty stwór, ostatni nabytek. Oczywiście żaden z nich nie był tak wspaniały jak kotołak! Phi.
Szedł sobie obok Iskry, od czasu do czasu pomiaukując i ocierając się o jej bok. Miał pewność, że był dla niej lepszym opiekunem niż Brodacz. W pewnym momencie jednak zatrzymał się i zjeżył na karku, bo dostrzegł znienawidzonego gada z Jej gatunku. Zaraz.. Czy Ona właśnie do niego podeszła? Dixi przewrócił tylko ślepiami, dlaczego musiała przejmować się każdym napotkanym pisklakiem? Ale pobiegł za nią, ha może trzeba będzie wydrapać komuś oczy.
: 17 mar 2021, 0:58
autor: Pasterz Kóz
Poranek wydawał się być wyjątkowo milczący, gdy w trakcie spaceru natknęli się na Echo. Z niewiadomych powodów wyeksponował mocniej klatę, jak gdyby chciał być większy i groźniejszy. Całkiem przypadkiem zabrał ze sobą swój cały zwierzyniec, czyli dodatkową obstawę córki. Tak, poczynił pewne inwestycje, aby zapewnić jej bezpieczeństwo.
~ Pewnie je porwał ~ mruknął ponuro, ale również powoli podszedł w kierunku smoków. Czarodziejowi posłał groźne spojrzenie, jedynie pisklakowi posłał już milszy, cieplejszy uśmiech.
Siedzący na grzbiecie Poranka pająk niewiele rozumiał z sytuacji. On nie widział niebezpieczeństwa w swoich licznych oczach, widział tylko smoka i mniejszego smoka. Proste i logiczne! Astral też był smokiem, zatem to przyjaciele! Włochatek od razu zeskoczył z grzbietu, odbiegł kawałek dalej, po czym wrócił, ale prosto do Echa i Krewetki. W szczękoczułkach niósł... Patyk? Jego spojrzenie zdawało się również błagalne, jak gdyby prosił o coś. Czy jednak obcy poddadzą się jego naturalnemu urokowi?
Brodacz siedział na głowie smoka, spoglądając ponuro na Czarodzieja i tego małego pokurcza. Boże, za jakie grzechy tutaj przyszli. Nie lepiej było im siedzieć w jaskini? Co prawda mogli sobie teraz pozwolić na zamordowanie tego całego Echa, aczkolwiek szkoda brudzić sobie pióra. Jeszcze może miałby walczyć skrzydło w ramię z tym futrzakiem, kotołakiem? Marzenia.
Do tego ten pająk... Uch.
– Głupek! – rzucił tylko, widząc jak Włochatek się podlizuje obcym. Cóż za rozczarowanie.
Łuskacz zaś... Miał to gdzieś. Nie interesowały go smoki. Tym razem maszerował obok Poranka, a gdy się zatrzymali, usiadł na śniegu, tworząc wokół siebie ognisty krąg, przez który śnieg się roztopił i dosyć szybko wyparował. Zrobiło się nawet nieco gorąco wokół żywiołaka, jeśli ktoś postanowił podejść bliżej niego. Legwan najzwyczajniej w świecie zwinął się w kłębek, ziewnął, przymknął oczy i oddał się błogiemu odpoczynkowi, spowijany gorącą parą.
: 17 mar 2021, 21:41
autor: Jutrzenka Serc
Mała bardzo cieszyła się na spacer z rodziną. Lubiła spędzać z nimi czas, nawet jeśli całe dnie spędzała poza jaskiniami rodziców. Mama podpytywała ją co jakiś czas o zajęcia, ale pierwszy raz tak szybko zapytała o szkolenie. Och, co ona miała powiedzieć?
– Och, Mistrz Lot nie rozmawiał jeszcze ze mną mamo, ale staram się uczyć kogo mogę. – Odparła zgodnie z prawdą. Co prawda mogła sama podpytać mistrza, ale wszyscy wiedzieli, jak to mistrzowie interesowali się swoimi uczniami, prawda? Pysk smoczycy spoważniał, gdy mama zwróciła na smoka, który jest w okolicy. Czy to Echo? Mała smoczyca zatrzymała się, gdy tak przypatrywała się mu. Znowu ich gdzieś zamknie? Nie chciała, żeby ich zamykał. Zignorowała ocieranie Dixiego, który zresztą ruszył ku mamie.
Iskra nie chciała zostawać sama, bo przecież Echo był czarodziejem. Powoli ruszyła za rodzicami, chociaż trzymała się bardzo końca całego towarzystwa, szczególnie że nie przyzwyczaiła się do nowej ferajny ojca. Pająk ją przerażał samym swoim wyglądem. Dobrze, że ruszył do Echo, bo to oznaczało, że ktoś go zajmie. Smoczyca przystanęła w końcu i rzuciła spojrzenie na całą sytuację. Rodzice najwyraźniej skupili na nim swoją uwagę, a Iskra mogła po prostu...postać.
: 17 mar 2021, 22:03
autor: Echo Zbłąkanych
Ależ był szczęśliwy! Bawił się dalej z małą, materializując wiewiórkę w różnych miejscach na grzbiecie.. to na skrzydle, to między łopatkami, tuż przy małej, raz nieco dalej, raz bliżej.. Chciał w ten sposób nieco podroczyć się z maluszkiem! Ha, oczywiście ostatecznie chciał dać jej złapać ofiarę, ale byłoby za łatwo, tak od razu. Humor jednak miał ulec dewastacji, przynajmniej w jakimś stopniu. Usłyszał głosy, wyczuł rodzinkę, której nie chciał teraz spotkać.. o Immanorze, czemu los jest taki okrutny, chciał wyłącznie się pobawić z córką, a tu musieli się pojawić akurat oni. Cóż, można jeszcze szybko sobie pójść, i ich olać. Usłyszał jednak, że ktoś dynamicznie zaczął się do nich zbliżać. Nie uniknie konfrontacji..
Podeszła Cynamom.. uff, dobrze, że nie ten niebieski.. Co? Jak? Serio zasługiwał aż na tak złą opinię? Przecież ją przeprosił, starał się naprawić stare błędy. A oni dalej stosowali wobec niego docinki.. Zastanawiał się, czy zrobiłą to specjalnie, żeby zrobić mu przykrość? Szczerze mówiąc teraz jej w ogóle nie znał, więc.. Wszystko mogło być możliwe.
-Też mi Cię miło widzieć Cynamon.. Nie, nie ukradłem nikomu dziecka, ile mam przepraszać za moje zachowanie z przeszłości? Nie zamierzam się powtarzać. To jest moja córeczka, Krewetka. Wyszliśmy się nieco przewietrzyć, zauważyliśmy tutaj te śmieszne gryzonie, i zastanawialiśmy się, czy jakiegoś nie złapiemy. No, teraz z pewnością się to nie uda. – odpowiedział po chwili ociągania przyjaciółce z dzieciństwa, nie kryjąc irytacji w głosie. Odwrócił się, aby obrzucić wzrokiem pozostałych członków swojej ulubionej rodzinki.
Astral. Jakże mogło go tu nie zabraknąć.. I to w z jaką obstawą! Czyżby się mnie bał? Cóż, przegrał niby pojedynek, ale to nie powód do takiej bojaźni.. Plus to nadymanie się jak przerośnięta żaba.. O mały włos nie parsknął śmiechem, widząc jego groźny wzrok. Na kotołaka, pająka nie zwrócił uwagi, bo mu się nie chciało. O, Zachodnia podrosła nieco od ostatniego spotkania.. Eee, lepiej o tym spotkaniu zapomnieć. Echo czuł ogromne wyrzuty sumienia po tamtej akcji. Chciał osobiście przeprosić Iskrę za tamten incydent, rzecz jasna Poranka nie zamierzał przepraszać.. Phi, jeszcze czego!
-Kochanie, pora żebym przedstawił Ci nieco smoków z naszego stada, jak już na nich wpadliśmy.. Podeszła do nas Cynamonowe Zauroczenie, Łowczyni, troszcząca się o cały świat, jak widać.. nie ma zdolniejszej w stadzie, jeżeli chodzi o sztukę łowiecką. – powiedział do Krewetki, następnie przenosząc wzrok na Goździk, żeby mała wiedziała, o kogo chodzi.
-Tam, otoczona kompanami swego ojca, stoi Zachodnia Łuska, adeptka, szkoląca się na piastuna. – przedstawił kolejnego smoka z wielbionej przez siebie rodzinki, ta jak wcześniej, przenosząc wzrok, aby było wiadomo o kogo chodzi.
Ech, cóż, tego ostatniego też musi przedstawić w końcu.. nawet jak nie chce.
-Ostatni przybysz, ten niebieski, to brat Twojej mamusi. – powiedział, nie zaszczycając go wzrokiem. Nie przeszło mu jego imię przez gardło, ani tytuł. Co mu tam, może funkcjonować u małej jako brat mamusi, po co więcej.. phi, tak będzie lepiej.
: 18 mar 2021, 0:10
autor: Krewetka
Krewecia nadal polowała na wiewiórki, kiedy pojawili się przybysze. Podskoczyła ze strachu, kiedy usłyszała obcy głos Cynamonki z oddali! Zeskoczyła z grzbietu taty i schowała się między jego nogami, bacznie obserwując obcych. Mierzyła wzrokiem bujną grzywę samicy, przezroczysty wachlarz samca, i... czyjeś nogi? Nie ważne jak bardzo wychylała szyję, nie umiała dostrzec osobnika z tyłu. Zaczęła wyobrażać sobie wygląd tego smoka....
Włochatek siadł kilka kroków przed pisklęciem. To było pierwsze stworzenie, na które nie miała chrapki. Głównie dlatego, że jej zainteresowanie wygrało z odwiecznym głodem- wyglądało na to, że pająk coś trzymał. Czy to był podarek? O właśnie, przecież wcześniej ujrzała w pobliżu ładny łososioworudy kamyczek. Może jeśli zaoferuje skarb wielookiemu, dojdzie do wymiany? Szturchnęła noskiem skarb, żeby potoczył się do pajęczaka i położyła główkę na ziemi, oczekując co dalej.
Teraz jej uwaga była całkowicie skupiona na dorosłych.
Huh, tato mówi do nich inaczej niż do niej i mamy. O ja, ten niebieski się do niej uśmiechnął! Wysłała mu bezzębny wyszczerz z wzajemnością i zamrugała lampką.
Problemy pełnoletnich ją nudziły. Wysłuchała tylko Echo opowiadającego o postaciach; od Goździka czuła tylko pozytywne wibracje. Tato mówi, że jest "zdolnym łowcą". To brzmi tak dostojnie! Może ktoś też ją kiedyś nazwie "zdolnym łowcą"?
Schowanej z tyłu "adeptki", cokolwiek to oznacza, nadal nie umiała dojrzeć. Zmarszczyła brewki z niezadowolenia tym jakże istotnym dla młodziaka faktem.
I trzeci smok- ten miły pan, którego będzie obserwować przez pryzmat pierwszego wrażenia, jakie na niej wywarł. To brat jej mamki! Ale fajnie mieć kogoś takiego w rodzinie. Pomimo chłodnego traktowania jegomościa przez ojczulka, którego dzieciak nie spostrzegł, polubiła Poranek.
Ćwierknęła powitalnie do smoków, wydając odgłos podobny do wróbla który nawdychał się helu.
: 18 mar 2021, 22:08
autor: Słodycz Ziemi
Zdziwiła ją reakcja Świetlika, w jej pytaniu nie było przecież nawet cienia złośliwości, a tym bardziej oskarżeń o kradzież dziecka. Zanim jednak na to odpowie, postanowiła w pierwszej kolejności zwrócić się do maleństwa. Och, a więc Echo i siostra Astrala... Jak tak się lepiej przyjrzeć, to mała miała w sobie coś z Pogodnej. Zerknęła ukradkiem na partnera, zastanawiając się czy i on również słyszy o tym po raz pierwszy. Później go podpyta, teraz za to uśmiechnęła się ciepło do Krewetki, ukrytej między łapami Czarodzieja.
– Witaj, maluchu. Wszystko co powiedział Twój tata się zgadza. A brat Twojej mamy to Gwieździsty Poranek, wspaniały Wojownik Ziemi. Masz szczęście mając takiego wujka. – Puściła do małej oczko, nie komentując nawet tego lekceważącego względem Astrala zachowania Świetlika. Nie miała wątpliwości, że pominął go celowo. Wypadałoby porozmawiać z Czarodziejem. Nie chciała jednak robić tego przy Iskierce i Krewetce. Dzieci nie powinny być obarczane problemami dorosłych, dlatego w jej łebku pojawił się pewien pomysł.
– Krewetko, wiesz co robią Piastuni? Uczą pisklęta takie jak Ty podstawowych umiejętności, na przykład biegać i latać. Chciałabyś żeby Zachodnia Łuska Cię czegoś nauczyła? – Zwróciła się do pisklęcia łagodnie i przeniosła spojrzenie na córkę. – Skarbie, co o tym myślisz? – Zapytała, widząc, że Adeptka stanęła z tyłu. Nie chciała decydować za nią. Może nie była w nastroju, czemu by się nie dziwiła, a może będzie chciała się wykazać jako przyszła Piastunka. I Goździk nie ukrywała, że chętnie poobserwowałaby jak radzi sobie młoda w tej roli. Dopóki byli tutaj z Astralem, Iskierka nie musiała obawiać się Echa.
Na Cynamonkę, Astrala i Świetlika czekała też trudniejsza rozmowa. Skoro żyją w jednym Stadzie i jak widać, wpadają na siebie nawet poza jego granicami, wypadałoby wyjaśnić sobie pewne kwestie. A ostatnio nie rozstali się w najmilszych okolicznościach, chociaż Poranek zdawał się zachowywać wtedy większy spokój niż ona. Toteż tym bardziej nie rozumiała skąd taka wrogość Świetlika do jej partnera, a nie do niej.
~ Świetliku, nie chodzi o przepraszanie, a brak zaufania. Gratuluję córki, jest śliczną młodą samiczką. Nie chciałam Cię urazić, nie obrażaj się, ale sam na pewno rozumiesz niepokój mój i Poranka, gdy zobaczyliśmy Cię z pisklakiem. Ceremonia, grota... Straciłeś panowanie nad maddarą, nie byłeś wtedy sobą. – Taką przynajmniej miała nadzieję. ~ Cieszę się, jeśli jest już lepiej. Jeśli Rapsod zdołał Ci pomóc. Nie oczekuj jednak, że wszystko będzie jak dawniej. Przynajmniej nie od razu. Zaufanie trzeba odbudować, małymi kroczkami na początek. – Wysłała mentalną wiadomość, która miała dotrzeć jedynie do umysłów Wojownika i Czarodzieja.
~ Ty i Twoja partnerka na pewno będziecie wspaniałymi rodzicami dla Krewetki. – Dodała jeszcze i spojrzała na Poranka. Cieszyła się, że miała go teraz przy sobie. Gdzieś głęboko, podświadomie, nadal w jakimś stopniu bała się Echa. Wspomnienia ognia i kamiennej bariery wciąż były żywe w jej umyśle.
Dixi tylko prychnął pogardliwie, widząc pająka podchodzącego do tego szalonego pomarańczowołuskiego gada. Jak widać niebieskołuski też nie był zbyt mądry, skoro związał z nim swój umysł. I o bogowie, musiał się zgodzić z Brodaczem. "Głupek". Sam by to powiedział gdyby potrafił. Nie znaczy to, że zostaną z krukiem przyjaciółmi oczywiście! Nie podobało mu się tu. Chciał już stąd iść. A Ona jeszcze proponowała naukę potomstwu Czarodzieja. No gorzej już być nie mogło. Nie rzucił się mu jeszcze do gardła tylko ze względu na Nią. Co Jej już kiedyś tłumaczył? Że jak ktoś się sam pcha pod Jej pazury to ma mu naklepać, a nie jeszcze rozmawiać i pocieszać.
: 19 mar 2021, 0:51
autor: Pasterz Kóz
Prychnął tylko na słowa Echa, ale nie skomentował ich w żaden sposób. Powinien przepraszać aż mu się wybaczy, nie wystarczy udawać, że nic się nie stało, najwidoczniej jednak jego nikły rozum nie był w stanie tego pojąć. Trudno, nie jego sprawa, to Krewetka będzie miała problem z takim ojcem. Tym bardziej ha, brat jej mamusi? Dobre sobie! Pewnie chciał go zirytować, aczkolwiek ani nie wierzył w jego słowa, ani nie przejąłby się marnym wyborem partnera Pogodnej. Ewentualnie wyjaśni jej dlaczego nie powinna chociażby rozmawiać z Czarodziejem, co jednak z tym zrobi to jej sprawa.
Skupił się bardziej na małej, która też się wyszczerzyła i... Zamrugała lampką? Faktycznie miała takie coś na głowie. Ciekawa anomalia, być może nawet praktyczna. Pisklak wydawał się też grzeczny, przynajmniej tyle. Może nie wyrośnie na świra.
~ Hej mała. Jestem Gwieździsty Poranek, Wojownik Ziemi. Ten pająk to Włochatek, legwan to Łuskacz, a kruk to Brodacz. Włochatek chyba Cię lubi ~ posłał jej mentalnie i tylko jej. Co prawda kompani wiedzieli, że o nich mowa, ale ani Brodacz, ani Łuskacz nie zareagowali jakoś specjalnie. Ot, kruk uniósł dumnie dziób, żywiołak nieco się poprawił w leżącej pozycji.
Włochatek za to niewiele rozumiał z tego co mówią smoki, widział za to kamyk. Łososiowyrudy, takiego jeszcze nie miał. Nie miał w sumie żadnego, bo nie zbierał kamyki jak Astral, jedynie patyki. Nic więc dziwnego, że teraz miał zagwozdkę, gdy trzymał dalej gałązkę w szczękoczułkach, spoglądając na oferowany przez Krewetkę skarb. Wymiana? Tylko czy opłacalna? Może zabierze to i czmychnie w siną dal? Tylko nie rady wziąć obu rzeczy naraz... Poranek coś mówił o zachowywaniu się. Że ma nie gryźć smoków, nawet dla zabawy. Niech będzie zatem, wymieni się...
Położył powoli patyk na ziemi, po czym niezdarnie pchnął go jednym z odnóży do przodu, w kierunku pisklaka. Samemu podszedł bliżej kamyka, żeby wziąć go do pyska i nieco odsunąć się do teraz. Pierwsze wrażenie zrobione, handel wykonany... I co dalej? Co mała zrobi z jego skarbem?
: 19 mar 2021, 15:52
autor: Jutrzenka Serc
Iskra powoli zbliżyła się do smoków, gdy wywołała ją mama. Mogła też przyjrzeć się małemu pisklęciu, które chyba też jej szukało wzrokiem, bo obie spotkały się spojrzeniem. Mała smoczyca przesunęła ogonem po ziemi i powoli podeszła.
– Cześć. – Jej spojrzenie przesunęło się na Echo, który był...dość straszny. Z jednej strony nic jej nie zrobił, ale niespodzianki, które tworzył, nie były miłe. – Mogę spróbować... – Dodała ciszej i spojrzała na Krewetkę. Nieznajoma smoczyca była taka malutka, że Iskierka nawet nie wiedziała, jak ma zareagować i co z nią robić. Pierwszy raz widziała pisklę mniejsze od siebie. Czy ona chciała się bawić? Oby...
: 19 mar 2021, 16:36
autor: Echo Zbłąkanych
Echo skinął głową na pomysł łowczyni. Niech mała się czegoś nauczy, i może zaprzyjaźni z Iskrą.. Był to dobry pomysł na odbudowanie zrujnowanych relacji z Cynamon. W sumie tylko na niej mu zależało. Popatrzył z ukosa na Cynamon, potem na Zachodnią, po czym przeniósł wzrok na córeczkę.
-Kochanie, myślę, że to dobry pomysł. Iskra, jako piastunka, będzie tak cię uczyć trochę przez zabawę! Nie musisz się jej obawiać. – zachęcał maluszka do skorzystania z propozycji. Troszkę motywacji ze strony taty powinno ją przekonać!
Jego humor natomiast został popsuty, gdy wyczuł mentalną wiadomość.. Na tyle władał sprawnie maddarą, że mógł wiedzieć od kogo pochodziła wiadomość, i że była kierowana do jego córki, która nawet nie wiedziała jak odpowiedzieć. Zirytowało go to.. warknął cicho, wbił pazury w ziemie, jednak.. po chwili się powstrzymał. Takie zachowanie nie będzie w stanie poprawić relacji z dawną przyjaciółką i jej dzieckiem, musi być ponad to. W ogóle zastanawiał się, czemu aż tak pasyjnie nie cierpi niebieskołuskiego.. Przecież tak naprawdę kompletnie mu nic nie zrobił, ba.. to Cynamon groziła mu utopieniem we krwi. Takie afronty, jakie zrobił wobec Echa na pojedynku, nie były niczym szczególnym, ba, nawet były zasłużone. Więc w czym była rzecz? Że mu sprzątnął sprzed nosa potencjalną partnerkę? Kiedyś leciał na Goździk, oraz Brzoskwinię.. Nawet powiedział o tym ich ojcu, który w przypływie wielkiego zaskoczenia rozwalił drzewo ogonem. Cóż, Goździk zajęta, a nie było w jego stylu rozwalanie czyiś relacji, mimo swego, dość specyficznego charakteru, a Brzoskiwnia.. Spalona.. Palenie? Wolał się nie wiązać z kimś, kto miał bardziej zryty beret od niego. Więc.. czy to było możliwe, że czuł do Poranka jakąś podświadomą niechęć, tak dla zasady? Bzdurne, trzeba to nieco ukrócić, ale na pewno nie całkiem.. bawiło go to zbytnio.
-Od tamtej pory przeszedłem długą drogę.. Pomogło mi kilka osób, w tym mój mistrz, jak zauważyłaś. Czy uda mi się odbudować zaufanie? Będę postępował według zasad, które wyznawałem sprzed swojej.. choroby. Jeżeli uda mi się odzyskać.. Twoje zaufanie, to dobrze, jeżeli nie.. jakoś będę z tym żył. Tak, żyjemy w jednym stadzie, i tak jak boczenie się na siebie, i ciągłe docinki, między innymi z Twoim partnerem mogły być przez pewien czas zabawne, to w obecnej swojej sytuacji, wolałbym ten konflikt zażegnać. Oczywiście, chęci muszą wyjść z obu stron, z mojej są jak najszczersze, to ja nawaliłem, i biorę to wszystko na siebie. Ale tak jak mówiłem na początku, nie będę błagał o wybaczenie. Poza tym, to dotyczy naszej trójki, myślę, że powinniśmy odejść nieco na bok, żeby nie przeszkadzać naszym pociechom, i przedyskutować to na spokojnie. Co do partnerki, to chyba dość skomplikowane, na razie po prostu wychowujemy razem maluszka. – taką metnalkę mogła usłyszeć w głowie Cynamon, odnosząc się także do tego, że uznała Pogodną za jego.. drugą połowę?
Znów przeniósł uwagę na córeczkę.
-Krewetko, zostawie Cię tu, pod opieką Iskry, a dorośli pójdą rozmówić się.. jak będziesz mnie potrzebować, będę tuż obok. – powiedział do malutkiej. Nie oddali się dalej niż to było potrzebne.. Tak na wszelki wypadek. Następnie spojrzał pytająco na Cynamon, czy popiera jego pomysł.
: 21 mar 2021, 17:07
autor: Krewetka
Wysłuchała Cynamonki. Hihi, mrugnęła do niej.
Że na naukę to ona zawsze chętna, skinęła główką. Zachodnia Łuska... to tak nazywa się schowana smoczyca.
C-co się dzieje! Słyszy jakiś głos w głowie? To wujek Błysk? Spojrzała na niego pół pytająco, pół zintrygowana. Rzeczywiście jest z nim więcej stworzonek poza pająkiem.
Patyk powędrował w jej stronę. Szczęśliwie zaczęła go gryźć i przyjaźnie uśmiechnęła się oczami do ośmionoga. Transakcja zakończona sukcesem.
Krewetka nawiązała kontakt wzrokowy z piastunką i wypuściła patyk. Wygląda na niepewną, trzeba będzie ją jakoś rozruszać! Może uda się zarazić ją dziecięcym wigorem. Przybrała pozycję do zabawy, wypinając zadek w górę i kładąc przednie łapki przed siebie.
Zachęta taty utwierdziła jej chęć do pójścia z Łuską. Fakt, że rozstanie się na chwilę z rodzicem był dla niej nieco niepokojący, ale starała się być dzielna.