Strona 4 z 9

: 01 cze 2018, 0:08
autor: Nihilius

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Naturalnym następstwem paniki zgromadzonych smoków była chęć gwałtownego wyartykułowania swoich myśli na cały głos, ile matka natura dała. Wszystkie te krzyki niezbyt mu się podobały. Nie mówiły mu też nic konkretnego. Najdziwniejszy okazał się natomiast dość spokojny głos w jego głowie, oznajmiający coś o bogu i czekaniu. Nihilius nie znał się na bogach, więc niestety, cokolwiek głos pojawiający się w jego łepku chciał mu przekazać, zostało to kompletnie zignorowane.
Nic z tego co się tutaj działo nie wskazywało na to, żeby sytuacja była dobra. Na całe szczęście dla najmniejszego pośród cienistych, żaden z mglistych potworów nie zmierzał w jego kierunku. Ogólnie cała ta sytuacja... miał wrażenie jakby go wcale nie dotyczyła. Siedział pośrodku (może bardziej na skraju) chaosu, przysłonięty plecami większego kolegi ze stada i był obserwatorem. Ale co ważniejsze, czuł że pomimo biegania, krzyków i bałaganu, dla żadnego ze smoków nie skończy się to źle.
Możliwe, że pozostałby w tym stanie, próbując wyciągnąć jakieś logiczne wnioski z postępowania większych gadów, jednak ze statusu quo wyrwała go duża postać, która z wielką siłą wpadła na Caretha, tym samym pozbawiając Nihiliusa jego jedynej tarczy. W bezwarunkowym odruchu odskoczył od gwałtownego aktu agresji, przez który serce podeszło mu do gardła, jakby nie biło już wystarczająco szybko. Patrzył z niedowierzaniem, nie rozumiejąc czemu jeden ze smoków gryzie drugiego. Czy ten szary miał coś wspólnego z mglistymi tworami? Kolorem był nawet podobny.
Inni zaczęli krzyczeć na niedobrego smoka. Jego zachowanie najwyraźniej im się nie spodobało. Nihiliusowi też się nie podobało. Lubił Caretha, dlatego chciał, żeby został on przez kogoś zjedzony.
– Zo-staw... go – udało mu się wydusić z siebie słowa, jednak słaby głos prawdopodobnie zaginął w kakofonii przeróżnych dźwięków.
Na szczęście, niemiły, duży smok namyślił się i zostawił swoją ofiarę w spokoju, błyskawicznie znikając gdzieś na uboczu. Pisklak był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Najwyraźniej krzyczenie na kogoś kto robi coś niemiłego było skuteczną metodą zapobiegawczą. Przez całe zajście przeoczył macki, które zainteresowały się rannym samcem. Odskoczył od krwawiącego smoka w momencie niespodziewanego ataku Reokha. Ale czy znajdował się wystarczająco daleko by uniknąć spotkania z mgłą?

: 01 cze 2018, 1:34
autor: Masochistyczny Kolec
Uśmiechnął się delikatnie widząc, że to nic nie dało odnośnie macki, jednak miał ochotę zaśmiać się z tej dwójki, która oberwała jego kwasem. No proszę, proszę, najwyraźniej przez ten cały chaos, wszyscy przestali zwracać na to, co działo się dookoła.
Jednak on zauważył. Zauważył, że macki interesują się krwią... Posoką... Teraz wszystko stało się dla niego jasne. Najwyraźniej Jashin był wkurzony, że przez dłuższy czas nie otrzymał żadnej ofiary, więc zwołał ich wszystkich tutaj, aby sam zabrać to, co mu się należy. Bóg im się objawił, a oni niewdzięczni się od niego odgradzali jakimiś barierami.
Smak krwi, jak dawno już go nie czuł... Ta słodka woń, nieco metaliczna, aż mimowolnie oblizał pysk. Spojrzał się swymi różowymi ślepiami na Khurana, który najwyraźniej miał jakiś swój pomysł na pomoc Bogu. To mogłoby zadziałać.
Rozwinął więc swoje wielkie, ale za to wąskie skrzydła, które otrzymał po swoich powietrznych przodkach w spadku. No z taką potęgą mgła z pewnością kogoś zrani. Stanął obok pisklaków, które daremnie starały się cokolwiek zrobić swoimi skrzydłami. Zobaczył jedynie kupę trzęsącego się mięcha gdzieś w krzakach. Miał krew na pysku, to pewnie ten, który ugryzł pisklaka. Mały Careth i tak już nie miał szans, więc czemu boskie macki miałyby się nim zająć?
Hidan zaczął wbił pazury w ziemię, bo wiedział, że ruchy jego skrzydeł mogły sprawić, że straci równowagę. Zaparł się mocno, a następnie zaczął machać mocno kończynami przeznaczonymi do latania. Podmuch powietrza przez nie utworzony miał przewiać mgłę... Prosto na Rheo, na tą szkaradną kreaturę, która akurat znajdowała się najbliżej. Mówiąc wprost, nie chciał zneutralizować macki, a jedynie zmienić jej cel. Tylko oby dosięgnęła ona celu.

: 01 cze 2018, 17:45
autor: Administrator
//Dla tych, co mają wątpliwości – ATERALA NIKT NA TYM SPOTKANIU NIE WIDZIAŁ. Prosze nie insynuować że jest inaczej, chyba że macie na celu okłamanie innych na fabule, to wtedy spoko :)


Chaos kontynuował swe rządy na tym Spotkaniu, kiedy po raz kolejny smoki zaadaptowały się do zmiany warunków. Macki zmieniły swe cele, smoki skoczyły do akcji. Która skoncentrowała się tym razem w kilku grupkach.
Grupka wokół Niebotycznego Kolca, Cienista młodzież i smoki chroniące oszołomionego Głębinowego przy barierze. Powstały tarcze, podmuchy powietrza generowane przez łopoczące skrzydła, i woń dymu i podgrzanie atmosfery przez kilka osobników zionących ogniem na macki.
Wbrew wiekowi i brakowi doświadczenia, największy sukces odniosła młodzież Cienia. Macki mgły okazały się być zaskakująco podatne na podmuchy, by rozwiać się bez śladu, nim dotarły do Caretha. Ktoś mógłby go uspokoić, nim wystraszone bólem pisklę zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Z kolei plan Masochistycznego Kolca nie powiódł się. Ale to nie będzie jedyna okazja do zemsty. Prawda?
Siedzący za skąpym krzakiem na obrzeżu zgromadzenia Reokh poczuł, jak coś go uderza. Tym czymś był młody Rionnag, który uderzył Cienistego z główki w prawą łapę, a następnie malutkie kiełki spóbował zatopić w jego ciele. Nie do końca mu wyszło – nie był w stanie przebić skóry.
Słoneczny Kolec zaczął zbierać pisklęta niczym kamienie szlachetne, całkiem słusznie obawiając sie o bezpieczeństwo najmłodszych. Starsi, miotając się po okolicy, mogli bez problemu na któreś nadepnąć i wyrządzić mu ogromną krzywdę. Po co więc ryzykować?
Smok nawet nie musiał ziać ogniem. Macki atakujące jego i Grzmota ruszyły do wygenerowanej przez Wierzbową Łuskę kałuży. Kiedy tylko jej dotknęły, kałuża zmieniła kolor z czerwonego na czarny, a jedna z macek zastygła, po czym zaczęła się kruszyć, a jej płaty opadły na ziemię, poganiane podmuchami wiatru. Druga mglista macka wydawała się skonfundowana (o ile macki mogą być skonfundowane), ale nie wyglądało, jakby miała zamiar ruszyć na kolejną ofiarę. Duża grupa na środku także była bezpieczne.
To pozostawiało Głębinowego Kolca, osłanianego przez Urągliwego Kolca. Tarcza tego drugiego trzymała, aczkolwiek głodne macki raz po raz w nią uderzały. Póki co było dobrze. Tylko ktoś mógłby tej parze pomóc.
Tymczasem brak macek nie oznaczał końca kłopotów. Najmłodszy tu Nihilius odczuł je pierwszy już chwilę temu, ale teraz naprawdę zaczęło mu się kręcić w głowie i nie był w stanie ustać na łapach. Jedyne, co mógł zrobić, to czołgać się i mamrotać niewyraźnie. Ale ciężko było wygrać w takich warunkach. Śmierć w danej chwili była większym zagrożeniem niż śmierć w przyszłości, nieprawdaż? Macki były priorytetem, to teraz można było przejść do kolejnego punktu rozrywki.
Ale coś trzeba było zrobić. Bo kolejne smoki zaczynały się chwiać. Rionnag był następny, zobaczył mroczki przed oczami i przestał zaciskać kły na przedramieniu Reokh. Niestety jego obecny stan wystawiał go na łaskę Cienistego. Czy ktoś zauważy to nim stanie się tragedia?
Ranny Careth, któremu serce biło szybko z powodu bólu, i Khuran zmęczony wysiłkiem wyniklym z trzepotania skrzydłami, również zaczęli się słaniać na łapach. Spanikowany Moran zaczął tracić dech, i instynkt kazał mu rozpaczliwie łapać powietrze w płuca, a tę zmianę czuł Słoneczny Kolec, na którego plecach Moran został posadzony. Głównie dlatego, że Moran zaczął się zsuwać z grzbietu. Parasomnia także poczuła się słabo. I Grzmot wraz ze Smokiem, nieco osłabieni w wyniku ran, musieli oddychać częściej i głębiej, żeby nadal mieć jasne umysły. Co tu się, do licha ciężkiego, działo?
Czy był to koniec niespodzianek? Masochistyczny Kolec dostrzegł czarną kuleczkę wielkości końcówki smoczego pazura, pełznącą raźno w kierunku najbliższego jej smoka. Którym był Niebotyczny Kolec, tak zajęty bezpieczeństwem innych, że nie spostrzegł tej zmiany. Wypadałoby go chyba ostrzec.


//Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka (Pisklaka) :mrgreen:

Mój kolejny odpis pojawi się w niedzielę wieczorem (03.06). Gdyby ktoś wyłapał jakieś błędy w opisie, proszę zgłaszać na PW/SB/discordzie, poprawię jak najszybciej.

: 01 cze 2018, 18:11
autor: Brzozowy Kolec
nie miałem pojęcia co się ze mną działo zaciśnięte z przerażenia powieki drgały nerwowo kiedy ktoś mnie podnósł z ziemi zapiszczałem metalicznie a potem szybko się uspokoiłem czując pod sobą coś, a raczej kogoś. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że siedzę na czyimś grzbiecie. Nie docierały do mnie żadne dźwięki a także przed moimi oczami zatańćzyły mroczki. Spanikowany zauwarzyłem że wstrzymuję oddech więc zacząłem łabczywie łapać powietrze. Pieczenie w płucach i porażający strach który wtagnąłdo moje umysłu i kazał mi oddychać za wszelką cenę kazał mi nabierać powietrza. Charczałem i ksztusiłęm się przerażony. oczy miałem szeroko otwarte a język wywalony, spuchnięty i posiniały z niedotlenienia robił tylko niepotrzebny zator. Łykane powietrze sprawiało że miałem wrażenie jak by było coraz gorzej w pewnym momencie poczułem jak zaczynnam się zsówać z grzbietu żółtego smoka pachnącego starością i bryzą. Próbowałem się złapać pazurami jego łusek lecz nie byłem w stanie nic zrobić. kontem oka zobaczyłem że Mój towarzysz Rionnag się chwieje. Przerażenie i obawa o włąsneżycie zrobiłą miejsce jeszcze jednemu uczuciu, przerażeniu i strachu o życie Przyjaciela.

: 02 cze 2018, 11:38
autor: Płynący Kolec
Macka, która go atakowała, gdzieś uciekła. Nie był pewien, gdzie – czuł się coraz bardziej zmęczony, nie miał siły i ochoty jej szukać. Atak, jakim potraktował mackę, stres związany z całą tą sytuacją i rana na którą wciąż nie odważył się nawet spojrzeć, wyczerpały go doszczętnie. A już wcześniej nie był w najlepszej kondycji! Wędrówka, jaką odbył, nim trafił na te ziemie, nadwątliła jego siły jeszcze przed przybyciem tutaj. Cóż więc dziwnego, że oddychał ciężko, zamglonym spojrzeniem wodząc po polu walki?
Nie dostrzegał już bezpośredniego zagrożenia. Kilka macek zostało, jednak z nimi istoty uporają się bez jego pomocy. Głupio przyznać, ale choć mniejsze, odnosiły znacznie lepsze wyniki niż on. Nie było potrzeby, by mieszał się w niszczenie ostatnich macek... Zwłaszcza, że były tak strasznie daleko. Nagle odległość, którą jeszcze przed chwilą mógłby przebyć kilkoma skokami, wydała mu się drogą długą i trudną, niemalże niemożliwą do przebycia.
Nie szedł już nigdzie. Nie pomagał; radzili sobie świetnie. Usiadł, zwieszając ciężko łeb i koncentrując się na oddychaniu. Czuł, że musi odpocząć...

: 02 cze 2018, 20:58
autor: Erupcja Epidemii
Careth jęknął z ulgą, drżąc delikatnie, choć najwyraźniej poczuł się lepiej, widząc, jak zgrane było Cieniste towarzystwo i jak chętnie postanowiło go chronić. To było... do diaska, niewyobrażalnie miłe! Widząc, jak świetnie sobie radzili aż poczuł się dumny, że jego stado, najmłodsze Cienie, poradziły sobie tak świetnie i odpędziły od niego macki za pomocą podmuchów skrzydeł. Położył już spokojniej bolący ledwie wyczuwalnie po upadku łeb, znów przymykając powieki. Chciał tu zostać i tak sobie leżeć. Nawet Nihilius, ten mały wypierdek ukrywający się tak tchórzliwie za jego plecami próbował go bronić. Na swój sposób. Nie miał w końcu za wiele do zrobienia, będąc jednym z najmłodszych. Wszyscy ranni trzymali się na łapach, dotarło nagle do Caretha. Czemu więc ja leżę? Nagle zrobiło mu się potwornie głupio i otworzył na powrót niezadowolone ślepia. Jego rany nie bolały już aż tak, a krew zaczynała krzepnąć. Nie mógł więc być aż tak przeraźliwie ranny, prawda? Gdzieś mu wcześniej przed ślepiami mignęło więcej czerwonej posoki, nie on jeden odniósł rany. Skoro inni się trzymali na łapach, to on też. Nie zamierzał być gorszy. Zacisnął zęby, nie zwracając ani grama uwagi na to, czy nie spiłuje sobie w ten sposób kiełków ani ich nie połamie. Trudno. Musi wstać. Nieprzyzwyczajony do takiego rodzaju bólu wpierw powstał do pozycji siedzącej, biorąc chrapliwe wdechy. Da radę. Musi. Nikt go już więcej nie zrani, obroni się. Ucieknie. Cokolwiek. Ale tym razem nie będzie zdany tylko i wyłącznie na innych. Będzie samodzielny. Samodzielny, o tak. Był starszy od sporej części Cienistej pisklęcej społeczności. Powinien być już klerykiem, adeptem. Powinien umieć walczyć. Powinien już zbliżać się wielkimi krokami do wymarzonej rangi i wspomóc stado. Jeszcze mocniej zagryzł zęby, podnosząc się powolutku. Ostrożnie. Łuska za łuską, szpon za szponem – wstał. Zachwiał się, a nowa salwa cierpienia rozlała się wokół ranek. Jednak już więcej się tak nie da, nie, nie. Teraz zamierzał być znacznie bardziej uważny i ostrożny. Czyżby to było ostrzeżenie, że jednak jego samotne wypady po niebezpiecznych terenach nie powinny być przez niego traktowane tak lekką łapą? Nie widział problemu, już więcej się tak łatwo nie da. Zemsta. Zemści się, jak wydobrzeje i nieco się podszkoli skryje się w cieniu drzew. Zaczeka cierpliwie. Wyskoczy niczym żmija atakująca mysz. Wlepił roztrzęsiony wzrok w dorosłego, który tak go poharatał. Okropieństwo. Takie trzeba wyplenić z jego pięknego, pięknego stada. Autentycznie czuł gniew. Nie cierpiał tej bezradności, ani tych wszystkich przerażonych spojrzeń. Nie cierpiał tego agresora. Chciał się go pozbyć jak najszybciej, by już nigdy podobna sytuacja nie miała miejsca. Nie zamierzał powielać tych samych błędów. Ktoś tu musi w końcu przypilnować tych Nowych, nieurodzonych wśród cywilizowanych stad. Niebawem, agresorze. Już niebawem.
Odwdzięczę się wam wszystkim – burknął jakby sam do siebie, obserwując jeszcze przez chwilę całe zgromadzenie. Nie wiedział jak to zrobi, ale kiedyś wyrówna wszystkie rachunki. A potem... a potem przeszła przez nich nowa fala, zanim zdołał sobie cokolwiek więcej pomyśleć. Magia była może i urzekająca, ale jak i się teraz przekonał – niebezpieczna. Wyjątkowo niebezpieczna. Zaciskające się wokół jego serca szpony zelżały, jego rytm spowolnił znacząco. Poczuł napływ paniki, kiedy ogarnęła go senność, a wzrok nie potrafił dostrzec nic poza rozmazującymi się coraz bardziej posturami. Wiedział, że nigdy nie miał doskonałego zmysłu wzroku, ale żeby aż tak? Czy właśnie mdlał? Wydawało mu się, że nie stracił aż tyle krwi. Przecież jeszcze zaledwie chwilkę temu wszystko było w porządku. Powstał, mimo rany, mimo bólu. A teraz? Znów miał się poddać? Osunąć bezwładnie na ziemię, zmuszając innych mających silnie zakorzenione moralne zasady, by go bronili? Nie, nigdy się nie wypłaci z długów. Musi... musi...
Plask. Jego ciało znów uderzyło o ziemię, niewrażliwe już na nic, co działo się wokół. Padł, wydając ostatnie tchnienie w tym akcie. Jakże dramatycznie, jakże poetycko. Zemsta może poczekać. Wroga magia może poczekać. Wszystko może poczekać. On już zanurzał swoje łapy w sennej toni, nie myśląc nawet o innych. Ból odszedł jakby w zapomnienie, już niemal wcale nie dając się mu we znaki. Zaskakujący spokój go opanował, chwycił w swoje delikatne łapy. Podobało mu się to, aż głupio przyznać. Już nie musiał się przejmować i stresować. Zapadł w sen bez snów, poddając się kojącemu spokojowi.

: 02 cze 2018, 21:11
autor: Skryta Łuska
Była w szoku, że ich plan się powiódł. Czujnie obserwowała wycofujące się macki, przez chwilę mając nadzieję, że to już koniec... Miała zamiar ewakuować się stąd jak najszybciej, jeśli tylko uda jej się pożyć jeszcze trochę! Nagle stwierdziła, że jak już zdobyła wolność po ucieczce ze stada, to nie chce od razu wszystkiego tracić. Macki na razie zajęły się kałużą z krwią, której pojawienie się samiczka przeoczyła. Wolała nie zastanawiać się, skąd to się tam wzięło. Jeszcze przed oczami mógłby pojawić się jej obraz leżącej w podobnej kałuży krwi, a to mogłoby odebrać jej resztki sił! Lekko słaniała się na łapach, ale za wszelką cenę chciała to ukryć zarówno przed innymi smokami, jak i przed mackami. Zamiast tego to macka na jej oczach rozpadła się po zetknięciu z kałużą. Skowronek nigdy nie widziała czegoś podobnego! Co to za dziwne miejsce?! Zaczęła trochę żałować, że zostawiła wszystko za sobą. Tam przynajmniej wszystko było przewidywalne. Miała też siostrę, a teraz była już zupełnie sama! Z trudem odepchnęła myśli od rodziny, nie chcąc czuć bólu po stracie jedynej bliskiej osoby.
To jednak nie był koniec. Smoczyca zdusiła zrezygnowane warknięcie, widząc słabnące sylwetki smoków. Jej nadzieje na przeżycie znów drastycznie się zmniejszyły. Zerknęła na grupkę smoków, z którymi cudem przed chwilą współpracowała. Mimo wszystko znaleźli się w takiej samej beznadziejnej sytuacji jak ona, więc byli minimalnie mniej jej obcy i na pewno zwiększali jej szansę na przeżycie, a to już dużo.
Świadomość, że ją też może w każdym momencie zaatakować niewidzialny wróg, była najgorsza. Nawet gorsza od widoku i smrodu tych obrzydliwych macek. Samica rozglądała się wokół dziko, stojąc w pozycji gotowej do walki, mimo że czuła się bezradna. Bo jak walczyć z czymś takim?!

: 02 cze 2018, 21:25
autor: Zaciekły Kolec
Ponieważ dużo się działo dookoła, oczywistym było że Garruk nie miał tak wspaniale rozwiniętej podzielonej uwagi, szczególnie na kilkanaście rzeczy na raz. Był świadom że jeden z dorosłych smoków działał dziwnie. Był agresywny, ale to nie było zadanie Garruka by go utrzymać w ryzach. Tym bardziej nie zamierzał się do niego zbliżać, z powodu dla niego jasnych.
Kątem oka dostrzegł kilka innych faktów, chociaż szybko były przez samczyka zignorowane. Skupiony był na odepchnięciu macek, a to okazało się bardzo skuteczne. Czarnołuskie pisklę było bardzo zadowolone.
Udało się! Wykrzyczał – To coś znikło! – Dodał, widząc jak nie tylko ta jedna macka, ale również inna znikła uderzając o twór wytworzony pewnie przez któregoś z dorosłych. Nie sądził że smoki w ogóle potrafią coś takiego tworzyć i był tym wielce zaskoczony, ale czasu na podziwianie magicznych tworów nie było. Wciąż kilka macek znajdowało się nad nimi, skupione w dwóch miejscach.
Rozwiejmy resztę! – Zarzucił propozycją, wiedząc że tylko razem im się to uda. Wtedy jednak zauważył coś dziwnego.
Ej..! Co jest? – Zapytał się Khuarana i Parasomni. Oboje zaczęli z nieznanego powodu słabnąć. Ale nie byli jedynymi smokami które podobnie zareagowały. Z pewnością nie wynik ich kondycji, przecież gdyby to było takie męczące, to i on by to poczuł. Dlaczego więc? Co się stało?
Był zmartwiony, ale zamartwianie się nie było czynnością która w jakimkolwiek stopniu pomoże. W poszukiwaniu odpowiedzi dostrzegł inne smoki które też zaczęły słabnąć. W tym samym momencie również i młodszego od niego pisklaka który wpadł na na prawdę głupi pomysł.
Garruk czym prędzej ruszył do Rionnag który był widocznie pozbawiony jakiegokolwiek instynktu przetrwania skoro rzucał się na dużo większego od siebie smoka. Biegnąc do niego, wziął pod uwagę to by ustawić się za nim, możliwie osłaniając się od Reokhandrathella.
Odsuń się od niego.. – Zawołał, wypowiadając ostatnie słowa z pomrukiem, bo i Garruk postanowił też użyć swoich kłów, tylko w nieco innym celu. Zaczepił swoimi kłami o jego ogon który był zakończony twardym grotem. Ciągnąc za niego, raczej nie powinien mu zrobić krzywdy. Samczyk wówczas postawił twardo łapki na ziemi, zaczepiając mocno pazurki w ziemię i z całej siły pociągnął Rionnaga do siebie – cofając do tyłu łeb i zaczynając cofać się do tyłu, możliwie jak najszybciej. Nie wiedział czy zdąży, czy w ogóle zdoła pomóc. A przecież jakby tego było mało, to wciąż pozostawał problem głodnych macek oraz wycieńczającej magii.

: 02 cze 2018, 22:16
autor: Parasomnia
– Wreszcie! – Młoda samiczka prychnęła ze znużeniem, wpatrując się w znikające macki. Kto by przypuszczał, że takim brzdącom uda się stawić czoła śmiertelnemu niebezpieczeństwu? Parasomnia pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia, by uczcić zwycięstwo Cienistych piskląt nad mglistymi mackami. Jeszcze jednak nie usiadła, ani nie ziewnęła przeciągle na co miała ogromną ochotę. A często miała na to ochotę.
Spojrzała na zebranych. Garruk był widocznie podekscytowany, wykrzykiwał dość banalne stwierdzenia i wyglądał, jakby zaraz miał skakać z radości. Ale to dobrze, było się z czego cieszyć.
W jednej chwili poczuła silne zawroty głowy. Jej ciało zaczynało słabnąć, skrzydła ponownie się złożyły, jej ogon opadł na ziemię a teraz... nawet pysk wydawał się ciężki. Co się stało? Czyżby to przez nadmierny wysiłek fizyczny? Ale w takim razie... dlaczego Garruk wyglądał, jakby jemu nic się nie działo?
Parasomnia zachwiała się lekko, zaczęła odczuwać duże zmęczenie choć nie wiedziała, dlaczego tak jest. Potarła łapkami ślepia, by pobudzić je do działania i... nie dać im się zamknąć.
– Garruk, ja... wybacz, chyba nie dam rady. – Powiedziała to ledwie szeptem, choć wciąż można było wyczuć przepraszający ton. Spojrzała na Khurana, wyglądało na to, że on również nie trzyma się za dobrze.
– Bracie, co się dzieje? – Nim jednak usłyszała odpowiedź, osunęła się na ziemię, a przed oczami miała już tylko ciemność.

: 03 cze 2018, 11:33
autor: Tialdreith
Zatrzymał się u boku złotołuskiego samca, którego zapach wskazywał na to, że pochodzi ze stada Wody. Było to miejsce w którym powinien czuć się najbezpieczniej, biorąc pod uwagę, że nieznajomy jak do tej pory opiekował się pisklętami ze swojego stada, a Tial jakby nie patrzeć – rangowo nadal nie był adeptem.
Przymrużone ślepia spojrzały w stronę macek, co chwilę skupiając się także na reszcie osobników, które starały się z nimi walczyć najróżniejszymi sposobami. Używali głównie magii, do której on nie miał dostępu, a i tak przyprawiała go o ból łba, gdy tylko znalazła się w pobliżu niego. Kaszlnął cicho i wziął głębszy oddech – nadal nie czuł się najlepiej, a z tego co zdążył zauważyć – nie był z tym jedyny. Inni też zaczęli mieć z tym problem i jeśli nie uda im się stąd uciec to wszyscy zostaną skazani na łaskę nieznanej im mocy – najwyraźniej wrogiej i morderczej.
Kątem oka zauważył pisklę zsuwające się z grzbietu Słonecznego Kolca. Nie do końca wiedział jak zareagować z takiej sytuacji – nie znał tych smoków i nie czuł się w żaden sposób zobowiązany do tego żeby im pomagać, nawet jeśli byli z jego stada. Ale z drugiej strony sytuacja wymagała poświęceń – a w tym przypadku to nie było zbyt dużo.
Nie był już najmniejszym i najsłabszym smokiem – mimo rangi, wielkością był już adeptem zbliżającym się do wieku dorosłego. Dlatego zbliżył się do Słonecznego i dość sporym, pierzastym skrzydłem postarał się podeprzeć pisklę leżące na jego grzbiecie, tak, żeby nie upadło boleśnie na ziemię zaraz obok nich. W miarę możliwości spróbował z powrotem "wsunąć" Morana na plecy adepta.
Zaobserwował w międzyczasie jak niektóre smoki, nie posiadające umiejętności korzystania z magii, walczyły z mackami. Zwyczajne podmuchy wiatru spowodowane ruchami skrzydeł... już wiedział co będzie musiał zrobić gdy znajdzie się w niebezpieczeństwie. Dlatego jak już udało mu się uporać z pisklęciem, stanął w gotowości z lekko uniesionymi skrzydłami, przygotowany na to żeby odpędzić zbliżające się macki przy ich pomocy.

: 03 cze 2018, 13:42
autor: Obsydianowa Łuska
Spojrzała na tą mgłę z pewną ulgą, bo widać było, że jednak wiatr je rozgania. Widać było też, że ci, co machali byli zmęczeni. Przez chwilę spojrzała się na górę, po czym powiedziała:
-Wszyscy, teraz Ci co nie machali machają. Natomiast Ci, co machaki, niech się zajmą rannymi oraz pisklakami. – Powiedziała, po czym stanęła na tylnych łapach i zaczęła machać w kierunku mgły. Nie może sobie pozwolić na coś takiego, by wszystkich nagke wcięło. Spojrzała się w stronę Grzmota i powiedziała.
-Ej, mały, pode mnie. Ale to już. – Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, jednocześnie lekkie płomyki pojawiły się w jej oczach, a tak... Stała i robiła za wiatrak do odpędzania mgły. No co się dzieje... Czy to możliwe.
-Co myśmy Ci zrobili Boże?

: 03 cze 2018, 14:12
autor: Nocny Tropiciel
Tak! Udało się, powstrzymali razem macki atakujące Caretha! Khuran był z siebie dumny. Będąc pisklakiem nie znającym magii udało mu się znaleźć sposób na macki i jeszcze zebrać innych by mu pomogli! Nigdy jeszcze nikt za nim nie podążył by mu pomóc, więc uczucie swego rodzaju mocy sprawczej pozwalającej mu na skuteczną walkę z zagrożeniem było nowym i bardzo satysfakcjonującym uczuciem. Widząc rozpływające się wokół nich macki Khuran zadowolony z siebie złożył swoje skrzydełka i... mało nie upadł gdy nagle zakręciło mu się w głowie. Przez parę chwil próbował złapać równowagę i stanąć pewniej na łapach. Gdy już to osiągnął poczuł jak słabo się czuje. Miał wrażenie że stoi na jakiejś ruchomej powierzchni i miał problemy z równowagą. Rozejrzał się wokół próbując poznać przyczynę tego co się z nim działo. Zamiast tego dostrzegł osuwające się bez przytomności siostrę i starszego kolegę. Teraz przestraszył się nie na żarty. Był kompletnie zagubiony nie wiedział co sprawiało że czuł się coraz gorzej. Nie odpowiedział na pytanie siostry, po prostu nie zdążył gdy ta się osunęła na ziemię.
-Musimy stąd uciec -rzekł do Garruka widząc że ten jeszcze trzyma się przy zmysłach. Powiedział to głosem którego słaby ton zaskoczył nawet jego. Co się z nim dzieje? Kto ich złapał w tą pułapkę? Jedno jest pewne, nie zamierzał nikogo tu zostawić. Żaden cienisty nie zostanie porzucony. Na nieszczęście nie był w stanie przenieść obu omdlałych piskląt sam. Po za tym był bardzo osłabiony, nie przeciągnie nawet swojej równej mu wzrostem siostry nigdzie w bezpieczne miejsce.
-Proszę weź ich, musimy stąd uciec -rzekł do Masochistycznego, po raz kolejny potrzebując jego pomocy, tym razem w przeniesieniu nieprzytomnych smoków. Garruk tymczasem pobiegł pomóc innemu, jeszcze młodszemu od niego pisklęciu które znalazło się niebezpiecznie blisko białego stwora które wcześniej zaatakowało Caretha. Sam ruszył w kierunku najbliższej ściany bariery chcąc zobaczyć czy cokolwiek da się z nią zrobić. Pisklę węszyło dookoła, rozglądało się na boki chcąc zlokalizować źródło ich stanu. Czyżby bariera blokowała także dostęp tlenu? Czyżby się po prostu dusili? A może coś innego powodowało ten stan? Tego nie wiedział ale chciał to zmienić. Gdy dotarł chwiejnym krokiem do bariery położył na niej łapę pokonując obrzydzenie do wstrętnej magii. Nie, przecież wcześniej ktoś uderzył w tą barierę z całej siły i nic to nie dało. Może... da się podkopać pod tą barierą? Może to zadziała? Khuran nie miał już pomysłów, zdecydowanie i tak zrobił już dużo. Podkopywanie się pod barierą brzmiało głupio ale po prostu nic innego nie przychodziło mu do łba. Tak więc pisklę wbiło swoje szponki w ziemią zaczęło ją odgarniać próbując wykonać podkop.

: 03 cze 2018, 14:39
autor: Iluzja Piękna
Wiedziałem iż prawdopodobnie będę mieć zawroty głowy po uderzeniu w tamtego smoka i przez chwilę naprawdę je miałem! Ale zrobiło mi się słabo. Skrzydła jakby zwiotczały a łapy nie mogły utrzymać mojego ciałka przez co prawie upadłem. Ostatkiem sił oraz z pomocą jakiegoś pisklaka odsunąłem się od większego smoka po czym spróbowałem doczołgać do dwóch smoków z wody. Bezskrzydłego przyjaciela oraz smoka o złotych łuskach. Rozpaczliwie nabierałem powietrza w płuca mając nadzieję iż to pomoże i mroczki przed oczami znikną jednak po chwili takiej wędrówki prawie całkowicie opadłem z sił mając tylko siłę by zwinąć się w kulkę chroniąc podbrzusze oraz szyje. Zrobiło mi się tak ciepło, przed moimi oczami było ciemno a ja przestałem panikować powoli poddając się temu uczuciu nie mocy choć nie zamierzałem poddawać się zbyt łatwo. Powtarzałem sobie w myślach by nie zasnąć. Przeczuwałem że gdybym zasnął nie zdarzyłoby się nic dla mnie dobrego. Pozostało mi więc tylko z tym walczyć.

: 03 cze 2018, 15:21
autor: Wędrówka Słońca
Posłyszawszy telepatyczną wiadomość od Grzmotu, Słoneczny miał ochotę trzasnąć go w łeb. Ateral nas sprawdza? Niby co sprawdza? Podatność smoczego ciała na Macki Zgnilizny i Zagłady? Kochany, bóg śmierci na pewno nie musiałby przeprowadzać testów, on by po prostu wiedział.
Swoją drogą, jeśli to faktycznie była sprawka Aterala – w co Słoneczny zaczął wątpić – to wiernych mu to nie przysporzy, to na pewno.
Tak czy siak, Grzmot stanął w miejscu i Słoneczny wolał sobie nie wyobrażać, co by się stało gdyby pomysłowy twór Wierzbowej Łuski nie odciągnął macek. Nawet zniszczył jedną z nich! Świetnie. Brawo, zielonogrzywa!
Poza tym, nie było wiele powodów do radości. Bariery może i się trzymały, rzut okiem na Neptuna i wężowego dał mu znać że i oni jeszcze są bezpieczni. Fioletowołuski młodzik (Tial), też z wąsami, którego w myślach zaczął nazywać Czarnookim – miał niebieskie źrenice! Fenomenalne, gdyby miał więcej czasu, chętnie by go obejrzał – znalazł się u jego boku, na co złotołuski westchnął z ulgą. Miał już dwójkę.
Wyczuł szamotanie się pisklaka na grzbiecie i obejrzał się nań ze zmartwieniem. Dobrze, że Czarnooki przypilnował Morana przed spadnięciem na ziemię. Brązowołuski malec miał problem z oddychaniem. Kwestia stresu?
Tak myślał, dopóki obok niego nie znaleźli się Rionnag z Garrukiem. Fioletowołuski pisklak oddychał ciężko i słaniał się na łapakach. Słoneczny nie zwlekał i chwyciwszy Wodnego pisklaka za kark, położył go na swoim grzbiecie obok Morana. Przynajmniej młodszy nie będzie się denerwować.
Cienisty pisklak był już trochę za duży, z resztą wydawał się bojowy i pewnie zaraz sam zlazłby na ziemie i poszedł do Cienistych...
Cieniści! Dwa pisklęta leżały bezwładnie na ziemi. Omdlenie czy coś gorszego? Smok i Grzmot ciężko oddychali. Macki, a raczej coś co nimi kierowało, kradło im powietrze!
Przez moment rozważał krzyknięcie do Zielonogrzywej z prośbą o pomoc przy zaklęciu. Ale ona mogła pomóc Neptunowi i wężowatemu... Coż, może jego maddara będzie posłuszna.
Wyobraził sobie wir powietrza, sięgającego od ziemi do swojej piersi. Kręciło się ono na tyle szybko, by stanowić widoczny, szarawy lejek. Brakowało mu jednak siły by przesunąć czy powalić jakiekolwiek smoka. Słoneczny chciał, by powietrze w wirze było świeże, orzeźwiające, takie jak w okolicach gór. I miało go być dużo. Lejek miał proste zadanie – przemknąć między smokami uwięzionymi pod barierą, zostawiając za sobą tlen wystarczający na choćby parę oddechów. Pojęcia nie miał, czy cokolwiek zdziała, było to jednak lepsze niż stanie i nicnierobienie. Dlatego też zaczerpnął dość sporo maddary ze swojego źródła i przelał ją czym prędzej w utkane zaklęcie.

: 03 cze 2018, 15:28
autor: Maestria Kreacji
U-udało się! Sama nie wierzyła przez kilka uderzeń w serca to co zobaczyła. Odciągnęła macki, przynajmniej kilka chociaż wolałaby wszystkie, a jedna z nich się rozpadła przy zetknięciu z kałużą krwi. Sama krew zmieniła barwę na czarną, co zaalarmowało adeptkę. To nie było normalne, pomyślała. Mając jednak chwilę na odetchnięcie, mogła się rozejrzeć po zebranych smokach. Niektóre nie wyglądały najlepiej.. chwiały się na łapach zupełnie, jakby ktoś je omamił. Sayperith zmartwiło jednak coś zgoła innego – w jednej, małej grupce spostrzegła jak jej brat (którego nawet nie znała) próbuje odciągać jednego smoka od drugiego. Ten drugi miał zakrwawiony pysk. I to nie od własnej krwi. Czy to możliwe? By znalazł się imbecyl, który w takiej chwili próbuje zagrażać własnemu stadu? Nie, to niemożliwe. Mimo to, postanowiła to sprawdzić. Ruszyła żwawym truchtem, wymijając inne smoki. W końcu znalazła się przy Reoku, Rionnagu i Garruku. Zlustrowała najmłodszego spojrzeniem, a potem powiodła do tej zakrwawionej paskudy. Tamta dwójka się już oddaliła, ale jednak wężowa postanowiła mieć na tego podejrzanego gada oko.
Kątem oka spojrzała na to, co tworzył jakiś złoty smok. Oby te podmuchy powietrza pomogły tym, których bolała głowa. Samica póki co nie siadała, czuła się dość niepewnie z tą sytuacją. Jej wzrok błądził – ze smoka na smoka, to na miejsce gdzie poznikały macki, to na miejsce gdzie była pierwotnie biaława runa. Zastrzygła uchem, zastanawiając się o co mogło w tym wszystkim chodzić..

: 03 cze 2018, 18:43
autor: Ostatnie Ogniwo
Siedziałem tak chwilę i obserwowałem macki, które nagle skręciły. Jednak nie był to test Bogów, to przez iluzję smlczycy z zielonymi włosami. Spojrzałem na nią i podziękowałem skininiem łba, jeśli w ogóle je zauważyła.
Teraz jeśli to nie przez Bogów i pewnie to też nie elfy to co stworzyło macki, skąd się wzięły. Jeszcze Rek, która zniknęła, nieee to jest zupełnie bezsensu. Macki ciągną do krwi czyli trzeba stworzyć jeszcze więcej taki kałuż, pisklaki wziąć jak najdalej. No dobra to do roboty. Kiedy miałem już tworzyć arcydzieło zaczęło mi się kręcić w głowie, no nie teraz ja mam paść jak młodsi? Zacząłem głębiej i częściej oddychać, czułem jak rana od kwasu zaczyna o sobie wspominać. Wszystko ból, niby jest się bardzo silnym wojownikiem ale byle rana od kwasu potrafi cię powalić.
Kiedy świat przestał się kręcić zacząłem kopać głęboki dół kawałek dalej od reszty grupy, miał około pół ogona głębokości. Odsunąłem się od niego j wyobraziłem sobie, że jest on wypełniony gęstą cieczą o kolorze krwi, ciecz taka sama jak smocza o metalicznym zapachu. Następnie chwila skupienia i tchnięcie maddary w twór, odczekałem chwilę, oddychałem głęboko rozejrzałem się po wszystkich, Słoneczny zaczął dmuchać do tych, którzy stracili przytomność, a kawałek dalej coś się działo, zielonowłosa podbiegła do jakiegoś cienistego z krwią na pysku. Czy on ugryzł tego pisklaka? Zacząłem biec w ich stronę, to miała być szybka akcja, głęboki i szybki oddech, a kiedy będę już blisko wyskoczę prosto na tego cienistego (Reoka), żeby odepchnąć go jak najdalej oczywiście nie chcę mu robić krzywdy, bo oko za oko uczyni ten świat ślepym.

: 03 cze 2018, 19:13
autor: Masochistyczny Kolec
Kto by pomyślał, że jednak to machanie skrzydłami cokolwiek da. Niestety, zamiast ukierunkować mackę Boga na inną ofiarę, rozwiał ją... Ups, czy Pan będzie za to zły? Oby nie, nie chciał się mu narażać, wręcz przeciwnie, chciał przecież wypełniać jego wolę.
Kątem oka dostrzegł coś... Dziwnego. Jakieś małe coś pełzło w kierunku tego gościa z kosturem. Swoją drogą, po co on przyszedł tutaj z tym wielkim kijem? Że też chciało mu się go tutaj ze sobą targać. On by ze sobą mnie targał jakiegoś ozdobnego patyka. Smok, od którego czuć było lekki zapach stada Ziemi śmiesznie z nim wyglądał.
Hidan chciał czym prędzej załatwić to, co chciał załatwić. Pokazał jedynie kły małemu Khuranowi, który chciał ponownie od niego jakiejś pomocy. Nie obchodziło go dobro pisklaków, ktoś się nimi zajmie. Widział, że jakiś złotołuski już to robił, więc po prostu zignorował słowa małego i podszedł szybko do Niebotycznego Kolca. Co z tego, że wszystkim dookoła robiło się słabo, starał się po prostu nikogo nie zdeptać, chociaż jakby ktoś stanął mu na drodze, to pewnie by to zrobił. Ah, no i zapomniał, że nie ma jak ostrzec gościa z kosturem, przecież stracił głos... Stanął więc przed nim, uniósł łapę na wysokość jego pyska, pomachał mu przed twarzą, a następnie chwycił za rogi, odginając jego łeb w bok i zmuszając do tego, żeby spojrzał na dziwną, czarną kulkę, która go najwyraźniej chciała przytulić. Nie był przy tym zbyt delikatny.
Po tym, jak adept już zauważył to coś, zostawił go samemu sobie. Spojrzał się w kierunku brzydkiej, trzęsącej się w krzakach masy. Uśmiechnął się delikatnie i gwałtownie odepchnął się łapami od ziemi, biegnąc w jego kierunku. Wyskoczył w górę, w jego stronę. Chciał położyć prawą łapę w okolicach podstawy jego szyi, drugą natomiast na jego łbie. Przycisnął go mocno do ziemi, aby mu się nie wymknął, po czym oblizał delikatnie pyszczek. Otworzył szeroko szczęki, schylił się, po czym zacisnął mocarny pysk na jego karku. Chciał przebić się przez skórę, mięśnie, uszkodzić jego rdzeń kręgowy. Zabić na miejscu, ku chwale Pana! Włożył w ten ruch całą swoją siłę, pragnąc krwi, pragnąc ofiary. Podstawa czaszki była wrażliwym miejscem, więc gdy mu się uda, poczwara, która miała się za smoka, powinna natychmiast paść bez życia.

: 03 cze 2018, 21:11
autor: Rudzik Płowy
...dobry Fedelmidzie...
Był w tak beznadziejnej sytuacji. Wszyscy byli beznadziejnej sytuacji, lecz to on czuł powinność ochrony wszystkich przed zagrożeniem. Na tyle, na ile potrafił. Na tyle, ile pozwalają mu umiejętności. Przecież przysiągł sobie i całej Ziemi, że będzie on powstrzymywał zagrożenie, że będzie chronił niewinnych, będzie chronił każdego.
A tymczasem... zdawał się jedynie pogarszać sprawę.
Oderwał dopływ cealm'io do swojego tworu w momencie, gdy Dzieci Cienia wpadły na lepszy pomysł od niego. Zwykł działać defensywnie, aniżeli ofensywnie. Lecz nie przemyślał jednej kwestii.
Jego własne twory działały na szkodę innym.
Gwałtownie odwrócił się w momencie, gdy jego bariera puściła. Ddraige pogrążali się w chaosie, czyste szaleństwo. Krew niewinnych, pisklęta zaczęły mdleć... bogowie, to wszystko przez niego. Przecież on odciął im dopływ powietrza.
Serce podeszło mu do gardła, a w ślepiach zaświeciły łzy. Zjadał go stres. Zaczął go pożerać widząc, że NIC nie idzie zgodnie z jego planem. Przez jego nierozwagę działo się jeszcze więcej szkód, niż gdyby w ogóle nic nie robił. Nie, nie, nie... to wszystko jest niemożliwe. Jego oddech stał się szybki i poszarpany, nierównomierny, drżący. Z płuc wydarł się cichy, spanikowany stęk widząc, że wszystko się sypie. Wszystko się sypie.
Gdyby tylko nie odciął tego dopływu powietrza... gdyby nie popełnił tak głupiego błędu... pewnie myślałby trzeźwiej. A teraz stres się nim karmi i odbiera racjonalne myśli. Odbiera mu tak niezbędną w tej chwili zdolność. Rozglądał się z niemalże paniką w oczach po wszystkich, czując, jak bezradność uderza go prosto w pysk. Panowała tu dzicz. A on nie mógł nic kompletnie zrobić. Smoki stały się sobie większym zagrożeniem, niż macki, które ich atakowały.
Rozejrzał się i spojrzał w górę. Czy Scáthweddan odegnali wszystkie macki? Nie... Nie, jeszcze ta dwójka Teirweddan są w niebezpieczeństwie. W dodatku jeden z nich leżał bez życia. Czy on... rozbił się o jego własną barierę...?
...
Czy to był Tedd Deireádh?

Przecież to musi być jakiś koszmar... Koszmar. Taki sam, jaki spotkał go w Aen Aard-–
...
Aen Aard... Tedd Cogaidh, wojna, w której on brał udział. Bezskrzydli napadli na jego wioskę z zaskoczenia, nim Feain wzeszła nad horyzont. Bestie musiały znać skrót, przez który dostali się, by siać spustoszenie. Nie byli przygotowani. Elfy wybiegły jako pierwsze, broniąc dzieci i walcząc z Bezskrzydłymi, polała się pierwsza krew – niestety w dużej mierze z dwunogów. Równinnych było blisko stu. Wszyscy uzbrojeni w ostre szpony i kły, mając jednego czarodzieja na czele, który najpewniej był ich dowódcą. Z pomocą cealm'io niszczył szeregi Seidhea, dewastując to, czego Bezskrzydli nie mogli. Pierwszy dom zapłonął z pomocą oddechu Równinnego, dwa kolejne się zajęły ogniem niczym sucha trawa. I dwa kolejne. I dwa kolejne. Smród i dym dusił w płuca. Krzyki. Chyba płonęły niektóre elfy. A smoki równin napierały na nich coraz bardziej i bardziej, rozlewając jeszcze więcej krwi, tkając wzrastający krzyk agonii w powietrzu.
Ddraige wylecieli ze swoich jaskiń, by rzucić się bezładnie na wroga, bronić wioski, bronić młodych Seidhea i własnych piskląt. Chaos, każdy krzyczał, Seidhea szarpali się, chcąc uciekać, zaczęli atakować siebie nawzajem, a Ddraige ryczeli w niebogłosy.
Lecz on z jakiegoś powodu nie brał w tym wszystkim bezpośredniego udziału.

Wracała mu pamięć?

Gar'ean!!
...bogowie, Dzieci Wody! Przecież nadal są oblężeni przez macki tej paskudnej mgły! Gwałtownie odwrócił się do nich całym cielskiem, by mieć na oku zarówno ich, jak i również to, co ich atakuje. Wiedząc już, że mgła jest podatna na kilka rzeczy, w tym zwykły podmuch powietrza, zdecydował się wykorzystać tę wiedzę i zadziałać ofensywnie. Natychmiast wyobraził sobie siłę, która była w stanie spowodować gwałtowny podmuch powietrza. Coś, co działałoby na zasadzie pchnięcia jego dużej ilości w wybrany cel, mgłę, która najpewniej wskutek wiatru rozmyła się w taki sam sposób, jak stało się z nią po interwencji Scáthweddan. Tenże wiatr miał mieć średnicę około ogona, może pół – na tyle, by odepchnąć macki od atakowanych Wodnych. Pojawić się on miał na wprost po prawej stronie Urągliwego i Głębinowego nad ich głowami, kilkanaście szponów od macek – tak, by potem cisnąć wyczarowaną kulę powietrza prosto w mgłę, rozbijając ją. Jednocześnie powietrze nie było na tyle gwałtowne, by przypadkiem, rykoszetem wytrąciło z równowagi bronione smoki. Czarodziej chciał skupić się jedynie na odegnaniu tej zarazy, a nie wyrządzić jeszcze więcej szkód.
– Dzieci Wody, uważajcie!!
Jego magia wypłynęła z jego źródła i, miał nadzieję, zrobiła swoje. Uniósł swój kostur, jakoby to właśnie z niego coś miało wypłynąć, a w myślach powtarzał: "Cáemm a me, cealm'io... Cáemm a me!"
Po wszystkim Niebotyczny poczuł się źle. Cealm'io jednak nie zawsze była mu posłuszna, często powodowała, że przez głowę Ddaerwedd przechodziłł ból głowy porównywalny do przejechania igłą po jego mózgu. Również i teraz poczuł słabość, na jedno uderzenie serca go przyćmiło.
Przesadzał. Za dużo magiji. Musiał odpocząć, jeszcze nie był na tyle dobrym Daerian, by móc w pełni panować nad swoim źródłem. Oparł się mocniej na swoim kosturze, pozwalając sobie na sekundę odpoczynku, gdy nagle... ktoś złapał jego rogi w bynajmniej delikatny sposób odwrócił jego łeb w pewnym kierunku.
Wyszczerzył ślepia w szoku. Co się działo? O co chodziło? Miał coś dostrzec? Ale co?...
...
Zamrugał kilka razy, upewniając się, że to, co widzi, nie jest jakimś śmieciem, który zawieruszył mu się w ślepiach. Bogowie, miał omamy? Czy do niego... biegła czarna, maleńka kulka?
Wzdrygnął się i poderwał natychmiast, by nie trzymać swojego ciężaru na swoim kiju. W ślepiach pojawił się strach, intensywne myślenie – co to jest? To mu zagrozi? Ma jakkolwiek reagować na to?
Łeb mu pękał. Nie mógł sobie pozwolić na ciągle skomplikowane czary. Raz jeszcze sięgnął do swojej maddary i poprosił ją, by ta utworzyła niewidzialną, malutką – bo może dwa szpony na jeden – ściankę, która miała zatrzymać tę szaloną kropkę i miała mieć tylko tę jedną funkcję. A maddara raz jeszcze wylewała się na bieżąco z jego źródła.
Mógł schwytać to coś w pewnego rodzaju klatkę. Ale... nie, nie przyszło mu to do głowy.
Będzie żałował?

: 03 cze 2018, 23:33
autor: Administrator
soundtrack
//Uwaga, Słoneczny – nie jesteś w stanie tworzyć powietrza/tlenu! Tak samo jak nikt nie będzie w stanie stworzyć jedzenia czy wody do picia. A przynajmniej nie takich, które odniosą faktyczny efekt! Masochistyczny, musisz wybaczyć, ale z uwagi na charakter tego spotkania, nie rzucę ci na zabicie Reokha. Także dlatego, że ten nawet nie miał czasu na napisanie odpowiedzi żeby jakkolwiek sie obronić!//



Niektóre smoki zaczęły padać niczym muchy. Albo źdźbła traw w czasie suszy. Ryby w zbyt mocno nagrzanej sadzawce. Ci, którzy nadal byli przytomni, widzieli ich przyspieszone, płytkie oddechy. Objawy te wskazywało na jedno. Pod oryginalną tarczą (pod którą wszyscy byli uwięzieni i o którą rozbił się Głębinowy) zaczynało brakować powietrza. I smoki traciły zmysły, poczynając od najmniejszych i tych, którzy wykonali wysiłek fizyczny lub byli po prostu osłabieni ranami.
Całe szczęście, że niektórzy postanowili zadbać o mdlejących. Morana na plecach Słonecznego utrzymał Tialdreith, przygotowany na każdą ewentualność. Careth i Parasomnia po prostu zwinęli się w sobie, Smok postanowił oszczędzić sobie ruchów powodujących dalsze zmęczenie. Przeciwieństwem do niego był Grzmot, który najpierw wykopał sobie dół, potem napełnił go swoją magią... A następnie potknął się o jego krawędź w swoim pośpiechu, by skoczyć na Reokha, i runął jak długi, by nie być w stanie już wstać. Ale niepotrzebnie się martwił, bo Garruk brutalnie ale efektywnie odciągnął Rionnaga od Reokha. Razem postąpili parę kroków w kierunku bezpieczniejszych osobników, zanim nie dopadły ich te same symptomy, które męczyły innych. Skowronek, siedząc i obserwując, widział reakcję Obsydianowej Łuski i słyszał także, jak jej zarzut do bogów pozostał bez odpowiedzi. Wierzbowa Łuska krytycznie patrzyła na Reokha, pilnując, by ten nie wyciął kolejnych numerów, ale niepotrzebnie się martwiła – Masochistyczny Kolec rzucił się na Cienistego z krwiożerczymi zamiarami wbicia swoich kłów jak najgłębiej w kark tego drugiego. Wszechobecne osłabienie ocaliło Reokha przed nagłą śmiercią. Tym razem.
Słoneczny Kolec podjął próbę stworzenia powietrza z niczego, niestety przecenił swoje możliwości, i nic się nie pojawiło. Niebotyczny Kolec postanowił odegnać ostatnie macki wiszące nad Wodnymi – co zrobił bardzo skutecznie, wspomagany przez powiew powietrza generowany skrzydłami Obsydianowej. A potem zainteresował się czarnym kropkiem wytkniętym mu przez Masochistycznego Kolca. Kropek dalej pełzł. Wspiął się tylko po niewielkiej barierze wyczarowanej przez Niebotycznego. Który wzdrygnął się, kiedy kątem oka zobaczył kolejnego kropka – ten drugi pojawił się w tym samym miejscu co pierwszy, tylko pełzł w innym kierunku. Bo w kierunku Wierzbowej Łuski, rozglądającej się za zagrożeniami nieco zbyt wysoko by go zauważyć. Chwila, moment. Był i trzeci. Tylko ten trzeci postanowił poturlać się w kierunku jednego z zemdlonych smoków, bo Grzmota.
Więc podsumowując. Pozbyliście się mglistych macek zagłady. Reokh został napadnięty przez całą zgraję smoków. Dobra połowa z obecnych tu osobników zemdlała lub była bliska utraty przytomności. Niebotyczny widział jakieś dziwne czarne pełzające kropki. Bogowie jedni wiedzieli co te kropki wytną.
Nie, przecież nie wspomnieliśmy o wszystkich uczestnikach.
Khuran, młody, niewyszkolony pisklak z Cienia, wykorzystywał wszystkie dostępne mu możliwości. Kopał energicznie, walcząc z osłabieniem i mroczkami. A nie musiał kopać długo ani daleko. Ziemia była mocno zbita, to fakt, ale bariera szczelnie przylegała do jej powierzchni. Kiedy tylko Khuran ją naruszył, usłyszał cichy szum. Przyłożył nos do bariery, poczuł świeże powietrze i w końcu był w stanie odetchnąć. Więc kilka momentów po prostu tak tkwił, wracając do siebie, czując trzeźwość umysłu i spokój, jakiego nie doznał przez całe spotkanie. Czy o tym wiedział czy nie, już po raz drugi pomimo młodego wieku, był bohaterem tego całego ambarasu. Pod warunkiem, że ujawni pozostałym to wyjście z sytuacji. Mała szczelina wytworzona przez malutkiego pisklaka nie da wszystkim dostępu powietrza. Na pewno nie umozliwi im wydostania się spod tego więzienia. Zwłaszcza tych, którzy obecnie leżeli nieprzytomni.
Tylko wypadałoby to zrobić rozsądnie. Tak, aby zagrożenie czarnych kropków nie zostało pominięte w szaleństwie wydostania się na wolność. Albo leżące bezwładnie smoki stratowane przez spanikowanych przytomnych. Prawda?


Reokhandrathell: +rana średnia



//Następna odpowiedź ode mnie pojawi się za 48 godzin.

: 04 cze 2018, 1:25
autor: Nocny Tropiciel
Pisklę rozpaczliwie kopało dziurę, chcąc zrobić podkop pod barierą. Praktycznie walczyło już o każdy oddech, a każdy kolejny dawał mu coraz mniej i mniej. Powoli zaczynało mu ciemnieć przed ślepiami, a łapy miał jak z waty, gdy nagle... U-udało mu się? Naprawdę? Pisklę nie mogło uwierzyć własnym oczom i płucom, gdy okazało się że rozwiązanie było takie proste. Kilkoma szybkimi ruchami łap poszerzył dziurę na tyle by mógł wsadzić w nią swój łeb, łapiąc głęboko powietrze. Świerze słodkie powietrze! Jednak nie umrze! Przez kilka sekund wdychał do płuc życiodajny tlen. Gdy już przejaśniło mu się w łebku, wyjął łeb z dziury którą wykopał i rozejrzał się. Może i jemu się udało ale wiele innych piskląt, a nawet dorosłych już nie dawało rady. Tlen sprawił że znowu mógł myśleć trzeźwo. Musiał powiedzieć innym o tym że odkrył sposób na ucieczkę. Nie miał czasu do stracenia. Korzystając z odzyskanych sił, pognał czym prędzej do Garruka, który był większy od niego i wyglądało na to że trzymał się wyjątkowo dobrze. Rozmiar miał znaczenie w tym do czego go potrzebował. Zignorował że Masochistyczny zajmuje się zabijaniem tego dziwacznego smoka. Miał to gdzieś, tak samo jak i samego Masochistycznego. Nie pomagał mu, łaził za własnymi głupimi sprawami gdy jego stado potrzebowało go najbardziej. A Khuran mimo młodego wieku miał długą pamięć.
-Garruk! Weź Parasomnię i Ceratha do dziury którą wykopałem tam, przy barierze -tu wskazał łapą na swoje dzieło- Pod barierą można się podkopać!
Musiał najpierw zadbać o to by jego najbliżsi zostali uratowani. To było najważniejsze, wszyscy inni byli dla niego drugorzędni. Potrzebował jeszcze kogoś jeszcze do pomocy. Kogoś dorosłego, kto będzie mógł mu pomóc. Garruk był starszy i w ogóle ale potrzeba mu wyrośniętego smoka, a wiedział że na Masochistycznego nie mógł liczyć. Rozejrzał się wokół za swoją złoto-łuską siostrą, Wierzbową Łuską. Dzięki jasnemu kolorowi jej łusek, jak i większemu jej rozmiarowi dostrzegł ją szybko i czym prędzej ruszył w jej stronę. Jednak ponownie zaczął odczuwać skutki niedoboru tlenu. Dopiero zaczynał czuć się słabszy ale wiedział że musi się pośpieszyć. Na szczęście obszar "spotkania" nie był spory i szybko do niej dobiegł.
-Wierzbo! -krzyknął do niej, chcąc zwrócić uwagę swojej starszej siostry. Nie miał czasu się przedstawiać. Nieprzytomnym smokom trzeba było pomóc jak najszybciej, poza tym nie było w tym momencie ważne że był jej bratem. Ważne było że wiedział że na siostrze mógł polegać, mimo że nigdy wcześniej jej nie spotkał- Wierzbo, wykopałem dziurę pod barierą -znowu wskazał łapą kierunek- Tam można oddychać. Musimy poszerzyć otwór. Pomóż mi!
Zrobił co musiał zrobić. Powiedział rodzinie i stadu jak się wykaraskać. Nie miał czasu ani siły by biegać do wszystkich. I tak wszyscy skorzystają na tym gdy on i Wierzbowa wykopią szerszą dziurę przez którą będzie można przewietrzyć wnętrze bariery. Skończywszy mówić ruszył z powrotem, biegiem do dziury. Bieg powrotny nie był już tak łatwy. Znowu zaczęło robić mu się słabo od latania w tą i powrotem w środowisku pozbawionym tlenu. Dotarłszy do podkopu, ponownie zaczerpnął kilka wdechów świeżego powietrza i zaczął go poszerzać. Ziemia była twarda ale teraz gdy musiał tylko powiększyć otwór szło mu o wiele łatwiej. Oby dali radę pomóc innym.

: 04 cze 2018, 14:45
autor: Scylac
// Wybaczcie za brak odpisu, ale nie było mnie w domu do póznej niedzieli i nie miałem siły odpisać. Zwłaszcza, że czekało mnie dzisiaj kolokwium, na które musiałem się uczyć.

Ból. Okropny ból. Gdy tylko poczuł na sobie szczęki obcego smoka jego instynkt samozachowawczy nakazywał szarpać się na boki, a pazurami ze skrzydeł próbował trafić w ślepia bestii, która go gryzła. Ryk Reokhandrathella był donośny i ochrypły, lecz słychać w nim było rozpacz szczerą i pełną smutku. Bał się niczym pisklę. Nie rozumiał niczego co miało tu miejsca. Ogonem wymachiwał na boki wyginając przy tym ciało tak, aby oprócz szponów ogon także miał szansę trafić każdego kto znajdywałby sięw pobliżu. Słabo widział, ale czuł zapach jego własnej krwi płynącej po szyi, która kapiąc barwiła ziemię i trawę na czerwono. Ból, którego doznawał zdawał się go męczyć, jednakże chęć przetrwania była na tyle silna, że zaczął wszystkimi siłami wybijać się przednimi łapami aby wyrwać sięz objęć kłów rywala. Wszystko inne nie miało znaczenia. Teraz liczyło się przetrwanie. Gdyby tylko udało mu się wyrwać. Uciec byle gdzieś daleko stąd. Gdy tylko samiec wyobrażał sobie swoją przeszłość ryczał. Ryczał depresyjnym tonem jakby próbował nim wybłagać litość. Nie chciał umierać i nie chciał cierpieć, jednakże nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Najpewniej dlatego, że zwyczajnie nie znał żadnych. Nikt nie wiedział co jaskiniowy czuł. Mimo nieobycia w smoczych zwyczajach, znał smutek bardzo dobrze. Było to bez wątpienia najsilniejsze z emocji smoka. Nie miał sensu życia. Chciał po prostu żyć, a każdy dzień był dla niego pełen bólu. Bólu, do którego się przyzwyczaił nie zdając sobie sprawy, że wciąż w nim tkwi.