Strona 4 z 8

Spotkanie 11

: 05 maja 2025, 12:02
autor: Skaza Granatu

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

I on się pojawił odrobinę spóźniony. Wylądował na uboczu i na łapach zbliżył się do zgromadzenia. Trzymał się w takiej odległości, żeby widzieć i słyszeć, ale niekoniecznie zbytnio się angażować. Przybył tu raczej wyłącznie z ciekawości. Rozejrzał się uważnie po zebranych, kiwając łbem z uśmiechem tym których znał, trochę niżej-poważniej współstadnym. Usiadł wyprostowany, przyglądając się całej ceremonii. Nie był aż tak dobrze zaznajomiony z panteonem, toteż przyglądał się dwójce bogów, jak wywnioskował.

Spotkanie 11

: 05 maja 2025, 12:18
autor: Gadzi Szał
– Tobie Jemioł to ciężko odmówić... jakbym to miał być ja, to zapewne musiałbym ją... znowu...ciągnąć jak jakiegoś martwego jelenia
Odpowiedział młodemu adeptowi, nawiązując do spotkania stadnego w którym Kraksia specjalnie się mu stawiała a Jemioł miał z nich niezły ubaw. No tak, bardzo fajne wspomnienia, nie można przecież mieć ciągle kija w zadzie. Powoli mu te śmieszki przechodziły, zaś na pytanie dziadka odparł krótko
– Tak. Powiedziała mi wprost, że inni bogowie poza Viliarem jej nie interesują. Nie widzę w tym nic złego rzecz jasna, ja sam nie wiem czy interesują mnie wszyscy, jeden, kilku a może żaden? Ten temat jest nadal dla mnie dość... nietypowy. Ciężko to pojąć, że właśnie mamy przed sobą– tutaj na chwilę przerwał i zrobił zaskoczoną minę, kiedy pojawił się o dziwo kolejny bóg – dwójkę bogów jak się okazuje...Huh...

Najpiękniejsza Łuska Udany Połów

Spotkanie 11

: 05 maja 2025, 13:32
autor: Naga Magia
  • Cóż, Banda się trochę zbierała ale to nie było przecież aż tak złe.. prawda? Lamba uznała że przecież tak dużo smoków nie przyjdzie od razu, teraz zaraz – No.. zdziwiła się lekko. Gdy dolatywała (bo sama wolała poruszać się po niebie) na miejsce wraz z Bandą to ostro zdziwiło ją że jest aż tyle smoków! Albo.. serio aż tak się spóźnili!
    Szybko rozeznała się w sytuacji, widząc że chyba jeszcze się nie zaczęło i prawie wyrżnęła na środku. Musiała odbić i..
    ~ UważajuważajuważajUWAŻAJ!! – rozległo się w głowie Skazy Granatu kiedy niestety leciała wprost na niego i miała do wyboru albo próbować jakoś bezskutecznie wpaść w inny tłum albo pokryć podbrzusze delikatnym pancerzem tak, by nie skończyć jak jabłko na grzbiecie jeża. Wybrała więc to drugie i o dziwo jej maddara.. zadziałała.

    Żyjesz?
    Cisza. Niesamowite. Lamba była jednak zbyt zajęta zsunięciem się ze Skowytu którego przy takim impecie to chyba ostro wywaliła. Znaczy wywaliła się z nim ale wiadomo..
    – N..Nic Ci nie jest, Słodziaku? Podwiało mnie trochę.. – zrobiła głupiutkie tee-hee mając nadzieje że nikt nie widział.

Spotkanie 11

: 05 maja 2025, 14:34
autor: Jarzmo Brzasku
  Jara leciała za Lambą, chociaż wizja kolejnego stanięcia oko w oko z Bogami Wolnych bardo ją stresowała. Szybko jednak jej myśli zostaly zajete kolejną wpadką fioletowej samicy.
  Jarzmo precyzyjnie wylądowała obok Nagiej Magii i Skazy Granatu. W jej ruchach nie było żadnego zbędnego gestu, wszystko precyzyjnie wyćwiczone do najwyższej efektywności. Szczupła szklana samica wyprostowała się dumnie, sztywno. Promienie światła w eteryczny sposób przebijały się przez jej szklane rogi i półprzeźroczyste łuski na grzbiecie poprzecinane złotymi nićmi. Zaszurała pokrytym kryształowymi ostrzami długim ogonem.
Spojrzenie jej chłodnych fioletowych oczu padło na Lambe.
  – Kto cie uczył latać. – prychnęła niezadowolona pod nosem do Lamby. Tego jak sie zwróciła do samca nie skomentowała, chociaż w duchu już narzekała na jej klejące się do wszystkich zachowanie. Brakowało czarodziejce jakiegokolwiek szacunku do siebie i dumy. Czy Jarzmo była dzisiaj w bardzo złym humorze i musiała mentalnie pozrzędzić? Być może.
Wyprostowała się dumnie i skinęła łbem młodszemu samcowi.
  – Wybacz Mglisty – zwróciła sie do niego spokojnym dostojnym głosem.
Powinna w duchu być wdzięczna Lambie. Jej zachowanie pozwolilo chociaż na chwilę odwrócić uwagę od przytłaczającej boskiej obecności. Napięcie jednak nie opuszczało jej ciała. Czuła jak prężyły się mięśnie chudych łap. Na szczęście, Jara zawsze chodziła wyprostowana i spięta jak żołnierz na mustrze.


Naga Magia Skaza Granatu

Spotkanie 11

: 05 maja 2025, 20:40
autor: Miętowa Wrzawa
Miętus również wybrał drogę powietrzną i dotarł na Skały Pokoju wraz z resztą bandy. Nie wiedział jeszcze co myśleć o tutejszych bogach. Skoro byli w stanie wzywać smoki osobiście to czemu potrzebowali proroka? Nie miał jeszcze tyle informacji, aby to oceniać.
Wylądował z gracją kawałek od miejsca zderzenia Lamby z kolczastym smokiem. Przyjrzał im się rozbawionym wzrokiem, a następnie rozejrzał się po tłumie jaki się tu zebrał. Nie miał na razie ochoty na rozmowy, więc po prostu przysiadł niedaleko swoich i czekał na dalszy obrót wydarzeń.

Spotkanie 11

: 05 maja 2025, 21:51
autor: Lilia na Wodzie
Przybyła i ona, wiedziona dziwną wiadomością od potężnej magicznej istoty. Wiedziona tą dziwną aurą, przybyła jak zwykle drogą wodną, a potem na pieszo. W pewnym momencie zobaczyła tłumy smoków. Skuliła się lekko. Czy...to aby na pewno dobry wybór? Nie lubiła takich zgromadzeń. Nie czuła się w nich dobrze. Szybko wyłapała nadawczynię wcześniejszej wiadomości. Wyglądała...jak jej matka. Przechyliła z lekką zadumą głowę na bok, a potem szybko nią potrząsnęła, z lekkim uśmiechem. Nonsens.
Jednak jej aura była potężna i faktycznie, musiała to być bogini, bo któż inny? Przyćmiewała swoją obecnością prawie wszystkich, oprócz jednego samca, który...też był chyba bogiem? Ślepa z nim rozmawiała, a przynajmniej, wyglądała, że chce rozmawiać, bo póki co tylko rozmawiała.
Wzrok Lilii zatrzymał się na bracie i wujku i w końcu właśnie do nich podeszła. Podczas wędrówki starała się delikatnie otoczyć ciepłym powietrzem, który miał delikatnie odpychać smoki, niczym takie klepnięcie w ramię, żeby nie musiała się przez nie przeciskać. W końcu, gdy dotarła na miejsce, uśmiechnęła się lekko do obojga.
Witajcie – powiedziała cichym głosem, przysiadając się do nich.

Najpiękniejsza Łuska Udany Połów

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 0:16
autor: Zdechły Zwierz
Szczur przyleciał za resztą dosyć przymulony, ale dalej wesoły. Bawił się wczoraj do późna, nie zdążył porządnie się wyspać, no i wyszło jak wyszło. Mimo to, okazji na wielkie spotkanie nie można było przegapić. Achh, co za tłumy, aż trudno się zdecydować na kim zawiesić wzrok! Ile jeszcze osób zjawi się na miejscu? Szczur postanowił ich wszystkich policzyć, kiedy wydarzenie rozpocznie się na poważnie.

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 0:25
autor: Melancholijny Kaprys
Zachichotał rozbawiony na wspomnienie Kraksi ciągniętej przez Torę, które wymalowało mu się przed oczyma. Zabawne to było, czerwonołuska zdecydowanie nie ułatwiała życia wojownikowi, a jemu to się chyba z jakiegoś dziwnego powodu podobało. Dorośli byli tacy niepoważni… mimo tego lubił z nimi spędzać czas.

Gdy temat przeszedł na bogów, sam zerknął w stronę dwójki boskich istot. Sam dalej nie wiedział, co miał o nich myśleć, miał mocno… mieszane uczucia na chwilę obecną. Wiedział, że Hektyczny był z nimi ogromnie zżyty i mocno wciągnął się w wiedzę o nich. Skoro bogowie wiedzieli wszystko, to fajnie by było z nimi porozmawiać. Jednak intuicja mu podpowiadała, że z nim bogowie nie będą tak chętnie rozmawiali, jak z Toshim. Nigdy nie będzie wystarczający, choć nie miał jeszcze nawet okazji spróbować. Bogów było sporo, może akurat któryś by polubił, akurat jego?

Zerknął w stronę Hektycznego i całej zgrai. Rash na moment zniknął, ale szybko dostrzegł, że większa samica go zgarnęła nieco na bok. Wyglądała nieco podobnie do niego… pokręcił szybko pyszczkiem na boki, przeganiając zaraz myśli, które nie powinny mieć miejsca.

Co go to obchodzi?

On i tak go nie zna.

Zapomniał o nim.

Przywitała ich Lilia, której posłał ciepły, przyjazny uśmiech i skinął jej pyszczkiem.
— Cześć Lilia, miło cię znowu widzieć. — Powiedział do siostry, choć widział, jak mocno spięta była. Miał nadzieję, że w ich towarzystwie poczuje się, choć odrobinę pewniej.

Udany Połów Gadzi Szał Lilia Wodna

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 1:30
autor: Rytm Słońca
Rety, ta wiadomość całkowicie go zaskoczyła! Leciał czym prędzej w stronę spotkania mając nadzieję, że zdąży. Widział już tu wiele smoków i nie zdążyłby się przywitać z nimi wszystkimi przywitać przed rozpoczęciem spotkania, toteż po prostu pokłonił się głownie smoczycy od której biła moc i reszcie również, przysiadając się do Czajki. Oh, był tu również Uessas sam w sobie! Pomachał mu nieśmiało skrzydełkiem, choć szybko je wycofał i przeszedł w jakiś sposób płynnie w ukłon powitalny.

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 1:42
autor: Bezczas Gwiazd
Długo jeszcze? – zapytała beznadziejnie, w bezradności obserwując, jak kompan się wylizuje.
Jeszcze chwila. Zawiąż mi to na szyi. – Kocia łapa wskazała na kawałek jedwabiu, który przedtem kazał jej odpowiednio przyciąć. Z westchnięciem smocze łapy uplotły z materiału wstążkę pod kocim pyszczkiem. Kirim skinął zadowolony łepkiem. Wygładził futro na ogonie.
Arel w tym czasie obrzuciła spojrzeniem grotę. Wyglądała... przykro, choć może to była tylko kwestia jej skojarzeń. Pieczara wydawała się cichsza, pustsza niż zwykle; wydrążone w ziemi półki nie gościły żadnych bibelotów. Zdążyła zebrać wszystko w skóry i przygotować do wyprowadzki. Gorzej, że nie miała jeszcze dla nich nowego miejsca, a tutaj zaczynała się dusić.
Zupełnie nie wychodziło jej omijanie spojrzeniem wnęki, w której do niedawna spał Ultori.
Przestań myśleć – mruknął kocur.
Łatwo powiedzieć – odburknęła.
Wiesz co mam na myśli. – Słyszała, jak przewraca oczami. I tak, wiedziała. Choć dzięki Narani rozmowa z kompanem stała się prostsza, wiele rzeczy nadal nie wypowiadali na głos. Zbyt dobrze się znali, by tego potrzebować. – Był szczęśliwy, gdy nie spał.
Kiwnęła zdawkowo łbem, żeby nie zdradzić się ze ściśniętym nagle gardłem.
Już – rzucił wreszcie kocur. Pozwoliła mu się usadowić w torbie – tym razem odpowiednio większej dla jego nowego ciała – i wzbiła się w powietrze, udając, że wcale nie składa się aktualnie głównie z nerwów i niewyrażonych zmartwień.

Wylądowała na uboczu, odruchowo przeszukując wzrokiem pokaźne zgromadzenie smoków. Przeskoczyła ślepiami po zupełnie obcych sylwetkach; wyłapała te znajome, a te znane jej zbyt dobrze prędko pominęła. Nikomu nie przekazała nowin przedwcześnie, co napawało ją mieszanką poczucia winy i napięcia.
Miała smoki, którym winna była wyjaśnienie. Albo takie, które zupełnie nie zaakceptują nowego stanu rzeczy – ale nie dostrzegła tutaj Veir. Powinna myśleć o swoich bliskich przed podjęciem tej decyzji, lecz czy cokolwiek by to zmieniło? Wiedziała, że nie. W ten sposób mogła się bawić w ciuciubabkę z własnym sumieniem.
Zresztą, po śmierci syna czuła się tak, jakby i tak już unosiła się kilka stóp nad ziemią. I nie mogła znaleźć oparcia.

Otrząsnęła się. Kirim wyskoczył z torby i poprawił swoją jedwabną, wzorzystą wstążkę, a Arel poświęciła kilka oddechów na wygładzenie sierści. Na szyi miała czerwony szalik, ale to tyle – nie planowała się stroić. Wystarczyło jej przymierzenie nowej skóry w bardziej... metaforycznym sensie.
Kotołak ruszył przodem, obchodząc zgromadzenie dumnym, spokojnym krokiem. Gorzki Miód szła za nim. Zwyczajnie ułożona. Nie unikała spojrzeń, jeśli jakieś były. Jeśli złapała czyiś wzrok, to odpowiadała niewyraźnym uśmiechem. W końcu wraz z kompanem usiadła niedaleko szarej skały, na której leżała Narani – nie nachalnie blisko, ale też o rząd bliżej od reszty zgromadzenia. Odcinała się od smoków, ale nie znacząco.
Skłoniła łeb przed swoją... patronką. W geście szacunku. Kotołak podążył za nią, powtarzając gest.

Naranlea

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 8:24
autor: Osąd Gwiazd
Ach, a więc to był ten Budowniczy Ruin? Wcale nie taki sobie.

Siderus Fioletowooki, Czempion Viliara, Wojownik Ziemi – przedstawił się młodemu piastunowi Mgieł. – Miło mi w końcu cię poznać. Selebi opowiadała mi o tobie same dobre rzeczy.

Spojrzał w stronę córki, a lekki uśmiech pojawił się na jego pysku.

Selebi, nic w tym złego uciąć sobie krótką pogawędkę przed rozpoczęciem ceremonii. Zobacz, nawet Bóg Miłości dołączył do nas jako uczestnik tego wielkiego wydarzenia. Radujmy się więc, bo na skupienie i powagę przyjdzie jeszcze czas.

Mimo to widział, że pewnie takie nagłe spotkanie rodziców z jej partnerem mogło być dla niej trochę niekomfortowe.

Jest jednak prawda w tym co mówi moja córka – dodał, klepiąc Budowniczego po barku. – Dłuższą rozmowę i bliższe poznanie zostawmy sobie na później, bo rzeczywiście może nam na to teraz nie starczyć czasu.

Budowniczy Ruin Pokorna Łuska

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 13:39
autor: Czarołykacz
Mysz słyszał już o bogach Wolnych Smoków, a nawet obiło mu się o uszy coś o Proroku, ale nie znaczyło to, że pojmował ten koncept. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli teraz częścią Wolnych Stad, a więc przynajmniej z szacunku do ich tradycji wypadałoby się zjawić, nie? No i skoro już cała Banda szła na miejsce...
Ale był też ciekawy. Nie da się ukryć, że był ciekawy – Proroka, bogów, innych stad. Był to chyba pierwszy raz, gdy widział aż tak duże zbiorowisko smoków!
Myszka bez słowa przysiadł przy Miętusie, ciekawskim wzrokiem przesuwając po tłumie. Nie zatrzymywał się na nikim na dłużej, samemu nie wiedząc co wydaje mu się bardziej interesujące.

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 14:35
autor: Udany Połów
Przerzucił spojrzenie na nadlatujące ptaki. Było to nietypowe zjawisko na otwartym terenie i jeszcze na zgromadzeniu smoków. To też naturalne przykuły jego uwagę odrywając ją od słów Gadziego Szału. Chociaż miał wrażenie, że i on wtedy zamilkł. Obserwował przybycie Uessasa z tłumu. A potem jak owy bóg dołącza do zgromadzenia jako... publiczność? O co tu chodzi? Czy tak właśnie wygląda mianowanie proroka? W zgromadzeniu smoków i bogów?
– Zgadzam się, że jest to zaskakujące. – stwierdził poruszony,. Po chwili jednak przeniósł spojrzenie spowrotem na wnuka. – I w zasadzie rację masz, że każdy sam powinien ich sobie uznać bądź nie... – odwrócił głowę, by spojrzeć na Lilię, co właśnie przyszła. Uśmiechnął się do niej ciepło.
– Witaj, Lilio! Co jak co, ale cebie się nie spodziewałem. Cieszę się widząc ciebie. – powiedział do niej wesoło. – Tym razem nie przyszłaś z Krabikiem? O. Właśnie. Tora. Przypomniałem sobie, a miałem ciebie pytać. Gdzie znalazłeś swojego zmijoptaka? Nie ukrywam, że podoba mi się bardzo. Dawno nie widziałem takich żywych kolorów u ptaków. Znalazłeś go na wolnych? –

//Najpiękniejsza Łuska Lilia Wodna Gadzi Szał

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 15:36
autor: Skaza Granatu
Dość niedługo posiedział w spokoju. Krzyk w jego łbie sprawiło, że spiął mięśnie i zaczął się rozglądać prawie natychmiastowo. Zauważył Lambę i nawet wyciągnął przednie łapy przed siebie w jej stronę, próbując ją łapać. Skończyło się na tym że gdy łupnęła w niego, wywalając go, skończyła na czerwonym brzuchu, a nie na kolczastej powierzchni. Zanotował w myślach, by następnym razem próbować łapać ją inaczej, albo przyjrzeć się jej technice lotu, bo z takim impetem zabolało jak nielichy cios, aż przez chwilę mu tchu zabrakło. On sam skończył na plecach.
Spoważniał, przyglądając się jej uważnie, szukając jakichś obrażeń, liczył, że nic jej się nie stało, był raczej niezbyt wygodnie zbudowany do lądowania.

– Nic Ci nie jest?
Jeśli nic nie znalazł i kiedy dotarł do niego absurd sytuacji, zarechotał.
– Żyje, ale muszę mieć szczęście, skoro trafiła we mnie spadająca gwiazda.
Odczekał, aż z niego zejdzie, pomógł jej jeśli tylko chciała, nim sam nie wstał na cztery łapy, ściągając trawę z kolców.
Zaraz też usłyszał dostojny głos kolejnej słonecznej? Nie spodziewał się, że zostanie przez nich tak otoczony. Zwłaszcza smoczyca, która zdawała się górować w towarzystwie samą postawą. Jej rogi wyglądały jak najbardziej przezroczyste kwarce górskie.
Kiwnął jej nisko łbem w ramach powitania.

– Nie ma co wybaczać, nic wielkiego się nie stało.

Jarzmo Brzasku Naga Magia

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 15:46
autor: Znośny Ziąb
Przywlókł się na spotkanie niezbyt chętnie i bez wielkiego przejęcia. Słyszał o proroku – mgliście. Nie wątpił w... podstawy do istnienia takiej funkcji, lecz zwyczajnie świat bogów był czymś dla niego odległym. Ale Klara nalegała. Więc byli tu razem, żeby mogła ze skały przyglądać się sylwetkom Naranlei, Uessasa i – niedługo – nowego proroka.

Spotkanie 11

: 06 maja 2025, 22:19
autor: Naga Magia
  • Lamba aż się zapowietrzyła, bowiem nie spodziewała się że.. oh. Nie dość że piękne, umięśnione łapy Skowytu pochwycą ją z taką gracją to jeszcze dotknie tak blisko jego równie ładnego, czerwonego brzucha. Jej czerwone ślepia wbiły się w jego własne, przypatrywał jej się z tak poważną miną że gdyby mogła, przygryzłaby sobie wargę.

    Ależ.
    To.
    Było.
    Seksowne.

    Dopiero śmiech wojownika ((bogowie ale będzie przypał jeżeli się dowie że to teraz przywódca)) sama zaczęła się śmiać. Bez większego zastanowienia polizała samca bardzo przeciągle po lewym policzku, zręcznie wymijając kolce.
    – Ohh Skowycie, Twój język jest zadziwiająco sprawny zarówno w mowie jak i.. – O, Jarusia – Ah! Tata a co? – przekręciła głowę, skupiając się na Jarusi i w pierwszym momencie nie rozumiejąc do czego pije. Zeszła z Mglistego finalnie i puściła mu oczko, wyciągając język z tee-heee. No ale skoro Banda się schodziła i już chyba wypadało zając miejsce..
    – Mhm, przepraszam. Ale wiesz, mogę bardziej po tym całym wydarzeniu. Pozwól że siądę niedaleko hi hi – zachichotała a potem usiadła no.. W sumie bardzo blisko. Między Panem Mglistym, Jarusią a resztą Bandy. O! Nawet Pani Arelcia dotarła i... czy to Kirim?

Spotkanie 11

: 07 maja 2025, 2:37
autor: Jarzmo Brzasku
// Skład Bandy siedzącej koło Skaza Granatu: Jarzmo Brzasku, Naga Magia, Przypadkowy Kolec, Przejściowy Kolec, Miętusowy Kolec + w domyśle Pomroki Przedświtu

      Dla Skazy i Magii.
  Jara zacisnęła szczęki z wewnętrznym obrzydzeniem, widząc jak Lamba obślinia i klei się do Mglistego – szczebiocząc przy tym jak głupia. Miała zero klasy w swoich końskich prymitywnych zalotach. Powstrzymała się jednak od komentarza na głos. Zaś na samca spoglądała oceniająco, analizując każdy jego ruch i słowo. Kolczasty Mglisty jednak wydał się być... zadziwiająco przyjazny w usposobieniu. Opiekuńczy. Wzrok starszej górskiej złagodniał.
  – Jarzmo Brzasku, wojowniczka Słońca – przedstawiła się oficjalnie, a tym razem można było wyłapać w jej głosie cieplejszą nutę. Nawet na moment się nieznacznie rozluźniła, nim kąt jej ślepia nie złapał emanującej mocą sylwetki bogini. Jarę przeszły dreszcze. Odchrząknęła. Spojrzała na Lambe to na Hissetha. – Zakładam, że wy już się znacie – skomentowała z suchą elegancją.

      Anyż przylatuje, Jarzmo wyczekuje.
  Kiedy Lamba i reszta Bandy się rozsiadła, Jara również zajęła miejsce obok smoczycy. Lamba po jej lewej stronie, a po prawej... wił się jej długi kryształowy ogon, zwinięty w szeroką spiralę. Akurat zajmował miejsce mniej więcej wielkości drugiego siedzącego smoka. Ostrza na nim mieniły się groźnie, więc raczej były dobrym odstraszeniem od czyjegoś nieproszonego zadu. W tym czasie jeszcze na zgromadzenie, doleciał Anyż. Wielki ptak usadowił się na barku skrzydła Jarzma, chwytając się o łuski swoimi pazurami. Zakraczał i zaskrzeczał coś gderliwie pod dziobem. W przeciwieństwie do Jary, która unikała spoglądania w stronę Naranlei jak tylko mogła, Anyż z zaciekawieniem przechylił łepek i przyglądał się Bogini Magii. Jare zresztą interesował ktoś inny niż Bogini (której sama obecność ją przytłaczała). Końcówka jej ogona drżała niecierpliwie, wyczekując jednej osoby, której jej teraz brakowało.

      Tęskne spojrzenia rzucam ku Gorzkiemu Miodu.
  W końcu, Gorzki Miód przyleciała na miejsce. Jara natychmiast wyłapała jej kształt, mimo skromnego lądowania na uboczu. Górska wyciągnęła swoją długą szyje do przodu. Jej łeb nieznacznie podążał za sylwetką smoczycy, a fioletowe ślepia zamigotały cieplej. Na smukłym pysku Jarzma pojawił się wąski uśmiech.
Arel nie szukała jej wzrokiem.
Jara zamrugała. Czyżby jej nie zauważyła?
Gdy północna przechodziła przez zgromadzenie, Jara zwinęła swój długi cienki ogon w ciasną pętelkę obok swoich łap – odsłaniając wolną przestrzeń obok siebie.
Gorzki Miód przechodziła dalej.
Jara otworzyła szerzej ślepia. Czemu zrobiło jej się przykro?
Górska cofnęła głowę, przygarbiając się trochę jak dotknięty w pysk ślimak. Chociaż sztywna postawa jej tułowia i łap, dalej była nieskazitelnie wyprostowana. Ogon zaczął się wić niespokojnie, a końcówka ogona zahaczyła o jej własne łapy. Tak jakby kryształowy wąż owinął się wokół jej białego nadgarstka.
Mimo, że Miód ostatecznie zajęła miejsce niedaleko Bogini, Jarzmo nic nie podejrzewała. W końcu czemu ze wszystkich smoków miała to by być jej Miód? Zapewne jako czcząca Panteon Wolnych smoczyca chciała doświadczyć z bliska obecności patronki czarodziejów. Kirim... Kirim wyglądał jakoś inaczej. Dziwniej. Coś jej w nim nie pasowało. Wydawał się być większy? Lecz już miała podobnie dziwną sytuacje z Rytmem... może była teraz zbyt rozproszona by poprawnie skupić się na kociej sylwetce.

Spotkanie 11

: 07 maja 2025, 5:07
autor: Kammanor
  Smoki zbierały się jeden po drugim lub grupami. Uessas przybył w formie widza jak gdyby nigdy nic, a Naranlea cierpliwie czekała po środku zgromadzenia. Jednak tego dnia śmiertelni mogli uświadczyć naprawdę niezwykłego boskiego stanowiska. Na niebie zakołowała nieznana granatowa sylwetka. Początkowo jedynie niewielki punkt na błękitnym niebie, z czasem stawał się większy i większy.
HUK.
  Olbrzymi pierwotny wylądował w samym centrum spotkania. Ziemia aż się zatrzęsła pod jego łapami, a każdy z zebranych poczuł przeszywające ich ciała wibracje. Masywny samiec o granatowych łuskach, kwadratowej szczęce i zakrzywionych do przodu byczych rogach, stanął dumnie pośród smoków. Był ogromny. Prawdziwie ogromny. Większy nawet od największych smoczych "olbrzymów". Zadbane łuski samca lśniły tysiącami migoczących punkcików, tak jakby cały był obsypany kolorowym, gwieździstym pyłem. Łuski skrywały zaś potężne wyrzeźbione mięśnie.
  Olbrzym omiótł smoki spojrzeniem głębokich ciemnych ślepi. Łeb miał uniesiony wysoko, a pierś dostojnie wypiętą. Ci, którzy regularnie odwiedzali świątynie mogli rozpoznać oblicze jednego z pomników – Oto przybył Kammanor. Pan Siły, Honoru i opiekun tradycji. Powietrze wokół samca trzeszczało gorącą energią, a wokół rozniósł się zapach leśnego ogniska.

  Kammanor odwrócił łeb w stronę Bogini Magii.
  – Dobrze cię widzieć w smoczej powłoce, Naranleo – przywitał się się z bratanicą, a jego niski tubalny głos rozniósł się po okolicy. Na Uessasa jedynie łypnął ślepiem.
Bóg powolnym krokiem zajął miejsce obok Naranlei. Usiadł dumnie i tak nieruchomo jakby znów był posągiem.

Spotkanie 11

: 08 maja 2025, 18:38
autor: Naranlea
Motyl z wyraźnym wahaniem przysiadł na wystawionej dłoni. Jego skrzydełka udekorowały łapę samca kryształowym pyłkiem aż po sam nadgarstek, który mienił się teraz jak prawdziwe nocne niebo.

Kiedy jednak osłabiony Wichrogłos opadł ciężarem na znacznie mniejszego Nariego, owad spłoszony wzbił się w powietrze. Zamiast odlecieć, zdawał się przyglądać jego towarzyszowi. Wzrok bogini również przesunął się w tamtym kierunku, a jej głowa lekko się przekrzywiła.

Uwagę Naranlei przyciągnęły też kolorowe chimery, które towarzyszyły pojawieniu się jej młodszego brata. Bogini bezgłośnie westchnęła w odpowiedzi na jego pozdrowienia, przekazując w ten sposób znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać.

Kryształowy motyl wzbił się z dłoni uzdrowiciela i lekko uniósł nad żółty nos czarodzieja. Zatrzymał się w powietrzu, po czym ostrożnie osiadł między jego nozdrzami. W chwili, gdy dotknął fioletowych łusek, wyczerpanie opuściło Mglistego bez śladu. Siły powróciły, jakby nigdy ich nie tracił.

Zdawała się być myślami gdzie indziej i dopiero przybycie Gorzkiego Miodu wyrwało ją z bezruchu. Lekko skinęła głową w geście powitania zarówno prorokini, jak i kotołaka.

Kącik ust ledwie dostrzegalnie drgnął na widok cienia zataczaczającego krąg nad zgromadzeniem. Nie drgnęła, gdy niebo zatrzęsło się od huku, a ziemia zadrżała pod łapami Kammanora. Na jego uwagę zadarła brodę ledwie widocznym ruchem.
Ciebie również, stryju – odpowiedziała cicho, słyszalnie tylko dla jego uszu.

Skoro wszyscy zainteresowani się pojawili, Naranlea uniosła się i wstała, a krążące wokół niej motyle rozproszyły się na moment, by po chwili na nowo osiadać na jej rogach, krawędziach skrzydeł i błonach.
Jak już niektórzy z was dowiedzieli się z ostatnio zwołanego spotkania nadania tytułów, po przeszło stu siedemdziesięciu księżycach służby, Strażnik Gwiazd zrezygnował z pełnienia funkcji proroka – zaczęła mówić, a jej głos, choć nie unosił się nawet o oktawę, docierał wyraźnie do nawet najdalej siedzących smoków.

Na krótką chwilę wyłapała z tłumu drzewnego samca, nim mówiła dalej.
Wraz z wyborem jego następców wracamy do starego porządku. – Powietrze na krótką chwilę wydawało się napinać jak cięciwa na łuku. – Prorok nie jest jednym z wielu. Nie reprezentuje poglądów dawnego stada, lecz wolę boską. Jest posłańcem, nie petentem. Dlatego też jeśli stado zdecyduje się zamknąć przed nim swoje tereny, nie będą mu przysługiwać ani tytuły, ani kryształy z nimi powiązane. – Wzrok bogini przemknął po przewodnikach Słońca, Mgieł i zastępcy Ziemi. – Tytuły będą rozdawane wyłącznie na ceremoniach stadnych.

Obróciła pysk w kierunku siedzącej nieopodal czarodziejki.
Gorzki Miodzie – wywołała ją, czekając, aż stanie obok niej. – Czas opuścić imię, które nosi ciężar stada. – Resztę pozostawiła samej Arel.

Spotkanie 11

: 08 maja 2025, 22:58
autor: Warkocz Komety
Mglisty niesamowicie ucieszył się, gdy udało mu się skłonić motyla, by usiadł na jego łapach. Wszystkie piórka na jego ciele spuszyły się łącznie z ozdobnymi piórami na łbie, które wróciły do swojej ozdobnej, sterczącej roli. Wydawało mu się, że skrzenie motyla wżera mu się w oczy, ale to nie było nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Nari chciał tego motyla zachować na zawsze.
A potem zdarzył się Vunnud i motyl się spłoszył.
Rajski nie był zły, może tylko zawiedziony, że nie będzie mu dane podziwiać piękna magicznego owada trochę dłużej. Śledził go jeszcze chwilę wzrokiem i gdy już myślał, że motyl odleci, ten zawrócił i przysiadł na Vunnudzie. W tym samym momencie młodemu uzdrowicielowi wydało się również, że coś w fioletowym przyjacielu się zmienia... A może to on mniej mu ciąży?
Chciał go zapytać, ale nim się zorientował i namyślił, na polanie pojawiły się kolejne dwa wyjątkowe smoki. O ile pierwszego byłby w stanie przegapić, o tyle drugiego już się nie dało. Był po prostu zbyt wielki i zbyt.... Zbyt majestatyczny, a Nari natychmiastowo poczuł się jak nic niewarty paproch.
Zamilkł, wciąż przytrzymując przy sobie Vunnuda i patrzył, a potem słuchał tego, co Naranlea. Nie do końca docierała do Nariego powaga słów bogini względem jego stada, dlatego po prostu siedział, i gdy wydarzenia tego wymagały, spoglądał w stronę smoków, które były w centrum wydarzeń, jak na przykład Gorzki Miód.

Spotkanie 11

: 09 maja 2025, 12:49
autor: Wichrogłos
Obserwował bezsilnie całe zgromadzenie. Przez chwilę wydawało mu się, że całe Wolne Stada zbiegły się na boskie wydarzenie... lecz Vunnud był zbyt osłabiony by poczuć cokolwiek w związku z tym, z perspektywy swojej osobistej, czy też swojej stadnej. Zdawało się, że wszystkie siły życiowe samca skupiają się na tym, by nie stracić Nariego spod swego barku. Balansował, poprawiając bezładne kończyny, ogon lekko zaplótł wręcz wokół przyjaciela, jak gdyby odpowiadając mu na pytanie: "nie teraz". Albowiem nie ujrzał go, nie wcisnął swoich bezdusznych ślepi w pytające oczy Uzdrowiciela, zwyczajnie zerknął pokątnie by w ogóle dać mu znać, że jeszcze tu jest. Duchem i ciałem, jest mu obecny.
Tak samo, jak Hyralia. Ino przeleciał okiem po jej sylwetce, starał się mruknąć, zaczepić... lecz dźwięku nie było, utknął w zaschniętej gardzieli. Bezduszny, zmęczony wzrok powiódł dalej, ale niedługo bez celu. Musiał wrócić.
Muśnięty wiadomością mentalną, jakże znanym głosem, wziął głęboki wdech. Pierś uniosła się spazmatycznie. Wąż charknął, ale ujrzał nadawcę z ulgą. Uśmiech Nieskalanego Wiatrem był jakoby złoto wśród traw, igła w stoku siana, którą udało się znaleźć. Zmrużył w niemym pozdrowieniu ślepia. Przez moment wyglądał jak spiżowy posąg, zamarłszy w tej pozycji. Wszystko w Vunnudzie pragnęło by wojownik Ziemi patrzył. Obserwował, zauważył, zrozumiał – żeby spostrzegawczość wzięła górę, wskazując mu każdy mały symbol zmęczenia na pysku Pojętnego. Trzymał tę pozycję nienaturalnie długo, a cichy krzyk o atencję był głośniejszy niż jakakolwiek rozmowa wśród zebranych. Nim jednak wrócił do bezradnej walki z ciężarem swego ciała, zmusił się do lekkiego uśmiechu, który to bardziej wyrazem bólu się ostał nim czymkolwiek innym.
Nari mógł odczuć jak jego przyjaciel wciska się w bark. Gargantuiczny wąż pochylił łeb, kryjąc się za firaną swego włosia. Każdy oddech wydawał się starannie dobrany, jak gdyby Czarodziej zastanawiał się, czy w ogóle warto łyknąć powietrza raz jeszcze. Zadrgało, ziemia buchnęła, a ten nie zauważył, ino dygnął w strachu. Czy był pochłonięty jakąś emocją? Czy też może patrzył w swoją nicość, we wspomnienia nikłego bólu? Czy też po prostu jego umysł nie wyrabiał z wymęczeniem organizmu po tylu księżycach, że utknął w ciele i myśli po sobie nie pozostawił? Nie wiadomo, lecz cokolwiek to było, tłamsiło Vunnuda.
A stłamszenie... jak łapą odjął, zniknęło.
Raptowny, urywany wdech.
Pstrokate oczy rozwarły się z szokiem, łapiąc odlatującego motyla. Włochaty pysk podążył za jego ruchem, bark odkleił się od drugiego, błony zaklekotały. Nie zachwiał się.
Umysł cięty jak brzytwa, to i szept uciekł z gardzieli samca. Lecz co to było?
Schwycił Naranleę w okowy wzroku – równie dobrze mógł teraz umrzeć. Ujrzał ją niczym snop dziennego światła w celi, jakoby symbol dla heretyka, jak gdyby echo raz posłyszanego głosu. Nie było w niej piękna, ni w motylu uroku. Było to dzikie wołanie naprzeciwko dogmatom zakorzenionym w sercu Czarodzieja, chwila pierwotności niezbadanej; równie dobrze można było ją przyrównać do stania na krawędzi.
Zajaśniał w odpowiedzi. Pierwszy raz od dziesięciu księżycy, spod fioletowych łusek wyszła złota łuna, poświata morskich genów. Patrzył na nią w niepojętym uczuciu. Czy był wdzięczny, czy też gniewny?
Czujny, z lekka wystraszony wzrok obejrzał teren. Szybko, w popłochu, oczęta starały się nadrobić stracony czas. I widział komu Naranlea skinęła, i komu też odpowiedziała. Widział tę, która zostanie prorokinią, na Wiankach ujął ją w pamięć i nie wyrzucił ni razu. Dziwna, pisklęca fascynacja tego czasu to rzecz, której nie wyrzuca się ot tak. O połowie łba białego, mała północna musiała przyjąć brzemię Bogini Magii. Nie było co do tego wątpliwości.
Trzech Bogów, widzi jednak trzech Bogów. Stąd strach.
Nie przywitał się z Kammanorem, obrzucił go wzrokiem wyzywającym. Nie wzrokiem przeciwnym, acz bardziej – pozbawionym wrogości. Bóg Siły zdawał się funkcjonować jako zły omen. Mimowolnie, lewa łapa Vunnuda szukała wplecionych w fale włosów wisiorków... albowiem ostał się tylko jeden, kammanorowski. Westchnął cicho, puszczając z objęć ogon Nariego – horgifellski znikł. Horgifell nie istniał tutaj, nie było babki-Veir, był tylko nieskłębiony cień obu panteonów.
Tylko bogowie wiedzieli na jakim rozdrożu stał Wichrogłos, próbujący w głowie zjednać dwa odrębne wierzenia.
Parsknął, nie wiadomo po co. Czyżby próbował od siebie odgonić nagłą żywość umysłu? Nie było czasu się zastanawiać, informacje leciały z pyska Bogini.
Odszukał wzrokiem Strażnika, czując swego rodzaju ból. Wrażenie, że rozmów mieli niemało... przebiegło po kręgosłupie samca. Ale przecież nigdy nie rozmawiali, nie spojrzeli na siebie, Strażnik nigdy go nie zauważył, a dalej jego odejście wiązało się ze swoistym żalem. Jakkolwiek prorocy nie byli obcymi w mianie Kodeksu, tak to może długa kadencja drzewnego odbiła swe piętno w tęsknocie Vunnuda.
Nagle spiął się cały.
Bulgot.
Odszukał strachliwie Wasaka Mszystego, następnie odnalazł Mistrza-Przywódcę Harmonijnego. Wdech, wydech, źródło węża stało się rozedrgane i paniczne. Oznaka wojny – topór niezgody – runęła na Mglistych ze słów Bogini. Czy to chora ambicja rozkazała Vunnudowi wydać pierwsze wyrazy oporu? Czy też integralność stadna, swoisty patriotyzm? Heretyczność?
Musnął płetwą Hyralię Hardą, barkiem otarł się o Jaśniejącego. Do umysłów tych czterech smoków wpiła się maddara niczym wygłodniały bazyliszek.
Niecała sekunda.
  • A jednak wbrew uczuciom Vunnuda: sielska błogość na miarę tej, co spowija granice rzeki Tyral, rozgościła się w głowach odbiorców. Mrukliwy szum obijającej się o skały wody, prędki widok z oczu przelatującego nad nią ptaka. Strzelał z szelestem skrzydłami, nie śpiesząc się wcale. Intuicja mówiła, że zmierza do miejsca znanego wszystkim smokom – Świątyni. Biały kruk zapikował, zniknął w odmętach Czarnej Groty... i milkliwie krakanie dobiegło ich wszystkich, wskazując na Drewnianą Figurę Aterala.
Nie spodziewał się, że Jaśniejący i Harmonijny zrozumieją. Ale Wasak i Hyralia mogli od razu pochwycić niuanse przekazu.
Nie było co się puszyć przed Bogami, jeśli mogą od łapy odjąć ból i śmierć odgonić. Nie było co odwracać grzbietu i modlić się wyłącznie do tych, którzy zwalczeni zostali i w pył odwróceni, nawet kaplicy nie mają. W zdaniu Vunnuda, pomóc Mgłom mógł teraz wyłącznie inny Bóg Wolnych, bardziej im przychylny.
  • :: Budowniczy Ruin, Skaza Granatu, Onyksowa Pieśń, Warkocz Komety // Nieskalany Wiatrem