Strona 4 z 23

: 13 sie 2014, 15:03
autor: Jaskiniowy Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Przecież znał Esencje... od dłuższego czasu... Ba... Od czasu kiedy stał się adeptem...
To samo tyczyło się Ingmara...
"Znam więc Twoją rodzinę w części... Masz wspaniałych przodków..."
Rzekł lekko się uśmiechając Esencja Maddary. Uzdrowicielka. Niegdyś należała do Wody, ale wybrała Cień, zamiast Życia. Bo tam pewnie przebywał ten cały Instynkt. Szkoda, wielka szkoda. Inaczej Zwiastująca od urodzenia należałaby do Życia. Los był przewrotny.
"Twoja matka Żyje z cztery, albo i pięć razy więcej księżyców niż Ty. Myślę, że poradziłaby sobie bez Ciebie. Zawsze istnieje możliwość porozumiewania się myślowa. Poza tym byście się mogły spotykać na granicy, albo na terenach wspólnych...

: 13 sie 2014, 15:12
autor: Zwiastująca Łuska
~ Miło mi to słyszeć ~ tak, wiedza że ma się przodków o dobrej reputacji była dla Zwiastującej pocieszająca.
~ Masz rację. Ale czy Złudzenie mógłby mnie przyjąć do Waszego stada? Nie wiem, czy byłby chętny do przyjęcia mnie w swoje progi ~
zapytała, wyraźnie zainteresowana zmianą stada. Tak będzie lepiej. Esencja sobie poradzi, jest dojrzałą smoczycą, wie co robić. Zwiastująca z kolei ma całe księżyce przed sobą. Może w Życiu zdobyła by kilku przyjaciół, kogoś, kto by ją wspierał... Pokochał...
Tak. Zmiana stada będzie dobrym wyborem.

: 13 sie 2014, 15:19
autor: Jaskiniowy Kolec
"Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo nie siedzę w jego łbie. Niemniej myślę, że nie będzie miał nic przeciwko. Oczywiście od tak po prostu nie możesz przekroczyć granic stada. Wezwij mojego ojca kiedy będziesz gotowa, a na pewno będziecie mogli ustalić Twoje przejście do Życia..."
Nie było w tym nic dziwnego, że nie chciał podejmować decyzji za ojca. Nie miał najmniejszego prawa tego robić. Niemniej Złudzenie Życia nie należał do głupich. Wie przecież, że będzie mógł dzięki samicy wzmocnić swoje stado. Czemu więc miałby się nie zgadzać...?

: 13 sie 2014, 15:44
autor: Zwiastująca Łuska
~ Dziękuję. Zgłoszę się do niego w tej sprawie ~ powiedziała z uśmiechem na pysku, a następnie podeszła do Sumiennego i delikatnie polizała go w policzek swoim rozwidlonym, śnieżnobiałym językiem. Było to przyjacielskie liźnięcie. Ale jednocześnie pełne ciepła i czegoś jeszcze. Nie miłości, samica była za młoda, by to znać. Ale czegoś dziwnego. Następnie odeszła w stronę terenów Cienia, zanim adept zdołał jakkolwiek zareagować na tą niecodzienną sytuację. Oko z pewnością mógł poczuć się dziwnie.



: 26 sie 2014, 20:12
autor: Ćmienie Maddary
Bijące źródło rzeki. Coś, czego potrzebowała Ćmienie. Już kolejny raz wymknęła się na tereny wspólne. Tylko dlatego tak naprawdę, że mimo lata było tu chłodniej niż w gorącym Ogniu. Potrzebowała tego schłodzenia. Tym bardziej, że nawet tu, w gęstwinie wiał delikatny wietrzyk, a duże krople wody spływające po liściach drzew rześko uderzały o ciało smoczycy. Futro jej przesiąkło wodą, ale się tym nie zrażała. Wręcz przeciwnie. Nadal wyglądała bardzo masywnie i dumnie, ale było jej chłodniej. Podeszła do płytkiego strumyka i zanurzyła pysk po chrapy siorbając czystą wodę.

: 26 sie 2014, 20:24
autor: Nathi
Szedł wzdłuż strumienia, z prądem. Z jakiegoś powodu bacznie wpatrywał się w wodę. Miał już dwadzieścia księżyców, ale mimo to nie umiał pływać. I nie zamierzał się uczyć. Niespecjalnie ciągnęło go do wody. Lubił czasem zanurzyć łeb, dla ochłody, ale to wszystko. Wolał stąpać twardo po ziemi, lub lecieć. Z góry wszystko było widać i przemieszczało się znacznie szybciej. Nikt nie mógł go zaatakować, zajść od tyłu. Powietrze było ciekawe, a ląd interesujący. Pewnie dlatego najczęściej przebywał pomiędzy nimi – na drzewach, jak to smoki drzewne. Tym razem jednak po prostu szedł. A wędrując tak, zastanawiał się. Ostatnio, za radą Zatrutego, zwolnił trochę ze swoim planem. Stał się bardziej przebiegły. Udał nagłą przemianę i zaczął zdobywać zaufanie smoków wokoło.
Ale wciąż zdarzało mu się stawać przed problemami, których nie był w stanie rozwiązać. Musiał nauczyć się szybko, jak panować nad umysłami innych smoków. Jak przekonywać ich do swojej racji, unikać problemów.
Gdy tak szedł, napotkał na swojej drodze smoczycę. Pachniała stadem ognia, tego był pewny. Piła wodę. Biały nie był pewny, czy jej oby nie przeszkadza, ale mimo to uznał, że warto spróbować.
– Biały Kolec – przedstawił się nagle.

: 26 sie 2014, 20:59
autor: Ćmienie Maddary
Woda nie specjalnie interesowała północną inaczej jak coś do picia lub ewentualna, krótka kryjówka. Ewentualnie jak coś, gdzie można znaleźć zwierzynę – ryby. Poza tym wierzyła, że umiejętność pływania to coś jak ostania deska ratunku. A nuż kiedyś się przyda. To samo z lataniem. Ona jednak nienawidziła latać. Skrzydła miała dość krótkie, a ciało bardzo masywne i krępe. Nic dziwnego, że nie była zręczna w powietrzu, ani szybka i szybko się męczyła. Była pewnego rodzaju... molochem. Jakkolwiek to nazwać. Była stoicka, twarda. Nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Jako czarodziej już dawno wyciszyła swój umysł. Od dawna czuje maddarę krążącą w jej żyłach imaginacji. Zawsze jest gotowa... Teraz też była.
Smok, którego zapach poczuła kojarzył się z mokrą glebą. Ziemia. Życie. Płodna ziemia dająca plony. Czy tak? Uniosła łeb i stojąc na trzech łapach skierowała swój wzrok w stronę czarnego samca. Wyglądał na nieco strapionego. Ale to mogło być tylko przelotne wrażenie. Zatrzymał się przy niej, więc zatrzymała na nim wzrok płomienistych ślepi. Błyskał w nich płomień. Barwa tak się mieszała przy tym ulotnym słońcu. Mokre futro ociekało odrobinę wodą, co dodawało Ćmieniu pewnego uroku. Spojrzenie jej zaś było twarde, a zarazem beznamiętne.
Ćmienie Maddary. – Powiedziała szorstkim, suchym tonem odpierając. Nie skinęła mu, tak, jak on jej nie skinął. Pierwszy minusik w wychowaniu! Ale to nic, zawsze można się zrehabilitować! – Szukałeś mnie? – Zapytała tym samym tonem. Był samiczy, ale niski i nieprzyjemny. Mogłaby inaczej. Ale chyba nie przepadała za smokami Życia. Albo po prostu za nieznajomymi. Odkąd tu przybyła zawsze reagowała tak na nieznajomych. Nie chciała tego zmieniać. Jakoś nie chciała. W jej sercu płonął jeszcze płomień dzikości spędzonej poza Wolnymi Stadami.

: 26 sie 2014, 21:14
autor: Nathi
Zmarszczył brwi.
– A da się szukać kogoś, kogo się nigdy nie spotkało? – spytał retorycznie, nieco zbity z tropu pytaniem smoczycy. Dokładnie zmierzył ją wzrokiem i ocenił, że musi być północną. Nie wydawało mu się, aby jakakolwiek inna rasa miała futro.
Nie spodobało mu się jej imię. Przede wszystkim jej drugi człon. Nienawidził maddary. Bał się jej, ale się do tego nie przyznawał. Od zawsze uważał to za coś nienaturalnego. Dlaczego miałby ufać tajemniczej sile, która skrywa się gdzieś w jego ciele, skoro ma i potrafi używać własnych kłów i pazurów, które nigdy go nie zawiodą?
Zauważył również niechęć samicy wobec niego. Czy coś zrobił nie tak? Pewnie nie. On sam taki był. Potrafił skreślić smoka, nim ten się odezwał. Ale teraz przecież nie mógł taki być. Musiał udawać, grać. Skrywać się pod cudzą maską. Wzbudzać zaufanie. Wiedział, że tylko tak osiągnie swój cel.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – spytał ostrożnie. Miły ton wciąż nie był jego najlepszą stroną, nie brzmiał do końca naturalnie, ale Biały się starał. Szło mu całkiem nieźle jak na kogoś, kto pierwszy raz powiedział "proszę" w wieku piętnastu księżyców.

: 27 sie 2014, 10:16
autor: Ćmienie Maddary
Obserwowała Życiowego bacznym wzrokiem. Ciekawe, czy to miano faktycznie im pasowało. Ale nie będzie teraz się o to wykłócać. Biały, który biały nie był zapytał o coś, co dla niej było pewnego rodzaju oczywiste... jednak nie dla każdego wszystko musiało być oczywiste. Chociaż umysł miała spokojny i stoicki nie znaczyło to, że nie myślała i była głupia, nie, myśli powoli przepływały przez jej umysł. – Owszem. – Przytaknęła wykorzystując do tego swój suchy, beznamiętny ton. Nie było w nim jednak wyższości samicy nad adeptem. Odpowiedziała też mimo zwątpienia na pysku adepta mówiącego jasno, że odpowiedzi się nie spodziewał.
Nie myślała o nim. W zasadzie nie czuła potrzeby by rozmyślać o Białym, który jest czarny. Być może ma znamię. Być może chodzi o charakter odmienny od wyglądu. Ale jak interpretować wygląd? To zależy od każdego napotkanego smoka i tylko Biały znał prawdziwe znaczenie imienia, w które Ćmienie nie chciała się zagłębiać.
Nie ufała smokowi, no nie miała też powodów by ufać staremu adeptowi. Wysnuła kilka wniosków na podstawie jego pozycji, postawy, imienia, słów jakich używał. Nie musiała myśleć o tym. Ona odruchowo oceniała inne smoki. Oceniała, czy są godni jej zaufania. Ten nie był. Nadal mógł się w to wkraść... ale pierwsze wrażenie jest rzekomo najważniejsze.
Nie przeszkadzasz. – Mruknęła niskim, samiczym głosem. Usiadła odciążając ranną łapę. W swojej postawie wydawała się, jak i była, bardzo masywna, również dość silna, a na pewno dumna i bardzo poważna. Ale samiec nie mógł w jej postawie znaleźć elementów, które świadczyłyby o jego negacji. W dumnym głosie nie widniał brak szacunku, w postawie nie wykluczała go z niebezpieczeństwa delikatnie napinając mięśnie. I również obserwowała go.
Szukasz nauczyciela lub towarzysza? Czy może przeciwnika? – Zapytała. Nawiązała do pytania, które jej zadał, ale ta wypowiedź miała zupełnie inny kontekst. Bo mogła być wszystkimi trzema... I z chęcią wyzwałaby takiego adepta do bitki. Bo mniemała, że zna chociaż podstawy... Mogła też być nauczycielem, bo skoro to adept pewnie wymaga nauki. Ale też towarzyszem, na co by się nie zgodziła, bo i nie ma o czym rozmawiać z kimś tak obcym. No, ale co zrobi Ćmienie zależy od odpowiedzi samca.

: 27 sie 2014, 11:43
autor: Nathi
Zmarszczył czoło. No dobrze, może i się dało. Ktoś mógł mu powiedzieć, że idąc wzdłuż strumienia napotka taką, a nie inną smoczycę. Może czegoś od niej potrzebował, choć nigdy o niej nie słyszał? Mógł też szukać kogokolwiek, by o coś spytać, lub się czegoś nauczyć. Ale to nie miało większego znaczenia. Swoim pytaniem chyba rozwiał wszelkie wątpliwości, że napotkanie jej było czystym przypadkiem. Źródło wydawało się być chyba dość częstym miejscem odwiedzanym przez smoki.
Nie chciał za bardzo przyznawać się, że nie umie jeszcze do końca walczyć. Znał podstawy ataku, ale dopiero zgłębiał podstawy obrony. Wiedział, że nie miałby szans na walkę z dorosłym smokiem, który otrzymał już swoje dwuczłonowe imię. Tym bardziej, że prawdopodobnie była czarodziejką. Jak zareagowałby na pojawiające się znikąd przedmioty? Maddara nie była niczym naturalnym. Niczym, czemu by ufał. Uważał magię za swego rodzaju oszustwo. Dlaczego smoki nie mogły po prostu pojedynkować się przy pomocy kłów, pazurów, łap i kolców?
Zastanowił się przez chwilę. Ćmienie nie wyglądała, jakby mu ufała. Musiał pokazać, że nie jest jej wrogiem. Musiał zdobyć kolejnego smoka, który będzie skłonny go poprzeć, gdy ten sięgnie po władzę.
– Znam waszego przywódcę, podzielił się ze mną licznymi radami i zdecydował się pomóc mi... w paru kwestiach. Nie jestem wrogiem twojego stada, jeśli o to ci chodzi – powiedział w końcu, próbując odszyfrować powód jej nie do końca przyjaznego tonu. Również usiadł. Mówił powoli i spokojnie, odzwyczajając się od dawnego sposobu mówienia.

: 27 sie 2014, 16:02
autor: Ćmienie Maddary
Przemyślenia... rzadko dotyczyły Ćmienia. Jak już pojawiała się w niej myśl to nagle, przez chwilę, gwałtownie, i w pełni ukształtowana. Tak jak oceniała zaledwie jednym spojrzeniem, ale oceniała cały czas. Nie zastanawiała się nad tym. Była dumną użytkowniczką maddary. Czy to ona dyktowała jej dzikość? Bycie nieoswojoną jeszcze dla obcych? Być może. A może nie? Może to był jej świadomy wybór. Na pewno był. Przecież potrafiła być miłą samicą o pięknym głosie. Teraz nie ukrywała swoich zalet, które mogłyby być wadami. Może nie tu. Na Północy trzeba było się trzymać.
Zapadła chwila ciszy a w tej chwili Ćmienie niezbyt napastliwym spojrzeniem patrzała na Białego. Mimo lekkości jej płomiennego spojrzenia dostrzec można było, że jest czujna, baczna. Jednak kiedy ten się odezwał Ćmienie wstrzymała na chwilkę oddech, a potem parsknęła cichym śmiechem mrużąc ślepia. Spojrzała na niego jak nauczyciel patrzy na ucznia przed trudną nauką. – Ależ oczywiście. Przecież nie mamy stanu wojennego. – Powiedziała z wyraźnie udawaną powagą. Potem jej uśmiech zgasł bezpowrotnie. Za to w oczach pojawiły się niebezpieczne tańczące ogniki.
To, że znasz przywódcę Ognia nie znaczy, że Ogniści będą cię lubić. – Jej głos na powrót był poważny, w jej oczach lśnił brak zrozumienia wobec adepta. potem spojrzała na niego bardziej litościwie. Wyglądał jakby był zakłopotany i nie do końca wiedział co ze sobą zrobić. Ale nie odezwała się, po prostu westchnęła głęboko wciągając w nozdrza świeże, czyste powietrze. Och. Cudowna chwila. Zatruty udziela rad adeptowi. Ha! Ten adept doprawdy nie znał chyba Zatrutego, a Ćmienia już w ogóle. Obowiązki i pozycja karzą Ćmieniu słuchać Jadu, a także jego umiejętności. Ale jego charakter... cóż, pozostawiał do życzenia tak wiele, że jeżeli miał w czymś pomóc, to w czymś naprawdę "głupim", jakkolwiek to nazwać. Jak by to powiedzieli... tak dowalił do ogniska, że ogień zgasł. No. Coś takiego. Nie chciała, by ten młody wsadzał ją i Zatrutego do jednego worka. – Poznając mnie i mówiąc w ten sposób, że znasz mojego przywódcę wyglądasz, jakbyś próbował mi grozić, a potem temu przeczył. – Głos jej był suchy i poważny, ale po chwili lekko parsknęła. Poczuła się jak pisklę, do którego drugie mówi "bo poskarżę się mamie". W tym, co dotychczas powiedziała jednak nie kryła się drwina. Brzmiało to raczej jak spostrzeżenie czegoś i podzielenie się tym. – Powinieneś popracować nad mediacją i perswazją. – Mruknęła. Ton młodego też trochę zostawiał do życzenia, ale co poradzić? Teraźniejszy głos czarodziejki był bardzo suchy, szorstki i poważny. Nie było w nim za bardzo emocji ani uczuć. Nie przewijały się przez jej umysł.

: 27 sie 2014, 18:46
autor: Nathi
Nie podobało mu się to, w jaki sposób samica odpowiadała na jego słowa. Ten wzrok, ten ton... Irytowały go, ale nie dał tego po sobie poznać. W końcu to on miał rację. Skoro wypowiedział jakieś słowa, to był ich pewny i tak łatwo się nie wycofa.
– To dość naiwne twierdzić, że tylko podczas wojny ma się wrogów, a poza nią wszyscy są twoimi przyjaciółmi – stwierdził. Wojna była dopiero wynikiem nienawiści, wrogości. Zakończeniem jej w jakiś sposób. Wiedział, bo sam miał takich wrogów i był takim wrogiem, w swoim własnym stadzie. Często rozglądał się uważnie, jakby spodziewając się, że za plecami ujrzy rzucającego mu się do gardła Oko Zmierzchu. Sam, gdy się podszkoli, miał zamiar sprawić mu niemiłą niespodziankę. Musiał tylko wymyślić, jak to zrobić, nie ponosząc tego konsekwencji. Nie wiedział, czy wojownik miał ten sam problem, ale wydawało mu się, że był zbyt porywczy, by zawracać sobie głowę takimi rzeczami.
Zdawał sobie sprawę z tego, że Zatruty nie był ideałem smoka. Ale potrafił knuć i manipulować. Nie był głupi, tego Biały Kolec był pewny. A jego nauki zdecydowanie bardziej mu się przydadzą, niż jakiekolwiek inne. Dzięki niemu w głowie adepta powstał plan. Dotąd szedł do celu stromą ścieżką, pionową ścianą, z której w każdej chwili mógł spaść. Zatruty pokazał mu, że może pójść długą, ale za to łagodną i bezpieczną ścieżką i osiągnąć ten sam efekt. Wiele mu zawdzięczał, choć mimo to nie ufał. Uznał, że wspomnienie o tym, że zna ich przywódcę byłoby dobrym początkiem rozmowy z Ognistymi. Najwidoczniej się mylił, a Zatruty nie był specjalnie lubiany, czy podziwiany przez smoki, którymi przewodził. A przynajmniej nie przez tą smoczycę, która póki co była dla niego jeszcze jedną, wielką zagadką. Postanowił jednak, że skorzysta z lekcji. Może dowie się czegoś interesującego?
– Jeśli się na tym znasz, to chętnie posłucham – powiedział, jak zwykle pilnując się, aby nie powiedzieć czegoś obraźliwego, lub nie przejść na jego naturalny, wrogi ton.

: 27 sie 2014, 20:42
autor: Ćmienie Maddary
Och, nikomu raczej nie podobałoby się zachowanie Ćmienia. Jednak w swoim zachowaniu nie uznawała Białego za gorszego od siebie. Może jedynie minimalnie. Chociaż nie do końca celowo. Mimo to tak mogło jej zachowanie być odbierane i... chyba było. Jednak była też wyszkoloną smoczycą. A ten adept? Osiągnął już dorosłość, mimo to jest Kolcem. Potępiała takie zachowanie. Dla niej to było jawne lenistwo. Na północy ten smok zginąłby 10 księżycy temu. Tak uważała. Mimo wywodu samca ona milczała. Nie miała po co się z nim kłócić, chociaż jej wzrok wydał się delikatnie znużony. A może po prostu to efekt mrużenia ślepi? W zależności od punktu, z którego się patrzało smok był albo zagadką, albo był prosty. Biały i Ćmienie właśnie mieli tak przeciwne spojrzenia. Wydawało się jej, że Białego po części już mocno rozpracowała. Ale to tylko jej wnioski i wiedziała, że nie musi mieć racji. Ciężko by było, żeby spotkać nieomylnego smoka... Ale niektórzy takimi się uważali, byli butni. Adepta widziała właśnie tak. Słowa jego skłoniły ją do tego, by obrać nauczycielski ton, ale to za chwilę. Najpierw miała ochotę po prostu zagrać mu na nosie. Ton, którego użył był trudno-przymilny, wymuszany, zaś słowa nadal nie do końca zbyt proszące. Raczej wskazujące na to, że on robi jej łaskę. Ale to tylko odczucia Ćmienia.
Rzekłeś, adepcie – przerwała na krótką chwilę patrząc rozgrzanymi ślepiami na Białego – że nie jesteś wrogiem mojego stada. – Ton jej był suchy, szorstki. Bezlitosny. – Potem – znów przerwała na pół wdechu – że jestem naiwna sądząc, że w czasie pokoju nie można mieć wrogów. – Uśmiechnęła się z lekkim politowaniem. Ale nie była cyniczna, czy złośliwa. Był to jedyny gest wskazujący na to, że naprawdę nie myśli poważnie o Białym. Delikatnie mrużyła ślepia, ale nie mrużyła, że mrużyła. Miała lekko zapadnięte powieki, jakby miała iść spać. – W czasie pokoju stada nie są sobie wrogami. Życie nie jest wrogiem Ognia, więc Ty również nim nie jesteś. Chyba, że wypowiadacie nam wojnę, co mogłabym zrozumieć przez twoją paplaninę. Albo nieświadomie ujawniłeś, żeś szpieg przyłapany na gorącym uczynku. Choć adept jak ty raczej by się do tego nie nadawał. Ani sytuacja nieodpowiednia. – Westchnęła z rezygnacją. Jej ogon oplótł jej łapy. Prawą przednią nadal miała delikatnie uniesioną i rozluźnioną. – Mogłeś też przyznać, że otwarcie nie nienawidzisz mojego stada... Tak czy inaczej Twoje późniejsze słowa nie dość, że mnie obrażają, to mówisz w zasadzie o czymś innym, bowiem wykluczony jest wróg stada kiedy nie ma kogo oskarżać o wrogość stadną. – Znów delikatnie westchnęła. Teraz samiec mógłby dojrzeć, że to teatralne westchnięcie. – Ja zaś wrogów nie mam. A tylko osobistych mieć można w okresie pokoju, słońce. – Powiedziała cicho, szorstkim tonem. Czy chciała go sprowokować? – A może masz lepsze argumenty, by dowieść mojej naiwności? – Rzekła unosząc nieco jeden łuk brwiowy. Jej oczy chyba też się otworzyły nieco bardziej.

: 27 sie 2014, 21:33
autor: Nathi
– Tak właśnie powiedziałem – przytaknął. Tym razem nie było jednak w jego głosie niepewności. Teraz był zupełnie pewny, że to jego tok rozumowania był logiczniejszy. Popatrzył na Ćmienie z satysfakcją. – Czy to, że ja, jeden przypadkowy adept nie jestem wrogiem stada Ognia oznacza, że nikt nie może być niczyim wrogiem bez wojny? Oczywiście, że nie. Nie każdy konflikt jest jednocześnie wojną, i nie mówię tutaj o osobistych. Czy stada nie mogą być wrogami, ale nie wypowiadają sobie wojny, bo są słabe i obawiają się, że wróg jest silniejszy? Mogą też mieć przerwę między wojnami. Nienawidzić się, ale zachowywać ostrożność. Nie chcieć narażać swoich. Mogą dopiero rozpocząć konflikt i do wojny może nie zdążyć dojść – przełknął ślinę. – A w tym konkretnym przypadku mówiłem, że ja nie jestem wrogiem Ognia. Jednostka może być wrogiem całego stada, ale nie można prowadzić wojny z jednostką – stwierdził. Nie wydawało mu się, aby popełnił jakiś błąd logiczny. Ta sprzeczka wydawała mu się być dość bezsensowna. Czy to właśnie była nauka mediacji? Póki co po prostu dyskutowali, a on nie czuł, aby czegokolwiek się uczył.

: 27 sie 2014, 22:06
autor: Ćmienie Maddary
Patrzała bystrym wzrokiem na adepta. Mówił z przekonaniem. Był pewny swoich słów i to się jej w zasadzie spodobało. W końcu nie wygłupiał się i nie przezywał, czy inaczej gorszył starszej smoczycy. Nie do końca podjął o co jej chodziło, aalee. Jakie to ma znaczenie? Poprawił jej humor. – Nie ma również stanu wrogości między Życiem a Ogniem. – Powiedziała sucho, suchutko. – Zaś aby być wrogiem stada... – Przerwała. Och! Dalszej kłótni by nie przegadała! Mały adept miał wiele racji w tym to mówił. Potem wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu i zaśmiała się krótko. W zasadzie głos jej był przyjemny gdy się śmiała. Nie był też wredny, a nawet sympatyczny. Życzliwy. Spojrzała na adepta łagodniejszym wzrokiem. Mimo, że na jej pysku była już tylko powaga, a w oczach skrzyły się niebezpieczne ogniki wzrok jej nieco złagodniał. – Aby być dobrym mediatorem musisz mieć argumenty, które przedstawisz w dobrym świetle. Do tego potrzebna jest perswazja. Zaliczyłeś test, Biały. Mediacja to rozwiązywanie problemu różnej maści bez rozlewu krwi. To również sztuka przekonania kogoś do czegoś. – Słowa jej były poważne, chociaż nie tak suche. I tak to jednak przeczyło z tym, że w jej tonie było rozbawienie. Nie cyniczne. Och, zdecydowanie różniła się od Zatrutego. Ale chęć dążenia do swego zaimponowała ambitnej czarodziejce. W końcu sama miała śmiałe plany.
Sprawdźmy jak dobry z ciebie mediator. – Powiedziała po krótkiej, dobrej chwili. Teraz jej głos powrócił do normalności. Był poważny, nie było w nich za bardzo uczuć, za to wydawał się suchy. – Mmm... Masz problem, który cię dręczy lub dręczył? Możemy pomyśleć na jego rozwiązaniem lub innymi, jeżeli go rozwiązałeś. Może byłeś świadkiem jakiejś burdy czy czegoś w tym stylu. – Zaproponowała. Nie było w jej głosie nic specjalnego, chociaż adept może mógłby wychwycić jakąś pozytywną nutkę. A może nie? Wszystko wydawało się złudzeniami.

: 27 sie 2014, 22:32
autor: Nathi
Nie do końca znał powód, dla którego Ćmienie tak nagle zmieniła ton i swoje nastawienie do niego. Postanowił jednak w to nie wnikać. Skoro miał szansę na zyskanie sojusznika, postanowił to wykorzystać. To oni byli najważniejsi, gdy przyszło co do czego. Wystarczy, że smoki będą go popierać, a gdy sięgnie po władzę, one stłumią bunt. Wesprą go, bo wcześniej on je wspierał. Plan wydawał się być prosty. Spojrzał w oczy Ćmiącej.
Rozwiązywanie problemów bez użycia przemocy. Tak to właśnie robił, nic nadzwyczajnego. Wystarczy powiedzieć parę słów, a wróg sam się na nas rzuci. I to on poniesie konsekwencje, bo to on zaatakował. Nie był pewny, czy o to chodziło. Ale przekonywanie do swoich racji też musiało być przydatne. Wywijanie się z tarapatów nie szło mu najgorzej. Ale warto więcej się o tym dowiedzieć.
Zastanowił się przez chwilę. Tak, miał pewien problem. Spory problem. Ale jeśli go ujawni, to będzie miał jeszcze większy.
– Noo, tak, mam. Znaczy, to nawet nie ja. Ktoś inny go ma, ja po prostu o tym wiem. Tej osobie bardzo przeszkadzają pewne trzy smoki, które są dość ważne w stadzie. Stoją mu na drodze do pewnych planów. Których do końca nie znam, bo przecież nie znam za dobrze tego smoka – wytłumaczył się. – Chodzi o to, że ich śmierć byłaby mu bardzo na łapę. I obawia się, że jeden z tych smoków również chce go zabić. Ale wie, że jeśli kogoś zabije, to spotkać go może nieciekawa kara – powiedział, niepewnie spoglądając na czarodziejkę. Nie był pewny, czy nie potrzeba więcej szczegółów. I tak powiedział jej dość sporo. Wiedział, że udawanie, że to nie on ma ten problem nie jest najwiarygodniejszym kłamstwem. Powinien był trzymać język za zębami, ale żaden inny problem nie przychodził mu w tej chwili do głowy.

: 28 sie 2014, 15:29
autor: Ćmienie Maddary
Knucia, knowania, racje, ambicje. Każdy miał swój tok myślenia i Ćmienie też taki miała. Miała twardy charakter. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Czy jest gotowa opuścić Ogień, by sprzymierzyć się z adeptem...? Była to dumna smoczyca. Pełna ambicji. Żądzy? Chciała być najpotężniejsza wśród stad. Chciała być najpotężniejszym czarodziejem. Niestety wymaga to czasu...
Adept, który tak ją rozbawił, a może i nawet trochę zaimponował w końcu odezwał się. Widziała jak próbuje dobrać odpowiednie słowa. Sama wróciła do poprzedniej postawy. Poważnej. Była zamknięta w sobie. Iskierki w oczach przygasły kiedy słuchała tego ciekawego adepta. Jadowity musiał mieć dużo zabawy gdy się spotkali. Słuchała uważnie, chociaż tego nie okazywała. Długie uszy spoczywały gdzieś z tyłu łba. To faktycznie problem... gdy ma się zbyt długi jęzor. Mruknęła w swoim łbie. Jej nieczuły wzrok nadal spoczywał na adepcie. Najwyraźniej znów lub nadal nie robił na niej specjalnego wrażenia.
Więc smok chce przejąć władzę nad stadem, jednak są smoki, które nie widzą go przywódcą. Ponadto boi się śmierci ze strony jednego ze zwolenników obecnej władzy. Czy tak? – Podsumowała beznamiętnie to, co powiedział jej adept. W zasadzie ikrę miał. – Więc mamy kilka problemów. Pierwszy brzmi: "jak stać się przywódcą", zaś drugi: "jak uniknąć śmierci?" Moje pytanie brzmi, czy obawa o śmierć jest właściwa. Są bowiem różne smocze prawa. I czym ten smok zasłużył na śmierć, że drugi smok czyha na niego. – Przerwała na chwilę. Patrzała na adepta cały czas. Jeszcze kilka chwil i może poczuć się nieco stłamszony przez samicę. – Mediacja polega na rozwiązywaniu problemów. Jednak jest jeden warunek. By mediacja się powiodła żadna ze stron nie powinna utoczyć krwi. Opowiedz mi jak smok, na którym spoczywa nieprzychylne spojrzenie mógłby stać się przywódcą. Zaczniemy po kolei. Jeżeli chcesz dobrze rozwiązać problem nie możesz zawsze patrzeć swoimi oczyma. Musisz być obserwatorem, tym, który jest neutralny, bo to on widzi najwięcej i jego punkt widzenia przynosi najbardziej obiektywne rozwiązanie. – Mówiła powoli. Zdanie po zdaniu. Ciekawe czy Biały w ogóle ją słuchał. Być może nie. Chyba jej to nie obchodziło za bardzo.

/Ćmienie może nauczyć Cię jeszcze kamuflażu, ale na MP jej raczej nie naciągniesz... nie bardzo lubi Życie xD

: 28 sie 2014, 21:08
autor: Nathi
Wzruszył barkami, bardziej do siebie, niż do Ćmienia. Niech znają jego plan. Niech się domyślają, czytają ukryte przekazy. Niech to będzie oczywiste. Niech mają go za głupiego. Niech myślą, że nie wie, kiedy zamilczeć. Niech wszyscy doniosą o tym Złudzeniu. Czy przejmie się? Ani trochę. Wiedział, co mówi. Wiedział, że nigdy nie powiedział otwarcie, że władzę chce zgarnąć siłą. A przecież były legalne sposoby na zostanie przywódcą. Przecież jego plany mogły dotyczyć działań, które zrobi, gdy już będzie prawowitym przywódcą. Nie mógł planować? Mógł. Nic mu za to nie groziło. Co, wszyscy staną się ostrożniejsi? Nie dbał o to. Niech spodziewają się, że zrobi coś złego. Wtedy sami staną się źli i przebiegli, a Biały będzie mógł pokazać ich nastawienie komuś jeszcze innemu. Plany miał tak naprawdę zawiłe. Rozważał wiele możliwości. Tych, których myślą, że jest naiwny i że poznali jego cały plan, chętnie wyśmieje.
A teraz po prostu wybada, co o jego problemie sądzą inni. Jak do tego podchodzą.
– No, powiedzmy – powiedział na interpretację Ćmienia przedstawionego problemu. – Ten smok nie zasłużył na śmierć – zauważył zdecydowanie. – A powody, dla których ten drugi chciałby go zabić są na tyle błahe, że nie są żadnymi powodami. Ale on jest porywczy, więc przywódca powinien go wygnać, wyrzucić ze stada, zanim coś się stanie. Dzięki temu wszyscy jego członkowie byliby bezpieczni. To rozwiązanie tego drugiego problemu, jak uniknąć śmierci. Gdy ten wrogo nastawiony smok będzie poza stadem, to temu drugiemu łatwiej będzie zostać przywódcą. Obecny przywódca wkrótce zauważyłby jego potencjał i awansował. A gdyby nie wygnał tego porywczego, to tamten mógłby go sprowokować tak, aby przywódca stracił o nim dobre zdanie. Zły smok byłby poza stadem, a przywództwo przejąłby ten, który na to najbardziej zasługuje i wszyscy byliby zadowoleni – Biały ułożył sobie w głowie krótki scenariusz, nie będąc pewnym, czy dobrze zinterpretował zadanie. Ale chyba całkiem dobre rozwiązanie znalazł?

: 29 sie 2014, 9:45
autor: Ćmienie Maddary
Roześmiałaby się głośno i gardłowo, ale pozwoliła sobie na beznamiętne spojrzenie i westchnienie zawiedzenia. Cóż... ten smok doprawdy nie wiedział co to mediacja. – Kiedy rozwiązujesz czyjś problem musisz być obiektywny i sprawiedliwy. Czy według ciebie, gdybyś był przywódcą, wygnałbyś niewinnego smoka, bo ten nienawidzi kogoś w stadzie? – Jej głos był suchy jak papier ścierny! Arr. Było w nim jednak coś jeszcze. Pouczenie. Ton, jaki przybrała wskazywał, że czuła się, jakby mówiła do niezbyt bystrego pisklaka. Zaraz do tego wróci. – Poza tym nijak nie rozwiązałeś żadnego problemu. Nie mediacją tylko głupim marzeniem. – Rzuciła twardo. – Twoim problemem jest to, że ktoś ci grozi i chcesz zostać przywódcą. Powiedzmy, że mowa o tobie. – Powiedziała. A potem przybrała ton, jakby z litości próbowała coś wyjaśnić młodemu pisklęciu. – Jesteś szarym smokiem jak i twój oprawca. Wczuj się w to. – Rozkazała mu sucho. – Aby i porywczy smok rzucił się na ciebie coś musiałeś mu zawinić. Jednak twierdzisz, że masz rację. Czujesz się prześladowany. Co robisz, jeżeli używasz mediacji? – Och... co to...? Wydaje się jej, że coś takiego już przeżyła. Tutaj. Dawno, dawno temu... Cóż to za przebłysk? Złote łuski, brązowe i białe futro... – Przywódca nie może bez powodu wygnać kogoś. Bez powodu też nie może karać. Co w twojej sytuacji, czy jak na początku stwierdziłeś, w sytuacji przyjaciela, byś zrobił? – Nic więcej nie jest ważne. Chociaż uparcie się jej wydawało, że coś takiego kiedyś dotknęło nią samą. Złudzenie lub sen.

: 29 sie 2014, 11:17
autor: Nathi
Nie podobała mu się reakcja Ćmienia. Zdecydowanie nie. Uważnie zmierzył ją wzrokiem. Wzdychać? Patrzyć na niego, jakby był dopiero wyklutym pisklęciem? O, nie. Wielu miał różnych nauczycieli. Jedni lepsi, drudzy gorsi. Bardziej cierpliwi, lub mniej. Ale nigdy nikt podczas nauk nie lekceważył go w ten sposób. Bo to była naturalna kolej rzeczy. To, że się uczył. Dowiadywał się nowych rzeczy. Niektórych nie rozumiał, dlatego mu je tłumaczono. W innych przypadkach był doskonałym uczniem, wykonującym wszystkie polecenia nauczyciela bezbłędnie. Za to go chwalono. Mówiono, co robi dobrze i czego ma się trzymać.
Rzucił jej spojrzenie spode łba, nerwowo poruszając ogonem. Otworzył usta, jakby chcąc coś powiedzieć. Ale zamiast tego po prostu wykonał długi, uspokajający wydech. Przeniósł wzrok na płynącą wodę. Niemal zapomniał o planach pilnowania się. Nie mógł już patrzeć w ten sposób na inne smoki. Nie mógł ich prowokować, ani wybuchać gniewem. Musiał przestać im grozić i zapowiadać zemstę. Wiedział przecież, że to nie miało żadnego sensu. A mimo to wciąż mu się zdarzało.
Przez dłuższą chwilę milczał, aż w końcu doszedł do wcześniejszego, spokojnego stanu. Zaczął z powrotem myśleć trzeźwo. Analizować, bo tylko wtedy to, co mówił, nabierało jakiegoś sensu. W przeciwnym razie myśl o jego wyższości nad innymi smokami była zbyt silna, by ją opanować. Wiedział, że nie jest przeciętnym smokiem. Wiedział, że tylko on może zostać przywódcą ich wszystkich i stworzyć nowy, lepszy świat. Zapanować nad nim i dać im wszystkim nadzieję. Ale żeby tego dokonać, musiał się postarać. Miał możliwość opanowania lepszego sposobu na rozwiązywanie problemów. Bo, jakby nie patrzeć, jego sposoby nie były żadnymi sposobami. Tylko robił sobie nimi wrogów, lub zniechęcał do siebie. To, czego potrzebował, to inne, świeże spojrzenie na świat. Nauczenie się, jak to wszystko widzą inni. Wiedział, że nie miał większych szans na zostanie dobrym mediatorem, ale mógł chociaż postarać się poznać podstawy sztuki zwanej mediacją. Potrzebował jej, tak jak potrzebował Ćmienia. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby odezwał się w chwili, gdy ogarnęła ją złość na nauczycielkę, to sytuacja obrałaby nieciekawy kierunek.
– Przepraszam, jeśli czymkolwiek cię uraziłem, lub spowodowałem do siebie wrogość, czy niechęć w jakikolwiek inny sposób – powiedział, nie do końca pewny, dlaczego. Chyba nic takiego nie zrobił? Uznał jednak, że warto rozjaśnić sytuację i upewnić się, że dalsza część nauki przebiegnie spokojnie. Miał zamiar bardziej się w nią teraz zaangażować.
– Myślę, że o wrogości między mną, a tym smokiem powinien dowiedzieć się przywódca – zaczął powoli. Jeśli w stadzie był jakiś konflikt, to chyba powinien być przedstawiony i rozwiązany przez przywódcę. – Pewnie powinniśmy wyjaśnić sobie powody naszej wrogości i przeprosić się – mówił wyraźnie bez przekonania. Nie do końca wierzył, aby mediacja była w stanie rozwiązać każdy problem. Dużo łatwiej byłoby go po prostu niepostrzeżenie zabić. – A gdy już bylibyśmy pogodzeni, to powinienem żyć zgodnie z prawami smoków, być wzorowym członkiem stada. A na przywództwo zasłużyć sobie wielkimi czynami na przestrzeni wielu księżyców, czy tak? – spytał, nadal nie wierząc we własne słowa.

: 29 sie 2014, 13:04
autor: Ćmienie Maddary
Skinęła na jego pierwsze słowa, chociaż nijak nie musiał ich wypowiadać. Wiedziała, że wybuchał złością, ale opanował się. Dobrze dla niego. W końcu był tylko adeptem.
Na tym polega mediacja. Każda ze stron powinna mieć swoją ugodę. W tej sytuacji Przywódca ma spokój, przeproszony agresor się uspokaja a i ty nie masz o co się martwić. Jedna sprawa została wyjaśniona. – Ton jej nadal suchy i twardy, ale już nie bezwzględny. Wskazujący na małą pochwałę. Tam, w głębi ukrytą. Teraz Ćmienie wiedziała, że potrafił spojrzeć na świat nie tylko przez swoje ślepia. – Co zaś tyczy się przywództwa. Nie można przekombinować. – Powiedziała po chwili robiąc przerwę między zdaniami na krótki oddech. – Zastępcą można zostać gdy ma się pełną rangę. Potem pozostaje to, czy Przywódca i stado poznali nas od dobrej, czy też złej strony. – Powiedziała. – Zatem potem, gdy twój przyjaciel rozwiąże pierwszy problem powinien pokazywać się potem z dobrej strony. Powinien być odpowiedzialny, słuchać rozkazów przywódcy, wykonywać patrole i obowiązki związane z rangą. I nadal się rozwijać. To jest jeden z przepisów na bycie Zastępcą. Przywódcą zaś zostanie po śmierci poprzedniego do końca będąc dobrym smokiem służącym stadu. – Pod koniec jej ton zmienił się. Jakby opowiadała "starą, głupią bajeczkę" zaczynającą się na "dawno, dawno temu" i miała tak irracjonalnie piękne zakończenie, że po prostu każdy by pojął, że to graniczy z cudem. – Chociaż nie musi prowadzić szarej egzystencji. Zależy jak ją prowadzi. – Mruknęła na koniec.

/Spróbuj raport xD Jak się nie uda to dopiszę kawałek posta, a jak się uda możemy się fabularnie mordować xD