Strona 4 z 38

: 05 lis 2014, 19:10
autor: Dwuznaczna Aluzja

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Magia ataku. Odetchnęła głęboko, zamykając ślepia, aby skupić całą swą uwagę na swojej osobie, a nie na czymś innym. Najpierw odcięła od siebie bodźce zewnętrzne, takie jak dźwięki czy obrazy. Następnie, powoli odrzucała wszystkie niepotrzebne uczucia, myśli, wspomnienia, wszystko, co nie było jej potrzebne, a co nagromadziło jej się na dnie umysłu. Myśli, uczucia, wspomnienia, to wszystko – na czas nauki – zostało usunięte. Na koniec, skupiła się na swoim źródle maddary, do którego tak rzadko sięgała i pobierała z niego energię. Teraz, kiedy była już spokojna i rozluźniona, a jej umysł był czysty jak łza, mogła bez przeszkód skupić się na nauce. Tak, jak przy każdej magicznej nauce, cienista najpierw zaczęła od wyobrażenia. Wyobraziła sobie idealnie okrągłą kulę o średnicy około dziesięciu łusek, zbudowaną z takich właściwości, aby w razie konieczności, móc ją najzwyczajniej zapalić. Sama kula miała mieć ogromną temperaturę, niczym żywa lawa, która mogłaby skutecznie zwęglić obce ciało. Płomienie, z których stworzona była kula, bo takie oczywiście posiadała, radośnie tańczyły po całej jej powierzchni, nie gasły ani nie oddziaływały na wiatr. Miały być w takiej formie, jaką wcześniej nakazała im niezadowolona adeptka. Magia nie była czymś lubianym u wojowników i adeptów, którzy się na tą rangę szkolą.
Cel już był, właściwości także były, pozostał tylko kierunek. Ankaa jasno określiła trasę swojej kuli, utrzymując wszystko, bez żadnych rozkojarzeń, w ryzach. Jej kula miała lecieć prosto. Centralnie na wprost, w linii prostej, niszcząc wszystko na swojej drodze. A przynajmniej, taka była tylko nakreślona myśl teoretyczna. W praktyce, kula miała się tak naprawdę rozpłynąć, przeleciawszy parę ogonów do przód, pędząc z zawrotną prędkością. Tchnęła w swe wyobrażenia maddarę, obserwując skutki. Tak jak przewidziała, ognista kula, nie uczyniwszy widocznej szkody ani otoczeniu ani latającym stworzeniom, po przebyciu określonej odległości, znikła. Następny w kolejności był żywioł wody. Tylko chwilę, zajęło jej wyobrażanie sobie broni, jaką zamierzała wykorzystać w swoim ataku. Sopel. Sopel, posiadający około piętnastu łusek długości, oraz jakieś dwie łuski szerokości. Twór posiadał także idealny kształt, nieskazitelną powierzchnię, odpowiednią temperaturę – bardzo, bardzo minusową – stosowny kolor – przezroczysty, gdyż warstwa lodu w nim zawarta, nie była aż tak gruba – twardość oraz typową dla lodu kruchość. Jedyną nie zgodną właściwością, a która została wprowadzona, była odporność na działanie słońca i ciepła. Sam atak miał wyrządzić jak największe krzywdy – przymrozić, przebić się przez ciało, uszkadzając najbliższe organy, które znajdowały się na piersi – uderzając z zabójczą prędkością, niosąc za sobą złowieszczy świst. Cały ten proces myślenia, trwał zaledwie chwilę, może dwie chwile. Smoczyca skupiła się na swym wyobrażeniu na tyle, na ile w danym momencie mogła, przelewając weń maddarę. Po wodzie, a dokładniej po lodzie, który w zasadzie był wodą, tyle że zamrożoną, przyszedł czas na ziemię. Rozstawiwszy równomiernie łapy na ziemi, choć już wcześniej na niej stała, to i musiała rozłożyć ciężar swojego ciała na wszystkie kończyny, wysłała delikatny, ale i celny impuls maddary w stronę gleby. Aby to, co sobie wymyśliła i zaplanowała, mogło się udać, musiała najpierw coś odszukać I to głównie po to tchnęła maddarę w głąb ziemi. Po dość krótkim poszukiwaniu, znalazła korzenie pewnego młodego drzewka, które choć na pierwszy rzut oka dość niepozorne, posiadały w sobie moc i siłę. No i przede wszystkim były długie, a to także się liczyło. Nadal utrzymując magiczny kontakt, w myślach wyobraziła sobie, że przejmuje nad nimi kontrolę, i nakazuje im wyskoczenie na zewnątrz, przebijając podłoże, mniej więcej ogon od siebie. Kiedy tylko korzenie, wyłoniły się ponad glebę, wzniecając przy okazji tumany błota i kurzu, a ziemia rozsypała się naokoło wokół miejsca, gdzie nakazała im się pojawić, zamachnęła się nimi mocno i z trzaskiem skierowała je, celując w środek spróchniałego drewna. Już wcześniej go zauważyła, ale teraz miała dogodną okazję, aby wypróbować na nim swój atak. Na efekt nie trzeba było czekać. Po energicznym i szybkim ataku, z owej kłody pozostały tylko jakieś resztki, rozrzucone to tu, to tam. To powinno wystarczyć, teraz czas na obronę.


Cienista usadowiła się wygodnie na ziemi, koncentrując się na swoim oddechu. Cisza, spokój, równowaga – to u niej dominowało. Adeptka skupiła się na źródle maddary w swoim ciele, dodatkowo wyciszając, wyrzucając, ignorując wszelkie niepotrzebne myśli oraz emocje. Wszystko po to, by przygotować się do użycia maddary, którą wykorzysta w magii obronnej. Przede wszystkim chciała potrenować nieco z różnymi rodzajami tarcz. Chociaż nie było tu nikogo, kto mógłby ją zaatakować i z kim mogłaby to poćwiczyć, to postanowiła spróbować. Na początek wyobraziła sobie prosta barierę. Miała ona mieć kształt kopuły, czyli nie całej kuli. Oczywiście, jej bariera miała przepuszczać powietrze, umożliwiając swobodna wymianę gazową. Była także na tyle szeroka, no i wysoka, że pisklę spokojnie się tam mieściło. Na zewnątrz ziemna pokryła ją cieniutką warstewką maddary, na centymetr, może mniej? Zewnętrzna warstwa w dotyku była gładka, zimna, i bez żadnych pęknięć, nierówności czy skaz. Co jeszcze należy wspomnieć? Aha, W każdym miejscu, na całej powierzchni, ów kopuła była jednolita – z tymi samymi właściwościami, i z tą samą grubością.
Następnie przelała maddarę w swoje wyobrażenie. I czekała, zirytowana faktem iż musi uczyć się tej beznadziejnej magii. Jednak się pojawiła. No to trzeba ją teraz wypróbować – czy w ogóle zadziała. Po drugiej stronie, kilka centymetrów dalej, stworzyła jeden, średniej wielkości – dla niej – kamyk, który poszybował w jej stronę. Tarcza spełniła swą powinność. Czas spróbować czegoś innego. Błyskawicznie, w tempie ekspresowym, zmodyfikowała nieco właściwości swojej tarczy. Miała być tym razem stworzona z dwóch warstw. Pierwsza z nich, miała być stworzona z przeraźliwie zimnego, twardego i przejrzystego lodu. Bez żadnych skaz, grubości dwóch centymetrów i w dalszym ciągu przepuszczając powietrze. Kształt, czyli sama kopuła, miała się nie zmienić. Druga z warstw, wewnętrzna, miała zostać stworzona z ognia. Gorące płomienie miały jednak nie słabnąć ani nie gasnąć pod wpływem lodu, zaś sam lód miał nie topić się ani nie słabnąć pod wpływem płomieni. Innymi słowy, obie warstwy miały być odporne na przeciwstawne sobie żywioły. Przelała w to maddarę, po czym stworzyła atak, który miał sprawdzić poprawność wykonania bariery. Atak miał mieć postać stożka. Jego rdzeniem miał być lód, zaś z wierzchu miały pokrywać go płomienie. Obie warstwy miały w żaden sposób nie wpływać na siebie. Następnie i w to przelała maddarę, z zadowoleniem obserwując, jak jej tarcza sprawdza się w tym przypadku. Widowiskowe, ale mało podręczne, bo trzeba pamiętać o każdym aspekcie tarczy. Jeden błąd i wszystko może się zmienić, pójść na marne. Część tarczy znika, albo przy jakimś pechu, dużej dekoncentracji, znikła cała. Teraz smoczyca postanowiła porzucić kopuły, a zająć się jakimiś innymi osłonami. Zneutralizowała pospiesznie swoją barierę, kopułę, przechodząc do kolejnego etapu nauki. Tym razem, postanowiła stworzyć barierę na powierzchni własnego ciała. Wyobraziła więc sobie, jak do jej łusek – od szyi w dół – przykleja się elastyczna, cienka warstwa maddary w formie błonki. Owa bariera miała poruszać się wraz z nią, aby w żaden sposób nie spowalniała, ani także nie ograniczała jej ruchów. Jako, że maddara, sama w sobie, nie może istnieć bez określonej właściwości, dlatego też ta osłonka miała być odporna na ataki fizyczne. W dodatku, podobnie jak u poprzedniej barierze, także i tutaj, miała ona być bez skaz, bez cieńszych miejsc, które mogłyby ja osłabić. Następnie, nie widząc żadnych słabych punktów u siebie, to znaczy u swojej tarczy, przeszła dalej. Pozostawiwszy poprzednie właściwości, zmodyfikowała tylko jedną. Zamiast antyfizycznej odporności, pojawił się lód. Sam lód miał być twardy, przeraźliwie zimny, siny oraz gruby. Na kilka centymetrów. Dodatkowo miała być odporna na zmiany temperatury, więc i gorąco i płomienie, aby w żaden sposób nie stopiłyby lodu ani go nie osłabiły. I oczywiście jeszcze jedna ważną właściwość – lód miał mrozić tylko do zewnątrz. W żaden sposób miał nie wpływać na jej własne ciało, bo w końcu nie tarcza nie powinna jej samej zamrozić czy sprawić, by było jej zimno. Tchnęła w to maddarę i spojrzała na swe dzieło. Zmęczona i podirytowana odeszła do swojej groty, nie chcąc dłużej zajmować się magią.

: 07 lis 2014, 16:41
autor: Charyzmatyczny Kolec
Cichy szum, delikatny śpiew ptaków... Pora jesieni na wolnych stadach już dosyć mocno dawała o sobie znać. Samczyk zauważył jak jego łuski stawały się ciemniejsze, niedługo z pewnością ściemnieją już na brązowy.. szkoda, lubił kiedy były one bordowe. Jednakże nie przyszedł tutaj rozmyślać swoich łuskach, coś innego go nagliło, albowiem przybył tutaj w celu nauki. Zamknął na moment ślepia i rozkoszował się czystym powiewem powietrza, które targało jego grzywę.
Rudawe futro tańczyło w rytm śpiewu ptaków, a wzrok malca cały czas kierował się ku górze. Niestety nic nie jest pewne i trzeba będzie być bardzo ostrożnym. Wiedział, że podróżowanie samemu po tak niebezpiecznych terenach nie jest zbyt mądrym pomysłem. Wpierw musiał się nauczyć potrzebnych mu umiejętności do przetrwania.
Bieganie, skakanie.. to wszystko musiał potrafić jak najszybciej aby przetrwać księżyce tutaj. Zamierzał też niedługo odnaleźć swoją rodzinę, gdyż w sumie tylko u nich mógł szukać bezpiecznego schronienia.. nie miał bowiem gdzie spać, a był już bardzo zmęczony. Zatrzymał się na terenach wspólnych.
Kiedy już tam dotarł, skręcił i tak oto przebywał obecnie w Grocie za Wodospadem... oczywiście do niej nie wszedł. Nie miał pojęcia gdzie się znajdował, więc wzbudziło w nim to lekki strach. Z pewnością jednak sobie poradzi, tyle już przeszedł.. nie sposób więc jest przegrać. Drzewa delikatnie szumiały mu w uszach, samczyk zatrzymał się i przysiadł na zadnich łapach, owijając łapy ogonem. Chyba jeszcze nikogo tutaj nie było, gdyż w zasięgu jego wzroku panowały same pustki. Ostatnie wydarzenia z jego dosyć krótkiego życia nauczyło go, iż trzeba będzie szybko rozegrać księżyce spędzone tutaj. Zamierzał przećwiczyć wszystkiego co się nauczy, aby w późniejszych księżycach nie musieć się już wysilać. Zmrużył ślepia.
Co robić?

: 07 lis 2014, 16:53
autor: Piekielna Łuska
Lilith po kolejnej nauce ze swoim ojcem postanowiła trochę pospacerować po terenach Wspólnych. Znalazła się w okolicach Zimnego Jeziora, i w oddali zauważyła dziwną grotę, której wejście było skryte za głośno szumiącym wodospadem. Nie zamierzała tam wchodzić. Dodatkowo zauważyła tam innego smoka. Pachniał Życiem, co sprawiło że smoczyca nie chciała się do niego zbliżać. Nie lubiła Życiowych z kilku powodów i nigdy w życiu nie zamierzała utrzymywać z nimi kontaktu. Lepiej ich przetrzepać na arenie.
Samiczka usiadła oparta o drzewo, około dziesięć rozpiętości skrzydeł dalej. Była to spora odległość, więc miała nadzieję że samiec jej nie zauważy. W razie czego go podenerwuje.

: 09 sty 2015, 19:40
autor: Ujmujący Kolec
W grocie znalazł się smok. Jak, dlaczego, po co? Nie wiadomo. Ujmujący rozejrzał się po jaskini, prychając cicho. To wszystko? Za zamarzniętą ścianą wody oczekiwał skarbów, skór najwspanialszych drapieżników i gibkich samic. W końcu tylko on był na tyle sprytny, by odnaleźć grotę ukrytą za wodospadem. Nie widział tu nikogo innego, a jego węch również nie zarejestrował woni innego smoka. Sapnął ze zrezygnowaniem, kładąc się na ziemi z niedbale złożonymi skrzydłami. Łeb położył na łapach, przymykając powoli ślepia. Nie widziało mu się póki co jednak stąd wychodzić, nie wiało tu aż tak bardzo jak na zewnątrz, a po za tym było o wiele ciszej i spokojniej.

: 10 sty 2015, 18:51
autor: Subtelny Gniew
Znalazła się też gibka samica. Czyli ściśle ujmując, Seraficzna. Przedstawiam wam kleryka Życia, zwanego kolorową kulką, papużką, motylkiem, adeptką o tęczowej szacie wabiącej napalonych samców. Ironiczna, uprzejma, a zarazem lekko arogancka Velum, która mimo młodego wieku wyglądała na poważną, prawie już dorosłą samicę. Wszystko przez gadatliwość i niesamowitą przyswajalność słów, którą cechowała się od dzieciństwa, wykrzykując, co tylko jej na język przyniosło.

Skąd się tu wzięła? Znów wracała z jakiejś nauki, z jednej strony, bardzo zmęczona, z drugiej szczęśliwa, że pierwszy raz od długiego czasu otwierało się przed nią wolne popołudnie. Miała wielkie plany, odpocząć chwilę, odwiedzić rodziców i rodzeństwo, porozmawiać z Hipnotyzującą, może odwiedzić Ursusa. Choć pewnie jej odpoczynek skończyłby się na potężnej drzemce, z której obudziłaby się wieczorem, by "balować" nocą. Plan powrotu do obozu pokrzyżował jej okropny wiatr, nie pozwalający na bezpieczny lot do domu. Musiała odczekać kryzys pogodowy, więc wylądowała nad Zimnym Jeziorem rozglądając się za schronieniem. Szybko dostrzegła grotę za zamrożonym wodospadem i skierowała się w tamtą stronę.

W ten sposób Seraficzna wylądowała u wejścia do groty i zamachała skrzydłami, rozluźniając napięte mięśnie. Na jej pysku widać było dezaprobatę warunkami pogodowymi, a w jej ruchach klasę, która jest czymś niewytłumaczalnym. Po prostu po niektórych smokach od razu widać jaką mają w sobie dumę i grację. I po niej było to widać. Wystarczyło spojrzeć w jaki sposób stawia łapy na ziemi, w jaki sposób rusza skrzydłami, jaki w sposób wysuwa do góry szyje, w jaki sposób krzywi się i rozgląda, w jaki sposób składa skrzydła i w jaki sposób dostrzega obce smoki.

O – zdziwiła się, widząc Ujmującego. Wysłała mu uprzejmy uśmiech i skłoniła szybko łeb. Od razu stała się taka formalna i jej ruchy trochę się zmieniły. Były ostrożniejsze. Seraficzna żałowała, że z taką nieuwagą zachowywała się naturalnie. Niektóre smoki dbają o formalność. Bywa. – Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Wiatr uniemożliwia skupienie się na zapachach. Nie będzie ci przeszkadzać moja obecność, jeśli także przeczekam tu wiatr? – spytała, jak przystało na kulturalne dziecko Życia, ale w tonie jej głosu dało się wyczuć jeszcze jedno zdanie. Tak czy siak, nie zamierzam się stąd ruszać. Teraz w grocie, gdy wiatr jej nie doskwierał poczuła wyraźny zapach Cienia, ale także niezwykłą woń, która przypominała jej Krnąbrnego. Nie mówiła jednak nic, czekając na reakcje samca. Poza tym znowu się okaże, że to jakiś gość zza bariery.

: 15 sty 2015, 17:08
autor: Ujmujący Kolec
Nigdy nie był dobry w zachowaniu czujności. Do życia podchodził lekkomyślnie, bo nawet przez myśl mu nie przechodziło, że ktokolwiek chciałby go skrzywdzić bez powodu. Oczywiście, zdążył już poznać wyjątki, jakimi są Kheldar i ten ciemniak z ognia. Ale reszta? Nie, po co miałby się tym przejmować. Także o obecności kolejnego smoka tutaj powiadomił go nie zapach, nie kroki, ani nie ślepia, które miał wpółprzymknięte. To głos nieznajomej, która postanowiła wprosić się do znalezionej przez niego groty. Czy był za to zły za to najście? Możliwe, ale na pewno nie okazywał tego po sobie. Z rozleniwieniem rozchylił powieki. Ślepia szybko przyzwyczaiły się do półmroku panującego tutaj, dzięki czemu mógł obarczyć lekko znudzonym spojrzeniem smoczycę, czy tam właśnie papużkę, bo to zwierze mogła mu przypominać. Dziwna, kolorowa, jakby ofiara nie drapieżnik. Nie mógł jednak powiedzieć złego słowa na temat jej kolorków, ale czy imponowała mu wyglądem? Czy mógłby zaliczać się do owych "napalonych samców"? Wątpliwe. Po pierwsze, jemu mało kto się mógł podobać, bo w jego oczach nikt nie był równie, albo bardziej piękniejszy od niego. A to było warunkiem, który mógł przesądzić o tym, kogo Ujmujący uważał za atrakcyjnego a kogo nie. No i po drugie, gibkość, która towarzyszyła młodej Życiowej, bardziej kojarzyła mu się z pisklęcą nieporadnością niżeli atutem dorosłych, przystojnych samic. Niemniej, towarzystwem nie pogardzi, nawet jeśli wprosiło mu się ono na stan.
Będzie – odpowiedział po chwili. Jego odpowiedź miałaby dosyć szorstki i niemiły wydźwięk, gdyby nie to, że ton głosu smoka był – wręcz przeciwnie – pogodny i prawie że życzliwy. To, jak smoczyca potraktuje tą rozbieżność zależało już tylko od niej. W międzyczasie Ujmujący podniósł się na łapach. Sama nieznajoma mu z imienia smoczyca prezentowała się nie najgorzej, ale on musiał lepiej, jak zawsze. Przysiadł na tylnych łapach, unosząc brodę nieco wyżej. Skrzydła, zwykle niedbale rozłożone, teraz tkwiły w pełnym porządku na grzbiecie. Przekrzywił delikatnie łeb w bok, strzygąc uszami.

: 16 sty 2015, 20:46
autor: Subtelny Gniew
Cóż, Seraficzna mogła się tego w sumie spodziewać. Dała się złudzeniu tego zapachu, który dobrze się kojarzył. Mimo wszystko Krnąbrny wydał jej się nawet miły, nawet jak na smoka Cienia. O nie, przepraszam, on był zza bariery. Czy w Cieniu było aż tak źle, że nie przyznawał się, że do niego należy? Mimo wszystko korzystał z jego terenów i spał spokojnie tylko dzięki Uśmiechowi, który jako przywódca dbał o bezpieczeństwo obozu. Mniejsza z tym. Seraficzna uniosła brwi, przekrzywiła łeb. O dziwo, na jej pysku pojawił się nieszczery uśmiech. Posadziła zadek na podłodze jaskini i ułożyła wygodnie skrzydła.

W takim razie, przykro mi – odpowiedziała i odwróciwszy się napięcie z tym samą nonszalancką obojętnością, posadziła się tuż przy wejściu do jaskini. Obserwowała jak za lodem wiatr targa koronami drzew. Piękny widok, choć wicher wydawał się nieprzyjemny. Myślała. Trudno powiedzieć nad czym. Udawała, że nie wie o obecności Ujmującego. Przynajmniej tak wynikało z jej zachowania. Postanowiła się z nim nie spierać. Nie będzie uczyła smoków grzeczności. Skończyły się czasy Ursusowych kłótni. Zamierzała przeczekać wicher, cóż, niejako rozkoszując się faktem, że komuś przeszkadza.

: 11 lut 2015, 10:32
autor: Wierch Skazanych
Cathal był bezgranicznie i dogłębnie znudzony. Klan Ognia był niezmiernie nudnym klanem, a tutejsze tereny tak obrzydliwie bezpieczne, że smok zaczynał wariować. Czas umilało mu tylko wspomnienie jedynego smoka, który miał gorącą krew na tyle, aby poddać się chwili i walce. Szedł niespiesznym krokiem koło rzeki, omijając ją jednak szerokim łukiem. Woda nie była tym, co wyzwalało w nim pozytywnego emocje.
Dostrzegł przed sobą wodospad. Przymrużył powieki, obserwując kaskady przewalającej się przez niego spienionej wody, gdy ta z hukiem opadała do niewielkiej zatoki, a następnie płynęła rzeką dalej, ku większemu rozlewiskowi. Nadstawił uszu, rozpoznając typowe dźwięki, oznajmiające, że tam za wodospadem znajduje się wolna przestrzeń, a nie lita skała.
Uśmiechnął się chytrze, a następnie odbił się od ziemi i przeciął taflę wody, wpadając do groty. Zanurzył szpony w skale, nie chcąc się wywalić, niczym niezgrabny kozioł, a dopiero potem ze wstrętem otrząsnął się z wody osiadłej na futrze i piórach.

: 11 lut 2015, 10:42
autor: Dwuznaczna Aluzja
Cienista w końcu miała więcej czasu dla samej siebie. Pisklęta poumierały, a jedno które zostało przy życiu radziło sobie samo. I bardzo dobrze, Aluzja nie miała zamiaru zajmować się córką. Niech nauczy się samodzielności, tak jak Dwuznaczna gdy była pisklakiem – sierotą.
Szybowała na niebie, kilkanaście ogonów nad ziemią. Jednak kilkugodzinne loty są męczące, nic więc dziwnego że wojowniczka postanowiła wylądować. Zrobiła to zaskakująco cicho, jedynym słyszalnym odgłosem był cichy szmer powietrza, w które uderzała skrzydłami. Znalazła się dwa ogony przed wejściem do groty zasłoniętej wodospadem. Nie chcąc jednak ryzykować spotkania z lodowatą wodą, położyła się na zewnątrz, z łbem położonym na łapach. Choć ślepia miała zamknięte, to wciąż zachowywała czujność. Ogonem cicho uderzała o ziemię.

: 11 lut 2015, 10:51
autor: Wierch Skazanych
Potrząsnął łbem, czując, że kilka kropel dostało się do uszu. Nie cierpiał wody, ale tym razem musiał przyznać, iż natura wymyśliła wspaniałą kryjówkę, odgrodzoną od reszty świata zasłoną huczącej wilgoci, porywającej wszelkie zapachy ku ciemnym odmętom.
Nieomal się nie uśmiechnął z mroczną satysfakcją. Pociągnął nosem, przesiewając zapachy wsiąkłe w mokre skały. Jednak były one dostatecznie stare, aby nie musiał się nimi przejmować. Spojrzał w kierunku zamazanej ściany wody, na której tle dostrzegł równie zniekształcony cień. Nos samca zmarszczył się, a ciało przybrało charakterystyczną pozę gotową do walki, lub też skradania, gdy ruszył do przodu, trzymając się ściany po swej prawej, aby i jego nie zdradził cień. Stając u skraju jaskini, spojrzał w prawo, gdzie znajdowała się niewielka luka o szerokości szponu, wychodząca na zewnętrzną część ukrytej groty.
Blade ślepia przesunęły się czujnie, aż natknęły się na wieobarwną sylwetkę i to nie byle jaką, ale rozpoznawalną.
Gadzie wargi rozsunęły się w drapieżnym uśmiechu, ukazując zębiska.

: 11 lut 2015, 11:14
autor: Dwuznaczna Aluzja
Dwuznaczna nie zdawała sobie sprawy z obecności ognistego w grocie. Była ona bowiem zasłonięta wodą, tak więc woń siarki i popiołu skutecznie się rozmywała lub była zatrzymywana we wnętrzu groty. A skoro cienista nie chciała wchodzić do środka – cóż, jej wybór.
Ziewnęła przeciągle, przeciągając się przy tym. Po chwili jednak znów leżała z łbem na łapach. Uchyliła leniwie jedną powiekę, by się rozejrzeć – lecz niczego nie dostrzegła. Wróciła więc do przerwanej drzemki, nie zaprzestając uderzania ogonem o ziemię. Skrzydłami otuliła swój grzbiet, by odizolować się od gnębiącego chłodu. Mogłaby użyć magii, ale nie zniży się do tak niskiego poziomu, jaki reprezentują znienawidzeni przez nią tkacze maddary.

: 11 lut 2015, 18:00
autor: Wierch Skazanych
Obserwował chwilę smoczycę w ciszy. Widział, jak się relaksuje, szykuje do snu, nie świadoma jego obecności, a tym samym niebezpieczeństwa, które ze sobą niósł. Przymrużył nieznacznie powieki, przesłaniając blady błękit ślepi. Dzięki tej gadzinie przez krótkich ulotnych chwil mógł zrzucić maskę spokojnego smoka, którą przywdział przy Przewodniczce.
Wysunął rozwidlony jęzor, smakując powietrze, jednak woda porywała każdy aromat.
Mięsisty ogon przesunął się za nim, a on ruszył poprzez ścianę wody, wynurzając się po jej drugiej stronie, niczym niewzruszona skała.
Kaskady opadały mokrymi pięściami na jego kark, a potem grzbiet i zad, następnie zaś jego szpony zachrobotały ze zgrzytem o oblodzoną skałę, gdy stanął zaledwie ogon od niej, patrząc na nią tymi zimnymi, płonącymi oczyma.

: 15 lut 2015, 21:25
autor: Dwuznaczna Aluzja
Wtedy wyczuła tą woń. Siarka, popiół, samczy testosteron. Uniosła leniwie pysk, uchylając złote ślepia, smakując nimi jego wygląd. Oblizała lubieżnie wargi, które wygięły się w obłąkańczym uśmiechu, odsłaniając śnieżnobiałe kły.
Wstała, niechętnie, powoli, leniwie. Przeciągnęła niczym dziki kot, po czym otrząsnęła łeb i ponownie wbiła to spojrzenie w samca.
– Obłęd przyciąga Pożądanie – wychrypiała w jego kierunku, a obłąkańczy uśmiech stał się wręcz paskudny, psychopatyczny. Strzeliła ogonem, jednocześnie napinając mięśnie. Gdyby Nieznajomy znowu zapragnął walki, była gotowa. Znowu zatopić w nim pazury, poczuć ciepło jego wrzącej posoki.

: 22 lut 2015, 17:11
autor: Wierch Skazanych
A on stał i obserwował, jak smoczyca unosi powieki i kieruje ku niemu płomienne spojrzenie złocistych ślepi. Dostrzegł w nich znajome szaleństwo.
Patrzył bladymi ślepiami, jak ta wstaje leniwie, wręcz niechętnie z ziemi, a następnie przeciąga się z lubością. Ciemne gadzie wargi drgnęły niejednoznacznie na ten widok prężnego ciała, skrywającego w sobie zabójczą grację i płynność ruchów.
A potem rzuciła mu wyzwanie.
Końcówka długiego, mięsistego ogona drgnęła nieznacznie, błoniaste skrzydła zaszeptały miękką pieśń, układając się na grzbiecie, gdy ochrypły głos przeciął powietrze ze zgrzytem.
Błękit jego oczu zapłonął, zafalował, błyszcząc oślepiająco.
Doprawdy – mruknął swym głębokim głosem, niejako z ironią, unosząc nieco masywny łeb, obrzucając smoczycę spragnionymi ślepiami.
Ciężko oszukać naturę, a ta zawsze zwyciężała nad zdrowym rozsądkiem, bo jak mógł przegapić tak jawną okazję do rozładowania buzującej w nim niepowstrzymanej energii?
A zatem odpowiedział, skoczył ku niej, wprost na nią. Mięsnie zafalowały pod futrem i łuskami, niczym splątane węże. Nie dopadł jednak do niej, zatrzymał się jakieś pół ogona od niej i zaczął ją okrążać niespiesznym krokiem, lustrując wprawnym okiem konesera sztuki.

: 24 lut 2015, 11:27
autor: Dwuznaczna Aluzja
Widziała to, co wyrażały jego blade, a jednak rozżarzone do czerwoności ślepia, co kryje się pod zwartą łuską. Każdy najmniejszy ruch mięśni, rytm oddechu i bicia serca. Obserwowała uważnie samca, po czym bez skrupułów podeszła do niego. Powoli, spokojnie, niczym przyczajony drapieżca, z tym że nie skradała się. Stanęła naprzeciw niego, przez chwilę tylko patrząc. A potem niczym strzała z łuku uniosła prawą łapę i złapała lewy nadgarstek samca, boleśnie wbijając w niego szpony.
– Nie tym razem – wyszeptała mu do ucha, buchając ciepłą parą ulatującą z pyska i nozdrzy. Cofnęła głowę, puszczając jego łapę i obserwując go uważnie, jednocześnie gotowa na każdą ewentualność.

: 27 lut 2015, 15:32
autor: Wierch Skazanych
Poczuł, jak szpony smoczycy zaciskają się na jego łapie, a gorący oddech wgryza w ucho, które drgnęło lekko, muskając nos gadziny. Mruknął gardłowo, niemalże z lubością, gdy tak bawiła się z nim w kotka i myszkę. Obwiódł jęzorem pysk, a następnie natarł na nią z siłą, korzystając z tego, iż jest blisko, unosząc obie łapy, które oparł na jej prawym boku, przyduszając skrzydło, ale także uciskając na żebra, aby nie mogła zbyt łatwo wywinąć się, niczym wąż i smagnąć go szponami.
Wysunął łeb i zębiskami przesunął po jej karku, jęzorem smakując rozgrzanych łusek.
Cień zawsze będzie tam, gdzie ogień, dygotliwy – zamruczał z niejakim rozbawieniem.

: 27 lut 2015, 15:43
autor: Dwuznaczna Aluzja
Warknęła, czując jak silne łapy samca znowu odważyły się dotknąć jej ciała. Rozgrzane, ale jednocześnie ochładzane przez zimny śnieg. Posłała mu spojrzenie, ostrzegawcze i jednocześnie złośliwe.
Ponieważ napierał na jej prawy bok, miała okazję umknąć temu chciwemu osobnikowi, który chyba uważał, że ta znowu pozwoli mu na to wszystko.
– Gdy ostatnia iskra ognia zgaśnie, wszystko zakryje mrok, nieprzenikniony – stwierdziła, przecinając powietrze swym głębokim głosem. Strzeliła ogonem, po czym ugięła łapy i gwałtownie się z nich wybiła, przechylając ciało w lewo, jednocześnie za wszelką cenę dbając o utrzymanie równowagi. Wylądowała miękko kawałek dalej, poza zasięg samca. Źrenice się zwęziły, pysk rozszerzył, ukazując złoty, rozwidlony jęzor i białe kły. Głośny syk zmieszany z warkotem.
– Nie próbuj tego robić, zuchwały samcze – rzekła ostro.

: 27 lut 2015, 16:35
autor: Wierch Skazanych
Czy samiec poddał się pożądaniu? Wystarczyło by znać tylko go na tyle dobrze, aby wiedzieć, iż jego zachowanie dalekie było od zapomnienia, a w płonących oczach kryje się ten bezmiar spokoju. Metodą samca zawsze było branie tego, czego pragnął, a w tej chwili sprawdzał granice wytrzymałości tej przebiegłej gadziny, której oszalały rozum pętały słabe okowy samokontroli. A on jedynie naciskał w odpowiednie miejsca, niczym człowiek patykiem tykający rozzłoszczoną lwicę, ciekaw kiedy zaatakuje.
Kiedy odskoczyła pozwolił jej na to z uprzejmym, chłodnym raczej uśmiechem, gdy słowa przebrzmiały ochrypłym echem, niczym starzec wydający swe ostatnie tchnienie.
Ogon kołysał się spokojnie na boki, a on obserwował, bacząc na jej ruchy.
Ogień pierw poddać by się musiał nieistnieniu, jednakże ten zawsze jest wieczny, a każdy go złakniony, gdyż odpędza mrok, ukazując prawdziwą istotę rzeczy – zamruczał, ponawiając swe powolne krążenie dookoła smoczycy, czasem masywnym ogonem przesuwając po jej ciele. To zetknął się z zadnią prawą łapą, to pod trzonem ogona, muskając wrażliwe miejsca, by potem znowu zniknąć, niczym przebrzydły duszek niewybrednych, acz nudnych żartów.

: 27 lut 2015, 16:43
autor: Dwuznaczna Aluzja
Branie tego, co się chce. Niezbyt popularne działanie, bowiem smoki tych ziem zazwyczaj unikały swego przeznaczenia, zapominały o tym, kim są, po co żyją, jaki jest cel ich egzystencji. Jedynie nieliczni zachowywali się jak drapieżniki, i zazwyczaj nie pochodzili z Wolnych Stad.
Nic już nie mówiła, bowiem ciągle przerywanie ciszy było zbędne. Wystarczyło skrzypienie śniegu i szum niedalekiego wodospadu, za którym kryła się ciemna grota. Odgłosy natury zaspokajały potrzeby dźwięku.
Dotyk samczego ogona wzięła za zlekceważenie zarówno ostrzeżenia, jak i jej samej. Nie musiała się już więc kontrolować, wystarczyło uderzyć niczym błyskawica. Zaczekała, aż smok znowu znajdzie się przed nią. Podczas tego była niebywale spokojna, a gdy Znajomy Nieznajomy był na wyciągnięcie łapy, uderzyła.
Jeden krótki, szybko skok. Zgrabny. Cichy. Bezszelestny. Ostre kły wbiły się w delikatne gardło, a pazury uczepiły różnych miejsc na boku smoka. Teraz trzymała się niego niczym ptak gałęzi, a chwytnym ogonem oplotła jego prawą łapę, chcąc utrudnić mu poruszanie się, podobnie jak swym ciężarem, który niemal cały spoczywał na prawym boku Chmurnego.

: 27 lut 2015, 18:24
autor: Wierch Skazanych
Cathal nie odezwał się więcej, widząc, że i zadziora zawarła szczęki, obserwując go drapieżnymi, błyszczącymi złotymi patrzałkami. Ogon samca kołysał się, a całe ciało oczekiwało natarcie, gdyż wiedział, że to w końcu nastąpi. Smoczyca nie grzeszyła cierpliwością, wiedział to, czuł całym sobą i zamierzał to wykorzystać na własną stronę, dla własnych korzyści, nawet jeżeli ona sama nie wyrazi ku temu woli.
Gdy ta skoczyła na jego prawy bok, warknął gardłowo, rozbawiony, a następnie czując, jak szponami się czepia jego boków i zadu, mlasnął jęzorem, przekrzywiając szyję w bok ku lewej tak, aby zębiska nie sięgnęły gardła, a następnie z migocącymi ślepiami padł na prawo, zamierzając przydusić smoczycę uczepioną jego ciała własnym ciałem, wyduszając z płuc gwałtem powietrze, być może nawet grożąc pęknięciem żeber. Wykorzystując tą przewagę wykręcił się tak, iż położył się na niej całym swym ciężarem, chwytając przednimi szponami za barki, a następnie szarpnięciem uderzył jej łbem i szyją o ziemię, nakrywając jej brzuch, pierś swoimi, ogonem splatając jej ogon i unieruchamiając.
Spojrzał wyzywająco w jej ślepia, ocierając się intymnymi partiami ciała o jej własne.

: 27 lut 2015, 18:30
autor: Dwuznaczna Aluzja
Wszystko działo się tak gwałtownie, że ciężko było zarejestrować przebieg sytuacji. Jedynie wprawne oko mogło coś na to poradzić.
Znowu poczuła jego ciepło na swoim ciele. Leżała więc, nie mogąc się wydostać spod tego ciała. Miała jednak wolne przednie łapy, co mogła teraz wykorzystać. Nie chciała znowu powtarzać ich pierwszego spotkania. Nie dlatego, że się bała. Tylko dlatego, że samiec na za dużo sobie pozwalał.
Wystrzeliła łbem w jego kierunku, chociaż wciąż nieco ogłuszona niedawnym uderzeniem o ziemię. Polegając na sile, wbiła wszystkie kły w jego pysk, uniemożliwiając jego otwarcie, jednocześnie wbijając zęby w nozdrza. Uniemożliwiając mu w ten sposób oddychanie. A gdyby chciał się wyszarpać, mógłby stracić nozdrza, które zostałyby dosłownie wyrwane.