Strona 4 z 31
: 15 sie 2014, 12:02
autor: Jad Duszy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Postukał pazurem o drewno obdarte z który. Kto wie, może właśnie po to obdzierał z niej gałąź? Po prostu żeby uzyskać ładniejszy dźwięk, gdy stukał o coś pazurem?
–
Tu właśnie zaczynasz swój błąd. Pokazujesz im swoją wizje i nawet nie widzisz, ze ja narzucasz. oni nie znają innego świata, a twoje słowa nie przekonają ich, że możesz dokonać tego, o czym mówisz. Skoro nie czuja potrzeby zmiany, to nie nakłonisz ich do tego, dopóki nie znajdziesz ich przełącznik. jedynie zrazisz ich do siebie, przez co ci nie zaufają. Nie możesz podejść do zupełnie obcego sobie smoka i już w drugim wypowiedzianym do niego zdaniu przekonywać go, ze masz rację. to tylko podziała na twoja niekorzyść – Biały chyba nie zauważył, że naprawdę sam sobie przeczy. przekonuje ich na siłę, zamiast zmanipulować ich i okręcić dookoła pazura tak, ze nawet sami nie zauważa, gdy zaczną do niego należeć. Miał ciekawy pomysł, ale całkowicie źle się do tego wszystkiego zabierał.
Obserwował przy tym smoka, czytając w nim jak w otwartej księdze. biały nie potrafił ukryć swoich wątpliwości, doskonale widocznych w ślepiach. zatruty natomiast mógł się domyślać, ze chodzi o kogoś ze stada Życia, który nie ufał młodemu smokowi oraz który miał szanse zając miejsce Złudzenia, gdy ten umrze... Ale śmierć nie zawsze musi być samotna. Słysząc pytanie Białego przekrzywił lekko głowę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
–
Pomagam ci? – Zapytał, a w jego głosie pojawiło się zdziwienie zmieszane z rozbawieniem. Ciężko było stwierdzić, czy mówi serio, czy może po prostu jak zwykle drwi. –
Może i pomagam... Widzisz, ja należę do tych, którzy wiedza, ze poza bariera istnieje cały wielki świat. Ponadto jesteś interesujący. Lubię obserwować interesujące rzeczy. Jestem ciekawy, jak potoczy się twój plan, to dostarcza mi rozrywki – odpowiedział białemu. od Adepta zależało, czy mu uwierzy, czy nie... Ale smok zapewne nie wiedział, że Jad w zasadzie nigdy nie kłamał. owszem, naginał fakty czy mówił półprawdy, ale nie kłamał.
: 15 sie 2014, 13:41
autor: Nathi
Nie kłócił się dalej. Nie dlatego, bo nie miał już na to siły, lub nie miało to dalszego sensu. Po prostu uznał, że Zatruty mógł mieć rację. W końcu mimo wielu prób nie zdobył żadnych zwolenników. Może faktycznie próbował wszystko zrobić zbyt szybko? Był młody, ale czy nie zbyt stary, by próbować zmienić wśród innych zdanie o sobie? Jeśli nie będzie mu wychodziło, to będzie mógł po prostu przejść do Cienia i tam spróbować. Do Ognia faktycznie mu się nie opłacało, skoro miał tam potencjalnego sojusznika. A w każdym razie kogoś, kto chciałby zobaczyć Białego walczącego o zjednoczenie Wolnych Stad. A w każdym razie nie będzie próbował mu przeszkodzić. Nie uważał jego działania za złe. Jedynie zabawne i interesujące. Nathi pomyślał, że lepiej teraz o to nie pytać, ale gdy już zostanie przywódcą któregoś ze stad, to będzie mógł spytać Zatrutego o sojusz i pomoc w pokonaniu trzeciego stada, a przynajmniej tych, którzy wciąż nie zgodzą się na stworzenie jednego, idealnego świata i nie przestraszą się potęgi sojuszu dwóch pozostałych stad.
Wyginął łeb do tyłu, rozciągając szyję. Poprawił skrzydła i spojrzał w dół. Znajdowali się dość wysoko nad ziemią, ale to nie powinno przestraszyć latającego gada. Tym bardziej drzewnego.
– No, dobrze, nie mam więcej zastrzeżeń co do planu, tak zrobię... – przytaknął. Warto spróbować. Może dzięki temu coś osiągnie. Z drugiej strony, czy tylko nie straci przez to czasu, który mógłby wykorzystać na dalszym, bezpośrednim przekonywaniu smoków do swojego planu? Czy nie będzie stary, gdy jego plan się wypełni i czy nie będzie musiał zostawić dalszej jego części – udowodnienie smoczej potęgi poza barierą – przyszłym pokoleniom? Nie, póki co spróbuje zastosować się do wskazówek, choć nie będzie to łatwe. Biały miewał nagłe napady złości, czasem nie mógł znieść tego, że ktoś nie przyjmuje jego toku rozumowania i będzie musiał nad tym zapanować.
– Wspomniałeś też o równinnych bogach... Nie słyszałem o nich nigdy. Mógłbyś rozwinąć?
: 16 sie 2014, 19:18
autor: Jad Duszy
Cierpliwość powinna być znana gadom takim jak smoki, ale najwyraźniej nie do każdego się to odnosiło. Czasem jednak realizacja planów tak, by się powiodły mogła dużo czasu, dlatego lepiej poćwiczyć tą cierpliwość – co w przypadku białego nabierało dodatkowego sensu. Zatruty nie ruszał się z gałęzi – chyba jedyna częścią jego ciała, która się poruszała był zwisający ogon, wciąż kołyszący się w rytm melodii, która słyszał – lub nawet nucił w głowie – jedynie Jad. Kpiące rozbawienie w jego złotych oczach wciąż było widoczne, gdy obserwował Adepta Życia. Doprawdy ciekawe, jak mu pójdzie realizacja jego planów.
Gdy usłyszał pytanie o bogów równin przekrzywił lekko głowę i spojrzał w niebo, jakby się namyślając. odpowiedzieć czy nie odpowiedzieć? Zresztą, co mu szkodziło?
– O ile wiem, oddają część jedynie trójce bogów, więc dużo łatwiej to spamiętać niż cały nasz pantenon – powiedział z nuta cynizmu w głosie.
– Najważniejszym z nich jest Nethar, smok o czarnych łuskach i co ciekawsze, skrzydłach. ma również zimne, błękitne ślepia, a w niektórych podaniach otacza go ognista aura, zaś jego łuski pokryte są popiołem. To patron wojny, śmierci i zagłady. Jedyna boginią, jaka czczą równinni jest Ariqa, błękitna smoczyca o złotawych oczach. Wydaje się niepozorna i delikatna, jednak bezlitośnie wykonuje rozkazy swojego mentora, Nethara. To patronka trucizn, skrytobójców, zdrajców i szpiegów. Ostatnim z bogów Równin jest Fayhter, potężnie zbudowany smok o czerwonych łuskach i złotych oczach. To patron wojny, rozpaczliwych działań i klęski – opowiedział białemu. Akurat tyle mógł mu powiedzieć, bo co mu szkodziło?
: 19 sie 2014, 18:09
autor: Nathi
Setki myśli krążyło po głowie Białego, ale tym razem nie dał tego po sobie poznać. Bogowie ukierowani tylko pod walkę, mordy i cierpienie? Ich panteon był bardziej różnorodny. Był bóg wojny, byli też bogowie siły, wytrzymałości... Ale adept podejrzewał, że błogosławieństwo tych bogów dałoby ogromną siłę i niezwyciężenie. Zatruty wspomniał o tym, że przyjmują ofiary. Czy, gdyby złożył kilka smoków, których istnienie wyraźnie mu przeszkadzało, na ołtarzu bogów równinnych, to czy otrzymałby ich przychylność.
– Czy istnienie ich jest pewne, tak jak naszych bogów? Czy ktoś ich kiedykolwiek widział? I czy bariera Naranlei jest na tyle silna, by i ich zatrzymać, tak jak tych, którzy ich czczą? – pytał dalej. Bo czemu nie? Skoro już spotkał smoka, który ma wystarczającą wiedzę na ten temat, i który nie życzy mu źle, a wręcz chciałby zobaczyć Białego, który wywołuje wielką wojnę, to czemu by go jeszcze o to nie pomęczyć? Ciekawiło go, skąd znał takie szczegóły. Może był kiedyś na misji, spotkał Równinnych? Albo po prostu ktoś z Cienia mu powiedział, oni chyba pochodzili zza bariery. Czy w takim razie nie czcili bogów zza bariery?
Możliwość istnienia innych bogów, niż ci, których znał wydała mu się interesująca. Pytanie tylko, czy prawdziwa.
: 19 sie 2014, 18:32
autor: Jad Duszy
Skąd wiedział... Z opowieści i własnych doświadczeń. Zanim został Przywódca spędził za bariera jakieś dwadzieścia, jeśli nie więcej, księżyców. Widział i słyszał wtedy to i owo.
– Być może mają, ale ja o tym nie słyszałem. podejrzewam, że po prostu torturują i zabijają ofiary, sławiąc swoich bogów. nie polecam jednak wycieczki, by znaleźć ewentualną świątynię, bo skończyłbyś jako jedna z ich ofiar – powiedział do Białego kolca. jego ton był w zasadzie wyprany z uczuć, jakby mówił o pogodzie. Tortury i zabijanie, składanie ofiar ze smoków... jakoś nie robiło to na nim wrażenia. Ot, uważał to jedynie za dość prymitywne.
– Co do tego, czy ktoś widział ich bogów... od nich się nie dowiesz, a z nas nikt. Kiedyś, bardzo dawno temu, w czasie nocy tak zwanej Zagłady, walczącym wtedy smokom ukazała się cała trójka bogów Równin, która spętała Immanora. A skoro byli zdolni do spętania najwyższego z naszych bogów, to kto wie, czy połączywszy siły nie daliby rady się tu dostać. To czysta spekulacje – powiedział. Wizja bogów Równin szalejących pod barierą była co prawda interesująca, ale jakoś nie wydawała mu się zbyt realna. A może to po prostu dlatego, że nikt nigdy tego nie próbował? ciekawe...
: 19 sie 2014, 19:03
autor: Nathi
Uznał, że nie będzie przeciągać już tematu bogów równinnych. Byli na tyle niepewną rzeczą, że najpierw lepiej spróbować szczęścia w modlitwach do ich bogów, a jeśli się nie uda, a on, po zostaniu przywódcą uzna, że ich siły są słabsze, niż wroga, to pomyśli, co dalej, również pod względem obcych bogów. Rozmowa z Zatrutym sprawiła, że jego myśli nieco zwolniły, a smok zaczął rozkładać swoje plany na dłuższy okres czasu. To wydawało się skuteczniejsze. Na wszystko miał jeszcze czas. Ma kolejny element planu. Teraz będzie go systematycznie realizował, aż nie osiągnie zamierzonego efektu. Wtedy wykona kolejny krok. Zamiast skoczyć, będzie robić małe kroki.
– Coś jeszcze na co powinienem szczególnie uważać? Wspominałeś, że nie pierwszy wpadłem na pomysł zjednoczenia stad. Jak skończyli moi przeciwnicy? Jakie błędy popełniali? – spytał powoli, spoglądając w oczy Jadu i próbując coś z nich odczytać. Zmienił lekko pozycję na gałęzi, bo ta z czasem zaczynała robić się niewygodna
: 27 sie 2014, 14:01
autor: Jad Duszy
Jakie błędy popełnili? No właśnie...
– Byli zbyt słabi i źle dobrali sobie przyjaciół – odpowiedział Białemu Kolcowi. – Widzisz, wszystko sprowadza się w pewnym momencie do siły oraz znajomości. Jeśli dobrze ulokujesz swoje zaufanie i wykorzystasz innych do swojej sprawy, masz szanse na sukces. Wszystko zależy od tego, jak dobrze wszystko zaplanujesz. Próby zjednoczenia stad to w zasadzie część wojen. Jedno stado chciało podbić drugie, zyskać jego tereny i smoki, które do niego należały, ale nie miało wystarczająco dużo siły ani odpowiednich sojuszników... Zanim jednak pomyślisz o przeskoczeniu tej przeszkody, najpierw pomysł, jak pokonać ta najbliższa – zmrużył znacząco ślepia. Chodziło rzecz jasna o obecnego przywódce Ziemi, który był chyba największą przeszkoda na drodze Białego Kolca.
: 27 sie 2014, 18:22
autor: Nathi
– Liczy są tutaj dość proste – stwierdził Biały. – Trzy stada, czyli w wypadku wojny zawsze będą dwa na jedno, a to już chyba spora przewaga. Liczę, że jeśli uda mi się objąć przywództwo, to nie w Cieniu będę musiał szukać sojuszników... – powiedział, spoglądając uważnie w oczy Zatrutego. Czy przywódca pomoże mu, gdy ten przyjdzie i powie, że jest najważniejszym członkiem stada Życia i że pójdą za nim smoki jego stada? Może wyśmieje i postanowi stawić mu opór? Może pozostanie bezstronny? Nie wiedział, jak postąpi Płomień, ale wiedział, że jeśli nie z Ogniem, to sprzymierzy się z Cieniem, z którym z resztą już teraz Życie miało sojusz. Wtedy Ogień pożałuje. Ale co, jeśli to Ogień i Cień połączą siły, aby pokonać Białego? Wszystko wydawało się sprowadzać do decyzji obecnego rozmówcy adepta.
– Pokonam każdą. Wyszkolę się i będę wzorowym smokiem. A gdy nadejdzie czas, Złudzenie odda mi swoje stado, albo nadal nie będzie mi ufał i dojdzie do wypadku. A wypadki, niestety, się zdarzają. Teraz jedyne, na co muszę uważać, to żeby mi się żaden nie przytrafił. Albo żeby jego potencjalny sprawca doznał wypadku przede mną – zamyślił się przez chwilę, po czym zeskoczył na gałąź poniżej. Obrócił się w kierunku Ognistego i skłonił nisko. Następnie przemówił, ale zupełnie innym głosem, niż dotychczas. Mówił spokojnie i łagodnie. Pierwsze próby udawania idealnego, porządnego smoka.
– Dziękuję za porady, Zatruty Płomieniu. Zaszczytem było cię poznać – nie czekając na odpowiedź, drzewny zeskakiwał po kolei na coraz to niższe gałęzie, aby zaraz potem zejść na ziemię i zniknąć wśród drzew Dzikiej Puszczy.
: 09 gru 2014, 11:57
autor: Ujmujący Kolec
Znajdując trochę wolnego od towarzystwa brata, Ujmujący postanowił coś poćwiczyć. Tak, dokładnie, trening samodzielny. W jego wypadku było to co najmniej niespotykane działanie, ale jeśli się na coś uprze, to to zrobi. Szczególnie, że nauka była z dziedziny, którą północny w miarę rozumiał i lubił. Magia. Przychodząc w to odosobnione, puste miejsce, gdzie dodatkowo nic nie powinno go rozpraszać, znalazł sobie miejsce pośród drzew i trawy. Spojrzał na wielkie drzewo, siadając niedaleko niego. Ciekawe, czy pomoże mu się skupić… Tak więc usiadł wygodnie, tak, aby żadna niepożądana gałązka czy kamień nie przeszkadzały mu, a ogon położył sobie u łap. Skrzydła lekko rozłożył, rozluźnił się. Przymknął ślepia, ustabilizował oddech, na którym się skupił. Nie sapał. W jego przypadku trudno było się skupić, musiał się lepiej przygotować do używania maddary. Klatka piersiowa smoka podnosiła się i opadała, jego myślom towarzyszył spokój. Starał się nie zwracać uwagi na szmer wiatru, trzaskanie gałązek, które pękały pod naciskiem ciała leśnych stworzeń, na zapachy drażniące jego nozdrza. Pozwolił, by to wszystko się od niego oddaliło. Skupił się na maddarze, którą czuł pod futrem i skórą, krążącą w jego ciele. Z każdym kolejnym wdechem był bardziej świadomy obecności magii w jego ciele, bardziej pewny, że już zaraz będzie mógł ją wydobyć na zewnątrz i nią manipulować. Ta myśl go cieszyła, bo lubił posługiwać się maddarą, ale nadal nie pozwalał na to, by jego spokój został zmącony.
W końcu, niemalże samoistnie, skupił się na wyobrażeniu sobie jakiegoś tworu. Matka uczyła go sztuki posługiwania się maddary przekonując do stworzenia kuli światła. I dzisiaj Ujmujący postanowił posłużyć się tym kształtem. W jego umyśle zaczął powstawać obraz kuli. Twór miał mieć średnicę dwóch szponów, nie był więc zbyt mały. Był przezroczysty, tak jak woda. Bo to tym żywiołem chciał się posłużyć Ujmujący. Ogólnie wyglądem twór przypominać miał właśnie kulę wody, jedyne, czego mogło brakować to kropelek wody kapiących powoli na ziemię. To podsunęło Ujmującemu pomysł, by jednak o to zadbać. Wzbogacił swoje wyobrażenie o właśnie kapanie, kropelki wody powodowi zbierały się u dołu kuli, by leniwie opaść po chwili na ziemię. A tam, stykając się ze śniegiem, robiłyby niewielkie wgłębienia, i tak za każdym razem. A na fakt, że faktycznie była to woda, wskazywała tekstura, refleksy odbijanego światła Złotej Twarzy, „mokrość” , którą maddara Ujmującego imitowała. Woda zamknięta w kształcie kuli nie stała, cały czas przelewała się, co było widać w jej ruchach. Temperatura wodnej kuli miała być letnia, twój był odporny na mróz panujący wokoło, nie zamarzał. Zapach… woda nie miała zapachu, Ujmujący nie miał zamiaru udziwniać swojego wyobrażenia. To chyba wszystko, jeśli chodziło o wygląd i istotę tworu. Czas na położenie w przestrzeni. Ujmujący uzupełnił swoje wyobrażenie kuli o dodatkowe cechy miejsca, w którym się znajdował. Chciał mieć pewność, że twór w ogóle się pojawi, a także w dobrym miejscu. W jego umyśle, kula znajdowała się czwartą część ogona od niego samego, na wysokości ślepi smoka. Twór nie zmieniał swoich cech, zachowywał je wszystkie. Północny uszczypnął swojej maddary, posyłając ją, aby ta wykonała swoje zadanie. Przeniosła wyobrażenie do rzeczywistości. Wciąż oddychając miarowo, nie tracąc skupienia, Kolec rozwarł powieki. Na wprost od jego ślepi ukazał się obraz wodnej kuli. Ucieszył się, że mu się nie udało, jednocześnie się nie rozpraszając. Podtrzymywał swój twór. Na podobnym etapie zakończył kiedyś naukę z matką, teraz jednak chciał spróbować zmusić swój twór do ruchu. A powrót zamknął ślepia. Wyobrażenie kuli a także przestrzeni, w której się znajdowała nadal było w jego głowie, co ułatwiało sprawę. Teraz jedynie wprawił ją w ruch. Kula zaczęła się poruszać wokół Ujmującego, okrążając go. Ruch był płynny, nie chaotyczny, jednocześnie twór nie leciał zbyt szybko. Cały czas utrzymywała się na tej samej wysokości, również nie zmieniając odległości od jego ciała w punkcie wyjścia, to znaczy jedną czwartą ogona od pyska adepta. Nie kręciła się w trakcie tego wokół własnej osi, jedynie okrążając smoka. Ale nie traciła również żadnych swoich cech, ani wyglądu, ani temperatury, niczego. Jeśli chodziło o kapanie, to Ujmujący o nim nie zapomniał. Kropelki zbierały się u spodu tworu, a gdy spadały popychane również opływem powietrza lądowały w określonych miejscach na śniegu, żłobiąc swojego rodzaju trasę tworu na ziemi.
Kula nadal podtrzymywana była przez maddarę Ujmującego, wystarczyło tylko dodać jej jeszcze trochę, aby mogła wtrącić twór w ruch. Tak też smok uczynił, jeszcze raz wydobywając trochę magii spod skóry. Czyniąc to, co potrzebne by przełożyć swoje wyobrażenia do rzeczywistości, samiec otworzył ślepia. Zauważył, jak kula przesuwa się leniwie po wyznaczonej, niewidzialnej osi, ruchem płynnym i spokojnym. Nie traciła nic na swojej teksturze czy rozmiarze, niczego nie ubyło. Może jedynie statyczności, którą posiadała przed dodaniem do wyobrażenia ruchu.
Ujmujący był zadowolony. Udało mu się skupić, a także stworzyć coś ładnego, w dodatku bez większych problemów czy błędów. Patrząc tak jeszcze na kulę, wodząc za nią wzrokiem, przerwał w końcu działanie maddary, wyobrażenie zniknęło zarówno z umysłu smoka, jak i z rzeczywistości. Północny odetchnął, podniosł się ociężale ze śniegu, po czym odszedł w swoją stronę, zadowolony.
: 26 gru 2014, 12:30
autor: Zorza Północy
Ailla przez ostatnie dwa księżyce całą swą energię wkładała w szkolenia, wiedziała, że tylko w ten sposób może stać się kimś niezależnym od cudzej opieki, kimś kto będzie potrafił zadbać o siebie, ale także o grupę, w której żyła. Kochała smoki Życia, byli jej rodziną, ale tylko jeden smok był jej naprawdę bliski, smok który był przy niej od wyklucia i potem, gdy zabrakło ojca i matki, a rodzeństwo chadzało swymi ścieżkami. Hipnotyzująca była dla niej wszystkim tym, co dobre i ukochane, czymś stałym i pewnym, ale samiczka wiedziała, że w życiu tak naprawdę nic nie jest ani stałe, ani do końca pewne.
Zmęczona naukami postanowiła więc jeden dzień poświęcić na słodkie lenistwo, na zwiedzanie tej rozległej krainy, ukrytej za ścianami magicznej bariery. Nadal sądziła, że mogliby żyć wszyscy wspólnie, bez tych niepotrzebnych podziałów na Stada, może wyruszyliby na ekspansję świata poza barierą, aby zaznać tego, czego tutaj brakowało. Prawdziwego celu, który zniknął wraz z realnym zagrożeniem z zewnątrz. Teraz smoki walczyły między sobą, aby nadać swemu istnieniu jakiś sens.
Pokręciła delikatnie łebkiem, który już nie pstrzyły pióra, a właśnie pierwsza krótka, morsko zielona grzywa, nawet jej futro zatraciło swą różowawą pisklęcą barwę i teraz przybrało lawendowy odcień z ciemniejszymi cętkami na barkach i grzbiecie. Ale pokrywa samiczki ciągle się zmieniała, przed nią jeszcze wiele księzyców do dojrzałości ciała, chociaż umysł pędził z zawrotną prędkością, odkrywając cudownie nieznane, jak i niespodziewanie znane tajemnice.
Przedzierając się poprzez Dziką Puszczę, którą umiłowała sobie w szczególny sposób, przechodząc koło rozległej polany, dostrzegła ogormny cień pośród mniejszych cieni. Drzewo, potężne i sękate, powykręcane i pozbawione listowia, ale i tak emanujące nienazwaną pierwotną siłą. Doświadczeniem i wiekami księżyców, które były poza jej zasięgiem. Miało w sobie coś, co zmuszało do respektu, ale nie do lęku. Wszyscy byli tworami Immanora, obdarzeni darami całego Panteonu, zawierzała więc Boskiemu planu bardziej, niżby można się spodziewać po tak młodej smoczycy.
Stanęła naprzeciw Sędziwego Drzewa i zadarła łebek, a przednią prawą łapkę uniosła, aby szponiastymi paluszkami musnąć chropowatą korę.
– Opiekunie Leśnego Matecznika, pozwól mi zaznać w objęciach twych podopiecznych odrobiny odpoczynku – szepnęła, a następnie wyrwała długą zielonkawo lawendową lotkę ze swego skrzydła i ułożyła ją pośród korzeni drzewa.
– Przyjmij ten skromny dar, jako zapewnienie, że nie chcę działać na szkodę twych Podopiecznych – dodała i uśmiechnęła się szeroko, czując przyjemne ciepło na sercu.
: 26 gru 2014, 13:07
autor: Charyzmatyczny Kolec
Dzika puszcza była pusta.. jak chyba wszystkie tereny tutaj. Pora zimy na wolnych stadach już dosyć mocno dawała o sobie znać. Samczyk zauważył jak jego łuski stawały się ciemniejsze, niedługo z pewnością ściemnieją już na brązowy.. szkoda, lubił kiedy były one bordowe.
Jednakże nie przyszedł tutaj rozmyślać swoich łuskach, coś innego go nagliło, albowiem przybył tutaj w celu... w sumie nie miał celu. Zamknął na moment ślepia i rozkoszował się czystym powiewem powietrza, które targało jego grzywę.
Rudawe futro tańczyło w rytm śpiewu ptaków, a wzrok malca cały czas kierował się ku górze. Niestety nic nie jest pewne i trzeba będzie być bardzo ostrożnym. Wiedział, że podróżowanie samemu po tak niebezpiecznych terenach nie jest zbyt mądrym pomysłem, jednakże czuł, że znajdzie tutaj rodzinę i przyjaciół.
Zamierzał też niedługo odnaleźć swoją rodzinę, gdyż w sumie tylko u nich mógł szukać bezpiecznego schronienia.. chociaż.. w swojej grocie czuł się właściwie, a był już bardzo zmęczony. Zatrzymał się na terenach stada, kierując się w stronę Prastarego Drzewa. Kiedy już tam dotarł, skręcił niemal zbliżając się do pnia.
Nie miał pojęcia gdzie się znajdował, więc wzbudziło w nim to lekki strach. Z pewnością jednak sobie poradzi, tyle już przeszedł.. nie sposób więc jest przegrać. Drzewa delikatnie szumiały mu w uszach, samczyk zatrzymał się i przysiadł na zadnich łapach, owijając łapy ogonem.
Chyba jeszcze nikogo tutaj nie było, gdyż w zasięgu jego wzroku panowały same pustki. Ostatnie wydarzenia z jego dosyć krótkiego życia nauczyło go, iż trzeba będzie szybko rozegrać księżyce spędzone tutaj.
Zamierzał przećwiczyć wszystkiego co się nauczy, aby w późniejszych księżycach nie musieć się już wysilać. Zmrużył ślepia, jednak chyba ktoś tu był. Dostrzegł bowiem młodą samiczkę.. kiedyś już się z nią spotkał.
Podszedł do niej i skinął jej łbem na powitanie.
– Witaj Młoda. – Mruknął ze swym charakterystycznym uśmiechem i zarzucił łbem tak, aby odgarnąć uciążliwe pióra z oczu.
: 26 gru 2014, 13:44
autor: Zorza Północy
Ailla uśmiechnęła się pod nosem z zadowoleniem, ale i wdzięcznością, kiedy nic jej nie zaatakowało, gdy ofiarowała swój dar. To chyba oznaczało, że mogła tutaj trochę posiedzieć. Było to idealne miejsce na odpoczynek. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, drzewa i biały puch, a także ani śladu żywej duszy, a może raczej smoków, które by prowadziły treningi, krzyczały i furczały. Tak, tutaj odpocznie od zgiełku i nauki, której powoli zaczynała mieć po dziurki w nosie, ale cóż, czuła się zobowiązana robić coś, by nie wyjść na kompletnego lenia.
A wtedy usłyszała kroki. Przymrużyła powieki, nastawiając karykaturalnie długie uszy ku źródłu dźwięku.Podniosła pyszczek i rozejrzała się uważnie dookoła, unosząc się delikatnie na zadnich łapkach. Dopiero po chwili dostrzegła ciemną sylwetkę smoka, większego od niej, może dwukrotnie starszego od niej. W pierwszej chwili zupełnie go nie poznała. Wiejący ku niej wiatr przyniósł samiczce woń żywicy i jodeł, a więc musiał pochodzić z ich terenów. Miał ciemne bordowo brązowe łuski i czub z jaskrawych piór na łebku. Kobaltowe ślepia patrzyły na nią, przez co poczuła się odsłonięta.
Zamrugała powiekami, jeszcze raz lustrując intruza spojrzeniem morskich ślepi i dopiero wtedy przypomniała sobie ten niecodzienny kolor łusek i piór. Uśmiechnęła się, widząc że zmierza ku niej, nawet nie żałując, że nie zostanie sama. Może zechce po odpoczywać z nią?
A wtedy sierść na jej karku się zjeżyła, a ślepka zwęziły się ku zgrozie, gdyż samczyk przedzierał się poprzez korzenie Wiekowego Drzewa i właśnie zamierzał zdeptać jej dar dla Opiekuna!
Podbiegła do niego i pchnęła go niezbyt delikatnie w zaaferowaniu niemalże na pień drzewa.
– Uważaj! – miękki głos przybrał karcący ton, gdy pacnęła go łagodnie i raczej już delikatnie palcami po nosie. Wskazała palcem wskazującym na piórko. – O mało nie zniszczyłeś mojego daru – rzuciła, marszcząc odrobinkę nosek, ale zaraz jej oblicze wygładziło się, a na jasnych gadzich wargach pojawił się nawet uśmiech.
– No i... witaj, Ursusie – przywitała się, jakby nigdy nic swobodnie, przekrzywiając nieco łebek, orientując się przy tym, że nadal napiera na niego ku pniowi drzewa.
Odskoczyła szybko z zażenowaną miną, zaszurała łapkami w śniegu, spuszczając nieśmiało łebek.
– Ups, wybacz – wyszerzyła przy tym ząbki w szerokim uśmiechu.
: 27 gru 2014, 16:29
autor: Charyzmatyczny Kolec
Jak widać, nie został tak ciepło powitany jak na Festynie! Samiec słysząc niemalże jej wrzask, wzdrygnął się. Jednak, jeżeli tego było jeszcze mało, to rzuciła się wręcz na niego, co spowodowało, że samiec poleciał na pień.
Dostał jeszcze w nos!
Spojrzał na nią kompletnie zdezorientowany.
– Widzę, że wymyśliłaś nowe powitanie! – Zakrzyknął, czując jak smoczyca przyciska go do pnia, uśmiechając się zawadiacko.
Szybko jednak sytuacja została wyjaśniona. Prawie zniszczył jej skromny dar!
– Och.. wybacz, nie zauważyłem.. – Mruknął, otrzepując się i spoglądając na smoczycę. Och, wyrosła.
Czemu wszystkie smoczyce nagle tak urosły?
Kto to wie..
Nagle Ailla odskoczyła jak szalona w bok. Ursus zaśmiał się wesoło i klasnął łapami.
– Och.. czyżby nie podobało Ci się takie spoufalanie? – Zaśmiał się raz jeszcze, odrzucając pierzastą czuprynę w bok.
Jego błękitne oczy wesoło migotały w świetle Złotej Twarzy.
Cały Ursus.
Machnął ogonem na boki i przyjrzał się jej.
Moja Droga... ależ wyrosłaś! Prawie bym Cię nie poznał! – Mruknął, puszczając do niej oczko po czym przyjrzał się jej darowi. Było to pióro.
– Mam nadzieję, że nie jest moje. – Rzekł, wystawiając lekko język. Grymas uśmiechu go nie opuszczał, jak i dobry humor.
: 27 gru 2014, 17:08
autor: Zorza Północy
Samiczka chociaż w dobrym nastroju nie mogła pozbyć się tego uciążliwego uczucia zażenowania własnym impulsywnym zachowaniem. Przecież go pchnęła! I jeszcze bezkarnie ciskała w pień! To było nie do pomyślenia, a zważywszy na to, iż większą część swego życia spędziła w otoczeniu starszych smoków, którym winna była szacunek ze względu na różnicę pozycji, które zajmowali w Stadach, nie nawykła do obcowania z rówieśnikami, czy też smokami na tym samym szczeblu wiekopomnej kariery.
Zachichotała nieco nerwowo, słysząc jego słowa, ale zerkając ku niemu morskimi ślepkami upewniała się, czy nie jest na nią zły. Nie, zdecydowanie nie był!
Na ten widok skrępowanie zniknęło, jakby go nigdy nie było i odpowiedziała najbardziej promiennym uśmiechem ze swego repertuaru.
Żachnęła się.
– Ależ oczywiście! To ciągłe witaj, kłanianie się bywa uciążliwe, dlaczego by więc nieco nie poszerzyć horyzontów? – odpowiedziała z zawadiackim wyrazem pyszczka, kołysząc energicznie długim ogonem na boki.
Czy wyrosła nagle? Nie, zdecydowanie nie. Była przeciętnego wzrostu młodego smoka w swoim wieku, może nawet nieco drobniejsza dzięki krwi północnym i smuklejsza dzięki powietrznym. Może wrażenie było takie, iż widział rozmawiał z nią ostatnio jako ledwie speleniące pisklątko? A na festynie ledwie się minęli, a raczej to ona minęła jego. Czy już wtedy jej nie poznał i zastanawiał się, któż go to zaczepia? Odpędziła te wszystkie chaotyczne myśli i długimi szponami prawej łapki poskrobała się po nosie, ukrywając lekkie zawstydzenie jego słowami.
To dobrze, czy źle, że wyrosła i jej nie poznawał?
Wydęła policzki, zduszając gromki śmiech, kiedy zarzucił swymi pięknymi, wielobarwnymi piórami.
– Jak widać jesteś po prostu mało spostrzegawczy, mój drogi – odpowiedziała, przedrzeźniając jego określenie jej osoby. – Tak, czy inaczej mam dobrą nowinę: to ciągle ja, tadam! – obwieściła podniosłym głosem, kłaniając się głęboko przed samcem, jakby coś mu prezentowała.
Odpowiedziała wystawieniem własnego rozwidlonego jęzora.
– Troszkę za mało oranżu, ale jak chcesz możemy się przekonać – a mówiąc to z przekornym uśmiechem zbliżyła się do niego, wycuiągając prawą przednią łapkę, sięgając ku jego kolorowemu czubowi.
: 03 sty 2015, 16:45
autor: Charyzmatyczny Kolec
Cóż, Charyzmatyczny lubił Aille. Jej towarzystwo mu nie przeszkadzało, samiec czuł się przy niej swobodnie. Pozwolił więc sobie na drobny uśmiech, po czym spojrzał kątem oka w bok.
Na jej słowa zaśmiał się lekko i postukał szponem po podbródku. Ostatnio często to robił, jakby miał jakąś nerwicę. Może miał?
Potrząsnął lekko pyskiem na boki, powracając do smoczycy. Cóż, spotkali się dawno.. kiedy oboje byli wręcz pisklakami! Może i był od niej starszy, ale..
Nie zmienia to faktu, że kiedyś czuł się jak pisklę. Małe, lubiące zabawę.. jednak czy teraz taki był? Nie, doroślał.
Widać było jak pysk mu spoważniał, a ciało się urosło. Siedemnaście księżyców to nie tak mało! Oby tylko szybko skończył naukę ze Złudzeniem. Wtedy poćwiczy sam i gotowe, aby wyzwać swą mistrzynię na walkę.
Spoglądał na nią z rozbawieniem w błękitnych ślepiach. Pokiwał stanowczo łbem na jej słowa.
– Wybacz. Starość nie radość. – Zaśmiał się raz jeszcze. W tym momencie smoczyca sięgnęła drobną łapką po jego pióra.
Pióra!
O nie!
Tylko nie to!
Samiec złapał ją za łapkę i opuścił w dół.
– Och.. uważam że Twój.. Twój.. ym.. dar jest piękny i nie trzeba mu dodawać niczego. – Rzekł, wyszczerzając się do niej delikatnie. Cóż, jakoby nie patrzeć był lalsuiem. Lubił dobrze wyglądać.
W końcu był taki charakterystyczny! Jak jego imię!
Uśmiechnął się nikle, patrząc na młodą.
– Hm.. na kogóż to się szkolisz? – Zapytał ni stąd ni zowąd. Po prostu był ciekaw, co można było dostrzec w jego dużych ślepiach.
: 03 sty 2015, 19:52
autor: Zorza Północy
Ailla prychnęła, słysząc słowa starszego samczyka. Wydawał się nieco nieobecny, jakby nad czymś rozprawiał w swym wnętrzu.
– Starość? Naprawdę? – odpowiedziała z niedowierzaniem i zaśmiała się rozśmieszona, kręcąc łebkiem na boki. – Och, to już niebawem będziemy stali nad grobem – zawyrokowała.
Dostrzegła, jak piękne niebieskie oczy samca rozszerzają się, kiedy wyciągnęła łapkę ku jego pióropuszowi. Zachichotała, aż zadrżały jej barki. Kiedy złapał ją za łapkę spojrzała na niego z przekorą w morskich ślepkach.
– Och, to prawda, ale ten pomarańcz tak pięknie współgrałby z zielenią, nie sądzisz? – a potem ugięła zadnie łapy i skoczyła na niego ze szczerym śmiechem, chcąc go jeszcze odrobinkę postraszyć. Poczochrała łapką jego pióra i liznęła go w łuskowaty polik.
– Bez obaw, nie jestem potworem, twoja pogoda ducha powinna wystarczyć – zapewniła, opierając się o jego bark.
– Ja? W sumie jestem już gotowa, aby stawić czoła mistrzowi, ale... no tak, nie mam jeszcze mistrza. Myślisz, że kto nim zostanie? Zabójcza czy Iskierka? – rzuciła z zafrasowaniem i pewnym rozmarzeniem, zapominając, że pytał ją o to, na kogo się szkoli, ale w sumie same imiona Czarodziejek winny być odpowiedzią.
– Ty też chcesz zostać Czarodziejem, prawda? Co cię w tym tak naprawdę pociąga? – zagaiła, odsuwając się o kroczek, patrząc na samczyka.
: 03 sty 2015, 20:39
autor: Charyzmatyczny Kolec
Widok śmiejącej się Ailli był wyjątkowy, albowiem smoczyca wyglądała na naprawdę uradowaną. Posłał w jej kierunku szeroki uśmiech.
– Och, a zawsze chciałem mieć pisklęta! – Zaśmiał się żartobliwie, po czym zauważył jak młoda wykonuje skok w jego stronę. Wylądowała na jego grzbiecie, czochrając jego fryzurę. A tak się starał, aby dobrze wyglądał!
– Wszystko, ale nie to! – Niemal wykrzyknął rozżalonym głosem, ale gdy smoczyca liznęła go w policzek, zachichotał lekko.
– A może pod tym fioletowym puchem kryje się prawdziwa bestia? – Mruknął, na moment obracając do niej łeb, po czym powoli wstał, gdy ta oparła się na jego barku.
– Pozwól, że zabiorę Cię na spacer. – Mruknął, idąc powoli, kierując się wzdłuż Prastarego Drzewa. Nie spieszył się, a jego wzrok był utkwiony w Złota Twarz, której promienie oświetlały jego pyszczek.
– Och.. Mi się trafiła Zabójcza! Iskierka może mieć dużo na głowie.. – Mruknął, ponownie nieco zamyślony po czym potrząsnął swoim pierzastym łbem na boki.
– Jesteś już gotowa? Nieźle. Ja muszę jeszcze opanować magię obrony, której uczę się ze Złudzeniem. Potem jeszcze poćwiczę i również będę gotów. Jednak.. wiem, że moja mistrzyni jest bardzo silna i pokonanie jej.. może sprawić mi niemałą trudność. – Wyznał, spuszczając lekko łeb.
A więc zamierzała zostać czarodziejką? Tak jak on? Doskonale!
– Prawda, prawda. Maddara jest.. nieziemska. Dzięki niej można leczyć, tworzyć, niszczyć.. zabijać.. – To ostatnie dodał z lekkim niesmakiem, albowiem śmierć uważał tylko za ostateczność.
– Po prostu kiedy pierwszy raz zetknąłem się z maddarą, czułem fascynację.. tak jakby była dla mnie wręcz stworzona. Uczucia towarzyszące przy pierwszym tworzeniu były po prostu.. piękne. Wtedy byłem już pewien, kim pragnę zostać i co robić. – Wyjaśnił, omijając przewalone drzewo, które znajdowało się na ich drodze.
– A Ty? Zawsze pasowałaś mi na Uzdrowicielkę. W sumie.. oni zawsze są tacy drobni i uroczy. – Uśmiechnął się promiennie, nie przerywając powolnego marszu.
: 14 sty 2015, 22:15
autor: Zorza Północy
Aill zachichotała, kręcąc lekko łebkiem na bok.
– Cóż, w następnym życiu! – zawyrokowała wesoło, przymrużając charakterystycznym zadziornym gestem powieki. Odetchnęła głęboko stając u jego boku i spojrzała w kierunku Płonącego Ślepia, przez niektórych zwanych Złotą Twarzą. Jak dla niej zupełnie nie trafiona nazwa, dlaczego coś tak potężnego i wiecznego miało nosić miano dwunogów?
Z przekorą przekrzywiła pyszczek, patrząc na samczyka z tą nieodłączną radością iskrzącą w jej morskich ślepiach. Czyżby można było dostrzec w nich coś w rodzaju żartobliwej kpiny?
– No tak, kochajmy swój urok – szczerząc kiełki ruszyła za samczykiem po krótkiej chwili. Patrzyła jak idzie spokojnie. Miłym był fakt, że był przy niej taki rozluźniony, w niczym nie przypominał tego zagubionego młodego samca.
Zrównała się z Ursusem, kołysząc zawadiacko długim ogonem na boki. Przyjemnie było spędzać z kimś czas, tak po prostu.
– Tak, Iskierka jest ostatnio bardzo zaganiana, ale słyszałam też, że spotkało ją kilka przykrych rzeczy – szepnęła, patrząc na swe łapy zanurzające się ze skrzypieniem w migocącym białym puchu, zlepiającym jej futro i zielone pióra.
– Zabójcza... nie wiem co o niej myśleć. Zapewne jest dobrą Czarodziejką, ale wydaje mi się, że... alienuje się od nas, ciężko mi ją rozgryźć. Myślisz, że naszym testem będzie walka? – rzuciła, zerkając na Ursusa spod zmierzwionej zawadiacko grzywy.
Uśmiechnęła się, słuchając o tym, jak opowiadał o Maddarze i zauważyła, jak skrzywił się nieznacznie przy wspomnieniu o zabijaniu. Jedno z długich uszu samiczki uniosło się w zdziwieniu. Co sama myślała o zabijaniu? Owszem, nie pochwalała bezmyślnej przemocy, pastwienia się, ale czy zabójstwo w obronie było dla niej złe?
Sama nie wiedziała. Chociażby spalenie tego wilczego łba na Festynie. Nie mierziło ją to, że płonie, ale to, że smoki szły na skróty w wierze. Wolały ofiarować zwierzęce życie i ich ból, zamiast swojego. To było nie w porządku. Dla niej wyglądało to tak: Bogowie, chcemy od was wszystkiego, od nas dostaniecie tylko to, co cudze.
Nie kupowała tej mowy o własnym wysiłku włożonym w upolowanie coś. To było skutkiem, nie przyczyną. Zwierzyna ginęła, aby zaspokoić głód silniejszych, drapieżniki ginęły, gdy przekraczały nie swoje terytorium, okazywały się słabsze, bądź głupie atakując smoki. Wątpiła, aby celowo na nie polowano, aby ofiarować je bogom. Skrót i lenistwo.
– Masz rację, Maddara jest cudowna i nieprzewidywalna, dzika i nieogarnięta. Tylko nasza wyobraźnia ogranicza nas i wiedza. Maddara jednak przestaje fascynować smoki, a staje się jedynie środkiem do celu. Naranlea nie po to dała nam swój dar, abyśmy go potępiali. Ta awersja smoków do Maddary jest niestosowna, jest zwykłym pogwałceniem dobroci Bogini! – wydęła nieco policzki, a następnie odetchnęła, mrugając powiekami.
Uśmiechnęła się przepraszająco, a następnie westchnęła ze wzburzeniem.
– No wiesz! – oburzenie było oczywiście nieszczere, chociaż nieco dotknął ją fakt, że każdy ją lekceważy. Z drugiej strony nauczyła się, że czasem dobrze jest wykorzystać błędne wrażenia smoków.
Zaśmiała się zatem, odrzucając nieco łeb do tyłu.
– Cóż, wakat został zajęty dużo wcześniej, poza tym... Owszem, uzdrowicielstwo jest wspaniałe, leczenie i ratowanie rannych, posługa wyższemu dobru, jednak sądzę, że Velum idealnie nadaje się na to miejsce. Dzięki temu... rozkwitła? Wydaje się szcześliwa, a mnie zawsze bardziej fascynowały defensywne i ofensywne zastosowania Maadary. Gdzieś głęboko w sobie czuję... że to jest moja droga, niespełniona za dawnego życia – wymruczała w zamyśleniu, nieopatrznie wyjawiając kilka słów za dużo. Zakołysała zrazu ogonem i jego końcówką poskrobała się po łebku.
– Tak, czy inaczej... gonisz! – mówiąc to klepnęła go skrzydłem w bok i wyskoczyłą do przodu śmiejąc się w głos.
: 19 lut 2015, 13:00
autor: Charyzmatyczny Kolec
Charyzmatyczny szedł całkowicie rozluźniony przed siebie, momentami zerkając na smoczycę z lekkim uśmiechem. Cóż, dobrze było spędzić z kimś czas.. Słuchał jej uważnie, poważniejąc, gdy usłyszał, że coś jest nie tak z Iskrą.
– Wiesz może jakie to rzeczy? – Zapytał, unosząc uszy ku górze. Od niedawna dowiedział się, że jest jego matką.. W sumie to była sprawa, o której wiedzieli tylko oni. Uważano, że Ursus był sierotą, a prawda jest znacznie inna.. Posiadał tu rodzinę, o której sam nie wiedział przez wiele księżyców. Na słowa o Zabójczej, zaśmiał się lekko.
– Zabójcza.. masz rację, alienuje się od nas, choć muszę przyznać, że jest naprawdę potężną nauczycielką. – Stwierdził z lekkim zamyśleniem w błękitnych oczach, które skierowane były ku Złotej Twarzy. Dalsza rozmowa dotyczyła maddary, temat lubiany przez brązowo-łuskiego, choć rzadko kiedy rozmawiał o niej z kimkolwiek. Z nikim też nie utrzymywał jakiś szczególnie bliskich kontaktów.. Chociaż, kto wie.
Na wzmiankę o Velum, na jego pysku pojawił się drapieżny uśmiech. Seraficzna była pierwszą smoczycą, jaką poznał. Ich pierwsze wrażenie nie było najlepsze, ale z czasem stali się dla siebie dobrymi przyjaciółmi. Pomimo jej sarkastycznej mowy i irytującego momentami zachowania, lubił ją. Ostatnie słowa Ulotnej sprawiły, że samczyk się zatrzymał. Spojrzał na nią zdziwiony i przekrzywił łeb w bok.
– Niespełniona z dawnego życia, czyżbyś coś przede mną ukrywała? – Zapytał, nie spuszczając z niej obciążającego wzroku ciekawości. Zaintrygowała mu.
Nie uzyskał jednak odpowiedzi, czując jej klepnięcie na swej gadziej skórze. Zaskoczony wzdrygnął się delikatnie, jednak podążył za samiczką, śmiejąc się wesoło. Czasem dobrze jest się całkowicie oderwać i nie myśleć, co przyniesie jutro. Nie biegł za szybko, tak jakby gonitwa za nią sprawiała mu przyjemność. I w sumie tak było, podążając za nią czuł się.. dobrze? Nawet nie potrafił tego określić.
Nie chcąc jednak sprawiać wrażenia wolnego, szybko ją wyprzedził i dotknął szponem w nosek, uśmiechając się przy tym zawadiacko.
Spojrzał na nią dokładniej, przyglądając się jej. Otoczona była gładkim futerkiem o różnych odcieniach fioletu.. Cóż, widać, że miała w sobie dominującą część krwi Północnych. Nie była duża, w sumie była proporcjonalna.. choć w oczach Charyzmatycznego wydawała się drobna. Jakoś.. zawsze uważał ją za maleńką istotkę. Musiał jednak przyznać, że wyrosła.. Wyglądała zdumiewająco. Oczy koloru intensywnego szafiru z czarną źrenicą.. Dopiero po chwili zrozumiał, jak się w nią wpatrywał.
Uśmiechnął się lekko, biegnąc przed siebie. Cóż, czuł się taki wolny.. Wiatr smagał jego ciało, a pióra uniosły się delikatnie ku górze, pysk wyrażał błogi stan ukojenia, a oczy tryskały niespożytą energią i chęcią zabawy. Ile minęło od czasu, kiedy tak świetnie się bawił? Nie przerywając swojego biegu, obejrzał się za siebie. Ulotna z pewnością długo nie pozostanie mu dłużna.. tak czy siak, nie przejmował się tym. Przegrywanie z nią sprawiało mu lekką przyjemność, a to było dziwne jak na Charyzmatycznego.
Cóż, wydoroślał. W życiu smoka zawsze występuje przełamująca chwila, gdy przestaje się już być pisklęciem czy podlotkiem.
: 19 lut 2015, 14:53
autor: Zorza Północy
Szmaragdowe ślepia samiczki odrobinkę spoważniały, kiedy dostrzegła niepokój Charyzmatycznego na wzmiankę o Iskrze. Uśmiechnęła się leciutko, pokrzepiająco.
– Cóż... najpierw zniknęła jedna z jej najmłodszych córek, Fala, z tego co wiem nadal jej nie odnaleziono. Chodzą plotki, że to sam Przywódca Cienia wykradł młode, ale jest przy tym wiele nieścisłości. Jak przedarł się na tereny legowisk i to nie zauważony przez żadnego patrolującego Wojownika, czy Czarodzieja? – zamyśliła się na chwilę, kołysząc nerwowo długim, puszystym ogonem. – Potem, zaledwie kilka wschodów Ognistego Ślepia później Lilia odeszła za barierę, zostawiając ich. To załamało Iskrę. Pierzasta mówiła, że ich matka zapadła w letarg, a trwa on już około czterech księżyców, może nieco więcej. Tak czy inaczej bardzo przeżyła stratę piskląt. Nie wyobrażam sobie tego bólu – z każdym słowem głos młodej Czarodziejki cichł, aż przeszedł w ledwie dostrzegalny szept.
Nie była w tym momencie nazbyt szczera, potrafiła to sobie wyobrazić aż nazbyt dobrze. Ostatni sen, który ją nawiedził... czuła ból straty, gdy chowała pisklęta, grzebiąc je w ziemi. Czuła gorycz rozpaczy, iż oto ona przeżyła własne młode... Było ich tak wiele! Tak wiele strat, a z każdą z nich jej serce kruszało, pękało na co raz to mniejsze kawałki. Nie rozumiała tych snów, wiedziała, że nie mogą dotyczyć jej osoby, ale zawsze śniła je tak, jakby to faktycznie ona przeżywała te wszystkie dziwne, często smutne, ale też i radosne chwile!
Z melancholijnego zamyślenia, w które popadła nierozważnie, wyrwał ją głos Ursusa. Zamrugała powiekami i przeniosła jeszcze częściowo zamglone oczy na samczyka. Mrugnęła raz jeszcze i uśmiechnęła się tak, jak zazwyczaj. Promiennie, szczerze, odsuwając od siebie myśli o tych snach.
– W sumie... jestem dobrej myśli. Każdy z nas czasem okrywa się taką błonką, aby nie zostać zranionym, ale każde z nas chce jednak przebywać z drugim smokiem, taka nasza natura. Zobaczysz, jeszcze sprawię, że wróci do nas! – wykrzyknęła niemalże buńczucznie.
Ktoś mógłby posądzić ją o pychę, ale to nie byłoby prawdą. Ailla była samiczką niezwykle bezpośrednią i przeważnie naprawdę dążyła do wcześniej obranego celu.
Zastrzygła uszyma, przyszpilona nagle wnikliwymi szafirowymi ślepiami Ursa. Położyła delikatnie uszy po sobie i uśmiechnęła się tajemniczo.
– Kto wie, kto wie, Ursusie! – a potem odwróciła jego uwagę biegiem.
Sama nie wiedziała, co myśleć o tych snach. Ten temat zawsze do niej wracał, niczym rój pszczół brzęczących w jej głowie. Na domiar złego, nie dość, że taka pszczoła hałasowała, to kąsała boleśnie. Nie byłoby to na tyle uciążliwe, gdyby nie to, że zwykłe pszczoły po jednym ukąszeniu szlag trafiał, a ta jedna trwała z uporem maniaka! Nie wiedziała też, czy cieszyć się z tego, iż te sny z księżyca na księżyc były coraz rzadsze, aż ostatnio zupełnie przestała śnić... Chociaż co nos pojawiał się na chwilę obraz, jak szybuje w przestworzach, coraz wyżej i wyżej, wolna od trosk, zmartwień, aż w końcu była tak wysoko, że stawała się jedynie srebrną plamką, jedną z wielu na nocnym firmamencie.
Przymrużyła powieki, wyciągając bardziej łapy, jakby w ten sposób mogła uciec od tych wspomnień.
Skupiła całą uwagę na pędzie, na mięśniach pracujących pod skórą, na oddechu tworzącym mgiełkę koło jej pyska, na sercu bjącym mocno, ale przede wszystkim na przybliżających się krokach Ursusa.
Pisnęła, gdy wyprzedził ją o pół ogona, szponem stukając ją w nos.
– Hej! – wykrzyknęła rozbawiona, próbując go dogonić.
Nie była jednak ani szybka, ani rącza. Brakowało jej płynności ruchu, przez co, co chwilę się potykała, co wywoływało salwę śmiechu.
– I tak cię dopadnę, zobaczysz! – zagroziła, a następnie mrużąc powieki, uśmiechnęła się przebiegle.
Wyobraziła sobie, jak tuż przed samcem pojawia się wysoka na trzy ogony zaspa białego puchu, mięciutkiego, zimnego i świeżego śniegu, w który miał wpaść samczyk, a ona za nim. Zachichotała pod nosem.
: 21 lut 2015, 19:06
autor: Charyzmatyczny Kolec
Widząc jej uśmiech, mimowolnie sam go u siebie wywołał. Przy niej nie mógł się smucić.. cóż, może powinien udać się do Iskry?
Słuchał jej jednak uważnie, patrząc na nią zaskoczony. Posądzono przywódcę cienia o coś tak nikczemnego? W sumie się nie dziwił.. nie przepadał bowiem za Cienistymi. Mieli w sobie coś wrogiego.. nie można im było ufać. W dodatku zaginiona Fala była jego siostrą.. tym bardziej Ursus pragnął dowiedzieć się prawdy. Nie przerywał jednak samiczce, dowiadując się o tym, że Lilia odeszła, a sama Iskra popadła w letarg, który trwał cztery księżyce. To doprawdy niepokojące wieści.. Strata piskląt musi boleć.
– Podzielam Twoje zdanie. Strata potomstwa chyba boli najbardziej.. – Mruknął, spoglądając w dal i przyglądając się odległym lasom. Kiedy nastał dzień, w którym dorósł? Czuł się nieswojo, będąc adeptem w tym wieku.
Charyzmatyczny nie potrafił sobie wyobrazić takiej straty. W sumie nie potrafił sobie również wyobrazić siebie w roli ojca.
Nigdy nawet o tym nie myślał..
Po jego grzbiecie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który natychmiastowo go ożywił. Wzmocnił swoje tępo tak, jakby chciał zmyć z siebie to dziwne uczucie.
I to prawda, nie znał jej tajemnicy. Nic nie wiedział o snach, w których przeżywała swoje poprzednie życia? A może były to tylko iluzje? Kto wie..
– Cóż, jesteśmy istotami społecznymi.. – Rzekł poważnie i przerwał w pewnym momencie, spoglądając na jej wesoły pyszczek.
Wszystko co dobre jednak kiedyś się kończy, o czym właśnie przekonał się samczyk. Biegnąc z przodu obrócił łeb w stronę Ulotnej, nie zauważając że zaraz wbiegnie w potężną górkę śniegu.
Po zaledwie jednym uderzeniu serca poczuł, jak w coś uderza. Było to jednak miękkie, więc od razu domyślił się, że wpadł w śnieg.
Zdziwił się jednak, gdyż wcześniej nic się przed nim nie znajdowało..
Zaskoczony wylądował całym swym cielskiem w śnieg, wywracając się.
Cóż.. czasem się zdarza.
Mróz mu jednak nie przeszkadzał. Zimno nie było dla niego aż tak odczuwalne, jak dla wielu smoków. Tak czy siak nie tylko on miał wylądować w tej kupce śniegu.. a może jednak smoczyca zdążyła się w porę zatrzymać, nim na niego wpadła?