Strona 4 z 20
: 20 cze 2015, 22:54
autor: Zorza Północy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Mrugnęła niepewnie powiekami, obserwując z góry białego samczyka, którego odruchowo okryła swym prawym skrzydłem. Jednak nie podniosła się, nie czuła się w tej chwili pewnie. Zmęczenie nie ustąpiło, a każdy wysiłek kosztował ją wiele sił.
Odetchnęła chrapliwie, strzygąc długimi uszyma. Poczuła, jak coś wbija się bolesnie w jej serce. Nie było to przyjemne uczucie. Szok i niedowierzanie wykrzywiły jej pysk, gdy wymamrotała coś niemo. A raczej poruszyła pyskiem, pytająco.
Mamo? Przecież ona nie miała jeszcze piskląt, prawda? Nie skonsumowała swego związku ze Śnieżnym Kolcem, nie zdążyła, bo umarł, a ona była za młoda, aby wydać na świat potomstwo. Prawda???
Sama nie wiedziała, może maluch ją z kimś pomylił? Ale słuchała go, kręcąc lekko pyskiem na znak, że nic jej nie jest. Chyba.
Samczyk patrzył na nią niebieskimi ślepkami w przerażeniu. Czy wyglądała tak strasznie? Nichnęła swoje futro. Fiołkami nie pachniała. W sierści miała muł rzeczny i trawę, futro w nieładzie, ale nie była ranna, nic się nie jątrzyło. Była tylko zmęczona, było jej zimno i wszystkie mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa.
Kiedy samiec zaczął płakać, drgnęła zaskoczona, ale jej dusza skręciła się boleśnie. Jego płacz trącał jakąś wrażliwą strunę jej jestestwa. Przekrzywiła smukły pysk, obserwując go, jakby widziała go pierwszy raz. Woda? Ale Woda nie istniała wiele, wiele księżyców temu! Złączyła się z Ziemią, tworząc Życie, tak? A może nie? Och, to wszystko było takie poplątane.
Musnęła pyskiem łebek samczyka, jakby chciała powiedzieć, aby nie płakał.
: 21 cze 2015, 23:04
autor: Słodki Kolec
Ona noc nie pamiętała. To mnie bolało, własna matka mnie nie poznaje, nie pamięta. Z tego powodu, chciałem by mnie pamiętała. Chociaż rozpoznała mnie.
Cos we mnie pękło. Odsunąłem się od niej z strachem i niedowierzaniem n pysku.
–Ty mnie nie pamiętasz... – moja biedna psychika, runęła niczym domek z kart.
Oddaliłem się od niej, poczułem znajome ciepło, energię. Taa... To była maddara drzemiąca we mnie. Przepełniała mnie zbyt szybko nie panował nad nią, nad sobą. Chciałem już skończyć tym wszystkim. Lecz ona mnie przeceniła. Poczułem znajomą mackę myśli. Nie pochodziła ona od smoczycy ale od czegoś mi nie znanego.
Maddara przelała punkt krytyczny, zaczęła wylewać się ze mnie. Wytworzyła wielki krąg gdzie ja byłem tego środkiem. Nie wiem jaki był na nim wzór, był on zbyt duży.
Nieświadomie tchnąłem maddare w smoczycę. Na jej czole pojawił się mniejszy odpowiednik kręgu. Przedstawiał on ogień zamknięty w kropli wody, była ona otoczona runami, nie wiem co one znaczyły. Ogień pradawnych. Tylko tyle wiem intuicyjnie.
Poczułem ciepło na czole. Widziałem obrazy. Dużo obrazów wspólnych chwil z mamą. Widziałem jak się wyklułem, jak dorastałem w leśnym azylu. Widziałem rozpad stada, jak i przejście do nowego. Część z tych wspomnień mnie bolała ito bardzo.
Nie wiem ile to trwało, ale w połowie zemdlałem z bólu serca. Te wspomnienia... Boli mnie to jeszcze bardziej niż zwykła rana.
: 27 lip 2015, 19:14
autor: Soreth
"Nie"
Miał dosyć, bezgranicznie miał dosyć. Miał dosyć każdego momentu swojego życia, miał dosyć każdego tchu powietrza, który zaczerpnął, miał dosyć każdego skrawka ziemi, który wylądował pod jego łapami, miał dosyć każdej miłej osoby, którą spotkał na swojej drodze, miał dosyć swojej rodziny, która była dla niego za dobra, a przede wszystkim miał dosyć jej...
Tej p-i-e-p-r-z-o-n-e-j Maadary.
Poza tym jednym incydentem w jaskini nie chciała mu się pokazać. Czyżby uznała, że nie jest jeszcze gotowy, a może w ogóle godny, dostąpienia "zaszczytu' obcowania z nią? Każdy wokół był w stanie naginać dzięki niej rzeczywistość, tworząc twory prosto ze swojej wyobraźni, niezależnie czy miały to być kamienne tarcze, czy gorcące wstęgi płomieni, zdolne podpalić las. Mu nie pozwoliła nawet wytworzyć iskierki nadziei, która roztopiłaby jego obojętność i rozpaliła w sercu żar mocy, tworząc nowego czarodzieja.
Przeklnął i wbił ze złością pazury w twardą glebę, zgarniając ją, a potem rozpraszając.
"Dlaczego?"
To pytanie pełne rozgoryczenia było skierowane do materia nie z tego świata – więc jasnym było to, że odpowiedzi nie dostanie. Nawet jej nie oczekiwał, ba, miał ją serdecznie gdzieś. Jedyne co mu pozostało, to te durne treningi – jakby bieg czy skok były umiejętnościami tak skomplikowanymi, że musi się ich uczyć w towarzystwie irytujących członków jego stada.
Irytujących, tak.
Bez wątpienia byli irytujący – mili i zawsze chętni do pomocy, przekładając dobro stada nade własne.
Nie wiedział kiedy zaczął myśleć o tym w taki sposób – w końcu wcześniej był smokiem nad wyraz ignorującycm wszystko i wszytkich, więc dlaczego teraz przejmuje się takimi "błachostkami"?
Jedyna rzecz o której teraz marzył, to jaskinia, zbliżona wyglądem do tej rodzimej – tam nie mógł wrócić, bo natrafiłby na miłość z każdej strony, a tego nie chciał.
Zauważył ją.
Skryta w gąszczu roślin, słabo widoczną mimo świecącego słońca.
Wszedł do środka.
Taka jak z rodzinnych stron.
Położył się.
Czekał, chociaż nie wiedział na co.
: 27 lip 2015, 19:56
autor: Spojrzenie Mroku
// Od razu mówię: to co tu się dzieje jest za obopólną zgodą, wiec proszę. Bez jakiś nadprzyrodzonych interwencji //
O rany. To był naprawdę bardzo ale to bardzo fatalny pomysł. Ze wszystkich dziur, jaskiń czy grot na terenach wolnych stad, ta była najgorszą do której mógł wleźć pisklak. Ale skąd mógł wiedzieć że nora do której wpełza jest już zajęta i to na dodatek przez granatowołuskiego samca,pałającego najczystsza nienawiścią do stada do którego Soreth należał?
Antrasmer widząc jak pisklę zbliża się do groty, nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Nie musiał go nawet zaganiać w to miejsce. Ba! Nawet nie miał planu tego robić! On po prostu leżał tutaj, śpiąc i czekając na upragniony wieczór, a tutaj pojawia się taka niespodzianka. Tym razem nikt nie uratuje smoka z Błota. Tym razem nie da nawet szansy na wezwanie pomocy.
gdy pisklak wszedł do froty, on błyskawicznie wyciągnął łapę i wbił swoje szpony w jego grzbiet, po czym jednym ruchem wciągnął go głębiej, gzie nikt nie usłyszy jego krzyku. Malec był bez szans. W mroku jamy dotarło do malca niskie powarkiwanie, jednak nie przepełnione złością, a raczej... zadowoleniem? W zasadzie ten dźwięk był czymś pośrednim pomiędzy warknięciem, a mruczeniem. Jednak zdecydowanie można byłoby nazwać go upiornym. Było w nim co bardzo niepokojącego.
-Ból... Pokażę Ci jego prawdziwe oblicze... -usłyszał malec tuż przy swoim uchu, po czym nagle szpony samca przeciągnął szponami po jego grzbiecie, pozostawiając niezwykle bolesną, poczwórną i głęboką ranę ciągnącą się od karku aż po zad. Bardzo krwawiła.
-Można poczuć że się żyje, co? -usłyszał ponownie głos przy swoim uchu, tym razem nieco rozbawiony. Jednak następne słowa padły już okrutnie okrojone z wszelkich emocji:
-Ale to już niedługo...
Wtem, niespodziewanie na tylnej, prawej łapie pisklaka zacisnęły się kły łowcy. Powoli, lecz nieubłaganie szczęki się zaciskały, przecinając łuski, skórę, tłuszcz, mięśnie, ścięgna... i w końcu z trzaskiem pogruchotały kość, odrywając kończynę od ciała. Ból musiał być niesamowity, zwłaszcza ze samiec specjalnie szarpał nieco ciałem małego smoka, gdy gryzł. Z takimi ranami Soreth długo nie pociągnie nim się wykrwawi. Maksymalnie dwie, trzy minuty.
Sam kat czuł niezwykłą satysfakcję zabijając smoka. Uczucie było niesamowicie intensywne. Pełne euforii. Z dziką radością wymalowaną na pysku patrzył się na cierpiącego malca.
: 27 lip 2015, 21:51
autor: Soreth
//sorry, źe tak późno :I
Przypadki chodzą nie tylko po ludziach, elfach czy innych dwónożnych słabych istotach, ale małe również po starożytnych smokach, nawet wtedy gdy dane smoki starożytne nie są. Bo skąd niby Soreth, syn Cichych Wód i Bezkresnej Galaktyki, mógł wiedzieć, że w jaskini bliźniaczo podobnej do tej z jego rodzinnych stron, będzie czekał jego oprawca? Nie znał tych terenów tak dobrze, aby rozpoznać cokolwiek po zmianie zapachu, a ślady niczym kłebki mgły uciekały spod jego oczu, toteż nie miał szans, aby odkryć cudzą obecność.Zwłaszcza jeśli obecność ta należała do jednego z łowców, a wiadome było to, że są to smoki, które podczas licznych polowań, opanowały umiejętność kamuflażu do perfekcji – tym razem jednak nie było to polowanie na zwierzynę, tylko na bezbronne, niczego nieświadome pisklę.
Soreth był samcem nad wyraz spokojnym, toteż w chwili gdy mroźne pazury zacisneły się na jego puchatym wierzchu tułowia, nie krzyknął niczym przepełnione strachem pisklę. Nie wylewał rzewnie łez i nie wezwał na pomoc wszyskcih swoich sprzymierzeńców – bo niby jak, skoro tego nie potrafił, a tych drugich nie miał?
Nie.
Nie wybrał też drugiej najbardziej popularnej opcji – szarpania się, bo wiedział, że nie miał szans, a zresztą po co. Zmarnowałby resztki sił, a jego koniec byłby równie widowiskowy co zdeptanie jakiegoś robaka. Dosłownie łuski dzieliły go od tego, by uważać się taki byt, ale podświadoma duma wzięła górę nad ciałem złocistego.
A życie i tak jest samo w sobie okrutne.
Bynajmniej dźwięki wydawane przez samca również nie sprawiły, że wodny w jakikolwiek sposób postanowił zbratać się ze strachem, gniewem czy żalem – wydawawało się wręcz, że pogodził się ze stwoim smutnym losem – śmiercią z łap nieznanego smoka. Ale nie zapowiadało się, aby Antrasmer miał zamiar przestać, wręcz przeciwnie – każdą torturę po kolejii ubierał w pełne samozadowolenia słówka, których celem, oprócz nakręcenia samego wypowiadacza, było sprawienie aby wodny się wystraszył i błagał o życie.
Nie wydał z siebie nawet dźwięku podczas gdy samiec zostawił na jego boku poczwórną, krwawiącą i bardzo głęboką ranę. Nie wydał z siebie nawet pisku, gdy łowca zbliżył swój pysk do kończyny samca z zamiarem odgryzienia jej. Nie czuł bólu gdy to nastąpiło. Nie czuł rozpaczy, ale jego serce nie było też obojętne.
Czuł coś, czego bynajmniej nie powinien w danej sytuacji i zapewne był jednym smokiem u którego takie uczucie obudziło się w takiej chwili.
Czuł radość.
Bezgraniczą radość od początku łebka, do końca ogona, przez pierzaste skrzydła i pstrokaty tułów. Radość większą niż w chwili gdy dane mu było zobaczyć magię. Radość większą niż w chwili gdy opuścił jaskinię. Uśmiechnął się.
– Jesteś niesamowity.
Patrzył jak samiec przyglądał mu się z niemą satysfakcją. Patrzył jak ogarnia go euforia. Zwierzęcy zew.
Ale sam Soreth poza radością nie czuł niczego innego, a bynajmniej nie ból. Bynajmniej nie był normalnym smokiem, w takim stopniu, że stojąca obok niego bestia przypominała bardziej ich przodków.
// Soreth ma analgezje, a przynajmniej mi do niego pasowała, więc nie ma tak łatwo hehe x""D
: 29 lip 2015, 19:08
autor: Spojrzenie Mroku
Hm... Mięso żywego jeszcze smoka. Do tej pory musiał zadowalać się zdechłymi pisklakami, gdyż nie mógł się zdobyć na zabicie żywego, cienistego pisklęcia. Przecież kazde z nich mogłoby być przydatne stadu. A ciałem trupa nikt się nie będzie przejmować. Jednak tutaj... Miał szansę posmakować świeżego pisklęcia. I musiał przyznać że smakował wyśmienicie! Pięć gwiazdek, szef kuchni poleca.
Jednak malec zepsuł wszystko swoją paplaniną i dziwną radością. Masochista? Nie. Coś więcej... Czemu wszystkie pisklęta z Błota muszą być takie dziwne? Łowca nie miał czasu na pokrzywione umysły wodnej młodzieży. Jego pysk nagle i niespodzianie złapał kłami Soretha w pół i znów zaczął go przegryzać. Tym razem jednak przegryzany był korpus, a więc wnętrzności i kręgosłup. Szczęki zaciskały się coraz ciaśniej, a żebra zaczęły pękać, wnętrzności zostały rozcięte i zmiażdżone. Szkoda że malec nie wrzeszczał i błagał go o litość. Niemniej i bez tego zabawa była przednia. I wtedy Antrasmer to zakończył. Zacisnął szczęki do końca i przerwał kręgosłup oddzielając zad i podbrzusze od reszty ciała. Pisklak jeszcze żył. Ale to już tylko kwestia sekund.
Granatowołuski zaczął pożerać jego drugą, tylną łapę, po czym uniósł łeb. Wpadł na pewien pomysł. Zrealizował go wysyłając jeden impuls do pewnej samicy. Niech się też nacieszy.
: 29 lip 2015, 20:52
autor: Dwuznaczna Aluzja
Magiczne impulsy. Nienawidziła ich. Nie mógł po prostu ryknąć? Cóż. Jak odzyska wzrok to ukręci mu ten durny, rogaty łeb. Chociaż trzeba przyznać, że głowę ma ładną. Nabije sobie na pal, będzie miała przystojną ozdobę.
Szczęście, że była w okolicy. Orlica szybowała powoli nad głową samicy, informując ją o wszystkim, co się w okolicy dzieje. Aluzja w końcu dotarła do Ciemnej Groty, potykając się trochę. Stanęła przy wejściu, czując silny zapach krwi. Uśmiechnęła się przebiegle, ale z zadowoleniem.
– Zaprosiłeś mnie na ucztę, jak miło – rzekła, oblizując lubieżnie pysk. Vesper została przy wejściu, patrolując okolicę. Cienista wkroczyła wgłąb ciemności, po czym położyła się wygodnie naprzeciw samca, przykładając nos do zmasakrowanego pisklęcia. Krew... Przejechała rozwidlonym jęzorem po ciele młodego, wydając z siebie wibrujący pomruk. Po czym zanurzyła kły w jego ciele, dokładniej rzecz mówiąc prawą, przednią łapę, którą bezlitośnie wyrwała i zaczęła ją pożerać.
– Jak do tego doszło? – zapytała,kontynuując smakowity posiłek. Była ciekawa, jakim cudem to pisklę straciło życie.
: 03 sie 2015, 12:22
autor: Spojrzenie Mroku
Ale się rzuciła! A pomyśleć że nie tak dawno sam ją nakarmił. Gdy samica weszła do groty i z miejsca zaczęła zżerać jego posiłek, on warknął na nią cicho, nieco niezadowolony. Zaraz się jednak uspokoił.
-Sądziłem że będziesz zainteresowana -rzekł do niej, po czym wrócił do konsumpcji pisklaka. Teraz to już na pewno zdechł.
-Po prostu się tu przypałętał -rzekł do niej, po czym podsunął jej łapą pod pysk całą przednią połówkę swojej ofiary, sobie zostawiając jej tył. Z tego co wiedział Aluzja nie podzielała jego zwyczaju zjadania pisklę, po tym jak okazały se bezużyteczne, wiec musiał być to dla niej zupełnie nowy smak.
: 04 sie 2015, 16:09
autor: Dwuznaczna Aluzja
Mięso dobre jak każde inne. Smoki w końcu są mięsożerne, jedzenie owoców jest pozbawione sensu. Po prostu idiotyczne. Szybko pochłonęła przednią łapę pisklaka, a na ciche warknięcie Antrasmera odpowiedziała mu własnym, bardziej gardłowym i donośnym.. Chce rywalizować o to ze ślepą? Byłoby ciekawie. Ale w takim razie po co by ją wzywał.
– Było z Błota, o ile się nie mylę? – zapytała, przyciągając bliżej siebie kolejną porcję. Pisklę nie było specjalnie duże, ot, ale zawsze to jakaś ciekawa przekąska. Przez kilka dni zaspokoi głód, chociaż i tak pewnie w końcu znowu ją dopadnie. Niemożnosć polowania była coraz bardziej uciążliwa i irytująca.
: 07 sie 2015, 16:24
autor: Spojrzenie Mroku
Kolejne części pisklaka znikały w smoczych żołądkach, a samiec, właśnie był już w połowie zjadanie swojej porcji.
-Tak. Było jakieś dziwne. Ale powoli zaczynam mieć wrażenie ze wszystkie ich pisklęta są w jakiś sposób upośledzone -odparł swej byłej partnerce. Oboje byli uwalani krwią. Byłoby bardzo zabawnie gdyby ktoś mógł ich dostrzec w trakcie konsumowania tego posiłku. Najwyżej powiedzieliby że upolowali dużą jaszczurkę. Te szczątki były już nie do odróżnienia. No może poza łbem. Ale jego zaraz się zakopie i będzie po problemie.
: 09 wrz 2015, 16:24
autor: Nathi
Rzeczą jasną było, że Słowo nie wiedział, co wydarzyło się w tej grocie przed kilkoma księżycami. Był tu tylko raz, jako młody wojownik. Ale to tylko przeszłość. Niektórzy powiadali, że trzeba żyć przeszłością, czy teraźniejszością. On natomiast żył wszystkimi trzema czasami jednocześnie. Planował przyszłość na podstawie doświadczeń z przeszłości, budując tym samym teraźniejszość. Tylko głupcy uważali inaczej.
W każdym razie zapamiętał ją i uznał za odpowiednie miejsce do... nauki. Tak, chyba można było to tak nazwać. W końcu jego uczeń wyjdzie z groty posiadając wiedzę znacznie potężniejszą, niż ktokolwiek inny. Wiedzę tajemną. Dziedzictwo Słowa.
Zaraz, zaraz. Nie tak szybko. Najpierw trzeba było się przekonać, jaki jest. Poznać jego tok rozumowania. Sprawdzić, czy jego różowy królik może się na coś przydać.
Wezwał Subtelnego gdy już znalazł się na terenach wspólnych. Chciał odpocząć chwilę od zapachu Cieni, od górskiego krajobrazu i złowieszczych spojrzeń.
~ Synu, czekam ~ brzmiała wiadomość. Dał mu również kilka wskazówek, jak odnaleźć miejsce spotkania. Szedł bardzo wolnym krokiem ze względu na chorą łapę, więc podejrzewał, że Nixlun dotrze do Ciemnej Groty niedługo po nim. A nawet jeśli długo – to wojownik poczeka. Miał czas.
Po drodze złapał niewielką jaszczurkę. Zamknął ją w szponach jak w klatce, nie pozwalając jej uciec, ani też zdechnąć. Będzie mu potrzebna do historii. Do nauk.
Zniknął w ciemności jaskini, wchodząc do niej dość głęboko. Stanął naprzeciwko wejścia, zyskując tym samym niemal doskonałe strategicznie położenie. Jeśli będą mówić cicho, nie było szansy, aby ktoś z zewnątrz ich podsłuchał. Nikt nie mógł też wślizgnąć się tam niepostrzeżenie. Musiałby na chwilę przysłonić jedyny dopływ światła do jaskini, który z resztą Słowo bez przerwy miał na oku. Nawet mysz nie weszłaby niezauważona.
: 09 wrz 2015, 18:34
autor: Chór Światła
Nie wiedział po co ojciec wzywał go w takiej chwili, ani w jakim celu. Przeszkodziło to Subtelnemu w jego pracy nad swoją jaskinią. Chociaż i tak miał sobie zrobić przerwę, ale miała ona polecać na leżeniu w jakimś chłodnym miejscu, pozwalając by maddara w spokoju zaczęła by mu się regenerować. Ale nie, jego ojciec nagle musiał sobie przypomnieć o swoim najstarszym synu, którym jakoś nie wydawał się przejmować. Subtelniak pamiętał jeszcze rozmowę ojca z Kiarą, chociaż było to już tak "dawno", że już nie pamiętał dlaczego był zły na siostrę. Pewnie zrobiła coś głupiego, ta mała poczwarka. Nix chyba ciągle patrzył na nią jak na malutkie pisklę. Czy jakiś czas temu nienawidził jej i chciał dla niej jak najgorzej? Cóż, może. Ale kto by to pamiętał. Wystarczyła chwila pracy nad jego nowym domem, trochę snu w rodzinnej grocie a zupełnie zapominał o tej całej zazdrości. To chyba dobra cecha, zapominać o zawiści... chyba. Trochę zmęczony, ale jak zawsze świetnie wyglądający różowooki królik wszedł do ciemnej jaskini. Jego oczy musiały przyzwyczaić się do ciemność, ale nawet kiedy te były w stanie odróżniać szczegóły w mroku, ten nie widział ojca. Zastanowił się czy go nie zawołać, ale jakoś nie miał ochoty na zdzieranie sobie gardła. Poszedł więc w głąb jaskini, jak "zwykle" się nie śpiesząc. No bo po co? Nic nie ucieknie, więc marnowanie energii na gonienie nieuchronnego było głupotą. A przynajmniej tak Subtelny tłumaczył w tej chwili swoje lenistwo. Kiedy znalazł się już wystarczająco głęboko poczuł obecność ojca, oraz zarys jego sylwetki.
– Witaj ojcze, jak się dzisiaj czujesz? – Zapytał, nie mając zamiary bezpośrednio pytając po co został tu przywołany. Subtelna gra za pomocą słów wydawała się o wiele bardziej interesująca. Ale na nią czas przyjdzie za chwilę.
: 09 wrz 2015, 21:04
autor: Nathi
Nie wiedział, ile czasu czekał. Nie liczył go przecież.
Ruch w wejściu do jaskini zauważył natychmiast, ale postanowił nie odzywać się. Cierpliwie poczekał, aż Subtelny do niego podejdzie, bacznie mu się przypatrując. Skinął mu niezauważalnie łbem na powitanie. Pysk miał dość surowy wyraz. A może zwyczajnie skupiony, albo poważny. Nie przyszedł tu gadać o pogodzie, ani żartować.
Oczywiście nie zamierzał przechodzić od razu do konkretów, nie tak miał w zwyczaju. W tym obaj się zgadzali – takie rozmowy były nudne.
Nie powiedziałby tego na głos, ale cieszył się, że Nixlun urósł. Że zmienił mu się lekko głos, może nawet troszeczkę – odrobinę – dojrzał. Nigdy wcześniej nie wiedział, jak to jest. Obserwować, jak własne dzieci dorastają. Dawniej adoptował dwójkę, ale los chciał, aby nie dożyły nawet wieku adepckiego. Tymczasem Subtelny i Krwiożercza mieli już swoje księżyce. Wkrótce zostaną czarodziejem i wojowniczką. Może nawet zechcą założyć własne rodziny. Przedłużyć ród Słowa i przyprowadzić mu pewnego razu do groty wnuków. To byłoby takie... takie...
Korzystne.
– Łapa wciąż mi dokucza, choć mniej. Jestem coraz bliżej zdobycia odpowiedniej ilości agatów dla Erycala. Brakuje mi ledwie dwóch – oznajmił, zerkając na syna znacząco. Karmił ich jako pisklaki i wychował. Przyprowadził tu, do Cienia, myśląc o ich przyszłości. Odrobina wdzięczności by im nie zaszkodziła, no naprawdę. Wystarczy ponieść swój puszysty, leniwy zad z groty i przejść się po lesie, szukać.
Westchnął cicho.
– Kiara dobrze walczy. Zostanie wojownikiem, jak ja – zaczął. – Ale niestety, najpotężniejszą bronią nie są kły, czy pazury. Nie jest nią też maddara. Nie istnieje ranga, która by się w niej specjalizowała. Władać nią potrafi każdy, ale nie każdy wie, że jest to broń. Kaleczy ją i błędnie z niej korzysta, nie widząc wszystkich możliwości – powiedział zagadkowo, następnie spoglądając w ślepia północnego. – O czym mowa? – uśmiechnął się, jakby właśnie wypowiedział jakiś doskonały żart.
W pazurach wciąż trzymał żywą jaszczurkę, która teraz nerwowo pokręciła się i poruszyła zwisającym spomiędzy palców smoka ogonem.
: 10 wrz 2015, 22:56
autor: Chór Światła
Nix nie miał problemu ze zrozumieniem polecenia jakie wydał mu Słowo, nawet nie myśląc by odmówić. Nie było to jednak spowodowane rodzinną miłością czy szacunkiem. Chodziło tylko o potencjalne korzyści jakie mogą wystąpić, jeżeli pomoże. Może i gdzieś w jego podświadomości tliło się coś co można nazwać miłością, ale było to zduszone grubą warstwą pragmatyzmu i samolubstwa. Ale co się dziwić, Subtelny wzorował się na ojcu. By móc należeć to świata, musiał zacząć przejawiać mu podobne cechy.
– Na pewno szybko uda ci się pozyskać brakującą dwójkę. W końcu los nagradza szczodrych. – Zasugerował, chociaż może niezbyt subtelnie, ale ważniejsze było to by ojciec otrzymał informację, oraz by jednak nie brzmiało to zbyt chamsko i bezczelnie. Może kochany synek podczas swojego pierwszego polowania będzie na tyle uczynny że zamiast jednorożca będzie poszukiwał kamyczka dla tatusia? Się zobaczy.
Intrygujące pytanie. Subtelny miał kilka teorii na temat tego czym jest prawdziwa siła, zastanawiał się nad tym jakiś czas temu. Tak więc nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią. Jedyne nad czym się teraz zastanowił to jak przekazać swoje myśli w ciekawy oraz czytelny sposób. Bo chwili namysłu, przemówił.
– Hmmm, czy to nie inteligencja? Inteligentna osoba będzie w stanie sprawić, by wojownicy, czasem nawet nieświadomie, stawali w jego obronie. Przywódca będzie słuchał jej zdania, szukać porad, a może i nawet będzie jej bezrozumną marionetką. Inteligentny osobnik będzie w stanie wykorzystać każdą, nawet pozornie niekorzystną sytuację na swoją korzyść. Tylko czy w takim monecie inteligencje nie nazywamy sprytem czy przebiegłością? Czy o któraś z tych cech chodziło? Czy może daleko jestem od odpowiedzi prawidłowej? – Odpowiedział, dość aktorskim a jednocześnie recytatorskim tonem głosu. Nie miało to wyglądać jakby Nix nie przejmował się sprawą jaką miał do niego Słowo, po prostu mówienie w ten spośród uważany był przez Subtelnego jako ciekawy i zabawny. W końcu dlaczego nie można podchodzić do życia jak do dobrego żarty?
: 10 wrz 2015, 23:28
autor: Nathi
– Tak, dokładnie – potwierdził. – To nie inteligencja – spojrzał na niego uważnie, kątem oka zerkając również na wejście do groty. Mówił dość cicho.
– Chociaż nie można zaprzeczyć twoim słowom. Inteligencja jest niewątpliwie kluczowa we wszelkich działaniach, niezbędna do funkcjonowania. Ale nie ona zadaje rany. Porównałbym ją bardziej do myśli przed atakiem, jaki cel sobie obrać, niż nazwał bronią – zerknął w bok, następnie nachylając się konspiracyjnie nad synem, ściszając głos, jakby wyjawiał mu największą tajemnicę świata. Cóż, może nie do końca. Już kiedyś powiedział o tym Oczywistemu i Kaszmirowemu, po ich treningu, ale niezbyt się przejęli. Nie rozumieli.
– Mowa – powiedział w końcu. Z powrotem się wyprostował i spojrzał na północnego z satysfakcją, jakby czekał na oklaski, albo właśnie dokonał jakiegoś niemożliwego czynu. Albo zwyczajnie czekał, aż ktoś zacznie go podziwiać na głos.
Pomyślał o tym wszystkim, co dzięki niej osiągnął. Pomyślał o chaosie, jaki stworzył. Nie taki miał zamiar, ale to tylko dowodziło o tym, jak silną bronią była. Sama inteligencja nie wystarczy, jeśli zachowa się ją dla siebie. To słowa zadawały rany. Wywoływały wojny i zawiązywały sojusze. Zdawały relacje i kłamały.
Prawdą było, że słowami nie upoluje się zwierzyny, czy nie obroni przed drapieżnikiem. Ale nie trzeba było najsilniejszej z broni, by wykonać takie błahostki. Sztylet na zająca, włócznia na niedźwiedzia.
To nie ze względu na jego zdolności walki Cień bał się go przyjąć. To przez mowę obawiali się, że ten w pojedynkę rozniesie im całe stado. Ale czy Nixlun to rozumiał? Czy rozumiał potęgę słów?
– Kochasz maddarę – stwierdził. – Słowa również mogą być czymkolwiek zechcesz. Mogą pełnić każdą rolę – wyjaśnił. Od tego wszystko zależało. Czy syn zrozumie. Czy okaże się zostać godnym... Następcą.
: 16 wrz 2015, 23:46
autor: Chór Światła
Mowa, doprawdy. Jaka przyjemna gra Słowa.... Ciekawa teoria, jakoby była to najsilniejsza broń. I trudno było się z nią nie zgodzić. Słowa powiedziane w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie posiadają naprawdę destrukcyjną moc. Smok stojący przed nim udowodnił to mu już dawno temu. Używając jedynie swojego języka, ojciec został przywódca stada, po czym je zniszczył. Mimo wszystko, Słowo nie był ciągle dostatecznie elastyczny. Nie widział nigdy problemu po swojej stronie, to zawsze była winna innych. Jedynie przez tan fakt Subtelny nie mógł nazwać go naprawdę inteligentnym. Może i był sprytny, może i podtrawił tworzyć misterne plany, ale brakowało mu czegoś, co pozwoliło by mu przechytrzyć innych. Empatii. Umiejętności spojrzenia z perspektywy innego smoka, zrozumieć jego charakter, doświadczenia i poczynania. Subtelnemu wydawało się, że właśnie przez to nie nadawał się na przywódce. Nie rozumiał jak powinien się zachować, a przynajmniej tak zakładał Nix. W końcu, on nie był na tyle głupi by nie zakładać pomyłki. W tym świecie, gdzie każda istota ma swoją wersję prawdy, nic nie może być oczywiste.
– Nie da się zaprzeczyć, możliwości jakie dają słowa przekraczają nawet, które daje maddara. Naturalne więc jest to, że i sztuka pyska jest tym, co powinienem poznać. Kiedyś by powiedział że kocha magię dzięki jej pięknu, i wolność jaka ta ze sobą niesie. Teraz jednak, wolność była dla niego równoznaczna z siłą jaką otrzyma ćwicząc kontrolę nad tą niestałą energią. Podobnie było ze słowami. Wystarczył odpowiedni szept, które zasłyszany przez odpowiednią osobę, wzniećcie pożar który z trudem będzie ugasić. Tym właśnie były intrygi, manipulacja, oraz subtelna prawda. Pięknooki wierzył, że należy do osób które się w tej grze odnajdą. Ale to była jego prawda, i tylko przez niego uznana.
: 17 wrz 2015, 22:50
autor: Nathi
Jak dobrze, że istniało coś takiego jak myśli.
Bo jak wyglądałby świat, gdyby każdy ze smoków wypowiadał na głos wszystko, co przeszło mu przez łeb? Wszyscy byliby jednakowi, musieliby się podporządkować. A Słowo i Subtelny nie mogliby teraz rozmawiać ze sobą. Ich wzajemne relacje były szukaniem interesów, korzyści, niczym więcej. A gdyby wojownik usłyszał, jak Subtelny uważa, że Słowo zniszczył własne stado... Cóż, byłby z tego niezły pasztet.
Inteligentny mógł widzieć w sobie winę. Mógł posiadać zdolność empatii i patrzyłby z cudzej perspektywy. Ale Słowo nie był tylko inteligentny, nic z tych rzeczy. Słowo był inteligentniejszy. A inteligentniejsi nie dopuszczali do sytuacji, w których się mylą. I nie musieli patrzeć z cudzej perspektywy. Widzieli więcej i wiedzieli więcej. Wszelki inny punkt widzenia, niż ich własny był cofaniem się, zniżaniem się do niższego poziomu. I jeśli nikt nie dojdzie do wniosku, że to z perspektywy Słowa należy patrzeć, smoki nigdy nie zaznają szczęścia i nie doprowadzą do wielkiego pokoju powstałego w wyniku Zjednoczenia.
Uśmiechnął się lekko.
– Być może powinieneś – mruknął. – I myślę, że jeśli masz choć trochę rozumu, sam nauczysz się tej sztuki. Bo nie mówienia chciałbym cię tu nauczyć, a myślenia. Wszystkich spostrzeżeń, jakich dowiedziałem się od narodzin. Niektóre są tak oczywiste, że zdziwisz się, że sam na nie nie wpadłeś. Inne są kontrowersyjne i należy przedstawiać je innym z ostrożnością, w ostateczności. Prawda jest obszerna i nie wszyscy są w stanie przyjąć ją w całości. Dlatego należy ją ostrożnie selekcjonować i podawać poszczególnym osobnikom w takiej formie, jaką są w stanie zrozumieć i poprzeć – wyjaśnił, uważnie obserwując syna. – Prawda jest prawdą. Zaprzeczenie prawdy to kłamstwo. Mów innym prawdę, która jest zgodna z ich prawdą i nie dopuść do tego, by twoja prawda zderzyła się z ich kłamstwem, jeśli wiesz, że kłamca jest na tyle zakłamany, że nie pozbędzie się swojego kłamstwa. Zmieniaj stopniowo cudze kłamstwa w swoją prawdę i potwierdzaj ich prawdę swoją prawdą – mówił dość powoli, licząc na to, że Nixlun połapie się w jego słowach. Starał się wyczytać z jego pyska, czy jedynie przytakuje, czy rozumie, ale się nie zgadza, czy też zgadza się i rozumie. – To gra. I tylko my, gracze, znamy jej zasady. Sztuką jest zamienić wszystkie ich kłamstwa w naszą prawdę. Wtedy wygrywamy – celowo użył liczby mnogiej. Niech Subtelny pomyśli, że już mu się udało. Że już ojciec mu zaufał. Póki co jednak dopiero go badał. Szukał czegokolwiek, co coś mu o nim powie, o jego toku myślenia. Przede wszystkim miał nadzieję, że nie odpowie mu nic nie znaczące przytaknięcie, czy, o zgrozo, cisza. Niech podyskutują, proszę bardzo.
: 07 lis 2015, 13:06
autor: Posępny Czerep
Przypełzł tu zmęczony i zły. Zmęczony – bo wdrapanie się do groty nie było proste, zły, bo nie mógł po prostu tu przylecieć. Skóra bolała go i piekła nieznośnie, grzebiące się rany osłabiały samca przy każdym ruchu. Nawet wisząca nad nim w powietrzu sowa wyglądała z zmizerniałą. Nie skrzeczała, nie złorzeczyła. Po prostu uderzała monotonnie skrzydłami ze spuszczonym łebkiem i przymkniętymi lekko ślepiami. Smok widział w jej głowie, jak obrazy rozmazują się przed jej czarnymi oczyma. Podwójny obraz nędzy i rozpaczy. Pożeracz warknął, gdy jego wielkie cielsko ze zgrzytem przetoczyło się w szczelinie i wślizgnęło niezgrabnie do środka jak góra mięsa. Upadł na przednie łapy i ciężko klapnął tylnymi, teraz już nie idąc, a czołgając się po skalistym podłożu. Pierś unosiła się wysoko i nierównomiernie, a oddech wzburzał kłęby kurzu. W końcu przestał się poruszać i znieruchomiał, pozwalając, by sowa wylądowała na jego rogu i zaświergoliła nerwowo. Wysłał wcześniej błagalny przekaz mentalny skierowany do dawnej znajomej – Tryl. Ponoć jest juz Uzdrowicielką, w dodatku całkiem sprawną. Oby zechciała go wesprzeć!
// Chłód: R: 1x rana średnia
Ch: grzybica łusek (06.07) → jątrzenie skóry (03.10)
B'eanshie: 1x rana lekka (powyrywane pióra w okolicy kupra, pięć podłużnych, cienkich rozcięć, ledwie naruszających skórę właściwą),
1x rana średnia (cztery cięcia na piersi, poszarpane brzegi skóry, znacznie naruszona skóra właściwa, duże krwawienie i piekący ból; możliwość wdania się infekcji)
: 08 lis 2015, 18:56
autor: Kruczy Śpiew
Pożeracz Księżyca nie musiał długo czekać. Kruczy Śpiew starała się zwykle szybko odpowiadać na wezwania, szczególnie te dotyczące leczenia, ale gdy poprosił ją o to Wojownik Ognia – pędziła jak nigdy. Nie tylko dlatego, że chciała natychmiast ulżyć mu w cierpieniach, choć to oczywiście również. Po prostu chciała go zobaczyć.
Nie minęło więc wiele czasu, a do Groty weszła Uzdrowicielka Wody. Czy Ognisty w ogóle ją pozna? Nie była już tym maleńkim, puchatym pisklęciem. Wciąż pozostawała drobna, i chyba już tak pozostanie, ale nabrała smukłości i elegancji. Futro przestało być napuszonym meszkiem, układało się miękko na jej ciele, a długa grzywa obejmowała szyję. Chyba tylko kolorowe plamy pozostałe takie same. One, i wesołe spojrzenie czarnych ślepi.
~ Witaj, Lodowa Kuno. ~ Pysk smoczycy wygiął się w bezczelnym uśmieszku. ~ Dobrze widzieć, że masz siły na zbieranie bęcków.
W jej melodyjnym głosie zadźwięczała czuła nuta. Tęskniła za tym kanciastym gadem, choć widzieli się tylko raz.
~ Witaj i ty, kompanko Pożeracza. Zaraz się Tobą zajmę.
Na początek podeszła do Wojownika Ognia, oceniając jego stan. Był ranny, a do tego jego łuski wyglądały paskudnie.
Zaczęła od nałożenia opatrunku na ranę. Dokładnie zgniotła liście babki lancetowatej, by puściły sok i przytwierdziła je do cięć na piersi Pożeracza. A gdy straciły swoje właściwości, zastąpiła je podobnie przygotowaną nawłocią pospolitą. Następnie przyrządziła wywar z jemioły, którego większą część podała Ognistemu do wypicia, a ćwiartkę nałożyła na ranę. Na koniec użyła Lulka czarnego, które sproszkowane i rozwodnione wlała samcowi do pyska, by ulżyć mu w bólu podczas leczenia.
Położyła łapę obok rany i zabrała się za część magiczną. Na początek oczyściła dokładnie ranę z wszelkich zanieczyszczeń i ostrożnie połączyła naczynia krwionośne, dbając o ich odpowiednią budowę. Usunęła resztki posoki z rany, by nie przeszkadzała. Naprawiła przerwane nerwy, by samiec odzyskał pierwotne czucie w tym miejscu. Połączyła przerwane mięśnie i skórę, by na końcu przyspieszyć odrost łusek.
// Zużyte zioła: Babka lancetowata, Nawłoć pospolita, Jemioła, Lulek czarny
Ale to nie koniec, trzeba jeszcze zająć się jego łuskami. Zaczęła od wywaru z Lawendy, który działa przeciwgrzybiczo. Odpowiednio przygotowany podała Pożeraczowi do wypicia. Następnie zrobiła maź z wysuszonych skorupek Orzecha włoskiego, którą dokładnie pokryła zakażone łuski. Po wyschnięciu orzecha zastąpiła go Macierzanką, zmiażdżonymi i obficie ulistnionymi gałązkami. Jednocześnie nakazała Wojownikowi zjeść kapelusz Muchomora, który znacznie pomagał przy infekcjach.
Zaczęła od dokładnego usunięcia przyczyny choroby, by nie pozostała nawet najmniejsza drobinka grzyba, niezależnie od jego położenia. Usunęła te łuski i fragmenty skóry, których już nie dało się odratować, w tym nieprzyjemne pęcherze. Naprawiła ewentualnie uszkodzone naczyńka krwionośne i nerwy i pomogła odrosnąć nowej, zdrowej i w pełni funkcjonalnej skórze. Upewniła się, że nigdzie nie pozostały zgrubienia ani braki, a tym bardziej podrażnienia. Na koniec przyspieszyła odrost łusek.
// Zużyte zioła: Orzech włoski, Macierzanka, Lawenda, Muchomor
Teraz czas na kompankę. Podeszła spokojnie do sowy uśmiechając się delikatnie i oceniła jej stan, a następnie przeszła do praktyki. Na obie rany nałożyła dokładnie zgniecioną babkę lancetowatą i skupiła się na cięższej ranie. To na niej babkę zastąpiła po odpowiednim czasie odpowiednio przygotowaną nawłocią pospolitą. W międzyczasie przygotowała wywar z jemioły, którego ćwiartkę nałożyła na ranę, a pozostałą część podała sowie do wypicia. Na koniec podała jej zmieszane z wodą sproszkowane nasiona lulka czarnego, który uśmierzy jej ból.
Delikatnie położyła łapę na jej barku i zamknęła ślepia. Zaczęła od rany średniej. Na początek oczyściła ją dokładnie, by nie wdało się zakażenie. Połączyła naczynia krwionośne, dbając o ich prawidłową budowę. Usunęła resztki krwi z rany, by nie zawadzała, a następnie odtworzyła połączenie nerwów, przyspieszyła zrost mięśni i naprawiła skórę sowy, pomagając w odroście piór.
Teraz rana na kuprze. Ją również oczyściła, a potem połączyła przerwane naczyńka. Upewniła się, że z nerwami jest wszystko w porządku i ostrożnie połączyła skórę, uważając by nie pozostały żadne braki czy zgrubienia. I przyspieszyła odrost piór.
// Zużyte zioła: Na obie rany babka lancetowata, na średnią dodatkowo nawłoć pospolita, jemioła, lulek czarny.
Dodano: 2015-11-08, 18:56[/i] ]
~ Przykro mi, nie poszło idealnie. Nie będziesz miał już problemów z łuskami, pozbyłam się grzyba. Ale niestety przez rany musisz ograniczyć chwilowo walki i polowania, przynajmniej przez najbliższe trzy księżyce. ~ Spojrzała przepraszająco na Pożeracza. ~ Twoja sowa jest zdrowa, nie mam dla niej żadnych przeciwwskazań. Dbaj o swojego partnera, piękny ptaku.
: 12 lis 2015, 10:30
autor: Przedwieczna Siła
Przedwieczna przechadzała się ze spokojem po terenach wspólnych. Ze spokojem? Tak, tak wyglądała. W rzeczywistości była bardzo czujna i ostrożna. Nie miała zamiaru natknąć się na nikogo z Wody czy Życia, za to chętnie spotkałaby kogokolwiek z Ognistych.
W tych okolicach Cienistej jeszcze nie było – jako, że zyskała już dorosłą rangę, czuła się znacznie pewniej, więc i nie bała się wybierać na samotne spacery poza tereny własnego stada. Poruszała się cicho, krocząc skryta w cieniu. Jej czarne łuski zlewały się z nim, tworząc naturalny kamuflaż, za to ona sama czuła się niczym drapieżnik. Wyrzuciła z łba wszelkie zbędne myśli – była po prostu ona, samotna, jak zwykle zresztą. Nie brakowało jej bliskości innego smoka, ani nawet rozmów. Miała w środku pustkę, wywołaną przez Koszmarnego. Był jej przyjacielem i wszystko zniszczył... A tego mu nigdy nie zapomni. Tak jak nigdy więcej nie zapędzi się w taką relację z żadnym smokiem. Kravsax właściwie jej pomógł – dał jej nauczkę, że nie warto tak bardzo ufać i zżywać się z innymi. Teraz Łowczyni uważała, że postępuje słusznie, ale tak naprawdę coraz bardziej zamykała się w sobie i kumulowała w sobie złość.
W końcu dotarła do jakiejś groty. Tak! Całkiem podobna do jej własnego legowiska, a wyglądała w tej chwili na opuszczoną. Wkroczyła żwawo do środka, węsząc i nasłuchując uważnie. Wzrok niewiele jej tutaj da – było ciemno jak w... jak w grocie nocą, no. Usadowiła się pod jedną ze ścian i oparła o nią. Położyła się, wprawiając się w błogi stan – czując, że jest zupełnie sama i nie musi się nikim przejmować...
: 26 gru 2015, 13:24
autor: Przyczajona Modliszka
Modliszka przechadzała się po terenach wspólnych pochłonięta obserwacją stworzeń radzących sobie z zimą. Zawsze można było nauczyć się czegoś przydatnego nawet od najmniejszego owada i smoczyca ta dobrze o tym wiedziała. Dlatego sporo czasu poświęciła na dzisiejszą wycieczkę.
W końcu dotarła do Ciemnej Groty, jednak nie zamierzała wchodzić do środka. Wydawało jej się, że słyszy wewnątrz jakieś odgłosy i nawet nie zamierzała tego sprawdzać. Usiadła w pewnym oddaleniu od wejścia zastanawiając się nad pewnymi sprawami. Na jej łuskach nadal widać było krew zwierzyny, którą teraz próbowała wyczyścić. Dodatkowo można było wyczuć po jej zapachu, że wiele czasu spędza w lasach i ma kontakt z najróżniejszymi gatunkami zwierząt i roślin co świadczy o tym, że najprawdopodobniej jest to łowczyni.