Strona 30 z 42

: 16 sty 2018, 17:23
autor: Masochistyczny Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Hiden wybuchnął śmiechem słysząc docinki pisklaka. Jego rechot dało się usłyszeć w całym kanionie, wzdłuż i wszerz. Jaki straszny, lepiej z nim nie zadzierać!
– Nie ukrywam się. Zobaczyłbyś to, gdybyś się uważniej rozejrzał. – purpurowe ślepia błysnęły gdzieś zza grzbietu adepta – Ale skoro masz problemy ze wzrokiem, podejdę bliżej, abyś nie musiał się wysilać.
Pierwsze, co Ognisty mógł zauważyć, to czerwone szpony jego łap, lepiej widoczne poprzez mgłę niż szare łuski Cienistego. Wkrótce jednak cała jego sylwetka stała się dobrze widoczna dla Nezuriego. Był dwa razy większy od malucha, nie tylko dzięki znaczącej przewadze wieku, ale również przez swoja rasę. Uśmiechnął się kpiąco w jego kierunku. To, co aktualnie przedstawiał swoim zachowaniem było raczej żałosne, nie straszne. Nie bał się też jego "pomocy", obstawy, czy jak to tam nazwać, ponieważ było to raczej żałosne niż odważne. Udaje chojraka, a jak przyjdzie co do czego, to woła ziomków na pomoc? Co z niego za smok, skoro nie potrafi sam sobie poradzić z zagrożeniami?
Jego srebrny naszyjnik przedstawiający odwrócony trójkąt w okręgu zabłyszczał delikatnie. W oczach ciągle błyszczały iskierki kpiny i rozbawienia. Pokazał białe, zakrzywione do tyłu kły, unosząc kąciki pyska w uśmiechu.
– Wyglądasz jak pisklę, które kiedyś uczyłem o prawdziwym Bogu. Jak ona tam miała... Ferida? Tak, chyba tak. Wyglądasz dokładnie jak ona, gdy miała zaledwie sześć księżyców.
Patrzył się na niego z góry, tak jak na każdego zresztą.

: 23 sty 2018, 18:39
autor: Blizny Wiatru
Też mi coś! Udaje groźnego a tak na prawdę to co ? Pewnie jest patyczakiem w porównaniu do reszty swojego stada. dogryzają mu dlatego teraz wyżywa sie na młodszym i słabszym? nie ma tu nic z bochaterskości. Miał zamiar za raz odejśc i poszukać spokoju. chciał ciszy a nie zarozumiałych cienistych!
Ferida... wspomniał o jego przyjaciółce. zatrzymał sie i zdał sobie sprawę że ferida należała kiedyś do Cienistych.
Przystanął i spojrzał na Smoka. No widuwał groźniejsze smoki.. na przykład rozeźlonego płomienia albo rozeźloną rek... tak ona potrafi być groźna.
no ale Nie tak go rytm wychowywał... znaczy próbował. więc odpowiedział.
– Jestem Prędki Kolec nie żaden pisklak nieznajomy. a ty musisz mnieć ważny powód żeby zaczepiać podlotki a nie równych sobie. czyżby kompleksy?

: 28 maja 2018, 21:21
autor: Tialdreith
Mimo, że Kanion Szeptów nie należał do najczęściej odwiedzanych miejsc wśród terenów Wolnych Stad, to tym razem bystre oko mogło dostrzec wydłużoną, lekko połyskującą sylwetkę, która momentami przenikała wśród gęstej mgły. Gad poruszał się zwinnie, płynnie podążając przed siebie, nie zwracając uwagi na niesprzyjający teren i wiatr, który delikatnie poruszał błękitnymi piórami, które przyozdabiały skrzydła osobnika. Długa sylwetka wyginała się, zawijała niczym u węża, ale to nie zdawało się sprawiać mu żadnego problemu – w ciągu wielu księżyców zdążył przyzwyczaić się już do swojej odmiennej budowy. Czarne szpony cicho stukały o kamienną posadzkę, podczas gdy niewielkie pióra cicho szeleściły, zakłócając panującą do tej pory ciszę.
Oddychał szybko, a z każdym ruchem jego klatki piersiowej, wszystkie łuski pokrywające jego ciało odbijały światło, mieniąc się całą paletą kolorów. Gdzieniegdzie można było dostrzec fiolet, podczas gdy w innym miejscu panował błękit, który po kilku chwilach mieszał się z granatem. A całość otulona chłodną, białą mgłą.
Zatrzymał się zaraz przy skraju kanionu. Łeb zawisł nad przepaścią, szpony wbiły się w skałę. Kilka drobnych kamieni z cichym stuknięciem odbiło się od kamiennej ściany i spadło w nicość.
Otworzył pysk, wypuszczając z niego chłodne powietrze, które przemknęło wśród śnieżnobiałej mgły. Spoglądał przez chwilę w dół kanionu, żeby po chwili lekko unieść wzrok i lazurowymi ślepiami obejrzeć cały teren dookoła. Błękitne źrenice lekko się zwęziły, a szpony zacisnęły jeszcze mocniej.
Miejsce nie sprawiało pozytywnego wrażenia. Mgła ograniczała widoczność, upadek z kanionu byłby równoznaczny ze śmiercią. Porywisty wiatr momentami sprawiał, że łapy traciły równowagę, a nierówny teren także był problemem.
Ale on czuł się tutaj bezpiecznie. Nie odczuwał żadnego zagrożenia – nie było tu nikogo, kto mógłby mu zrobić krzywdę. I to wystarczało.

: 29 maja 2018, 15:22
autor: Popiół Przeszłości
Nocny leciał do swojego legowiska, aż tu nagle kogoś zobaczył. Nie było to bezpieczne miejsce, chyba wszyscy to wiedzieli. Nie zdziwiło go jednak to co ujrzał, pisklaki tak mało wiedzą. Czyżby strach był dla nich rzeczą obcą? Nie było chwili do stracenia, przed wylądowaniem samiec dokładnie sprawdził czy podłoże pod nim jest stabilne. Ziemi dotknęły silne, tylne łapy zakończone wielkimi i ostrymi szponami. Gdy czarny był już pewien, że jest bezpiecznie dołączył do łap skrzydła i takim to sposobem był po chwili na ziemi. Jego surowy wzrok padł na małego smoczka z klanu wody, starszy burknął patrząc w przepaść. "Nie zgubiłeś się? Mogę ci jakoś pomóc?" Zapytał gotowy na wszystko, wystarczył jeden zły krok, a źle się to skończy.

: 28 sie 2018, 17:07
autor: Mistrz Gry.
Obowiązkowy Soundtrack

Kanion szeptów był... obskurny. Nie schodził tu nikt, jeżeli nie musiał. Piesze ścieżki w dół były strome i niebezpieczne dla zwierząt pokroju smoka. Nie schodziły tutaj nawet najbardziej zdesperowane drapieżniki. Może tylko... te, które szukały miejsca na spokojny zgon. O ściany kanionu gdzieniegdzie opierały się stare jak Stada truchła. Wilki, żbiki, kozły. Każde z nich leżało na dnie, upodlone głodem i pasożytami. Dostawszy się tu, wiedziały, że mogą czekać tylko na śmierć. Śmierć wśród mgieł wypełniających kanion jakoby woda jezioro. Gęsta, nieprzenikniona, utrudniająca widzenie, pozwalająca dostrzec jedynie to, co znajdowało się tuż przed nosem.
To miejsce uczyło ufać swoim odruchom... orientacji, poczuciu zagrożenia. Uczyło skupiać się na zmysłach nie eksploatowanych na co dzień. Naga skała przeradzająca się w różnego typu metale rozpoznawana mogła być wyłącznie dzięki dotykowi czutemu przez palce. Liczne odnogi dawnej rzeki tworzyły labirynt, na który skazani byli pozbawieni wzroku. Nikt nie zbadał go całego...
Zapadał zmierzch. To czas by mgły uniosły się raz jeszcze. Ścieliły już dno kanionu i wspinały się jak wygłodniała puma po uwięzione na drzewie pisklęta. U szczytu rozległ się rechot żab, rzężenie ropuch, szelesty przebiegających jaszczurek i łopot skrzydeł polujących na nie wieczornych i nocnych ptaków. Koty wyszły na łów. Zdaje się... że nie tylko koty.

: 29 sie 2018, 16:57
autor: Delirium Obłąkanych


___Skrzydła mieniące się odcieniami ciepłego fioletu, balansujące na granicy z bordowym przecinały powietrze bez najmniejszego oporu, niczym elfi sztylet gładko podrzynający gardziel człowieka. Wiedźma nie musiała się wysilać, pozwalała prowadzić się prądom powietrza, dobrze wiedząc jak odpowiednio z nich korzystać. Chude ciało nie stawiało zbyt dużego oporu. Brązowe ślepia wpatrywały się beznamiętnie w otoczenie. Ostatnie promienie słońca jeszcze desperacko walczyły o chwilę uwagi, przypominając nieco krwiste plamy na ścianie jaskini, aż w końcu zanikły zupełnie. Wolne Stada znowu pogrążyły się w mroku nadchodzącej nocy. Większość smoków szykowała się już do snu w swoich jaskiniach. Ale nie Cieniści, przystosowani do nocnego życia. Nie Delirium, wychowana wśród nocnych istot, z matką królującą wśród mroku.
___Leciała powoli nad kanionem, częściowo skryta wśród unoszącej się mgły, z trudem dostrzegając skrywane na dnie zwierzęce szkielety, starsze lub świeższe. No tak. Natura nie ziała mrokiem. Wręcz przeciwnie. Zachwycała bielą kości i słodkim zapachem rozkładu, drażniącym nozdrza. Czarodziejka wypuściła powietrze z płuc, zamachała skrzydłami. Wylądowała gładko na skraju Kanionu, pazurami mocno chwytając się podłoża, patrząc w dół, wodząc długim ogonem po suchej ziemi. Jakby próbowała wypatrzeć coś wśród przysłoniętych mgłą ciemności.

: 31 sie 2018, 17:43
autor: Mistrz Gry.
Obowiązkowy Soundtrack

Światło zgasło. Niebo pokrył mrok. Opatulający je błękit czmychnął, pozostawiając miejsce mocy przenikliwej i przerażającej. Dla większości. Mgła wypełniła stare koryto. Gęstniejąc w czasie pozwalała podczas przelotu tworzyć smugi i oblepiała ciało, sprawiając je mokrym jakoby zwilżone rosą rośliny o poranku. Poranku wołającym iż czas polowania się skończył. Ta myśl mogła pozostać jednak odległa. Wszak polowanie dopiero się rozpoczyna. W kotlinie na dnie czyhały istoty umierające, zagubione, błądzące w podziemnej chmurze być może od wielu już godzin. Patrząc w kierunku klepiska na dole... nie można było dostrzec nic poza jasnym jeszcze kłębowiskiem. Czasem wydawało się lśnić... odbijać ostatnie zrozpaczone promyki światła lub pochłaniać niemądre świetliki. Lecz raz... raz mgła rozżarzyła się. Uniosła błękitnym światłem tuż przed gadzimi ślepiami, by opaść jak rzeka, która nagle przerwała bobrzą tamę. Znów wypełniła kanion... choć zalegała martwa cisza, w umyśle, jakoby podczas mentalnych rozmów, rozległ się... szept. Był niezrozumiały. Jakoby szum. Lecz rozbawiony...

: 01 wrz 2018, 12:55
autor: Delirium Obłąkanych
___Brązowe ślepia wpatrywały się z ostrożnością w mgłę, która w nietypowy sposób falowała na dnie kanionu, unosząc się jednak wyżej i wyżej. Gdy nagle coś rozbłysło tajemniczym błękitem wszystkie instynkty wiedźmy zareagowały, mięśnie zaś spięły się w gotowości. Przeczuwała, że coś wyskoczy na nią spośród mglistych czeluści, ale tak się nie stało. Wywerna zakołysała się lekko, zaskrobała ogonem o skaliste podłoże. Usłyszała dziwny szept i spróbowała rozpoznać konkretne sylaby, ale to nawet... To nawet nie były słowa. Po prostu dźwięk, nienaturalny, dziwnie niepokojący. Delirium zastanawiała się, czy sprawdzać dziwną anomalię, czy zignorować to i ruszyć w swoją drogę. Ostatecznie jednak wygrała ciekawość, mikroskopijna cząstka pozostała w niej z czasów pisklęcych. Czarodziejka ostrożnie zeszła ze skraju kanionu i zanurkowała w jego głębiny, ku mgle, by rozłożyć skrzydła i ostrożnie szybować nad nią. Chciała lecieć wzdłuż wąwozu i szukać więcej poszlak. Może to normalne w tym miejscu? Może każdej nocy dzieje się coś takiego? W końcu... To był Kanion Szeptów.

: 18 wrz 2018, 20:57
autor: Administrator
Szepty przybrały na sile, nadal będąc tymi bezosobowymi cieniami słów, których Delirium Obłąkanych nie mogła zrozumieć. Przeplatywały się wzajemnie, wypowiadane w różnych tonacjach i z różną głośnością, zagłuszając się i tworząc dość jednolite tło dźwiękowe dla poza tym odbywanego w grobowej ciszy przelotu przez mgłę kłębiącą się w Kanionie Szeptów.
Ruch po prawej stronie smoczycy zwrócił jej uwagę. Kiedy spojrzała w tamtym kierunku, dostrzegła lecącą na równi z nią smoczą postać. Ten smok zbudowany był z szarej mgły, z każdym uderzeniem serca zyskując na solidności postaci. Wyverna, o skrzydłach wąskich acz długich, o układzie łusek, kolców i rogów do złudzenia przypominających ten prezentowany przez Delirium. Ba, owa wywerna machała skrzydłami w tych samych momentach co Delirium, w identycznych wręcz gestach.
Raptem głosy Kanionu Szeptów ucichły na krótką chwilę, by zaraz wznowić wypowiadanie kwestii, tylko teraz wszystkie robiły to w jednym rytmie, co umożliwiło Delirium zrozumienie ich przekazu.
"Zajrzyj w głąb siebie. Tylko zwyciężając własne słabości pokonasz przeszkody ścieżek własnego życia. A gdy spojrzysz za siebie, stojąc pozornie w tym samym miejscu, dostrzeżesz postęp."
Delirium patrzyła w lecące obok niej lustrzane odbicie, które odpowiadało jej dokładnie tą samą mimiką pyska, jaką miała ona.

: 25 wrz 2018, 13:37
autor: Delirium Obłąkanych
___Samica wsłuchiwała się w szepty, których intensywność zaczynała wręcz atakować jej umysł, zagłuszając wszelkie inne procesy myślowe. Wiedźma zakołysała się delikatnie w powietrzu, niczym leniwie opadający na ziemię liść, by spojrzeć w bok i dostrzec kłąb szarawej mgły. W pierwszym odruchu chciała przygotować się do ataku – nic więc dziwnego, że nieujarzmiona magia drzemiąca w jej ciele zadrżała intensywnie, niczym koń gwałtownie stający dęba. Czarodziejka przyjrzała się jednak dokładniej, by dostrzec... Swoje lustrzane – prawie – odbicie. Mglista istota, mogąca być czymś na kształt cienia kopiowała każdy jej ruch, każde zgięcie mięśni. Samica poruszyła palcami skrzydeł, by zobaczyć, że gest zostaje ponowiony.
___– Nie interesują mnie pseudo-mądre porady życiowe. – Mruknęła z niechęcią, decydując się na zmianę taktyki. Wyverna złożyła częściowo jedno skrzydło i wyżej uniosła drugie, chcąc wykonać gwałtowny skręt w prawo. Mogłoby się wydawać, że planowała ucieczkę – prawda była jednak taka, że Delirium chciała zobaczyć... Czy w jakiś sposób Kanion zareaguje na jej próbę wyrwania się. Czy zaraz coś na nią wyskoczy, a może po prostu szepty zaczną cichnąć, by w końcu ją całkowicie opuścić.

: 15 paź 2018, 23:10
autor: Mistrz Gry.
Obowiązkowy Soundtrack

Lecz Kanion nie zmienił się. Delirium gwałtownie zakręciła w prawo, tracąc przez to na wysokości. Kłąb odzwierciedlający Wiedźmę zabił skrzydłami, by wznieść się w odpowiedzi, przechylając podobnie w prawo, lecz łagodniej. Po co? Arkanum mogła zrozumieć... że została oflankowana. Kłąb nabierał barw, zbliżając się swą aparycją do pierwowzoru w niebywałym już tempie. Pozostawała wyżej i nieco z boku, mając idealną pozę do obserwacji.
Wtem...
Delirium poczuła to. Potężne zawirowanie maddary w miejscu, gdzie był kłąb. Uniesienie głowy i skierowanie spojrzenia w stronę podróbki, poskutkować mogło jednym. Nieco poniżej Mgły pojawiła się postać. Również jakby kłębista, ale nie przez dym. Nie była w pełni materialna i wilgoć unosząca się w kanionie doskonale się przez nią przebijała. Twór maddary był humanoidalny, odziany w długą, elegancką suknię. Policzki mary były wychudzone, a wargi tak zasuszone, że trudno było określić czy była to twarz, czy może już czaszka. Jej dłonie były równie smukłe, lecz zakończone szponami. Zważając na porę dnia... północnica? Przyspieszyła, z zawodzącym krzykiem zmierzając w stronę Wiedźmy. Najwyraźniej chciała wbić swe przepełnione żalem szpony w jedno ze skrzydeł wywerny.


Statystyki:
A: W:4 | I:5
U: MO,MP: 2 | MA: 3
I: Twardy Blok, Niestabilna, Nieugięta, Furia Niebios
K: +3 ST do akcji fizycznych, +1 ST do rzutów na wytrzymałość, +1 ST do używania magii;

: 16 paź 2018, 16:21
autor: Delirium Obłąkanych
___Usłyszała charakterystyczny, upiorny wrzask i dokładnie w tym momencie odwróciła łeb, by zauważyć sunącą ku niej marę. Dla Delirium istota tętniła swoistym pięknem. A to, że próbowała zabić smoczycę tylko dodawało jej wypaczonego uroku. Wiedźma uśmiechnęła się lekko i zatrzymała w powietrzu, machając rytmicznie dużymi skrzydłami. Wyobraziła sobie, jak całe prawe skrzydło, od ramienia, przez paliczki, włącznie z kolorowymi błonami zaczyna pokrywać przezroczysta, niedostrzegalna prawie warstwa, połyskująca lekko w blasku księżyca. Miała grubość niecałej nawet łuski i szczelnie obejmowała kończynę, nie ograniczając jednak w żaden sposób ruchów skrzydła, które przecież musiało utrzymywać wyvernę na obecnej pozycji. Błona była elastyczna i lekka niczym samotne pióro, praktycznie niewyczuwalna dla łusek i napiętych błon. Jej twardość dorównywała jednak najtwardszemu diamentowi, tak aby szpony północnicy nie zdołały w żaden sposób dotrzeć do ciała. Delirium obserwowała przeciwniczkę uważnie, z dziwnym zaintrygowaniem, wręcz chorą fascynacją. Jakby nie traktowała jej jako zagrożenie, lecz niesamowity artefakt. Przelała magię w swój twór i czekała na swój ruch.


: 18 paź 2018, 21:59
autor: Mistrz Gry.
Północnica zawyła, przeszywając powietrze swym głosem, zbliżając się szybko i niepowstrzymanie. Powietrze wydało się nagle chłodniejsze, a mgła zaczęła się krystalizować. Choć nie mogły dostrzec tego oczy ze względu na mikroskopijność zawieszonego we mgle lodu. W następnej chwili upiorzyca objęła rękoma błonę wyernowatej próbując wbić w nią szpony i rozorać, lecz zamiast tego w lodowatym powietrzu rozległ się rozrywający skronie, przeciągający się trzask jakoby zardzewiały metal osunął się po swoim bliźniaku. Powoli i nieubłaganie, dźwięcząc w uszach z całych swych sił. Uderzenie skrzydeł zbiło północnicę, która rozwiała się w dym i zastygła we mgle. Maddara została rozproszona. Pysk wiedźmy rozcinał mroźne powietrze, a chłód boleśnie zaczął osadzać się wokół oczu. Chwilę później nagromadzenie mgły nieco się rozrzedziło – ciężar zimna musiał nieco utemperować jej skłonność do wznoszenia się.

Statystyki:
A: W:4 | I:5
U: MO,MP: 2 | MA: 3
I: Twardy Blok, Niestabilna, Nieugięta, Furia Niebios
K: +3 ST do akcji fizycznych, +1 ST do rzutów na wytrzymałość, +1 ST do używania magii;

Wykorzystane atuty:
Dellirium: Furia Niebios
Lustro: Furia Niebios

Delirium:
1x rana lekka

Lustro:
1x rana lekka

: 04 lis 2018, 11:52
autor: Delirium Obłąkanych
___Wywerna potrząsnęła rogatym łbem, gdy zimno zaczęło boleśnie piec ją w ślepia. Zamachała potężnie skrzydłami, wznosząc się przy tym o kilka szponów wyżej i przystąpiła do ataku. Przeszło jej przez myśl, że lustrzana istota zostaje zraniona w tym samym momencie, co wiedźma sama w sobie. Postanowiła więc pójść w spryt. Widmo, zjawa, upiorzyca – jak zwał tak zwał, czyli istota generalnie obawiająca się światła. Wokół panowały dzikie ciemności. A gdyby tak to zmienić? Może dzięki temu istota rozproszyłaby się i zrezygnowała z dalszej walki? Wiedźma przelała więc magię w kolejny twór – a była nią do bólu zwyczajna, idealnie okrągła kula o średnicy czterech szponów, unosząca się w powietrzu dokładnie pomiędzy Arkanami, a jej mglistym odpowiednikiem. Twór miał być niematerialny, czyli przy dotknięciu łapa po prostu by przez niego przeszła, ale jego główną właściwością było świecenie potężnym, śnieżnobiałym światłem, mającym – o ile się dało – zdezorientować widmo. Teoretycznie nic nie działa na mocy ciemności lepiej niż przeciwieństwo, ale ile było w tym prawdy?

: 16 gru 2018, 16:59
autor: Administrator
<ze względu na nieaktywność MF kontynuowany, jeśli Arkana będzie sobie tego życzyła, w dziale Lustro Katamu>

: 05 sty 2019, 19:40
autor: Cień Kruka
Śnieg skrzypiał cicho pod łapami, gdy szła naprzód. Napędzana najstarszym z instynktów – głodem, potrzebą zdobycia choćby odrobiny pożywienia, przemierzała skryty w mroku świat, unosząc łeb wysoko, chwytając wiatr i pozwalając, by szeptał jej o zbliżającym się mięsie. Bo coś musiało się w końcu zbliżyć, prawda? To miejsce... Czuła starą woń krwi, woń walki. Coś żyło tu bez wątpienia, a potem najwyraźniej przestało. Istniała nadzieja, że pojawi się nowe... I że również będzie mogła przekonać je, z użyciem argumentu siły, by przestało oddychać.
A może ta woń krwi należała do niej? Ile to już razy rozkrwawiła sobie łapy na zamarzniętym śniegu? Czyż jej szlaku nie znaczyły krwiste odciski łap? Nie osłonięta grubym futrem, nawet nie do końca świadoma, że mogłaby takowe posiadać, szczególnie źle znosiła wędrówkę po ośnieżonym podłożu.
Może to był kolejny z powodów, dlaczego wybrała właśnie to miejsce? Osłonięty wysokimi ścianami kanion zapewniał jej ochronę przed podmuchami wiatru, leżało tu także mniej śniegu, a stąpanie po gołej ziemi, choć również nieprzyjemne, mniej raniło delikatne poduszki.
I w końcu stanęła, nie wiedziona myślą, a przeczuciem, decydując, że właśnie to miejsce, w którym stoi, daje jej największą szansę schwytania czegoś jadalnego. Legła obok jednego z większych kamieni na podobieństwo nawianej śniegiem zaspy, jednym ze skrzydeł osłaniając szczegóły sylwetki, wierząc, że panujący tu mrok, rozświetlony jedynie gwiazdami błyszczącymi na niebie, pozwoli jej pozostać niezauważoną.

: 07 sty 2019, 13:21
autor: Remedium Lodu
  Nawet zwykłe zaklęcie światła mogło być przyjemnie złożone i ciekawe, nawet w takich okolicznościach. Takie też było. Fragmenty świetlistych korzeni o dobrze wyciągającym nocne detale jasnoniebieskim odcieniu wiły się i przepełzały jedno przez drugie, nie czyniąc jednak szkody śladom na śniegu, skoro pozbawione były namacalnej materii. Ażurowy półksiężyc światła podążał wprzód w ciężkim do określenia tempie. Intensywność świecenia była tylko na tyle mocna, by wspomóc podróż a nie odzwyczajać ślepi od ciemności. Jego ciągle żywa, ruchliwa natura niesamowicie utrudniała ocenę wywołując iluzję ruchu nawet, gdy środek stał w miejscu. Nawet, gdy stąpająca powoli, wręcz skradająca się sylwetka ciemnego smoka stała w miejscu, skryta w mroku po drugiej stronie świetlistej łączki, ciężko było określić po tym zaklęciu gdzie mogłaby się znajdować.
  Zapewne widok krwawych smoczych śladów powinien wywołać jakieś uczucia. Może nawet emocje. Wokół zgęstniała rzeka mroku płynąca ciężką wydzieliną przez kanion opuszczony przez swą rzeczną matkę; gruboziarnista, przypominająca burzę piaskową mgła osiadła bezwładnie nawet w Białej Ziemi, niosąc w swym mlecznym eterze pośród lodowatego, dziwnie lepkiego deszczu, słynne odgłosy Kanionu Szeptów.
  Lód wyobrażał sobie, że u smoków które odczuwały emocje zamiast dochodzić do wniosku, że należy je odczuwać, okoliczności faktycznie mogły być ciężkie. Nawet u niego dociekliwej ciekawości zawtórowało początkowe spięcie, gdy odnalazł drażniący nozdrza trop. Przysunął pysk do odcisku łapy, tym razem na tyle świeższego by wyczuć pełniej bukiet zmęczenia, które poza krwią odcisnęła poduszka smoczej łapy. Parował ów samiczy zapach szybko- ostateczny dowód na to, że posoka pochodzi z rany właścicielki, nie z zadanej obcemu. Oraz że jest wynikiem ciężkiej podróży, podobnie jak metodyka stawiania łap. Momentami ciężko było odróżnić ów chód od słaniania się.
  W końcu bezpańskie wężowe światła roztoczyły swoją aurę po twardej posadzce docierając do miejsca, w którym ślady się urywały. Remedium, stojąc z tyłu przymrużył ślepia. Czasem przekleństwo dostrzegania rzeczy, jakimi powinny być stanowiło błogosławieństwo. Śniegu nie było tutaj wiele, nawet sam trop odbijał się tylko częściowo, więc hałda śniegu wielkości smoka byłaby co najmniej nie na miejscu. Prawdę powiedziawszy skojarzenie z zaspą przyszło dopiero po chwili, bowiem było po prostu nielogiczne: tropy urywały się wprost na białej sylwetce, nie zostawiając na niej śladu. Naturalną konsekwencją tego było, że odnalazł więc źródło śladów. Zaspy, w przeciwieństwie do smoków, nie mają natomiast tendencji do pozostawiania aromatycznych odcisków łap wedle najlepszej wiedzy dostępnej Wodnemu. Ani do wydzielania ciepła, co podpowiedziało parę magicznych węży pełzających po okolicy.
  Skąd mogła być ta smoczyca? Na pewno nie z Wolnych Stad, inaczej wezwałaby łowcę lub uzdrowiciela, skoro znajdowała się w stanie takiego wycieńczenia. Chyba, że nie władałaby głosem ni maddarą, lecz i wtedy nie pchałaby się do Kanionu Szeptów. Więc obca, nowoprzybyła? Prądy powietrza ślizgające się na różnych pułapach w kanionie i tak musiały przyciągnąć już ku niej dwuznaczny zapach felczera, więc dalsze osłanianie swojej sylwetki cieniem nie miał sensu. Poza tym dawało mu pewną formę przewagi, definiowało dogodniejszą pozycję łowcy, w której nie miał zamiaru się stawiać. Nie w tym stopniu przynajmniej.
  Twardziej fioletowych szponów stuknęła więc i chrobotnęła na nieustępliwym jak żelazo podłożu, gdy zdjął zeń magiczną otulinę. Stał na ostatnim, prostym odcinku kamiennego korytarza krytego księżycową powałą, od smoczycy dzieliło go może dziesięć ogonów. Żaden dystans, zarazem dystans neutralny. Szczególnie, gdy miękkie światło jego zaklęcia rozpełzło się nieznacznie po okolicy, rozproszyło i wydłużyło, tworząc szerszą, delikatnie podświetloną ścieżkę odznaczającą na równi sylwetki obojga smoków. Na tym etapie Lód nie przyjmował absolutnie żadnych założeń na temat natury białej i… najwyraźniej pozbawionej futra i łusek gadziny. Nawet nie mógł mieć absolutnej pewności, czy nie popadła w śpiączkę z wychłodzenia, choć jakoś nazbyt dobrze upatrzyła sobie swoje miejsce. Stał więc pewnie, lecz nie nonszalancko i posłał pozbawioną werbalności wiadomość mającą zwrócić ostatecznie uwagę obcej, że jest świadom jej obecności, być może ją wybudzić.
  Węże zaklęcia Remedium w otoczeniu smoczycy nabrały lekko złocistego koloru i zaczęły wydzielać nieco ciepła jednocześnie zwalniając swe ruchy. Ciepła nie było na tyle, by zaspokoić potrzeby wymarzłego smoka, lecz dodawały się do jej własnej magii i stanowić miały znak, że ciemnoniebieski smok nie szykuje się do ataku. Światła jednak nie przybyło, więc nikła jego ilość wciąż ich nie obnażała, pozostawiała obie strony czujne. Rzeczowa, chłodna myśl musnęła smoczycę, być może celem jej wybudzenia, lecz także podkreślenia że ją widzi. Nie niosła ani groźby, ani obietnicy i ta właśnie neutralność była chyba najdziwniejsza. Zawierała tylko wizję zakrwawionych łap smoczycy, sugestię by je ukazała. Suchą informację, że niebieskołuski potrafi ją wyleczyć, w formie wizji zanikających ran.

: 07 sty 2019, 13:54
autor: Cień Kruka
Jej nosdrza drgały lekko, jednak ten ruch skrywała pod skrzydłem; nie obawiała się, że ją zdradzi. Czuła woń, jednak trudno jej było ocenić, czy jest to woń z zakresu jadalnych. Przesycona feerią nieznanych zapachów, obca, przywodziła raczej na myśl rośliny, niż mięso. Jednak jej źródło się przemieszczało, zbliżało w tajemniczy sposób, niosąc ze sobą światło.
Pierwsze promyki przefiltrowało skrzydło, stłumiły warstwy piór. Jednak im bliżej znajdował się obiekt, tym boleśniejsza stawała się jasność. Trwała jednak nieruchomo. Czekała. Cokolwiek to było, szło prosto na nią, prosto w zasadzkę... Niewiele brakowało, by znalazło się w zasięgu ataku.
I wtedy stanęło. Przez ukryty pod skrzydłem pysk przebiegł grymas irytacji. Mimo to jednak, mimo światła palącego ją w ślepia i obiektu, który był tak blisko, nie drgnęła nawet. Życie nauczyło ją cierpliwości; nie mogła sobie pozwolić na spłoszenie potencjalnego posiłku, choć ten konkretny, mimo przemieszczania się (z natury właściwego istotom żywym) nie wydawał się pachnieć czymkolwiek jadalnym.
Poczuła ciepło, wyczuwalne, przyjemne. To ten tajemniczy obiekt je wytwarzał? Zdążyła już zaobserwować, że wszystko, co żyje, wydaje się cieplejsze od niej. Jednak nos mówił jej, że stał daleko – jakże gorący musiałby być, by wyczuwała go już tutaj!
Znalazł jej umysł. Co więcej, widział ją.
Na chwilę wstrzymała oddech, zaskoczona tym uczuciem, tak dawno włożonym między wspomnienia. Czy to znaczy, że nie była jedyną, która posiadła tę sztukę? Drugiego znającego ją smoka zabiła przecież dawno, dawno temu...
Myśli płynęły szybko, szybciej jednak reagowało ciało. Zaspa niemalże w jednej chwili przekształciła się w smoka – skrzydła zostały złożone, a Numer Szósty zerwała się na równe łapy, kierując drgające nosdrza w stronę dziwnego obiektu i mrużąc rażone światłem ślepia.
To, co przed sobą ujrzała, bez wątpienia było smokiem. Jasno świadczyły o tym lśniące łuski, dwie pary łap i jedna para skrzydeł. Choć nie niósł smoczego zapachu, jego wygląd jasno mówił, że ma przed sobą coś jadalnego. A to coś jadalnego najwyraźniej miało ochotę na jej krew... Choć nie wydawało się póki co wrogie.
Końce jej uszu skierowały się naprzód. Zaraz za nimi poszła wyciągnięta szyja, naprężone ciało. Ruszyła ku niemu – powoli, ostrożnie, po delikatnym łuku. Nie bezpośrednio, a tak, by jeśli ten się nie poruszy, zajść go od strony lewego barku. Nie była jeszcze pewna, czy ma przed sobą posiłek, czy zagrożenie. Ale zamierzała tą kwestię szybko wyjaśnić.

: 31 sty 2019, 14:57
autor: Remedium Lodu
  W jej ruchach znać było dzikiego drapieżcę. Samotnik spoza bariery, nienawykły do kontaktów z innymi, albo i nawykły do innego rodzaju relacji, opartych o najprymitywniejszą konkurencję. Zupełnie inny świat. I tak go usiłowała zajść- jak lis usiłujący zajść ofiarę, który to spektakl natury ostatnio dane mu było obserwować z ukrycia. Czy ta samica naprawdę usiłowała go skategoryzować w tak wąskich koncepcjach?
  Nie pozwalał jej się zachodzić. Więcej- stawiał niewielkie kroki wzdłuż jej linii chodu wciąż utrzymując między nimi dystans i sprawiając, że poruszali się w tym samym kierunku. Pilnował tylko, by nie dać się wmanewrować w zaułki i niedogodne pozycje. Wokół tańczyły rozbłyski świateł z wężowego kobierca maddary. Nie bez powodu- przyzwyczajały one spojrzenia obu smoków do nieco zbyt łaskawej jasności, lecz po ich ewentualnym wygaszeniu to Lód dysponowałby przewagą wzroku ze względu na biel ciała smoczycy przeciw gęstemu granatowi z wąskim tylko błękitem własnej grzywy i szafiru na jego grzbiecie.
  – Masz własne imię? – nie mógł mieć pewności, czy będzie zrozumiany, lecz chciał nawiązać kontakt już na początku; jak pojmowała sens tożsamości. Kanion Szeptów wtenczas począł przeradzać się w Kanion Wrzasku. Wiatr wył jak ranny demon, wzmagając się na sile i przeciskając przez otwarte żyły kanionu na pozór oszalałego zwierza ryjącego na oślep ścieżki przez leśne parowy. Samica wyglądała na wygłodniałą, w kontrastowym świetle ślepia Uzdrowiciela łatwo wychwytywały węzły ścięgien i mięśni obciągnięte prawie nagą skórą. Nawet zapach smoczycy był nietypowy jak na gada- inny, nawet drażniący. Wraz ze słowami posłał ku niej mentalną sugestię sojuszu: uczucie głodu i obraz ich dwójki na wspólnym polowaniu. W jego torbie, szczelnie owinięta, leżała porcja świeżego mięsa, która miała być spełnieniem tej obietnicy. To jednak pozostawił na razie dla siebie. Nie znał jej psychiki, nie wiedział czy nie zechce w takim razie zdobyć i jego i zawartości jego torby.
  W tamtych przekazach nie tkwiła ni wyższość, ni strach. Lód nie obawiał się konfrontacji- mimo swej uzdrowicielskiej roli nie uznawał u siebie słabości i braku samowystarczalności. Efekt własnych doświadczeń, niezwerbalizowanych ale jasnych dlań kompleksów Daru Tdary skrytych za jego niechęcią do Czarodziejów, wreszcie zapewne i samej smoczej natury. Nie oznaczało to jednak, że dążył w tej chwili do konfrontacji, przeciwnie. Zależało mu na nawiązaniu porozumienia, wreszcie i pomocy smoczycy. Nikt nie tkwił w jej stanie z własnej woli, koncepcja takiego stanu rzeczy była immanentnie sprzeczna z naturą Remedium. Poświęcił już jedno życie dla przekonań o wartości smoczej natury i wciąż uznawał agresję za rozwiązanie ostateczne. Bo w chwili, gdy w powietrzu strzelały zaklęcia, świstały szpony i kreśliły swe drogi łuki z krwi i śliny- rzadko kiedy można było cofnąć się do punktu wyjścia. Nie, ta smoczyca zasługiwała na pomoc, jak każdy.
  Lód stanął i wyciągnął do niej wierzchem do góry jedną łapę w zapraszającym geście. – Chodź. Ta wichura nas zmiecie samych. – istotnie, oba smoki musiały w tej chwili podejmować nieustanny wysiłek, by siła wiatru nie zerwała ich skrzydeł z barków i nie porwała gadów jak kruche płatki śniegu. I kolejna wizja, jeśli wciąż mógł sobie na nią pozwolić. Zapraszająca, rzekłbyś: bezpiecznego załomu skalnego położonego nieopodal. Lód mijał go przed chwilą, gdy było jeszcze spokojniej.

: 03 lut 2019, 19:46
autor: Cień Kruka
Nie spuszczała z samca wzroku, odnotowując każde jego zachowanie, szukając odpowiedzi na podstawowe pytanie, zadawane zawsze, gdy spotykała coś nowego – pożywienie, czy zagrożenie? Nie zachowywał się jak bezwolna ofiara, lub też nie widział w niej zagrożenia. Ale to nawet lepiej; lubiła posiłki, za którymi nie trzeba biegać. Ten tutaj wyglądał, jakby czuł się jej równy. W powietrzu nie czuła jego strachu... Jednak podjął okrążenia, wraz z nią tocząc kołem.
Gdy wydał dźwięk, poruszyła uszami, nie mogąc się zdecydować, czy utrzymać je nakierowane na niebieskiego osobnika, czy też przylepić płasko do karku. W końcu zdecydowała się na coś pośredniego, stawiając je pionowo. Nie była przyzwyczajona do tego, by smoki wydawały dźwięki celowo; zdawało jej się to dziwnym pomysłem. Mogło spłoszyć strachliwą ofiarę, lub zdradzić położenie drapieżnikowi. Ten jednak nie wydawał się polować... Chyba, że polował na nią.
Może więc wydanie dźwięku rozumiał jako demonstrację siły?
Zdecydowała się odpowiedzieć, w podobnym stylu. Uniosła skrzydła, stykając ich ramiona ze sobą, by utworzyły pióropusz okalający jej ciało i uczyniły ją większą, po czym zaszczekała donośnie. Niech wie, że i ona się nie boi zarówno jego, jak i wszystkiego, co mogło ją tu usłyszeć!
Rozłożenie skrzydeł szybko okazało się błędem. Gwałtowny poryw wiatru szarpnął pierzastymi lotkami, wytrącając ją z równowagi i niemalże zdmuchując, próbując nią rzucić w pobliską ścianę. Stuliła uszy, składając znów ciasno skrzydła, starając się nie wypaść z rytmu, nie stracić odległości, wciąż toczyć kołem. Nie rozumiała wciąż fenomenu przeciągów szalejących w tej ogromnej jaskini. Raz istniały, raz nie; czasem niemalże ją przewracały, innym razem tylko szumiały drzewami niczym oddech. Wydawały się nieuzasadnione niczym, ani też w żaden sposób nie wywoływane...
No chyba, że jej pomysł był prawdziwy i gdzieś na końcu tej jaskini, pod ścianą zbyt odległą, by dotrzeć do niej idąc choćby i księżyc, siedział duży smok i machał skrzydłami. Naprawdę bardzo, bardzo duży...
Otrzymawszy wizję, poczuła kolejne zaskoczenie. Proponował jej wspólne łowy... Proponował mięso, sojusz. Posługiwał się Mocą, zupełnie jak ona. Jak kiedyś Dziewiąty. W przeciwieństwie do Dziewiątego jednak, nie czuła wszystkiego; nie pozostawał w stałym kontakcie, a ona sama nie mogła odczytać jego emocji. Nie wiedziała, jak to rozumieć – jako oznakę siły, czy słabości?
Sięgnęła do Źródła, przygotowując odpowiedź, która po części miała też być pytaniem.

W wizji samiec mógł zobaczyć stos smoczych czaszek, usypany na środku dużej jaskini. Czaszki były różnych rozmiarów, z przewagą bardzo młodych smoków, lub wręcz piskląt. Na ich szczycie zaś siedziała biała samica, owijając łapy ogonem i dumnie wystawiając pierś naprzód – prawdziwe uosobienie potęgi.
Następnie wizja się zmieniła; zobaczył samego siebie jej oczami, a wraz z tym widokiem napłynęła ciekawość.

Pokazując mu swoje trofea, liczyła na podobną odpowiedź. Taką, która wyjaśniłaby ostatecznie, czy był od niej słabszy, czy też silniejszy. Słabszego pożre; nawiązanie sojuszu z silniejszym byłoby zaś rozsądne.
Gdy stanął, również się zatrzymała. Uszy, wcześniej stulone, znów wystrzeliły naprzód, rejestrując nowe dźwięki. Ogon zamiótł śnieg, a umysł skupił się na nowej wizji, próbując odczytać myśli samca.
Pragnął... skały.


W kolejnej wizji pokazała mu ogromnego czarnego smoka o wielkich, błoniastych skrzydłach, siedzącego na tylnych łapach, a pozbawionego przednich. Gdzieś w okolicy jego zadu znajdował się las, w porównaniu do zadu przypominający niską trawę, a łeb na długiej szyi opierał się o chmury, niczym o stały twór, stanowiący sufit. Wielkie, rozłożone skrzydła, zagarniały powietrze, pchając je naprzód miarowymi uderzeniami, sprawiając, że drzewa szumiały, a z nieba spadały białe kawałki chmur, lecąc w dół, na ziemię. Po paru uderzeniach kolos zmęczył się i złożył skrzydła, a opady ustały. Wizji towarzyszyły kolejne uczucia – spokój i cierpliwość.

Ruszyła jednak naprzód, powoli, tuląc uszy do karku. Gdyby pozwolił jej podejść na tyle blisko, obwąchałaby końce pazurów łapy, którą ku niej wystawił.

: 26 maja 2019, 0:57
autor: Dzika Gwiazda
Dzika przybyła do Kanionu w bardzo konkretnym celu: zamierzała spotkać się z uzdrowicielem Ognia. Była nawet ciekawa kto nim był, ponieważ ostatnim jakiego znała był niesławny Płomień Świtu. Wciąż badała nastroje smoków dotyczące bogów i bariery, a im dłużej pytała, tym bardziej zaskoczona była. Usadowiła się wygodnie, skupiła maddarę i wystosowała następującą wiadomość.
Jestem Dzika Gwiazda, łowczyni Ziemi. Przybądź do Kanionu Szeptów Uzdrowicielu Ognia, bo potrzebuję twojej porady. – teraz pozostawało tylko czekać.