Strona 30 z 45

: 01 maja 2019, 12:06
autor: Szarpiący Obłoki

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Może gdyby Obłok częściej decydował się na rozmowy z nieznajomymi, odkryłby, że nie każdy na świecie był podobny tym smokom, które skrzywiły mu światopogląd. Ale też, może teraz, trafiając na Tejfe miał po prostu szczęście, że nie był oni jednym z tych, którzy zostawiają trwałe ślady na psychice? Ostatecznie jednak, te rozważania nie powinny mieć miejsca, bowiem Marduk już jakiś czas temu nauczył się, ze inni nie są w stanie go skrzywdzić, jeśli im na to nie pozwoli. Był bezpieczny w swojej skorupie nieufności.
Pochylił się za to nad sprawą tożsamości, zastanawiając się jak kształtowała się ona i jakie przybierała formy, choćby w jego przypadku. Co świadczyło o tym, kim był teraz? Widział kilka zależności, ale nie chciał się nimi dzielić. Przygasł odrobinę i kiwnął głową zgadzając się ze słowami złotołuskiego. Ale już po chwili komplement ponownie rozjaśnił jego oczy, które nagle zaczęły przypominać ciepły blask słońca nie zaś wściekłą żółć zawiści.
Zamaskował zakłopotanie parsknięciem.
Dzięki – mruknął, odwracając wzrok na jedno uderzenie serca. A gdy ponownie skrzyżowali spojrzenia dostrzegł nie blizny, łuski czy grzywę, ale zbiór cech zamkniętych w niedoskonałym ciele. Dostrzegał całokształt, dostrzegł smoka.
Łapiąc się na przedziwnym uczuciu fascynacji, zamrugał, skupiając się na słowach.
"Bardzo młodo zostałeś uzdrowicielem."
Były ku temu powody. Tak wiele poczucia własnej wartości zależało od tej ceremonii, tak wiele dróg otwierała, że chciał jak najszybciej mieć to za sobą. Może nie czuł się zupełnie gotowy by kroczyć samotnie ścieżką uzdrowiciela, ale miał do tego dryg, posługiwał się maddarą z łatwością więc nie chciał opóźniać nieuniknionego. Dopiero bowiem przyjmując obecne imię czuł się naprawdę wolny. Czuł się równy.
Szybko się uczę – odparł, uśmiechając się kącikiem pyska, odrobinę zaczepnie. Nie potrafił skomentować szczerego podziwu dla profesji. Sam miał do niej podejście raczej... bezuczuciowe. Było to zajęcie, które wybrał nie z powołania, a z pragnienia udowodnienia innym, że się nadaje. I udało mu się. A nikt, kto miał okazję nauczyć go czym naprawdę jest uzdrowicielstwo, jakie niesie za sobą nie tylko obowiązki, ale przywileje i wspaniałości... nie przekazał mu tej wiedzy. Wszystko musiał odkrywać i rozumieć sam.
Ciekawość Tejfe podsunęła mu pewną myśl, ale nie wcielił jej w życie. Zamiast tego zerknął w bok i przeciągnął ogonem po zieleni traw.
Zawsze jeszcze możesz nim zostać i się przekonać – rzucił lekkim tonem, a potem, po chwili milczenia, spojrzał na towarzysza bystrzej.
Właściwie, dlaczego miałbym tego nie zrobić?
Zaczepny uśmiech Szarpiącego ustąpił psotnemu wygięciu pyska. Oczy zaś, rozbłysły enigmatycznie.
Pokażę ci... – Zbliżył się, wyciągając łapę i łagodnym gestem objął nią smukły pysk Wyśnionego. Zanim zamknął oczy, przez chwilę patrzył w czysty błękit. Potem wziął głęboki oddech i zdawać się mogło, że razem z wydechem w ciało złotołuskiego wniknęła magia uzdrowiciela. Delikatna i łagodna jak muśnięcia motylich skrzydeł, mknęła przez ciało smoka, a choć była pozornie jedynie rutyną, którą każdy uzdrowiciel wykonywał przed zabiegiem, to teraz nie tylko to miała na celu. Obłok skupiał się bardziej na własnych odczuciach. Na niezwykłym poczuciu potęgi i odpowiedzialności, na splocie obaw i skupienia, przytłumionych pewnością uzyskana przez księżyce nauk i praktyk. I wreszcie na czymś, co zawsze od siebie odsuwał, bo... nie było właściwe podczas leczeń. Uczucie zjednoczenia. Podzielenia się swoją magią, splecenia jej z ciałem drugiego smoka, który w jednej chwili powierzał mu całe swoje życie.
Wrażenie, które Tejfe znał z niejednego leczenia po chwili ustało, ale zamiast niego w jego głowie rozkwitła cała paleta obcych emocji i wrażeń. Dziwne, niepodobne do niczego uczucie posiadania nieswojego ciała i możliwość manipulowania nim na pierwotnym poziomie. Płynąca z tego potęga i trzymająca ją w ryzach odpowiedzialność. I wreszcie przedziwne, niepokojąco-satysfakcjonujące uczucie, kiedy na krótką chwilę ktoś do ciebie... należy. Niemal tak, jakby był częścią ciebie.
Kiedy ostatnie uczucie wybrzmiało, Obłok powoli otworzył oczy i cofnął łapę.
To... to właśnie czuję – wyszeptał zdławionym głosem, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę pierwszy raz w życiu zrobił coś podobnego, coś tak... intymnego, jak podzielenie się swoimi emocjami w taki sposób.

: 01 maja 2019, 16:02
autor: Tejfe
Ciężko jest chyba jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie dlaczego jesteśmy tym kim jesteśmy. Co kształtuje nasz charakter? Czy jest to coś niezależnego od nas, przypisanego nam z góry przez bogów? Czy może jesteśmy tak naprawdę zlepkiem różnych napotkanych na swojej drodze smoków, ich zachowań, ich przemyśleń? A może to konkretne, ważne wydarzenia w naszym życiu są punktami, które popychają nas do przodu, zmieniają nas albo rozwijają jakieś cechy? Budują przyszły światopogląd?
Pytania nad, którym zastanawiał się Marduk nie były obce jego rozmówcy. Tejfe, którego umysł teraz co prawda wypełniały inne zagadnienia, nieraz próbował odpowiedzieć sobie na to kim on właściwie jest i dlaczego? Był podchodzącym pod trzydziestkę smokiem, który za młodu przeżył dwie traumy, a te w jakiś sposób odcisnęły na nim swoje piętno. Był dorosłym smokiem o małej budowie ciała i specyficznej fizjonomii. Nosił blizny od ognia. Często czuł się jak małe pisklę, choć ma w sobie też coś ze starca. Bywa niepewny siebie, a jednocześnie bardzo otwarty na innych. Pragnie otaczać innych miłością, bo sam tej miłości łaknie. Wciąż jest adeptem, który trzyma się tej rangi, bo za rzadko zbiera się do walk na arenie. Zdecydował się zostać czarodziejem, chociaż denerwuje go zadawanie innym bólu.
Może powinien zrobić tak jak powiedział Marduk?
Zawsze możesz jeszcze nim zostać. – Jednak w roli uzdrowiciela też się nie widział. Chyba bał się, że nie spełniłby oczekiwań.
Do całej długiej listy przymiotników, cech i innych rzeczy, którymi określał siebie, gdy czasami myślał nad sobą i nad swoim życiem, a robił to dość często, gdyż łatwo popadał w zadumę, dostawił sobie dzisiaj kolejną ważna rzecz.
Kiedy zobaczył jak po wypowiedzianym komplemencie, oczy Marduka jaśnieją, zrozumiał, że jest kimś komu największą radość daje uszczęśliwianie innych. Nie pierwszy raz odczuwał przyjemność spowodowaną tym, że ktoś się przy nim śmieje lub uśmiecha, ale pierwszy raz nazwał to w głowie jakimiś słowami. Może dlatego, że tym razem spełnienie spowodowane czyimś uśmiechem było dużo większe niż zwykle, gdyż Marduk raczej nie należał do tych, do których łatwo się było przebić?
Nawet jeśli skwitował jego słowa zwykłym mruknięciem, a wcześniej głuchym parsknięciem, Tejfe poczuł bardzo usilnie, że chyba naprawdę do niego trafił.
Nie skomentował tego jednak, tylko patrzył się zachwycony w te rozpogodzone ślepia. Nie odczuwał jakieś pazernej dumy z powodu, że udało mu się zmienić postawę samczyka – Tejfe nie miał zbyt mocno rozbudowanego poczucia własnej wartości. On był po prostu tym faktem głęboko uszczęśliwiony.
Marduk tak jak on teraz nie skomentował jego słów podziękowań ani tego, że mółby spróbować uwodzicielstwa, tak tamten nie skomentował jego wypowiedzi odnoszącej się do jego tłumaczenia się i jego blizn. Zresztą Tejfe wcale tej odpowiedzi nie oczekiwał jakoś bardzo. Chciał zakończyć po prostu kwestie wzajemnego tłumaczenia się czy jakichkolwiek innych form przeprosin. Ich spotkanie nie zaczęło się miło, ale przecież może się tak skończyć.
Zamiast tego, Szarpiący Obłoki znowu wrócił do kwestii uzdrowicielstwa i odpowiedział na jego rzucone mimochodem pytanie czy też stwierdzenie o więzi łączcej uzdrowiciela z pacjentem. Właściwie to... Zrobił coś czego Tejfe w ogóle się nie spodziewał.
Z dziwnym spojrzeniem pyska wyciągnął do niego łapę i nim on zdążył zaprotestować, położył ją na jego pysku. Tejfe był zdziwiony, ale poddał się jego działaniu. Zamknął oczy i pozwolił mu przepuścić swoją magię do jego ciała.
Na początku było tak – jak za każdym razem, gdy pozwalał przepuszczać Sylmare czy Eliane ich magię do jego ciała. Poczuł to całkowite oddanie, całkowite zdanie się na czyjąś moc, wiarę w cudze zdolności i zaufanie.
Jednak on nie był teraz ranny, a Marduk nie leczył go teraz swoją magią. Przepuszczał ją do jego ciała, by pokazać mu co on czuje podczas leczenia.
I tak na jeden moment, Tejfe przestał być sobą. Jego myśli, jego odczucia zajęły odczucia Marduka. Tutaj myśli nie był potrzebne. Czuł emocje, które ten mu przekazywał. Jego lęki i obawy, ale też jego skupienie i pewność siebie w chwili, gdy był odpowiedzialny za cudze życie. Jego świadomość posiadanej władzy, ale też jego świadomość ciążącej odpowiedzialności. Poczucie zjednoczenia, łączące go dziwną więzią z drugim smokiem. Tak jakby on był częścią ciebie. To było akurat coś, co jako poddający się cudzej magii – on także doświadczał. Jednak teraz miał możliwość spojrzenia na to od drugiej strony.
Tejfe wydawało się, że ten kontakt, który nawiązał z nim młodszy samiec z Wody trwał bardzo długo. Całkowicie oddał się tym wszystkim przepuszczanym do niego bodźcom i uczuciom, będąc niemalże zabawką pod wpływem jego mocy, do której mógł przesłać wszystko.
Kiedy ten zerwał kontakt, był oszołomiony. Minęła chwila nim otworzył oczy, które zaraz po tym jak spotkały się ze spojrzeniem Marduka, wypełniły łzy. Nie do końca umiał nazwać słowami swoje poruszenie, ale czuł gdzieś podświadomie, że to co teraz zrobili, co zrobił Marduk, było w jakiś sposób wyjątkowe.
Podzielić się z kimś częścią samego siebie w tak otwarty i szczery sposób?
Dlaczego pokazał to właśnie mnie?
Nie bardzo wiem co mam teraz powiedzieć.– wymamrotał Tejfe, którego uderzył nagle myśl, że bardzo źle by się teraz poczuł, gdyby po tej całej "akcji" mieliby się teraz pożegnać i rozstać.

: 07 maja 2019, 9:58
autor: Szarpiący Obłoki
Widok łez w oczach Wyśnionego sprawił, że trzewia Szarpiącego ścisnęły się w obawie. Skrzywdził go? Nie to miał na celu i był pewien, że nie wyrządził mu magią żadnego bólu. Nie ingerował przecież w jego ciało w taki sposób. A jednak... jasny błękit wyraźnie szklił się od łez.
Przepraszam – słowo wyrwało się z jego pyska, zanim jeszcze zastanowił się z jakiego powodu je wymawia. Był pewien, że nie zrobił nic złego, ale zwyczajnie nie chciał, by Tejfe czuł się źle. Nie chciał widzieć łez, kiedy tak naprawdę podzielił się jedynie pięknymi uczuciami. Przecież nie przekazał smokowi żadnej z obaw, żadnego strachu czy niechęci, który czasem się w nim odzywał, gdy patrzył na wyjątkowo paskudne rany.
"Nie bardzo wiem co mam teraz powiedzieć."
Marduk też nie wiedział.
Przełknął ślinę, odchrząknął. Ta sytuacja zadziałała na niego silniej niż się spodziewał i niż w ogóle chciał przyznać. Zapewne właśnie dlatego już po chwili, broniąc się przed jej wpływem, przybrał maskę powagi.
Nic nie musisz mówić – odparł, może zbyt szorstko niż zamierzał. – Chciałeś wiedzieć, co czuje uzdrowiciel, więc dowiedziałeś się. – Zignorował myśl, że to wcale nie było do końca tak. Być może część z przekazanych uczuć faktycznie odczuwał każdy uzdrowiciel, ale na dobrą sprawę, przekazał Wyśnionemu swoje własne uczucia. Pokazał mu coś, o czym z nikim nigdy nie rozmawiał, a co dopiero dzielił się w taki sposób! Dlaczego uznał to za dobry pomysł? Co go podkusiło, by odkrywać się przed kimś tak mocno?
Wstał i odstąpił krok, czując się nie na miejscu, siedząc tak blisko, w gruncie rzeczy kompletnie nieznajomego, smoka. Zaniepokojony reakcją Wyśnionego, ale i swoją własną, miał chęć po prostu uciec. Urwać to, co nie do końca świadomie, wytworzyło się między nimi. Na miejscu trzymała go tylko jedna myśl, że nie był tchórzem. Już nigdy więcej nie wycofa się z sytuacji, która go przerasta.
Nie powinienem był tego robić. – Jego głos na powrót stał się mrukliwy i chłodny. Zniknęły gdzieś wesołe, zaczepne nuty. – Zapomnij o tym.

: 07 maja 2019, 20:45
autor: Tejfe
Chociaż Marduk przestał przesyłać zaklęcie już jakąś chwilę temu, złotołuski wciąż czuł w swojej głowie i na swoim umyśle ciężar tych emocji, które on mu przekazał. Ciężar spowodowany nie tym, że były to złe lub nieprzyjemne emocje, ale tym, że nie były one jego. Należały do samca, który stał teraz przed nim. Jednocześnie, dosyć paradoksalnie, odczuwał też na swoim sercu pewną lekkość. Zaskakującym było spojrzeć, poczuć na moment świat z nieswojej perspektywy, dostać możliwość całkowitego zrozumienia cudzych uczuć. To pozwalała na to, by przez uwolnić się od ciągłej sfery odczuwania, że świat kręci się tylko wokół jednego smoka. Wokół niego. Nie. Świat nie kręcił się wtedy wokół mnie. Kręci się też wokół niego.– pomyślał, zastanawiając się ile jeszcze minie nim całkowicie sobie uporządkuje to, co tu dzisiaj przeżył?
A może nie powinienem sobie wcale tego uporządkowywać? – pomyślał, a zaraz po tym usłyszał głos samca. "Przepraszam."
Przeprasza mnie. Za co?
Tejfe starł wierzchem łapy łzy z oczu, po czym już całkiem przytomnie spojrzał na młodego Wodnistego. Ten wydawał się bardzo przejęty. Zakłopotany. Niepewny. Tak... jakby było mu głupio, że w ogóle wpadł pomysł na to, by przekazywać mu w ten sposób swoje emocje. Jakby żałował, że to zrobił. Dlaczego żałuje? – pomyślał Tejfe, próbując zrozumieć odczucia samczyka. Był on zdezorientowany. Odsunął się teraz od niego. Próbował mówić chłodniej, racjonalniej. Tłumaczył się. Tak jakby zrobił coś złego.
Marduk... Ty nie zrobiłeś nic złego.– krople łez znowu popłynęły ze ślepi Tejfe, ale tym razem spowodowane strachem. Widział, że Wodnisty ponownie się przed nim zamyka. Próbuje się schować pod te grube warstwy obojętności. Tejfe nie chciał tego. Nie chciał, by tak się skończyło ich spotkanie.
Wręcz przeciwnie. Dziękuję Ci za to, co mi pokazałeś. To mnie oszołomiło.– próbował się zastanowić nad powodem, dla którego samiec zachowywał się tak jakby żałował, że to wszystko zrobił. Czy to dlatego, że pokazał się od tej strony przed kompletnie obcym smokiem? Pożałował swojej decyzji o podzieleniu się częścią swoich uczuć, emocji? Nawet jeśli to...
Nie wiem czy powinieneś był to robić czy nie. Ja nie widzę w tym nic nieodpowiedniego. I nie chcę o tym zapominać. Chcę to pamiętać już zawsze, bo nikt nie podzielił się jeszcze ze mną czymś tak osobistym i pięknym. Możliwe, że to jedyny raz kiedy doświadczę w swoim życiu tak niepowtarzalnej próby zrozumienia cudzych uczuć. Cieszę się, że to były właśnie Twoje uczucia. Naprawdę się cieszę. – szeroki uśmiech rozpogodził zapłakany pysk Tejfe. Po chwili jednak spoważniał.
Jeżeli jednak Ty uważasz, że zrobiłeś coś głupiego i nieodpowiedniego, to wiedz, że już tego nie odwrócisz. Nie żałuj więc tego. Nie żałuj niczego co kiedykolwiek się w Twoim życiu wydarzyło. Tak jest lepiej.– przyglądając się tak temu niepewnego swojej wcześniej decyzji samczykowi, Tejfe uświadomił sobie jak bardzo jest on młody. Wcześniej mówił mu o tym tylko jego wygląd. Zachowanie raczej zdradzało niezadowolonego życiem starca. Ale teraz... Teraz, gdy tak stał przed nim, nieco zamknięty w sobie, przypominał mu jego samego sprzed 10 księżyców.
A nawet trochę jego samego z okresu, który przeżywał także teraz. Taka niepewność. Kiedyś było gorzej, teraz jest już dobrze, jednak...
Z gardła Tejfe wyrwał się krótki śmiech, który wcale nie był zbyt wesoły. Ha! Był nawet trochę ironiczny. Przysiadł znowu i spuścił głowę do dołu.
Tak naprawdę dałem Ci radę, którą powinienem też od czasu do czasu dać samemu sobie. I właściwie to nawet nie jest moja rada, a rada kogoś kto jest mi bliski. Powiedziała mi to, kiedy raz po raz przepraszałem za to co zrobiłem lub powiedziałem, niepewny każdego swojego słowa. Uświadomiłem to sobie przed chwilą. Że mówię Ci słowa, które ktoś kiedyś powiedział mnie. – podniósł łeb do góry i odszukał spojrzenia samczyka. Znowu się uśmiechał. Marduk mógł pomyśleć teraz o nim różne dziwne rzeczy: na przemian się tak uśmiechał lub płakał. –Jednak wiesz co? Jej słowa dużo mi dały. I teraz... Teraz nie wiem czy to co mówię, da coś Tobie. Nie wiem nawet, czy tego potrzebujesz... ale... chciałem Ci to powiedzieć. – mówił cichym, ciepłym głosem, w którym czuć było wzruszenie.
I chociaż to co zrobiłeś, będę pamiętać, bo tego chcę, dla Ciebie, jeśli Ci na tym zależy – mogę udawać, że nic się wydarzyło.

: 14 maja 2019, 18:20
autor: Szarpiący Obłoki
Obłok siedział na przeciw złotołuskiego, a wokół cicho szumiała trawa poruszana podmuchami ciepłego wiatru. I własnie w ten szum popłynął głos Tejfe, zalewając młodego uzdrowiciela całą masą zapewnień. Jeśli wcześniej Marduk czuł się niezręcznie, teraz czuł się jeszcze gorzej. Nie bywał w takich sytuacjach. Unikał przesadnego rozemocjonowania i uważał wrażliwość za słabość. Teraz natomiast, sam wpakował się w coś, o czym rozmówca nie chciał zapomnieć.
Nie był pewien jak powinien się z tym czuć. Rozsądek podpowiadał mu, że zareagował lekkomyślnie i przekaz uczuć był po prostu dziwaczną fanaberią podświadomości, która go do tego popchnęła. Wyuczone odruchy, przyzwyczajenia wyrobione przez księżyce życia, zmuszały go, by po prostu zignorował całą sytuację, zostawił złotołuskiego z jego załzawionymi ślepiami, i po prostu poszedł w swoją stronę, ale... Na równi właśnie przez te załzawione ślepia i łamiący się głos, nie potrafił podnieść zadu z ziemi.
Poza tym, Tejfe miał rację. Już tego nie odwróci, więc będzie żył z konsekwencjami. A jeśli konsekwencją była znajomość z nieco dziwnym, płaczliwym smokiem... Cóż, wychodzi na to, że nie pozostawało mu nic innego, jak wziąć się w garść za nich dwoje. Poza tym, na wszystkich bogów, przecież naprawdę nie stało się nic ważnego.
Chyba.
Taką miał nadzieję.
Dlaczego więc czuł się tak, jakby było to coś bardzo ważnego?
Dziękuję za te słowa – odezwał się, a jego spojrzenie złagodniało wyraźnie, choć ton pozostał odrobinę służbowy. Wciąż była w nim pewna rezerwa. – Jesteś... zaskakująco gadatliwy – zauważył, uśmiechnąwszy się krzywo, starając się odejść od tematów rzeczy, których się żałowało albo nie, i od całej tej żenującej sytuacji w całości. Uznał, że najlepszym wyborem będzie po prostu zostawienie tego za sobą.
Nie musisz o tym zapominać – zapewnił, nie chcąc wywoływać jakiegoś chorego poczucia winy w kimś w gruncie rzeczy, kompletnie niewinnym. Jeśli Tejfe dostrzegał w Marduku podobieństwa do samego siebie sprzed kilku księżyców, tak i Marduk w tej chwili sądził podobnie. Złotołuski przypominał mu samego siebie, gdy był pisklęciem. Równie naiwny, szczery i życzliwy. I właśnie z tego względu. skamieniałe serce uzdrowiciela poruszyło się odrobinę, przypominając sobie jak to jest życzyć komuś dobrze.
To twój wybór. Nie powinienem niczego ci narzucać. Po prostu potraktuj to jako... – Nieistotne. Właśnie to słowo cisnęło mu się na pysk, ale powstrzymał się zanim je wypowiedział. – ...Moją lekkomyślność. Nie żałuję, ale nie powinienem też wykonywać podobnego gestu do obcego smoka... cóż, teraz już nieco mniej obcego. – Podarował mu uśmiech, całkiem naturalny, choć odrobinę markotny.

: 17 maja 2019, 17:38
autor: Tejfe
Atmosfera, która zapanowała między nimi nie należała teraz do najbardziej swobodnych. Tejfe wyczuł, że tym wszystkim co powiedział – nie przyniósł Mardukowi takiej ulgi, jaką chciałby, żeby tamten odczuł. Chciał, żeby poczuł się przy nim i zachowywał naturalnie. Tak jak zachowywał się chwilę przed tym, zanim go dotknął.
Miał też może nadzieję, że uzyskując taką swobodną atmosferę – uda mu się nawiązać z samce rozmowę na temat jego przeszłości. A jeśli nie, to przynajmniej zdoła powiedzieć mu coś, co sprawi, że chociaż dzisiejszy dzień dochodzi szczęśliwy.
Jednak wyszło trochę inaczej.
To nawet chyba nie było skrępowanie. To było uczucie zmieszania. Jakby nie wiedział czy powinni odnosić się do siebie z przyjaźnią, z dystansem czy z obojętnością.
Tak przynajmniej odbierał to od Madruka. Tamten nie otworzył się przed nim, za bardzo chyba nie wiedział jak ma skomentować wszystkie słowa, które Tejfe mu powiedział. Jego głos był miły, ale jednak jakiś niepewny. Nawet uśmiech, który podarował mu na koniec nie wiadomo czy do końca był uśmiechem.
Jednak czego w gruncie rzeczy, mógł Tejfe oczekiwać? Przecież nie zakładał, że z miejsca zaprzyjaźniać się będzie z każdym napotkanym smokiem.
Jednak mimo to, po tym jak tamten przesłał mu swoje uczucia i myśli, był przekonany, że ma przy sobie kogoś... dziwnie bliskiego. To trochę śmieszne. Nie znali się tak naprawdę, ale mimo to... mimo to tamten zdołał się przed nim otworzyć. Zrobił to za pomocą magii, ale myślał, że może dzięki temu zostanie przełamana też bariera gestów i słów.
To bardzo młody smok...– myślał przyglądając się Wodnistemu Uzdrowicielowi i zastanawiając się kim będzie się stanie za 10 księżycy?
Czasami mam tak, że niewiele mówię, a czasami mówię wręcz za dużo. – uśmiechnął się, ścierając wierzchem łapy resztki łez, które wcześniej popłynęły. Chociaż czuł rezerwę od młodego Wodnistego, sam dalej mówił otwarcie i przyjaźnie. Chociaż może już nie tak płomiennie. Nie chciał już wzbudzać w samczyku uczucia niepokoju czy konsternacji. –Tak samo zdarza mi się czasem płakać bez powodu.– dodał, przekrzywiając lekko łebek.
Czasami działając lekkomyślnie, działamy w najlepszy z możliwych sposobów.– odpowiedział mu, chcąc tymi słowami zakończyć ten temat.
Zakończyć rozmowę o nim. Nawet jak wróci do groty, będzie myślał o dzisiejszym spotkaniu.
Cieszę się, że się poznaliśmy.– powiedział, po czym spojrzał w niebo.

: 17 lip 2019, 18:37
autor: Poszept Nocy
Nad Lazurowym Jeziorkiem pojawiła się postać masywnego północnego, który prowadził za sobą smoczycę Wody. Uśmiechał się lekko i kroczył miękko, utrzymując wygodne tempo dla na pewno zmęczonej już nieco naukami smoczycy. Zatrzymał się przy wodzie i odwrócił do swej towarzyszki, przechodząc do instrukcji.
– Wejdź proszę do wody tak, by sięgała Ci do podstaw skrzydeł. Trzymaj je wygodnie przy bokach, ogon utrzymuj na powierzchni. Głowa zawsze, nie ważne co się będzie działo, nad powierzchnią. Przejdź się kawałek na tej wysokości, żeby zaznajomić się z oporem jaki będzie Ci stawiała woda. – Zaczął mówiąc spokojnie i cały czas uśmiechając się zachęcająco. – A później odbij się lekko łapami od dna i zacznij nimi machać. Przednie powinny zataczać koła, tak by wodę zagarniać za siebie. Złącz palce. Tylnymi poruszaj tak jakbyś chciała kopać wodę za siebie. Ogonem pomagaj sobie utrzymać równowagę.

: 18 lip 2019, 13:12
autor: Kojąca Głębia
Khriza szła posłusznie za północnym samcem. Rzeczywiście, była już nieco zmęczona naukami. Najpierw nauka biegu, która zmęczyła jej łapy, później nauka lotu, która zmęczyła jej i tak słabe i wątłe skrzydełka. Cóż, krew morskich... Może więc pływanie będzie tym, co polubi i zbytnio jej nie zmęczy? To miało się dopiero okazać.
Słuchała uważnie instrukcji Ognistego. Przeniosła wzrok na lazurową toń jeziorka, podchodząc do brzegu. Szybko znalazła wzrokiem miejsce, w którym woda jest na tyle płytka, żeby sięgała do połowy jej ciała. Na początku musiała się przyzwyczaić do wody na łuskach oraz do dotyku miękkiego dna pod jej łapami. Woda sięgała jej w sam raz do podstaw skrzydeł, idealnie! Przyłożyła wygodnie skrzydła do boków, utrzymując ogon na powierzchni, a głowę nieco nad powierzchnią.Przeszła powoli kilka kroków, było... Ciężko. Woda stawiała o wiele większy opór niż powietrze, więc Khriza będzie potrzebowała dużo siły, aby przepłynąć choć kawałek.
Nadal słuchała słów samca. W pewnym momencie jednak podniosła jedną z łap ponad powierzchnię wody, rozszerzając palce i pokazując błony między nimi.
– A jak mam takie błony, to... Też muszę złączyć palce? Nie lepiej będzie jeżeli je rozszerzę...? – odezwała się cicho, niepewnie.
Nie czekając jednak na odpowiedź, odstawiła łapę, ponownie stając wygodnie na czterech kończynach. Po chwili odepchnęła się delikatnie łapkami od ziemi. Zaczęła zataczać przednimi kończynami koła, wypychając wodę za siebie oraz pod siebie. Tylnymi łapami natomiast odpychała się, chcąc popłynąć do przodu. Palce trzymała ciągle złączone, a ogonem balansowała, utrzymując równowagę. Wyciągnęła nieco szyję, utrzymując łeb nad powierzchnią wody. Jej ruchy łap były rytmiczne, naprzemienne. Starała się również włożyć w nie niezbędną siłę.

: 18 lip 2019, 22:10
autor: Poszept Nocy
– Wybacz, zapomniałem że masz błony pławne. Tak, lepiej będzie je rozszerzyć. – Uśmiechnął się przepraszająco do Wodnej. W końcu jej matka była smokiem morskim.
– Bardzo dobrze Ci idzie. Odpłyń tak jeszcze kawałek i spróbuj zawrócić. Musisz, podobnie jak wcześniej przy bieganiu, wygiąć szyję i tułów w stronę w którą chcesz skręcać. Tylko że tym razem również robisz tak z ogonem. – Tłumaczył. W biegu ogon balansował po drugiej stronie, a podczas pływania powinien tworzyć idealne półkole z resztą ciała. – Łapami będzie Ci wtedy łatwiej przebierać nieco pod kątem. Pamiętaj o trzymaniu pyska nad wodą. Gdy skręcisz tak, by mieć mnie przed sobą po prostu wyprostuj się i kontynuuj ruchy.
Nie ruszał się ze swojego miejsca w wodzie, ale był gotowy by w każdej chwili ruszyć na pomoc Kryzie.

: 22 lip 2019, 1:23
autor: Kojąca Głębia
Uśmiechnęła się delikatnie w kierunku Ognistego, jakby chciała powiedzieć "Nic się nie stało". Po prostu przez chwilę musiała nieco mocniej machać łapami, aby płynąć. Gdy natomiast rozszerzyła palce łap, naciągając błony pławne między nimi, od razu poczuła różnicę. Rzeczywiście, o wiele łatwiej było jej płynąć, niż wcześniej... Niby taka drobna różnica, a jednak!
Idąc za wskazówkami swojego nauczyciela, po paru kolejnych machnięciach oraz jakiś ogon odległości dalej, Kryza wygięła swoje ciało w łuk, wyginając je w lewą stronę. Ogon również wygięła, podobnie jak szyję. Chciała, aby jej ciało tworzyło podczas skręcania ostry łuk. Starała się utrzymywać równowagę, a skrzydła trzymała bezpiecznie i wygodnie przyciśnięte do boków. Łapkami przebierała nieco pod kątem, wypychając wodę, powoli skręcając. Głowę trzymała ponad powierzchnią wody, pilnując, aby woda nie dostała się do jej nozdrzy.
Gdy skończyła już manewr skręcania, wyprostowała szyję, tułów oraz ogon, przebierając rytmicznie łapami oraz płynąc prosto do Księżycowego. Chociaż była już zmęczona po tych wszystkich naukach, nie poddawała się i dalej dawała z siebie wszystko.

: 25 lip 2019, 17:54
autor: Poszept Nocy
– Dokładnie tak! – Skwitował próbę Kryzy Ognisty, uśmiechając się ciepło. – Zazdroszczę błon pomiędzy palcami. Ja nie mogę zbyt długo siedzieć w wodzie, choć przy tej pogodzie byłoby to wielką ulgą.
Mrugnął pogodnie do Wodnej.
– Jesteś zdolną uczennicą. Mam nadzieję, że teraz czujesz się nieco pewniej przed powrotem do swojego Obozu. Idź do swojej Przywódczyni i z nią szczerze porozmawiaj. Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze.
Północny stanął na brzegu jeziorka, spoglądając na towarzyszkę pokrzepiająco.

: 25 lip 2019, 20:19
autor: Kojąca Głębia
Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa Ognistego. Ponownie ją pochwalił... Ognisty był jedyną osobą, która powiedziała pod jej adresem jakieś miłe słowa.
– Oh... -powiedziała nieco zawiedziona na jego słowa odnośnie wody- Pewnie futro ci przeszkadza? Dlatego nie możesz zbyt długo siedzieć w wodzie? -zapytała.
Ciągle trzymała łepek nad wodą, machając rytmicznie, zgrabnie łapkami. Wypychała ciągle wodę za siebie, zarówno przednimi, z szeroko rozstawionymi palcami, jak i tylnymi łapkami. Poruszała się powoli w stronę Księżycowego Kolca, pilnując, aby jej skrzydełka były przyciśnięte wygodnie do ciała. Ogon trzymała luźno, balansując nim w naturalny sposób. Jej mięśnie napinały się oraz rozluźniały. Była już dość zmęczona, czuła każdy swój pracujący mięsień. Gdy była już blisko adepta, a woda się wypłyciła na tyle, że mogła stanąć, wyprostowała łapy, opierając je stabilnie na dnie. Wyprostowała się, nie przejmując się ściekającą z jej łusek wodą, po czym wdrapała się na brzeg, stając naprzeciwko samca, patrząc na niego.
– Chyba polubię pływanie... – przyznała.
Zaraz jednak spuściła łepek, gdy jej nauczyciel polecił jej, aby porozmawiała z Kaskadą Kości. Wcale nie czuła się pewniej. Po tak długiej nieobecności w stadzie, jej matka z pewnością nie patrzyła na nią zbyt przychylnie, a kilka nowych umiejętności nie zmieni jej zdania.
– J-ja... Nie wiem jak mogłabym z nią porozmawiać... A co, jeżeli będzie zawiedziona moim powrotem...? Czy jest jakiś sposób, abym mogła przekonać ją do siebie? Czy ta... mediacja... mogłaby mi pomóc w rozmowie z nią...?
Ponownie podniosła na niego wzrok, patrząc na niego pytająco oraz z niejaką nadzieją. Pozwoliła sobie również przysiąść, odpocząć chwilę po naukach.

: 27 lip 2019, 19:34
autor: Poszept Nocy
Z uśmiechem obserwował ostatnie ruchy Kryzy w wodzie. Tak, radziła sobie w niej bardzo dobrze.
– Niestety nie znam Twojej przywódczyni na tyle, by powiedzieć Ci jaka będzie jej reakcja. Wiem, że na jej miejscu cieszyłbym się z Twojego powrotu. Bądź spokojna, wytłumacz jasno to co leży Ci na sercu i jeśli zależy Ci na Twoim stadzie i chcesz być dla niego silna – powiedz jej to. Nawet jeśli nie zrozumie Twojej nieobecności to powinna zrozumieć i docenić Twoją lojalność Wodzie.
Uśmiechnął się pokrzepiająco do smoczycy. Miał szczerą nadzieję, że jej spotkanie z Kaskadą Kości przebiegnie dobrze.
– Mediacja nie jest łatwą odpowiedzią, ale powinna pomóc Ci zachować spokój w trakcie spotkania. Uczy dostrzegać różne opcje w konflikcie i dobierać odpowiedzi, które są dla Ciebie najbardziej korzystne. – Zaczął po chwili namysłu. – W ramach treningu przed spotkaniem z Twoją Przywódczynią... Wyobraź sobie, że jestem czarodziejem od którego chciałabyś się uczyć władać lepiej maddarą. Ale wiesz, że nie łatwo mnie przekonać i nigdy nie uczyłem za darmo. Ty jednak teraz nie masz kamieni szlachetnych do zapłaty, a bez nowych umiejętności nie możesz ruszyć na poszukiwania. Jak spróbowałabyś mnie przekonać do nauk? Obiecując coś, prosząc, kłamiąc?

: 28 lip 2019, 1:39
autor: Kojąca Głębia
Westchnęła cichutko, gdy Księżycowy Kolec próbował jej poradzić, powiedzieć, co ma robić. Mimo to jednak naprawdę obawiała się reakcji Kaskady Kości, na jej powrót po tylu księżycach. Wątpiła, aby zwykłe przeprosiny były w stanie udobruchać przywódczynię stada wody, chociaż może faktycznie obietnica lojalności oraz pokazanie oddania mogłyby podziałać? Zanim uda się do groty Kaskady, będzie musiała uważnie przemyśleć to, co będzie chciała jej powiedzieć.
Teraz jednak skupiła się ponownie na nauce mediacji. A więc myliła się, mediacja to była bardziej sztuka prowadzenia rozmowy i prowadzenia jej w odpowiedni sposób, niż sztuka rozwiązywania konfliktów. Nie ma jednak tego złego, to również jej się przyda.
Przysłuchiwała się uważnie słowom Ognistego, starając się jak najlepiej wyobrazić sobie przedstawioną przez niego sytuację. Skoro tamten czarodziej zawsze brał zapłatę za nauki, Khriza domyśliła się, że i tym razem będzie tego chciał, wobec tego nie zgodzi się na naukę za darmo. Kłamstwo nie było dobrym sposobem, więc została jedna opcja...
– Zapytałabym, czy byłaby taka możliwość... Abym zapłaciła za naukę nieco później, gdy już zdobędę kamienie, wyjaśniając, że na razie ich nie mam, ale obiecując, że otrzyma je, gdy tylko jakieś znajdę... Czy tyle by wystarczyło?
Zapytała niepewnie. Nie wiedziała, czy to było dobre rozwiązanie.

: 28 lip 2019, 9:27
autor: Poszept Nocy
– To czy by wystarczyło zależy od smoka. – Odpowiedział samiec. – Im więcej wiesz na czyjś temat, tym łatwiej Ci dostosowywać swoje słowa do niego. Przewidywać jak może zareagować. Z obcymi jest trudniej, ale nie znaczy to że nie można próbować. Zależy Ci bardzo na nauce, więc się targujesz – jeśli się nie zgodzi możesz zaproponować, że w zamian za możliwość zapłaty w późniejszym terminie przyniesiesz mu dwa razy więcej kamieni niż wziąłby normalnie. Możesz obiecać w zamian, oprócz zapłaty w późniejszym księżycu, swoją pomoc w razie potrzeby. Opcji jest wiele. Ale myślisz w dobrym kierunku.
Posłał Wodnej pokrzepiający uśmiech.
– Pamiętaj, że ważna jest też Twoja postawa. Bądź spokojna i szczera. Jeśli będziesz w trakcie takiej rozmowy unikać spojrzenia smoka, za bardzo się kręcić – obcy smok który Cię nie zna może uznać, że próbujesz go oszukać i że nigdy nie wrócisz z zapłatą.

// Raport mediacja I.

: 29 lip 2019, 0:47
autor: Kojąca Głębia
Wsłuchiwała się uważnie w słowa Księżycowego Kolca. Miał rację, im lepiej zna się daną osobę, tym bardziej trafnie można przewidzieć jej reakcję oraz czego by oczekiwała. Na podstawie własnych obserwacji można zdobywać wprawę i doświadczenie w rozmowach z konkretnym typem smoków, a następnie wykorzystywać to... Genialne!
Skinęła lekko głową na znak, że rozumie oraz przyznając jednocześnie rację Ognistemu. Rzeczywiście, rozwiązania przez niego zaproponowane były najbardziej trafne i miały największą szansę powodzenia. Również poradę odnośnie zachowania zdecydowała się zakodować sobie w łebku. Złe zachowanie mogłoby sprawić, że rozmówca poczułby się obrażony i nie byłby zbyt przychylny w stosunku do smoczycy. Musiała się pilnować.
– Dziękuję za to, że mi doradziłeś... I za wszystko, czego mnie dzisiaj nauczyłeś. – Khriza uśmiechnęła się w podzięce w jego kierunku. – Chyba już czas, abym wracała do obozu i porozmawiała z mamą... Jeszcze raz dziękuję, do zobaczenia!
Skinęła lekko łebkiem w geście podzięki oraz jednocześnie na pożegnanie, po czym odwróciła się i odbiegła w stronę terenów swojego stada.


//zt

: 15 sie 2019, 23:42
autor: Wieczna Perła
  Perła przykuwała dużą uwagę do miejsc. Może to przez sentyment, może przez ograniczoną znajomość terenów wspólnych, ale tak zwyczajnie było. Perła zakopana przy miejscu pierwszego spotkania z jej ojcem, a teraz to – rozmowa z tym samym smokiem teraz, jak i kiedyś nad tym samym jeziorem. Nie wie jeszcze czy będzie ona o tym samym co wtedy, czy jednak temat nie zejdzie na taki tor i zakończy się dość szybko. Niemniej, musiała wybrać akurat to miejsce. Inne nie wchodziły w grę, nie liczyły się dla niej. Tu go poznała, tu będzie go wzywać, rozmawiać z nim i basta.
  Wysłała Strażnikowi Ostępów (zakładam, że nie poznała jego imienia przywódcy), czy jak on się teraz zwał, impuls. Nakazywał on mu od razu tu przybyć. Nie był jakoś ponaglający lub nagły, mógł go nawet zignorować. Zwyczajnie był i wiedział, że ma się tu zjawić tak szybko, jak potrafi. Bez powodu – przesłanie nie zawierało negatywnych emocji, żadnej podpowiedzi. Nic – suchy i pusty, jakby niewprawnego maga. Pojawił się też tylko raz, na krótko, wskazał miejsce, przekazał swoje i zniknął. To dlatego, że Perła nie wiedziała jak to zrobić. Na rozmowę mentalną nie była gotowa, nie po tym na Urwisku, ale nie chciała też z tego robić dla niego sprawy najwyższej wagi. Dla niej nią była, stąd ponaglanie, ale dla niego nie, więc dlatego dodatkowo nie ponaglała. Była też pewna, że przybędzie od razu, stąd jeden niejasny znak. Ale on nie musi tego wiedzieć, nie musi znać obecnie jej powodów. Ma przybyć i o tym powinien obecnie myśleć.
  Po wysłaniu impulsu usiadła na ziemi, tam gdzie była poprzednio, i czekała. Nie wyglądała na spiętą lub przerażoną. Siedziała dumna, pewna, wyczekująco. Jak królowa, która niecierpliwi się spóźnialstwem sługi i już myśli, jak go tu ukarać. Jej wzrok nie wskazywał na nic konkretnego, ot patrzyłaby się na niego z obojętnością, jakby nie chciała wiązać z jego pojawieniem się tu czegoś poważnego, zwykłe wezwanie przywódcy dla zabawy. Oh, Bogowie, jak łatwo można stworzyć skorupę pewności, ukryć wszelkie smutki w sobie, jak łatwo zgrywać tajemniczą, udawać kogoś obcego, wywrzeć na kimś jakie się chce wrażenie. Szkoda tylko, że ta skorupa szybko pęka, a środek rozlewa się we wszystkie strony, przyćmiewając swoją wstrętnością piękną, lśniąca powłokę.

: 28 sie 2019, 14:56
autor: Strażnik
Mimo dzieci, którymi mógł się zajmować, dodatkowych patroli, czy nowych smoków których zamiary powinien badać, czuł że po utracie rangi jest znudzony. Nic go nie relaksowało i nic nie było warte kiwnięcia palcem. A jednak i tak latał na wezwania i przebierał łapami z jednej na drugą lokację, szukając jakiejś inspiracji. Prawdopodobnie jedynie Miodowa i jej wzbudzający troskę, tak samo jak zdenerwowanie charakter, sprawiały że jego ciśnienie nie mogło się unormować, a przy tym on pogrążyć w zupełnej beznadziei, ale nie zawsze była przy nim, w końcu w przeciwieństwie do niego, miała przed sobą jeszcze wiele istotnych dla społeczności obowiązków.
Jak gdyby problematycznego rozważania o innych smokach było mu mało, przebijający się przez ból łba mentalny impuls, uderzył go w skroń niczym rozpędzony szpon, zmuszając do gwałtownego zrzucenia zadu z wygiętego pod jego ciężarem legowiska. Nieszczęsne drzewne ramię wystrzeliło wtedy do góry, smagając przy tym inne gałęzie i pozbawiając je niektórych liści, które sycząc z odrazą przemknęły obok Świadka. Wywrócił na nie oczami, nie przejęty krytyką zielonych płaszczyków, które nawet nie potrafiły utrzymać się swojego rdzenia, a potem podreptał we wskazanym kierunku. Nie miał pewności od kogo go otrzymał, ani czy brak treści wynikał z jego kondycji, która deformowała niektóre wiadomości, więc potraktował mentalkę jako powiadomienie średniej, może średnio niskiej wagi. Gdziekolwiek go oczekiwano, na pewno nie wiązało się to z niczym wybitnie istotnym dla jego, bądź czyichś smoków, a nawet jeśli tak było, winę i tak ponosił nadawca, nie szukając kontaktu z kimś ważniejszym.
Uzdrowicielka musiała wykazać się wybitną cierpliwością, żeby dotrwać do spotkania ze Strażnikiem, ale w końcu nastąpiło. Widząc z daleka jej sylwetkę, samiec westchnął do samego siebie i nieco zwolnił. Nie był gotów na tyradę związaną z tym jak nieprzemyślane decyzje podjął, ale nie w jego stylu było się wycofywać, więc powłócząc łapami dał sobie zwyczajnie nieco więcej czasu.
Nie jestem już przywódcą, więc jeśli to polityczna dyskusja, skontaktuj się z Żerem Zwierząt. Nosi teraz imię Trzęsienie Ziemi– zaczął, przystając naprzeciw niej, jak zwykle spięty i wyprostowany na baczność, ze skrzydłami mocno dociśniętymi do boków. Głos nie zdradzał problemów, z którymi się zmagał, a samo powitanie wybrzmiało jak raport, który składa się liderowi.

: 28 sie 2019, 19:31
autor: Wieczna Perła
  Nie przeszkadzało jej to, była iście cierpliwa. Teraz tym bardziej, bo miała przynajmniej więcej czasu, aby przemyśleć tę decyzję. Za każdym razem była pewna swego i dochodziła do tego samego wniosku – on może to wiedzieć. Brała też pod uwagę Rek, ale nie miała pewności czy znałaby jego obecne imię. Zawsze, za każdym razem, patrzyła na jego wiek, możliwość wezwania kogoś innego, albo i próba wezwania kurat ojca. Zawsze Strażnik wydawał się tą najlepszą opcją, zawsze był tylko on, zawsze chciała wysłać kolejny, ponaglający impuls. Czemu? Nie wie, zwyczajnie miała w głowie tylko tego smoka, jeśli chodzi o tę sprawę. Sama tego żałowała, ale skoro los tak chce...
  W końcu przyszedł. Nic się nie zmienił – tak samo spięta postura, ten sam ton i przekaz. Nie był obecnie Przywódcą, ale dalej zachowywał się jak wcześniej... W pewnym sensie to podziwiała – oto był smokiem wiernym Stadu, gotowym oddać za nie nawet życie. A przynajmniej tak wyglądał, takie budził skojarzenia. Prezentował się na pewno lepiej od niej, to prawda. Nigdy też mu nie dorówna, a już na pewno nie teraz, kiedy myśl o zbliżającej się śmierci coraz bardziej ją znieczulała na trzymanie się podobnych drobnostek.
   – Rozluźnij się trochę, nie musisz się przy mnie tak wysilać – w końcu wiem kim jesteś i jakie masz zamiary. I vice versa – rzuciła na koniec, niezbyt pewna czy zrozumie. Cóż, z kontekstu da się wyczytać, a sama wyjaśniać nie chce, bo zje to niepotrzebnie dużo czasu. Durny Fio i jego wymyślony język. A zatem, czas przejść do konkretów.
   – Nie wiesz może czegoś o czarnym smoku? Jak się miewa, jak się nazywa, jaką ma rangę? Pamiętam, że na adepckie miał Nocny Kolec, a jego partnerką była Pióro Krwi z Ognia. Więcej szczegółów nie znam. Jest moim ojcem – powiedziała dość spokojnie, a wszystko to co budowała, zelżało niemal od razu. Siedziała zwyczajnie, wzrok miała częściowo wbity w podłoże, w połowie spięta. Tak, tylko po to go wezwała. Tak, to jej jedyny powód. Tak, spodziewa się, że ją okrzyczy. No, teraz już w to zaczęła wątpić, patrząc na to że nie jest Przywódcą. Niemniej raz już z nim zadarła, a jeszcze wcześniej na nią nakrzyczał – jest gotowa na to, co usłyszy. Mimo lepszej reprezentatywności, wydawał jej się w miarę przewidywalny, jeśli chodzi o myślenie.

: 21 wrz 2019, 3:17
autor: Strażnik
Nie wysilam się dla ciebie, ani dla nikogo innego, przekazałem ci jedynie informację– odparł ze stłumioną kąśliwością. Gdyby był młodszy zostawiłby jej powitanie bez komentarza, ale najwyraźniej podstawowe połączenia w mózgu zaczęły mu powoli próchnieć, więc nie nadążał za gryzieniem się w język. Nim zdążył dalej przeanalizować jej postawę, samica zdecydowała się przejść do rzeczy, nieco wybijając go z rytmu.
Ah– wyrwało mu się z pyska, a surowy wyraz pyska zelżał na moment, nim po namyśle Strażnik jeszcze bardziej nie zmarszczył brwi. Nie sądził, że ten leniwy, zadufany w sobie i swojej zmyślonej filozofii kamień byłby w stanie cokolwiek zapłodnić, ale najwyraźniej każdy umyślnie, bądź na ślepo, znajdywał sobie pasującą dziurę. Obrzydliwe porównanie, nawet jak na niego, więc skarcił się za nie w myślach, przez to skupiając bardziej na przekomarzankach z samym sobą, niż odpowiedzeniu uzdrowicielce.
Pod imieniem Popiół Przeszłości przybrał rangę piastuna. Pełnił swoją wątpliwą w użyteczności rolę przez kilkanaście księżyców, a potem zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, krótko potem, jak mianowano mnie zastępcą, a obecnego lidera Wojownikiem. Skąd nagłe zainteresowanie smokiem, który nigdy nie pofatygował się, żeby z tobą porozmawiać?– Choć zaczął surowo, nie kryjąc wrogości jaką żywił do omawianego samca, jego pytanie do Bieli wypowiedziane było wyjątkowo łagodnie. Nie uprzejmie, ani miękko, ale zwyczajnie lżej niż mówił zazwyczaj, jakby chciał uniknąć rozdrapania rany, której dotąd nie zauważył. Nawet jeśli był topornie ciosanym smokiem, nie chciał sprawiać jej przykrości samą relacją –Wiele razy rozmawiałem na temat rangi piastuna i dlaczego sądzę, że jest nieużyteczna, a nawet szkodliwa w grupie, lecz twój ojciec wzbudził we mnie niechęć głównie ze względu na niedojrzałą postawę w dyskusji i zadufanie w sobie i swoich możliwościach. Nie sądzę jednak, że stado postrzegało go negatywnie, zawsze jako jeden z pierwszych pojawiał się na ceremonii i choć nie sądzę, że wiele wnosił swoją osobą, wolał dawać do zrozumienia, że każdy może na niego liczyć– Nie zamierzał słodzić komuś kogo nie lubił, ale niskim wydałoby mu się także kłamanie, czy zatajanie pozytywów, nawet jeśli szczerze nie pamiętał ich zbyt wiele.

: 21 wrz 2019, 11:06
autor: Wieczna Perła
  Czekaj, co? Czyli jeśli dobrze zrozumiała... on tak zawsze siedzi?! Do tego na starość? To tak można? Po tym nie bolą bo plecy ani nic? Trening czyni mistrza jak to mówią, ale to już jest przesadą. Aczkolwiek następne słowa wywołały... więcej emocji.
  Poznała imię swojego ojca. Dość ciekawe... czyżby jakieś nawiązanie do swoich dzieci? Oraz opinię Strażnika o tym. Piastun nie jest użyteczny? Naprawdę tak myślisz? Czy zdajesz sobie sprawę, że rozmawiasz ze smokiem wychowanym przez Piastuna? Ze smokiem, dla którego piastun zrobił więcej niż matka, ze smokiem który traktuje ją jak matkę, która jest jej matką. Najchętniej posłałaby w jego kierunku jakiś drobny atak, ot chłośnięcie wiatrem w policzek, ale... nie warto, bo się nagle okaże że akurat policzki ma wrażliwe i wręcz łeb mu odetnie, czy coś, jakieś ale na pewno będzie, nie tylko jakaś możliwa wojna lub gorsze oddanie. Jak na ironię, tamten jeden błąd strasznie się przydaje, głównie do hamowania złości, która i tak pojawiła się u niej dopiero na starość. Jak na ironię akurat wtedy, kiedy na nic się nie przyda. Dziękuję Ci losie!
  Potem zaś padło pytanie i... uspokoiła się, momentalnie. Czy naprawdę nie chciał z nią porozmawiać? Nie, był jeden taki moment, jedna taka chwila, na Czarnym Wzgórzu, przy Czarnym Stawie, kiedy była pisklęciem. Obecnie znajduje się zakopana tam przez Fio perła, na pamiątkę, a nuż by ją odkopał i wziął. Wychodzi jednak na to, że odszedł przed tym wszystkim, nie ma go tu od dawna. Kolejny smok z rodziny, kolejny odchodzi bez pożegnania. To już jest nudne, nie wzbudza w niej emocji. Dobrze, skoro uważasz że nie jestem warta chociaż krótkiego "Żegnaj", rozumiem to. Próbowała jeszcze wysłać do jego głowy krótkie "Przepraszam", jeśli był w zasięgu. Jak nie, to trudno, stało się. Dalszy wywód tak naprawdę średnio ją interesował, bo wiedziała jaki jest, pamiętała z tamtego spotkania, a zdanie Strażnika na jego temat to ostatnia rzecz jakiej chciała. Nie psuj mi jego obrazu, nie niszcz wyobrażenia z młodości.
   – Ranga Piastuna nie jest bezużyteczna, nie szkodzi Stadu – zaczęła dość spokojnie. – Byłam wychowywana przez Piastunkę i kocham ją, nie żałuję tego. Moja rodzona matka niezbyt się mną przejmowała, a nawet sama mnie oddała pod jej nauki. Potem też okazała się zdrajczynią, więc tym mniej mi szkoda. Piastuni służą do wychowania piskląt. Czasami rodzic może nie mieć czasu, może nie chcieć dzieci, a może i woli oddać jej znajdę. Piastunka Ognia zaopiekuje się każdym pisklakiem, każde otoczy czułością, troską, na którą nie każdy może się zdobyć, której nie zawsze mogą doświadczyć. Piastuni są podwaliną Stada, dbają o jego rozwój ucząc młodych, i skoro poszli na tę pozycję, wiedzą co robią i jak przekazać wiedzę najlepiej. Jak sądzisz, od kogo pisklę wolałoby pobierać nauki? Od miłego, łagodnego i życzliwego smoka, który przejmuje się ich losem z powodu więzi a nie przynależności Stadnej, czy może wiecznie spiętego, sztywnego i kąśliwego starca? Odpowiedź nasuwa się sama. – Kto by się spodziewał takiego wywodu od niej! Chociaż od jakiegoś czasu paplanina jest u niej o dziwo dość często spotykana. Jasne, nigdy nie dorówna tym największym, tym najmilszym, ale w swoim prywatnym rankingu siebie z różnych okresów, obecnie dość często mówiła sporo.
   – I to nie tak, że nie chciał ze mną rozmawiać. – Tym razem zaczęła spokojniej. – Kiedy byłam mała mieliśmy spotkanie zapoznawcze, ale... przestraszyłam się go, bałam się. Wyrywałam się, nie chciałam być przy nim. To było nasze jedyne spotkanie, którego przebiegu żałuję. Szkoda, że nie mogłam go spotkać potem i wszystkiego wyjaśnić, zacząć od nowa. Ale cóż... odszedł to odszedł, nie pierwszy raz ktoś z mojej rodziny odchodzi bez pożegnania, przyzwyczaiłam się. – Jej ton nabrał jakiegoś takiego... chłodu, jakby mimo wszystko coś ją wewnątrz bolało. – Mógłbyś mi go pokazać? Chciałabym mieć jego trwały obraz w głowie. – To tyle, tylko tego chciała. Liczyła że się nie obrazi za ten powyższy wywód, odpowie mówiąc swoje pewnie sensowniejsze zdanie i spełni jej prośbę.