Strona 29 z 54
: 23 sty 2019, 22:59
autor: Administrator
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Spojrzał na uzdrowicielkę wyraźnie zaniepokojony. Co się z nią stało? Czy Cioteczna Kołysanka była jej jakoś specjalnie bliska? Przecież Biel się trzęsła jak osika! Co mogło doprowadzić ją do takiego stanu?
–
Wszystko w porządku? Wyglądasz niezdrowo... – nie chodziło mu o taką zwykłą chorobę jak stan zapalny, to było coś znacznie bardziej skomplikowanego. Przypomniały mu się młode lata, gdy czuł się źle i nieswojo we własnej skórze. Też był naprawdę niepewny siebie, przestraszony że ktoś może wykorzystać tę słabość przeciwko niemu. Na szczęście jego historia skończyła się lepiej niż przewidywał. Był teraz dorosłym piastunem, świadomym swej wartości, dobrze czujacym się w swym ciele. W oczach Bieli zobaczył strach, jakby to co powiedział wywołało u niej traumatyczne wspomnienia. Albo sprawiło że pomyślała o czymś naprawdę niekomfortowym. Sam poczuł jak jego mięśnie się spinają, na sam widok smoka w tak silnym stresie.
–
Czy powiedziałem coś nie tak? – zapytał całkiem szczerze, wręcz z troska w głosie. Nie miał pojęcia, która część jego wypowiedzi była tak nieprzyjemna.
Na jej pytanie o stado pokręcił głową –
Przybyłem spoza bariery. Nie zobaczyłem za wiele historii Cienia, oprócz tej najnowszej. Pewnie wiele się zmieniło odkąd wylądowali tu założyciele... ale dla mnie była to i li jedynie lekcja historii – przyznał. Ale te czasy znał tylko z opowieści, które rownie dobrze mogły być sfabrykowane.
: 30 sty 2019, 19:44
autor: Wieczna Perła
Słysząc pytania i zmartwienie w głosie samca, szybko się otrząsnęła. No tak, zapomniała, że przecież on to wszystko widzi. Natychmiast się naprostowała. Co prawda dalej siedziała spięta, ale przestała rzucać ślepiami na wszystkie strony, spuszczając przy tym wzrok.
– Nie, wszystko dobrze. Taka już jestem – powiedziała dość niemrawo, siląc się na lekki uśmiech. Taka prawda, taka już jest i nic tego nie zmieni, trzeba to zaakceptować, a ona to zrobiła na początku swojego życia.
Zaś co do odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, nieco się zawiodła. Z jednej strony chętnie posłuchałaby historii, aby się upewnić co do swoich przekonań... chociaż chwila, założyciele?
– U Was historia jest tak pielęgnowana, że aż początki od założenia Stada są znane? – spytała się wyraźnie zaskoczona. Nagle obudził się w niej patriotyzm. Historii swojego Stada nie znała, ale zazdrościła mu tego, że u niego dalej jest pamiętana. Ot, tak zwyczajnie, bez jakiegoś dobrego powodu, no bo jakim cudem osoba tak olewczo podchodząca do tej kwestii, może być zazdrosna w sprawie tejże dziedziny?
: 18 lut 2019, 23:57
autor: Administrator
Skinął głową ze zrozumieniem. Nie zamierzał pytać dalej, to byłoby niegrzeczne. Każdy ma swoje problemy z którymi musi się mierzyć, a on nie zamierzał jeszcze pogłębiać jej dyskomfortu. Rozciągnął się, sadowiąc się wygodniej obok smoczycy. Wydawała mu się ciekawą osobą, mimo że niezbyt pewną siebie. Ale nikt nie jest tak naprawdę pewien siebie, wszyscy są zagubionymi pisklętami które nie wiedzą co robią. Po prostu niektórzy lepiej to maskują, albo żyją w pokoju z tym faktem.
– Cóż, nie założyciele Cienia jako takiego, ale technicznie były to ostatnie smoki które przetrwały ucieczkę pod barierę, i tam stado narodziło się na nowo z ich udziałem. Czterech braci, Kheldar Przebiegły, Kalhair Roztropny, Mawgan Szalony i Tiernan, oraz partnerka Kalhaira, Talaith Dobrotliwa. Byli trochę inni niż smoki Cienia teraz. Izolowali się od innych, mieli swoje tradycje, jednak nie byli wrodzy innym smokom pod barierą. Ba, byli zafascynowani kulturą Wolnych Stad i pragnęli ją zgłębić. Nie wszyscy byli też brutalni. Potem... trochę się zmieniło. A jakie są początki Ognia? To bardzo stare stado, prawda? – spojrzał w niebo, obserwując kształty chmur. Ach, jak bardzo kochał wiatr smagajacy jego łuski.
: 22 lut 2019, 23:42
autor: Wieczna Perła
Momentalnie zadrżała wewnątrz. Początki Ognia? Skąd ona może je znać? Jeżeli to faktycznie stare Stado, to kto je pamięta? Tym bardziej, że z tego co widziała, to smoki tutaj przychodziły i odchodziły dosyć prędko. Równie dobrze mógł być moment, kiedy Ogień stanowili sami obcy, ledwo znający przeszłość swojego Stada... Ale Cień jednak swoje początki zna i pamięta. No, oni mają o tyle łatwo, że nie mają aż tak długiej historii. Zaczęła się też zastanawiać, czy takie zaniedbywanie przeszłości jest czymś dobrym... może patrzy na to ze złej strony. Inaczej: Czy jest typowe dla wielopokoleniowego Stada. W końcu sojusze i stosunki przychodzą i odchodzą, są płynnie, zmienne. Można pamiętać przeszłość, ale może ona szkodzić poprzez rozdrapywanie starych ran w kwestii innych Stad. Egh... ugryzła to mimo wszystko z innej strony, niż zamierzała. No i poza tym on czeka na odpowiedź, zamyślona idiotko...
– Właściwie... – zaczęła trochę niepewnym tonem – nie znam prawie w ogóle historii Ognia. Nawet tej najnowszej. Nie interesuję się jakoś Ognie... – Ugryzła się metaforycznie w język. Wróć, źle, inaczej. – Historia Wolnych Stad nigdy nie była mi bliska. – Zmieniła od razu zdanie, kręcąc przy tym głową, a dokładniej przy próbie dokończenia poprzedniej wypowiedzi, dając do zrozumienia, że to było zwykłe przejęzyczenie. Co tu dalej powiedzieć... Dobra, jest. – Jak właściwie doszło do tej zmiany w Cieniu? – Zmieniła od razu temat, aby się jakoś wykaraskać z tej niezręcznej dla niej sytuacji.
: 23 lut 2019, 11:46
autor: Administrator
//Inny czas, nie przeszkadzajcie sobie.
//Jakby co, to nadal jestem tu adeptem, zignorujcie moje dorosłe imię.
Szła piechotą, bo choć lotem na pewno byłoby znacznie łatwiej i szybciej, większość ich drużyny nie umiała jeszcze latać. Ale to nie problem. Lubiła wędrówki, coś było w chodzeniu przez lasy, wzgórza oraz tereny podmokłe co sprawiało, że czuła się bliżej natury. Przez mniejszą prędkość mogła lepiej przyjrzeć się otoczeniu, a natura chodzenia zmuszała ją do skupienia się na tym, co było wokół niej.
W końcu dotarli nad Czarny Staw. Cienie rzucane przez drzewa sprawiły, że woda wydawała się ciemna. Lulal raczej nie miała ochoty się w nią zanurzać, ponieważ mimo że było to pewnie tylko złudzenie optyczne, ta ciemność jej nie przekonywała. Prawdopodobnie ciężko byłoby się w niej poruszać. Może przydałoby się im jakieś światełko pod wodą?
– Prawdopodobnie odpowiedź kryje się gdzieś na dnie jeziora. Kto chce zanurkować? Ja zostanę na powierzchni, by was ubezpieczać. – stanęła nad brzegiem, spoglądając w głębie. Przygotowała swoje źródło na przywołanie jakiegoś ataku, gdyby na zwiadowcę czaił się jakiś bebok. To mogła być pułapka, a ona jako stosunkowo dobrze wyszkolony adept potrzebowała kontrolować sytuację.
: 23 lut 2019, 14:12
autor: Płynący Kolec
Moira nie radził sobie z przemieszczaniem się po lądzie. Może to dlatego droga zajęła mu tak wiele czasu? W końcu jednak dotarł na miejsce. Pochylił łepek nad wodą, wciągając jej zapach. Następnie skinął łebkiem, wyraźnie ukontentowany.
– Tak, tak. Mało światła, nie ma życie w środku, tak, tak. Dobra, czysta woda. Naziemna samica wziąć woda dla duży Naziemiec, Gadzik sprawdzić dno. – zwrócił się do Osobliwej Łuski.
Powoli wlazł do wody, wypuszczając powietrze z pęcherza pławnego, by pozostać na dnie. Nie był jeszcze zbyt dobrym pływakiem mimo swojej rasy; jedyną gwarancją na to, że nie zgubi góry i dołu musiał być miękki muł pod łapami, a jedynym sposobem na przemieszczanie się we w miarę zorganizowany sposób – kroczenie, zamiast płynięcia.
Otoczyła go miękka, chłodna szarość. Ostatnie bąbelki powietrza uleciały z uszu i nosdrzy, a przez skrzela popłynęła czysta, chłodna woda. Nad sobą widział niebo; połyskliwe, piękne. Przed sobą zaś – lekko zamulony mrok. Zagłębił się weń, wiedząc, że jego oczy wkrótce się przyzwyczają do ciemności.
: 23 lut 2019, 15:33
autor: Dymiące Zgliszcza
Mentiroso miał małe problemy z nadążaniem za resztą, ale prowadził go pył z nosa Remedium, który wciąż unosił się w powietrzu. Malec nigdy nie widział tych okolic, więc rozglądał się ciekawie, co jakiś czas wydając z siebie różne dźwięki, od pomruków po nieboskie skrzeki. Nie przejmował się, jeżeli przeszkadzało to innym smokom. Nie wiedział jeszcze, co to wstyd, a już na pewno nie przepraszałby za swoje pisklęce zachowanie.
Dotarli do dużego zbiornika wody, nad którym się zatrzymali i Mentiroso nie mógł się powstrzymać, by nie spojrzeć na swoje odbicie w wodzie.
– Menti – pisnął zdecydowanie do swojego odbicia, jakby utwierdzał się w przekonaniu, że jest sobą. Potem spojrzał, co robią inne smoki. Pisklak, który był trochę większy niż on zanurkował w głębiny wody i zniknął, na co Mentiroso potrząsnął łebkiem i zapiszczał przeraźliwie.
– Nie ma! – krzyknął do smoczycy, która z nimi była i zadrżał na miękkich łapach. Czy coś się stanie młodemu Wodnemu? Mentiroso nie wiedział, ale ogarnął go niepokój. Pomachał ze zdenerwowaniem nietoperzymi skrzydełkami i parsknął cicho.
: 23 lut 2019, 17:35
autor: Szarpiący Obłoki
Marduk kroczył pomiędzy nimi bez słowa, od czasu do czasu tylko zerkając za siebie, jakby obawiał się, że ktoś lub coś ich śledzi. Przezornie. Lepiej żeby nie zostali zaskoczeni w środku Czarnych Wzgórz.
Gdy jednak dotarli na miejsce i ich oczom ukazała się niezmącona tafla Czarnego Stawu, skupił się na próbie odnalezienia... jakiejkolwiek wskazówki. Po pierwsze, wszedł po sam brzuch w chłodną wodę. Wzdrygnął się, bo nie przepadał za wilgocią, ale nie było czasu ani miejsca na sentymenty. Sięgnął łapą dna, zagarniając trochę piasku razem z mułem. Potem cofnął się na brzeg i sięgnął do źródła maddary, by osuszyć własne łuski przyjemnym ciepłem, oraz przede wszystkim trzymany w łapie piasek. Chciał sprawdzić, czy pył, który wyciągnął z dna, pokrywa się tym, który wykichał uzdrowiciel. Czy ma tę samą barwę i woń?
Podczas gdy oddawał się suszeniu, spojrzał na niknącego w ciemnej toni morskiego i znów przezornie, zagarnął czerwonego samczyka ogonem, z dala od brzegu stawu. Nie miał pojęcia czy mały umiał pływać, a gdyby wpadł i zaczął się topić, musieliby w panice go wyciągać.
– Nic mu nie będzie. A ty uważaj i nie wpadnij – ostrzegł go, a potem zwrócił się do siostry. – Jeśli morski nic nie znajdzie, ja mogę zanurkować. Może nie oddycham pod wodą, ale mam wrażenie, że poruszam się pod nią szybciej, niż tamten malec. – Spojrzał na swoją łapę i leżący na niej prawie suchy piach. – Jakieś pomysły czego właściwie szukamy? – mruknął w zamyśleniu.
: 24 lut 2019, 14:12
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Niebieskołuska nie odzywała się przez całą drogę, drepcząc na tyłach grupy. Normalnie zagadałaby, próbując przerwać ciszę, ale przygniatająca powaga sytuacji skutecznie zamykała jej paszczę. Tak samo jak Marduk na wszelki wypadek rozglądała się, uważnie śledząc każdy nieznaczny ruch wokół nich. Jej ciało cały czas było spięte w gotowości do ataku czy obrony.
Gdy przybyli, smoczyca nie zachwycała się zbytnio widokami, skupiając wzrok na pisklakach. Nie patrzyła tylko na Osobliwą, gdyż była przekonana, że starsza Adeptka sobie poradzi. Przysiadła obok Menti i musnęła go w bok nosem.
– Może chcesz wejść mi na głowę? Będziesz miał lepszy widok. – A ja będę spokojniejsza, jeśli będziesz blisko mnie. Wolałabym nie tłumaczyć się Iluzji, gdybyś postanowił sobie gdzieś zwiać. – dopowiedziała Szlachetna w myślach. Opuściła skrzydło dla wygodniejszej wspinaczki, gdyby maluch zdecydował się wejść. Toffinka zaczekała, aż smoczek rozsiądzie się wygodniej (albo tego nie zrobi) i wstała, znów przybierając poważniejszy wyraz twarzy.
– Chyba trochę się rozejrzę. Nie będę oddalać się zbyt daleko. – poczekała jeszcze na jakąś odpowiedź.
Jeśli drużyna nie miała nic przeciwko, niebieskołuska poszła w prawo wzdłuż tafli jeziora, nasłuchując uważnie zarówno niepokojących dźwięków jak i wskazówek syna jej Mistrza. Wąchała ze skupieniem w powietrzu, próbując wyłapać cokolwiek niezwykłego. Przeczesywała okolicę czujnym wzrokiem, najczęściej zerkając na taflę wody. Pilnowała też, aby nie znaleźć się dalej niż w zasięgu wzroku zespołu.
Jeżeli usłyszała zaprzeczenie, prychnęła z niezadowoleniem i usiadła z powrotem, wpatrując się z naburmuszoną miną w brudny śnieg.
: 24 lut 2019, 19:40
autor: Dymiące Zgliszcza
Gdy starsze pisklę, Marduk, przygarnęło go bliżej siebie, zadrżał. Zaczynał mu się udzielać niepokój całej sytuacji.
Mentiroso skorzystał z okazji, by poczuć się bezpiecznej i wszedł z roztargnieniem na grzbiet Szlachetnej, a potem na jej głowę, owijając ogon wokół jednego z rogów. Potarł końcem nosa o czubek głowy smoczycy i skrzeknął z wdzięcznością. Wodził wzrokiem po tafli wody, wypatrując, gdzie zniknął Moira. Ciemna woda była nieprzenikniona, ale i tak wbijał w nią wzrok, jakby czekając aż coś się wynurzy i go porwie.
– Tam nie idźmy – pisnął cicho (mając na myśli głębię stawu), tylko do Szlachetnej, nie chcąc, by inni go usłyszeli. Nikt nie chce wyjść na tchórza, prawda?
: 25 lut 2019, 22:23
autor: Administrator
Drużyna V
Lądowa część drużyny wypuściła Moirę, młodziutkiego morskiego, na samotną wyprawę w głebiny. Zadanie wymagające odwagi i czujności od tak młodego pisklaka. Ale Moira mu sprostał. Dopłynął do dna jeziora nie napotkawszy żadnych niebezpieczeństw – tylko okazjonalne malutkie rybki – i dopiero wtedy zauważył coś, co zwróciło jego uwagę.
Z jakiegoś powodu w centralnej części Stawu muł unosił się ponad dno jeziora w gęstej chmurze, jakby był cały czas wzruszany przez jakąś uwięzioną tam, szamoczącą się istotę, które ze względu na gęstość tejże chmury mułu i panującą tu ciemność Moira nie widział w ogóle. Nie mogło to być wielkie, bo wzniesiona przez szamoczące się stworzenie chmura odpowiadała swą średnicą wielkości 4-księżycowego pisklaka. Ale do każdej niewiadomej należało podejść z odpowiednią ostrożnością.
Tymczasem brzeg stawu pozostawał spokojny i, prawdę powiedziawszy, opustoszały. Drużyna lądowa nie miała co robić poza kibicowaniem w myślach Moirze. Często najgorszy element każdej bitwy czy każdego wyzwania – oczekiwanie i martwienie się.
: 26 lut 2019, 23:55
autor: Administrator
Osobliwa zmrużyła oczy. W tej ciemności Moirze może być bardzo trudno cokolwiek zobaczyć, co było zagrożeniem samym w sobie. Mógłby zrobić sobie krzywdę. Młodemu przydało by się jakieś światło, które mogłoby rzucić na sprawę, nieważne gdzie się teraz znajdował oraz czy cokolwiek znalazł.
– Ubezpieczajcie go, ja stworzę światło – rzucila do reszty. Poradzą sobie... Miejmy nadzieję.
Wyobraziła sobie kulę światła, odporną na wodę, o średnicy dwóch szponów, perfekcyjnie okrągłą. Mimo że była bardzo jasna, to z jakiegoś powodu nie oślepiała. Adeptka nadała jej kolor jasnej żółci. Twór nie miał wagi ani nawet tekstury. Gdyby ktoś ściałby zanurrzyć w nim łapę, nic by nie poczuł, po prostu jego kończyna przeszłaby przez niego. Iluzja nie posiadała smaku, zapachu czy nawet temperatury. Cały czas kręciła się wokół własnej osi, by mieć pewność że optymalnie oświetli otoczenie, niezależnie od sytuacji oraz tego jaki będzie efekt końcowy. Kula miała pojawić się tuż nad powierzchnią, tam gdzie mniej więcej mógł znajdować się teraz Moira według tego co widziała. Tchnęła w to maddarę. Cały czas śledziła sytuację, podtrzymując twór.
– Dobrze Marduk, ale daj najpierw Moirze spróbować. To czego szukamy, jest prawdopodobnie związane z czarnym proszkiem, który wyleciał Remedium z nosa. Ale więcej nie wiadomo – widać było jednak, że była bardziej skupiona na tworze, niż na bracie. Ale miała odpowiedzialne zadanie i nie mogła go zaniedbywać.
: 27 lut 2019, 16:57
autor: Płynący Kolec
W wypadku, gdyby wysoko nad Moirą, gdzieś ponad powierzchnią stawu rozbłysło światło, pisklak uśmiechnąłby się lekko, a z jego pyszczka uleciałoby kilka większych bąbelków, jakby na znak, że widzi, ale też celem wskazania, gdzie się znajduje.
Gdyby zaś pod wodą wciąż panowała ciemność, nie miałby powodu się uśmiechać; nie wiedziałby, że ktoś go wspiera, więc analogicznie, bąbelków by nie wypuścił, uznając że Naziemce pewnie skupiają się na swoich naziemnych sprawach. I pozostałby tej próby pomocy nieświadomy, nie rozumiejąc że siły potężniejsze niż on sam decydują o powodzeniu każdego ruchu.
W każdej sytuacji jednak dalsze kroki byłyby takie same. Pazurki wszystkich czterech łapek poszukały punktu podparcia na dnie; podobnie postąpił ogon, zakończony mocnym hakiem, zupełnie jak u ojca. Młody rozumiał wodę na tyle dobrze, by wiedzieć, że musi pozostać w miejscu, jeśli chce poruszyć coś innego. A czynnikiem poruszanym miał być muł. Skrzydełka, niewielkie jeszcze i słabe, miały pchnąć wodę naprzód, odsłaniając to, co szamotało się w mule.
Czy się bał? Oczywiście. Szamotać się w mule mogła cała masa nieprzyjemnych stworzeń. Jednak po stokroć gorsze byłoby wynurzenie się z wody i konieczność spojrzenia na Naziemce, wykrztuszenia z siebie kolejnych kilku zdań. Oczekiwali, że to załatwi, prawda? Tłumaczenie się przed nimi, wyjaśnianie dlaczego nie załatwił, jawiło mu się jako setki razy bardziej niebezpieczne i przerażające, niźli konfrontacja z szamoczącym się w mule osobnikiem. Jeśli sprawę załatwi, może nie będą tak bardzo na niego patrzeć? W końcu nikt nie zwraca uwagi na tych, którzy robią swoje; choć młody, pojął już, że im bardziej będzie dla Naziemców użyteczny, tym większa szansa, że dadzą mu spokój.
: 27 lut 2019, 23:22
autor: Administrator
Drużyna V
Okazuje się, że pogoda nie była zła – rozpoczęliście wyprawę w wczesnym, słonecznym dniem. Tworzenie więc kuli światła nad powierzchnią jeziora nie wpłynęło znacząco na światło docierające aż do morskiego nurkującego pod wodą. Niestety, woda miała to do siebie, że brutalnie zżerała całe światło im głębiej było. A Czarny Staw do płytkich nie należał!
Ale okej. Moira nadal miał wokół siebie półmrok, który wzrokiem mógł przebić. Wzburzenie wody skrzydłami okazało się idealnym rozwiązaniem. Co prawda trochę mułu dostało się przez to do gardła morskiego, ale jego oczy zobaczyły też zarys szamoczącej się, smoczej postaci, owiniętej czymś, co wyglądało jak grube liny z glonów, przytrzymujące istotę w miejscu. Istota nie miała skrzydeł, posiadała za to ogon, którym wymachiwała energicznie, próbując się uwolnić. A każdy, kto kiedykolwiek miał pecha złapać się w wodorosty, wiedział, że gwałtowne szamotanie miało duże szanse na pogorszenie sytuacji. Być może własnie to się przydarzyło temu nieszczęśnikowi.
Niestety ze względu na panujący półmrok i szamotanie się Moira nie potrafił określić dokładnej wielkości tamtego, jego budowy, barwy łusek czy wypatrzyć jakichkolwiek znaków charakterystycznych. O ile jakieś miał. Ciemna postać splątana w podwodną roślinność. Czy młody zaryzykuje samodzielne ocalenie, czy może raczej wróci na powierzchnię na naradę z towarzyszami swojej niedoli?
: 01 mar 2019, 17:21
autor: Płynący Kolec
Czy mógł ich uznać za towarzyszy? Ich imiona pozostawały tajemnicą, w pyskach brakowało znajomych cech, a jedynym co ich łączyło, był zapach stada. W pewnym sensie się ich obawiał; ich oceniających spojrzeń, świdrujących uszy głosów, oczekiwań... Jego introwertyczna natura kazała mu się wręcz cieszyć z faktu, że nie mogli towarzyszyć mu pod wodą. To była jego domena, jego miejsce. I nie mogło go tu spotkać absolutnie nic groźnego (a w każdym razie gorąco w to wierzył).
Przyjrzał się na tyle, na ile mógł, spętanemu smokowi, wysnuwając następujące wnioski: po pierwsze, ma przed sobą smoka morskiego, takiego jak on; w przeciwnym wypadku szamoczący się w mule osobnik nie mógłby się szamotać, bo by się utopił. Po wtóre, że brak skrzydeł chyba nie pomaga w pływaniu, choć tamtemu, podobnemu bardziej do węża niż smoka, powinno być łatwiej lawirować między przeszkodami. Kolejnym, czego przeoczyć nie mógł, były niewielkie wymiary Gadzika, a więc i młody wiek.
Absolutny brak zagrożenia.
Z pyszczka Moiry wydobyło się ciche zawodzenie, przypominające nieco nawoływania wielorybów. Ostrożnie zbliżył się do drugiego Gadzika, bez wahania wkładając łapki w chmurę mułu, chcąc oprzeć je na grzbiecie tamtego i stanowczym naciskiem skłonić do bezruchu; nie zdoła go przecież wyplątać, jeśli ten dalej planuje szamotać się w mule jak wystraszony Naziemiec!
: 02 mar 2019, 23:51
autor: Administrator
Widząc znak od Moiry, uśmiechnęła się szeroko. Czyli u niego wszystko w porządku! Skierowała twór bardziej w stronę bąbelków, zanurzając go odrobinę w wodzie. Na szczęście uodporniła kulkę na ten żywioł, przygotowana na taką ewentualność. Nadal podtrzymywała swój twór, tym razem z jeszcze większą uwagą. Jej młody towarzysz tego potrzebował.
Mimo że lubiła walczyć, chyba jej najukochańszym zastosowaniem magii było takie, które pomagało innym smokom, czy to przez obronę czy ułatwianie im życia. Zawsze ekscytowała ją pomoc innym, niezależnie od tego na czym polegała, a maddara oczywiście była najlepszą dziedziną.
Chyba coś znalazł! Przygotujcie się! – szepnęla podekscytowana do innych smoków, jednak w tym momencie nie miała za bardzo co robić, tylko bacznie obserwować sytuację oraz skupić się na swoim magicznym tworze. Oddychała głęboko, wpatrując się w wodę. Oby byli gotowi, gdy będą musieli wkroczyć do akcji.
: 03 mar 2019, 9:02
autor: Administrator
//Jaki znak od Moiry dostrzegła Osobliwość? Mam problem z identyfikacją czegokolwiek, co mogłoby być za to uznane :) Bo bąbelków nie mógł wygenerować, nie wstrzymywał oddechu do tej pory, a jest morskim więc może oddychać wodą :>
Drużyna V
Smoki Wody czekały na brzegu w napięciu, kiedy akcja nadal rozgrywała się pod wodą.
Natomiast Moira zdecydował się podpłynąć do obcego, i na jego grzbiecie oprzeć swoją łapę. I już wtedy pierwszym, co mógł wyczuć, był fakt, iż wcale nie miał do czynienia ze smokiem. Ani z wężowym, ani z morskim, ani z żadnym innym. Co prawda w dotyku fizycznym ów istota do złudzenia smoka przypominała, to ledwo rozwinięte zmysły magiczne Moiry wręcz krzyknęły ostrzegawczo, kiedy nawet bez wprawy wyszkolenia wyczuły energię, którą dotykana przez młodego istota emanowała.
Ale istota pod wpływem dotyku uspokoiła się i przestała się szamotać. Muł zaczął opadać, a istota przekręciła swój trójkątny, smoczy łeb, by spojrzeć na Moirę ślepiem błękitniejszym niż letnie niebo, tak intensywnym, że aż wydawało się jarzyć w ciemności.
Więzy, które oplotły istotę, okazały się tylko z grubsza przypominać wodorosty. Bliżej im było do czarnego kamienia, ciemniejszego niz okoliczny półmrok. Na tyle cienkiego kamienia, że przy byle dotyku winno pęknąć, tylko ewidentnie szamotanie sie tej istoty nie osiągnęło tego. Poza tym... Poza tym czy sproszkowanie tego kamienia nie dałoby w efekcie pyłu, który chwilę wcześniej wydobył się z nozdrzy Remedium?
Tyle ciekawych odkryć, a jednak smoki na lądzie dowiedzą się o nich już po wszystkim.
: 04 mar 2019, 17:49
autor: Dymiące Zgliszcza
Mentiroso, wciąż na łbie Szlachetnej, zamachał nerwowo skrzydełkami. Coś się działo a Moira nadal się nie wynurzał. Druga smoczyca, ta, której nie znał, sprawiła, że stało się światło i coś krzyknęła, ale Mentiroso nie zrozumiał. Skrzeknął smutno, licząc, że Szlachetna go jakoś pocieszy albo, że ktoś w końcu pomoże Moirze. Zlazł ze swojego miejsca i podszedł znów do krawędzi stawu, machając ogonem. Jego czerwone łuski odbijały światło, wyglądał jak mały rubin (albo duży rubin, biorąc pod uwagę, że rubiny raczej bywają mniejsze niż pisklaki).
– Gdzie jest? – zapytał zawodzącym głosikiem, do nikogo w sumie nie kierując swoich słów, a oczywiście Moirę miał na myśli. Nachylił się nad taflą wody i zobaczył swoje własne jasne, przerażone oczy.
: 04 mar 2019, 19:40
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Szlachetna usiadła przy pozostałych i również z niepokojem wypatrzyła się w taflę wody. Nie mogła pomóc, a to strasznie ją irytowało oraz niepokoiło. Wiedziała jednak, że w tej chwili, chociaż bardzo by chciała, nie mogła ulec kaprysom i musiała wspierać drużynę. Widziała, że Menti się niepokoi i w pełni go rozumiała. Przysunęła się do niego i objęła skrzydłem, mrucząc uspokajająco:
– Nie martw się. Huh... Ten... – Toffinka zacięła się na chwilę, zdając sobie nagle sprawę, że nie pamięta, jak dzielny smok pod wodą się nazywa. Wyszło niezręcznie, ale niebieskołuska zdołała wybrnąć z sytuacji. – ... Morski... Z pewnością sobie poradzi, a w razie czego mu pomożemy. Też będziesz pomagał, prawda? – smoczyca pocieszająco szturchnęła pisklaka nosem w bok. Następnie spojrzała na Osobliwą, którą podświadomie uważała za przywódczynię, najprawdopodobniej przez to, że córka Kaskady była tu najstarsza.
– Chyba lepiej sprawdzę co tam się dzieje. Nie podoba mi się to wszystko... – w głowie niebieskołuskiej roiło się od niespokojnych myśli. Co jeśli morski został uwięziony lub potrzebuje pomocy? Może ktoś go zaatakował? Czy coś znalazł? Wojownicza dusza nie pozwalała pozostać w miejscu, a niecierpliwość i napięcie coraz bardziej popychały smoczycę do czynów.
Toffinka wstała i weszła po kolana do wody. Rozejrzała się niepewnie, nie wiedząc, co robić dalej. Nagle wpadła na pomysł. W jej głowie pojawił się obraz lekkiego, wypełnionego powietrzem bąbla. Stworzony był z przeźroczystej, gładkiej błony, bez smaku czy zapachu. Wkładając w to wyobrażenie cząstkę maddary, Szlachetna zaczęła powoli formować tą bańkę wokół swojej głowy. Zmieściły się w niej rogi i cały pysk, zostawiając nawet trochę przestrzeni dla swobodnego poruszania łbem. Wtedy niebieskołuska jak najszybciej zanurkowała wiedząc, że jej zapasy tlenu nawet w tej wielkiej bańce są ograniczone.
Wtedy pojawił się kolejny problem, czyli gęsta ciemność. Smoczyca nie była pewna, czy da w ogóle radę wytworzyć dwie rzeczy na raz, zatem musiała poradzić sobie bez światła. Kierując się w stronę samego środka jeziora Szlachetna przycisnęła skrzydła do boków i zaczęła przebierać mocno łapami i kierować się ogonem, dość szybko zmierzając w stronę celu.
Niebieskołuska nie była pewna na jak długo wystarczy jej powietrza w kuli, dlatego musiała się pospieszyć. Próbowała też wypatrzyć w ciemnościach światło, stworzone przez Lulal, które nakierowała by ją w dobrą stronę.
: 04 mar 2019, 21:21
autor: Szarpiący Obłoki
Mardukowi też nie podobało się to, że morski długo nie wypływał. Od jakiegoś czasu nerwowo podrygiwał końcówką ogona, a gdy Szlachetna wstała i zdecydowała się wejść do wody, samiec poderwał się z miejsca. Czekanie go dobijało. W duchu miał też nadzieję, że małemu nic się nie stało.
– Pójdę z tobą – obwieścił i wszedł do wody pomimo chłodu i autentycznej niechęci do wilgoci. Przez chwilę obserwował zmrużonymi ślepiami jak smoczyca tworzy wokół siebie bańkę powietrza. Nie zamierzał po niej papugować, zresztą sądził, ze to niewiele zmieni. On zamiast tego, stworzył nad swoją głową, pomiędzy rozrastającym się porożem, kulkę światła, która miała oświetlać im głębiny. I kiedy Szlachetna zanurzyła się, on ruszył za nią, uprzednio chwytając w płuca porządną dawkę powietrza.
Zanurzając się, odruchowo zamknął ślepia, ale po chwili zdał sobie sprawę, że w ten sposób nic nie zdziała. Z niechęcią otworzył oczy i ujrzał mętną toń. Wszystkie barwy były zamglone, a dźwięki były nieprzyjemnie przytłumione, ale nie miał czasu rozwodzić się nad nieprzyjemnościami płynącymi z nurkowania. Szybko też dostrzegł tak Szlachetną jak i Moirę, oraz dziwne coś, co błyskało w półmroku niebieskimi światłami.
Nie chcąc tracić czasu (brak oddychania pod wodą bardzo go ograniczało), szybko podpłynął do Moiry i tknął jego umysł przekazem.
– Co to? Co chcesz zrobić? Pomogę ci. – Wyglądało jednak na to, że samczyk chciał to coś dziwnego... uwolnić. Marduk domyślając się, że malec mu nie odpowie, chwycił za pierwszy lepszy wodorosto-kamień, którym istota była oplatana i pociągnął z całej siły.
: 05 mar 2019, 19:11
autor: Płynący Kolec
//Ryby nie wstrzymują powietrza w płucach, a mimo to potrafią zebrać je skrzelami z wody i utworzyć bąbelki. Miałam kiedyś rybki, które tak robiły. Poza tym w ten sam sposób kontrolują zanurzenie, wypełniając i opróżniając pęcherze pławne.
Cofnięcie łap; pyszczek opuściło coś na podobieństwo wysokiego pisku, przypominającego te wydawane pod wodą przez delfiny. Stworzenie, czymkolwiek było, nie było gadzikiem... Wydawało się nieprzyjemnie potężne, a Moira nagle zrozumiał, że właściwie nie wie, w co się pakuje.
Ktoś, lub coś, zamknęło tutaj tą istotę. Potężną istotę, która mogła być niebezpieczna. Zrywanie więzów mogłoby okazać się dość nierozsądne... Czuł zawirowania wody, zdradzające że pozostali zmierzają w jego kierunku. Gdy pojawił się czarny Naziemiec, Moira aż zadrżał. Choć wiedział, że w siłowaniu się nie dorówna starszemu smoczkowi, schwycił go jedną z przednich łapek za nadgarstek, chcąc powstrzymać przed rwaniem więzów; drugą łapę skierował ku powierzchni. Musieli to omówić! Uwolnienie czegoś tak silnie nasiąkniętego maddarą nie powinno być robione pochopnie.
Na przykład Gadzik nie miałby nic przeciwko zostawienia dziwnego stwora na dnie.
Gdyby udało mu się porozumieć z czarnym, którego imienia nie poznał, lub też nie zapamiętał, pociągnąłby go za sobą ku górze, ku powierzchni.