Strona 29 z 37

: 15 cze 2020, 18:54
autor: Spuścizna Krwi

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Popatrzyła na syna z rozbawieniem, ale w żadnym razie nie złośliwym. Po prostu jego podejście było zabawne.
Ciężko byłoby ci być silniejszych – zauważyła, przekrzywiając lekko głowę. Oczywiście gdy stanie się dużo silniejszy, będzie mógł bić każdego, kogo zechce. Nie było w tym nic złego, dopóki tak jak w Pladze, nie groziła za to śmierć. Tego by nie chciała, ale chętnie posłuchałaby na starość o zwycięstwach swoich dzieci i liczbie oderwanych przez nie głów. Fuj, starość...
Na jego wymowne spojrzenie nie mogła się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami. manipulacje, nie w jej stylu. Tu musiał się wdać w ojca, Akaer miał zdecydowanie lepsze gadane niż ona. Ona nie miała cierpliwości do podobnych gierek.
Po prostu poproś, jeśli chcesz się czegoś nauczyć. Nie jestem twoim wrogiem, żeby trzeba mną było manipulować – zazwyczaj po prostu udawała, ze nie widzi prób manipulacji lub nie rozumie aluzji. Nie chciało jej się reagować na podobne próby, co dodatkowo złościło jej "wrogów". Vulkin był jednak jej synem, więc miał pozwolenie na nieco więcej niż inni.
Zacznijmy jednak od razu. Skoro wiesz, jak bić, to powiedz, w co najlepiej uderzać. Jakie punkty na ciele smoka są najbardziej wrażliwe na atak? – zapytała syna, od razu przechodząc do nauki.

: 18 cze 2020, 23:10
autor: Wściekły Kolec
– Nie martw się. Przetrącę pewnie jeszcze wiele karków i wygryzę dużo krtani. – Zapewnił, szczerząc siekacze w nieprzyjemnym uśmiechu. Gdyby miał bić silniejszych, to jedynie dla treningu. Póki co miał zamiar znęcać się nad mniejszymi, ewentualnie słabszymi psychicznie smokami. To była dobra zabawa, a zachęta matki jeszcze bardziej go do tego przekonała.
Przekrzywił łeb, słysząc reakcję Rakty. Nie lubiła tego typu gierek, hm? Ciekawe jak wyglądały jej rozmowy z Aqenem..
– No dobrze. Będę bardziej bezpośredni. – Wtedy też usłyszał pierwsze pytanie, dosyć trudne, biorąc pod uwagę że zawsze po prostu celował w tułów. – Szyja i oczy. – Powiedział to co pierwsze przyszło mu do głowy. Coś co łączyło łepetynę z resztą ciała musiało być słabym punktem, a oczy.. cóż, bez nich nie można było widzieć.

: 19 cze 2020, 17:54
autor: Spuścizna Krwi
Rakcie nigdy nie przeszkadzało zabijanie wrogów. Przeszkadzało jej nie zabijanie ich. Nie rozumiała, dlaczego niektórzy woleli rozmawiać zamiast działać. Oczywiście niektórzy byli zbyt słabi, żeby robić cokolwiek innego. A jeśli chodzi o jej rozmowy z Aqenem.. Cóż ostatnia skończyła się potyczką z niedźwiedziem, w której próbowała "wytłumaczyć mu", ze udawanie martwego to bardzo zły pomysł.
Na to liczę. A co do twojej odpowiedzi... Tak, szyja i oczy. Szyja dlatego, że po jej bokach, blisko skóry znajdują się tętnice, których rozerwanie może powodować śmierć. Z przodu szyi masz natomiast gardło. Krtań, tchawica i samo gardło, po uszkodzeniu również najczęściej doprowadzają do śmierci. Wyrywanie ich to świetna zabawa. Co do oczu... owszem, są bardzo wrażliwe na uszkodzenia, ale nawet utrata oczu raczej nie powadzi do śmierci. Można żyć bez oczu, ale tracisz wtedy wzrok poza tym dobrymi punktami do ataku są pachy i pachwiny, w których podobnie jak po bokach szyi, ważne arterie przebiegają blisko skóry. Stawy i ścięgna, których uszkodzenie może utrudnić poruszanie się. Poza tym kark i kręgosłup szyjny, bo skręcenie karku równa się śmierci, a uszkodzenie kręgosłupa paraliżowi całego ciała. Dalej głowa, cała. Czaszka chroni mózg, ale gdy ją przebijesz, w zasadzie nie ma co zbierać. Nozdrza są miękkie, a uszkodzenie dróg oddechowych bywa zabójcze. Wyrywanie szczeki, wybijanie zębów, wyrwanie języka. Poza tym błony skrzydeł są bardzo delikatne i chociaż niezbyt groźne dla życia, możesz trwale uziemić swojego przeciwnika. Nie zapominaj o podbrzuszu. Płuca i serce chronione są przez żebra, ale w podbrzuszu kryją się narządy wewnętrzne, od których twoje pazury oddziela jednie futro lub łuski, skóra i mięśnie – wyjaśniła synowi, tłumacząc, dlaczego dane cele warto atakować.
Teraz podaj mi przykład ataków oraz obron, które ty sam mógłbyś zastosować w walce – nakazała Vulkinowi. Nauka z nią wymaga myślenia od obu stron. Zwłaszcza od tej uczącej się...

: 02 lip 2020, 15:41
autor: Wściekły Kolec
Siedział naprzeciwko matki słuchając jej z zaciekawieniem. Opisy Rakty jedynie wzbudzały w nim chęci stoczenie pierwszej, poważnej walki, bez żadnych zahamowań. Jednak na razie nie miał co na to liczyć, bowiem taka walka skończyłaby się na tę chwilę niezbyt przyjemnie. Na arenie niby nie było zobowiązań, lecz przy takiej postawie Vulkin mógłby nie dożyć otrzymania dorosłej rangi.
– Zabiłaś kogoś kiedyś? Czy na arenie często ktoś umiera? – Zapytał nie z obawy, a z czystej ciekawości. Podejrzewał że większość smoków nie wykorzystywała pełni swoich możliwości podczas potyczek, ale nie zaszkodziło zapytać. – Czy ogon to punkt witalny? – Vulkin nie znosił ciągnięcia go za ogon, lecz nie na tyle by uważał go za wrażliwe miejsce. Wszystko mogło być jednak możliwe.
– Natomiast co do ataków. – Zmienił nieco kurs rozmowy, wstając na wszystkie łapy. – Pazurami mógłbym wydrapać ci oczy lub zmasakrować nozdrza, kłami natomiast wygryźć ci tchawicę albo połamać kości, albo zaszarżować i przebić cię porożem. – To były jedynie przykłady, ale Vulkin myślał że to w zupełności wystarczyło. – Obronić się mógłbym uderzając atakującego barkiem by wytrącić go z równowagi, lub po prostu odskoczyć by uniknąć ataku.

: 02 lip 2020, 18:33
autor: Spuścizna Krwi
Mała, krwiożercza bestia. Jej syn coraz bardziej jej się podobał. Oczywiście kochała wszystkie swoje dzieci i nie faworyzowała żadnego, ale mogla przecież cieszyć się z tego, że niektóre z nich interesowały się walka już od najmłodszych księżyców.
Tak, zabiłam. Nazywała się Pień Opatrzności – powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała satysfakcja, która wciąż odczuwała. Pomniejszona oczywiście przez to, co nastąpiło potem, jednak nic nie smakowało tak, jak pokonanie wroga i oderwanie mu głowy.
Odcięłam również głowę innej smoczycy, Freirze, chociaż to był raczej ostatni gest ku jej śmierci. Zabijałam wiele drapieżników, ludzi, krasnoludów... A co do areny. Nie, nie zdarza się to obecnie zbyt często, ale czasem bywa, że można zginąć. Niestety, ciężko znaleźć teraz godnego przeciwnika. Większość to tchórze stroniący od prawdziwej walki i jedynie udających, że są Wojownikami czy Czarodziejami. Przynoszących wstyd swoim przodkom – pokręciła z niesmakiem łbem. Nie podobało jej się to, wcale. Sprawiało to, że życie stawało się nudne.
Ogon nie jest punktem witalnym, ale niedaleko odbytu biegnie nim kilka grubszych tętnic i żył. Jeśli na nie trafisz, może stać się to groźną raną. oczywiście oderwanie ogona również może skończyć się śmiercią. Co do twojej odpowiedzi, jest dobra, ale połowicznie. Patrząc na twoje ciało wnioskuję, że należysz do smoków silnych, ale niestety niezbyt szybkich. W związku z tym powinieneś unikać uników, odskoków i odturlania się, skupiając się na parowaniu i blokowaniu ciosów. Co do ataku nie próbuj nic, co wymaga szybkości i precyzji, więc nie ciecia, a mocne ugryzienia i wszystko, co ma za zadanie wyrwać części ciała, połamać kości, zmiażdżyć, spalić czy zamrozić.
Ataki polegające na sile to głównie uderzenia, mające za zadanie połamać kości lub zmiażdżyć tkanki. Skręcenie karku silnym uderzeniem lub chwyceniem kłami i przekręceniem głową. Kopnięcia, próba staranowania przeciwnika, wbicie mu jak najgłębiej w ciało rogów lub pazurów. Ugryzienie jak najmocniej i wyszarpniecie kawałka mięsa. Zianie ogniem, lodem lub plucie kwasem. Atak szybki jest w zasadzie prosty. Szybkie, precyzyjne cięcia, mające na celu spowodować płytkie, ale rozległe rany lub wycelować je konkretnie tam, gdzie wyrządzą przeciwnikowi najwięcej szkód przy jednoczesnym jak najmniejszym wysiłku własnym.
Co do obrony musisz nauczyć się blokować ciosy lub zbijać je z toru lotu. Obrona siłą prawie zawsze wymaga kontaktu z drugim smokiem. Tu dochodzi jeszcze walka z czarodziejem. Smok niezbyt szybki nie uniknie czaru, więc musi albo zbić atak z toru lotu, jeśli jest to coś, w co można uderzyć lub rozerwać, albo po prostu rozproszyć Czarodzieja, żeby ten nie mógł użyć magii. Można go popchnąć, nawet spoliczkować, ale tak, by nie wyrządzić mu krzywdy
– wyjaśniła synowi i przerwała na moment, by mógł wszystko przetrawić.
Przyjmij pozycję, w której najłatwiej byłoby ci walczyć. To tak zwana pozycja gotowości, ale chce zobaczyć, jak ty ją "czujesz" – powiedziała do Vulkina, obserwując młodego samczyka.

: 04 lip 2020, 10:15
autor: Wściekły Kolec
Czyli było tak jak sądził. Wolne stada były przepełnione tchórzami bojącymi się porządnej walki, no cóż, Vulkin nie miał zamiaru się powstrzymywać podczas walk na arenie, w końcu tam nic nie mogą mu zarzucić za zabicie kogoś.
– No to chcę walczyć z tobą, jak dorosnę. – Rzucił niespodziewanie. – Ty chyba jesteś godnym przeciwnikiem, hm? – Głupie pytanie, oczywiście że tak. Ktoś kto nie bał się odrąbać innej smoczycy głowy w obecności innych musiał być godny walki z nim. Swoją drogą, ciekawe jak to wyglądało.
Teorię wysłuchał, i zaczął przyjmowanie pozycji od rozstawienia wszystkich czterech łap w rozsądnej od siebie odległości by nie potknąć się podczas ataku. Łeb zniżył, wyrównując go perfekcyjnie z linią barków, a dla zachowania równowagi ogon usztywnił i lekko uniósł do góry. Spiął wszystkie mięśnie, jakby szykował się do ataku lub uskoku. Cóż, wojownik musiał jeszcze wyglądać groźnie, więc zjeżył futro od karku aż po ogon i obnażył kły, warcząc głośno.

: 04 lip 2020, 13:40
autor: Spuścizna Krwi
Wyszczerzyła drapieżnie kły, puszczając synowi oko.
Czyżbyś w to wątpił? – zapytała, błyskając białymi kłami oprawionymi w "skrwawione" łuski dookoła szczęk. Barwa ciała idealnie dobrana do jej zamiłowania krwi. Szkoda, ze tak rzadko miała okazję ją przelewać. Zaraz porośnie grzybem z nudów.
Obrzuciła krytycznym spojrzeniem postawę, jaką przyjął jej syn.
Ugnij łapy, lekko, aby krok pozostał sprężysty. Nie usztywniaj ogona. Unieś go, ale niech pozostanie luźny, żebyś mógł nim manewrować. Nie napinaj mięśni. Twoje ciało musi być w pogotowiu, ale przez ciągłe, zbyt duże napięcie mięśni zmęczysz je za szybko i może cię złapać skurcz. Głowa odrobinę wyżej. Nie odsłaniaj gardła, ale nie możesz również pozwolić, by twój kark pozostał odsłonięty – skorygowała lekko pozycje, jaką przyjął Vulkin.
Dobrze, teraz trochę praktyki. pamiętaj o tym, co ci mówiłam i spróbuj mnie zaatakować. Potem ja zaatakuje ciebie, a ty musisz spróbować się obronić. Przestajemy kiedy powiem, że wystarczy – powiedziała.
Sama przyjęła podobną pozycje do Vulkina – Skrzydła przy bokach ciała, łapy rozstawione i lekko ugięte, głowa pochylona, ale nie za bardzo, żeby nie odsłaniać karku, ogon luźno uniesiony do góry. Złote ślepia uważnie badały każdy ruch młodego samca.

: 08 lip 2020, 0:25
autor: Wściekły Kolec
Bursztynowe oczy wilczura monitorowały nieustannie smoczycę, wyłapując miejsca które mógłby potencjalnie zaatakować. Zmianę przybranej przez siebie postawy zaczął, wedle poleceń matki, od spuszczenia nacisku ze wszystkich swoich mięśni i ugięcia subtelnie łap, nadając krokowi sprężystości. Ogon powędrował ku górze gdy samiec dał mu trochę luzu by w razie czego mógł złapać równowagę. Głowę uniósł do góry, lecz na tyle, by nie odsłaniać gardła i osłonić kark ostrymi rogami. Zachowując czujność upewnił się raz jeszcze że łapy są odpowiednio oddalone od siebie by się nie wywrócić, i cóż.. pozostało tylko zaatakować.
Vulkin zacisnął kły i obnażył je ponownie, a z jego gardła wydobył się nieprzyjemny dla ucha warkot. Może to i była tylko lekcja, ale on był zdetermimowany. Chciał wygrać, choć wiedział że praktycznie nie ma szans. Teraz w rodzicielce widział wroga, którego trzeba pokonać, a najlepiej zabić. Napiął mięśnie tylnich łap i wybił się do przodu, by jednym, drapieżnym susem skrócić dystans pomiędzy sobą a Raktą. Gdy wylądował przed nią, miał w zamiarze stanąć na dwóch łapach niczym niedźwiedź i po skoncentrowaniu całej swojej energii w prawej przedniej łapie uderzyć Raktę z całej siły w policzek, charatając jej lewą stronę pyska pazurami. Nie widział powodu dla którego miałby się hamować – uważał że jego matka da radę się obronić, a jeśli nie, to cóż.. jej problem.

: 08 lip 2020, 17:28
autor: Spuścizna Krwi
Smoczyca uśmiechnęła się lekko, gdy jej syn zaatakował Cóż, warkot niczemu nie przeszkadzał, nawet jeśli rzadko zdarzało się, by smoki zaczynały właśnie od tego. A szkoda, robiło odpowiednie wrażenie. Odczekała trochę, dając synowi czas na stanięcie na żadnych łapach. Mogłaby teraz smagnąć ogonem po jego kostkach, przewracając go na ziemię, ale postanowiła nauczyć go właśnie podstaw.
Przy takim ataku obrona była stosunkowo prosta, Smoczyca nie stawała na tylnych łapach, przynajmniej nie całkowicie. uniosła jednak przednią część ciała, głównie prawą przednia łapę. Wykonała silne uderzenie, celując w nadgarstek atakującej ja kończyny Vulkina. Od dołu, aby podbić łapę w górę, odrzucając zarówno łapę, jak i syna – bo przy takich ruchu istniała szansa na stratę równowagi – od swojego ciała.
Nie tnij pazurami, wbijaj je w ciało. lepiej by ci wyszło, gdybyś próbował wbić pazury, a potem szarpnąć łapą, żeby oderwać kawałek ciała, może nawet cała żuchwę. Albo w ogóle próbował połamać mi kości. Jeśli chcesz ciąć, wbijaj pazury jak najgłębiej. Rozległe, płytkie rany są dobre dla szybkich słab... Szybkich smoków, a tobie nie brakuje siły – powiedziała do syna i natychmiast nabrała powietrza w płuca.
Zgromadziła w pysku łatwopalny gaz, kierując pysk w stronę prawej przedniej łapy Vulkina.
Otworzyła pysk, wypuszczając z niego gaz i jednocześnie wypuszczając z płuc powietrze. gaz, zmieszany z tlenem natychmiast zajął się złocistymi płomieniami, których zadaniem było spalenie prawej przedniej łapy młodego smoka. Dotkliwe poparzenia, jak to zazwyczaj w przypadku ognia.

: 01 sie 2020, 4:35
autor: Strażnik
Niosąc w zębach kolejną porcję pożywienia od obrońcy, sarna zastanawiała się dlaczego był dla niej taki miły. Definitywnie nie był taki dla innych smoków, więc dlaczego aż tak zależało mu na pojedynczym ssaku? Jako sarna trudno żeby znała, bądź ze szczególną pasją szukała odpowiedzi, ale ta nierozwiązana refleksja jakoś nie chciała opuścić jej głowy.
Niepomna smoczego świata pożywiła się zostawionymi jej wcześniej owocami i napełniona nową siłą mogła kontynuować nierozważania, a jednocześnie badanie tereny wolnych

//zt.

: 23 sie 2020, 6:08
autor: Impulsywny Kolec
Obóz Ziemi powoli przestawał być interesujący dla pisklaka. Wszędzie te same zapachy. O innych stadach niby coś tam słyszał, ale nie pamiętał zbyt dobrze o co z nimi chodziło. Są to są, po co drążyć temat? Jakimś cudem młodzik zatrzymał się na terenach wspólnych. Całe szczęście, że jego uwagę przykuł kolorowy motyl. W innym wypadku kto wie, czy łapy nie zaprowadziłyby go na tereny, któregoś z innych stad. Drzewny zniżył nieco ciało, chcąc skryć się lekko w trawie. To była jego szansa. Mógł złapać to latające coś i zanieść bratu. Wtedy mógłby udowodnić, że jest lepszy. Więc czekał, aż ofiara będzie w odpowiedniej odległości.

: 23 sie 2020, 9:40
autor: Bagienna Gawęda
I gdy już-już motylek miał się znaleźć w zasięgu łap pisklęcia... Zdarzyła się tragedia! Na polanę wbiegł ktoś, kto jest mistrzem niweczenia smoczych planów. Darmozjad! Z dzikim świergotaniem wbiegł an polankę i... I wybiegł. Szybko jak błyskawica. Ale to wystarczyło, by przerażony motylek podleciał wyżej. A gdyby tego było mało, całkowicie oddalił się z polany gdy wbiegł na nią kolejny przybysz. Tym razem hipogryf: cichy, bo nie wrzeszczał na całe gardło i może też nieco wolniejszy... W ślad za Kokatrysem znów zniknął w puszczy. I jak tu prowadzić porządne polowanie na motyle?
Jednak to nie był koniec dziwnych przybyszy w tym miejscu! Na to wszystko oko miała Rucze, której fakt, że kompani nagle ni z tego, ni z owego zaczynają biegać po Puszczy... Ech, skoro chciała iść na samotny spacer, miała na myśli to, że naprawdę będzie samotny, a nie że te przybłędy dolezą tu aż za nią. Nawet ten leniwy Kurczak wychylił łeb poza tereny Wody! A teraz jeszcze ma za nimi gonić? Pff, nie. Nie taki był jej cel.
Do tego w przeciwieństwie do swoich kompanów Czapla zauważyła na Polanie coś, co od razu przyciągnęło jej piastuńską uwagę. Pisklę.
– Wybaczyjtoj moim kompanom tyn rejwach. Są dni kie nawyt jo nie mogę ich zniść – westchnęła, robiąc krok ku Polance i wychodząc na słońce. Spojrzała na nie, jakby wrogo, bo znów zaczęło smalić jej zimno- i wilgotnolubne łuski, po czym znów skupiła się na pisklęciu. Na nie jednak patrzyła z wyraźnym ciepłem, ale i troską. – Nie potrzybujesz jakigo poretunku? – spytała. Jednak co pisklę to pisklę. Nigdy nie wiadomo, czy tak naprawdę się nie zgubiło albo czy nie potrzebuje innego rodzaju pomocy...!

: 23 sie 2020, 17:15
autor: Impulsywny Kolec
Pisklę nawet nie zauważyło, że ktoś się zbliża. Było tak pochłonięte “polowaniem”, że nawet nie zareagowało w pierwszej chwili na ucieczkę motylka. Dopiero po chwili dotarło do niego co się właściwie stało. Jak ten kurczak mógł zrobić coś takiego!
Mysie łajno! Wracaj tu głupi kurczaku, a powyrywam ci nogi z zada!
Zaraz po zniknięciu kokatrysa, na polanie pojawił się kolejny gość, wywołując u młodzika szczerzenie kłów i dziki warkot. Jeśli jeszcze ktoś śmie mu przeszkodzić, nie będzie za siebie ręczył. Nogi z zada!
Jaka “radość” ogarnęła dzieciaka, kiedy okazało się, że faktycznie nadszedł kolejny gość. Chociaż tym razem nieco bardziej hmm łuskowaty i błoniasty. Czy naprawdę wszystkie smoki jakie musiał spotykać na swojej drodze to bagienne? Wbił wzrok w samicę, zaraz unosząc łapę i wskazując na nią długim, zakrzywionym szponem, w oskarżycielskim geście.
Ty! Co to miało niby być, co? Już prawie mi się udało!
Młodzik potrząsnął grzywą, chcąc pokazać swoją niesamowitość.
I co tak dziwnie gadasz? Naśmiewasz się ze mnie? Bo co? Bo mało umiem? Chcesz się bić? No chodź! Już ja ci pokażę gdzie twoje miejsce ty… ty…
Złocisty samczyk zmarszczył pysk, zupełnie nie mogąc znaleźć obraźliwego epitetu dla piastunki.
Ej nie pachniesz Ziemią, coś ty za jeden?
Samiec uderzył łapą w ziemię, zaraz rozkładając malachitowe skrzydła, starając się wyglądać na większego w oczach “intruza”.

: 23 sie 2020, 21:11
autor: Bagienna Gawęda
Hmm, pisklę najwyraźniej było nawet bardziej rozdrażnione kompanami niż sama Rucze... Może się dogadają!
Rucze z lekkim rozbawieniem słuchała oskarżeń pisklaka. Ba! Jakimś cudem udało jej się zachować powagę, więc może nawet mogła uchodzić za smoka pełnego skruchy... Póki nie doszło do fragmentu o gadaniu. Wtedy to rzeczywiście z rozbawionym uśmiechem potrząsnęła łbem i spokojnie wytłumaczyła;
– Ziémie Wolnych Smóków to tylo niwielki kawałek świata. Dalyj, poza nimi, tyż żyją smóki, chtóre mają inszą kulturę i używają innszych języków.
Swoją drogą czy ona dobrze usłyszała, że pisklę “mało umie”? Czyżby nieświadomie samo przyznało, że przydałby mu się Piastun? Na Ōdesáulę, chyba naprawdę trafiła w dobre miejsce i o dobrej porze!
O ile rzeczywiście dogada się z tym Ziemistym.
– To zapywne zapach Wody. Ziémie Wolnych same w sobo tyż są zróżnicowane i poza Ziémią są owój jiszcze trzy inaksze stada – dodała nieznacznie unosząc brwi. Czas sprawdzić jak dużą wiedzę posiada ten ancymon! – Jestym Rucze, nazywana tyż Czaplą lub Bagienną Gawędą. Jestym człónkiem stada Wody. – W pierwszej chwili chciała coś wspomnieć o Falach i dopiero wtedy powtórzyć swoje powiązanie z tutejszą hurmą... Ale w porę pomyślała o tym, że tylko niepotrzebnie namiesza pisklęciu we łbie. Już wspomnienie trzech imion może wystarczająco tu namącić...!

: 23 sie 2020, 21:58
autor: Impulsywny Kolec
Że co to bagienne smoczysko gadało? Jakie Ziemie Wolnych Smoków? Potok informacji zalewał umysł pisklęcia niczym wodospad. Uważnie przypatrywał się smoczycy, jakby oczekując jakiegoś podejrzanego ruchu. No bo skoro nie była z Ziemi to skąd miał znać jej zamiary. Szczególnie, że współpracowała z tamtymi dwoma dziwacznymi stworami. Skoro samica gadała w inny sposób to miało niby znaczyć, że dotarł do jakiegoś dalszego zakątka świata? Przecież jeszcze niedawno wszystko pachniało Ziemistymi. O co tu niby miało chodzić.
Czyli ta cała Woda gada w taki sposób? Co za inne stada? To ten cały inny zakątek świata? Phi! Wcale nie tak daleko. Całą drogę przeszedłem na łapach. Na moich własnych.
I tak jak informacje o stadach jeszcze były jakoś do zniesienia, tak trzy imiona to było już za dużo dla Jarzębinki. Bo co to niby miało być? On miał jedno, jego brat też, ojciec… też? A może Pyzaty i Kolec to były dwa różne imiona?
Dlaczego niby masz trzy imiona? Ja mam jedno, Jarzębinka. I lepiej je dobrze zapamiętaj.
Mlasnął jęzorem, cały czas obserwując Bagienną podejrzliwym wzrokiem. Rucze, Czapla, a do tego jeszcze Bagienna i Gawęda. No brat mu nie uwierzy jak mu powie, że spotkał kogoś takiego.

: 23 sie 2020, 23:10
autor: Bagienna Gawęda
Och, chyba rzeczywiście trafiła na pisklę, które jeszcze niewiele wie. Bardzo niewiele. Ale skoro już tu była to chyba rzeczywiście mogła mu pomóc... Nawet jeśli Ziemisty nie będzie tego do końca świadomy. Ani tego, że jeszcze mało wie o tym jak wszystko funkcjonuje...
Rucze pokręciła lekko łbem i na próbę zrobiła krok bliżej. Niezależnie od reakcji pisklęcia, przysiadła na ziemi.
– Może zacznę znój od początku... To mijsce ajwoj znajduje się na Ziémiach Wspólnych – tłumaczyłą cierpliwie, gromadząc maddarę. Między nią, a pisklęciem zaczęło coś się pojawiać – uproszczona mapa Terenów Wspólnych. Rucze już zdążyła je nieźle zwiedzić, a że pamięć miała dobrą i lubiła podziwiać widoki efekt była całkiem niezły! – Wspólnych, bo nalyżących do czterech stad: Ziémi, Wody, Plagi oraz Ognia – tłumaczyła dalej a twór zaczął się rozrastać. Otoczyły go cztery plamy lekko odstające od siebie w miejscach gdzie mniej-więcej przebiegały granice. Tereny Wody znała już jak własną kieszeń, a i co nieco zaznajomiła się z Ziemią dzięki Wodno-Ziemistej wymianie terenów. Dodajmy do tego to, co smok może wypatrzyć z góry, lecąc w pobliżu jakiejś granicy... Mapa z pewnością nie była idealna, ale swoją funkcję spełniała! Tym bardziej, że odpowiednie płaty terenów pojawiały się, gdy Rucze wypowiadała odpowiednią nazwę. – Razym tworzą społyczność nazywaną Wolnymi Stadami, a poza nimi rozciągają się insze, mnij znane ziémie i właśnie z takigo “daleka” pochodzę. Z tak dalyka, ży nie zmiściłoby się to na tym rysunku... Za to Woda juże ajwoj była, więc jestym jidynym smókiem, chtóry ajwoj tak gada – zakończyła wywód, a mapa po chwili zniknęła. To z resztą nie był koniec pisklęcych pytań...! – Tradycyje. Wolne Stada ustaliły hierarchię, w chtórej po imieniu możysz ropoznać czyjąś rangę. Czapla i Jarzębinka to pisklęce imiona nadawane w chwili wyklucia. Późnij pisklok zostaje Adeptem i szkoli się na jidną ze stadnych rang, przy czym zminia swóje imię na takie z drugím człónem “Kolec” a’bo “Łuska”. A kie już zdobyndzie rangę, wybira kolyjne, tym razym ograniczone jidynie do dwóch człónów, any na przykłod Bagienna Gawęda – tłumaczyła cierpliwie, mówiąc wyraźnie, by Jarzębinka nie miał problemów z ogarnięciem tego. Do tego udało jej się utrzymać przyjazny ton... Pytanie tylko, jak na to zareaguje pisklę?
Zapewne kolejnymi pytaniami...!

: 24 sie 2020, 0:03
autor: Impulsywny Kolec
W momencie, w którym Rucze poruszyła się, pisklak momentalnie zjeżył futro, a z gardła zaczął wydobywać się warkot. Dopiero kiedy usiadła, ten uspokoił się nieco. Ziemie Wspólne? Czyli, że co? Każdy mógł tu wleźć? Że należały do każdego? To nie miało sensu. No ale niech jej będzie. Sam też usiadł zaraz na zadzie, jedynie sierść na jego kręgosłupie nadal była lekko uniesiona. Hola hola! Co to za czary mary miało być? Zaraz poderwał się na równe łapy, przyglądając się mapie podejrzliwie. Co bagienna kombinowała?
Żadnych gwałtownych ruchów, nie przekonują mnie te iluzje.
Obserwował jak kolejne i kolejne fragmenty mapy pojawiały się raz po raz. Ciekawiło go jak pachną inne stada. Szczególnie zapach Plagi. Czy to o to chodziło Świetlikowi kiedy nazwał go plagusem? Ale musiał przyznać Gawędzie, że to całe czarowanie szło jej nieźle.
A to tu? Tu nic nie ma czy jak?
Zakrzywionym szponem wskazał na granicę stada Ziemi.
Jeszcze dalej? Phi! Ja to zwiedzę cały świat w takim razie.
Jarzębinka nie widział, że mapa nie była idealna. W końcu nie miał pojęcia jak to wszystko wygląda.
Skoro to pisklęce imiona to czemu pozwalasz tak do siebie mówić? Nie jesteś już dzieckiem. Adeptem? Że na co się szkoli? Ja to bym chciała obijać pyski innym smokom.
Kolec? Łuska? Jasne, że wolał być kolcem, kolec brzmi ostro, drapieżnie, a łuska? Równie dobrze mogliby wtedy wołać na niego mysi zad. Oba te imiona miały w sobie tyle samo fajności. Gorzej jak faktycznie będą kazali mu zostać łuską. Wtedy im nogi z zadów powyrywa. Nikt nie będzie sie z niego naśmiewał.
I że to imię to sama mogę wybrać? To ja chcę być Pierzastym Tornadem, już. Jak mam zdobyć tą rangę? No mów szybciej.
Ze zniecierpliwieniem zastukał szponami w ziemię. Takie fajne imię sobie wybrał, to mogli zacząć na niego wołać w ten sposób nawet i teraz. A tu jeszcze jakieś rangi czekały.
A twoja ranga to jaka? Nie żeby mnie to interesowało, ale jak już pytam no to mów.
No bo przecież godność nie pozwalała mu przyznać się, że w sumie to temat go zaciekawił. Szczególnie czy była ranga do obijania pysków.

: 24 sie 2020, 1:02
autor: Bagienna Gawęda
No nieźle, chyba nawet go nie zanudziła! Choć definitywnie miał w sobie temperament wojownika...
– Ajwoj mnij-zięcy jyst granica tyrenów Ziémi. Każde stado taką ma i lepij jej nie przekraczać byz pozwolynia – wytłumaczyła i szeroko się uśmiechnęła słysząc kolejne słowa. Od małego żyła w wędrownej hurmie i później długo jeszcze wędrowała: najpierw sama, a później z Falami. Osiedliła się dopiero, gdy dotarły na tereny Wody, a i tak pewnie zobaczyła mały ułamek świata... Ale nie zamierzała zniszczyć tych pisklęcych ambicji! – Czyka cię długa dróga. Może kiedaj spotkasz kogoś, chto gada moją gwarą... – Albo nawet językiem ōdesáulańskim lub jeszcze innym, którego nawet Czapla nie znała.
Och, a kolejne ptanie było bardzo dobre. I chyba nawet umknął mu fakt, że nie wytłumaczyła jaką w tym wszystkim rolę pełni “Rucze”. Ta'lesi kaizārgu, Ōdesáulo! Tylko bardziej by mu namieszała we łbie... Uff!
– Zwykłe przyzwyczajenie – wytłumaczyła najkrócej jak się dało i przeszła do kolejnego tematu. – Jyst pięć rang, na chtóre może się szkolić Adept. Ci, chtórzy obijają pyski inszym smókom to Wojownicy i Czarodzieje. W tyorii mają bronić stado, aly dla tryningu zawdy możysz kogoś sprać – stwierdziła pogodnie i zaskakująco lekkim tonem. – Są tyż Łowcy, chtórzy dbają, by nicht nie głodował oraz Uzdrowiciele, chtórzy leczą rannych. Ostatnia ranga to Piastuni, chtórzy pilnują piskloków i często przekazują im wiedzę o podstawowych sprawach.
Rucze pokiwała łbem. Pierzaste Tornado? Ha! Pewnie jeszcze zmieni zdanie, ale teraz przecież to imię jest imieniem idealnym i nikt nie powinien go kwestionować. No, a przynajmniej Czapla nie zamierzała tego robić!
– Najpirw musisz zostać Kolcem. Mianuje cibię nim Przywódca stada. Ty wybirzesz imię, a on pywnie wyznaczy tobu mistrza, chtóry cię wszystkiego nauczy. Jidyna dróga prowadzi winc przez nauki – tłumaczyła cierpliwie, w duchu rozbawiona faktem, że w gruncie rzeczy to właśnie robili. Ta rozmowa przybliżała Jarzębinkę do zostania Wojownikiem/Czarodziejem bardziej niż mu się wydawało! – Jestym Piastunką. – wytłumaczyła lakonicznie. Próbkę jej codziennych obowiązków właśnie testował na własnej skórze...!

: 24 sie 2020, 1:22
autor: Impulsywny Kolec
Czyli granic się nie przekracza. Chociaż… Właściwie to dlaczego? No musiał o to zapytać.
Dlaczego mam nie przekraczać granic? Może ich nie zauważyłom i co wtedy? Co mi niby zrobią?
Wyprawa w świat brzmiała ciekawie. Ileż przeciwników mógłby spotkać wtedy na swojej drodze. Bestie, smoki i kto wie co jeszcze świat poza granicami krył.
Albo spotkam kogoś kto gada jeszcze dziwniej, ciebie to chociaż idzie zrozumieć. To ja będę największą wojownikiem na świecie. Będę prał każdego kto na to zasłużył, aż będą gryźć piach. Hahaha!
A więc samica, która ostatnio go karmiła była łowcą? To by miało sens. No to teraz jeszcze bardziej nie widział powodu, dla którego miał jej jakoś specjalnie dziękować. W końcu to był jej obowiązek.
Czarodziej to ten co robi takie czary mary jak ty z tą mapą?
Wydawało mu się, że jeden z jego ojców leczył obite pyski. Czyli to się nazywało oficjalnie uzdrowiciel. Warto zapamiętać. Piastun, piastun, piastun, hmm. To brzmiało dość znajomo.
To kolcem? Skąd wiem, że będę kolcem, a nie głupią łuską? A takiej szybszej drogi nie ma? Po co czekać? Już jestem wspaniały. Jak mam mieć jakiegoś mistrza to niech lepiej będzie chociaż w połowie tak dobry jak ja. Bo jeszcze zginie. Ha!
Zaśmiał się, szczerząc kły.

: 24 sie 2020, 1:52
autor: Bagienna Gawęda
– O ilo Ziémie Wspólne są właśnie wspólne i każdy ma owój wstęp, tak tyreny każdego ze stad są tylo jigo i nie jyst mile widziane przekraczanie granic. W najlypszym przypadku taka akcja skończy się dla cibię upomniniem – wytłumaczyła, mając nadzieję, że to wystarczy Jarzębince. Przekraczanie granic było zbędnym ryzykiem! Zwłaszcza, jeśli próbowałeś odwiedzić tereny nerwowego i bardzo terytorialnego stada. Wtedy mogłoby dojść do tego gorszego przypadku...
Z szerokim uśmiechem, Rucze skinęła mu łbem. To na swój sposób piękne marzenie! Choć jakie pisklęce marzenie nie byłoby piękne dla Czapli?
– Może kiedaj zjawi się ajw jakiś smók z dalyka, chtóry będzie opowiadał o niepokonanym Pierzastym Tornadzie. Będę czykać tygo dnia – obiecała, nie tracąc pogodnego humoru.
A tak a propos przybyszy, zastanawiało ją gdzie podziali się kompani...? Pewnie już dawno okrążyli Tereny Wspólne, wrócili do obozu Wody i dopiero zauważyli, że gdzieś po drodze zgubili kompankę!
– Tak. Tylo czary-mary Czarodzieja jyst po to, by walczyć, czy tyż bronić stado. – Choć akurat Jarzębinka wydawał się być bardziej zainteresowany tą drugą opcją...
Łuska a Kolec... Przy Wodnej swobodzie Rucze kompletnie umknął fakt, że przecież była zasada, która tę kwestię regulowała. To był dobry moment na to, by ją wspomnieć!
– Zgodnie z tradycyją, “Kolec” jyst człónem dla Adeptów, a “Łuska” dla Adeptek. A szybsza dróga... Nizacz nie stoi na przeszkodzie tymu, byś już tyraz zaczął się uczyć. Po prostu zaskoczysz swóje mistrza umiejętnościami, chtóre juże zdobyłeś i szybko znowuj zminisz imię – częściowo przyznała mu rację. Przecież niektóre Fale z miejsca otrzymały pełne rangi, a i niektóre pisklęta bardzo szybko znów przeskakiwały w hierarchii stadnej... Dla chcącygo nic trudnygo!

: 24 sie 2020, 22:18
autor: Impulsywny Kolec
Chyba był w stanie zrozumieć te całe granice. Chociaż przez to, że zabronione było ich przekraczanie, jeszcze bardziej chciał to zrobić. No i na terenach innych mógł spotkać więcej przeciwników. Oj Rucze jeszcze nie wiedziała, że ten “gorszy” przypadek był miodem na serce pisklaka. W końcu każda okazja do skrzyżowania szponów była dobra.
Na pewno tak będzie, zobaczysz. Będę najlepszym wojownikiem na świecie. Każdy będzie o mnie słyszał. Biada temu, kto nie usłyszy, a spotka!
Jarzębinka zmrużył lekko oczy, oblizując kły.
A skąd mam wiedzieć czy będę adeptem czy adeptką? To skoro tak to ucz mnie, to twój obowiązek skoro jesteś piastunem. Pokaż mi rzeczy, dzięki którym zostanę tym całą adeptem ką, nie ważne, kolcem, bo łuski brzmią słabo.
Samiec wypiął dumnie pierś i potrząsnął grzywą. No! Nie było czasu do stracenia, w końcu musiał udowodnić niektórym, że z nim to nie ma żartów. A im więcej będzie umiał, tym bardziej zaskoczeni będą. I pełni podziwu. O tak, mają go podziwiać.
No dalej dalej.
Pospieszył Gawędę, chociaż nie do końca wiedział czego w sumie ona może go nauczyć, nie wyglądała na kogoś kto potrafi się bić. No, ale może to co zaproponuje też będzie przydatne. Chociaż w jakimś stopniu.