Strona 28 z 30
Łąka głazów
: 03 wrz 2024, 23:00
autor: Znośny Ziąb
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Imię... Imię? Czy miało coś znaczyć? Choć Trzmielojad nie należał do smoków ekspresywnych, dezorientacja była ewidentna w jego sporych, czarnych ślepiach.
–
To mi nadała matka zanim poszła – odparł, mimo wszystko nie głowiąc się nad intencją stojącą za pytaniem. Może zaraz się okaże. –
Chyba po prostu lubiła trzmiele? I trzmielojady. Te ptaki. – Wzruszył mechanicznie skrzydłami. Tak naprawdę... matka używała wobec niego mnóstwa określeń. I ostatecznie po prostu wolał jej pieszczotliwe słówka od obelg ojca. Nie wiedział, co w tym wszystkim było jego prawdziwym imieniem. Nie słyszał go już od dobrych dziesięciu księżyców, a reszta... wcześniejsze wspomnienia już dawno się rozmyły.
–
Erlyn. Matka Bealyn? – dopytał mimowolnie.
Badawczo się przyglądając Veir – Ołtarzowi Wyniesionych – słuchał jej opowieści o stadzie Mgieł. Z pewnością było zupełnie inną społecznością od Ziemi, którą przedstawiła mu prawie-krewna, ale czy to znaczyło, że było lepsze...?
–
Ale i Baba, i Erlyn odeszły. Dlaczego? – spytał wprost, bez żadnych ogródek. W tym wszystkim to była jego największa wątpliwość.
Ołtarz Wyniesionych
Łąka głazów
: 05 wrz 2024, 17:07
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Rozumiem... czy te trzmielojady to pospolite ptaki? Zdradziłabym ci, co oznacza moje imię, ale zostało nadane specjalnie z myślą o tym, by nic ze sobą nie nosiło. – Rozejrzała się, jak gdyby za wspomnianymi ptakami. Wyjawiła całkiem sporo szczegółów o sobie, zwłaszcza jak na pierwsze spotkanie. Veir była pisklęciem więźnia (prawdopodobnie nawet stworzonym bez zgody matki), wyrwanym siłą i wychowanym w sposób taki, by pielęgnowano w niej nienawiść do matki. Ale jakieś pozytywne uczucia nie zniknęły, aż do momentu egzekucji. W każdym razie, co narrator chce tutaj przekazać – nie ma znaczenia, co oznacza twoje imię, ani jak nazywają cię inni. To ty to ustalasz, co ze sobą niesie.
– Tak, pochodzi stąd. To wnuczka Villiara, tutejszego patrona wojny, ale zapewne o tym wiesz. – Odpowiedziała i skupiła się na następnym pytaniu, które było... trudne. Abella odeszła, bo chciała podróżować, nie kręciło jej życie w wielkim stadzie. Wiele osób robiło podobnie. Z Erlyn sprawa miała się inaczej i niestety winna tutaj była pewna smoczyca, ówczesna przywódczyni. Veir jednak nie mogła o tym powiedzieć, jaką reklamę robiłoby to jej stadu?
– Wiele smoków odchodzi. Ze Słońca, z Ziemi, także i z Mgieł. Wolne Stada mają swoją specyfikę i własne problemy, jestem bardzo stara, chociaż nie widać tego po moich łuskach i futrze. – Zaczęła. Chciałaby wspomnieć o swoim bogu Czasu, ale postanowiła tego nie robić. To mogłaby przekazać kiedyś, przy ognisku, wysoko w górach Mgieł, jak za dawnych czasów, gdy w Essyanie opowiadali sobie historie o bogach, jarlach i wielkich wojownikach, którzy zasłynęli heroicznymi czynami oraz zginęli z honorem i uśmiechem na ustach.
– Doświadczyłam wielu odejść i zazwyczaj chodziło o to samo. Smoki chcą zwiedzać świat, oderwać się od wielkiego stada... zobaczyć coś nowego. Inni znużeni są rutyną. Jeszcze inni po prostu lepiej funkcjonują za granicami Wolnych, ale można ich odwiedzać. – Odpowiedziała, po czym przywołała przed sobą iluzję, która przedstawiała
Kodeks Mgieł na wielkim obelisku, runy były dobrze widoczne, więc o ile Trzmielojad potrafił czytać, to nie powinien mieć z tym problemu.
– To nasz kodeks. Jestem momentami surowy, ale sprawiedliwy. Tyczy się także przywódców. W przeciwieństwie jednak do dawnego Cienia i Plagi, jesteśmy bardziej otwarci na zmiany. – Dodała i podtrzymywała iluzję tak długo, jak tylko mogła. Czy przekonała Trzemielojada? Miała nadzieję, że tak. Nie znała go dobrze, ale wydawał się pasować do Mgieł.
Trzmielojad
Łąka głazów
: 06 wrz 2024, 2:30
autor: Znośny Ziąb
– Nie wiem. Nie rozróżniam tych drapieżnych – odpowiedział, przekrzywiwszy lekko łeb. Imię pozbawione znaczenia? – Twoje jest chyba bardziej poręczne? Przynajmniej nie przywodzi nic na myśl – dodał, wzruszając znowu skrzydłami. Czy była to właściwie jakakolwiek różnica... Miał nadzieję, że nie będzie zbyt często pytany o znaczenie swojego imienia. Do tej pory w ogóle się nad nim nie zastanawiał – tak samo jak nie myślał nad żadnym z tych, które Baba kazała mu zapamiętać. Bealyn, Erlyn, Veir, Abella, Babie Lato. Wszystko to oznaczało tylko jakiegoś konkretnego smoka. To mu starczało.
Skupił się z powrotem na słowach Veir, przykucnąwszy na skale. Długiej szyi pozwolił po części opaść ku dołowi, choć jego spojrzenie pozostawało badawcze, czujne. Pokiwał tylko łbem na zaoferowane wyjaśnienia – w przypadku Baby z pewnością brzmiało to prawdziwie.
– Jakie inne problemy mają Wolne Stada? – Nie omieszkał zapytać, skoro starsza smoczyca je zasugerowała.
Zamrugał niemrawo, gdy z kolei Mglista odtworzyła w powietrzu zbiór stadnych zasad. Zmrużył ślepia, starając się skupić na literach; umiał czytać, choć niezbyt wprawnie. Szło mu naprawdę mozolnie, lecz jego ciało zesztywniało... stosunkowo szybko. Już w pierwszych punktach.
– Dlaczego macie zasady o ranieniu własnych smoków. – Jeśli wcześniej ton jego głosu wydawał się obojętny, tak teraz zdawać by się mogło, że wyciekło z niego całe pozostałe życie. Jakby Mglista rozmawiała jakimś sposobem z kamiennym posągiem. – Prawa Wolnych nie wystarczą?
Czy to dlatego Bealyn nie chciała opowiadać mu o pozostałych stadach?
Ołtarz Wyniesionych
Łąka głazów
: 09 wrz 2024, 18:14
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Cóż... nie narzekam na nie. Wiąże się z nim także pewna tradycja, nawet jeśli samo w sobie nie zostało nadane z myślą o jakimś znaczeniu. Zaczyna się na "V", jak wszystkie imiona w moim rodzie. Dlatego kontynuuję to, nazywając także w ten sposób swoje pisklęta. – Odpowiedziała, po czym skupiła się na pytaniu samca. To nie była łatwa kwestia. Nie chciała mówić mu o tej krainie w samych superlatywach, ale też nie może mu jej całkowicie obrzydzić.
– Nie będę cię oszukiwała Trzemielojadzie. Mogłabym "sprzedać" ci obraz Wolnych Stad, jako usłanej różami krainy szczęścia i pokoju, braku problemów. Ale powiem ci prawdę. – Zaczęła, po czym po wzięciu oddechu postanowiła mówić. Przez cały czas niewiele się ruszała, mimika też pozostawała neutralna. – Życie tutaj jest dobre, komfortowe. Nie licząc zakończonej już inwazji Łowców Smoków, także bezpieczne. Na pewno Smoczy Sen jest jedną z ważniejszych wad. Za barierą występuje bardzo rzadko, tutaj z jakiegoś powodu to dosyć częste zjawisko. Nie da się nic z tym zrobić. – Zmrużyła oczy, w głowie widząc obrazy wszystkich jej dzieci i znajomych, którzy nigdy się z tego nie wybudzili. W Horgifell prawie wszyscy umierali w walce. Z takich śmierci nie byli smutni, wręcz to świętowali! Kto żył z honorem i w ten sam sposób umarł, ten zasłużył sobie na przejście do krainy Horidor, na skraju czasu, gdzie mógł przeżywać raz jeszcze swoje największe bitwy, szczęśliwe momenty i zwycięstwa. Tutaj? Ten smoczy sen sprawiał, że to życie zostaje komuś wyrwane, niczym skradziony owoc na targu. Niezasłużenie, bez winy kupca, który dbał o swoje drzewa i krzewy z czułością i dokładnością.
– Oprócz tego, tak jak mówiłam – rutyna. W tym miejscu niewiele się zmienia, a jedyną nowością są co najwyżej chwiejące stosunki między stadami, teraz na szczęście dosyć stabilne. W takim wypadku po dziesiątkach księżyców otwarty świat, nawet jeżeli gorszy, mniej bezpieczny, trudniejszy do przetrwania... wydaje się bardzo atrakcyjny. – Dodała, kończąc kwestię problemów. Gdyby nadal toczyła się Inwazja, można byłoby dodać, że tutaj zwracają uwagę ludzkich królestw, którym niezbyt podoba się wizja żywych smoków w takich ilościach. Oby pozostałe resztki tych ścierw z Rathen, co rozlały się po świecie jak szczury, skończyły nabite na pale.
– A uważasz, że powinno się je ranić? Większość to oczywistości, inne nie są takie złe w praktyce, część pokrywa się z prawami Wolnych Stad. Życie z zasadami jest łatwiejsze... nie ma wtedy kłopotów by ocenić co jest dobre, a co złe. Kto miał racje, a kto nie. Wtedy decyduje Kodeks. Ale tak jak mówiłam, jesteśmy inni niż kiedyś, bardziej otwarci na zmiany. – Odpowiedziała. Bardzo łatwo było jej dostosować się do Kodeksu, gdyż w Horgifell występowało coś podobnego. Każdy winny był wierność Wybrańcowi, bez względu na wszystko. To, co głosił, równe było słowom Ognvara. Większość zasad nawet się pokrywała.
Trzmielojad
Łąka głazów
: 14 wrz 2024, 14:35
autor: Znośny Ziąb
Zaskakujące, jak niewiele wystarczyło, by dowiedzieć się czegoś więcej. Tym razem nawet nie musiał zadawać pytania – czy można było powiedzieć, że ta smoczyca należała do rozmownych? Na pewno mówiła więcej od Bealyn. Jakby była bardziej przyzwyczajona do prowadzenia konwersacji. A może była mniej wstrzemięźliwa wobec obcych.
Skinął łbem na objaśnienia jej tradycji imiennej. Była konsekwentna – to wystarczyłp, by Trzmielojad ją docenił.
Mrugnął powoli, gdy zaczęła snuć opowieść w odpowiedzi na już zadane pytanie – to o tutejszych problemach. Faktycznie, Wolne Stada brzmiały idylliczne, lecz choć był młody, nie miał już złudzeń. Tak przynajmniej myślał: że świat go nie zmiażdży. Gdyby mógł, zdążyłby to już zrobić. Tak więc słuchał przestróg Veir, ale go nie przerażały. Zresztą nie było nic strasznego w potrzebie ruszenia w podróż. Jeszcze.
Następny temat jednak na powrót przywołał jego dyskomfort.
– Rozumiem – skomentował blado, mimo że tak właściwie to nie rozumiał – i nie chciał rozumieć. Wyjaśnienie, dlaczego sprawiedliwość wyznaczana sztywnymi słowami tak mu przeszkadzała, było wyzwaniem, którego nie zamierzał się podejmować. – Dziękuję za przedstawienie Mgieł. I Wolnych – dodał po dłuższej chwili, znowu kiwając łbem. Nie miał więcej pytań.
Ołtarz Wyniesionych
Łąka głazów
: 22 wrz 2024, 23:58
autor: Ołtarz Wyniesionych
Po reakcji Trzmielojada mogła już stwierdzić, jaką decyzję ostatecznie podjął. Ciekawiło ją, jaki dokładnie punkt go zniechęcił do Mgieł, a może to ogólna idea Kodeksu? Jeżeli wybierze inne stado, szybko zrozumie, że zasady są identyczne, tyle, że nie do końca spisane w oficjalnej formie. Wręcz przeciwnie, Veir wiele razy doświadczyła, że to inne stado jest bardziej bezwzględne od Mgieł. Przeprowadziła kilka rozmów rekrutacyjnych, większość z nich zakończyła się porażką, może także problem leży po jej stronie. Ona jednak wolała stawiać sprawę jasno i nie mówić jak o stadzie usłanym stokrotkami, tylko pełnych róż, pięknych, ale można było się nimi skaleczyć. Może to i lepiej, że odrzucił Mgły. Były horyzontem zdarzeń, gdyby przekroczył granicę... nie byłoby już odwrotu, tak jak ona, kiedy wieki temu opuszczała tereny Horgifell, przechodząc do sąsiedniego państwa, a ostatecznie stawiając łapę poza Essyanem.
– W porządku. Jeżeli miałbyś jeszcze pytania o Mgły bądź Wolne Stada, możesz skontaktować się ze mną mentalnie. O ile nie będę pracowała nad czymś ważnym, przybędę. Być może kiedyś sama cię zaproszę, gdy już zdążysz się tutaj zadomowić. – Odpowiedziała spokojnym, neutralnym głosem i jako iż Trzmielojad nie miał już więcej pytań, to wychodziło na to, że ich spotkanie dobiegało końca. Szkoda, że nie zdecydował się na to stado. Być może źle go oceniła i jednak nie był ulepiony z tej dobrej, twardej gliny.
– Bywaj, Trzmielojadzie. – Dodała i grzecznie kiwnęła mu głową, jeżeli nie miał innych pytań nawiązujących do innych tematów niż Wolne Stada i Mgły oraz jej nie powstrzymał, to po prostu udała się w kierunku terenów jej stada. Po chwili wzbiła się w powietrze i opuściła Szklisty Zagajnik.
Trzmielojad
Łąka głazów
: 04 sty 2025, 2:12
autor: Łuna Czaroitu
Mocno zamyślony fioletowofutry Czarodziej zawędrował na Tereny Wspólne. Dzień był dosyć przyjemny jak na tą porę roku, a niebo w miarę czyste. Sprószona niedużą warstwą śniegu ziemia robiła się mokra od delikatnych promieni słońca. Ale tak jak zazwyczaj samiec zacząłby na to narzekać, tak tym razem jego łebek był zbyt zajęty rozmyślaniem o czymś innym… Czy raczej kimś? Uh… Ta, poniekąd…
Jedna sytuacja trochę zżerała go od środka… Szczególnie po wyprawie do wioski Miedź.
Oprzytomniał odrobinę, gdy kątem oka dostrzegł łąkę pełną skał. Wyglądała na dobre miejsce na chwilę odpoczynku. Krążył chwilę po polanie, poszukując odpowiedniego głazu. W końcu trafił na dosyć spory o odpowiednim kształcie, takim, że powinien być w stanie się na niego wdrapać. Śnieg zdążył stopnieć ze skały i głównie to zachęciło smoka, by właśnie to miejsce wybrał na spoczynek. Oparł przednie łapy i zahaczył szponami o głaz, tylnymi kończynami natomiast wybił się nieco, by wspiąć się wyżej. Wężowe ciało było na tyle długie, że gdy samiec położył się na skale, część jego ogona i tak została na trawie.
Dookoła skał biegała sobie Honkalit. Dalej była troszkę naburmuszona, że smoki nie zabrały jej ze sobą na wycieczkę do Miedzi. Czując przez więź część emocji Xeriego w tamtym czasie była bardzo ciekawa, co się tam musiało dziać. Dodatkowo irytował ją fakt, że o tej porze nie mogła znaleźć żadnych ślimaków na przekąskę, czy innych żyjątek do terroryzowania, bo wszystkie pochowały się przed zimnem! Skandal.
Smok tymczasem wrócił do swojego rozmyślania. Nadmiernego, ale potrzebnego. Chyba. Tak mu się wydawało. Jak to miał w zwyczaju, gdy się stresował lub zamyślał, w przednich łapach zaczął bawić się końcówką lewego, białego wąsa, wyginając go w różne strony i owijając wokół palców. Uh… Powinien to zrobić prawda… Wiedział, że tak...
Leżał tak na głazie, raz obserwując Szklisty Zagajnik, raz gapiąc się w niebo, aż słońce zaczęło powoli zbliżać się do horyzontu. Może zostanie tu nawet pooglądać gwiazdy? Zimno w sumie mu nie przeszkadzało. Gęste i miękkie futerko dobrze radziło sobie z utrzymywaniem ciepła…
Westchnął ciężko. Maddara wokół zadrgała, a Ametryn sięgnął umysłu Czarodzieja Ziemi.
~ Cześć Kairaki. Czy przeszkadzam? Masz może chwilkę? Chciałbym z tobą… o czymś porozmawiać… Um, jakby tylko chciało ci się przylecieć na Tereny Wspólne... ~ Posłał dosyć neutralną wiadomość, choć pod koniec wkradła się ta jego typowa nuta zawahania. Zaraz po tym przekazał też swoją lokalizację. I czekał. Po chwili cofnął się trochę, żeby powoli zsunąć się ze skały i usiąść obok niej. Oparł się o nią bokiem i wrócił do miętolenia wąsa w łapach.
Oh bogowie, dlaczego zaczął się aż tak przejmować? Przecież już przez to przechodził, nawet nie raz. I wcale nie była to jakaś tragedia, już dawno przywykł. Dlaczego niby teraz miałoby być inaczej…
Pąk Róży
Łąka głazów
: 12 sty 2025, 15:16
autor: Płatki na Wietrze
!!!
Xeri chciał się spotkać! Co prawda mieli w Górach Diamentowych, aaaaale… Kairakiemu to nie przeszkadzało.
Chwila.
Czemu tak się ucieszył na wizję kolejnego spotkania z nim? Uhm, to znaczy, y, lubił go, był dla niego ładny, miło spędzali czas, może on jego też lubi… Y, to znaczy, na pewno lubi! Tylko, uhm, czy jest w tym coś więcej? Tam w Miedzi Rytm zdawał się to sugerować, ale, uhm, Kairaki wolał stchórzyć, niż to skonfrontować. To znaczy, to chyba dobrze, bo przemyślał rzeczy i, uhm, jest chyba, uhhhhhh, pewniejszy? To znaczy, uh, no, powiedzmy… W sensie, jest pewniejszy siebie i swojej części! Czy może Xeri chce pogadać o tamtej sytuacji, o tym co mówił Rytm? To znaczy, y, może, chyba chce? No bo z jakiego innego powodu by go tak nagle wzywał? Może on też przemyślał rzeczy? W końcu, uhm, chyba dobrze im się na przykład tańczyło, prawda?
No ale poleciał niemal od razu jak tylko dostał wiadomość! Nie zabrał ze sobą Roko, szkoda było czasu żeby panda gramoliła mu się na grzbiet i tak dalej. Jeszcze byłaby tam Honka i maltretowałaby biedną pandę i Kairakiemu ciężko byłoby mu skupić się na sobie i byłby co chwilę zalewany problemami Roko. A wolał być, y, jak to dobrze ująć... No, nie chciałby być rozpraszany.
Wylądował nieopodal niego, na tyle, żeby jego lądowanie i śnieg przy nim wzburzony nie dosięgły Xeriego i zaczął powoli iść w jego kierunku.
– Hej – powiedział do niego i przysiadł naprzeciwko. – Y, przepraszam że nie odpowiedziałem mentalnie, y – spieszyłem się. Ale tego nie powie, uhm… – Byłem zajęty farbami – najbardziej ogólnie jak tylko można… No ale! Teraz siedział i wyczekiwał odpowiedzi Xeriego! No bo dla zachowania iluzji naturalnej rozmowy, już nic więcej nie doda!
Xeri
Łąka głazów
: 18 sty 2025, 22:49
autor: Łuna Czaroitu
Brak odpowiedzi mentalnej, cóż... zaniepokoił go trochę. Ba, z każdą kolejną chwilą było gorzej. Xeri zaczął się obawiać, czy rzeczywiście mogło chodzić o to, co się działo w Miedzi i co zaczął dopowiadać im Rytm. No bo w końcu Kairaki sobie wtedy poszedł. Uh, co jeśli uznał to za niedorzeczne i już chciał się wycofać i po powrocie z wyprawy teraz już w ogóle nie chciał widzieć Xeriego! Zrozumiałby to, oczywiście, ale mimo wszystko wolałby mieć pewność i usłyszeć to z ust Pąku…
Samiec przymknął ślepia, schylił nieco głowę i położył na niej łapę. Przeczesał trójbarwną czuprynę, przepuszczając falujące kosmyki przez palce, a następnie przetarł pysk, jakby chciał zrzucić z siebie trochę ciężaru. Wtem zastrzygł uchem, gdy dotarł do niego rytmiczny dźwięk machania skrzydłami. Podniósł łeb, by spojrzeć ku niebu i zobaczyć lądującego na łące Kairakiego. Westchnął z ulgą. Co prawda chwilową, bo zaraz znowu będzie go wewnętrznie skręcać ze stresu, ale... Przyleciał... To chyba... jednak go nie nienawidzi! Y, chwila, kiedy jego myśli tak eskalowały, żeby aż do nienawiści..? Ugh, nieważne, nie na tym powinien się teraz skupiać. Tak. Ważne, że mimo wszystko się tu pojawił.
Wyprostował się nieco, gdy szarofutry podszedł bliżej.
– Cześć. – Posłał mu delikatny uśmiech. Może wydawał się troszkę słaby. – Oh, w porządku, nie ma problemu. Dziękuję, że jednak znalazłeś dla mnie chwilę... – Poprawił siad i owinął długi, włochaty ogon wokół łap. Skuteczny sposób na ukrycie grzebiących w ziemi ze zdenerwowania szponów, huh.
Honkalit po jakimś czasie kończyła eksplorować polankę i podeszła bliżej smoków. Od razu zaczęła intensywnie przyglądać się Pąkowi. Głównie jego grzbietowi, potem też łapom, gdzie myślała, że najprędzej mógłby się chować Roko. Ku jej niezadowoleniu, tym razem nie było tu towarzysza zabaw... Czy tam kolejnej ofiary jej humorków i wrednych zaczepek. Syknęła krótko z zawodem i podeszła do Xeriego. Ona to już wiedziała co się święci i wkurzało ją to, że ciągle się tak tym stresował, a ona musiała część tego znosić przez więź. Uszczypnęła swojego kompana, zaciskając mocno dziób na jego ogonie. No, weź się w garść i miej to za sobą!
Xeri westchnął, gapiąc się w ziemię.
– Chciałem tylko z tobą porozmawiać o... no. W sensie... jest coś, co powinieneś wiedzieć i to trochę niesprawiedliwe, że nie powiedziałem ci o tym wcześniej… A nie zrobiłem tego, bo się bałem… – Niby siedział tu na skale dosyć długo i zastanawiał się nad wypowiedzią, ale i tak zaczął się gubić we własnych słowach. – Możesz kojarzyć, że Rytm, wtedy w Miedzi wspomniał o Daenjər. To moja siostra i tak jakby… dzielimy jedno ciało. – No i prosto z mostu. Po tym na chwilę zamilkł. Podniósł wzrok na Kairakiego, wypatrując reakcji i dając mu czas na ewentualne pytanie, czy swoje zdanie na ten temat. Chciał wiedzieć na czym stoi. Właściwie to już nawet zdarzyło im się kiedyś spotkać smoka, który wiedział coś o tej przypadłości, także jest szansa, że i Kairakiemu mogło się obić o uszy.
Pąk Róży
Łąka głazów
: 26 sty 2025, 1:41
autor: Płatki na Wietrze
Huh. W sumie, przez pierwsze słowa Xeriego, Kairaki czuł swego rodzaju ekscytację. No bo, tego się spodziewał, on sam od jakiegoś czasu przecież o tym myślał i po prostu chciał się wpierw w swoich przekonaniach utwierdzić. Nawet był gotowy o tym porozmawiać i wyznać swoje uczucia! A wspomnienie o Rytmie i Miedzi?! No dobra, tym podekscytował się na naprawdę krótką chwilę, bo nie dostał czasu na nic więcej. Ale no, był już praktycznie pewien, że wie, co Xeri chce powiedzieć. A finalne słowa?
No… Nie był na to gotowy.
Jego wyraz z takiego cienia uśmieszku, samozadowolenia, ekscytacji stał się… Zagubiony. Jakby nie wiedział co się dzieje. Bo tak właśnie było. Nie miał pojęcia o czym Xeri mówi. Już ignorując to, że Kairaki musiał najpierw dojść do siebie i wypłynąć ze swoich marzeń i oczekiwań, w których, o ironio, utopił się.
Dopiero po dłuższej chwili, a co za tym idzie, milczeniu, Kairaki był w stanie przetworzyć słowa, bo te w końcu do niego dotarły, a jego pysk zaczął zdradzać cokolwiek innego niż dezorientacja.
– Ale, y, co? W sensie, uuuhhh… To znaczy, y, że – widocznie się zacinał, robił krótką przerwę co słowo, jakby, szukając tego odpowiedniego. – Że ona mnie słyszała cały czas? Widziała mnie? Czy że co? Ona tu jest, czy jej nie ma? To znaczy, w sensie, jak to ma działać? – No dobra, dalej był zdezorientowany, ale przynajmniej mógł błądzić swoimi myślami wokół tego wszystkiego. No i dojść do wniosku, że Xeri tak naprawdę nic mu nie powiedział. A zresztą, nic sensownego. To znaczy, uhhh… To trudne, dobra? A Kairaki był w mieszanym humorze. Spodziewał się czegoś innego, dostał to i to jeszcze opowiedziane tak… Uh. Miał nadzieję, że odpowiedzi na te pytania i nie tylko, nieco mu pomogą lepiej to wszystko pojąć. Bo tak, miał pytania i pewnie ma ich jeszcze mnóstwo, ale albo nie umie się wysłowić, albo, no, liczy że póki co tyle wystarczy, żeby Xeri mu to rozjaśnił.
Ah, no i trzeba przyznać, że coś takiego sprawiło żeeee Kairaki momentalnie przestał Xeriemu ufać, albo czuć się przy nim jakoś dobrze. Może to tylko chwilowe, może jego siostra nie podglądała go cały czas... Tyle dobrego, że to Xeri zaczął i przez to Kai nie powiedział, uh, pewnych rzeczy... No, tych z początku.
Ależ ta jedna rzecz zrobiła mu mętlik we łbie. Czy tak czują się inni, kiedy ten im mówił, że się utopił? Jeszcze lepiej zrozumiał reakcję Yamiego...
Xeri
Łąka głazów
: 01 lut 2025, 12:32
autor: Łuna Czaroitu
Gdy tylko Xeri zauważył pojawiającą się na pysku rozmówcy konsternację, poczuł lekki skręt żołądka ze stresu. Bał się, że będzie tak jak wtedy… Już zaczął przygotowywać się na ”muszę to przemyśleć”...
Mimo wszystko zagubienie Pąku nie było niczym zadziwiającym. Teraz przynajmniej wiedział, że jego słowa nie powiedziały zbyt wiele i mógł się zastanowić, w jaki sposób to wytłumaczyć. Potrząsnął łbem przecząco, gdy padły pierwsze pytania, ale z odpowiedzią poczekał, aż Ziemisty wpierw skończy mówić.
– Nie nie, nie ma jej… – zapewnił, podnosząc odrobinę łapę nad ziemię, ale zaraz znowu ją odłożył i zaczął miętosić w palcach końcówkę dłuższego, białego wąsa. – Ja uh, zaraz wszystko wyjaśnię… – Przymknął na moment oczy i wziął głęboki oddech. Eh, czy naprawdę nic się przez cały ten czas nie zmienił? Obiecał Dae, że się poprawi, ale jak przychodzi co do czego… Ugh. Za sukces można uznać chyba tylko to, że przynajmniej tym razem nie uciekł…
Honka w międzyczasie przysiadła obok swojego kompana, wyciągnęła jedno skrzydło i położyła na jego udzie końcówki kilku lotek. Czy to… gest wsparcia? Od niej? Wow…
Xeri otworzył ponownie oczy, a wzrok wbił w ośnieżoną trawę pomiędzy smokami.
– Nigdy nie spotkałeś Dae. – zaczął, starając się mówić spokojnie. Chyba coraz lepiej mu wychodziło, nawet mimo kotłujących się w nim myśli i emocji. – Wygląda to tak, że gdy jedno z nas jest aktywne, to to drugie jakby… mocno śpi. Może się zdarzyć tak, że oboje jesteśmy świadomi, ale wtedy jeden korzysta z drugiej pary oczu… – Lekko drżącą łapą sięgnął pyska, aby palcem odchylić dolną powiekę zamkniętego oka po lewej stronie i na chwilę ukazać cyjanowe białko. – …także to widać. – Odłożył łapę z powrotem. Huh, chyba łatwo można przegapić jego dodatkowe oczy pośród futerka i czasem opadającej na nie grzywki. – Poza tym, potrafię to też wyczuć bez zwracania uwagi na oczy. Więc uh, nie, na żadnym naszym spotkaniu nic nie widziała i nie słyszała… Może cię kojarzyć, bo po naszej pierwszej rozmowie tylko poinformowałem ją o tobie na wszelki wypadek, żeby nie była zbyt zaskoczona, jakby na ciebie wpadła… Już… bywały takie nieporozumienia… Choć co prawda ostatnio coraz rzadziej się z nią słyszę… – Tą ostatnią część dodał ciszej. Z każdym kolejnym słowem głos może i był trochę spokojniejszy, ale też powoli samiec stawał się markotniejszy. Te pierwsze chwile były najtrudniejsze, później adrenalina stopniowo odpuszczała, a wtedy Ametryn zaczynał bardziej wylewać z siebie te tłumaczenia, gdy z każdym kolejnym akceptował najgorsze scenariusze. – Za młodu w ogóle nie mieliśmy pojęcia o swoim istnieniu, a ja myślałem, że po prostu mam słabą pamięć, bo czasem budziłem się w losowych miejscach, w których nie kojarzyłem, żebym zasypiał. Albo miałem jakieś drobne przebłyski zamglonych wspomnień, które nie wydawały się moje... Sporo czasu spędzaliśmy z Rytmem i to on zaczął podejrzewać, że może nas być dwóch... I um... Kiedyś Dae budziła się głównie w sytuacjach, gdy ja się zestresowałem. Później się to trochę ustabilizowało, jak już byliśmy bardziej świadomi... – Uh um, czy nie zaczął za bardzo wchodzić w detale? Kurcze, może trochę przesadził z ilością nowych informacji... Jeszcze może powiększyć mętlik w głowie swojego rozmówcy...
Zamilkł. Dopiero wtedy nieśmiało i ostrożnie podniósł wzrok na Kairakiego, chcąc dostrzec jego reakcji.
– Ja… wiem, że to dziwne, przepraszam, że nie powiedziałem wcześniej… Po prostu nie chciałem uhm… cię stracić… – Ostatnią część trochę wymamrotał, opuszczając spojrzenie na glebę, jakby chciał wypalić w niej dziurę.
Pąk Róży
Łąka głazów
: 09 lut 2025, 22:42
autor: Płatki na Wietrze
No dobra, pierwszy szok minął, myśli także, a Xeri zaczął mu tłumaczyć. No, taką Kairaki miał nadzieję i tego oczekiwał. Iiii… Był w sumie nawet z tego zadowolony. W sensie, z tego, że tym razem dostał dokładniejszą i bardziej szczegółową odpowiedź. Tego oczekiwał, tak.
I jakoś… Ucieszył się, że nie spotkał Dae. A bardziej, że ta była nieobecna. Co prawda póki co miał tylko słowa, którym musiał wierzyć i bardzo chciałby im wierzyć, ale, uhh… Czy będzie się czuł przy Xerim tak jak wcześniej? Nie ma pojęcia…
Już chciał zapytać o poznanie jej teraz, ale, Xeri powiedział coś jeszcze. I, uh… To wszystko sprawiło że zapomniał na chwilę o całej sprawie, skupiając się tylko na tym.
Czyli
jemu
też zależy?
W sensie… Uh.
Poczuł ciepło, rozlało mu się po całym ciele, ale przede wszystkim kotłowało mu się ono w okolicy serca. No bo, czy to znaczy, że… UH. Uśmiechnął się, trochę ciepło, z nutką zakłopotania i długo błądził wzrokiem po okolicy. Milczał. Bo jakby… Chciał mu powiedzieć tak wiele, zapytać o tak dużo rzeczy, ale też… Bał się, że po prostu nie wydusi z siebie nic.
– Ja, to znaczy, uhhh – jęknął i westchnął. – W sensie… Ja… Ja też nie chciałbym Cię stracić, więc, uhhh… Chciałbym spróbować to zrozumieć, tylko… Uh, jest to trudne. To znaczy, czy, uh… Mmógłbym ją teraz poznać? To znaczy, jeśli bym chciał – zawahał się, wyraźnie ucinając to, co chciał dalej powiedzieć. Dziwnie i nienaturalnie. Uh, jeśli by chciał co? Być z nim? To znaczy, uhhh… Może? Przecież przyleciał tutaj, z myślą że będą o tym rozmawiać. Bo, no, Kairaki lubi Xeriego, chyba nawet, nie wiem, jest nim zauroczony. Chyba, tak mu się wydaje. Więc, no, chciałby... Coś. Coś więcej, więc chyba dobrze by było poznać w pełni tę... Przypadłość Xeriego. – W sensie, to znaczy, ja… Ja chyba rozumiem, ale… Chyba powinienem ją poznać? – wymamrotał w końcu. No tak, przecież drugi samiec wyjaśnił to teraz na tyle klarownie, że… Że, no, mniej więcej to rozumiał. Dalej było to dziwne i niecodzienne i z pewnością tak naprawdę nie rozumie nic, ale ma o tym podstawowe pojęcie. Wie, że kiedy był z nim sam, to te chwile faktycznie były ich. To znaczy, jeśli mu wierzyć i ona w nich nie uczestniczyła.
No i skoro Xeri powiedział Kairakiemu o tym, to chyba wypada, żeby ten odwdzięczył się swoim sekretem? Ale z tym poczeka, aż przegadają jego problem.
Xeri
Łąka głazów
: 11 lut 2025, 15:42
autor: Łuna Czaroitu
Zapadła chwila ciszy. Ametryn aż bał się znowu podnieść wzrok. Chciał znać reakcję Kairakiego, wiedzieć, co o nim teraz myśli, jak wiele może zmienić w relacji informacja o jego przypadłości, ale jednak… jednak się tego bał. Ugh, ale dobrze też wiedział, że nie powinien od tego uciekać… Sam dopiero co stwierdził, że wolałby od razu mieć powiedziane wprost, co kto o nim myśli. Mogło być to bolesne, ale za to łatwiejsze… Łatwiejsze od ciągłego zastanawiania się nad tym i obmyślania każdego możliwego scenariusza.
Milczenie ciągnęło się dla niego wyjątkowo długo, a Xeri słyszał jedynie swój niespokojny oddech i czuł kołatanie w klatce piersiowej. Z nadal zawieszonym lekko łbem podniósł odrobinę spojrzenie i widział… uśmiech. Spodziewał się niepewności, konsternacji, niechęci, zagubienia, ale jakiegokolwiek uśmiechu… nie do końca. Zastrzygł uchem i uciekł szybko wzrokiem, gdy Ziemisty się odezwał. Długie uszy uniosły się odrobinkę do góry, gdy docierały do niego kolejne słowa.
Chciałby to zrozumieć…
– Powinieneś… Tylko, um… Obawiam się, że może to być niemożliwe… – powiedział dosyć niepewnie, odnośnie poznania jego siostry. Zanim zdecydował się na to spotkanie, nawet chciał omówić tą sytuację z Dae, ale… cóż, z jakiegoś powodu nie mógł. – W ciągu ostatnich księżyców w ogóle się do mnie nie odzywa... I nie wydaje mi się, żeby była jakoś aktywna. W sensie… raczej nie zdarza się, żebym się budził w różnych miejscach i w ogóle… Trochę jakby cały czas spała. Nie mam pojęcia dlaczego. Ostatnim razem jak miałem z nią kontakt, to nawet się pogodziliśmy po kłótni, więc czemu teraz… Tego nie rozumiem. – Już myślał, że oboje mieli mniej więcej ogarnięte życie ze sobą, a tu kolejna nowość, której się nie spodziewał… Samiec zamknął na chwilę ślepia. Próbował już nie raz, ale co mu szkodzi spróbować i kolejny… Maddara wokół smoka zadrżała nieznacznie, gdy ten próbował magicznym impulsem wybudzić siostrę. Próbował tak przez parę oddechów…
…I nic. Żadnego odzewu, żadnego bólu głowy, powieki mniejszej pary ślepi nawet nie drgnęły…
Otworzył w końcu oczy i westchnął.
– Eh, nic z tego… – Zawiesił łeb. Cholera, teraz to pewnie jeszcze trudniej uwierzyć w jego słowa. Bo jak tak teraz myśli, to bez Dae chyba równie dobrze może to wyglądać, jakby to wszystko sobie uroił… – Przepraszam… – Zacisnął nieco kły.
Pąk Róży
Łąka głazów
: 13 lut 2025, 23:48
autor: Płatki na Wietrze
Atmosfera, myśli i uczucia z biegiem czasu uciekały z Kairakiego, będąc zastępowanymi przez… Jak to określić? No, zaczęło się robić dziwnie. Niezręcznie. Jakoś… Inaczej, kiedy Xeri próbował skontaktować się jakoś ze swoją siostrą. To znaczy, brzmiał jakby teraz było to trudne, ale, no, Kairaki chciał wierzyć jego słowom. Naprawdę. Dlatego siedział i czekał cierpliwie na… Coś. To jest dobre określenie. No bo nie wiedział do końca czego oczekiwać i się spodziewać.
No ale nic się nie działo. Samiec milczał przez chwilę, wodząc spojrzeniem po okolicy. Czuł się nieswojo. Nie chciał posądzać Xeriego o kłamstwo, przecież to byłoby zbyt głupie. Wymyślić siostrę i potem nie być w stanie jej pokazać. Przecież on się taki nie wydawał, prawda? Co by tym uzyskał? Tylko straciłby zaufanie Kairakiego, a to przeczyło jego ostatnim słowom.
W końcu, po dłuższym milczeniu postanowił się odezwać, spoglądając na Xeriego.
– Może, y, wkrótce sama się do Ciebie odezwie – zaczął nieśmiało. Chciał spróbować go pocieszyć, tylko… To było zbyt. Dziwne. Niecodzienne. Trudne do wyobrażenia. – To znaczy, może, y, jest zmęczona? – Dodał jeszcze niepewnie, siadając obok niego(całkiem blisko) i kładąc mu łapę na barku. Skrzydło niepewnie mu drgnęło, ale niczego nim nie zrobił. Jeszcze. Przeszła mu przez łeb jeszcze jedna myśl, ale zachowa ją dla siebie. Póki co zresztą.
Uh. Zamyślił się na moment. Tym razem o czymś innym!
– Wiesz… Uh, skoro Ty mi powiedziałeś o… Twojej siostrze – dodał niepewnie, nieśmiało. Czy powinien? Czy to odpowiedni moment? Chyba tak? Jak nie teraz, to kiedy? – To, jest coś, o czym chciałbym żebyś wiedział. O ile oczywiście chcesz – dodał szybko. Uh. Nie umiał w takie rzeczy. Co jeśli to nieodpowiedni moment, bo, Xeri jest zmartwiony o… Siostrę…?
Xeri
Łąka głazów
: 14 lut 2025, 17:12
autor: Łuna Czaroitu
Ehh, no i pewnie wyszedł na jakiegoś wariata… Na pewno musiał teraz stracić w oczach Kairakiego… Znaczy, w żaden sposób go to nie dziwiło, to raczej normalne w takiej sytuacji, ale… ugh, dlaczego tym razem pogodzenie się z tym było takie trudne… Teraz pewnie nie będzie tak samo. A jeszcze byli umówieni na spotkanie w Diamentowych… Czy Kai nadal by tego chciał? Czy może to Xeri znowu za bardzo dramatyzuje…
Na propozycje rozmówcy jedynie wzruszył niemrawo barkami. Nie zareagował w żaden sposób na to, jak szarofutry podszedł bliżej. Dopiero, gdy poczuł dotyk na barku, jego mięśnie drgnęły nieznacznie. Podniósł na Kairakiego jedynie spojrzenie, wpierw równie niepewne, ale zaraz przybrało bardziej łagodny wyraz, a oczy zaszkliły się odrobinę, dlatego też od razu odwrócił z powrotem wzrok. Ten drobny gest wystarczył, żeby przynajmniej trochę przekonać Xeriego, że może nie jest tak źle… Nie odszedł, nie zostawił go tutaj… Chyba to było teraz najważniejsze dla zestresowanego Czarodzieja.
– Nie wiem… Heh… Nie żeby brakowało mi jej obecności… – Kąciki jego ust uniosły się lekko w smutnym uśmiechu, ale zaraz znowu opadły. Nie będzie ściemniał, że posiadanie siostry w głowie nie jest wrzodem na zadzie. Ale jest jak jest… Westchnął i również zamilkł na chwilę.
Gdy Pąk znów zaczął mówić, a wcześniej zaszklone oczy Xeriego trochę przeschły, samiec podniósł łeb, prostując się trochę i spojrzał na rozmówcę. Przekrzywił odrobinę łeb pytająco.
– Um, jasne. O co chodzi? – spytał, oczywiście równie niepewnie. Trochę się zmartwił, co ten miał na myśli… Coś o Xerim? O Dae? Czy może o nim samym? Może to taka... wymiana sekretów.
Siedząca obok Honka wychyliła się zza swojego kompana i mrużąc podejrzliwie oczka patrzyła na drugiego samca oczekująco.
Pąk Róży
Łąka głazów
: 14 lut 2025, 18:53
autor: Płatki na Wietrze
Nieco się przestraszył, kiedy Xeri odwrócił swój wzrok. Uhm… To znaczy, chciałby myśleć, że to nic złego, że może się rozemocjonował, albo ucieszył. To znaczy, no bo nie strzasnął mu łapy, więc… Nie jest tak źle? Jego komentarz też go zmartwił. Tak trochę. To znaczy, myślał, że… Że jest z nią bardziej zżyty. Czy coś. Teraz znowu nie bardzo wiedział co o tym myśleć. To znaczy, jak Xeri ją postrzega w sumie? Teraz już zwątpił i nie bardzo wiedział, jak mógłby się tego dowiedzieć.
Zaś co do jego sprawy. Nagle jakoś w to wszystko zwątpił. W sensie, co uzyska mówiąc o tym Xeriemu? No bo ten chciał go poinformować o istnieniu jego siostry. Sam wspomniał wcześniej, że istnieje ryzyko, że Kairaki mógłby na nią wpaść, więc jej o nim powiedział. A co zyska Kairaki mówiąc o swojej śmierci? Raczej nic, bo przecież nikt nic na to nie poradzi, prawda? No i czy jest to coś dziwnego? No dobra, jest… Eh. Jak zaczął, to powie i dokończy…
– To znaczy, bo skoro powiedziałeś mi o swojej, yyy… Przypadłości – czy to było miłe? Chyba nie? Ale, jak inaczej nazwać… To co mu się przydarzyło? – To znaczy, nie wiem czy pamiętasz, ale na naszym pierwszym spotkaniu raczej od wody uciekałem – o ile dobrze pamiętał, że tak było. To spotkanie miało miejsce tak dawno, że Kairaki pamięta jedynie, że odbywało się gdzieś nad wodą. Chyba… – To znaczy, bo po prostu… Boję się jej, bo za młodu się, y, utopiłem i, Ateral mnie wksrzesił – powiedział cicho, prawie że przygaszonym głosem. Było mu dziwnie mówić o tym jako odpowiedź na wyznanie Xeriego. Ale skoro atmosfera była wyznaniowa, to… To chyba był to dobry moment? Bo kiedy indziej mógłby mu o tym powiedzieć? Czy w ogóle by chciał coś o tym wspomnieć… Kiedyś miałoby to większe znaczenie, ale skoro sobie z tym poradził, to... Chyba mógłby nie mówić. Ale z drugiej strony, informował o tym tylko najbliższych... Czy więc Xeri też nie staje mu się bliski i powinien o tym wiedzieć?
Xeri
Łąka głazów
: 14 lut 2025, 22:36
autor: Łuna Czaroitu
Xeri przy okazji – bo jak odwracał wzrok, to zazwyczaj odruchowo kierował go pod łapy – zauważył, jak ubabrane ziemią są jego szpony od wbijania ich w podłoże. Uh… już chyba lepiej jak rozładowuje stres na wąsach… Ale teraz to nieważne, miał istotniejsze rzeczy na głowie niż niekomfortowo klejący się do łap brud. Ot, szybko przemykająca przez łeb myśl, którą zaraz zastąpią kolejne zagwozdki podenerwowanego umysłu.
– Mhm, pamiętam. – Przytaknął z neutralnym wyrazem pyska. Kojarzył, ale że on sam nie przepada za wodą, to nie uznał tego za nic dziwnego. Szczególnie, że on sam prawie utopił się w trakcie nauki pływania. Ponadto z racji, że Kairaki również posiadał widocznie północną krew, Xeri prędzej zrzucał tą niechęć na dyskomfort związany z mokrym futrem.
Chociaż w sumie... kojarzył, że Ziemisty był wtedy bardziej przestraszony niż zniechęcony…
To co usłyszał… Cóż, no tego to na pewno się nie spodziewał. Nigdy wcześniej nie spotkał kogoś, komu Ateral pomógłby w ten sposób. Em, no, to chyba oczywiste, że nie… prawda? Raczej rzadko się takie coś zdarzało… – To… Oh. – Otworzył oczy troszkę szerzej w zdziwieniu, ale jego mimika momentalnie przybrała bardziej zmartwiony wyraz. – Przykro mi, to… pewnie musiało być straszne? – Zamilkł, trochę urywając ostatnie zdanie. Uhm, chyba nie wypadało o to pytać i odkopywać bolesne wspomnienia… To i tak wiele, że Kairaki postanowił się przed nim otworzyć i o tym powiedzieć, nie? Chyba nie powinien w żaden sposób naciskać, nie ważne jak ciekawy był tego, jak wygląda śmierć. – Oh, uh, w-wybacz jeśli to… um, to pewnie nieprzyjemne… – wymamrotał, znów odwracając wzrok na trawę. No właśnie, sam był przerażony podczas swojej nauki, a co dopiero musiał w tamtej sytuacji czuć Kairaki... Raczej nie był w stanie sobie tego wyobrazić.
Zatkało go trochę. Jeju, nie miał pojęcia co powiedzieć w takiej sytuacji…
Pąk Róży
Łąka głazów
: 16 lut 2025, 0:28
autor: Płatki na Wietrze
Na szczęście dla Xeriego Kairaki jako tako sobie z tym poradził. A może bardziej… Oswoił się z tym. No, któreś z tych stwierdzeń pasuje do niego jakkolwiek minimalnie. Ale mniejsza, chodzi o to, że na szczęście teraz nie ma aż tak wielkich problemów, żeby o tym mówić i opowiadać.
– Wiesz, nawet nie bardzo to pamiętam. Byłem wtedy tak młody, że myślałem, że to był jakiś sen. Zwłaszcza, że, uh, powracało to do mnie w koszmarach – opuścił już swoją łapę na ziemię i zapatrzył się gdzieś w bok. – Gorsze od tego były skutki… Długo myślałem, że po prostu wyklułem się słabszy – chyba faktycznie się starzał, skoro wzięło go na opowieści, wspominki i inne tego typu rzeczy. Jeju, za niedługo będzie zaczepiał inne smoki i opowiadał im historię swojego życia? To znaczy, teraz tak robi, ale to… Coś innego. A zresztą, dla niego. – Bo Ateral nie pomógł za darmo, zostawił mi, znamię, jakby, nie wiem jak to nazwać… Karę? Zapłatę? Po prostu byłem słabszy. Znacznie. Szybciej się męczyłem, szybciej traciłem przytomność. Myślałem że to ze mną jest coś nie tak. Najpierw próbowałem walczyć fizycznie, potem maddarą, tylko moje niestabilne wtedy źródło nie bardzo chciało mi pomagać, więc wiesz, nic mi nie wychodziło – oh tak, jak teraz o tym myśli, to nawet się delikatnie do siebie samego uśmiechnął. Bo przecież w końcu jakoś mu się to wszystko ułożyło, prawda? – Aby się tego pozbyć trzeba pójść do Świątyni i zapytać Erycala o cenę uleczenia tego. Zrobiłem to i poczułem się jak nowonarodzony. Wiesz, mogłem normalnie oddychać, nawet opuściły mnie problemy z maddarą, jakbym zaczął nowe życie. Heh, a wcześniej tak bardzo się przed tym wzbraniałem. Dopiero jak skrzywdziłem przyjaciela, zdałem sobie sprawę, że to coś po prostu mi przeszkadza – spojrzał na niego i w sumie, delikatnie się speszył, ale było to naprawdę chwilowe. Szybko wrócił mu uśmiech. – Heh, wybacz, że Ci tak o tym opowiadam. I, że w ogóle ten temat zacząłem, po prostu… Chcę, żebyś to wiedział. Nie wiem czemu, ale… Skoro opowiedziałeś mi o siostrze, to, y, też chciałem podzielić się czymś swoim – powiedział, a jego uśmiech nabrał ciepła. – Zwłaszcza, że mówię o tym tylko bliskim mi smokom – powiedział, okrywając go skrzydłem.
Xeri
Łąka głazów
: 16 lut 2025, 19:24
autor: Łuna Czaroitu
Fioletowofutry poprawił nieco siad i wsłuchiwał się w słowa Ziemistego. Nie zamierzał przerywać, jedynie zmieniająca się mimika zdradzała, co o tym wszystkim uważa. Od czasu do czasu spoglądał na rozmówcę, a na jego pysku wpierw dało się dostrzec trochę smutku, zmartwienia. Praca na dorosłą rangę walczącą musiała być dla jego towarzysza wyjątkowo ciężka… Starał się to jakoś zrozumieć, z racji, że sam fizycznie nie był najsprawniejszy i nadrabiał to ćwiczeniem źródła maddary, ale na myśl, że co by było gdyby i ono go zawodziło… To już było dla niego trudniejsze do wyobrażenia. Chyba nie dałby tak rady.
W trakcie opowieści jednak spojrzenie samca znowu złagodniało, a nawet uśmiechnął się delikatnie słysząc, że ostatecznie Kairaki był w stanie pokonać trudności, które uprzykrzały mu życie.
Gdy opowiadał o powodach jego wyznania, Xeri przytaknął lekko, spoglądając na szarofutrego i już miał się odezwać, ale… okrycie skrzydłem i te ostatnie jego słowa… Znowu go trochę zmieszały. Nie w negatywnym sensie, właściwie to go ucieszyły, ale mimo to, utkwił lekko zdziwiony wzrok na twarzy rozmówcy. Przez chwilę patrzył na niego zdumiony, z tlącą się w jego ślepiach nadzieją. Minęło ledwo parę uderzeń serca i zaraz się ogarnął, potrząsnął delikatnie pyskiem i odwrócił go na bok speszony. Nawet jeśli speszony, kąciki jego ust znowu uniosły się w subtelnym uśmiechu, może troszkę nerwowym z powodu ogarniającego jego pierś i twarz ciepła, ale szczerym.
Uznał go za kogoś… bliskiego?
– Uważasz tak nawet po tym… co się dzisiaj dowiedziałeś? – Spytał nieśmiało, cicho, ale słyszalnie. Jego oczy znów troszeczkę się zaszkliły. Tak bardzo się cieszył, że Kairaki nadal tu przy nim był... Odrobinkę przysunął się drugiego smoka, tak że ich barki prawie się stykały. Prawie. Po chwili zamyślenia odchrząknął. – Um, a-ale… Dziękuję, że o tym powiedziałeś. – Wrócił do ciut głośniejszego tonu. – Brzmi bardzo ciężko… Ale naprawdę cieszę się, że udało ci się to przezwyciężyć. Jesteś… silny. – Poszerzył nieco uśmiech, znowu podnosząc wzrok na rozmówcę. Eh, on to nie był zbyt wylewny, szczególnie jeśli chodzi o wyrażanie uczuć… Chciał jedynie szczerze okazać zadowolenie z wyniku tej sytuacji i dać komplement. Przynajmniej próbował.
Pąk Róży
Łąka głazów
: 27 lut 2025, 0:05
autor: Płatki na Wietrze
Pierwsze pytanie nieco zbiło Kairakiego z tropu. To znaczy, w sensie… Oboje sobie o tym opowiedzieli, Xeri chciał o tym opowiedzieć, więc… Czy to nie znaczy, że już powoli stawali się sobie bliscy? To znaczy, spotykali się też kilka razy, byli razem na wyprawie, w sumie, Kairaki częściej chodził tam z Xerim, niż Rytmem albo Śladem, więc no. Umówili się nawet na przyszłe spotkania! Ale tak, fakt istnienia tej siostry Xeriego będzie dla Kairakiego, uh, ciężki. Zwłaszcza, że ten nie mógł się z nią teraz skontaktować… No ale, y, czy to nie o niej wspominał wtedy Rytm? Skoro więc jakiś inny smok w to wierzy, to, czemu Kairaki by nie miał?
– Tak. Nie chciałbym, żeby to coś zmieniło… To znaczy… Doceniam, że powiedziałeś mi o swojej siostrze, ja, spróbuję to zrozumieć – szkoda, że nie udało im się spotkanie, ale… Kiedyś ta w końcu się odezwie, prawda? A Kairaki będzie przynajmniej wiedział jak zareagować! To znaczy, nie wiedział, po prostu… No, już go to nie zaskoczy. Nie tak, jakby mogło! Zdobył się nawet na delikatny uśmiech skierowany w jego stronę! Szkoda tylko, że nie potrwał on długo, bo delikatnie tylko skrzywił się na wspomnienie że jest, ugh, silny… Mógł użyć gorszego słowa, więc nie jest tak źle. – Dzięki. Gdyby nie mój Mistrz, albo przyjaciele, byłoby znacznie, ugh, ciężej – o tak, jak dobrze, że na Mistrza dostał akurat Keniego! Spotkanie kogoś takiego w takim wieku, no cóż, potrzebował tego. Kairaki natomiast przysunął się na tyle, żeby ich barki się stykały! Wyglądał jeszcze jakby chciał coś powiedzieć, ale się zawahał.
Xeri
Łąka głazów
: 07 mar 2025, 19:08
autor: Łuna Czaroitu
W ślepiach Xeriego aż zaczęło się zbierać trochę łez, choć z całych sił starał się nie dać im wypłynąć. Z tego powodu kolejną trudnością było też zaciskające się gardło, nie mogące w pierwszej chwili wydusić z siebie sensownej wypowiedzi, co najwyżej przez chwilę słyszalny mógł być lekko drżący oddech.
– Um… Dziękuję… – odparł w końcu. – To… wiele dla mnie znaczy. – dodał, trochę jakby ostrożnie. No bo cóż… wolał Kairakiego ostrzec, bo nie każdy może mieć ochotę na użeranie się z czymś takim… Co prawda nie był w stanie teraz rzeczywiście pokazać jak to wygląda i jaka jest Dae, ugh… tak więc z samego jego opisu Kairaki nadal mógł nie być w stanie sobie tego wyobrazić i dopiero z czasem mógłby wyrobić sobie o tym opinię, ale… Ale jednak fakt, że chciał spróbować w zupełności Xeriemu wystarczał. Nie mógł przecież wymagać zbyt wiele, to by było samolubne... Dlaczego miałby prosić o takie rzeczy, gdy sam nie miał zbyt wiele do zaoferowania drugiej osobie...
– Mhm, wiadomo, dobrze trafić na… odpowiednie smoki i wsparcie. – Gdy ich barki się zetknęły, samiec drgnął nieznacznie, choć można było to zobaczyć po ułożonej przy przednich łapach smoka końcówce ogona, która poruszyła się nagle. Przez to parę razy jego spojrzenie niepewnie przeskoczyło to na trawę, to gdzieś na las, to z powrotem na rozmówcę… W końcu jednak wziął uspokajający oddech, żeby ten kontakt wzrokowy jednak jakoś utrzymać. Oparł się odrobinę na jego barku i przekrzywił lekko łeb na bok. Tak jakby… Kai chciał coś jeszcze powiedzieć?
Pąk Róży