Strona 28 z 37

: 24 lip 2021, 15:40
autor: Kuszenie Diabła

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Wart niezrównania ich z ziemią za to co wcześniej zrobili, pomyślała. Pewnych cen nie można było zapłacić w kamieniach szlachetnych. Wiele smoków uznałoby ząb za ząb, a w tym wypadku unicestwienie stada za unicestwienie za właściwą cenę, ale... jej wystarczyło odzyskanie terenów i spokój. Rachunki między stadami zostały wyrównane. Domyśliła się jednak, że smoczycy nie chodziło konkretnie o ich dawne porachunki z Wodą.
– O jaką wartość pytasz? Według mnie tereny są bezcenne dla rozwoju stada, ale w innych przypadkach zależy to od tego ile kto jest gotowy za nie dać. Nie słyszałam o standardowych cenach. – Zaśmiała się cicho na tą myśl.
– A co przedstawiają? – Zaciekawiła się, – Są dedykowane dla członków ceremonii czy raczej przypadkowe i po prostu ładne? – Takie dedykowane na pewno uczyniłyby ceremonie jeszcze bardziej wyjątkowymi.
– Zmieniłam, ale nie ma ono dla mnie wielkiego znaczenia. W Pladze i tak posługujemy się swoimi pierwszymi imionami. Ale pewnie chciałabyś, żebym ci je zdradziła, prawda? – Zmrużyła nieco ślepia i uśmiechnęła się, zupełnie jakby była to wielka tajemnica. Cóż, lubiła czasem wpleść trochę dramaturgii do swoich rozmów, inaczej było nudno.

: 05 sie 2021, 0:19
autor: Pamięć Barw
Właściwie, nawet spodziewała się takowej odpowiedzi, choć miała niejako nadzieję na lepsze sprecyzowanie. No ale teren i jego cena to dość trudna kwestia. Prychnęła z lekkim rozbawieniem na ostatnie zdanie.
No właśnie ja też nie. Temu jestem ciekawa. – odparła spokojnie, próbując jednocześnie zakończyć temat. Co prawda dama go rozpoczęła, lecz było by jej lżej. Za to więc skierowała swoją uwagę na temat czarodzieja jaki był ich przywódcą.
Właściwie niespecjalnie dedykowane. Czasami są to po prostu ogniki rozświetlający nad adeptem, a czasami płomienny krąg gdzie mają się zebrać. Takie, bardziej ładne. – jednak specjalnie dobrane coś dla występującego na środek smoka? No też było ciekawą myślą.
Jeśli miałaś na myśli to, na które zmieniłaś, to nie zbyt. Skoro ono nie wiele dla ciebie znaczy, fajniej byłoby poznać pierwsze, które znaczy więcej. – uśmiechnęła się lekko do smoczycy.

: 13 sie 2021, 22:11
autor: Kuszenie Diabła
Słuchała z zaciekawieniem o sztuczkach Przywódcy Ziemi i zastanawiała się czy też nie zacząć tak urozmaicać Plagijczykom ceremonii. Wydawało jej się to całkiem ciekawe, może chętniej by na nie chodzili? Miała już mówić coś o imionach które posiadała i o tym cienistym, które zarezerwowane było tylko dla najbliższych, ale wtedy poczuła ukłucie w sercu. Jaah?
– Wybacz, zapomniałam o czymś. Dziękuję ci za rozmowę, do zobaczenia! – Uśmiechnęła się lekko i skłoniła łeb, za chwilę zbierając się do lotu. Ur zanurzył się z powrotem w zaroślach, a nad Zagajnikiem znów zapanowała cisza.

//zt, przepraszam, interesy mnie wołają xD

: 16 sie 2021, 10:28
autor: Pamięć Barw
//spoczkuś! Trzymaj się x3

Oh. Dobrze. Też mi było miło. Do zobaczenia! – pochyliła łeb podobnie jak ona i wręcz zerknęła za nią kiedy odlatywała. Zaś kokatrys odwrócił się zdziwiony do biesa Plagijczyki. I nagle zapadła cisza. Ledwo słyszała liście drzew ocierających się o siebie nawzajem.
Cicho się zrobiło, co nie? – chciała załagodzić trochę pustkę i odezwała się do kompana. Agree na to z zadowoleniem przyjął odezwanie sie do niego, lecz w sprawie ciszy gdaknął zgodnie.
Idziemy do domu? Pomalujemy sobie – rzekła do kokatrysa wstając, a gdy ten wskoczył jej na grzbiet i gdaknął, zrozumiała że mogą iść. Tak więc jeszcze wymieniając kilka zdań po drodze ruszyli do ich groty. Nie do Echa. Do ich. Gdyż choć u niego czuję się miło przez wspomnienia, to siebie czuję się zdecydowanie swobodniej.

//zt

: 29 gru 2021, 23:53
autor: Światło Głębin
Palenie Piskląt oczywiście jako matka zaczęła nalegać by Światło Głębin zaczął spędzać więcej czasu z ich pisklętami. Zabierać je na spacery, pobawić się z nimi. Cóż...nie żeby nie chciał spędzać z nimi czasu, jednak Światło kompletnie nie wiedział jak być ojcem. Któregoś dnia jednak Palenie była zajęta czymś, więc dzisiejszego dnia opieka spadła na niego. Nie trzeba wiele mówić że po jakimś czasie przebywania razem w jednej grocie, Światło zadecydował że spacer chyba nie będzie złym pomysłem. Wyjść na zewnątrz terenów Ziemi, przewietrzyć się. Zapomnieć na razie o politycznych dywagacjach w obrębie stada. Był ostatnio naprawdę spięty.
W końcu zdecydował się zabrać dzieciarnię do zagajnika, by obejrzały sobie nieco więcej terenów. Na razie Żuchwa i Operio mogły zmieścić mu się jeszcze na grzbiecie. Niech nieco pooglądają sobie widoki na zewnątrz granic stada. – Więc jesteśmy w zagajniku. Może zrobimy przerwę, co? – Zapytał, pozwalając im zejść z grzbietu, kładąc się na brzuchu.

Dodatkowo samiec zabrał ze sobą Algę, by nieco pomogła mu mieć oko na dwójkę. Była bystra, spostrzegawcza i ogółem nie dawała sobie wchodzić na głowę. Była całkiem dobrą niańką jak żadne nie mogło aktualnie ich doglądać.

/Operio, Żuchwa/

: 12 mar 2022, 16:07
autor: Marchew Pustyni
Marchew po przetrwaniu ceremonii czuł się nieco lepiej. Wybudził się porządniej, rozruszał zastane stawy i, za poleceniem i przyzwoleniem przywódczyni przybył na tereny wspólne. Wziął ze sobą trochę ziół ze skarbca. Wszystko wyglądało na to, że zdecydowanie długo go nie było. Morax odszedł, zniknął, gdy umysł warzywa pogrążył magiczny sen. Teraz... nie mieli uzdrowiciela. Nie mieli wielu smoków, o których pamiętał sprzed swojej drzemki. Wiedział, że w takiej sytuacji jego wojownikowanie nie może dłużej wyglądać tak samo. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na spełnienie własnych postanowień. Wcześniej stado było bezpieczne, względnie liczne, ze smokami, które były wystarczająco silne, by stanąć do jego obrony. Wiele się zmieniło.
Jego przybycie, bladego, chorego, z nawet jakimiś bardzo starymi, brudnymi ranami na ciele wiązało się z jednym. Przed wyruszeniem dalej musiał doprowadzić się do porządku. Nie był w stanie ryczeć, czy się odezwać, więc mentalną wiadomość skierował do uzdrowicieli. Plagi, Ziemi, Księzyca.
– Potrzebuję pomocy. Jestem S... Marchew Pustyni. Obudziłem się po długim czasie magicznego snu, chory, z niedoleczonymi, starymi ranami. Potrzebuję uzdrowiciela, który by się tym zajął. Przygotowałem trochę ziół, więc kto się zjawi – nie musi korzystać ze swoich. – posłał wiadomość w świat. Ostatnio, jak jeszcze chodził po terenach Ognia, mieli sojusz z Plagą, więc spodziewał się, że to właśnie ichniejszy uzdrowiciel zjawi się na miejscu.
_____
//Rany: 1x średnia , 1x lekka
Choroby: zapalenie gruczołów (smok nie może ziać ani mówić)

(yes, też nie pamiętam, skąd te rany)

: 12 mar 2022, 16:47
autor: Odłamek Raju
Nie robiła niczego szczególnego odkąd musiała odpoczywać po wyprawie, nie licząc bycia laikiem w kunszcie jej taty. Akurat sprzątała pracownię kiedy dotarło do niej osobliwe wezwanie. Właściwie prośba. Zdziwiła się, ale opłukała łapy z kurzu i wyleciała z obozu na północ, w kierunku szklistego zagajnika.

Wzdrygnęła się na samą myśl o tym miejscu. Ostatnio nie było tu zbyt dobrze. Namierzyła spojrzeniem wyróżniającą się sylwetkę pomarańczowego smoka na tle wszechobecnej bieli i przygotowała się do lądowania. W końcu znalazła się przed nim. Ognisty był trochę wyższy od niej, ale nie jakoś bardzo. Rosła z każdym dniem.
Dz-dzień d-dobry – przywitała się i uśmiechnęła przyjaźnie do nieznajomego. – N-nazywam s-się O-Ośnieżona Ł-Łuska. Z-zaraz c-ci— – urwała nagle, gdy w końcu wzrok nadgonił resztę zmysłów. Mrugnęła kilka razy. O rety! Te rany były zapaskudzone i zdecydowanie trochę stare. Nie była jednak na pozycji żeby Marchew Pustyni jakkolwiek karcić, toteż. – U-um. T-to j-ja z-zerknę c-co p-przyniosłeś. I... ł-ładne i-imię – pochwaliła, bo chociaż było osobliwe, to też na swój sposób wyjątkowe.

Zbadała po cichu pacjenta by się upewnić, czy jego rany na pewno były powierzchowne. Znalazła też niewyleczoną przez długi czas chorobę i powstrzymała skrzywienie się. Czemu niektóre smoki o siebie nie dbały? Nie potrafiła tego zrozumieć.
J-Jak s-się w-wiedzie O-Ogniu? – spytała by jakoś podtrzymać dialog podczas przygotowywania i aplikowania ziół.

Najpierw gardło, rany i tak nie pogorszą już bardziej stanu wojownika, a choroba mogła przerodzić się w coś paskudnego. Erlyn wyczarowała maddarą miedzianą miseczkę wypełnioną ciepłą wodą. Wyciągnęła z zapasów przyniesionych przez Marchew odrobinę orzecha włoskiego. Wsypała skorupki do gorącej wody i mieszała je ostrożnie pazurem uważając, by się przy tym nie oparzyć. Kiedy napar był gotowy to wręczyła go w łapy Marchwi.
T-trzeba w-wypić. T-tylko o-ostrożnie! G-gorące – poleciła miłym tonem i poczekała, aż samiec się do jej instrukcji zasotsuje.
Następnie przyłożyła palce do jego szyi. Był starszy od niej, więc raczej wiedział jak wyglądało leczenie i nie musiała go w żaden sposób ostrzegać. Wpuściła do organizmu maddarę i pozbyła się z podgardla infekcji. Przeczyściła gruczoły, uwalniając je od nieprzyjemnego ciśnienia oraz podrażnienia. Po wszystkim Marchew powinien znów móc ziać i swobodnie mówić.

// orzech włoski

Wypłukała łapy w czystej wodzie i zabrała się za leczenie ran. Wpierw musiała przygotować więcej ziół. Wybrała dużo babki, ale też odrobinę nawłoci. Zmiażdżyła liście babki w łapach i przyłożyła je wpierw do prawej przedniej łapy w okolicy nadgarstka, drugą serię na ogonie Ognistego. Do tej serii dodała też zmiażdżone liście nawłoci, które powinny zgrać się dobrze z babką i ułatwić leczenie ogona. Poprawiła listki na obu ranach upewniając się, że zakrywają te najbardziej uszkodzone miejsca.
I ponownie przeszła do leczenia maddarą, tym razem musiała się bardziej skupić. Oparła łapę o nasadę szyi wojownika, a magia zrobiła już swoje. Wpierw zadbała o infekcję w obu ranach i pozbyła się wszelkich bakterii. Zaraz potem musiała pozbyć się powodów dla którego obie krwawiły. Zacerowała postrzępioną, uszkodzoną skórę, regenerując ją na podstawie przylegających do niej zdrowych tkanek. Dzięki temu krwawienie powinno ustać, a rany się całkowicie zasklepić. Pomogła też łuskom Ognistego tak, aby nie były matowe i pozbawione koloru przez tak stare rany. Jak dobrze pójdzie to znów będzie cały pomarańczowy!

// lekka: babka
średnia: babka, nawłoć

Cofnęła się i wytarła łapy o śnieg. Przekrzywiła głowę przypatrując się swojej pracy. Nie zawsze się udawało, każdy miewał z tym problem, ale zazwyczaj nie było w jej przypadku tak źle dopóki nie miała do czynienia z poważnymi ranami. Te takimi nie były, jednak... nadrabiały to swoją starością.
N-Nie m-macie u-uzdrowiciela? – że też wcześniej o to nie zapytała! Zdziwiła się i przekrzywiła głowę.

: 13 mar 2022, 21:55
autor: Marchew Pustyni
Widząc nadlatującą, puchatą samicę, jakby odruchowo się nastąpił, cofnął o krok, wyprostował. W życiu nie zdarzyło mu się jeszcze oberwać w taki sposób skrzydłem po nosie, ale i tak to robił, jakby z wewnętrznej, instynktownej obawy.
Skłonił łeb lekko, gdy się z nim przywitała. Otworzył nawet pysk, chcąc jej odpowiedzieć, lecz przez ból i ucisk w gardle nie wydusił z siebie nawet pojedynczego dźwięku. Skrzywił się, po czym uśmiechnął delikatnie, gdy smoczyca pochwaliła jego imię. Niestety, póki go nie wyleczy, nie będzie mogła liczyć na żywą rozmowę. No chyba, że...
~ Dziękuję. I miło poznać. ~ skierował swój głos wprost do jej umysłu. Widząc, jak uzdrowicielka się krząta i czaruje, zamiótł ogonem podłoże za sobą, pozbywając się zalegającego na nim śniegu, odkrywając wciąż mokre, ale nie aż tak mrożące krew w żyłach podłoże. Przysiadł sobie na przygotowanym tak miejscu, wiedząc, jak wiele czasu zazwyczaj zajmują uzdrowicielskie mikstury. I że nie skończy się na smakującym drewnem kompocie z orzechowych skorupek. Swoją drogą, kompocik z zawartości skorupek pewnie smakował by lepiej.
~ Zasnąłem wiele księżyców temu i obudziłem się ledwie wczoraj. Widziałem nowe pisklęta, lecz i braki w starszych smokach. Ciężko mi jednak jeszcze powiedzieć, jak wiele z nich po prostu nie zjawiło się na tym jednym spotkaniu z takich, czy innych względów... zakładam, że raczej sporo. ~ westchnąłby, gdyby tylko mógł, a tak jedynie rozchylił pysk, nim przypomniał sobie, że... nic mu to nie da. Przyjął z wdzięcznością podany mu po kilku chwilach napar z orzecha i powoli, raczej ostrożnie się nim uraczył. Przełykanie nawet chłodnej wody było trudne, więc z gorącą obchodził się jeszcze uważniej. Siorbał, chuchał, dmuchał, a na koniec oddał miseczkę pod łapy uzdrowicielki. Jakoś tak z przyzwyczajenia, mimo to, że widział, że była magiczna.
Gdy napar i maddara północnej zaczęły na nim działać, aż odchrząknął, gdy poczuł w końcu ulgę.
Dalej były liściaste opatrunki – nic nowego, przeżywał to już kilka razy. Maddara też była taka sama, więc i reszta leczenia przebiegła standardowo.
– Dziękuję Ci bardzo. odezwał się nareszcie własnym głosem. Jeszcze trochę za bardzo przy tym charczał przez to, od jak dawna nic nie mówił, ale – to kwestia przyzwyczajenia i rozgrzania strun głosowych.
– Nasz uzdrowiciel jest chwilowo niedostępny proszę zadzwonić później, a czekanie na powrót mogło by się skończyć jeszcze gorszym stanem mojego gardła. – odpowiedział. Mówienie o tym, że uzdrowiciel odszedł i nie mają żadnego nie świadczyło dobrze o stanie ich stada. Nie musiała wiedzieć.

: 14 mar 2022, 11:28
autor: Odłamek Raju
Marchew wydawał się równie sympatyczny, co wyglądał. Lubiła rozmownych, przyjaznych pacjentów, którzy nie patrzyli na nią jakby znosili jej obecność czy kuracje jakby były karą. Posmutniała trochę na wieść, że innemu stadu nie wiedzie się najlepiej. Nigdy nie życzyła komuś źle. Każdy zasługiwał na miłe, spokojne życie.
O-oh – wydukała, nie wiedząc co wiele więcej mogła powiedzieć – m-mam n-nadzieję, ż-że s-się u-ułoży – posłała mu pokrzepiający, ale niezbyt sprawczy uśmiech. W końcu niewielki miała wpływ na to co działo się w jej własnym stadzie, co dopiero innych.

Ściągnęła mu z ogona i łap zaschnięte już liście babki, z radością obserwując, że leczenie udało się bez większych przeszkód. Wypięła troszkę pierś, taka z siebie była dumna. Szło jej co raz lepiej! Pokruszyła resztki babki i nawłoci tak, by wsiąkły w pobliski śnieg i usiadła naprzeciwko samca.
M-możesz p-przekazać s-stadu, ż-że ch-chętnie p-pomogę. D-dopóki n-nie z-znajdziecie w-własnego u-uzdrowiciela – zaproponowała, unosząc łuki brwiowe przy zamkniętych oczach. Pogoda ducha rzadko ją opuszczała. Czasem tylko przyćmiewała ją jej niezręczność społeczna czy nieśmiałość. Otworzyła po chwili ślepia. – T-trzeba s-sobie p-pomagać, p-prawda? – przekrzywiła głowę. Dopóki leczyła ich ziołami to nie powinno być żadnym problemem.

: 17 mar 2022, 11:47
autor: Marchew Pustyni
– Także mam nadzieję, że wszystko będzie tylko lepiej. Przez to, jak długo mnie nie było nawet nie orientuję się w obecnym stanie stad, nawet swojego. – westchnął lekko, czując wielką ulgę za sprawą tego, ze mógł znów swobodnie używać swego głosu. A co do swojej wiedzy... zdecydowanie zamierzał to zmienić.
– A skoro ja już mówię o Ogniu... to co tam w Pladze? Spotkałem niegdyś kilka smoków z tego stada, a nawet część mojej rodziny stamtąd pochodziła. – jeśli chciał się o czymś dowiedzieć, to sam musiał przekazać informacje, o których drugi rozmówca mógł nie wiedzieć. Tak działało prawo wymiany informacji. Co ciekawe, czy to przez sen, czy ostatnie wydarzenia na ceremonii, Marchwi brakowało charakterystycznej dla niego, sztucznej powagi. Był spokojny, życzliwy w głosie, może trochę zbyt ciekawski, ale cała jego duma gdzieś zniknęła. Co się stało? Czy coś zrozumiał? Czy może wręcz przeciwnie, załamał się wewnętrznie? Nikt nie wiedział. Poza nim samym.
Widząc dumną i zadowoloną z siebie młódkę miał ochotę poklepać ją po łepku jak pisklaczka. Powstrzymał się jednak i jedynie uśmiechnął cieplej.
– I oczywiście, przekażę stadu. W najgorszym wypadku sam zostanę uzdrowicielem. – zaśmiał się. Nie mówił tego poważnie, szczególnie gdy wiedział, że jeden z przyszłych adeptów aspiruje na zostanie uzdrowicielem. Gdyby jednak coś poszło bardzo nie tak... to zawsze była jakaś opcja, prawda?

: 18 mar 2022, 10:27
autor: Odłamek Raju
Oj. To nie mogło być miłe doświadczenie. Zasnąć i obudzić się w zupełnie innym stanie rzeczy. Chyba by się nie odnalazła. Czy jej tata też spał, dlatego potem odszedł z mamą? Bo ich to przytłoczyło?
O-oh – wróciła na ziemię i mrugnęła kiedy zadał jej to pytanie. – W-właściwie t-to d-dobrze. N-nasz p-przywódca j-jest m-młody, m-miły. D-dobrze m-mi t-tu. – Przyznała. Dalej czuła się jak odmieniec, ale nie traktowali jej źle. Jak wróbel między wronami, z tym, że te wrony broniły jej zawzięcie.

Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa. Skończyła się już pakować i przełożyła pasek torby przez szyję, gotowa do lotu. Ale jeszcze tu została.
C-cóż, m-mam n-nadzieję, ż-że j-jednak n-nie b-będzie t-takiej p-potrzeby – zawsze lepiej wróżyło dla smoków, gdy uzdrowiciel nie miał w co łap włożyć. – R-rodzinę w P-Pladze? – powtórzyła za nim, przekrzywiając głowę. O kogo mogło chodzić?

: 19 mar 2022, 23:33
autor: Marchew Pustyni
Pokiwał łbem ze zrozumieniem na odpowiedź samicy. Wydawała się pozostawać często zamyślona, ale nie było to nic złego.
– To świetnie Ośnieżona. Zaskoczyło by Cię, jak wiele smoków nie czuje się dobrze tam, gdzie się znalazło. Nawet jeśli by się wydawało, że wszystko z nimi w porządku. – powiedział. Czasem jednak widać, że coś jest nie tak. Agnar, Zorza, Mora... a to tylko kilka, które mocno się wyróżniały w jego pamięci. W końcu nie wiedział, co dokładnie sprawiło, że reszta zniknęła.
Kąciki jego pyska uniosły się wyraźniej, gdy spytała o rodzinę w Pladze. Wiedziała, że może ją to zainteresować, a on... cóż, po tak długim czasie chętnie zamieni parę słów z kimś i dowie się więcej.
– Samica, która złożyła moje jajo, jak i jaja sporej części mego rodzeństwa żyła w Pladze. Tam także część tego rodzeństwa została. Nazywała się Bandycka Groźba, jednak... wątpię, by akurat ona po takim czasie nadal żyła. Rodzeństwa za to... nigdy nie poznałem. To długa historia. – powiedział. Czy mu uwierzy i czy zna te smoki... to się okaże. Jest młoda, mogła nigdy nie słyszeć nawet o Bandyckiej.

: 10 wrz 2022, 23:22
autor: Odłamek Raju
Odkąd Erlyn zorientowała się na nowo o wieku swojego partnera, poświęcała wolne chwile na studiowaniu ziół. Zwłaszcza tych poprawiających krążenie czy pracę serca. Nadal praktykowała to, czego uczyła się Abella. Eksperymenty na szczurach nie oddawały w pełni tego jak zareaguje na coś smoczy organizm, ale skoro mała dawka czegoś mogła zaszkodzić gryzoniom, to w przypadku smoka tym bardziej odpadała.

W końcu znalazła swoje własne remedium. Podczas nocnych przebieżek po szklistym zagajniku postanowiła się zatrzymać i wezwać partnera, o ile nie spał. Miała dobre wieści, tylko tyle przekazała, przynajmniej na razie. Obejrzała się sobie przez ramię. Jej oczom ukazał się przezabawny widok zziajanych kompanów, którzy nie mieli tak dobrej kondycji do biegania jak ich smoczyca. Z radością przywitali podłoże, kładąc się na nim w niedużej odległości od uzdrowicielki.

: 11 wrz 2022, 0:07
autor: Maros
Ostatnia noc była ciężka, i to nie przez przeniesienie tak wielu rzeczy i zapasów. Te ukryli dobrze, chociaż kradzież była chyba najmniejszą z obecnych obaw.
Dla siebie i kompanów znalazł jakąś jaskinie, jej wejście nie rzucało się w oczy, minusem była panującą w środku wilgoć, którą bardzo szybko przeszło jego futro.

Leżał i myślał, zaś obok stała miska z parującą cieczą...

...

Tak minęła noc i niemal cały dzień, ten drugi przespał. Chyba zdążył odzwyczaić się od działania chmielu, przez co ten szybko zwalił go z łap. Powinien być na siebie zły? Zmuszanie nie miało najmniejszego sensu, to skończyło by się tak prędzej, czy później.
Wiadomość od Erlyn wkradła się do łba, wywołując delikatne drgnięcie. Pomyślał chwilę, by w końcu przesłać kilka słów, nic niezwykłego, ot informacja, że już leci. Chociaż w obecnej sytuacji, piesza wyprawa mogła okazać się bezpieczniejsza.

Do zagajnika wkroczył jakiś czas później, o dziwo wyglądając tak jak zawsze. Nie chciał jej martwić.
– A więc, co to za dobre wieści? – spytał, podchodząc spokojnym krokiem.

: 11 wrz 2022, 0:14
autor: Odłamek Raju
Otrzymawszy odpowiedź, że Maros już leci, postanowiła usiąść i pogrzebać w torbie. Czy na pewno zabrała ze sobą swój eliksir własnego wyrobu? I kilka innych rzeczy? Posiłek bogaty w ważne składniki odżywcze, krwisty kawałek mięsa. Hm!

Usłyszawszy kroki podniosła wzrok i ucieszyła się na widok partnera. W podskokach – bogom dzięki za powrót do zdrowia – pojawiła się blisko niego.
J-jesteś! Cz-cześć! Ostatnio sobie dużo myślałam i doszłam do wniosku, że przyda ci si-

Zaraz, coś było nie tak. Może nie widzieli się lekko ponad dzień, ale pamiętała doskonale jak pachniał. To? Nie było tym zapachem. Dziwna stęchlizna przywodząca na myśl niezbyt zadbaną jaskinię oraz chmiel, od którego robiło się jej niedobrze. Zamrugała i przyjrzała się czarodziejowi z niepokojem wymalowanym w ślepiach.
Maros? C-co się dzieje? – spytała ostrożnie.

: 11 wrz 2022, 0:30
autor: Maros
Uśmiechnął się delikatnie, widząc jej reakcje, nawet jeśli owy uśmiech oznacza jedynie delikatne uniesienie kącików pyska. Przez tak wiele czasu, nauczył się udawać, przy niej jednak tego nie robił.
Jej dobry humor, zbladł szybko, a zaraz po tym padło pytanie. Co się działo?
– Może najpierw powiesz mi, do jakich wniosków doszłaś? Coś czuję, że będą interesujące. – na prawdę starał się brzmieć pogodnie, ale ślepia wszystko zdradzały.

Szybko jednak zdał sobie sprawę, że raczej nie odpuści. Milczał długą chwilę, tak po prostu podchodząc bliżej i zatapiając bok pyska w futrze, na jej prawym boku szyi, zaraz za łbem. Zamknął na ten moment ślepia, wydychając powoli powietrze przez nozdrza.
– Jesteś dla mnie najważniejsza, Kruszyno. – ciche słowa bez problemu powinny zostać zrozumiane.

: 11 wrz 2022, 0:37
autor: Odłamek Raju
Bardzo chętnie porozmawiałaby ma temat tak przyziemny jak jego stan zdrowia (znaczy, dla niej ważny, ale Maros miał tak bogate życie, że normalnym byłoby usłyszeć o walce z tornadem, a nie cholesterolem). Sęk w tym, że jego słowa ją zaalarmowały. Włosy na grzywie stanęły wręcz dęba, jak gdyby poraził ją piorun.
Cz-czemu mi to mówisz? C-co się dzieje? – zaczęła panikować. Podobno tak zaczyna się dialog, gdy jeden z partnerów chce… oh nie. Co zrobiła nie tak? Była dobrą partnerką, wręcz idealną! Prawda…? Dlaczego chciał ją rzucić?!

: 11 wrz 2022, 0:57
autor: Maros
Dobrze, mógł to przewidzieć, na szczęście nie zrobił by jej tego. Czymś takim skrzywdził by Erlyn oraz samego siebie. Cofnął łeb, po czym przysiadł w miejscu, w którym stał, a więc całkiem blisko.
– Mówię Ci to, ponieważ tak jest. – wyjaśnił, nie wiedząc jak przejść do dalszej części. Może najlepiej zacząć od kwestii jej odwiedzin terenów Słona? Nie do końca wiadomo, jak zareagowały by smoki na jej obecność tam, po jego odejściu.
– Wiem, że podobało Ci się na Łagodnej Łące, ale nie możemy już się tak spotykać. Nie mam już tam wstępu, a nie wiem, jak stado zareagowało by na twoją obecność tam. – zapewne niezbyt pozytywnie.
– Dlatego proszę, żebyś tam nie chodziła mimo zgody na Twój pobyt. Chociaż obawiam sie, że wygasła ona wraz z moim odejściem ze Słońca. – westchnął cicho, jak by na nowo docierał do niego sens tych słów.

: 11 wrz 2022, 1:16
autor: Odłamek Raju
W całym dotychczasowym życiu spędzonym u boku Marosa, nie spodziewała się usłyszeć słów „odejście” i „ze stada”. Co prawda miała świadomość, że po zmianie wrócił do Księżyca zaledwie z obowiązku, a fuzja nie była mu po drodze. . .mimo to, uh.
Nie szkodzi. O-odwiedzałam je tylko ze względu na ciebie – zapewniła.

Zaraz, czy to oznaczało…? Przyjrzała mu się dokładniej. Nie wyglądał za dobrze, a więc czy miała mu gratulować? Pachniał znowu chmielem, więc coś niedobrego pchnęło go w tym kierunku. Gdyby Erlyn była egoistką, wykorzystałaby tę okazję. Perspektywa zaznania absolutnego, niepodważalnego szczęścia rekrutując go do Mgieł była dla jej serca kusząca. Niebywale. Po raz pierwszy w życiu przez ulotną chwilę odezwała się w niej krew Ragana. Samolubna. Mogliby spać zawsze razem, polować, pokazałaby mu piękno Gór Yraio, cudowne Sowie Drzewo, nigdy nie przejmowaliby się granicami i zawsze mogli się wspierać na każdej płaszczyźnie.

Ale nie mogła tego zrobić. Maros nienawidził jej stada i nie czułby się w nim dobrze, a Erlyn nie uważała się za wystarczająco dobry powód by go skaptować mimo tej wiedzy. Wyprawiła mentalny pogrzeb tej wizji spełnionego życia i wróciła na ziemię. To on był teraz w potrzebie. Jak mogła w ogóle tak pomyśleć, tak marzyć, gdy Marosowi posypało się właśnie życie.

Oh. Z drugiej strony…
M-może to lepiej? – zasugerowała cicho, trącając nosem jego polik. – W-wiązała cię tam stara przysięga i p-przeszłość. Z-zasługujesz na nowy start. – W sumie nie pomyślała przed swoją lawiną wyobrażeń o tym, że mógł podjąć decyzję o odejściu stąd na stałe. Zadrżała na samą myśl. Już lepiej, by skończył w Ziemi. – Co teraz zamierzasz…? – spytała z obawą w głosie.

Nie dopytywała o powody. Gdy będzie chciał, sam jej powie.

: 11 wrz 2022, 19:50
autor: Maros
Nie myślał o szukaniu nowego stada, przynajmniej na razie. Samo odejście nie było łatwą decyzja, a dołączenie do Ziemi lub Mgły wiązało się ze złożeniem kolejnej przysięgi, chociaż czy to powoli nie były po prostu puste słowa, rzucone w kierunku Przywódcy oraz smoków danego stada, jedynie z konieczności? Skoro już od najmłodszych lat, bliscy w jego otoczeniu łamali je bez problemu, podczas gdy on zbierał się do tego lwią część swojego życia.
– Chociaż Wschód Cię lubi, więc różnie może być. – dodał jeszcze odnośnie do jej pobytu w Słońcu.

Nie zdawał sobie sprawy z jej ukrytych chęci, chociaż czy wpłynęły by one na jego decyzję? Ciężko powiedzieć, zwłaszcza teraz, gdy emocje nie zdążyły jeszcze opaść.
– Nie wiem... – trącony, na moment na nowo skończył z nosem w jej futrze.
Co do dalszych planów, nie miał ich za bardzo.
– Będę musiał pogadać z Plyktrasą. Poprosić o rozmowę Pasterza, może udostępni mi jakiś kawałek terenów do polowań. – nie chciał o tym za bardzo rozmawiać, ale nie okazywał tego. Wyciągnął nieco łeb przed siebie, by oprzeć go na prawym barku smoczycy, lubił jej bliskość.

: 11 wrz 2022, 20:02
autor: Odłamek Raju
Czy Mir ją lubiła? No, chyba tak. Ale tak po prawdzie Erlyn nie chciała nadwyrężać cierpliwości przywódców Słonca. Nie miała też czego szukać na ich terenach, skoro nie spotka tam jedynej rzeczy, która ją tam w ogóle przyciągała. Szkoda tylko, że ich wspólne życie nie trwało długo. Księżyc, może dwa. Jak raz się czegoś zasmakowało to nagle zaczynało tego brakować. Wiedziała to od zawsze, w teorii, a kiedy przyszło do faktycznych doświadczeń. . . no trudno, tak? Wzruszyła jedynie ramionami.

Poczuła jak krew odpływa jej z pyska i łap na wydźwięk imienia które padło. Pasterz. Jaki znowu Pasterz? Raz, dwa, trzy. Przywódca Ziemi. Nie, nie, nie! Dlaczego akurat tam? Oczywiście wiedziała dlaczego, to jedyna sensowna alternatywa, ale przecież od tego się zaczyna, prawda? Tu teren łowiecki, tam jakaś wspólna przygoda i zanim się obejrzeć dołączenie do stada było tylko formalnością. Całkowicie odruchowo, po raz pierwszy w życiu, wyprodukowała z gruczołów odrobinę ciekłego azotu. Posmak był obleśny, prawie tak jak to uczucie jakie nią zawładnęło. Krótko trwała jej złudna nadzieja.

Przestań, przestań! Miała ochotę zdzielić się parę razy po pysku dla otrzeźwienia. Ostatnim czego Maros potrzebował to jej smutek, jej nierealne marzenia, jej sugestie, jej cokolwiek. Po raz kolejny złapała się na tym, że nie potrafiła mówić na głos o tym czego pragnie lub to, co myśli. Zraziła się po ostatnim zebraniu, kiedy Mahvran w ogóle nie odpowiedziała na jej słowa. Ostatecznie, tak jak wtedy, tak i teraz Erlyn stała się tylko kolejną pochyloną głową w labiryncie zaszczucia i terroru.

Chyba ostatnio nauczyła się już podświadomie wlepiać na pysk uśmiechy, które nie sięgały uszu, ale przynajmniej były szczere.
W razie czego z-zadbam o ciebie. N-nie przejmuj się jedzeniem. – Zapewniła cicho. Może to pora się wreszcie przemóc i zapolować. Ewentualnie miała dwóch kompanów, ale niespecjalnie lubili polować.

Ale nic nie zdradzało tego, jak bardzo pękało jej serce. Maros się w tych stronach zwyczajnie męczył – bo po co w innym razie sięgałby znów po ten chmiel? – i zaczynała dochodzić do wniosku, że było na to tylko jedno lekarstwo. Nawet jeżeli dla niej okaże się trucizną. Tylko czy uzdrowicielka była na tyle silna, by ją przyjąć?