Strona 27 z 30

: 19 sie 2021, 8:02
autor: Jutrzenka Serc

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Może Iskierka miała dziwne podejście, ale rozmową próbowała stworzyć sobie nowych znajomych. W Ziemi miała do wyboru Skaraba i Mirri, przy czym Skaraba praktycznie nie widywała, a Mirri miała swoje życie. Nawet gdyby chciała nauki, to jedynym innym czarodziejem, którego znała był Echo, ale samica obiecała sobie, że nigdy do niego nie pójdzie. Wystarczyło, że już raz ją chciał uwięzić, więc po co pchać się w jego łapy drugi raz? Propozycja Szarego nie była zatem zbytnio...przydatna. Nie miał kto jej uczyć, a gdy wspomniał o bólu, to wyraźnie się zakłopotałą.
Jak można się przygotować na ból? – Zapytała cicho, przesuwając po nim spojrzeniem. Może i był uzdrowicielem i mógł ją pouczyć, ale nie wyglądał na chętnego na rozmowę, a co dopiero na tłumaczenie jej maddary. Ona też swoje uroki w nauce miała i jeśli już teraz brakowało mu cierpliwości, to nie chciała nadwyrężać tego co jeszcze w nim zostało.
Iskierka może by potrzebowała kogoś kto ją zna i pocieszy, ale taki smok nie istniał. Jeśli ktoś byłby zdolny do jej pocieszania, to Iskra nie była skora do poważnych zwierzeń. Zresztą, Ziemia nie słuchała, jeśli nie byłeś w centrum ich zainteresowania. Tak samo jak nie słuchali Sahidy, która zniknęła, tak samo nie będą słuchać i jej. Szara Rzeczywistość, o ironio, był tutaj tak samo użyteczny, jak i reszta stada. Z tą drobną różnicą, że nie pogoniłby jej do przywódcy, czy zastępcy, albo nie groziłby urwaniem jej łba, jak niektóre smoki. Do tej pory pamiętała iluzję ciała bez łba, który zresztą wsiąknął w jej świadomość. Nie, Jutrzenka nie lubiła przemocy, ale lubiła być użyteczna.
Pisklęta nie lubią proroka. – Powiedziała w pierwszej chwili dość zdawkowo, przesuwając łapą po piasku. – To Ci opowiem opowiadanie, jak nie lubisz bajek. – Dla Iskry różnica była prawie żadna, bo bajki, jeśli były o zmyślonych postaciach, to miały uformować smoki w pewien sposób. Postacie były miałkie lub ogólne, bo musiały pasować do wielu piskląt. Miały widzieć w nich siebie i przyjmować postawy postaci. W tej opowieści jednak Iskierka chciała przekazać, dlaczego pisklęta proroka nie lubią. Bliżej temu do wspomnienia, niż opowieści, ale już kij z tymi definicjami. Jutrzenkę to nie interesowało. – Dawno temu Strażnik nas zwołał na skałach pokoju i nam chciał zrobić test. Mieliśmy przynieść stadom dumę, ale ja do tej pory nie wiem, na co to było, bo nikogo to nie obchodziło. – Najwyraźniej była poirytowana, że ich misja była bezcelowa w dalszej perspektywie. – Strażnik nas podzielił na drużyny i mieliśmy znaleźć jakieś świecące kulki od Sennah. Poszła moja grupa nad jezioro, a że była zima, to było skute lodem. Z tego co rozumiałyśmy, kulka znajdowała się pod powierzchnią i miałyśmy nurkować. Podzieliłyśmy się zadaniami, bo część miała obserwować jezioro z góry, aby nas ostrzec przed jego pękaniem. Część nurkowała, a część miała zostać na tafli, aby maddarą pilnować te, które wpływały pod lód. Nie chciałyśmy, aby się utopiły, więc wyczarowałyśmy takie coś o. – Smoczyca przywołała tamten czar w umyśle. Długa, elastyczna liana, która była odporna na wodę oraz świeciła lekko, więc oświetlała łapę, gdy Iskra ją wyciągnęła przed siebie. Na jej pyszczku pojawiła się konsternacja, bo twór ten przyszedł jej z zadziwiającą łatwością. Pamiętała, jak wtedy się z nim musiała długo bawić, a teraz było o wiele prościej. Czar jednak zaraz zniknął, a maddara przestała wibrować. – Astralis wskoczyła do wody z moją liną i znalazła kamień, w którym była wyrwa. Zbyt wąska, aby mogła tam wpłynąć, więc mogła tam wejść Arakai, Modraszak, albo ja. Reszta smoczyc się wahała, więc ja weszłam i udało mi się wyciągnąć taką kulkę błyszczącą. Jakbyś zaklął bursztyn, żeby świecił. Ruszyłyśmy ku powierzchni, bo i też kończył nam się oddech, a ja nigdy dobrze nie pływałam. Byłam zresztą mała i to już wtedy było stresujące. Potem z toni wyłonił się żywiołak wody i na nas się napuszył. – Młoda mówiła, jakby to było coś naprawdę ciężkiego, ale dla młodej piastunki to był spory problem. Oko w oko z drapieżnikiem, który mógł ich je tam zabić jednym czarem, a one nie mogły się nawet bronić. – Tylko Mirri mogła nas jakoś bronić, a i tak pamiętam, że raniono wtedy Modraszkę. Uciekłyśmy, jakoś, ale kto normalny nasyła na grupę piskląt takiego drapieżnika? Jak wróciłyśmy, to okazało się, że inne grupy wcale nie miały lepiej. Błazenek potrzebował pomocy, bo też był ranny. Sahida nawet się zdenerwowała i nakrzyczała na proroka, bo wychudzone gryfy ich atakowały i musieli się bronić, chociaż nigdy nie opowiedziała mi co dokładnie zaszło u nich. – Niezbyt może ciekawa ta opowieść, ale takie jest słuchanie o imprezach, na których się nie było. Samica przysiadła, nieco wzburzona. – Może i nie wyszliśmy na tym źle, ale jak ja mam odpowiadać o takim proroku, które posyła maluszki na niebezpieczeństwo tylko po to, aby znaleźć jakąś magiczną kulkę, którą może boginka przywołać pstryknięciem szponów. Maluchy były poranione, przestraszone wizją śmierci z łap silniejszego drapieżnika od kogokolwiek z nas, a potem nawet nie odpowiedział na to co się do niego mówi. Chciałabym, żeby ktoś inny był prorokiem. – Tu się jej gadanie kończyło, a sama wyglądała na dość wzburzoną tym wspomnieniem, którym się podzieliła. Chciał opowieść, to dostał. Może on jej coś opowie. Na razie tylko przesunęła na niego spojrzeniem i otuliła się ciaśniej ogonem.

: 19 sie 2021, 10:23
autor: Szara Rzeczywistość
On tego nie wiedział i błogosławmy niewiedzę. Jaah nie był dobrym kandydatem na znajomego i to właśnie chciał jej pokazać.
Uczyć ją? Potrafił uczyć, ale nigdy nie zabierał się za nauki przy pierwszym spotkaniu... to że dostrzegał jej potencjał to inna sprawa, ale również nie pochwali jej...
Im więcej i częściej otrzymujesz rany tym szybciej do ich bólu przywykniesz. Tyczy się to tak samo ran fizycznych jak i psychicznych... im częściej Cię odrzucają tym mniej Cię to rusza.
Samiec przez chwilę się zawiesił, a potem dopiero oprzytomniał na opowieść o proroku. Nie znał tego i warto będzie wspomnieć o tym czego się dowiedział przy następnym spotkaniu z nim. Brzmiało to zabawnie i Jaah chciał poznać jego motywację, a także to jak on definiował te "zadania". Niemniej... zaciekawiła go i mogła widzieć to od momentu w którym wspomniała o proroku- patrzył na jej ruchy, maddare, a także na pysk... w końcu się jednak odwrócił.
Może chciał wam pokazać trudy prawdziwego życia. Czasami moralny wybór jest trudny.
Rzekł w końcu i spojrzał na skalę jakby chcąc się wspiąć na górę, ale znowu nie chciało mu się wstawać.
Chwila ciszy. No i co, miał się jej odwdzięczyć? Niech jej będzie...
Chcesz usłyszeć prawdziwą opowieść...? "Dawno, dawno temu, w czasach choroby, przed obliczem przywódcy "Na Palach", stawiły się dwie samice, przynosząc ze sobą młode pisklę. Każda z nich zapewniała, że młody... i każda zaciekle broniła swojej sprawy...że umarłyby z żalu, jeśli oddano by je tej drugiej.
Przywódca wysłuchał argumentów obu samic, po czym ogłosił, że zna rozwiązanie, które zadowoli wszystkich, i wygłosił następujący wyrok:
– Przetniemy pisklę na pół. Dzięki temu każda z was otrzyma jego część.
Obie smoczyce uznały, że tak będzie słusznie, przyprowadzono więc wojownika i ten pazurem rozrąbał małego na pół.
Pisklę nie płakało, nawet nie zakwiliło, a samice przyglądały się temu spokojnie. Na posadzce jaskini pozostała zaś plama krwi, której nikt przez następne tysiąc księżyców nie był w stanie zmyć ani wywabić żadną istniejącą na ziemi substancją, ani tez maddarą..."

Przerwał i spojrzał na nią. Nie odpowiedział samego morału, który zapewne sama musiała sobie odpowiedzieć... O ile przekopie się przez wizję przeciętnego pisklaka.

: 19 sie 2021, 10:38
autor: Jutrzenka Serc
Iskierka słuchała słów Szarego, nie przerywając mu ani razu. Przyglądała się mu, kiedy mówił. Czerwone oczy, szare, twarde łuski. Zupełnie inny od smoków, które znała. Ziemia była bardziej obła, jak ryby. Nie było ostrości w ich wyglądzie, więc musiały nadrabiać pyszczeniem. Im więcej, tym mniej boli? Samiczka spojrzała na własne, złote łapki, rozmyślając nad tym.
Masz trochę racji. – Powiedziała cicho. Zatem, pomijając już psychikę, wystarczyło się bić, aby już nie bolało? Może kiedyś spróbuje. Zaraz potem przyszła kolej na jego odpowiedź. Co prawda nie zadowolił tym Iskierki, ale tyle musiało jej wystarczyć. – Może tak chciał. Nigdy nam nie wyjaśnił, a ja i też nie pytałam... – Mogła się bardziej interesować, skoro ją bolało, prawda? Potem przyszła bajka Szarego i samiczka słuchała. Prawdziwa opowieść? Coś ciekawego, w końcu. Słuchała go z zainteresowaniem, bo kolejna bajka do kolekcji, ale im dłużej mówił, tym bardziej jej mina poważniała. Błękitne ślepia wpatrywały się w samca uparcie, ale widział, że jest raczej nieobecna. Słuchała i było to w niej widać. Kiedy zakończył powieść, wyprostowała się nieco, przesuwając spojrzenie na trawę. – To...ukradły komuś pisklę? Nie były jego mamami? – Dopytała cicho, podnosząc spojrzenie. Jutrzenka zamyśliła się nad przykrą bajką i najwyraźniej chciała czegoś...więcej? Nie mieściło jej się w głowie, że matka może chcieć zabić własne maleństwo? Możliwe. Musiało być wyjaśnienie, dlaczego dały je zabić ot, tak. Tak prosto i bez pisku. Sam szczegół o milczeniu dziecka też był ciekawy. Pisklę było martwe już wcześniej? Tylko po co je przepoławiać wtedy? Teorii parę miała, ale które były poprawne? Czy było tu w ogóle rozwiązanie?

: 19 sie 2021, 17:37
autor: Szara Rzeczywistość
Skoro się wpatrywała w niego to i on to samo czynił. Ciężko mu było rozgryźć jej rasę.. to znaczy wiadomo, iż była mieszanką i to zapewne jakiegoś morskiego smoka... drobne łuski, bardzo ciasno ułożone na całym ciele no i te liczne błony. Reszta była trudna do określenia, oprócz oczywiście jej koloru, a ten nie zdradzał drugiej rasy z której pochodziła.
W sumie to nie jego sprawa, w ogóle po co nad tym myślał.
A więc jednak chciała walczyć i obrywać, ranić się...? Wolałby tego nie usłyszeć. Kolejna istota, która będzie się bezcelowo ranić i tak będzie postrzegała trening?
Milczał bo i co miał jej powiedzieć? Często miał rację, szkoda tylko, iż nie każdy wiedział jak interpretować jego... dość subiektywne zdanie.
Nie chciał tłumaczyć zarazem Straznika skoro sam nie był pewny jego intencji, ale z pewnością nie omieszka go zapytać przy następnej okazji. Tego również nie skomentował.
Po swojej opowieści czekał na jakieś pytania, spojrzał też ponownie na nią (gdyż mówiąc obserwował skałę). Na jej stwierdzenie pojawił się blady uśmiech na jego szarym licu.
To ciekawe... Nie kwestionujesz samego czynu, dlaczego przywódca pozwolił zabić pisklę. Nie próbujesz wyjaśnić jak to możliwe, że żadna samica kompletnie nie interesowała się dobrem pisklęcia, a tylko własnym... Próbujesz tylko znaleźć wymówkę...
Brzmiał jakby ją sprawdzał tą swoją opowieścią. Nieco się nad nią nachylił, a potem westchnął i znów wyprostował.
Z opowieści można wyciągnąć różne tezy... Jak dla mnie pokazuje przede wszystkim jak bardzo egoistyczni potrafimy być, jak nieczuli wobec innych. Pisklę nikomu nie zawiniło, ale obie samice nie zamierzały oddać swojej części, przez co pozbawiły go życia tylko po to, aby zadbać o swoje potrzeby...
Na tą chwilę przytoczył pierwszą rzecz, której się złapał. Oczywiście było więcej wątków w tej historii i właśnie dlatego była taka dobra. Rzeczywistość... ona nieczęsto miała jedno ogólne rozwiązanie, nie wszystko było poprawne.
Mogłaby też uznać, że samice były kanibalami i po prostu chciały go zjeść, prawda?

: 19 sie 2021, 17:55
autor: Jutrzenka Serc
Jeśli stado uzna rozlew krwi za konieczny, to była gotowa walczyć dla niego. Może i egoistyczne to było podejście, ale przecież nikt nie zostawiał czempionem Viliara dla chluby stada, a prędzej z egoistycznych pobudek. Jutrzenka mogła udać się każdą ścieżką, bo do tej pory próbowała zbierać zioła, uczyła dzieci i spędzała czas na naukach. Jeśli widziała drogę, to związaną z magią, a zatem...czarodziejstwo.
Kiedy samiec odpowiedział, poczuła się, jakby złapał ją za język. Czemu zaraz wymówkę? W pierwszej chwili chciała się obronić i otworzyła pyszczek, jakby miała zaraz wybronić się, ale potem równie szybko ją zamknęła, cofając lekko łeb. Przesunęła ogonem po ziemi, poruszając lekko rozdwojoną błoną na jego końcu.
Po prostu myślę, że mama nie pozwoliłaby skrzywdzić własne pisklę. A przywódca...przywódcy są różni. Nie muszą być...dobrzy. – Powiedziała nieco ciszej. Rozkwit był dziwny, ale nie wyglądał na trudnego. Gorzej z innymi smokami w stadzie, które chlubiły się mordowaniem. Samiczka się wzdrygnęła na samo wspomnienie. – Ale, ale każdy jest w jakimś stopniu egoistą. Dopóki nie zaspokoisz swoich potrzeb będziesz zawsze szukać wyjścia, nawet nieumyślnie. Na pisklętach to widać bardzo dobrze, bo nie umieją się maskować jak dorośli. Nie kłamią, aż tak, przynajmniej. – Nuta irytacji? Możliwe. – Piszczą i jąkają się, tak długo jak nie spełnisz ich zachcianki, szczególnie jeśli to potrzeba. Inne dorosłe smoki robią to samo. Chcą być najedzone, napite i mieć gdzie spać. Chcą być bezpieczne i chcą przynależeć do grupy, do stada. Robią różne dziwne rzeczy. – Kontynuowała swój wywód, na chwilę nie patrząc na niego. – Twoja opowieść jest krótka i brakuje w niej informacji. To może celowo, aby wyciągnąć różne wnioski, ale zobacz. Mówiłeś o zarazie oraz o tym, że pisklę nie wydało dźwięku. Maluchy są bardzo wokalne, więc podejrzewam, że mogło być martwe, a te z rozpaczy przyniosły je. Przywódca widział ich stan i uznał, że lepiej będzie rozdać oszalałym smoczycom... – Zamilkła na chwilę szukając słowa. – ...pisklę, niż je ratować. Sam przywódca mógł być...lubującym się w mordzie...potworem. – Samiczka westchnęła cicho. Nie było wygodnie o tym mówić, ale to hipotetyczna sytuacja, więc wszystko w porządku, prawda? – Nie chciałabym nigdy przepoławiać ciała, czy żywego stworzenia. Nie chciałabym móc wybierać w takiej sytuacji, ani nie chciałabym tracić rozumu tak, aby odbierać komuś pisklę. – Przesunęła powoli spojrzenie na niego. Podzielał jej zdanie?

: 19 sie 2021, 19:06
autor: Szara Rzeczywistość
Samiec słuchał jej odpowiedzi i jego ogon powoli się poruszał. Pewnie gdyby miał drugą łapę to położyłby ją pod pyskiem i wyglądałby na bardziej skupionego. Musiało jej wystarczyć to, że finalnie tylko przymykał ślepia, ale... po raz kolejny długo się nie odzywał.
Zawiodłabyś się, gdybyś podróżowała po północnym wschodzie... Tam niejedna samica wymieni cały miot za nieco więcej posiłku, niż może mieć ze świeżych jaj.
Rzekł w końcu i tym razem skupił wzrok na swojej torbie, z której znów wyciągnął miskę i zaczął kombinować przy tworzeniu naparu, ale jedną łapą było ciężko, dlatego pomógł sobie maddarą, która zawibrowała przy nim, nalewając do miski wodę.
Z jej słowami się nawet zgadzał, ale przecież nie powie jej tego w pysk, prawda? Lepiej było po prostu poobserwować ją kiedy mówiła, a potem znów dmuchnąć lodem w miseczkę i móc napić się naparu.
Doskonale znał pisklęta... obserwował chociażby Aohę za młodu. Wszystko wyglądało podobnie do czasu, aż nie został porwany.
Nie, nie powiedział żadnego słowa, ale nie po to, aby poczuła się dziwnie, tylko miał w tym zupełnie inny cel- niech samica sama wyciągnie wnioski. On nie zamierzał jej narzucać własnego poglądu za bardzo. Lepiej też, aby nie wiedziała jak wygląda przegryzione pisklę i lepiej żeby nie miała wrytej w swojej świadomości tego, że sama zjadała takie pisklę.
Kolejna opowieść...– Szary napił się spokojnie i zapadła cisza jakby zbierał mysli.
Wiesz co to są latarnie? Ludzie używają ich do oświetlania sobie drogi w nocy... To taki uwięziony ogień w metalowym pojemniku ze szkłem. Na Skałach Pokoju dochodzi do nocnego zbiegowiska z powodu, dajmy na to, takiej latarni... którą wiele smoków najchętniej by przewróciło i zniszczyło, bo to przecież ludzkie. Ktoś pyta o zdanie proroka, symbolizującego raczej sposób myślenia- no a przynajmniej w moim mniemaniu tak powinno być. Prorok zaczyna wykład w suchym stylu: „Rozważmy wpierw, bracia, wartość światła. Jeśli światło jako takie jest dobre...". W tym momencie prorok dostaje po łbie, i chyba to nie dziwi...? Oczywiście dla uproszczenia pomijam karę dla sprawców od Bogów. Tłum smoków- zapewne przede wszystkim Plaga- otacza latarnię, przewraca ją w ciągu uderzenia serca i przez pewien czas wszyscy gratulują sobie wzajem tego wyczynu, tak praktycznego i całkiem typowego dla smoków.
Po czym zaczynają się kłopoty. Niektórzy zniszczyli latarnię, bo była jakimś postępem techniki, oni zaś używają do tego maddary; inni zniszczyli latarnię, bo chcieli może kawałek metalu z niej, albo szkła; jeszcze inni, bo pragnęli ciemności, w której najlepiej kwitnie ogólne pojęcie zła. Byli tacy, co uważali, że latarnia jest za kiepska, i tacy, co uważali, że jest aż za dobra; parę smoków zamierzało zniszczyć coś, co należy do ludzi, a parę innych chciało zwyczajnie zniszczyć cokolwiek. Skończyło się to wojną w głębokim mroku, i nikt nie był do końca pewien, komu zadaje cios. Powoli i stopniowo znaleźli się tacy, którzy doszli do wniosku, że prorok jednak miał rację – że wszystko zależy od naszej filozofii światła. Tyle że mogli dyskutować o niej w blasku latarni; teraz musieli dyskutować w ciemnościach.

Samiec znów nagle przerwał i znów się napił dając samicy przetrawić co to mówił.

: 19 sie 2021, 19:33
autor: Jutrzenka Serc
Iskierkę zasmuciły kolejnego jego słowa. Oddać jajo? Jajo. Samiczka próbowała sobie je wyobrazić. Z jednej strony to dzieci, ale z drugiej często umierały, albo się nie kluły. Co ona by zrobiła? Czy kochałaby swoje dzieci tak mocno, jak jej się wydaje? Nie wiedziała w końcu co ma myśleć, a widać to było na jej zakłopotanym pyszczku. Przejechała łapą po głowie zwinnymi, drobnymi palcami, które musiała odziedziczyć po drzewnej mamie. Minęła policzek, powieki i zahaczyła o podkręcone lekko rogi. Naprężyła błony przy polikach i położyła się powoli na brzuchu. Ułożyła waniliowe łapki przed sobą i otuliła się gwieździstymi skrzydełkami.
Kolejna historia nie była pozytywna, ale nieco bardziej związana z wolnymi stadami. Prorok, smoki niszczące latarnię i mrok. Samiczka zmrużyła ślepia i znów na niego spojrzała, tym razem zadzierając nieco łeb.
Zapewne Plaga? – Zapytała, bo i dziwnym było, że samiec tak wyróżnił niepochlebnie swoje stado. Zaraz jednak zaczęła mówić. – Nie uważasz, że to trochę...dziwna sytuacja? Zniszczenie latarni, chociaż niezbyt rozsądne, nie oznacza, że zaraz gaśnie słońce i smoki tracą zmysł zapachu, ale... – Samiczka wiedziała, że nie o to chodzi w tej powieści, ale tym razem jej sens umykał, kryjąc się za jedynie domysłami. Westchnęła cicho i odezwała się znowu. – Czy chodzi o gniew? Pychę? A może pożądanie? Wielu pożądałoby kawałka latarni byleby dodać błyskotkę do swojego skarbca. Wielu popchnie gniew ku zniszczeniu, a dla niektórych własna pycha nie pozwala im zaakceptować ludzkiego tworu, nawet jeśli jest nieszkodliwy? – Samicy wzrok złagodniał lekko, a ona podniosła się znów do siadu. Wwierciła w niego szafirowymi ślepiami, które kryły się raz po raz za pomarańczowymi powiekami. Zrobiła znowu krok, ale tym razem jej wzrok uciekł gdzieś za ziołami, które wyrzucił. Nie zapomniała o herbacie, chociaż jej rozmówca okazywał się nieco bardziej interesujący, niż zielsko. Znowu przycupnęła i zadała trudniejsze pytanie. – Uważasz, że Plaga posiada te wady? – Szepnęła, jakby właśnie wypowiadała zakazane słowa. Dzięki temu, że się zbliżyła, oboje mogli siebie lepiej słyszeć podczas szeptania. Minusem było to, że zawsze była bliżej i ułatwiała mu wysunięcie do niej łapy.

: 19 sie 2021, 19:55
autor: Szara Rzeczywistość
Jaah nie miał więcej przemyśleń starając się za każdym razem odsunąć wspomnienie tak daleko jak się dało. Wolał myśleć o Żagwii i o tym, że miał się niedługo z nią spotkać. Liczył, że może tym razem przynajmniej w jego ponurym życiu pojawi się właśnie taka latarnia, a on będzie mógł spokojnie stanąć pod nią i poobserwować jak mrok się przed nią odsuwa. To dobre myślenie, tak rzadkie w jego łbie.
Czy i tym razem nie miał dla niej słów? Nie przerywał jej słów i spekulacji, nie kiwnął nawet łbem, a po prostu pił i obserwował. Kiedy samica zbliżyła się, on instynktownie opuścił miskę na chwilę.
Tyle wystarczy... bliżej nie powinnaś podchodzić.
Był dorosły i miał swoją przestrzeń osobistą, której nie pozwalał przekraczać dopóki sam nie zrobi jakiegoś kroku w tym przypadku. Był też przezorny i chciał mieć możliwość obrony przed pazurami potencjalnego przeciwnika. Może samica nie wyglądała na żądną mordu, ale i na takich trzeba było uważać. Finalnie więc nie mogła zbliżyć się bardziej, niż na pół ogona, gdyż w innym przypadku to on wstał i się odsunął.
Brak posłuchu proroka, brak refleksji i pochopne działanie. Po raz kolejny to sprawa osobista i dzięki temu możesz pisklęta zachęcić do wytężenia łba, wzbudzić dyskusję na ten temat.
Podsumował finalnie obie swoje opowieści, a potem znów się napił. Czy ona bała się Plagi? Może i miała rację.
Plaga potrafi reagować bardzo nieprzemyślanie, ale zawsze przybędzie kiedy członek stada tego potrzebuje. Nawet jeśli popełnisz błędy, oni będą stali przy Tobie i Cie wspierać.
Samiec mówił chłodno, ale zdecydowanie bez ironii. Był z nimi już tyle czasu... wiedział jak wyglądają sprawy i wiedział zresztą jak sam reagował kiedy coś się działo. Niektórzy po prostu go denerwowali, ale sam przed sobą nie mógł kłamać i wiedział, iż ratowałby każdego z nich, nawet ceną swojego życia. Nie musiał tego okazywać oraz nie oczekiwał od nich wylewnych podziękowań za to.

: 19 sie 2021, 20:07
autor: Jutrzenka Serc
Samica nie zbliżyła się już więcej zgodnie z jego prośbą. Sama mogła się przysunąć blisko do drugiego smoka, ale nie przyszłoby jej do głowy kogoś dotykać bez powodu. Czasami musiała, czasami kogoś uściskała, czasami po prostu wymagała tego sytuacja. Ciekawiło ją, że samiec tak mocno wyznaczał granice. Większość smoków się nie odzywała, a on to po prostu potrafił. Asertywność bywała rzadką umiejętnością.
Pokiwała lekko łbem na jego słowa. No tak, zrozumiałe było, że też chodziło o brak zastanowienia. Wiele smoków tak zdawało się postępować, ale, czy taki nie był urok ich rasy? Czasami po prostu podjęli taką decyzję, a nie inną. Bo tak czuli, bo tak chcieli. Rozważania zatrzymała jednak dla siebie, bo i nie chciała go męczyć już sobą.
Jego słowa o Pladze przyjęła za skinieniem łba. Przesunęła łapą po trawie i podniosła się. Znowu. Spojrzała na niego.
Brzmi...fajnie. – Skomentowała cicho, bardziej do siebie, niż do niego. Jej ogon podrygiwał lekko, jakby się wahała nad czymś. Z jednej strony chciała z nim mówić dalej, ale z drugiej, miała wrażenie, że wyczerpali swoje tematy. Smoczyca też nie chciała się plątać zbyt długo na terenach stada. – Dziękuję za opowieści. Były bardzo...wartościowe. – W jej opinii nie nadawały się dla piskląt, ale może dla starszych smoków będą odpowiednie. – Ja będę już szła. – Zrobiła krok w przeciwną stronę, niż wcześniej, odsuwając się od samca. – To, do kiedyś. Dziękuję. – Dodała i jeśli jej nie zatrzymał, to zniknęła wkrótce za roślinnością.

: 26 gru 2021, 23:13
autor: Mackonur
Rzadko kiedy pojawiał się ostatnimi czasy... myślał, że wskrzeszenie Mułka pozwoli mu na odzyskanie przynajmniej części straconych zmysłów, ale tak nie było. Mimo wszystko było warto, nie zrobił tego dla siebie, a dla niego. Kompletnie załamał się po odejściu Arii Ciszy. W przypadku Axarusa występował swego rodzaju mechanizm obronny, jak w przypadku jaszczurek, chociażby frynosomy rogatej, ta przykładowo tryskała krwią z oczu w zetknięciu z niebezpieczeństwem, idąc dalej – rozdymki, powiększające się do olbrzymich rozmiarów, by wyglądały na groźniejsze. A Axarus? Wypierał niektóre wydarzenia, bądź tworzył całkowicie nową rzeczywistość. W ten sposób udało mu się przeżyć blisko stu czterdziestu księżyców.
Każdego dnia budził się i spoglądał w stronę dawnego legowiska Szyszki i Fena, licząc, że tym razem ich tam zobaczy. Powiedzieliby do niego: "No, wstałeś w końcu, śpiochu! Chodź, idziemy zapolować, albo przejść się na jakiś spacer, może znowu popływamy?", "No, ileż można czekać!", odpowiedziałby im. Wtedy wyłoniłaby się zza ich nieśmiało Niespokojna Ton. "Gdy byliśmy na gruszkach, znaleźliśmy Nanshe! Teraz wszyscy znowu jesteśmy w komplecie i zawsze będziemy razem.", po czym przeszliby do zbiorowego uścisku. Wyobrażał sobie podobne scenariusze setki razy, żył w świecie fantazji.
Zawsze, gdy wracał do Przystani, najpierw biegł do ich kącika, by za każdym razem się zawieść. Oczywiście, że ich tam już nie było. Łatwiej było uwierzyć w to, że wrócą, niż, że odeszli. W końcu po prostu wyszli na gruszki, prawda? Lada dzień i będą. Dzisiaj nie, jutro nie, ale na pewno pojutrze już się zjawią.
To jednak nie sprawi, że kłopoty znikną, a wręcz w ten sposób ściągał na siebie kolejne, od dłuższego czasu znajdował się na "samozwańczym wygnaniu", wybrał sobie miejsce o nazwie "Samotna Skała", a raczej opuszczoną grotę znajdującą się najbliżej niej. Tam stracił resztki swojej poczytalności. Całą jaskinię pokrył "znakami starszych". Każdy możliwy, wolny fragment skały. Nie dopuszczał do siebie nawet kompanów. Gdyby ktoś teraz zajrzał do owego opuszczonego miejsca w pobliżu Samotnej Skały, ujrzałby... samotnego smoka, cicho szlochającego i rozmawiającego ze smokami, których tutaj nie było. Kompletny obłęd.

: 04 sty 2022, 22:54
autor: Jadowity Jeż
W odróżnieniu od wodnego, Szalej miał dość dobry humor. Pogoda była fajna, śnieg spadł, nieco słońce świeciło. Wybrali się w trójkę na daleeeki spacer, poza tereny ziemi. Szli sobie (a niektórzy lecieli lasami, łąkami, wszystko ośnieżone, majestatycznie spokojne. Krajobraz się nieco zmienił się nieco, pojawiły się pagórki, następnie nieco występów skalnych. Sceneria dość przytłaczająca. Szalej się tym zupełnie nie przejmował, podążał dalej, ciskając śnieżkami w Grota, śmiejąc się przy tym.
Tuż za smokiem podążał mały gronostaj w kawałkiem gałązki w pyszczku. Bardzo mu się spodobał ten kawałek drewna, więc to jego skarb!
Grot czaił się, aby zabrać mu to "coś", ale mały był sprytniejszy, plus białe futerko na tle jasnego śniegu, kruk był bez szans.
– Krooo, kraa, kroo, gulgul! – krakał kruk, pikując coraz na Skrzypa, co chwila chybiając. Śpiewał specjalną piosenkę, której kiedyś użył do wywabienia pszczół z uli i ogłupienia ich, dzięki czemu cały miód był jego!
Herman nie był zadowolony z tego spaceru, bo te dwa głąby go niepokoiły. Leciał dość wysoko, aby nieco zwiększyć obszar "przestrzeni osobistej". Nie będzie się zadawać z takimi chamami, tylko jego smoczy towarzysz był warty jego obecności.
Gdy tak szli i dokazywali, to Tojad spostrzegł grotę i usłyszał.. szloch?
Ciekawość przemogła, i woj ruszył do wnętrza pieczary, mając z tyłu głowy obawy, że może być to jakiś przeklęty duszek. Aj tam, przecież Szalej Wspaniały nie boi się niczego! Napuszył się, zadarł głowę do góry, aby dodać sobie odwagi. Kruk leciał tuż za nim, gronostaj zdążył zając strategiczną pozycje na grzbiecie ziemnego, a Herman wylądowawszy w pewnym oddaleniu, obserwował poczynania pozostałych członków zgrai. Na razie nie chciał wchodzić do jaskini, nie przepadał za nimi, przytłaczały go.
Tak więc, po wejściu do jamy, trójka naszych bohaterów dostrzegła.. szlochającego i gadającego do siebie osobnika. Szaleja nieco to rozbroiło, nie wiedział jak zareagować.. Nie umiał okazywać współczucia, a o empatii uczył się od niedawna.
– Emm, czemu szlochasz, mogę Ci jakoś.. pomóc? – powiedział niezgrabnie do smoka, który przypominał mocno rybę.
Grot oczywiście rozdarł się.
– Kraaa, kokoko, krrriiiit! – Zakrakał dość głośno, usadowiwszy się na występie skalnym, wypinając dumnie pierś.
Tłumaczenie: Ah, to smok żyjący w wodzie przy dnie! Widziałem takie, często właśnie smutne! Trzeba im dać do zjedzenia wymieszany muł z glonami, wtedy się robią szczęśliwe!
Może dobrze, że nie mógł mówić? Wszystkie te pierdoły uległyby ujawnieniu.
Skrzyp wyczuł smutek obcego osobnika. Zeskoczył z grzbietu kompana, podbiegł do zielonego smokoryby i położył przed nim gałązkę, robiąc przy tym stójkę. Chciał się podzielić skarbem. Herman wszedł do groty, aby rzucić okiem, co robi zgraja. Ułyszawszy głupoty, które gadał kruk, wycofał się zażenowany, trąbiąc cicho. Niestety, rozumiał ptasi. Jeden wielki dramat.

: 11 sty 2022, 20:14
autor: Mackonur
Oni... oni naprawdę wrócili! W pierwszej chwili, Szalej... no mogło by się to wydawać bardzo dziwne, ale Axarus widział go jako Sosnowy Pocisk, to pewnie przez te ilości futra... ptaki zaś przypominały mu Hedwigę. Biedaczysko miał dosyć solidne halucynacje. Raz Szalej był Przesileniem Północnym, raz Bagienną Gawędą. Mackonura męczyło wiele spraw, nie pozwalało mu zasnąć. Dawno temu jego umysł zniszczyło to, co zobaczył głęboko pod ziemią, co na zawsze powinno pozostać niedostępne dla smoczych oczu, bestie, których nie można było opisać za pomocą słów, breje mazi wielkości gór, posiadające tysiące macek i paszczę, nim otchłań. Shoggothy. Jednak wykończyła go utrata bliskich mu osób, nie mógł się z tym pogodzić. Dlaczego go zostawiły? Był dla nich taki dobry... czy miał coś oprócz nich?
Kim jesteśmy bez naszych bliskich, czyż nie oni definiują nas bardziej od naszej własnej osoby? Życie było książką zatytułowaną naszym imieniem, wydawało nam się, że odgrywamy w owej powieści główną rolę, ale jest ona co najwyżej drugoplanowa. To inne osoby miały większe znaczenie, najwięksi przyjaciele, bratnie dusze. Nadawały temu wszystkiemu sens, a bez tego? Nie dało się znieść bólu życia. Smok byłby jedynie bezkształtną gliną, gdyby ktoś wcześniej go z niej nie ulepił, nadał mu postać i całość wypiekł ogień, co na zawsze zdefiniowało formę.
"Jesteś Sosnowym Pociskiem? Przesileniem? Arią? Gawędą? Nanshe?" – Napisał na tabliczce, nie wierząc własnym zmysłom. Czy Szalej potrafił czytać? Łowca jednak westchnął po chwili.
"Nie musisz być nimi" – Napisał po chwili. "Patyk" – dopisał chwilę później. Ładny, giętki, nawet całkiem wytrzymały! Wziął prezent, bawiąc się nim swoimi łapkami, jego wzrok wlepiony był tylko w ten przedmiot.
"Chciałbym, żeby wrócili" – Odparł smutno. Co zrobić? Czy jest sens, by uciekać do krainy własnych halucynacji? Tam wszyscy żyli, wszyscy byli szczęśliwi... gdyby dało się żyć w świecie snów, nie będąc żywym, bądź martwym. To byłoby rozwiązanie. Czy to byłoby prawdą? Bez znaczenia, dla niego na pewno.
"Ładny patyk, nie zasługuję" – Napisał na samym końcu. Nadal temu patykowi imię "Patyczak", ale chyba już miał swojego właściciela.

: 16 sie 2022, 19:15
autor: Infamia Nieumarłych
Początkowo zamierzała spędzić trochę czasu w stanowiącym granicę ze Słońcem Lesie Tirimar... Ale nie potrafiła funkcjonować pośród drzew. Bardzo mała cząstka została w niej po połowicznie drzewnej prababce; zbyt mało, by mogła ona nawiązać jakąkolwiek bliższą więź z lasami. Pustynny ojciec i wywernowa matka rozdarli swoją córkę pomiędzy gorącym piachem a zdradliwymi, zaśnieżonymi szczytami. Z jednej skrajności w drugą, ale nigdy cokolwiek pomiędzy.

Opuściła więc Las i ruszyła dalej na wschód, aż w końcu wkroczyła na ziemie wspólne. Rzadko się na nie zapuszczała, bo i rzadko miała ku temu sensowny powód. Niemniej jednak, póki co, stado było spokojne, więc mogła spędzić trochę czasu poza objęciami Gór Yraio, w których bezpiecznie skryty był spowity mgłą obóz stada.
Samotna skała zwróciła jej uwagę i to właśnie w jej kierunku powoli zmierzała, szybując nisko przy ziemi w towarzystwie czarnopiórego feniksa po swojej prawej.

: 18 sie 2022, 0:04
autor: Uśpiony Kolec
Umiejętności lotu młodego nie były niesamowicie wysokie, ale pozwalały mu na utrzymanie tempa innego smoka, który się nie spieszył. Latał trochę bez celu po terenach wspólnych, nie do końca wiedząc, co ze sobą począć. Szukał czegoś ewidentnie, ale trudno było mu powiedzieć, czego. Brakowało mu towarzystwa, które czuł, że kiedyś miał. W innym przypadku przecież nie czułby się tak samotnie.

Dostrzegł Infamię, która wzbudziła jego zainteresowanie. Nie był pewien, czy ona dostrzegła jego – znalazł się ciut za nią, w tym znacząco wyżej. Przeważnie bywał dużo bardziej uprzejmy, przewidywalny. Nie tym razem. Być może endorfiny związane z ruchem sprawiły, że zapragnął pozaczepiać lecącego smoka. Nie wiedział jednak, że potencjalnie nie była to persona, którą zaczepiać czy irytować powinien. Nadgonił trochę samicę, która już teraz potencjalnie mogła usłyszeć trzepot jego skrzydeł – po chwili ucichł, kiedy Śpioch złożył skrzydła i pikował po ukosie, aby wyprzedzić samicę i przelecieć tuż przed nią. Czy uda mu się? To chyba zależy od tego, jak uważna była przywódczymi.

: 19 sie 2022, 16:43
autor: Infamia Nieumarłych
Cóż, też kiedyś była młoda i żywiołowa – co więcej, poniekąd tęskniła za tymi czasami, bo oferowały swego rodzaju większą stabilność. Miała tez dookoła siebie grono zaufanych smoków – teraz pozostali jej już tylko kompani.

To nie ona jako pierwsza dostrzegła – a raczej usłyszała – obcego smoka, tylko feniks lecący obok niej. Nidhorgg zaskrzeczał cicho, zwracając uwagę wiedźmy na niepożądane towarzystwo. Samica nie zadziałała od razu, nie sądziła bowiem, by spotkanie było zaplanowane i zakładała, że obcy młodzik po prostu zaraz odleci w innym kierunku. Nie stało się tak jednak, więc gdy zapikował i zaczął się do niej zbliżać, chcąc nie chcąc, aktywował jej instynkty i mechanizmy obronne. W powietrzu zadrżała magia, wyczuwająca nagły skok adrenaliny, gdy wywerna gwałtownie wyhamowała, ustawiając ciało pionowo i trzaskając skrzydłami, zatrzymując się w powietrzu. Adept przeleciał nieopodal niej, a gdy zlatywał niżej podążył za nim charakterystyczny, przypominający raczej wrzask zjawy ryk, będący zarówno naganą jak i ostrzeżeniem przed kolejną taką próbą.

Nie ruszała się z miejsca, wciąż w jednym miejscu, rytmicznie machając skrzydłami i wodząc wzrokiem po ciemnołuskiej, mniejszej sylwetce poniżej, badając jego kolejne ruchy. Głupi wymysł czy próba ataku? Nie miała pewności. Czarnopióry feniks był kawałek za nią, również obserwując, chociaż ze znacznie mniejszym zaangażowaniem – raczej dla zasady, aniżeli przez faktyczną chęć.

Samotna Skała

: 08 lut 2023, 14:31
autor: Puste Łąki
Wybrała się na przygodę! Wzbiła się w przestworza i poleciała, gdzie ją wiatr poniesie! Niebo było czyste, śnieg nie padał, więc mogła szybować hen daleko! Noe szalała zbytnio, gdyż na grzbiecie miała Cząberke, uważnie podziwiającą świat z wysoka. Jenotka była wszystkiego ciekawa, więc trzeba było ją pilnować, żeby nie spadła! Doleciała na tereny wspólne, dokładnie czarne wzgórza! Ale tu ponuro!! Wylądowała na występie skalnym, aby się nieco rozejrzeć! Cząber od razu zeskoczyła z grzbietu kompanki, szalejąc dookoła, sprawdzając każde źdźbło trawy, fukając sobie pod nosem. Łąka wyczarowała świetliki, zielone, które nieco rozjaśniły okolice.
– Kokorko, tu Fifi, chciałabyś się spotkać? Jestem w ciekawym miejscu, nie odmawiaj mi tylko! – wysłała mentalny przekaz wojownicze. Lokacja mniej więcej obrazowo także przedstawiona. Charakter mentalki był dość żartobliwy, choć ostatnie słowa były podbarwione powagą i taką groźnością. Co jak co, ale Pustej nie należało drażnić.

Najlepszy Wojownik

Samotna Skała

: 09 lut 2023, 0:02
autor: Najlepszy Wojownik
Ostatnio zaczynała odżywać. I to na tyle, że nawet zostawiała swoje córki na dłużej. Wiedziała, że powinna być teraz czujna, kiedy łowcy mogli zaatakować w każdej chwili, ale tak się rozpędziła ze smoczym życiem i naprawianiem błędów przeszłości, że nie pozostało jej nic innego jak naprawić jeszcze jedną rzecz – relację z Pustymi Łąkami. Jej serce drgnęło mocniej na otrzymaną mentalkę. Może to lekkość, jaka ją zastała po dobrych klepach i końcach dram, a może to ten wojenny vibe, nie potrafiła powiedzieć. Tego dnia czuła się zaskakująco pewna siebie. Dlatego też postanowiła zostawić dzieci z Azbest i Kumpelą.
Wołałaś? – zawołała do niej z szelmowskim uśmieszkiem, idąc ku niej swobodnym truchtem. Była niezmiernie zadowolona, że znajdowała się jeszcze na tyle daleko, by rozmówczyni nie spostrzegła szybkiego oddechu i drżących mięśni. Nie zamierzała przyznawać się do żadnych sprintów.
Ładny widok – skwitowała z uznaniem, rozglądając się krótko dookoła, nim powróciła wzrokiem do czarodziejki. Ojć. Dopiero teraz uderzyła w nią fala zażenowania. Co ona sobie wyobrażała, że jest jakimś kasanową? Że zakręci biodrami, uśmiechnie się i mrugnie zalotnie, a wszystko ułoży się w pełną układankę? Wypuściła powoli powietrze z płuc, stojąc niedaleko Fifi.
Ha. Haha, oklopne czasy. Zelo spokoju, ciągle jakieś iskly, łowcy i zdlajcy, uh – wymamrotała, próbując jakoś pociągnąć rozmowę jako pierwsza. Może lepiej było nie wybiegać przed szereg. Miała ochotę uderzyć się w czoło. Co to w ogóle był za temat?

Puste Łąki

Samotna Skała

: 09 lut 2023, 21:42
autor: Puste Łąki
Niestety, stres Kokoro był widoczny, co ona biedna przechodziła w tej ziemi? Bili ją? Ojojoj, będzie klepane po ryjach, niech tylko się dowie nasza bohaterka! Fifi przywitała.. drugą matkę swoich dzieci uśmiechem, bardzo serdecznym.
– Bardzo się cieszę, że przyszłaś! Coś taka spięta? Ktoś zalazł Ci za skórę? Mów od razu, wyjaśnię go. – odparła, z charakterystycznym dla siebie zaśpiewem. Czy spięte mięśnie były problemem? Nie. Księżycowej podobało się to, było nawet pociągające.. w sensie, nie to, że koleżanka była spięta, tylko, że takie fajne te muskuły.
– Ładna sylwetka, dużo trenujesz? – wypaliła bez kozery. No, trzeba przyznać, że Fifi była szczera do bólu, i zawsze, to co myślała, waliła między oczy. Komplement był powiedziany bardzo miłym dla ucha głosem, nieco jak śpiew drozda. Podeszła trochę bliżej, i delikatnie, pazurem obecnym na zwieńczeniu skrzydła, przejechała delikatnie po boku rozmówczyni.
– Zdrajcy powiadasz, łowcy smoków? Wszystko to wydaje mi się takie odległe.. nie uczestniczę aktywnie w życiu stadnym, więc wszystko mnie omija. – rzekła, jakby beznamiętnie. Co będzie, to będzie, byle ich dzieci były bezpieczne.
– No ładny, jedynie trochę ponury, jakieś tu wszystko czarne, stąd te świetliki, aby atmosfera była nieco przyjemniejsza. – dodała na koniec. Miała nadzieje, że jej śmiałość nie przestraszy Kokorko. Nie chciała jej zrobić przykrości.

Najlepszy Wojownik

Samotna Skała

: 17 lut 2023, 13:52
autor: Najlepszy Wojownik
Przystąpiła z łapy na łapę, a na jej pysku utrzymywał się nerwowy uśmiech.
Nie, nie, wszystko okej, nie ma potszeby, jest dobsze, p-po plostu tak, o, no, zjadłam coś nieświeszego chyba. Tak to jest kiedy nie chodzisz do jednego splawdzonego łowcy, haha – zachichotała, również nerwowo, zamykając pysk żeby nie mówić nic więcej. Niechcący chyba własnie znowu się wkopała. Przecież nie miała żadnego łowcy na myśli. Nawet o tym nie pomyślała, uh. Samo jakoś tak wyszło. I dopiero po wypowiedzeniu zdania na głos dotarło to do niej z pełną świadomością. Nawet w wymówkach nie mogła zapomnieć tego całego głupiego konfliktu.
Um, plaktycznie codziennie, dziękuję. Twoja... aula magiczna tesz jest baldzo ładna. Taka... – wpatrzona w Fifi, wywinęła uniesionym palcem bliżej nieokreślony, niby-kulisty kształt. Och. Nie wiedziała, że na tle lasów i równin w oddali będzie wyglądać tak, uh. Epicko. Tak. Totalnie to słowo miała na myśli.
Aaaaa, wietsznie tu dzisiaj. Tlochę zimno, nie? – wypaliła nagle, prostując się by dodać sobie paru centymetrów. Odchrząknęła szybko. – A łowcami się nie maltw, ja, ja cię oblonię, o. A-a ty mnie, będziemy sobie nawzajem chlonić gszbiety, co nie? Fifi? – powiedziała weselej, stukając ją lekko łapą w bark. My ziomale, nie? No. Najlepsi ziomale, proste. Bo z kim innym iść na wojnę jak nie z drugą matką własnych dzieci?

Puste Łąki

Samotna Skała

: 07 mar 2023, 15:38
autor: Puste Łąki
W pierwszej chwili zmrużyła oczy, patrząc na Kokoro podejrzliwie. Co ta gęgała za dziwne rzeczy? Spadła na głowę, jak leciała, czy co? Jak mogła spaść, skrzydeł nie ma, biedna. Potem zaczęła łączyć koniec z końcem. Warknęła wściekła, x nosa poszły kłęby pary, oczy zapaliły złowrogo.
– Znam pewnego łowcę, z ziemi, wyjątkowo wnerwiający typ. Ma uroczego psa, ale, że psina przekroczyła granice, to kazałam mu zapłacić mi.. ileś kamieni szlachetnych. Wiał, że aż się kurzyło. Szalej Jadowity, czy jakoś tak. Czy to ten? – zapytała, coraz bardziej wnerwiona. Jak coś zrobił jej koleżance, lub dzieciom.. oj, wtedy własnoręcznie przekroczy granice, pójdzie do gagatka i wypruje mu flaki. Pal licho z konsekwencjami!
Musiała chwile odczekać, aż złość z niej zejdzie. Znów wrócił na pysk miły uśmiech.
Aura magiczna ładna.. Fifi zachichotała. Zakłopotanie Najlepszej było urocze.
– Zaraz będzie cieplej! – zaśpiewała wesoło, po czym powietrze wokół nich ociepliło się znacznie. Bańka z wyższą temperaturą.
Siedziała chwile w ciszy, ciesząc się z towarzystwa ziemnej.
– Twoje seplenienie jest urocze bardzo, wiesz? – wypaliła nagle. Ton jej wypowiedzi był zupełnie pozbawiony sarkazmu. Stwierdzenie, po prostu.

Najlepszy Wojownik

Samotna Skała

: 30 maja 2023, 15:05
autor: Światła Północy
Było późne popołudnie, pozbawione słońca, za to pełne gęstych chmur. Wisiały ciężko nad ziemią, posępnie, złowróżbnie, a porywisty wiatr kładł pojedyncze kępki ciemnych traw na czarną glebę.

Kiedy przystanął na najwyższym wzniesieniu, dmąca zawierucha targnęła całym jego ciałem. Podrażniła pióra skrzydeł, sierść tułowia, rozwiała długą kasztanową grzywę i wyrwała zza ucha biały kwiat, który już wkrótce zniknął mu z pola widzenia. Zaraza. Zmarszczył w niezadowoleniu nos, choć w gruncie rzeczy nie przeszkadzała mu taka pogoda - nerwowa, jakoby zwiastująca nadejście huraganu. Kiedy położył się na skraju zwieszonej nad morderczym urwiskiem skały, mógł nagle chłonąć wyjątkowo kojące widoki. Rozpościerające się w dole martwe łąki i lasy. Senne wzgórza, po których kładły się falujące trawy. Pędzące chmury. Gwiżdżący wiatr. Tereny wolnych stad. Nieco... apokaliptyczna atmosfera.

Podciągnął obolałą kostkę nieco wyżej, a podbródek podparł lewą dłonią. Prawą przesunął po białych, ciepłych łuskach, których właścicielka poruszyła się, rozluźniając miłosny uścisk, jakim raczyła jego szyję. Zsunęła się z niej wkrótce i językiem zasmakowała wilgotnego powietrza. Zaczęła powoli spełzać w dół, po ostrych i nierównych skałach. Wyczuwała obecność skrytych dużo niżej gryzoni. Nie zamierzał jej ani przeszkadzać, ani pomagać.

Mógł przecież poczekać.

Tylko czym zająć się w międzyczasie? Huh. Run nie wyciosa - wiatr ostudzałby je szybciej, niż on rozgrzewał. Z eliksirami nie zamierzał się bawić. Cholerstwo porwałoby mu wszystkie zioła, pewnie od razu z całymi miseczkami. Ani mu się śniło, psia mać, strugać nowe. I tak robił to wyjątkowo często. Mhhh. Wyciągnął szpon przed siebie. Wskazującego palca prawej dłoni. Przekierował ku niemu źródło, a ostre zwieńczenie rozgrzał. Zaczął wyskrobywać na skale runy w języku ludzi. Ile to już księżyców? Trzy? Cztery? Więcej? Pewnie więcej. Mór. Coraz to fikuśniejsze słowa, zupełnie niepotrzebne, ale tak bardzo istotne. Eliminacja. A mógłby po prostu wrócić do drzew. Tylko po co? Balista.


/Cirith.