Strona 27 z 28
Szklista skała
: 21 mar 2025, 14:17
autor: Siewca Gór
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wysłuchał jej chociaż myślami zaczynał uciekać gdzie indziej. W jakieś przyjemniejsze rejony które zakładały obecność dorosłych samic i jego. Nie ważył się jednak lubieżnie uśmiechać bo wyszłoby na jaw, że średnio słuchał jej pierwszej części przemowy.
W końcu jednak spojrzał znudzonym wzrokiem na to jak ślicznie wymigała się od rzuconego wyzwania.
– Śmierci?
przekręcił oczyma, doprawdy to było tak banalne. Kto mówił czy myślał o zabijaniu kogokolwiek. Jasne, może po zabawie finalnie sama samica chciałaby się zabić, ale to już nie jego problem.
– Granice stoją otworem, więc powtórzę raz jeszcze, jeśli ta chorobliwa pogoń za wygodą i pokojem ci nie odpowiada... Albo cię nudzi, wyjdźmy poza czujne oko bogów. Pytanie czemu ty tu siedzisz. Ja przybyłem na te tereny bo swoje już odchorowałem poza granicami. Jasne, byłem wolny i mogłem sobie mordować kogo chciałem.
na bogów to brzmi jakby za granicami panowała wiecznie jakaś rzeźnia
– Ale po co skoro tu mogę mieć wygodę i nadal być sobą. A kiedy mi się to znudzi, bogowie nikogo tu nie trzymają na siłę. A jeśli smoki postanowią, że mają w rzyci Prawa, cóż... nie znam mocy bogów. Co im stoi wtedy na przeszkodzie by odejść albo nas wszystkich połamać jak sosnowe patyczki.
Wzruszył ramieniem i rozprostował skrzydła. Dość tych pogaduszek. Zmęczyła go jej obecność więc mogła sobie przejąć ten kamień.
– Propozycja jest aktualna.
dodał na koniec i machnął skrzydłami by wzbić się w górę i odlecieć.
Szklista skała
: 14 kwie 2025, 23:57
autor: Nieskalany Wiatrem
Zawołał przyjaciela, kumpla, Łasego. Jak zwał tak zwał, dla niego wychodzi na jednego, tego samego smoka, którego w pokrętny sposób uważa za nawet bliskiego mu smoka. W końcu z własną inicjatywą przyszedł do niego i wyciągnął na tereny wspólne, żeby zająć mu czas. W prost, jak zwykle, powiedział, że zdobył napitek i chce się z nim napić w plenerze. Tak więc przyprowadził go całkiem entuzjastycznie do do Szklistej Skały poprzez Szklisty Zagajnik. Nie zaczepiał go po drodze, ale dla zabicia czasu opowiedział mu w skrócie jak zdobył miód pitny. Otóż dostał go od miłej Pani Gnom, po tym jak orżnął ich w pijackie kości. I tak mu się ta gra spodobała, że dla rozrywki wystrugał sam swoje z kamienia. Oczywiście Łasy musiał następnie wysłuchać jak Fer wyzywa skały, że z taką łatwością się kruszą, kiedy nie trzeba. Pół tuzina ich nałupał i oszlifował, aby w końcu jakieś pożądane udało się mu się zrobić.
W końcu dotarli pod wieczór do miejsca docelowego. Fer bez wzruszenia przedarł się przez młode pokrzywy, po czym wskoczył na skałę. Obszedł ją w koło nim zrobił miejsce Łasemu, żeby też mógł wskoczyć.
– Pamiętałem ją większą, ale nie chce mi się dalej iść, by szukać innej. Zostajemy! – szczerze wyraził swoją opinię, po czym zrzucił z siebie torbę. Ta opadła gdzieś na środku skały. Potem białołuski opadł na prawy bok i się rozciągnął wzdłuż, aż spoczął kładąc łeb na krawędzi skały, gdzie rzucił spojrzeniem poza nią. Doglądał plątaniny pokrzyw i ciernikrzewów.
– Fajnie ciepła, ale mam nadzieję, że się ochłodzi potem. Co ty na to, aby następnym razem powędrować w góry? – rzucił luźno, kiedy tak patrzył. Po tym podniósł głowę kierując pysk na niego. A potem na krzywizny skały. – Czarcia grypa, krzywo tu trochę. Trzeba będzie wyrównać jak chcemy grać. – powiedział z wyrzutem zerkając na skałę, którą po chwili zaczął żłobić szponami, żeby pozbyć się natarczywych nierówności.
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 16 kwie 2025, 16:41
autor: Łaknący Przyjemności
Miło było znów usłyszeć tego gagatka. Nasze ostatnie spotkanie i tak nie przeszło tak jak bym chciał. Było ono naprawdę... Bolące dla mnie. Tamten wzrok, pełny złości był... Do teraz jest szramą na mym delikatnym serduszku. Może dzisiejsze pójdzie lepiej?
Wysłuchiwałem się w jego opowieści. Ale zobaczenie, jak białas się wyżywa na materii nieożywionej musiał być intrygujący. Skąd w nim tyle złości? Ale ta podróż mijała w milej atmosferze.
Wreszcie dotarliśmy, gdy słońce powoli znikało za horyzontem. Była ona mała, ale chyba wystarczy na to co chce zrobić. Przed młodymi pokrzywami było wystarczająco miejsca bym i ja rozłożył to, w czym się specjalizuje. Szybko powstał tam mały ruszcz, a z zawiniątka wytachałem olbrzymie zamarynowane szynki z dzika. Brytfankę pełną żeberek i parę płatów ryby.
Teraz mogłem usiać na ciepłej skale. Mimowolnie zamruczałem, kładąc się lekko na niej.
–
Idealnie ciepła, po takim wysiłku. Za parę chwil pierwsze jedzenie wskoczy tutaj. I na spokojnie... – zaćwierkałem i sobie coś przypomniałem. Dziś miałem dwie torby w jednej przybyło jedynie, a w drugiej czystej było coś innego. Z niej wyciągnąłem czarne, wręcz onyksowe zawiniątko. –
Ferciu mam tutaj coś dla ciebie – wyciągnąłem łapy z zamówionym przez niego przedmiotem. Była spora wewnątrz a smukła na zewnątrz. Spinki udało mi się wykonać z obsydianu. Jakoś ostatnio nalazłem spore kawałki, które tutaj ładnie wyszlifowałem. Torba była prosta, bez zdobień. No może jednym. Pod klapą był asfodel. Miał nie więcej niż półtorej łuski. Wszytko co robie ma mój znak, tutaj też musiał być
–
Mam nadzieję, że ci się podoba, Ferciu. – spojrzałem u przez chwilę w oczy, by po uderzeniu serca spojrzeć w dół. Niestety lub stety zawstydziłem się tym widokiem. To było zbyt wyraźnie widać. Ostatnio niektóre emocje wybijały się nad innymi i trudniej przy niektórych duszach było mi utrzymanie mojej klasycznej maski.
- ━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 17 kwie 2025, 0:36
autor: Nieskalany Wiatrem
Skrobał skałę, aż nie zaczęła wyrzucać z siebie prochy. Chuchał na nią co jakiś czas, aby rozwiać skalny proszek, spod którego widać było już zalążek płaskiej nawierzchni. W międzyczasie smok postawił uszy i skierował je w stronę rajskiego samca w wyraźnym zainteresowaniu, lecz nie oderwał spojrzenia zaaferowany własną robotą. Było to w momencie, kiedy Łasy zajął się rusztem. Odmieniło mu się w momencie, w którym usłyszał swoje imię, a potem oświadczenie.
– Serio? – podniósł głowę wraz ze spojrzeniem na niego zaciekawiony. Nawet porzucił swoje zajęcie, aby w wyczekiwaniu patrzeć na jego łapy. Ogon wówczas drgał zaaferowany. – Co to? – rzucił wstając. Podszedł bliżej Łasego i przysiadł niedaleko, żeby odebrać zawiniątko. Nic mu oni nie mówiło, choć po chwili szukania we wspomnieniach nabrał wewnętrznego przekonania co to może być...
– Torba! – oznajmił. Ślepia błyskały kiedy oglądał torbę z każdej strony. – Super jest! Podoba mi się! Masz ty zwinne łapki! – pochwalił rajskiego, po czym, co mogło być dla niego zaskoczeniem, poklepał go dwa razy łapą po ramieniu. – Dzięki wielkie, Łasy. – powiedział ucieszony.
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 17 kwie 2025, 14:57
autor: Łaknący Przyjemności
Radosny głos i równie podekscytowany wyraz mordki przyjaciel naprawdę był satysfakcjonujący. Mimo wszystko cieszę się, że przyjąłem jego propozycję mimo tak bolesnego dla mnie tamtego dnia. Ciągle coś czułem do tego głupka, który cieszy się jak młode pisklę z plastra miodu. Z wdzięcznością przyjąłem te pacnięcia po barku.
–
Masz dłuższe pasy, jeśli by Ci dupa urosła. Do tego zszyta tak, aby nic nie uciekło. W zestawie zapasowe dwie sprzączki. Nie zgub. Wytrzyma nie jedą przygodę czy wyprawę po alkohol. A jak o nim mowa, to co tam masz dobrego? – oblizałem się głodny. Nie tylko na myśl trunku, ale ze znów ujrzę tego słodziaka spowijanego czasem miodu. Bywał wtedy naprawdę uroczy...
- ━━━━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 19 kwie 2025, 18:39
autor: Nieskalany Wiatrem
– Dobrze. Nie zgubię. I już. Czekaj. Pokaże ci co dobrego mam. – odparł i wstał. Ruszył do swojej torby. Nową, czarną odstawił na jej miejsce, aby tam spoczęła, zaś swoją skórzaną odstawił przed łapy, kiedy wrócił siadając spowrotem przy Łasym.
– Patrz. Miód pitny z rozmarynem. – orzekł unosząc butelkę przed ślepia, a potem dał ją w łapy przyjacielowi. – Dostałem ją od tych gnomów co ci mówiłem. Próbuj, próbuj. Dobre jest. – przesunął językiem po wargach mówiąc to, a potem znów wstał. Usiadł tym razem przy wygładzonym kamieniu. – O grze też ci mówiłem, więc co ty na to, aby zagrać o łyka? Normalnie się gra kto przegrany pije, ale myślę, że odwrotnie będzie lepszą nagrodą dla zwycięzcy. – zaśmiał się z humorem zaczynając grzebać w torbie za kośćmi.
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 21 kwie 2025, 23:08
autor: Łaknący Przyjemności
Cieszyłem się jakoś, że mój jedyny przyjaciel był zadowolony tym, co zrobiłem dla niego. Kilka dni na to poszło, ale było warto ujrzeć ten uśmiech na jego mordce. Jakoś głupio mi zależało, by ten uśmiech zobaczyć...
Miód, który wylądował przed moim pyskiem był nadwyraz intrygujący. Zaś historia za nim się kryjąca, nadwyraz zachęcająca, by zamoczyć pysk w tym trunku o właściwościach o zapomnieniu doczesnego bólu. Średnio go wcześniej słuchałem o grze
–
Wytłumaczysz zasady? Bo nigdy w to nie grałem, a jeśli braknie mam przy sobie dwie butle miodu i trochę piwa. Na własnych łapach, tej nocy nie wydziemy! – zaśmiałem sie delikatnie, ale jednocześnie spojrzałem wdzięcznie na białawego samca. Mimo wszystko przeczuwał kiedy mnie porwać na swoistą przygodę...
- ━━━━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 21 kwie 2025, 23:25
autor: Nieskalany Wiatrem
Zaśmiał się z lekkością.
– Oby nie! – rzucił. – A z drugiej strony, kto nam broni zostać. – stwierdził wyciągając kości i rzucając je między nich.
– A więc! Zasady! Wygrywa osoba z największą liczbą punktów. Jedna gra, składa się z trzech tur, podczas których postaci rzucają pięcioma kośćmi. Istnieje możliwość ponownego wykonania jednego rzutu lub części jego kości na całą grę.
Możliwe jest też trafienie kilku ustawień, dających bonusy. Tak zwana dwójka, gdzie masz dwie takie same liczby i masz 15 punktów, trójka – trzy, co daje 25, czwórka- cztery i daje 35, piątka – pięć i wtedy daje 55 oraz pijemy oboje, kac – to ciąg czterech kolejnych liczb oraz ten co rzucił wtedy zmusza drugiego gracza do picia oraz ma 33 punkty i szczęśliwy kufel to same szóstki, co znaczy automatyczne zwycięstwo. Dwójka – np.: 1, 3, 3, 2, 5 (15 pkt)
Trójka – np.: 2, 1, 1, 4, 6 (25 pkt)
Czwórka – np: 3, 2, 2, 2, 2 (35 pkt)
Pijacka piątka – np.: 4, 4, 4, 4, 4 – przy jej trafieniu, wszyscy piją kubeczek! (55 pkt)
Kac – ciąg czterech liczb kolejno po sobie, np: 1, 2, 3, 4, pozostała kostka nie musi pasować, może być również powtórką. Wtedy jednak gracz musi zdecydować, czy wybiera kaca, czy ewentualną dwójkę. Osoba która trafia kaca, może dołożyć przeciwnikowi kubeczek do wypicia. (30 pkt)
Natychmiastowe zwycięstwo daje trafienie szczęśliwego kufla – a jest to wyrzucenie pięciu szóstek.
Wytłumaczył energicznie, widocznie podekscytowany wizją gry. Potem podniósł na niego spojrzenie.
– Tak więc twoje miody także mogą się przydać. – rzekł z humorem. – I co ty na to? Zaczynasz? –
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 22 kwie 2025, 19:15
autor: Łaknący Przyjemności
Kiwnąłem pyskiem, zgadzając się na jego słowa. Mimo wszystko miał chłop rację, kto nam bronił zostać? Jadło jest, alkohol jest, dobre towarzystwo też... Ale wsłuchiowałem się w jego zasady, patrząc na niego jak szpak w pizde. Czułem, że coś mi ucieka w takiej gonitwie słów.
–
Albo ja jestem głupi, ale bo tego nie umiem zrozumieć... No chuj, pokażesz mi w praktyce jak to działa. To lepiej jak ty zaczniesz, dobrze? – posłałem mu lekki zakłopotany uśmiech. Może byłem mądry, ale to mnie lekko przerastało, albo takie energiczne tłumaczenie. Bogowie wiedzą to na pewno...
- ━━━━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 29 kwie 2025, 19:16
autor: Nieskalany Wiatrem
– Jasne! Nie od razu się zakuma. To trzeba też grać! A więc do dzieła! – odparł i poturlał kości po kamieniu. Wypadło na nich kolejno 4, 3, 6, 5, 4 oczek. – O! I widzisz. Teraz mam 29 punktów, bo za dwie czwórki mam piętnaście, a za resztę czternaście. I teraz patrz. Ta trójka mi się nie podoba i chcę ją przerzucić. – powiedział i poturlał wybraną kość. – Wypadło sześć. Więc mam drugie piętnaście. A więc razem mam teraz trzydzieści pięć. –
– Jedna runda polega na trzech rzutach moich i trzech rzutach twoich. To teraz ją rzucę pozostałe dwie, a ty potem swoje trzy. – powiedział i rzucił kościami. Wypadło za drugim rzutem: 2, 6, 5, 2, 6 = 35; za trzecim: 3, 5, 5, 4, 2 = 24.
Przesunął językiem po wargach w zastanowieniu.
– A więc kolejno mam trzydzieści pięć, trzydzieści pięć i dwadzieścia cztery. –
– Teraz ty rzucaj. Potem porównamy kolejno wyniki. – powiedział z ekscytacją i podał mu kości do łapy.
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 08 maja 2025, 2:46
autor: Łaknący Przyjemności
Musiałem chwilkę przetrawić to co pokazał i jak to działało. Czy rozumiałem zasady, mniej więcej. Tylko kiwałem mordką, że w pełni pojmę to wszystko. Jedyne co zrozumiałem to rzut i porównanie wyników. Złapałem kości w łapy i rzuciłem po raz pierwszy. Wypadło... O bogowie, czy to szczęście początkującego, czy nie, ale jeden bies. Patrzę i widzę 6, 6, 6, 1 i 6.
–
Chyba mam czwórkę... czyli trzydzieści sześć punktów. – rzuciłem potem ponownie i wypadło 1, 2, 6, 6, 2 co dało mi dwie pary, czyli trzydzieści jeden punktów. Ale nie spodobała mi się ta jedynka mocno. Wziąłem ją i ponownie przerzuciłem i wypadło mi trzy. No nic... Nadal tylko trzydzieści trzy punkty. Kolejny rzut 2, 6, 3, 5, 6 dawało mi to dwadzieścia pięć punktów. Nadal mało. Może przerzut? Zabrałem kolejne trzy kości niepewnie, zostawiając sobie parę szóstek i co mi wyszło. Och?! Widzę trójki i dwie czwórki co razem dawało mi kolejne trzydzieści trzy punkty. Może raz go ogram?
- ━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 08 maja 2025, 6:30
autor: Nieskalany Wiatrem
Nieskalany przyglądał się kościom Łasego samemu sprawdzając jego kalkulację. Na zgodność kiwał głową. Tak. Najpierw miał 36, potem 33 i... drugiego przeżutu Nieskalany nie pozwolił zrobić rajskiemu. Zatrzymał łapę na jego własnej, co już miała brać kości i pokręcił pyskiem.
– Przerzut jest tylko jeden na całą rozgrywkę, a już jeden wykorzystałeś. – powiedział, po czym podliczył ostatni wynik równy 21.
– To teraz tak: Było twoje 36 i moje 29 – wygrałeś. Potem było twoje 33 i moje 35 – ja wygrałem. I twoje 21 i moje 24 – ja wygrałem. Wygrałeś jedną z trzech rozgrywek. Więc całą rozgrywkę wygrałem ja. – Oznajmił ewidentnie z siebie zadowolony i znów rozluźniony, a widać było, że w trakcie, kiedy liczył kości, nawet bardzo się na tym skupił. Chciał wygrać. Miał w tym dalekie cele, także z wyraźną wesołością przyjął fakt, że wygrał. – Normalnie byśmy pili lub nie co kolejkę, ale kto by o to teraz dbał. – Mrugnął do Łaknacego, po czym odnalazł i podniósł butelkę pitnego miodu. – Napijemy się. Wziąłeś jakies kubki czy lejemy do pyska? –
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 08 maja 2025, 20:42
autor: Łaknący Przyjemności
Kiwnąłem pyskiem, rozumiejąc wreszcie zasady. No nic przegrałem. Czyli pije do dna.
–
To dawaj, bo usycham tutaj! – sięgnąłem po kielich z miodem, który myślałem, że tam jest, ale go nie było. Kurwa... Dopiero po tym usłyszałem jego kolejne słowa. Mimowolnie uśmiechnąłem się zakłopotany, bo zacząłem chlać wcześniej.
–
Z kubków. Lepiej smakuje. Trochę usycham, nie wiem jak ty, Ferciu~ – kokieteryjnym wzrokiem patrzyłem na przyjaciela, który od dawna mi zamieszał w głowie...
- ━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 08 maja 2025, 21:07
autor: Nieskalany Wiatrem
Zaśmiał się lekko na jego słowa.
– No to na co czekasz? Podawaj te kubki! – powiedział oczekując na naczynia. Ogon się wówczas poruszył, ale czy z oczekiwania, czy z humoru, a może jedno i drugie? kto wie? Nie mniej białołuski niezaprzeczalnie był w dobrym nastroju, choć zdecydowanie wykluczyć można fakt, że było to za sprawą jego spojrzenia, którego nie dostrzegł. Skupił się na nalewaniu im trunku: sobie do nowego, jemu do użytego już kielicha. Nie przejmował się jednak tym, że Łasy pił wcześniej – jakby nie patrzeć, on go ku temu skłonił. Nie widział więc problemu, a za to rzekł wesoło:
– No to do dna! – rzekł chwytając za swój napitek, po czym powoli lał go sobie do pyska. Powoli bowiem polubił smak tego miodu, więc chciał się nim trochę rozkoszować.
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 08 maja 2025, 21:50
autor: Łaknący Przyjemności
Zaśmiałem się perliście i wyciągnąłem dwa drewniane kubki i polałem mocnego miodu do nich.
–
Do dna! – zawołałem za nim i wypiłem kubek miodu. Ach te ciepłe, wręcz palące uczucie płynące mi po gardle. Zamruczałem wręcz delikatnie, a ogon zamerdał delikatnie.
–
Gramy dalej? – zapytałem i poszedłem, aby obrócić jedzonko. Nie chciałem, aby się ono spaliło. Nie przepadałem za węglem. Wróciłem do niego, rozsiadając się wygodnie na tej skalnej półce –
Czy wolisz chlać?
- ━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 10 maja 2025, 20:16
autor: Nieskalany Wiatrem
Zakończył picie i odstawił kubek obok. Wraz z tym drugim podniósł spojrzenie spowrotem na Łaknacego Przyjemności i uśmiechnął się wesoły oraz jakże zadowolony, że to on o to akurat pyta! Wyszczerzył białe kły.
– Wiedziałem, że przypadnie ci do gustu! Jasne! Dawaj. Teraz ty pierwszy. – powiedział, ale widząc, że poszedł obracać jedzonko zauważył, że kości chwilę zaczekają. Dlatego i on poczekał skoro miał zacząć. W zasadzie, by wziął i coś podjadł, ale skoro szybko wrócił...Nie będzie się specjalnie wybierał. – Chlanie nie ucieknie. – odparł żartobliwie. – Przyjemności można połączyć. A właśnie. Długo jeszcze do jedzonka? – zapytał. Wraz z tym uzupełnił im kielichy.
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 14 maja 2025, 2:42
autor: Łaknący Przyjemności
Już z lekką tęsknota za kolejnym kubkiem miodu, oblizałem delikatnie pysk. Jedynie z uśmiechem kiwnąłem pyskiem na jego odpowiedź, biorąc do łapy. Poszedł pierwszy rzut. Kości przyjemnie potoczyły się po kamiennej półce, ukazując wynik
1, 2, 3, 4 i 6 Z uśmiechem na mordce widząc wynik nie przerzucałem, a zebrałem wszystkie kości do kolejnego rzutu. Och?! Kolejne wysokie liczny
4, 6, 6, 6, 4 Jeden rzut i tyle punktów?! Z uśmiechem jeszcze większym niż można sobie wyobrazić rzuciłem po raz trzeci. Czy los będzie sprawiedliwy? Chyba to on będzie teraz pił... Fatu dało mi dużo. Znów para i trójka, bo oczka ukłądały się w ciąg liczb
2, 5, 2, 5, 5 Spojrzałem na przyjaciela z uśmiechem
–
Czyli teraz ty pijesz podwójnie? – spojrzałem na niego z lekkim błyskiem w oku –
Chwila musi jeszcze minąć jeśli chcesz przyjemnie chrupiące i soczyste mięsko w środku – wystawiłem zaczepie końcówkę języka i czekałem na jego rzuty
- ━━━━━━━━━━━
:: Nieskalany Wiatrem ::
Szklista skała
: 14 maja 2025, 19:23
autor: Nieskalany Wiatrem
To w takim razie poczeka. Choć niecierpliwie. Dobrze, że mieli jak zabić czas, inaczej byłoby krucho albo pusto. Szczególnie na grillu, gdyż wszystko by zjadł przed czasem. Nie ma co oszukiwać, że przyszedł tu nic nie zjadłwszy. Temu też położył się na skale i popijał miód pitny, kiedy z nawracającym skupieniem liczył punkty Łasego. 36 punktów. 40 punktów. 40 punktów.
Trudno uwierzyć, że aż był pod wrażeniem tych wyników. Jednak zamiast stroić miny szybko przetrawił rosnący smak porażki i w zastępstwie powiedział z wesołością.
– Wiesz ty co? Muszę cię zabrać do gnomów, kiedy po mnie przyjadą. Widzę, że będzie rozeywka na całego! Ha! – Rzekł, po czym rzucił kośćmi. Kolejno prezentowane wyniki wyglądały następująco:
Najpierw wyrzucił: 5, 2, 6, 3, 1. Z czego stwierdził, że przerzuci cały rzut. Ostatecznie wypadło więc: 1, 5, 6, 1, 4. Otrzymuje za to 34 punkty.
Potem wyrzucił: 1, 4, 3, 6, 1. Nie miał już przerzutu, a więc tak zostawił i zapamiętał sobie 29 punktów.
W końcu wyrzucił ostatni raz i wypadło: 3, 6, 6, 5, 2. Tutaj miał już tyko 25 punktów.
– Wygrałeś! To znaczy, że tak. Piję podwójnie. – Odparł całkiem zadowolony. Polubił miód pitny, co było widać po tym, że podpijał w trakcie. A teraz po prostu dolał sobie i uchylił na raz cały kubek. Z błogim uśmiechem nalał sobie drugi. Samym spojrzeniem zaproponował też Łasemu czy mu dolać. Jeśli tak – zrobił to. Jeśli nie – wypił sam drugi kubek, a potem nalał trzeci, żeby sobie na niego czekał.
– Ja chcę jeszcze raz! – zawołał radośnie, kiedy skończył pitne zajęcie i niezdarnym ruchem łapy zgarnął pięć kości. Rzucił potem trzy razy. Tym razem najpierw wypadło mu najpierw: 2, 2, 1, 3, 4.
– Kac! Ha Ha! Teraz ty pijesz dwa razy! – Zawołał śpiewnie niezwykle uradowany, po czym podliczył sobie 32 punkty. Zaraz potem rzucił drugi raz, a kości poleciały krzywo wywracając się na takie oczka: 6, 4, 2, 3, 5. Co znaczyło 36 punktów.
– Ha! Pijesz trzy razy! – Zaśmiał się gromko. Bił ogonem po skale w rozbawieniu. Widocznie bardzo go to radowało. Tym bardziej, kiedy pomyślał i zarazem niekontrolowanie powiedział: – Upiję cię w jedną runde, zobaczysz! – I po tym słowie rzucił po raz następny i...mina mu zrzedła. Wypadło: 5, 3, 6, 2, 2. Wyjątkowo mu się te liczby nie spodobały. Zmrużył na nie ślepia patrzac na nie spod byka. Psuły mu plany. Dlatego wziął kostkę "2" i "6", po czym zrobił im przerzut na "1" i "5". To też mu się wyjątkowo nie spodobało, ale z gburnym pomrukiem podliczył sobie:
– 21. – po chwili się jednak rozpromienił, kiedy przyszła pora na Łaknącego. Ewidentnie chciał zobaczyć jak pije te trzy kielichy inaczej można się domyśleć, że byłby mniej podekscytowanym.
– Teraz ty! –
[ Łaknący Przyjemności ]
Szklista skała
: 02 sie 2025, 21:41
autor: Rozwichrzony Kolec
Harce po wolnych stadach przyniosły mu bezbrzeże wspaniałości. Nigdy by nie pomyślał, że jedno, wielkie jezioro, po poświęceniu go na ziemię niczyją, będzie potrafiło skrywać tyle różności! Ledwie oddalił się od przyjemnie chłodnej bryzy szuwarowego brzegu i już natrafił na kalejdoskop zapachów nieznanych mu smoków. Jak niesforny motyl skakał od jednego do drugiego, dawał się rozproszyć słodkim perfumom kwiatów, tarzał się w mchach i przemykał między cieniami drzew, w uciecze przed bezlitosnym słońcem.
Nim dotarł do ciernistego muru Szklistej Skały, jego higiena została wzbogacona okoliczną roślinnością, a kilka chmar owocu łopianu zwisało z luźno zawieszonych skrzydeł pisklęcia, zupełnie nieświadomego pasażerów na gapę. Lazurowe obwódki oczu przykuł majestat olbrzymiej, wspaniałej, niezdobytej, wiekopomny skały nad skały i bez zatrzymania podjął decyzję stać się pierwszym fanatykiem smoczej wspinaczki, już nie mogąc doczekać się widoku ze samego jej szczytu. Gryfica ojca jęknęła z boleścią na ten widok. Kiedy jednym susem wtarabanił się w krzewy okalające skałę, powietrze przeszył jazgot umierającego pisklęcia, które zdecydowanie nie spodziewało się kolczastego powitania.
Z pomocą kompanki wydostał się z brązowo-zielonej chmury cierpienia i utykając na jednej łapce, doczołgał się do najbliższego drzewa i zdjęty rozpaczą, zaczął wylizywać sobie łapę w jego cieniu. Chciał być przyjacielem wszystkich, ale gdzie są ci potencjalni przyjaciele, kiedy jemu dzieje się krzywda? Nie mogąc poradzić sobie z cierniem, zerknął na gryficę. Czy to był czas wezwać ojca?... Warknął na tę myśl i wbił zęby wokół rany, wyrywając kremowe futro, by dobrać się do rdzenia rosnącej opuchlizny. Pulsujący ból otulił go szalem rozczarowania, przykrywając dotychczasową podekscytowaną niecierpliwość. Nie chciał pokazywać ojcu, że musi się nim zajmować, ale zaczynał się martwić – nie mógł podróżować z taką łapą. Szereg myśli przemknął mu przez łepek; co, jeśli spróbowałby poczekać, aż ktoś nie będzie przechodził obok i jego poprosić o pomoc? Pewnie, ale jest szansa, że akurat nikt na niego nie natrafi. Może kazać Talimie przebadać okoliczny teren i ściągnąć kogoś? Tak, ale ona wygląda jak drapieżnik i nie umie mówić, jeszcze ktoś jej zrobi krzywdę. A ponadto... Nigdy nie zgodziłaby się zostawić go samego.
Ze zrezygnowaniem rozłożył się na boku, krzyżując ranną łapę na zdrowej i westchnął ciężko, jakby godząc się z losem.
Szklista skała
: 12 sie 2025, 23:09
autor: Rubinowy Kolec
Opuszczając tereny klanu, tak naprawdę uciekał od odpowiedzialności. Zawsze był lekkoduchem, a teraz, gdy po jego długim śnie tak wiele się zmieniło, Hegris naprawdę nie wiedział, jak ma poskładać swoje życie w całość. Już nawet nie miał pojęcia, ile ma rodzeństwa ani w jakim są wieku.
Za to właśnie podziwiał swoją matkę — jakim cudem dawała sobie radę ze wszystkimi? Tego nigdy nie pojmie.
Pod skrzydłami szumiał mu wiatr; sunął przez niebo na znacznej wysokości. Ostatnio wysiłek naprawdę sprawiał mu przyjemność. Te wszystkie księżyce spędzone w bezruchu coraz mniej dawały mu się we znaki.
Złożył skrzydła, by zapikować nad ziemią. Zakurzone umiejętności latania przypomniały o sobie i ledwo ocalił się od zarycia w glebę.
— Tsk... Wypadłeś z wprawy, łamago — zganił się w myślach.
Ĉielo
Próbując znów wzbić się na odpowiednią wysokość, zauważył mrożącą krew w żyłach scenę. Na skale leżał smok, który wyglądał, jakby ktoś przeciągnął go przez wszystkie możliwe haszcze i krzaki. Chyba był ranny — a przynajmniej tak sądził, bo nikt nie leżałby spokojnie, gdyby obok stał gryf.
Instynkty wzięły górę. Samiec przyspieszył w locie i, gdy nadszedł odpowiedni moment, runął na nagrzany od słońca szczyt. Stanął między smokiem a drapieżcą i ryknął groźnie. Miał nadzieję, że stwór się wycofa.
— Z moimi umiejętnościami to mogę go co najwyżej ogonem poobijać — pomyślał bez entuzjazmu.
Zanim jednak ruszył do akcji, szybko odwrócił głowę, by ocenić stan mniejszego smoka.
— Potrzebna ci pomocna łapa? — spytał.
Szklista skała
: 17 sie 2025, 0:39
autor: Rozwichrzony Kolec
Niezłomność niektórych osobników od zawsze stanowiła zagwozdkę dla najstarszych filozofów. Jakiś miks odpowiedzialności, ambicji i strachu przed stratą musiał napędzać ten rozgrzany silnik warczący w ich piersiach, bo utrzymanie na barkach ciężarów od których niejeden wojownik padłby martwy z wycieńczenia nie dało się inaczej uargumentować. Dla Ĉielo zawsze takim autorytetem był jego dziadek – wszędzie go pełno, zawsze pogodny, rozsądny i obowiązkowy, o niewyczerpanych pokładach cierpliwości.
Młodzik wziął sobie to do serca. Z pierwszym blaskiem każdego świtu już ciągnął za nogę kompankę ojca, żeby wzięła go w podróż. Może i te były męczące i nadal skąpo iluminowały mętną matnię dojrzewającej jaźni, ale nadal to jakiś skrawek wspomnienia – a wszystko się może kiedyś przydać.
Wszystko. Nawet ból.
Zrezygnowanie nadeszło falą i odpłynęło. Pęczniejący ucisk ciernia zakotwiczonego w we wnętrzu puchatej dłoni wyznaczał swoisty limit czasowy; istnieje pewna granica wytrzymałości wobec chronicznego bólu, zanim nie wyruszy się szukać pomocy. A to tego czasu? Musiał zdobyć tę piękną, nasłonecznioną skałę, chociażby każdy cal futra miał mieć naszpikowany cierniami.
Gryfica jakby rozumiejąc tęskne, acz zdeterminowane spojrzenie, złapała go miękko w szpony i kilkoma machnięciami skrzydeł już układała na szczycie skały.
Chłodny powiew wiatru natychmiast owiał przepoconą grzywę, przynosząc ulgę. Otwierając oczy uśmiechnął się rozkosznie do urzekającego krajobrazu, pełnego najbardziej wyrafinowanych cudów natury – gęstych borów, iskrzącego srebrzyście w oddali stawu, cienia, pędzącego po koronach drzew...
Cienia?
Ĉielo nie miał czasu nawet się wzdrygnąć, zanim potężny powiew potargał bordowo-złotą grzywę. Szybko się zerwał, obrócił się na pięcie i na tej pięcie też poległ – filar kończyny zapadł się pod naporem dokuczliwego bólu. Kolejna fala męki rozpaliła uderzający o ziemię bark, ale nie miał przywileju by móc rozżalać się nad sobą; Gardłowy ryk rozdarł powietrze równie skutecznie jak jego umysł i lazurowe obwódki złotych oczu wypełniła dobrze już znana mu panika. Pisnął przerażony, widząc cofającą się o kilka kroków gryficę. Znał ją. Nie podda się tak łatwo, prędzej zginie niż pogrąży dane pod opiekę jej dziecko, ale póki co nastroszyła tylko futro i obserwowała bacznie nieznanego oponenta, gotowa do walki.
Przeniósł oniemiałe spojrzenie na wojownika, w czas, by złapać jego lustrujący wyraz.
Zatkało go.
Normalnie zawsze był tym pierwszym, który zagadywał. Teraz? Chybocząca się w górę i w dół szczęka przesuwała się tylko pomiędzy gryficą, a kostnym buzdyganem na końcu napiętego ogona nowego obrońcy, próbując nadać sens niespodziewanej wrzawie.
Rubinowy miał czas; mógł podjąć jakąś akcję i zmienić bieg historii kiedy pisklę orientowało się w przestrzeni, ale jeśli ten czas ofiarował Ĉielo, ten wreszcie zamrugał, doszedł do siebie i pisnął kilka szybkich słów.
–
Nie rób jej krzywdy, to kompanka mojego taty! Chroni mnie!
To już drugi raz, kiedy ktoś pomylił Talimę z dzikim drapieżnikiem. I drugi raz był to ktoś o tej specyficznej woni stada Mgieł – nie kłamiąc, martwiło go to równie mocno, co imponowało. W tym stadzie ewidentnie nie ma przelewek; musi kształcić prężnych wojowników.
Zerknął na wywróconą wnętrzem do góry łapę, spuchniętą już, trochę oślinioną i z powyrywanymi słomianymi kłakami.
–
...A-ale przydałaby mi się p-pomoc. Zraniłem się jak wspinałem się na skałę. Chyba wbił mi się w łapę cierń. Umiałbyś go wyciągnąć? Nie chcę wzywać taty, ma... Ważniejsze rzeczy na głowie – odwrócony na bok pysk zwiastował w ostatnim zdaniu kłamstwo, ale nie chciał dać po sobie poznać. Złoto-niebieskie oczy przeniosły się niepewnie na krwistoczerwone rogi, jakby próbując ocenić kim jest. Jedno było pewne – wiedział jak zrobić dobre wejście.