OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Bardzo łatwo było kogoś oceniać po pozorach. Może i pochopnie, jak zwykle, wyszedłem przed szereg i niepotrzebnie przyjąłem rolę gospodarza, bo w końcu to nie mój dom i nie moi goście. Kiedy zobaczyłem skołowanie Sufrinah zrozumiałem, że zrobiłem źle, ale było już po fakcie.W rolę pocieszycielki momentalnie weszła zupełnie obca mi czerwonołuska samica.
To, jak się do niej zbliżyła, obwąchiwała, ocierała – znaczyło nie tylko o zwykłej kontroli, bo na takie zabiegi pozwalali sobie tylko członkowie rodziny. I to tej bardzo ścisłej.
Uśmiechnąłem się pod nosem taktownie spuszczając wzrok, żeby nie podglądać, ale i tak zerkałem co rusz z ciekawości. Starsza samica ocierała się o szyję Wrzosowisk co wyglądało wręcz... słodko. Od razu przypomniały mi się czasy z moją rodziną, kiedy podobne zachowania były wręcz na porządku dziennym.
Wśród tych czułości, za którymś z ciekawskich spojrzeń, moje i spojrzenie Eurith niefortunnie się ze sobą spotkały. W głębokich, złotych ślepiach samicy dojrzałem swego rodzaju zazdrość. Nie sposób było też nie dopisać do tego spojrzenia groźbę – bezwarunkowe prawo do własności.
Musiałem przemóc się, żeby nie spuścić wzroku jak potulny pupilek, co ugnie się pod każdą groźbą.
Zamrugałem szybko i popatrzyłem na Mgliste Wrzosowiska. Było mnie jej żal, a jednocześnie czułem się z jakiegoś powodu szczęśliwy. Czułem jednocześnie bolesne rozdarcie temu towarzyszące.
Wszystko, jak zwykle, bardzo zręcznie ukryłem pod maską błazenka, którego szaty przywdziewałem, aby zapomnieć o... sobie.
– Bądź pewna, że nie zdradzę nikomu twego stadnego imienia, Eurith – wyjaśniłem bez cienia wahania. – I tak... i nie. Widzisz, możesz mi wierzyć lub nie, ale ja tam tylko przenocowałem kilka księżyców. To nie jest moje stado. Nie mam tu stada, ani rodziny. Może kilka przelotnych znajomości. Masz prawo mi nie ufać i troszczyć się o swoją siostrę. A nawet masz prawo mnie przepędzić. Nie przyleciałem tu za nią, by błagać o przyjęcie do waszej rodziny. Twój ojciec, który jest jednocześnie Przywódcą, to osądzi. Wszystko jeszcze przede mną. To prawda, może popełniłem błąd zbliżając się do niej zanim jeszcze zapadła jakakolwiek decyzja, ale na pewno nie zrobiłem z pobudek czysto egoistycznych. Widzisz... Czasami traci się głowę dla kogoś kto ma ci do zaoferowania coś więcej niż pazury i kły. Twoja siostra, otworzyła mi oczy i dała nadzieję na coś, o czym zapomniałem w gonitwie za następnym dniem. Za prawdziwym życiem – popatrzyłem na Sufrinah z wdzięcznością i bez cienia wstydu.
– Poproszę twojego ojca o azyl. Nic więcej nie jest w stanie mi zaoferować – wypowiedziałem bolesną prawdę. – Prawdę mówiąc, to nic więcej od tego co oferowano mi w stadzie Wody. Ale będąc tak blisko ukochanych Sufrinah i tego co jej najbliższe, nie potrzeba mi niczego więcej.
To była uderzająca prawda kogoś kto niczego nie osiągnął i z tego powodu nie miał niczego do stracenia. Skupiałem wzrok na ognisku śledząc zapadające się do żaru pomarańczowo-czerwone płomyczki. Nie sądziłem, że stać mnie było na tyle szczerości, ale jeśli Eurith mi nie ufała, to niech przynajmniej wie o mnie więcej. Magowie często zakłamywali rzeczywistość – taka ich profesja i przeznaczenie. Ale ja taki nie byłem. Byłem młodym smokiem i może jeszcze musiałem się tego nauczyć.



















