Strona 27 z 32
: 03 mar 2021, 4:52
autor: Prostota Czerwi
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czując zderzenie łapy z drewnem odruchowo wykrzywiła pysk w niesmaku. Bardzo nieprzyjemne wrażenie. Nie zdążyła nawet odskoczyć od Ha'ary, a ta już szykowała swoje kolejne cwane ataki. Szarlotka pozwoliła umysłowi wyłączyć się choć na te kilka krótkich chwil, by mogła dać sobie radę z odparciem kolejnego ciosu, choć czuła się nieco przytłoczona krótkodystansowym pojedynkiem. Ale walczyła już wcześniej, tyle że magicznie. Powinna dać radę, prawda? Znała podstawowe zasady tego tańca.
Rozwarte szczęki Ha'ary zdecydowanie nie uszły jej uwadze. Oczy Stoickiej zmrużyły się. Uniosła lewą łapę, uderzając nią w prawą część szczęk Obietnicy. Na tyle mocno, by odsunąć ją od barku i unieszkodliwić choć na krótką chwilę. Spodziewała się jednak, że musi szybko myśleć o swoim własnym ataku, jeśli miało jej to przynieść jakieś korzyści.
Spróbowała objąć swoimi długimi palcami smukłą szyję niewielkiej samiczki tuż na węzach chłonnych, tym samym unosząc jej pysk w górę i okrutnie wbijając tam swoje czarne szpony. Jeśli jej się uda, to Ha'ara powinna być przez moment zdekoncentrowana nagłą utratą możliwości szybkiej zmiany pola widzenia, trudnością w oddychaniu... oraz krwią lejącą się z jej szyi na śnieg.
: 05 mar 2021, 1:45
autor: Żałobna Pieśń
Oczywiście łapa Lotki trafiła i zaraz Obietnica stała na ziemi trzepiąc łbem na boki by pozbyć się bólu. No nieźle, tego wojowniczka nie przewidziała. Nawet chciała przez moment pomasować miejsce, w które adeptka ją zdzieliła ale... Nie miała czasu. I jakkolwiek nie lubiła podduszania i tego wspaniałego uczucia odpływającej świadomości tak... Oszczędzi młódce tego widoku. Samica ponownie odskoczyła tym razem do tyłu wybijając się z przednich łap gdy tylko zauważyła zamiar Lotki. Zwiększona odległość powinna działać na jej korzyść. Podczas samego odskoku samica balansowała skrzydłami i ogonem a lądując wbiła szpony w ziemię. No i teraz atak. Samicy powoli kończyły się pomysły... Postanowiła wykorzystać odległość by... Stworzyć iluzję ognia ponownie. Cienki strumień błękitnego ognia, bardzo gorącego oczywiście leciał wprost na pysk Stoickiej. Zobaczymy czy ominie go tak samo czy zadziała już gdy samica zacznie nabierać tak dla niej "niezbędnego" powietrza w płuca.
: 05 mar 2021, 16:33
autor: Prostota Czerwi
Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak Ha'ara odsuwa się, by zwiększyć nieco dystans. I dobrze. Odpowiada jej to. Chociaż chwila oddechu. Walka rozkręciła się nieco za bardzo i nie miała szansy zastanowić się nad swoimi ruchami.
Ha'ara już drugi raz ziała na nią ogniem. Tym razem znajdowała się na tyle daleko, że zdecydowała się odskoczyć. Przekręciła się lekko na łapach, aby skoczyć pod kątem: dalej do przodu, ale jednak nieco w prawo, by rozminąć się z płomieniami, ale równocześnie zbliżyć się nieco do Ha'ary.
Kiedy udało jej się uniknąć ognia przystąpiła do własnego ataku. Rozwarła szczęki i wybiła się jeszcze raz z tylnych łap, doskakując do prawego boku Ha'ary. Planowała wgryźć się jak najmocniej, rozrywając tkanki i przebijając się przez mięśnie.
: 10 mar 2021, 12:22
autor: Żałobna Pieśń
W ich treningu ważne było by... Samica nauczyła się walki na każdym dystansie. Na odległość może i być świetną czarodziejką, ale gdy przeciwnik zbliży się na odległość nieświeżego oddechu walka może przybrać bardzo krwawy kierunek.
No i gdy młoda wężowa wyminęła sprawnie ogień wojowniczki ta uśmiechnęła się pod nosem. Mała nabierała odpowiedniej dynamiki i wigoru podczas pojedynku. Gdy zaatakowała jej lecący pysk spotkał się z twardą odpowiedzią łapy północnej. Nie uderzyła jej mocno, jedynie na tyle by zbić jej atak z toru "lotu".
~ Wystarczy.~ Poleciła krótko pomagając wstać Lotce.
~ Teraz poćwiczymy ostatnią z rzeczy jakiej nie próbowałaś- zianie. Tutaj...~ Mówiąc to samica szponem wskazała miejsce pod żuchwą Stoickiej.
~ W ciele prawie każdego smoka znajdują się gruczoły czy to z kwasem, lodem czy ogniem. Musisz spiąć mięśnie i nacisnąć właśnie te gruczoły. Dobrze przy tym mieć sporo powietrza w płucach by zionąć oczywiście czymkolwiek co tam masz. Spróbuj trafić w... W skałę na przykład.~ Mówiąc to wskazała na dość szeroką skałę, przy której ćwiczyli.
//po twoim poście spróbuj z raportem A i O I
: 10 mar 2021, 18:34
autor: Prostota Czerwi
Skrzywiła się, czując uderzenie Ha'ary. W głowie jej nieco zawdzięczało. Gdy Obietnica zaczęła się do niej zbliżać, drgnęła lekko, od razu chcąc spróbować znowu się bronić: ale dopłynęły do jej świadomości słowa o tym, że już koniec treningu. Z wdzięcznością przyjęła jej pomoc, choć starała się wstać sama: Ha'ara była w końcu tak malutka i krucha... Przynajmniej tego dnia.
I w końcu nadszedł czas na zianie. Przeszył ją lekki dreszcz ekscytacji. Zmrużyła ślepia, próbując się skupić na wyczuciu gruczołów. Już wcześniej trochę się nimi bawiła i wiedziała, gdzie mniej więcej się znajdują, ale jeszcze nigdy nie udało jej się splunąć kwasem. Jej bracia byli nieco lepszymi uczniami.
Nabrała bardzo głośno powietrza w płuca, przyciskając pazur do prawego gruczołu, by zapamiętać jego położenie. Następnie gwałtownie odetchnęła, plując w stronę wybranej skały.
– Przepraszam – powiedziała lekko zawstydzona. Zaczęła masować oba gruczoły, przymykając oczy. Próbowała bawić się mięśniami, które wydawały się nieco osłabione przez księżyce braku używania. Wyczuła, że umie je napiąć, a w pysku pojawiła się jej jakaś wydzielina, tak jakby gruczoły pracowały, ale ona nie włożyła wystarczająco dużo pracy.
Znowu spróbowała zionąć, tym razem łącząc wypuszczanie powietrza z płuc z pracą gruczołów. Z jej pyska wyleciał strumień lodu, uderzając o skałę. Rozszerzyła oczy w zdumieniu. Jak to? Spojrzała na Ha'arę, jakby próbując się upewnić, że to nie ona teraz zionęła. W końcu była północna i mogła zrobić taki dowcip.
Spróbowała jeszcze raz. I jeszcze raz. Lód, tym razem silniejszy. Dyszała z wysiłku.
– Nie rozumiem. Cała moja rodzina zieje kwasem. Nie wiedziałam nawet, że mogłabym lodem – osłupiała.
Co jeśli miała tak naprawdę innego ojca przez ten cały czas? Czy to mogło tłumaczyć fakt, że tylko jej z całego rodzeństwa dostały się felerne geny braku skrzydeł?
Nie było to jednak prawdą, bo gen ziania lodem odziedziczyła po dalszych przodkach. Szarlotka jednak nie znała się na dziedziczeniu, więc czuła, że ktoś ją po prostu zrobił w konia. Zmarszczyła czoło zmartwiona, nie patrząc na Ha'arę.
: 22 mar 2021, 14:53
autor: Żałobna Pieśń
Obietnica usiadła grzecznie obserwując poczynania swojej uczennicy. Samo szukanie gruczołów nie powinno być dla niej problemem gdy wojowniczka jej pokazała gdzie są. No chyba, że tak jak Ha'ara, Lotka tychże gruczołów nie posiadała.
No i jak zwykle to bywa przy pierwszej próbie nie wyszło najlepiej. Szarlatanka uśmiechnęła się jedynie chcąc tym dodać odwagi swojej podopiecznej.
~ Nie przepraszaj tylko spróbuj jeszcze raz.~ Powiedziała dość ciepłym tonem jak dumny piastun przyglądając się poczynaniom Stoickiej.
No i gdy w końcu udało jej się zionąć, lodem o dziwo mała, niepozorna zaklaskała wesoło w łapy.
~ No wiesz różne rzeczy się dzieją na przestrzeni pokoleń. Przykładowo cała moja rodzina zieje, a ja nawet nie mam gruczołów.~ Zaśmiała się wstając z miejsca i po podejściu do Lotki delikatnie klepnęła ją w ramię.
~ Świetnie ci poszło ale chyba już czas wracać do obozu co? Trochę zimno się zrobiło.~ Wyszczerzyła kły i zerkając za siebie czy adeptka również idzie, ruszyła w stronę terenów Plagi.
//zt
: 05 maja 2021, 18:24
autor: Ostoja Zimy
Nie miała na nic siły, leżała na świeżo wyrośniętej trawie, a łeb miała oparty o wierzch łap. Nie płakała, gniewu również nie czuła. W sercu miała pustkę. Wyjęła z torby jedyną rzecz którą miała od Sekcji – małą mapę terenów wolnych stad, namalowaną kredą przez uzdrowicielkę. Westchnęła ciężko, patrząc na kawałek drewna. Zacinsęła szczęki i podniosła się, z całych sił rzuciła korę przed siebie.
– Głupia flądra! – Warknęła do siebie i usiadła na zadku, kuląc uszy.
: 05 maja 2021, 20:29
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Po ostatniej eskapadzie uznała, że powinna spędzić trochę czasu z Kijanką. Biały obłoczek usadowił się między jej barkami i tam wisiał, dostosowując się do tempa smoczycy. Maddarą ogrzewał zziębnięte plecy Ametystowej. Adeptka kołysała się na boki idąc w rytm pieśni, którą nuciła w głowie. Gdy nagle coś przerwało jej niewerbalną melodię. Jakieś warknięcie. Uniosła wyżej głowę, bo temu dźwiękowi zawtórował jakiś niezbyt głośny trzask. Jakby drewienka?
Wyszła spomiędzy drzew a jej oczom ukazała się smoczyca, którą już zdążyła poznać. Sasanka trzymała dystans pamiętając o dziwnych zapędach ze śliną u Sahidy.
– Wszystko w porządku? – zapytała kontrolnie, niezbyt donośnym głosem.
: 05 maja 2021, 21:57
autor: Ostoja Zimy
Rozejrzała się przestraszona usłyszawszy czyjś głos, w końcu z oddali zauważyła błyszczące, rogate kryształki, mieniące się na fiołkowy kolor. Westchnęła ciężko rozpoznając samiczkę, z którą uczestniczyła w grupowej walce, ba! Czarodziejka ją nawet wygrała. Usiadła dupką na ziemi aż zahuczało. – Trochę mnie przestraszyłaś – powiedziała, starając się wykrzesać z siebie jakiś uśmiech. Głos miała zachrypnięty, a oczy napuchnięte. – Ta... Wszystko jest w świetnym porządku – powiedziała z ironią w głosie. Nic nie było w porządku, psia mać.
: 05 maja 2021, 22:03
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Nie kojarzyła takiego zachowania, ale może dlatego, że nigdy nie patrzyła sama na siebie, gdy miała gorsze dni. Z drugiej strony wtedy jej się nic nie chciało, tutaj widziała raczej kipienie ze złości. Niezbyt wiedziała co z tym fantem zrobić. Jak się właściwie z kimś w takim stanie rozmawia? Tata by pewnie wiedział.
– Och, przepraszam – wydukała zmieszana, przestępując z łapy na łapę.
Nie była kimś, kto się specjalnie narzuca. W normalnych okolicznościach pokiwałaby na ten sarkazm głową i poszła w swoim kierunku, ale zmiękczył ją widok spuchniętych oczu Sahidy. Doskonale wiedziała co to znaczy. Musiała bardzo długo i intensywnie płakać. Akurat takie odbicie siebie często widziała w tafli wody.
– Chyba nie ja ci zawiniłam, nie na mnie powinnaś odreagowywać – zmarszczyła nozdrza w przecinki, a chmurnik na jej grzbiecie lekko się zakołysał, przyjemnie. Wręcz kojąco.
Westchnęła cicho i podeszła bliżej smoczycy. Nie znały się za bardzo, nawet nie znała jej imienia, ale nie potrzebowała go znać by okazać nieznajomej trochę życzliwości. Usiadła obok niej, z prawej strony, i zadarła pysk.
– Spójrz, dzisiaj gwiazdy mocno świecą – próbowała odwrócić jej uwagę od bolesnych myśli. – Tata mi kiedyś opowiadał, że to nasi przodkowie uśmiechają się do nas. Masz tam kogoś bliskiego? – zagadnęła luźno.
: 05 maja 2021, 22:15
autor: Ostoja Zimy
Przez swój ból i rozgoryczenie, nie umiała panować nad swoimi zgryźliwościami. Przez to właśnie mogła sprawić przykrość komuś innemu. Westchnęła głośno, uszu bardziej skulić nie mogła, dlatego opuściła łeb niżej – Przepraszam, kiepski dzień, nie powinnaś za to obrywać – powiedziała w końcu. Widziała jak smoczyca siada obok niej a na jej plecach siedziało małe coś. Zmierzyła wzrokiem wodną Czarodziejkę i również uniosła głowę. Gwizdy były piękne, noc była jej ulubioną porą dnia, wtedy wszystko żyło, ale inaczej. Kącik ust delikatnie się uniósł – Tak, faktycznie. – powiedziała po chwili – Skoro przodkowie się do nas uśmiechają, to ze mnie mają niezły ubaw teraz – przejechała łapą po zmęczonych oczach. – Nie wiem czy mam, czy nie. Smoki które mnie wychowały żyją, choć mało brakowało, a ojciec by pewnie do nich dołączył. Moja... Smoczyca, która wydała mnie na świat, poszła sobie – powiedziała oschle, nie uznawała jej za matki, nie była jej do niczego potrzebna. Jej rodziną była Pogoń i Bojowy, to się dla wojowniczki liczyło. – A Ty? Masz tam w gwiazdach kogoś? – chrząknęła, aby barwa jej głosu nabrała gładszego dźwięku.
: 05 maja 2021, 22:21
autor: Jaśniejąca Konstelacja
– W porządku – odpowiedziała zdawkowo. Sama do niedawna zachowywała się podobnie, a wręcz gorzej i znacznie częściej. W imię czego? Nawet nie umiała określić z perspektywy czasu jaki upłynął. Zmarnowała tylko niepotrzebnie zarówno czas, jak i nerwy. I to nie tylko swoje...
Wysłuchawszy krótkiej historii Sahidy dotarło do niej jak wiele smoków porzuca swoje młode. Był Awokado, Sasanka, Modraszka, a teraz ona. Nie potrafiła tego zrozumieć. Ucichła na trochę kiedy zadano jej to pytanie.
– Moje jajo zostało porzucone. Gdyby nie dwaj bracia którzy mnie znaleźli i wychowali jak swoją, prawdopodobnie skończyłabym jako kolacja jakiegoś drapieżnika – podzieliła się z nią odrobiną własnej historii w ramach niezobowiązującego rewanżu. Co do pytania... – Nie. Znaczy, nie wiem. W stadzie nie umarł nikt, kogo bym znała.
Znowu umilkła, i tylko niewidoczne dla wojowniczki gesty małego chmurnika sprawiły, że Ametystowa wróciła na ziemię. Za rzadko bywała w towarzystwie. Odlatywała myślami zadziwiająco często.
– Dlaczego przodkowie mieliby się z ciebie śmiać? – spytała ostrożnie.
: 05 maja 2021, 22:34
autor: Ostoja Zimy
Uniosła cętki na łukach brwiowych, och, bardzo podobna historia – W zasadzie, mnie znalazł ojciec kiedy się wykluwałam – zaśmiała się cicho i zerknęła na smoczycę kontem oka. Kiwnęła głową na wyznanie smoczycy, dobrze, że nikogo nie straciła. Brak kogoś bliskiego z rodziny, może być bolesne, tak jak wiele innych rzeczy...
– Przodkowie właśnie widzą, jakiego bałwana ze mnie zrobiono – zaśmiała się gorzko. – Chyba nie będziesz słuchać teraz moich wywodów, co? Opowiedz lepiej co u Ciebie, dawno się nie widziałyśmy od naszej ostatniej walki. Nieźle mnie wtedy pokiereszowałaś – delikatnie przechyliła łeb w jej kierunku, odrobinę poprawiając sobie humor. Najwidoczniej rozmowa i nie myślenie o swoich problemach, pomagały Sahidzie choć trochę stłumić ból w piersi.
: 05 maja 2021, 22:54
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Bałwana. Kiedyś nazwano ją małpą, a nawet nie potrafiła wyprzeć tego argumentu. Faktycznie była głupia. Tylko czy to kiedyś ulegnie zmianie, ta brzydka łatka która do niej przywarła? Nabrała powietrza w płuca, aż jej pierś napęczniała.
– Nie znamy się za bardzo, ale mogę cię wysłuchać, jeżeli potrzebujesz coś z siebie wyrzucić – zaproponowała cicho. – Słaby ze mnie doradca. Słuchacz natomiast... – nie musiała dokańczać.
Uh, co u niej. Dobrze? Niedobrze? W dalszym ciągu się motała między własnymi myślami, a jeszcze musiała udać się do wujka aby rozmówić się z nim na pewne tematy. Do tego przygotowywała się już na to wystąpienie przed stadem gdzie musiała za wszystko przeprosić. Przynajmniej nie była narcystyczna czy przesadnie dumna, inaczej pewnie nie potrafiłaby tego zrobić.
– To chyba był pierwszy raz – przyznała i krzywo się uśmiechnęła. Wyprostowała zewnętrzną w stosunku do Sahidy łapę, a chmurnik owijał się wokół niej jak wąż. Rozciągał swój obłok, przypominając trochę taką wydłużoną watę. – Nie mam zbyt gwałtownego życia, trzymam się na uboczu – a przynajmniej chciała, wychodziło różnie.
: 05 maja 2021, 23:18
autor: Ostoja Zimy
Własnie, nie znały się, próbowała sobie przypomnieć, czy podczas tej grupowej walki się przedstawiły sobie... – Em, przepraszam jeśli nie zapamiętałam imienia, jestem Sahida, Ostoja Zimy – ukłoniła łeb delikatnie – Chociaż mogło być tak, że klepałyśmy się bez przedstawienia – zaśmiała się cicho, oh, śmiech?
Jak miała jej to powiedzieć, bo cała sytuacja była abstrakcyjna – Wiesz... jestem, dosyć zazdrosna, może nawet egoistyczna. To co moje, jest moje i o to walczę – powoli zaczęła wyjaśniać. Uniosła znów oczy ku gwiazdom – Natomiast smok, którego... pokochałam, jest zachłanny. Chce mieć kilku partnerów, mimo, że mnie... chyba też.. lubi? Nie jestem pewna. To nie zrezygnuje z innego partnera – parskneła śmiechem, znów czując tę potworną gulę w gardle. – Kiedy o tym usłyszałam, byłam zła... Ten smok płakał, przepraszał mnie, czułam się... oszukana? Zdradzona, choć.. nie powinnam się tak czuć, bo nie jesteśmy ze sobą... Nie umiem się dzielić w taki sposób, nie mogłabym – spuściła łeb i zakryła łapą oczy.
: 05 maja 2021, 23:53
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Uśmiechnęła się lekko.
– Chyba tak właśnie było... gad nie dał nam za dużo czasu na rozmowy – przypomniała sobie, a przynajmniej tak to tłumaczyła. Tamto zdarzenie pozostawiło zbyt wiele luk w jej pamięci. – Miło poznać. Ja jestem Sasanka, ale oficjalnie Ametystowa Łuska. – Jednocześnie była wewnętrznie ciekawa czy już wtedy Sahida była wojowniczką, czy może nadal adeptem. Nie minęło znowuż tak dużo czasu, a żadna z nich bardzo nie urosła.
Później przyszły wyjaśnienia. Adeptka siedziała w niemalże całkowitym bezruchu, zaś wijąca się wokół niej obłoczna wata przeskakiwała z łapy na łapę, tańcząc w najlepsze. Sasanka obserwowała niebo, w ten sposób lepiej było jej zebrać myśli. Noc sprzyjała jej energii nie tylko fizycznej, ale też tej mentalnej.
– ... ja też bym nie potrafiła. – Zapewniła ją, by rozmówczyni nie pomyślała o sobie, że jest dziwadłem. – Właściwie to nie znam smoka, który by miał więcej niż jednego partnera. Osobliwy pomysł – zmrużyła ślepka. Byli dziadkowie, główny filar związku w stadzie. Był wujek Pełnia i jego partnerka. Jej taty co prawda nie mieli nikogo, a przynajmniej o tym nie wiedziała. Zaś życie prywatne pozostałych członków stada niezupełnie jej dotyczyło. Nie zwykła wciskać nosa w nie swoje sprawy.
– Grunt, byś czuła się dobrze ze swoimi decyzjami. Czy wspólne chwile z tym smokiem są warte negatywnych uczuć jakie powodować by mogły narastające myśli o zazdrości i wizja tego, że ktoś inny spędza z nim czas w podobny sposób? Że ktoś inny daje mu tyle samo przyjemności, szczęścia i uczucia co ty, albo nawet więcej? – zadała jej to pytanie, retoryczne. – Jeżeli jest to coś, co możesz przełknąć mimo gorzkiego smaku, warto w to brnąć. Jeśli jednak spowoduje u ciebie gorszy nastrój i będzie cię unieszczęśliwiać... lepiej sobie darować. Tak myślę – uniosła łapę z której przeskoczyła Kijanka, żeby się podrapać po nasadzie piersi. – Nie mam nikogo do pary, nie czułam zakochania, chyba, ale... niezdrowe przywiązanie już tak. Do kogoś, do kogo nie powinnam. Wiem jak to jest robić coś wbrew swoim odczuciom i pragnieniom... byle później nie cierpieć. Na początku boli, ale po czasie zaczynasz zauważać dobre strony takiej decyzji.
Spuściła wzrok na kompana. Oswojenie go było dobrym pomysłem. Już teraz koił jej myśli, nawet bardziej niż kiwi.
– Kilka przyjemnych, szczęśliwych chwil nie jest wartych wielu księżyców nieszczęścia. Przynajmniej dla mnie. – Oceniła. Obróciła głowę w kierunku Ostoi i posłała jej szerszy niż do tej pory uśmiech. – Ostatecznie sama musisz podjąć tę decyzję, nikt tego za ciebie nie zrobi. Na pewno wybierzesz tak, byś ty była szczęśliwa i zadowolona.
: 06 maja 2021, 9:53
autor: Ostoja Zimy
Wojowniczka doskonale wiedziała, że nie mogłaby pójść na taki układ, kłócił się to z nią i jej uczuciami. Pewnie gdyby się zgodziła, poświęcając przy tym swoje szczęście, po kilku księżycach znaleźli by jej truchło. Mimo tego, nie mogła się uspokoić, to było coś nad czym kompletnie nie panowała, to uczucie rozgoryczenia, złości i poczucia niesprawiedliwości, ogarniały całe jej ciało.
Słowa Ametystowej, dotarły do Sahidy, Dzięki temu, mogła mieć poczucie, że jednak nie zrobiła czegoś złego, nie zgadzając się na taki układ. Poczuła delikatną ulgę – Dzięki, to... wiele dla mnie znaczy. – posłała smiczce delikatny, zmęczony uśmiech, wcześniej zabierając łapę ze swoich oczu. Zgarbiła się lekko i pomasowała po karku. – Całkiem ciekawego masz kompana – zauważyła i zaczęła mu się bardziej przyglądać – Też mam kompankę, srokę, ale pewnie teraz śpi. Ptaki nie bardzo funkcjonują w nocy – Miała nadieję, że stan emocjonalny Zimy nie krzywdził Lotki, ostatnim razem jak ją widziała, również wydawała się przygnębiona.
Westchnęła głośno i padła plecami na trawę, delikatnie rozkadając skrzydła – Na leżąco inaczej widać te gwiazdy – zauważyła i zachichotała cicho
: 06 maja 2021, 11:40
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Podziękowania były niby czymś prostym, ale od dawna nie czuła się zwyczajnie potrzebna czy pomocna. Zamrugała w zaskoczeniu.
– Proszę – odpowiedziała, nie wiedząc co więcej dodać.
Sroka, sorka. Widziała kiedyś? Hm, może? Na pewno były kruki, sowy, mewy, ale sroki? Raczej unikała kontaktu z małymi zwierzętami, a ptaków-kompanów za dużo nie znała. Jedynie Hedwiga zapadła jej w pamięć.
– Czemu wybrałaś akurat srokę? – zapytała z ciekawości. Czasem smoki oswajały cokolwiek, a czasem czaiły się na konkretne gatunki. Ciekawe jak było z Sahidą.
Spięła się odruchowo słysząc nagły hałas. Ale że to była tylko samica opadająca swoim ciężkim, muskularnym ciałem na ziemię to Ametystowa mogła odetchnąć w duchu z wyraźną ulgą. Źle reagowała na gwałtowne zmiany w otoczeniu, zawsze pozostawała jako-tako czujna.
Na uwagę Hebanowej znów spojrzała w niebo, nieprzekonana. Serio? Nie wydawało się jej by wyglądały inaczej ilekroć na nie patrzała gdy spędzała noce sama. Znowu zapadła długa cisza, którą przerwało osobliwe pytanie Sasanki:
– Skąd wiesz, że kochasz tego smoka? – nie brzmiała jakby chciała zakiełkować w znajomej wątpliwości. Ametystowa zwyczajnie nie miała pojęcia po czym się to uczucie poznaje i jak je odróżnić od czegoś innego. Rówieśniczka była lepszym źródłem informacji od rodziców...
: 06 maja 2021, 11:51
autor: Ostoja Zimy
No tak, cielsko Sahidy było większe niż typowego północnego smoka. – Ah! Powinnam być ostrożniejsza – wyszczerzyła ząbki w niewinnym uśmiechu i przeciągnęła się na ziemi. Patrzyła na migoczące gwiazdy. – Jako pisklę, często podróżowałam. Mój ojciec zapadł w magiczny sen, a matka była zajęta wykarmianiem stada. Nie chciałam siedzieć bezczynnie w grocie, więc zwiedzałam tereny, a przynajmniej tam, gdzie mogłam być. Któregoś razu na swojej drodze spotykałam często pewną srokę, która siedziała samotnie na drzewie. Zaczęłam ją dokarmiać, zaufała mi. Trochę razem spacerowałyśmy, a potem... została moją kompanką – opowiedziała Ametystowej zerkając na nią. Na pytanie smoczycy obróciła się lekko na bok, aby być frontem do niej. Spojrzała na swoje złote bransolety, które dostała od pewnego bardzo przyjaznego duszka. – Ja... Kiedy ona cierpi, cierpię i ja, nawet bardziej niż zwykle. Kiedy się cieszy, ja również. Chcę być przy niej, ale po to aby upewnić się by była szczęśliwa. Pomijam już objawy jak brak apetytu i dziwne łaskotanie w okolicy brzucha – parsknęła cicho – Myślę, że każdy to odczuwa inaczej, na swój sposób. Ale... to się po prostu wie. Tak myślę – odpowiedziała jej najlepiej jak umiała. Sama na początku nie była do końca pewna czy faktycznie była zakochana. Wszak również było jej smutno, kiedy widziała przygnębionych przyjaciół, ale przy Mirri intensywność tej emocji, była porównywalna do erupcji wulkanu. – Czy Ty kiedyś się zakochałaś? – postawiła uszy zaciekawiona
: 06 maja 2021, 14:15
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Magiczny sen? Nie znała tego określenia, ale często słyszała o długim, wręcz bezkresnym śnie w który zapadały często smoki. Zwykle starsze. Nie sądziła jednak by to był powód do wznoszenia alarmu bo... nikt nie wydawał się tym szczególnie zaskoczony. Pokiwała więc tylko głową na tę opowieść.
Trawiła słowa Sahidy. Czy z nią było podobnie? Trudno powiedzieć skoro jedyny niebędący jej rodziną smok do którego lgnęła jak mucha do smrodu, był jednocześnie straszliwym próchnem. Nie widziała aby był zdolny do czegokolwiek poza prychaniem na innych lub patrzeniem na nich z góry, i to bez wyraźnego powodu. Poza tym z jednej strony miała wszelką ochotę go udusić własnymi łapami, a z drugiej byłoby jej dziwnie smutno gdyby go zabrakło.
Jaki więc był werdykt?
– Nie mam pojęcia – wymamrotała zmieszana i uniosła wymownie wzrok na niebo, znów. Nie chciała tak otwarcie pokazać swojego zawahania. – Ale nie sądzę by.. by to było dla mnie możliwe. – Chrząknęła.
: 06 maja 2021, 19:13
autor: Ostoja Zimy
Zmierzyła Ametystową od łap po rogi – Czemu tak uważasz? – smoczycza powiedziała to niemałym zdziwienie. Sasanka była... piękna, miała smukłe kształty, talię osy, wyjątkowe kryształowe rogi, oczy kontrastujące z jej łuskami. Pewnie nie miałaby problemu ze znalezieniem partnera, pytanie tylko, czy smoki patrzyłyby na coś więcej niż wygląd. Czy ona również zrobiłaby to samo i poświęcała siebie aby zadowolić innych, a później, oszukiwać się tak bardzo sprawiając, że oszustwo stałoby się prawdą? Czy uczyniłaby to samo co... ten smok?
– Nawet jeśli tak jest... nie zadowalaj innych i nie poświęcaj siebie. – powiedziała do smoczycy.