Strona 27 z 34

: 23 sty 2020, 13:58
autor: Brakująca Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Praktycznie nie ruszała się z terenów stada i miała wręcz zerowe pojęcie o tym, co znajduje się za nimi, za granicami. Jej niechęć do poznawania nowych miejsc wynikała w sumie z braku czegoś tak naturalnego, jak ciekawość. Nie interesowało jej zwyczajnie to, co skrywał świat, co jest do odkrycia, co jest warte uwagi. Wszystko zdawało się być dla niej takie samo, monotonne, w odcieniach szarości.
W końcu jednak musiała wyjść. Przechadzała się leniwym krokiem, docierając do miejsca, którego nazwy i tak nie znała. Było to jednak swego rodzaju podnóże jakiejś masywnej skały i to jej wystarczyło. Rzuciła przelotne spojrzenie na rzucający na nią cień głaz, po czym po prostu ruszyła dalej. Przed siebie, niezbyt zainteresowana tym, co ma dookoła, nie zatrzymując się nawet gdy dostrzegła nieopodal kilka turów i, jak gdyby nigdy nic, po prostu szła w ich stronę. Nawet nie bezpośrednio, ale zdecydowanie zbyt blisko jak na gusta typowych roślinożerców... Więc te po chwili ruszyły do ucieczki, co wywerna skwitowała jedynie podłużnym spojrzeniem, odprowadzającym zady umykających zwierząt.
Młodej istoty, która do tej pory z fascynacją te zwierzęta obserwowała nawet nie dostrzegła... Co tylko pokazywało, że czujność nie była jej mocną stroną. A może to po prostu ignorancja?

: 28 sty 2020, 19:04
autor: Owoc Opuncji
Zaskoczyła ją podobnym podejściem. W jednej chwili obserwowała te drobne istoty, a w drugiej one odleciały jeszcze zanim tury ruszyły w dal. Na miejscu obserwowanych zwierząt pojawiła się wywerna, najprawdziwsza na świecie. Skrzydła zamiast przednich łap. Oczywiście normalnie Chrobra zaintrygowałaby się podobnym okazem jednak w tej chwili zmarszczyła nos. Tyle godzin czekania i co? Włazi jakaś pokraka i straszy jej nietoperze. Westchnęła ciężko i wstała szeleszcząc dość głośno o krzaki. Wylazła. Samiczka Wody nadal była młoda, ale miała już swoje pod czaszką. Swoje, zwichrowane coś... Ślepia umalowała sobie na czarno podobnie z resztą jak chyba naturalny kolor wywerna miała na pysku. Pióra uwaliła w błocie więc zieleń i błękit były teraz średnio widoczne. Ciężko było stonować sobie kolory...
– Nie powinnaś wyłazić tak ôpowŏżnie przed tury.
rzuciła pod nosem zdradzając się już całkiem. Ach cudowny okres buntu nastolatki.
– Śmierdzisz jak Ôgyń.
dodała mrużąc ślepia które na pierwszy rzut oka ktoś mógłby uznać za niewidzące przez ich kolor.
– No mniejsza... nazywam się Chrobry Kolec, a ty przeszkodziłaś mi w ôbserwacyjŏ gacopiyrzōw.
westchnęła ciężko i przewróciła ślepiami.

: 07 lut 2020, 13:44
autor: Brakująca Łuska
Odwróciła powoli łeb w stronę, z którego dochodził szelest. Nie minęła chwila, a spomiędzy krzewów wyłoniła się ufajdana amatorskim kamuflażem, młoda samica. Aslaug obrzuciła ją beznamiętnym wzrokiem, notując pewne mniejsze i większe szczegóły, czekając aż ta się odezwie. Ognista nie miała za bardzo smykałki ani chęci do rozpoczynania rozmów. Uniosła minimalnie łuk brwiowy, słysząc dziwny sposób mówienia u Nieznajomej. Albo może to było normalne, tylko po prostu Aslaug była tak skrajnie odcięta od świata, że nie zdawała sobie z tego sprawy?
– Tury mnie nie obchodzą. – Powiedziała neutralnie i wzruszyła lekko barkami. Bo i faktycznie, zwierzęta w ogóle jej nie interesowały. Nie była na polowaniu, więc nie musiała zachowywać się cicho. A że akurat te zwierzęta były przez kogoś obserwowane... Zdarza się.
– W obserwacji czego? – Zapytała z praktycznie niezmiennym tonem głosu. Nawet jej mimika pyska była niezwykle oszczędna, jakby wywerna była zbyt leniwa, by jakkolwiek prezentować swoje emocje, nawet zaskoczenie. – Gaciopyszów? Co to niby jest?

: 10 kwie 2020, 15:33
autor: Rój Nocy
O rany, jak on dawno nie był na terenach wspólnych. Na pewno nie w celach innych niż leczenie plagusów którzy umówili się na mordobicie. Teraz miał jednak dużo wolnego czasu. No może nie dużo ale dość by w końcu wyleciec poza tereny swojego stada i sprawdzić czy tereny wspólne jeszcze istnieją. Okazało się że tak. Tak więc młody uzdrowiciel przechadzał się po chich dziarskim krokiem, próbując sobie przypomnieć o było gdzie.

: 10 kwie 2020, 16:12
autor: Torvihraak
Torvihraak miała wrażenie, że już spędziła zdecydowanie zbyt wiele czasu w tych Wolnych Stadach. Zdecydowanie zbyt wiele. A dlaczego tak sądziła? Bo już praktycznie znała całą tereny zwane "wspólnymi" na pamięć. Może powinna już wreszcie ruszyć dalej?
Nah.
Zbyt wiele smoków zostało do poznania, może nawet żaden nie zdecyduje się jej zabić.
I jak na zawołanie, złotym ślepiom smoczycy ukazał się nieznajomy. Raczej młody, ale dla niej praktycznie każdy taki był. Nie zastanawiając się zbytnio powietrzna truchcikiem zaczęła do niego pobiegać
-Hej, hej, hej, hej! Witam pana, panie smoku! Jak tam życie? Dobre? A zdrowie? Chyba też dobre, przynajmniej na takie wygląda. My się jeszcze nie znamy, prawda? Torvihraak, zwana też Kupczynią! Bardzo mi miło!– i ah, co ona robiła ze swoim życiem? Chociaż czy to było ważne, póki się dobrze bawiła?
Gdy już była blisko, wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Oooo, pachniał ziołami, tak jak Lepka Ziemia, tylko bardziej Plagowo. Uzdrowiciel Plagi? Czy ktoś kto niedawno przeszedł leczenie? (I popatrzcie, dwie pary skrzydeł! Dawno takich smoków nie widziała, zapewne się tym musi chwalić. Torvihraak wie, że ona by tym szpanowała przed każdą spotkaną istotą, aż jedna by się wkurzyła i odcięła jej tą drugą parę)
-Cześć. Albo nie cześć, bo ciebie nie znam i nie ma chwały. Ale mogę sprzedać trochę chwały za trzy diamenty, wtedy będzie i cześć.
Ale mniejsza! Przybyłam, aby zadać bardzo ważne pytanie!–
uśmiech zmalał, a czarnołuska spoważniała -Od razu ostrzegam, żebyś lepiej je sobie przemyślał-przeszła przed smoka, jezeli ten się nie zatrzymał, i pochyliła lekko łeb, cały czas spogladając na cztero-skrzydłego spode łba. Coś niezdefiniowanego błyszczało jej w oczach. Po krótkiej chwili milczenia odezwała się wraz z szybkim ruchem brwi:
-Cydru?

: 10 kwie 2020, 16:39
autor: Rój Nocy
Luthien spotkał po drodze pare obcych smoków łażących po terenach wspoólnych w wiadomym tylko sobie celu. Żaden nie podszedł do niego zagadać, a już na pewno nie tak... intensywnie.
Gdy usłyszał "hej, hej!" odwrócił łeb do smoczycy i ze szczerym zainteresowaniem zaczął się przysłuchiwać potokowi jej słów.
Mi też bardzo miło! Nie jesteś z żadnego stada, prawda? nie pachniesz ani jak Ziemi,a Ogień ani Woda. To całkiem ciekawe ale musi ci być nudno na terenach wspólnych. Więc w sumie mniej ciekawie... Ja jestem Luthien albo Rój Nocy, jak wolisz. Jestem uzdrowicielem i uzdrowicieluję smoki!
Widząc jak gapi się na jego skrzydła uśmiechnął się do niej szeroko. Rozłożym przednie prawe skrzydło i tylne lewe by mogła sobie na nie popatrzeć. Zielona błona odcinała się mocno od granatowych łusek. Przednia para była długa i smukła jak u powietrznego, z kolei tylna była zdecydowanie krótsza i bardziej typowa dla smoków drzewnych.
Podoba ci się? Mi się podobają. ale nie dam ci diamentów i to nie tylko dlatego że nie ich mam. Ale chętnie się napiję. Lubie cydr, jest fajny i jest z jabłek. Normalnie nie jem jabłek ale jabłka w formie cydru są super!
Przekręcił łeb na bok przyglądając się starszej samicy. Dużo mówiła zupełnie jak on. Była granatowa. Zupełnie jak on. I była wesoła. Też jak on!
Wiesz czysto powietrzne fajnie wyglądają. Ty jesteś czysto powietrzna i wyglądasz fajnie!

: 10 kwie 2020, 20:10
autor: Torvihraak
Już po pierwszych słowach smoka Torvihraak była zachwycona. Właśnie dlatego, właśnie dlatego, tak jej się tu podobało! Najpierw Axarus, potem Pyzaty i Światokrąca, ale Obieżyświat, a teraz Luthien! No i jak tu nie zostawać dłużej?! Kto wie, ile takich smoków jeszcze się tu chowa!
-Naaaah, ciężko się nudzić strercząc na terenach pomiędzy aż czterema stadami, na których smoki ze wszystkich owych stad się przewijają, oraz też tłuką dziwne mięsne stwory.– kiwnęła głową na jego imię. Rój Nocy. Walniejsz słowo "Noc" albo "Mrok" do imienia i Kupczyni już się podobało. Szkoda, że nie widziała niestety żadnej ironi, bo im bardziej coś jest ironiczne, tym lepiej.
Pokłoniła się po ludzku, stawając na dwóch łapach
-Ach, jak uzdrowicielujący uzdrowiciel, to należy się szacunek. Jak dla każdego, kto uzdrowicielowuje i nie truje przy tym smoków- podniosła nagle wzrok i spojrzała na niego z udawanym podejrzeniem w oczach -Chyba że trujesz, i potem tylko mówisz "ojojoj ups, leczenie mi nie wyszło, jaka wielka szkoda, że ten smok umarł". Wtedy odwołuję pokłon. Ale mogę cie za to poklepać po plecach, jeśli byś chciał.–
Gdy ten rozłożył skrzydła, złotooka od razu pojawiła się u jego boku i zaczęła się im przyglądać z bliska. Pociągnęła nosem. Noż cholera jasna, nie mogła się do niczego przyczepić, no chyba że tego, że się różniły, ale dzięki temu były chyba jeszcze lepsze. Poruszała barkami, chrupnęło jej tam parę razy. -Jak się lata na dwóch parach skrzydeł? Jesteś w stanie latać tylko na jednych, drugie trzymając przy ciele? Wtedy mogłabym zapytać się o różnice, bo tak trochę ciężko byłoby stwierdzić, co jest różnego w stylach lotów, znając tylko jeden.– odsunęła się.
-No fajne, fajne. Chyba sama być chciała takie mieć, chociaż wiesz. Nie pogardziłabym w sumie żadnymi skrzydłami, póki dałoby się na nich latać. A może bym pogardziła? Takich pierzastych bym nie chciała. Ani brązowych. Ani czerwonych. Fioletowych też nie. Niebieskich w sumie też. Nie chciałabym też, żeby były za ciężkie. Albo za małe... Za to nie pogardziłabym tęczowymi... mmmm, chociaż nie. Pewnie takie to bym sobie sama po tygodniu wyrwała, bo by mi nie pasowały... w sumie ciężko mi siebie wyobrazić z jakimikolwiek skrzydłami, odzwyczaiłam się... – plus miała już tylke złe skojarzenia. Irracjonalna myśł, że jakby miała znów skrzydła, to znów byłaby tym smokiem. A ona była Torvihraak, bezskrzydłą powietrzną. Godną potępienia Kupczynią. Ona skrzydeł nie miała.
Zamruczała
-Ty biedaku, nawet diamentów nie masz. Ale spokojnie, ja też nie.–
A gdy Luthien powiedział, że cydr jest fajny i że go lubi, wytrzeszczyła oczy w szoku. Patrzyła na niego tak przez parę uderzeń serca, próbując zrozumieć, co się właśnie tu stało. Czyżby... to... niemożliwe. A jednak. A jednak!
Stanęła nagle na tylnych nogach i roześmiała się w niebogłosy, wyciągając łapy do góry, jakby wskazując na niebiosa.
-On lubi cydr! On lubi jabłka w formie cydru! Lubi jabłka w formie cydru!– oddychała szybko, podekscytowana. -Lubisz cydr! O słodka ciemności, ja chyba ciebie kocham- zawołała, wykonując ten sam gest, ale w stronę smoka Plagi. Nareszcie! Po tylu księżycach! Po tylu ksiezycach, ktoś nareszcie, NARESZCIE, napije się z nią cydru! To był cud! Prawdziwy cud!
Ściągnęła z siebie bukłak pełen alkoholu i już chciała mu go podać, oh jakże zadowolona z siebie, gdy się zawahała. A co jeśli się zepsuł? A co jeśli ktoś podmienił go na truciznę? Co jeśli tym kimś była ona? (Albo co jeśli Rój Nocy jest jednak rozsądny i nie napije się czegoś podanego mu przez nieznanego bezstadnego smoka, póki ten sam tego nie zrobi?) Odpowiedzi na te pytania były jej nieznane, ale znała sposób, aby się dowiedzieć paru rzeczy – szybko pociągnęła jeden duży łyk i dopiero potem wystawiła łapę z bukłakiem przed siebie. Uśmiechała się przy tym jak kot, który złapał wiewiórkę i się tym chwalił.

: 10 kwie 2020, 20:31
autor: Rój Nocy
Udał oburzonego gdy usłyszał jej podejrzenia.
Potwarz! Jeszcze nigdy nie zabiłem smoka, czy to specjalnie czy niespecjalnie! -zaprotestował z udawaną złością w głosie po czym się zaśmiał. Przy czym jego uśmiech brzmiał jak seria krótkich warknięć.– Jeśli chcesz to mogę cię z czegoś uleczyć jeśli będziesz kiedyś tego potrzebowała. Ale mam nadzieję że nie, bo jak ktoś mnie potrzebuje to ma wybebeszone jelita po jakimś konflikcie. To nic przyjemnego.
Gdy zaczęła obserwować jego kończyny obchodząc go dookoła, dumnie je przed nią prostował. Jakoś nigdy do tej pory nie czuł dumy z budowy swojego ciała, lecz teraz gdy samica tak na niego patrzyła... to poczuł się dumny.
Lata się... normalnie! wiesz, ja nigdy nie miałem jednej pary skrzydeł. Uderzam nimi naprzemiennie, raz Przednią, raz tylną parą. -wyjaśnił, po czym wybił się do góry i zawisł na wysokości połowy ogona nad ziemią, bijąc skrzydłami tak jak przed chwilą powiedział- Nie wiem, znaczy nie. Znaczy nie do końca. Zapewne mógłbym szybować. Przednie skrzydła mam ciut dalej niż zwykłe smoki, a jestem wyważony tak bym mógł normalnie unosić się przy pomocy dwóch. Może byłbym w stanie polecieć do przodu...
I spróbvbował polecieć do przodu składając tylną parę. I faktycznie. Poleciał. Zaraz stracił kontrolę i przywalił w ziemię wzniecając tumany kurzu ale wstał jak gdyby nigdy nic i podszedł do niej z powrotem.
Dałbym radę gdybym umiał. Ale nie umiem. -stwierdził otrzepując skrzydła unosząc je i trząchając nimi.
Gdy przyszła kolej na cydr... Poczekał chwilę, bo chyba samica miała obiekcje przed daniem mu łyka. Gdy w końcu otrzymał bukłak... wlał sobie wszystko do gardła. Po prostu. Bez przełykana.
Pycha! Jest bardzo dobry! Robisz dobry cydr! -pochwalił ją.– Och, ale ja ciebie nie kocham. Przykro mi. Ale nadal mi się podobasz, wiesz. Mówiłem że ładna jesteś. I dzielisz się cydrem, a ten cydr jest dobry!

: 11 kwie 2020, 11:16
autor: Torvihraak
Zaśmiała się cicho i machnęła łapą -Tak, tak, wszyscy tak mówią. Nie licząc tych, którzy liczą trupy, oczywiście.–
A potem Rój powiedział jeszcze, że może ją uleczyć, jakby coś i Torvihraak zdecydowanie stwierdziła, że dla smoków Wolnych Stad nie ma już nadziei. Gdzie była chęć zysku? Gdzie knowania i kłamstwa? Czemu smoki tu takie były? (A może to właśnie było kłamstwem? Oszustwem? Tylko jaki to by miało sens?)
Szybko zdusiła chęć chwycenie Luthiena za barki i wykrzyczenia mu tego w twarz (bo ile można? Czemu te smoki nic nie chcą za oferowaną pomoc? Czy Kupczyni miała zacząć im zapłatę do gardeł wpychać? Co było z nimi nie taaaaakkkkk!!!??) Zamiast tego jedynie uśmiechnęła się i powiedziała -Ach dziękuję, dziękuję. Zazwyczaj moje ciało szybko się regeneruje- musi. Inaczej by nie przeżyła -Ale jeśli jakieś brzydkie choróbsko mnie chwyci, albo będę umierać, albo będziesz chciał trochę łatwej praktyki, to możliwe, że na pewno prawdopodobnie skorzystam. I w sumie nigdy nie miałam wybebeszonych jelit, huh. Ciekawe kiedy będzie ten pierwszy raz?–

Uzdrowiciel wzbił się w powietrze, a samotniczka obserwowała. Latał trochę jak ważka, ale tak... wolniej. Nie znała się aż tak bardzo na areodynamice i innych naukowych podejsciach do latania, ale wydawało jej się, że z Luthiena jest dobry lotnik. Te drugie skrzydła powinny dawać duże pole do popisu w zręcznościowych trikach, nie były przecież nijak połączone z pierwszą parą. Ale chyba za to dwie pary były bardziej męczące? Chociaż kto to wie? Na pewno nie ona.
A potem spróbował lecieć na jednych skrzydłach (czego nie spodziewała się, że zrobi) no i poleciał. Przez chwilę. I przywali w ziemię. Ajjj. Podbiegła do niego
-Cóż za spektakularny upadek! Nic ci nie jest? Chociaż nie wyglada jakby było- pomogła mu w otrzepywaniu. I Luthien w sumie bardzo dobrze to opisał. Poleciały, gdyby umiał. Zapewne parę razy by spróbował i już by śmigał. Przecież te skrzydła były jak te u powietrznych! Smukłe, długie i potężne.... ah, Torvihraak uważaj, bo na starość sobie jakiś fetysz skrzydeł wychodujesz.
Patrzyła na uzdrowiciela z podziwem, pysk miała lekko rozwarty. Oczywiście uśmiechała się przy tym głupkowato. Światy niezrodzone, jej cydr, jej cydr! Był pijalny! Ktoś go pił! Ktoś go wypił! I to z jaką klasą! Ślepia zaczęły jej łzawić i padła na ziemię.
-Ty... ty nie musisz mnie kochać. Mi wystaczy uwielbiać ciebie. Uwielbiać, ubóstwiać, miłować. Dobry cydr. Dobry cydr. Ile ja na to czekałam. Już zaczęłam wątpić- nagle się zerwała na nogi -i dziękuję, dziękuję, ty też jesteś bardzo przystojny. Właśnie do mnie doszło, że już nie mam cydru, ale muszę przyznać, że jakoś mnie to bardziej cieszy niż smuci.– pokręcia łbem -A może chciałbyś się wymienić? Ustaliliśmy, że diamentów oboje nie mamy, ale ja posiadam trochę przypraw, herbat i innych roslinnych rzeczy. Iiiii bardzo bym chciała się czymś wymienić. Czymkolwiek naprawdę. Brakuje mi tego. Właśnie, masz może trochę nasion kawy? Albo owoców kakaowca? Takie owoce kakaowca można zostawić na parę dni, tak aby zaczęły fermentować, potem wyciąga się nasiona i znów zostawia się je do fermentacji. Suszy się to, potem praży, potem mieli, a potem... potem to się chyba podgrzewa i słodzi? Czy jakoś tak. Hmm... Tak. Jakoś tak. Nie przemysłałam tego, ale jakoś tak się robi czekoladę. Z podkreśleniem słowa "jakoś". Ale jestem skłonna poeksperymentować, bo czekolada, mój drogi, jest jeszcze lepsza od herbaty, a to już są niesamowite poziomy smakowitości. To jest takie... mmm, czekoladowe.... to co mi by wyszło zapewne byłoby niejadalne, bo aczkolwiek podglądałam istoty, które tym się zajmowały, to nie do końca jestem pewna jak to robili. Ale cholera, tu chodzi o czekoladę. Jestem skłonna popełnić parę...set przestępstw wobec wszystkiego co czekoladowe, jeśli to by znaczyło, że kiedyś będę potrafiła mniej więcej wytwarzać własną. Eh, trzeba było być upierdliwym i wywrzeć na nich presję, aby mnie nauczyli. Koleny błąd życiowy do wpisania na listę błedów życiowych. Smutne to bardzo. – tak zakończyła swój monolog.
A może to było tylko przerwą?

: 11 kwie 2020, 14:42
autor: Rój Nocy
Luthien przysłuchiwał się jej z dumą wymalowaną w ślepiach przyjął jej komplement. Nie widział czemu tak mu się podobało to spotkanie ale tak właśnie było. Po raz pierwszy trafił na smoka tak otwartego i wesołego jak on sam. Niesamowite przeżycie. I robiła śmieszne miny!
Och ale nie masz za co mnie uwielbiać, to znaczy to takie duże słowo, a ja tylko powiedziałem prawdę. Twój cydr jest dobry... Szkoda że go już nie masz. -odparł jej, po czym przysiadł na ziemi. Przysłuchiwał się jej dalej ale tym razem zaczęła używac słów których w ogóle nie znał. Na jego pysku zaczęło malować się coraz większe i większe skonfundowanie.
Em... nie mam pojęcia o czym mówisz. Nie wiem co to jest kakao ani czekolada. Ale ja nie mam nic na wymianę. Mam zioła i tyle. A te mi są potrzebne do łatania smoków. Wybacz.
Był wyraźnie zatroskany że musiał rozczarować smoczycę. Nie podobało mu się to bo jej zachowanie sprawiało że czuł się lepiej. A tu takie rozczarowanie z jego strony.
Hej, a może mógłbym zaoferować siebie w zamian za Ciebie, co? Jestem taaaaaki przystojny, mam dużo skrzydeł i w ogóle! Co na to powiesz? -zapytał się nagle stając z werwą naprzeciwko niej, rozczapierzając swą krezę by prezentowała się w pełnej krasie. Rozłożył także wszystkie cztery skrzydła, unosząc przednie nieco wyżej, by było widać je wszystkie. Cóż za oszałamiający widok!

: 12 kwie 2020, 10:51
autor: Torvihraak
Czuła się trochę zawiedziona tym, że Rój nie miał zbytnio niczego do wymiany, ale nie pokazała tego po sobie. Zamiast tego skoncentrowała się na tym, że smok nie wiedział co to czekolada, i to było takie bardzo smutne. Są tu smoki nieznające herbatek, smoki nieznające ciasteczek i smoki nieznające czekolady. Smutny żywot, bardzo. Ale przyjemniej alkohol był znany. (I cydr wypity)
Ale wracając do czekolady, Kupczyni nie mogła pozwolić aby Luthien cierpiał dalej w niewiedzy, oj nie nie. Podniosła palec.
-Pozwól więc, że zaprezentuję- powiedziała, po czym z gęstej sieci maddary zaczęła tworzyć czar. Pomiedzy smokami, na wysokości piersi miał się pojawić kawałek czekolady. Lewitujący w powietrzu, póki ktoś go by nie wziął do łapy jeden, piękny kawałek. Brązowy, czworokątny i jakże aksamitny w czekoladowym smaku. Twardy, ale pod wpływem ciepła roztapia się. Idealny kawałek słodkiej czekolady. Maddara oplotła wyobrażenie i urzeczywistniła je.

Podniosła łuki brwiowe z rozbawieniem, po czym płynnym ruchem zbliyła się do Luthiena tak, że jego głowa znajdowała się obok jego. -Tak od razu? Najpierw się samicę na kolację zaprasza, kupuje jej korale- zamruczała i obrociła się, przejeżdżając czubkiem ogona przez jego plecy -bo na przykład już mówienie, jaka to ona jest piękna masz za sobą- dmuchnęła zimnym powietrzem z nozdrzy, po czym roześmiała się łagodnie -No, chyba że masz na myśli wymianę typu skrzydło za łapę, wtedy tylko zapytam się które?–

: 12 kwie 2020, 15:49
autor: Rój Nocy
uthien niepewnie wyciągnął łapę po bryłkę czekolady i wpakował ją sobie do pyska. Była pyszna. Luthien po raz pierwszy miał w pysku coś słodkiego. Nie lubił owoców, do tej pory jadł same mięso, które popijał wodą lub okazjonalnie winem przyniesionym z wypraw. Jedyne co było bliskie słodyczy to cydr. Ale czekolada to coś kompletnie innego, coś nie z tej ziemi. Niesamowite.
Mmm... Pycha! -skomentował zadowolony ze zjedzenia iluzji. Może kiedyś dorwie prawdziwą czekoladę? to byłoby coś.
Gdy samica podeszła bliżej i przełamała barierę prywatności, kreza na grzbiecie uzdrowiciela zafalowała.
Wypiłem z tobą cydr! To świetny posiłek! -zaprotestował żartobliwie, a w odpowiedzi na ruchy jej ogona, jego własny oplótł się wokół jej łokcia prawej łapy.
Myślę że wiesz co mam namyśli... -mruknął do jej ocha, po czym wystawiwszy długaśny język liznął ją od ucha w dół jej szyi w namiętnym geście.

: 13 kwie 2020, 14:48
autor: Torvihraak
Przerwała dopływ maddary do iluzji, czy wyobrażenia, a może bardziej trochę zmodyfikowanego wspomnienia? Tak czy inaczej, miała nadzieję, że dobrze odtworzyła cały jej smak. Nie chciała popełnić żadnego świętokradztwa wręcz, przeciw świętej istocie czekolady.... przynajmniej nie za pomocą magii.
-Nooo, czekolada jest genialna. Ale trzeba w sumie uważać, bo hem, smoki nie koniecznie powinny ją jeść, ale cóż, nie ma rzeczy dobrych, bez cienia rzeczy złych. –

Rzuciła mu uśmiech pełen zębów. Mogłaby powiedzieć, że cydr to nie kolacja, ale nie będzie tak obrażać swojego alkoholu jabłkowego, oj nie nie. Przecież jej cydr był idealnym zamiennikiem romantycznej kolacji i korali, każdy to wiedział. No, a przynajmniej ona.
Znów zamruczała, ocierając się o bok Roju, zaczynając ruch głową, a kończąc na ogonie. Okrążyła w ten sposób samca, żeby w końcu zatrzymać się, ciało przy ciele, głowa przy głowie. Nachyliła się
-Mam 80 księżycy- wyszeptała, i tak jak poprzednio zaśmiała się lekko, tym razem zaniosła się śmiechem i odskoczyła z lekkim obrotem, aby znów znaleźć się na przeciwko Luthienowi. Jej ogon wywijał zawijasy z tyłu, a sama smoczyca wyglądała na bardzo rozbawioną. Niech się chłopak postara, jeśli na prawdę chce.

: 13 kwie 2020, 15:20
autor: Rój Nocy
Kreza samca zafalowała lekko, gdy Torv otarła się o niego. Jego ogon Owinął się wokół jej ogona, zsuwając się z niego powoli w miarę jak przechodziła obok niego. I nagle podała mu swój wiek. I nagle Lutek się tym nie przejął. Spojrzał się na nią zdziwiony kompletnie nie rozumiejąc.
A ja trzydzieści. Lubię kraść alkohol na misjach poza barierą. -powiedział z niepewnym uśmiechem wymalowanym na pysku. Nie wiedział co odpowiedzieć, więc podążył z informacją podobną do tej która padła z jej pyska. Śledził ruchy jej ciała, jego całą mimikę. Widział oznaki ekscytacji u niej, więc chyba musiała to być jakaś gra! Uśmiechnął się szerzej... Nieco drapieżnie.
Spiął mięśnie i skoczył na nią, popychając ją tak by wylądowała na ziemi nie robiąc sobie krzywdy. Sam stanął nad nią uśmiechając się i liznął po całej długości jej szyi.
Mam cię! -zachichotał z wyszczerzem na pysku.

: 01 cze 2020, 2:00
autor: Horyzont Świata
//inny czas, ja tu tylko coś zjeść

Czas w końcu coś zjeść, dobrze, że miał trochę jedzenia w zapasie. Przytargał trochę sarny i owoców, nie za bardzo kojarząc w sumie co to za owoce. Ale pachniały smacznie, to się liczy. Zjadł więc najpierw trochę tej sarny a potem zjadł owoce, jako słodkie dopełnienie posiku .
Se'ze zaś podał do wchłonięcia czerwony rubin, które ostatnio stały się jej ulubionymi kamieniami. Żywiołaczka lubiła ich smak, określała je jako słodkie, aksamitne ale zimne jak najsurowsza zima. Kiedy każe z nich było syte, opuścili to miejsce.

: 23 cze 2020, 0:05
autor: Torvihraak
//ja tu tylko zjeść i spadam oraz tamta fabu się zdechła przez mojego doła

Może podróż do Wolnych Stad nie była aż tak męcząca i traumatyczna, jak mogła być (tym razem nikt jej nie chciał oskórować) ale to nie znaczyło, że złotokoka nie mogła być zmęczona, albo dokładniej mówiąc głodna. Bo była głodna, nawet bardzo.
Przysiadła więc sobie i sciągnęła torby, a następnie przeciągnęła się i rozmasowała lekko blizny po skrzydłach, krzywiąc się przy tym. Stary ból, na który prawie pernamentne obciążenie nie pomagało.

Sięgnęła po jedną z sakiewek i otwarła ją. Wewnątrz znajdywały się jej resztki zapasów na drogę – suszone mięso i owoce. Wyciągała cząstki i wsadzała je do pyska , żując tak, jakby chciała, ale nie mogła. Co z tego, że było to dobrze przyprawione i nawet całkiem smaczne? Ile przecież można było jeść to samo suszone coś?
Przez chwilę samica zastanawiała się, czy stado ziemi dalej oferowało jej tereny łowieckie, ale potem zawiązała saszetkę z zapasami, ubrała ponownie torby i ruszyła w drogę. Nie będzie wiedziała, póki się nie zapyta, prawda?
//zt

: 21 sie 2020, 16:53
autor: Słodycz Ziemi
Mała co raz śmielej wychodziła na samotne wyprawy, zwiedzając tereny Wolnych Stad. Rodzice byli często zajęci, tak jak i Brzoskwinka. Goździkowi to nie przeszkadzało, dobrze jej było poznawać okolice we własnym tempie. W swoich wędrówkach dotarła do Podnóża Skał. Było tutaj ciszej niż w innych miejscach, a i smoków wydawało się jakoś tak mniej. Czuła także przyjemy zapach natury dochodzący z pobliskiego lasku. Usiadła więc sobie w cieniu, owijając łapki ogonem i obserwując wiewiórkę, która buszowała nieopodal. Mała skupiła na niej całą swoją uwagę, wkrótce jednak poczuła zmęczenie. Położyła się za jakąś skałą, kryjąc się przed przypadkowi spojrzeniami, gdyby ktoś zawitał w to miejsce. Zamknęła ślepia. Nie spała, a jedynie czuwała, wsłuchując się w odgłosy wydawane przez las.

: 23 sie 2020, 3:35
autor: Żałobna Pieśń
Jednym z tych odgłosów był odgłos kogoś kogo samiczka z pewnością nie chciała usłyszeć. Jej ukochana mamcia... Właśnie wracała z areny niemal cały przód ciała i pysk mając wysmarowany krwią (oczywiście czyjąś). W każdym razie Szarlatanka mijała Błękitne Skały i jakoś tak... Wyczuła dość znajomy zapach. Nie zapomina się w końcu jak pachną własne dzieci, a Ha'ara bardzo mocno czuła zapach jednego z nich. Rozejrzała się więc trochę zmartwiona brakiem śladu kompanki ojca ich córek.
~ Melys?! Sbeislyd?! Jesteście tu?~ Nawoływała licząc, że tylko jej się wydawało. Jednak jeśli, któraś z jej córek tu jest... Basior dostanie po zadzie.

: 23 sie 2020, 18:38
autor: Słodycz Ziemi
Drzemała, gdy usłyszała głos mamusi. Najpierw wydawało jej się, iż tylko sobie to wyobraziła, jednak po chwili Goździk powróciła do rzeczywistości. Ochoczo wstała i wyjrzała szybko zza skały za którą się ukryła.
– Mama!... – krzyknęła wesoło, jednak szybko zbledła jej minka. Szarlatańska wyglądała nie do poznania. Piękne futerko mamusi pisklaka było całe wysmarowane krwią, a w pierwszej chwili mała myślała, iż jest to krew właśnie Obietnicy.
– Mama? Co się stało? Mam zawołać tatusia? I mojej siostrzyczki tu nie ma, tylko ja. – rzekła zaniepokojona stanem Plagijki, uświadamiając sobie, że mama zapytała także o Brzoskwinkę, której z nią nie było.

: 26 sie 2020, 14:43
autor: Żałobna Pieśń
Ha'ara zwyczajnie zmartwiła się czując zapach córki w takim miejscu. Rozglądała się nerwowo i gdy w końcu jej córka wyjrzała zza skał... Odetchnęła z ulgą. Po chwili jednak Goździk mogła zauważyć, że jej mama z lekka się zdenerwowała. Zwłaszcza gdy samiczka skończyła mówić.
~ Melys kochanie co tu robisz sama? Tata wie, że tu jesteś? Czy się wymknęłaś?~ Zarzuciła córkę pytaniami rozglądając się za Basiorem czy chociaż jego kompanem. Lolitki jednak nigdzie nie było.
~ Nie możesz tak dreptać sama gdzie sobie zażyczysz. To było bardzo głupie i niebezpieczne.~ Powiedziała już spokojniej przytulając córkę do ciała. Już trochę wyrosła... Szkoda, że Ha'ara nie miała szansy by obserwować jak z każdym dniem jej córcia jest ciut większa.
~ Odprowadzę cię do domu dobrze?~ W zasadzie... Co broniło jej zabrać Melys do Plagi? Nikt ich nie widział. Żaden ziemny nie pilnował jej córki, więc... Po kilku tygodniach samiczka zapomniałaby w ogóle jak żyło się w Ziemi. Wyrosłaby na dumną Plagijkę...

: 27 sie 2020, 8:14
autor: Słodycz Ziemi
Mała posmutniała, gdy mama nie udzieliła jej odpowiedzi, co się jej stało. Goździk zdążyła się jednak zorientować, że krew nie należy raczej do Plagijki. Pisklę przytuliło się do miękkiego futerka mamusi, chłonąc jej obecność. Tak bardzo za nią tęskniła...
– No.... Eeee... Tato jest zajęty chorymi i rannymi smoczkami, więc pewnie nie wie. Ale nie martw się mamo! Nie pierwszy raz tu jestem! Nie zgubię się! – odparła wesoło, nie zdając sobie sprawy o jakiego rodzaju niebezpieczeństwa chodziło mamie. Skrzywiła się na dalsze słowa mamusi.
– Nieeee. Nie chcę wracać. Mamusiu, a ja mam do ciebie pytanie. Bo ja chcę też mieć kompana i wtedy nie będzie musiała pilnować mnie Lolitka! Jak przekonać kompana żeby był moim kompanem? To jest łatwe? Mam mu powiedzieć "Ej ty! Bądź moim kompanem!"? Mamusiu, a nauczysz mnie jak rozmawiać z kompanem? Proszę proszę proszę! Ja tak lubię spędzać z tobą czas! Nie chcę wracać do Obozu Ziemi bo się nudziłam tam! – zaczęła wyrzucać z siebie wesoło słowa, wymyślając prośbę na poczekaniu. Chciała jak najwięcej czasu spędzić z Ha'arą.