Strona 27 z 35

: 03 lip 2022, 11:57
autor: Maros

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Pokiwał delikatnie głową.
– Jeśli będzie dostatecznie szczelna, by jej zawartość nie wylała się w torbie, to tak. – swoją drogą, było to dość niecodzienne zainteresowanie. Nie postrzegał tego w negatywny sposób, kości jak każdy inny materiał, bardzo łatwo można było je nabyć, nawet smocze.

– Jeśli dobrze dobierzesz eliksir, do powagi rany to zadziała. Całkiem wyleczy najlżejsze obrażenia, te cięższe zaleczy do stanu lekkich. Jak z twoją strzałą. – wyjaśnił sięgając po trzy miski. Jedna z nich postawił przez Erlyn, jeśli chciała mogła zabrać również kawałek materiału do wyciśnięcia soku jak i moździerz. Z boku spoczął bukłak z wodą.
– Ale niestety urwanej łapy już nie naprawi, ani dziury w klatce piersiowej. – skwitował to westchnieniem.

– No dobrze, teoria była, czas na praktykę. – delikatny uśmiech powrócił na pysk, gdy tylko odepchnął od siebie widok Nozzadrychy.
Do wszystkich rzeczy dołożył jeszcze rubin z torby.
– Spróbuj zrobić jeden, zobaczymy jak wyjdzie. – nie mogło być nauki bez ćwiczeń, co to była by wtedy za nauka.

Podczas gdy smoczyca zajęła się eliksirem i on nie pozostał bez zajęcia. Z kilku sakiewek wyjął odpowiednie zioła, które jedno po drugim miażdżył w moździerzu, następnie trafiały one na materiał, który ściskał nad miską, pozyskując w ten sposób jak najwięcej ich soku. Do pierwszej miski cztery liście babki, cztery jagody jałowca, cztery liście nawłoci, cztery liście ślazu.
Do drugiej, w podobny sposób co pierwsze, osiem korzeni żywokostu, cztery liście ślazu, cztery jagody jałowca, osiem liści nawłoci, cztery gałązki macierzanki, cztery liście jemioły, osiem kwiatów dziurawca.
Nie spieszył się, każde z ziół wykorzystując jak tylko się dało. Do obu misek dolał nieco wody i z pomocą maddary zagotował. Pozostawił do ostygnięcia, a gdy płyn byłby już chłodny, przelał do buteleczek dzieląc na równe części. Każdą zamknął szczelnie, sprawdzając czy nie cieknie.

: 03 lip 2022, 14:10
autor: Odłamek Raju
Czy jej twory z kości bywały szczelne? Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ostatnio zrobiła tylko ten hełm dla Edela, a poza tym nie znajdowała ani czasu, ani natchnienia. Może pora to zmienić. Wydała z siebie cichy pomruk przytaknięcia.

Ostrożnie przysunęła bliżej siebie miseczki, materiał oraz moździerz. Wyglądała trochę jak pisklę, które nie było pewne jak się bawić zabawkami podarowanymi przez rodzica. Miała zrobić eliksir...? Uh. Bała się, że zmarnuje zioła i nic z tego nie będzie. Niby Plaga nie była biedna pod tym względem, a jednak z tyłu głowy miała wygrawerowaną naukę o chomikowaniu wszystkiego co przydatne. Wyjęła mniejsze listki babki, ślazu, nawłoci oraz pojedynczą, tycią jagodę jałowca. Dzięki materiałowi od Pokłosia udało się jej bez problemu wycisnąć soki do miseczki. Dodała odrobinę gorącej wody i zamieszała, choć przez moment bulgotała i Erlyn prawie odskoczyła ze strachu. Szczęśliwie tego nie zrobiła. Gotową miksturę przelała do drugiej miski (bo fiolki jeszcze nie miała) i zerknęła na to jak sam uzdrowiciel pracował.

Trochę za bardzo zafiksowała się na jego łapach.
Masz silne, pewne palce – wypaliła bez namysłu to, co akurat pomyślała. Spaliła buraka pod futrem i niemalże wcisnęła mu tę miseczkę. – S-skończyłam.

: 03 lip 2022, 20:37
autor: Maros
Sam również obserwował pracę uzdrowicielki, nieco szerzej uśmiechając się gdy widział jej wybory ziół.
– Nie musisz wybierać tych najbardziej lichych. – wtrącił cicho, gdy obaj skupieni byli na swojej pracy.
Niby przywykł do zapachu ziół, czasem jednak ich zbyt intensywna woń stawała się nieco nieprzyjemna. Nie objawiało się to w jakikolwiek sposób.

Przy następnych słowach przyjrzał się jej nieco zmieszany. Chyba nie przywykł do pozytywnych komplementów.
– To chyba dobrze. – chwycił miskę, by jej zawartość nie rozlała się. Jej zawartość wyglądała poprawnie. Powoli ją wystudził, przelewając z naczynia, do naczynia, by finalnie wlać do jednej z buteleczek pustych i zatkać koreczkiem.
– Ten jest twój. – wyciągnął ku niej prawą łapę, a w niej wyrób Erlyn.

// raporcik z eliksirów leczących I

: 03 lip 2022, 23:02
autor: Odłamek Raju
Skrzywiła się lekko.
Plaga lubi być... o-oszczędna – chwilę jej zajęło dobranie odpowiedniego określenia.

Chwyciła małą buteleczkę. Nie było to nic zaskakującego, widziała je już i nawet używała, ale nigdy nie zrobiła tego sama. Oglądała nie tylko ciecz w środku, ale też Marosa którego lico prześwitywało przez szkło. Zanim się zorientowała co robi, stanęła na palcach (bo nadal była od niego niższa, zasługa Viliara) i polizała go nieśmiało po prawym poliku. Ot, niezobowiązujący buziak.
Dziękuję. – Schowała fiolkę do torby.

: 04 lip 2022, 13:21
autor: Maros
Pokiwał głową na znak, że rozumie podejście Plagi. Sam zbierał u siebie wiele rzeczy, bo może kiedyś się przydadzą.

Gdy zbliżyła się, zamarł na moment nie wiedząc czego się spodziewać, szybko jednak otrząsnął się z tego czując na policzku ciepły oddech. Gdy już się odsuwała, zdążył jedynie delikatnie musnąć ja bokiem pyska, głównie miękkim nozdrzem.
– Nie ma za co. – kolejny raz chciał coś zrobić i skończyło się tylko na chęciach. Nieco niezdarnie zaczął wiązać sakiewki z ziołami.

: 04 lip 2022, 13:25
autor: Odłamek Raju
Uszy rozlazły się jej na boki. O ile z Pokłosiem czuła się na tyle swobodnie, by okazywać mu niemalże tyle czułości co Mahvran, Abelli czy Viliarowi, tak zdecydowanie nie przywykła do bycia odbiorcą.
Y--yhym – wymamrotała nieśmiało, palcem zaczesując zbłąkany kosmyk ciemnej grzywy. Edel poderwał się i zatrzepotał skrzydełkami. – Oh. M-muszę iść. Mamy chyba zaraz c-ceremonię. D-do zobaczenia? – posłała mu pokrzepiający uśmiech, a po pożegnaniu się oboje rozeszli się w swoje strony. /zt x2

: 02 sie 2022, 8:31
autor: Infamia Nieumarłych
Gdzieś w głębi duszy podejrzewała, że podąży za nią, ale mimo dziwnej umiejętności przewidzenia tego faktu nie podjęła akcji, które mogłyby go utrzymać w miejscu i zakończyć interakcję, nim na dobre się rozpoczęła. Może jednak podświadomie liczyła, że uczepi się jej ogona po raz kolejny. W swojej pysze śmiała sądzić, że znała go już na tyle, by znać misterne mechanizmy jego działań. Nie lubił niedopowiedzeń. Nie lubił nie wiedzieć.
Z drugiej strony, kto lubił? Może nie znała go wcale, tylko po prostu skategoryzowała go tam, gdzie całą resztę, wedle najbardziej ogólnikowych i prostych definicji i skojarzeń?
Buchnęła parą z nozdrzy, idąc przed siebie. Co jakiś czas zbaczała lekko z trasy by otrzeć się o okoliczne drzewo, bezlitośnie zdzierając z niego drobne kawałki kory, jakby liczyła że to poświęcenie pozwoli jej oczyścić się z aury Świątyni, do której weszła wbrew swoim wierzeniom i, technicznie, religijnym uprawnieniom. Mimowolnie przyspieszyła nieco kroku, chociaż i tak wiedziała, że Strażnika nie zgubi. Nie, żeby to miało jakieś większe znaczenie. O dziwo, podczas gdy ktokolwiek inny oberwałby już po pysku za tak oczywiste próby podążania za nią, tak ku niemu nawet się nie odwróciła. Może to ta ciekawość związana ze skrajnymi naturami ich dotychczasowych interakcji? Technicznie rzecz biorąc, znała go od czasów pisklęcych, nawet jeżeli było to tylko namaszczenie go mianem wroga z racji oddychania powietrzem Zdradliwego Urwiska w dniu upadku Cienia, a potem przelotne dostrzeganie jego brązowych łusek pośród terenów Ziemi.
Mimo to, była to jakaś stara relacja, a ponieważ była sentymentalna, trzymała się jej mimo, iż nie była zbyt pozytywną. Strażnik zaczął, mniej lub bardziej świadomie poświęcać jej czas wtedy, gdy jej życie ostatecznie rozpoczęło przesypywanie się jej przez palce, więc uchwyciła się go z braku lepszych rozwiązań.
Był jej sposobem na zabicie nudy. Chyba.
Ale cóż, quid pro quo; i on wykorzystywał ją w jakiś sposób, może też dla zabicia własnego wolnego czasu. Wiedziała o tym, ale starała się to ignorować, bo i tak czuła się w życiu wystarczająco uprzedmiotowiona, przez wszystkich i wszystko.
Dotarcie do Samotnego Pagórka nie zajęło dużo czasu – był nieopodal Warsztatu, toteż wkrótce samica wyłoniła się spomiędzy drzew i zwinnie, w kilku susach, znalazła się na szczycie niewielkiego wzniesienia. Hiena dreptała za nią, co jakiś czas zatrzymując się, lub zataczając wokół wiedźmy nerwowe koło, bądź rzucając nerwowe spojrzenie na samca podążającego na ich tyłach.
Mahvran zeszła nieco niżej, do źródła wypływającej ze wzniesienia rzeki, przysiadając przy niej i potrząsając łbem. Owinęła się przydługim ogonem, po czym zanurzyła palce skrzydeł w wodzie, zaczynając się nią ochlapywać, jakby to lodowate orzeźwienie mogło oczyścić ją z religijnego upodlenia, jakiego się dopuściła.
Vidblainn położyła się nieopodal, przednimi łapami opierając się o wywernowy ogon i machając nerwowo na boki swoim własnym, rozchlapując na boki dodatkowe krople wody ściekającego z wilgotnego, ciemnobrązowego włosia.
Infamia pozostawała świadoma obecności proroka gdzieś w swoim pobliżu, ale nie zamierzała sama rozpoczynać serii pytań. Skoro tak uparcie za nią podążał, musiał mieć w tym swój cel, więc od siebie podarowała mu jedynie sadystyczną ciszę, którą przerwać musiał sam z siebie, jeżeli chciał cokolwiek zyskać... Albo cokolwiek stracić.

: 02 sie 2022, 11:18
autor: Strażnik
Jak przekonał się po wyjściu ze świątyni, rzeczywiście to właśnie na nią mógł zrzucić przynajmniej fragment swojej niepoprawnej reakcji. Czym dłużej szli przez las, tym szybciej do jego umysłu zaczęło przebijać się znicierpliwienie i irytacja.
Co teraz? Będą tak wędrować w nieskończoność, aż dotrze do granicy, za którą miałaby usprawiedliwienie by poderżnąć mu gardło?
Nawet jeśli nie zdołał przyjrzeć się jej zbyt długo, mógł wyróżnić przynajmniej tyle, że wygląda na mocno osłabioną – wręcz wygłodzoną. Była to zatem kolejna przeszkoda z którą musiała się zmagać, niedługo po swojej konfrontacji z przerastającymi ją emocjami. Czy nie była to jakaś złośliwa ironia losu, że bliżej poznawali się głównie gdy cierpiała? Może hiperbolizował i w nerwach wykluczał te mniej istotne spotkania, ale biorąc pod uwagę, że to już trzeci raz, gdy widzi go w momencie swojej słabości, nic dziwnego że mogła podświadomie przypisać mu więcej negatywnych skojarzeń.
Nie żeby potrzebowała w tym pomocy, wystarczyło na niego spojrzeć, ale dlatego tym bardziej postrzegał to za problematyczne.
Czy dawało mu to jakąś władzę nad sytuacją? Czy chcąc wymusić od niej zeznania dotyczące swojego dyskomfortu byłby jedynie apodyktycznym manipulatorem, który dla własnego uspokojenia i komfortu rozdziera jej bezpieczne bariery? Jakie miał prawo, żeby w ogóle pytać, na litość boską. Czy gonienie za nią w lesie, gdy specjalnie przyspieszyła kroku nie było już popieprzoną desperacją?
Zamarł na chwilę, gdy uciekając na wzniesienie zniknęła mu z oczu. Nawet jeśli normalnie mógłby ją wytropić, gdyby zdecydowała się użyć skrzydeł, lot za nią byłby już zdecydowanie zbyt dużym wysiłkiem, nawet jeśli zamierzałby się go podjąć.
Na szczęście dalsza analiza sytuacji i skrócenie dystansu przekonały go iż był w błędzie, a smoczyca wraz ze swoim obrońcą jedynie zbliżyli się do rzeki. Odchrząknął do siebie, w formie oszczędnej samokrytyki.
Żeby nie podchodzić od tyłu, specjalnie nadrobił drogi, by wykonać okrąg wokół nich i marszem zbliżyć od ich prawej strony. Nawet wtedy zachował bezpieczną przestrzeń, ale już na tyle małą, że mogli bez przeszkód rozmawiać. Sam stał zaledwie krok od rzeki, ale nie zwracał na nią teraz najmniejszej uwagi.
Otworzył pysk. Przez chwilę jednak nie padło nic, jakby w środku bił się ze słowami.
Chciałem z tobą porozmawiać, tym razem profesjonalnie, z racji twojej rangi, ale nie byłaś dostępna – Techniczny ton, prosta uwaga. Nie przekraczał zatem żadnych personalnych granic.
Znów odchrząknął.
Spotkanie cię w świątyni było przypadkiem, a że wyglądasz na.. osłabioną, podążyłem by rozeznać się w twoim stanie. Co do niego doprowadziło? – Jego utrzymanie oficjalnej maniery nie było częścią gry, jedynie odruchem po który sięgał, gdy nie wiedział jak dostosować swoje podejście. Tę wersje znali wszyscy, więc nawet jeśli była sztywna i trąciła sztucznością, stanowiła jednocześnie jego neutralność.

: 02 sie 2022, 11:57
autor: Infamia Nieumarłych
Przejeżdżała palcami po matowych, posiwiałych łuskach, zaciskając zęby. Nie z powodu zimnych kropel wody, lecz dlatego że czuła jak szorstkie były, jak nieprzyjemne w dotyku, jak drżały przy mocniejszym nacisku, jak gdyby w każdej chwili miały odpaść. Nozdrza jej zadrżały, gdy w pewnym momencie straciła kontrolę nad buzującym w niej gniewem i dotknęła swojego barku ze zbyt dużą siłą, smagając go szponami. Dwie łuski, niegdyś lśniące przyjemnym, piaskowym brązem leżały na ziemi, raniąc ślepia wiedźmy swoją obecną aparycją, pełną zarysowań i braku blasku.
Nie patrzyła na taflę wody, za wszelką cenę chcąc uniknąć spojrzenia na własne odbicie, zupełnie jakby miało to równać się z nałożeniem na siebie wyroku śmierci.
Wypuściła powietrze z płuc niewyobrażalnie powoli, jakby próbowała odzyskać nad sobą kontrolę, gdy w końcu Strażnik przemówił. Słyszała jego kroki gdy próbował znaleźć jakąś bardziej odpowiednią pozycję, zamiast zachodzić ją od tyłu jak drapieżnik zwierzynę.
Nie odpowiedziała mu od razu, oczywiście. Ale prorok zapewne do tego przywykł.

Profesjonalnie. Powtórzyła leniwie. Głos, jak się okazywało, miała taki sam jak zawsze, toteż tutaj łatwo było, bazując na dotychczasowych przeżyciach, zdać sobie sprawę jakie emocje się w nim czają. Samica mówiła powoli, jakby z całej siły próbowała powstrzymywać gniew.
Właściwie to po co? Kim był Strażnik Gwiazd by oszczędzać mu jej wściekłości? Jak już, to wybitnie na nią zasługiwał.
A no właśnie, problem w tym, że zupełnie nieświadomie przeprogramował pewne części jej umysłu na swoją korzyść. Czym? Najprostszym gestem, jakim było wpierw podarowanie jej figury szachowej w formie, cóż, bezinteresownego prezentu, a potem zabierając ją za barierę, czyli gdzieś gdzie czuła się swobodniej niż tu. To w pewnym sensie zbudowało na jego ciele delikatną warstwę ochronną, która potencjalnie dawała mu znacznie więcej ochrony od fizyczności jej wybuchów agresji niż komukolwiek innemu.
Był w bezpieczniejszej pozycji niż ktokolwiek ze stada Plagi, które było pod jej opieką, bo nikt z obecnie tam żyjących nie zdołał nawiązać z Infamią na tyle silnej – nawet jeśli dziwnej, wypaczonej, może jednostronnej – więzi.

– Jakby więc odpowiedzieć ci w sposób profesjonalny... – Kontynuowała, biorąc dwie leżące na ziemi łuski w palce, po czym przywołując magiczny płomień, by zamienić je w popiół w przeciągu kilku krótkich uderzeń serca. – Błogosławieństwo twojej oblubienicy nie zadziałało.
Nie patrzyła na niego w ogóle, zamiast tego garbiąc się jeszcze mocniej i wlepiając wzrok w drżącą końcówkę swojego ogona, którą trzymała tuż przed palcami skrzydeł. Krople zimnej wody ściekały jej po oszpeconym ciele.
– Chyba, że był to celowy sabotaż? – Zarzuciła na wpół nonszalanckim tonem, w którym brzmiały jednak oczywiste nuty ohydnego chłodu. Zirytowana niekontrolowanym tańcem swojego ogona, nagłym ruchem przyszpiliła jego koniec do ziemi swoimi palcami – ruch był tak nieprzewidziany i gwałtowny, że leżąca obok samicy hiena podniosła się nagle i zachichotała cicho, nerwowo, chowając włosie własnego ogona między swoimi tylnymi łapami.

: 02 sie 2022, 12:32
autor: Strażnik
Napięcie w jej głosie go nie zaskoczyło, choć instynktownie spiął się na jego obecność. Jeśli trawiła ją choroba, której nie mogła wyleczyć w świątyni, nic dziwnego że teraz nie miała nastroju na lżejszy, przesycony zwyczajną uszczypliwością ton.
Podszedł o krok bliżej, bardzo ostrożnie, a potem usiadł, jasno obwieszczając, że nie próbuje znaleźć się obok.
Łuski, które spopieliła dały mu nieco szerszy wgląd na sytuację, jakby wcześniej podświadomie negował skalę problemu. W zasadzie nadal to robił. Był jednak fizycznie zablokowany, by mocniej go zgłębić. Nie chciał się martwić. Nie powinien. W piersi wzrósł zatem znajomy dyskomfort będący zlepkiem różnych, nieakceptowalnych na dany moment emocji.
Sennah dogląda was w drodze powrotnej, a także wzmacnia wasze ciała, czy ułatwia znajdowanie drogi. Nie sprawia, że nie można was uszkodzić lub zabić, jeśli wyjdziecie niebezpieczeństwu naprzeciw. Zapewne uznalibyście to za zbyt dużą ingerencję w wasz indywidualizm albo za osłabienie naturalnych instynktów – Nie potrzebowała teraz złośliwych uwag, ale nie potrafił znosić niedopowiedzeń. Bogowie byli źli, gdy interweniowali, ale równie okrutni, jeśli tego nie robili.
Nie żeby sam ich czasem za to nie krytykował.
Co jest z tobą? – zapytał z większym naciskiem. Tyle rzeczy mógł założyć! Nie zapyta przecież czy umiera.
Umierasz? – NIE zapyta, na litość boską. Sam siebie nie potrafił słuchać.

: 02 sie 2022, 12:50
autor: Infamia Nieumarłych
Poczuła się źle, widząc jak jej własna kompana ulega nerwicy Infamii i kuli się przy niej. Westchnęła cicho, wyciągając ku żywiołakowi palce prawego skrzydła by przejechać czule po jej grzbiecie. Pręgowany drapieżnik nerwowo przejechał różowym jęzorem po swojej ciemnej kufie, po czym z powrotem położył się obok, wciskając ciasno w wywernowe skrzydło.
Przetrawiła jego jakże dyplomatyczną odpowiedź. Wiedziała to, oczywiście, więc przyjęła to w ciszy. Ugh, próbowała go obwinić bo tak było jej wygodniej, do cholery jasnej! Bo nie znosiła winić samej siebie nawet gdy wiedziała doskonale, że wina była po jej stronie, jej i jej pieprzonej chciwości, chęci na życie wieczne i potęgę. Bo była prostym prymitywem, który chciał oczywistych rzeczy, dominacji i wyższości nad całą resztą. Ale za błędy nie mogła przecież winić siebie, nie, zawsze znajdzie się ktoś inny. Jak nie Strażnik sam w sobie, to ta cholerna, różowa boginka.
Wzięła kolejny oddech, nieco chrapliwy, słysząc jego dziwne pytanie. Właściwie to powinna docenić, że zapytał wprost, zamiast tańcząc wokół tematu, ale i tak, poczuła się nieswojo. Nie, żeby była ostatnimi czasy ostoją komfortu.
Mlasnęła jęzorem, poruszając barkami. Wciąż podtrzymywała palcami próbującą nerwowo drżeć końcówkę ogona.

– Cóż, jeżeli mam trzymać się faktów, to tak, umieram. Z dnia na dzień, jak każdy inny. – Wymuskała z siebie swoją wizytówkową szczyptę rozbawionej złośliwości. – Może umieram. Nie wiem, nie myślę o tym. Co za różnica, nie boję się przecież śmierci.
Ze wszystkich kłamstw, jakie mogła z siebie wydusić, to było chyba najmniej przekonywujące, bo nawet sama nie była w stanie włożyć w nie odpowiednio dużo mocy. Ostatecznie więc słowa wyślizgnęły się z niej słabo, trochę piskliwie, jakby dziecko tłumaczyło się rodzicowi dlaczego zbiło ulubioną ozdobę w jaskini. i że w sumie to nie ono, tylko to paskudne, młodsze rodzeństwo.
Znowu była poddenerwowana, więc puściła w końcu ten nieszczęsny ogon, odrzucając go na swoje tyły z głośnym hukiem, po czym rozłożyła przed sobą palce nadgarstków i przywołała małego, uformowanego w całości z czerwonych płomyków feniksa, pozwalając mu podskakiwać na jej palcach gdy unosiła je lekko w górę i w dół, rzucając czerwoną, świetlistą łunę na pozbawione już złota czarne łuski na swojej szyi.

: 02 sie 2022, 13:09
autor: Strażnik
Ciężko mu było zwracać uwagę na cokolwiek poza Infamią. Cenił zwierzęta, ale nie potrafił wybiegać do nich z empatią, gdy coś innego zajmowało jego umysł. Sarna była zresztą najlepszym tego przykładem, stąd w ostatnich czasach rozmawiali zdecydowanie rzadziej, także dla jej dobra. Żywiołak był zatem elementem tła, na którego spoglądał odruchowo tylko wtedy, gdy wykonywał jakiś gwałtowniejszy ruch.
Reakcje Mahvran były natomiast wszystkim czemu się teraz poświęcał. Uparcie odpychał od siebie głębszą realizację na temat jej stanu. Odpowiedź, którą mu oferowała, wywołała jednak krótki, zimny dreszcz. Jej stanowisko było wymijające. Nadal nie wiedział co przekazywała. Czy jej wygląd był zaledwie przypomnieniem o starzejącym się ciele, czy dosłownym zwiastunem rychłej śmierci? To drugie, biorąc pod uwagę jej aparycję zdawało się, o zgrozo, bardziej realne.
Zamrugał wolno, zastanawiając się co zrobić. Dłuższą chwilę spędził na tępym przyglądaniu się magicznej postaci, która swoim światłem jedynie podkreślała powagę sytuacji. Czy również odwracała w ten sposób uwagę od swoich nerwów?
Czy to jakaś choroba? Trucizna? Przekleństwo? – drążył dalej, jakby omijając lęk wszyty w jej ton. Słyszał go, lecz nie chciał rozważać opcji, w której z jej stanem niczego nie da się zrobić. Starość dotykała każdego, no dobrze, ale przecież nie z taką gwałtownością!

: 02 sie 2022, 13:23
autor: Infamia Nieumarłych
Ależ się uparł, cholera jasna. Zacisnęła lekko zęby, poświęcając kilka kolejnych chwil na zabawę magicznym tworem, pozwalając czerwonopióremu feniksowi tańczyć wokół jej palców, nim zamienił się w popiół i został zabrany przez wiatr.
– Ugh. – Zadarła ku górze głowę, przymykając ślepia, jakby błagając siły wyższe o litość. – A jakie to ma znaczenie dla kogokolwiek poza mną? Dajże już spokój.
Parsknęła nerwowo, po czym, w końcu, po raz pierwszy od zainicjowania spotkania, odwróciła ku niemu przyozdobioną rogami głowę i nawiązała kontakt wzrokowy, bez problemu odnajdując w mroku blask błękitnych oczu zatopionych w brązie. Leżąca obok hiena zajęta była drapaniem się za uchem pazurami zadniej łapy.
– Chciałeś profesjonalnej rozmowy, więc przejdź do tego. Cośtam związanego z przywództwem zapewne. Mów więc. – Buchnęła obłokami pary z nozdrzy, wlepiając w niego wyczekujące spojrzenie onyksowych, lśniących oczu. Spomiędzy warg ściekały jej strużki czarnej śliny, ale wiedząc że i tak jest ohydna sama w sobie, nie próbowała nijak się jej pozbywać. Obecnie jej aparycja i tak była już straconym przypadkiem.

: 02 sie 2022, 14:21
autor: Strażnik
Czy uwierzyłaby mu, gdyby przyznał, że nie była wcale jedyną osobą dla której jej dobrostan miał jakiekolwiek znaczenie? Najprawdopodobniej nie. Pomyśłałaby, że z niej żartował albo gorzej, znacznie gorzej – uznała jego stanowisko za jedynie wpół szczere, takie które wydawało mu się że czuł, ale nie byłby zdolny zachować jego konsekwencji.
Na rozmowę o polityce również nie był to jednak odpowiedni moment, więc natknęli się na impas.
Analizował w milczeniu jej pysk. Przypomonała mu o starości, którą sam kiedyś przeżył. Obrzydliwy okres słabości i rozpadającego się ciała. Ciężko mu było spoglądać na nią z obrzydzeniem, choć skłamałby, gdyby nie towarzyszył mu przynajmniej drobny niesmak. Nie okazał go jednak w żaden sposób, bardziej myśląc o jej domniemanej chorobie, niż aparycji. Wymowna cisza została prędzej czy później przerwana równie stanowczym głosem co wcześniej
Jeśli planowałabyś umrzeć w najbliższym czasie, rozmowa o polityce mogłaby okazać się bezużyteczna. Istnieje zatem pewien priorytet zależny od twojego faktycznego stanu.
– Minęła krótka chwila.
Ponadto jako prorok jestem zobowiązany by wam usługiwać, w zakresie moich możliwości. Jeśli jest coś w czym mógłbym ci pomóc – postukał pazurami przed sobą.
Byłaby to forma obopólnej korzyści. – Czasami męczyła go gra, którą sądził, że musiał stosować, aby jego intencje nie zostały przekręcone i wykorzystane przeciwko niemu.

: 02 sie 2022, 14:33
autor: Infamia Nieumarłych
Poruszyła barkami to w przód, to w tył. Łuski nie swędziały jej już aż tak koszmarnie dzięki wizycie u Gerny, ale to nie zmieniało faktu że ciało i tak dawało jej w kość. Co jakiś czas musiała podrapać się albo gdzieś po szyi, albo po piersi. Odgłos podrapującej się też co jakiś czas Vidblainn nie pomagał, bo w pewien sposób wpływał też na jej irytację, ale kochała kompankę zbyt bardzo by jej to wypominać, więc nijak nie próbowała wyperswadować hienie swojego zachowania.
Gdyby była smokiem, pewnie dostałaby już po zadzie, ale Mahvran zawsze kochała swoich towarzyszy bardziej od kogokolwiek posiadającego w sobie smoczą krew.

– Słodkie. – Skwitowała mrukliwie, skrzywiając się lekko, wracając wzrokiem na swoje palce. Kusiło ją by spróbować spojrzeć w wodę, ale wiedziała co tam ujrzy. A mimo to, jakąś nuta głupie, dziecięcej ciekawości pozostawała.
– Dobrze wiesz o stosunku Siewców Plagi do proroków. Czuj się więc wolny od swoich zobowiązań wobec nas. – Wzruszyła lekko barkami. – Nie pomożesz mi. Jest tylko jeden smok który może mi pomóc i którego wkrótce znowu zaciągnę za sobą za barierę. Jest mi to winien po tym jak uratowałam jego puste życie.
Warknęła pod nosem na samo wspomnienie przywódcy Słońca. Była wściekła, bo nie oberwał ani trochę tak mocno, jak ona. Stracił trochę futra. Akurat jemu to dodawało urody, a nie odbierało.
– Mów o tej polityce. Nie przewidzisz daty mojej śmierci. Może o świcie, gdy wyruszę znowu na ziemie nieznane, może za księżyc, może za dziesięć albo pięćdziesiąt. Mów, mów, bo zaraz zwariuję. – Podrapała się po potylicy, ale raczej z frustracji, niż faktycznej potrzeby.

: 02 sie 2022, 15:52
autor: Strażnik
Patrząc na ich relację z czysto pragmatycznej perspektywy, to jaki stosunek miał do niego przywódca Plagi, było dominującą, o ile nie jedyną przeszkodą, przed zacieśnieniem więzów między stadem a funkcją proroka. Zapewne obraziłby ją, gdyby teraz o tym wspomniał, choć nietrudno się domyślić, że w jego cierpliwości mogła istnieć pewna interesowność. Cóż, nie mogła być to nieprawda, ponieważ był zadaniowcem, ale to nie oznaczało, że na jego liście priorytetów polityka była jedynym, co go interesowało. Nawet jeśli czasami wmawiał sobie inaczej, w reakcji na dystans, który między sobą budowali.
Cóż... – Nawet jeśli zachęcała go do zabrania głosu, zapewne po to, by rozproszyć ją od przygnębiających myśli, rozważając nad kolejnymi słowami pojął, że niewiele było kwestii, których podjęcie nie stanowiłoby jakiejś formy prowokacji. Przełykanie cierni było jednak jego pracą więc...
Uważam... – Nie, nie, nie. Już Mir przedstawiła go przed stadem jako wroga, za posłużenie się niewłaściwym tonem. Jakże mogłaby zareagować Plagijka, jeśli w takim momencie jej życia zamierzałby komunikować swoje stanowisko. Co zatem teraz?
Przeterminował się. Może nie cieleśnie, tak jak Infamia, ale dziesiątki negatywnych doświadczeń nawarstwiło się tak bardzo, że w obliczu rozmowy, którą chciał przeprowadzić dobrze, a która dobrych wyjść nie miała, zwyczajnie nie wiedział, jak sformułować cokolwiek. Może gdyby nie rozpadała się w oczach zaryzykowałby, tak jak robił to zawsze, ale teraz nie miał na to siły.
Był obserwatorem, który nie dość, że nie doświadczał historii, to i nawet nie miał dostępu do jej wszystkich składników. Co miał do tego, czy wyruszy z innym smokiem i naprawi się albo zginie, skoro jedyne co mógł zrobić, to na podstawie poszlak ocenić sam rezultat?
Mogłabyś opowiedzieć więcej, na temat tego co się tam wydarzyło – wspomniał ostrożniej, chwilowo na bok odkładając zupełnie oficjalny ton.

: 02 sie 2022, 16:11
autor: Infamia Nieumarłych
No wysłów się... Ugh. Chyba faktycznie straci ostatnie klepki w trakcie tej rozmowy. Huśtawka jej nastrojów tańczyła pomiędzy jedną skrajnością a drugą i wiedźma nie wiedziała już, czy jest bardziej zmęczona i apatyczna, czy absolutnie rozwścieczona. Chciała się na czymś, lub kimś, wyładować, ale z drugiej strony... To by było takie prymitywne.
Oh, tak, bo przez całe życie byłaś pieprzoną ostoją wysublimowania i klasy.
Przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. To nie jej wina, to nie jej wina, świat ją tak ukształtował, tak zepsuł, zniszczył, wypaczył. To nie ona. Wcale...

– Nie. – Powiedziała sucho, prawie że kuląc się w sobie, zalana wspomnieniami z pustyni. – Prędzej wolałabym opowiedzieć ci o rozbiorach mojego Cienia z własnej perspektywy niż o tym. A na oba nie masz co liczyć.
Nawet nie mówiła tego z agresją, a raczej nutami strachu, jakby autentycznie chciała uciec od tematu, straumatyzowana własną chciwością i zaślepieniem. Huśtawka znowu się przechyliła, pozwalając przejąć władzę otoczce przerażonego pisklęcia, walczącego o dominację z próbującą wyjść z powrotem na zewnątrz starą, zimną jędzą, chroniącą się od świata zewnętrznego wyuczoną opryskliwością.
– Nie naciskaj. Może i ciało mam takie jakie mam, ale moja magia nie ucierpiała. Nie zmuszaj mnie, bym jej użyła, a naprawdę jestem w złym nastroju. Chyba nie chcesz mnie zdenerwować kolejny raz? – Zapytała, o dziwo, łagodnie, szczerze, wcale nie brzmiąc jak drapieżnik dający ostatnie ostrzeżenie przed atakiem. Skupiła się na młóceniu końcówki swojego ogona w palcach.

: 02 sie 2022, 17:47
autor: Strażnik
Czasami podziwiał siebie, że jedyna przemoc jakiej się dopuszczał, miała wyłącznie formę słów, których i tak w znamienitej większości nie wypowiadał.
Jeśli nie miał zasięgu do jej doświadczeń, a polityka o której chciała słuchać, była najprawdopodobniej wrażliwym tematem, w łapach pozostawało mu jedynie bezcelowe krążenie po innych, z niczym niezwiązanych tematach. Gniew przebił się przez bezsilność, ale gdy na chwilę usadowił się w jego jaźni, stłamsił go, zażenowany swoją dziecinną reakcją.
Ewidentnie doświadczyła czegoś traumatycznego, więc miała prawo wyznaczyć swoje granice. Problem pojawiał się wtedy, gdy większość tematów, była w jakiś sposób skażona ryzykiem dyskomfortu.
Z jej perspektywy sprawa była natomiast prosta. Nie chciał rozmawiać? Łaski bez. Był tutaj zdany na siebie i swoje malejące pokłady perswazji.
Westchnął.
Nie chcę cię denerwować – powiedział, trochę już poddając się wewnętrznemu zmęczeniu.
Preferowałbym też, żebyś nie umarła w najbliższym czasie – zmrużył ślepia.
Jeśli opieka nad całym stadem miałaby nie być dostateczną motywacją. – Doprecyzowanie sensu poprzedniego zdania zabrzmiało trochę jak drwina, nawet jeśli nie celował w ten wydźwięk. Sarkazm? Nie. Po prostu był idiotą i nie potrafił rozmawiać. Szarego również męczył, zamiast wspierać, gdy ten wprost komunikował swoje cierpienie.
Czy moje towarzystwo ci przeszkadza? – Zabawne pytanie retoryczne, ponieważ nie zamierzał się stąd ruszać.

: 02 sie 2022, 18:08
autor: Infamia Nieumarłych
Akurat, o dziwo, polityka nie irytowała jej ani nie męczyła, wprost przeciwnie. Czuła się swobodnie pośród kłamstw, pseudoobietnic i różnych innych zagrywek kojarzonych z tą sferą. Może nie było to coś, co ją koiło, ale nie uciekała też od tego na siłę. A już na pewno rozmowy polityczne byłyby o niebo lepsze od wspominania tego, co zdarzyło się na tej przeklętej pustyni.
Przewróciła lekko oczami, chociaż tego nie mógł raczej widzieć, gdy pragmatycznie wspomniał o niekorzyściach utraty przez nią życia. Prawie, prawie, ją to wręcz rozbawiło. Możliwe że nawet jej poczucie humoru stoczyło się na absolutne dno, jeżeli uważała coś takiego za śmieszne, ale z drugiej strony, wolała śmiać się z najdziwniejszych rzeczy niż skupiać na swoich faktycznych problemach.

– Oh tak, jestem pewna że moi Siewcy podzielają twoje poglądy. – Parsknęła, nie mogąc się powstrzymać. Wybrali ją na przywódczynię z braku innych, sensownych opcji, a nie dlatego że faktycznie chcieli. Lojalność tych smoków była niczym chorągiewki. Czekała tylko, aż wiatr ruszy nimi nie w tę stronę, co trzeba. Była paranoiczna, zdrady doszukiwała się wszędzie, wiedziona traumą oraz doświadczeniami swojej matki i ojca – oboje doświadczyli bowiem zdrady od stada, którym się opiekowali. Może faktycznie jej rodzina była przeklęta.
Zamarła chwilowo, słysząc jego pytanie. I zirytowała. Nie przez naturę pytania samą w sobie, tylko dlatego że nie znała na nie faktycznej odpowiedzi. Drażnił ją? Tak. Uspokajał ją? No, cholera... Też tak. Była w pełni świadoma chimerycznej natury tej relacji, ale z drugiej strony, na inne nie miała za bardzo co liczyć, bo albo sama marionetkowała sobie poddane smoki, albo czuła się marionetkowana przez nie.

– ... Hm. ... Nie. – Powiedziała bardzo, bardzo ostrożnie i powoli, co najmniej jakby tworzyła teraz jakiś bardzo skomplikowany czar, podczas gdy jej magia groziła jej ciału autodestrukcją. – Twój sposób oddychania czy mrugania nie wywołuje u mnie palpitacji, a znam takie jednostki, więc... Nie, nie przeszkadza mi twoje, jak to określiłeś, towarzystwo.
To chyba komplement? Dobrze to ubrała w słowa? Nie była dobra w czymś takim. A i chwiejność w jej głosie też napawała ją niechęcią do samej siebie, bo to nie pasowało do jej reputacji. Powinna być ostra niczym brzytwa... Chyba?
Chyba jednak nie jesteś uznawana za tak bystrą, jak myślisz.

– Mógłbyś za to popracować nad... – No właśnie, nad czym? Coś ją w nim doprowadzało do szewskiej pasji, tylko co konkretnie?
Może ubzdurała sobie jego wady byle tylko nie przekroczyć niebezpiecznej granicy neutralności ich relacji?

– Wyczuciem. – Powiedziała w końcu, nie mogąc znaleźć lepszego określenia.
Zaczęła drapać hienę po grzbiecie, odczuwając potrzebę zrobienia czegoś z palcami, bo siedzenie w bezruchu zaczynało ją stresować.

: 02 sie 2022, 19:32
autor: Strażnik
Zawsze dziwiło go, że smoki tak zamknięte i skupione na kodeksie, jednocześnie nie czerpały zeń żadnego szczęścia. To prawda, że morały, którymi starał się kierować, nie były najprostszą ścieżką w życiu, ale nawet jeśli nie potrafił zainspirować do niej innych, wiedział że gdyby nigdy na nią nie wstąpił, byłby dalece gorszy niż te dziesiątki księżyców temu. Dlaczego zatem Plaga zdawała się takim monolitem cierpienia? Czy nie logicznym wnioskiem po tylu księżycach byłaby krytyka tych wewnętrznych, prowadzących do wzajemnej degeneracji zasad? Cóż...
Księżyc również rozpadł się w ślepiach. Jedna przewodniczka Ognia była absolutnie zmęczona życiem, kolejna zdradziła swoje stado. W zasadzie tylko Ziemia zdawała się utrzymywać największą stabilność, choć i oni nie posiadali historii bez skazy.
Nie wiedział rzecz jasna, jakie były dokładne stosunki infamii i jej podopiecznych, ale nie sądził, że pałali do siebie miłością, skoro jeszcze parę księżyców temu pragnęła zostawić wszystko za sobą. Źle było na to patrzeć.
Słysząc jej kolejnych komentarzy, wyciągnął do przodu przednie łapy, mimowolnie osuwając się na brzuch. Gdy siedział, nerwy zdawały się aktywniej płynąć przez jego ciało, bowiem zmuszony był do pielęgnowania swojej prezentacyjnej pozycji. Teraz, choć daleki był od jakiegokolwiek komfortu, nieco uspokajał się, przez chłód dotykający jego brzucha.

Chociaż nie. Może zbyt wcześnie? Może uzna, że ją w ten sposób lekceważył? Nie minęła chwila i już zmagał się z paranoiczną potrzebą, by powrócić do siadu. Ale teraz to już zbyt dziwne. Kłaść się tak, a potem z powrotem wstawać. Musiał odczekać przynajmniej ze dwa dialogi.
Masz na myśli konwenanse. Jedni sądzą, że za bardzo krążę wokół tematu, inni narzekają na bezpośredniość. Czym jest wyczucie w twojej definicji? – Czy to już dwa dialogi? Nie, ale i tak podniósł się naprędce i owinął ogonem. Najwyraźniej zdołała przez przypadek zarazić go swoją nerwowością ruchową.

: 02 sie 2022, 20:12
autor: Infamia Nieumarłych
Zbiór ścisłych zasad może faktycznie wpływał na generalny poziom... Szczęścia w Pladze, ale jednocześnie, teoretycznie, trzymał ją też w ryzach i oddzielał od reszty. Mahvran nie wyobrażała sobie już stada w innej formie, bo jednym z pierwszych intensywnych przeżyć był widok łamania tych zasad i przerażające konsekwencje tego czynu. Nie potrafiłaby tego zmienić, nie na tym etapie życia i nie po swoich doświadczeniach.
Ironiczne. Z jednej strony, rygor był czymś co wpajano w nią i co w sumie się w niej zakorzeniło, a z drugiej strony, nie znosiła sama podlegać zasadom. Chciała by wszyscy przestrzegali jej zasad, ale sama pragnęła nieskrępowanej wolności i... Szczęścia? Nie, to nie było jej pierwszorzędnym celem. Ale wolność już była wysoko, a to, że zadowolenie po prostu było częścią idei swobody to już przyjemny dodatek.
Jej filozofię można więc było skrócić do "żyj, ale nie daj żyć innym".
Ała.

– Szczerze mówiąc, to czasem dobra jest bezpośredniość, a czasem to tańczenie wokół tematu budzi więcej zainteresowania, bo można pozwalać sobie na wysuwanie dodatkowych hipotez, a to wspomaga pracę umysłową. Ważne z mojej perspektywy, bo jestem magiem, więc to co mam pod czaszką jest dla mnie dość istotne. – Postukała się w polik. Może nie do końca dobra część pyska by podkreślić punkt, ale mniejsza. – Chodziło mi raczej o to, że nie wiesz... Kiedy przestać. Poruszyłeś temat chyba trzykrotnie, mimo że daję ci znaki, że nie chcę o tym mówić. Nie wiem, czy to twoja dziwna forma zawodowej ciekawości, czy jakaś forma czystego pragmatyzmu, czy, na Otchłań, chęć pomocy, i w sumie nie ma to dla mnie znaczenia. Znaczenie ma to, że naruszasz moją prywatną przestrzeń, a po wszystkim co w życiu już straciłam, nie chcę stracić i tego, bo naprawdę dostanę szwungu z którego już nie wyjdę.
Ostatnie słowa wypowiedziała znowu z frustracją, która przeżarła się przez utrzymywany do tej pory spokój. Zadrżała, czując dziwne oczyszczenie umysłu po tym krótkim wyznaniu, ale co za tym szło – zdała sobie sprawę jak cholernie jest jej zimno, więc przywołała magię by otoczyć się niewidzialną, delikatną barierą roznoszącą aurę ciepła wokół niej i hieny. W ferworze tego wszystkiego nie zauważyła w ogóle nerwowego siadania i kładzenia się u Strażnika.
– Po prostu naucz się wycofywać z danego tematu gdy widzisz, że mam dosyć. Wtedy mogę z tobą funkcjonować, mimo że i tak jest w tobie coś irytującego, czego nie mogę określić. Proste, tak myślę? – Spytała, zerkając na niego leniwie, znowu zaczynając nerwowe stukanie końcówką ogona o ziemię.