Strona 27 z 35

: 02 lis 2020, 21:25
autor: Światokrążca

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Pierś zawibrowała w rytm dźwięcznego śmiechu gdy usłyszał jakże okropną! krytykę od matki.
O no tak jakoś wyszło, że wciąż się tu trzymam wśród żywych. Nie zapominaj, że byłem z was wszystkich najmłodszy, no i wciąż mam kilka niedokończonych spraw. Ba! Może i bym się nawet starał o posadę proroka, ale to chyba i dla mnie byłoby to za dużo. A swoją drogą, wiedziałaś, że Strażnik nim został? Co za zwrot akcji! – złośliwie uśmiechnął się półgębkiem. Na wspomnienie, że "Ziemia sobie nie radzi", zmęczony zamknął tylko oczy i westchnął, a gdy je znów otworzył uśmiechnął się kwaśno.
Oj musze przyznać, że faktycznie sobie nie radziła przez pewien okres. Wy wszyscy umarliście... kilku zdrajców, masa zabarierowiczów, którzy przychodzili i odchodzili w dalsze wędrówki jak im się żywnie podobało, mało walczących – pokręcił głową. – Ale teraz już jest dobrze. – uśmiechnął się lżej, jakby i mówiąc to spadł mu kamień z serca. – Ziemista młodzież jest piękna, silna i mądra. Oddana stadu. Pozbyliśmy się problematycznych jednostek, choć część wciąż wymaga egzekucji. Ziemiści łączą się w pary, czasem ze sobą, czasem z innymi stadami. Wyruszają w podróże za Barierę, interesują się przeszłością. Ziemia jest znów silna i liczna. To takie... upojne uczucie po tym wszystkim co się stało. – uniósł łeb wciągając w płuca pokaźny haust powietrza, jakby właśnie naprawdę napawał się nowym pięknem ich stada.
Za to słysząc przytyk do kompana, samiec zachichotał i poklepał uchatkę po tłustych pleckach, na co zareagowała zdziwionym szczeknięciem.
Nie wiem o czym mówisz mamo. – odparł udając niewinnego i szczerząc się złośliwie

: 04 lis 2020, 20:12
autor: Gonitwa Myśli
Strażnik, Strażnik... Musiała przypomnieć sobie, o kogo chodzi. Znała smoka pobieżne, prawie wcale, bo potem się jej umarło.
Prorokiem – charknęła z pogardą niemal. Tak, stara miło... niechęć nie rdzewieje. – No nic, jak pogratulować – mruknęła z przekąsem. Oj, Czeluść, nawet nie myśl, żeby tym przeklętym prorokiem zostawać.
Słuchała cierpliwie o sytuacji Ziemi, krzywiąc się lekko na wspomnienie zdrajców.
Zdrajcy? Ale że... kilku? – dopytała. Gdyby nie była duchem, to poczułaby uścisk w brzuchu i sercu. Ale była, i na szczęście czuła tylko niepokój w myślach. – Powinniście byli im łby ukręcić i powiesić gdzieś w obozie, aby nikomu do głów nie wpadały takie głupoty. Co to za robale, które zdradzały stado...? – zapytała, cicho, jakby w ogóle nie kierowała pytania do Czeluści. Retorycznie, pewnie myśląc, jak można naprzykrzać się innemu duchowi w zaświatach.
Trochę jednak odetchnęła, gdy syn mówił dalej. O młodzieży, że są lepsi. To było... pocieszenie. Jakieś.
No to... dobrze. Tak, dobrze. Wyruszacie za barierę? Po co? Nie ma tam równinnych? – dopytywała. Swój ostatni wypad wspominała nieciekawie, więc nic dziwnego, że zmartwiły ją te wieści.
Popatrzyła jeszcze wątpiąco, gdy Czeluść uśmiechnął się ignorując zagrożenie uchatki-kleptomanki, po czym machnęła widmową łapą.

: 05 lis 2020, 0:21
autor: Światokrążca
Zapewne gdyby mógł usłyszeć myśli Gonitwy wielce by go rozbawiła jej reakcja. A tak to musiał się ograniczyć do jedynie parsknięcia. No tak, matka nigdy nie lubiła bogów. Przy wzmiance o zdrajcach skrzywił się z pogardą i pokiwał przytakująco łbem.
Lumi i Cykuta nie żyją, Beri jest "więźniem" w Ogniu i nie mamy jak go ubić póki im nie zapłaci za przekroczenie granicy. ... Jakbyś go kiedyś widziała to wiesz co robić. – uśmiechnął kpiąco z niebezpiecznym błyskiem w oku. Oczywiście, mówiąc o każdym ze zdrajców posługiwał się ich pisklęcymi imionami, bo nie byli godni używania dorosłych. – Za to Hojny cichcem uciekł do Plagi, bo w Ziemi po czuł się jakże zdradzony i niedoceniany. Nie słyszałem o nim od kilkunastu księżycy, ale ostatni raz gdy go widziałem wyglądał jak żywy trup wyraźnie niezadowolony z życia. Chyba trawa jednak nie jest zieleńsza po drugiej stronie granicy! – zaśmiał się złośliwie, zadowolony z cudzego nieszczęścia. Co jak co, ale miał wrażenie, że życie z samym sobą było dla tego smoka największą karą.
A... Tweed... – tu aż warknął, a głos który wyleciał z jego gardzieli był niski i ochrypły. Fakt, że jego własny syn zrobił coś takiego bolała go po stokroć bardziej niż wszyscy inni zdrajcy razem wzięci. Chociaż, akurat pod trochę innym względem, bo jemu nie życzył śmierci. – technicznie nie jest zdrajcą, bo dostał oficjalne pozwolenie na odejście ze stada, a wcześniej niczym nie zawinił. – wyjaśnił krzywiąc mordę.
Ah mamo! Podróże przygody bogactwa, poznawanie nowych ras i kultur. Oraz pogoń za rozrzuconymi po całym świecie Iskrami Bogów. A skoro już świat wspominamy, po oddaniu imienia Ziemi, zostałem Światokrążcą. Choć niezwykle mi miło słyszeć "Czeluść", czuje się młodziej. – zachichotał. – I nie, Równinnych już nie ma. Nie wiadomo co się z nimi stało. Noo! Ale teraz można napotkać ludzkich Łowców Smoków. Handlują smoczą krwią i łuską, resztą pewnie też. – prychnął.

: 09 lis 2020, 18:22
autor: Gonitwa Myśli
Aż cztery, pięć smoków... Co za bzdura.
Plaga? – zainteresowała się, gdy Czeluść użył nieznanej jej nazwy. Z kontekstu domyśliła się, że chodziło o... stado? – Wybacz, może to błahe pytanie, ale nie obserwuję już was z takim zapałem. I czasami mój wzrok nie sięga za daleko – wyjaśniła. O tak, częściej już drzemała, śniła i błąkała się po zaświatach, niż obserwowała żywych. Czuła się już tak od nich odcięta, że czasami nie było sensu zerkać nigdzie indziej, niż Szczerbata Skała.
Brzmi, jakby Hojny miał problem sam ze sobą – zauważyła, pewnie słusznie. – Każdy zdrajca ma problem sam ze sobą – poprawiła się zaraz. Nie było innego wytłumaczenia przecież – Ziemia nie mogła być problemem, tylko niektóre obłąkane i pomylone smoki.
Kojarzyła, że Tweed był smokiem, którego spotkała tutaj ostatni raz. Czy... ah, to był jej wnuk!
I gdzie Tweed odszedł? Za morze? Na wschód? – dopytała się. Zrozumiała, że "odszedł" z Ziemi, i Wolnych Stad. W jakiej innej sytuacji można się zgodzić na opuszczenie stada...?
Następne nowości, o których usłyszała, były... też totalnie dziwne! Iskry Bogów? Łowcy smoków, nie ma równinnych?
Co ty opowiadasz? Czeluść, Światokrążco, jak nie ma równinnych? Towarzyszyli Wolnym od tak długiego czasu – pokręciła głową. – I łowcy smoków? Iskry bogów? Ale... dziwne – zmarszczyła się, i przeszedł ją dreszcz. Co za... dziwy.

: 12 lis 2020, 3:08
autor: Światokrążca
Spojrzał odrobine zaskoczony na matkę. Czyżby nie wspominał jej o Pladze zeszłą jesienią? Ciekawe.
Plaga to nowe stado powstałe po upadku Cienia. Najwyraźniej stwierdzili Cień nie jest wystarczająco mhroczny i zmienili sobie nazwę po odrodzeniu. – zachichotał.
Westchnął zrezygnowany na samą myśl o tych wszystkich zdrajcach i pokręcił łbem.
No na to wychodzi. Dwójka z nich była dosłownie obłąkana, akurat ci co udało zabić, chociaż jednego to Ogniści wrzucili do wulkanu bo wleciał na ich tereny próbując się nam wymknąć sprzed nosa. A reszta to idiota i pan całujcie-mi-łapy. – parsknął sarkastycznie rozbawiony.
Na dalsze pytania dotyczące syna, tylko zgrzytnął zębami, aż go zabolała żuchwa i wszystkie mięśnie od ciągłego napięcia.
Do Ognia. – ostro wycedził przez zęby.
Odchrząknął.
Czas na przyjemniejszą część rozmowy.
Czeluść. – upewnił matkę w formie z jaką mogła się do niego zwracać. A następnie uśmiechnął się zawadiacko – A no tak! Widzisz jak wiele, rzeczy się wydarzyło! Tyle przygód. Mi osobiście udało się wyciągnąć iskrę Thahara z serca Nawiedzonej Puszczy zamieszkałej przez driady. No. Z pomocą mojej drużyny oczywiście. Daru, Bryzy i... częściowo Szabli, ale ona zmarła nim skończyliśmy wyprawy. – cierpko uśmiechnął się półgębkiem. Naprawdę szkoda mu było, że Szabla tego nie doświadczyła. Przynajmniej poznał Aderyn...

: 13 lis 2020, 23:59
autor: Gonitwa Myśli
Wywróciła widmowym ślepiem. Cień był... specyficzny, na tyle, na ile pamiętała. Plaga brzmiała gorzej, jeśli zmysł estetyczny ducha miał jakiekolwiek znaczenie.
Mhm. Wiesz, że pewna plaga prawie wybiła kiedyś smoki, które nazywały się Wolnymi Stadami? Na waszym miejscu bym uważała – zaśmiała się krótko, żartując. Albo nie, haha.
Uśmiechnęła się, rozweselona wspomnieniem o wrzucaniu smoka do wulkanu.
Jakkolwiek parszywy był Ogień, bardzo ciekawa forma egzekucji – znaczyłoby to też, że wulkan odżył. Hm.
A gdy Czeluść wspomniał, gdzie poszedł Tweed, pożałowała, że użyła przeszłej formy "być".
Ooo? Nadal nie wstyd płomykom przyjmować wybrakowanych osobników... – prychnęła. Wstyd też jej się zrobiło, że z jej krwi wylągł się zdrajca. Zadrapała widmowym pazurem w ziemi, nerwowo.
Odetchnęła, słysząc o przygodach syna.
Brzmi jak... – no co, Gonitwo? Jak dobra zabawa? Dziwna myśl, że życie na ziemi nie musi opierać się tylko na zmęczeniu i budowaniu Ziemnego imperium. – Brzmi fajnie. Żywo – "nie to co w zaświatach". Uśmiechnęła się leciutko. Nie miała zamiaru oczywiście dopowiadać za dużo tej drugiej stronie. Jeszcze Czeluść się zniechęci i nigdy nie umrze.
Dobrze, że ci się wiedzie, Czeluść. I że stado jest silne – miała nadzieję, że przyłożyła do tego łapę swoją przeszłością. Nie wątpiła, że starania innych też były duże, ale... miała nadzieję. – Niczego więcej w zasadzie nigdy nie chciałam. Dobrze, że stado było i jest w dobrych łapach... Bo, jest, prawda? Ostatnio jak zerkałam, to jakiś brązowy samiec zostawał przywódcą. Korona, tak? Grzywę miał jak... jak Szabla – zmarszczyła się, zastanawiając się, czy dobrze pamięta. – Co w rodzinie to nie zginie – mruknęła z lekkim uśmiechem.

: 14 lis 2020, 15:01
autor: Światokrążca
"Nadal nie wstyd płomykom przyjmować wybrakowanych osobnikow..."
Niestety tak – Uśmiechnął się niemrawo widząc reakcje matki, i ona patrząc na niego mogła poznać, że odczuwa dokładnie to samo. Wstyd i złość. Ale zostawiając już nieprzyjemny temat za sobą, oglądanie reakcji matki na jego przygody i ogólny stan ziemi ocieplało jego serduszko. On akurat wierzył, że jej praca naprawdę wiele pomogła. Słysząc nowe imię Zefira pokiwał potakująco głową. A następnie uśmiechnął się dumny.
Jeszcze lepiej! Mój syn, Hiacynt – Kwiecisty Rapsod, został zastępcą. Nie wiem czy zostanie przywódcą, bo jest w bardzo podobnym wieku do Korony, ale przyznaj, że to powód do dumy. – wyszczerzył radośnie białe kły w napływie silnej ojcowskiej dumy. Rapsod był tak wspaniały, że zakrywał porażkę jaką był Tweed, prawa? Prawda?
Czy to nie brzmi cudownie? Prosta linia przywódców i zastępców. – zachichotal wesoło.

: 15 lis 2020, 14:34
autor: Gonitwa Myśli
Pokiwała z chęcią łbem. Rapsod, Rapsod... tak, był tam taki pomarańczowy samiec. Hiacynt...? Czeluść chyba wspominał o nim ostatnio, gdy wnuk był malutki. Teraz już był zastępcą.
Tak, jest... – odetchnęła, prawie z ulgą. – Jak tak dobrze będzie iść naszej rodzinie, to nawet nie będę musiała schodzić w następnej porze na ziemię – zażartowała.
Oczywiście nie była pewna, czy Ateral znowu zagapi się po raz trzeci, ale zdążyła się przy okazji tych dwóch wypadów już przyzwyczaić.
Zastanawiało mnie w sumie... czemu nie mogę przejść do obozu Ziemi – mruknęła, zerkając na Czeluść z zastanowieniem. Nie oczekiwała wyjaśnienia od syna, bo wiedziała, że takiego nie ma. – Aż zaczęłam myśleć, czy mojego drzewa jakiś wiatr nie zerwał! Ale nie, bo ostatnio było tak samo. Mogę zejść ale co najwyżej to tutaj, na te wspólne, ale gdzieś na obrzeża Ziemi, ale nie do obozu. Wiesz, jakie to irytujące, Czeluść? – westchnęła głęboko.

: 15 lis 2020, 17:00
autor: Światokrążca
Zaśmiał się wesoło, przyjaźnie mrużąc oczy.
To czy znów zejdziesz na ziemię czy nie, zależy od tego czy wciąż będę dychał. – wyszczerzył zaczepnie białe kły. Jeśli zdąży umrzeć do tej pory, to matka może sobie siedzieć w zaświatach. A patrząc na to jak się do tej pory trzyma, to sam nie wie kiedy to się stanie. Ile by wtedy miał księżyców? 200? Brzmi nieprawdopodobnie, ale patrząc na to jak dług i się trzyma Szyderca, bez boskiej pomocy.
Zmarszczył zmartwiony pysk. To było zwyczajnie przykre, że matka nie mogła zobaczyć swojego ukochanego obozu.
Jeśli cie to pocieszy, to twój dąb stoi silnie i dumnie mamo. ... jak i wiele innych drzew. – Uśmiechnął się niemrawo. Nie dokońca był to powód do dumy. Znaczy tak, oczywiście był dumny, że drzewa jak i pamięć w Gaju Pamięci trzymają się dobrze, ale też smutno było myśleć, że każde z tych drzew to było osobne stracone życie.
Pokaże, ci dobrze? – zaproponował, chociaż nie czekał na potwierdzenie. Było to z jego strony raczej ostrzeżenie, by nie była zdziwiona.
Zamknął ślepia i mentalnie pokazał matce obraz Gaju Pamięci, było w nim wiele nowych drzew, w większości posadzone przez niego zresztą. Drzewa które sama posadziła gdy zakładała ten Gaj były już całkiem spore, oczywiście wciąż malutkie w porównanie z starymi drzewami puszczy, ale można już je było nazwać drzewami! Jej dąb za to trzymał się bardzo ładnie.
Czeluść podniósł zad, jakby miał się już zbierać.
Może się przejdziemy po naszych terenach? To nie obóz, ale lepsze to niż nic. – zaproponował wpatrując się w matkę.

: 15 lis 2020, 22:20
autor: Gonitwa Myśli
Ucieszyła ją wizja gaju. Pamiętała, jak sadzili te drzewa! I te imiona wyryte na kamieniach, ile ich było, smoków. Ona sama, jej dąb. Ładne drzewo. Nie dorastało do większości drzew w lasach naokoło obozu, ale było... w porządku. Miała nadzieję, że wyrośnie na zdrowe i silne drzewo, z czasem.
Oraz te trzy posągi. Nikt nie planował ich w gaju, ale stały. Dwójka jej dzieci i jakiś, hm, smok.
Jeszcze trochę i będzie wyglądał jak pełnoprawny gaj! – uśmiechnęła się, gdy to mówiła. Pomysł z gajem był dobry, a jeszcze lepiej, że był pielęgnowany.
Dobry pomysł, Czeluść – skwitowała propozycję syna krótko. – Pozwolisz, że poprowadzę? – zapytała, wstając i ruszając widmem w stronę terenów Ziemi. Miała nadzieję, że nie zgubi się po drodze...

// zt?

: 17 lis 2020, 21:21
autor: Pamięć Barw
Następnym rankiem wstała i powróciła na wspólne. Na jej szczęście nie padało, a szczególnie jeszcze nie. Ziemia jednak nadal była mokra. Nawet pomimo tego, że szła przez Puszczę, gdzie drzewa podobno chronią swoimi koronami. A to najwyraźniej działa tylko, kiedy mają liście. Wędrowała trochę aż dotarła w końcu na liściaste rozstaje. Na niebie zamiast szarości było już mleczno, ale przynajmniej jasno.
Weszła na polankę. To miejsce jej się podoba na wieczny odpoczynek jej brata i jego matki.
Podeszła pod kraniec polany, siadając pod rozłożystym dębem. Tak. Pod tym drzewem będzie dobrze. Popatrzyła dłużej na wystające korzenia. Tutaj coś rośnie. Jakiś krzaczek lub kwiatek. Raczej krzaczek. Ale ona ma też swój. Wyjęła spod skrzydła zawinięty w skórę krzak. Kwiat róży na wiosnę będzie kwitł ładnie, bo na zimę raczej nie wypuści już więcej pąków. A zasadzenie roślinki wzięła ze zwyczaju sadzenia drzew.
Odłożyła krzaczek na bok, chcąc zająć się kopaniem. Wybrała miejsce pomiędzy korzeniami, blisko pnia dębu. Po wykonaniu, ujęła krzak i wsadziła korzenie w dziurę w ziemi, by następnie zasypać je ziemia i uklepać na płasko.
Po tym odsunęła się kawałek i przyjrzała robocie. Podoba jej się, ale może jakieś kamyczki...
Pochodziła chwilę dookoła, ale zaraz wróciła do drzewa. Wzięła dwa kamienie, dość płaskie i wielkości jej łapy. Ujęła jeden w łapę i rzeźbiła w nim szponami napis "Cykuta". Potem ułożyła go przy rozgałęzieniu krzaka róż. Wzięła w łapę kolejny i znów ryła w nim szponem aż się tępił, spojrzała na napis – "Lumi". Zamyśliła się chwilę ruszają wzrokiem na poprzedni kamień. Westchnęła i znów zaczęła jeździć szponem po trzymanym karmieniu, tym razem na odwrocie. "Wrotycz". Ku uciesze jego i jego matki. Ale nie poradzi, że dla niej samej on zawsze będzie Lumim.
Ułożyła kamień obok "Cykuty" widocznym tym drugim napisem. Podkopała je trochę, by łatwo nie było ich potem odkopać. Nie były one konieczne. Przecież zapamiętała by gdzie umieściła grub brata, ale chciała żeby było to charakterystyczne.
Uśmiechnęła się do siebie lekko, kiedy spojrzała na efekt końcowy. Nie był niezwykły, ale podobał jej się i miała nadzieję, że jej bratu też się spodoba, ołtarzyk.
Okryła się skórą co była obok, zachowując trochę ciepła w tej chłodnej wilgotności. Usiadła i posiedziała dłuższą chwilę.
W końcu odpuściła dalsze siedzenie i postanowiła się ruszyć, a raczej wrócić. No, pogoda nadal groziła jej ulewą, więc ruszyła w stronę domu. Po chwili już odeszła z polany.
/zt

: 09 gru 2020, 9:01
autor: Chwila Prawdy
Czemu to Chwile wybrał się aż za własne tereny? Od ostatniego czasu bardzo rzadko to robił, wręcz wcale co oczywiście jedynie nawracało nostalgię dotyczącą właśnie takich podróży. Dawno również nie widział się z Delavirem, ale rozwiewając wątpliwości, nie zapomniał o nim! Piękne, papuzie piórko dalej barwiło jego szyję. Zwisało delikatnie kołysząc się podczas podróży.
Jego oczom jednak wreszcie rzuciła się piękna polanka o bogatej kolorystyce. Przynajmniej zapewne było tak w porach cieplejszych, bowiem biała ściółka zdołała przykryć niemal wszystko, co wchodziło w jego rozkład wzroku. Niestety, po swoim dawnym przyjacielu nie było nawet tutaj śladu.
Westchnął więc głośno, a pysk zniżył bliżej białemu puszkowi. Pierwszy raz miał lepszą okazję na przyjrzenie się mu, co też uczynił i w tym momencie. Bez pisków piskląt ganiających w jedną, a później w drugą stronę, które rozsypywały wszystko na tyle skutecznie, aż i mu się dostawało. Przeważnie zimny puszek wlatywał mu do nozdrzy nieprzyjemnie łaskocząc, a przy okazji i wywołując oziębienie przez co kichał. Tak, potrafił kichnąć takim śnieżkiem!
I wtem, jak dzika sarna, pokłusował przez polanę podnosząc całe białe ściółki w górę. Wprawiając je w swoisty ruch, który wywołał na jego pysku wyjątkowe zadowolenie! Cóż za przyjemna zabawa! Teraz nie dziwił się już tym, którzy tak robili. Mimo, że było to irytujące z widoku trzeciej osoby, to tutaj całkiem całkiem przyjemnie się biegało.
Jak pisklę, z którego dalej nie potrafił się wydostać. No cóż, bywa i tak moi drodzy! Skąd jednak wiedzieć miał, że wpadnie na kogoś. Kogoś, kto był mu poniekąd dobrze znany. Tyle, że z opowieści. Skąd?

: 09 gru 2020, 16:28
autor: Imoragh
Imoragh dotarł już jakiś czas temu na Wspólne Tereny i obecnie w dalszym ciągu rozglądał się za znajomymi fioletowymi łuskami lub kimkolwiek kogo mógłby kojarzyć. Zżerało go odwieczne uczucie, że marnuje coraz więcej czasu i mimo pięknych zimowych krajobrazów, które go otaczały, nie był w stanie zdobyć się na to, aby przystanąć i zachwycić się ich widokiem. Nie mógł znaleźć ujścia dla swych emocji, które wrzały w nim od tylu miesięcy podróży, więc starał się iść do przodu, nie zwracając uwagi na nic, ani na mijane smoki, ani na mijane miejsca. Wcześniej myślał, że jak dotrze na Wspólne Tereny, wszystko rozwiąże się samo, ale jego przyjaciel z dzieciństwa cały czas mu umykał i za nic nie mógł go odnaleźć, mimo godzin poszukiwań.
Wreszcie po kilku godzinach wędrówki przystanął w cieniu drzewa, aby rozglądnąć się i zastanowić gdzie wypadałoby dalej szukać. Spostrzegł biegającego po śnieżku smoka o złotych łuskach. Czasem sam chciałby móc tak beztrosko spędzać czas, ale miał misje do wypełnienia; zresztą teraz wszystko zdawało mu się bez znaczenia w świetle zemsty, która miała się dopełnić już w niedługim czasie.
Jednak brakowało mu tych szczęśliwych chwil, tej radości, którą miał bawiąc się ze swoim przyjacielem, ale wiedział, że teraz musi to wszystko odtrącić, bo wraz z opuszczeniem spalonej wioski kończyło się dla niego beztroskie dzieciństwo, a zaczynało nowe życie. Nie widział na celowniku już nic, co teraz mogłoby mieć znaczenie, chciał zwyczajnie wszystko zakończyć i móc pomścić wszystkich, których kochał. Niestety nie było mu to dane, a w Imoraghu wzbierała niesamowita złość. Uderzył w drzewo bezsilnie i po chwili ułożył się u jego pnia. Potrzebował wreszcie odpoczynku i chwili na przemyślenie swojego planu.

: 04 sty 2021, 12:00
autor: Pasja Uczuć
To było kilka długich dni. Choć zdawać by się mogło, że wcale nie. Polowanie szło jej bardzo dobrze. Zwierzęta w kałużach krwi padały pod jej czarami. Nawet groźnie wyglądająca kelpie umarła, nim zdążyła zrobić jej krzywdę! Wraz z kompanem udało im się nawet znaleźć mniej lub bardziej przypadkiem kilka barwnych kamyków... Ale ciągłe myśli męczyły łowczynię. Śpiące już od księżyców pisklę, partnerka nie odzywająca się do niej od jego wyklucia... a do tego sam charakter samicy, która zdecydowanie za bardzo się tym przejmowała. To już kolejny jej spacer po terenach wspólnych. W zamyśleniu, z daleka od smoków, które by ją pytały, co takiego się stało, że na pyszczku zawsze uśmiechniętej drzewnej coraz częściej gościł smutek, przeplatany powagą. Grota w Bliźniaczych i tego dnia była pusta, już to sprawdziła. Czuła tam jednak nieco dymu, ale puchatej uzdrowicielki – ani śladu. Zamiast jednak wracać na tereny stada, włóczyła się bez celu. Czy liczyła, że ją napotka? Może. Szła jednak, wpatrzona w ziemię przed sobą i nie zauważyła by nawet, gdyby dosłownie wpadła na obcego smoka. Liściaste rozstaje o tej porze roku nie były aż tak piękne. Śnieg pokrywał wszystko, skrywając barwną okolicę pod białą płachtą. Może powinna zrobić smoczego bałwanka, by przestać wreszcie myśleć?

: 07 sty 2021, 13:39
autor: Infamia Nieumarłych
Infamia, można by rzec, uaktywniła się jakiś czas temu, częściej zapuszczając się w chętniej odwiedzane terytoria – co dotyczyło zarówno ziem Plagi, jak i terenów wspólnych. Nazwa tego drugiego cały czas ją w jakiś sposób mierziła, ale nie jej było decydować o takich rzeczach. Schowała swoją niechęć w głębsze partie swojego jestestwa i po prostu żyła z tym, co było, nawet jeśli sprawiało jej to dyskomfort.
Dzika Puszcza była dosyć mile widziana – gęsta, pełna lian, jaskiń i wielkich pni drzew, dysponowała imponującym arsenałem kryjówek. Łatwo więc było po prostu iść daleko od wydeptanych ścieżek, a jakiekolwiek szanse na niechciany kontakt były minimalne.
Cóż, wypadki się jednak zdarzają.
Wywerna zgrabnie przemykała pod, nad i pomiędzy zwalonymi pniami czy gęstymi krzewami. W końcu jednak gęsta roślinność przerwała swój ciąg i tak oto, bez ostrzeżenia, czarodziejka wyszła na częściej uczęszczany trakt przy Liściastych Rozstajach. O tym, że nie jest sama zorientowała się praktycznie momentalnie, bowiem jej nagłe wyjście zza krzewów wrzuciło ją w sam środek drogi, którą podążała Wodna, mniej niż pół ogona dalej. Wiedźma zjeżyła się instynktownie, ciemne ślepia rozbłysły, wpatrzone w obcą istotę, czekając. Jakby z wyrzutem – jakim prawem ta samica miała czelność być akurat tutaj w tym samym czasie?
Wszystkiemu zaś bez większego zainteresowania przyglądał się czarnopióry feniks, który zleciał z pobliskiej gałęzi i jak gdyby nigdy nic wylądował na prawym, wywernowym barku, wczepiając się pazurami w ostre, beżowe łuski.

: 08 sty 2021, 16:52
autor: Pasja Uczuć
Spokój, niczym nie zmącony. Tylko łapy brodzące w śniegu, skrzypiącym przy każdym kroku, nawet w tej wydeptanej przez smoki trasy. Odległe szelesty i szuranie nie były niczym niezwykłym w środku lasu. Gdy jednak, mimo delikatności, stawały się bliższe, wciąż zapatrzona w podłoże samica instynktownie zwolniła kroku. Wszystko było by jak na każdym innym spacerze, gdyby nie ta wielka postura, która wybiegła jej niemal przed samymi ślepiami. Pierwsze w zasięgu spojrzenia mignęło jej skrzydło i długa szyja. Zaskoczona Pasja była bliska, by wołać "Mamo?" ku obcej wywernie, gdyby nie to, że kolory zupełnie się nie zgadzały. No, była też mniejsza.
Pasja cofnęła się instynktownie, jeżąc łuski na grzbiecie. Uniosła pysk, odchylając szyję do tyłu, by spojrzeć na nieznajomą. Malowało się na nim wyraźne zaskoczenie, wynikające z nagłego spotkania, ale bez niepotrzebnej wrogości. Może jedynie z lekkim strachem.
Ciało drzewnej zamarło w jednej pozycji, zatrzymanym w pozycji między atakiem, a ucieczką. Nadlatujący, ciemny feniks, będący prawdopodobnie kompanem stojącego przed Pasją smoka wyrwał ją wreszcie z tego zastoju i pozwolił – obdarzyć obcą miłym, pogodnym uśmiechem.
– Heeej. Paqu nigdy wcześniej cię tutaj nie widziała. Nazywają ją Pasja Uczuć, albo Paqui, jeśli ktoś woli pisklęce. Paqu woli! I... jeśli przeszkodziła w biegu, to baldzo przeplasza. Ale nie widziała żadnego zwierzątka, któle mogło by tędy uciekać. – odezwała się nareszcie do smoczycy. Analizując to, skąd i w jaki sposób tutaj przybyła – dla Pasji było najbardziej prawdopodobne, że obca uganiała się za jakimś dużym zwierzem, które odłączyło się od stada w trakcie polowania. Choć... czy smoki często polują na Terenach Wspólnych? Musiała by kiedyś spróbować i przekonać się, jak wielu łowców spotka.
– A... jak Ciebie zwą? – dopytała jeszcze.

: 13 sty 2021, 11:38
autor: Infamia Nieumarłych
Nigdy nie można dokładnie przewidzieć reakcji zaskoczonego smoka przy tak nagłym spotkaniu; Infamia zakładała, że instynkty mogą wziąć górę i dojdzie do walki, nawet jeśli krótkiej... Ale się zaskoczyła. Wysłuchała potoku słów, zaciskając lekko zęby w irytacji. Ah. Jakby nie można było krócej, dosadniej.
Potrzebowała chwili by zrozumieć, że Wodna sądziła iż w okolicy miało miejsce nieudane polowanie, czy też pościg za zwierzyną. Infamia nie uznała jednak by stosownym było wyprowadzanie Pasji Uczuć z błędu.
Za to zapytano ją o imię. O proszę, to coś nowego. Nie pamiętała kiedy po raz ostatni je wymawiała i autentycznie potrzebowała chwili, by posmakować go na języku zanim pozwoliła mu wybrzmieć.

– Infamia Nieumarłych. – Odpowiedziała oszczędnie, nie widząc jednak za stosowne mówić nic więcej. Stado można łatwo wywnioskować po zapachu, a pozycja w stadzie nie była istotna w takiej rozmowie.
Rozmowie. Och, na Otchłań, czyżby ugrzęzła nieświadomie w paplaninie? A to dopiero początek!

– A nie widziałaś mnie tutaj nigdy wcześniej może dlatego, że, załóżmy, czysto hipotetycznie – jestem tutaj pierwszy raz? – Zamrugała jakby niewinnie, acz zdecydowanie drwiąco, minimalnie uspokajając swoją postawę. Feniks pozostawał biernym, cichym obserwatorem. Mahvran zaś próbowała wywnioskować z jakim smokiem ma do czynienia; na pewno nie wojownikiem pokroju Khardaha. Może więc wojownik bazujący na zwinności – nie można było tego wykluczyć. Nie sądziła, by patrzyła na uzdrowiciela, bo nie czuła ani krztyny ziół. Wojownik, łowca... Albo mag. Z tymi było najciężej, często nawet swój nie rozpozna swojego, nie było zbyt wielu poszlak.

: 15 sty 2021, 18:13
autor: Pasja Uczuć
Na imię Paqui skinęła łebkiem. Oczywiście inne smoki nie musiały się przejmować jej wadą w kwestii wyboru swoich imion, szczególnie, gdy i tak jej nie znały. Za każdym razem jednak, pytając o czyjeś imię, nachodzi ją myśl – a co, jeśli będzie się składało w większości z "R"? A na dodatek temu komuś się nie spodoba, że wymawia je niepoprawnie?
– Pielwszy? – zdziwiła się Pasja na kolejne słowa samicy. Czy miała na myśli akurat ten punkt lasu? Jeśli tak, to było to mimo wszystko całkiem prawdopodobne. Jeśli jednak ogólnie okolice Dzikiej Puszczy, czy same tereny Wspólne – było by to bardziej zaskakujące. Nie wyglądała na pisklę, ani adepta. Wiedziała, że była z Plagi. W końcu pod tym całym aromatem lawendy – jej partnerka miała poniekąd zbliżony zapach, a przynajmniej niektóre jego nuty. Jednak nawet oni opuszczali czasem swoje tereny. Prawda?
– Nie widziała nigdzie Ifa... Infamii. Ani tutaj, ani nigdzie indziej. – sprecyzowała, po czym coś przyciągnęło jej uwagę. Całkiem nowe słowo! Nie wiedziała jednak, co ono znaczy. A czy byłby lepszy moment, by spytać o to, niż właśnie teraz? Stojąc w spokojnej pozie, tak zwyczajnej, ze sztywno ustawionymi ku górze uszkami w wyraźnym zaciekawieniu spoglądała na samicę.
– Co znaczy imię Infamii? – spytała, nie zauważając, że Plagijka należy do tych nie przepadających za rozmowami. Jeszcze. Inaczej pewnie podchodziła by do niej jak do Kwiatu. Z daleka, szeptem i z okazaniem jej komfortowej przestrzeni osobistej.

: 17 lut 2021, 17:23
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Jeszcze nie wiedziała skąd wytrzaśnie materiały na potencjalne gniazdo, ale jednego była pewna – została mamusią! Nie miała czasu na smutki. Zostawiła chwilowo jajo w przystani, otulając je warstwą ciepłych skór. Nie chciała jednak polegać całkowicie na tym, co nie należało do niej – musiała więc włożyć w wychowanie pisklaka sporo pracy. A jeszcze zostało poinformowanie Rubinowego o ich potomku. Jeju, czy rodzice zawsze mają tyle na głowie?
Z tą myślą udała się na tereny wspólne, bo tu było bezpieczniej. Po spotkaniu mamuny i otrzymaniu bęcków nadal się goiły jej rany, które nie pozwalały jej na samotne przeprawy przez niebezpieczne tereny. Wylądowała więc w dzikiej puszczy, w dość gęstym jej odłamie. Drzewa były co prawda w większości martwe, a wszelkie liście – o ile jakieś zostały – były zgniłe. Sasanka jednak zaczęła dreptać po śniegu i... szukać. Tylko nie wiedziała czego.

: 18 lut 2021, 5:18
autor: Szara Rzeczywistość
Może kwiatu wiśni?
Oh, uparty los znów sprawił, że Jaah zauważył kolejny raz tą niemądrą samicę z wody i tym razem nie oddzielała ich granica, więc finalnie mógłby jej zrobić krzywdę nie naruszając nawet granicy! Oczywiście to działało w obie strony.
Co robił tu uzdrowiciel? Nikt może nie uwierzy, ale powoli zmierzał do legowiska Strażnika, który właśnie gdzieś tutaj się zaszył i liczył na lekcje leczenia. Może przecież nieco poczekać, samiec nie mówił iż niezwłocznie się pojawi, szczególnie że pogoda na prawdę nie dopisywała.
A więc...
Widząc znów samicę, wezwał swoją maddarę i zamierzał wywołać niewielkie zawirowanie wiatrem tworząc dwa niewidoczne skrzydła ogon nad samicą i bardzo szybko powodując ich ruchy, przez co wiatr być może uniesie nieco śniegu i zatańczy dookoła niej.
Wyjście na granice wody jest zrozumiałe, ale na tereny wspólne? Nie masz już opiekuna?
Zagaił kiedy wiatr wytworzony przez niego zaczął słabnąć... O ile oczywiście nie przeciwdziałała temu... Tylko jak?
Nauczyłaś się czegoś od ostatniego?
To było znęcanie się? To byla tylko i wyłącznie próba, przecież finalnie od wiatru co najwyżej nieco zimniej się zrobi. Jaah w końcu stanie dwa ogony od niej, przy niewielkim rozwidleniu, gdzie mógł spokojnie obracać się dookoła siebie tak, aby nie uderzyć ogonem nawet o drzewo.

: 18 lut 2021, 20:27
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Była zaabsorbowana tym, co robiła. Przypominała trochę pekari które drążyło ryjkiem w śniegu w poszukiwaniu pożywienia. Znalazłszy jakieś gałązki lub szyszki nieprzeżarte zębem mrozu, odkładała je na bok. Całkiem sprawnie jej szło poddanie chaotycznych myśli tej czynności. Już ją powoli głowa bolała od tych zmartwień.
Poderwała się nagle, czując gwałtowny wiatr, poprzedzony drganiami maddary. Te wyczuwała bardzo oszczędnie, jakby nieśmiały organizm samiczki nie planował jej w niczym pomagać. Zadarła pyszczek. Ostatnio na polowaniu ta śnieżyca nie zwiastowała niczego dobrego, ale tym razem... jej pomogła? Śnieg zawirował wokół, ale nie zrobił jej krzywdy – nawet psychicznej. Odsłonił za to zamrożone leśne runo, pełne zgniłych liści. Dopiero głos, który się odezwał, uświadomił jej z kim miała do czynienia. Nie przeszły jej po grzbiecie ciarki. Nie był Straszydłem. Tylko tego się bała. Poza odrzuceniem, oczywiście.
A co ci do tego? – odpyskowała, choć nie jakimś szczególnie opryskliwym tonem. Interesował się jej opiekunem bardziej niż ona. Może to z Żabą tak naprawdę chciał się plagijczyk spotkać?
Robię to, na co mam ochotę. Nikt mi nie rozkazuje. – Rzuciła od niechcenia, wracając do żłobienia w śniegu. Jego pytanie zbiła głuchą ciszą, bo zaczęło ją wewnętrznie wkurzać, że wszyscy mówili to samo. "Sasanko, pokaż co potrafisz. Zrób sztuczkę". A kuźwa, nie umiem, dajcie mi spokój! Nie była w nastroju.