Strona 27 z 39
: 17 cze 2020, 19:07
autor: Dar Tdary
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Leżał sobie na boku z półprzymkniętymi ślepiami aż nie usłyszał wychodzącego z wody smoka. Tak szybko? Westchnął cicho tylko do siebie. Sztorm dość impulsywnie zareagowała gdy odbiło Kaskadzie i dała sobie wleźć na grzbiet. Czy zareagowała gwałtownie i na wieść o śmierci przywódcy Ognia wywołanej akcją Daru? Podniósł powieki i przyjrzał się jej pyskowi. Głębia wzięła jego wąsy, a Sztorm sierść... ech dość tych ckliwości, przecież nigdy taki nie był. Zjechał wzrokiem na drewnianą łapę, ta zainteresowała go o wiele bardziej. Nawet nie brak ciała, ale sam fakt protezy. Kto ją zrobił? Kto wyszedł przed ciasno myślące smoki Wolnych Stad i zrobił coś tak ciekawego? Mało brakowało, a już zacząłby się o to pytać...
– Jestem zaskoczony, że zgodziłaś się przybyć. Po tym co powiedział mi Godny sądziłem, że się nie zjawisz. Jak wiesz, sięgnąłem po iskrę Thahara. Moje plany z nią związane są jednak nieistotne bo to co wydarzyło się później jest o wiele ważniejsze. Słyszałem, że istota zwana Viliarem zechciała wam pomóc zniszczyć to co ukradło wcześniej mojego ciało. Słyszałem również, że walczyłaś jak mało kto poświęcając cząstkę samej siebie. Mówi się, że starość przyćmiewa umysł, czuję, że czasem tak jest... zachowuję się w sposób niewytłumaczalny. Czasem jednak widzę nieco lepiej niż za młodu. Widzę ciebie i Godnego, jak wyrośliście, waszą wartość wywalczoną przez was samych. Nie mógłbym być bardziej dumny ze swoich piskląt niż jestem teraz.
mówił powoli swoich lekko zachrypniętym głosem. Chciał to powiedzieć póki żył. Godny już swoje usłyszał, teraz była kolej Sztorm. Z Głębią trudniej było się skomunikować, ale i... była nieobecna.
: 19 cze 2020, 10:06
autor: Sztorm
Gdyby znała jego myśli, dumnie porównujące jej grzywę do jego. Jej kalectwo do jego dziedzictwa. Powiedziałaby mu wtedy. Wyjaśniła, ile męczarni kosztowało ją jej wyrośnięcie, gdy łuski rozeszły się i swędziały. Kiedy miękką skórę, nieprzygotowaną na to, przebijały cebulki włosia sztywnego i nieodpowiedniego dla jej rasy. Jak każdego lata nie wychodziła prawie z wody, chłodząc łeb, bo czuła jak mózg gotuje jej się w słońcu. Uświadomiłaby go, że fizyczna karą dla niej było nawet samo ich pokrewieństwo.
Nie znała jego myśli jednak. A on ich nie wyjawił. Nie powiedziała mu więc.
To co jednak widziała, to jak wlepia wzrok w jej protezę. Odruchowo odczytała to zupełnie na opak. Myślała, że gardzi jej słabością, w końcu nie oczekiwała jednego dobrego słowa od Ojca. Wypięła więc dumnie pierś i sięgnęła po własną maddarę. Trzy drewniane szpony, ożywione magią poruszyły się jak prawdziwe, skrobiąc ziemię niczym byk przed szarżą. Zacisnęła je w pięść, po czym wyprostowała i pewnie postawiła na ziemi znowu, a maddara rozwiała się. Przez cały czas nie odrywała wzroku od Daru.
Mało brakowałoby, a straciłaby koncentrację. Jego słowa... Nie spodziewała się ich to mało powiedziane. Jeszcze kilka dni temu założyłaby się o zdrową łapę, że nigdy nie usłyszy od Ojca, że jest z niej dumny. Widać byłaby po dwakroć kaleka! Do tego tak otwarte przyznanie się do błędu? Gdyby mogła sobie na to pozwolić, to by się położyła, bo aż zakręciło jej się w głowie. Nie mogła jednak, walczyła z wybuchową naturą o utrzymanie w ryzach temperamentu. Opanowanie było ciężkie, mięśnie aż drżały od akumulacji wzburzenia. Gdyby nie to, szczęka opadła by jej, a ślepia wybałuszyłaby na Dar. Zamiast tego jednak jej łuki brwiowe powędrowały w górę powoli, aż nie znikły prawie pod piaskową czupryną.
– Jaki masz cel w tym, żeby mi to powiedzieć? – powiedziała na głos pierwszą racjonalną myśl, która ją naszła, a ślepia zwęziły się podejrzliwie. Artykułowała swoje słowa powoli, jakby analizując każde z osobna – Wiesz, że to nie zmieni ostatnich sześćdziesięciu księżyców? Nie zwróci życia Zewowi, nie przywróci mi łapy? Nie da Ci prawa nazywać mnie swoim pisklęciem. – ostatnie nie było pytaniem. Stawiało twardą granicę, a brwi zbiegły się marsowo na jej czole.
Stała niewzruszona, jak posąg w Świątyni. Tylko ogon za jej grzbietem poruszał się jak wąż, lekko uniesiony nad piaskiem, drżał i kreślił leniwe serpentyny.
: 21 cze 2020, 14:47
autor: Dar Tdary
Obserwował jej łapę nie będąc nawet świadom tego co myśli. Z resztą nie to żeby go to interesowało. Czytanie smokom w myślach byłoby już skrajnym sadyzmem na samym sobie. Wystarczy, że został pobłogosławiony byciem "Sercem Stada". Przetarł ślepia i machnął ogonem odganiając komary latające nad rzeką.
– Prawdopodobnie chcę być to wiedziała zanim zdechnę. Wyciągałaś do mnie łapy nie raz i nie dwa. Przybyłem więc by powiedzieć ci coś co powinienem powiedzieć wiele księżyców temu. Wtedy jednak nie widziałem w tobie tego co widzę teraz. To zabawne, że ty i Godny wyrośliście na niezależne jednostki, tak jak tego pragnąłem, dopiero po opuszczeniu rodzinnych stad.
mówił poważnie patrząc w pysk samicy. Nie wstydził się swoich słów bo były szczere, nie przywykł do wstydu z powodu szczerości. Z resztą zawsze był bezpośredni czy to kogoś raniło czy nie.
– Nie przybyłem tu cokolwiek zmieniać tylko powiedzieć ci kilka słów przed śmiercią. Może nie potrafię odejść z ciszy, kto wie. Chcę zająć się tym który zabrał ci łapę oraz przywódcę. Tym który zabrał mi również matkę. Co do twojego bycia i nie bycia moim pisklęciem, nie widziałem na Kurhanie Wody imion twoich braci i sióstr. Rozumiem, że wymazałaś się nie tylko z mojego życia, ale i z ich?
dodał ostatnie z przekąsem. Westchnął ciężko.
– Zamierzasz objąć stanowisko przywódcy Ognia?
zapytał nagle ni z tego ni z owego.
: 24 cze 2020, 10:21
autor: Sztorm
Sztorm bezgłośnie zgrzytała zębami, słuchając jego wywodu. Samotny Uzdrowiciel przeciwko losowi? Oh cóż za bohater ostatniej akcji, walczący z czasem ku szczytnej sprawie! Raczej wietrzenie własnego smrodu. Wtedy jednak dotknął, nieświadomie pewnie, czułej struny. Przywództwa w Ogniu. Warknęła nisko, jak rozjuszony niedźwiedź.
– Łajno Cię to obchodzi. – huknęła na ostatnie pytanie i uniosła zdrową łapę, wskazując na niego wyciągniętym szponem. Proteza z gałęzi zatrzeszczała złowieszczo, ale przyjęła ciężar ciała – I to, że zabiłam Płomień w pojedynku nic nie znaczy! Może ktoś taki jak Ty albo Kaskada zabiłby Przywódcę dla pozycji, ale to był wypadek.
Opuściła łapę i wzięła kilka głębokich wdechów. Pierś unosiła się i opadała, a Sztorm zaciskała szczęki, tłumiąc kolejny wybuch.
Nie daj mu wleźć pod skórę.
Już żałowała, że dała się ponieść. Nie zasługiwał na jej wściekłość, nie zasługiwał na jej emocje. Jedyne na co zasługiwał to pogarda i obojętność, a ona musi zachować spokój. Był starcem, który nagle ujrzał światło, kiedy sięgała po niego ciemność grobu...
Chwila.
– No tak. Zdychasz. – kwaśno podsumowała i zaśmiała się bezgłośnie, trzęsąc barkami. Pokręciła łeb z niedowierzaniem i coś na wzór sarkastycznego uśmieszku wykrzywił jej pysk – Dlatego chciałeś pogadać? Powiedzieć mi zanim Cię zakopią, że jednak jestem wartościowa, że tatuś jest ze mnie dumny? – prychnęła czymś między śmiechem, a pogardą, po czym splunęła lodem na ziemię między nimi i wskazała na niewielką kałużę zimna protezą – Tyle myślę o Twojej aprobacie. Potrzebowałam jej czterdzieści księżyców temu, to może bym nie umarła. A teraz? – znów prychnęła, tym razem z goryczą niż złością. Czuła jak znów dała się nakręcić i jak bardzo zmęczona robi się tą rozmową. Machnęła łapą i podjęła, patrząc w bok, na strumień – Ale w jednym masz rację. Z Godnym wyrośliśmy na niezależne jednostki i sami nadaliśmy sobie wartość. A Ty jesteś starym, umierającym głupcem i nic nie zdziałasz, Dar.
Nie pamiętała, czy kiedykolwiek zwróciła się do niego po imieniu. Było w tym coś obcego, cóż nienaturalnego. Jednocześnie poczuła, jak gniew gdzieś sobie poszedł i napływa ją straszliwe znużenie. Miała dosyć. Dosyć była w kółko wściekłą na ojca, zawiedzioną Matką, skrzywdzona. Była kochana przez nową rodzinę. Doceniana przez nowe Stado. Takie rozdrapywanie starych ran, w kółko i znowu, tylko przeszkadzało jej być szczęśliwą. Westchnęła ciężko.
– Zostawiłam Kurhan Wody, Wodzie. Ale wciąż mam kontakt z rodziną. I wybaczyłam Zgliszczom. – rzuciła niespodziewanie, przenosząc zmęczone spojrzenie na medyka – Wrócił. Częściowo ślepy, wrak starego siebie. Życie i Matka skrzywdziły go dosyć, ściągnęłam z niego więc chociaż ciężar winy wobec mojej osoby.
Wzruszyła skrzydłami. Nie wiedziała, czemu mu to mówi. Może łatwiej byłoby wybaczyć Ojcu, gdyby i on chociaż trochę wycierpiał za swoje winy? Ale ostatecznie, w jej oczach, przeżył długie życie robienia co mu się żywnie podoba, bez odpowiedzialności za swoje błędy. Nie, za te płacili inni...
: 29 cze 2020, 18:24
autor: Dar Tdary
Słysząc warkot westchnął ciężko, ale nie podjudzał jej dalej. Powiedzenie "jesteś zupełnie jak matka, obie byłyście narwane" tylko przyspieszyłoby jego własną śmierć. Na tyle jeszcze potrafił gryźć się w język. Słysząc jednak wściekłość wiedział, że to dla niej dość istotny temat. Nie mógł się jednak oprzeć by nie spojrzeć na protezę. Ciekawe... świetnie wytrzymuje ciężar wojowniczej samicy. Zaskoczyły go jednak dalsze słowa Sztorm. Wzrok natychmiast podniósł się na jej ślepia i nie ukrywał zaskoczenia. Musiała zauważyć, że nie wiedział. Uniósł lekko brew ku górze.
– Kochanie myślisz, że czemu wybrałem rolę uzdrowiciela? Czemu nie pochwalam walk na arenie, zwłaszcza jeśli odbywają się między smokami z tego samego stada? Tak... możesz mnie nie znać na tyle. Patrzysz na mnie przez pryzmat Kaskady co jest dość bolesne bo uważam się za osobnika mądrzejszego od niej. Ona potrafiła słuchać w porównaniu do wielu innych smoków.
powiedział spokojnie i pokręcił łbem. Nie o niej była tu mowa.
– Czuję, że nadal jesteś częścią Ognia. Rozumiem, że stado spojrzało na sprawię przychylnie.
rzucił chcąc okazać jakąś dozę zrozumienia dla córki. Tak się to robiło prawda? Nie ułatwiała mu tego jednak. Chciał mieć to za sobą... pokazać jej, że jednak o niej myślał, a ona potraktowała jego łapę w ten sposób. Zacisnął lekko zęby. Dlatego nigdy nie dbał o pisklęta, jaki z nich pożytek skoro nie widziały co im darowano. Niezależność, siłę! Słysząc o śmierci wypuścił dym z nozdrzy. Nie lubił tego tematu. Nadal uważał, że ci co padli powinni zostać w ziemi. Czy nie widziała, że robi dla niej wyjątek?
– Mimo bycia starym głupcem potrafię sprawić, że zachowujesz się znów jak adept.
powiedział poważnie patrząc jej w ślepia.
– Nie zamierzasz przyjmować moich słów, a ja nie zamierzam o nie walczyć. Przybyłem bo jak sądziłem tego brakowało ci w życiu. Rodzica takiego jak mają inne pisklęta. Takiego który ucałuje twoje czoło bo przeskoczyłaś nad przeszkodą. Przybyłem więc, czterdzieści księżyców za późno. Skoro jednak jest za późno niech i tak będzie. Pójdę zdechnąć pod kamieniem tam gdzie moje miejsce, a ty możesz spokojnie wymazać mnie już ze swoich myśli.
warknął wstając zdecydowanie za szybko. Poczuł ból zadniej łapie i prawie się przewrócił. Nie trwało to jednak długo bo szybko się poprawił. Nie pokaże jej, że cierpi i jest stary i słaby. Nie potrzebował ich, wcale ich wszystkich nie potrzebował!
Sam zdechnie tam gdzie będzie chciał i pozwoli by zjadły go robaki.
Dar poczuł przygniatającą go samotność jaką sam sobie spuścił na łeb już wiele księżyców temu. Sądził, że robi dobrze, sądził, że teraz robił dobrze... jakże logika potrafiła go czasem zawodzić.
Może... może gdyby gromada piskląt w jego młodych latach była wokół niego nie Kaskady. To jednak trzeba było pozostawić gdybaniom. Ruszył w przeciwnym do Sztorm kierunku. Nie oczekiwał, że ta go zatrzyma. Przecież w życiu nikt go jeszcze nie zatrzymywał.
: 02 lip 2020, 21:29
autor: Sztorm
// musiałam...
soundtrack
Myślała, że jest jej obojętny. Gdy była mała zbudowała obraz Ojca w swojej głowie, a kiedy rzeczywistość nie była nawet bladych echem rodzica, jakiego sobie wymarzyła, rozebrała ten posąg, a marmuru użyła do budowy ściany. Wysokiego i twardego muru obojętności.
Teraz jednak powiedział do niej "kochanie", a ona wydała z siebie... Dźwięk. Cichutki, niesłyszalny prawie jęk, odruch pisklęcia, jakim nie była od sześćdziesięciu księżyców, a może nigdy.
Zagryzła wargi i walczyła z napływającymi do oczu łzami. Co z nią było nie tak? Zmrużyła ślepia, słuchając go w milczeniu, unikając jego wzroku, tego głębokiego wejrzenia. Mogła mu dogryzać, docinać, powarkiwać. Bała się jednak, że gdy spróbuje coś powiedzieć, to głos jej się złamie. Bała się spojrzeć w szlachetne złoto jego oczu, kłamliwych, zdradzieckich, smutnych, oh Immanorze jak smutnych ślepi...
Zachwiał się, a ona odruchowo wystrzeliła naprzód.
Pełna dziś jesteś odruchów.
Odetchnęła, wypuszczając z siebie powietrze i jednocześnie czując, jak opuszcza ją lęk i napięcie, jak się uspokaja. Nie zdążył zrobić trzech kroków, gdy nie podeszła do lewej strony Ojca, lekko jak Łowca i podparła jego bok swoim, pomagając mu utrzymać równowagę.
–
Miałam takiego tatę. – powiedziała cicho, nie patrząc na samca, tylko pod nogi, uważając gdzie stąpa –
Nazywał się Iluzja Piękna i pokazał mi, że pisklęta nie muszą być nasze, by zasługiwać na naszą miłość.
Czuła ciepło jego boku, po raz pierwszy od kiedy mogła sięgnąć pamięcią. Był dziwnie chłodny i budził w niej... Litość. Westchnęła głęboko i spojrzała ponad grzbietem Daru, gdzie rozłożyła skrzydło, by dodatkowo wesprzeć starca, jeśli tego potrzebował.
–
Czterdzieści księżyców za późno na to, by całować w czółko. By znikąd nagle zostać rodziną. – mruknęła, marszcząc brwi i strzepując lekko błoną, jakby niezadowolona z ułożenia skrzydła, zanim nie przeniosła wzroku wprost w ślepia Ojca –
Może jednak nie za późno, by spróbować zostać przyjacielem... Darze?
Uśmiechnęła się. Jakoś tak miękko. Był taki mały, o krótkich nogach, przykurczony przy ziemi, delikatny i kruchy. Nie było dla nich szans jako rodzica i dziecka, nie po tylu księżycach niezrozumienia i zimnej obojętności. Może jednak była szansa na to, by nie byli sobie obcy. Uniosła oboje brwi i dodała, zmęczonym tonem:
–
Bogowie wiedzą, że po wszystkim przyda mi się każdy przyjaciel, jakiego mogę znaleźć.
Miał rację. Nie znała go. Nienawidziła, demonizowała, przeklinała, obwiniała za wszystko co złe w jej życiu i... W ogóle nie znała.
Może czas się poznać?
: 04 lip 2020, 19:51
autor: Dar Tdary
// q_q + łap w odpowiedzi to
wietrzyk
Był zły, rozgoryczony, dotknięty i samotny. To ostatnie chyba najbardziej odczuwał. Odkąd zabrakło Lothrica nie mógł znieść nawet chwili z samym sobą. Ile to już smoków wykrzyczało mu w pysk, że umrze sam? Nie chciał tego... Zaranna nie do takiego czegoś go przyzwyczaiła. Choć był gburowaty i niemiły to nie był niestety jak Gorycz. Jego partnerka wychowała się za barierą gdzie silny mógł przeżyć. Dar mimo wszystko miał bardzo ciepłą matkę... Zacisnął zęby zirytowany, że podbiegła. Nie chciał pomocy! Idź stąd! Nie miał jednak sił pchnąć jej barkiem więc się oparł. Drewniana łapa pewnie znów skrzypnęła...
Myśli pogalopowały ku Remedium kiedy Sztorm wspomniała o Iluzji. Ach samice... właśnie dlatego Godnemu nie udało się to co robiła teraz Sztorm. Samce nie powinni uzewnętrzniać swoich uczuć, zwłaszcza synowie. Powinni być dumni i silni. Sztorm była jednak samicą, a przy okazji... był też bardzo waleczna. Znosił więc jej mówienie o uczuciach i sam również wybąkiwał coś od siebie.
– Nie... nie muszą.
potwierdził niezbyt głośno. Ze wszystkich istot kochał najbardziej Lothrica i... Remedium właśnie. Nie zamierzał jednak mówić tego głośno. Widział jak dzieci reagowały na fakt, że ktoś obcy był mu bliższy niż one. Hipokryci.
Przymknął ślepia i usiadł by nie obciążać łapy córki. Unikał jednak jej spojrzenia które wwiercało się głęboko w jego oczy. Przestań zaglądać mi do łba, nie jesteś Lothriciem! Na myśl o swoim wiernym kompanie Dar wypuścił sporą ilość dymu z nozdrzy, a łeb opadł mu na piersi. Nie złamie się. Nie przed innym smokiem!
Przyjaciel? Ślepia samca zwęziły się i rozszerzyły nagle bardziej. Uniósł głowę i spojrzał w końcu prosto w oczy Sztorm. Jego wzrok był dziwny... rozbiegany i jakby nieco zagubiony.
– Przyjaciel? Ja?
jego słowa brzmiały łagodnie i niepewnie. Zupełnie nie jakby powiedział to typowy uparty uzdrowiciel. Rozejrzał się widząc piękną zieleń trzcin, iskrzącą wodę rzeki i miękki piasek łachy na której stali. Wiatr delikatnie bawił się białą grzywą Sztorm jak i jego granatową. Była do niego podobna, miała podobne do niego ślepia. Pełne jakby... chęci niesienia pomocy? Ciężko rzec. Przecież to jego ślepia prawda? Dziwne, że przyjaciel by miał takie oczy jak on. Stary pysk wrócił ku Sztorm.
– Zgadzam się przyjaciele są potrzebni. Cieszę się, że chcesz nim być.
powiedział spokojnie.
– Powiesz mi może gdzie ja właściwie jestem? Nie pamiętam tej rzeki... i... kim ty jesteś? Poza rzecz jasna moim przyjacielem.
uśmiechnął się słabo. Wiatr nieco przybrał na sile szarpiąc mocniej jego wąsiskami.
: 25 lip 2020, 11:38
autor: Pikujący Upiór
Kolejne nowe tereny! Tym razem zachciało mu się pobyć koło rzeczki na Błękitnych Skałach. To miejsce było bardzo ciekawe, szkoda tylko, że tu jest tak mało smoków. Chociaż może to i dobrze?
Burdig trochę mu naopowiadał o tym miejscu, podobno to jest miejsce zabaw smoków... Chyba. Na razie nie widział niczego podobnego, wszystko raczej świeciło pustkami, jedynie parę dorosłych smoków tutaj wpadało, ale nie na zabawę, tylko pogadać.
Hebog przybył tutaj piechotą, licząc na coś ciekawego, ale chyba to mało prawdopodobne. Nie mniej jednak nie chciał wracać do domu. Postanowił tutaj w pobliżu połazić, licząc na to, że coś lub kogoś prędzej czy później ciekawego znajdzie.
: 26 lip 2020, 0:19
autor: Chwila Prawdy
Czy pewnego, spragnionego przygód młodzika mogło tutaj zabraknąć? Otóż, nie. Musiał się pojawić na horyzoncie. Pierwszy raz z resztą wykorzystywał metodę lotu do przemieszczania się. Siostra go nauczyła to trzeba było korzystać, racja?
Więc, niezbyt wysoko, na horyzoncie pojawiła się mała, czarno-złota plamka, która najwidoczniej powiększała się z każdym ruchem skrzydeł. Powiększała? Raczej przybliżała!
Wreszcie młodzian zniżył swój lot i z hukiem przysadził o ziemię. Lądowanie ewidentnie do poprawki, ale przynajmniej tylko z hukiem, nie przejechaniem jeszcze paru odcinków ogona.
Otrzepał się z ziemi, która wdarła się pod jego łuski i schował skrzydła. Tak aby przypadkiem ich nie uszkodzić.
Rozejrzał się po terenie. Nie zaszczycił go jeszcze swoją obecnością, ale najwidoczniej ktoś już tutaj był. Kwari niuchając po ziemi próbował wychwycić, kto to może być. Czy zna już taką woń? Czy jednak może nie? Czy jest to jakiś nowy pisklak z Ognistych? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
Wreszcie dotarła do jego nozdrzy dziwna woń, której za nic w świecie nie poznawał.
Podniósł więc łeb do góry i wyprostował się elegancko. Co to za prezentacja, jeśli młodzian garbił się i chodził jak kaczka z kamieniem u płetwy?
Nie szedł też jakoś wyjątkowo zadziornie, elegancko i w ogóle pokazowo. Po prostu szedł, ale łeb zadarł delikatnie ku górze. Delikatnie, bo delikatnie, ale jednak.
Zatrzymał się przy obcym i jeszcze raz przyjrzał się młodszemu samcowi.
– Cześć – dodał po paru chwilach ciszy, która zagościła przy Błękitnej Rzeczce – jak się zwiesz i skąd pochodzisz? – zagaił pierwszy. Wolał wiedzieć z kim ma do czynienia niż później, kto wie, żałować swojego wyboru.
: 26 lip 2020, 10:05
autor: Pikujący Upiór
Po chwili brodzenia w kółko nieopodal rzeczki, w końcu coś dostrzegł na niebie. Coś niezbyt wysoko na horyzoncie w postaci małej, czarnej kropki, która stopniowo się powiększała, najwidoczniej zbliżając się do młodego. Z czasem mógł dostrzec całą sylwetkę smoka, najwidoczniej również młodego, ale trochę starszego.
Później ten smok wylądował koło niego, rozglądając się za towarzystwem. Hebog nie bał się go, mimo że to był nieznajomy. W końcu ten zauważył futrzaka i stanął koło niego, ładnie się witając i zadając pierwsze pytania. Zdaje się, że to on chciał zacząć pierwszy rozmowę. A w sumie to, czemu nie?
Przez chwilkę czarno-biały przyglądał się nowemu przybyszu w milczeniu, z ciekawością oglądając wzory na ciele czarno-złotego smoka z pomarańczowymi ślepiami.
– Ceść! – rzucił w końcu z uśmiechem – Jestem Hebog, Plagijczyk, a ty? – odpowiedział, oczekując, aż nieznajomy coś również o sobie powie.
: 26 lip 2020, 13:27
autor: Chwila Prawdy
Kwari nie widział nigdy podobnego smoka, a na słowa "Plagijczyk" przekrzywił łepek. Delavir twierdził, że smoki z tamtego stada są, no cóż, dość specyficzne. Ten jednak nie wyglądał jakby chciał pożreć Skwarka żywcem, a więc młodzian nie puszył się czy warczał jak to w jego gestach obronnych czasem było.
Zamiast skwaszenia uśmiechnął się tylko i usiadł na zadzie tuż przed pyskiem młodszego Plagusa.
– Kwari – dodał krótko nie schodząc z wyrazu pyska – Ognisty smok! Znaczy, pochodzę ze stada Ognia! – wyszczerzył szereg kiełków i pacnął Heboga łapą. To, że już prawie jest adeptem nie oznacza, że nie może się bawić! Dalej jest tylko małym pisklęciem, które uwielbia hasać po łąkach.
– Gonisz! – mruknął i popędził przed siebie odwracając się co jakiś czas sprawdzając, czy samiec go nie dogonił.
Bieganie po terenach wspólnych jest wyjątkowo przyjemne. Spotkał na razie tylko takie smoki, z którymi albo mógł porozmawiać, albo się pobawić. To jest czysty fart, czy może coś innego?
: 26 lip 2020, 16:54
autor: Pikujący Upiór
Kwari... Hm... Ciekawe imię. Na dodatek był smokiem z Ognia, po czym Hebog w sumie mógł się domyślić po charakterystycznym zapachu smoków tego stada. Burdig o nich opowiadał.
– Miło cię poznać! – rzekł i również wyszczerzył kiełki – Ogień... Ciekawe...
Przez chwilkę nie rozumiał, dlaczego nowy znajomy go dotknął łapą, póki nie dał znać, że się bawią w berka. OHOHO, czyżby chciał się przekonać, kto jest szybszy? Młody już był gotowy na to, żeby pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi w biegu!
– Zarlaz cię złapię! – rzucił niby groźnie, po czym popędził w stronę złotego, przebierając łapkami tak, jak się uczył u tatusia.
Wysuwał przednie tak, aby mógł w razie czego musnąć łapką przeciwnika. Gdy ten skręcał, Hebog próbował skrócić drogę, żeby szybciej się zbliżyć.
Pędzić po miękkiej trawie na Błękitnych Skałach faktycznie było przyjemne, a jakiekolwiek potknięcia i utraty równowagi kończyły się zazwyczaj miękkim lądowaniem.
W końcu mu się udało dziobnąć Kwariego. Od razu jak to zauważył, odskoczył w stronę i sam zaczął uciekać, krzycząc:
– Terlaz ty! Terlaz ty! Nie złapiesz, nie złapiesz!
Po chwili gonitwy trochę się zmęczył i spowolnił chód, odwracając się do kolegi, po czym zapytał:
– A ty jakie sobie wybieszesz imię, jak do-rloś-niesz? No wiesz, kiedy zostaniesz adeptem, a potem wojownikiem. Ja jeszcze nie wiem, jakie sobie wybiorę, ale tobie bym dał Złoty Deszcz, bo tobie takie coś pasuje.
: 27 lip 2020, 20:15
autor: Chwila Prawdy
Myślał, że Hebog nie będzie miał z nim szans, a tu proszę. Zgubiła go ta pewność siebie, kolejny raz. Na zakręcie najwyraźniej zapomniał o złotej zasadzie. Nie zakręcaj, jeśli przeciwnik jest blisko. No cóż, błędy się zdarzają!
Plagijczyk najwyraźniej się zmęczył bo zatrzymał się przed końcem zabawy. Kwari dopiero się rozkręcał, a tu proszę!
Przyczaił się w trawie, a bardziej przyległ po prostu do ziemi aby jego wyskok był jeszcze bardziej efektowny. Napinając mięśnie łap wybił się do przodu i skoczył prosto na nowego kolegę z Plagi. Raczej Hebog pod nagłym uderzeniem musiał się wywrócić, w końcu Skwarek był sporo większy! Spojrzał w jego żółte ślepia i powoli zszedł z niego, a cielsko usadził tuż obok. Posadził swój zadek na ziemi tak dokładniej, siadając po prostu.
Jego łeb delikatnie przekrzywił się w lewo. Nie myślał jeszcze nad swoim dorosłym imieniem. Jako adept już miał parę propozycji w końcu czuł, że jego ceremonia tuż tuż. Nad pełnym, nie myślał jednak jeszcze.
– Nie myślałem nad nim jeszcze, ale dzięki za propozycję! – uśmiechnął się serdecznie po czym spojrzał na futerkowatego dogłębniej – a ty? Myślałeś już nad swoim jak dorośniesz? W końcu, skoro mnie pytasz to i ja zapytam! Bo czemu nie? Hmm, nie, nie mam żadnego pomysłu co do twojego! Puchata Kulka – i tu się zaśmiał. Ewidentnie sobie żartował jak to on potrafił! No cóż, trochę żartów nie zaszkodzi.
: 28 lip 2020, 11:59
autor: Pikujący Upiór
No cóż, wytrenowały go trochę zabawy z Berlinką. Mimo tego wytrzymałością raczej się nie pochwali, bo szybko się zmęczył. No cóż, nic się na to nie można było poradzić.
Już był gotowy na odpoczynek a tu... CHOP! Młody samczyk nie odpuścił i przeprowadził atak na niczego niepodejrzewającego pisklaka. To niesprawiedliwe!
A to ciekawe, że Kwari nie zastanawiał się ani trochę nad imieniem, chociaż niedługo będzie adeptem.
– No nie wiem – odparł, po czym zaśmiał się, gdy usłyszał propozycję swojego imienia od swojego kumpla. Puchata Kulka... Wiedział, że to żart, ale zastanowił się. – Ciekawe, tylko ze chciałbym coś specyficznego i grhoźnego, najlepiej takie imię, od którego od rhazu wiadomo, nawet nieznajomemu, o kogo mniej więcej chodzi. A może coś związanego z wyglądem? Tak, z jakimś ptakiem, bo ptaki mają piórhka! I, i z jakimś drhapieżnym, żeby było widać, że to nie jakiś tchórz, a prhawdziwy przedstawiciel Plagi! Hm...
: 05 sie 2020, 23:14
autor: Chwila Prawdy
Odwrócił się momentalnie po ziemi do Heboga. Może bardziej odwrócił do niego swój złoty pysk, niż całe ciało. W końcu, leżeli. Nie musiał się tak wyginać czy coś w tym stylu!
Zlustrował go od łba, po czubek ogona. Czemu akurat ptaka? Groźnego? Kwari nie rozumiał dlaczego ptaki, w końcu sam raczej za nimi nie przepadał. I czemu od razu groźne imię? Słodka Kulka, o właśnie! Takie imię byłoby idealne. Oczywiście w żartobliwym sposobie myślenia.
– Groźne imię? Mroooczna Historia – mruknął ni z gruszki, ni z pietruszki. Tak po prostu, przyszło mu na czarny jęzor to palnął. Bardziej, przyszło mu to imię od razu po słowach "groźne".
– Czemu miałbyś być tchórzem, który miałby imię.. hm.. słodkie? Przecież to nie definiuje smoczka. Chyba.. nie wiem. Nie mam łepka do imion, ale moja siostra ma! Rozkwitająca Łuska. Nie brzmi to fajnie? Chciałbym aby moje imię definiowało mnie jak dorosnę. Tylko, nie wiem w czym jestem dobry. Wkurzający Gaduła, idealnie, nie? – zaśmiał się i podniósł cielsko z ziemi.
– Jak jest u ciebie w stadzie? Ja nie poznałem jeszcze nikogo więcej niż moją rodzinę i ciocię Błękit. Jeśli ze stada chodzi! Chciałbym to mimo wszystko zmienić, w końcu mamuśka Przebłysk mówiła, że stado Ognia to taka dużaaa rodzina. Wspierająca i wspaniała. Dlatego właśnie o chciałbym ich poznać! – wymruczał jak kot po czym przeszedł kawałek dalej siadając na ziemi. Ogonem owinął łapy, a wzrok wbił przed siebie.
– Masz jakiś innych kolegów? Koleżanki? Z którymi mógłbym się poznać? Lubię poznawać inne smoki! Poznałem w końcu Delavira, a on był taki milutki. I fajnie się z nim rozmawiało! Z tobą tak samo! Dlatego lubię poznawać innych, tak. Poznawanie innych jest fajne, tyle o świecie możesz się dowiedzieć! – ostatnie słowa, które wypuścił z pyska. Teraz chciał aby jego nowy znajomy miał czas na zebranie myśli i odpowiedzenie na lawinę pytań.
: 17 sie 2020, 12:58
autor: Pikujący Upiór
No jak to dlaczego groźne? Przecież jest Plagijczykiem! A każdy szanujący się smok z tego stada powinien mieć porządne imię, a nie jakieś słodziutkie byle co.
– Jak dorhosnę, to może będzie coś z sokołami związane. – odparł – Może Sokoli Lot, Sokoli Szpon albo Sokole Piórho? – dodał. Słodziutkie imiona zostawmy raczej pisklakom i słabym smoczkom.
O, a co tak zachciało mu się o stadach pogadać? Cóż, w sumie to ciekawość niby nic groźnego, ale lepiej za dużo nie paplać o swoim stadzie jakiemuś pierwszemu lepszemu koledze z innego stada.
– Każde stado jest jedną wielką rhodziną, a nie znanie większości smoków to prhawdziwy wstyd! – odparł – W sumie to mam parhę kolegów, ale to jest tylko i wyłącznie moja sprhawa, jasne? – powiedział. Nie za bardzo mu się podobało to pytanie. Po jaką cholerę ma się wtrącać do jego kolegów z jego stada? – Może i jest fajne, ale jak już chcesz kogoś z innego stada poznać, to rób to lepiej na wspólnych terhenach, zamiast wypytywać inne smoki, bo wtedy jesteś jakiś wścibski. – dodał, używając jakiegoś trudnego terminu. – Poza tym, Delavirh to samotnik, on w ogóle stąd nie pochodzi i nie należy do żadnego ze stad. Lepiej powiedz, kim zamierzasz zostać, jak dorhośniesz?
: 25 sie 2020, 23:42
autor: Chwila Prawdy
– Nie musiałeś dodawać tego "jasne" – warknął oburzony – nie brzmiało to wcale miło – zakończył wbijając w niego zdziwione spojrzenie. Czemu taka nagła zmiana tonu głosu. Nie rozumiał tego. Za nic w świecie. Pokręcił chwilę łepkiem po czym znowu spojrzał na towarzysza.
– Skoro nie lubisz rozmawiać o stadzie i SWOICH kolegach, to mogłeś powiedzieć to normalnie. Zrozumiałbym przekaz tak samo – skomentował przymykając oczy.
– Co z tego, że Delavir jest samotnikiem? Jest fajny, miły i bardzo ciekawie opowiada! Dał mi to piórko – dodał schodząc z miłego tonu. Poczuł się.. urażony. Nie mam pojęcia dlaczego, ale naprawdę! Zabolało go parę słów Heboga.
Skrzywił się na samą myśl tego jak dobrze im się rozmawiało. Z początku. A później, poniekąd się to zepsuło. Bywa i tak.
– Wiesz, chyba już sobie pójdę – oschle dodał podnosząc się tym razem już całkowicie – w końcu masz SWOICH kolegów, racja? Nie musisz kolegować się z kimś innym, z innego stada – zakończył i rozłożył skrzydła ostatni raz kierując wzrok na czarno-białego samca z obcego stada. Odwrócił go po chwili i wzbił się w powietrze zostawiając go samego sobie.
z/t
: 01 lis 2020, 21:49
autor: Maros
Smoczyca nadleciała z głębi terenów wspólnych. Poszukiwania opustoszałego miejsca w końcu powiodły się. Wylądowała ciężko na ziemi, nie przywiązując zbyt szczególnej uwagi gdzie wylądują jej łapy przez co jedna z nich spoczęła w zimnej wodzie. Przez pysk przemknął wyraźny grymas niezadowolenia gdy uniosła ją i gwałtownym ruchem strzepnęła z niej ciecz.
Szybko jednak jej myśli powróciły do stałego przez ostatnie księżyce toku myślenia.. Kilka kroków do przodu i lekki ból gdzieś na ogonie uświadomił jej, że nie odwiedziła żadnego uzdrowiciela od ostatniej walki na polowaniu. Krótka wiadomość, z prośbą o uleczenie powędrowała do chyba jedynego znanego jej uzdrowiciela któremu nie miała ochoty odgryźć łba.
Przysiadła na zadzie gdzieś na skraju rzeczki, poza zasięgiem jego prądu. Szybko odszukała ranę w celu ocenienia jej stany, pazurem u łapy zaczęła wydłubywać z niej wszelkie widoczne zanieczyszczenia. O dziwo skupienie się na bólu pozwalało chociaż na chwile oderwać się od bagna w jakim obecnie siedziała po uszy.
: 03 lis 2020, 2:50
autor: Twój Stary
Basiora lekko zdziwiło wezwanie Wodnej, szczególnie że doskonale wiedział iż Aderyn oraz jej koleżanka po fachu z jednego stada wróciły do aktywności zawodowej. Nie zamierzał jednak odmawiać pomocy i zaraz ruszył na.. Oh, to nawet nie była granica? Ciekawe!
Zjawił się dłuższą chwilę po wezwaniu i skinął młodej na powitanie łbem.
– Witaj. Pokaż no to co tu masz.. – zaczął, szybkim kuknięciem na rany i już wiedział czego będzie używać.
Rana nie była poważna, dlatego też Uzdrowiciel wyciągnął z sakwy garść liści babki lancetowatej które ścisnął mocno tak by puściły soki lecz nie za mocno by nie stracić ich właściwości leczniczych. Tak przygotowaną papką plasnął na ranę i rozprowadził ją dokładnie by pokryła całą jej powierzchnie. Teraz.. Trzeba chwilkę poczekać, prawda?
– Czy Aderyn znów ma dużo na głowie? – zagaił z ciekawości wiedząc, że smoki zazwyczaj najpierw kierowały się do smoków ze swojego stada. No i hej, jakby mógł toby bardziej pomógł, prawda? Oh! Minął czas babki – Basior jednym, silnym ruchem zdjął ją z ogona i przeszedł dalej.
Przystawił łapę do prawego barku smoczycy i wniknął maddarą w jej ciało. Oczyścił rankę z zanieczyszczeń oraz bakterii odpowiedzialnych za rozwój infekcji a potem pobudził organizm do regeneracji poprzerywanych naczyń krwionośnych oraz naruszonych tkanek naskórka wraz z uszkodzoną łuską, jeżeli na ogonie występowała. Kiedy już się z tym uporał, przyspieszył odrost futra (lub łusek) w tym miejscu i zabrał łapę, wycofując swoją magię
//babka lancetowata
: 03 lis 2020, 14:37
autor: Maros
Porzuciła swe dotychczasowe zajęcie, niemal od razu gdy to puchate uszy wyłapały pierwsze oznaki, że nie jest już sama. Na przywitanie skinęła mu łbem po czym zraniony ogon przesunął się w jego kierunku. Spokojnie przyglądała się jak zajmuje się raną, na zadane pytanie odpowiedziała po dłuższej chwili.
– Nie wiem ile ma na głowie. Tak samo, jak nie wiem czy w ogóle zajęła by się moim ogonem– odpowiedź była jak najbardziej szczera. Pech chciał, iż przez ostatnie książce stosunki między nią, a uzdrowicielami były dość napięte. Nie zamierzała ryzykować powtórki z groty Mułka. Zdjęcie ziół spowodowało całkiem miły, jednak nazbyt silny ból co oderwało ja od powracających myśli.
– Dziękuje – odezwała się dopiero, gdy samiec zabrał łapę z jej barku. Nie to, żeby przeszkadzała jej bliskość jakiegoś smoka, zwyczajnie nie chciała mu przeszkadzać.
: 06 lis 2020, 1:05
autor: Twój Stary
Kiwnął łbem na podziękowanie a potem przekrzywił go w lekkim zdziwieniu, jeszcze większym niż dotychczas. Wydawało się.. Iż Młoda jest na jakiejś wojennej ścieżce z Lekkością? A to Ci dopiero, przecież ona w interakcji z większością smoków zdawała się być bardzo bezkonfliktowa (A może to Basior z pewnych powodów tak to sobie tłumaczył) a Kwintesencja była.. Aż do bólu grzeczna. Oh, od razu pomyślał sobie iż byłaby dzieckiem które Strażnik przyjąłby z otwartymi łapskami.
Trochę nawet przypominała mu kochaną Estrel..
– Ogon wygląda dobrze, możesz wracać do swoich zajęć – skomentował swoje leczenie chcąc upewnić ją iż wszystko jest w porządku a po tym podszedł do źródełka i zaczął obmywać sobie łapy. Nie chciał odrywać jej na dłużej od obowiązków jednak coś.. Wisiało w powietrzu. Basior nie zauważył by Wodna się ruszała.
O, no proszę! Jeszcze rozmowny pacjent który po prostu się nie zmył! Uh.. Rozmowny to może za dużo powiedziane, co?
– I nie wydaje mi się by wasi Uzdrowiciele odmawiali leczenia swoim. Nieleczone rany to potem większy problem – bo głupio było tutaj przytaczać jakieś powołania skoro on sam z niego nie leczył. Opłukał dłonie i zaczął zbierać manatki choć powoli będąc ciekawym czy jego rozmówczyni sobie pójdzie czy też.. Nie..