Strona 27 z 37
: 28 sty 2020, 21:05
autor: Owoc Opuncji
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nigdy wcześniej nie czyła podobnego wezwania, chociaż może? Ciężko było powiedzieć... niemniej jednak czuła, że powinna się pojawić. Była jedną z Fal, co z tego że małą. Ruszyła przez niepogodę, zimno i śnieg. Wiła się pomiędzy drzewami, sama, nie chciała znów wykorzystywać mam czy siostry. O dziwo pojawiła się jako pierwsza pachnąca Wodą. Dwie obce samice pachniały Ziemią jak jej przyjaciel Godny. Zamrugała ślepiami siadając przed nimi.
– Ja żech Chrobry Kolec, a wy? Nie wiem gdzie reszta... ja myślała, że one szybsze są.
wzruszyła barkami. Młoda samiczka miała w piórach mnóstwo błota jakby starała się ukryć fakt swoich kolorowych barw. Z kolei wokół jej ślepi ktoś namazał sporo czarnych krech... węgiel? Opuściła główkę.
– Tylko wypytać je musicie dobrze bo one lubią kłamać.
warknęła pod nosem.
młody temperament wziął w niej górę.
: 29 sty 2020, 22:46
autor: Bagienna Gawęda
Oczywiście, do Rucze dotarła wiadomość. W pierwszej chwili ucieszyła się na myśl, że Mżawka chce się zobaczyć, ale potem... Emocje szybko oklapły, gdy uświadomiła sobie, że przyjaciółka nie brzmi zbyt radośnie. Przeciwnie, jakby była zmartwiona. Czyli coś się stało... (Jakoś nie wzięła pod uwagę faktu, że nikt nie powiedział jej jeszcze, co się stało z Babką...)
Ruszyła więc na spotkanie. I trochę ta droga trwała – nie dość, że postanowiła iść na piechotę, to jeszcze nie szła sama. Towarzyszyła jej Szyszka, z którą sobie gawędziła. Może nie brzmiała dziś jak wzorowy przykład pogodnego smoka, ale na pewno nie miała złego humoru. Jeszcze...
I byli jeszcze kompani. Darmozjad nie tylko był przyjazny względem innych smoków, ale też względem ich kompanów. Nic dziwnego, że korzystał z każdej okazji do zabawy z Hedwigą – czy to skradania się i nagłego ataku na ogon, czy innego rodzaju, może nieco złośliwej, zabawy. Zawsze zachowywał się jak małe pisklę, a Czapla nie raz się zastanawiała, czy zostanie takim na zawsze... Innej opcji nie wiedziała!
Choć starała się narzucić żwawe tępo, to nie dotarły jako pierwsze. Mimo to nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok Mżawki i Atiny. Tak dawno ich nie widziała...! Zwłaszcza tej drugiej, bo przecież Mżawka mignęła jej w czasie tego wielkiego zebrania stad na Skałach Pokoju...
– Zitojta – rzuciła, choć zaraz jej uśmiech zgasł. Już wiadomość jej wystarczyła... Ale widok Fal, które już dotarły, tylko utwierdził ją w fakcie, że to niekoniecznie musiało skończyć się radośnie.
Bez jakiejś wielkiej wylewności, Czapla przysiadła przy Szu... Szuwarek? Przez chwilę patrzyła się na nią z lekkim zdziweniem. Nie była pewna skąd tu nagle... No, może Fala nigdy nie grzeszyłą czystością – pisklęce zabway robią swoje! – ale chyba nigdy nie chodziła tak starannie ubłocona? Do tego te czarne podkreślenia i postawa...
Rucze weschnęła ciężko, już do reszty tracąc humor. Wiedziała, że pewnie jeszcze poczekają na resztę, ale i tak spytała;
– Co wama trapi, moje miłe czeltice?
: 30 sty 2020, 18:19
autor: Sosnowy Pocisk
Szyszka otrzymała wiadomość mentalną. Problem był jednak taki, że zupełnie nie wiedziała do kogo należał głos, który pojawił się w jej głowie. Na szczęście, Rucze była niezawodna i – jak przystało na najlepszego piastuna jakiego Brązowa znała – znała odpowiedź na każde pytanie. To właśnie razem z nią młoda czarodziejka wybrała się na spotkanie nieznanych jej członkiń Fal. Była bardzo ciekawa Mżawki i Atiny (Czapla zdradziła Szyszce ich imiona podczas podróży) i była podekscytowana perspektywą poznania ich.
Hedwiga natomiast przez całą drogę rywalizowała z Darmozjadem o to, kto kogo udziobie więcej razy. Oczywiście, były to niegroźne uszczypnięcia, jednak nie zamierzała dać wygrać kokatrysowi i bardzo się przykładała do tego małego „polowania”, dzięki czemu obie smoczyce mogły cieszyć ślepia tą niezwykłą zabawą kompanów.
Już z daleka widziała sylwetki smoczyc. Od razu rozpoznała postać Szu i ucieszyła się. Jeśli samiczka miała na tyle sił, żeby samej tutaj przyjść, to musiała się czuć coraz lepiej. Przynajmniej fizycznie. Brązowej przykro się zrobiło na myśl, co teraz musiała przeżywać młoda adeptka. Z jednej strony to dobrze, że pozostanie jej wspomnienie silnej i pełnej humoru Belenus, a z drugiej... mimo wsparcia Fal była w żałobie całkiem sama. One już największy ból zdołały przetrwać, a Szu dopiero go doświadczała. Brązowa niestety nie wiedziała jak jej pomóc. Mogła tylko przy niej być. Tak jak wcześniej była przy Aderyn.
Zbliżały się coraz bardziej i Szyszka mogła już dopasować imiona do postaci. Smoczyca z płowym futrem musiała być Mżawką, a ta z kobaltowymi łuskami... Zamarła w połowie kroku. Kobaltowe łuski pokryte licznymi bliznami. Wyraźnie uszkodzona prawa przednia łapa. Przymknęła na chwilę ślepia.
Niemożliwe.
Jednak idealnie pasowała do opisu Rucze. To jednocześnie musiała i tak bardzo nie mogła być ona.
Sosnowa poczuła ból w żebrach, jakby znowu znalazła się na arenie. Miała mętlik w głowie. Co zrobić? Jak się zachować? Udawać, że jej nie zna? Przedstawić się? A może uśmiechnąć się i wojowniczo (ale z dzielnym uśmiechem) powiedzieć „Wciąż czekam na rewanż! ” ? Nie. Tego nie mogła zrobić. Przecież Fale nie wiedzą o tej walce i jej konsekwencjach.
Miała wrażenie, że nie ma dobrego rozwiązania tej sytuacji. Gdy Rucze zaczęła rozmowę, Brązowa ruszyła się w końcu z miejsca z trudem odwracając wzrok od Skruszonej. Skupiła ślepia na ubrudzonej-nie-wiadomo-z-jakiej-przyczyny-Szu i usiadła obok niej, otulając ją futrzastym ogonem, zupełnie tak jakby to adeptka potrzebowała pomocy w podjęciu właściwej decyzji, a nie ona sama. W końcu podniosła wzrok.
– Szyszka, Brązowa albo Sosnowy Pocisk. Jak wolicie – przywitała się, lekko skłaniając łeb smoczycom i niecierpliwie czekając na reakcję jednej z nich.
: 04 lut 2020, 19:51
autor: Mały Jeleń
Niezwykle cieszyła się z obecności Wierchu! Widząc, że podąża za nią, zniżyła lot, starając się jej towarzyszyć. Zrównała się z nią, po czym zamilkła, niecierpliwie spoglądając w las. Na początku czekanie zdawało się być wiecznością, jednak to tylko przez zmartwienia Mżawki.
Wypatrzyła nagle wśród drzew charakterystyczną sylwetkę. Ładna, egzotycznie ubarwiona samica podeszła do nich i przywitała. Chrobry Kolec? Mżawka nie wiedziała, co to znaczy, a na dodatek zdziwiła się, gdyż stojąca przed nimi istota zdecydowanie wydawała się być młodą samiczką, a przecież Kolec było zarezerwowane dla Adeptów samców! A właściwie... czy to nie była ta córka Liany? W dodatku mówiła w dość podobny sposób do Babki i Rucze, co było kolejnym dowodem na to, że rzeczywiście przybyła do nich pierwsza Fala!
– Witaj, Chrobry Kolcu. – Miała ochotę spytać ją o to imię, lecz bardziej zastanowiła ją dalsza część wypowiedzi. – ...Kłamać? – Spytała cicho, zanim pozostałe Fale dołączyły. Wydawała się... zaskoczona. Skinęła jednak z wdzięcznością łbem, mimowolnie zerkając na Atinę.
Wkrótce ujrzała również pierwszą przyjaciółkę, a na jej widok rozpogodziła się... przynajmniej dopóki nie nadszedł czas zadania ważnego pytania. Przywitała się z nią przyjaźnie, a zaraz spochmurniała, nabierając głębszy oddech. Dostrzegła jeszcze kolejną sylwetkę, dlatego poczekała na jej przybycie, przyglądając się brązowej z ciekawością. Nie kojarzyła jej, to była chyba ta nowa towarzyszka Fal. Po raz kolejny zastanowiło ją zachowanie samicy, która na moment zamarła na widok Atiny. Tak bardzo zszokowały ją jej blizny? Miała nadzieję, że Ziemna przyjaciółka nie zwróci na to większej uwagi!
– Mżysta Łuska, Mżawka, Mraevillik. – Przedstawiła się imionami zarówno wyniesionymi z domu rodzinnego, od Fal, a także oficjalnym imieniem adepckim. Dała możliwość Atinie zdradzenia swego miana, po czym wypowiedziała na głos to, co ją trapiło już od jakiegoś czasu.
– Potrzebowałam się z wami zobaczyć. Wybaczcie, że odciągam was od na pewno ważnych spraw... – Zaczęła dość oficjalnie, jakby od dawna ćwiczyła tę przemowę. Zaraz jednak porzuciła ten ton, mówiąc bardziej zwyczajnie, jak w gronie przyjaciół. – Coś się wydarzyło, prawda? Na naszej sieci zrobiło się niezwykle... cicho. I... nie wyczuwam już Belenus. – Spytała, czując, jak lekko przyśpiesza jej serce. Teraz, gdy wypowiedziała to na głos, wydało jej się jak najbardziej realne jej wrażenie, że Babci zdarzyło się coś niedobrego. Może zaniemogła?
: 05 lut 2020, 21:53
autor: Owoc Opuncji
Wielki mrok przepełniał jej duszę, tak wielki, że niknęły w nim nawet najgroźniejsze smoki wolnych stad. Ona była teraz panią życia i śmierci! Dobra, może nieco zagalopowała się w swoich rozmyślaniach, ale na pewno wesoła nie zamierzała już być. Nie było po co skoro najbliższe jej mamy zadały jej taki ból. No i babcia... ukochana przez wszystkich, odważna bajkomówczyni i zabijacz smutków. Samiczka wydęła smocze wargi słysząc niepewność w głosie Ziemnej Fali.
– Co cię tak dziwuje. Z resztą same ci powiedzą, mam przynajmniej taką nadziejã.
warknęła pod noskiem i zanim się spostrzegła pojawiła się mama Rucze i jej siostra. Obie usiadły obok Szuwarki która westchnęła ciężko i przewróciła oczkami. Miała mocno zaciśnięty pyszczek i nie zamierzała się do nikogo odzywać. Mrok spowijał jej myśli i w mroku postanowiła pozostać. O tak! Niech wiedzą, że teraz jej serduszko zazwyczaj wesołe zostało zatrute! I to była ich wina! Och tak, tak, nie uciekną od tego bo Szuwarek miała swój plan. Będzie mroczna już po wsze czasy!
Słyszała co mówiła Mżawka i dopiero teraz prawdziwy smutek znów postanowił ugryźć w miękkie serduszko. Wgryźć się mocno i przypomnieć wyraz pyska babci.
– Umartŏ.
syknęła opuszczając główkę, wymalowane węglem smugi wokół oczu zaczęły spływać powoli w dół pyska.
– Umartŏ!
krzyknęła i zerwała się z miejsca by uciec na skraj ich skromnego spotkania gdzie mogła pochlipać w spokoju. Padła na śnieg, objęła się długaśnym ogonem i zakryła głowę obiema przednimi łapami. Wiedziała, że babcia musiała kiedyś w walce odejść, ale... dlaczemu teraz?!
: 07 lut 2020, 20:48
autor: Bagienna Gawęda
Niby każdą z tych smoczyc znała, a jednak... Wszystko wydawało się na swój sposób obce, Znaczy, Atina wydawała się być taka jak zawsze – była Atiną. Mżawka... Widać było, że coś ją trapi. Szyszka? Tak, ten znak zapytania był trafny, bo nie bardzo rozumiała skąd taka, a nie inna reakcja na Atinę. I w końcu Szuwarek... Ona stała się kompletną enigmą! Czyżby świat zastany po przebudzeniu tak bardzo ją zdołował? Sama Czapla zapomniała już jak bolesne jest rozłączenie się z kimś... Na zawsze. Za wielu odeszło, by kolejny wel przyprawił ją o depresję.
– Dla Fal zawdy znajdzi się czas – mruknęła cicho i dała Mżawce w spokoju powiedzieć to, co leży jej na sercu.
Beleneus...
Jej szpony lekko zacisnęły się na śniegu. Wzrok powędrował gdzieś w bok, na ziemię. Nie potrafiła spojrzeć Mżawce w twarz. Myślała...
– Nicht nie powidział...? – mruknęła cicho. Ledwie słyszalnie, jakby sama do siebie. Myślała, że Mżawka i Atina już wiedzą. Że któraś z Fal im przekazała...
Ale najwyraźniej była to zbyt bolesna nowina. Albo każda pomyślała sobie to samo – ktoś przekaże. Ale nikt tego nie zrobił. Ich droga przyjaciółka się martwiła, a one po prostu milczały, same pochłonięte własną żałobą...!
Nie zdążyła tego w żaden sposób wytłumaczyć, nim Szuwarek poderwała się na równe łapy i wszystko zdradziła.
Umartŏ! Tak, umartŏ...
Nie zdołała się ruszyć za najmłodszą Falą. Nie ważne, jak bardzo chciałaby ją pocieszyć, nie potrafiła się ruszyć.
Dopiero po dłuższej chwili spojrzała znów na Mżawkę i przerwałą ciszę, która pewnie zapadła na polanie.
– Zginęła tak, any chciała. W walce. – Niemal fizycznie czuła, jak wyrzuty sumienia zżerają ją od środka. Powinna o tym pomyśleć. Ba! Dawno się nie widziały – powinny po prostu się spotkać. A tymczasem...
Tymczasem...
Wciąż milczała. Gdy już doszło co, do czego, nie wiedziała co powiedzieć. Wszelkie sensowne odpowiedzi gdzieś zniknęły. Ba! Pewnie to, co właśnie powiedziała, było równie bezsensowne. Zginęła, więc jest martwa. Nic jej nie wskrzesi, a to jak umarła nie ma znaczenia, jeśli wciąż nie możesz zobaczyć smoka, za którym tak tęsknisz.
Czując, że atmosfera nagle się zmieniła, Darmozjad przestał skakać wokół smoczyc. Zaćwierkał cicho, dreptając w stronę Rucze. Dziabnął ją lekko w prawą łapę, ale kompanka tego nawet nie zauważyła. Czekała na wybuch ze strony Mżawki – wybuch smutku, czy wybuch gniewu... Bez znaczenia. Cokolwiek to będzie, zaboli Rucze równie mocno, jakby znów przeżywała tamten moment.
: 07 lut 2020, 22:59
autor: Sosnowy Pocisk
Brązowa drgnęła, słysząc reakcję Szu. Zamknęła na chwilę oczy i głęboko nabrała powietrza, próbując odrzucić od siebie natarczywie powracające emocje z tamtego dnia.
Zabarwiony na czerwono śnieg, kamień, którym zastąpiła brakujący... Nie!
Otworzyła oczy.
Szu już nie było obok niej, wybuchnęła płaczem, skulona na śniegu. Szyszka przypomniała sobie, że całkiem niedawno sama leżała wtulona w Lekkość w bardzo podobnej pozycji. Powoli podeszła do siostry i położyła się obok niej, przykrywając delikatnie skrzydłem trzęsące się, zabłocone ciałko. Jej rozpacz była zaraźliwa i, chociaż smoczyca bardzo starała się być dzielną starszą siostrą, z jej oczu również popłynęły łzy.
: 12 lut 2020, 19:03
autor: Wierch Skazanych
Mgliście zdawałam sobie sprawę z istnienia jakiejś "sieci". Nie korzystałam jednak sama z tego konkretnego połączenia, gdyż przemożenie się, aby użyć mocy, kosztowałoby mnie za wiele.
Musiałam więc polegać na Małym Jeleniu, ufając jej osądowi.
Z tym jednak nie miałam większych problemów, gdyż była mi przyjaciółką.
Siedziałam więc w milczeniu u jej boku, lustrując polanę spojrzeniem. Sama polana, jak to polana, wolna przestrzeń, sporo śniegu. Wokół drzewa tworzące, mniej więcej, krąg.
Najpierw pojawiła się jakaś pstrokata młódka Nie znałam jej. Nie mogłam znać, musiała się wykluć dużo, dużo po tym, jak rozdzieliłam się z Falami po tym, jak pozwoliły mi dojść do siebie.
Kolejna smoczyca zaś majaczyła w mojej pamięci, ale mgliście. Nie ma co się oszukiwać, przez czas pobytu z Falami, to z Belenus miałam najlepszy kontakt.
Nie wiele rozumiałam z ich dziwnej mowy. Z konsternacją przyjęłam widmo ogłoszeń: umarła.
Zmarszczyłam nos, była to jedyna reakcja na te wiadomości.
Śmierć. W walce. Dobra śmierć. Tak, jak chciała. Mimo to, odczułam pustkę straty. Liczyłam ujrzeć to czarne cielsko raz jeszcze.
Kiedy Szuwarek odbiegła, płacząc, skupiłam się na lądującej brązowofutrej. Tutaj ekspresja mojego pyska okazała się znacznie żywsza. Przymrużenie ślepi, ruch łbem na bok.
– A ty to Fala... Wybacz siostrze tamtą walkę – mruknęłam, nie spuszczając oczu z młódki.
Niedobrze, wcale, ale to wcale nie spodobała mi się myśl, że okaleczyłam jedną z Fal. Nieumyślnie, ale jednak.
Kiedy Brązowa ruszyła do Szuwarku, zarzuciłam pomysł pocieszania. Młode lepiej pocieszy młode.
: 20 lut 2020, 19:17
autor: Mały Jeleń
Umarła.
Wiadomość ta wstrząsnęła samicą. Wpatrywała się w młodą niewidzącym wzrokiem, podczas gdy myśli z trudem trawiły nowy fakt. Belenus nie żyje... Nie zdążyła spotkać jej ponownie.
I choć nie była z nią tak blisko, jak pozostałe Fale... Gorycz ścisnęła ją za gardło. Cierpienie widoczne na twarzach przyjaciółki i jej podopiecznych również nie pomagało. Cierpiała podwójnie, przez ból własny i ich!
– ...Rozumiem. – Szepnęła, odprowadzając szeroko otwartymi oczami Szuwarek. Czuła się, jakby jej ciało zamieniło się w kamień, nie zdolne do najmniejszego ruchu... Poza łbem, gdy wzrok sunął po najbliższej okolicy, nie mogąc na niczym znaleźć zaczepienia...
– Ona... nie cierpiała długo, prawda? Kochała walki, nawet za tak wysoką cenę... – Wydusiła z siebie, czując, jak wilgotnieją jej oczy. Belenus... Utracili cenną cząstkę Wędrujących Fal!
: 02 mar 2020, 18:18
autor: Bagienna Gawęda
W przeciwieństwie do Rucze, Szyszka wiedziała jak się zachować. Czapla z pewnym wzruszeniem patrzyła, jak brązowa idzie pocieszyć Szuwarek. Tak, ona pewnie to zrobi najlepiej, a tymczasem...
Bagienna nie wiedziała, co kryło się za słowami Atiny. Sama Atina nie wyglądała na wzruszoną, za to Mżawka... To chyba nie dziwne, że Piastunce szybko uleciało z głowy tajemnicze zdanie Wojowniczki.
Może to widok poczynań Szyszki, a może po prostu potrzebowała chwili czasu... Tak, czy siak, w końcu zdołała się ruszyć. W kilku krokach podeszła do Mżawki i zamknęła ją w delikatnym uścisku. Prawe skrzydło na grzbiecie drugiej Fali, łeb lekko owinięty wokół szyi. Ale niezbyt mocno, gdyby jednak uznała, że nie chce mieć z nimi doczynienia...
– Wybaczoj nama. Powinnaś inaczyj się o tym dowiedzieć... Powinnyśmu tobu o tym powidzieć – zaczęła cicho. Tak, aby tylko Mżawka i stojąca obok Atina ją usłyszały. Nie chciała przydawać młodym więcej zmartwień. Po chwili znów kontynuowała, tym razem tak, że każda Fala na Polanie mogła ją usłyszeć. – Nawyt jiszlo, to umarła szczęśliwa. Odyszła tak, any chciała odyjść... Sama wiesz, jaka była – zakończyła spokojnie, próbując się uśmiechnąć, choć w tej pozycji żadna ze smoczyc mogła tego uśmiechu nie zobaczyć... Może to i dobrze, bo wyszedł dość nieporadnie.
Tymczasem zapomniany przez wszystkich Kokatrys nie wiedział co ze sobą zrobić. Biec za młodą Wojowniczką? Pójść za Rucze? A może... No, nie wyglądała, jakby miała depresję, ale jej też na pewno było smutno!
Darmozjadowi najwyraźniej spodobała się ta “zabawa” w pocieszanie i podszedł o krok bliżej Atiny. Zaćwierkał coś pogodnie, wyraźnie kierując to ćwierkanie do Wojowniczki. Przecież nie będzie stał obojętnie obok! To, że niczego po sobie nie pokazała, nie znaczy, że nie chce się wyżalić, czy coś... Zwłaszcza, że dopiero co za coś przepraszała. Coś na pewno leży jej na sercu, a to znaczy, że potrzebuje wsparcia pewnego przyjacielskiego Kurczaka!
: 02 kwie 2020, 0:39
autor: Pasja Uczuć
//Inny czas
Jak to młode smoki w jej wieku, Paqui uwielbiała się bawić się z innymi. Kompani, czy smoki, nie miało to większego znaczenia. Tego dnia, przechadzając się po grocie, zauważyła niespokojnie dreptającą na zewnątrz, białą sowę. Młoda adeptka zdążyła już wcześniej polubić się z nią, w końcu przez to, że należała do jej siostry, często się widywały. Smoczyca biegiem ruszyła w stronę Hedwigi, bo tak właśnie miała na imię ta sowa, pragnąc zachęcić ją do wspólnej zabawy. Ta jednak wzbiła się w powietrze, gdy tylko zobaczyła biegnącą ku niej Pogodną. I ruszyła przed siebie, jakby w całkiem losowy kierunku. Paqui, nie mając jeszcze do końca wyćwiczonych skrzydełek, biegła po ziemi, podążając za uciekającą sylwetką.
Dla smoczycy było to dość dziwne zachowanie. Szyszki nie było, więc czemu była tutaj Hedwiga? I czemu tak bardzo od niej uciekała? Paqui nie znała na to odpowiedzi. Postanowiła sprawdzić, dokąd zmierza sowa, znikając tym samym z czujnych oczu członków stada.
Biegła. Biegła bardzo długo, podążając za niewyraźnym kształtem, raz po raz znikającym między drzewami. Aż w pewnej chwili... Zniknął na dobre.
Paqui, przestraszona, rozejrzała się dookoła. Nie znała tego miejsca. Nie miała pojęcia, gdzie się znalazła. Nie czuła Hedwigi, nie czuła nikogo z Wodnego stada. Ani nawet Falki. Była sama... Dla lepszego rozeznania wyszła z lasu na sporą polanę. Wszystko wyglądało dla niej nieznajomo. Spogląda w różne strony świata nawet nie była do końca pewna, z której strony przyszła. Ze strachu skuliła się w trawie. Liczyła, że Hedwiga zaraz wróci.
Nie spodziewała się, że niedługo kogoś spotka. I nie będzie to sowa siostrzyczki.
: 04 kwie 2020, 15:20
autor: Sugestia Grzechu
I na polane zawitała jeszcze jedna samiczka. Dość duża samiczka. Bowiem Noir zaszczyciła tą okolice swoją obecnością. Wesoło wkroczyła na polane, podskakując leciutko na swoich dużych łapach. Aż... dostrzegła, że coś leży w trawie. To coś było małe. I ciężko było jej rozpoznać co to było. Przysiadła więc na swym zadzie wpatrując się w owe coś, aż nagle przemówiła, kładąc się na swoim brzuchu.
– Hej, ho! Czy ktoś tu jest? – Krzyknęła wesoło, wyczekując odpowiedzi.
: 04 kwie 2020, 22:30
autor: Ruda Ciocia
Oh spotkanie!
Generalnie pewnie wszyscy czytający spodziewają się narracji w której do dwóch samiczek – Jednej większej, drugiej przy niej drobniutkiej (szczególnie jeżeli przyjrzymy się temu, jak rozkładają się rasy i ich rozmiary) dołączy wesoły, rudy Piastun Plagi i wszyscy będą się świetnie bawić! Otóż nie tym razem..
Noir i Paqui miały chwilę spokoju w której mogły się zapoznać, chociaż Wodna wydawała się trochę zestresowana straceniem z oczu kompana swojej starszej siostry. Fakt – Sama na terenach na których idzie spotkać każdego z obcych stad.. Chociaż Ognista nie wydawała się wcale smokiem, który mógłby zrobić jej krzywdę..
W pewnym momencie rozległ się głośny ryk, gdzieś w zalesionej części Polany. Smoczyce ledwo przekręciły tam swoje główki, mogły dojrzeć wielkie, włochate bydle z długimi rogami które miało poharataną klatkę piersiową a spod włosia wychodziły ostre kły. Warczało, bez ostrzeżenia mknąc w stronę.. Okej, mknąć to za dużo powiedziane. Szło bowiem topornym krokiem i mogło się wydawać że idzie na nich, jednak Noir mogła spostrzec że owe bydle spoglądało gdzieś w bok – Jakby szukało schronienia przed czymś? Chociaż było zauważalnie rozdrażnione..
– MORTADELAA!! – rozległ się krzyk na który włochaty grubas odwrócił się a potem.. Czym prędzej pobiegł w krzaki, próbując się schować.
– Wychodź moja słodka! WIEM CO ZROBIŁAŚ I CHOWANIE SIĘ NA WSPÓLNYCH NI--Oh. – Tam skąd przybył bies, wyłonił się smok. Niezbyt masywny, cały futrzasty posiadający burzę rudych loków i odznaczający się złoty kolczyk w nosie. Zapach niósł dziwny. Niby to Plagi, jednak wyczuwalna była tutaj znacząca nuta goździków i.. Chyba jakiegoś innego smoka. Północny uśmiechnął się szeroko, poruszając długaśnymi uszami a kolczyki odegrały swą pieśń.
– Wybaczcie że wam przeszkadzam! Burdig, Chochlik Miłości, jestem Piastunem Plagi i.. Szukam mojego kompana, który się przede mną ukrywa perfidnie. Nie przebiegał tędy jakiś tłusty bies?
: 06 kwie 2020, 21:32
autor: Pasja Uczuć
Wystawiła delikatnie łepek z traw, gdy poczuła obcy zapach. Widziała zbliżającego się, dużego, głównie brązowego smoka. Pachniał... Inaczej, niż dotychczas spotkane gady. Jakby bardziej ostro, dymnie. Zapewne pochodzi z innego stada. Takiego, którego Paqui nie mogła jeszcze poznać. Może z Ognia? Zapach mocno to sugerował.
Skuliła po sobie uszka, gdy usłyszała głos przybysza. Był głośny, bardzo głośny. Choć Pogodna była przyzwyczajona do częstych hałasów we Wspólnej Grocie, tak przerywający ciszę krzyk zawsze wydawał się bardziej donośny, niż był w rzeczywistości.
Przybyła gadzina położyła się w trawie. Wyglądało na to, że obecnie nie jest zbyt groźna. Paqu mogła ostrożnie się przywitać. Wstała powoli, wyłaniając się z wysokiej kępy.
– Paqui tu jest. Paqu się zgubiła. -mówiła cicho, ze strachem w swoim piskliwyn głosie. Zrobiła dwa krótkie, ostrożne kroki w stronę smoka.
Paqu psybiegła tu za Hedwigą. To sowa siostsycki. Ale zgubiła się w lesie... Kim jesteś? Widziałaś białą sówkę? – dodała już nieco spokojniej. Miły pyszczek przybysza raczej nie sprawiał wrażenia chęci morderstwa na młodej adeptce.
Potem uszka Pogodnej na nowo położyły się wzdłuż jej główki. Zareagowały tak na donośny ryk, który rozległ się od strony lasu. Jakaś paskudna maszkara wyczłapała stamtąd jakby szukając schronienia. Paqui opuściła niżej łepek. Czy to jedno z dzikich stworzeń, które żyło w tych gęstwinach? Jeśli by tak było, mogło stanowić niezłe zagrożenie. Na szczęście – Paqu nie musiała obawiać się go zbyt długo. Wyglądało na to, że jakiś smok go szukał.
Smok... Pogodna była pewna, że już kiedyś rzucił się jej w oczy. Te łuski, te rude loki... Te motyle skrzydełka. Tak, to ten smok jeszcze nie tak dawno temu śpiewał i grał w Świątyni. Ten potwór był jego kompanem? Zupełnie mu nie pasował. Paqu mogła by mu znaleźć lepszego kompana. Takiego, który pasowałby do jego aparycji. Może tą wiewiórkę, która biegła ostatnio po drzewie? Była tak ruda, jak jego loki.
Pogodna Łuska, Paqui...Adeptka Wody. -przedstawiła się na podobnej zasadzie, co piaatun... Właśnie, piastun? Jak Chmurka? Czyli pewnie też zajmuje się nauką pisklaków, jak ciocia! Pewnie też musi być bardzo miły!
Podniosła powoli łapkę i szponem wskazała w stronę zarośli, w które uciekł stwór, zwany przez rudego biesem.
: 07 kwie 2020, 23:34
autor: Sugestia Grzechu
Tym małym, łuskowatym cosiem okazał się – ku zaskoczeniu samej Noir – Pisklak. W dodatku bardzo uroczy pisklak! Chociaż z tego co mówiła, to zgubiła się... Jak to możliwe! Co za nieodpowiedzialni rodzice ją wychowywali!
– Ja jestem Noir! – Obwieściła radośnie, podchodząc nieco bliżej samiczki. – I niestety nie widziałam białej sówki, ale nie musisz się o nic martwić, ponieważ pomogę ci wrócić do domu! – Rzekła, jednak zaraz potem zobaczyła uciekającego biesa. Natychmiast stanęła w pozycji obronnej, żeby wstawić czoła temu co ma nadejść, jednak ku jej rozczarowaniu... Tą bestią okazał się piastun plagi, z czerwoną grzywą. Jedyne co można u niego porównać do bestii, to dość spory zad... biedaczek... pewnie tak samo wcinał jak ona, ale jemu akurat poszło wszytko w zad.
– Noir, przyszła wojowniczka i odkrywczyni ognia! – Rzekła dumnie wypinając swoją pierś. – A bies... Pobiegł gdzieś tam. – Rzekła pokazując pazurem zupełnie inne miejsce, niż te w którym ukrył się bies. Cóż... mimo wszystko bardziej zaufała biesowi. W końcu ten Chochlik mógł być w owczej skórze...
: 08 kwie 2020, 0:20
autor: Ruda Ciocia
Kiwnął łbem, słuchając samiczek. No, samiczek ponieważ Chochlik sam uważał się już za dosyć starego.. Chociaż jakby się tak na niego spojrzało to wyglądał na maksymalnie trzydzieści księżyców – Aparycja Piastuna zatrzymała go ostro w czasie, więc pewnie nawet umierając ze starości (Daj Ci losie) będzie wyglądał na młodzika. I tak – Wiewiórka świetnie by mu pasowała, chociaż właśnie groźny bies, który służył jako ochroniarz czynił z tego absurdalny obraz. Szkoda że nie mógł wziąć ze sobą Berlinki – Ta ucieszyłaby się z towarzystwa Młodej Wodnej. Poruszał krągłym zadem, rozprostowując zadnie łąpy.
– A więc miło mi was poznać! Noir, sąsiadko z Ognia i Paqui, dziecię Wody. Chociaż hmm nie wyglądasz na Pogodną teraz.. Coś się stało? – przechylił łeb, uśmiechając się czule a jego pytanie w istocie było przepełnione troską. Pokazała w miejsce zarośli, lecz sprzecznie z tym miejsce, które wskazała smoczyca. Zamruczał z zastanowieniem, nie biorąc pod uwagę tego iż Ognista bardziej chroniła tu zad Mortadeli.
Piastun pomyślał chwilę i już miał odstawić teatrzyk w postaci "Widzę Mahvran, patrz Mortadelko!" korzystając z tego że jego kompanka Czarodziejkę Plagi uwielbiała.. Jednak przez więź poczuł co się święci.
– Ahhh, już wiem gdzie jest! I chyba znalazła coś interesującego! – Plagijczyk machnął ogonem, mijając samice i samemu poszedł w te "dobre" krzaki. Odgarnął łapą liście by z rozbawieniem obserwować swoją towarzyszkę. Biesicia siedziała przy ziemi, majtając ogonem na prawo i lewo. Odbijał się on jak bicz a łeb tłusta miała zadarty do góry... Gdzie na gałęzi siedziała sobie śnieżnobiała sówka!
– Chyba chętnie by sobie przekąsiła tego ptaszka.. Czy to kompan którejś z was? Sowy zazwyczaj latają po nocy.. – mrugnął najpierw bardziej do Noir bo Paqui wydawała się zbyt mała by posiadać kompana. Ale może to czyiś kompan, który jej pilnuje.
: 09 kwie 2020, 1:31
autor: Pasja Uczuć
– Noil. – próbowała powtórzyć jej imię. Krótkie, niby bardzo proste, ale zawierało "ulubiony" dźwięk. Choć sama Paqui, nigdy nie poprawiana przez nikogo, nawet nie widziała w tym większego problemu.
Martwiła się o Hedwigę. W końcu Pogodna sama goniła ją aż tutaj. Może gdyby przestała od razu, to szybko sama by wróciła? Jedno było pewne, Paqui nie zamierzała wracać bez kompana siostry.
Trochę zdziwiło Pogodną, że Ognista wskazała inny kierunek, niż ten właściwy, w którym pobiegł bies. Przecież też to widziała, nie mogła się pomylić. Czyżby zrobiła to specjalnie?
– Paqu zgubiła się. I zgubiła Hedwigę. – westchnęła smutno, odpowiadając na pytanie piastuna. Gdy w jakiś sposób wyczuł, gdzie powinienem szukać swojego kompana, samiczka odprowadziła go wzrokiem, gdy minął je, udając się w odpowiednim kierunku.
Wtedy Burdig odezwał się znowu. Sowa?! To musiała być Hedwiga! Paqui momentalnie zerwała się z miejsca. Niemal pośliznęła się na resztkach śniegu, próbując przybiec jak najszybciej w okolice piastuna.
Stanęła niedaleko niego, wyciągając szyjkę ku górze. Wzrokiem przeglądała wszystkie gałęzie, aż w końcu biała sylwetka wpadła jej w ślepia. Tak! Znalazła się!
– Tak! To sowa Sysuni! Sysuś posła na misję. Hedwiga została w Glocie... I Paqu chciała się pobawić. Hedwiga zacęła uciekać, odlatywać. O Paqu biegła za nią. I jest tutaj. – wyjaśniła z grubsza historię tego, jak się tu dostała. Ucieszyła się z odnalezienia sowy... Tylko jak sprawić, by znowu nie zaczęła uciekać.
: 10 kwie 2020, 15:20
autor: Sugestia Grzechu
Noir bardzo się nie podobało, gdy wspomniał o zjedzeniu sowy. Według niej powinien w tej kwestii pilnować swojego kompana zwłaszcza, że plaga do najbiedniejszych nie należała jeżeli chodzi o mięso... Zabijanie w tym przypadku było zwyczajnie okrutne...
– Chcieć sobie może dużo rzeczy... – Rzekła, nie ukrywając swojej irytacji. – Ale chyba sam masz na tyle rozwiniętą moralność, że nie pozwolisz jej na to? Coś mi podpowiada, że u siebie macie wystarczająco dużo mięsa, aby można było to załatwić bez zabijania... kogokolwiek.... – Ostatnie słowa były kluczami, bowiem nie pozwoli, aby sowie się coś stało. Jeżeli nie atakuję, to nie widzi powodu, z atakowania jej.
Gdy usłyszała od Paqui, że jest to kompan jej przyjaciółki, ewentualnie kogoś z rodziny, bo trudno było jej to stwierdzić. Jednak to jasno nakreślało sytuacje, dla nich wszystkich. Dlatego się nieco rozluźniła.
– Nie musisz się o nic bać Paqui. Znam parę smoków z twojego stada. Jak chcesz to mogę odprowadzić cię na granicę, a z stamtąd ktoś ciebie odbierze. – Po czym przeniosła swój wzrok na piastuna. – Tak właściwie to co tutaj robisz?
: 12 kwie 2020, 21:48
autor: Ruda Ciocia
Mortadela oblizała lubieżnie pysk by zaraz mruknąć z niezadowoleniem. Popatrzyła w stronę Piastuna który póki co słuchał Pogodnej z uśmiechem na mordzie. A więc to kompan jej siostrzyczki! Sysynia.. Nie znał takiego smoka, czy to jakaś rodzina Fena? Albo Fala, której jeszcze nie poznał?
– Oh rozumiem! Znam obie wasze Piastunki Paqui, powiadomię jednak Rucze o tym że tutaj jesteś.. Chociaż mając kompana chyba mają na Ciebie dobre oko – mrugnął porozumiewawczo, wysyłając Gawędzie krótką wiadomość mentalna by poinformowała ona rodziców małego ozeska a potem pogłaskał Pogodną po łebku.
Wrócił wzrokiem na Noir a w jego ślepiach rozbawienie się nie kryło.
– Oczywiście że panuje! Powiedziałem jedynie to, co czuje moja kompanka! Ja sam nie pochwalam zżerania kompanów innym. A co tu robię.. – popatrzył wymownie na biesice, która znalazła się już przy nich i niczym ochroniarz Piastuna siadła tuż za nim, trochę.. Skruszona.
– Mam jeszcze drugiego kompana, hipogryfa jednak on zajmuje się pilnowaniem najmłodszych piskląt Plagi. Nie tylko moich ale również tych, które należą do innych smoków. Jest zwinna, wszędzie się wciśnie i potrafi w razie czego szybko zabrać pisklę od niebezpieczeństwa. Odłożyłem jej porcję jedzenia by sobie zjadła jak wróci a ta oto tu Pannica, zwana Mortadelką zeżarła swoje, jej i jeszcze dobierała się do zapasów mojego partnera – na wyjaśnienia Chochlika, biesica znów prychnęła. On zaś zaśmiał się i lekko pogłaskał jej masywny łeb.
– Ale obiecała teraz być grzeczna. Co słychać w Ogniu, tak poza tym? Nie widziałem Poszeptu dobre trzydzieści księżyców! W sumie Rucze też dawno nie widziałem.. – jakoś tak przyszło mu na myśl, skoro mowa o innych piastunach..
: 13 kwie 2020, 23:11
autor: Pasja Uczuć
– Ale Paqu jest juz duza! Paqu jest adeptką i skoli się na łowcę. Jak mamusia! Paqu znajdzie stado... Tylko powiedzie, w któlą stlonę. – odpowiedziała na słowa dużej smoczycy. Skoro już sama tu przybiegła, to powinna sama wrócić. Jedynie potrzebowała drobnych wskazówek... A przynajmniej tak myślała.
– Ale Budyńku, plosę nie wołać Luce. Ani Chmulki, ani zadnej z mamusi. Paqu sobie poladzi! Hedwiga na pewno wie, jak iść. Tylko... Paqu nie wie, cemu uciekała. – mówiła do piastuna, po drodze myląc jego imię. Do tej pory była takim grzecznym dzieciakiem. Na prawdę nie chciała sprawiać problemów. Położyła uszka po sobie, gdy smok ją pogłaskał. Potem dłuższą chwilę tak już zostały. Nie wiedząc, że sygnał już został wysłany, patrzyła na niego błagalnym spojrzeniem. Błyszczące ślepka,, łepek uniesiony i lekko przechylony w lewo, wargi lekko drżące, ułożone w smutną podkówkę.
– Co to hipoglyf? – spytała, nie znając do tej pory nazwy tego stworzenia. W sumie też nadal nie wiedziała, co piastun tutaj robi.
: 19 kwie 2020, 14:16
autor: Sugestia Grzechu
Zapytana o swoje stado, przysiadła zastanawiając się nad tym. Bo... ostatnio była tak bardzo podekscytowana otaczającym ją światem, że za bardzo się nad tym nie zastanawiała. Piastun wspomniał też coś, o Poszepcie, ale go głównie widywała na ceremoniach, na których też nie podjęła z nim nawet jednej rozmowy. Coś na zasadzie, że był. Ona też była, ale nic poza tym.
– A tam nic specjalnego. Lorek co jakiś czas odprawia ceremonie. – Po czym cicho szepnęła do niego, żeby Paqui nie usłyszała, nie właściwych rzeczy. – I chyba kręci coś ze swoją zastępczynią. – Dalej wróciła już do normalnego tonu. – Ale tak ogólnie, to jest raczej spokojnie. Chociaż jakoś się w to nie zagłębiałam. –
Następnie przeniosła wzrok na Paqui. – Z pewnością jesteś już duża! Tylko mi samej trudno jest wskazać, gdzie znajduję się granica wody. W ogniu byłoby mi dużo łatwiej. Ale możemy razem odszukać drogę do twojego domku! –