Strona 27 z 37
: 10 wrz 2020, 22:00
autor: Defekt Świadomości
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Aki tymczasem tkwiła w miejscu, czekając aż młoda upora się z całym zadaniem. Nie wiedziała ile dokładnie czasu powinna jej dać, więc w pewnym momencie zaczęła liczyć uderzenia serca, a z nadejściem konkretnej, ustalonej przez siebie wcześniej liczby zdecydowała się otworzyć ślepia i rozpocząć poszukiwania.
Czuła się trochę jak pisklę, które bawi się z rówieśnikami. A przynajmniej zdawało jej się, że pisklęta czują się podobnie, bo sama nigdy nie miała okazji przebywać z kimś w podobnym wieku, podczas okresu pisklęcego.
Jednak nie odpływała myślami do mniej ważnych spraw, a zamiast tego zajęła się analizą terenu. Spoglądała zarówno na trawę, kałuże, krzewy, czy nawet drzewa, próbując dostrzec jakiekolwiek poszlaki mówiące o tym, że w pobliżu chowa się jakiś smok. Jednocześnie węszyła i nasłuchiwała, sprawdzając, czy uczennica nie popełnia żadnych błędów.
Uśmiechnęła się lekko sama do siebie, gdy okazało się, że Ydra wykonała bardzo dobrze, bo śladów nie pozostawiła praktycznie w ogóle, a o ile jakieś się tu znajdowały – wtapiały się w otoczenie na tyle dobrze, że raczej nikt nie zwróciłby na nie większej uwagi, bo równie dobrze mogłoby to być dzieło przypadku.
–
Możesz wyjść – odezwała się głośniej aby Plagijka na pewno ją usłyszała –
Nie znalazłam cię, więc zrobiłaś wszystko dobrze. Nie zostawiłaś też żadnych śladów po których mogłabym się domyślić, że znajdujesz się w pobliżu.
Pokiwała powoli łbem, zastanawiając się krótko. Nie odwiedzała Bliźniaczych Skał zbyt często, jednak zdarzało się, że przelatywała w okolicy. I choć nie znała terenów zbyt dobrze, to wydawało jej się, że zna miejsce, które mogą odwiedzić w celu dalszej nauki.
–
Zrzuć to z siebie i chodź. Czas na trochę trudniejsze zadanie – wskazała łapą kierunek, a następnie sama ruszyła gdy samiczka była gotowa.
Ruszyła w stronę pobliskiego lasu, aby szybko przekroczyć granicę drzew i po kilku minutach spaceru dojść do nieco większej, otwartej przestrzeni. Był to średniej wielkości, okrągły teren gdzie na środku znajdował się niewielki staw. Ziemia wokół niego była mokra, więc Ydra na pewno mogła skorzystać ze znajdującego się tutaj błota. Był także otoczony sporą ilością niewielkich kamyczków, a w nieco dalszej odległości rosło kilka krzewów – co prawda dość małych i wysuszonych przez panujące upały, więc składały się głównie z krótkich, ostrych gałązek.
Jako że znajdowali się w lesie, oczywiście dookoła rosły spore ilości drzew, głównie iglastych. Pod niektórymi znajdowały się odłamane kawałki kory, zapewne sprawka jakiegoś rogatego zwierzęcia. Poza tym nie było tu zbyt wiele – trawa była dość krótka, wysuszona przez promienie słońca, a w pobliżu nie dało się dostrzec żadnych kwiatów – jedynie typowe dla leśnej ściółki niewielkie rośliny.
–
Ukryj się jeszcze tutaj i dam ci spokój – powiedziała żartobliwie –
Ja znowu będę cię szukać.
I przysiadła, zamknęła ślepia – i tak jak powiedziała, czekała.
//Kamuflaż I po twoim odpisie
: 14 wrz 2020, 15:03
autor: Porwana Obłędem
Od całkowitej gotowości do momentu, kiedy Aki ruszyła, by jej szukać, Ydra miała jeszcze chwilę spokoju i dopracowania szczegółów. Nie musiała już wiele poprawiać, bardziej zależało jej na tym, by pozostać w bezruchu i całkowitej ciszy. No i udało się! Chyba załapała podstawy, skoro poszło jej całkiem... nieźle, można powiedzieć.
Kiedy usłyszała polecenie, natychmiast wyszła spomiędzy krzaczków i otrzepała się z gałązek, kwiatów i liści. Uśmiechnęła się szeroko do Aki, czując, że nauczycielka jest zadowolona z postępów.
– Fajne to! Jak zabawa w chowanego. – powiedziała rozbawiona. O ile na początku uznała, że kamuflaż jest do niczego, tak teraz zmieniła zdanie. Używając maddary, ściągnęła z łusek wszelkie pozostałości kamuflażu, a zwłaszcza błoto i cały ten syf. Kiedy była już czyściutka, a trwało to krótką chwilę, była gotowa, by działać dalej. Ruszyła natychmiast za Ognistą Adeptką, ciekawie rozglądając się, jakie miejsce tym razem wybierze.
Teren nie należał do tych łatwych, wcześniej było prosto, a tutaj sprawa się komplikowała. Kiedy tylko Aki się odwróciła, Ydra przystąpiła do działania. Zaczęła standardowo, od mokrej ziemi, która nie tylko miała za zadanie częściowo ukryć zapach smoka, ale też sprawić, by czarne łuski przestały być takie czarne i błyszczące, odbijające światło. Natarła się nią starannie, całe ciało. Teraz była bardziej matowa i ziemista, zdecydowanie mniej przyciągała uwagę. Zanim odeszła dalej, uprzątnęła po sobie wydarniętą ziemię. Wyrównała teren, zgarnęła trochę trawy, którą omiotła teren i posypała kamyczkami i igłami tę ziemię. Trawę od razu wykorzystała, zamiast rzucać taką już zerwaną i zostawiać kolejne ślady. Później wybrała z innego miejsca, właściwie to ostatecznie z płytkiego dna stawu, drobne kamyczki, którymi udekorowała się, wczepiając je do mokrej ziemi na sobie, i wykorzystała w tym celu także zerwaną wcześniej trawę oraz zebrane igły wraz z leśną ściółką. Podeszła do lichych, uschniętych krzaczków i wybrała kilka gałązek. Ułamała je w miarę możliwości cicho i powtykała w swoje ciało. Nie ogołociła jakoś bardzo krzaczków – jej kamuflaż zaraz wzbogaci się jeszcze o zauważoną korę. Wybrała tę, która nie była zbyt przesiąknięta zapachem zwierzyny... w końcu nie chciała, by jakiś drapieżnik zaraz zainteresował się intensywnym zapachem jelenia, który wyczuje na ukrywającej się smoczycy... Nie mogła przesadzić i przykuć uwagi, to by było trochę jak... drapieżnik w przebraniu ofiary. Smok w przebraniu jelenia. No dobra, kamuflaż jest, więc... gdzie się ukryć? Ydra wybrała miejsce, gdzie spotykały się na raz różne faktury. Trochę suchej, krótkiej trawy, trochę mokrej ziemi, a nawet odrobina wody, dużo kamieni większych i mniejszych. Ostrożnie podeszła w to miejsce, ukrywając za sobą ślady łap. Dosłownie rozpłaszczyła się, starając być jak najbardziej płaska i niezauważalna. Przymknęła ślepia. Ogarnęła swój oddech, spowalniając go i biorąc głębokie wdechy i powoli wydychając powietrze.
: 03 lis 2020, 20:44
autor: Światokrążca
Na wspólne prężnym krokiem przybył nie kto inny jak Światokrążca, w celu zamęczenia następnego bóstwa. Nonszalancko oparł się o pień drzewa na samym skraju łąki i z kołtuńskim uśmiechem spojrzał przed siebie.
– Thaharze, zechciałbyś pogawędzić ze mną przez chwilę? Mam wiele pytań. – zawołał w przestrzeń.
: 03 lis 2020, 20:50
autor: Thahar
Nie pokazywał się jeszcze, ale Żer już czuł jego obecność – tę ciepłą, radosną energię, której po prostu nie dało się pomylić z kim innym.
– A ja mam jeeszcze więcej odpowiedzi – głęboki głos Thahara dotarł do uszu Światokrążcy. Parę uderzeń serca później pan łowów pojawił się też we własnej osobie, lądując na suchej trawie z zaskakującą wręcz gracją. – No, przyjacielu. Co takiego cię ciekawi? A może wreszcie zdecydowałeś się na swoją nagrodę? – Wyszczerzył kły w zaczepnym uśmiechu i postukał pazurami w ziemię. – Nie musisz się krępować, naprawdę. Obdarowywanie smoków sprawia mi wielką przyjemność.
I jak na złość trafili mu się sami skromni, zadowoleni wybawiciele. A z życia przecież trzeba brać garściami!
: 03 lis 2020, 21:10
autor: Światokrążca
Zaśmiał się jakby zarażony dobrym humorem boga. Bo jakby on, Światokrążca, miałby odmówić uśmiechu? Przyzwyczaił się już do tego, że bóg nazywa go przyjacielem, bo najwyraźniej był to jego zwyczajny sposób na zwracanie się do śmiertelnych. Czyżby to boga by zmniejszyć dystans między nim a smokami? By nie byli onieśmieleni? Cóż! Zdecydowanie nie potrzebne do rozmów z Czeluścią! Sam skracał dystans wystarczająco dobrze.
– Byyyć może. – zmrużył szelmowsko ślepia i uśmiechnął się drapieżnie. – Ale nie tylko. – stwierdził odchylając łeb do tyłu.
– Co trzeba zrobić by bogowie wybrali kogoś na proroka? I czy być może się do tego nadaje? – zapytał szczerząc białe kły. Po czym nagle, jakby w fali skromności czy też braku zainteresowania, podniósł jedną łapę do góry i przebierając palcami zaczął czyścić sobie białe szpony. Przy czym łypał jedny, okiem na Boga Łowów. – Wieesz, jeśli dobrze kojarzę, to jeden bóg mnie całkiem lubi, drugiego przyniosłem iskrę, przyłożyłem łapę do narodzin trzeciego i zostałem czempionem czwartego. – stwierdził, odkładając łapę na ziemię i spoglądając Thaharowi prosto w ślepia, a na jego pysku malował się rozbawiony uśmiech.
Prawda była taka, że nie miał chęci na stanowisko proroka, ale na bogów! Czy to nie byłoby interesujące się dowiedzieć, czy miałby szanse? Długie życie jest kuszące, ale nieśmiertelność... nie dla niego. Zbyt wiele tych na którym mu zależało "żyło" już po drugiej stronie. Bo prawda była taka, co uświadomił sobie dopiero po ujrzeniu ich na nowo, że nie był zmęczony życiem, a życiem bez nich. Bo każda osoba bezpowrotnie zabierała kawałek jego serca, i chociaż mógł udawać, że jest dobrze i że jest lepiej. Tak nawet jeśli zaleczał rany, by serce znów było całe, wokół niego zbierało się więcej i więcej pustki i lodu. To bolało.
: 03 lis 2020, 22:00
autor: Thahar
Thahar uśmiechnął się szerzej, wyraźnie zadowolony z pozornych ambicji swojego rozmówcy.
– Najłatwiej zostać prorokiem, kiedy żaden inny nie sprawuje funkcji. By pojawiło się dwóch, musiałbyś naprawdę mocno przykuć czyjąś uwagę. Rzecz jasna, każdy z moich pobratymców inaczej odpowiedziałby na twoje pytanie, bo cenią sobie inne wartości. Viliar na przykład nie szuka już nowych kandydatów. Myślę, że za mocno przywiązał się do pierwszego i już nikt nie wyda mu się "wystarczająco dobry". Przynajmniej przez najbliższe sto księżyców.
Bądźmy szczerzy. Pan łowów nie byłby sobą, gdyby nie wplótł w rozmowę chociaż jednej, malutkiej plotki albo ciekawostki... Ale jakie było jego zdanie na temat wyboru boskich posłańców?
– Uważam, że dobry prorok umie dotrzeć do smoków, wypełnić ich umysły ideą. Strażnik Gwiazd jest w tym... bardzo wytrwały. – Jego uśmiech na moment przyćmiło zakłopotanie, jakby znalezienie pozytywnej cechy obecnego proroka wymagało od Thahara sporo wysiłku. – Nie wątpię, że ty potrafiłbyś znaleźć wspólny język z wieloma smokami. Masz w sobie tę charyzmę, ten zawadiacki urok... Ale jednocześnie nie zdziwiłbym się, gdyby jedna z twoich uwag wywołała wojnę. – Thahar wypuścił powietrze przez usta, naśladując dźwięk eksplozji. – Obawiam się, że nie mógłbyś zostać moim prorokiem, nawet jeśli uważam cię za ciekawego osobnika. Lubię dreszczyk emocji, ale najbardziej zależy mi na pokoju i współpracy.
Tutaj bóg zamilkł na chwilę, jakby myślał o szerokiej gamie nieśmiertelnych, którzy dostrzegli w Żerze coś wyjątkowego.
– Z resztą, to Kaltarel najbardziej zasługuje na proroka. Jego głos był słyszany tak krótko, a ja miałem duże nadzieje co do Dzikiej Ziemi. – Posmutniał, przymykając ślepia.
: 03 lis 2020, 22:47
autor: Światokrążca
Obserwował boga uważnie, a uszy miał postaw do góry, przysłuchując się każdemu słowu. Tak jak sądził Thahar nie widział w nim nic specjalnego i po prostu jego "standardowym" nastawieniem do świata było bycie uprzejmym, w przeciwieństwie do "nienawidzę was wszystkich". A to już kwestia preferencji!
"Strażnik Gwiazd jest w tym... bardzo wytrwały."
Krążca w mieszance rozbawienia i niedowierzenia podniósł jeden łuk brwiowy.
– Jeśli tak ujmujesz bycie bucem i usilną próbę nie bycia bucem, z marnym skutkiem. – parsknął rozbawiony, prawdopodobnie wypowiadając słowa, które bóg chciałby powiedzieć a nie mógł. Słysząc następną wypowiedź bóstwa a zainteresowany poruszył łbem.
– Obawiasz się kontrowersji Thaharze? – zapytał mrużąc zadziornie ślepia. I chociaż jak zawsze nakładał maskę swojej pewnej siebie persony, tak nieintuicyjnie czuł się tu znacznie mniej pewnie niż w czasie rozmowy z Mrokiem. Mrok był... w pewnym sensie bardzo prosty i naiwny. A może o ironio bratnia dusza? O. Nie nie nie, wybij sobie takie myśli z głowy. Potrząsnął przecząco łbem.
– Nie martw się, akurat mnie też nie interesuje zostanie twoim prorokiem. Kaltarel faktycznie jest mi bliższy. – uśmiechnął się półgębkiem. W tym się akurat zgadzali. A sugestia, iż prorocy Boga Zimy być może nie kończą dobrze, jakoś do niego nie dotarła. Może trzeba będzie się powtórzyć?
– Czy więź boga z prorokiem jest podobna, do więzi smoka z kompanem? Bo to brzmi jakbyście sobie takowego wybierali. – zapytał, bo to była kwestia, która intrygowała go od dawna.
: 03 lis 2020, 23:53
autor: Thahar
"Jeśli tak ujmujesz bycie bucem i usilną próbę nie bycia bucem, z marnym skutkiem."
– Przynajmniej próbuje nim nie być. – Thahar prychnął cicho. – Nie to co część moich krewnych – jego ton głosu był dalej żartobliwy, ale dało się w nim wychwycić odrobinę prawdziwej irytacji.
"Obawiasz się kontrowersji, Thaharze? Akurat mnie też nie interesuje zostanie twoim prorokiem." Thaharowi drgnął kącik ust. Nie zmienił jednak nic w swojej ekspresji.
– Kontrowersje skłaniają do myślenia. Jeśli czegoś unikam, to niepotrzebnych konfliktów. Rzecz czasem wymaga ugryzienia się w język... Ach, nawet nie czasem, tylko na okrągło. – Thahar zaśmiał się, ale potem westchnął. – Nie chciałbym, żebyś znowu musiał się tak hamować, jak podczas twojego przywództwa. – Opieka nad stadem to cenne doświadczenie, ale jakie wyczerpujące!
"Czy więź boga z prorokiem jest podobna, do więzi smoka z kompanem?"
– ...rety, to rzeczywiście brzmi podobnie. Przedłużenie życia, dzielenie się uczuciami i zaspokajanie głodu. Hmh, nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. – Uniósł łuki brwiowe w szczerym zdumieniu. – Ale nawet gdyby nazwać proroctwo więzią boga ze smokiem... To nic złego. Jak już kiedyś mówiłem Darowi, więź to ułatwienie poznawania siebie nawzajem, a nie kontrola umysłu drugiej istoty.
: 04 lis 2020, 0:27
autor: Światokrążca
Przechylił lekko głowę słysząc wypowiedź o bogach. Reakcja Thahara była dość... interesująca.
– Aż dziw czasem bierze, jak bogowie mogą być podobni do nas. – skomentował. Bo jak inaczej wytłumaczyć jakże smocze sympatie i antypatie w panteonie?
Jadowitym ślepiom Czeluści nie umknął drobny tik na pysku boga. Rysa w jego idealnej ekspresji.
– Zazdrosny? – syknął złośliwie. Co więcej bogu najwyraźniej mocno zależało na braku konfliktów. Ale przecież nie jest bogiem... pokoju czy tam miłości. Bo oczywiste będzie, że Viliarowi konflikty się podobają.
– Dlaczego obawiasz się konfliktów z śmiertelnikami? Czy inni nieśmiertelni nie są jedynym czym powinieneś się martwić? – zapytał w zamyśleniu marszcząc pysk. Kwestie jego dawnego przywództwa pominął. Bo cóż była to prawda i nie miał nic ciekawego do dodania. Z opinią boga na temat kompanów i więzi całkowicie się zgadzał i też skinął łbem.
– Hipokryzją byłoby bać się więzi przy okazji gotując taki los innym istotom. – parsknął rozbawiony,
– ... –
– Czy myślisz, że właśnie przez to podobieństwo, porywaczom Jadu Duszy udało się wyciągnąć z niego sekret więzi boga z prorokiem akurat wtedy gdy zaczęli torturować jego kompanów? – zmrużył ślepia w oczekiwaniu. Ah! Czarcia Grypa, nie taki miał plan na tą rozmowę, ale szła wyjątkowo płynnie i w pewnym sensie co jakiś czas zahaczała o to co chciał. Wystarczyło sięgnąć.
: 04 lis 2020, 1:12
autor: Thahar
"Aż dziw czasem bierze, jak bogowie mogą być podobni do nas."
– Przepaść między śmiertelnikami a wiecznymi jest w dużej mierze sztuczna, wymuszona. Nie jesteśmy tacy sami, ale odgradzanie się tylko potęguje różnice. Podkreślanie hierarchii nigdy do mnie nie przemawiało – Wzruszył barkami zrezygnowany.
"Zazdrosny?"
Reakcja Thahara nie miała żadnego opóźnienia. Zaśmiał się i pokręcił łbem, tym razem już bez skazy na idealnie pogodnym wyrazie pyska. Przecież nie przejmowałby się odrzuceniem przez osobę, której sam odmówił posady proroka, prawda?
"Czy inni nieśmiertelni nie są jedynym czym powinieneś się martwić?"
– Dobra komunikacja jest czymś niesamowicie cennym – ale trudnym. Kiedy smoki nie próbują zrozumieć siebie nawzajem, zatrzymują się w miejscu. Ba, mogą nawet cofnąć swoje postępy! Jesteśmy w tym do siebie podobni, przyjacielu. Wszyscy możemy się nawzajem wyniszczać. – Zmarszczył pysk. – Nie chce tego dla was. Dla mojej rodziny również, ale niektóre rzeczy są poza moim zasięgiem.
Smutny uśmiech gościł przez chwilę na pysku Thahara, aż bóg całkiem spoważniał.
"Czy myślisz, że..."
– To niebezpieczne rozmyślania – powiedział ciszej, chłodniej. – Nie dziel się takimi przypuszczeniami z innymi, dobrze? – Tu jego ekspresja znowu nabrała lekkości, jakby chciał w ten sposób wyrazić swoje zaufanie do Światokrążcy.
: 04 lis 2020, 1:39
autor: Światokrążca
Dalej obserwował Thahara, lecz tym razem niczego nie wychwycił. ...szkoda. Nie wierzył by tik na idealnych ustach boga wziął się znikąd. Ale być może było to jedynie chwilowe zirytowanie? Kto wie. (Po za Thaharem oczywiście.)
Zmarszczył pysk tym razem niezadowolony.
– Cóż. Najwyraźniej już ktoś wpadł dokładnie na to co zrobić by was wszystkich rozesłać po czterech kątach świata. Ekhm znaczy wasze iskry. Do czego jeszcze są zdolni? Byli zdolni? Dlaczego to wszystko tak ucichło. Czy może sami się zniszczyli własnymi wynalazkami, hmm? – mówił z werwą, atakując uciszającą wszystko namowę boga, a płetwa energicznie zastukała o pobliskie drzewo.
Nachylił się do przodu, bliżej Boga Łowów – Czym jest Mrok? – w końcu padło pytanie nakierowujące ich na prawdziwy powód tej dyskusji.
: 04 lis 2020, 11:27
autor: Thahar
"Do czego jeszcze są zdolni? Byli zdolni?" Swiatokrążca dobrze zauważył, że lepiej było pytać o ich przeszłość. "Czy może sami się zniszczyli własnymi wynalazkami, hmm?" Thahar kiwnął głową.
– Większość z nich od dawna nie żyje. Nie został już żaden dwunóg ani smok, który potrafiłby powtórzyć ich dokonania. Mimo to nie wolę nie kusić losu, dlatego nie opiszę ci, w jaki sposób odcięli wiecznych od świata śmiertelników. – Popatrzył na smoka przepraszająco. Właśnie to rozumiał przez "niebezpieczny temat".
– Zajmowali się wieloma fascynującymi dziedzinami nauki. Ciebie zapewne zainteresuje to, że nauczyli się dzielić dusze zmarłych smoków na kawałki, by tworzyć coś w rodzaju iskier. Niektóre z nich dalej krążą po świecie jako wzmacniacze magii, ale żadne dzieło ludzkich rąk nie dorównuje mocą prawdziwemu, boskiemu fragmentowi. – Tak, dwunogi potrafiły kombinować, czasami do tego stopnia, że zaczynały uprzykrzać życie nieśmiertelnym. Nie miały jednak szans zastąpić ich czy skrzywdzić w istotny sposób, a przesadna ambicja tylko prowadziła do zguby.
– Cień mógł być jednym z obiektów badawczych. Obserwowałem go przez jakiś czas i rzeczywiście ma uszkodzoną duszę. Z budowy bardziej przypomina nas niż pomniejszych bożków i smoki, dlatego ciężko mi powiedzieć, czym tak właściwie jest. Prawdopodobnie pochodzi z innych rejonów świta. – Wzruszył barkami. Owszem, Thahar postarał się zaspokoić ciekawość wojownika, ale sam nie wydawał się szczególnie zainteresowany tematem.
– Tak czy siak, niedługo będziemy mieć powody do świętowania! – ożywił się. – Cień osłabł do tego stopnia, że jego śmierć to tylko kwestia czasu. Jak widać Viliar i jego dzielne smoki wcale nie przegrali. Po prostu efekt ich pracy trochę się opóźnił.
: 04 lis 2020, 13:25
autor: Światokrążca
– Dzielić dusze smoków? – marszcząc pysk powtórzył z niedowierzaniem, a równocześnie aż go dreszcz przeszedł po grzbiecie. Wszystko co mówił Thahar chociaż częściowo wyjaśniło tajemnicę przeszłosci. No i potwierdziło to kilka jego starych teorii! Oczywiście nie wszystko zostało wyjaśnione, ale znaczna większość nurtujących go pytań tak. Wciąż nie wiedział jak?, ale wiedział po co i dlaczego. Jak przyjemnie było rozmawiać z kimś mądrzejszym od siebie! Niestety w dzisiejszych czasach to rzadkość i większość smokow to idioci.... znaczy ekhm, "niedoświadczone jednostki". – Czy taka dusza zostaje bezpowrotnie zniszczona? I czy w kamieniach wypełniających Giganta były zaklęte dusze smoków? – zamruczał pytająco. Cóż... to było teraz zrozumiałe, dlaczego Bóg raczej wolał się nie dzielić tą wiedzą. Chociaż... morski samiec miał pewnien pomysł jak to mógło przebiegać. Może powinien spróbować to przetestować na Strażniku i jego sarence? Ah gdyby wiedział, że ma sarenke.
"Z budowy bardziej przypomina nas niż pomniejszych bożków i smoki"
– Czy jest jakiś sposób by się dowiedzieć czym tak naprawdę jest? Sam Mrok tego nie wie. – skrzywił się, niezadowolony, że nie ważne kogo spytał, boga czy samego zainteresowanego, nikt nie wiedział.
Następnych słów boga się kompletnie nie spodziewał.
"Cień osłabł do tego stopnia, że jego śmierć to tylko kwestia czasu."
Tym razem to kącik pyska Żeru drgnął. Ale nie w irytacji a cynicznym rozbawieniu. Nie mógł powiedzieć, że obchodził go los Mroku. Nie jako... istoty. Stworzenie to było wysoce interesującym obiektem badawczym i rozrywką, ale równocześnie czymś niebezpiecznym, tykającą bombą. ...A przynajmniej tak myślał. Teraz bomba była rozbrojona.
– Co jeśli bym chciał użyć mojej przysługi by Mrok wiecznie syty? – zapytał drwiąco szczerząc się na całego. Czy mówił na poważnie? Czy tylko spekulował? Cóż! Sam jeszcze nie wiedział! Ale pragnął zobaczyć minę Thahara.
: 06 lis 2020, 14:22
autor: Thahar
– W jakich kamieniach giganta? – Thahar popatrzył na Świat z lekką dezorientacją. – Poczeekaj. – Zamknął ślepia, ale gałki poruszyły się pod powiekami. Milczał, myślał. Aż w końcu znowu otworzył pysk.
– Ach, o to ci chodzi. Wyglądają mi na coś w rodzaju pojemników na energię – wkładasz coś do środka, a potem ta substancja napędza twój konstrukt. W jakiś sposób. – Podrapał się po głowie. – Szczerze powiedziawszy, to nie rozumiem wszystkich wynalazków dwunogów. No i rzadko mnie one interesują. – Chyba tylko Thahar mógł się tak odsłonić przed śmiertelnikiem. Był zakłopotany, owszem, ale mimo to nie poszedł w "twój umysł jest za mały, żeby to pojąć, smoku, dlatego nic ci nie powiem".
– Wiem jednak, że okruch duszy to nie byle pojemnik, tylko prawdziwy rarytas. Umożliwia swojemu posiadaczowi używanie maddary – dla człowieka czy krasnoluda byłoby to nieosiągalne normalnych warunkach. – W głosie Thahara dało się złapać nutę fascynacji. – Hmm. Nie mam doświadczenia w ratowaniu dusz, ale zacząłbym od umieszczenia okruchu i większej części obok siebie. Jeśli nie połączą się same, być może trzeba byłoby je do tego skłonić magią. Tak czy siak, nie traciłbym od razu nadziei.
Zamyślił się, początkowo z łagodną ekspresją, ale potem pytania Żeru zaczęły wchodzić na niechciane tematy. Thahar zmarszczył brwi.
– Czy nie wystarczy ci świadomość, że cień jest niebezpiecznym pasożytem? – zaczął znużony. – Do głowy by mi nie przyszło, że mógłbyś rozważać dokarmianie go. – Westchnął. – Nie zrozum mnie źle, Światokrążco. Jestem ci wdzięczny i nadal pragnę cię jakoś uszczęśliwić, ale... zostańmy przy nagrodach, które nie narażają innych smoków na straty, co ty na to? – Wysilił się na uśmiech.
: 06 lis 2020, 14:44
autor: Światokrążca
Żer też nie był smokiem, który oczekiwał wszechwiedzy od swojego rozmówcy, stwierdzenie prosto z mostu, że się czymś nie interesuje było wystarczającym powodem by to wyjaśnić.
– Rozczepienie duszy to chyba najgorsze co może się komukolwiek przydarzyć. – skomentował z pochmurnym wyrazem pyska. – Hmm łowcy smoków zaczęli się intensywnie pojawiać dopiero tym odkryciu Ciekawe. Może wybili Równinnych. – I może też w młodości niepoprawnie zinterpretował zapachy unoszące się w Skalnym Gigancie. Może to nie były smoki współpracujące z ludźmi, lecz ludzie i ich smocze rekwizyty. Nieważne!
Temach ich rozmowy zszedł na Mrok i tematycznie atmosfera zrobiła się dużo bardziej mroczna.
– Dlatego zapytałem o wieczną sytość. Nie można być pasożytem jeśli niczego się nie je. – oczekująco uniósł łuk brwiowy. Kąciki jego pyska były wciąż podwinięte do góry w lekkim uśmiechu, ale białe zęby schowały się grzecznie pod wargami, nadając morskiemu dużo bardziej neutralną ekspresje. Zdawał sobie sprawę, że właśnie wchodził na bardzo grząski grunt.
: 26 lis 2020, 18:02
autor: Thahar
Na wspomnienie Równinnych pan łowów zaśmiał się sucho. Smutno.
– Zanim dobili ich łowcy smoków, Równinni zniszczyli siebie nawzajem. Po ostatniej próbie zajęcia terenów Wolnych Stad część smoków zbuntowała się przeciwko przywódcy. Wojna trwała tak długo, aż stado nie podzieliło się na dwie grupy. A potem tamte rozpadły się na jeszcze mniejsze części. – Uśmiechnął się słabo. – Razem byli niepokonani. Osobno dało się na nich polować. Resztę możesz dopowiedzieć sobie sam. – Thahar poprawił ułożenie skrzydeł na grzbiecie. – Równinni byli równie inteligentni co wy, a jednak zawsze wybierali przemoc. Teraz, gdy przeszli do historii, już nigdy nie skrzywdzą Wolnych Stad. – Tak było lepiej.
Bóg popatrzył z ubolewaniem na Żer i westchnął ciężko. Na jego pysku pojawiło się parę zmarszczek.
– Rozumiesz, do czego tu zmierzam? Na twoim miejscu nie ratowałbym kogoś, kto wyrządził tyle złego. I nie liczyłbym na to, że nowe źródło pożywienia zmieni cokolwiek w jego naturze. – Pokręcił łbem. – Masz dobre serce i bardzo to cenię. Uważam jednak, że twój nadmierny optymizm zahacza już o naiwność.
Światokrążca niebezpiecznie zbliżał się do decyzji, której z pewnością pożałuje – jak długo jeszcze Thahar musiał go odwodzić od pomysłu pomagania potworowi?
: 06 gru 2020, 2:28
autor: Światokrążca
Więc Równinii byli jednym wielkim stadem? Wydawało mu się to wyjątkowo nierealistyczne, szczególnie jeśli utrzymali się tak długo. Zawsze ich sobie wyobrażał jako wiele skłóconych plemion. Hm.. najwyraźniej to wyobrażenie, nie odbiegało za wiele od prawdy, tylko dawał mu złe ramy czasowe.
Na następną wypowiedź Thahara zmarczyl lekko pysk. Czuł się teraz trochę jakby był piskleciem, któremu cierpliwie i z uśmiechem rodzic tłumaczy podstawowe fakty, wewnętrznie mając ochotę walnąć łbem o ścianę jaskini. O jaka szkoda dla Thahara, że Krążca był absolutnie nieznośnym dzieckiem.
– Powiedz mi więc Thaharze. Jaka jest jego natura? – zapytał mrużąc ślepia.
: 08 sty 2021, 0:37
autor: Thahar
Inne smoki uwierzyłyby mu na słowo, ale Światokrążca dalej drążył temat. Było to jednocześnie irytujące i godne pochwały. A Thahar nie zamierzał się poddać w swoich próbach pomocy Trzęsieniu w zrozumieniu powagi sytuacji.
– Cień zachowuje się podobnie do innych istot rozumnych – odpowiedział nieco sztucznie neutralnym tonem. – Niestety, jest próżny i gniewny. Jak wielkie pisklę, które myśli, że wszystko mu się należy – i ma wielką siłę, żeby to sobie wziąć, jeśli tylko coś nie pójdzie po jego myśli.
Cóż, gdyby cień postępował w ten sposób jako zwykły smok, byłby wnerwiającą, szkodliwą jednostką. W takiej postaci dałoby się go utemperować albo po prostu wygnać z krainy Wolnych Stad. Ale to stworzenie nie należało do śmiertelników – było w stanie uśmiercić smoka w ciągu kilku uderzeń serca. Jak można z czystym sumieniem ignorować takie zagrożenie?
– Nawet gdyby przestał zabijać dla pożywienia, dalej dałoby się go sprowokować do ataku – kontynuował Thahar. – Wtedy to już naprawdę byłaby jego wina, a nie coś, do czego został zmuszony.
: 13 sty 2021, 21:49
autor: Błysk Przeszłości
Na horyzoncie pojawiła się lecąca sylwetka niskiego, silnego morskiego smoka. Zgodnie z obranym kierunkiem wyznaczonym przez Basiora, Zamącony czym prędzej zamierzał spotkać się ze Światokrążcą. Ir nie miał już czasu na zwłokę. A Żer do tej pory nic mu nie powiedział o przebiegu spotkania z Thaharem, które wbrew wiedzy Błyska właśnie teraz się odbywało. Myślał, że albo bóg nie miał dla Światokrążcy czasu, albo Światokrążca zmienił po prostu zdanie.
Na jego pysku od razu było widać emocjonalne roztrzęsienie. Dyszał głośniej niż po opłynięciu wszystkich rzek Ziemi, a szybkie odepchnięcia skrzydeł od razu ukazywały jego pośpiech połączony z odległością, jaką przebył na swoich skrzydłach. Jeszcze będąc daleko od dwójki, Błysk bez namysłu zaczął krzyczeć z całych swoich sił w stronę Pstrokatego, nie widząc jeszcze, że ten z kimś rozmawiał. Zielona łuska Thahara dobrze kamuflowała go przecież na tle zielonych traw pokrywających łąkę. Z resztą i tak, umysł lecącego smoka był zbytnio skupiony na męcących się emocjach, aby skupić się wzrokowo na czymś więcej niż tylko emitującej charakterystyczne światło sylwetce znanego mu Starszego.
– Trzęsienieeeeeeeeeee! Żeeer! Proszę cię, obiecałeś, Ir rozpada się, umiera, nie ma już prawie czasu, błagam, idź chociaż spróbuj znaleźć Tha–... – I to był ten moment, w którym Błysk nagle dostrzegł, że... Um, Światokrążca rozmawia z Thaharem. Podchodził już do lądowania, bo trochę zajęło mu dostrzeżenie tęgiego złotołuskiego, ale zdążył jeszcze paroma machnięciami skrzydeł przed siebie wyhamować swój pęd i zamiast wylądować bezpośrednio przy Światokrążcy, wylądował nieco dalej. Jakieś trzy ogony od nich.
Od razu jego wyraz pysku się zmienił. Nie, że chciał zakryć emocje, po prostu... zrobiło mu się strasznie głupio. Przecież obiecał Żerowi, że nie będzie się wtrącał do rozmowy z Thaharem. A tu masz smoku Plagę... Taki zbieg okoliczności.
Co nie zmienia faktu, że działo się to wszystko na ostatnią chwilę.
– Um... nie wiedziałem, że już rozmawia...cie. Miałem się nie wtrącać, pamiętam. W-wybacz. – pierw się zwrócił się do morskiego, po czym zrobiło mu się jeszcze bardziej głupio, bo w ogóle się nawet nie przywitał. A tym bardziej z bogiem.
Cały nadal trzęsący się, może i też ze zmęczenia, starał się uspokoić przede wszystkim siebie, jak i wykonać prawidłowy, głębszy pokłon w stronę Thahara na przywitanie.
– I-i... dzień dobry. – dodał jeszcze, przerzucając swój wzrok z jednego na drugiego. O rety... W całym tym zamąceniu zapomniał o tym, że leciał tu jeszcze za nim Basior.
: 30 sty 2021, 18:18
autor: Twój Stary
Basior leciał w ciszy, tuż za Bratem i przez w pewnym momencie zwolniony lot został lekko w tyle. W sumie nie wiedział nawet dlaczego, mentalny przekaz do Wujcia opisał mu wszystko, co uważał za stosowne do tej sytuacji i też.. Miał chyba przygotować do tak impulsywnej reakcji Błysku.
Basior starał się zrozumieć ale za nic nie mógł.
Sam doskonale wiedział że na pewne rzeczy nie da się nic poradzić a sama postać "Mroku" czy "Ira" była dla niego tak enigmatyczna, niezrozumiała i.. Pozostawiona w przeszłości na dobrą sprawę, że nie chciał tego ruszać. A i los chciał inaczej.. Czyżby bogowie to zaplanowali?
Uzdrowiciel wylądował z tyłu i potem po prostu podszedł, lekko uchylając łeb w gescie serdecznego powitania dla Boga Łowców. Niecodzienny widok ale cóż, przecież normalnym było że i Bogowie którzy wrócili, chodzili między żywymi. Hah, dopiero co o nich myślał a tu proszę..
Zawiesił wzrok na Starszym i z nim przywitał się lekkim uśmiechem. Sam nie miał niczego do dodania a ciekaw był reakcji.. Czy tylko Błysk chciał tu pomóc temu stworzeniu?
: 13 lut 2021, 0:02
autor: Światokrążca
A on drążył dalej bo fakty przedstawiane przez Boga Łowów nie pokrywały się z rzeczywistością. Jadowicie żółte ślepia zaświeciły na tle morza czarnych łusek, a cienkie jak igły źrenice wbijały swoje spojrzenie w oblicze Boga.
– Czy twój opis jego charakteru jest z czasów gdy był morderczym obłoczkiem, czy wiesz jak się teraz zachowuje i kłamiesz mi prosto w pysk? – syknął chłodno, unosząc dumnie pysk i zamierając w bezruchu niczym kamienny posąg.
Wtedy do jego umysłu dotarła wiadomość mentalna, która kompletnie zbiła go z tropu. Że co do Czarciej Grypy???? Dał jakąś zdawkową odpowiedź o swojej lokalizacji, zbyt zdezorientowany by odpowiednio przeanalizować co się właśnie wydarzyło. Nie musiał wiele czekać i na miejsce zleciał się Błysk z Basiorem. Zerknął tylko pośpiesznie na jąkającego się Błyska ale nie odpowiedział, to nie był czas na niańczenie go. Basiorowi za to posłał ciepły acz krótki uśmiech na przywitanie.