A: S: 3| W: 3| Z: 1| M: 5| P: 3| A: 5
U: W,L,Skr,Prs,B,A,O,Śl,Kż: 1| Pł,MA,MP: 2| MO: 3
Atuty: Pechowiec; Szczęściarz; Mistyk; Magiczny Śpiew; Uzdolniony
Niemal zakrztusiła się własną śliną. Co jest?! Jeżeli do tej pory nie była wystarczająco speszona, tak teraz wyskoczyło to poza wszelkie normy. Czuła jak gorąc zalewa jej policzki, aż po same skronie, i zaczęła wychwalać w myślach cały boski panteon za to, że po smokach nie było widać zarumienienia się. Oczywiście, nie miała pojęcia, że podczas gdy ona interpretowała słowa i żal w głosie Ragana jako coś kosmatego, to on ją w swoich wyobrażeniach zabijał na kilka różnych sposobów i znajdował zastosowania dla jej martwego ciała.
– Mmhm, mogłabym udawać naprawdę wiarygodną ofiarę porwania – wymamrotała sama do siebie i dopiero po chwili dotarło do niej, że te słowa wcale nie zostały w jej głowie. Powiedziała to na głos. Dlaczego to powiedziała? Nie, pieprzyć to, dlaczego to w ogóle pomyślała? Nie była chyba aż tak zdesperowana żeby w ramach ujrzenia jakiejś rzeźby ryzykować życiem...prawda?
Jakby tego było mało, chyba właśnie ją skomplementował. Bo to komplement, prawda? Zmrużyła lekko ślepia by chociaż odrobinę zamaskować swoje rosnące zakłopotanie. Nie sądziła by ogarniający ją powoli smutek i żal dało się tak łatwo rozdmuchać, ale Dziedzictwo robił to perfekcyjnie – i to nawet pewnie nieświadomie. Efekt był zaledwie tymczasowy, jednak samica wewnętrznie dziękowała za taką odmianę. Naprawdę miała dość łez i płaczu, bolały ją od tego oczy. Albo Ragan taktownie nie pytał, albo nie patrzyła mu w ślepia na tyle długo by zauważył jak mocno podrażnione miała gałki oczne.
– Uhmm, no, tak, gdzie by tu zacząć – mruknęła i powierciła się w miejscu, aż ostatecznie usiadła. Standardowo, jak to ona, iskała palcami kłosy rosnącej świeżo trawy. Zawsze zajmowała czymś łapy gdy się stresowała. – Jakiś czas temu udałam się na samotną wyprawę za granice stada. Nie jakoś bardzo daleko, potrzebowałam pooddychać. – Mówiła cicho, nie potrafiąc spojrzeć Dziedzictwu w oczy. Utkwiła więc wzrok w ziemi. – Spotkałam smoczycę, wyglądała na zagubioną i, no, miłą. Powiedziała, że zgubiła swoje skarby którymi handluje i zdobywa pożywienie. Zaoferowałam pomoc, udało się mi odnaleźć całkiem sporo rozrzuconych po okolicy bibelotów. Niektóre były blisko niej i powinno mnie to pewnie zaalarmować, ale nie myślałam o tym zbyt długo. Podziękowała mi, nawet dała mi... to.... – uniosła łapę na której nadal zatrzaśnięta była złota bransoleta. Ciasno, ledwo się mieściła na nadgarstku, zapewne zdjęta pozostawiłaby po sobie bolesny odcisk.
Opuściła łapę i mówiła dalej.
– Zaprosiła mnie do swojego legowiska, gdzie miała mi zaoferować jakieś ozdoby które mogłabym zakupić. Wiesz, um, chciałam coś ładnego dla taty. Albo cioci. – Wtrąciła, bo wydawało się jej to istotne. – Gdy dotarliśmy do jej małego obozu, zaprowadziła mnie do niewielkiej jaskini. Zaprezentowała podobną bransoletę do tej, którą noszę, z tym że zamocowana była na niej perła. Kiedy nią zakręciła, wyciekł z niej jakiś dziwny zapach. Nim się obejrzałam... straciłam przytomność. – Głos ugrzązł jej na moment w gardle. – Ocknęłam się pod ziemią. Chyba. Było zimno, ciemno, musiałam na oślep szukać wyjścia. Udało mi się znaleźć jakiś tunel, niezbyt szeroki, musiałam się czołgać. Do teraz bolą mnie plecy i skrzydła – wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Celowo nie powiedziała o tym, że po ocknięciu się nie była sama. Niezbyt chciała wciągać w to kogoś z jego stada. Może narobiłaby Jaahowi niepotrzebnych problemów. – I na końcu tunelu znalazłam... p-pomieszczenie.
Cholera, to było cięższe niż sądziła. Nabrała powietrza w płuca przez nozdrza i wypuściła je przez lekko rozchylone wargi. Zerkała ukradkiem na to czy na pysku Dziedzictwa pojawiały się jakieś emocje, sygnały. Był zdegustowany? Znudzony? A może wręcz przeciwnie? Uciekła spojrzeniem znowu na ziemię. Wolała nie widzieć jego obrzydzenia jej osobą kiedy skończy mówić.
– Był tam kocioł z wrzącą wodą. Zawieszony nad paleniskiem. W środku pływał... znaczy, był... pisklak. Mały, bardzo – załamał się jej głos, ale starała się mimo to mówić dalej. – Próbowałam go wyciągnąć. Nie przejmowałam się oparzeniami łap. Ch-chciałam go chociaż pochować. Ale kiedy próbowałam to on.. on.. się.. rozpuszczał od ciepła i.. i... – zacisnęła wargi. Czuła się bezsilna, wtedy. A teraz? Teraz to było tylko gorzej. Nadal między palcami były widoczne ciemne ślady po oparzeniach z tamtego dnia. Nie poszła do uzdrowiciela ich wyleczyć.
Pokręciła głową. Opowiedziała mu dalej o tym jak zabiła tę smoczycę kiedy ją drugi raz spotkała. Roztrzaskała jej czaszkę na drobne kawałki. I tak nie dało jej to satysfakcji. Ostatecznie nie zdołała pogrzebać pisklęcia, musiały go strawić płomienie które powstały przez pożar będący efektem walki z kanibalką. Po skończeniu opowieści Pestka miała ochotę się otulić przednimi łapami. Chciała się przytulić ale nie miała takiej możliwości. Wyraźnie drżała. Wspomnienia z tamtego dnia były świeże dla jej umysłu bo z nikim do tej pory o tym nie rozmawiała.
– Czuję się okropnie – powiedziała cicho, niemalże szeptem. – I nie dlatego, że nie mogłam go uratować, tylko dlatego że bardziej przejmowałam się sobą niż nim. Wyobrażałam sobie siebie w tym kotle. Czy i mnie by to spotkało, gdyby moje porzucone jajo nie zostało znalezione przez uzdrowiciela Wody? – przygryzła dolną wargę, mocno, aż pociekło z niej kilka kropel krwi i zabrudziło kłos traw.
Ucichła na chwilę i obróciła pysk w bok. Nadal nie spojrzała plagijczykowi w ślepia. Za bardzo się bała jego miny.
– Jestem odpychajaca. Zamiast współczuć temu małemu, przejęłam się bardziej swoim hipotetycznym losem. – Ledwo wycedziła te słowa spomiędzy zaciśniętych warg. Wyraźny był żal smoczycy do samej siebie, a nie do tej kanibalki która tę sytuację w ogóle spowodowała. Co gorsza, kiedy chwilę impulsywnej emocjonalności przyćmił zdrowy rozsądek, Wiśnia zdała sobie sprawę ze swojego faux pas. Nie powinna była zwierzać się z tego Dziedzictwu. Nie chciała aby widział w niej kogoś słabego czy okropnego. A mimo to, nie umiała powstrzymać gromadzącej się w kącikach oczu wody. Głupi płacz, głupie to wszystko, czarcia grypa!!
Licznik słów: 941
you tied my hands behind me, brought me to my knees
I gave up happiness just to see you pleased
| wygląd | rodzina | theme | adopcje |
........☾ szczęściarz ☽ 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie (xx.xx)
........☾ pechowiec ☽ po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji
........☾ mistyk ☽ raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego
........☾ magiczny śpiew ☽ raz na pojedynek/dwa tygodnie
polowania, odejmuje 3 sukcesy przeciwnika
I have come to realize that love is but a war
I'VE GIVEN UP, NO, I WON'T FIGHT NO MORE
Pollux – błękitny feniks
A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: L,Skr: 1| MA,MO: 2____Capella – czerwony feniks
A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: L,A,O,Skr: 1Błysk przyszłości:
20.12

#6c7b9c #93709c