Strona 26 z 33

: 08 lip 2021, 11:20
autor: Tęgi Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Niestety, wyżyny pewności siebie znów się wykoleiły i ta rzekoma domieszka zmieszania stała się raptem lawiną wątpliwości. Patrzył tępo z uśmiechem, jaki to nikł jakoby księżyc za drzewem i sylwetka Wodnej zdawała się zmazywać ten łuk.
Jego wzrok zaś nieobecny. Wspomnienie, co objawiło mu się oddechem tuż obok Rozkwitu Ziemi tętniło w jego żyłach, w sercu, jakie błagalnie skakało do suchego gardła. Wpół wypalona twarz migała mu jak gdyby maska wojowniczki, białawe włosie zamieniało się w złoto i szczecina w letni chruśniak; walcząca przemieniła się w poległą, w Barakę, jeśli jej imię tak w jego ustach brzmiało i cholera! Cholera, zachłysnął się śliną.
"Hwila!" burknął, zgiąwszy się wpół. Prawa łapa na miarę flagi uniosła się panicznie, przerywając odważną pozę na tyle, ile jej jeszcze zostało.
Gestem prosił o czas i cierpliwość. Ogień w ślepiach albo stał się ledwo widoczny, albo zbyt gorączkowy do wyłapania; zresztą, nie miało to znaczenia w narastających rytmicznych uderzeniach. Tak, gdyż ta flaga świsnęła i bokiem pięści łupała o beżową skorupę piersi. Ruch był wystarczająco logiczny by stwierdzić – Brigim nie był w malignie. Nie oszalał, nie zdziczał, po prostu się bał z powodów wojowniczce nieznanych. Nie łkał, nie krzyczał niczym mały wyrostek, bał się tak, jak boją się samce dostojni: niemo. Nie umiał się chować pod alibi zachłyśnięcia. Może nawet nie próbował.
Miał silne wypieki, oddech przyśpieszony i urywany, a puls mu bił jak przed obliczem śmierci. Myślał bowiem kim był w zwierciadle przeszłości i jak bardzo załamany był faktem, że nie wiedział: czy też morderca, czy też opiekun. Słowa nosiły się same:
"Ja panienki nie zranię... obiecaj mi tylko, że obronisz się przed każdym z moich-"
Kaszlnął chrapliwie. Nie chciał brzmieć jak prostak, więc obojętnie (na tyle obojętnie, na ile pozwoliły stargane nerwy) uniósł łepetynę. Zlustrował ją wzrokiem ciepłym, energicznym, lecz ostrym. Jak gdyby te nieposkładane słowa miały wagę większą od boskich spraw. Nieważne, co sobie wmawiał: w tym wzroku czaił się siewca śmierci. Ten wzrok, na pozór życzliwy, jawnie groził i trwogą mógł przejąć niejednego bezbożnika. Szczególnie Tęgiego Kolca, postawiwszy przed lustrem.

: 08 lip 2021, 12:54
autor: Maros
Wraz z oczekiwaniem, nie nadeszła żadna konkretna reakcja ze strony Ziemistego. Mijały kolejne uderzenia serca, a jej dotąd przyjęta postawa złagodniała, rozluźniła się wyraźnie, co widać było po opadających odrobinę skrzydłach. Łeb uniósł się, uważne przyglądając się pyskowi samca, który to najwyraźniej odbiegł myślami gdzieś daleko i niespieszno mu było z powrotem. Czy sama nie miała tak po okaleczeniu Infamii? Scena wykrwawiającej się smoczycy nieraz lubiła nawiedzać jej myśli, zwłaszcza w nocy, gdy cisza przejmowała na swe królestwo tereny Wolnych Stąd i jedynie zwierzyna naruszała ten stan. Nie przerywała mu tego, cierpliwie czekając w ciszy, do czasu pierwszego słowa z jego strony.
Powinna coś zrobić, czy może wycofać się i dać mu nieco czasu na dojście do siebie? Głupia... Na co Ci było próbować szukać rozrywki, gdy nawet rywala dobrze nie potrafisz dobrać. Z drugiej strony, błędem było by z góry oceniać umiejętności, gdy nawet ich nie poznała, a oparła swoje przypuszczenia jedynie na domysłach nic nie znaczących.
Wtedy też rozległy się kolejne słowa, a ona jedynie skinęła na nie twierdząco łbem, co było cichą obietnicą.
Pozostało jej dalej czekać.

: 08 lip 2021, 13:21
autor: Tęgi Kolec
Nie widziała tego w nim, co on zauważał; nie musiał czuć się gorzej na samą myśl, że go rozbroiła, nie musiał się bić z własną osobą, mógł nie tracić czasu na roztrząsanie – ach, niech będzie tak, jak jest!
Ograniczenia poszły w niepamięć. Samiec wyprostował się, zamknąwszy ślepia jak przed omenem, a łeb zakolebotał się na strzelających kręgach. Ściągnięte łopatki, łomot serca i gorąc w żyłach, jazgot pulsu oraz nieprzyjemna mgła przed oczyma. Dbając o kulturę, przekręcił łeb z klekotem łusek, strzelił ogonem jak z krwawego bicza by – spiąwszy mięśnie, ugiąwszy się na kończynach – pokłonić się w pełnym szacunku do samicy zgoła silniejszej.
Skrzydła zaszeleściły. Zostały złożone. Mięśnie napięte.
Siarczysty wyskok.
Łapy do przodu.
Przesadził dystans jednym susem.
Raptem wylądował jak piórko po lewej stronie Wojowniczki, wbiwszy szpony w trawę.
Buchnęła chmara kurzu. Stał na tylnych łapach.
Pęd pchał go wprzód, tylne łapska wrosły w ziemię i prawa łapa – w rozpędzie sobie właściwym – chciała ugodzić włochaty bark nim Tęgi padnie na cztery i ucieknie. Szpony szarpnęłyby skórę, zostawiłyby spory płat w objęciu – błysnęłyby po chwili gdzieś indziej.

: 08 lip 2021, 14:08
autor: Maros
Niejedną ranę już przerabiała, tym bardziej nie rozumiała czemu miała obiecać coś takiego. Kontry nie były jej straszne, ani skutki jakie niosły one za sobą. Nie zamierzała jednak dyskutować, a jedynie ponownie wróciła do poprzedniej pozycji. Gotowa do obrony, ugięła w stawach łapy, skrzydła ponownie przytuliły się do jej boków, a włochaty ogon poruszył na bok w rosnącej ekscytacji zbliżającą się walką. Zastygła w oczekiwaniu i poruszyła dopiero, gdy ten spiął się do skoku. Tylne kończyły przyjęły na siebie ciężar ciała, stawy ugięły nieco mocniej balansując nim. Prawa, przednia łapa uniosła nieco nad ziemię i zawisnęła w oczekiwaniu na odpowiedni moment. Ten nadszedł podczas lądowania czerwono łuskiego i przypuszczeniu jego ataku. Wtedy też, poderwała uniesioną kończynę, rozcapieżyła palce i stanowczym ruchem złapała za nadgarstek. Na tyle daleko od jego pazurów, by nie nadziać się na nie przypadkiem. Chwyt był mocny, co sprawnie udaremniło próbę ataku na bark. Szyja zgięła się w lekkim luki odbijającym na jej prawo, by odsunąć nieco jakże delikatne miejsca od ataku.
~Myśl co chcesz zrobić, nie tak chaotycznie.~ rozbrzmiało w jego łbie, a ona sama próbowała go nawet tym sprowokować nieco do śmielszych ruchów. Wtedy też puściła jego łapę, pozwalając jej wrócić na ziemię, a sama odeszła dwa kroki dalej, ponownie ustawiając się frontem do niego.

: 09 lip 2021, 13:02
autor: Tęgi Kolec
Rozwarł oczy; bo choć spodziewał się sparowania, jej silny dotyk był ciężki do zaakceptowania. Należał do tak uciążliwych uczuć jakoby kostka lodu na nagiej skórze, więc nie dziwota, że gdy tylko posłyszał uwagę, pociągnął łapsko do siebie. Próbował się wyrwać i szczerze, udało mu się wyłącznie z pozwolenia.
Po cholerę on się zgodził; wyjdzie z tego albo poraniony, albo niespełna rozumu i żadna z tych opcji opłacalną nie jest. Jednak, nerwowo strzeliwszy ogonem, stwierdził klasycznie "e tam". Stwierdził to tak, jak stwierdzają to pijani i tak, jak taplający się w nędzy, bo nie mają pieniędzy – żałośnie. Jak miał myśleć, jeśli wyrzuty sumienia zajmowały mu cały czas?
Rozcapierzył pazury. Wodził za nią wzrokiem w miejscu, w którym wylądował, jakoby wrósł w ziemię; naostrzone kły uśmiechały się od niechcenia w łbie, jaki zniżył się do zieleni wzgórza. Barki ściągnął do siebie, gorycz śliny przełknął z niesmakiem a wszelki chaos, zgodnie z radą, próbował odgonić. W prawdziwej sytuacji nie miał tyle czasu na analizowanie, to sobie go nie dał; nawałnicę myśli zbierał łapczywie w jedną papkę.
"Jestem szybszy. Ona: większa i silniejsza. Jeśli się zbliżę, złapie mnie ponownie. Bez dystansu nie dam rady. Liczy się celność. Im więcej ran, tym szybciej się wymęczy. Mogłaby nie nadążyć."
Złote ślepia błysnęły. Lustrowały otoczenie, ot, typem pokątnym na miarę ucznia, co się nie nauczył i szukał wsparcia w jesiennych chmurach. Czerwony smok był pochylony – jak kot o zgiętych łapach przygotowany do skoku – zaś jego ogon wirował niespokojnie. Łapy rozstawione dla balansu, ugięte w stawach dla lepszego przenoszenia ciężaru ciała i nie tylko. Skrzydła ściśnięte do boków, aby sobie nie przeszkadzać.
Nie wiedział ile oddechów minęło od uwagi wojowniczki... a miał się, do diaska, śpieszyć.
Zgięty, gotowy, spięty w łapskach i niepewny – wyglądał śmiesznie. Tak mu się zdawało. Więcej w nim było tremy niż wojowniczego hartu albo! nie pozwalał sobie na swobodę. Albo bał się na tyle, żeby udawać niepewnego, zestresowanego, a przede wszystkim zmartwionego.
Ogon coś poczuł pod sobą.
Ślepia błysnęły.
Miał dystans. Jeśli się obroni to futrzasta go nie złapie. Będzie musiała się skupić na czymś innym, a tedy czerwony przejdzie do kolejnego ataku. Ten nawet nie musiał być celny. Miał ją bardziej zainteresować niźli zranić.
Bierz, cholera, bierz!
Szybko objął kamień po lewej.
Wtem, upewniwszy się, że zgiął wszystkie łapska, wyskoczył z tylnych. Żeby ogon zyskał pędu, żeby Brigim okręcił się w prawo, bokiem do Wodnej. Skok podniósł ino tylne łapy, więc przednie wcisnął z całej siły w ziemię, ażeby się nie przewalić. Impet pociągnął ciało zgodnie z myślą. Wyglądało to na nader lekki półobrót. Ciężar, opleciony trójkątnym koniuszkiem i resztą ogona, świsnął w powietrzu. Dopiero gdy adept poczuł, że kamień jest bardziej noszony powietrzem niż ogonem, pozwolił mu się wymknąć – celując w czoło. Chciał strzelić małym głazem w głowę wojowniczki i co najwyżej rozciąć jej skórę.
Był gotów.

: 12 lip 2021, 22:17
autor: Maros
Wraz ze stanięciem pyskiem do samca, odruchowo już przyjęła odpowiednią pozycje. Skrzydła nadal otulały jej boki, zaś puchaty ogon poruszał się nad ziemią. Łapy ugięte w stawach pozwalały na łatwiejszy balans ciężarem ciała oraz rozstawienie ich na boki zwiększało stabilność. Jak się później okazało, nic z tego nie przydało jej się do obrony, którą miała wykonać.
Bacznie obserwowała ziemistego, włochaty łeb przekrzywił się na prawo w lekkim zdziwieniu co ten wyprawia, czego pożałowała chwilę później. Kamień poleciał w kierunku jej czoła. Ona szybko ugięła tylne łapy, przenosząc na nie ciężar ciała i natychmiast poderwała prawą, przednią łapę do góry. Jak zawsze był zamach, może niezbyt durzy, ale i tak sprawił, iż łapa przemieszczała się po lekkim łuku odbijającym w prawo. Grzbiet łapy skierowany był na zewnątrz, zaś jej wnętrze miało uderzyć w kamień od boku i zbić go na lewo.
Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem, kamień jedynie omsknął się po łapie i rąbnął ją powyżej lewej skroni. Skrzywiła się niezadowolona i przetarła uniesioną kończyną miejsce uderzenia, obyło się bez krwi.
~A myślałam, że tylko te przeklęte licha kamieniami rzucają.~ mruknęła maddarowym głosem, łapa wróciła na swoje miejsce, a ona jedynie obrzuciła towarzysza przelotnym spojrzeniem ~Jak dalej tak będziesz wymyślać, to pokaże Ci jak powinno się atakować. Polegasz na zręczności, to wykorzystaj to w walce, nie musi być w zwarciu. Znam smoczyce z Ziemi, która biegała w koło przeciwnika i jedynie doskakiwała do niego, by zadać cios i ponownie umykała. Wykorzystaj to, że jesteś szybszy i masz szanse uciec przed wolniejszym smokiem, bazującym na sile. Precyzyjne i płytkie cięcia pazurami, czy ugryzienia powinny być tu główną bronią. Dobra?~ nie była zła, ton jak zwykle był spokojny i opanowany. Chciała jedynie zachęcić go do włożenia w to nieco więcej pracy.
~Jak chcesz, możemy nawet zmienić to w zwykłą naukę i podszlifujemy twoje umiejętności.~ zaproponowała i jeśli się zgodził, czekała na atak.

: 26 lip 2021, 21:35
autor: Tęgi Kolec
“Przeklęte licha” nie rzucają tylko kamieniami! Zaraz zaczną robić rany cięte w ciele Kwintesencji o wiele głębsze niż będzie trzeba. Nie trzeba było być wielkim mózgiem, aby domyśleć się, iż ziemisty adept niebawem zastosuje w praktyce wszystkie rady samicy... bynajmniej bez dania jej cienia szansy na skuteczną obronę. Fakt faktem, był szybszy, ale nie mógł lekceważyć faktu, iż jeden potężniejszy zamach łapą miał szansę zakończyć nie tylko to spotkanie, ale także żywot miłośnika herbat. Ruszył początkowo powolnym kłusem ogonem merdając co najmniej jak zaaferowane kocię (po raz pierwszy w życiu widzące kotołaka), zbliżając się do niej delikatnym łukiem od jej lewej strony. Nie bawił się w jakiekolwiek subtelności, dokonując tego swoistego truchtu dość mechanicznie... do momentu, gdy środek jego ogona nie był w jednej linii z początkiem pyska Kwintesencji.
Od wtedy wszystko potoczyło się o wiele szybciej, zaczynając od z początku leniwego odchylenia się ogona w prawo aby po chwili wbić się w ziemię i z całej siły ruszyć się, wzbijając w stronę jej pyska tumany kurzu, nie wspominając o ogromnej ilości piachu która zapewne wylądowała w ślepiach Wodnej.
Nie oglądał się na efekty i po prostu tak szybko jak umiał wykonał sus przed siebie, byle szybciej znaleźć się w pobliżu ogona olbrzymki. Nie dbał o równomierne układanie łap; same się układały. Jak gdyby był już wprawiony, lecz ino zapomniał – biegł przed siebie nader lekko... do czasu. Trucht zmienił się w nieco ociężały bieg a on w niemalże sprint, wtórowany coraz bardziej świszczącym i urywkowym oddechem kogoś, kto niemalże wypluwał płuca bez wcześniejszej rozgrzewki. Ino kiedy w końcu po dość mocnym obróceniu łba mógł zobaczyć jej zad, wbił pazury w ziemię i zaparł się łapami byle wytracić prędkość tak szybko jak się tylko da, aby móc w dość “spokojnym” tempie zawrócić w tym właśnie kierunku i rzucić się zwinnie jak wiewiórka na tyły. Nie zamierzał jednak tylko na tym poprzestawać, bowiem celem było wykorzystanie różnicy wielkości i grzbiet. Chciał być niczym kleszcz; im prędzej przeskoczy nad ogonem, tym prędzej wgryzie się w kark.
Tak też i skoczył z ugiętych łapsk. Spiął mięśnie, z wszelkich sił odbił się od ziemi wszystkimi kończynami by rozcapierzonymi szponami przednich łap objąć olbrzymkę pod żebrami. Chciał się wbić wyłącznie dla przyczepności, jakoby przytulenie, ścisk; tylne chciał wbić po bokach zadu wojowniczki, co chwila ześlizgując się z szeleszczącego futra. Gdyż niczym zwierzę, drapieżnik z Wielkiej Puszczy, naskoczył na nią by szczęki wyskoczyły jak pięść w kark. Żeby ścisnęły się i szarpały to w lewo, to w prawo, aż wyrwały płat mięsiwa bardziej impetem tego ruchu, aniżeli siłą.

: 20 sie 2021, 11:28
autor: Jutrzenka Serc
//minęła trochę czasu

Smoczyca przybyła ponownie w okolicę terenów wspólnych. Łagodnie wylądowała na wzgórzu, które wyróżniało się na tyle, aby mogła tutaj posiedzieć chwilę. Owinęła się łagodnie ogonem i spojrzała w niebo, które pełno było goniących się chmurek. Miły dzień, chociaż może wietrzny.

: 20 sie 2021, 12:01
autor: Milczenie Maków
Tym razem wędrował sam, choć fizyczna obecność Błyskotki nie była potrzebna, by czuł ją w swoim umyśle. Rozumieli się dobrze i wiedzieli, że oboje potrzebowali czasem przestrzeni wyłącznie dla siebie. Jakby operowali na tych samych falach.

Nie zauważył kiedy w trakcie przechadzki przekroczył tereny Plagi, ale szybko się zorientował, że przynajmniej nie wszedł na terytorium innego stada. Zwolnił kroku, czując lekkie pieczenie w mięśniach. Nie był pewien ile szedł, ale na pewno kilka godzin minęło od czasu, gdy wyruszył, może więcej. Coraz mniej zwracał uwagę na pory dnia i nocy. Jego rytm dobowy stał się zbyt nieregularny, by miało to znaczenie.

Prawie nie zauważył smoczycy, która jakby znikąd pojawiła się na wzgórzu. Zatrzymał się nagle i zamrugał, jakby była widmem, a nie rzeczywistą istotą. Nie należała do Plagi... ale nie jestem już na terenach stada, upomniał się szybko. Po rozejrzeniu się dalej nie potrafił dokładnie określić, gdzie był. Pierwszy raz zawędrował w tę część ziem wspólnych.

: 20 sie 2021, 12:45
autor: Jutrzenka Serc
Wkrótce oczom Jutrzenki ukazał się starszy smok, który najwyraźniej też spacerował. Iskierka nie widziała na nim skrzydeł, więc głupio było oczekiwać, aby przyleciał, ale jednak zwykle zakładała, że ktoś po prostu wyląduje. Ciekawym było dla niej, jak to jest nie mieć skrzydeł. Wszędzie iść, nie poczuć wiatru w skrzydłach. Z pewnością, nie chciała tego doświadczyć.
Smok wyglądał na zagubionego i w pierwszej chwili, chciała do niego podejść. Poderwała się zaraz na łapy i prawie otworzyła buzię, aż poczuła zapach. Plagijczyk. No tak. Zatrzymała się zagubiona. Z jednej strony chciała zachować się po swojemu, ale z drugiej bała się, że znowu dostanie po głowie. Wahała się, aż postawiła się swoim uprzedzeniom.
W porządku? – Wypadło z jej pyska, gdy samiec się rozejrzał. Ten wyglądał przyjaźniej. Apatycznie, ale przyjaźniej!

: 21 sie 2021, 12:28
autor: Milczenie Maków
Drgnął, gdy usłyszał obcy głos. Zajęło mu chwilę zorientowanie się, że należał do smoczycy, która pojawiła się znikąd na wzgórzu. Milczał chwilę, jakby nie wiedział jak zareagować, po czym kiwnął sztywno głową.

W porządku – odparł cicho, jego głos jak zwykle monotonny i niemal całkowicie pozbawiony tonacji. – ... kim jesteś – zapytał po chwili zawahania, w nieco niezręcznej próbie kontynuowania rozmowy.

Dość rzadko rozmawiał ze smokami spoza stada, choć mimo wszystko i tak częściej niż się tego spodziewał. Nie był pewien jak podejść do rozmów z nimi, ale starał się nie odpychać nikogo na siłę. Kiedyś próbował, przy spotkaniu młodych. Nie wyszło mu to najlepiej i okazało się, że jeden ze smoków nawet próbował podtrzymać z nim znajomość. Nie rozumiał dlaczego tak było, ale nie miał innego wyjścia jak to zaakceptować.

: 21 sie 2021, 12:36
autor: Jutrzenka Serc
Nie nakrzyczał, święto lasu. Uśmiechnęła się do niego szerzej i przechyliła łeb. Nie znali się, ale był ciekawy. Chociaż ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to w tym przypadku była pierwszym krokiem, aby się poznać.
Ja jestem Jutrzenka Serc, Iskra, a Ty? – Odpowiedziała, przyglądając się mu. Czy każdy smok Plagi był taki specyficzny? Aoha był zdenerwowany, Szary wiecznie skrzywiony, a ten...jakby ktoś wyssał z niego całe życie. Odpowiedział, że jest w porządku, ale czuła się, jakby oszukiwał. Spoglądała na niego ze swoim uśmiechem, ale czuła się niepewnie, kiedy tak szczerzyła ząbki.

: 21 sie 2021, 12:44
autor: Milczenie Maków
Obserwował smoczycę, i choć nie patrzył jej w oczy, zauważył uśmiech na peryferiach pola widzenia. Skinął głową w spóźnionym geście przywitania, gdy się przedstawiła. Tak jak się spodziewał, nie kojarzył jej zupełnie. Gdy wiatr zawiał w jego stronę, był w stanie jedynie określić, że należała... do Ziemi? Nie bywał zbyt często w pobliżu ich granicy, ale nie pachniała ani Ogniem, ani Wodą.

Milczenie Maków. Łowca Plagi – przedstawił się krótko.

Zamilkł po tym, jak na jego imię przystało. Widać było, że miał problemy z luźnymi rozmowami bez określonego celu. Zacisnął szpony na podłożu, a jego długi ogon drgał niespokojnie, zdradzając niewidoczną na neutralnym pysku nerwowość.

Co... tu robisz – wydusił wreszcie z siebie, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to jak próba przesłuchania Jutrzenki.

: 21 sie 2021, 12:55
autor: Jutrzenka Serc
Łowca? Smoczyca przechyliła lekko łeb i otuliła się ciaśniej ogonem. Spoglądała na niego zaciekawiona.
Och, ale super. Moi rodzice też łowią. Zawsze dużo mięsa nazbierają... – Dalej się uśmiechała, ale owinęła się ciaśniej ogonem. Przechyliła łeb w drugą stronę. – Spaceruję, szukam...znajomych. Takie tam. Chcesz w coś pograć? Albo wierszyk? Możemy pograć w... – Samiczka wyraźnie się zastanowiła. Co by tu zagrać, aby to miało sens. Byli na wzgórzu, więc coś się znajdzie. – O wiem, może w stosik? – Poderwała się i zaczęła zbierać wszystkie patyczki, jakie znalazła w okolicy. Przy pomocy maddary uformowała sobie torbę, aż zjawiła się przed Yarhrhą z całą torbą patyczków. Wysypała je na stosik i zaczęła tłumaczyć.– O, zobacz. Masz stosik, prawda? Patyki sobie leżą w cały świat. Masz zabrać patyczek ze stosu, ale tak, aby nie poruszyć, czy strącić żadnego innego patyczka. Jeśli to zrobisz, to kolejka przechodzi na kolejną osobę. Możesz to robić łapą, maddarą lub patyczkiem wcześniej zebranym. Po zakończeniu ruchu maddara już musi przestać działać. Zbierasz patyczki tak długo, aż nie skusisz. Kto zbierze więcej patyczków, wygrywa. – Opisała krótko zasady i uśmiechnęła się do niego pewniej. – Chcesz pograć? To możesz zacząć. – Zapowiedziała i czekała na jego ruch.

//Smocze Bierki. W stosie jest 30 patyczków

: 21 sie 2021, 13:07
autor: Milczenie Maków
Pograć? Nigdy w nic nie grał, dlatego zaskoczyła go propozycja smoczycy. Był na tyle zbity z tropu, że nawet po tym jak Jutrzenka zdecydowała i rozłożyła patyki, siedział przez dłuższą chwilę i w milczeniu przyglądał się stosikowi. Wreszcie poruszył niepewnie głową w twierdzącym geście.

Nie ufał swoim łapom, dlatego dwa uderzenia serca później maddara zawibrowała w powietrzu. Pierwszemu zebranemu patykowi towarzyszył przyspieszony rytm serca, ale na szczęście żaden inny się nie poruszył. Odetchnął dyskretnie. Przy każdym kolejnym razie mimowolnie zerkał na Jutrzenkę, w razie gdyby sam nie zauważył, że skusił. Dopiero przy siódmym przypadkiem poruszył inny patyczek. Wypuścił powoli powietrze, które mimowolnie zatrzymał w płucach i zerknął na smoczycę.

: 21 sie 2021, 13:15
autor: Jutrzenka Serc
Jutrzenka obserwowała z zapartym tchem, jak ten wyciąga bierki ze stosu. Szło mu świetnie, do tego stopnia, że była zaskoczona jak gładko mu to szło. Sześć patyczków znalazło się po jego stronie, a teraz przyszła kolej na nią. Również próbowała użyć maddary. Wyobraziła sobie małego, niecielesnego ptaszka. Jedyną materialną częścią jego ciała były nóżki, które wylądowały na pierwszym patyczku. Poderwał się lekko do góry i wysunął płynnie pierwszy patyczek. Iskierce bardzo biło serce, bo nie chciała źle wypaść. Ptak zawrócił, próbowała zebrać drugi, ale trącił inny patyczek, który zsunął się nieco ze stosiku. Puściła czar, nieco zawiedziona jednym patykiem, ale teraz była kolej Milczenia.


//Na stosie są 23 bierki
Maczek – 6 pkt
Iskra – 1pkt

: 21 sie 2021, 13:36
autor: Milczenie Maków
Tura Jutrzenki nie trwała długo, ale Yarhra nie skomentował tego w żaden sposób, nawet w myślach. Gra nie była prosta, szczególnie gdy prostsze do zebrania patyki się kończyły, a zostawały te ustawione w trudniejszych pozycjach. Gdy tylko przyszła jego kolej, zaczął wybierać te, które wydawały się najbardziej stabilne, nim przeszedł do tych kłopotliwych. O dziwo nie szło mu najgorzej. Podejrzane. Skusił dopiero przy dziesiątym patyku, więc puścił go z maddarowego chwytu, zerkając na bark smoczycy z Ziemi.

: 21 sie 2021, 13:47
autor: Jutrzenka Serc
Yarhra był niezwykle zręczny lub wprawiony w magii. Radził sobie lepiej od niej, ale może to dobrze, bo miała okazję w końcu zmierzyć się z kimś trudniejszym, niż małe pisklaki, które nie miały kontroli nad swoim ciałem tak, jak dorośli. Samiczka zaczęła zbierać swoje bierki ponownie. Ostrożnie, delikatnie, przyglądając im się długo przed wyborem. Udało jej się wyciągnąć 5 bierek. Przy szóstej już posypały się dwie bierki, więc odrzuciła czar. Samiec ją rozwalał. Jeśli nie skusi od razu, to wiedziała już, że przegra.

//Na stosie jest 9 bierek
Maczek – 15 pkt
Iskra – 6 pkt

: 21 sie 2021, 14:08
autor: Milczenie Maków
Miał szczęście, bo bierka, przy której skusiła Jutrzenka utorowała mu łatwą ścieżkę do zebrania pozostałych patyków. Odetchnął przy przedostatnim, zaraz po nim przenosząc ostatni patyczek do siebie. Poszło mu... lepiej niż smoczycy z Ziemi, najwyraźniej. Był trochę zaskoczony tym faktem. Z reguły mało co mu wychodziło, szczególnie jeśli nie miało związku z fuchą łowiecką.

Przełknął ślinę i znów zwrócił wzrok ku sylwetce Jutrzenki, nie wiedząc co zrobić dalej, skoro najwyraźniej skończyli. Nie bawił się i nie grał nigdy z innymi smokami, więc czuł się jak ryba wyrzucona na ląd. Miał nadzieję, że smoczycy nie przeszkadzało to za bardzo.

Było... w porządku. – Niespokojne ruchy ogona i napięte mięśnie zdradzały nerwowość, która nigdy do końca go nie opuszczała, gdy był w czyimś towarzystwie. – Nigdy nie grałem. W takie... gry – przyznał po chwili, spuszczając spojrzenie na zebrane przez siebie patyki.

: 21 sie 2021, 14:21
autor: Jutrzenka Serc
Iskierka obserwowała patyczki, które zbierał. Stosik zniknął, a ona przegrała. Yarhra zachowywał się, jakby czekał na jej reakcję, ale ta podskoczyła, podrywając łapki do góry i odsłaniając na moment jaśniutki brzuszek.
Ooo, brawo! – Zatupotała łapkami w miejscu w ramach gratulacji i uśmiechnęła się do samca. – Ale super czarujesz. Czy nauczyłbyś mnie, kiedyś? Ładnie proooszę. – Zapytała już nieco ciszej i nieśmielej. Nie wiedziała, czy to nie za dużo, ale może by jej pomógł? W międzyczasie zaczęła delikatnie zbierać patyczki do torby. Na przyszłość się przydadzą.

: 21 sie 2021, 16:02
autor: Milczenie Maków
Drgnął, nieco zaskoczony reakcją smoczycy. Nie był pewien czy to kwestia czarów, że poszło mu w miarę dobrze. Mimo wszystko jednak cieszył się, że Jutrzenka nie miała mu za złe tego, że zebrał więcej punktów niż ona w jej własnej grze. Na pytanie o naukę wyraźnie się zawahał, wspominając próbę nauczenia Sasanki magii. Nie wyszło mu wtedy najlepiej. Nie sądził, by w wyższym stopniu nauki był w stanie cokolwiek pomóc.

Ja. Nie umiem uczyć. – Ułożył ogon bliżej siebie, zaś końcówkę wcisnął pod swoją łapę, by przestała drgać wbrew jego woli. – Moja mama... Nawałnica Cieni. Jest dobrym czarodziejem. Dużo lepszym ode mnie. Mogłaby cię nauczyć – zaoferował, choć nieco niepewnie, bo nie był pewien czy Frar uczyłaby smoka z obcego stada, i to z Ziemi.