Strona 26 z 39

: 11 wrz 2021, 22:37
autor: Przyćmiona Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Samiczka skineła łbem, słysząc wyjaśnienie. Kiedy jednak zaczęły się odpowiedzi na jej pytania, Jiri zmrużyła ślepia. Starając się przyswoić sobie wszystko. Ale tego było tak dużo.
– Czym są Skaveni? Brzmi ciekawie.
Puszysty ogon Sówki drgał delikatnie ze skupienia.
– Czyli ja jestem północna? Ale mam chwytny ogon i łapy no i dziób, jakie smoki mają dzioby?
Morskie oddychają pod wodą, Górskie oddychają rzadkim powietrzem.
Wężowe są długie, a olbrzymie, to te wielkie.
Drzewne wyglądają jak drzewa, a bagienne są jakby połączeniem drzewnych i morskich. Wiwerny nie mają przednich łap. Pustynne i Powietrzne są do siebie podobne. Oj, żeby nic nie pomyliła. Jaskiniowe żyją w jaskiniach i są te zwykłe smoki. No i te no. Skrajne, czyli mieszanki.
– Chyba nie widziałam jeszcze smoka bezskrzydłego, skąd się wzięły? To jakaś mieszanka wężowego ze zwyczajnym? Większość ras ma nazwy, gdzie żyją, gdzie żyją bezskrzydli? Są smoki, które są jadowite?

: 13 wrz 2021, 2:09
autor: Pasterz Kóz
Poranek musiał nieco uspokoić oddech po takim gadaniu. Pytania Jiriny nie kończyły się, a rasy... Rasy były nieco nudne dla niego. Nie interesował się za bardzo biologią smoków, raczej "badał" rasy rozumne. Tak wolał określać swoje zainteresowania.
– Skaveni to takie duże szczury. Jak ludzie tyle, że włochaci i z ogonami. Niewiele o nich wiem, jeszcze żadnego nie spotkałem, ale żyją w jaskiniach, blisko wody. Często też migrują – poprawił nieco złożone skrzydła. Z czasem dowie się o nich więcej tyle, iż jeszcze nie teraz. Nie rozdwoi się.
Zawahał się na pytanie o swoją rasę. Czym ona była? Abominacją, wyjątkiem od reguły, darem od losu, kimś wyjątkowym albo dziwnym skrzyżowaniem cech rodziców. Zwał jak zwał, jednakże nie powie jej tego od tak.
– Nooo... Smoki bywają różne. Nie ma reguł. Niektórzy mają dodatkową parę łap, inni oczu, a jeszcze inni nie mają skrzydeł. Z tego co widzę, pasowałabyś do mieszanki północnego oraz drzewnego. Masz pióra i jak sama mówisz, chwytny ogon oraz łapy – odpowiedział. Przemilczał nieco dziób, w końcu... Smoki nie mają dziobów. Chyba, że Ci specjalni.
– Nie wiem skąd się wzięły ani gdzie żyją. Nie jestem przedwieczny, nie byłem przy ich stworzeniu, ale pewnie jakiś bóg mógłby Ci odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie to też wypadkowa krzyżowania się jakichś smoków o konkretnych cechach. Nie ma też jadowitych smoków, najbliżej są smoki, które plują kwasem, nie ma jednak żadnych z toksynami w uzębieniu czy gdziekolwiek indziej. Może gdzieś daleko, za Wolnymi Stadami, ale tutaj? Nigdy nie słyszałem o takim przypadku – wyjaśnił. Nie wykluczał istnienia takiego osobnika, jednakże nie znali takiego gatunku. Może jest ich więcej, może nie. Gdyby wiedział to by powiedział! Ale nie wiedział.

: 12 lut 2022, 11:05
autor: Ziv
 Niewątpliwym minusem bycia pisklęciem był fakt, że wymykanie się z terenów stada stanowiło pewnego rodzaju problem. Tym bardziej, że taka Ziv pokonywała wszystkie odległości na swoich własnych czterech łapkach i czasami nie podobało jej się to bardziej niż bardzo.
 Poza obozem Plagi było jednak mnóstwo miejsc, które chciała odwiedzić (i mogła), także siedzenie na zadzie w końcu jej się znudziło i gdy Aoha był zajęty Aohowymi sprawami, smoczyca zwiała z groty i pędem ruszyła przed siebie, nie bacząc na to, gdzie poniosą ją łapy.
 Poniosły dość daleko, dlatego, gdy wreszcie znalazła wartą uwagi polankę, była zdyszana i bez zastanowienia cupnęła na śniegu, próbując trochę schłodzić organizm.

: 12 lut 2022, 16:11
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Gdy Plagijka łapała oddech po wyczerpującym biegu, usłyszała ciche chrupanie śniegu. Spomiędzy kamieni starych ruin, które się ty znajdowały wyszła duża puma, znacznie większa od pisklęcia. Ogólnie wydawała się nienaturalnie duża, jak na swój gatunek. Gdy zauważyła małego smoka, wskoczyła po leżących luzem blokach na jedną z w połowie zawalonych ścian. Siadając na szczycie, obserwowała pisklę uważnie, lekko napinając mięśnie gotowa do skoku w razie czego.

: 12 lut 2022, 17:47
autor: Ziv
 Normalne pisklę, widząc o niebo większego od siebie kotowatego, pewnie przeraziłoby się nie na żarty. Tymczasem Ziv, wciąż ciężko oddychająca po tej nieplanowanej ucieczce-wycieczce, obnażyła kły i przeniosła ciężar na przednie łapy, jednocześnie prostując tylne. Nawet wyprostowana, nie miała absolutnie najmniejszych szans na wygranie z pumą w kategorii wzrostu (o kategorii siły lepiej nie wspominać), a i tak zmrużyła ślepia, które w momencie wyzerowały na przeciwniku.
 Z gardła samiczki zaczął dochodzić ostrzegawczy warkot, choć dla wszystkich poza samą Plagijką mogło być pewne, że tak duży drapieżnik w ogóle się nim nie przejmie. A jeśli już, to tylko sprowokuje go w ten sposób do ataku, a nie ucieczki.
 Nie mniej, Ziv tym bardziej nie myślała o uciekaniu. Poza tym, że byłaby to przegrana walkowerem, a córka przywódcy nie będzie uciekać przed żadnym kotem, to była troszkę zbyt zziajana, żeby uciekać dostatecznie szybko i dostatecznie daleko.

: 14 lut 2022, 20:42
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Puma nie miała zamiaru staczać zaciętego boju z małym smokiem. Odwróciła się do niego tyłem i zeskoczyła z murku, znikając w głębi ruin.

Chwilę później spomiędzy kamieni wyszła spora zielona smoczyca, z torbą przewieszoną przez szyję, rozglądająca się dookoła. Szybko zauważyła małe pisklę.

- Ooo, to ty wystraszyłaś Marę? - zapytała się ciekawsko, obniżając łeb do poziomu małej smoczycy. Szybko wyczuła wtedy woń Plagi. Podniosła łeb i obejrzała się niepewnie po okolicy.

- A gdzie są twoi rodzice? Przyszłaś tu tak całkiem sama? - dopytała ostrożnie.

Ach, może lepiej jak się najpierw przedstawi. A nie tak wypytuje niczemu winne pisklę.

- Jestem Sekcja Zwłok, Uzdrowicielka ze Stada Ziemi - powiedziała, kiwając uprzejmie łbem. - Ale, możesz mi też mówić Mirri – to moje pierwsze imię. A ty? Jak się nazywasz, mała?

Duża puma wychyliła łeb zza kamiennych bloczków i zerkała na małe pisklę. Nie ruszała się, tylko po prostu tak sobie patrzyła.

: 18 kwie 2022, 2:31
autor: Odłamek Raju
Był już całkiem późny wieczór, a Erlyn odesłała kompana do obozu razem z torbą wypchaną ziołami. Postanowiła jednak się jeszcze przebiec – najwidoczniej miała nadal za dużo energii. Edel, rzecz jasna, jej towarzyszył i brał nawet udział w ich prywatnym wyścigu. Smoczyca w podskokach przebiegała między drzewami, aż znalazła się na otwartej przestrzeni.

Wiatr uderzał w jej ciało od boku, rozwiewając czarną grzywę. Zaśmiała się cicho, wesoło, wdychając do nosa zapach... wolności? Czy tak właśnie pachniała? Uzdrowicielka nie była pewna co jej dawało takiego kopa, ale jedno było wiadome – lubiła się tak czuć. Beztrosko, wesoło, spełniona. Nawet jeżeli nie była pozbawiona wad. Mogła biegać po nocy, sama, poza krytycznymi spojrzeniami innych

: 18 kwie 2022, 2:36
autor: Sięgający do Nieba
Gwiazdka został niespodziewanie wyrwany ze swojego legowiska przez Vanaspati niedługo po tym, jak ojciec wyszedł na ceremonię, a następnie brutalnie przez nią pogoniony... W nieznane. Nie wiedział, co się dzieje i o co chodzi, jednakże idąc za wielką kocicą zarejestrował różne rzeczy. Z początku robił to chętnie, uważając, że jej zachęcenie go do biegu to wyścigi, ale gdy poczuł się zmęczony, a ta nie pozwalała mu zwolnić zaczął rozumieć, że dzieje się coś więcej. Gdy dotarli na miejsce nie wiedział już gdzie jest, był zmęczony i obolały, a łapy niemalże mu odpadały, pomimo pomocy Vanaspati i tego, że kocica co jakiś czas ostrożnie go podnosiła i transportowała sama. W końcu, kompletnie pozbawiony sił, opadł na ziemię, ledwie widząc na oczy. Kocica krążyła wokół niego, prychając co jakiś czas i węsząc. Najeżyła widmowe futro będąc świadomą obecności dwójki obcych.

: 18 kwie 2022, 2:37
autor: Odłamek Raju
Erlyn usłyszała jakiś hałas, a do tego Edel zatrzymał się w locie by samemu sprawdzić, co go spowodowało. Uzdrowicielka wytężyła wzrok. Na tle czerni lśniło coś, co przypominało ogień? Ale nie czuła dymu. Podbiegła truchtem i kiedy się zbliżała do celu zrozumiała z czym ma do czynienia. Żywiołak ognia! Podobny do tego, który towarzyszył Mahvran. A obok... pisklę?

Zamrugała zaskoczona i rozejrzała się. Żywiołak oznaczał kompana rodzica, tutaj dzikie osobniki się nie zapuszczały. Poza tym nie jadały mięsa. Uzdrowicielka położyła po sobie uszy, ale też się rozluźniła. Nie chciała alarmować towarzysza, ale nie mogłaby spać spokojnie z myślą, że zostawiła tu samopas to pisklę.
H-hej m-mały, w-wszystko g-gra? – upewniła się z łagodnym uśmiechem. – G-gdzie t-twoja m-mama l-lub t-tata? – zapytała jeszcze. Późna pora na spacer dla takiego brzdąca...

: 18 kwie 2022, 2:38
autor: Sięgający do Nieba
Podniósł zmęczony wzrok na nową smoczyce. Był tak zziajany, że nawet nie miał sił, żeby okazać strach lub obawę jej obecnością. A przede wszystkim nieufność.
Pokręcił bezradnie głową. Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z tych pytań, a poza tym nie czuł się na siłach, żeby to zrobić. Vanaspati zasyczała ostrzegawczo, ale nie zrobiła nic, jedynie usiadła u boku pisklęcia, wyraźnie dając znak, że będzie bronić go własnym ciałem przed wszystkimi zagrożeniami. Nawet jeśli puchata Uzdrowicielka nie wyglądała na taką, która ma złe zamiary.
Nie wiem. Chyba stało się coś złego – wydukał w końcu, niemrawo i niewyraźnie, zachrypniętym głosem. W pysku mu zaschło, gardło bolało go od lodowatego powietrza.

: 18 kwie 2022, 2:39
autor: Odłamek Raju
O-ojej – wymamrotała i stworzyła z maddary miseczkę, do której wpakowała resztki pobliskiego śniegu. Podniosła temperaturę naczynia, roztapiając śnieg na wodę, którą dodatkowo oczyściła z zabrudzeń. Pomału wręczyła ją w łapki malca, cały czas patrząc uważnie na żywiołaka. Nie wykonywała gwałtownych ruchów. – N-napij s-się. P-przybiegłeś t-tu s-sam? – zmarszczyła nos wyczuwając na nim dość znajomy zapach, gdy już znalazła się odpowiednio blisko.

Nie pomyliłaby go z żadnym innym. Obsydian wywarł na niej dość potężne wrażenie, może i przerażające. Pisklak ani trochę go nie przypominał, jednak nie takie cuda smoki widziały. Erlyn przekrzywiła głowę kiedy mały wydukał coś o złych wydarzeniach. Spróbowała skontaktować się mentalnie z wywerną. Trafiła jednak na ścianę, albo raczej nicość. To zwykle nie znaczyło nic dobrego. Spojrzała zmartwiona na jego, prawdopodobnie, krewnego. Może niekoniecznie syna?
N-nie m-mogę s-się s-skontaktować z-ze s-smokiem k-którym p-pachniesz – powiedziała ostrożnie, chcąc wyłowić nieco więcej informacji nim zacznie panikować. – T-taki c-ciemny, p-pomarańczowe o-oczy? D-dwie ł-łapy, n-nie t-tak j-jak n-nasze cz-cztery – nakierowała pisklę na obraz. Mogłaby co prawda przywołać go iluzją, ale nie chciała zaalarmować żywiołaka bardziej niż to konieczne.

Zaraz, żywiołak! Skoro tu był to więź nie została zerwana, więc wywerna żyła. Ale czemu nie mogła go sięgnąć mentalką?

: 18 kwie 2022, 2:40
autor: Sięgający do Nieba
Z wielkim wahaniem spojrzał na podarunek. Zerknął prędko na Vanaspati, która zniżyła łeb i wciągnęła kilkakrotnie powietrze. Kocica zamruczała i Gwiazdka prędko wybił wodę do dna. Nawet nie zdawał sobie sprawy ze swojego wcześniejszego pragnienia.
Pokiwał zmęczony łbem w potwierdzeniu jej podejrzeń. Zadarł zaskoczony głowę, gdy ta dokładnie opisała ojca; aż coś mu strzyknęło w karku przez ten nagły, gwałtowny ruch. Otworzył pyszczek w niemym zaskoczeniu, które przerodziło się w głośne pytania.
Skąd znasz mojego tatę? Co to znaczy, że nie potrafisz się z nim skontaktować? Jak próbujesz to zrobić? Ja też mogę? Czemu Vanaspati oszalała? – Naiwne pisklę nie wiedziało, że zadaje pytania niewłaściwej osobie. Nie wyjaśnił nawet kim jest Vanaspati. Pozostawało mieć nadzieję, iż smoczyca była Bystra.

: 18 kwie 2022, 2:41
autor: Odłamek Raju
Ależ pisklę zalało ją pytaniami. Zupełnie się nie spodziewała, że wystarczy odrobina wody aby samczyk się ośmielił. Może też się martwił o swojego... ojca? A jednak!
T-to s-skomplikowane. A-ale k-kiedyś s-się n-nauczysz. J-jak p-podrośniesz – zapewniła go, że zmartwienia ledwo wymuszając na sobie uśmiech.

Vanaspati musiało być imieniem żywiołaka. Też wyjaśniało jego niepokój. Smoczyca znów się rozejrzała. Z każdą chwilą czuła się tu mniej bezpiecznie.
T-Twój t-tata p-poprosił b-bym s-się t-tobą z-zajęła. Ch-chciałbyś p-polatać? – czuła się okropnie okłamując małego w żywe oczy, ale nie miała serca mu mówić prawdy. Nie wyglądało to za dobrze dla jego ojca, ale póki żywiołak był obok to miała jako-taką świadomość, że Obsydian nadal żył. Tylko co się z nim, na Tarrama, działo?! Był w niebezpieczeństwie?
M-myślę, ż-że j-jest z-zmęczona. A-ale n-nie n-napije s-się w-wody t-tak j-jak t-ty, w-więc d-dłużej b-będzie d-dochodzić d-do s-siebie – wymyśliła na poczekaniu. Nie było to też aż tak dalekie od prawdy.

Zerknęła na kompankę wręcz błagalnie. Daj mi jakiś znak, cokolwiek.

: 18 kwie 2022, 2:42
autor: Sięgający do Nieba
Nie zadowoliła go wymówka obcej. Nigdy nie wystarczały mu tak powierzchownie odpowiedzi i w normalnej sytuacji dosłownie wszedłby jej na głowę, by wydusić potrzebne mu informacje. Teraz był jednak zbyt zmęczony i jedynie skrzywił się niechętnie, odwracając głowę.
Kiedy Ci to powiedział? – spytał podejrzliwie. Przecież dopiero co smoczyca rzekła, iż ojciec nie odpowiada, cokolwiek to mogło u licha znaczyć. – Nie umiem latać – dodał jeszcze niechętnie. Vanaspati była spokojna, choć czujna. Było jasne, iż nie odstąpi pisklecia nawet na krok i tam, gdzie on, tam uda się również ona. To nie podlegało żadnej dyskusji.

: 18 kwie 2022, 2:43
autor: Odłamek Raju
Był nieznośnie bystry. Zupełnie jak Brasom!
M-maddara. P-pozwala m-między i-innymi n-na k-kontakt z d-dużej o-odległości – znów się rozejrzała niespokojnie. Czy kto inny może małego szukać? – T-twój t-tata c-ci w-wyjaśni. M-może m-mieć k-kłopoty, a t-tutaj n-nie j-jest d-dla c-ciebie b-bezpiecznie – bąknęła niechętnie. Oby był strachliwy albo chociaż rozsądny. Ona zdecydowanie była tym pierwszym.

To jasne, że latać nie potrafił. Był za mały.
Z-zaniosę c-cię. V-Vanaspati m-może p-pójść z n-nami – dodała na zachętę. Cichy głosik szeptał jej w głowie, że Veir ją udusi za lekkomyślność. Ale lepiej być uduszoną przez Sakralną, niż zagrożenie, które mogło być na karku tego malca.

: 18 kwie 2022, 2:44
autor: Sięgający do Nieba
Hermes zmartwiał. Ojciec ma kłopoty? Nie jest tu dla niego bezpiecznie? Dlaczego, co się stało? Nagle wiele rzeczy zaczęło dla niego przybierać przerażającego sensu, nie znał jednak przyczyny tego wszystkiego. A może smoczyca kłamała mu prosto w twarz i tata wcale... Ale przecież Vanaspati nie zabrałaby to tak daleko bez powodu. Coś musiało się stać.
Gwiazda brał pod uwagę możliwość ucieczki, wycofania się i... Właśnie, co dalej? Gdzie miał się udać?
Trwał w bezruchu, niczym sparaliżowany, a setka myśli przemykała przez jego zmęczony, wystraszony umysł coraz szybciej.
Dobrze – wydukał w końcu, wyraźnie tracąc wszelki wcześniejszy animusz. Jedno było pewne: smoczyca miała kontakt z ojcem. Znała go. Tylko ona potrafiła teraz cokolwiek powiedzieć mu o Hadesie. Był zatem gotów wspiąć się na jej grzbiet.
Rzucił niespokojne spojrzenie Vanaspati, która podniosła się i odstąpiła o krok. Syknęła cicho, wyraźnie gotowa do drogi, ale wciąż czujna. Strzelała niespokojnym wzrokiem wokół, zwłaszcza od strony, z której przybyła.

Zt jeśli Erlyn też je da.

: 18 kwie 2022, 2:53
autor: Odłamek Raju
Odetchnęła w duchu, ale jeszcze miała jedną przeszkodę. Kompana. Nie była pewna na ile ją rozumiał bez obecności swojego smoka, a do tego wydawał się faktycznie niespokojny. Nie zajdą daleko, na skraj przy granicy, a przynajmniej da jej to moment na pomyślenie co dalej. Mały nie ujrzy nawet kawałka obozu, znajdował się daleko na południe.
T-trzymaj s-się m-mocno – poprosiła go i przycupnęła, pozwalając mu się wdrapać na grzbiet. Oby nie ciągnął jej za włosy tak jak robił to niechcący Brasom tymi swoimi pokracznymi skrzydełkami z palcami.

Gdy pisklak ulokował się między jej łopatkami, Erlyn zastygła w bezruchu. Spojrzała błagalnie na tygrysa. Tylko mnie nie zjedz! zdawały się mówić jej oczy.
L-lecę n-nisko. B-biegnij – wymamrotała w nadziei, że kompanka ją zrozumie. Miała już odlatywać po rozłożeniu skrzydeł, ale rozbrzmiał w jej głowie ulotny głos Mahvran i Veir. Zapach!

Uzdrowicielka skupiła się na sobie i malcu. Wyobraziła sobie jak trawa dookoła nich traci całkowicie zapach który ciągnął za sobą maluch. Co więcej, pokręciła się dookoła w trakcie inkantacji tej myśli, rozsiewając wokół siebie i siedzącym na niej samczyku w miarę neutralny zapach. Woń pasowała do otoczenia – ot, zwykła polana, trochę zieleni, trochę błota, ale nic ze smoka. Ich wonie stały się zasadniczo jedną, bo taki był plan. Jak dobrze pójdzie to nikt nie zdoła wywnioskować, że ich ścieżki się skrzyżowały. Zerknęła na żywiołaka. Czy w ogóle czymś pachniał? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, a wokół Mahvran chodziły aż cztery niematerialne istoty!

: 18 kwie 2022, 3:00
autor: Sięgający do Nieba
Wspięcie się na jej grzbiet zabrało mu trochę czasu biorąc pod uwagę, że łapy niemal odmawiały mu już posłuszeństwa i wyraźnie drżały. Z wielkim bólem i grymasem zajął bezpieczne miejsce, skulił się i chwycił się mocno smoczycy. Nie miała kolców, tak jak ojciec, ale jej futro było niemal tak samo dobre. Niemal. Jego oczy zrobiły się wilgotne.
Vanaspati wydała z siebie gardłowy, ostrzegawczy pomruk, zaś w jej ślepiach czaiła się obietnica śmierci, jeśli młodemu spadnie choćby łuska. W kluczowym momencie odsunęła się jednak. Była gotowa biec niczym wiatr za frunącą nisko smoczycą, przeskakując przez ewentualne przeszkody bądź omijając je. Przebierała łapami w równym rytmie, co jakiś czas zerkając do góry i upewniając się, że wszystko jest w porządku.

: 18 kwie 2022, 3:02
autor: Odłamek Raju
Chwilę zastanawiała się, czy to dobry pomysł, ale jedno spojrzenie w oczy przejętego żywiołaka ją utwierdziło w tym przekonaniu. Coś na pewno było nie tak, a kolejna próba skontaktowania się z Obsydianem ponownie zakończyła się niepowodzeniem. Kompan nadal tu jednak był. O co chodzi? Czy zachorował? Zapadł w smoczy sen? A może—

Pokręciła głową. To nie czas na to. Ani miejsce. Wzbiła się w końcu w powietrze i leciała na tyle nisko, by Vanaspati ją widziała, ale też wystarczająco wysoko, by nie przejmować się drzewami szklistego zagajnika. Przeleciała nad granicą, oddalając się na północne tereny Plagi. /zt

: 22 cze 2022, 15:03
autor: Maros
Tym razem nie było z nim kompanów, ledwo wrócił na tereny wolnych. Zaraz po tym gdy duszki uciekły, zapewne ganiając się po samą świątynie. Słońce powoli zachodziło na zachodzie, a on nie miał najmniejszej ochoty wracać do obozu. Z Plyktrasą siedział Erys oraz Emis i mimo nalegań tego pierwszego, ruszył w przeciwnym kierunku.
Zatrzymał się na pierwszej polanie, gdzie po prostu położył się na chłodnej już ziemi. Starał się to wszystko zrozumieć, posiadał jednak zbyt mało informacji. Po co Nozzadrycha miała ścigać Idiarana? Dlaczego ten po prostu nie poszukał nowej powłoki, tylko krył się w lesie w postaci węża, do tego osłabiony. Wzdrygnął się na samo wspomnienie ich zmasakrowanych ciał. O ile Podróżnik żył, tak elfka.. uh, nie wyleczył jej. Pewnie jeszcze wszystko pogorszył.
Sięgnął do torby po sakiewkę z chmielem, do wyjętej miski wrzucił trzy szyszki i zalał je wodą. Zagotowanie z pomocą maddary nie było zbyt czasochłonne, to samo wychłodzenie. Upił kilka łyków, ułożył łeb na łapach i przymknął ślepia.
Był zmęczony, ale zwykły sen skończył by się jak zawsze.

: 22 cze 2022, 15:15
autor: Odłamek Raju
Nie przepadała za szklistym zagajnikiem od sprawy z uciekinierami Księżyca, ale musiała go mijać na swojej drodze jak chciała kontynuować wieczorne przebieżki. Erben i Eisern dawno już spali, a do tego nie nadawali się do nocnego biegania (lub jakiegokolwiek, tak po prawdzie). Towarzyszył jej więc Edel, lecąc tuż za nią. Lub przed nią. Albo obok! Zależało od sytuacji.

Akurat wracała w kierunku granicy Plagi z terenami wspólnymi. Jej rytmiczny krok odbijał się głuchym echem po szklistych roślinach, kiedy już powoli zwalniała tempa. Właściwie nie zauważyła trującego się na polanie Marosa – świsnęła mu przed nosem. Minęło parę kroków. Raz, dwa, trzy...

?!

Zahamowała gwałtownie i obróciła się na pięcie. Miała niezgorszy wzrok nocą dzięki uprzejmości krwi jej mamy. Przekrzywiła głowę. Rozejrzała się, ale nie ujrzała nigdzie ani tygrysa, ani leszego. Tylko samca oraz... ugh. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym paskudnym zielu. Gdyby od niej to zależało, wyrzuciłaby wszystkie jego szyszki!

Truchtem nadrobiła dzielącą ją z Marosem odległość. Już przygotowywała sobie w głowie burę i wytłumaczenie niemalże naukowe – brzmiałaby jak Abella – o tym dlaczego używanie chmielu jest uzasadnione tylko w sytuacjach kryzysowych, ale jak tylko otworzyła pysk to zauważyła w jakim samiec był stanie. Głos na moment ugrzązł jej w gardle.
M-Maros? – zapytała z zawahaniem. – Co— jak—, uh – zapytanie go o to 'jak się czuje' byłoby naprawdę głupie. Widziała przecież, że paskudnie! Zbliżyła się na parę kroków, ale nie na tyle by naruszać jego przestrzeń. Co więcej, pamiętała jak zareagował kiedy stanęła nad nim ostatnim razem. Położyła się więc naprzeciwko, pysk lokując między przednimi łapami. Niedużo brakowało by stykała się z nim nosem. Wyglądała jak wilcze szczenię. Zaciekawione i odrobinę smutne. – Co się dzieje? – spytała w końcu.