Strona 26 z 26
Diamentowe źródełko
: 06 kwie 2025, 22:45
autor: Łuna Czaroitu
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Być może, heh. – Wzruszył lekko barkami. Gęś zaczęła w bezpiecznej odległości dreptać wokół szarołuskiego, łypiąc na niego spode łba.
– Ludzie eh… – Czarodziej zmarszczył nos i ściągnął nieco łuki brwiowe na samą myśl.
– Czy jacyś mogą się kręcić niedaleko granic..? Hm. – powiedział ciszej, bardziej do siebie, wracając do neutralnej mimiki.
Huh, rzeczywiście tajemniczy gość, skoro nie chce wyjść jako zagrożenie, ale nie chce też o sobie mówić. Jedna z brwi fioletowofutrego mimowolnie uniosła się odrobinę do góry na te słowa. Cóż, wiadomo, Akus też nie musiał ufać tutejszym smokom, ale jednak znalazł się na ich terenie… Wężowy zastrzygł uchem.
– A… czego właściwie nie rozumiesz? – W jego głosie nie było żadnego zarzutu czy złośliwości, zwykła ciekawość. Rozumiał, że kultury mogą być różne, ale… że nie wiedział czym jest granica? Ale nie czekał na odpowiedź i kontynuował.
– No… Granica terenów Wolnych Stad. Są tu trzy stada, Słońca, Ziemi i Mgieł. Każde ma swój wyznaczony obszar i y… Trzeba się tego pilnować. Mgły na przykład nie życzą sobie na swoich ziemiach smoków z pozostałych dwóch stad. Teraz znajdujemy się na Terenach Wspólnych, więc… No, każdy może sobie na nich przebywać.
Akus
Diamentowe źródełko
: 17 kwie 2025, 22:26
autor: Akus
Uśmiechnął się lekko gdy zapytał o ludzi. Przypomniał sobie ten wieczór, ucieczkę przed ludźmi, ból po upadku z wysokości i spokój w sercu gdy udało mu się uciec.
-Spokojnie, udało mi się ich zgubić nim tu przybyłem. Upewniłem się że mnie nie śledzą.
Mimo iż był z kompletnie innego świata to w pewnym sensie rozumiał gdy samiec tłumaczył mu ogólnie jak działają i nich tereny i te całe granice.
-Do tej pory żyłem tylko i wyłącznie w mojej grupie. Nie miałem okazji poznać żadnych innych smoków. Więc nie jest dla mnie oczywiste jak to wszystko działa. Od pisklaka powtarzano mi że ziemia po której stąpamy nie powinna być niczyją własnością. Jest ona darem od naszych przodków i należy ją szanować. Ten świat który mi przedstawiano i w którym żyłem już nie istnieje więc będę musiał nauczyć się żyć w waszym. Czy chciałbyś może opowiedzieć mi więcej o tym jak się tu żyje? Jak wyglądają wasze stada i samo mieszkanie w jednym miejscu? Wiesz, moja grupa nie miała swojego miejsca, żyliśmy w ciągłej wędrówce.
Zapytał żądny wiedzy. Miał nadzieję że informacje o ich kulturze nie były aż tak chronione jak ich własne terytoria.
//Inkluzje Ametrynu
Diamentowe źródełko
: 25 kwie 2025, 18:07
autor: Łuna Czaroitu
– Mhm… – mruknął tylko, jeszcze przez chwilę zamyślony. Cóż, i tak wolałby jeszcze samemu przyjrzeć się granicy, tak dla świętego spokoju. Ciekawe czy Rytm też o tym wie… Może powinien mu później o tym wspomnieć mimo wszystko.
Następnie wysłuchał drugiego samca nie przerywając mu. Od czasu do czasu kiwnął nieznacznie łbem, jakby potwierdzając przyjęcie informacji. A więc jego stado ciągle podróżowało huh. Cóż, sam żadnych innych smoczych kultur raczej nie znał, to w sumie trudniej mu było sobie wyobrazić takie życie codzienne. Wydawało mu się to… stresujące, mniej bezpieczne. Xeri jednak cenił sobie to, że gdzie by nie poszedł, zawsze mógł wrócić do swojego kącika, do którego był przyzwyczajony. Częste zmiany i niepewność związane z podróżowaniem zawsze były dla niego stresujące.
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Jak by tu te tematy ugryźć, ażeby jednocześnie nie chlapnąć zbyt wiele…
Hmm, jak wygląda mieszkanie w jednym miejscu...
– Myślę, że... życie tutaj mogłoby wydawać ci się łatwiejsze. Nad tymi terenami patronują bogowie i duszki, którzy dbają... chociażby o florę i faunę lub błogosławieństwo dla podróżujących smoków. No i... dobrze jest mieć stałe miejsce, w którym wiesz, że jesteś bezpieczny. A co do stada, hm. Nie jestem pewien jak bardzo może się różnić od twojej grupy więc... hierarchia wygląda tak, że najwyżej znajduje się Przywódca, który reprezentuje stado, organizuje ceremonie i to jemu przypada podejmowanie najistotniejszych decyzji. – To raczej oczywistości. – Wybiera on też swojego zastępcę, który staje się jego prawą łapą. Pozostałe smoki również otrzymują konkretne rangi – Wojownik, Czarodziej, Łowca, Uzdrowiciel i Piastun. Pisklęta i nowo przyjęci do stada wpierw przyjmują rangę Adepta i obierają kierunek, w którym chcą się szkolić. – Zerknął na rozmówcę, uważnie wypatrując jakichkolwiek reakcji. Ciekawy był, w jakim stopniu przekazywane informacje były nowością dla szarołuskiego.
Akus
Diamentowe źródełko
: 25 paź 2025, 13:29
autor: Przebiśniegowa Łuska
Deszcz spływał z nieba jednostajnym, cichym szumem, rozmywając kształty świata w miękkie, srebrne smugi. Ilwenn przedzierała się przez mokre trawy, ostrożnie stawiając łapy na śliskich kamieniach. Choć miejsce zdawało się coraz bliżej, w jej krokach było coś z niechęci — zmęczenia powolnym marszem, którego nie złagodził nawet zapach deszczu i ziemi.
— Gdybyś umiał latać, Wichrze… — mruknęła półżartem, półz wyrzutem, zerkając na kirina, który stąpał obok z tą samą, niezmienną gracją. Wicher prychnął lekko, jakby w odpowiedzi, a z jego grzywy posypały się krople.
Kiedy wreszcie dotarli na polanę, świat zwęził się do barw — szarości deszczu i delikatnego błękitu kwiatów. Źródło szemrało między skałami — czyste, chłodne, niemal zapraszające. Ilwenn westchnęła, z ulgą zanurzając łapy w wodzie; sięgała jej ledwie do kostek, lecz chłód przeszył ją przyjemnie. Deszcz padał gęściej, ale nie chowała się przed nim. Patrzyła, jak krople rozbijają się o powierzchnię, jak światło odbija się wśród rozbryzganych drobinek wody.
───────────────────
Cekorax
Diamentowe źródełko
: 03 lis 2025, 17:41
autor: Cekorax
Ugh! Znów morze z niebem zamieniło sie miejscami, tak okropnie lało. Powinna była o tym pomyśleć nim wyruszyła na daleki spacer. Jej naiwność względem łagodności zjawisk pogodowych kończyła się TU i TERAZ, ale niestety nie bez ofiar. Sunęła pod chmurami, smagana żywiołem prosto w pysk, z trudem utrzymując właściwy balans. Poszarpane błony ogonowe byly przy tej prędkości zupełnie bezużyteczne, trzepotały tylko chaotycznie, nie tylko nie utrzymując formy, a wręcz rwąc ogon na różne strony. Parodia lotnicza doprawdy, chociaż mniej spowodowana znikomym doświadczeniem smoczycy, co jej paniką. Otóż prędkość przyczyniła się do otwarcia przewieszonego przez szyję i ramię pakunku. Zebrane przez Rax materiały do rzeźbienia oraz rośliny bryznęły z wnętrza, niczyim na wpół strawione, zatrute mięso i poleciały ku ziemi, by na zawsze tam przepaść. Rax miała i tak sporo szczęścia, że zapchała torbę do pełna i to co cenniejsze znajdujące się na jej dnie, zostało w ten sposób zabezpieczone. Z tego faktu oczywiście nie zdawała sobie sprawy będąc jeszcze w przestworzach. Zapłakana nie potrafiła się skupić, ani na locie, ani na magii mającej zabezpieczyć jej dorobek. Gdy z torby wysunęła się jedna z książek, ostatecznie straciła cierpliwość. Nie mogła jej zgubić!
– No nieeeeee!! Uważaaaaaj!! – krzyknęła, pikując jak orzeł za wroną.
Niewiele brakowało by opasłe tomiszcze wylądowało prosto na głowie nieznajomej, czy jej towarzysza. Zamiast tego, rozpędzony obiekt uderzył prosto w taflę płytkiego zbiornika, ochlapując już i tak mokre futro Ziemistej.
Właścicielka przedmiotu wylądowała, na otoczonym wodą skrawku skały i odruchowo jęknęła z bólu w odpowiedzi na przeciążenie stawów. Legła na śliskiej powierzchni, nie mogąc utrzymać równowagi, ale od drobnego podtopienia powstrzymały ją ramiona skrzydeł, które odstawiła w zbiorniku, jak długonogi pająk.
Ustabilizowana w ten sposób, spojrzała prosto na nieznajomą i uśmiechnęła się zębato, chociaż z wyraźną na pysku boleścią.
– Przepraszam. Coś mi wy-wypadło po prostu
Przebiśniegowa Łuska
Diamentowe źródełko
: 03 lis 2025, 20:32
autor: Przebiśniegowa Łuska
Zupełnie nieświadoma chaosu rozgrywającego się w powietrzu, w najlepsze cieszyła się ulewą. Deszcz dudnił o liście i skały, spływał po jej futrze w miarę kojącym rytmem — aż nagły, rozpaczliwy krzyk z góry przeciął powietrze. Uniosła łeb gwałtownie, szukając źródła dźwięku, i zamarła, gdy dostrzegła pędzącą smoczycę... oraz coś lecącego prosto w jej stronę.
Odruchowo cofnęła się, starając się ocenić, gdzie uderzy spadający przedmiot. Na szczęście tomiszcze wpadło prosto do źródełka, nie w nią. Krople bryznęły szeroko; przymknęła oczy, by nie dostały się do źrenic. Dopiero gdy smoczyca legła na śliskiej skale, Ilwenn ponownie spojrzała w jej stronę — z lekkim zaniepokojeniem, ale i rozpoznaniem w spojrzeniu. Kojarzyła ją ze spotkania młodych.
– Nie masz... za co przepraszać – odezwała się miękko, choć w głosie pobrzmiewała nuta niepewności. – Jesteś cała? – dodała, zbliżając się ostrożnie.
Wypatrzyła pływającą w wodzie księgę i zaraz wyłowiła ją delikatnie, chwytając w pysk. Czuła, jak ciężki i nasiąknięty był papier. Odłożyła tom na pobliskim kamieniu i rozchyliła skrzydło, by osłonić go przed deszczem. Ruchem pyska dała sygnał kirinowi, by ostrożnie osuszył zmoknięte kartki maddarą.
– Nie wiem, czy coś z niej jeszcze będzie... – mruknęła z lekkim rozczarowaniem, przyglądając się książce. – Oby pismo zostało czytelne.
Woda wciąż szemrała, a deszcz bębnił o skrzydło, gdy spoglądała z troską na towarzyszkę — i jej cenny, uratowany ledwie tom.
───────────────────
Cekorax
Diamentowe źródełko
: 03 lis 2025, 21:14
autor: Cekorax
Przetarła pysk łapą, jakby z obawy że tamta zobaczy jej łzy. Było to jednak bezsensowne zagranie, jako że krople stale skrywały fizyczny rezultat jej samopoczucia. Irytował ją deszcz, jak bije o łuski, a przy okazji niszczy to, co postrzegała za cenne. Mimo wpojonej jej uprzejmości, zamiast od razu odpowiedzieć, wzrokiem powędrowała w stronę ocalonej książki.
– Oh, to nic takiego – zaśmiała się smutno. Żadne nic takiego, było jej okropnie przykro. Papier był delikatny, więc o ile nie zniszczy się wszystko, tak na pewno część zapisu. Szkoda, bo nie miała jeszcze okazji, żeby go rozszyfrować. Przy okazji, zapewne obie były nieświadome, że suszenie zamkniętej książki mogło poskutkować nieodwracalnym sklejeniem poszczególnych kartek.
– Nie chciałam ci przeszkadzać... cokolwiek robisz – zsunęła się do zbiornika, widząc iż nie jest głęboki i podeszła do kamienia z książką. Ewidentnie bolały ją łapy, bo stąpała ostrożnie. Dopiero potem poświęciła uwagę młodszej nieznajomej i uśmiechnęła się do niej czule.
– Jestem... Rax tak w ogóle. Rax Nie-Cierpiąca-Deszczu. Najwyraźniej w przeciwieństwie do ciebie i twojego towarzysza haha – przyjrzała się zwierzęciu, choć nie wiedziała jakiego był gatunku.
Przebiśniegowa Łuska
Diamentowe źródełko
: 04 lis 2025, 13:33
autor: Przebiśniegowa Łuska
Na słowa tamtej lekko uniosła brew. Widziała, jak smoczyca ociera pysk, jakby próbowała coś ukryć — choć w tej ulewie nie miało to większego sensu. Krople i tak zmywały wszystko: łzy, błoto, zmęczenie. Coś było na rzeczy, to wyczuła od razu, ale nie chciała naciskać. Dopiero się poznały, a w takiej sytuacji każde pytanie brzmiałoby zbyt osobisto i nachalnie.
– Nie przeszkadzasz – powiedziała spokojnie, robiąc kilka kroków w jej stronę. Gdy Rax zeszła ze skały, Ilwenn odsunęła skrzydło, by lepiej spojrzeć na księgę. Strumień wody kapał z lotek, lecz jej ruchy pozostały uważne. – Może jeszcze nie jest za późno. Da się ją uratować… tylko trzeba otworzyć stronę po stronie, zanim wilgoć kompletnie wszystko zmyje.
Ostrożnie podsunęła pazur, by uchylić pierwszą kartkę. Papier kleił się do następnej, ale dał się oddzielić. Nie miała wprawy w używaniu maddary, więc to Wicher musiał przejąć część pracy. Dawała mu krótkie sygnały, by dostosował ciepły podmuch powietrza tak, by nie uszkodzić papieru. Ich działania zgrały się w rytm: Ilwenn przewracała strony, on osuszał kolejne.
– Najważniejsze, żeby wyschła równomiernie. Reszta to kwestia cierpliwości – mruknęła, bardziej do siebie niż do Rax, i dodała po chwili: – Nie zaszkodzi spróbować, zanim wszystko zaschnie w jeden blok.
Kiedy uniosła wzrok, dostrzegła, że Rax porusza się z wyraźnym trudem. Każdy krok stawiała ostrożnie, jakby łapy ją bolały. Ilwenn zmarszczyła lekko brwi, niepokój mignął jej w spojrzeniu.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho, z wahaniem. – W mojej rodzinie jest uzdrowiciel… jeśli bardzo boli, mogę spróbować go wezwać.
Nie chciała patrzeć bezczynnie jak ona się męczy, ale też nie chciała się narzucać i niemalże zmuszać do pomocy. Dopiero potem, by rozładować napięcie, uśmiechnęła się łagodnie.
– Przebiśniegowa Łuska, choć bardziej przyzwyczajona jestem do Ilwenn – przedstawiła się miękko, skinieniem pyska wskazując też kirina. – A to Wicher. On też nie przepada za deszczem – zaśmiała się cicho. – Nie uwierzysz, ile czasu zajęło mi, żeby go przekonać do wyjścia. Zresztą, przy upałach to mnie trzeba wyciągać z groty siłą więc jakaś równowaga musi być.
Jej ton złagodniał jeszcze bardziej.
– A ciebie co skłoniło, żeby wylecieć właśnie teraz, Rax? – zapytała w końcu, nie wnikając zbyt głęboko, lecz zostawiając w pytaniu przestrzeń na swobodną odpowiedź.
───────────────────
Cekorax