Strona 26 z 34

: 25 lut 2021, 17:45
autor: Echo Zbłąkanych

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Nie musiał czekać długo na odwet. Trzeba było przyznać, że uzdrowiciel miał niezłego cela, połowa rzuconych przez niego śnieżek trafiła Echo prosto w pysk. Jednak utrzymał tym razem magiczną poduszkę powietrzną, która go unosiła go w powietrzu. Ciśnięta śnieżka w jego tył głowy jednak nie dotarła do celu, gdyż stworzył małą przezroczystą tarczę, również utkaną z powietrza, która rozbiła kulę w śniegowy pył. Zobaczył, że kolega po częściowo udanych atakach, zamierzał uciec. Nic z tego, tak łatwo nie ułatwi mu zdania. Rozpostarł skrzydła, poduszka powietrzna znikła, dmuchnął mocno maddarowym wiatrem w skrzydła, i pomknął jak pocisk za Żabą..
-Nie uciekniesz mi! – zakrzyknął wesoło w jego kierunku.. Słyszał szum pędu powietrza w uszach, czuł się.. wspaniale. Zauważył, że poruszają się poniżej koron drzew, czapy śnieżne na nich wyglądały zachęcająco. Wpadł na pomysł. Zbliżył się nieco do uciekającego uzdrowiciela, jednak utrzymał dystans, na tyle, żeby móc sięgnąć maddarą przed uciekiniera. Na szybko zaczął tworzyć śnieżki za pomocą magii w okolicach koron drzew, znajdujących się przed Żabą, i rozpoczął intensywny ostrzał od frontu. Nie chciał zrzucać na niego całych zasp, pękło by mu serce, jakby go skrzywdził. Po porostu chciał go dogonić, tym bombardowaniem nie celował specjalnie, chciał tylko go rozproszyć, aby dogonić!

Mamuna syczała, próbując się wygramolić spod śniegu, ale nagle ktoś jej pomógł! To ta kochana misia! Ojojojoj, jak miło. Wylazła spod śniegu, i przytuliła się do miękkiego futerka misio-Szyszki. Oczywiście od razu zaczęła miziać i drapać.
-Jesteś kochana, i masz takie ładne futerko – powiedziała cichym, śpiewnym głosem. Urocza..

: 27 lut 2021, 23:48
autor: Żabi Plusk
No proszę, czyżby tym razem role się obróciły? Uzdrowiciel nie spodziewał się takiego nagłego ostrzału pod postacią chmary śnieżek. Zachwiał się w pewnym momencie podczas lotu, mając przez chwilę wrażenie, że zaraz zaliczy bliskie i bardzo bolesne spotkanie z ziemią. Na całe szczęście nie stracił równowagi, choć zmniejszył znacząco prędkość, przez co czarodziej mógł go teraz bez większych problemów dogonić. Żaba zaczął więc zmniejszać stopniowo wysokość, by następnie wylądować miękko na ziemi. Praktycznie od razu zgarnął w łapy trochę śniegu i po uformowaniu kulki rzucił ją prosto w zbliżającego się bursztynowołuskiego samca.
Ha! – kolejna śnieżka pofrunęła w powietrze. Wystawił język, po czym głośno się zaśmiał i zerwał się tym razem do biegu. – Nie dam się tak łatwo złapać! – krzyknął, przebierając z całych sił łapami. W tym wypadku upadek będzie o wiele mniej bolesny, niż gdyby przemieszczał się drogą powietrzną, choć wciąż mimo wszystko chciałby uniknąć potknięcia się i zarycia pyskiem prosto w śnieg.
W międzyczasie Szyszka, wyraźnie uradowana ofiarowaną jej atencją, zapomniała na moment o poszukiwaniach swojego opiekuna. Nie czuła, by działo się z nim coś złego, więc nie musiała się niczym przejmować, prawda? Zwłaszcza że tak lubiła, gdy ktoś ją głaskał! Jej smoczy towarzysz poradzi sobie przecież przez moment sam.

: 28 lut 2021, 12:00
autor: Echo Zbłąkanych
Jak leciał na uzdrowicielem, zauważył, że ten lekko się zachwiał przez ostrzał.. Natychmiast przerwał atak, jednak jego maddara nie powiedziała ostatniego słowa, chciała mu bardzo mocno zrobić krzywdę. Po przerwaniu czaru, śnieżki przestały lecieć w Żabę, natomiast ostrzał namiętny zaczął walić w tworzącego głupoty czarodzieja. Połowa śnieżek trafiła go oczywiście w pysk. Leciał dość wysoko, więc zdołał utrzymać się w locie, ale było ciężko. Kolega zaczął zwalniać.. podstęp? Zleciał na ziemie, Hmm.. Echo chyba wiedział to się święci. Wpadł na głupawy pomysł. Zaczął formować nieopodal maddarą, przesuwając śnieg, sporą zaspę. Gdy już się zbliżył, kolega znów rypnął w niego śnieżką, Echo udawał, że się zachwiał mocno, oczywiście znów dostając w mordę, szybko obrócił się na plecy, złożył skrzydła, trzymając je blisko ciała. Zleciał w prost na uformowaną, miękką śnieżną poduchę. Tumany sypkiego śniegu wzbiły się w powietrze. Gdyby kolega podszedł do niego, zobaczyłby, że nic się głąbowi nie stało, leży na plecach, ruszając kończynami i ogonem, robiąc jakieś dziwne odciski w śniegu.
-Haha, znów mnie zestrzeliłeś! – zawołałyby wesoło do Żaby, nadal robiąc jakieś dziwne odbicia na śniegu własnych łap i ogona.

Mamuna nie przestawał drapać i przytulać misia. Zignorowała wygłupy Echo, i ganianie się smoków. Nic mu nie będzie.. chyba.

: 05 mar 2021, 15:22
autor: Żabi Plusk
Odwrócił głowę akurat w momencie, gdy czarodziej wleciał w stworzoną przez siebie zaspę. O jak dobrze, że nie odbiegł jeszcze za daleko. Natychmiast wyhamował i zaczął się cofać, by powrócić do miejsca, w którym całkowicie zupełnie przypadkowo upadł jego kolega. Czyli tak się bawimy?
O ty, specjalnie wpakowałeś się w zaspę, by mnie znów zmartwić? – zgarnął w łapę małą garść śniegu i nie lepiąc z niej kulki, obrzucił białym puchem twarz bursztynowołuskiego. Niech ma za swoje, ha! – Nieładnie! – zaśmiał się, po czym walnął się plecami prosto na zaspę w wolne miejsce obok Świetlika. Oj, będzie tego potem srogo żałować, zwłaszcza gdy jego futro znów przemoknie, jak ostatnim razem, jednak tak szczerze... na ten moment nie chciał sobie zawracać tym głowy. Odrobinę się tą całą gonitwą zmęczył i musiał choć przez chwilę odpocząć. – Czyyyli to oznacza, że znów wygrałem? – lekko się obrócił, by móc spojrzeć na czarodzieja, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

: 05 mar 2021, 20:54
autor: Echo Zbłąkanych
Tarzał się tak wesoło w śniegu, czekając, aż Żaba do niego podejdzie. Na jego słowa przyjął niewinną minę na pysku, wesoło zamiatając ogonem śnieg. Po chwili dostał w ryj śniegiem. Zasłużył. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego oczach wesołe ogniki zrobiły kilka fikołków. Po czym kolega się położył obok niego.. Odpoczynek też ważny. O nie! Zobaczył śnieg poprzyklejany do futra Żaby.. Zrobiło mu się go szkoda.. Wyczarował znów bańkę ciepłego powietrza wokół uzdrowiciela, tylko części futra, która nie dotykała zaspy, na której obaj sobie wesoło leżeli. Nie chciał rozpuścić pod nim śniegu, i jeszcze bardziej go przemoczyć. Tak więc, kolega mógł poczuć, że futro mu schnie, robi się przyjemniej, ale śnieg pod nim się nie topi bardziej, niż tylko od temperatury jego ciała. Takie regulowanie tą temperaturą wymagało od czarodzieja nieco skupienia, i siły, ale dla Żaby miał zamiar się poświęcić!
-Cóż, zestrzeliłeś mnie. To chyba liczy się jako wygrana, prawda? – powiedział słodkim, uroczym głosikiem, próbując nadal droczyć się z uzdrowicielem. No co? To tylko takie niewinne żarciki!
-Tym razem jednak nie spadłem na pysk! – dodał po sekundzie, śmiejąc się dalej. Wyczarował kilka kolorowych ogników, które wesoło zaczęły tańczyć nad rozmówcami. Nie umiał powstrzymać się, lubił takie małe pokazy, jego rozmówca, miał nadzieję, że też. Naprawdę go lubił...

: 05 mar 2021, 22:08
autor: Żabi Plusk
Najwidoczniej bursztynowołuski czytał mu w myślach. Czując ciepły podmuch powietrza ogrzewający delikatnie jego zmoknięte futro, zachichotał i rzucił pod nosem ciche, pełne wdzięczności dziękuje. Musiał przyznać, że było to dość przyjemne uczucie i choć wciąż sporą część jego ciała pokrywał śnieg, nie drżał już przynajmniej z zimna.
Słysząc jego następne słowa, zmrużył ślepia i odwrócił się jeszcze bardziej, by tycnąć kilkukrotnie palcem w ramię samca.
Hmm, czy aby na pewno to ja cię zestrzeliłem? – zapytał z wyraźnie udawaną podejrzliwością, a uśmiech wciąż nie znikał z jego pyska. Skoro czarodziej miał się zamiar z nim trochę podroczyć, uzdrowiciel nie zamierzał być wobec tego obojętny. Odruchowo przysunął się bliżej, wpatrując się prosto w srebrne ślepia samca. – Ale jeśli tak... Czyli przyznajesz tak ostatecznie-ostatecznie, że jestem lepszy w bitwach na śnieżki? I w ganianego oczywiście!pac. Kolejne łagodne uderzenie palcem w ramię. Na moment zetknął w kierunku kolorowych ogników, zatrzymując na nich na kilka uderzeń serca swój wzrok. Szybko jednak skupił się ponownie na swoim rozmówcy. Oczywiście to wszystko było zabawą i nie zależało mu na żadnym zwycięstwie, jednak... naprawdę miło było się tak po prostu powygłupiać.

: 05 mar 2021, 23:25
autor: Echo Zbłąkanych
O, pomysł z ciepełkiem trafiony! Czasem zdarzało mu się mieć.. dobre pomysły, a najważniejsze, jeszcze je dobrze zrealizować. Z tym bywało różnie. Czasem tak chciało się lepiej, a wychodziło gooorzej, nie ważne..
-Cóż, połowa Twoich rzutów, jak nie więcej trafiła mnie prosto w pysk.. ma to jakiś wpływ na lot, nieprawdaż? – odpowiedział z uśmiechem, mówiąc uroczym tonem. Nic nie ma złego w małym droczeniu się. Potem kolega przysunął się do niego bliżej.. mocno bliżej, i jeszcze go tykał. Ale to tykanie było przyjemne, i jego obecność, nawet tak bliska już go mniej krępowała. Zaśmiał się cicho na kolejne słowa uzdrowiciela, i pogłaskał go po ramieniu.
-No.. myślę, że zasługujesz na miano największego śnieżkowego wojownika na terenach wolnych stad, tyle razy oberwałem w ryj, mało kto ma taką celność, wiwat zwycięzca! W ganianego również, aczkolwiek uciekać nie musiałeś, bo zostałem zestrzelony. – powiedział wesoło, wyszczerzając zęby, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Czul się już dość swobodnie przy Żabie, dzięki czemu nie popełniał dziwnych gaf, czy nie wprowadzał napiętej atmosfery. Niech się dzieje, co ma się dziać, na tą chwilę jest bardzo fajnie!

: 06 mar 2021, 2:14
autor: Żabi Plusk
On także czuł się w towarzystwie czarodzieja o wiele swobodniej, niż podczas ich pierwszego, z początku dość niezręcznego spotkania. Nie przejmował się już aż tak tym, jak wypadnie podczas rozmowy, czy palnie coś głupiego, bądź po prostu się ośmieszy. Starał się nawet nie zaprzątać sobie takimi bzdetami głowy, zwłaszcza że cieszył się z tego, że udało mu się z kimś w końcu złapać wspólny język i nie chciał tego teraz popsuć.
Powątpiewam, czy aby na pewno ten ostatni rzut przyczynił się aż tak mocno do twojego upadku – zaśmiał się. W odpowiedzi na kolejną część wypowiedzi, machnął dłonią w powietrzu w teatralnym geście. – I hej! Jak to nie? Wtedy za pierwszym razem dzielnie przed tobą uciekałem! Teraz też... co prawda do pewnego momentu, aleee liczy się! – jego wzrok dalej był skupiony na ślepiach rozmówcy. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak blisko siebie się znajdowali. Po jego klatce piersiowej roztoczyła się delikatna fala ciepła i ewidentnie nie była to sprawka czaru Echo. Ku własnemu zdziwieniu, nie speszył się faktem praktycznie wcale. Przez chwilę leżał w zupełnym milczeniu, pogrążony praktycznie całkowicie w myślach, choć w końcu przyszedł moment, gdy zdecydował się powoli podnieść się z ziemi, przerywając tym samym kontakt wzrokowy. I to nie dlatego, że mu się to nie podobało, tyle że... czuł że jego posklejane śniegiem futro zaczyna chyba powoli przeistaczać się w lodowe sopelki.
Brrr, faktycznie leżenie w śniegu nie było dobrym pomysłem. Że też ja nigdy się swojej intuicji nie słucham... Zaraz zamarznę na kość! – znów zaczął lekko drżeć z zimna, gdy dźwignął się już na cztery łapy. Otrzepał się z białego puchu na tyle, na ile był w stanie i odwrócił się w stronę czarodzieja, wyciągając w jego stronę swoją łapę, by pomóc mu się podnieść. – W sumie wypadałoby wracać do naszych kompanek, tak zniknęliśmy im bez zapowiedzi sprzed nosa – zachichotał.

: 06 mar 2021, 14:01
autor: Echo Zbłąkanych
Przewidywał, że okazaniem takiej śmiałości w jakiś sposób trochę onieśmieli czarodzieja, jednak mylił się. Oczywiście cieszyło go to bardzo, ale nie wylatywał myślami za bardzo.. Ostatnio nie przyniosło to dla niego żadnych korzyści, tylko niezręczne sytuacje. Ta bliskość podobała mu się, jednak.. Nie podjął więcej żadnych zachowań, gestów. Uznał, że nie wpłynęło by pozytywnie na ich relacje, która się poprawiła mocno od pierwszego, mocno niezręcznego spotkania. Niech się rozwinie spokojnie, powoli, stopniowo.. tak samo z siebie.

-Myślę, że jednak jakiś tam ułamek wpływu mógł mieć. – powiedział, uśmiechając się zawadiacko. I proszę, nie był zły o ten głupi dowcip! Fajnie.
-No niech Ci będzie! Oprócz największego śnieżnego wojownika wolnych stad, zdobywasz tytuł najsprawniejszego sprintera. Ledwo co żem się zauważył, tak śmigałeś. – powiedział, uśmiechając się.
Czy Echo miał podobne odczucia, co Żaba, jak leżeli obok siebie? To na pewno, jednak bał się dać tego po sobie znać, sprawnie ukrywając wywołane emocje tą bliskością. Dzięki pracy nad niestabilnym źródłem, związanym w jakiś sposób z jego emocjami, potrafił naprawdę w sposób mistrzowski opanowywać emocje tlące się w środku. Nie, nie, nie, to by nic nie pomogło. Cieszył się, że postępowanie z rozumem zaczęło mu przychodzić nieco łatwiej.. W końcu.
Jego koledze nadal było zimno, o nie! Gdy Żaba podniósł się, i pomógł Echu wstać, nie odpowiedział od razu na jego słowa, tylko rozszerzył bańkę z ciepłym powietrzem na całe jego futro.. sople w mig znikły, a Żaba mógł się cieszyć całkowicie ciepłym futrem.
-Teraz nieco lepiej? – zagadnął uzdrowiciela, wyszczerzając zęby. Tak często się szczerzył, że chyba mu tak na stałe zostanie..
-Tak, chodźmy. Ciekawe co ta moja wredna kompanka tam wywija.. – powiedział do Żaby.

W czasie, gdy smoki zaczęły zmierzać z powrotem, mamuna dalej drapała misia, i głaskała. Fajne futerko, ładne.
Zobaczyła wracające smoki z oddali.
-Jeżeli potrzebujecie dla siebie czasu, to nie problem dla mnie gołąbeczki. – powiedziała śpiewnym głosem ich stronę. Nic nowego, oprócz dobrego serca, mamuna cechowała się wrednością.. którą dzieliła z kompanem. Przynajmniej i na tej płaszczyźnie potrafili się dogadać.

: 13 mar 2021, 4:18
autor: Żabi Plusk
Tak, zdecydowanie – rzucił z wdzięcznością w głosie, gdy czarodziej postanowił przyjść mu po raz kolejny na ratunek i pilnując, by jego futro nie tak przemoknięte. Zamknął na moment ślepia, skupiając się na przyjemnym, ciepłym podmuchu powietrza ogrzewającym stopniowo jego zmarzniete ciało. To było tak przyjemne uczucie i praktycznie od razu przenosiło go myślami do dni, gdy cały świat nie był jeszcze w pełni spowity tym nieszczęsnym białym, zimnym puchem i gdy pogoda była o wiele bardziej przyjazna dla wszystkich. Och, jak on za nimi tęsknił.

W końcu ruszyli w drogę powrotną, by nareszcie dołączyć do pozostawionych w tyle towarzyszek. Oddalili się trochę zbyt daleko i jeszcze tak niezapowiedzianie... Jednak nie wyglądało na to, by którakolwiek z nich byłaby tym faktem jakoś szczególnie przejęta – zwłaszcza niedźwiedzica, która przez cały ten czas dawała się głaskać mamunie. Widząc jednak uzdrowiciela na horyzoncie, zaczęła biec uradowana w jego kierunku.
Już jestem, już jestem – pogłaskał ją po głowie, po czym zerknął w kierunku Mglejarki, która postanowiła zabrać głos. Wyglądało na to, że nie dawała za wygraną, jeśli chodzi o droczenie się. – Gołąbeczki? Gdzie?! – udając zaszokowanie, przez moment zaczął kręcić głową dookoła, jakby za czymś się rozglądał. Po chwili przestał, głośno się zaśmiał i skupił znów swoją uwagę na kompance Echa, spoglądając kątem oka w kierunku czarodzieja. – Już nas wyganiacie? A my tak specjalnie wróciliśmy do was, żebyście nie musiały siedzieć długo same! Aleee skoro nie chcecie nas tutaj, to możemy sobie pójść – wyszczerzył zęby w szerokim, zadziornym uśmiechu.

: 15 mar 2021, 21:08
autor: Echo Zbłąkanych
Cóż, ostatnio więcej było z jego strony uczynków.. przynajmniej nie peszących pewnego uzdrowiciela. Dobrze, niech tak pozostanie. Żaba nie mógł wiedzieć, że Echo ma podobne myśli co do otaczającej aury.. dodatkowo nie miał futra chroniącego go przed zimnem. Mimo do zamiłowania używania ataków magicznych mających niską temperaturę, sam bardzo, bardzo nie lubił takiej pogody. Niech już przyjdzie ukochane ciepełko.

Dotarli do kompanek. Fajnie, że się polubiły.. o, ta znów zaczyna.. natrze jej uszy śniegiem, to popamięta, i może przestanie się pastwić nad swoim kompanem..
Jednak Żaba szybko odgryzł się mamunie, zanim Echo zdążył coś powiedzieć. Ha, bardzo dobrze!
-Chyba za mało śniegiem oberwałaś, co? – zapytał z przekąsem mamunę, a za nią zaczęła się formować olbrzymia kula śniegowa. Nie zamierzał jej użyć.. jeszcze.

Mamuna dalej mając dalej wredny uśmieszek na twarzy, nie przestała drapać kochanego misia. Pokazała język Echo, nie zauważając na razie wielkiej kuli śniegowej, czającej się za jej plecami.
-Ależ jak musicie, to nie ma problemu! Tyle czasu, ile potrzebujecie, na rzeczy, na które macie ochotę! – powiedziała śpiewnym głosem. Haha, lecimy na całość.

O nie, tego za wiele. Kula śnieżna pomknęła ku mamunie, zasypując ją śniegiem, jednak nie ruszając o dziwo kompanki Żaby.. Była zbyt urocza, żeby ją tak straszyć! Mamuna poturlała się kawałek, stając się integralną częścią kuli. Syczała podirytowana, ale następnie zaczęła się śmiać, wyłażąc z niej. Echo również śmiał się na cały regulator.
-Wybacz durne żarty mojej kompanki, ona tak okazuje sympatię innym. – powiedział do Żaby, uśmiechając się ciepło.

: 17 mar 2021, 1:32
autor: Żabi Plusk
Oj tak, Żaba także nie pogardziłby choć odrobinę cieplejszymi dniami. Mimo że przed srogimi mrozami chroniło go futro i tak wolał wygrzewać się na słońcu, no i choć przykryte śnieżną płachtą krajobrazy potrafiły zapierać dech w piersiach, uzdrowiciel tęsknił za tętniącą życiem przyrodą. Nie mógł się doczekać, gdy wszystko dookoła zacznie powoli budzić się z dotychczasowego snu.
Samiec zerkał to na czarodzieja, to na jego towarzyszkę, słuchając ich wymiany zdań z goszczącym przez cały czas na jego pysku uśmieszkiem. W pewnym momencie jego wzrok skupił się na formującej się za mamuną kuli śnieżnej. Och, czyżby to jednak nie był koniec śnieżnych potyczek i czekała ich kolejna kontynuacja?
Dziś już jest trochę późno, ale zapamiętamy na następny raz, że możemy was zostawić tak całkowicie same i nie będziecie mieć nam tego ani trochę za złe! – zaśmiał się, może nawet odrobinę za mocno, gdy część Mglejarki zniknęła zasypana pod białym puchem. Biedna, choć wyglądało na to, że nie miała tego niespodziewanego ataku za złe.
W międzyczasie niedźwiedzica odruchowo odskoczyła w bok, gdy duża śnieżka uderzyła w jej nową koleżankę, lecz gdy zdała sobie sprawę z tego, co się przed momentem stało, fuknęła oburzona w stronę smoków i zaczęła znów pomagać mamunie odkopać się z zaspy, pod którą została po raz kolejny zakopana z premedytacją! Kto to widział!
Nic się nie stało – Żaba rzucił w kierunku czarodzieja, przenosząc na niego wzrok. – Miło jest się tak czasem z kimś podroczyć!

: 17 mar 2021, 13:30
autor: Echo Zbłąkanych
Echo uważał podobnie jak kolega.. robiło się późno, dużo czasu już minęło.. Zresztą pewna rzecz, sprawa czekała u niego w grocie, której musiał coraz doglądać, i nie szlajać się za długo.. ale to historia na inny czas.
-Masz rację, trzeba się udać już z powrotem. Mam kilka spraw do załatwienia. Oczywiście, jeżeli chcesz, to możemy jeszcze powalczyć na śnieżki! Przynajmniej tyle jest pożytku z tego białego paskudztwa.. Jeżeli chcą zostać same, to to nie ma problemu. – powiedział Echo do Żaby.

Mamuna wylazł spod śniegu, jednak miała już dość obrzucania się śniegiem. Przytuliła żniw kochanego misia, za to, że jej pomógł. Też chciała już wracać, zimno doskwierało jej równie mocno, jak jej pomarańczowołuskiemu towarzyszowi. Podeszła do kompana, patrząc na niego pytająco.

Dobrze, nie obraził się.. fajnie, tyle jest sztywniackich smoków, co nie kumają takich żartów. Eh, nudziarze.
-Myslę, że teraz ja Ciebie odprowadzę kawałek, co Ty na to? – zapytał Żabę. Tak będzie sprawiedliwie, no i spędza razem jeszcze nieco czasu! Jeżeli Żaba by się zgodził, to opusciliby dobrze znaną sobie łąkę, jakże przeszczesliwą, idąc w kierunku granicy stada wody.

/zt

: 12 cze 2021, 13:51
autor: Pamięć Barw
Przyszła na łąkę właściwe to bez celu na początku. Córka chciała gdzieś po biegać po wspólnych, no więc poszła z nią, żeby w razie czego miała do kogo się zwrócić jakby było coś nie tak. Jednak w to szczerze wstąpiła. Miała w końcu odważnego kokatrysa przy boku.Za którym z ciekawości wyglądała od czasu do czasu, lecz w wkrótce zaprzestała jako, że już kompletnie nie mogła go dostrzec. no więc pomyślała, że zajmie się czymś dla niej.
Chodziła swobodnie po polance poszukując kości i jakiś jagód, ale jak w pysku trzymała już kilka kości, tak jagód wcale nie widziała.

: 13 cze 2021, 18:37
autor: Ołtarz Wyniesionych
Los tak chciał, że tego dnia było na tej łące aż dwóch poszukiwaczy jagód, coś doprawdy niecodziennego. Pogodna zaczęła od jednej strony, Veir od drugiej. Piastunka z pewnością miała lepsze zbiory, bo gdzieś tam udało jej się zdobyć z dwie garście owych owoców. Z kolei Pogodna... miała kości. W pewnym momencie obie samice musiały zdać sobie sprawę o swojej obecności w tym miejscu, to też tak właśnie się stało. Horgifellijka tak spojrzała chwilę na samicę... czy ona też przybyła do tego miejsca w tym samym celu? Veir szukała barwników. Budowa jej świątyni została zakończona, ale prawdziwy artysta nigdy nie kończy swojego dzieła, udoskonala je przez resztę swojego życia, całkowicie oddając się szaleństwu sztuki. Otóż gdzieś tam można jeszcze owy przybytek powiększyć, tam się da jeszcze jeden malunek, gdzieś indziej zdobione miejsce, może przydałoby się odnowić nieco niektóre kolory? Można tak bez końca. Któregoś dnia umrze ze starości, albo w walce, wtedy to wszystko przejmą jej dzieci, a artystyczne szaleństwo rozpocznie się na nowo. Ognvarowi należą się tylko najznakomitsze świątynie, a jeżeli w tym miejscu ma być tylko jedna... to musi wyglądać wspaniale.
– Ty... też szukasz barwników? Kości z pewnością idealnie zapewnią kolor biały, a borówki i jagody są doprawdy trwałe. – Rzuciła w końcu, po czym usiadła sobie i przyglądała się Pogodnej. Pozbawione źrenic oczy tak wędrowały od Ziemnej, do jej krzaczków, a potem skupiały się na tych kościach. – Po tej stronie jest więcej jagód, ale trochę już zebrałam. Masz ochotę na rozmowę? Jestem jedną z tych, które zawsze są na nie chętne. – Powiedziała na koniec. Drugorzędnym celem wizyty na terenach wspólnych, było właśnie przeprowadzenie rozmowy. Była w końcu Wrotami Dziejów. Oprócz tego wymienianie się poglądami, historiami, a może nawet przekonanie kogoś do własnej religii? To byłoby wspaniałe. Myślała już trochę o rozdawaniu "zaproszeń" w pewne miejsce, ale brakowało jej jeszcze uczestników. Czemu akurat tereny wspólne? Z większością Plagijczyków już przeprowadziła rozmowy.

: 16 cze 2021, 16:45
autor: Pamięć Barw
No dobra. Jednak trafił się jeden krzaczek borówek z jakiego, rzecz jasna, była całkiem zadowolona. No bo będzie jeszcze jakiś ciekawy kolorek do ich malowideł. Co prawda Vargor uczył ich co nieco o mieszaniu kolorów lub też sama niechcący ją mieszała, to niby da się robić więcej kolorów. Jednak farba po ich wielkim wspólnym malowaniu...no trochę jej zeszło. No i też się cieszyła, bo ma ciekawe zajęcie na wolną chwilę, co teraz właściwie jest wyratowaniem z jej zwykłej nudy w czas rehabilitacji.
Ale choć znała "zbiegi okoliczności" na terenach wspólnych, to zaskoczył ją widok kogoś najwyraźniej także zbierającym sobie owocków na farbę. Zastanawiało ją więc czy wszyscy w Pladze znają się na barwnikach, bo jakby – Nagle się to okazuje! Nieznajoma smoczyca jednak wydawała się miła i bardziej rozmowna co też nawet zachęciło ją do rozmowy z nią. Choć na podstawowe, pierwsze pytanie jakie padło zdołała ino przytaknąć pyskiem.
Właściwie, nie szkodzi mi trochę po gawędzić. – odparłe lekko się uśmiechnowszy do smoczycy, której trochę się przyglądała. – Ciekawe jest spotkać kogoś także zainteresowanego barwnikami. U nas chyba tylko ja i moja rodzinka jesteśmy,.chociaż chyba mi przypadło szukanie barwników. – zachichotała lekko. Nie miała im za źle, no bo to lubiła. Chociaż dziwnie jej się zbierało krew z areny...– A jak cię zwać? – zapytała, gdyż lubiła znać imiona smoków z jakimi przyszło jej się spotkać i wymienić parę zdań.

: 20 cze 2021, 21:42
autor: Ołtarz Wyniesionych
Czyli jednak barwniki... miło było spotkać kogoś, kto też tym się interesował. Może wymienią razem jakieś techniki? Szykowała się interesująca rozmowa. Veir wierzyła, że każde spotkanie już się wydarzyło, tylko jeszcze nie teraz... to zdawało się mieć pewne znaczenie. Dwie artystki splecione losem i czasem? Ciekawe, do czego Ziemna wykorzystywała swoje barwniki. Jakieś proste malunki, czy może bardziej skomplikowane rzeźby? Będzie trzeba ją zapytać o kilka rzeczy.
– Veir. – Wolała się przedstawiać imieniem pisklęcym, ale to raczej normalne dla członków Plagi. – W Pladze jedynie ja się interesuję barwnikami, Jaah co nieco o tym jeszcze wie, ale nie nie jestem pewna tego, czy je zbiera i coś z nich tworzy. – Odpowiedziała. Możliwe, że inni Plagijczycy skrywali swe artystyczne umiejętności, a ona po prostu o tym nie wiedziała. Nie pytała się w końcu każdego kolejno, czy tworzy jakieś rzeźby, bądź malunki. Tak się stało, że zyskała kilka przydatnych informacji od Szarej Rzeczywistości. Tylko tyle.
– Tworzysz z nich coś szczególnego? Ja zajmuję się budową pewnej... zdobionej groty. Świątyni. Pokrytej wieloma rzeźbami i malunkami, do tego potrzebuję właśnie wielu barwników. Całość jest już skończona, ale zapewne nigdy nie przestanę dokładać do niej nowych elementów. – Szaleństwo, tak jak to wcześniej nazwała w swoich myślach. Każdy artysta jest na swój sposób szalony. Z tym, że Veir nie do końca się za nią uważała. Bardziej za... krzewicielkę wiary. Każdy, kto bowiem wiarę chce przenosić dalej, musi zbudować miejsce owego kultu. Świątynię.
– Wyznajesz bogów Wolnych Stad? Wybacz za śmiałe pytanie. Nie śmiem wątpić, że istnieją. To na pewno. – Przez chwilę powstrzymywała samą siebie, żeby nie powiedzieć czegoś w stylu: "Czy chcesz porozmawiać ze mną o Ognvarze?". Powstrzymała się jednak ostatecznie, stawiając na prostą dyskusję o religii.

: 21 cze 2021, 17:03
autor: Pamięć Barw
Uśmiechnęła się do Veir, ale lekko się zamyśliła słysząc imię jakiegoś plagijczyka. Jeśli ufać znajomościom smoczycy w swym stadzie, to właściwie wie kim był ten samiec. Jednak jej przedstawił się pod dorosłym mianem. Czyli nie bez przyczyny znał tę barwy, których pomógł jej w pewnym sensie szukać.
Zirka – odparła uznając, że jak już w pisklece to też się tak przedstawi. Chociaż i tak woli tak się przedstawiać ze wzgledu na sympatię do niego, ale to już tak podszeptane z boku. – Nie myślałam, że w Świątyni jest coś odmalowywane. Chociaż ciężko też było mi zwrócić uwagę na to. W każdym razie miło, że ktoś się tym zajmuje. Odnowa takich miejsc jest dobrze widziana. Ja akurat tworze coś bardziej dla siebie, choć też bliżej zabawy. Z Echo byliśmy na przygodzie i malrze nas wciągnęli i teraz w grocie u niego robi się coraz bardziej kolorowo!– zachichotała na wspomnienie kolorowych ścian i malowideł na niej. Po prostu cuda nie widy! – Ale jeśli będziesz chciała trochę pomocy w twoim zajęciu, pisze się na to z chęcią. Fajnie po udzielać się w stronę czegoś więcej.
Nagadała się, ale słysząc pytanie o wiarę lekko musiała się zastanowić. Sama dobrze wie, że istnieją i wierzy, że jeden sprawuje nad nią opiekę. Jednakże –
Trudno mi trochę to dobrze ująć. Zwracam się do nich od czasu do czaasuu, ale nie wychodzi mi odwiedzanie ich i modlitwy. A o co chodzi, że pytasz? – zapytała szczerze zackekawiona. Ogólnie nie na co dzień zdarzały się rozmowy o wierze. Było to dość niespotykane, przynajmniej w jej wypadku.

: 29 cze 2021, 4:10
autor: Ołtarz Wyniesionych
Czasami nawet zapominała o imionach związanych z pełnymi rangami. Kiedy ostatnio tytułowa się jako Wyniesiona Łuska, lub Wrota Dziejów? Chyba jedynie w przypadku spotkania z Prorokiem. W Pladze obowiązywały jedynie imienia pisklęce, a Veir to pasowało. Nie była pisklęciem, które zostało adeptem po kilku księżycach, spędziła ze swym mianem niemal dwadzieścia księżyców, to też po prostu do niego przywykła.
– Myślałam o swojej własnej świątyni, na terenach Plagi. Wykułam ją w większości własnymi łapami i magią, później przyszła więc pora na zdobienia. Tam skąd pochodzę istniały znacznie większe, ale to nadal całkiem niezły efekt. Chciałabyś może ją... zobaczyć? Za pomocą przekazu, oczywiście. – Podobnie jak Jaah pokazywał jej "Pale", mogłaby pokierować wiadomością w ten sposób, że to sama Zirka przechadzałaby się wokół świątyni, później też odwiedzając wnętrze.
– Myślałam jednak również i o wspólnej Świątyni, widziałaś może Kaplicę Absthiniusa i Miłosierdzie Tijhuute Kamatano? Znajdują się przed główną budowlą, niemal wchodząc w jej skład. Jeżeli Prorok na to pozwoli... chciałabym zbudować obok własną kapliczkę. – Dodała po chwili. Wróciła myślami do mentalnych wiadomości... otóż Veir nie wiedziała o tym, jak wyglądało wnętrze groty Echo. – Mogłybyśmy przekazać sobie wzajemnie obrazy swych malunków, w twoim w przypadku na przykład grota Echo. – Ziemna wspomniała później o wzajemnej pomocy. Nie mogły jednak zrobić tego... pełnym tego słowa znaczeniu. Otóż Świątynia Veir znajdowała się w Pladze, zaś zdobiona grota Zirki w Ziemi. Z Ogniem jeszcze by to przeszło, natomiast ich stada nie miały dobrych stosunków. Złych zapewne też nie, bardziej przychodziły tutaj na myśl neutralne.
– Obawiam się, że nie będzie to możliwe ze względu na lokalizacje naszych dzieł. Możemy natomiast pomóc sobie poprzez wymianę technik i zastosowanie poszczególnych barwników. Coś sprawia ci problem? Długo zastanawiałam się nad kolorem jasnoniebieskim. Jaah zaproponował użycie rybich łusek, które wcześniej zostaną ugotowane. Do tej pory nie wydzielają nieprzyjemnego zapachu. – Szary zatem miał rację. Horgifellijka myślała również o barwnikach żółtych, zazwyczaj brała tutaj jakieś robaki, kwiaty zbyt słabo trzymały kolor.
– Tam, skąd pochodzę... wiara miała olbrzymie znaczeniu. Zostaliśmy w niej wychowani, rzeźbieni przez nią niczym glina, która nabiera twardszej postaci. Chciałabyś może nieco o niej... posłuchać? – Zapytała dosyć śmiało. Lubiła opowiadać o swoich bogach, zawsze była szansa na to, że ktoś inny również zacznie ich szanować, a przynajmniej będzie wiedział o ich istnieniu. Zawsze to coś.

: 05 lip 2021, 10:24
autor: Pamięć Barw
Słuchała Veir spokojnie co mówi. Właściwie to nawet zaciekawiona tym co mówi. Na pytanie czy chciałaby zobaczyć, po prostu od razu przytaknęła parę razy pyskiem na "tak". No bo chcę zobaczyć. Nawet mentalnie, chętnie się przekona co potrafi zdziałać smoczyca. Po prostu podziwia ją też za wiarę dla której chciała to zrobić. Sama aż tak przy swojej nie trwa. Znaczy się trwa w sensie, że wciąż w niej jest. Jednak się nie angażuje. Jakoś nie potrafi w znacznym stopniu. Bardziej w takim minimalnym.
Wiem co to za kapliczki. Widziałam je z dobre parę razy. Ale nie zastanawiałam się nad nimi bardzo. Ciekawe, że chcesz takową dla swojego patrona. A z prorokiem da się dogadać! – grunt to dobra myśl. Hah!
to dobry pomysł. Chociaż tam jest właściwie nie tylko moje, ale z chęcią pokaże. – odparła. Super będzie jej w końcu podzielić się ich tworami. Jednak szkoda, że jedynie w sposób mentalny. Niestety ich stada, według niej, nie zbyt się dogadują. Niby neutralnie, ale coś widzi u swoich małą niechęć do Plagi. Jednak nie dziwi im się, lecz jej samej gniew na nich ją mijał.
Oh. A tego przepisu na błękit nie znałam. Ja się nauczyłam mieszać farby i kiedy chcę jakiś jaśniejszy kolor, to dodaję trochę białego. A znasz coś na czerwony? Próbowałam trochę z porzeczek robić i też tym mieszaniem. Ale narazie znalazłam sposób, żeby używać krwii. – trochę makabryczne, ale za to daje kolor i nie śmierdzi bardzo, szczególnie dla jej nosa. Przy czym tylko od zwierząt, z areny wywoływałoby to zbyt dużo..emocji.
A chciałabym. Zaciekawiłaś mnie swoją wiarą. – przy czym sama lubi słuchać opowieści od smoków. Samej nie umie ciekawie opowiadać, a fajnie się słucha u kogoś kto umie

: 09 lip 2021, 22:16
autor: Ołtarz Wyniesionych
Zaczęła od przekazu mentalnego, tutaj pokazując Zirce wejście do swojej świątyni. Zdobiła je podobizna Ognvara, tutaj Veir wykorzystała głównie barwniki jasnoniebieskie i białe, jako iż Bóg znajdował się na tle całego Horgifell. Wszystko rzeźbione za pomocą własnej maddary. Sam Ognvar zdobiony był licznymi obręczami, biżuteriami, które to Horgifellczycy wytwarzali na jego podobieństwo. Tutaj kolory były różne, ale przeważały czerwone, więc Veir oczywiście zastosowała krew. Bóg wskazywał swymi łapami na wejścia do świątyni, a tam Zirka mogła zobaczyć znacznie więcej małych rzeźb i obrazów wyrytych w skale. Przedstawiały innych, pomniejszych bogów. Kjotviego, Hadruula, Havardra i innych. Na samym środku znajdował się za to olbrzymi malunek przedstawiający Uroborosa, węża, który zjadał swój własny ogon. Piastunka użyła tutaj koloru lodowo-niebieskiego, a oczy stworzenia były zielone, tutaj wykorzystała barwniki z roślin o tym samym kolorze, które długo się utrzymywały. Nie trudno było znaleźć ten kolor, ale sprawić, by nie zniknął po kilku księżycach? To już inna sprawa. Na sam koniec zostało wiele napisów w starohorgifellskim języku, tutaj wykorzystano krwisty kolor.
– Brakuje nieco naszemu Strażnikowi do Proroka z Północy, ale również wierzę, że dojdziemy do porozumienia. – Zamieniła tutaj kolejność. Najpierw przekaz mentalny, potem odniesienie się do złów Zirki. Tak było dla fioletowołuskiej nieco wygodniej.
– Dzięki za rady. I zawsze używałam krwi. Dodaje do niej... pewnej mieszanki ziół, owoców i minerałów. Nie przyciąga wtedy robactwa, dłużej zachowuje kolor i jej zapach jest neutralny, chociaż bardziej... przyjemny, to dzięki kadzidlanemu zapachowi. – Odpowiedziała. Cóż zrobiliby bez krwi, tak bardzo podstawowego barwnika, tak łatwo dostępnego? Część osób unikała tego rozwiązania, głównie ze względu na rzeczy, o których Veir wcześniej wspomniała. Da się tego jednak łatwo uniknąć.
– My, Horgifellczycy, wierzymy w Ognvara, Ojca Czasu. Ukształtował góry, na których mieszkaliśmy, sam stał się w pewien sposób nimi. Widziałaś Uroborosa? Wielkiego węża, zjadającego swój ogon. To ważny symbol w naszej religii. Cykl zaczyna się na nowo, historia się powtarza. Dzieci popełniają błędy swoich dziadów, a wszystko splątane jest w niekończącym się cyklu. Wszystko jest również ze sobą połączone. To najważniejsze. Nasze spotkanie? Musiało mieć miejsce. Teraz, za księżyc, dwa, ale musiało. – Zrobiła malutką pauzę. – Zaciekawiłam cię, zanudziłam? – Zapytała. Nie był to jednak koniec przedstawiania wiary. Veir miała do powiedzenia znacznie więcej.