Strona 25 z 33
: 16 sty 2021, 13:28
autor: Kuszenie Diabła
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Po chwili stwierdziła, że to coś w tym lesie musi sprawiać, że dzień zamienia się w noc. W Pladze nie mieli takiego zjawiska, właściciele to kiedy ostatnio była poza nią? Nie pamietała, bo częściej odwiedzała obce tereny poza ich granicami niż miejsca wspólne dla wszystkich smoków.
Nie pamiętała ile czekała, pogrążona w rozmyślaniach, otoczona świetlicami i bezbarwną ścianą zatrzymującą dla niej nieco ciepła. Lubiła zimno, ale nawet dla niej wyczekiwanie na mrozie nie należało do przyjemnych. W końcu usłyszała kroki, szelest błon i zobaczyła... Thear. Ciemność przez chwilę spłatała jej figla, przekonując, że odwiedziła ją znowu, mimo, że to nie był odpowiedni dzień. Zaraz jednak zreflektowała się, odganiając ułudę.
Patrzyła na młodą wzrokiem spokojniejszym niż ona, mimo, że tak podobnym. Spojrzała na nią na nowo, nie przez pryzmat zmarłej córki. Przypominała swojego ojca. Miała po nim morskie błony, nieobecne wcześniej w jej rodzinie. Ale białe łuski i ślepia, ciemne przebłyski rogów i wyraz pyska – wszystko to krzyczało, że jest jej krwią. To było dziwaczne uczucie. Jeszcze dziwniejsze niż dowiedzenie się, że Thear miała córkę. Świadomość, że gdzieś w innym stadzie dorastała twoja poniekąd najbliższa rodzina, ale ona nie grała w tym żadnej roli. Jak Błysk mógł to zrobić tej małej istocie? W głowie Frar nie mieściło się odcinanie od rodziny, nawet tej wstydliwej i niechcianej, Plaga zakorzeniła się w niej zbyt mocno.
Z rozmyśleń wyrwał ją głos smoczycy.
Uzdrowicielki. Na pysku rozkwitł delikatny uśmiech, blizny wokół oczu zagięły się w nieco upiorne kurze łapki. Pamiątka po wojowniku z jej stada. Ciekawe jak miewała się jego odcięta łapa?
Jej uwagę przykuło też imię uzdrowicielki. Nie przywiązywała zbyt dużej uwagi do tych dwuczłonowych, ale to było urokliwe.
– Ładnie. Jestem Frar. Kuszenie Diabła. – Chociaż pisklęce imię Ważki nie miało wiele wspólnego z imionami cienistych, Frar postanowiła podzielić się też swoim. Coś w niej nie miało ochoty wodzić za nos ziemistej wnuczki, nawet jeśli ta nie mogła jej nazywać swoją babką.
– Musisz mi wybaczyć wezwanie Cię dopiero dziś. Dowiedziałam się o tobie właściwie przypadkiem. Niestety.– Zacisnęła mocniej szczęki, wyraźnie niezadowolona z takiego stanu rzeczy. Gdyby nie spotkała wtedy Zamąconego podczas poszukiwań Thear, czy kiedykolwiek stanęłaby w tym miejscu? Nie rozumiała motywów wojownika.
– Czy... twój ojciec, Błysk, mówił Ci coś o twojej matce? – Nigdy nie zaczynała rozmowy ze swoją nowo odkrytą, dorosłą wnuczką i nie wiedziała czy wspomnienie Thear nie zaboli jej zbytnio. A może nie zaboli w ogóle? Był to jednak dobry sposób na dowiedzenie się o niej czegoś więcej. Serce Frar ścisnęło się boleśnie. Słowa ciężej niż zwykle przechodziły jej przez gardło.
: 13 kwie 2021, 13:17
autor: Światło Głębin
Minął zaledwie dzień lub dwa od ceremonii w Stadzie Ziemi. Światło Głębin, bo takie też nosił teraz imię, zapuścił się znowu poza tereny. Tym razem tam gdzie jeszcze nie eksplorował.
W sumie dotychczas nie zapuścił się jeszcze w okolice Puszczy. Była gęsta, powietrze wydawało się dość ciężkie i bardzo wilgotne. To akurat nie było znacznym problemem. Jednak im głębiej wchodził, tym mniej światła docierało. Miał jedynie nadzieję że się nie zgubi. W związku z tym, maddarowym ostrzem zaczął oznaczać niewielkie znaki na drzewach, by wiedzieć z jakiego kierunku przyszedł. Może pismo będzie nawet bardziej przydatne, niż Żuczek się spodziewał.
Im bardziej zagłębiał się z puszczę, tym stawała się ciemniejsza. Jego oczy nie najgorzej radziły sobie w ciemności, jednak w tym przypadku i on zaczynał mieć problemy z dostrzeganiem szczegółów. Przelał maddarę, tworząc kilka świetlistych kulek, by nieco oświetlić sobie drogę. błyskały różnymi kolorami. Dlaczego? Bo tak. Lubił bawić się światłem. Płynnie, niby płynąc, latały wokół niego. Co jakiś czas jedna oddalała się nieco, by oświetlić kawałek terenu który chciał lepiej dostrzec.
Co teraz? Czy powinien zawrócić, czy iść dalej? Może uda mu się znaleźć coś interesującego, idąc głębiej, ale równie mógł trafić na drapieżnika. Czy też inny rodzaj niebezpieczeństwa.
/Ametystowa Łuska!/
: 23 kwie 2021, 13:01
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Spacerowała z Thaharem, bo uznała, że przyda mu się trochę ruchu. Beztroski kiwi pląsał się między jej łapami, więc musiała ostrożnie się przemieszczać. Starczyłoby źle położyć łapę i złamałaby mu tym kręgosłup. Zatrzymawszy się przy jednym z drzew spostrzegła na jego korze jakiś znak. O? A co to takiego? Przybliżając do niego pysk wyczuła zdawkowe ślady maddary. Chyba nawet znajomej.
Wyciągnęła łapę żeby kompan się na nią wspiął. Ptaszek usadowił się na kolczastym ramieniu samicy i dzięki temu mogła pójść nieco żwawszym krokiem. Dzięki temu dogoniła swojego znajomego stosunkowo szybko. Najwyraźniej był czymś zajęty. Czy on tkał jakieś świetliste kule? Jako jaskiniowa smoczyca nie miała problemu z widocznością nawet w całkowitym mroku. Takie kuleczki wręcz drażniły jej spojówki. Sasanka zmrużyła lekko ślepia i przystanęła w odległości dwóch ogonów od drugiego adepta.
– Co robisz? – spytała cicho, więc może jej nie usłyszał.
: 30 kwie 2021, 15:47
autor: Światło Głębin
Jak widać było, różnice między smokami nie polegały jedynie na wyglądzie. Ogólnie Skarabeusz jako-tako mógł widzieć gdy było dość ciemno. Jednak puszcza była niezwykle gęsta i ciemna. Jego oczy chyba nie były do tego przystosowane. Bo w tym otoczeniu nie mógł zbyt wiele dostrzec.
Młody smok obejrzał się za siebie słysząc hałas. Jednak sylwetka która się wyłoniła, była mu już znajoma. Światło Głębin odetchnął lekko z ulgą, na szczęście nie miał do czynienia z drapieżnikiem. – Ametystowa Łuska. Nie sądziłem że cię tu spotkam... – Skarabeusz uśmiechnął się lekko jednak nadal rozglądał się dookoła. Nadal nie czuł się tu w pełni bezpiecznie.
W końcu dostrzegł że jego światła zdawały się nieco przeszkadzać samicy. Z jego perspektywy w sumie nie były na tyle silne by oślepiać, ale i tak nieco zmniejszył ich natężenie. Na tyle by samemu widzieć, ale nie walić adeptki po oczach. – Oj, przepraszam, nie sądziłem że to komukolwiek będzie przeszkadzać...sam nie wiele widzę w tej ciemności. – Plamisty samiec przyznał po chwili.
: 02 maja 2021, 9:44
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Uśmiechnęła się kątem pyska na jego zdziwienie. No tak, rzadko bywała na terenach wspólnych. Lub w ogóle w towarzystwie smoków. Nie zdziwiłaby się gdyby jej zapach był traktowany na równi z tym należącym do drapieżników.
– Czasem wychodzę na spacery, chociaż głównie nocą – wyjaśniła i kątem oka przyjrzała się jego światełkom.
Zupełnie jak na zawołanie zmniejszyła się intensywność ich żaru, więc ślepia Sasanki mogły odpocząć. Adeptka podeszła bliżej rówieśnika i machnęła lekko łapą na jego słowa.
– Nie przejmuj się, mało tu jaskiniowych smoków, to niewielu wie jak światło bywa drażniące – zmarszczyła nozdrza. – Chociaż bardziej to słoneczne.
: 02 maja 2021, 22:17
autor: Światło Głębin
Samiec zamrugał słysząc nową dla niego informację. Nie zdawał sobie w sumie wcześniej z tego sprawy. – Czy jaskiniowe smoki często mają takie problemy? – Światło Głębin zapytał z widocznym zaciekawieniem. W sumie do tej pory nie zastanawiał się tak bardzo jakie były różnice między rasami smoków. Poza tymi oczywistymi. – Oh! Przepraszam, jeżeli zabrzmiało to niegrzecznie. Po prostu wcześniej o tym nie słyszałem i nie wyglądasz na jaskiniowego, więc nie przypuszczałem...O rany! Przepraszam! – Samiec zorientował się że może w jakiś sposób mógł urazić smoczycę, zadając takie pytania. Być może tym bardziej pogarszał sytuację, próbując się tłumaczyć. Spuścił chwilowo wzrok, zawstydzony. – Może powinienem się w ogóle zamknąć. – Mruknął, spoglądając gdzieś w bok.
Nastąpiła chwilowo niezręczna cisza, którą nie wiedział jak mógł przerwać. Może powinien zacząć rozmowę od początku. Tak, może to będzie dobry pomysł...? ~ To...co cię tutaj sprowadza? Szukasz czegoś konkretnego? ~ Czarodziej uniósł lekko oczy, obserwując mimikę samicy. Miał nadzieję że nie zepsuł sytuacji na starcie.
: 05 maja 2021, 8:48
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Przeprosiny samca były dla niej dziwniejsze od poprzedzającego je pytania. Sama nigdy nie patrzała na smoki pod kątem gatunku, ale o morskich i ich braku ziania, czy możliwości oddychania pod wodą wiedzieli raczej wszyscy. Było ich tu po prostu sporo. Zaś w przypadku jaskiniowych nie umiała dopatrzyć się żadnego, chociaż sama nie rzucała się jakoś bardzo w oczy.
– Nie szkodzi, nie masz za co przepraszać – zapewniła i lekko się uśmiechnęła. Przekrzywiła łeb. – O, nie wyglądam? A kogo ci przypominam? Pewnie górskiego, przez te kolce – poruszyła sugestywnie szyją, naprężając ją w łabędzi łuk by ładniej zaprezentować swoje różowo-purpurowe ozdoby.
Jej mina nieco zrzedła kiedy zapytał o powody decyzji. Nie miała właściwie żadnych, nie licząc szukania 'starego znajomego'. Tamto spotkanie nie poszło po jej myśli bo nadal wolałaby się taplać w jego krwi. Mimo wszystko dałoby to jej więcej satysfakcji. Ale musiała brać odpowiedzialność za siebie i stado, więc nie było mowy o tak samolubnym akcie.
– Po prostu spaceruję i... dlaczego mówisz maddarą? – zdziwiła się nagłą zmianą u Pryzmatycznego.
: 05 maja 2021, 17:45
autor: Światło Głębin
Ametystowa wydawała się nie wyczuwać co mogło wpłynąć na zachowanie samca. Jak i on sam nie był do końca pewny. – Oh. Nie spotkałem w rzeczywistości za bardzo innych smoków jaskiniowych. Albo o tym nie wiem. Chociaż nasz uzdrowiciel wydaje się mieć w sobie coś z jaskiniowych. – Światło Głębin przyznał po chwili. Odczuł ulgę że samica nie miała nic przeciwko jego ciekawości. – Nie jestem pewny. Otóż, wiele smoków może mieć kolce. Przynajmniej nikt mi nie mówił wcześniej że to coś typowego dla smoków jaskiniowych. – Poza tym budowa ciała samicy nie sugerowała tego jakoś wyraźnie. Była bardzo smukła na smoka jaskiniowego. Większość z nich była dość masywna. Ale może i były wyjątki?
Smok obejrzał się, przez chwilę nie będąc pewnym co powiedzieć. – Przepraszam. Po prostu pomyślałem że to pytanie mogło być niestosowne. I...nie do końca wiedziałem co robić. – Zdecydował się powiedzieć prawdę, jako że nie miał lepszej wiarygodnej wymówki. Przynajmniej nic co smok z resztką mózgu nie przejrzałby dość szybko. – Poza tym i tak często używam maddary, zwyczajnie dla ćwiczenia kontroli. Mam nadzieję że może lepiej nauczę się panować nad atakami...bo wiadomo jak to wyszło przy ostatniej walce. – Światło Głębin dodał.
: 06 maja 2021, 8:25
autor: Jaśniejąca Konstelacja
– Nie znam się na rasach, bo nigdy smoków nie oceniam pod tym kątem, ale... pewnie starsi by wiedzieli – zaproponowała mu takie rozwiązanie. – Albo sam prorok. Przydałoby się może gdzieś spisać pewne cechy charakterystyczne, by nie popełnić gafy. – Zaśmiała się cicho, perliście.
Na jego przeprosiny tylko leciutko machnęła łapą. W gruncie rzeczy nie potrzebowała ich, bo nie czuła się jakkolwiek urażona. Nawet smok innej krwi niż ona mógł mieć problemy z odbiorem jaskrawego światła. Każdy miał swoje preferencje i słabości.
– Mi nadal czasem nie idzie, chociaż mój mentor nauczył mnie tego i owego, więc wiem nieco więcej – przyznała, wzdychając przy tym. Gdyby tylko się pozbyła jeszcze swojej przypadłości kapryśnej maddary to byłaby znacznie szczęśliwsza. – Kto cię uczy? O ile to robi. – Zapytała, bo wiedziała jakie niektórzy mają podejście do mentorstwa. Jej się akurat trafił nauczyciel który wykonywał swoją pracę dobrze, choć pewnie ze sporą dozą niechęci.
: 09 maja 2021, 18:37
autor: Światło Głębin
Normalnie Skarabeusz także nie zwracał większej uwagi na to jakie korzenie kto miał. Mógł wywnioskować pewne rzeczy, ale zazwyczaj nie pytał. Zwyczajnie był zaciekawiony faktem że jaskiniowe smoki mogą być wrażliwe tak bardzo na światło. Nie wiedział o tym wcześniej.
– Możliwe że byłoby to dobre rozwiązanie. Nie zdawałem sobie w sumie sprawy z tego. Chociaż zastanawiam się czy niektóre smoki nie przyjęłyby tego jako ujawnienie ich słabości, bez ich zgody. – Zastanowił się przez chwilę. Miał do czynienia z różnymi osobnikami i nie byłby szczególnie zaskoczony. Jego mieszanka nie postawiła go w złej sytuacji. A każdy dość szybko mógł i tak wywnioskować że krótkie łapki mogły sprawiać problemy z bieganiem na lądzie. Ale z pewnością niektóre smoki wolały chronić słabe punkty. W niektórych sytuacjach wrażliwość na światło mogła nim być.
Pomyślał chwilę nad jej odpowiedzią. – Hm...może po prostu jest to czymś całkiem normalnym póki ktoś na serio nie nabierze dużo doświadczenia. – Zgadzałoby się, biorąc pod uwagę że wiele młodych smoków, posługujących się maddarą, narzekało. – Cóż, przynajmniej mogę się cieszyć że moja własna maddara mnie nie rani, gdy tylko coś pójdzie źle. – Sekcja Zwłok miała ten problem. Wiedział także że Echo Zbłąkanych mierzył się z tym. Ale jak rozumiał, ostatnio jego maddara się bardziej ukierunkowała. Więc może dla uzdrowicielki także jest nadzieja?
– Echo Zbłąkanych. Jest czarodziejem naszego Stada. Dość potężny i nieprzewidywalny w walce. Wiem, bo próbowałem...zmiótł mnie absolutnie z ziemią. – Odpowiedział na jej pytanie z lekkim śmiechem, machając ogonem. Szczerze nie był raczej zaskoczony wynikiem tamtej walki. Sam nie spodziewałby się że jeszcze jako adept pokonałby własnego mentora. Jednak miał nadzieję, że utrzyma się nieco dłużej w tej walce. – Jednak z powodu innych wygranych, pozwolił mi już zostać czarodziejem. Kilka dni temu miałem ceremonię. – Światło Głębin przyznał. Zastanawiał się czy Ametystowa także już dostała pełną rangę. Ale jeżeli tak nie było, nie oznaczałoby to że uważałby ją za gorszą w żaden sposób. Czasami sam miał wrażenie że nie do końca zasługiwał by tak szybko dostać swoją rangę.
: 15 maja 2021, 22:03
autor: Jaśniejąca Konstelacja
(znowu nie zauważyłam odpisu whoops)
– To... raczej nie jest wiedza tajemna – zdziwiła się jego konkluzji. – Tak jak to, że morskie nie zieją. Po prostu nie ma tylu jaskiniowych co morskich, pewnie dlatego inni o tym zapominają. – Wzruszyła lekko barkami.
Echo Zbłąkanych. Chyba nie kojarzyła tego smoka. Zabawne, że fakt sojuszu między Ziemią i Wodą wcale nie zachęcał smoki do jakichś konkretnych interakcji. Znała Ziemnych z areny i to by było na tyle. Sojusz prawdopodobnie był tylko formalnością, ewentualnie pozostałością po starych znajomościach poprzednich przywódców.
– Gdyby mistrz w ramach zaliczenia testu wymagał pokonania go... czy sam nie powinien stracić wtedy rangi, skoro pokonał go chłystek o wiele mniej doświadczony od niego samego? – rzuciła taką myślą w Skarabeusza. – Testy powinny nas sprawdzać, ale nie hamować naszego rozwoju. Każdy kiedyś zaczynał. Bycie czarodziejem nie oznacza od razu, że musisz zamiatać innymi arenę. Na to przyjdzie czas. – Uśmiechnęła się lekko. Nie powinien się dołować lub uważać, że otrzymał rangę niesłusznie.
: 19 maja 2021, 9:18
autor: Światło Głębin
Kwestia jaką było poznawanie smoków z innych stad, leżała jedynie po stronie jednostki. Niektórzy byli bardzo towarzyscy i sami szukali przygód i korzystali z każdej okazji by poznać kogoś nowego. Inni raczej woleli jedynie utrzymywać relacje z własnym stadem. I zasadniczo nie było w żadnej z tych opcji nic złego, tak długo jak członkowie obu stad traktowali się nawzajem z szacunkiem.
Pomyślał nad jej stwierdzeniem. I rzeczywiście...jakby czarodziej został z łatwością pokonany przez młodzika, co lewie nauczył się posługiwać maddarą, czy na pewno wtedy nadawał się na czarodzieja? Inna sprawa że Echo tak naprawdę nie oczekiwał od niego że Pryzmatyczny da radę go pokonać. I chyba oboje byli tego świadomi. – Pewnie fakt że to samo w sobie byłoby dość nierealistyczne. Ale technicznie nie było to moje zadanie na zostanie czarodziejem. Jednak nie przegapię okazji by spróbować jeszcze raz, gdy uda mi się zdobyć więcej doświadczenia. – Nie sądził by stało się to zbyt szybko.
– Jak tobie idzie trening, jeżeli pozwolisz że zapytam? – Samiec uśmiechnął się lekko. Jeżeli chciała zachować te informacje dla siebie, było to zrozumiałe. Ale był ciekawy, czy poczyniła jakieś postępy od ich ostatniego spotkania. – Byłabyś może kiedyś chętna na rewanż? Przy czym nie dzisiaj, bo mam już plany. Ale gdzieś w niedalekiej przyszłości...? – Przegrał w ich ostatniej walce. Oczywiście nie odebrał tego w negatywny sposób. Była to normalna, uczciwa walka. Chciał jedynie zobaczyć czy tym razem uda mu się ją pokonać. I czy ich próby ataku będą tym razem działały lepiej.
: 19 maja 2021, 23:41
autor: Jaśniejąca Konstelacja
– A jakie było? – zainteresowała się co dokładnie mu polecono zrobić, bo brzmiało jakby niezupełnie udało mu się ten cel osiągnąć. – Powodzenia. Woda ma wielu utalentowanych czarodziejów, gdybyś szukał rozgrzewki przed walką z mistrzem. Wspomnienie Nocy, Sosnowy Pocisk, Pajęcza Lilia, Uciecha Mrozu... – wyliczała tych, którzy przyszli jej na myśl jako pierwsi.
Pytanie Skarabeusza wyraźnie zbiło ją z pantałyku. Zdecydowanie była lepszym słuchaczem niż rozmówcą, a przynajmniej nie takim który sam się ochoczo z czegokolwiek zwierza. Trochę z niej taki skorupiak, ciężko dostać się do środka bez odpowiednich narzędzi. Posiadały je może dwa smoki.
– Przestałam trenować od dawna, bo niewiele więcej się mogę nauczyć. Nie zostałam czarodziejem bo... na razie nie chcę. – Odparła wymijająco, zaś na jego prośbę przekrzywiła głowę, ale po krótkim zawahaniu kiwnęła nią. Nie widziała powodu aby mu odmawiać.
: 07 lip 2021, 23:01
autor: Szelest Kroków
_____
Dawno nie wychodzili poza tereny własnego stada. Nie tylko przez długi sen; trzymali się granic Wody już na długo przed nim. Szakłak nie był typem spacerowicza, jeśli gdzieś chodził, to raczej miał ku temu powód. Chciał jednak zapewnić jakąkolwiek atrakcję swoim kompanom, całej trójce, z Bylicą na czele, której starał się już nie zabierać na polowania.
Takim sposobem znaleźli się w Dzikiej Puszczy. Panujące upały nie były do zniesienia ani dla smoka, ani dla jego kompanów, więc gęsty las był oczywistym wyborem i celem podróży. Szedł spokojnym krokiem, a na jego głowie siedziała Bylica, żywo rozglądając się dookoła. Piołun wystrzelił gdzieś w przód, a Ruta szedł tuż obok swojego opiekuna, samemu wcielając się w rolę strażnika całej gromady. Łowca czuł się trochę jak ojciec na spacerze z własnymi pociechami... I tak poniekąd też było. Dbał o nich i, chociaż nie mówił tego głośno, mimo wszystko kochał to całe rozbrykane towarzystwo.
/mora
: 07 lip 2021, 23:36
autor: Diamentowe Serce
Mora miała trochę inny powód wyjścia za bezpieczne granice swojego Stada. Łowczyni zwyczajnie wybrała się nad zimne jezioro, by schłodzić się w czystych, orzeźwiających wodach. I tak też zrobiła. Kąpiel była udana. Cel osiągnięty, więc wracała powoli do siebie. Drogę powrotną postanowiła przebyć górą, czyli po prostu przelecieć nad Puszczą i przy okazji przesuszyć mokre futro. Tak się składało, że od czasu przywrócenia jej pierwotnego wyglądu nie używała jeszcze skrzydeł i teraz pierwszy raz od parunastu księżyców mogła się przekonać, że z lotem jest trochę inaczej jak z bieganiem i w pewnym stopniu można zapomnieć jak to się robiło. O ile start jej jakoś wyszedł, to kiedy przyszło jej zmierzyć się z niespodziewanym podmuchem wiatru, okazało się, że latanie nad gęstym lasem może być najgłupszym pomysłem jaki mógł wpaść tej rogatej głowy.
Pierwej zarzuciło ją na prawo. Następnie próbowała kontrować i zahaczyła lewym skrzydłem o koronę drzewa. A potem poszło z górki. Stromej górki. Samica wyrżnęła prosto w drzewo. Z trzaskiem parunastu gałęzi zatrzymała się gdzieś w połowie rosłego klonu, zaplątana w konarze jak puszczony samopas latawiec. Ale o dziwo nie połamana. Czego nie można powiedzieć o paru gałązkach.
– Motyla noga! – przeklęła na głos. Nigdy nie zdarzało się jej kląć tak srodze jak dzisiaj. I to przez własną głupotę. Dmuchnęła w liść, który uparcie próbował wedrzeć się jej do nosa. Spojrzała w dół... Kawał drogi. Obejrzała skrzydło, które zaklinowało się jej między gałęziami i jakimiś lianami. Pech chciał, że nie mogła go dosięgnąć łapami, a ilekroć próbowała się poruszyć czuła jak zsuwa się z gałęzi, na której spoczywała grzbietem.
– Cudownie... – westchnęła na wydechu zła na siebie jak nigdy wcześniej.
: 10 lip 2021, 22:10
autor: Szelest Kroków
To miał być spokojny spacer, ot, pozbawiony szaleństw i kłopotów. W końcu co miałoby na niego czyhać na terenach wspólnych? Miał nadzieję, że nic. Wiedział, że był względnie bezpieczny, jednak jego serce i tak stanęło na moment, kiedy dotarł do niego dźwięk uderzenia, a zaraz po nim łamiących się gałęzi. Zesztywniał, a razem z nim cała jego kompania. Bylica skuliła się, tylko cudem nie zrywając się i nie uciekając z łba smoka po to, by schować się w gęstych zaroślach. Szakłak poruszył lekko głową, mruknął coś pod nosem. Łasica zbiegła po jego szyi i schowała się między skrzydłami, w futrze, płaszcząc się niemalże na cielsku smoka. Łowca musnął umysły dwójki kotowatych kompanów, przywołując ich do siebie. Blisko, jak najbliżej, by mógł zareagować.
Z rezerwą i ostrożnością skierował się w stronę dźwięków. Nie usłyszał głosu samicy. Nie miał pojęcia co go będzie czekać tak długo, aż wreszcie wiatr przyniósł ze sobą zapach Ognia. Ognistej samicy, ku sprecyzowaniu; Szelest Kroków zmarszczył brwi, wyprostował się nieco. Jeden smok. Nic, miał nadzieję, z czym nie dałby sobie rady. Przyspieszył kroku.
Chyba tylko z trudem powstrzymał głośne parsknięcie, jakie rwało się z niego na widok poplątanej samicy.
— Bogowie, a tu co się stało? — rzucił głośno, zadzierając łeb. Uśmiechnął się krzywo. Nie śmiał się, ale też nie ukrywał swojego rozbawienia. Sam umarłby z zażenowania na miejscu ognistej, jednak będąc jedynie obserwatorem... Czuł ogromne rozbawienie sytuacją. — Fajnie się wisi? — zachichotał w kierunku samicy. Kotowate rozluźniły się, gdy tak słuchały głosu swojego właściciela i nie widziały zagrożenia w samicy. Nawet Byliczka wyściubiła łeb z futra smoka, nieśmiało wspinając się z powrotem na jego łeb.
: 10 lip 2021, 22:59
autor: Diamentowe Serce
Sytuacja nieco się pogorszyła, kiedy usłyszała czyiś głos pod sobą. Zajrzała w górę (czyli w dół), ledwo dostrzegając... o słodki Kammanorze? Ledwo go widziała przez liście i gałęzie, ale czy to mógł być Trzask?! Serce niemalże stanęło w miejscu skrępowanej Mory, kiedy patrzyła na pręgowaną, rudą szyję spomiędzy gałęzi. Znieruchomiała i poczuła bolesną gulę w gardle, kiedy spostrzegła więcej szczegółów głowy i uśmiechającego się pyska. Nie wiedziała już czy z żalu, czy z ulgi, poczuła się nagle tak słaba, że właściwie nie miała siły się wydostać. Z ulgi, bo pewnie, gdyby to był Trzask, to najpewniej doznałaby zatrzymania bicia serca, a z tego raczej nie wychodziło się żywym.
Opierzony ogon samicy próbował złapać większy konar, który miała w zasięgu, ale oplecenie go wokół drzewnej gałęzi okazało się niemożliwe.
– Tak, bardzo fajnie. Lubię sobie tak poleżeć – zawołała z wysoka. No i miała ochotę spalić się na tym drzewie ze wstydu. Nie dość, że spadła z nieba jak jakaś kaczka, to jeszcze gada jak pisklak.
– Jeśli nie chcesz pomóc, to się przynajmniej odsuń, żebym nie spadła ci na łeb – krzyknęła i odwróciła od niego wzrok, po czym z całej siły próbowała wyszarpnąć skrzydło z gałęziowego klina. Zdarła sobie przy tym parę piór, a skrzydło jak wisiało, tak dalej wisi.
– Chociaż... nie pogardziłabym pomocą – poddała się i westchnęła gdzieś z korony drzewa. Jeszcze ten liść co ją łaskotał po nosie. Zmarszczyła skórę na kufie na wstręgną gałąź.
: 14 lip 2021, 23:55
autor: Szelest Kroków
Spoglądał ku górze, nieświadomy reakcji, jaką wywołał w samicy. Widział, że znieruchomiała, jednak założył z miejsca, iż powodem był wstyd i zaskoczenie. Została nakryta w tak dziwnej sytuacji, więc reakcja w ogóle go nie dziwiła. Toteż stał tak, zadzierając łeb, a kiedy usłyszał odpowiedź na swoje pytanie – już nie potrafił wytrzymać. Zaniósł się gardłowym śmiechem, który poniósł się echem po lesie. I rechotał tak chwilę, nim ostatecznie ochłonął, szczerząc zębiska do nieznajomej.
— Mam cię złapać? — rzucił w odpowiedzi rozbawionym tonem. Nim jeszcze poprosiła o pomoc, kompletnie zignorował jej słowa o odsunięciu się, robiąc wręcz odwrotnie – podszedł nieco przed siebie, mrużąc ślepia. Z jego warg umknęło krótkie "hm", gdy zniżył łeb i spojrzał po swoich kompanach. — Dasz radę obrócić się w locie? — powiedział nagle i odsunął się. Szybkim ruchem łba zagonił Rutę do roboty. Wiedział, że nie miał co liczyć na Piołuna, który już postanowił zignorować całe towarzystwo i pójść w stronę lasu. Został mu ryś, zdecydowanie sprawniejszy w operowaniu na drzewach. Łowca był szybki i sprawny, ale przede wszystkim na ziemi – nieznajoma raczej nie chciała, by jej wybawcą był niezgrabny w locie olbrzym.
Ruta zaczął wspinać się po drzewie, całkiem zręcznie, w mig dopadając do miejsca, w którym wisiała. Szakłak odchrząknął.
— Na mój znak Ruta przegryzie liany, a ja cię będę asekurował... Jakoś — powiadomił samicę, chichocząc pod nosem. Fakt był taki, że niewiele mógł zrobić z ziemi, co najwyżej przygotować dla uwięzionej miękkie lądowanie maddarą... A przynajmniej spróbować, bo magik z niego był żaden. — Gotowa? Raz... Już! — huknął, nie bardzo nawet czekając na reakcję i odpowiedź. Ryś wgryzł się w liany, które trzymały w objęciach smoczycę. Szakłak skupił się na swoim zakurzonym źródle, przygotowując na podłożu sporą kupkę liści – miękkich i zielonych, czekających, tak na wszelki wypadek, na spadającą. Lepsze wyczarowane liście, niż upadek na twardą glebę.
A reszta zależała już tylko od Ognistej.
: 15 lip 2021, 13:48
autor: Diamentowe Serce
Ta sytuacja ją przerastała, a jeszcze nie doszło do finału. Z pewnością gromki śmiech samca z dołu jej nie pomagał, no ale Mora miała ogromny dystans do siebie i trochę ją to rozśmieszyło. Nie żeby śmiała się w głos. Ale początkowy zamysł zirytowanego prychnięcia, niespodziewanie i wbrew jej woli zmienił się w parsknięcie śmiechem. Krótkim na szczęście. No, ale spoważniała, kiedy usłyszała pytanie. Gdyby była tak wprawną lotniarą, to by nie wpadła w drzewo! Czy on może miał na myśli wywijanie ciała?
– No. Mogę spróbować. Ale tu jest sporo gałęzi – zauważyła zmartwiona, że ten plan nie wypali. O ironio! Gdy była wężowym, to nie miała by teraz najmniejszych problemów z zejściem na dół. Z drugiej strony, gdy była wężowym, to nie znalazłaby się na drzewie. Nagle coś zabzyczało jej koło ucha. Ucho momentalnie położyło się i odwróciło. Mora zamarła w momencie, kiedy Szakłak akurat podchodził do lian. Coś tu jej nie pasowało. W milczeniu, bardzo powoli odwróciła głowę łypiąc ostrożnie na bok. Nic nie zauważyła, ale to nie oznaczało, że to ją uspokoiło. Nagle, ów owad zjawił się jak duch i wylądował na jej nosie. To był ogromny szerszeń! Mora aż zrobiła zeza i kwikła z przerażenia.
– AA! Robal! – krzyknęła szarpiąc się i próbując łapami odpędzić wielkiego owada, który nie przestawał krążyć przy jej głowie. – Zabierz go! Zabierz go! – ryczała próbując się jakoś obronić przed atakującym szerszeniem. Gałęzie trzaskały i spadały na ziemię i na głowę Szelestu, a korona drzewa miotała się jak oszalała. Całe drzewo kiwało się na boki, kiedy spanikowana samica wierciła się i za wszelką cenę próbowała odgonić upierdliwego owada. Nagle konar nie wytrzymał. Pękł zanim Szakłak zdążył dosięgnąć liany. Z donośnym trzaskiem ugiął się i spuścił w dół samicę, która zaaferowana wcześniejszą walką o życie z szerszeniem gigantem, nie zdążyła się przygotować do lądowania. W sumie spadając w dół i obijając się o niższe gałęzie nie była pewna z jakiego powodu ma krzyczeć, bo miała teraz dwa powody. Spadała głową w dół, ale w ostatnim momencie udało się jej wywinąć ciało i spadać łapami w dół. Kolejnym problemem – jakby ich było mało – był rudy smok pod nią.
– WIEJ ST..! – aż zachłysnęła się liściem.
: 21 lip 2021, 2:06
autor: Szelest Kroków
Plan miał dobry, naprawdę dobry, przynajmniej tak mu się wydawało. Kiwnął głową samicy w odpowiedzi; fakt, było dużo gałęzi, ale na to już nic nie mógł poradzić. Szkoda tylko, że nie uwzględnił w tym całym swoim planie paniki wywołanej jednym owadem. Zesztywniał, słysząc krzyk. Dopiero po chwili dotarło do niego dlaczego krzyczała. Przebrał łapami, nie wiedząc co zrobić. Zaśmiać się? Uspokoić ją? Zirytować się? Zmarszczył nos, otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć... Ale nie zdążył. Samica zaczęła wierzgać na wszystkie strony, czar Szakłaka prysł niczym bańka mydlana. Ruta odsunął się gwałtownie, cofnął się na gałęzi.
I wtedy konar pękł, a ognista zaczęła lecieć w dół.
Wstrzymał swój oddech. Nie wiedział, co zrobić. Stał tak przez chwilę, kiedy ta obijała się o gałęzie. Dopiero jej krzyk, mający być ostrzeżeniem, zadziałał na niego niczym kubeł zimnej wody. Zareagował automatycznie, niewiele myśląc nad konsekwencjami. Rozłożył skrzydła i odbił się z całej siły od ziemi, by polecieć w kierunku spadającej samicy. Chciał ją złapać w locie, objąć przednimi łapami i ścisnąć mocno. Samo to, w czystej teorii, miało nieco spowolnić spadającą samicę. Trzymając ją chciał się nieco obrócić, tak, by przejąć chociaż część uderzenia na siebie. I tak właśnie zrobił. Przytrzymał ją, obrócił się, a kiedy spadli, a on najpierw poczuł, jak rozbija się o ziemię, a potem jak przygniata go ciężar samicy. Oddech uciekł z jego płuc pod wpływem uderzenia, a wraz z nim uleciało jedynie słabe przekleństwo.
Nie ruszył się. Leżał tak nieruchomo, zupełnie jakby umarł; tylko ogromny grymas na pysku sugerował, że żył i próbował jakoś pozbierać się po tym mniej lub bardziej bohaterskim czynie.
: 22 lip 2021, 1:16
autor: Diamentowe Serce
Wszystko działo się za szybko, by mogła zareagować i jakoś, choć trochę, uratować się przed zderzeniem z ziemią. Ale całe szczęście w pobliżu był ten rudy. To co zrobił było niewiarygodne! Widziała to wszystko jak w zwolnionym tempie i nie wierzyła własnym oczom. Dopóki nie poczuła tego na własnej skórze. Miękkie lądowanie jakie jej zaserwował było tylko połowicznie ulgą. Bo kiedy otrząsnęła się zauważyła, że leży na brzuchu samca. Miękkim, wyściełanym gładziutkim białym futerkiem, co powinno ją zauroczyć, ale tak się nie stało. Bo kiedy uniosła głowę i spojrzała w dół, zobaczyła jedynie zbolały grymas na pysku, który przyprawił ją o zawał serca.
– O bogowie! Jesteś ranny? Ej. Nie umieraj mi tutaj. Powiedz coś. Złamałeś coś sobie? – pytała spanikowana. Nie żeby zaraz interesował ją los obcych smoków i to z obcego stada, no, ale na bogów! On ją uratował i teraz pewnie bardzo cierpiał, biedak. Samiczka zaczęła delikatnie, ale nerwowo jeździć łapami po jego klatce piersiowej, szukając połamanych żeber. Coś tam o smoczej anatomii wiedziała, ale nie aż tak, żeby umieć wnikać w organizmy jak uzdrowiciele, więc musiała radzić sobie dotykiem. Szaklak miał szczęście, że Mora nie była ciężka i tak jak on, była pokryta miękkim i gęstym futrem. To na pewno uchroniło go od siniaków i złamań. O czym oczywiście nie wiedziała i przejęta dmuchnęła mu chłodnym powietrzem prosto w nos.
– Nieznajomy...? Śpisz? – zapytała melodyjnie. Może tak go zachęci do otworzenia oczu?