Strona 25 z 34
: 04 wrz 2019, 18:58
autor: Spuścizna Krwi
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Rakta wylądowała łagodnie wśród skał, sprawnie manewrując, aby nie otrzeć się o żadna z nich i nie połamać skrzydeł. Przy lądowaniu rozległo się jedynie ciche zgrzytnięcie szponów o kamienne podłoże. Smoczyca złożyła skrzydła, rozglądając się dookoła i upewniając, ze nie ma tu nikogo. Nie miała nic do ukrycia, ale jednak obca obecność nie byłaby przez nią mile widziana. na szczęście zapachy ostatnio przebywających tu smoków były stare... Zaraz, czy to nie zapach Szkarłatnej? Smoczyca wysunęła z zaciekawieniem język, smakując powietrze. tak, to Szkarłatek. Ha, szkoda, że jej tu nie zastała. Młoda samica przez chwile zapomniała, po co w ogóle tu była. Zaraz potem opamiętała się, chociaż zachowanie skupienia nie było w takich sytuacjach jej najmocniejsza stroną. W sytuacjach kryzysowych jak najbardziej, potrafiła być skupiona. Przy takich? Nie, bycie normalnym to najgorsze, co mogłoby się jej przytrafić.
Usiadła, zamykając oczy. Odetchnęła kilka razy, a do jej nozdrzy doleciał jej własny zapach. Woń ognia, popiołu i spalenizny, stłumiony znacznie wyraźniejszym już zapachem Plagi. Jej nowego stada... Rakta wysłała telepatyczny impuls do jednego z dwóch smoków Ognia, które naprawdę lubiła. Temu... Chyba ufała. Tak, chyba ufała. Nie zdążyła się jednak pożegnać. Otworzyła oczy, zastanawiając się, czy odpowie na jej wezwanie. I co zrobi, gdy ja zobaczy? Zaatakuje? Nie była już pisklęciem, nie należeli do jednego stada. Mógłby to zrobić, nic mu tego nie zakazywało.
: 05 wrz 2019, 7:24
autor: Poszept Nocy
Na ten głos odpowiedziałby zapewne niezależnie od sytuacji i pory. Rakta nie musiała długo czekać nim zobaczyła – jeśli go wypatrywała oczywiście – ciemny punkt na niebie od strony terenów Ognia. Poszept Nocy zawisł na moment nad Błękitną Skałą wprawnym okiem wybierając najwygodniejszy sposób na wylądowanie i już po chwili opadł na łapy nieopodal Wojowniczki Plagi. Złożył miękko skrzydła i ruszył pewnie w jej stronę.
Z każdym krokiem na jego pysku pojawiał się coraz szerszy uśmiech, który sięgnął srebrnych ślepi gdy w końcu Piastun stanął przed Spuścizną Krwi. Po raz pierwszy od kilku dni. Choć niewątpliwie nie wiedział co przeżyła Rakta w związku ze zmianą stada, to nie były dla niego łaskawe dwa czy trzy księżyce. Zmęczenie widoczne było w spiętych mięśniach barków i nieco przykurzonych, a zwykle idealnie czystych, piórach skrzydeł.
– Dobrze Cię widzieć. – Zwrócił się do byłej Ognistej ciepło. – Zgaduję, że odkąd ostatnio się widzieliśmy zostałaś już Wojowniczką?
A przynajmniej taką miał nadzieję – była w końcu silną smoczycą i walczyła już będąc w stadzie Ognia, ale nie wiedział jakimi zasadami kierowało się jej nowe stado.
: 05 wrz 2019, 19:04
autor: Spuścizna Krwi
Obserwowała sylwetkę Poszeptu, gdy ten lądował. Na początku była spięta. Nie wiedziała, jak smok zareaguje na jej widok... Ale jego spojrzenie nie mówiło jej o jego nienawiści. Czyżby nie był na nią zły, ze opuściła Ogień? Nie wyglądał, jakby nią gardził albo potrafił to idealnie udawać. ale nie... Smoczyca uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniając uśmiech Piastuna.Poszept nie był kimś, kto ukrywałby swój gniew. Nie wiedziała, aby kiedykolwiek się gniewał. Raczej smucił, co uznawała za dziwne... Ale jego uśmiech i widok sprawiły, że jej pysk sam rozciągnął się w podobnym grymasie. Może nie tak ciepłym, bo nie należała do zbyt uczuciowych, ale był to z pewnością uśmiech szczery, podobnie jak radość na widok znajomego pyska.
– Ciebie również. Mianowali mnie Wojowniczką od razu. Teraz noszę miano Spuścizny Krwi – odpowiedziała, nie kryjąc dumy z tego powodu. Zawsze była Spuścizną Krwi. Dawniej była jednak również Dziedzictwem Ognia. Teraz się to zmieniło. Smoczyca przekrzywiła lekko głowę, spoglądając badawczo na Piastuna. Nie umknęło je wyraźne zmęczenie samca a także brud na zazwyczaj czystych łuskach.
– Co ci się stało? Czy to JEJ wina – zapytała, a w jej głosie pojawiło się echo warkotu. Piastun nie musiał zastanawiać się, o kogo chodziło Rakcie. Iskierki gniewu i nienawiści w złotych oczach od razu nasuwały na myśl pewną złotołuską Uzdrowicielkę. Smoczyca była pewna, że jej odejście nie pozostało bez echa. Czyżby stara zołza znęcała się nad Poszeptem za to, ze stanął po jej stronie? powinna rozerwać ją na strzępy gdy miała ku temu okazję... Teraz ciężko będzie ją dopaść, ale przy odrobinie szczęścia może urwie jej łeb zanim zejdzie śmiercią naturalną.
– Przyprowadź ją do mnie, a zapłaci za to – powiedziała, tym razem pozornie łagodnym, spokojnym głosem o słodkim, kuszącym brzmieniu. Głosem będącym zapowiedzią Śmierci.
: 06 wrz 2019, 16:36
autor: Poszept Nocy
W srebrnych ślepiach postawnego samca zalśnił płomyk czułości i dumy, najpierw gdy zobaczył uśmiech Rakty – tak rzadki i tym cenniejszy, a później gdy usłyszał jej nowe imię.
– Gratuluję, Spuścizno Krwi. Zasłużyłaś na swoje miano. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa w swym nowym domu. – Bo to było najważniejsze dla Poszeptu Nocy. Nie to jaki zapach nosiła na łuskach. Był wierny swemu Stadu, ale postrzegał to w nieco inny sposób. Wiedział, że Rakta nie koniecznie by go poparła – pamiętał jej ostrą opinię na temat byłych Cienistych, którzy znaleźli schronienie w Ogniu. I to, że nie wierzyła w nazywanie Stada rodziną. Stado było rodziną którą mogli wybrać. I jak w każdej grupie pojawiały się problemy. Tylko Stado można było opuścić, a krwi smok nie zmieni.
Minimalnie przekrzywił łeb, przez ułamek uderzenia serca zdziwiony kolejnymi słowami Rakty. Jej wina? Zmrużył ślepia, po czym spojrzał po sobie. Ah...
– Wybacz, nie chciałem Cię martwić. Powinienem był doprowadzić się do porządku przed odpowiedzią na Twoje wyzwanie, ale nie chciałem żebyś czekała. – Uśmiechnął się doń przepraszająco. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak źle wyglądał. Że gorzej wyglądał. Bo w końcu, chociaż w sercu czuł ból, starał się go nie pokazywać. Wciąż traktował pisklęta z niezmienną cierpliwością i ciepłem, a inni oddawali mu swe pociechy do nauk i opieki, nie myśląc nawet o tym że był w złym stanie. Poszept Nocy był po prostu niezmienną, pogodną figurą w ich myślach. Osobą której unikały problemy i która nigdy nie była problemem dla innych.
– Nic mi nie zrobiły. Szczerze powiedziawszy nie miałem nawet za bardzo okazji by z nimi porozmawiać, przynajmniej do tej pory. Minęliśmy się jedynie na spotkaniach. – Wyjaśnił uspokajającym tonem. Być może agresywna reakcja Spuścizny Krwi powinna była go zaniepokoić, ale samiec odczuł jedynie przyjemne ciepło na zbolałym sercu. Sama myśl o tym, że smoczyce mogły spowodować dyskomfort Piastuna doprowadziła Wojowniczkę Plagi do chęci mordu.
– To tylko zmęczenie ostatnimi dniami... – Westchnął cicho. Tyle myśli, tyle problemów, tyle możliwych rozwiązań i żaden z nich nie był odpowiedni. Tyle pytań na które nigdy nie uzyska już odpowiedzi. – Mówiłaś mi, że więzy krwi są ważniejsze niż Stado. Że Stado to nie rodzina, a pokrewieństwo to najważniejszy rodzaj powiązania.
Usiadł powoli, owijając ogonem zmęczone łapy i spojrzał na Wojowniczkę pytająco. Można by powiedzieć błagalnie, gdyby nie to że poza widocznym znużeniem nie wyglądał na przestraszonego czy zdesperowanego. To była raczej potrzeba ducha. Dręczące go pytania potrzebowały odpowiedzi.
: 07 wrz 2019, 9:30
autor: Spuścizna Krwi
Czy była szczęśliwa? Rakta nigdy się nad tym nie zastanawiała. Z pewnością od czasu, gdy dołączyła do Plagi miała więcej energii. Czy była to oznaka szczęścia? Hm... Nie było to takie szczęście jak wtedy, gdy dostawała zęby albo łuski od innych smoków. Nie był to taki wybuch radości, ale jednak...
– Jest mi tam dobrze. Niektórzy nawet ucieszyli się na mój widok. od razu mianowali mnie Wojowniczką, zapoznali ze wszystkimi smokami Stada – nawet jeśli niektórym wyraźnie nie pasował fakt, że ot tak dołączyła do Plagi, nie będąc wcześniej cieniami jak oni. Ale co tam, w ich wykonaniu było to zabawne. nie została odtrącona, jak miało to miejsce w Ogniu. po prostu jej nie ufali i w jej uznaniu tak było dobrze. Nie powinni jej ufać, nie znając jej.
– Mam w końcu swoją grotę... Wiec chyba mogę powiedzieć, że znalazłam dom – odpowiedziała z pewnym namysłem. Poszept musiał wiedzieć, jak bardzo nie lubiła analizowania własnych uczuć. Po prostu je okazywała, wybuchając płomieniem emocji.
Słysząc, że to nie one spowodowały u piastuna takie zmiany z jednej strony odczuła ulgę, a z drugiej niezadowolenie. Nie dostanie łba Wiecznej tak łatwo... Szkoda. Co zatem sprawiło, że jej... Przyjaciel? Tak, chyba uznawała Piastuna za przyjaciela. W każdym razie lubiła go i w zasadzie mu ufała, więc czym to się różniło od przyjaźni? oczywiście sympatia Rakty miała swoja cenę i mogła być okazywana różnie, ale... Wróćmy do tematu.Co zatem sprawiło, że jej przyjaciel wyglądał tak, jak wyglądał?
– To lepiej, że nie udajesz, że wszystko jest w porządku. Szkoda, że nie dostane ich głów tak szybko, ale mam jeszcze czas... – wymruczała z dziwną zawziętością, gdy patrzyła na Poszept. Był smutny i zmęczony, widziała to. Dlaczego?
– Lepiej okazywać emocje niż je tłumić. Mówiłam ci, jeśli jesteś zły, bądź zły a nie smutny. Smutek w końcu zeżre cię od środka. Zmęczenie to tylko jeden z objawów smutku. Warknij sobie porządnie, zamróź jakieś drzewko, a jeszcze lepiej driadę razem z nim i od razu poczujesz się lepiej – poradziła z pewnością w głosie. Czy się martwiła? Tak, martwiła się, ale... Nie potrafiła tego okazać. Nie należała do tych, którzy martwią się o innych i w zasadzie to był pierwszy raz, gdy się o kogoś martwiła. Radziła sobie z tym po swojemu. Starała się być miła, chyba każdy to zauważył?
Następne pytanie sprawiło, że kolejny raz przekrzywiła z namysłem głowę.
– Tak, krwi, jaka płynie w naszych żyłach nic nie oszuka. Krew to krew, łączy nas lepiej niż "lubię-nie lubię" pomiędzy członkami stada. Ale krew nie sprawia, że musimy być tacy sami jak nasi przodkowie. Sprawia, że musimy dbać o swoją rodzinę, nawet jeśli ich nie lubimy. Stado to nie rodzina, więc jeśli ktoś jej nie ma musi sam ją założyć – albo ukraść czyjąś, ale tego nie powiedziała na głos. Nauczyła się przemilczać niektóre sprawy. Zastanawiała się jedynie, dlaczego Poszept nagle ja o to zapytał. Zachowywał się dziwnie. Czy to przez zmęczenie? Tak, powinien porządnie złoić komuś łuski i od razu poczuje się lepiej.
: 14 wrz 2019, 13:07
autor: Poszept Nocy
Poszept Nocy chciałby móc powiedzieć, że znał Spuściznę Krwi i doceniał to, że otworzyła się przed nim do tego stopnia. Oczywiście nie wątpił w to, że nie zrozumiał jeszcze w pełni Wojowniczki Plagi, choć miał nadzieję że będzie mu to kiedyś dane. Bogowie mu świadkiem jak niespodziewanie bardzo polubił tak inną od niego smoczycę, walczącą tam gdzie on szukał pokoju i bezkrwawego rozwiązania.
– Cieszę się, że zostałaś w końcu należycie, lepiej, przyjęta. To dla mnie ważniejsze niż zapach i nazwa stada. – Uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział jakie zdanie miał na ten temat Zew Płomieni i zapewne jego podejście nie spotkałoby się z aprobatą wszystkich. Nie uważał, że powinni być jednym wielkim stadem – zbytnio różnili się między sobą, a podziały pozwalały im mimo wszystko na funkcjonowanie w jak najbardziej zgranych grupach. Ale smoki powinny mieć możliwość życia tam, gdzie wskazywało im to serce.
Mimowolnie uśmiechnął się słysząc radę Wojowniczki Plagi.
– Wywarczenie moich emocji mogłoby być ciekawym sposobem. Może będę miał okazję na najbliższym polowaniu? – Kto wie co spotka. Miał już za sobą potyczkę z potężnym gryfem, a także rozmowę z przyjaznym niziołkiem. Życie nie pozwalało mu się nudzić.
– I tu pojawia się mój problem. – Przekrzywił łeb, spoglądając na Raktę z łagodnością w smutnych, srebrnych ślepiach. – Choć posiadam rodzinę, z którą dzielę więzy krwi to moje stado stara się bardziej.
Nie negował oczywiście tego, że Krew nie doświadczyła ciepła ze strony Ognia, ale on sam uświadczył wiele ciepła. I zaufania, gdy oddawali mu pod opiekę swe pisklęta. Radość i wdzięczność gdy pomagał Perspektywie Wieczności przełamać strach przed lotem.
– Serce Płomieni już od dłuższego czasu nie była smoczycą, która dbała o mnie gdy byłem pisklęciem. Podjęła wiele decyzji których nie rozumiałem i które przyniosły mi bój, ale chciałem zrozumieć jej postępowanie – chciałem usłyszeć jej powody. – Których, oczywiście, nie dane mu było usłyszeć. – Podjęła decyzję o wkroczeniu na tereny Cienia bez nawet najmniejszej konsultacji ze swoim Stadem. Nie mam tu na myśli tego, że potrzebowała naszego pozwolenia – była w końcu Przywódcą. Ale podczas gdy wystarczyło skontaktować się ze mną, jej synem, lub Zewem, swoim Zastępcą, nawet mentalnie – wysłała do serca naszego stada, Obozu pełnego piskląt, smoka z innego stada. Smoka który był jej partnerem a moim ojcem, choć nie miałem z nim dobrego kontaktu odkąd byłem młodzikiem. To jemu wytłumaczyła swoje zachowanie, nie nam.
Być może nie powinien był wylewać na Spuściznę Krwi swoich żali, ale Wojowniczka Plagi zapytała. Jako jedyna wykazała prawdziwe zainteresowanie, odpowiadała na jego pytania i przedstawiała swoje podejście do stada. Kimże był Poszept Nocy jeśli nie zwykłym smokiem którego zasoby siły, cierpliwości i spokoju miały swoje granice? Czy to oznaczało że był słaby, czy że po prostu był?
– Powróciła ze smokami Cienia, których powitałem z otwartym sercem, ale sama zniknęła. Nie odpowiadała na wezwania. Zniknęła na kilkanaście księżyców, a później skontaktowała się jedynie krótko z Zewem Płomieni, informując go o swoim odejściu – o tym że porzuca Ogień i udaje się na północ, tereny swojego wyklucia.
Przymknął na moment ślepia, bo to niestety nie był koniec opowieści. Może gdyby tak było to nie odbiłoby się tak mocno na Piastunie? Tego niestety nigdy się nie dowie. Być może świadomość, że jego matka żyła szczęśliwa i wolna na północy byłaby dlań wystarczająca by puścić w niepamięć nieporozumienia.
– Znalazłem jej ciało. Została zamieniona w kamień, tak jak Dzika Gwiazda. Już nikomu nie odpowie na żadne pytania. – Smutny uśmiech wykrzywił plamiony pysk gdy wspomniał skamieniałą postać spoglądającą tęsknie na północ.
: 14 wrz 2019, 14:38
autor: Spuścizna Krwi
Hm... Szczerze mówiąc musiała zastanowić się, co odpowiedzieć. Zazwyczaj mówiła po prostu to, co strzeliło jej do głowy. To, co podpowiadał jej instynkt, bez czasu do namysłu. Problem w tym, że teraz instynkt nie podpowiadał jej nic. Chociaż w sumie podpowiadał, ale Fern mówił, że ma się lepiej kontrolować, bo nie każdy zareaguje... Tak jak powinien zareagować na podobne poczynania. Nie rozumiała tego i wolała nie zgłębiać się takich problemów. Czy problem tkwił w niej czy w Fernie? Albo w Poszepcie? A może w świecie?
– Spróbuj. Tylko uważaj na Alaleyę. Nie wiem dlaczego nie podobało jej się, że spaliłam las – powiedziała, odskakując myślami od tematy, wokół którego krążyły wcześniej. Podrapała się mimowolnie po srebrnym znamieniu w kształcie liścia na szyi. Wredny duszek... Następnym razem ze skruszoną miną podpali jakieś drzewko owocowe!
Oczywiście, ze słuchała jego żali. Tylko jej zdaniem nie powinien być smutny. Smutek zabiera siły. Naprawdę powinien coś odpalić... Albo zamrozić, jak to miało miejsce w jego przypadku... Chyba. Północne zieją lodem, prawda? Od razu poczułby się lepiej. Sama wiedziała, jak irytujący bywał smutek. Czuła ta irytacje, ten gniew na sama siebie w Ogniu. Gdy brak akceptacji wywoływał u niej podświadomy smutek. Całe szczęście, że potrafiła przekuć go w coś innego. Inaczej mogłaby się zmienić w lamentującą kupę łusek, jak Biel.
– Byłam w tej jaskini, gdy przybyli Cieniści. Zostali powiadomieni wszyscy członkowie Ogni... Ale nie ja. Trafiłam tam przez przypadek i patrzyłam, jak ci, którzy zdradzili własne stado i przelewali krew swojej rodziny zostają przywitani tak, jak ja nigdy nie zostałam. byłam na cmentarzu i nie dostrzegłam imienia mojego ojca na kurhanie Ognia. Dopiero później Kheldar wyrył jego imię na kurhanie, wtapiając tam nasze łuski – powiedziała cicho, a jej głos był dziwnie stłumiony. Zupełnie jak nie jej głos. Nie lubiła brzmieć tak słabo, tak... Bezbronnie i krucho. nie była już bezbronna i krucha. Odchrząknęła. Tak, ten gest Kheldara był dla niej ważny. Prawdopodobnie to właśnie on sprawił, że zaczęła się zastanawiać nad tym, czy w Ogniu rzeczywiście jest dla niej miejsce. A potem stała się Biel.
– Nie znałam swojego ojca. Nie tęsknie przez to za nim, ale nie zmienia to faktu, że jest dla mnie ważny. Ty znałeś swoją matkę. Kochałeś ją. Nic dziwnego, ze jej decyzje i odejście są dla ciebie bolesne. Akurat na to złość nie pomoże – stwierdziła, podchodząc bliżej Piastuna i pocierając nosem o jego policzek w geście pocieszenia. A co, nawet ona potrafiła się czasem zachować. Dla Poszeptu mogła to zrobić. Mogła go pocieszyć. Ale nie polizała go po pysku, bo Fern twierdził na ten temat jakieś głupoty. Że niby nie można. Tez coś. Ale wiedziała, że teraz nie są w jednym stadzie więc nie może wylizywać ran poszeptu. Ani tych fizycznych, ani duchowych.
: 21 wrz 2019, 10:25
autor: Poszept Nocy
Poszept Nocy był smokiem, który zawsze brał pod uwagę samopoczucie swojego rozmówcy. Kontrolował swoje reakcje i zachowywał spokój by to drugi smok czuł się komfortowo w jego towarzystwie. A jednocześnie był niczym mech na deszczu – pochłaniał wszystko, nie trzymał urazy i można było przy nim, a przynajmniej miał taką nadzieję, być po prostu sobą. Rakta nie była wyjątkiem. Akaer nie potępiał jej przyzwyczajeń i zachowań.
– Może skała będzie wdzięczniejszym celem. Nie chciałbym drażnić duszków – w końcu to przeciwnik któremu nie mógłbym oddać. – Zaśmiał się krótko na myśl o niematerialnych istotach. To i kwestia tego, że Poszept Nocy po prostu nie spróbowałby nawet zaatakować istoty tak bliskiej bogom.
Obejrzał znamię na piersi Skrwawionej, ciekawy co oznaczało dokładnie. Skoro mówiła o duszku zapewne pochodziło od niej, ale co się z nim wiązało? Nie chciał jednak być natrętny. Jeśli będzie chciała – sama się zn im tym podzieli. Być może.
Nie wiedział, co odpowiedzieć na jej wspomnienia z groty. Nie było go w niej. Żałował tego i cieszył się jednocześnie. Żałował, bo powinien być wtedy wsparciem dla smoków które się tam znalazły i bo mógłby skonfrontować ojca. Cieszył się, paradoksalnie, też z tego że właśnie Remedium Lodu nie spotkał. Bo mogłoby się okazać że ich zdania byłyby sprzeczne, że zaczęliby kłótnie i obraz ciepłego ojca – którego spotkał przecież tak naprawdę jedynie jako maleńkie pisklę – zniknąłby na zawsze.
– Cieszę się, że Kheldar upamiętnił Jad Duszy na Kurhanie. Przyznam, że nie odwiedziłem jeszcze tego miejsca. – Zaczął ze smutkiem. – Ale z tego co mi wiadomo ciało Twego ojca – jego kości znalezione podczas wyprawy – zostały spalone w uroczystym pożegnaniu na miejscu spotkań Ognia.
Jego ciche słowa nie były próbą usprawiedliwiania Ognia – Poszept uważał że imię Proroka powinno było znaleźć się na Terenach Wspólnych. Ale może to w jakiś sposób pomoże Spuściźnie. To wciąż nie było traktowanie jakie powinien było trzymać, nie w pełni, ale też nie został zupełnie zignorowany.
Rakta miała rację – kochał swoją matkę. Ale gorzki głos w jego głowie mówił cicho, że kochał jej obraz z dzieciństwa, a nie samą Serce. W końcu czy nie pokazała, że nie znał jej tak jakby chciał? Była cudowną matką gdy się wykluł. Czułą, opiekuńczą. Zabrała go do Świątyni na jego prośbę choć sama nie była oddana bogom. Ale im był starszy, tym dystans się zwiększał. Może dlatego że był tak samodzielnym przypadkiem. Gdy Cioteczna Kołysanka zniknęła musiał bardzo szybko wydorośleć by przejąć jej obowiązki i opiekować się najmłodszymi, choć sam dopiero odrastał od ziemi.
Gdy Rakta zbliżyła się do niego uśmiechnął się ciepło, a gdy poczuł jej nos na swym policzku – zamknął ślepia. Ten nietypowy gest dla Wojowniczki był tym cenniejszy, bo rzadszy. Wyciągnął szyję by potrzeć miękkim policzkiem o żuchwę Spuścizny Krwi, dziękując jej za obecność i wsparcie. Nie wiedziała jak bardzo ten prosty gest i krótka rozmowa pomogły Piastunowi w jego zwątpieniu.
: 21 wrz 2019, 12:57
autor: Spuścizna Krwi
Smoczyca mlasnęła jęzorem, uderzając nim o podniebienie. Nie trudno było zauważyć, że nie potrafiła długo ustać w jednym miejscu. Przyjemnie było czuć miękkie futro Akaera na swoim pysku, nawet jeśli trochę ją to łaskotało. Nie zmieniło to jednak faktu, że należeli teraz do dwóch różnych stad. Z pewnym żalem pomyślała, jak dobrze by było, gdyby znajdowali się w jednym stadzie, jak wcześniej. Ale to przeszłość. Stała chwilę po czym cofnęła lekko głowę, nie oddalając się jednak od Poszeptu nawet na krok. W końcu nie odepchnęłaby go, tak jak ją wiele razy odepchnięto.
– A gdzie tu zabawa? – Zapytała, przekrzywiając przekornie głowę. Może i nie wygra z duszkami, może i zapłaci za brak ogłady w stosunku do jakichś tam drzew ale... przynajmniej będzie sobą. Smoczycą, która nigdy nie dbała o konsekwencje swoich czynów, bo w końcu nigdy nie zrobiła nic złego. Czy spalenie lasu PRZEZ PRZYPADEK było takie złe. oczywiście podpaliła go specjalnie, ale spalenie całego lasu nie było jej zamiarem. Jedynie malutkiej... No dobrze, sporej jego części. Ale czy to naprawdę takie złe? Dla niej był to powód do dumy, w końcu kto mógłby się pochwalić, że stworzył zaporę z ognia przeciwko wrogom?
– Alaleya wkurzyła się na mnie za to, że spaliłam las... Kazała mi sadzić drzewa, jeśli chcę odzyskać swój płomień – skrzywiła lekko pysk, a w jej głosie odbiła się groza na myśl o tym, że musi teraz sadzić drzewa. oczywiście nie leżało to w jej naturze, ale po krótkim namyśle uznała, że robiła gorsze rzeczy aby zdobyć to, czego chciała. Czym było wobec nich posadzenie kilku drzewek w porównaniu z odzyskaniem ognia? Chociaż samo to słowo "odzyskać swój płomień", sformułowanie, jakiego użyła Rakta, mogło być dwuznaczne.
– A potem rozsypane na wietrze, by mógł odejść w zapomnienie – skwitowała z kwaśnym uśmiechem. Jadowi by się to spodobało. W przeciwieństwie do niej nie dbał o to, czy zostanie zapamiętany czy nie. Nie miał żadnych ambicji. Za to Rakta nie zamierzała pozwolić odejść ani jemu, ani sobie samej. Spalic kości jej ojca w Ogniu... Cóż, nawet jeśli był prorokiem, w sercu pozostawał ognistym. Kim ona była, przechodząc do plagi? W jej krwi tkwił Ogień, w duszy Plaga. E tam, po co marnować czas, aby się nad tym zastanawiać? Była tym, kim była.
– Wiesz, czym jest śmierć? Kiedy ktoś naprawdę umiera? – Zapytała, zupełnie jakby pytała o pogodę. Jak Poszept mógł się nie raz przekonać, jej myli przeskakiwały z tematu na temat w sposób losowy. teraz nawiązała do Jadu, a za chwilę...
– Jak się ma Ogień? Fern dobrze sobie radzi jako przywódca? Co z Griko? I musisz bardziej dbać o siebie. Kto zostawi ci swoje pisklęta, jeśli będziesz wyglądać niechlujnie? Skoro nie zadbasz o siebie, jak mogą pomyśleć, że zadbasz o ich potomstwo? Na brudne futro nie złapiesz sobie samicy – wyszczerzyła kły. Czy było lepsze pocieszenie niż małe podrażnienie czyjejś próżności? Z Poszeptem mogła sobie na to pozwolić, on nigdy się nie gniewał. Nie na nią, w każdym razie. Jak daleko mogła się posunąć, zanim jego stoicki spokój legnie w gruzach? kusiło ją, żeby spróbować – jak zawsze kochała igrać z Ogniem.
: 29 wrz 2019, 9:41
autor: Poszept Nocy
Fala ciepłego uczucia rozlała się po starszym smoku gdy Wojowniczka Plagi nie odsunęła się nawet na krok. Nie dotykali się już oczywiście, ale nieme wsparcie mówiło samo za siebie. Srebrne ślepia odzyskały większą część swego zwyczajowego blasku. Nie zapomniał oczywiście o swoich wątpliwościach – te zapewne będą go dręczyć jeszcze kilka, może kilkanaście księżyców nim pogodzi się z tym, że nigdy nie uzyska na nie odpowiedzi. Ale ciężar ten stał się jakby lżejszy. Spuścizna Krwi była w końcu silną wojowniczką, czyż nie?
– Mam wystarczająco dużo plam na futrze, nie wiem czy te magiczne są mi potrzebne. – Zaśmiał się dobrodusznie, wskazując nosem znamię które sprzedała Plagijce duszka. – Chociaż sadzenie drzew z pewnością jest fascynującym zajęciem.
Srebrne ślepia zamigotały wesoło, w końcu. Nawet szanującemu każdą istotę i roślinę Piastunowi ciężko było wyobrazić sobie spędzenie tak czasu, ale mus to mus.
– Myślą przewodnią jest raczej 'z płomienia powstałeś, w płomień się obrócisz'. Czy nie lepiej pomykać na wietrze niż zostać pożywieniem dla robaków? Chociaż popiół mógłby być dobrą karmą dla Twoich drzew. – W końcu ogień był niszczycielskim żywiołem, ale czy na spalonych w trakcie suszy łąkach nie odrastały szybko rośliny?
– Wiem tylko co smoki mówią o śmierci – obawiam się że prawdę poznam dopiero gdy kogoś znudzi moja osoba i postanowi pozbawić mnie łba. – Zaśmiał się łagodnie, choć w zamyśleniu, zbierając już słowa do dalszej odpowiedzi. – Smocza dusza opuszcza martwe ciało, ale to gdzie się uda zależy od tego jak sprawowała się za życia. Ateral ocenia każde smocze istnienie i decyduje – albo dusza zaznaje spokoju w Krainie Wiecznych Łowów, albo powraca pomiędzy śmiertelników jako pisklę, wykluwając się bez wspomnień z poprzedniego życia.
Poszept Nocy nie miał problemu z dziwnymi pytaniami, nawet w środku rozmowy. Sam był niezwykle wierzącym smokiem, ale nie oceniał z tego powodu innych. Poza tym czy nie mówili już o śmierci Jadu? To po prostu była mniej lub bardziej naturalna kontynuacja i wcale nie wpłynęła na krótki śmiech samca, gdy usłyszał następne słowa Wojowniczki.
– Ogień ma się dobrze – na każdym kroku spotyka się pisklęta. Jest ich prawdziwa plaga. – Zaczął wesoło, nieświadomy podwójnego znaczenia tego słowa. Rakta w końcu nie nazwała przy Poszepcie swojego nowego stada. – Fern czuje się coraz swobodniej ze swoimi obowiązkami. Griko został Adeptem – Pancernym Kolcem – i szkoli się na Wojownika pod okiem Grabieżcy Fal.
Uśmiechnął się z dumą. Jego podopieczny poszedł w ślady Spuścizny Krwi i z pewnością na dobre mu to wyjdzie.
– Uroczyście obiecuję, że zrobię coś z moimi nieszczęsnymi piórami. Żebyś nie musiała na nie patrzeć w takim stanie – bo zapewniam Cię, że innym nie przeszkodziło to w żaden sposób. Pacyfikacja Pamięci zalała mnie swoim potomstwem, którego swoją drogą dorobiła się tyle że jeszcze trochę i mogłaby założyć własne stado. – Niski, ciepły głos Piastuna promieniował wesołością. – Obawiam się jednak, że nie potrzebuję zmierzwionego futra by pozostawać niewidzialnym w tej kwestii. Która spojrzy na Piastuna, gdy może pozostawić pisklęta pod jego opieką i łapać w tym czasie dzielnych Wojowników?
Na przykład na wojnie. Doskonały moment na wybranie sobie najsilniejszego partnera, podczas gdy Poszept Nocy pilnuje młodych w Obozie Ognia. Nie było jednak w jego słowach żalu. Kochał nauki i dbanie o najmłodszych, wierząc silnie w to że to oni są przyszłością Stada i potrzebują tego, co najlepsze. Porażka jaką przeżył – nawet jeśli zawiniły tu również inne smoki, w tym jego matka która nie przyjęła jej do Stada jak powinna – z Raktą wywarła na nim ogromny wpływ i poświęcał się młodym jeszcze bardziej.
: 29 wrz 2019, 13:02
autor: Spuścizna Krwi
To stado powinno go wspierać, nie ona. Jak zwykle mała – no dobrze, już nie taka mała – złośnica poczuła pierwsze igiełki irytacji na myśl o tym, jak źle Ogień traktuje swoich członków. A w zasadzie jak źle traktuje Poszept. Ten brak zainteresowania samopoczuciem kogoś z własnego stada pokazywał, że pomiędzy członkami ognia nie było trwałych więzi. Nie żeby ona jakoś specjalnie interesowała się samopoczuciem kogokolwiek z Plagi, ale... Zauważyłaby pewne rzeczy i postarała się tym zająć. To wszystko dlatego, ze sama nie doznała należytej uwagi ani pomocy, gdy tego potrzebowała. Wyczuliło ją to na pewne sprawy, a sympatia, jaka czuła do Poszeptu sprawiała, że odczuwała gniew za takie traktowanie w jego imieniu – bo on chyba nie potrafił się gniewać. Skoro sam nie potrafił, to ktoś musiał robić to za niego, prawda? Tak, sympatia Rakty miała swoje konsekwencje.
– Dużo łatwiej to przełknąć gdy przypomnę sobie, że potem mogę te drzewka spalić – stwierdziła z pełnym satysfakcji uśmiechem. I co Alaleyo? Myślałaś, że z nią wygrasz? Mogła również agitować innych do wojny z lasami. To by dopiero była zabawa! I to wszystko będzie robić ze skruszona miną, żeby Alaleya nie mogła się przyczepić do jej "braku skruchy".
Zaśmiała się cicho na jego słowa. Nie pytała o wierzenia, tylko o jego zdanie.
– Śmierć to śmierć, dusza do dusza. Jeśli odrodzisz się winnym ciele to i tak nie będziesz sobą, tylko trupem, a nowy smok nie będzie tobą. Może z jednym wyjątkiem – przekrzywiła głowę z namysłem, wspominając słowa Kheldara. Ale i tak była to sprawka Aterala.
– Śmierć nie następuje wtedy, gdy zatrzyma się serce i krew przestanie płynąć. Nie następuje wtedy, gdy zamiera oddech. Śmierć nadchodzi wtedy, gdy znika pamięć o zmarłym – Biel tego nie rozumiała. Może dlatego tak zareagowała? Rakta wiedziała, czym jest śmierć, ale zamierza zrobić wszystko, by zostać zapamiętana. Nie tak jak jej ojciec. A jeśli zostanie zapamiętana jako Plaga... Cóż, zła sława jest lepsza od żadnej.
Wyszczerzyła kły w uśmiechu.
– Dobrze to słyszeć. Griko nie brakuje rozumu, trzeba go tylko odpowiednio pokierować. Przynajmniej zachowywał się lepiej niż większość tych małych, bezmózgich istot przy spotkaniu z Driadami – skrzywiła się lekko. Zero konsekwencji, zero szacunku dla samych siebie. Jedynie wstyd, jaki ich zachowanie przynosiło całej smoczej rasie. nic dziwnego, że inne rasy uważały, że mogą bezkarnie porywać pisklęta. Jeszcze dostały za to nagrodę! Tchórze i owce w smoczych łuskach.
Spojrzała na Piastuna z cwanym uśmiechem.
– Czy ja wiem... Rzuć im pod łapy kilka oberwanych głów i każda będzie twoja – wyszczerzyła kły, pół żartem, a pół serio. W końcu urwanie głowy drapieżnikowi czy smokowi to dowód siły, niezależnie od rangi. Ona sama wymagałaby od kandydata na partnera udowodnienia, że nie tylko nie będzie musiała ratować jego zadu, ale też, ze sam będzie potrafił zapewnić bezpieczeństwo pisklętom. Ranga w tym przypadku nie robiła różnicy, umiejętność przetrwania jak najbardziej. A jeśli jeszcze kandydat rzuciłby jej pod łapy łeb Wiecznej perły, jej kompanów czy tej białej zmory, Milknącego Szeptu... Cóż, wygrałby jej względy na starcie.
– Właśnie dlatego powinieneś o siebie lepiej dbać. Skoro zostawiają pod twoją opieką swoje pisklęta, to wierzą w twoją siłę... Pokaż do tego trochę pazura, pozłość się trochę i zaczną w tobie widzieć kogoś więcej niż niańkę dla ich piskląt – stwierdziła z pełnym przekonaniem swojego niedoświadczonego, młodego "ja". Zresztą, jaki ona sama miała wybór? W Pladze były albo staruchy pokroju Kheldara czy Tropiciela, albo młodziki jak Ilun czy Sytri. Zresztą Kheldar był dla niej jak ojciec. Młodzi wiadomo, byli za młodzi, starzy... Cóż, Rakta nie lubiła się dzielić. Dopiero niedawno zaczęła myśleć o samcach w sposób inny niż "silny, słaby, mądry, głupi". Stwierdziła przy tym, że nie zamierza zadowalać się resztkami od innych. Tak, chciwa bestia tak jak ze wszystkim innym była przekonana, ze jeśli miała by już mieć jakiegokolwiek partnera, to musiałby on należeć do niej i tylko do niej. Staruchy odpadały, bo należały wcześniej do innych – zazwyczaj. A dzieciaki to dzieciaki. Jak widać wyboru nie miała, ale też wcale nie zamierzała szukać.
: 04 paź 2019, 9:43
autor: Poszept Nocy
Czy Poszept był źle traktowany w Stadzie? Czy po prostu... Był. Był Piastunem, więc opiekował się wszystkimi pisklętami. Jeśli potrzebował pożywienia – Łowcy zawsze raczyli go posiłkiem, chociaż ostatnio to on wzmocnił zapasy Perspektywy Wieczności. Nie chciał jednak za to zapłaty. Lubił pomagać innym, a sam nie zjadłby tyle mięsa. Akaer po prostu nie zwracał za bardzo uwagi na swoje potrzeby, skupiając się na innych. Oddawał zamiast brać.
Zaśmiał się krótko słysząc o paleniu zasadzonych drzew.
– Zostaw chociaż kilka, żeby zwierzyna miała gdzie się schować dla nas w Białej Porze. – Zasugerował zaczepnie. Może powinien przyjmować podobne słowa z większym niepokojem, ale nie wierzył w to że Rakta spaliłaby cały las. Czy może nie chciał wiedzieć? Albo po prostu nie docierało to do niego tak jak powinno, bo darzył ją sympatią? W końcu las był domem wielu stworzeń, w tym młodych zwierząt które jeszcze smoka nie nakarmią, ale za kilka księżyców już tak.
– Pamięć jest ważna. – Zgodził się szczerze ze Spuścizną Krwi. Tak bardzo chciał dbać o historię Wolnych Stad, ale póki co był jednym z nielicznych smoków... – Niestety nie dla wszystkich.
Uśmiechnął się smutno. Tylko jeden smok dołączył swoją historię do Skalnego Giganta. Poszept powoli zbierał informacje by umieścić tam kolejną tabliczkę własnej roboty, ale sam nie da rady spisać wszystkiego. A wciąż żyły smoki pamiętające odległe, ważne czasy. I nie dzieliły się swoimi wspomnieniami, chociaż wszystkie Stada powinny już wiedzieć o takiej możliwości.
– Driady? Widzę, że Wolne Stada mają sporo gości. Mam nadzieję, że nie mieliście z nimi dużo problemów? – Szczególnie, że Griko musiał być wtedy jeszcze pisklęciem. Czy maluchom coś groziło? Rakta na pewno obroniłaby Pancernego, ale driady nie byłyby łatwym przeciwnikiem. Miał nadzieję, że nie doszło do walk. – Na naszych ziemiach spotkałem niedawno niziołka. Ciekawe i dziwne stworzenie. Bardzo towarzyskie, nawet jeśli straciłem na tym spotkaniu kilka kamieni.
Zaśmiał się pogodnie. Im dłużej myślał o swojej styczności z Franklinem tym bardziej był przekonany że nie miał szans wygrać w zakładzie, ale nie miał niczego za złe niziołkowi. Bawił się znakomicie, i dostał przecież w zamian Sztuczkę.
– A poza Wolnymi Stadami o spotkanie jeszcze łatwiej... – Zmarszczył minimalnie nos z zastanowieniem. Z którego wyrwały go kolejne słowa Spuścizny Krwi. Zaśmiał się wesoło, spoglądając na Wojowniczkę ciepło, niemalże czule. Co było niemalże absurdalne, skoro kazała rzucać mu głowami pod łapy smoczyc, ale taka w końcu była Rakta.
– Pokazywanie pazura jest moją słabą stroną, o czym doskonale wiesz – są schowane głęboko w miękkim futrze i sercu. – Mrugnął pogodnie do smoczycy. – Z pewnością dam Ci natomiast znać jak pójdzie mi wypędzanie ducha z lasu. Bo jeśli chodzi o walki to niestety mogę pochwalić się jedynie spotkaniem z gryfem, ale pomógł mi z nim Zew.
: 05 paź 2019, 12:17
autor: Spuścizna Krwi
Akaer był po prostu zbyt miły dla swojego własnego dobra. To było aż przykre, że nie zdawał sobie z tego sprawy. Rakta powinna wykazać się teraz wielkim sercem i uświadomić biedaka, że jest wykorzystywany przez Ogień. Tak, powinna to zrobić. Każdy inny smok by się pewnie krepował, ale żaden inny smok nie był Raktą.
– A nie przyszło ci na myśl, że Ogień wykorzystuje twoje wielkie serce, a tak naprawdę wcale o ciebie nie dba? Pomoc powinna być obopólna, tymczasem ty o nich dbasz, a oni maja w nosie twoje samopoczucie – zmarszczyła lekko nos. Ona od razu dałaby znać, co o tym myśli. Stłukłaby kilka pysków, wyrwała trochę łusek i kłów i wszystko byłoby w porządku. Chociaż... Nie, i tak by to zrobiła. Co z tego, że Kheldar odciąłby jej za to łapę. Przecież łapa odrośnie, prawda? Smoki wracają do życia po śmierci, więc i łapa może odrosnąć.
Cóż, Spuścizna nie tylko spaliłaby cały las wraz z zamieszkująca ja zwierzyną – ona już to zrobiła. Została za to ukarana, to prawda, ale i tak nie miała wyrzutów sumienia. W końcu nie spaliła lasu dla zabawy, a zamiast kruchy czuła dumę ze swoich osiągnięć. Zbyła zatem jego stwierdzenie wesołym, wielce sugestywnym uśmiechem – a co tam zwierzyna, przypieczona dziczyzna musiała być bardzo smaczna.
– Oj błagam, to było naprawdę żenujące przedstawienie – przewróciła oczami na wspomnienie żałosnego zachowania większości zebranych.
– Milknący Zew zwołała spotkania młodych i jak sama nazwa wskazuje pełno na nim było bezu... Pełno na nim było piskląt i nierozgarniętych adeptów. Trochę trwało, oczywiście wszyscy musieli się z nią zgadzać, a jeśli ktoś miał inne zdanie to w ogóle nie zamierzała go słuchać. Jak to bywa z ognikami, moje zdanie albo żadne, dobro zawsze zwyciężą, a każdy, kto twierdzi inaczej jest głupi – cóż, tak było, jak zdążyła się przekonać na własnych łuskach. Dosłownie. On zresztą też. Na samo wspomnienie jej spojrzenie spochmurniało, a głos nabrał bardziej warkliwego brzmienia.
– A potem Milknąca "zemdlała" i pojawiły się trzy Driady. Wyczarowały korzenie, które schwytały Griko, córkę bodajże Pacyfikacji i jakieś pisklę z Wody. Stwierdziły, że jakiś smok zabił ich koleżankę i spalił jej drzewo, więc one teraz zabiorą pisklęta. No i zaczęła się cała szopka, bo nagle wszyscy zapragnęli pomóc driadom. Miały ze sobą nasionko, więc te urocze, kochające wszystko stworki przelały w nie swoja maddare, bo przecież trzeba pomagać tym, którzy przyszli nas skrzywdzić. Niedługo zaczną do nas przychodzić wilki, żądające naszych skór w zamian za zabitych współbraci, a oni z uśmiechami oddadzą im swoje łuski – skrzywiła się z niesmakiem. Nie trzeba chyba dodawać, że ona nie oddała driadom swojej maddary.
– I tak cała banda smoków, wśród których byli również zdolni do walki Adepci płaszczyła się przed trzema driadami. oczywiście miłość i dobroć zwyciezyła zło, wszyscy radośnie rozeszli się do domu, a pogłoski o słabości smoczego rodzaju dotarły do każdego zakątka znanego nam świata, by wkrótce przyciągnąć każdego, kto chciałby naszej krzywdy – bo przecież powitamy ich z otwartymi skrzydłami, dając wszystko, czego zażądają ze strachu przed ich wielką mocą – tak, głos wyraźnie ociekający jadowitą pogardą dla takiego zachowania. A można było je po prosu spalić. Ale nie, bo przecież pokonanie wrogów było gorsze niż pomoc wrogowi, żeby potem mógł uderzyć po raz drugi. Czy spalenie lasu w takiej sytuacji naprawdę było takie złe? Miała nadzieje, że spaliło się tam kilka driad.
– Niziołki? Nie spotkałam. Mam za to głowę człowieka, chcesz zobaczyć? – Zapytała, przekrzywiając lekko łeb. Jej złote ślepia zabłysły z dumy – bo w końcu to była obcięta głowa człowieka. Prawdziwy rarytas, rzadkie trofeum. Miała ładniejszą, rudą, ale się wymieniła. Zaraz, musi jeszcze ściągnąć od Eurith swój dług. Mała zaraza wciąż wisiała jej łuskę. Niech nie myśli, że Rakta zapomniała.
-Ja prawie miałam bazyliszka, ale jak zwykle moja wytrzymałość jest o kant tyłka potłuc[/color] – trochę posmutniała. Już prawie oderwała mu głowę i co? I nic. Padła od znacznie lżejszych ran, chociaż ta gadzina już właściwie nie mogła się ruszać. Jak to to jeszcze stało na tych swoich łuskowatych łapach?
: 15 paź 2019, 19:00
autor: Poszept Nocy
Samiec westchnął nieznacznie, cicho, choć zdawałoby się że w tym krótkim oddechu zabrzmiał ciężar jaki ciążył mu na sercu. Ciężar który jednak był Stadem Ognia i który niósł z pełnią przekonania, że jest to ciężar słuszny. Melancholijny uśmiech zagościł więc ponownie na jego pysku gdy przekrzywił delikatnie łeb i spojrzał ciepło na Raktę.
– Dbam o nich i jest to samo w sobie dla mnie nagrodą. Nawet jeśli mnie wykorzystują... Nie potrafiłbym przestać. Nawet jeśli wykorzystują mnie starsi to ja pomagam pisklętom. Niezależnie od charakteru i predyspozycji to praca odpowiedzialna i piękna. Smok któremu pokazywałaś jak biec tak by nie zaplątać się we własne łapy staje się Przywódcą Twojego Stada. Drobny maluch zostaje Wojownikiem który z łatwością przerobiłby Cię na karmę dla kompana. – Przekrzywił przekornie łeb, uśmiechając się zaczepnie. Nie był... Słaby. Nie jako tako. Po prostu wiedział, że nie był mistrzem walki.
Milknący Szept zwołała spotkanie. Ah... To wiele tłumaczyło już na samym początku – Cioteczna Kołysanka była bardzo związana z Wieczną Perłą, do tego próbowała prowadzić nieskuteczne negocjacje ze Spuścizną. Akaer zastanawiał się czy ostatnie księżyce – utrata wielu dzieci – nie były zbyt ciężkie dla starej Piastunki. Poszept bardzo zawiódł się jej zachowaniem w trakcie ich wyprawy "za barierę", przez które czekały ich kolejne zadania na ich drodze.
– Nie powinniśmy pomagać komuś dlatego, że się go boimy. Gdyby mnie zapytały – zapewne sam bym im pomógł. Ale driady zaczęły od zaatakowania piskląt. – Co dla Poszeptu Nocy było absolutnym tematem tabu.
– Specyficzne, wesołe stworzenie chodzące na dwóch łapach. Nazwał się Franklinem. – Dodał, wspominając dobrze to dziwne spotkanie. I z zaciekawieniem myśląc o "Sztuczce" którą od niego dostał.
Na wspomnienie ludzi skrzywił się jednak lekko, mimowolnie. Przed oczami stanęło mu wspomnienie szkieletów ludzkiego pisklęcia wtulonego w, prawdopodobnie, matkę. Zabitego we własnym legowisku. Zamknął na krótką chwilę ślepia, jedynie odrobinę dłużej od zwykłego mrugnięcia, co przy chwili nieuwagi mogłoby pozostać niezauważone. Walki, wojny – to był naturalny stan rzeczy. Można walczyć o tereny, o władzę, nawet dla przyjemności. Ale walczyć można było z wojownikami stada, a nie zabijać bezbronne pisklęta.
Piastun jednak nie chciał wracać w to ciemne miejsce swych myśli. Już kilkakrotnie był w obozie ludzi, a teraz miał przed sobą dobrą nowinę – zadowoloną Spuściznę Krwi. Uśmiechnął się więc delikatnie.
– Znalezisko czy zdobycz? – Zapytał, choć przypuszczał to drugie. Rakta na pewno byłaby szczęśliwsza gdyby sama zdjęła łeb człowieka z jego barków. – Bazyliszek, piękne spotkanie. Szkoda że tym razem się nie udało. Jestem pewien że będziesz miała jeszcze szansę na zemstę. Ja przegrałem z jednym gryfem, ale Bogowie nie przestali na jednym. Przy czym kolejny którego napotkałem już ze mną został.
Zaśmiał się krótko.
– Oswoiłem bardzo ciekawy gryfi charakter. Na pewno się dogadacie – uwielbia walczyć. Nie wiem czy słyszałaś, ale walczyliśmy ze Stadem Ziemi. To że ja jestem zbyt miękki by zdobyć serce smoczyc już ustaliliśmy – mrugnął wesoło do Rakty, choć poczuł dziwne ukłucie w sercu na tą myśl – ale Brzask walczyła z jednym ze smoków Ziemi. Wygrała pierwszą walkę wojny.
: 18 paź 2019, 11:44
autor: Spuścizna Krwi
Nie wytrzymała. Szarpnęła łeb do przodu i ugryzła go w koniuszek pyska – stali przecież blisko siebie, nie musiała sięgać daleko. No dobrze, lekko skubnęła, ale na jedno wychodziło. Jak matka karcąca niesforne pisklę, chociaż był starszy od niej. A ona nie nadawała się na matkę. Farmazony, bla, bla, bla. Poświęcenie siebie dla dobra ogółu, chociaż ogół nie zauważał poświęcenia. Ocknij się wreszcie!
– Nie mówię, że masz przestać. Robisz to, co należy. Możesz sobie czerpać z tego tyle przyjemności, ile chcesz. A nawet powinieneś. Ale nie wyglądałeś wcale na szczęśliwego. Stado powinno działać w dwie strony. Skoro o ciebie nie dbają, to nie zasługują na ciebie – syknęła cicho, wyraźnie rozzłoszczona jego bakiem dbania o samego siebie, bo przecież trzeba poświęcić swoje życie na niańczenie pisklaków i wcale nie narzekać z tego powodu, nawet jeśli stado traktuje go źle. Rakta nie należała do takich, którym traktowanie w ten sposób przechodziło bez echa. Poszept zdążył już ją poznać i nie powinien się dziwić, że gniew wybuchał w niej pozornie bez powodu. I nagle, jak pożar.
– Powinniśmy pomagać, gdy tego chcemy – stwierdziła jedynie. A raczej gdy mamy z tego korzyści, ale z jakiegoś powodu tego nie dodała. Dziwne, ale miała wrażenie, że to nie spodobałoby się Poszeptowi. Dlaczego zachowała to dla siebie?
– Wnioskuję, że go nie zjadłeś? – Po co pytała? Akaer nie skrzywdziłby nawet muchy. No, może muchę by skrzywdził, ale nie wspominał nic o trofeum. Ona swojego człowieka by zjadła. Mięso czekało na swoją kolej pożarcia w jej schowku. Może następnym razem nie zje nic z polowania, a uraczy się mięsistym udkiem?
– Oczywiście, że zdobycz – wyszczerzyła kły w dumnym, drapieżnym uśmiechu. Nie umknęło jej dziwne zachowanie Poszeptu. Był smutny, ale on często był smutny. Nie rozumiała tej jego chęci wiecznego karania samego siebie złymi wspomnieniami. Topienia się w smutku, zamiast wyrzucić wszystko z siebie nagłym wybuchem gniewu – a nawet płomieni – i od razu poczuć się lepiej. Znów poczuła ochotę, by skubnąć go w nos.
– Kto wygrał? Myślisz, że Brzask chciałaby się ze mną zmierzyć? Chociaż lepiej nie, w starciach z drapieżnikami zapominam, że mam ich nie zabijać... Też spotkałam gryfa. Niestety zwiał, gdy chciałam założyć mu więź. Szkoda, ładniutki był – i zwiał, zamiast walczyć, co nie poprawiło jej humoru. A on znów o tej swojej miękkości.
– Gdyby wrogowie napadli na obóz nie stanąłbyś do walki w obronie piskląt? Stanąłbyś. Więc przestań mówić, że jesteś miękki. Ty po prostu nie chcesz walczyć. Nie to, że nie potrafisz, ale nie chcesz. Nie rozumiem tego, ale to twój wybór. Musisz tylko znaleźć smoczycę, która wybije z ciebie te głupie pomysły, że żadna cię nie zechce. Przynieś mi głowę drapieżnika i sam się przekonaj – uderzyła ogonem o ziemię. Znów zirytowana. Z jakiegoś powodu te słowa sprawiały, że naprawdę chciała wybić mu z głowy podobne myślenie. Ha, czy przyjmie wyzwanie?
: 01 lis 2019, 15:46
autor: Poszept Nocy
Mrugnął zdziwiony gdy poczuł na nosie zęby Rakty, a po jego grzbiecie przeszedł dziwny dreszcz. Nie był jednak nieprzyjemny. Piastun otrząsnął się szybko z zaskoczenia i zaśmiał ciepło, przekrzywiając przekornie łeb.
– Czy powinniśmy wymagać od innych by domyślali się czego potrzebujemy? Od całego stada czy tylko tych nam najbliższych? Jeśli tylko tych drugich, to gdzie należy postawić granicę? Na rodzinie krwi, na partnerze? – Filozoficzne pytania opuszczały powoli pysk smoka który kochał analizować świat. Kochał zbierać smocze historie i przekonania.
– Zjadłem? Oh, nie! – Zaśmiał się ciepło. – Zagrałem w jego dziwną grę. Niziołki ponoć lubią takie zabawy. Nie wiem dlaczego oglądanie ścigających się ślimaków sprawia im przyjemność, ale zapewne każda rasa ma swoje dziwactwa.
I dla wielu ras na pewno smocze tradycje też będą dziwne i nie na miejscu. Choć niektórzy nawet smoczymi zwyczajami niezbyt się przejmowali. Na przykład takimi, by bez pozwolenia nie zalewać czyjegoś umysłu nieprzyjemnymi obrazami.
– Brzask wygrała z Ziemnym – Adeptem, ale zdolnym. I jestem pewien że chętnie by z Tobą zawalczyła. Nie przejmuje się tym, że jej przeciwnik jest silniejszy, choć nie ukrywam że chciałbym zobaczyć ją w jednym kawałku z powrotem. – Mrugnął pogodnie do Rakty. Oczywiście Uzdrowiciel mógł o nią zadbać, ale nawet najlepszy urwanego łba nie przyprawi.
– Potrzebuję silnej smoczycy powiadasz? – Uśmiechnął się zaczepnie. W końcu na jego ilość pomysłów potrzebne będą wyjątkowo silne ciosy. – Podejmuję próbę, Spuścizno Krwi, Wojowniczko Stada Plagi. Na kolejnym polowaniu będę szukał daru do złożenia pod Twe łapy.
Srebrne ślepia Ognistego iskrzyły wesoło, rozświetlając jego ciemną sylwetkę. Przekrzywił zadziornie łeb.
– Czy mam zabronić Brzask pomagać, czy też jest częścią zestawu? – Zapytał pogodnie, zaintrygowany wyzwaniem.
: 03 lis 2019, 13:16
autor: Spuścizna Krwi
Jej łuski zaszurały lekko, gdy machnęła ze zniecierpliwieniem ogonem. Typowy objaw Rakty – brak cierpliwości. Ciężko jej było usiedzieć w miejscu, nawet teraz. Bezruch przypominał stężenie pośmiertne, a ona nie miała zamiaru być ofiarą. Może ten brak cierpliwości brał się podświadomie właśnie z tego? Gdyby była kimś innym, a nie sobą pewnie by się nad tym zastanawiała.
– Za dużo myślisz – mlasnęła jęzorem, czując w pysku smak futra Poszeptu. Hm... Jego futra na pamiątkę jeszcze nie miała. Co prawda nie było czerwone, ale...
– Nie musisz niczego wymagać. Musisz jasno i dosadnie powiedzieć, czego chcesz. Inaczej nikt się nie domyśli – stwierdziła i było to prawda przynajmniej w jej przypadku. brak cierpliwości objawiał się również niechęcią do prób skojarzenia jakichś subtelnych aluzji. Nie żeby była głupia czy ich nie rozumiała – po prostu było wygodniej nie rozumieć subtelności i doprowadzać tym innych do szaleństwa. Ale Poszept był wyjątkowo odporny na jej wybryki. Może właśnie w tym tkwiła jego siła? Odporność na Raktę, niecodzienne zjawisko.
– Przecież ślimaki są takie powolne! Chciało ci się patrzeć, jak się śluzują do przodu? – nie dowierzała, że coś takiego mogłoby być rozrywką. Ale nie znała niziołków, wiec było to ciekawe zjawisko. Ciekawe na chwile, ona pewnie zgniotłaby te ślimaki już po trzech uderzeniach serca, nie mając cierpliwości aby czekać, aż w końcu dopełzną do mety. A może by je upiekła i zjadła? Nie, chyba nie przepadała za takimi rarytasami. Tak jak za gryzoniami.
– Postaram się nie urwać jej głowy – obiecała, akcentując "postaram się". I nawet by się postarała. Problem w tym, że nie zawsze wychodziło tak, jak chcemy. Czasem przez przypadek oderwie się komuś szczękę...
– Dwa łby przy dwóch uczestnikach... Albo jeden łeb wyjątkowo silnego drapieżnika – zgodziła się wspaniałomyślnie. W jej głosie pojawiły się figlarne nuty, ale ona sama... Cóż, podobało jej się to "wyzwanie". I co zdziwiło ja samą – miała nadzieję, że Piastun mu sprosta. Bo w końcu kto nie chciałby dostać głowy drapieżnika? Albo dwóch? O to chodziło, prawda?
: 05 lis 2019, 16:05
autor: Poszept Nocy
// Puszek ma czerwone plamy na futrze. Jest cały czarny w plamki czerwieni o różnym odcieniu + 3 większe białe plamy. Taka rybka koi. :D
To że za dużo myślał nie ulegało wątpliwości – było to w końcu jego główne zajęcie. I jak widać odbijało się na samcu, nie zawsze w pozytywny sposób. Jednak wtedy rozmowa z Raktą była doskonałym lekarstwem. Wojowniczka, w swym twardym i prostym podejściu do życia, zawsze potrafiła sprowadzić go na ziemię.
Teraz też Akaer nie mógł się z nią nie zgodzić. Komunikacja była podstawą wszelkich relacji, więc nie powinien od nikogo oczekiwać, że wszystkiego się domyśli.
– Życzę wam w takim razie dobrej zabawy jeśli się zdecydujecie na walkę. – To, że Rakta nie będzie specjalnie próbowała oderwać jej łba w zupełności mu wystarczało. Był przywiązany do kompanki ale rozumiał jej miłość do walk. A Brzask wiedziała, że walka była ryzykowna.
– W takim razie czeka mnie polowanie. Życz mi szczęścia. – Zaśmiał się zaczepnie i podniósł zad. Nieco zdrętwiał – ich rozmowa pod Skałą ciągnęła się już trochę, choć Piastun nie odczuł tego w najmniejszym stopniu. Konwersacje z Wojowniczką były dla niego samą przyjemnością. Teraz jednak, podekscytowany dziwnie swym zadaniem, chciał się za nie zabrać natychmiast.
Wyciągnął szyję by delikatnie trącić policzkiem policzek smoczycy Plagi na pożegnanie i z szerokim uśmiechem skinął jej łbem.
– Wrócę z darami. – Mrugnął pogodnie i odsunął się na bezpieczną odległość by wzbić się wprawnie w powietrze. Szerokie, pierzaste skrzydła poniosły go w stronę Terenów Ognia a końcówka jego ogona kołysała się delikatnie, zdradzając zadowolenie odlatującego smoka.
: 05 lis 2019, 20:38
autor: Spuścizna Krwi
//ale nie jest całe czerwone;p Chociaż elementy czerwieni wystarczą;)
Zamruczała cicho, co było jej sposobem na "powodzenia". Bo przecież nikt nie spodziewał się po Rakcie, że naprawdę wypowiedziałaby komuś takie życzenia? Nawet jeśli naprawdę chciała, aby Akaerowi się udało. Nie tylko ze wzgledu na prezenty w postaci głów, jakimi ją obsypie. Widziała jego radość. Nie była subtelnym smokiem, nie zwracała uwagi na uczucia innych, ale nie znaczyło to, że ich nie dostrzegała. Widziała je, ale tylko wtedy, gdy miała na to ochotę... oraz gdy znała kogoś tak dobrze jak Piastuna Ognia. Zauważyła zatem, z jak dużym entuzjazmem odniósł się do zadania. Do zabijania drapieżników. DLA NIEJ. Uśmiechnęła się z satysfakcją, ale również z pewnym dziwnym dla siebie wewnętrznym zadowoleniem.
– I widzisz? Wcale nie jesteś słaby – powiedziała za odlatującym smokiem. Wewnętrzne opory trzeba przełamywać. A ona dostanie nie tylko głowy. Dostanie też Poszept. Ta świadomość, co dziwne, ucieszyła ją bardziej niż perspektywa nowych skarbów. Tylko czy sam ognisty wiedział, co się z tm wiąże? Biedak chyba nie przemyślał swojej decyzji, gdy podejmował jej wyzwanie. A Rakta, jak to Rakta. nie odpuści, jeśli czegoś chciała. Rozłożyła skrzydła, wzbijając się w powietrze i odlatując do obozu Plagi.
: 09 gru 2019, 23:10
autor: Echo Istnienia
Psiakrew. Zapalenie rogówki.
Echo cały czas mrugała idąc na tereny wspólne. Nawet na granicę już pójść nie mogła, przez tą całą Plagę.
Psiakrew, oczy ją sczypały i swędziły. I na dodatek prawie się wywróciła przez korzeń, którego nie zobaczyła.
Cudownie.
Wcześniej wysłała impuls do uzdrowicieli Ziemi z prośbą o wyleczenie choroby, i z jej specyfikacją.
Cholera, przydałby się ktoś drugi leczący w Wodzie, żeby chociaż nie musiała tyle chodzić, żeby samej się wyleczyć.
Po długiej podróży pełnej myślowych przekleństw i potykania się, Echo wreszcie dotarła.
Przeklęte choroby...
//zapalenie rogówki
: 10 gru 2019, 18:07
autor: Gasnący Wiciokrzew
Dar pogrążył się we śnie, także jedynym odbiorcą wiadomości Echo była Dziewanna – bagienna spakowała do torby, co potrzeba na zapalenie rogówki i ruszyła na miejsce spotkania.
– Echo! Kopę księżyców. – zakrzyknęła wesoło, gdy tylko dojrzała znajome, szkarłatne łuski u podnóży skał. Przyspieszyła kroku, co zwykle mogło wyglądać trochę śmiesznie przy drobnych gabarytach samicy a jej długich łapach.
– Jak idą ci wyprawy, miła? – zapytała przyjaźnie, szykując zioła – Znalazłaś już sobie kleryka w Wodzie? – podążyło następne, lekkim, przyjemnym tonem, po czym Dziewanna wzięła się do pracy.
Napełniła przygotowaną miseczkę skroploną wodą – wokół pełno śniegu, także sezon dla Uzdrowicieli nienoszących ze sobą bukłaków z wodą prawdziwie najlepszy! Drobny, magiczny płomyk otulił naczynko, a taflę już po chwili zaczęły przecinać bąble. Wrzuciła do wrzątku kilka płatków ostróżeczki polnej i pozwoliła im chwilę tak poleżeć, dosłownie chwilę, w końcu miały się jedynie sparzyć, nie wygotować na papkę! Płomień momentalnie ustał, a Dziewanna wyciągnęła je skonstruowaną z maddary króliczą łapką, jak to miała w zwyczaju, bez zbędnego ostudzania, w końcu samo dźwignięcie ich przez zimne powietrze przywołać je musiało do temperatury, w której nie sparzą Echo powieki chorego oka. Obejrzała raz jeszcze pysk samicy i od razu widząc, które to przyprawia ją o taki dyskomfort, zasłoniła ostróżeczkową kołderką.
A po tym mogła przejść do leczenia magicznego – położyła swoją łapę na prawym barku chorej Uzdrowicielki i wpłynęła w nią maddarą. Impuls przesłała do zainfekowanego oka, gdzie rozlał się w lepką sieć, wyłapującą drobnoustroje powodujące chorobę, po czym je unicestwiającą. Niedokładność w "czyszczeniu" i choroba powróci, o tym Honi wiedziała już nie od dziś, a więc dopilnowała, by maddarowa plama pochwyciła wszystko, co w oku Echa nie powinno się teraz znajdować. Przeszła i do drugiego sprawdzić, czy nieproszeni goście nie wpakowali się i tam. Gdy bezpośrednie ognisko choroby zniknęło, samica wzięła się za usuwanie obrzęku wokół oka, rozprowadzając przesączone osocze z powrotem po ciele, a następnie kojąc rozpalone naczynia – przez co zniknąć powinno i zapalenie jakotakie, w tym i zaczerwienienie, i już poprzez naczynia w o swojej pierwotnej wielkości nic więcej nie powinno się przesączyć. Po tym rozejrzała się po samej powierzchni oka, czy zabite już żyjątka przypadkiem nie żerowały na niej i nie uszkodziły jej w znaczący sposób – a jeśli tak, Honi zasklepiła ubytki tworząc nowe komóreczki, aż naprawdę mogła powiedzieć, że wszystko wygląda tak, jakby zapalenia nigdy nie było. Albo przynajmniej, że zrobiła wszystko, co mogła. I wycofała się z ciała Echa.
A po tym mogła spokojnie wylać ostygniętą już wodę i spakować miskę, po czym pożegnać cię i odejść.