Strona 25 z 25
Wydrążony pień
: 03 lis 2024, 15:23
autor: Okowy Przeszłości
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Powiodła za nim spojrzeniem, zabierając przy tym ogon bliżej siebie. Do tej pory widziała nieco inne formy nauk, jednak taka bez możliwości przypadkowego rozlewu krwi odpowiadała jej nawet bardziej.
~ By zwiększyć ewentualny dystans między kolejnymi wymianami ciosów, ale nie sądzę, by zbyt wielu magów było szczególnie ruchliwych podczas walki. ~ Przyznała, zaś w jej tonie bardziej dało się wyczuć lekkie zamyślenie, niżeli jakąkolwiek uszczypliwość, czy chłód.
Szkarłatna końcówka ogona poruszyła się nieznacznie na boki, gdy tchnęła maddare w pierwszy twór. Banalnie prosty, ale czy prostota nie bywała czasem najlepsza? W rubin miał uderzyć czarny kryształ, o twardości i wytrzymałości porównywalnie dużej co najczystszy diament. Ociosany na kształt stożka, o długości trzech szponów oraz szerokości podstawy nie większej niż jeden szpon. Wzmocniła dodatkowo ostre zakończenie, chcąc zminimalizować ryzyko ukruszenia. To obrona miała ustąpić jako pierwsza. Jego powierzchnia była gładka, pozbawiona najmniejszej skazy. Nie nadała mu ani smaku, ani zapachu, czy chociażby konkretnej temperatury.
Zaraz po tym zaistniał kolejny twór, a mowa tu o wężu pokrytym krwisto czerwoną łuska, z intensywnie żółtymi ślepiami. Gad nie miał nadanej cielesności, był zwykłym dodatkiem nad którym nie poświęcała zbyt wiele uwagi. Ważniejsze było to, co wystrzelił z kłów jadowych. Przezroczysta, lepka substancja miała wylądować na tarczy. Przykleić i błyskawicznie zacząć wyżerać jej strukturę z cichym syknięciem. W normalnym pojedynku, wąż plułby nią do czasu przebicia obrony i trafienia przeciwnika.
Przy kolejnym nieznacznie uniosła lewy nadgarstek skrzydła, co było już niemal odruchem. Pod palcami zaistnieć miało pióro rozmiarami nieznacznie większe, od tego ze smoczych lotek najdłuższej partii skrzydła. Jego rdzeń był twardy, mało elastyczny. To on zapewniał w głównej mierze stabilność tworu. Czarne, lekko połyskliwe lotki, o ostrych zakończeniach wyglądały zwodniczo delikatnie, w rzeczywistości posiadały właściwości podobne do rdzenia. Pióra musnęło jej poduszkę palca, chłodne w dotyku, gładkie. Wraz z drobnym ruchem skrzydła posłane zostało w środek osłony, mając wbić się w nią.
Następne było pnącze, wyrastające z ziemi kilka pazurów przed tarczą. Grube mniej więcej jak nadgarstek jej nauczyciela, pozbawione dodatkowych odnóg oraz liści. W dużej część zdrewniałe, o brązowej, chropowatej powierzchni. Jedynie jej końcówka zdawała się wykonana z zupełnie innego materiału, a był nim niemal transparentny kryształ. Wytrzymały, ostro obrobiony, a przede wszystkim wytrzymały, miał gwałtownie uderzyć w środek tworu Straznika.
Każdy swój twór uważnie śledziła spojrzeniem, czasem poruszała lewym skrzydłem. nie zdradzało to jednak ewentualnych ruchów tworu.
Wydrążony pień
: 03 lis 2024, 16:01
autor: Strażnik
Samiec przekrzywił łeb. Twory samicy były proste, małej objętości i dynamiczne. Mahvran w życiu by sobie na coś takiego nie pozwoliła, choć osobiście również preferował oszczędniejszy format. W walce bardziej od prezentacji liczyła się efektywność.
Tarcze, które tworzył nie różniły się od siebie, zmieniały jednak pozycję, raz materializując się trochę na lewo, raz na prawo, w innym przypadku po prostu odrobinę bliżej. Okowy trzymała pozycję, uważnie śledząc cele, choć nie angażując łap. Typowe dla czarodziejów, co sama zauważyła, choć wcale nie sądził, że lepsze.
~ Wystarczy. Pamiętaj by zawsze dokładnie określać miejsce powstania, następnie ścieżkę i celu ataku. Nawet gdy będzie się poruszał nie zdoła cię w ten sposób rozproszyć ~ zaczął, ostatecznie opuszczając posterunek i ponownie zajmując miejsce przed uczennicą.
~ Spróbujmy teraz czegoś bardziej dynamicznego. Osobiście uważam, że sztywna postawa czarodziejów nie jest najlepsza. Powinnaś opanować ruch i tworzenie jednocześnie, wtedy lepiej zrozumiesz zarówno przeciwnika, jak i zdolności i ograniczenia własnego ciała, z którym magia się przecież łączy ~ typowa propaganda wojownika! Skoro samica nie lubiła walki hybrydowej, mógł przedstawić jej przynajmniej fragment jej uroku, zmuszając do poruszania kończynami.
~ Spójrz ~ ustawił się do niej bokiem i wskazał na czerwony okrąg o średnicy dwóch szponów, który powstał na jego ramieniu. Była to maleńka, niemal przylegająca do jego łusek tarcza, a zarazem następny punkt samicy. Była w stanie odeprzeć podstawowe ataki, wytrzymała jak porządny kamień szlachetny.
~ Odbiegnę od ciebie, a ty ruszysz za mną. W trakcie tej pogoni natomiast zaatakujesz ten dokładnie punkt. Skup się na trasie tworu, dokładnej wysokości celu, ale i na pracy własnego ciała ~ zarządził, a gdy uznał że jest gotowa, kiwnął do niej łbem, wybił się z tylnych łap i pobiegł jak źrebię, w stronę powalonego drzewa. Nie dał się trafić od razu, celowo jednym ze skrzydeł zasłaniając czerwony punkt na prawym ramieniu, odsłoniwszy go, dopiero gdy zwiększył dystans. Nie zamierzał zadania uczynić łatwym, włożywszy wysiłek aby po prostu przed nią uciekać. Nie zamierzał jednak czmychnąć do lasu, stale utrzymując się w zasięgu polany. Zmuszało go to, by czasem zwolnić przy zakrętach albo podczas wskakiwania i zeskakiwania z pnia.
Wydrążony pień
: 03 lis 2024, 16:44
autor: Okowy Przeszłości
Któryś z kolei twór zaistniał już w jej myśli, gdy Prorok zarządził koniec tego konkretnego ćwiczenia. Porzuciła więc myśl o nim, pozwalając rozwiać się niewielkiemu zalążkowi jaki zaistniał gdzieś przed nią w powietrzu. Przez chwilę zaczęła szukać powodu niechęci, względem bardziej ruchliwego starcia. Czyżby wynikało to z uzdrowicielskich przyzwyczajeń, lecząc siedziała na tyłku, w pełni skupiając na własnej maddarze i tym co miała ona zdziałać w ciele rannego. Nie negowała słuszności przedstawionego jej elementu nauki, być może pozwoli jej chociażby po części przełamać się do czegoś nowego.
Słuchała go uważnie, na koniec kiwają łbem na znak, że jest gotowa. Dla wywern znacznie bardziej naturalny zdawał się lot i miałaby nawet ku niemu sposobność tutaj. Otwarta przestrzeń nad polaną, nawet jeśli ograniczona, pozwalała na wzbicie oraz manewrowanie. Nie zamierzała iść na łatwiznę, nawet jeśli wywernie w biegu raczej brakowało gracji, w porównaniu do smoka mającego cztery łapy.
Ruszyła za nim, z początku łapiąc równy rytm biegu. Nie dało się go jednak utrzymać na dłuższą chwilę, gdy zmuszona była radzić sobie z pniem oraz zakrętami. Nieświadomie mruknęła pod nosem, gdy odbicie od ziemi wzmocniła machnięciem lotnych kończyn. Pazury zaskrobały o korę przy zeskoczeniu na ziemię. Skupiła się na tym, by dystans między nimi nie zwiększał się, jednocześnie pozostawały z prawej strony. Czekała, aż zabierze skrzydło i zyska czyste pole do celu.
Wtedy też zaczęła tkać atak. Sam twór był niewielki, bo i miejsce w które miała trafić takie było. Sosnowa igła o długości dwóch szponów oraz średnicy trzech łusek. Podobna do tej naturalnej, o zielonej barwie. Delikatnie giętka, by przy uderzeniu nie połamać się. Nadała jej zwiększonej wytrzymałości, no i oczywiście ostrości.
Kolejny zakręt, przez który musiała przyśpieszyć, by ponownie znaleźć się po właściwej stronie. Było to nieco irytujące, ale i motywujące gdy chciała pokazać, że potrafi radzić sobie i w takich warunkach. Uważała jak stawia łapy, pazurami pomagając sobie w bardziej śliskich miejscach.
Jej twór miał pojawić się po jej prawej, póki co na wysokości łba i podążać za nią, utrzymując te samą pozycję. W cel posłała ją po lekkim łuku, tak by w ostatnim odcinku lotu ominąć ramie skrzydła. Wysokość dostosowała się do poziomu tarczki w trakcie lotu, tak by na koniec ograniczyć gwałtowne manewry. Pilnowała tego bez przerwy, w razie gdyby Strażnik nagle zakręcił, igła również zmieniała trajektorię.
Wydrążony pień
: 07 lis 2024, 20:50
autor: Strażnik
Gdy zorientował się, że samica zdołała trafić do celu, przebiegł jeszcze parę kroków, a następnie wyhamował gwałtownie. Powinien nieco częściej w ten sposób rozciągać mięśnie, bo wypełniało go to dodatkową energią i chęciami do życia. O dziwo!
~ Dobrze ~ przekazał, następnie z uznaniem kiwając jej łbem. Ćwiczenie było relatywnie proste z jego perspektywy, ale doceniał że mimo braku sympatii do takich aktywności, nie narzekała na ich wykonanie.
~ Czasami problemem będzie duży dystans, innym razem, kontakt zbyt bliski. Nawet gdy zdołasz skutecznie się obronić, nie zawsze opłacalnym jest marnować czas aby oddalić się od przeciwnika. Chciałbym zatem żebyś pokazała mi jak postąpisz w zwarciu ~ podszedł krok bliżej, choć wciąż dzieliło ich jeszcze trochę zdrowej przestrzeni.
~ Zaatakuję cię, więc obroń się, a następnie wykorzystaj pozycję w której się znajdziemy, by odpowiedzieć. Pamiętaj o poprawnej postawie, nie jesteś wojownikiem, by była twoim priorytetem, ale nadal można fizycznie wytrącić cię z równowagi. Nie wkładaj całego możliwego wysiłku w atak, ale spróbuj przynajmniej mnie drasnąć ~ po tych słowach odczekał trochę, upewniwszy się że samica rozumie jego instrukcje. Następnie, tak jak obiecał, przypuścił atak.
Zamierzał wbiec w nią, nieco pod kątem, choć przede wszystkim frontalnie i łbem uderzyć w jej prawy bark. Przy okazji zamierzał lewą łapę przycisnąć do jej żeber, żeby do uderzenia dołożyć konkretne wymuszenie kierunku, w którym popchnąłby jej ciało. Cios zamierzał wykonać uzbrojonym w kolec czołem, być może nawet raniąc ją, gdyby nie zdołała się obronić.
A może zdołałby się powstrzymać?
Wydrążony pień
: 08 lis 2024, 16:59
autor: Okowy Przeszłości
Nie była tu od marudzenia, a jeśli bieganie za prorokiem miało poprawić jej celność, to będzie to robiła. Miała kilka zamierzonych celów i zamierzała je zrealizować, nie ważne ile pracy będą od niej wymagać. Zwolniła widząc, że i on to robi, dodatkowo odbijając na prawo. Nie chciała zatrzymać się na jego ogonie lub zadzie.
~ Dobrze, że nikt nie będzie tak uciekać po arenie. ~ Przyznała, z lekką nutą rozbawienia, gdy tak wyobraziła sobie jak musiałoby to wyglądać.
Po raz kolejny przeszło jej słuchać, co dało chwile na wyrównanie oddechu. Nie żeby był on szaleńczo szybki, jednak nagły ruch zrobił swoje. Skinęła łbem na znak gotowości, od razu rozstawiając nieco szerzej łapy, na których rozlokowała ciężar ciała. Wyprostowała się nieco bardziej, co by nie zostawiać łba w łatwym zasięgu i cofnęła go nieznacznie. Ogon świsnął końcówką nad ziemią, gdy Strażnik ruszył do przodu. Odruchowo wsunęła pazury u skrzydeł w ziemię, gdy tchnęła maddare w swój twór.
Miała to być smocza łapa, od pazurów, po sam bark. Pokryta szarą, równą łuską i jaśniejszych pazurach. Nadała jej materialność, nie wdawała się jednak w zabawę w budowanie jej wnętrza. Twór miał przypominać łapę, być chłodny w dotyku, nie był jednak zbudowany ze ścięgien i tym podobnych, a elastycznej masy. Budulec mógł płynnie się poruszać, zginać w stawach, nie był jednak podatny na ingerencje z zewnątrz, mające ją uszkodzić. Wyszłaby z ziemi, gdzie magią porządnie ją zakotwiczyła, jakiś krok przed nią. Łapa miała złapać za kolec, którym prorok atakował i mocno pociągnąć w dół. Przy całym jego ruchu, nagłe wymuszenie takie ruchu łbem, zaburzyłoby cały bieg i natarcie.
W taki właśnie sposób zamierzała zatrzymać go blisko siebie, ale nie zbyt blisko. Miała od razu atakować, więc korzystając z faktu, że smok był albo niewygodnie pochylony z nosem przy ziemi lub wręcz na niej wylądował, skorzystała z tego. Ponownie posłużyła się łapą, tym razem o czerwonej łusce. Podtrzymała właściwości poprzedniego tworu względem budulca oraz właściwości, różniła się jedynie wyglądem. Miała ona od prawej strony złapać kufę i zacisnąć na niej. Normalnie nakazałaby maddarze wbić w nią również pazury, tutaj jednak dało się jedynie odczuć delikatnie ich koniuszki. To nadal nauka, jak było wspomniane dała mu odczuć ataku, ale nie powodowała obrażeń.
Wydrążony pień
: 07 kwie 2025, 17:01
autor: Czarołykacz
Próbując utrwalić sobie we łbie te wszystkie zioła, których musiał się nauczyć, Przejściowy nabrał zwyczaju łażenia po całych terenach Słońca z glinianymi tabliczkami pod łapą. Przez większość czasu niósł je schowane w torbie, a sięgał po nie tylko, gdy znjadywał coś podejrzanego. Bo co z tego, że znalazł coś znajomego albo nawet, że pamiętał jak to się nazywa, jeśli nie wiedział do czego niby miałoby to służyć?
I tak go to poszukiwanie dzisiaj pochłonęło, że nawet nie zauważył, gdy opuścił tereny swojego stada. Od dłuższej chwili nie tyle rozglądał się wokół, co szedł z tabliczką w łapie, zaskakująco zręcznie radząc sobie z łażeniem na trzech łapach.
Do czasu, aż nie przywalił pyskiem w pień. Całkiem duży pień, a jeszcze nie tak dawno przywalił w żubra... Naprawę tak mocno skupiał się na tym co robił, czy może miał po prostu jakieś problemy ze wzrokiem?
– Mokuitl – syknął w rozdrażnieniu na pień, który stanął mu na drodze i schował w końcu ściągę do torby.
I gdzie tak właściwie się znajdował? Mokuitl, mokuitl, mokuitl!
Rozrywaczka Ciał
Wydrążony pień
: 07 kwie 2025, 18:16
autor: Rozrywaczka Ciał
W tym czasie Rozrywaczka również chodziła sobie po terenach. Nie miała za specjalnie niczego do roboty, dlatego zajęła się spacerowaniem. Może akurat natrafi na coś, czym będzie mogła się pobawić. Coś prostego do zabicia czasu. W pewnym momencie przysiadła przy pnie. Planowo był to krótki przystanek przed dalszym szlajaniem się. W pewnym momencie usłyszała dźwięk jakby jakiś smok przywalił swoim pyskiem o coś twardego, a zaraz po tym jakiś głos. Nie wiedziała co prawda co on oznaczał, ale postanowiła się tym zainteresować. Ktoś był po drugiej stronie pnia! Dlatego też wychyliła głowę, aby sprawdzić kto to jest. I ku jej ucieszeniu był to znajomy pysk! Kojarzyła go z ceremonii. Przejściowy tak? Nie kojarzyła jego oryginalnego imienia, ale to w niczym nie przeszkadzało.
– Kogo my tu mamy. – Powiedziała wyskakując zza pnia. Wylądowała obok Myszy swoim ciężkim cielskiem lądując na ziemi. Sama czerwona szczerzyła do niego swoje kły. Nie w agresywny sposób, a raczej z to wyglądało jakby miała nadmiar energii. – Przejściowy nie? Co tu robisz? – Sama była bardzo blisko niego, ale jeżeli ten postanowiłby się odsunąć, to ta nie przybliżałaby się specjalnie. Swoje ślepia jednak wbijała w jego pysk. Skanując go dogłębnie.
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 07 kwie 2025, 18:40
autor: Czarołykacz
Przejściowy dosłownie podskoczył, zaskoczony czyjąś obecnością. Oczywiście, że ktoś zawsze musiał go przyłapać w takich sytuacjach...!
Po czym zobaczył kto konkretnie znajdował się przy Pniu i poczuł jak serce zaczyna mu jeszcze bardziej przyspieszać.
Rozrywaczka Ciał. Kościana Łuska. Ta smoczyca, która...
Nie, nie, nie, nawet jeśli trochę ją przypominała to przecież nie znaczy, że będzie tak samo się zachowywać, nie? No, spójrz tylko na ten uśmiech! Zero złych intencji, czysta radość... Tak, przecież każdy lubujący się w rozrywaniu ciał smok w głębi serca był tak naprawdę kochającą się przytulać i pić herbatkę istotą. Wszyscy to wiedzą!
Paptlaca!
– Tak, Przejściowy – potwierdził, cudem siląc się na spokój. Absolutnie nie zamierzał pokazać, że się boi dlatego też nawet się nie odsunął.
No dobra, jednak chętnie by się odsunął, bo nie uśmiechało mu się zadzierać łba całą rozmowę... Ale poczuł jak wbrew tej myśli szpony zaciskają mu się mocniej na ziemi.
Nie zostawało więc nic innego, jak powoli unieść łeb, przylepić na mordę uśmiech i kontynuować, jakby wszystko było w porządku.
– Uczę się. To znaczy próbuję znaleźć zioła. Znaczy zapamiętać zioła. Zioła, tak – odparł z każdym słowem tracąc nieco ze swojej pewności siebie i brzmiąc coraz bardziej nerwowo.
Nie drżał, ale też nie potrafił w ogóle ruszyć się z miejsca. Miał tylko nadzieję, że Wojowniczka nie słyszała jak szybko bije mu serce, bo czuł się, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.
Wydrążony pień
: 07 kwie 2025, 19:39
autor: Rozrywaczka Ciał
Przejściowy wydawał się nieco spięty. Czerwona jednak w żadnym stopniu nie powiązała tego ze samym sobą, a po prostu rzuciła to na bliskie spotkanie z pniem. W końcu z jego perspektywy musiała być to dość wstydliwa sprawa! Rozrywaczka jednak tego nie oceniała. Jej samej zdarzyło się to parę razy, dlatego go rozumiała. Co prawda wydawał się aż zbyt spięty, co mogło budzić podejrzenia.
– Zioła? – Zapytała zdziwiona. – Ah! No przecież. Jesteś przecież klerykiem. – W przyszłości to on będzie ją macał przy leczeniu. I dobrze. Krwawiące rany były atrakcyjne, ale na dłuższą metę męczące. Można było od tego umrzeć, a to zdecydowanie utrudniało dalszy rozlew krwi. – Opatrywałeś już kogoś? Czy coś? U mnie w plemieniu mieliśmy podobnie smoki, które opatrywały rany. Robiły to w dość nieumiejętny sposób... znaczy tak myślę, bo z jakiegoś powodu co po niektórzy przyjmowali amputowanie łap jako remedium na wszystko. Śmieszne co? – Tutaj lekko się zaśmiała. – Ale dobrze, że chcesz się tym zajmować. – Powiedziała kładąc mu prawą łapę na karku gdzie znajdowały się piórka. – Miękkie masz te pióra. Wcześniej bardzo rzadko widywałam smoki z upierzeniem. Jemiołuszek też jest równie miękki. – Zaraz potem sama zdjęłaby z niego łapę. – Jak chcesz możesz po dotykać moje łuski. Mówię ci są twarde! W przyszłości będziesz je opatrywać! – A na pewno będzie co!
Jej ogon szorował po ziemi orając ją w prawo i lewo. Robiła to podświadomie, raczej nie zdając sobie z tego sprawy.
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 07 kwie 2025, 21:21
autor: Czarołykacz
Nieco spięty Myszka mógł wydawać się z zewnątrz, jednak to co działo się w środku było na nie porównywalnie wyższym poziomie. Kleryk niemal zapomniał jak oddychać i nie miało to żadnego związku z pniem, wbrew temu, co wydawało się Wojowniczce.
Na szczęście (a może nieszczęście?) Rozrywaczka nie mogła czytać w myślach, a więc nie wiedziała jaką burzę próbował ukryć przed nią Myszozwierz.
Zdołał sztywno skinąć głową na potwierdzenie swojej rangi, tak był Klerykiem i... Och, chyba nie ma wyboru i będzie musiał kontynuować odzywanie się.
Przejściowy wziął nieznacznie głębszy wdech i wydech, nim odpowiedział;
– Czasem pomagałem w opatrywaniu Bandy, ale tak sam to nie. Dopiero się uczymy, ale pewnie już niedługo mógłbym spróbować – mówił bezbarwnym głosem. – O nie, ja już zadbam o to, by ci nikt łapy nie amputował – zapewnił szczerząc kły w krzywym uśmiechu. Chciał powiedzieć to tonem pewnym, ale nie zdołał ukryć nerwowego tonu. Nawet niezręczny śmiech tego nie zatuszował.
Na kości i krew, co z ciebie za papatlaca! Nic się nawet nie dzieje!
I wtedy się zadziało. Myszka poczuł na karku łapę Wojowniczki i nie zdołał powstrzymać dreszczu, który przebiegł jego ciało. Jego i tak wielkie oczy jeszcze bardziej się powiększyły, a całe ciało odruchowo zaczęło się jakby... Kurczyć. I tak był mały, ale Rozrywaczka mogła poczuć, jak pod jej dotykiem Kleryk zapada się w sobie.
Niczym przerażona mysz.
Zacisnął szczęki, mając wrażenie, jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć z piersi. Nie spuścił wzroku ze Słonecznej, ale było to spojrzenie kogoś szykującego się na uderzenie. Przerażone, ale niezwykle czujne.
Jak przez mgłę dotarły do niego słowa o łuskach. W innych okolicznościach pewnie by skorzystał z propozycji, ale teraz...
Chciałby po prostu zniknąć.
Nie był w stanie się poruszyć.
Wydrążony pień
: 08 kwie 2025, 21:15
autor: Rozrywaczka Ciał
Poczuła spięcie samca. Co było dla niej zupełnym zaskoczeniem. Obserwowała jak Myszozwierz zapada się w sobie oraz czuła jak się trzęsie. Jej zadziorny pysk znikł, a na jego miejsce pojawił się grymas niezrozumienia. Co się właściwie dzieje? Zrobiła coś złego? Ślepia powędrowały na jego kark, aby szukać rany po jej pazurach. Może się zapomniała i niechcący go zraniła?
Nie. Nie było krwi.
Dziwne.
Czerwona mimo wszystko dalej trzymała się blisko niego, tym razem go jednak nie dotykała. Przez jakiś czas po prostu się na niego patrzyła, a jej ogon zatrzymał proces orania ziemi. Trwało to chwilę, a Rozrywaczka znowu się odezwała.
– Em... Młody? – Powiedziała nieumiejętnie próbując brzmiąc bardziej empatycznie. Totalnie nie wiedziała co miała robić, bo nawet nie wiedziała co ona zrobiła! Wyrwała mu piórka? Stanęła mu na ogonie? Może jedzie jej z pyska?? Jedna wielka niewiadoma. Zaraz potem wpadła na potencjalną przyczynę. Może po prostu jej osoba mu się z kimś kojarzy??
– Czy ty... się mnie boisz? – Zaraz potem nastąpiła cisza. Kraksia cierpliwie(jak na nią) czekała na to nurtujące pytanie. Ogólnie bycie chodzącym postrachem wydawało się podniecające, ale raczej wolała być tak postrzegana przez wrogów, nie przez członków stada. Co to to nie! Dlatego wolała to wyjaśnić. Może było to coś innego, ale powoli kończyły się jej pomysły. Strach pasowałby do jego zachowania, ale czego on się miał bać! Przecież była bardzo pozytywna podczas rozlewu krwi. Uśmiech jej prawie nie schodził.
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 11 kwie 2025, 19:22
autor: Czarołykacz
Szumiało mu w uszach i miał wrażenie, jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć z piersi. A przy tym wszystkim bardzo chciałby po prostu ruszyć się z miejsca.
Ale nie potrafił. Całe ciało oblało mu zimno, gdy jego maddara, wbrew woli Kleryka, zaczęła drgać w powietrzu. Nie powstawał żaden twór, ale Mysz nie mógł powstrzymać myśli, że za chwilę będzie musiał walczyć.
Co, jeśli Rozrywaczka zaraz...
NIE zaatakowała.
Zadała pytanie.
Widzisz? Żałosny z ciebie papatlaca. Przed prawdą nie uciekniesz!
Mysz zacisnął dwukolorowe ślepia, próbując opanować swoje myśli. Tak, mógł sobie pozwolić na zamknięcie oczu, bo przecież nikt nie zamierzał go atakować...
– T-tak – wydukał, czując się, jakby to jedno słowo miało go udusić.
Nędzny papatlaca!
Ale przecież i tak było to widać, nie? Nie ważne jak bardzo chciałby to teraz ukryć, nie byłby w stanie zatuszować strachu.
– Ty... P-przypominasz mi... Ją... – kontynuował, próbując głęboko oddychać. Przełknął ciężko ślinę i wychrypiał. – M... M-matkę.
Kleryk znów rozwarł ślepia i spojrzał na Rozrywaczkę.
– Przepraszam – wyszeptał niemal bezgłośnie, sam nie wiedząc za co dokładnie przeprasza. W oczach zbierały mu się łzy.
Ale zamiast się odsunąć, wbił pazury jeszcze głębiej w ziemię.
Widzisz? Papatlaca. Żałosny tchórz... Nawet ruszyć się nie potrafi! Atlikauitl! Do tego martwy!
Wydrążony pień
: 11 kwie 2025, 20:23
autor: Rozrywaczka Ciał
Matkę? Czerwona szybko zamrugała. Czyli jego zachowanie wskazujące na to jakby miałby dostać tutaj zawału było przez jego maktę? Huh. I to podobną do jej samej. W zasadzie nigdy nie pomyślała o sobie w ten sposób. W zasadzie ona sama uważała, że była nieco spokojniejsza od swojej matki, ale zdawała sobie sprawę, że mogła to postrzegać na swój krzywy sposób. Rozrywaczka więc patrzyła się na Przejściowego myśląc co mogła powiedzieć w tej sytuacji.
– Em... to oznacza, że miałeś dość ostrą matkę. – Powiedziała z wyczuwalnym tonem, który sugerował, że nie za bardzo wiedziała co mówić. – Cóż... moja matka... rozbiła mojemu ojcu łeb niedługo przed moim wykłuciem. – Powiedziała jeszcze bardziej niezdarnie. Głównie dlatego, że nie wiedziała, czy to co mówi jest w porządku? Ona sama postrzegała swoje surowe i krwawe wychowanie za raczej coś dobrego. Tutaj Mysz ją kompletnie zaskoczył.
– Słuchaj Młody. Nie jestem dobra w... tego typu rzeczy. – Powiedziała aby zaraz potem położyć się obok samca. – Ale mogę posłuchać. Możesz mi o niej opowiedzieć, a ja mogę ci opowiedzieć o mojej. Lubię rozlew krwi sama w sobie, ale jestem wstanie ciebie wysłuchać. Jeżeli chcesz. – Sama była ciekawa co to była za bestia.
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 11 kwie 2025, 21:26
autor: Czarołykacz
Mysz zadrżał i otworzył ślepia jeszcze szerzej, słysząc wspomnienie o ojcu Rozrywaczki. On sam... Nic nie wiedział o swoim ojcu. Matka nie chciała z nim rozmawiać na ten temat. Na ten i wiele innych. Odsuwała wszystko w czasie, mówiąc, że zrobi to później...
Gdy zasłużysz. Tak jak zasłużysz na imię.
Ale nie zasłużył.
Nędzny tchórz.
Jednak to, co powiedziała czerwona... To też nie brzmiało lekko.
Może byli bardziej podobni, niż mu się wydawało?
Myszozwierz obserwował zaskoczony, jak Wojowniczka kładzie się obok. W końcu poczuł się, jakby mógł ruszyć się z miejsca. Jakby jego ciało zapamiętało, że gdy Nantli kładzie się obok, przychodzi czas na opowieści. I był czas, gdy nic więcej to nie oznaczało. Żadnego zagrożenia, tylko historie o jego przodkach. O przodkach, którzy mieli być dla niego przykładem.
Kleryk wziął głębszy wdech i wydech, i... Również się położył. Nie zdołał rozluźnić spiętych mięśni, a łzy, tak jak pojawiły się w jego dwukolorowych ślepiach, tak na razie tam pozostały.
Przez dłuższą chwilę milczał, nie potrafiąc spojrzeć na Rozrywaczkę. W końcu zaczął, wbijając wzrok w swoje łapy, które zdążyły już znaleźć sobie zajęcie w postaci nerwowego przeplatania źdzbeł zeszłorocznej trawy. Chyba wystawiał cierpliwość Wojowniczki na poważną próbę.
– Ja... Nie lubię rozlewu krwi – przyznał cicho, przerywając, by spojrzeć niepewnie na Rozrywaczkę. Czy teraz wstanie i powie, że nie warto z nim rozmawiać? Uzna, że jednak nie widzi potrzeby w wysłuchiwaniu tak żałosnego smoka i po prostu sobie pójdzie? – Ale Nantli... To znaczy Matka – wytłumaczył. Zawsze było mu łatwiej myśleć o niej w ich ojczystym języku. Sprawiało to, że stawała się tylko odległą historią, która go tutaj nie dosięgnie.
Ale potem zamilkł. Myszka znów wziął głębszy wdech, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia.
Nie potrafił o tym rozmawiwać. Czuł, że chce o tym porozmawiać, ale nie potrafił.
– Czy twoja matka zmuszała cię do... Um... Rozlewu krwi? Zabijania? Walczenia? – spytał, mając nadzieję, że może po usłyszeniu jakiejkolwiek odpowiedzi łatwiej mu będzie dać swoją.
O ile Rozrywaczka Ciał wciąż tutaj była.
Wydrążony pień
: 14 kwie 2025, 18:14
autor: Rozrywaczka Ciał
Kraksia wsłuchiwała się w słowa samca nawet jeżeli była po między nimi spora przerwa. W zasadzie ona sama nie wiedziała jak miała do tego podejść. Jej rozlew krwi nie przeszkadzał. On ją jarał. Całe jej ciało aż się napalało na samą myśl o dokonaniu rzezi. Tutaj widziała największy kontrast. Co jeżeli Mysz byłby taki sam jak jego matka? A ona jak... jak Mysz? Zapewne mogłaby to zrozumieć lepiej. On zresztą także.
– Nantli? Przynajmniej wiem, że nie pochodziła z mojego plemienia. Nie kojarzę nikogo takiego. – Stwierdziła sięgając wspomnieniami na stare śmieci. – Em... cóż... nie powiedziałabym, że musiała mnie zmuszać. – Powiedziała uśmiechając się szeroko. Puknęłaby go w bok, gdyby to nie równało się z jego potencjalnym zawałem. – W moim plemieniu status zdobywało się poprzez czaszki. Moja matka nauczała mnie jak przeżyć w takim środowisku, a ja byłam przy tym bardzo ciekawskim pisklakiem. Ona pokazała mi jak zabijać, a ja to pokochałam. Wiesz... czułam to coś. Bardzo często pytałam ją o te... wiesz... krwawsze sprawy. – Unikała na razie bardziej drastycznych opisów, bo pamiętała, że Mysz nie za bardzo przepał za tym. – Zresztą w plemieniu byłam z nią bezpieczna, bo nawet tamtejsze narwańce nie śmiały jej nawet podskoczyć. Była wielka. Czerwono biała. Zabierała mnie na wspólne napady. Zostawiała mi co niektóre ranne smoki do zabawy.... znaczy ja wolałam robić rzeczy na własną łapę, ale mówiła mi, że na to będzie czas. – Trochę się zatraciła w myślach o starych dobrych czasach. Zaraz potem potrząsnęła łbem aby wrócić do rzeczywistości. – Wybacz. Znowu się rozgaduje. Taka jestem niestety. Ale wracając... ja uważam, że moja matka próbowała mnie po prostu wychować na silnego smoka. I cóż. To zadziałało... a u ciebie? Jak konkretnie ciebie zmuszała do przelewania krwi? – Zapytała zaciekawiona.
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 15 kwie 2025, 21:18
autor: Czarołykacz
Mysz naprawdę się spodziewał, że Rozrywaczka zaraz po prostu wstanie i go zostawi... Ale smoczyca została na miejscu. Nie tylko została, ale też odpowiedziała na jego pytanie.
Gdy tylko czerwona zaczęła opowiadać, ciało Kleryka przeszedł dreszcz. Podniósł niepewnie wzrok na pysk Rozrywaczki tylko po to, by zobaczyć jak ta szeroko się uśmiecha. Dech zamarł mu w piersi, a serce zaczęło szybciej bić.
Nie, nie, nie, nikt tu nikogo nie mordował, ani do niczego nie zmuszał. Samo... Lubienie krwawych rzeczy nie jest niczym... Złym, nie?
Przecież to nie tak, że sam brzydził się lub bał krwi.
Na pewno nie odkąd Matka nauczyła go jak być całkowicie obojętnym na widok zranionego stworzenia.
Myszozwierz postanowił wrócić spojrzeniem do swoich łap, które ze strachu zdążyły kurczowo zacisnąć się na ziemi. Jednak cała jego uwaga wciąż spoczywała na Rozrywaczce. To, co mówiła brzmiało znajomo, jednocześnie będąc czymś całkiem innym. Jakby wypaczoną wersją jego samego.
A może to on był tym, który był wypaczony. Przecież dla Nantli takie dziecko, jak Wojowniczka byłoby tym idealnym.
– Nie, w-w porządku... – mruknął. Nie musiała przepraszać za to, że wiele mówiła. Właściwie był jej za to wdzięczny, bo miał dzięki temu więcej czasu na zebranie myśli.
Gdyby tylko mógł przy tym pozbyć się tych, które próbowały mu przypomnieć o tym, jak wielką był porażką.
– Więc chodziło im o to samo. Nantli też oczekiwała, że będę silny. – A zamiast tego jedyne pisklę, które przetrwało z miotu, okazało się mniejsze niż wszyscy rówieśnicy. I słabsze. I tchórzliwe. – Tam, skąd pochodzę, jest wiele plemion, które prowadzą wojny. Matka chciała zrobić ze mnie wojownika, ale... – Myszka przełknął ciężko ślinę, dyskretnie zerkając na pysk Rozrywaczki, nim kontynuował tonem cichszym, niż poprzednio. Dotąd nie śmiał powiedzieć tego na głos, ale z wiekiem coraz lepiej zaczynał rozumieć Nantli. – Ale myślę, że tak naprawę mnie nie chciała. Jedyne, czego ode mnie oczekiwała, to bym był silny. Kolejny smok zdolny do walki dla plemienia, ale ja... – Czy to na pewno był dobry pomysł otwierać przed kimś swoje serce? Co jeśli obnaży je tylko po to, by usłyszeć, że powinno zostać wyrwane z piersi?
Po kolejnym głębszym wdechu, zebrał się, by jednak kontynuować. Nieświadomie zaczął mówić coraz szybciej.
– Zmuszała mnie do walki. Znaczy próbowała mnie nauczyć jak walczyć, ale niezbyt mi to wychodziło. Nawet z innymi pisklętami zawsze przegrywałem. Z drapieżnikami też. Czasem zostawiała mnie samego, by sprawdzić, czy sam przetrwam – Ale był za młody. Gdy o tym myślał teraz, nie wierzył, aby jakiekolwiek pisklę mogło przetrwać samo w tym wieku.
A może to tylko Wolne Smoki inaczej do tego podchodziły, a on nie pasował do swojego plemienia?
– Do krwi i odbierania życia też mnie przyzwyczaiła. No a przynajmniej w przypadku zwierząt. Kazała mi je dobijać po polowaniu, jeśli sam nie dałem rady nic upolować. Raz próbowała ze smokiem, ale... – Czasem śniła mu się ta sytuacja. Ranny smok z wrogiego stada i Matka czekająca na ruch syna. Tak, jakby to było kolejne zwierzę, które upolowała i oczekiwała, że syn nagle ochoczo zacznie je mordować. – Nie dałem rady. A potem mnie zostawiła.
I tak go nigdy nie chciała.
I tak zabolało.
– Może gdybym nie był tak słaby, byłoby inaczej – przyznał cicho na koniec.
Wiedział, że nie powinien przyznawać się do słabości.
Ale czy nie było to już oczywiste?
Żałosny papatlaca.
Wydrążony pień
: 30 kwie 2025, 21:48
autor: Rozrywaczka Ciał
Wojowniczka słuchała słów samca. Rozumiała jego sytuacje, a najpewniej sama potencjalnie spełniłaby oczekiwania jego Matki... teoretycznie. Ile to razy sama sprawiała, że jej matka czuła wielkie zażenowanie swoją postawą. Ile to razy przegrywała w momentach gdzie o porażce było ciężko. Nie wiedziała czy trafnie, ale poczuła, że mimo wszystko było u niej inaczej? Jej matka nigdy nie przyznałaby się do błędu, a krwawe techniki wbijałaby jej do skutku. Nawet jeżeli spełniła jej oczekiwania, to nie odbyło się to od problemów.
– Słaby? O czym ty pierdzielisz? – Powiedziała prychając z pogardą. Nie w stronę jego, a raczej brzmiało to jakby pogardzała podejściem jego matki. – Bo ktoś kto miał ciebie wychować spartolił sprawę to będziesz się za niego użalał? Daj spokój. – powiedziała wstając z miejsca. – Trafiłeś na fatalnego rodziciela. Moja matka prędzej wyrwałaby sobie wszystkie łuski z łba, niż zostawiłaby ciebie czy mnie. Co z tego, że nie potrafiłeś zabijać? Co to ma do znaczenia. – Prychnęła znowu z irytacji. – Jest przecież dużo spraw, które nawet lepiej załatwić bez zabijania. Ze mnie jest trochę sadystka, ale przecież ty równie dobrze możesz pałać się obieraniem stworzeń ze skóry. Terror to też forma walki. – Zaraz potem potrząsnęła swoim łbem, aby się opamiętać. Trochę się przez to wszystko zapomniała. – Wybacz... Wracając to uważam, że sam fakt, że żyjesz sprawia, że taki słaby nie jesteś. Powiedziałbym, że masz niewykorzystany potencjał. Jak Jemiołuszek. To uśpiony demon, który tylko czeka na... na... trzepniecie, aby się obudzić. – Powiedziała aby zaraz potem przysiąść znowu obok Myszy. Potem nastała cisza. Trwała dłuższą chwile podczas której Czerwona wpatrywała się w samca tak, jakby w jej czaszce rodziły się potencjalne rozwiązania tego problemu.
– Mam ją zabić? – Powiedziała po chwili. – Znaczy... nawet pobić. Wiesz ja słyszałam, że czasami trzeba pobić swoje problemy. –
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 08 maja 2025, 22:37
autor: Czarołykacz
Nie potrafił spojrzeć na Rozrywaczkę, ale jej głos sprawił, że uniósł spojrzenie, a jego ślepia się rozszerzyły. Słaby? Czy teraz zamierzała mu powiedzieć jak wielkim eufemizmem się określił? Nie był po prostu słaby, był...
Nie, nie powiedziała tego. Była dla niego lepszym przyjacielem, niż jego własny umysł, wciąż uparcie powtarzający słowa Nantli. Kleryk nie odrywał wzroku od Wojowniczki, niemal słysząc, jak serce bije mu w piersi. Nie ważne jak bardzo się starał, nie potrafił się rozluźnić i wciąż czuł się jak zwierzę gotowe do ucieczki.
Próbując opanować swoje ruchy, Mysz powoli usiadł, słuchając tego, co miała do powiedzenia czerwona.
– Mnie prędzej trzepnie moja maddara niż cokolwiek – zażartował drżąco, jakimś cudem będąc w stanie zakończyć to zdanie krótkim chichotem. Nie wiedział jak odpowiedzieć na słowa Rozrywaczki. Zamyślony wbił spojrzenie w swoje łapy.
W pierwszej chwili pomyślał, że nie ma racji – przetrwał nie dlatego, że był silny, ale dlatego, że Banda szybko go znalazła.
Ale z drugiej strony... Czy to, że przetrwał te kilka księżycy z Nantli nie świadczyło o czymś odwrotnym?
Kleryk niemal podskoczył, gdy Wojowniczka nagle przerwała ciszę.
– Och, to... Dziękuję? – zaczął niepewnie. Czy naprawdę chciałby zabić Nantli? Nigdy nad tym nie myślał. – Ale pochodzę z daleka stąd. I... I myślę, że nie warto. To znaczy, chyba masz rację i może nie jest aż tak źle ze mną? No i, i tak nie zamierzam tam wracać – plątał się, przenosząc spojrzenie na pysk czerwonej, chcąc wyczytać coś z jej mimiki. W końcu jednak poddał się z tłumaczeniem.
Zamilk na chwile, po czym niepewnie wyciągnął łapę.
– Dz-Dziękuję – dodał ciszej, zaciskając dłoń na barku Wojowniczki. Chwyt był słaby i krótki, a łapa nieco mu drżała.
Czuł się... Słaby? Nie, po prostu... Zmęczony. Wyczerpany wiecznym strachem i próbami kontrolowania go.
Wydrążony pień
: 18 maja 2025, 19:45
autor: Rozrywaczka Ciał
Na pysku wojowniki pojawił się kolejny uśmiech, kiedy poczuła na barku dotyk Myszy. Może i dla młodego było to daleko, ale dla czerwonej nie było zbyt dużej odległości jeżeli chodziło o przelewanie krwi. Ciekawe czy ucieszyłby się z urwanej głowy rodzicielki? Dla mniej była to najlepsza forma w radzeniu sobie z problemami! Trudno było podejść do tego w bardziej empatyczny sposób, acz nie podobało się jej to, że członek stada przez jakieś przyszłe zwłoki zza granicy.
– To może chcesz poznać moją matkę? Moje rodzinne strony nie są aż tak daleko, a sprawdziłabym co u niej. Kto wie, może nauczy ciebie tego i owego. – Najchętniej porównałaby czyja matka była większą bestią, a jej matki nie musiałaby za specjalnie o to prosić.
– Wiesz z jeżeli przeszłość wywołuje u ciebie strach... to może spróbuj to po prostu nienawidzić. Niech nienawiść kieruje twoim gniewem. To w moim wypadku daje niezłego kopa. – Strach paraliżował. Wiedziała o tym, dlatego najlepiej było się go wyzbyć! Na polu usłanym krwią i juchą. Czy na arenie walcząc z kimkolwiek się da. Nieraz czuła, że się aż cała gotuje od tego! I to było najlepsze uczucie.
Przejściowy Kolec
Wydrążony pień
: 20 maja 2025, 17:31
autor: Czarołykacz
Kleryk odpowiedział Wojowniczce niepewnym uśmiechem. Nawet jeśli teraz udało mu się zainicjować z nią dotyk, nie znaczyło to, że w przyszłości znów to się uda. Sam nie wiedział, jak zareaguje, gdy kolejny raz ją zobaczy... Ale chyba nie będzie znów tak sparaliżowany, nie?
Matka Rozrywaczki...? Mysz zadrżał nieco, ale nie odpowiedział na pytanie od razu. Może nie było to wcale takim złym pomysłem? Spotkać kogoś, kto rzeczywiście przypominał jego matkę i stawić temu czoła. Oczywiście, nie zamierzał się bić z matką Wojowniczki, ale... Nauczy tego i owego?
Nie był pewien, czy chciałby pobierać u niej nauki.
Ale same odwiedziny?
– Wiesz, może to nie głupie... Daj mi trochę oswoić się z tym pomysłem i myślę, że możemy odwiedzić twoje strony – zgodził się, niemal mając ochotę dodać na końcu, że może jednak pójdą już teraz. Nie opuszczał terenów Słońca odkąd tutaj przybyli, ale skoro już padła propozycja wyprawy poza Wolne...
Chyba trochę tęsknił za nomadowaniem.
Ale odpowiedź na kolejną sugestię Rozrywaczki nie była taka prosta.
Strach... Pomyślał o tych wszystkich rzeczach, które go przerażają. Co gdyby spróbował zastąpić je wszystkie nienawiścią? Czasem czuł się jak ocean wypełniony strachem. Czy zmieniłby się w ocean wypełniony nienawiścią?
– I co, to działa? W sensie... Nie ma czegoś, czego boisz się tak bardzo, że nie potrafisz tego nienawidzić? I czy to nie znaczy, że nienawidzisz wielu rzeczy?
Nie. Nie każdy był takim tchórzem jak ty, więc nie znaczyło to, że czerwona była po brzegi wypełniona nienawiścią...