Strona 25 z 37

: 27 sie 2019, 21:38
autor: Berius

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Zastanawiał się długo nad jego odpowiedzią ale nie umiał dojść do konkretnego wniosku co powinien czynić. W sprawach miłosnych znacznie się od niego różnił. On poprostu nie potrafił być z dwoma naraz uważał to za coś złego i mimo iż nie wiedział czy jest to naprawdę złe czy nie on czuł że jego myśli są poprawne.
Los o którym mówił jego rozmówca faktycznie był nieciekawy. Nie wyobrażał sobie jak to jest cały czas widzieć tylko i wyłącznie ciemność. Ale mimo tego co powiedział, płomienny podświadomie domyślał się że nie chodziło mu tylko o oczy. Zaczął podejrzewać że jego rozmówca nie mówi mu całej prawdy.
mimo wszystko nie jestem zwolennikiem dwóch samic na raz. Ale też coś mi się zdaję że miłość nie tylko odebrała ci wzrok ale i coś jeszcze się stało w twojej przeszłości. Czy chciałabyś mi powiedzieć trochę o swojej przeszłości?

: 01 wrz 2019, 15:43
autor: Tejfe
Młodemu samczykowi w końcu udało się wychwycić w słowach Tejfe możliwość do zadania mu pytania o jego przeszłość. Właściwie to starszy ze smoków nawet spodziewał się, że w końcu ono padnie, ale przyjemnie było mu toczyć tę rozmowę na zasadzie, że skupiają się na problemach tamtego, a nie jego.
I może mógłby wrócić z powrotem na temat Ziemistego, ale nagle dopadła go jakaś nieprzyjemna apatia i brak chęci na mówienie czegokolwiek. Szkoda, ale przynajmniej przez chwilę było dobrze.
Nie bardzo jest co o niej opowiadać.– skłamał. –Mierzyłem za wysoko. Kochałem za bardzo. – przegryzł wargę. Starał się mówić obojętnie, ale gdzieś w jego głosie pobrzmiewał smutek. –Dam Ci kolejną, głupią radę. Nie musisz z niej korzystać. Zatrzymaj każde marzenie jakie tylko przyjdzie Ci do głowy, pozwól mu urosnąć do niewyobrażalnych rozmiarów i trzymaj je. Trzymaj je, ale nie staraj się go spełniać. Nie rób tego, jeśli nie będziesz pewny, czy Ci się uda. Nie chciałbym byś musiał się kiedykolwiek na czymś zawieść. Czasami marzenia wyglądają piękniej w naszej wyobraźni niż w rzeczywistości. Niech więc tam zostaną. Nasz umysł i serce jest dla nich miejscem.– powiedział podrażnionym głosem, po czym bez słowa, choć ostrożnie, by o nic się nie potknąć – odwrócił się do tyłu. Wyciągnął łapę przed siebie, by sprawdzić, czy przestrzeń wokół jest wolna. Potem rozłożył biało-szare skrzydła, zamachnął się kilka razy i odleciał.
Czy jeszcze kiedyś będzie dane mu spotkać zakochanego w dwóch samiczkach młodzika ze stada Ziemi?


//z.t

: 26 wrz 2019, 16:51
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Zamyślony pisklak poruszał się powoli po terenach wspólnych, szukając gdzieś czegoś ciekawego do roboty. Ceremonia, w której ma zostać mianowany na adepta, zbliża się dużymi krokami, a on jeszcze nie wie, co tak właściwie chce robić w życiu. Nie byłą to sprawa nagląca uwagi, przecież ma jeszcze sporo czasu zanim będzie od niego oczekiwane wybranie roli w stadzie. Lecz przez surowość rodzica i jego nerwową naturę, młody smok spędzał sporo swojego czasu rozmyślając nad przyszłością. Jeszcze nigdy nie odchodził tak daleko od domu, a teraz znajdował się poza granicami swojego stada. Były to tereny gdzie, żaden smok nie odważyłby się zaatakować kogoś z innego stada, zwłaszcza pisklaka. Sprawiało to, że brązowo łuski gad, czuł się bezpiecznie. Nie musiał się martwić o nagłą zasadzkę, lecz musiał uważać na dzikie zwierzęta. Polowanie na takie istoty brzmiało ciekawie. Ciągłe wrażenia i nieustane wyzwania. Groźne bestie i chwała związana z ich pokonaniem, Zefir marzył o zawodzie takim jak łowiectwo. Niestety nie umiał polować, nawet gorzej, nie umiał się nawet porządnie skradać. Może powinien zostać wojownikiem, jak jego brat, to nie wymagało dużego nakładu pracy. Lecz ponownie, pisklak znajdywał argumenty przeciw takiemu losowi. Nie był bardzo silny, ani wytrzymały, nie lubił też krzywdzić innych, ani być krzywdzony. Dumał tak nad swoim miejscem w stadzie, gdy wyszedł na polanę w środku gęstego lasu. Przerwał swoje rozważania i rozglądnął się po okolicy. Postanowił zostać tu chwilę i zrelaksować się, stres źle wpływa na organizm. Oddalił się trochę bardziej od brzegu lasu i położył się na trawie. Westchnął ciężko, patrząc się na błękitnie sklepienie nieba i przymknął ślepia, próbując oczyścić głowę.

: 29 wrz 2019, 16:41
autor: Pacyfikacja Pamięci
Jednak młody Ziemisty nigdy nie mógł mieć pewności, że na terenach wspólnych jest sam – i że w spokoju będzie mógł myśleć nad życiem. Takiej samej pewności nie mogła mieć Ognista.
Puryfikacja nie była w najlepszym stanie ostatnimi księżycami, to też gdy podczas spędzania kolejnego dnia na unikaniu jakiegokolwiek towarzystwa zbliżając się na polanę dostrzegła czyjąś sylwetkę, ciężko było jej ukryć niechęć. Na pierwszy rzut oka smoczę było młode, jednak nie jak pisklę, to i ciężko było jej udać się ucieszenie terroryzowania go – adepci byli mniej podatni na jej szybkie, ale zajadłe psychologiczne sztuczki. Przysiadła, korzystając z kryjówki, by w spokoju zastanowić się nad sytuacją. Nie lubiła odpuszczać. Chciała posiedzieć na polanie i nie wiedziała, że może na takie coś się spóźnić. Z drugiej strony – czasem spotkania z losowymi smokami, których nie widzi już nigdy więcej i nie jest pewna, czy zdarzyły się naprawdę to jedyna rzecz, która potrafi ją przytrzymać przy świadomości, że jest potrzebna. Do tego na tyle, na ile mogła przypatrzeć się zwycięzcy w wyścig o Polankę z takiej odległości, przypominał jej on... kogoś. Nie była pewna, kogóż to takiego tylko, że i szyszkowe łuski i zielona czupryna to coś, co już kiedyś i gdzieś widziała. Gdzieś pomiędzy wspomnieniami, do których lubiła się nie przyznawać. Ciekawe, skąd ten młody pochodził. Od kogo pochodził.
Zefir mógł usłyszeć drobny szelest gdzieś spomiędzy drzew i krzewów Puszczy kawałek po swojej prawej. Jednak niezależnie od tego, czy obrócił się w stronę dźwięku, czy nie, nic nie przedzierało się przez odległe pasy pni. Pustka i dalej cisza. Jakkolwiek nieudolna w obliczu szczęścia Łapczywa by nie była, niepodważalnym faktem było to, że była mistrzynią skradania pod dawniej zamkniętym niebem. Jej kontrastowo ubarwione i ogromne cielsko skryło się w gęstwinie dziczy, a łapy przesunęły ją poprzez zalistniałą przestrzeń. Już bezgłośnie. Tamten szelest miał być tylko zapowiedzią jej wizyty. A po pewnej, choć niedługiej chwili Łowczyni wyłoniła się z przykrycia lasu wprost na goły teren, tym razem po lewej Ziemistego, jak duch, zauważalna tylko dla tego, że pozwoliła się zauważyć. Z przyczajenia szybko przeszła do położenia się. Na brzuchu, jakby była w każdej chwili gotowa wyrwać przed siebie i iść dalej. Niespokojnie.
Marnujesz swój czas na nic nie robieniu? – odezwała się śmiałym przekonaniem w kierunku młodego i choć jej głos był bardziej znużony niż surowy, na jej pysku widniała jakaś taka iskra ciekawości.

: 29 wrz 2019, 18:31
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Młody smok leżał na trawie, kiedy po jego lewej stronie, coś zaczęło buszować w krzakach. Skrajny pomyślał, że się przesłyszał, nie reagując natychmiastowo. Lecz starając się nie skupiać na tematach stada, jego umysł obrał sobie za cel przeanalizowanie tego też dźwięku. Dzikie zwierzę dalej wydawałoby odgłosy, albo nawet pokazało się na polanie. Dla innych istot, wyglądał jak pień drzewa, które nie przetrwało letniej burzy. Sam szelest też nie był charakterystyczny, nie był to dźwięk, który pisklak by rozpoznawał. Bardziej z ciekawości niż ze strachu, młody uniósł łeb i zaczął skanować linie Puszczy. Wszystko wydawało się być w porządku, może to rzeczywiście tylko jego wyobraźnia. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy płatała mu takie figle. Mimo niepewności, brązowy samiec wstał, skupiając się na wyłapaniu źródła podejrzanego odgłosu. Nie usłyszał już nic, oprócz liści grających swoją melodie na wietrze. Tak skupiony, przyszły łowca nawet nie wychwycił momentu, w którym smoczyca weszła na polanę. Możliwe, że jak zwykle, jego własne myśli zagłuszyły świat dookoła. Na ziemie sprowadził go jednak głos Puryfikacji, który powoli przetoczył się po polanie. Wyrwany ze swoich obserwacji, niebieskooki smok podskoczył i zwinnie obrócił się 180 stopni w powietrzu. Wylądował w pozycji bojowej, lecz jego postawa przypominała bardziej spłoszonego kota, niż walecznego lwa. Zielone futro nastroszyło się na jego grzbiecie wbrew jego woli.

Widząc niegroźną pozycje cichej samicy, mięśnie pisklaka rozluźniły się, a powietrze wstrzymane w płucach uciekło w głośnym westchnięciu. Zefir usiadł, wpatrując się w Ognistą, szybko zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Kiedy ja nie wiem, co chce robić.– Powiedział zachrypniętym głosem, wręcz jakby go tracił. Jest to zapewnię część dorastania smoka. Brzmiał na smutnego, nieprzejęty faktem, że nie zna osoby, z którą rozmawia. Szczerze to pasowała mu anonimowość tej konwersacji, pozwalała przekroczyć barierę zaufania. Jaka jest szansa, że znowu spodka się z tym smokiem. Nie straci nic na powiedzeniu jej jak się czuje, a może wyżalenie się pomoże mu w jakiś sposób.
-Jestem już prawie dorosły, a wciąż nie potrafię znaleźć swojego powołania. Brat zostanie wojownikiem, jak nasz ojciec, a ja wiem, że nie sprawdziłbym się w tej roli. Znaczy…nie wiem, czy na pewno nie sprawdziłbym się w tej roli, ale… wiesz chyba, o co mi chodzi. Nie chce być po prostu kopią ojca, to nie byłoby przyjemne doświadczenie.– Zatrzymał się, jakby szukał powodu, dla którego przybyszka rozpoczęła rozmowę z nastolatkiem.
-Ale pewnie nie przyszłaś tu, aby słuchać o moich problemach, prawda?

: 29 wrz 2019, 21:26
autor: Pacyfikacja Pamięci
Coś było w przypadkowych spotkaniach, że smoki otwierały się szybciej, niż w innych okolicznościach. Pacyfikacja poderwała się, by usiąść i wpatrywała w Ziemistego czujnie. Było coś tak prostego i niewinnego w problemie życia, jakim jest niewiedza, co dalej – ciężkim, przytłaczającym, czasem pozbywającym więcej sił i zmysłów niż inne problemy. Czasem rozwiązującym się samoistnie; czasem przeradzającym w pytanie, czy koniec końców wybrało się dobrze i jak zawrócić. A czasem pozwalają zająć losowej, dorosłej Ognistej umysł czymś innym, niż jej własne.
Puryfikacja parsknęła śmiechem na ostatnie pytanie młodego. Nie odpowiedziała czy prawda, czy nie prawda, jakby kompletnie ignorując istnienie zakończenia, po prostu postanowiła podzielić się komentarzem do poprzednich przemyśleń Ziemnego.
Ah, problem stary, jak świat. Nie dość, że kopia ojca, to jeszcze konkurowałbyś z bratem. Ja wiem, pisklęta są nierozłączne, ale... Prędzej czy później oddzielenie się i pójście własną ścieżką to nie opcja, to obowiązek. – mówiła o poważnych rzeczach niepoważnym tonem i z lekkim uśmieszkiem. Może dlatego, że była to wiedza czysto teoretyczna? Skąd sierota mogła wiedzieć o dorastaniu z rodzeństwem, a matka zaobserwować u piskląt, które jeszcze nie wyrosły – Nikt nie może zabronić ci próbować różnych ścieżek, wiesz? Wzejdziesz na adepta, poznasz podstawy wszelkich sztuk i w każdej chwili będziesz mógł zdecydować, czy ta droga, którą pójść obiecałeś na ceremonii cię cieszy. Jeśli nie, nic się nie stanie. Po prostu pójdziesz inną. To takie proste. Zawsze uczysz się dla siebie, pamiętaj, nie dla innych. Stado jest ważną wartością, ale nie może stać się ważniejszą niż ty sam. – przesunęła ogonem po ziemi na drugi bok. – Dlatego zastanów się, co byś robił, gdyby nie wpływ ojca, reszty rodziny, przyjaciół tej rodziny i reszty Ziemistych. Spokojnie poszedłbyś walczyć? Może magią? Może ze zwierzętami? A może postanowiłbyś całe życie uczyć innych? – przekrzywiła lekko łeb.
I widzisz, gdybym ja postanowiła uczyć i została Piastunką, pogłaskałabym cię po główce i znalazła rozwiązanie twoich trosk. Ale nie zostałam! Nie pogłaszczę i nie zaoferuję żadnych odpowiedzi. Jestem tylko i aż Łowcą. – uniosła łuk brwiowy – Mogę więc pokazać ci, jak skryć się przed całym światem i może nawet znaleźć przy tym trochę mięsa, nic więcej.

: 30 wrz 2019, 10:00
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Młodzieniec słuchał jak starszy smok się z niego nabijał. Jego problemy były dla niej śmieszne, ale jemu do śmiechu nie było. Może to wina faktu, że łowczyni ma już takie problemy za sobą i z jej perspektywy, cała ta sytuacja wydaję się być humorystyczna. Nie gniewał się na nią za bagatelizowanie jego problemów, w końcu jej śmiech mógł być też mechanizmem walczenia ze smutkiem. Zefir nie potrafił stwierdzić dokładnie, lecz ona wydawała mu się...spięta. Jakby coś ją trapiło, może ma swoje własne problemy. Wysłuchał jej porad, biorąc wyrywki do serca. Nie wątpił, że rozstanie się z bratem, w końcu nawet nie są prawdziwym rodzeństwem. Ich ścieżki będą się splatać tu i ówdzie, ale już nie tak bardzo jak teraz. Co do ojca się nie zgadzał, albo przynajmniej twierdził, że w jego przypadku jest inaczej. Uczy się dla niego, aby ten mógł w końcu być z niego dumny. Mimo, że nie był z nim ostatnio w najlepszych relacjach, pisklak obsesyjnie szukał jego aprobaty. Jakby zmieniło to podejście rodzica do syna. Brązowo łuski smok uśmiechną się lekko z uprzejmości, wtrącając swoje przemyślenia.
-Chyba nie znasz mojego ojca. Z nim nie jest tak łatwo, on...ma wymogi. Nie chce myśleć co by zrobił gdybym go zawiódł.– Samiec wiedział co by się stało gdyby go zawiódł, ale nie chciał się tym dzielić z nieznajomą. Zanim odpowiedział na jej ostatnie pytanie, zapytał zaintrygowany.
-Jesteś łowcą? Czy to niebezpieczne, albo trudne? Pewnie całe stado polega na twoich umiejętnościach, musisz być lubiana. Fajnie byłoby być osobą , która pomaga innym zdobyć jedzenie. O i walki z dużymi drapieżnikami, to musi być ekscytujące. I ojciec pewnie nie byłby rozczarowany, w końcu jest to ważna rola.– Zastanawiał się na głos, zapominając o tym, że zadał jej pytanie. Nie dając jej nawet czasu na odpowiedz, szybko odpowiedział na jej propozycje.
-Nauka u ciebie byłaby dla mnie zaszczytem. Widzę, że jesteś dobra w swoim zawodzie. Kiedy zaczynamy?– Skończył wreszcie gadać, zaskoczony, że samica jeszcze chce go słuchać. Gotowy na naukę, Zefir energicznie machał ogonem. Jeżeli Ognista nauczy go skradać się przynajmniej w połowie tak dobrze jak ona, to przyszły adept będzie niewidzialny dla większości smoków w swoim stadzie. Ta umiejętność przydałaby mu się nie tylko na polowaniu. Chyba udało mu się znaleźć coś ciekawego do roboty.

: 01 paź 2019, 15:29
autor: Pacyfikacja Pamięci
Wymogi. Przekrzywiła lekko, mimowolnie łebek, trochę rozczulona stwierdzeniem młodego. Jak widać żadna skrajność nie jest dobra – zarówno kompletny brak jakiegokolwiek opiekuna jak i taki zbyt natarczywy, wymagający. Samica nie drążyła dalej, bo ona przecież też nie wiedziała – nie znała jego ojca. Mogłaby zachichotać nieprzyjemnie i dobić swoim złośliwym gdybaniem Ziemnego, ale... nie zrobiła tego. Jak raz, niech chociaż jedna osoba zazna trochę jej łaski.
Czy niebezpieczne... – zamyśliła się na moment, omijając część o byciu lubianym i potrzebnym. Niekoniecznie ma to miejsce w jej przypadku – Mało który drapieżnik jest tak silny jak typowy smok, ale większość ich siły płynie z grupy – pięć hipogryfów może i cię nie zabije, ale wycieńczy i porani. – wstała, trochę ospale, ale stanęła szybko prosto – Jeśli myślisz o tej randze od razu dam ci dobrą radę: czasem warto odpuszczać. Na przykład gdy znajdziesz sporą grupę mocnych drapieżników samemu nie czując się na siłach. Lub tropiąc jednego gronostaja w zimę – stracisz wiele cennego czasu i wcale ci się to nie zwróci. – w momencie zabrzmiała poważniej. Poważniej i spojrzała na adepta.
A jeśli jednak byś postanowił to zwierzę wyśledzić... jak byś się podkradł? – w oku pojawił się błysk. Wreszcie coś, o czym Puryfikacja lubiła rozmawiać – a więc nauka start? Brzmiała też całkiem wesoło, może nawet zachęcająco do mówienia – tak przynajmniej starała się brzmieć. Spokojnie i powoli machała ogonem z boku na bok. – Nawet jeśli nikt nie wyuczył cię utartych podstaw, instynktownie musiałeś kiedyś czaić się na polną mysz w grocie czy czyjś ogon, jako pisklę. Albo domyślać się, jak to ma wyglądać. Nie mogę ci nic powiedzieć, póki nie będę wiedziała, co już wiesz.

: 02 paź 2019, 16:27
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Więc łowiectwo nie było aż tak niebezpieczne, jak się młodemu na początku wydawało. Odnotował też pominięcie tematu bycia lubianym, coś o czym może pomyśleć po nauce. Czyli drapieżniki działały w grupach. Chętnie dopytałby się o maksymalne i minimalne wielkości takich stad, ale słysząc entuzjazm w głosie nauczycielki, postanowił zachować pytania na później. Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią. Próbował się już wcześniej skradać, ale nigdy nie wykorzystywał żadnych technikami. Gdy tak nad tym myślał, doszedł do wniosku, że było w skradaniu więcej do nauczenia niż początkowo zakładał. Może to nie jest tylko bycie cicho i powolne poruszanie się. Nie ważne jak by do tego nie podszedł, nie potrafił sobie wyobrazić robienia niczego więcej niż prostego bycia ostrożnym podczas poruszania się. Może się ośmieszy, ale w końcu jest tutaj żeby się czegoś nauczyć.
-No…ciało nisko, łeb na poziomie tułowia, skrzydła złożone i ogon przykulony. Poruszać się wolno i ostrożnie, nie deptać po liściach ani patykach. I… unikać bycia zauważonym.– Bezbłędne przedstawienie swojej wiedzy, niebieskooki zakończył uśmiechem, który był jednocześnie prośbą, aby ta nie wyśmiała go zbyt mocno. Zefir nie zdziwiłby się, gdyby to zrobiła, przecież była to elementarna wiedza, która każdy powinien był posiadać. Nie wiedział nic o skradaniu się, mimo, że był zawsze tym zwinniejszym bratem. Może to była wina jego nadpobudliwej natury za pisklaka. Tego, że nie potrafił być cicho i spokojnie przez dłużej niż krótką chwilę. Mogło to też wynikać z niechęci ojca do uczenia ich takich, prymitywnych technik. Zielonowłosy nie potrafił tego określić, ale teraz nie było czasu na użalanie się nad swoim brakiem wiedzy. Czekał na reakcję swojej mentorki, oraz ewentualne komentarze odnoszące się do jego wymowy, budujące czy nie. W sumie to chciał żeby ta powiedziała mu, że nic nie potrafi. Wtedy będzie mógł sobie uzasadnić, czemu tak słabo mu idzie skradanie się. To nie dlatego, że jest niezdarny, albo, że nie potrafi się cicho zachowywać. To wszystko dlatego, że nikt go nigdy nie nauczył jak powinno się to robić poprawnie.

: 04 paź 2019, 12:49
autor: Pacyfikacja Pamięci
Odpowiedź była... całkiem poprawna. Bez krzty jakiejkolwiek własnej inicjatywy, kreatywności czy zaangażowania. No ale... w porządku. Młody był bardzo oficjalny, kulturalny, może zrozumieć prostotę jego słów, nie każdy lubi się rzucać i wymyślać, niektórzy są bardziej powściągliwi. Pysk jej pozostał spokojny i kiwnęła też krótko Ziemnemu łbem na znak, że odpowiedział dobrze i nie dała po sobie poznać ani jednym zawachaniem, że oczekiwała całej przemowy. Pierwszy raz przecież uczyła kogoś, kto nie aspirował na Czarodzieja – oczekiwanie oczekiwaniami, ale zniechęcenie młodego swoją opryskliwością było było ostatnią rzeczą, jaką chciała zrobić.
Mhm. Pamiętaj tylko, by nie trzymać skrzydeł kurczliwie przy sobie – poruszając się na mocno ugiętych łapach potrzebujesz nieograniczonej wolności na ruch łokciem w tył czy całą tylną łapą – nie możesz sobie krępować ruchów. Nie idź też z podkulonym ogonem, bo również ci utrudni krok. Musi iść za tobą, ale absolutnie nie się wlec – nie może szurać po ziemi. Pilnowanie się, aby nim nie wymachiwać na boki jest chyba oczywiste, więc pominę tę kwestię. Podobnie jak bycie niezauważonym. – powiedziała żywo, pod koniec wręcz lekko żartobliwie. I wstała bez większego ociągania się, przeciągnęła się szybko, aż strzyknęło jej w łapach.
W porządku. Póki co, mówienie więcej nic nie zdziała, znasz teorię. Chciałabym, abyś spróbował się podkraść. Mówię spróbował, więc nie dręcz się, jeśli coś nie wyjdzie. Po błędach najlepiej się rodzą pytania, które będziesz mógł zadać po próbie. – rzuciła szybko i gestem łba wskazała młodemu, że przejdą teraz bliżej lasu. Sama jednak nie przeszła zwyczajnie, a przyczaiła się właśnie – zniżyła łeb i oderwała od ziemi ogon, zgięły łapy tak, że klatka piersiowa zawisła wręcz niebezpiecznie blisko podłoża – skrzydła miękko otuliły jej grzbiet i ruszyła. Przesunęła nad trawami jak strzała, mimo ogromu cielska, bezgłośnie; czujny Adept mógłby zauważyć coś, o czym nie wspomniał i nie wspomniała i ona: oddechem również się nie zdradza. Powietrze łykała pełnie, ale bez sapania i dyszenia.
Drobny pokaz z jej strony zakończył się gdy tylko pomknęła pod granicę polany a lasu. Położyła się, natychmiast wyciągając i przeciągając łapy, bezceremonialnie. I poczekała aż Ziemny dojdzie.
Okrążysz mnie. Połowę trasy przeskradasz się łąką, uważając na mogące zaszeleścić trawy, drugą lasem – z opadłymi gałęziami, liśćmi, domyślasz się. A ja udam, że drzemam, ale będę nasłuchiwać. – zachichotała. I faktycznie przymknęła oczy i ułożyła łeb na łapach.

: 05 paź 2019, 14:59
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Młody wysłuchiwał przemowy nauczycielki. Był zadowolony, że nie wyśmiała go za brak wiedzy. Nie chciał pokazać, że nie jest ambitny, tylko po prostu bał się podać złe odpowiedzi. Normalnie, bycie zbyt kreatywnym kończyło się dla niego nieprzyjemnie, więc postanowił się nie wychylać. Nie znał tego smoka, co jeśli on też nie polubiłby jego zabawowej strony. Jak na razie dostał zadanie i postanowił się wykazać. „Próbować”? Ha! On zaraz pokarze samicy, co znaczy słowo niewidzialny. Poczekał, aż Ognista odeszła i położyła się na skraju lasu. Zamknęła oczy, ale to znaczy, że będzie się lepiej wsłuchiwać. Może być ciężko, ale Zefir nigdy nie uciekał przed dobrym wyzwaniem.

Trawa nie była wysoka, ale kolorem przypominała jego włosy. Idealnie, nie dość, że nie będzie zasłaniać mu widoku to jeszcze zadziała, jako dobry kamuflaż. Nie przejmował się za bardzo wtapianiem w otoczenie, ponieważ nikt się na niego nie patrzył. Jego zadaniem było poruszanie się zwinnie i cicho. Przykucnął mocno na wszystkich nogach, prawie kładąc się na ziemi. Rozluźnił mięśnie skrzydeł, aby nie naciskały zbytnio na jego barki. Schylił łeb do poziomu tułowia i spokojnie wciągnął powietrze przez nos. Ogon był prosto, zawieszony w bezruchu kilka łusek nad ziemią. Nie będzie go potrzebował, nie ma zamiaru biegać. Powoli wystawił łapę do przodu, kładąc ją najpierw pazurami, a potem kładąc na niej środek ciężkości. W ten sposób, wydawał najmniej dźwięku, podczas chodzenia. Poruszał się w ten sposób, przez trawę, nie wydając więcej dźwięku niż wiatr nad drzewami. Delikatnie dosuwał źdźbła zielonego dywanu, kładąc następne kroki. Trawa nie była sucha, a chwasty były twarde, więc nie wydawały dużo szelestu. Jego podróż była skutecznie zagłuszana przez nawet odległe śpiewy ptaków. Oddychał spokojnie, nie wzdychając ani sapiąc. Kroczenie się w ten sposób przychodziło mu łatwo. Z natury był bardzo giętki, dlatego bycie w takiej pozycji nie sprawiało mu dużych problemów. Podkradł się do linii drzew i prześlizgnął się między drzewa, znikając w cieniu tworzonym przez liście. W puszczy było już ciężej. Gdyby wspiął się na drzewo, to mógłby poruszać się koronami drzew, ale to nie była najcichsza metoda. Nie mówiąc, że niebezpieczna i ostatecznie zdradliwa. Będzie musiał znaleźć dobrą trasę na ziemi. Taką, na której nie ma dużo suchych liści i cienkich gałęzi. Rozejrzał się i spoglądnął w stronę smoczycy leżącej na polanie. Chyba go jeszcze nie usłyszała, dobrze. Narysował w swojej głowie trasę, która wydawała mu się być najodpowiedniejsza i ruszył na przód. Próbował stawiać łapy na korzeniach i kamieniach tak, aby mieć najmniejszą styczność z liściastym podłożem. Krzaki, ciernie czy wysokie trawy też odpadały, gdyż przedostanie się przez nie byłoby zbyt hałaśliwe. Raz na czas miał okazję przejścia po przewróconym drzewie, lub miękkim mchu, który skutecznie tłumił jego kroki. Lecz nie zawsze dało się przejść dalej, nie stając na liściach. W takim wypadku zmieniał sposób, w jaki stawia łapę. Najpierw stając tyłem łapy, a potem stawiając pazury. Wędrował przez to trochę wolniej, lecz przy głośniejszych podmuchach wiatru, mógł pozwolić sobie na drobne przyśpieszenie. Był już prawie w połowie drogi do swojego celu. Zadowolony, że idzie mu tak dobrze, wyszczerzył zęby na myśl o wystraszeniu Ognistej.

: 11 paź 2019, 22:07
autor: Pacyfikacja Pamięci
Będąc już blisko Ognistej Ziemisty mógł dostrzec cieniutką, szklącą się linię u jej powieki. Oszustka! Podglądała! Nie tylko nasłuchiwała. Jego wyszczerz spotkał się z jej wyszczerzem, a gdy tylko widocznie uradowana odsłonęła kły, również poderwała się w górę i jednym, płynnym ruchem odskoczyła, pogłębiając dystans ich dzielący. I... położyła się znowu. Zęby zniknęły. On też był oszustem. Tak skrywać talent, nie do pomyślenia. Pysk Puryfikacji przecięty był typowo dla niej złośliwawym, ale rozbawionym uśmieszkiem.
Nie lubię, gdy smoki marnują mój czas, wiesz? A ty przecież podkradłeś się w żaden sposób nie gorzej, niż zrobiłabym to ja, zrobiłeś to wręcz wzorowo. – możnaby się spodziewać teraz po niej jakiś nieprzyjemności, a jednak... samica brzmiała oczywistym droczeniem się i mniej czy bardziej zręcznie ukryła w swojej odzywce pochwałę młodego. Niby nie lubiła chwalić otwarcie, ale z wiekiem coraz mniej zwracała coraz mniejszą na to uwagę. Jej ogon spokojnie smagał sobie trawę za nią, bo chodź powolne, ruchy miał zamaszyste.
Przerzucałeś płynnie ciężar z łapy na łapę i pilnowałeś się, dobrze wytyczyłeś sobie trasę i dobrze reagowałeś na to, co na niej zastałeś lub jak zmieniał się wiatr, dobrze skryłeś się nawet bez kamuflażu, ciężko było cię dosłyszeć, mhm, chyba mogę darować sobie wyliczankę, skoro wiesz, że nie mam zastrzeżeń. Rzadko słyszę o kimkolwiek wielkim w Ziemi, dobrze jest więc choć raz spotkać nie Wojownika czy kłamcę, a porządnego Łowcę, nawet jeśli tylko dopiero przyszłego. – powiedziała już poważniej. Po chwili uniosła lekko jeden łuk brwiowy i jej żartobliwy ton powrócił. – Czy czujesz już satysfakcję z męczenia jednej, przypadkowej Zastępczyni Ognia czy jednak chciałbyś popisać się jeszcze jakąś umiejętnością pod przykrywką nauki?

: 12 paź 2019, 11:00
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Podglądała, ziemny mógł się tego spodziewać. Już myślał, że na serio uda mu się do niej podkraść, kiedy ta otworzyła ślepia i odskoczyła do niego. Na jej pysku znowu pojawiał się ten uśmieszek, który zwiastował nadchodzący złośliwy komentarz. Wysłuchał co miała do powiedzenia i mimo tego, że nie został pochwalony wprost, zrobiło mu się ciepło w sercu. Może naprawdę powinien przemyśleć karierę łowcy, ognista nauczycielka nie wydaję się być niezadowolona z tej posady. Dodatkowo młody widocznie posiada talent do bycia niezauważonym. Ciekawe po kim to odziedziczył. Nie odezwał się, uśmiechnął się tylko serdecznie i usiadł przed łowczynią. Słuchając jak dobrze mu poszło, zaczął się zastanawiać: Czy skradanie jest takie łatwe? Nie robił nic nadzwyczajnego, po prostu próbował być cicho. Pewnie samica tylko przecenia jego zdolności, robi to, bo jest jej przykro, że brązowy jest takim beztalenciem. Ale przecież, co ją obchodzi jakiś głupi pisklak. Pokazała już wcześniej, że nie boi się mówić co myśli. Wciąż, jej słowa były lekarstwem na zmartwienia Zefira. Kilkoma zdaniami przekonała skrajnego, że nie powinien się martwić na zapas. Łezka zakręciła się w oku młodego. Jeszcze nigdy nie otrzymał tak szczerego i otwartego komplementu. Chciał żeby jego ojciec kiedyś tak do niego powiedział, ale szanse na to były nikłe. Z jego przemyśleń znowu wyrwała go ognista. Dalszy trening, ale czego? Zaraz… Zastępca Ognia?!
-Czekaj…Ty jesteś zastępcą ognia!? Mówiłaś, że jesteś łowcą. Znaczy… przepraszam, ale nie wiedziałem. Dziękuje za komplementy i przepraszam za swoje zachowanie. Nie wiedziałem, że jestem w tym taki dobry.– Przyszły łowca stał się o wiele bardziej oficjalny i poważny. Prawie jakby wiadomość o pozycji nauczycielki zmieniła jego podejście do treningu. Czy powinien się do niej zwracać w jakiś specjalny sposób? Teoretycznie nie należał do jej stada. Ale jej pozycja wymaga szacunku, co jeżeli powie coś nie tak.
-Nie wiem czy mam się jeszcze czym popisywać, ale czy wtapianie się w otoczenie też nie jest czymś, co łowcy często robią? Znaczy, czasami trzeba poczekać, co nie? Więc przydałoby się czekać tak, żeby było mnie mniej widać. Jeżeli to nie problem, to chciałbym się dalej uczyć.– Mówił powoli, a w jego głosie można było usłyszeć nutę strachu. Jeżeli teraz coś zawali i okaże się, że jednak nie jest dobrym kandydatem na łowcę, to nie dość, że rozczaruje siebie samego, to dodatkowo będzie wyśmiany przez zastępcę ognia. Świetnie, chwilowy spokój ducha Zefira został ponowie zastąpiony stresem.

: 14 paź 2019, 17:28
autor: Pacyfikacja Pamięci
Pierś samicy zatrzęsła się pod chichotem. Cóż za zmiana nastawienia! Nie mogła powiedzieć, że nie podobał jej się nagły szacunek do tego jej bezużytecznego w sumie tytułu, ale kim by była, aby wyciągać z tego jakieś taktyczne konsekwencje?
A więc już obie te rzeczy wiesz. – odpowiedziała rozbawiona. – I nie przepraszaj tyle. – dodała, gdy pozytywny nastrój z jej pyska opadł. Sama spoważniała, a raczej... zneutralniała. Poprawiła ułożenie łap, coby wygodniej się jej siedziało.
Jest, to prawda. Chociaż osobiście rzadko korzystam z kamuflażu, nie będę udawać, że nie jest on potrzebny – wyćwiczony Łowca może śmiało pominąć etap wtapiania się w otoczenie, odpowiednio uważnie i nisko śledząc czy się skradając do takiego bażanta na przykład. Ale już przy podchodzeniu do niedźwiedzia lub... czegoś innego, rzadszego, bardziej niespodziewanego, jak dwunogi ork czy człowiek jeśli upodobasz sobie atakowanie bardziej niż rozmowę, to sobie to warto ułatwić. – pozwoliła sobie od razu podzielić z młodym może-łowcą informacją o istnieniu istot rozumnych krążących mniej lub bardziej samotnie po smoczych ziemiach. Może słyszał, może nie, nie ważne, teraz już tak. Kontynuowała dalej i choć tłumaczyła, mówiła raczej szybciej niż przeciętnie się zwykło tłumacząc, bo choć kamflażu, jak mówiła, nie stosowała – wciąż był on czymś ciekawym dla Łowczyni – Gdy dobrze się skradasz, twój cel cię nie usłyszy. Gdy dobrze przy tym obierasz drogę – nie zobaczy się też przedwcześnie. Ale jest jedna rzecz, której nie omówiliśmy, bo która jest ważna do śledzenia, ale z której też na pewno doskonale zdajesz sobie sprawę – zapach. Oczywiście zlewając się w otoczenie utrudniasz innym także zobaczenie cię, ale wyzbycie się zapachu, aby nie niósł się on wraz z wiatrem lub nie rozpływał powoli po otoczeniu i nie alarmował zwierzyny to moim zdaniem kluczowa rola kamuflażu. – płetwa na końcu jej ogon gładziła powoli po ziemi. – Jak wykorzystałbyś do niego teren? Jak stałbyś się, hm, jego częścią, gdy masz do dyspozycji tylko łąkę, tylko las, tylko pustynię? – zapytała wreszcie ucznia, z lekkim, pewnym siebie uśmieszkiem, spodziewając się ponownie dobrej intuicji czy wiedzy.

: 15 paź 2019, 18:25
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Nie bawiła go myśl o wstrzymywaniu pewnych informacji przez nauczycielkę. Ufał jej na tyle, na ile można ufać nieznajomemu, ale nagła nowina o pozycji ognistej zmieniła jego podejście do tej osoby. Może traktował ją z większym szacunkiem, ale też w większą ostrożnością. Jak na razie nie kłamała, jeżeli chodzi o naukę, więc młody nie miał podstaw myśleć, że jest z niej słaba nauczycielka. Wydawała się być entuzjastyczna na temat łowiectwa, musiała to lubić. Ostatecznie, brązowy smok postanowił nie robić więcej problemów i posłuchać dalej wykładu. Żwawy miał wrażenie, że kamuflaż nie jest aż tak skomplikowany, jak skradanie. To też pytanie zadane przez zastępcę nie sprawiło mu dużo problemów.
– To proste. Zapach można zamaskować na przykład tarzając się w liściach albo błocie. Można by było chyba też użyć maddary, jakaś ściana iluzyjna. Co do terenu, to mnie dobrze by było na drzewach, albo w krzakach. Jakbym się owinął dokoła pnia, to bym pewnie wyglądał jak gałąź z mchem. Warto też wspomnieć o kierunku wiatru. Powinno się ustawić tak, aby wiatr nie niósł zapachu w stronę zwierzyny. Czyli trzeba być pod wiatr. Na polanie byłoby się ciężej schować, ale trawa jest chyba przyjacielem w takiej sytuacji. Jeżeli byłaby wysoka to tylko wystarczy kucnąć. Czy… znowu za dużo wiem?– Zapytał się z obawą, że znowu zdenerwuję samicę swoimi niecelowymi popisami. Był to po prostu temat, na który łatwo odpowiedzieć. Zapeszył się i skulił trochę łeb. Ale nie powiedział chyba niczego głupiego. Był przekonany co do większości rzeczy jakie wymienił, oprócz magii, której nie znał. Wiedział, że można jej używać na wiele sposobów, więc przypuszczał, że i w kamuflażu znajdzie się dla niej użytek.

: 19 paź 2019, 23:02
autor: Pacyfikacja Pamięci
A Zastępczyni też trochę wraz ze swoją ujawnioną rangą się zmieniła – była odrobinę weselsza, w głębi w taki typowo złośliwy, cieszący się z czyjeś potyczki sposób, że Ziemny nagle się musi mierzyć ze swoim wytresowaniem a uprzednio pokazanym luźnym zachowanie – chociaż nie cieszyło ją to w oczywisty sposób, to i młody poza dostrzeżeniem drobnego, nic nie mówiącego uniesienia kącików pyska nie mógłby doskonale zgadnąć, że ją niewinnie bawi. Równie dobrze mogła by przecież cieszyć się z jego wiedzy, prawda? Ponownie – dość pokaźnej.
Tak-tak, otulanie się do pni może brzmieć kusząco, ale zawsze musisz myśleć szybko i przewidywać, jaki efekt może nieść twój krok – czy pień drzewa nie obkruszy się pod naporem twojego cielska, dość głośno zapewne i czy nie spadniesz z mniejszym lub większym hukiem... Wiesz, każdy Łowca ma własną technikę, ja bazując czysto na swojej sile wchodzeniu na drzewom nie mogę ufać, to i sama taka idea brzmi mi podejrzanie – jednak nie chcę cię do niej zniechęcać, jak tylko będziesz miał okazję i chwilę przećwiczyć, zobacz sam jak udawanie gałęzi ci się sprawdza, dobrze? – uniosła lekko jeden łuk brwiowy. – Bo nie możesz ufać bezgranicznie moim słowom nawet, jeśli na krótką chwilę obrałam rolę twojej nauczycielki. Pień może cię zawieść, jasne, ale może i pójść za twoją myślą – musisz przekonać się sam. Żadne słowo nie powinno być traktowane jako święte. – i głos jej spoważniał, odbiegając jakby nie było od tematu – może faktycznie chciała jakkolwiek wpłynąć na sztywność Ziemnego wobec jakiejkolwiek władzy, może to po rozmowie, że nie potrafi się sprzeciwić ojcu. Zapadła krótkochwilowa po jej słowach cisza i dopiero na jej rychły koniec samica jakby wróciła myślami we właściwy tor, szybko przypominając sobie co młody jeszcze mówił.
Nie usłyszałam nic o pustyniach, w porządku, jest tam jałowo, ubogo, ale zasada, że musisz się rozejrzeć i wykorzystać otoczenie nadal obowiązuje – obtoczyć się piasku, aby się poprzyklejał tak, aby rozjaśnić twoje barwy, ale nie gryźć między łuskami, chodzić z ususzonym krzakiem tak, aby nie trzaskał... A przede wszystkim, jeszcze raz nawiązując do skradania, obrać drogi pomiędzy przysłaniającymi cię wydmami czy krzakami. Jeśli chodzi o las i równinę tak, dużo wiesz – wiatr jest kluczowy, wyzbycie się zapachu w błocie czy mchu i chowanie się w wysokiej trawie może wystarczyć. – przerwała na moment, aby pewnie złapać oddech i myśl, czy coś jeszcze. –Już wkrótce nadejdzie zima czy pora białych ziem czy jakkolwiek utarło się mawiać... Doświadczanie śniegu masz jeszcze przed sobą, prawda? Drzewa są golusieńkie, kolory wyblakłe, każda powierzchnia pokryta bielą... Ciężko więc bazować na swoich brązowo-zielonych barawach, dodatkowo śnieg jest zwykłą, zmrożoną wodą. Roztopi się, jeśli będziesz chciał się w nim wytarzać. I chrzęści pod nogami. Ale nie jest niczym wyjątkowym – jak mówiłam o pustyni, i tu wystarczy się rozejrzeć. Trochę starych, mokrych liści leżących w niezaśnieżonym kręgu pod drzewem, gałązka, sam biały puch ułożony na czymś, co odgrodzi go od twojego ciepła. I tu znajdziesz rozwiązanie. Dla Łowców pory roku nie mają tajemnic, zazwyczaj po czasie, bo wiedza od kogoś, a doświadczenia własne to dwie różne rzeczy. Po prostu... nie chcę, abyś musiał być jakoś bardzo zaskoczony. – i kiwnęła krótko łbem, oznajmując, że to z jej własnej strony raczej wszystko. Oczywiście, nie był to koniec w ogóle.
Czy masz jakieś pytania? Kamuflaż nie jest trudny, ale zawsze jakaś wątpliwość może się znaleźć, choć nie sądzę, byś musiał się wątpliwościami martwić. – spytała i zakończyła trochę zaczepnie, jakby znów chwaląc potajemnie ucznia, a jednocześnie chcąc go trochę rozruszać po konieczności siedzenia i słuchania.

: 20 paź 2019, 13:56
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Brązowy skrajny słuchał uważnie słów nauczycielki. Nauka przez doświadczenie? To brzmiało jak ciężka praca. Z drugiej strony, nie miał nic do roboty i może to też pomoże mu zapomnieć o problemach. Uczenie się na błędach było skuteczne, młody miał okazję się o tym przekonać. Może nie było po nim widać, ale popełniał ich sporo. Szczęśliwie się trafiło, że był dobry w łowiectwie, nawet jeżeli nigdy tego wcześniej nie próbował. Wszystkie rady i wskazówki brał do serca, chciał chłonąć wiedzę wszystkimi zmysłami. Zastanawiał się nad jej słowami, nad stworzeniem własnego stylu. Czyli ostateczne, nie ważne ile mu ktoś powie, to bardziej liczy się własna inicjatywa. To mu pasowało, nie musiał martwić się o zapamiętywanie jakiś inkantacji jak magowie, czy czułych punktów jak wojownicy. Jego praca polegała na adaptacji do otoczenia, improwizacji w zależności od wynikłej sytuacji. Miał dużo pytań, ale nie chciał zawracać zastępczyni łba jego dociekliwością. Bał się powiedzieć za dużo, a próby rozluźnienia sytuacji ognistej nie pomagały mu w przełamaniu strachu. Zaczął mówić, układając sobie najpierw wszystko w głowie, aby nie pomylić kolejności.
-Tak, to będzie moja pierwsza pora białych ziem, ale nie martwię się nią bardzo. Skoro moje ślady łap będzie lepiej widać w śniegu, to i zwierzyna nie będzie się mogła ukryć. Dodatkowo, bez pachnących kwiatów i szeleszczących liści będzie łatwiej wyczuć i usłyszeć zdobyć, prawda? Może się mylę, w końcu nigdy nie byłem na prawdziwym polowaniu. Wydaję mi się, że każda pora ma swoje plusy i minusy, zależy tylko, w której się lepiej czujemy. To prawda, że zielony i brązowy nie pasuje na białym tle, ale jestem optymistycznie nastawiony na wizję próby wykorzystania zabarwienia dla mojej przewagi. O przepraszam, znowu za dużo mówię.– Zdawało mu się, że nieuprzejmie było kazać starszemu smokowi czekać z dalszymi poleceniami. Na pewno nic co powiedział, nie jest dla łowczyni nowością, tym bardziej czymś wartym uwagi. To też, ugryzł się w język, robiąc krótką przerwę zanim znowu powiedział.
-Mam jedno pytanie. Jakie zadanie dasz mi teraz? Może ukryć się gdzie na skraju lasu, albo tu w traw… No tak, za dużo gadam. – Wstał z ekscytacji, lecz prędko przypomniał sobie o statusie smoka, z którym przyszło mu się uczyć. Ta samo szybko jak wstał, tak ostudził swój temperament, zastanawiając się, czy nie przesadza z tą oficjalnością i czy nie obraża w ten sposób zaangażowania ognistej. Przecież ona się stara i z entuzjazmem mówi o zawodzie, a ten wydaję się olewać sprawę, nie tratować tego wszystkiego z odpowiednia ilością pasji. Młody widocznie stresował się całą tą sytuacja od kiedy Puryfikacja przedstawiła się swoja rangą. Niestety nie mógł na to nic poradzić, taki już był z niego płochliwy samczyk.

: 20 paź 2019, 16:05
autor: Pacyfikacja Pamięci
Pozytywnie zaskoczyło ją, że młody podłapał tak temat zimy i pozwolił sobie na rozwinięcie tematu – pod kątem Łowów, co było jeszcze lepsze! Tak, miała nadzieję, że Ziemistego nikt, ojciec, czy kto tam jeszcze mu truł, nie przyciśnie i prędzej czy później będzie mogła pochwalić się komuś, że pomogła w naukach tak zdolnemu Łowcy.
Nie mylisz się ani trochę, za każdym minusem jakiejś pory goni i jej plus – wystarczy to zaakceptować i dostosować się do rzeczy niezmienialnych tak, aby wykorzystać je pod siebie. Ślady na śniegu należą do jednych z najświeższych, bo łatwo odczytać po tym, jak zaokrąglone lub jak przysypane są, kiedy było tu zwierzę – a śnieg chrzęści pod twoimi łapami tak samo, jak pod kopytami twojego celu. I tak dalej, i tak dalej... I brońcie bogowie nie chcę ganić twojej optymistycznej wizji, bardzo dobrze, o tym właśnie mówiłam – własne słowo jako to najważniejsze. – i kiwnęła mu widocznie zadowolona z krótkiej rozmowy łbem, jakby kompletnie ignorując temat jego przeprosin. Już raz się wypowiedziała, starczy, a smoka w pół dnia się nie zmieni. Szczególnie, że był on tak konsekwentny – i pytanie też wykorzystał na od razu na to, co dalej. Wyszczerzyła się widocznie zadowolona, że tak się pali do pracy i tak się ekscytuje i sama następne polecenie wydała jeszcze chętniej.
W porządku, możemy przejść do praktyki – łatwiej jest od razu połączyć śledzenie ze skradaniem, w końcu tak występują w naturze, ale przy nauce nie ma to większego znaczenia. Proszę, korzystaj więc teraz z łąkowego prześwitu, lasu wokół i wszystkiego, co znajdziesz – najpierw chcę cię przestać czuć, a potem chce cię przestać widzieć, oczywiście na tyle, na ile jest to możliwe. Do dzieła!

: 20 paź 2019, 19:05
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Cieszył się wewnętrznie, że zastępczyni go słuchała. Ostatnimi czasy rzadko się zdarzało, że ktoś liczył się z jego zdaniem. To nie była tylko nauka, ale też pomocna rozmowa z innym smokiem. Ognista nie miała pojęcia jak bardzo poprawiła samoocenę młodego samca. Ojciec zawsze dawał mu do zrozumienia, że nie jest w żaden sposób specjalny. Więc pierwsza wzmianka nauczycielki o uzdolnieniu, uniosła go na duchu. Może nie potrzebował aprobaty ojca, tylko czyjejkolwiek. Może tylko chciał usłyszeć szczere i ciepłe „dobrze ci poszło”. Mimo, że takie słowa nigdy nie padły wprost, to Zefir czuł, że samica jest zadowolona z jego zdolności. Gdyby nie bał się, że może stracić cały ten szacunek jednym głupim słowem, to pewnie nie zamknąłby paszczy przez resztę nauk. Duży poziom stresu nie powstrzymywał go za to przed szczerzeniem ząbków w uśmiechu. Był gotowy, więc nie marnując czasu, skinął łbem i odszedł 2 ogony.

Rozglądnął się po polanie, szukając czegoś co mogłoby zamaskować jego zapach. Zielona trawa pod jego łapami nadawała się idealnie. Ale powinien kamuflować się poza widokiem. Na szczęście polana nie była całkowicie plaska i mógł przebiec za niewielkie wzniesienie, gdzie nie będzie widzialny dla łowczyni. Cichutko przemknął po trawiastym podłożu i zatrzymał się za górka, upewniając się, że nie wystaje zza niej jego czupryna bądź rogi. Gdy był już na sto procent pewien, że się ukrył, przeszedł to kamuflażu. Spojrzał na drzewa dookoła i zwrócił uwagę na stronę w którą gną się pod wpływem wiatru. Kierunek ten wyznaczać będzie stronę, z której podejdzie bliżej. Niestety wiatr nie był po jego stronie i wiał mu obecnie w pysk, więc samica bez problemu mogła go wyczuć. Ale nie była to kompletnie beznadziejna sytuacja. Gdy trochę zmieni swoje położenie, wiatr poniesie jego woń w las, co pomoże mu w zadaniu. Jednakże najpierw wytarzał się w trawie i ziemi. Wtarł zapach zielonego chwastu w swoje łuski. Stał się przy tym trochę zielony, ale nie aż tak jak jego sierść. Gdy był już wyperfumowany, udał się cichutko w stronę lasu, wchodząc w głąb i znikając gdzieś w krzakach. Podążał z wiatrem w stronę swojej nauczycielki. Starał się być cicho i chować się za pniami i krzewami. Złoto-brązowe liście przeszkadzały mu w cichym chodzeniu, ale mogły pomóc w skutecznym schowaniu się. Obszedł ofiarę tak, aby wiatr niósł jej zapach w stronę samca. Gdy był już wystarczająco blisko celu położył się na brzuchu i ostrożnie zaczął przykrywać się liśćmi. Na spodzie były mokre i gdy młody dobrze je podniósł, tworzyły wielowarstwowy płat ściółki leśnej. Kilka takich powinno przykryć większości ciała smoka, reszta zostanie wypełniona mniej zbitymi kawałkami koron drzew. Pomagał sobie ogonem i skrzydłami, na których końcach były długie palce, pomagające w chwytaniu gałęzi, albo w tym przypadku liści. Okrył się, zostawiając sobie tylko niewielki otwór na oczy, aby mógł obserwować ofiarę. Złożył skrzydła i przywarł do siebie ogon. Leżał płasko na mokrej glebie, szczerząc kły jak drapieżnik. Kontrolował oddech, starają się nie sapać. Liście nie tylko maskowały jego wizerunek, ale też jego zapach. Woń mokrych roślin i ziemi dodatkowo ukrywała jego obecność. Był w bezruchu, czekając na sygnał od swojego nauczyciela. Jeżeli oczywiście ta nie zauważy go wcześniej.

: 05 gru 2019, 0:18
autor: Pień Opatrzności
Se wybrała romantyczno polane.
A tak serio to ją ciekawiło. Już kilka razy spotkała tę małą Burka dziecinę. Fakt, delikatna i urodziwa – Gdyby nie to że jego samego traktuje jak wnuka, nawet wpadłaby jej w ślepie. Ale też młodziuuutka.. Za aż takimi dzieciokami to ona nie lata.
Chciała wykorzystać swoje rany z areny do tego, aby podpytać co u niego. Bo trochę jej się tęskniło! Chciałaby no się dowiedzieć jak mu życie mija i może zdradzi młoda kto jest jego chłopem. No, no, podpyta. I da coś, żeby nie było.
Smoczyca posłała impuls do młodej, prosząc o rozmowę i leczenie. Prosząc, łagodnie coby nie wyszło że jest jakaś despotyczna. Jakoś się pomęczy tym całym maddarowym syfem. Fuj.

//2x średnia ; ; 1x lekka ; 1x ciężka

: 05 gru 2019, 21:14
autor: Mgliste Wrzosowiska
Samiczka na pewno nie spodziewała się takiego wezwania. Nie od razu skojarzyła zresztą adresatkę zaproszenia. Przede wszystkim jednak, gdy tlko sobie przypomniała, w głowie miała obraz umierającego wojownika.
A potem opowieść ojca o tym, jak go uratowała przed dwoma samcami.
I słowa mamy, że Wodnym się nie pomaga.
Jęknęła sfrustrowana, przeczesując grzywę zielonymi szponami, a muszelki, oraz kryształki, zadźwięczały w jej splotach.
Westchnęła. Dobrze, pomoże, tata miał u niej dług, a ona go spłaci. Zresztą była ciekawa tej ciemnej gadziny, wyglądała przerażająco, ale mówiła takim śmiesznym dialektem.
Poleciała więc na wspulne, ku Puszczy, gdzie znalazła polanę. Latając pośród opadów śniegu, czuła się, jkaby była na swoim miejscu.
Wylądowała wdzięcznie, chociaż jeszcze z proporcjami nastolatki podlotka. Oczy samiczki zalśniły, a ona zbliżyła się. Usmiechnęła lekko, kłaniając łeb przed starszą, to było silniejsze od niej, a potem aż sapnęła, widzac jakie rany nagromadziła.
Widzę, że ktoś tu próbuje pobić rekord przezycia z masą różnych ran. Co tak cię urządziło? – wyrzekła... magią, tak, magią, bo jej własny pysk nawet się nie otworzył na łuskę.

Podeszła bliżej, a następnie zaczęła ostrożnie badać z każdą z ran. Mnóstwo tego. Mnóstwo ziół... Aż miała ochotę zapłakać pierwszy raz na swój składzić po Mahvran. Brakowało kluczowych ziół. Musiała bardziej się postarać.
Westchnęła cichutko raz jeszcze, żegnając w myślach kamyczki.
Zaczęła wyciągać kolejno zioła, na największą z ran przygotowała jemiołę, tasznik, topolę, rumianek i melisę. Oraz tyleż samo miseczek, plus jedna dla żywokostu na pozostałe.
Dla kolejnych wyciągnęła po babce i korzeniu żywokostu, a na koniec dwie kulki jałowca, które od razu podsunęła smoczycy z wymownym spojrzeniem.
Mrugnęła do niej perłową powieką.
Rozstawiła miseczki, napełniła je wodą z bukłaka i w pięciu z nich zagrzała wodę, aż zaczęła bulgotać. Wsypała kolejno babkę, pokruszoną korę topoli, zmiażdżone korzenie tasznika, liście melisy oraz kwiaty rumianku. Do ostatniej miseczki z letnią wodą, sproszkowała korzeń żywokostu i zamieszała energicznie, aby uzyskać jednolitą masę.
Topolę i tasznik przegotowała raz jeszcze.
W między czasie podzieliła jemiołę, podając miseczkę z trzema cześciami smoczycy.
Wypij to, proszę. Pomoże uporać się z krwawieniem, chociaz uważaj, bo jest okropnie gorzkie – zaśmiała się cicho, zaraz potem podając jej słodszy napar z melisy. – To powinno ci posmakować, oraz to, rumianek – podpowiedziała, wyciągnąwszy z wywaru z rumianku kwiaty, podając jej sam napar. Potem małymi dawkami, pilnowała wypicie topoli. Kiedy wszystkie płyny zniknęły, ona obłożyła ranną łapę pozostałą częścią jemioły, a gdy przestała działać, kolejno kładła tasznik, a potem kwiaty rumianku na stan zapalny.
Na pozostałe krwawe rany rozgniotła liście babki dla puszczenia soków, obłozyła nimi szyję, a potem gardło. Na koniec, gdy babka wyschła, a ona mogła ją zdjąć, każdą z tych dwóch ran szyi i gardła, posmarowała pastą z żywokostu, aby przyspieszyć regenerację.
Otrzepała łapy, pocierając opuszkami o siebie, a jej pysk ozdobił szeroki uśmiech.
To jak, gotowa? Może trochę łaskotać – zachichotała, dotykając delikatnie jasnych łusek na jej piersi.
Posłała moc do ciala wojowniczki, skupiając umysł na źródle maddary. Nastawiła najpierw staw łokciowy, a następnie zregenerowała sam staw i torebkę stawową, zasklepiła też pęknięcie w kości, wypełniając je nową twarda masą tychże komórek. Nastawiła równolegle również palcec u stopy, również regenerując staw i wyciągając płyny przez pory na zewnątrz. Następnie oszyściła każą z krawiących szram z brudu, drobnoustrojów i martwych tkanek, jak i krzepnącej krwi. Dopiero wtedy poczeła łączyć zerwane żyły, naczynia krwionośne czy limfatyczne, z zachowaniem ich budowy. Oczywiście wzorowała się na zdrowych odpowiednkach, aby mieć pewność, że wszstko poszło tak, jak powinno. Potem łatała zerwane mięśnie i ścięgna, włókno po włóknie. Dawała więcej mocy, aby utrwalić każdą z prac. Zregenerowała uszkodzoną chrzastkę tchawicy, żyły, a potem ścięgna, to samo na szyi. Potem zaczeła łączyć strzępy skóry ze sobą, dopasowując brzegi, a na ich całej długości namnażała komórki, aby się zespoliły: tkanka tłuszczowa, skóra właściwa, naskórek. Po kolei, z zachowaniem unaczynienia czy unerwienia. Dopiero gdy skóra była gładka, pobudziła mieszki do wzmożonej pracy, aby odbudowac łuski. Przelała jeszcze nieco mocy i zabrała łapę, wzdychając.

/Ciężka: jemioła, tasznik, topola, rumianek, melisa
lekka: 2 jałowiec
2x średnia: babka, żywokost