Strona 25 z 36
: 03 sty 2020, 7:59
autor: Śnieżna Zadyma
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
W powietrzu czuć było nadchodzącą zmianę aury. Ale to nie była typowa cisza przed burzą. Wręcz odwrotnie. Wiatr nasilał się i coraz agresywniej zmiatał z pól świeży puch, który z rozpędu uderzał w wystające ze śniegu przeszkody. Niewątpliwie wzmagał się, co wróżyło nadejście zamieci śnieżnej. Niezbyt to sprzyjające warunki do nauki, ale miałem nadzieję, że uwiniemy się zanim pogoda nas stąd przegoni.
Bezpieczniej było podróżować pieszo w takich warunkach, dlatego przybycie trochę mi zajęło. Wypatrywałem w okolicy jeszcze nieznanej mi samiczki. Przed atakującymi płatkami śniegu zasłaniałem się lewym skrzydłem, co polepszało widoczność, ale nie chroniło całkowicie przed zbłąkanymi płatkami. Wreszcie dostrzegłem ciemniejszy kształt na śniegu.
Podszedłem do niej powoli, od zawietrznej i spojrzałem na... najdziwniejszego smoka jakiego w życiu widziałem. Przypominała morskiego, ale nawet one miały skrzydła. Poza tym, była wielka. Nawet większa ode mnie, co było dla mnie nie lada szokiem, gdyż myślałem, że będę uczył jakiegoś pisklaka lub, ewentualnie, samicę w podobnym wieku.
– Los jak i pogoda płata nam figle, hm? – zagadałem z przyjacielskim uśmiechem. A potem skupiłem się trochę i utworzyłem nad nami i wokół nas przeźroczystą kopułę, która zatrzymywała wiatr i śnieg. Była dość szeroka żeby dać nam swobodę do ćwiczeń.
– Jestem Wędrowny Kolec, ale mów mi Sorei. Jak ciebie zwą? Jesteś gotowa na naukę? – zapytałem zachęcająco.
: 03 sty 2020, 20:13
autor: Wijąca Łuska
Stworzenia nie były szczególnie zainteresowane otoczeniem. Wija nie stała na warcie i nie rozglądała. Ot, czekała, czas płynął jej niezauważalnie, więc w końcu przybędzie i ten, który dzielić się miał z nią informacją, czyż nie?
Tak też było, usłyszała smoczy głos i leniwie rozluźniła sploty długiego ciała, rozwijając utkany, ciasny pąk. Skunks protestował, aż do czasu, gdy za sprawą inną niż Absolemową zimno wyraźnie się zmniejszyło, a zwłaszcza tnący wiatr. Czarno-białe zwierzątko wyskoczyło z wężowych uścisków i czym prędzej podbiegło do Wędrującego, patrząc na niego ciekawsko, z uniesionym do góry ciałkiem i parukrotnie wachlującym się, rozłożystym ogonem. W końcu usiadł nieopodal jego łapy, zupełnie nieagresywny...
Wijąca obserwowała to z lekko opuszczoną dolną szczęką. Zęby miała długie i cieniutkie, leniwie świecące w uchylonych wargach. Porzeczkowe ślepia długo nie chciały ze skunksa przenieść na mentora. Wyglądała na zirytowaną i zawiedzioną.
Odchrząknęła i z wyraźnym wysiłkiem uśmiechnęła się do Wędrownego.
– To prawda. – Odpowiedziała na większość pytań i westchnęła, by z tchnieniem opuścić jej paszcze miał suty kłąb zmieniającej barwy mgły.
– Wybaczcie mnie, nie co dzień Żaberzwłok opuszcza mnie dla obcego gada, zwykł obcym być bardziej nawet nieuprzejmy, niż mnie. A ja nie pomyślałam, by stworzyć osłonę. Dziękuję więc za mnie i za niego. – Tu gad ukłonił się po swojemu, po czym usadowił się wygodnie, wyraźnie na przymus ignorując skunksa, który teraz ciekawsko obwąchiwał łapę Kolca.
– Ja sem Absolem lub też Wijąca Łuska. Pamiętam Cię z zebrania. Także przybyliście z daleka. – Powiedziała spokojnie, chowając cały jad już do środka. Przyda jej się w walce. Nie teraz. Teraz informacje!
– Opowiedz mi o tym jakie tu są ograniczenia mocy, a także jak polecasz mi atakować i bronić. Probowałem stoczyć już parę pojedynków – wiela moich zaklęć nie przynosiło skutku, nie każda ze starych mocy chce się słuchać tych ziem. Chętnie więc dowiem się wszystkiego co Ty wiesz.
: 04 sty 2020, 11:37
autor: Śnieżna Zadyma
Za sprawą magicznej kopuły szalejący wokół nas wiatr ucichł, a niedobitki uwięzionych w środku płatków śniegu opadały chwiejnie ku ziemi. Mogłem teraz wreszcie strząsnąć śnieg z grzbietu i skrzydeł. W zasadzie miałem go wszędzie, ale liczyłem na to, że niedługo się roztopi i spłynie mi po łuskach pod postacią kropel wody. Niestety, grzywa była w najgorszym stanie i doprowadzenie jej do ładu troch,ę by potrwało, więc zostawiłem ją już w spokoju pozwalając posklejanym pasemkom pozostać przyklejonym do szyi.
Potem coś ciemnego do mnie podbiegło. Zeszło najpierw z grzbietu Absolema, a potem potruchtało w moją stronę stając na śmiesznych małych tylnych łapkach w uroczej pozie. Przekrzywiłem lekko głowę spuszczając ją powoli do poziomu skunksa. Koniuski moich warg uniosły się w przyjaznym uśmiechu, a miękka i ciepła para z moich nozdrzy owiała ciekawskie stworzonko. Zamrugałem wpatrując się ciekawsko w przyjaciela Wijącej Łuski. A kiedy Skunks usadowił się przy mej łapie na powrót podniosłem głowę. Ogon przysunąłem do przednich łap owijając go wokół czarno-białego kompana Absolema, użyczając mu jego owłosienia jako tymczasowe gniazdko w którym mógł się wygrzewać. Na czas treningu, oczywiście.
Przeniosłem spojrzenie na zdziwioną śmiałością swojego przyjaciela, smoczycę próbując zrozumieć, dlaczego mówi jak samiec.
– Nie masz za co przepraszać – uśmiechnąłem się do niej. – Jestem ze wschodu. Przyleciałem tu około cztery księżyce temu. Ale pogadamy o tym później. Zajmijmy się nauką, a potem znajdziemy lepsze schronienie, bo nadciąga naprawdę silna zamieć.
Naprawdę chciałem lepiej poznać Wijącą, ale czas gonił, więc od razu przeszedłem do odpowiedzi na jej pytanie.
– Podobnie jak ty, w swoim domu miałem dużo większe moce. Ja zajmowałem się prastarymi runami, ale one tu nie działają. Pozostaje nam więc posługiwać się tym czym obdarowała nas natura, czyli maddara. Z tego co mówisz, umiesz się nią posługiwać, ale ja muszę zobaczyć twoją moc na własne oczy, żeby dać ci odpowiednie wskazówki i czegoś douczyć.
To powiedziawszy Przymknąłem na chwilę oczy i zaczerpnąłem z zapasów swojej energii trochę mocy, dzięki której utworzyłem o skok od niej magiczną iluzję smoka czarnego smoka mojej wielkości. Wyglądał jak posąg i właściwie się nie poruszał.
– Pokaż mi jak byś go zaatakował – zaproponowałem, podchwytliwie zwracając się do niej w rodzaju męskim. Ciekaw byłem czy zwróci na to uwagę.
: 04 sty 2020, 22:17
autor: Wijąca Łuska
Gadzina starała się ponad wszystko nie przejmować porzuceniem przez Żaberzwłoka.
*To wcale nie tak, żem Ci życie uratowała razy kilka, niewdzięczny bucu.* Wyburczała do niego w myślach. Wzięła wdech, mroźne powietrze wpijało się w jej język, pobudzając zblazowany umysł. Tyle tego, skupienie było dziś kluczowe!
Skinęła łbem pewnie, kiedy znacznie młodszy od niej smok zaproponował przeniesienie czczej gadki na inny moment. Już go lubiła, myślał i nie podlizywał się, a to godne było poszanowania! No i dobrze traktował jej zwierzątko, więc mimo zazdrości uśmiechnęła się widząc jak otula jego kitę własną.
Jak na siebie była dziś niezwyczajnie nieruchoma i spokojna. Jakby prosta bardziej niż splątana. Jakby bliżej prawidłowej smoczej istoty. Co pomyśli o niej Wędrowny, gdy pozna jej prawdziwą, pokrętną, podstępną naturę?
Obrócił łeb, nieruchomo wpatrując się w posąg. Iluzje to była właśnie jej bajka! Teraz jednak nie czas na to, bezpośredni atak będzie lepszym wyjściem. Byle wymyślić coś, co zechce objawić się w tym jałowym świecie...
Skoncentrowana energia poszła w wyobrażenie.
Zobaczyła jak czerwona półprzeźrocza gardziel wielkiego zębatego robala zmierza się, by pochłonąć łeb czarnego smoka. Była na tyle wielka, by swobodnie swym środkiem objąć czyjąś czaszkę, a tylko na tyle długa, by pożreć ja do połowy szyi. Zanikała na końcu, nie mając reszty istoty – była jedynie koszmarną marą, pozbawioną życia, niosącą śmierć. Jej pysk składał się wyłącznie z mięsistych warg od razu przechodzących w pręgowane tułowie, którym poruszała się jak dżownica. Okrągły otwór gębowy składał się zaś z pięciu pasm trójkątnych, gęsto usianych zębów. Ciałopaszcza zaciskała i rozluźniała się spazmatycznie, pożerając i wydalając powietrze którym docierała do smoka, kierując się na czubek jego nosa, który chciała otoczyć i morderczo wypełznąć dalej – koszmarna wizja zadawać miała liczne rany kute, losowo rozsiane od czubka pyska po połowę szyi nieruchomego smoka.
Ciało w dotyku było ciepłe i obrzydliwie wilgotne, do tego cuchniało stęchlizną oraz bebechami. Nie było z pewnością twarde i ugiąć miało się pod ciosem czy szponem, w razie zranienia jednak rozpadało się miast krwawić, ginąc bezdźwięcznie i rozwiewając się jak sen po obudzeniu. Tracąc ostrość i kolory.
Odcinając zużycie energii przez Absolema, którego żółte wypustki jaśniały, gdy zużywał świdrującą jego ciało maddarę. Skupił ona na powrót ślepię na swego chwilowego mentora.
– Odnoszę wrażenie, że problemem jest iż ten świat lubi twory nieskomplikowane jak on sam. Nie przywykłam to tego, nie wiem też po prostu co nim kieruje. Moje ataki to zwykle są wspomnienia, kolekcjonuję je dla magii, bo w magii jest zdolność pamięci niezwykła – Bajdurzyła, wyraźnie zafrasowana, ciekawa efektów swego tworu i możliwej obrony wymyślonej przez Adepta tutejszego czarnoksięstwa, który tak jak i ona doświadczenia wiódł z innych światów.
: 04 sty 2020, 23:24
autor: Śnieżna Zadyma
Światy z którymi byliśmy związani rządziły się dużo ostrzejszą naturą niż to tutaj miejsce. Nie wiedziałem przez co przeszła ta fantastyczna smoczyca zanim tutaj dotarła, ale jedno było pewne: tutaj byliśmy zjednoczeni, gotowi nadstawić karku za siebie wzajemnie, a być może nawet postawić na szali swą egzystencję za drugiego. Ale tam... bylibyśmy śmiertelnymi wrogami posługującymi się straszliwą mocą wykorzystywaną od początku do niszczenia. Opadnięcie barier wpuściło do serca Wolnych Stad nie tylko nas. Było nas tutaj wielu. Dobrowolnych niewolników z podciętymi skrzydłami. Szukających azylu? Albo badających teren. Jedni byli dobrzy, szlachetni. Inni? No cóż. Może po to byli potrzebni ci "dobrzy"? Dla równowagi.
Trafiła mi się bardzo zagadkowa istota, o niespotykanej rasie i ciekawej barwie maddary. Wczuwałem się w jej wibracje urzeczony złożonością i szczegółami, którymi tworzyła własny magiczny świat.
Oczywiście twór powstał. Był odrażająco podobny do tego co już kiedyś widziałem i wolałem już tego nie widzieć. Tym bardziej byłem poruszony tym widokiem i natychmiast odwołałem swoją iluzję ruchem łapy, którą zacisnąłem w pięść i uderzyłem tą pięścią w śnieg. W oczach, którymi przeszyłem Absolema, paliły się ogniki prawdziwego zmartwienia i trochę złości. Oczekiwałem wyjaśnień, ale zanim zdążyłem zapytać, samiczka sama zaczęła się tłumaczyć ze swojego zachowania.
Rozumiałem ją aż nazbyt dobrze, dlatego trochę się uspokoiłem, wierząc, że to jest trochę przytłaczające dla niej. Odpowiedziałem jej spokojnie:
– Dla dobra wszystkich, nie powinieneś pokazywać im tego, co tam widzieliśmy. Wiem, że to wspomnienie z którym ciężko walczyć, ale nikt nie jest gotowy na to – wskazałem łapą na zawisłą w powietrzu obślizgłą kreaturę na której sam widok można było poczuć ciarki pod skórą. – Zadbałeś o prawie każdy szczegół, ale zajęło ci to za dużo czasu. Spróbuj odrzucić przeszłość i skupić się na tym co jest tu i teraz. A tu i teraz, czas biegnie szybko. Szybciej niż tam skąd pochodzimy. Musisz przyspieszyć i skupić się na tworzeniu prostych przedmiotów inaczej zginiesz zaskoczony atakiem od tyłu.
Już kiedy mówiłem do niej, moje myśli powiązane ściśle z maddarą utworzyły lodowy sopel o ostrym końcu i regularnie zwężającej się ku niemu średnicy. Błysk w moim oku wystarczył za sygnał do działania i kolec poleciał na jej prawą łapę żeby ją przebić i utkwić w kości. Oczywiście od początku kontrolowałem atak będąc w stanie w każdej chwili odwołać czar zanim stałaby się jej krzywda.
: 01 mar 2020, 22:08
autor: Mgliste Wrzosowiska
Było piękne wczesne popołudnie, nim dotarłyśmy do terenów wspólnych. Musiałyśmy przelecieć spory kawałek plagowych terenów.
Zbudziłam Queen ze snu, na szczęście naturalnego, płytkiego, a nie takiego, który odbiera ci po cichu życie. Ku mojej rozpaczy, której starałam się nie okazywac czerwonej samiczce, stan Fauna i Sufreiah się pogarszał. Nie wybudzały się na jedzenie, ani picie, marniały w oczach i najgorsza była świadomość, że nic nie mogę z tym zrobić, jak próbować opóźniać ten proces. Ikirouta i Rubeus również zasnęli, bardzo bałam się, że któregoś dnia i Queen wpadnie w letarg. Myśl, że ich stracę, napawała mnie strachem, żalem, tym bardziej nienawidziłam ostatnich słów Eurith.
Postanowiłam dzisiejszego dnia zostawić w spokoju wyprawy. Zostawiłam leszego w legowisku, prosząc go, aby miał oko na pisklaki. Czaromgła zaś zwineła się w cienistej, gronostajowej postaci na mojej szyi, gdzie dalej zasiadała moja córeczka.
Teraz zostałyśmy same, chociaż nie wątpiłam, a przynajmniej miałam nadzieję, że Sorei nie będzie unikał kontaktu z córką, która nic nie zawiniła w naszych relacjach.
Do torby spakowałam nieco soku z suszonych owoców, kilka płatów suszonego mięsa natartego ziołami oraz kilka innych przedmiotów.
Po drodze opowiadałam samiczce nieco o mijanych terenach, nazywałam rzeki, lasy i równiny, tłumacząc gdzie się wybieramy. W końcu ominęliśmy Dziką Puszczę, gdzie skierowałam się ku Bliźniaczym Skałom. Rzadko tam bywałam, a to dobry pretekst, aby dodatkowo nieco pozwiedzać.
Odnalazłam piękną dolinę, urokliwą, nawet pomimo, a może zwłaszcza, otaczającej ją bieli. Drzew, bez liści, dalej szumiały pięknie.
Ostroznie wylądowałam na spadzistym terenie, ale nie stromym. Tam pozwoliłam córce zejśc na ziemię, samej rozkładając skórę wilków, zszytą ze sobą, tworzącą sporą płachtę. Ustawiłam stabilnie torbę, wskazując córeczce miejsce.
– Spójrz, jak tu pięknie, Queen. Jak wielki jest świat, który nas otacza, a to i tak zaledwie łuska w rozległym morzu – westchnęłam, uśmiechając się do małej.
: 01 mar 2020, 23:33
autor: Queen
Queen bardzo nudziła się w grocie, jej rodzeństwo ciągle spało, a ona jako mały rozbawiony pisklak chciała się bawić, zwiedzać, uczyć, wszystko byleby nie siedzieć w jednym miejscu. Ciężko było utrzymać w jednym miejscu pisklaka, który był ciekawy świata. Może i jej mama myślała że ona nie widzi tego co się dzieje z jej rodzeństwem, jednak małe chłoną wszystko zawsze bardziej niż można było się tego spodziewać. Skoro była jedynym "żywym" pisklakiem, to nie wróżyło dobrze, ale mała samiczka miała nadzieję że w końcu obudzą się i będzie mogła z nimi się pobawić. Mimo że bardzo lubiła towarzystwo opiekunki, to jednak brakowało jej zabawy z osobnikami w jej wieku. Teraz nie był czas na to by się nad tym zastanawiać.
Samiczka była zachwycona wyjściem z groty wraz z rodzicielką. Z zachwytem patrzyła na biały świat, nie wiedziała nic o nim. Myślała że zawsze jest tak biało i pięknie. Każdy pagórek, dolina, rzeka, drzewa wprawiały zachwyt na czerwonym pysku samiczki. Jakby ktoś spojrzał na nią podczas lotu to zobaczyłby otwarty szeroko pysk i ruszający się łepek, który próbował zobaczyć wszystko co się da.
W końcu wylądowali, a ona mogła sturlać się ze grzbietu matki. Oczywiście to nie było zejście pełne gracji, z uwagi na wielkość dorosłej smoczycy, przez co na końcu zrobiła fikołka i wylądowała z rozłożonymi tylnymi łapami na swoim zadzie, chichocząc ze szczęścia. Przyjemnie było wyrwać się z groty pełnej śpiących osobników. Weszła na ciepłą skórę otrzepując się ze śniegu. Usiadła na krawędzi, delikatnie dotykając przednią łapą śniegu, zostawiając na śniegu ślady swojej łapy.
– Mamo, a śnieg zawsze jest koloru białego? -zastanawiała się czerwona samiczka. Może jest śnieg czerwony jak ona, albo żółty. Chciała by zobaczyć dolinę pokrytą żółtym śniegiem, skoro świat jest tak wielki, to może gdzieś na świecie jest kolorowy śnieg.
– Mamuś, jak było na randce z Tatusiem? -niestety ale mała smoczyca była chyba jak każdy pisklak ciekawa wszystkiego, a że dużo rzeczy nie wiedziała, to szczególnie interesowało jej ojciec, który był pierwszym smokiem którego widziała. To on ją uratował, dla niej był równie bliski jak wszyscy którzy znajdowali się w grocie, lecz teraz go nie było.
– Mamusiu a gdzie jest Tatuś? Dlaczego nie ma go z nami w grocie? Czemu nas nie odwiedza? Czemu na ceremonii siedział z jakąś smoczycą? To jest moja kolejna siostra? -skąd Queen mogła wiedzieć że takimi pytaniami może spowodować zakłopotanie matki, albo nawet sprawić jej przykrość. Ona tylko chciała wiedzieć wszystko o wszystkim. Coraz to nowe pytania wpadały jej do małego łba. Najchętniej zadałaby jej wszystkie na raz, zasypując ją jak lawina, lecz starała się poukładać we łbie wszystko, by niczego nie pominąć.
: 02 mar 2020, 10:21
autor: Mgliste Wrzosowiska
Na moim pysku pojawił się leciutki, rozbawiony uśmiech, gdy mała czerwona samiczka sturlała się, opadając zabawnie na śnieg, który poprzyczepiał się do jej futerka. Delikatnie, łapa, zgarnęłam większość z jej skrzydeł, a następnie zaczekałam, aż przy mnie usiądzie.
Tak wiele pytań, jedne proste, kolejne już bardziej skomplikowane, budzące ból, o którym chciałam nie myśleć. Zawód głęboko wżarł się w moje pokaleczone serce.
Nabrałam nieco śniegu do lewej łapy.
– Śnieg zawsze jest biały, czysty, gdy opada na ziemię. To zmarznięte woda. Gdy zrobi się cieplej, właśnie w to się zamieni – wodę, która nawodni spragnioną ziemię, pobudzi ukryte nasionka i cebulki wraz z nadchodzącym ciepłem, a z nich wyrosną wszelkiego rodzaju rośliny, kwiaty, krzaczki, drzewka. Gdy będzie bardzo ciepło, woda zamieni się w parę podobną do twojego zmarzniętego oddechu, uleci do nieba, stając się chmurami, z których z czasem spadnie deszcz – mówiąc to, magia rozgrzała wnętrze mojej łapy, a biel sniegu poczeła topnieć, zamieniając się w letnią wodę, która utworzyła koliste kształty w śniegu. Potem rozgrzała się ziemia u naszych łap, a delikatna para uniosła się w górę. – To odwieczny krąg życia, kochanie. Zmiany są nieuniknione, one nas tworzą, dzięki nim dorastamy, mądrzejemy lub uczymy się czegoś nowego. Nic nie jest wieczne, ale krąg życia zawsze zostaje zachowany.
Przekręciłam głowę, patrząc na córkę ze spokojem i miłością.
– Tak też jest ze mną i twoim tatusiem. Być może nie jesteśmy razem, ale łączy nas coś, póki trwacie – miłość do was. Tatuś zawsze będzie cię kochał, tak jak i mama. Nie ważne czy razem, czy oddzielnie. Jestem pewna, że niebawem przyjdzie po ciebie, aby mógł spędzić z tobą czas – zniżyłam głowę, muskając nozdrzami grzywę córeczki. – A to nasuwa kolejną odpowiedź na twoje pytanie: mamy prawo spotykać się z innymi, tworzyć sieć relacji. Smoczyca, przy której był, to Wojowniczka Plagi, Eurith, córka Kheldara. Sądzę, że łączy ich przyjaźń, kochanie – temat, chociaż niezwykle dla mnie trudny, wymagał jednocześnie obiektywności, na którą ciężko było mi się zdobyć.
Queen jednak nie zasłużyła na moje uprzedzenia. Nigdy świadomie nie zaszczepiłabym w niej niechęci do ojca, czy innego Plagijczyka. Kiedyś podrośnie i potrzebowała czystego umysłu, aby zawrzeć własne relacje, nie skażone moimi niechęciami czy sympatiami.
Sorei zawsze będzie jej ojcem, mogłam tylko się modlić, aby nasza sytuacja nie rzutowała na nasze pisklęta. I ich więź.
: 05 mar 2020, 14:24
autor: Queen
Queen siedziała i uważnie słuchała matki, chciała jak najwięcej dowiedzieć się od najmądrzejszej smoczycy jaką znała. Zasmucił ją fakt że nie istnieje żółty śnieg i tylko nudny biały kolor otacza ziemie. Samiczka zrobiła ogromne oczy gdy zauważyła jak śnieg topnieje pod łapą mamy, a później uniosła się przezroczysta para. To co jej mówiła mama wszystko było prawdą, ale ciekawsze dla pisklaka było to jak ona potrafi. Siedziała z otwartym pyskiem.
– WOW! Co to, jak to zrobiłaś mamo? – próbowała zrobić to samo, położyć łapę na śniegu. Jedynie poczuła zimno, które sprawiło że samiczka aż zadrżała. Śnieg nie roztopił się tak jak to pokazała mama.
Wysłuchała się w kolejne słowa opiekunki i nie dowierzała, krąg życia, dorastanie? Ona nie chciała dorastać, nie chciała zmian. Dobrze jej było z mamusią, tatusiem, rodzeństwem, bawienie się, nie martwienie się o nic.
-Ale ja nie chce dorastać, chce by było tak jak teraz, na zawsze. Ty, Ja, Tatuś, kochająca się rodzina. Nie chce by cokolwiek się zmieniło. Proszę mamo, chce by nic się nie zmieniło, szczególnie nasza miłość do siebie, dobrze? -mała samiczka bardzo przejęła się informacją że to co jest teraz w przyszłości może już nie być takie same. Bardzo kochała swoją mamę i nie chciała by pomiędzy nimi się coś popsuło.
– Co oznacza Plaga? Co to jest Wojownik? – pytając przechyliła łeb.
: 08 mar 2020, 10:10
autor: Mgliste Wrzosowiska
Uśmiechnęłam się z czułością na ciekawość córeczki.
Była taka żywa, prawdziwa, ciekawa otaczającego ją świata. Pragnęłam ją ochronić przed wszelkim złem, ale wiedziałam, że nie powtrzymam jej przed popełnianiem błędów. Zawsze będę obok, z dobrym słowem, ale tego jednego nie mogłam zrobić – przeżyć życia za nią. I nie wazne, jak będzie bolało mnie jej cierpienie, musiała niegdyś go doświadczyć, bo takie było śmiertelne istnienie. Mogłam ją kochać i wspierać, aby mogła przez to wszystko przejść i nie zamierzałam jej okłamywać, łudzić.
–
To, kochanie, Maddara. Siła napędowa każdego smoka. Moc twórcza dana nam przez boginię Narnaleę. Dzięki niej żyjemy, możemy wznosić się w niebiosa, krzeszemy żywioły. Możemy pomagać sobie, możemy walczyć. Sama moc jest tylko twórcza, ale to twoja myśl nadaje jej konkretne właściwości. Dzięki niej leczę, ale można też nią ranić, bronić się, co czynią Czarodzieje. – wyjasniłam spokojnie, patrząc na czerwoną samiczke.
Usmiechnęłam się leciutko.
–
To nie jest możliwe, Queen, kazdy z czasem dorasta. Teraz wydaje ci się to nieprawdopodobne, ale im większa będziesz, tym bardziej sama zapragniesz tych zmian. Dzieki nim żyjemy. Zmiany, jak powiedział mi pewien mądry młody smok, też są czymś stałym. Nie unikniesz ich. Będziesz większa, jeszcze piękniejsza, groźniejsza. Nauczysz się nowych rzeczy, będziesz kochać i nienawidzić. Ale jedno nigdy się nie zmieni kochanie, moja miłość do ciebie. Zawsze będę cię kochać z tatusiem, niezależnie od wszystkiego – zapewniłam, przeczesując wydłużająca się z każdym księżycem grzywę córeczki.
–
Plaga to stado, jedno z czterech, twoje stado, twój dom i rodzina. Przewodzi nami Kheldar, którego poznałaś na ceremonii, a poza Stadem mówią na niego Uśmiech Szydercy. W Pladze imię, które przywdziewamy wraz z rozłupaniem skorupki jest tym jednym, prawdziwym, ale zachowując czastkę zgodności z prawami Wolnych Stad, zmieniamy je na ceremoniach. Z Łuską dla samiczek adeptek, z Kolcem dla samczyków. a gdy już nauczymy się dostatecznie, na ceremonii dorosłego smoka, zmieniamy imię na dowolne z dwuczłonowymi. Ja w Pladze jestem Sufrinah, ty Queen, ale poza Plaga znają mnie jako Mgliste Wrzosowiska. Plaga została skrzywdzona przed moim wykluciem. Wtedy nazywała się Cieniem. Smoki zniszczyły te stado od środka, obcy, którzy przeważlyli krew założycieli. Kheldar ich pokonał, ale słabe jednostki wezwały smoki z zewnątrz i w ten sposób Ogień, Woda i Ziemia rozebrały nas, okradły, a zdrajcy odeszli do Ognia. Pozostał tylko Kheldar, Spojrzenie Mroku i kilka piskląt. Ziemia przyjęła nas do siebie za cały skarbiec naszych kamieni, a gdy przyszedł czas, oddała częśc ziem, które zgarnęła i w ten sposób odrodziliśmy się, jako Plaga. Zaś moja matka, a twoja babka i zastępczyni, Frar, znana też jako Kuszenie Diabła, wynegocjowała od Wody... ponad polowę ich terenów. Teraz jesteśmy silniejsi, niż kiedykolwiek wcześniej. Woda to inne stado, z którym zawsze nie potrafiliśmy się dogadac, odkąd Założyciele Kheldar, Kalhair, Mawgan, Talaith przybyli na te ziemie. W każdym razie obecna Woda powstała w wyniku zdrady. Bo widzisz, dawna Woda upadła u początków historii Cienia na tych ziemiach. Połączyła się z Ziemią, tworząc stado Życia. Kilku buntowników postanowiło się oddzielić i odrodzić, jako Woda, chociaż w ich krwi... znajdowała się może śladowa ilość krwi tamtych smoków. Wodą przewodzi Przesilenie Północne. Znam tylko dwa smoki Wody. axarus jest niezrównoważony, głośny, dziwny. Zaś Despotyczny Ferwor wydaje się miły, chociaż nie darzy Plagi przyjaźnia, jak i reszta Wody. Smoki te niby są, jak rwący nurt rzeki. Ogień był dawno temu naszym sojusznikiem, ale zdradzili nas podczas Szczerbatej Skały, łącząc siły z Przywódca Ognia po tym, gdy Kapłanka Cienia wyprosiła ich wraz z Opoką Ziemi z terenów tegoż Stada, gdy Woda próbowała ją obalić. Przywódca Ognia podstępem uciał łeb Cienistej Przywódczyni, wywołując krwawą wojnę między wszystkimi. Teraz jednak podobno mamy zawrzeć z nimi porozumienie. Smoki Ognia podobno sa chaotyczne, zmienne, dobrzy wojownicy. Rządzi nimi Płomień Wiary. Czas pokaże, jak to się potoczy. Ziemia była do niedawna naszym sojusznikiem, ale Trzęsienie Ziemi zerwał sojusz po tym, gdy Kheldar wytknął im interesowność, gdy byly przywódca Ziemi miał zostać Prorokiem. Te smoki podobno kochają naturę, lubią spokój i są rodzinne, a wśród nich wykluwają się najlepsi łowcy. Nie wiem, kto obecnie niby przewodzi.
Każdemu stadu zaś patronuje inny Bóg. W Ogniu jest to Kammanor, brat Immanora, Bóg siły, w Ziemi zaś sam Immanor, najwyższy z bogów, stwórca, pan wytrzymałości. W Wodzi jest Nenya, pani szybkości, zaś w Pladze? Tak naprawdę nie wiem, kto dokładnie... ale nasze smoki wykluwają się spostrzegawcze. Pamiętaj kochanie, Plaga jest najwazniejsza, uwazaj, gdy poznajesz obcych, nigdy nie ufaj im bardziej, niż na, Nie wolno ci zdradzać tajemnic Plagi. Na Urwisku, gdzie odbywają się ceremonie, jest wyryty kodeks, to on nami rządzi i jestesmy zobowiązani go przestrzegać – tutaj opowiedziałam jej o
KODEKSIE, jego prawach i karach oraz przywilejach. Gdy skończyłam, spojrzałam uwazniej na córkę. –
To bardzo ważne, Queen, abyś to pamiętała. Kodeks jest najwazniejszy, nasze smoki też. Winna jesteś posłuszeństwo Przywódcy, nie wolno ci zdradzić, za to czeka cię tylko śmierć. Ale w zamian, cokolwiek by się nie działo, każdy Plagijczyk zawsze przyjdzie ci z pomocą.
Odetchnęłam cicho, wyciągając z torby pasek suszonego mięsa, podając córce.
–
Wojownik to jedna z profesji, które możesz obrać wstępując na Adepta. Wojownik walczy swoim ciałem, kłem i pazurami. Jest pierwszą linią obrony podczas zagrożenia. To samo Czarodziej, jednak on walczy Maddara, o której ci powiedziałam. Możesz zostać też łowcą. To smok, który poluje dla stada, karmi tych, któzy nie mogą sami polować, bo są chorzy, starzy lub po prostu leniwi. Uzdrowiciel, jak ja, leczy smoki z ich obrazeń z różnych wojaży, czy po spotkaniu z drapieżnikami oraz choroby, które czasem nas nękają. Piastun, jak twój dziadek Burdig,, opiekuje się pisklętami. Uczy je, wychowuje sieroty, chroni w razie wojen. Przywódca stoi na czele stada, a jego słowo jest prawem. Zastępca pomaga w tym przywódcy, a w razie jego śmierci często przejmuje jego posadę. Starszy Stada to smok, który poświęcił całe życie właśnie jemu, a gdy osiągnał osiemdziesiąty piąty księżyc, może zostać nagrodzony. Wtedy cześto uzdrowiciele ustępują miejsca Klerykom, swoim uczniom, a Przywódcy ustępują, ale niekoniecznie w Pladze. Adept i Kleryk to uczniowie na konkretną profesję, a pisklęta to ktoś taki jak ty. Maluch, który uczy się życia – mrugnęłam do niej porozumiewawczo.
/wiedza 1
: 10 mar 2020, 13:08
autor: Queen
Queen usłyszała o magii, a dokładnie o Maddarze. Czyli ona też miała tą moc, ale czemu nie potrafi jej używać? Może ona jej nie miała, może była wybrakowana. Słuchała z uwagą o stadach, rangach, historii jej stada no i o bogach. Oczywiście najbardziej wsłuchała się w kodeks, bo warto było znać zasady, które nie powinna przekraczać ani łamać, by zostać adeptką, a później jedną z wybranych rang.
– Ja też mam tą Maddarę? I będę mogła czarować i przesyłać swoje słowa?. Czy inne smoki słyszą moje myśli? -to ostatnie pytanie niepokoiło ją już od dawna. Bardzo się bała że ktoś wie co myśli i co planuje o przejęciu władzy.
Samiczka od dawna prawie od samego wyklucia wiedziała że chce zostać przywódcą. Jednak przywódcą nie jednego stada, lecz przywódca wszystkich. Dla niej to był cel życia, coś do czego dążyła kiedy tylko poznała Kheldara. Chciała być królową wszystkich istot żyjących, ale nie wiedziała czy może komukolwiek ufać na tyle by zdradzić swoje plany, nawet mamie. Sprawdzała reakcje poprzez powiedzenie tylko części prawdy. Lepiej zachować swoje marzenia głęboko w sobie, by nic ich nie zniszczyło, ani nie pokrzyżowało planów.
-Ja chce na początku zostać czarodziejką, a jak już będę duzia i będę potrafiła walczyć to zostanę Przywódcą. -powiedziała niepewna czy może zdradzić swoje plany. Nie powiedziała oczywiście że chce władać innymi smokami i mieć swoich poddanych oraz że nie spocznie na władaniach nad tylko jednym stadem.
– A Ty mamusiu od początku chciałaś pomagać i leczyć smoki? -zapytała nadal próbując wyczarować to co rodzicielka dotykając zimnego śniegu.
: 10 kwie 2020, 20:15
autor: Horyzont Świata
W końcu miał nieco spokoju, nawet jego zmartwienia dzisiaj go tak nie dręczyły. Albo.. na razie. Dzień jednak był piękny, naprawdę piękny. Było ciepło, słonecznie, ani jednej chmury na niebie. Postanowił więc udać się na dużą polanę obrośniętą różnymi, małymi kwiatami. Wylądował gdzieś na środku i... po prostu walnął się na plecach. Skrzydła szeroko rozpostarte, rozluźnione łap, ogon dlikatnie wygięty w różne strony. Wsłuchał się uważnie w szum trawy, świerszczy i pszczół. Oddychał powol i głęboko, oddając się całkowicie rozkoszy ciepła i naturze wybudzającej się z zimowego snu. Tak. Przez tą chwilę było idealnie.
Se'ze leżała na jego brzuchu i również relaksowała się chwilą.
: 10 kwie 2020, 20:38
autor: Błękit Nieba
Samica leciała nad Bliźniaczymi Skałami, niby tak o. Po prostu. Dla rozluźnienia i przewietrzenia swojego futra prawda? Zaraz jednak spojrzała w dół i dojrzała plamę. Trochę żółtego/kremowego, troche czerwieni i czarne. Toż to smok! Żywiołaka jeszcze nie dostrzegła. Zanurkowała szybko w tamtym kierunku by bedąc tuż nad swym celem, rozłożyć mocno skrzydła i opaść na smoka! Hah! Zwykle się na kogoś wdrapywała bądź lądowała mu na grzbiecie. Nie robiła tego jeszcze z brzuchem. Ale nie ważne.
-Mam cię! – Zawołała.
: 11 kwie 2020, 18:29
autor: Horyzont Świata
Było naprawdę przyjemnie, czasami powiew zimniejszego wiatru sprawiał, że jego błony drgały niespokojnie. Nie mógł się doczekać, aż ciepłe dni się rozkręcą i będzie gorąco. Wtedy uda się nad ocean, żeby w pełni zobaczyć jak wygląda. Powoli tracił czujność i nie zareagował odpowiednio szybko, na nagły brak słońca. Wpierw pomyślał, że to jakaś chmura zasłoniła mu widok. Ale wtedy poczuł jak coś dużego opada mu na brzuch. Jednocześnie wydał z siebie zduszone "ugh", otworzył oczy bardzo zaskoczony i złapał odruchowo przednimi łapami obcego smoka za barki. Szybko rozpoznał po głosie, że to samica i miała podobną jak Urzara, siarkową nutkę zapachu w swoim futrze. Chciał zrzucić z siebie samicę, jednak to spotkanie i ta sytuacja tak go zaskoczyła
– Em... nie za duża jesteś żeby tak robić? W ogóle co ty robisz...
Zapytał mocno oszołomiony tą sytuacją.
: 11 kwie 2020, 21:23
autor: Błękit Nieba
Samica zasmiała się wesoło machając ogonem na boki. Powiedzmy że to już po jej cerce. Akurat się skończyła. Wstała zaraz z samca i odskoczyła od niego.
-Nazywam się Błękit Nieba! Jestem z Ognia i po prostu nie mogłam się powstrzymać gdy zobaczyłam cię takiego rozwalonego. – Wyszczerzyla swoje białe kiełki.
-Co tutaj robiłeś? Czuję od ciebie znajomy zapach.
Nie wiedziała wszak, że trafiła na partnera swojej przybranej siostro-matki. Jak to brzmi.
: 14 kwie 2020, 20:45
autor: Horyzont Świata
Nieznajoma miała naprawdę gęste futro, kojarzyły mu się te kolory z niebem. Dalej było ciepło i przyjemnie, także kiedy ona z niego zeszła, on tylko położył się na brzuchu. Łapy wyciągnął do przodu, ogon i skrzydła nieco bardziej spięte, pod wpływem nagłego stresu smoka. W dalszym ciągu nie rozumiał o co jej chodziło, jednak w odpowiedzi wzruszył tylko barkami. W ogóle imię miała adekwatne do koloru futra, a on głupi wybrał jakieś takieś... losowe imię dla siebie te ponad trzydzieści księżycy temu.
Uwaga. Obca. Włączyć tryb niepotrzebnego stresowania się.
– Mnożesz mi mówić Teza. Hm.. Re...relaksowałem się. I jak to znajomy zapach, przecież widzę cię pierwszy ... pierwszy raz, no...także nie wiem o co ci chodzi
Powiedział patrząc na nią, nieco odchylając łeb do tyłu. I to tyle z jego relaksu.
: 06 maja 2020, 19:27
autor: Posępny Czerep
Była już naprawdę głodna, niemal słaniała się na własnych łapach. Jakiś wewnętrzny upór kazał jej odkładać to, niemal jakby chciała się ukarać. Kto wie, co siedziało jej w głowie?
Ostatecznie jednak przybyła na jedną ze swych ulubionych Dolin, by unieść wysoko łeb i zaryczeć nagląco. Ależ to było dziwne, znaleźć się po ten stronie społeczeństwa.
Burofutra przysiadła, układając skrzydła na trawie i grzejąc je na słońcu. Przyszło jej czekać, więc czekała. Biała, zamknięta paszcza zwrócona była nieco w górę, jakby spodziewała się, że odpowiedź raczej przybędzie z powietrza. Nagi ogon zwinął się w pętelkę nieopodal łap, dziwnie niechętny, by utulić je w uścisku przyzwyczajenia.
: 06 maja 2020, 20:38
autor: Zwyczaje Zamieci
Zapach pieczonego mięsa, jakie to jeszcze gorącem buchało i tłuszczem lekko ociekało z boków, rozwiał się po okolicy z szumem doliny. Coś zaćwierkało w oddali, coś zaszeleściło mocniej od wszystkich liści i gałęzi... aż wreszcie, wśród chmur i niepokaźnego światła dnia, dwie sylwetki ukazały się w pełni. Na czele błękit, w tle krwista czerwień i nie kołowali długo; zlatywali z niebios jak zbawienie w opowieściach lub po prostu jak dwójka doświadczonych kurierów z delikatną przesyłką w łapach.
Wielka, mocarna harpia z oczyma jak bursztyny zeszła na ziemię niepozornie. Puściła z zębów mieszek, wreszcie capiąc w wielką dłoń i położyła za sobą, poza widokiem Ognistej. Sakwy przy pasie zabujały się mimowolnie. Harpia sapnęła. Jej koścista twarz nie zmieniła wyrazu, gdy puściła ze szponów wyrosłe karczycho łosia (4/4). Truchło plasnęło o trawę, przypieczone na rantach i ledwo co obrobione, acz trudem było spojrzeć na nie, jeżeli przed nim na miarę strażnika stała pierzasta istota o estymie samca. Rebhfrua nadął pierś, ściągając pas z brzdękiem metalu. Za nic nie zmieniał kierunku, w którym patrzył. Miało się wrażenie, że jego oczy przeszywały na wskroś wojowniczkę Ognia. Okrężnym ruchem barków poprawił gargantuiczną szatę z piżmowołu, jaka zafurkotała szlachetnie, po czym pochylił lekko głowę. Zapoczątkowało to jego skrótowy ukłon... a drapieżnik mruknął, śląc krótki uśmiech.
Raptem spod szaty wyleciał pisklak w kapturze. Pędem małe łapki kładły kamienne misy, stukając rantami jedna o drugą. Zgoła nie dało się dojrzeć jej oczu, ni reszty pyska, tylko sam nos wystawał, drżąc leniwie. Majestatyczna, młoda postać przemykała pod szafirowymi skrzydłami patrona. Kręciła się jak fryga, swawoląc ósemki i w momencie, w którym krzątała się przed oposem, zawsze zostawiała nowe naczynie. To nową misę do kolekcji, teraz szerszą, to coś na pozór wysokiej rurki w pionie, to długą, dębową korę.
– Masz dobry dzień? – zagaiła, wyglądając lodowymi ślepiami spod kaptura.
Gdy łowczyni skończyła, przed Aank widniały razem trzy kamienne misę, jedna malutka, dębowa, dwa kubki – jeden naprawdę będący kubkiem, drugi będący drewnianą rurką – oraz ogromny płat kory. Smoczyca wgryzła się w łosia, przenosząc go na korę. Spoglądając pokątnie na północną siostrę, rozwarła wybebeszonego łosia. Ledwo co zwierzyniec zdołał odlać krew, a już musiał być podawany; Rebhfrua podał jej jedną sakwę, a sam zajął się wypełnianiem innych naczyń. Wydawało się, że ich ruchy są naprzemienne. Najpierw czerwonowłosa z sakwy wyciągnęła szałwię i wkładała pod żebra łosia. Po tym Rebhfrua w szpony wziął podłużne naczynie i z sakwy wyjął fiolkę, w której mieściła się przegotowana krew z dodatkiem dzikiej róży dla słodkiego posmaku – albo jako sos, albo jako popitka. Następnie sięgnął po większą fiolkę z najzwyczajniejszą, krystaliczną wodą górską ze źródła Łagodnych Szczytów i plusnęła ona o dno kamiennego kubka, niezgrabnie rozchlapując się po okolicy.
W tym samym czasie Sroga dosięgła sakwy przy pasie, jaki leżał tuż obok niej i ze środka poczęła wyciągać gotowane na wolnym ogniu jelita. Były pięknie zaróżowione, lecz młoda nie przykładała do nich większej uwagi. Pędem wylądowały w pierwszej misie i z sakwy, jaką osobiście podała jej harpia, łowczyni wyjęła naręcze posiekanej opieńki miodowej; chyba przyprawy z najbardziej podzieloną opinią wśród Skjorskich PK. Skruszyła w łapce koniczynkę łąkową, wrzucając do misy i tak oto podane jelita podsunęła pod ryj oposowi.
Harpia do drugiej miski wrzuciła przesmażone na kamieniu nerki oraz wątrobę łosia wraz z czosnkiem niedźwiedzim, a do trzeciej wątroba i surowe płuca do kolekcji.
Usiedli, odsunąwszy się o trzy kroki i patrzyli z wyczekiwaniem na degustację. Młódka ponagliła Ognistą, błyskając bogatą kolekcją kłów. Zdjęła bez skrępowania kaptur, ukazując się cała, strzygła uchem w zainteresowaniu i powstrzymywała pysk od większego uśmiechu niecierpliwości.
: 06 maja 2020, 21:39
autor: Posępny Czerep
Przyzwyczajona do prostoty otaczającego ją świata – smoczyca spoglądała na cały spektakl z niemałym zdziwieniem. Ledwo zdążyła ukłonić łeb przed niespotykaną dwójką, a zanim przedstawiłaby się – ci zaczęli rozkładać miski i ich zawartości, roztaczając wokół niezwykle przyjemną woń i jeszcze intensywniejszą dywersję.
Napięte łapy smoczycy nieco drżały, jakby nie wiedziała co ze sobą zrobić, lub też nie mogła się doczekać, by skoczyć w objęcia radosnego posiłku... Ślepia mierzyły się z tymi należącymi do harpii, próbowały zrozumieć – skąd jeden ze stworów, które, ubogie z spryt – pokonywała w Łowczej walce – teraz stał przed nią, niemal komunikując się wzrokiem i wręcz zdając się sprawować protektorat nad niesamowicie drobna, uwijającą się jak łasice smoczą istotą. Dwa stworzenia wydawały się połączone silą syntezą. Bez słowa współpracowały, oszałamiając biedną Presję, która podkuliła przednie łapy pod pierś, niecierpliwie skubiąc swoje futerko.
Dopiero zaczepny głos smoka okrytego jakąś skórą wyrwał ją z tej drobnej udręki.
Zaśmiała się niepewnie, cicho, a jej głos szybko się urwał. Jakby nie chciała pozwolić wyrwać się dźwiękowi, albo jakby nic innego nie przyszło jej do głowy. Nie wiedziała jak odpowiedzieć. Właściwie wciąż ciężko było jej oderwać wzrok od niesamowitej uczty.
– Najwyraźniej właśnie zaczyna być dobry. – Powiedziała, wymownie unosząc brodę w kierunku łosia. Nieświadomie oblizała boczną wargę, ledwo panując nad śliną napływającą wzdłuż języka. – Pół żywota służyłam jako Łowca. Ale nawet u samego Thahara nie widziałam uczty równie wspaniałej. Ja... – Urwała, bo to co przychodziło jej do głowy, wydało się po prostu głupie. "Nie zasłużyłam"? "Dziękuję"? Nah. Widać przecież było, że jest wdzięczna, a słowa, dla obcego smoka – wcale nie musiały mieć wartości.
Wiedziała za to co innego mogło mieć. Potrzebowała jednak chwili.
Zabrała się za jedzenie, wpierw ciesząc nozdrza aromatem, badając wszystko po trochu. Tu chwyciła część mięsiwa między zęby, tam ozorem mlasnęła pod powierzchnię nasyconej kwieciem krwi, tu popiła wodą. Właściwie nie wiedziała, czemu nikt nie wpadł na to, by chociaż wody zaproponować do posiłku... Przyjemniej było zwilżyć gardło i otrzeć z juchy pysk.
Niesamowitym przysmakiem okazały się dla niej podpieczone podroby. Wpierw jakby ostrożnie chwyciła jeden z fragmentów w szpony, szarpiąc niepewnie łbem koralik jelit. Niemalże łypiąc nieufnie na kucharzy... By zaraz z widoczną radością jak byle przekąski rzucić w wir zębisk kolejne narządy wewnętrzne, ledwo pilnując się, by każdy porządnie przegryźć.
Znać było, że smok walczy między swym wielkim głodem i apetytem godnym władcy drapieżników – a tym, do czego pchała go kreatywna, inteligentna natura. Cierpliwą degustacją.
Może dlatego, że jadła wolniej, niż zwykle – a może dzięki uroczym dodatkom – Aank ledwo zdołała wcisnąć w siebie całość , tęsknie patrząc za nie obranymi do reszty żebrami nie małej ofiary. Wyglądała na naprawdę zadowoloną.
Uśmiechnęła się, przymykając oczy, a jedną łapę unosząc, z podniesionym palcem, zamierając na krótką chwilę w tym geście i tym samym prosząc o oczekiwanie. Te same, niezwykle chwytne, delikatne jak na smoka palce – sięgnęły drugą dłonią do zawieszonego u szyi mieszka, by po chwili gmerania chwycić coś, czemu oposowa przyjrzała się jeszcze na moment do słońca, by następnie z uśmiechem włożyć to kubła, w którym wcześniej była woda.
Ukłoniła nisko łeb.
– Dziękuję. Oby śpiewali pieśni o stworzenia zdolnych jak wasza dwójka. Czyje imiona mam rozsławiać w Ogniu? – Spytała jeszcze, wstając, choć nieco wstyd było pokazać tak ociężały brzuch. – Gdybyście spotkali na polowaniu coś przerastającego dwie pary pazurów, to wołajcie Aank, Perspektywę Wieczności. – Rzuciła, szczerząc lekko kiełki i powoli zmierzając w swoją stronę.
Gdy któreś z Plagijczyków zajrzałoby do kubka – refleks światła załamałby się, tworząc migoczący pryzmat w środku naczynia. Mleczny opal o różowym płomieniu radośnie turlał się w jego wnętrzu.
//Opal dla Vigg :D
: 08 maja 2020, 12:52
autor: Zwyczaje Zamieci
Słowa pochodzące od wojowniczki pokrzepiały ich serca, a w szczególności serducho młodej kadetki buszowania w buczynach. Po koniuszki uszu poczerwieniała jeszcze bardziej i z rozweselonym wyszczerzem chciała odpowiedzieć... ale Dadu odebrał jej głos z piersi. W zawstydzeniu złapała się za kufę, głaszcząc bliznę na ustach i nawet Rebhfrua obok nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. W przeciwieństwie do młódki nie popadł w tiki, po prostu z pokorą patrzył, leniwie uświadamiając sobie porównanie ich obojga do samego boga biesiad.
Patrzyli z niezmiernym zaciekawieniem na to, jak wojowniczka pochłania przygotowane jedzenie, łakomie rozkoszuje się bogatym wachlarzem smaków oraz aromatów, o jaki przecież im chodziło. Na twarzy Rebhfruy przejawiała się kontrastująca z młódką niechętna wyższość wraz ze zdystansowaniem się; lecz była to maska szkodliwa, bo nieprawdziwa w swoim majestacie. Harpia cieszyła się z samego faktu, że północna samica naprzeciwko walczy z pierwotną chęcią spałaszowania wszystkiego w trymiga. Znów zniżył głowę, gdy ta łypnęła nieufnie, zaś Sroga zachichotała dziewczęco, nie kryjąc ubawu, jakim było oglądanie jedzących smoków. Jednakże czekali tylko na jedno – i zanim ono nastało, palec sterczał w górze, a niebieskie oczy łowczyni rozwarły się w podekscytowaniu. Ogon sam latał na boki, gdzie Rebhfrua stabilnie siedział, ino źrenicami podążając za sygnałem.
W odpowiedzi także ukłonili się, wszak młódka nie miała na tyle siły by ograniczać swoje nadmierne podekscytowanie. Jęła radośnie, drżąc ogonem na tyłach:
– Viggrod Selva i Rebhfrua Khvalen o przydomku Dwojakich. Jako łowcy jesteśmy Zwyczajami Zamieci – też nas wołaj w potrzebie, jeżeli taka najdzie; przybędziemy szybciej od wygłodniałych kun.
Siedzieli jeszcze długo, patrząc wdzięcznie za jej znikającą sylwetką. Towarzysz wstał jako pierwszy, zbierając z chrzęstem szponów oraz szelestem skrzydeł naczynia. Podniósł łuk brwiowy, bowiem... w kubku znalazł zapłatę. Nim pierwszy Zwyczaj zrozumiał o co chodzi, drugi zamrugał w skonfundowaniu, zakręciwszy kubkiem w dłoni, acz wreszcie wyprostował się i wyjrzał za Aank.
– Niech wiatry żłobią twe ścieżki! – podniósł dźwięczny głos za jej cieniem, unosząc w toaście kubeł.
– Co to? – spytała łowczyni, wkładając misę do sakwy.
– Napiwek – odpowiedział.
Odjęło jej mowę raz jeszcze; zaśmiała się, kręcąc łapami dziecinnie, lecz nawet gdyby chciała podziękować wojowniczce, dogonić ją i uznać zapłatę za zbędną, gdyż tamta spłaciła wszystko swoim entuzjazmem – ognista była dalej niż to warte. Szeptali między sobą pochlebnie, już konwersując normalnie, aczkolwiek nie minęło długo aż sami wyfrunęli w stronę Plagi.
//zt; dziękuję Ci bardzo!!
: 11 maja 2020, 18:28
autor: Błękit Nieba
Samica zaśmiałą się! widziała go pierwszy raz ale ten zapach poznałaby wszedzie. A dlaczego? zaraz się dowie!
-Czułam ten zapach na mojej opiekunce i cioci. Pewnie znasz..Przebłysk Wspomnień? – Zachichotała bardzo wesoło machając ogonem z lewej strony na prawą. Była pełna emocji.
-W sumie nie widziałam jeszcze takiego smoka jak ty. – Zauważyła. Miał ciekawe barwy i jeszcze ciekawszą budowę. Ale to nie było tak ważne!
-Porobimy coś fajnego? Co chcesz porobić?
Czy to sie gdzieś da wyłączyć? Ta mała zaświergota go chyba na śmierć! Tak kompletnie!