Strona 24 z 27

: 13 maja 2021, 0:25
autor: Czarci Pomiot

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Rozumiała to. Nawet bardzo dobrze. Sama wolała unikać tłumów. Inne smoki potrafiły być nachalne i przesadnie gadatliwe, chociaż to nie ich wina. Pomiot potrafiła się szybko nudzić rozmową, rozmówca stawał się wówczas źródłem irytacji, a ona traciła cierpliwość. Bywało, że miała ochotę na gawędzenie i pewnie był to jeden z tych momentów.
Ja mam tylko ojca – odparła tak beznamiętnym głosem, jak tylko się da. Taka była jej rzeczywistość – Wszyscy młodzi są zajęci albo problemami duszy, albo gdzieś się zawieruszyli ostatnimi czasy. A starsi są wiecznie zajęci własnymi sprawami. Jest jeszcze mój brat, Obłoczny Kolec, ale ostatnio spędza czas trenując maddarę.
Prychnęła na wspomnienie swojego staruszka. To było wielce prawdopodobne, że mogło to umknąć jego uwadze. Wyprostowała szyję z uśmiechem spoglądając na Sahidę – Musisz mu wybaczyć. Mam wrażenie, że staruszek zaczyna zapominać o takich rzeczach. Ostatnio ma szczególnie dużo na głowie przez to przywództwo i inne rzeczy… – i znów, przed oczami błysnęło jej puste legowisko Koral. Gdy w końcu wróci od razu postara się go jakoś oderwać. O ile to było możliwe.
Rogata miała siostrę? A nawet więcej niż jedną? O bogowie.
Nawet nie wiedziałam, że ma rodzeństwo! – ryj wykrzywił jej się w grymasie zaskoczenia. Nie żeby znała Rogatą na tyle, żeby cokolwiek jej powiedziała o swojej rodzinie. Plagijka zdecydowanie bardziej preferowała rzucanie obelgami i wyrywanie sobie nawzajem tchawic na pojedynkach niż jakieś spoufalanie.
Hm, jakby to wyjaśnić… – wymamrotała i wzdychając cicho, spuściła głowę w dół, nagle wyjątkowo zainteresowana ziemią pomiędzy swoimi łapami – Robię te wszystkie rzeczy, które wypada robić wojownikowi. Ciągłe ćwiczenia, patrole, poszukiwania drapieżników. Ale… – zacięła się na chwilę i podniósłszy głowę wbiła wzrok w jakiś punkt za rozmówczynią – To wszystko jest takie powtarzalne. Brakuje w tym jakiejś głębi. Czuję, że tkwię w kręgu tych samych czynności i nie mogę się z niego uwolnić – zerknęła w dół, na pysk Sahidy, szukając jakiegoś znaku, jakiegoś skinienia łbem, że choć trochę rozumie o czym mówi.
Czarci Pomiot – przedstawiła się krótko, szczerząc zęby w uśmiechu. Nadal okropnie podobało jej się to imię – Magiczny Sen? To jakaś nowa choroba? – zmarszczyła mordę i zmrużyła oczy. Nie przypominała sobie, żeby coś takiego znali w Wodzie. Ale nie wiedziała wiele o uzdrowicielstwie, mogła jej nie znać – Jakie ma objawy?
Nie miała dużo wspólnego ze sprawami sercowymi. W zasadzie chyba do tej pory nawet jej przez myśl nie przeszło, że gady w jej wieku już poszukują partnerów. Albo nawet już ich znaleźli.
Niezbyt znam się na sprawach sercowych. Wygląda na to, że mój paskudny ryj skutecznie odstrasza wszystkich adoratorów – parsknęła cichym śmiechem. Nie miała zbyt pięknych kształtów ani ładnych piórek i w ogóle się tym nie przejmowała – Jeśli chcesz o tym gadać, to mów. Doradca raczej ze mnie marny, ale mogę słuchać.

: 15 maja 2021, 21:12
autor: Ostoja Zimy
Miała tylko i aż ojca, PEłnia wydawał się rodzicem idealnym, zwłaszcza teraz gdy Zima wspomina swoje pierwsze spotkanie z nim, gdy była małą kluską. Uśmiechnęła się na myśl na to spotkanie, miało w tym jakiś urok, zwłaszcza, że już w tamtym momencie jej własny ojciec zapadł w głęboki, trupi sen.
Podobnie u mnie, większośc smoków w moim wieku zaczęła być bardzo zajęta. – Westchnęła głośno. Tak, doskonale znała to uczucie, o którym mówiła Pomiot, rutyna, walenie się po modach na arenie, zabicie jakiegoś drapieżnika lub dwóch. Tylko wypady za granicę smoczych stad wydawała się dość ciekawą odskocznią.
Żeby nie zwariować, trochę majsterkuję. Robię kosze na polowania. Nie są może tak wygodne jak skórzane torby czy juki, ale to zawsze coś innego. – pomasowała się po karku, mierzwiąc przy tym swoją granatową sierść.
Czyli nikt u niej nie zapadł na Magiczny Sen? A może nie znała kogoś takiego.
Magiczny Sen... z niewiadomych przyczyn smoki zapadają w swoim rodzaju śpiączkę, trwa ona... różnie. Niektóre smoki śpią kilka dni, inne kilkanaście księżyców, a inne kilkadziesiąt. Mój ojciec przespał 13 księżyców jak byłam mała – powiedziała to, przypominając sobie, jak za każdym razem dbała o jego łuski, by nie traciły swojego blasku, by okryć go kawałkiem skóry, by nie zamarzł. Doskonale pamiętała to beznadziejne uczucie nadziei, aby kiedyś wstał. Widziała, jak dostojny, silny samiec, staje się ledwie cieniem wojownika którym niegdyś był.
Żaden uzdrowiciel nie wie co to jest, czy jest zaraźliwe, czy nie. Smoki o prostu na to zapadają i nikt nie wie dlaczego – powiedziała i pogrzebała szponem w zębie. Nagle wpadła na genialny pomysł.
Słuchaj, jesli masz taką ochotę, możesz szukać ze mną, może będziemy bardziej efektywniejsze. – zaproponowała. Nie chodzło o to, by chodzić za łapkę i we dwie szukać lekarstwa, ale dwa smoki poszukujące tego samego, lecz w różnych miejscach będą bardziej produktywne.
Sprawy sercowe, hę? Samica nie wiedziała, czy jest sens dywagować nad tym. Powoli staje na łapy, bardzo powoli.
Nie bardzo jest... o czym, od co, ktoś kogo uważałam za sympatycznego i miłego smoka okazał się kawał suki – rzuciła beznamiętnie.

: 16 maja 2021, 1:27
autor: Czarci Pomiot
Huh, majsterkowanie? Pomiot miała dwie lewe łapy do wszystkiego co wymagałoby odrobinę precyzji. Jej łapy potrafiły chwytać rzeczy, ale niekoniecznie robić cokolwiek delikatnie. Niezbyt wychodziły jej rzeczy, które nie wykorzystywały jej siły. Nawet magia była dla niej ledwo zrozumiała. Zawsze miała wrażenie, że wszystko to dlatego, bo ładny początek swojego dzieciństwa wychowała ją na wpół zdziczała matka i sama dzicz.
Chyba wiem o co chodzi! – gwałtownie podniosła głos, po czym chrząknęła oczyszczając sobie gardło. Za głośno... – Przesilenie, nasz ostatni przywódca od jakiegoś czasu jest w takim właśnie... Eee… Letargu. Sama miałam coś takiego, ale nie na długo – poniosła łapkę, żeby podrapać się po barku – Nie wiedziałam, że to się jakoś nazywa. Zawsze wychodziłam z założenia, że tak po prostu już jest. Nie wiem... że tak już mamy jako smoki. Tak jak niektóre zwierzaki znikają w norach na zimę i zapadają w sen – żaden smok, którego znała nie przywiązywał do tego wielkiej wagi. Ona przez to też myślała, że to naturalna kolej rzeczy. Nigdy nie pomyślałaby, że to może być jakaś choroba. Z drugiej strony, teraz wydawało jej się to dziwne. Cztery stada i żaden z uzdrowicieli przez cały okres ich istnienia nie zainteresował się tym Magicznym Snem? – Myślę, że skoro jak dotąd całe tumany bystrych smoków nie wpadły na rozwiązanie, to taka może zwyczajnie być nasza natura.
Zastukała szponami o glebę, odrywając na chwilę wzrok od Sahidy, by spojrzeć gdzieś w bok. Ziemna zdawała się być bohaterska, jak te nieustraszone, legendarne smoki z opowieści. Honorowe i szlachetne. Wiecznie walczące o jakiś wyższy cel. Pomiot natomiast była chłodnym, wiecznie kalkulującym gadem i zdecydowanie brakowało jej cech bohatera. Była porywcza, skora do gniewu, a przy tym brakowało jej poczucia dobra i zła, mimo, że z góry potrafiła oba od siebie odróżnić. I z pewnością nie wskoczyłaby w bagno, które za pewnie nie da żadnych odpowiedzi. Westchnęła ciężko. Nie chciała zawodzić Ziemnej – Postaram się czegoś dowiedzieć od naszych, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem czy dam radę cokolwiek znaleźć – wróciła wzrokiem na samicę, wypatrując jej reakcji. Miała nadzieję, że nie ostudzi jej entuzjazmu. Nie chciała jej zwyczajnie kłamać prosto w mordę.
Uczucia romantyczne już całkowicie jej umykały. Pewnie nie wiedziałaby co ma robić, gdy dostałaby pierwszy lepszy komplement. Pewnie zapadłaby się pod ziemię. Albo sama by się tam wkopała. A co dopiero jakieś głębsze perypetie i problemy.
Jak to mówią, tego kwiatu jest pół światu! Albo nawet cały, zależy co się woli – uśmiechnęła się w zębatym uśmiechu. No, tak tylko mówili. Rzeczywistość była nieco cięższa niż jakieś głupawe powiedzenia. Pewnie ostatnie, czego teraz chciała, to jakieś poszukiwania kogoś nowego. Mina Pomiot spoważniała, a oczy lekko się przymrużyły – Pewnie jest Ci teraz dość ciężko, ktokolwiek by to nie był. Ale nikt by Ci nie oddał straconych lat z jakąś mendą – uniosła przednią łapę i wskazała nią na Ostoję – To twoje życie. Nie marnuj go na kogoś, kto nie będzie cię szanował – łapa opadła z powrotem na glebę, a rogaty łeb schylił się nieco, by znaleźć się na poziomie Sahidy i ze śmiertelną powagą dodała – Jak chcesz, to mogę temu komuś obić mordę i przesłać pozdrowienia – na jej mordzie pojawił się szelmowski uśmiech – Oczywiście, za opłatą… Hmm… Jakiegoś ładnego, zwyczajnego kamyczka, który tu znajdziesz. Jestem dziś szczodra.

: 31 lip 2021, 10:20
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Była trochę głodna, a przez swoje rozgoryczenie nie chciała prosić tym razem o pomoc ani Axarusa ani Paqui. Wzięła garść owoców ze sobą kiedy wychodziła tego wieczora z groty, nie posiadając tyle siły by ciągnąć taki kawał drogi kupę mięsa. Zasadniczo owoce były jej planem awaryjnym. Nie chciała ich jeść. Usiadła pod skałą, patrząc na swojego kiwi z niechęcią. On pewnie by je zjadł bez problemu. Ugh. Próbowała wziąć na język jedną jagodę, ale sam smak spowodował u niej odruch wymiotny. W żołądku się jej zakołatało, a samica gwałtownie odsunęła łapę. Nadęła policzki. Chciała stłumić zwrócenie kwasu żołądkowego na trawę. To nie byłoby zbyt eleganckie. Kurczę. Kogo mogła poprosić o trochę jedzenia? Burczało jej głośno w brzuchu.


// Astralny Por.

: 31 lip 2021, 13:35
autor: Pasterz Kóz
Całkiem przypadkiem na terenach wspólnych zakręcił się Poranek. Jakoś tak znalazł się niedaleko tej sporej skały, właściwie to nawet nie wiedział jak się tutaj znalazł. Ot, zaprowadziły go tutaj łapy podczas rozmyślań na wszelakie tematy.
Pomimo zamyślenia, dostrzegł jakąś Wodną siedzącą pod skałą. Wyglądała na głodną i jakby miała ochotę wymiotować. No cóż, pewnie przyda jej się pomoc Łowcy. Poranek ruszył dalej, w końcu to nie jego stado i byłby ją ominął, gdyby nie dziwne, włochate zwierzę. To go zainteresowało.
– To Twój kompan? Co to za gatunek? – zagaił podchodząc nieco bliżej. Przekrzywił lekko głowę i przyjrzał się kiwi, widząc je raczej pierwszy raz. Wyglądała jak dziwny ptak, taki kret z dziobem i nóżkami. Dziwny gatunek, pewnie zza Wolnych Stad tak jak Włochatek. Uznał, że warto dowiedzieć się więcej.

: 01 sie 2021, 9:08
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Westchnęła i podała polizaną jagodę swojemu kompanowi. Jej się i tak nie przyda. Zadarła pysk kiedy usłyszała jakiś głos. Przyjrzała się osobliwemu samcowi, którego absolutnie nie znała. Z drugiej strony...nie miała za wielu znajomych.
Sama nie wiem, znalazłam jego jajo na jednej z naszych wysp. – Przyznała, wewnętrznie dumna z siebie. Nie tak dawno temu sprzedawałaby mu informację, że to smok. Bo długo żyła w takim przeświadczeniu.
W brzuchu znowu jej zaburczało, a samica skrzywiła się w ramach reakcji i próbowała zasłonić się częściowo skrzydłem. Jakby to miało stłumić kolejne nawoływania żołądka.

: 01 sie 2021, 20:40
autor: Pasterz Kóz
Tajemnicze jajo nagle na jednej z wysp? Ciekawa sprawa. Ktoś podrzucił? Inwazja nowego gatunku? Może to straszny drapieżnik, który ukrywał się pod taką drobną postacią? Wątpliwe, ale nie niemożliwe.
– Często znajdujecie przypadkowe jaja z dziwnymi gatunkami? – spytał retorycznie, a w międzyczasie przybył Brodacz, niosąc w szponach cztery króliki. Niedawno je upolował, Astral nie zdążył ich oprawić i przyrządzić, ale surowe nie zaszkodzi nikomu.
– Widzę i słyszę, że jesteś głodna. Nie karmią Was w tej Wodzie? Jeśli chcesz to możesz zjeść to mięso, ewentualnie mogę je przyrządzić na szybko – zaoferował z miłym uśmiechem, a kruk-dostawca podleciał bliżej, upuścił martwe futrzaki między nich i wzbił się w powietrze z głośnym kra. Poranek nie miał przy sobie przypraw ani zapasowego żarcia. Mógł jedynie oskórować, odciąć mięso od kości i przysmażyć przy pomocy maddary. Zawsze lepsze to niż surowe, aczkolwiek niektórzy woleli takie.

// 4/4 mięsa dla Pestki

: 02 sie 2021, 9:06
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Nieznajomy zadawał osobliwe pytania, bardzo...konkretne. Ciekawe dlaczego go interesowały jaja?
Yyy nie? – przyjrzała się ziemistemu z zaciekawieniem. – Mamy sporo smoków wyklutych z porzuconych jaj, sama takim jestem, to może jednak tak. – Mruknęła niechętnie.
Zerknęła na kruka, który musiał mieć sporo krzepy w dziobie i szponach skoro niósł aż tyle królików. Uniosła brwi lekko zaskoczona. Nie żeby zamierzała odmawiać, ale gest był niespodziewany.
Uhh – zawahała się i w końcu westchnęła. – Karmią. Po prostu...trochę się poróżniłam z rodziną i na razie nie chcę tam wracać. – Przyznała z wyraźnym zawstydzeniem wymalowanym na pysku. – Chętnie zjem, dziękuję. Nie musisz ich przyrządzać, wręcz wolę surowe. – Przyznała.
Od razu zabrała się do konsumpcji. Kto by pomyślał, że pożarcie czterech królików zajmie jej tak mało czasu. Zostawiła tylko kostki, które uprzątnęła w jeden stosik. Później je posprząta, gdy będzie stąd odchodzić.

: 08 sie 2021, 13:44
autor: Pasterz Kóz
Poranek zmrużył delikatnie oczy. Nie o to pytał.
– Bardziej chodziło mi o niesmocze jaja... Bo sama nie wydajesz się takim dziwnym gatunkiem. Chyba. Raczej. Gdybyś może miała dwie głowy albo dziób to jeszcze – stwierdził spokojnie. Może to był nawet swego rodzaju komplement? Uznał ją w końcu za niedziwoląga!
– Problemy z rodziną? Znam to. Powinnaś z nimi porozmawiać i pogodzić się, są niemal tak ważni jak stado. Nikt obcy nie będzie wspierał nas tak jak rodzina – uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Nie żeby sam był lepszy, w końcu nigdy nie wybaczył swoim rodzicom porzucenia, ale też nigdy nie starali się dążyć do tego. Samemu starał się zapewnić dobrobyt swoim dzieciom, nawet jeśli czasami poróżnił się z Goździk. Nigdy jednak nie zostawiłby swoich córek w potrzebie.
Wyjątkowo nie życzył smacznego w trakcie konsumpcji. Surowe jedzenie i tak smakowało pewnie krwiście, a nie przyłożył w żaden sposób do przyrządzenia go.

: 26 gru 2021, 14:33
autor: Infamia Nieumarłych
Skała. Cóż za malownicza nazwa dla tego malowniczego miejsca, w którym jedynym obiektem godnym jakiejkolwiek uwagi była, któż by zgadnął – skała. Niezwykle artystyczne podejście do sprawy.
Ale przecież nie każdy skrawek ziemi wymagał specyficznego nazewnictwa. Określenie tej lokacji jako "punktu należącego do rejonu Czarnych Wzgórz" też było odpowiednie. Albo po prostu, dla ułatwienia "Czarne Wzgórza". I tyle, koniec pieśni.
Infamia wylądowała w tym jakże malowniczym miejscu, właśnie na owej skale, po czym zrobiła sobie z niej miejsce do odpoczynku, owijając wokół niej swoje wywernowe ciało niczym wąż boa, wbijając szpony w drobne szczeliny. I tak oto leżała na szczycie tej skały, zgarbiona, z przymrużonymi ślepiami – nie spała, lecz czuwała, czujna. I nie tak w pełni samotna. Podczas gdy jej żywiołaki hasały gdzieś po drugiej stronie Wzgórz, czarnopióry feniks wypoczywał na skraju niewielkiego płaskowyżu kilkanaście ogonów dalej.

: 26 gru 2021, 15:39
autor: Czarci Pomiot
Każdy skrawek Ziemi Wspólnych nosił jakąś wielce wysublimowaną nazwę, która w jakiś sposób miała oddawać iść zawartość. Zimne Jezioro – zapewne okrutnie zimne, chociaż nigdy nie przyszło jej spróbować kąpieli, wierzyła na słowo. Szklisty Zagajnik – o tym akurat przekonała się na własnej skórze, a szczególnie szkliste okazały się być pazury pewnego gryfa, którym poszczuła ją za młodu Sennah. No i te słynne Czarne Wzgórza. Czemu takie czarne? Bogowie je wiedzą, w obecnym momencie były bardziej białe niż czarne. Obiło jej się o uszy, że jakoś niespecjalnie dobrze kojarzyły się wśród tubylców. Najwyraźniej odrobina ciemnej kolorystyki budziła w ich umysłach jakieś niesłychane wizje cierpienia i smutku. Zabawne, że wielkie, potężne gady bały się kilku kanionów i paru skałek, aczkolwiek było jej to niejako na rękę. Nie uświadczysz tu żywej duszy.
Liczyła, że pewna skała okaże się dla niej ostoją na kilka chwil – zwyczajnie dało się nią odsłonić od zimnych wiatrów, a cisza pozwoli jej na chwilę skupienia. Z latającym nad głową rodzeństwem i kuzynostwem jakoś niespecjalnie szło to osiągnąć.
Skrzydła chlasnęły o boki, sprowadzając ją niebezpiecznie szybko w dół, u początku płaskowyżu. Potem jeszcze kilka stłumionych przekleństw, gwałtowny trzepot skrzydeł przy niezbyt udanej próbie hamowania, i swój cudowny pokaz zwieńczyła głuchym huknięciem. I tak, tuż przy Skale, pojawiła się w glorii i chwale wspaniała Pomiot. Okolica zdawała się jednak być zajęta, czerwone ślepia napotkały dość nietypowe zwieńczenie skały, w posturze bardziej smocze niżeli kamienne. Z czarciej mordy nie wydobywały się żadne dźwięki, póki co jedynie obserwując poczynania obcej postaci. Rogaty łeb obniżył się nieznacznie, czekając na jakiś ruchu przyzwolenia – albo jej obecność będzie mile widziana, albo wyczuje, że najwyższa pora poszukać sobie innej ostoi.

: 26 gru 2021, 15:53
autor: Infamia Nieumarłych
Generalnie rzecz biorąc jeżeli szukało się spokoju, to o tej porze roku łatwiej było go znaleźć tutaj, na ziemiach rzekomo zazwyczaj tętniących życiem. Śnieg i mróz były tolerowane przez tylko część smoków – reszta leżała skulona w swoich jaskiniach, niechętnie oddalając się poza rejony stadnego obozu, który był więc dosyć zatłoczony. Nic więc dziwnego że jednostki ceniące sobie towarzystwo samych siebie szukały rozwiązań gdzieś indziej.
Los chciał że dwie istoty upodobały sobie to samo miejsce, spośród wszystkich innych. Cóż, bywało i tak.
Infamia usłyszała nowoprzybyła zanim ją zobaczyła – lądowanie Nieznajomej nie było zbyt ciche ani tętniące gracją, raczej czysto praktyczne. Wylądowała? No wylądowała. Nie połamała łap? Nie połamała. Czyli wszystko w należytym porządku. Po prostu niezbyt skuteczne jeżeli nie chce się wywołać hałasu roznoszącego się echem po połowie Czarnych Wzgórz.
Wywerna uniosła lekko łeb i smagnęła powietrze rozwidlonym, czarnym jęzorem o złotej końcówce, niczym wąż smakujący zapach potencjalnej ofiary. Z tym że bestia stojąca przed wiedźmą zdecydowanie nie wyglądała jak sarna. Była większa, masywna i co ciekawe, sześciołapa. Infamia odbiegła na moment myślami, przypominając sobie stworzenia z ziem jej rodu. Tak, tajemnicza smoczyca by tam pasowała.
Z tym że Infamia niestety nie lubiła się dzielić – toteż zamiast zwolnić trochę miejsca na swoim skalnym tronie, wiedźma wczepiła w niego mocniej szpony. Nie obnażała nawet kłów ani nie warknęła.
W ciemnobrązowych oczach lśniło jednak pewne wyzwanie. Spróbuj mnie stąd zrzucić. No spróbuj.

: 26 gru 2021, 16:37
autor: Czarci Pomiot
Żadnego warknięcia, kłapnięcia mordą czy chociażby mniej przychylnego spojrzenia? Doprawdy nie rozumiała tutejszych gadzin. Zupełnie wyłamywały się ze zwierzęcych, prostych standardów, które były jej zdecydowanie bardziej znane, niżeli wysublimowane smocze gesty, których znaczenia zmieniały się z każdym użyciem.
Stała tak zbita z tropu, z łbem nieco wykrzywiającym się na bok, jak bestia szukająca jakiejś linii porozumienia z absolutnie obcym konceptem zachowania. Nieznajoma wystawiła jęzor w powietrze, i Czart już wiedziała, że właśnie smakuje jej zapach. Przestąpiła niepewnie z łapy na łapę, nerwowo strzelając ogonem o glebę. Cóż za tupet. Rogaty łeb zabujał się na boki, niczym u byka, dając wyraźne ostrzeżenie – nie będzie uchodzić za niczyi obiad. Czerwone ślepia zmrużyły się w niezbyt przyjemnym wyrazie, ale nie ruszyła się jednak póki co z miejsca. Pomiot nie lubiła być nikomu dłużna, a skoro na tyle już sobie pozwalały, to jej głowa zniżyła się jeszcze bardziej, prawie stykając się koniuszkiem mordy ze śniegiem, by kilka razy pociągnąć nosem, racząc się zapachem nieznajomej. Plaga. Nie była zaskoczona.
Podnosząc łeb napotkała wyzywające spojrzenie nieznajomej, która wczepiała się w niczyją skałę, jakby od tego zależało jej własne życie. Co? Że niby chciałaby się z nią tłuc o jakieś miejsce? Nic by z tego nie miała. Może z wyjątkiem zmrożonych przez lodowaty wiatr łusek. Czart jednak jakby chwyciła przynętę, powoli zbliżając się do jej podnóża, ze ślepiami utkwionymi w nieznajomej. W końcu przyparła do kamienistej ścianki u jej podnóża, wyginając mordę ku górze, na oblicze tajemniczej nieznajomej. Wyglądało na to, że będzie próbowała tam wleźć, bowiem przednia para łap oparła się o fasadę Skały. Zębata paszcza otworzyła się, jakby mając już coś Plagijce powiedzieć, obdarować ją jakimś niezbyt przyjemnym epitetem, jednak tak naprawdę chuchnęła w jej kierunku ciepłym powietrzem, by, jak gdyby nigdy nic, z powrotem opaść na ziemię i usiąść u podstawy jej tronu. Rzuciła jej to samo wyzywające spojrzenie, co ona wcześniej jej. Niech sobie tam przymarza do woli, Czart póki co zostanie na dole. Chyba, że przedstawi ciekawsze warunki.

: 26 gru 2021, 17:00
autor: Infamia Nieumarłych
Najwyraźniej samica poniekąd chwyciła pałeczke, bo nie odwróciła się od razu na pięcie szukając innego źródła rozrywki, tylko została tutaj, odwzajemniając milczące spojrzenie. Mahvran patrzyła, jak masywna smoczyca zniża ciężki, rogaty łeb i porusza nozdrzami z charakterystycznym, nieco chrapiącym dźwiękiem, sygnalizując wdychanie zapachu. Infamia, wielce łaskawie, pozwoliła jej na to. Niezwykła jest jej dobroć.
Obserwowała jak Nieznajoma wykonuje bardziej skomplikowany ruch niż posmakowanie czyjegoś zapachu i podnosi się powoli na silnych łapach, opierając się nimi o brązowawą skałę. To, rzecz jasna, zmniejszyło znacząco odległość między nią a Mahvran, więc ta instynktownie uniosła wargi, minimalnie odsłaniając obsydianowe kły. Spodziewała się, że sześciołapa samica bezceremonialnie wdrapie się na skałę, próbując zwyczajnie zrzucić z nią czarodziejkę, ale nie – ta jedynie uraczyła wiedźmę buchnięciem ciepłego powietrza prosto w jej pysk. Ciemnobrązowe ślepia Plagijki rozszerzyły się, podczas gdy nozdrza zwęziły, jakby odrzucone nagłym, niechcianym powiewem. Niczym rozdrażnione kocię wysunęła nagle ku Księżycowej prawe skrzydło by uderzyć ją pazurzastymi palcami po nosie – zdążyła zahaczyć nimi o nos cofającej się na pierwotną pozycję wojowniczki, co skwitowała ostrzegawczym syknięciem.
Tu nie chodziło o walkę o wątpliwej praktyczności Skałę, tylko o wybujałą dumę.
Jakby chcąc podkreślić poprzednią "wypowiedź", wiedźma poruszyła ogonem, odwijając go od skały, po czym strzeliła niczym biczem tak by jego końcówka trzepnęła wojowniczkę prosto w polik. Nie zabije, ale trochę zaboli.

: 26 gru 2021, 17:47
autor: Czarci Pomiot
Szpony wywerny musnęły jej nos, niby niezbyt mocno, ale na tyle, by Czart zwlekła przednią część ciała ze skały nieco szybciej. W odpowiedzi nieprzystępnie zaklekotała jęzorem w mordzie. Ot, odgłos zwyczajnego niezadowolenia, choć mogła się spodziewać takiego rozwoju sytuacji. To czego nie mogła przewidzieć nadeszło chwile potem.
Strzał w mordę sprawił, że wyuczone odruchy samoistnie popchnęły łapy do swoistej obrony. Jej przednia łapa przecięła ze świstem powietrze, przyciskając ogon czarodziejki do ściany przed sobą, chwilowo go unieruchamiając, ale czując na spodzie swojej kończyny irytujące i odrobinę nieprzyjemnie wbijające się w skórę kolce, nieco popuściła swój mocny uchwyt. Objęła, niezdarną smoczą pięścią ten skrawek ogona, który udało jej się złapać i odsunęła się od skały o krok, licząc, że uda jej się uniknąć ewentualnych miotanych na boki szponów na swoim ryju. Stała tak, trzymając tą raczej dość długą, dodatkową kończynę i wpatrywała się w Plagijkę badawczym spojrzeniem. Chwyt na jej ogonie nie był specjalnie mocny, jeśli będzie się bardzo szarpać, to Pomiot najzwyczajniej w świecie go puści, nie chce przecież rozryć sobie łapy tym przeciąganiem w tę i we w tę . Na przemian zaciskała pięść i puszczała, jakby bawiąc się w dziwną grę – jeśli chciała swój ogon odzyskać, to będzie musiała wyczuć odpowiedni moment.
Z czarciego gardła wydobyło się pohukiwanie, jakby przypominające swoim dźwiękiem jakiś gardłowy śmiech. Teoretycznie mogłaby złapać ten ogon gdzieś wyżej i pociągnąć ją w dół tej skały, ale jaka by była z tego zabawa? Wściekła Plagijka ze zbitym zadem w śniegu to marna frajda. W końcu lubiła mieć wszystkie kończyny w należytych miejscach. Natomiast lekko poirytowana Plagijka? Już trochę bardziej.

: 26 gru 2021, 18:00
autor: Infamia Nieumarłych
Że też na młodą-starość przyszło jej użerać się z czymś takim. Oczywiście, poniekąd było to z jej winy – mimo tylu doświadczeń, przeżyć i wątpliwie empatycznego charakteru, Infamia nadal była gdzieś w czarnych czeluściach swojej duszy tym małym, złośliwym pisklęciem, które zdecydowanie dało o sobie znać podczas ostatnich dni Cienia, który potem odrodził się jako Plaga. Może było to kolejnym wynikiem traumy, a może po prostu tak chciał los. Ciężko było to stwierdzić.
Z zadowoleniem odnotowała że jej prymitywny atak trafił w cel – poczuła jak koniec ogona chlasta nieprzyjemnie sześciołapą samicę po pysku. Nie miała jednak nawet czasu za bardzo się tym prostym sukcesem rozkoszować, bowiem po chwili jej ogon został pochwycony w silną, pazurzastą łapę. Mahvran potrząsnęła nim raz, drugi, czując jak w tym momencie uścisk zyskuje na sile, by poluźnić się gdy tylko zaprzestawała szarpaniny. Odczekała więc chwilę i szarpnęła nim mocno – źle wyczuła jednak moment, bowiem zrobiła to akurat wtedy gdy wojowniczka rozpoczynała złośliwe zacieśnianie uścisku. Infamia spróbowała więc znowu, i przy drugim podejściu zdołała wyślizgnąć kolczastą końcówkę, by następnie strzelić nią w powietrzu.
Nie mogąc się oprzeć przed kolejną złośliwością, wiedźma odstąpiła chwilowo miejsca na skale – zsunęła się niczym wąż, rozkładając przy tym skrzydła i wykonując nimi dwa silne machnięcia. Zamortyzowała w ten sposób swoje lądowanie, a jednocześnie wznieciła w powietrze tumany białego puchu, skupiając swoje ruchy tak by jak najwięcej przyozdobiło czerwonołuską samicę.
Mahvran stała teraz na ziemi, pomiędzy miejscem sporu a swoim przeciwnikiem, z łbem blisko podłoża i łuskami lekko nastroszonymi.

: 26 gru 2021, 18:54
autor: Czarci Pomiot
Pomiot z wyraźnym rozbawieniem w czerwonych oczach i z lekko uniesionymi kącikami warg przyglądała się próbie wyrwania ogona ze swojego uścisku. Niby nic, ale jaką sprawiało radość. Od księżyców nie przyszło jej się z nikim tak przekomarzać, stary umysł jakoś niezbyt dobrze radził sobie z takim marnowaniem czasu. Takie rzeczy przystawały pisklętom, względnie adeptom, a i może jakimś piastunom. Wojownik miał zaś być pożyteczny i dla zajęcia wolnej chwili lać się po mordzie, czy szkolić dziatki z lania się po mordzie, a nie tarmosić obce Plagijki za ogon ku własnej uciesze. Teraz jednak nie szło przemówić jej do rozumu, reszta logicznych myśli uleciała gdzieś na początku tego dziwnego spotkania, a w jego obecnej chwili z niezadowoleniem spoglądała na uciekający z jej łapska ogon.
Burknęła cicho, niezbyt uradowana rozwojem sytuacji, zerkając na zwlekającą się ze Skały nieznajomą. Oho, czyli wygrała? Odstąpiła jeszcze parę kroków od podnóża, robiąc jej wystarczająco dużo miejsca, by jej cielsko jakoś się tu zmieściło. Miała już beknąć śmiechem, że też coś takiego przez dotąd nienaruszalną obronę wielkiego tronu, dostała jednak garścią śniegu wprost w rozwartą paszczę. W czasie gdy próbowała wycharczeć sobie jakąś drogę oddechową, bo obecne przytkały się białym puchem, została przysypana kolejną warstwą śniegu. Cudownie.
W końcu rogata głowa uniosła się zwycięsko, z już udrożnionym gardłem, i gdyby wzrok mógł zabijać, to wiedźma byłaby właśnie bez nóżek i bez skrzydełek. To już było za wiele. Ta zniewaga krwi wymaga! Nie dosłownie, rzecz jasna. Nie była wystarczająco głupia, by rzucić się na obcego z pazurami i kłami, ale była wystarczająco pobudzona, by z warkotem nagarnąć śnieg na łapę i sypnąć nim w jej mordę. A niech się nażre! Stanęła na wyprostowanych łapach, spoglądając w dół na przykurczoną gadzinę, jakby przyglądała się wyjątkowo fascynującej gliście.

: 26 gru 2021, 21:05
autor: Infamia Nieumarłych
I tak oto spotkały się one, dorosłe samice – z czego jedna aż zbyt dorosła jak na prawa natury. Wojowniczka i wiedźma, główne fundamenty swojego stada, odpowiedzialne za jego obronę. Ambitne zadanie, nieprawdaż?
Szkoda że ich obecna rozrywka była mniej ambitna. Zamiast dwóch przedstawicieli jednego z najbardziej niebezpiecznych gatunków stąpających po ziemi, obecny spektakl wyglądał raczej na przekomarzanki dwóch kotów, trzepiących się po pyskach i chwytających wzajemnie za ogony.
Ah, szlag by to. Wszystko tylko dlatego że czerwonołuska zamiast odejść i zostawić Plagijkę w spokoju postanowiła buchnąć jej powietrzem w pysk. To dopiero była realna zniewaga. Tak, to wszystko wina tej samicy pachnącej Księżycem. Mahvran od razu zrobiło się lepiej wiedząc, że jest niewinna. Bah, to ona jest ofiarą! Karygodne, doprawdy. Za takie coś cały Księżyc powinien przepraszać ją na klęczkach. Żeby mieć tak arogancką wojowniczkę w szeregach, absolutnie niedopuszczalne.
Mordercze spojrzenie Czarciej sprawiło, że Infamia nie zdołała powstrzymać kpiącego półuśmieszku, unosząc prawy kącik pyska i prychając cicho. No, i co teraz, Wielce Urażona? Co zrobisz? No co?
... Osz ty.
Wiedźma syknęła, gdy mokry, zimny, szczypiący śnieg został rzucony jej prosto w pysk. Potrząsnęła rogatym łbem i kłapnęła szczękami, patrząc na przeciwniczkę. Ugięła łapy, jakby szykując się do skoku, ale szybko zdała sobie sprawę że bez odpowiedniego impetu nie powali tej góry mięśni, więc szybko porzuciła ten plan. Zamiast tego użyła tego, co było jej głównym atutem, czyli magii – i tak oto wkrótce nad wojowniczką zaczęła materializować się kula bardzo zimnej wody, która lada moment miała spaść na wojowniczkę i cudownie ją zmoczyć.
A na pysku jakże dojrzałej wiedźmy malowała się czysta determinacja.

: 26 gru 2021, 23:36
autor: Czarci Pomiot
Patrząc jak śnieg ląduje na mordzie czarodziejki, do Czarciej, niezbyt bystrej łepetyny przyszedł kolejny pomysł na niebezpośrednie naplucie Plagijce w pysk – wystawiła jęzor na wierzch i zatrzepotała nim w powietrzu, papugując jej własne ruchy z początku spotkania. Co prawda jej ozór raczej mało wężowy był w swoim kształcie, ale przesłanie było to samo – było nie lizać powietrza, to by się nie znalazły w tym miejscu. No i być może pofolgować sobie z rzucaniem tych konfliktogennych spojrzeń. Po zastanowieniu mogła to być ta główna przyczyna… Cokolwiek by to nie było, teraz Pomiot najzwyczajniej w świecie jej nie odpuści, choćby z czystej determinacji, by wiedźmie dopiec. To byłoby przyznanie się do wygranej, a ona nigdy nie nauczyła się przegrywać.
Czart odpowiedziała kłapnięciem mordy na kłapnięcie. Tak, ona też potrafi wydawać dźwięki paszczą, ale może obca miała coś jeszcze do pokazania? Nagła zmiana postawy jej przeciwniczki pobudziła jej mięśnie do roboty, które nagle się spięły, a łapy, jakby samoistnie, nieznacznie ugięły się w stawach. Gotowała się do obrony, na atak, który koniec końców nigdy nie nadszedł. I co? To tyle?
Gdy wyczuła pierwsze drgania maddary dochodzące gdzieś znad jej głowy było już za późno. Niepewnie podniosła łeb w górę, a jej grdyka drgnęła w nerwowym przełknięciu śliny. O nie.
Wodna kula rąbnęła wprost na nią, a ona, jak przerażone zwierzę, pchana samym instynktem przetrwania, ryknęła wniebogłosy, a łapy poniosły ją wprost przed nią, na czarodziejkę, przeciw której jej własny, genialny plan miał się właśnie odwrócić. Wilgoć, która jeszcze nie zdążyła spłynąć z jej łusek, wróciła z powrotem do nadawcy, gdy Czart zahamowała zaraz przed mordą Plagijki. Krople chłapnęły na boki, lecąc prosto ku jej wielce zadowolonemu z siebie obliczu. I tak właśnie w obecnym momencie obie były mokre, a Pomiot właśnie zaczynała szczękać zębami z zimna, posyłając wielce chłodne i niezadowolone spojrzenia wywernie. Pociągnie ją ze sobą na dno, nawet jeśli przyjdzie jej przy tym zamarznąć.

: 02 sty 2022, 19:17
autor: Infamia Nieumarłych
Długofalowa taktyka nie była mocną stroną wiedźmy. Owszem, potrafiła czasem coś zaplanować, ale zazwyczaj miało jej to kupić tylko kilka chwil czasu. Tym razem jednak plan odwrócił się przeciwko niej dosyć szybko. Za zadowoleniem patrzyła jak kula lodowatej wody spowija postać sześciołapej smoczycy... Która z rykiem skoczyła ku niej, zatrzymując się tuż przed chwilą potencjalnego zderzenia i zalewając wywernę solidną częścia jej własnego tworu. Mahvran zasyczała niczym rozwścieczony kot, szybko używając magii by przywołać wokół siebie ciepły podmuch powietrza mający ją wysuszyć. Plan się powiódł, tylko znowu plan miał lukę – tak nagła zmiana temperatur nie poprawiła zdecydowanie ogólnego komfortu i samopoczucia czarodziejki.
– Dobra, wystarczy, głupiaszżesz... – Wycharczała, w końcu uraczając rozmówczynię tonem swojego głosu i strzelając wściekle ogonem. Jakby zdając sobie sprawę z tego, jak nisko upadła, samica uniosła nieco wyżej rogatą głowę, mimo że nadal była ona stosunkowo nisko podłoża. Po prostu już nie szurała po śniegu.
– Nie popisałaś się, łapiąc tak prymitywną przynętę. – Burknęła w jej kierunku, jakby zupełnie zamierzając zignorować to że teoretycznie obie były równe w tym samym stopniu. Nie, nie przyznanie się do błędu to hańba zbyt wysokiego sortu.

: 04 sty 2022, 1:15
autor: Czarci Pomiot
Szczękanie zębami nie ustawało, nawet gdy poczuła ciepło chwilowo emanujące od nieznajomej. Z kłapnięciem mordy odsunęła się o krok, przybierając wyraz nieufnego dyskomfortu – odsłonięte do połowy zęby zaciśnięte tak, że tylko cudem nie pękły w pół. Gdzie z tą maddarą?! Nikczemna wiedźma prawdopodobnie znów uraczyłaby ją kolejnym utkanym przez siebie zaklęciem, pewnie przyprawiającym ją o jakiś zestaw poparzeń, przez które księżycowi uzdrowiciele wyrwaliby jej ogon z zadu. A ojciec mówił, żeby nie ufać nieznajomym. Ta…
Nieprzychylnie spoglądała na znikające w zawrotnym tempie krople, powstrzymując własne dygotanie jedynie siłą woli. A co z jej spiętymi mięśniami? Tak już miała od małego, z natury. Najzwyczajniejszy w świecie stresowy przykurcz. Przecież w życiu nie przyznałaby się sobie, że toczy niezrównaną walkę z czymś tak banalnym, jak warstewka marznącej wilgoci na łuskach. Tak, mogłaby użyć maddary, ale wojownicza duma była silniejsza, niż jakieś drobne, niesprzyjające warunki. W końcu zwierzęce instynkty wzięły górę nad wygórowanym ego, a Czart zaczęła drobić w miejscu, za wszelką cenę próbując jednocześnie utrzymać pozory nieporuszenia całością sytuacji. Na jej mordę zawitało ponownie coś na kształt wyzwania – spoglądała na czarodziejkę z góry, z lekko zmrużonymi ślepiami i końcówkami warg unoszącymi się w ironicznym uśmiechu.
Naprawdę się poddawała? Z gardła Pomiot wydobył się warkliwy rechot, a do uśmiechu dołączyły odkryte kły.
Któż to raczył przemówić? – Z całą pewnością można by jej zadać to samo pytanie, ale kimże by była, gdyby się do tego nie przyczepić. Taka już była. Nieznośnie kąśliwa i zaczepna. Wpijała swoje irytujące szponiska złośliwości we wszystko, co tylko jej bystre ślepka mogły zauważyć i uznać za dostatecznie dobre. Odpowiadała atakiem na atak, ale czasem było lepiej zadać pierwszy cios. Od kogo nauczyła się takiej pasywnej agresywności? Niewątpliwie nie od członków własnego stada. – Myślałam, że odebrało Ci mowę i muszę korzystać ze zwierzęcych gestów – wymruczała do oponentki, chłonąc jej reakcje ślepiami, jak wygłodniały wilk. – Hm… Możemy wrócić do tego rozwiązania. Charczysz, jakbyś miała właśnie wypluć własne płuca.
Plagijka w odpowiedzi na swoje dalsze słowa usłyszała jedynie prychnięcie. Miało ją to ruszyć? Takie stwierdzenia spływały po niej jak woda po kaczce. Bestialskie zachowanie, pomruki, te takie kogucie wypinanie piersi – to na nią działało. Była jedynie zwierzęciem, nieco bardziej bystrym od innych, ale nadal zwierzęciem. Zwyczajnie nie potrafiła przejść obojętnie, gdy ktoś rzucał jej fizyczne, realne wyzwanie swoimi ruchami ciała, to było naturalne, że reagowała poniekąd instynktownie, łykając wszystko jak pelikan. Ale słowa? Baaah, mogła sobie gadać co chciała. W końcu przemówiła, mrużąc czerwone oczy jeszcze bardziej: – Jakiej reakcji oczekujesz? Że pokajam się teraz za ten idiotyczny pokaz sił? – potrząsnęła łbem na boki, chcąc zaprzeczyć temu stanowisku, z takim zaangażowaniem, że mało nie zakręciło jej się w głowie. – Twoje słowa nic dla mnie nie znaczą – po czym, po krótkiej przerwie i przeanalizowaniu całości wydarzenia, dodała jeszcze: – Ty też tam byłaś.