Strona 24 z 30
: 23 gru 2020, 23:27
autor: Trzask Płomieni
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Pierwsza część wiadomości nabuzowała go nieco i zachęciła do przybycia, więc od razu wyruszył... tylko po to by zwolnić po usłyszeniu drugiej. Tym razem Forkor został w legowisku, a Trzask bez niego nie potrafił przekazywać dźwięków maddarą. Bandyckiej więc nie odpowiedział, poza wysłaniem szczątkowego obrazu z informacją, że się niedługo pojawi.
Opowiedzieć o Kammanorze? Huh. Brzmiało podejrzanie. Do tej roli z pewnością lepiej nadawałby się jego brat, niż on. Różne myśli kłębiły się w jego głowie i nim się zorientował – trafił już na miejsce. Widok eksponującej swoje podbrzusze partnerki ożywił Aqena. Był w końcu tylko samcem. Podszedł bliżej z opuszczonym łbem, głównie po to by połaskotać ją brodą po brzuchu, który potem musnął językiem, tworząc mokry, ciepły ślad aż do jej pyska, gdzie ją pocałował. Potarł nosem o jej nos, a ślepia skryte pod miedzianą czupryną wiele nie zdradzały.
–
Od tego chyba byłby lepszy prorok... – zaczął, nieco rozbawiony. –
... ale rozumiem, że dla twojego stada i Ciebie pełni on tylko funkcję zła koniecznego. – Napomknął, bo doskonale znał reputację Strażnika. Nie była najlepsza.
: 24 gru 2020, 1:00
autor: Bandycka Groźba
Bandycka nadal leżała z brzuchem wywalonym do góry, kiedy wyczuła znajomą woń swojego partnera. Spojrzała na niego do góry nogami, uśmiechając się lekko, pokazując dobrze odrestaurowany pakiet białych kłów oraz prostą szczękę. Zamruczała niczym żbik, obejmując jego łeb przednimi łapami i zatapiając łapy w rudej grzywie, drapiąc go przyjemnie za uszami kiedy muskał ją językiem. Zaśmiała się otwarcie, kiedy wspomniał o proroku.
– Byłam na Spotkaniu Młodych, które prowadził ten drewniak. – odparła, nawiązując do wyglądu proroka. – Najpierw próbował nam wmówić, że bogowie są naszymi opiekunami, a potem że jednak są jak jakiś obiekt, którego istnienie musimy zaakceptować. – położyła nacisk na ostatnie słowo. Gdy stanął nad nią, liznęła go czule po pysku, podgryzając przy okazji. – Burzom i skalnym lawinom smoki nie składają ofiar w przeciwieństwie do bogów. Nie rozumiem ich koncepcji, a skoro są oni dla ciebie na tyle ważni, że postanowiłeś wbić swoje łapska w mój tyłek, chciałabym zrozumieć dlaczego. – tak, żeby zachęcić Bandycką do nauki, należało najpierw przemeblować jej pysk. Zahaczyła czarnym szponem o jego bródkę na końcu pyska. – Bez tego całego gadania o tym jak bardzo niezbadane są wyroki boże i o tym, że powinnam je brać na wiarę. – powiedziała. Bandycka mimo tego, że hamowała się jak mogła nadal brzmiała buńczucznie i wyzywająco. Jakkolwiek wulgarnie by się nie wypowiadała, była to z jej strony próba zbudowania pewnego mostu między nią i Aqenem. Jeśli skutecznie wytłumaczy jej sens łażenia do świątyni i składania kantyczków, może nawet zacznie z nim to robić. W najgorszym będzie wiedziała, żeby nigdy więcej nie podejmować tego tematu. A bogowie? Mogli ją co najwyżej pocałować w łapkę, bo zad był już zarezerwowany.
: 24 gru 2020, 8:24
autor: Trzask Płomieni
Zamruczał przymilnie i poruszał delikatnie uszami kiedy partnerka go dotykała. Miał słabe punkty na głowie, a mało smoków o tym wiedziało – bo też nie miał za dużego kontaktu fizycznego z innymi, a już na pewno nie tak poufałego. Z zaciekawieniem wysłuchał tego jak postrzega proroka Plaga. Chyba niezbyt przychylnie.
– Strażnik Gwiazd to specyficzna jednostka. Tak bardzo skupia się na swoim powołaniu, że ciężko widzieć w nim smoka. Przypomina bardziej marionetkę w którą tchnięto życie. Taki... konstrukt z maddary. – Podzielił się z nią swoją opinią. Prorok faktycznie tak starannie dobierał słowa, że ciężko było go odebrać za drugiego smoka, to niezbyt naturalne zachowanie. – Chyba przeskrobał wiele za swojego życia w Ziemi, skoro tyle smoków ma problem z tym by go ścierpieć. – Zmarszczył nos. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, jednocześnie nie brzmiał jakby coś do niego miał. Z drugiej strony... po Aqenie rzadko było widać takie rzeczy.
Nad drugą częścią wypowiedzi musiał chwilę pomyśleć. Siadł obok Bandytki, a potem wyciągnął łapy przed siebie i położył się tuż obok niej, ale na brzuchu. Zapuścił żurawia nad jej szyją. Może równie dobrze połączyć przyjemne z pożytecznym, racja? Dlatego co jakiś czas zaczepiał ją, muskając wargami skórę na spodzie szyi partnerki.
– Nie jestem pewnie najlepszym smokiem do tego typu rozmów. Jak każdy mam swoje zdanie, choć może być błędne – zaznaczył, by nie było co do tego wątpliwości. – W wierze wychował mnie ojciec, Poszept Nocy. A przynajmniej w szacunku do bogów. Nie mam pojęcia jak on sam to wszystko postrzega, ale ja lubię myśleć o relacji bogów z nami, śmiertelnymi, jak o symbiozie. To coś, co występuje w naturze w różnej formie – przesunął palcem po barku Mimir. – Potrzebujemy tego, co nam mogą zaoferować bogowie. Niezależnie od tego skąd się wzięli i czym dokładnie są, nie można im odmówić siły. Nawet twoje stado, tak bardzo stroniące od akceptowania ich, korzysta z tego co mają do zaoferowania. Czy lawina i burza potrafi zwrócić komuś życie? Albo przywrócić mu uciętą kończynę? – mruknął, spoglądając na nią z zaciekawieniem. – No, może "potrzebujemy" to trochę określenie na wyrost bo pewnie moglibyśmy bez tego funkcjonować, ale wolałbym sobie nie wyobrażać jak krótkie i męczące byłyby nasze żywota. Smoki z odległych stron raczej nie bez powodu często lubią tu zostawać. Jest po prostu... wygodnie. – Wzruszył barkami, nazywając rzeczy po imieniu. – Lub same kwarce. Z tego co mi powiedział ojciec, to dość nowa rzecz, ale powstała dzięki współpracy boga Zimy z nami, śmiertelnikami. Wiedzę z nich czerpiemy nie bezpośrednio od bogów, ale z zapisanych w formie wspomnień nauk takich samych smoków jak ty, czy ja. A że życzą sobie za to kamieni... cóż, w życiu nie ma nic za darmo. Poza tą jedną rzeczą... – Wtrącił i znowu ją liznął po pysku, jakoś nie potrafił się powstrzymać. Miał w życiu mało bliskości, a Mimir przynajmniej lubiła z nim spędzać w ten sposób czas. Przynajmniej chciał w to wierzyć.
Przeciągnął się, aż mu strzyknęło w karku.
– Kto wie, może robią to wszystko tylko dlatego, by czuć się lepiej. W końcu na co ci taka siła i moc, skoro nie masz nikogo komu nią zaimponujesz? A może chodzi o coś innego, i bez wyznających ich smoków, ta siła u bogów zanika, więc nas potrzebują? Raczej nam tego nie powiedzą, co nimi kieruje. Ostatecznie... wszystkie istoty chcą instynktownie przetrwać. Te silne i te słabe. Ha, te pierwsze chyba zwykle nawet bardziej. – Uśmiechnął się kątem pyska na wspomnienie o pewnej rzeczy. Obrócił pysk do Mimir. – Wolę szanować bogów, nawet jeżeli nie zawsze przynosi to korzyści. W końcu... lepiej trzymać z tym, kto potrafi zamieniać kamień w mięso, zwrócić życie zmasakrowanemu ciału, albo wyleczyć trwałe uszczerbki na zdrowiu. Bo widzisz... – nachylił się nad nią bardziej, wpatrując w jej ślepia. – Podejrzewam, że gdyby tylko chcieli, mogliby zrobić z nami zupełnie odwrotne rzeczy.
Nie wyglądał na wystraszonego, bo to nie tak, że obawiał się bogów. Ale mógłby, patrząc po tym jaką dysponowali potęgą. Zastanawiające jak mało się o tym mówiło na głos.
– A kilka kamieni w ramach oddania ci sprawności po utracie łapy, czy uruchomienia kwarców i zawartych w nich wspomnień... wydaje się śmiesznie niską ceną. Zawsze mnie ciekawiło czy są one im do czegoś potrzebne, czy to ma służyć wyłącznie temu, by nas nauczyć cenić swoje zdolności czy zdrowie. – Zamyślił się. Chyba się rozgadał, heh. Oparł brodę o pierś smoczycy. – Kammanor... nie wiem, czy dużo mogę o nim powiedzieć. Moje stado przywróciło go niedawno, i chyba nadal ma nam za złe kilka rzeczy. Zdaje się, że dość łatwo wpada w irytację czy gniew, choć zdecydowanie nie można mu odmówić siły. Pewnie nasi przodkowie ze stada obrali go za patrona, bo dążyli do tego, by być jak on. Pomimo częstej lekkomyślności i podejmowania decyzji w przypływie emocji, niekoniecznie pozytywnych, chcieli nauczyć się cierpliwości, lub przekuwania tego wszystkiego w inne wartości. Odwagę, siłę, cierpliwość. Ale z czasem to wszystko się zacierało. Dzisiejszy Ogień raczej nie jest tym, czym był te kilkaset księżyców temu. Świat się zmienia, my też. Ale tradycję starałem się w stadzie obudzić na nowo, razem z bratem. Ogień który nam dał bóg, a o którym ci wspominałem... powiedzmy, że to być może ostatnia szansa jaką nasze stado dostało. I raczej nie chodziło Kammanorowi o pielęgnowanie samego płomienia, a o to, byśmy to my i nasza determinacja nie zgaśli, jak to miało miejsce do tej pory. – Zmrużył ślepia na samo wspomnienie. – To też nie tak, że się przed bogami płaszczymy, Mir. Zwykle w świątyni można po prostu... porozmawiać. Nie zawsze usłyszysz odpowiedź, ale masz to poczucie, że ktoś cię wysłuchał. Ktoś, kto wcale nie musi tego robić bo przyziemne sprawy go nie dotyczą, a jednak to zrobił. Wraz z odpowiedzią można otrzymać od nich nawet jakiś dar. W tym także przypływ siły, czy materialne dobra. To nie jest jednostronna relacja. Ale gdy o nią nie dbasz, nic z tego nie masz. Tak jest chyba ze wszystkim w życiu. Jakbyś o mnie i moje potrzeby nie dbała, a ja o Twoje, nie bylibyśmy parą. Gdy dbając o mnie zrobisz coś złego czy głupiego, moja reakcja może być łagodniejsza, niż wtedy gdybyśmy byli sobie zupełnie obcy. Rozumiesz? – przekrzywił pysk. Trzask wcale nie był bogobojny w takim sensie, w jakim go najwidoczniej postrzegała. Był raczej realistą. Nie musiał się trząść przed kimś by okazać mu szacunek.
: 24 gru 2020, 23:55
autor: Bandycka Groźba
Gdy Aqen mówił o Strażniku przez głowę Bandyckiej przemknęła iskra bólu. Smoczyca syknęła i przytknęła łapę do czoła, ale po chwili wszystko minęło. Zamrugała żółtymi ślepiami, zastanawiając się czy przypadkiem nie złapała migreny. Nie przyjemne odczucie minęło, pozostawiając po sobie lekkie pulsowanie w skroni.
– Nie mam pojęcia co ma do niego Ziemia i w gruncie rzeczy guzik mnie to obchodzi. Ja chcę faktów i logicznego wyjaśnienia, dlaczego mam bić przed czymś czołem, nie bajki dla piskląt. – odparła, przekręcając lekko łeb i patrząc na partnera z ukosa.
Wysłuchała jego odpowiedzi, wyjątkowo nie przerywając i nie wtrącając, chociaż widać było że ma na to ochotę. Gdy położył brodę na jej piersi, kontynuowała błądzenie łapami po jego głowie i bokach szyi, to zatapiając palce w futrze, to kręcąc mu małego loczka w rudej grzywie. Cieszyła się ciepłem jego ciała i bliskością.
– Problem jaki mam z bogami jest taki, że lubię partnerskie relacje. Będąc ze mną wiesz na czym stoisz, mamy jasną umowę. Będąc w swoim stadzie mam Kodeks, który jasno określa za co jest nagroda, a za co kara. Z bogami jest inaczej. – zmarszczyła nos. – Mogą z nami zrobić co im się żywnie podoba. Są naszymi opiekunami, którzy czasami szepną dobre słowo ale nasyłają na nas drapieżniki, bo boski klutek pokłócił się z Vilarem – znów pomyliła imię boga wojny – i postanowił mu dopiec. My nie mieliśmy w tym konflikcie żadnego interesu, a mimo to jego reperkusje odczuło każde wolne stado. I to bez odrobiny wyjaśnienia czy zasmarkanych przeprosin. – można by powiedzieć, że Bandycka miała tupet, domagając się przeprosin od bogów. – To nie jest partnerstwo. To jest poddaństwo, Aqen. – powiedziała, spoglądając na niego. Mówiła chłodno, chociaż jej wraz pyska mówił, że nie jest jej to w smak.
– Leczą kończyny, przywracają życia... Hmmmm. – zamruczała, odginając łeb do góry i odsłaniając podgardle osłonięte nieco cieszą łuską. – Widziałeś kiedyś smoka wstającego z martwych? Przywracałeś sobie łapę albo skrzydło w świątyni? Masz absolutną pewność, że robią to bogowie? Pojawiają się wtedy? Manifestują jakoś i mówią, okej miśku, tutaj jest twoja druga szansa, prosto od Inanora? – zapytała, po czym spojrzała ponownie na Aqena, podnosząc skrzydła i obejmując go nimi, jakby go chciała ogrzać. – Nie zrozum minie źle, ale bogowie to nie są jedyne nadprzyrodzone istoty działające na tych terenach. Są na przykład duszki, takie jak ten co gryzie w tyłek jak zerwiesz owocki z drzewa. Może równie dobrze robią to one? Z tego co wiem smok, który wraca z martwych, po prostu wstaje, mając w miejscu rany inny kolor łusek. Nie wiemy też dlaczego niektórzy wstają, a inni nie. – dodała, milknąc na chwilę. Czy ona by wstała? Czy chciałaby wstać? Czy chciałaby przyjąć boską pomoc wróżki? – Akurat Kwarce to bardzo mądre tworzy, z których sama korzystałam już kilka razy. Ale i tutaj zasady są proste: za dobrze wykonaną robotę dostajesz nagrodę. To coś co rozumiem i akceptuję. Ale to, żeby składać przed kimś owoce swojej pracy, a potem witać napędzane magią drapieżniki na swoich terenach albo inną zarazą? To jest coś co odrzucam i będę negować. Nawet jeśli równie dobrze mogłabym wygrażać się Złotemu Pyskowi, że za mocno mi świeci u wejścia do jaskini. – dodała, uśmiechając się lekko. Zdawała sobie sprawę, że jej opór może być bezcelowy, że ba, bogusie nawet nie zaprzątną sobie nią głowy. Miało to jednak znaczenie dla jej samej. – Po prostu chcę wiedzieć dlaczego. Jeśli wróż...bóg popatrzy na mnie łaskawie chcę wiedzieć co zrobiłam dobrze. Jeśli zsyła na mój łeb kamień, chcę wiedzieć co zrobiłam źle, inaczej biorę to za czystą złośliwość. – zakończyła.
: 25 gru 2020, 0:24
autor: Trzask Płomieni
Zauważył dziwną reakcję partnerki na wspomnienie proroka z jego strony. Od razu poczuł się zaalarmowany.
– Wszystko w porządku? – przyjrzał się jej z uwagą. Nie pytał tylko o fizyczny i psychiczny komfort, ale też o to czy zdarzyło się kiedyś z udziałem proroka coś, o czym powinien wiedzieć.
Zastanowił się nad jej argumentami, które były mimo wszystko trafne. To nie tak, że zamierzał je na siłę negować.
– Nie usłyszysz ode mnie nic o boskim planie czy przeznaczeniu – zapewnił, bo wydawało mu się, że w głębi ducha tego spodziewała się po nim partnerka. – Bazuję tak jak ty, na domysłach i obserwacjach. Kto wie, może przez to, że Sennah wykluła się ze wspomnień śmiertelnych, otrzymała też ich cechy? – zasugerował. – Gdybym przebywał z taką zgrają niezgodnych, wiecznie skłóconych grup które z pokolenia na pokolenie zmieniają swoje ideały i zachcianki, też bym pewnie zwariował i stał się taki, a nie inny. – Powiedział żartobliwie, kąsając ją lekko siekaczem w dolną wargę. Podobało mu się, że mimo powagi tematu mogli w miarę luźno podejść do siebie w trakcie całego procesu. – Bogowie też mają charaktery, wiesz? Najprzyjaźniejszy z obecnych jest na przykład Thahar, zdaje się, że niełatwo go urazić czy rozgniewać. Może skoro szukasz jasności i szczerości, powinnaś spróbować rozmówić się z nim. Albo Uessas, bóg miłości. Gdy powrócił niedawno, wezwał nas do jakiejś prezentacji. Dzięki temu zacząłem patrzeć na swojego kompana nieco inaczej. Nie wadzi mi tak, jak kiedyś, wręcz polepszyły się nasze relacje. – Wzruszył barkami. Nie było w tym żadnych fajerwerków, pewnie mógłby zrobić to równie dobrze inny smok, ale Aqen widział w istotach wyższych nieco lepszy autorytet, mimo wszystko. Istnieli dłużej, to pewnie więcej wiedzieli.
– Immanora. – Poprawił ją odruchowo, a potem potarł policzkiem o przegub jej lewej łapy. – Hm, nie wiem czym są duszki, nigdy nie pytałem. Podobno są na usługach bogów, albo istnieją dzięki nim. A może to równoległe byty? Zdaje się, że mają równie ciekawe możliwości. Spotkałaś kiedyś Alaleyę? Jak nie to zerwij owoc, gdy jakiś znajdziesz, zamiast zbierać te z ziemi. Nieźle mnie wystraszyła jak byłem nieświadomym pisklęciem. – Napomknął taką ciekawostkę.
Dźwignął się na łapy i przeszedł nad samicą, stając na nią okrakiem. Przycupnął zadem, pocierając tylnymi partiami ciała o jej podbrzusze. Na jego pysku pojawił się drapieżny uśmiech. Na ile skupienia posiadała Mimir, by kontynuować swoją argumentację i rozmowę, gdy ten doprowadzać ją będzie do fizycznego szaleństwa? Przy niej budziły się w nim całkowicie nowe, zwierzęce instynkty. Miała na niego dziwny wpływ.
– To twoja dobra wola, czy chcesz coś zostawić na ołtarzu podczas modlitw. Tak samo jak ich, jeżeli dadzą komuś modlącemu się dary. Prawdopodobnie można przychodzić pod posągi danych bóstw regularnie i nic z tego nie mieć. Wiara nie do końca polega na zysku materialnym. Niektórzy po prostu nie mają rodziny czy przyjaciół, albo zwyczajnie nie chcą szukać porady czy pomocy wśród nich. Ah, jeszcze jest to zwalanie winy na istoty wyższe. Lepiej przełknąć porażkę ze świadomością, że nie była to do końca twoja wina, tylko ktoś maczał w tym paluchy. – Pochylił się i polizał ją znowu między nozdrzami, zasysając na moment górną wargę samicy swoimi własnymi. – To wszystko jest kwestią wyboru. Chyba całe twoje stado nie wierzy, a jednak nie spotkała was za to żadna kara, prawda? Co najwyżej możecie tracić na potencjalnych boskich darach, ale to wciąż wasz wybór. Jak widać, sami bogowie szanują waszą wolną wolę. A że czasem jesteśmy wplątani w ich sprawy... czy to samo nie spotyka nas z naszych własnych decyzji? Często wplątujemy w tarapaty kogoś, kogo nie planowaliśmy w nic wciągać. Takie jest życie. – Musnął puchatą końcówką ogona jej ogon. – Jesteś piękna, wiesz? – wtrącił ni z tego ni z owego.
: 26 gru 2020, 0:39
autor: Bandycka Groźba
Wojowniczka potarła sobie przez moment skroń.
– Tak, wszystko w porządku. – potwierdziła. Czasami miewała takie chwile, że czuła się po prostu dziwnie. Jakby coś chciało się w niej odezwać, ale sama nie wiedziała co. Zazwyczaj uczucie to szybko mijało, więc uznała że po prostu taka jej natura. – Czasami mam takie, hm... – czuła się odrobinę głupio o tym mówiąc – ...dziwne wrażenia. Jakbym już kogoś widziała albo znała albo coś danym osobnikiem łączyło. Ostatnio czułam to jak duchy nawiedziły nasze stadne spotkanie. – opowiedziała, nie uważając tego za specjalnie ważne.
– Phyh. – parsknęła na wzmiankę o narodzinach Sennah. – Czy oni nie powinni być tymi wyższymi istotami? Tymi, którzy pokazują nam nasze niegodne ścieżki naszych czynów poprzez przebaczenie i naukę, bla, bla bla? – zagadnęła. – Ja mogę być wredną mendą, ale przynajmniej nie nazywam się dobrotliwym strażnikiem ani opiekunem niczego, nie twierdzę że czynię jakikolwiek dobro. Działam z powodu własnych impulsów, pobudek i chuci. – wojowniczka mówiła powoli, podkreślając każde kolejne słowo wymownym ruchem. To czułym przejechaniem palcami po pysku, to mocniejszym dociśnięciem go skrzydłami do siebie, to pchnięciem dolnej części ciała. Co prawda myślała, że czas na zabawę przyjdzie później, ale skoro Aqen wolał zacząć od tego, nie miała nic przeciwko. Zdawało się, że zaczarowała samca, bo w pewnym momencie przetoczyła się na bok, zrzucając z siebie Trzask tak, że teraz to ona siedziała na nim. – Nie ukrywam tego, że sprawia mi to przyjemność. – pochyliła się, muskając ciepłym liźnięciem skórę za jego uszami. –Ale ja nie pretenduję do miana istoty wyższej, do bycia opiekunem czegokolwiek i kogokolwiek po za Plagą. Skoro ja potrafię się do tego przyznać, to czemu bogowie nie mogą? Co trudnego jest w wyjściu i powiedzeniu: misie, nie lubię tego drugiego typa, posprzeczaliśmy się, dostaliście rykoszetem? Albo w wyjściu i powiedzeniu: skarby, ja jestem na górze. – mówiąc to przesuwała pyskiem po jego szyi, liżąc ją łagodnie. Jej zaloty jednak stawały się coraz bardziej intensywne. – Ja jestem u władzy. – uniosła się do góry, opierając pazurzastą łapę na jego piersi, dociskając jego tył. – Tańczycie jak wam zagram, albo dostajecie w pysk.
Zamilkła na moment, podnosząc do góry łeb i wypuszczając z pyska kłąb gorącej pary. Dopiero po dłuższej, przyjemnej chwili kontynuowała – Przybiłabym łapę z duszkiem. Jak to jest, że twory bogów są znacznie bardziej logiczne i sensowne od nich? Nie spotkałam nigdy tej całe Alalei, bo słuchałam co mamusia do mnie mówiła, a mówiła żeby nie ruszać owocków z drzewa. Nie ruszam, bo nie chcę żeby tyłek przetrzepała mi sosna. – poruszała się powoli, rozkładając lekko skrzydła i prezentując się w pełnej okazałości. Po chwili ponownie nachyliła się nad Aqenem, obejmując jego szyję i poskubując ją lekko. – Nikt nie pytał nas o zdanie, czy mamy ochotę brać udział w boskiej kłótni. Nikt nie pytał nas o zdanie, kiedy był wybierany prorok. Nikt nie pyta nas o zdanie, kto powinien wrócić z martwych, a kto nie. Hmmm... – zamruczała, kiedy sprawił jej komplement. – Mów dalej. – powiedziała rozmarzonym głosem, po czym złapała go zębiskami w miejscu gdzie szyja łączyła się z klatką piersiową. Na tyle mocno by usadzić go w miejscu i zostawić niewielki ślad. Bandycka już nie prosiła. Ona się domagała.
: 26 gru 2020, 21:48
autor: Trzask Płomieni
Sam miewał takie dziwne wrażenie, ale tylko w jednym miejscu. Zmrużył ślepia przypatrując się jej podejrzliwie, ale też z wyraźną troską w oku.
– Miewam tak w legowisku. Jakbym już tam kiedyś był, choć to przecież niemożliwe... – mruknął, a potem zarzucił mało śmiesznym żartem dla poprawienia im obojgu nastrojów. – Kto wie, może w innym życiu byłaś kochanką proroka, a teraz te uczucia się odwróciły? – wyszczerzył się paskudnie. Niespecjalnie wierzył w powrót duszy na ziemię, nawet jeżeli wiele osób, w tym bogowie, twierdziło że tak mogło być. Wydawało mu się okrutnym zabiegiem zmuszać istoty by żyły w kółko, bez możliwości spoczynku.
– Cóż... – wzruszył lekko barkami, ale nim zdołał odpowiedzieć to został przyłapany na swojej nieuwadze. Nim się zorientował leżał pod nią. Zamrugał zaskoczony. Nie powinien pewnie opuszczać przy niej gardy tak bardzo, ale ufał jej. Ona mu też, prawda? Nie zrobiłaby mu krzywdy, choćby z powodu samego sojuszu. Przynajmniej w to chciał wierzyć, w tę umowę między stadami, gdyby z jakiegoś powodu ich relacje uległy pogorszeniu.
– Nie wiem – przyznał otwarcie, bo nawet nie chciało mu się na ten temat szczególnie dywagować. – Wiesz, że to nie mi powinnaś zadawać te pytania, a im? Jak już wspomniałem, Thahar na pewno by ci udzielił choć kilku odpowiedzi. Ale gdybym miał zgadywać to... może nam po prostu ciężko pojąć ich podejście, bo nie żyjemy tak długo jak oni i nie potrafimy sobie wyobrazić jak żywot przez może i tysiące księżyców wpływa na nasze zachowanie. Ja bym chyba zwariował. – Przyznał bez ogródek.
Trudno było mu się w pełni skupić i formułować pełne wypowiedzi, zwłaszcza gdy nacisnęła na jego pierś i wspomniała o byciu u władzy. Co prawda zdecydowanie wolał być na górze i dominować nad samicą, ale w życiu podobno trzeba spróbować wszystkiego. I nie dało się ukryć, że Mimir mogła wyczuć coś twardego, uwierającego ją między udami, gdy tak górowała nad nim.
– Nie wiesz co zrobiłaby z tobą nieograniczona siła, Mir – zapewnił ją, bo tego był pewien w stu procentach. – Łatwo oceniać innych, gdy samemu nie było się w danej sytuacji. Pamiętasz jak mi mówiłaś, że raczej nie będziesz żywiła do innej osoby głębszych uczuć? – wyciągnął do przodu łapę i posmyrał ją szponem między łuskami na piersi. – Ostatnio mi pokazałaś, że wcale tak nie jest. – Nie powiedział nic wprost. Mógł jej powiedzieć, że ją kochał, ona jemu nie musiała jeżeli wypowiedzenie tych słów sprawiało jej trudność. Na pewno była na dobrej drodze by coś takiego poczuć, inaczej po sytuacji na granicy nie odezwałaby się już do niego.
– Mnie nikt nie ostrzegł – uśmiechnął się kątem pyska. – Gdy byłem mały, nic nie mówiłem. Dopiero w wieku dwudziestu paru księżyców się zacząłem odzywać. Czasem o moim istnieniu zapominano, nie mam nikomu tego za złe. Ale wpierw zerwałem, a potem zjadłem na oczach Alaleyi te nektarynki. Była w takim szoku, że zostawiła mnie z naganą. – Przechylił głowę na samo wspomnienie tej sytuacji. – ... ale wiem, że ktoś inny napotkał się z jej fizycznym gniewem i uzdrowiciel musiał go poskładać.
Mruknął lubieżnie kiedy się tak zaprezentowała. Rany się na jej ciele zagoiły bardzo ładnie, Urzara wykonała kawał dobrej roboty. Dobrze, bo gdyby musiał patrzeć na jej wyszczerbiony uśmiech to długo by nie był w stanie powstrzymywać rozbawienia tym widokiem.
Otrząsnął się z tej myśli po ukąszeniu samicy. Warknął w odpowiedzi, niezbyt groźnie, intuicyjnie. Oblizał szybko pysk, podkurczając tym samym tylne łapy, zginał je wręcz boleśnie, by umożliwić samicy to, czego sobie zażyczyła. Coś nowego, nie spodziewał się znaleźć się w takiej sytuacji. Ciekawe czy ona wiedziała co robi, czy kierowała nią zwykła żądza?
– Gdybyśmy sypiali w jednej grocie, codziennie byś się budziła z... – szepnął jej do ucha drugą część, a potem otarł ostrożnie policzkiem o jeden z jej zakręconych rogów. Odsunął pysk, patrząc w jej dzikie oczy. – Szlag, Mimir. Działasz na mnie tak intensywnie, że chodzę po ścianach na samą myśl o tobie. Mój kompan mnie kiedyś udusi we śnie, tak bardzo zamęczają go te obrazy w mojej głowie. – Zaśmiał się chrapliwie, cicho.
: 27 gru 2020, 0:50
autor: Bandycka Groźba
Mimir miała mieszane uczucia co do życia po śmierci. Nie wierzyła nie nigdy, a dodatkowo rozmowy na ten temat nieprzyjemnie kojarzyły jej się z bajdurzeniem pogrążonego w autodestrukcyjnym cugu Calada. Musiała jednak zrewidować swoje poglądy gdy podczas jesiennej pory spotkała najpierw ducha matki, a potem duchy członków stada Cienia. Myśl o powrocie napawała ją lękiem – już bezdenna otchłań wydawała się jej lepszą alternatywą.
– Przestań jeśli nie chcesz żebym wyrzygała na ciebie swój ostatni posiłek. – odpyskowała, dając do zrozumienia że drzewny samiec zdecydowanie nie był w jej guście. – Prorok to kawał smoka, ale równie dobrze można próbować wychędożyć konar w lesie, wrażenie to samo. Trzeba było zostać w otchłani i być grzeczną, a nie dawać mi migreny.
Nachyliła się nad nim, masując przednimi łapami jego barki, lekko ugniatając i rozluźniając mięśnie. Chciała żeby się rozluźnił i poddał. Całkowicie. Dzisiaj była na górze i nie zamierzała zmieniać tego układu sił. – Och? Byłabym łaskawym bogiem. Rób co mówię i zostań nagrodzony. Sprzeciw mi się, to mierz się z... – zaśmiała się nisko, chrapliwie. – ...plagami. Audiencje tylko dla tych wykazujących potencjał. Pertraktuj tylko z tymi, którzy mogą strącić cię z nieboskłonu. – Mir lubiła być u władzy. Kontrolować i mieć inne smoki w łapie z prostego powodu: mniej zaskoczeń, większa szansa na przetrwanie. Była także dumną smoczycą i myśl o zgięciu karku przed kimś kogo nie uważała za równego sobie budziła w niej odrazę.
Gdy wspomniał o ich ostatniej kłótni milczała na moment, odchylając na moment łeb do góry. Po części dlatego, że było jej przyjemnie, a po części dlatego, żeby nie mógł zobaczyć jej zakłopotanego wyrazu pyska. Rozmowy o uczuciach były dla niej trudne i męczące. Przez większość swojego życia Mir odczuwała głównie złość, która popychała ją dalej. Nie była sentymentalna, a fakt że Aqen był z innego stada nie ułatwiał sprawy. Wyznanie komuś miłości... było dla niej smyczą, uzależnieniem które komplikowało sprawy. Bandycka wiedziała, że pewnego dnia los może rzucić kości na skałę i może wyjść tak, że albo zostaną przez Ogień najechani albo to oni będą musieli wykończyć sojusznicze stado. Poderżnięcie gardła samcowi, któremu wyznało się miłość było trudne. Znacznie trudniejsze niż stanięcie na przeciw po prostu partnera.
Wydając z siebie kuszący niski pomruk, opuściła łeb biorąc w swoją łapę jego łapę którą smyrał ją po piersi. Przytknęła ją sobie do pyska, a potem przesunęła by podrapał jej skórę pomiędzy czerwoną grzywą, a rogiem. Żółte ślepia spojrzały na niego, błyszcząc w białym świetle odbitym przez śnieg.
– Możemy jeszcze nie wspominać tej sytuacji. Zęby wciąż jeszcze mnie pobolewają. – powiedziała cicho. – Pewnie zobaczyła jaki jesteś słodki. – liznęła go po pysku z pasją. – I postanowiła puścić cię wolno. Ale mnie nie oszukasz. Ja wiem, że jesteś niegrzecznym samcem, Aqen. – powiedziała, nachylając się ponownie by sięgnąć łapą z jego ucho.
Bandycka dobrze wiedziała co robi. Zmieniła odrobinę pozycję, przesuwając się do tyłu, a potem... Jej ruchy były na początku boleśnie wręcz powolne, wymierzone, ale równocześnie zdecydowane. W przeciwieństwie do ostatniego razu, gdzie po protu puściła wodze żądzy, tym razem chciała zobaczyć to jak Aqen przestaje myśleć. Uśmiechnęła się chytrze, liżąc go po pysku. – Mmmmm, więcej Aqen, więcej. Chcę zobaczyć jakie dźwięki potrafisz z siebie wydać. – powiedziała cicho, słodko. Jedna z jej łap trzymała go na dole, a druga wędrowała szukając słabych punktów, czegoś co mogłaby wykorzystać. – Nie myśl, zabiorę cię daleko. Po prostu się we mnie zanurz. – szeptała mu do ucha. Jej ruchy falowały tak samo jak jej czerwona grzywa. Wydawało się, że już, już, tylko po to by zwolniła by znów móc doprowadzać go szaleństwa.
: 28 gru 2020, 11:09
autor: Trzask Płomieni
Aż tak brzydziła się osoby proroka, czy może samej funkcji którą sprawował, bo w końcu była ściśle związana z pogardzanymi przez nią bogami? Przypatrywał się jej chwilę, ale nie poruszał tego tematu, przynajmniej teraz. Faktycznie ostatnim czego by teraz chciał byłoby zrujnowanie dobrej atmosfery czy ich relacji.
– Mhm – mruknął, częściowo nie będąc skupionym na jej słowach bo za bardzo poddał się pieszczotom jakie mu serwowała. – Nie lubisz służyć, stąd niechęć wobec bogów, a jednocześnie sama jako bóg byś służalczości wymagała. – Podsumował, bo tak to obecnie widział. No chyba, że byli już na etapie żartów, a to co mówiła nie dotyczyło ściśle wiary, ale jego samego i tej konkretnej sytuacji.
Nagle się wyciszyła i uciekła myślami. Ups. Nie przemyślał tego. Przynajmniej jej chwilowa nieobecność pozwoliła mu na uspokojenie się, przynajmniej częściowo. Uzależnienie od podniecenia było katorgą, a jako smok który niezbyt często dawał temu wszystkiemu upust, miał niezwykłe problemy z utrzymaniem koncentracji w takich momentach.
– Dobrze – zgodził się, bo nie chciał jej znowu nastąpić na odcisk. Zastrzygł tym uchem wokół którego dotykała go Mimir. – Tylko przy tobie. – Posłał jej perskie oczko, któremu towarzyszył drapieżny uśmiech.
Potem już przestało być tak jednostronnie kolorowo. Każdy dotyk, każde otarcie się ciała samicy o jego własne pobudzało go do granic możliwości. Nie potrafił powstrzymać instynktu który nakazał mu co jakiś czas wykonać pchnięcia biodrami w atawistycznym geście dominacji, nawet jeżeli nie wbijał się bezpośrednio w partnerkę, tylko jeździł przyrodzeniem po wnętrzu jej lewego uda. Cholera, to było cięższe niż by przypuszczał. Czy tak czuły się samice będąc na dole? Tak bezradnie, zdane na łaskę i niełaskę samca?
– Jesteś... okropna – sapnął, a potem spomiędzy zaciśniętych szczęk wydarło mu się stłumione jęknięcie. – To ty... powinnaś tak leżeć. – Stwierdził z niezbyt podobającą mu się niemocą, ale był jej to winien po ostatniej sytuacji. Niech ma coś z życia, teraz jego kolej by nieco pocierpieć. Nie żeby odczuwał fizyczny ból czy niesamowity dyskomfort psychiczny, ale zdecydowanie wychował się w kulcie silnego samca i posłusznej samicy. Choć nie wiedział skąd mu się to wzięło. Na pewno nie od Sztorm, a już tym bardziej nie od Rakty.
Tak czy owak, w końcu nie wytrzymał. Powiercił się nieco pod nią, i jeżeli mu tego okrutnie nie utrudniało, udało mu się wreszcie w niej zanurzyć. Co ciekawsze, w tej pozycji to ona wybierała na jaką głębokość sobie go życzyła. I jeżeli nie opierała się w żaden sposób, Aqen wydał z siebie głośne, pełne pożądania warknięcie gdy wyczuł, że w tej pozycji wchodzi znacznie głębiej niż dotychczas. Przymrużył ślepia i sięgnął pyskiem jej pyska, wsuwając jej język między wargi. Polizał jej dolną wargę od wewnątrz, zahaczając o zęby, a potem ją prowokacyjnie przygryzł. Nawet jeżeli do krwi, to nie na tyle by musiał to łatać uzdrowiciel.
– Paskuda – mruknął sam do siebie, oczywiście mając na myśli swoją nienasyconą partnerkę. Sam nie był w tym lepszy. Zdecydowanie najbardziej lubił gdy majstrowała mu przy uszach, choć dotyk łapami nie był jeszcze taki najlepszy. Do tej pory nikt nie spróbował tego, co powodowało u niego prawdziwy odlot.
Leżąc pod nią próbował co jakiś czas unosić biodra, jakby chciał wejść w nią jeszcze głębiej, ale przez ich masy było to średnio możliwe. Musiał na ten moment oddać władzę w jej łapy, choć niezbyt mu się to podobało. Najchętniej by ją wywrócił na plecy i wziął od tyłu. Jakby jutra miało nie być.
: 28 gru 2020, 22:22
autor: Bandycka Groźba
Bandycka uśmiechnęła się chytrze, słysząc jego słowa skargi.
– Oczywiście, że tak. Sama nie lubię mieć obitego pyska, ale chętnie obiję go innemu smokowi. – odparła. – Moje sługi wiedziałby co robić. Zawsze. Żadnego zagubienia, żadnych wątpliwości. Jestem przecież doskonałym i wszechmocnym bytem, czyż nie? – zapytała, skubiąc go lekko pod szczęką.
– Shhhh. – uciszyła go, unosząc się lekko i przytykając mu palec do pyska, jednocześnie wykonując wyjątkowo powolny i pieczołowity. – Skup się na tym. – powiedziała, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie tylko dla niego było to przyjemne. Fakt kontroli i panowania nad sytuacją podniecał ją równie mocno jak bycie przypartą do skały i posiadanie kogoś nad sobą. A fakt, że nie musiała długo przekonywać Aqena, żeby się zgodził tylko dodatkowo mile połechtał jej ego.
Chcąc nie chcąc, musiał oddać jej kontrolę i tak się stało. Gdy znalazł się tam gdzie powinien, smoczyca zwolniła ruchy celowo, żeby wszystko nie skończyło się za szybko. Oparła się przednimi łapami po bogach jego głowy. Dobrze, że nie mogła zobaczyć co głębi się w jego głowie, bo Aqen chyba nie wyszedłby żywy z Dzikiej Puszczy – zajechałaby go za śmierć tylko po to by dowieść swojej racji i wybić mu z głowy jakiekolwiek wyobrażenie uległej smoczycy. Gdy liznął ją i nagryzł jej wargę zamruczała groźnie, nisko, z głębi piersi. Rozłożyła fioletowe skrzydła i rozciągnęła je nad nimi jak namiot. – Grzeczniej. – warknęła ostrzegawczo. Jej lewa łapa zjechała niżej, opierając się na barku. Miała wysunięte pazury, wiec Aqen mógł poczuć ich nacisk na swojej skórze. Teraz domagała się uległości, nie wyzwania, a czuła że jeszcze jej się opiera. Dyktowała tempo, z każdym ruchem schodząc coraz głębiej i niżej. Gdzie ona się w ogóle kończyła? W końcu oparła się i prawą łapą i jego prawy bark, nie mogąc już sięgnąć co łba, więc zaczęła lizać go po szyi długimi, dokładnymi ruchami, celowo rozgarniając futro nosem, żeby sięgnąć skóry. – Mmmmmm. – zamruczała słodko, przyspieszając. – Nie krępuj się, chcę słyszeć wszystko, kochany. – dodała. – Jesteś wspaniały Aqen... – powiedziała, dysząc chrapliwie. – Daj mi wszystko co masz, wszystko. – mówiła, czarując go słowami. Tempo było coraz i coraz szybsze. – Jesteś taki wielki, taki silny, więcej, więcej... – i chociaż nie mogli spojrzeć sobie w ślepia, smoczyca czujnie obserwowała jego reakcje i to jak reaguje na jej słowa.
: 31 gru 2020, 20:24
autor: Trzask Płomieni
Jeżeli chwilę temu o czymś rozmawiali, to teraz już zapomniał o czym. Umysł samca całkowicie gdzieś odleciał, w jakieś przyjemne miejsce. Śnieg nie padał, drzewa nie szumiały – był tylko on i ona. Złączeni ciałami, wspólnie spędzający czas.
Nie był pewien czy podoba mu się to oblicze Mimir, czy wręcz przeciwnie. Na pewno go pobudzała do pewnego stopnia nieprzyzwoitości, jednak raczej nie mógłby w ten sposób spędzać z nią upojnych chwil za każdym razem. Za bardzo lubił być na górze, choć ta odmiana była nawet ciekawa. Odkąd zyskał w stadzie władzę, czuł się trochę za silnym niż być powinien. Taki numerek może go przytemperować. Byle nie za bardzo, mhm?
– Auć – mruknął teatralnie, gdy go skarciła tym podniecającym warknięciem.
Lizanie skóry z futrem było pewnie przyjemniejsze niż robienie tego na całkiem ostrych łuskach, więc bardziej przyjmował pieszczoty niż sam je dawał partnerce. Chyba nawet nie musiał biorąc pod uwagę, że go całkowicie spacyfikowała. Jedyne czym mógł ruszać to nieznacznie pysk, skrzydła oraz przednie łapy. Resztę oddał pod jej władanie, przynajmniej na razie.
Nie sądził, że to możliwe, ale pęczniał w niej jeszcze bardziej po tej wiązance. Poczuł mrowienie w podbrzuszu i nie potrafił powstrzymać zakorzenionego we krwi instynktu. Podbijał zadem na tyle ile był w stanie, by zapewnić jej dodatkowych wrażeń. Stęknął przy jednym z wyraźniejszych pchnięć, kiedy czuł, że zagłębia się w niej tam, gdzie dotąd go nie było.
– Pozwól mi... – niemalże miauknął jak kociak, spoglądając na nią z dołu. Technicznie nie musiał pytać o pozwolenie, ale skoro partnerce podobała się ta mała gra oraz nowa rola, nie chciał ucinać jej skrzydeł. Jednocześnie nie potrafił uleżeć w miejscu, gdy jedyne o czym myślał to chęć pompowania w niej swojego przyrodzenia z zawartością, jak najmocniej, jak najdłużej. Takie leżenie było dla niego istną torturą, o czym świadczyły sporadyczne jęki uciekające spomiędzy jego warg. Niskie, stonowane, połączone z sapnięciami ciepłego powietrza z nozdrzy.
: 01 sty 2021, 2:47
autor: Bandycka Groźba
Tak, powoli zbliżali się do tego co chciała osiągnąć. Aqen przestał gadać i skupił się na przyjemności, a ona patrzyła jak redukuje się do sapiącego i pojękującego bałaganu. Widok ten był miodem dla jej oczu: postawny i dobrze zbudowany samiec leżący posłusznie pod nią, z kłębami pary uciekającymi z pyska, rozwichrzoną i mokrą od śniegu grzywą. Mile łechtało to jej ego i dumę. Co prawda nie była pewna, czy tak jak chciała zupełnie stracił na moment rozum, ale wolała dalej już nie popychać. Siedziała na nim dość długo, a jej zad nie należał do najlżejszych.
Sama Mir także była już przyjemnie rozluźniona. Jej ślepia błyszczały, czerwona grzywa stała na sztorc, a pierś podnosiła się i opadała w szybkim oddechu. Myśli w głowie wojowniczki rozbiegały się co i rusz, coraz trudniej było jej się skupić na czymś innym niż przyjemność. Gdy słodkim miauknięciem zapytał się jej o pozwolenie przez ciało wojowniczki przebiegł lekki dreszcz i to wcale nie z zimna. Uniosła się nad nim, opierając na przednich łapach. Znacznie zwolniła tempo ruchów do rozmyślnie, drażniąco powolnego.
– Hmmmmm... – zamruczała nisko, udając że się zastanawia. Przeciągnęła ten moment czując wszystkie jego małe podrygi. – Byłeś dziś dla mnie dobry Aqen. – powiedziała powoli. Chciała co prawda znów wspomnieć o tym jak litościwą i zrozumiałą boginią jest, ale postanowiła nie przeciągać struny. Było jej po prostu zbyt przyjemnie, a nie chciała pozwolić by przez ich odmienne poglądy na bogusie zmarnowała się tak cudowna dla niej chwila. – Byłeś dobry. – powtórzyła, nachylając się nad jego łeb. Jednocześnie oparła się na swoich tylnych łapach, zdejmując z niego część ciężaru. Gdyby chciał, mógłby się teraz bez problemu spod niej wyślizgnąć. – Więc możesz ze mną zrobić co ci się żywnie podoba. – dokończyła kładąc nacisk na kilka ostatnich słów, spoglądając na niego maślanym wzrokiem i wydmuchując kłębek ciepłej pary. Jakaś część niej znów zaczęła krzyczeć, że to zły pomysł, ale otępiająca wręcz przyjemność przyćmiewała nie tylko jej jakikolwiek instynkt samozachowawczy i ostrożność. Mogła umrzeć? Ale jakaż piękna byłaby to śmierć.
: 02 sty 2021, 0:59
autor: Trzask Płomieni
W pewnym momencie chyba się już poddał temu, że dziś nie zakończy ich spotkania tak, jakby sobie tego życzył. Częściowo znieruchomiał i obserwował partnerkę spod przymrużonych powiek. Potem jego uszy wyłapały jej pomruki i jakieś słowa, które początkowo do niego nie docierały. Krew huczała mu między nogami, a jego ciało szukało spełnienia. Miało nie nadejść... chociaż, może jednak nadejdzie?
Zareagował trochę jak wygłodniały wilk na widok świeżego mięsa. Poderwał się gwałtownie z ziemi, być może niechcący przy tym podcinając Bandytkę. Tyle dobrego z tego, że jak już wylądowała to miała nagrzane miejsce i nie musiała przejmować się zimnem. Luksus, którego sam nie doświadczył, ale mniejsza. Śnieg na jego grzbiecie pewnie już dawno stopniał.
– Tak cię wychędożę, że nie będziesz mogła jutro chodzić – sapnął złowróżbnie, oblizując przy tym wargi.
Pochylił łeb i potarł o jej udo czołem, uważając by jego rogi nie skaleczyły Mimir. Być może czasem nimi zahaczył o jej łuski, co spowodowało nieprzyjemne dla uszu tarcie, ale się tym nie przejmował. Chciał spróbować czegoś jeszcze, choć powstrzymywanie się przed wzięciem jej natychmiast było niczym tortura. Tylne łapy mu drżały z ekscytacji, a ciepłe powietrze wyciekało przez nozdrza niczym kłęby białego dymu. Samiec oparł o zad bandytki przednią prawą łapę, masując ją po nim. Palcami specjalnie jeździł w miejscach, gdzie łuski się ze sobą stykały – tam powinna czuć najwięcej. Miał całkiem sporo krzepy, więc to raczej nie stanowiłoby żadnego problemu, by w razie potrzeby mocniej nacisnąć na jej prawy pośladek. Jednocześnie uniósł jej zad, nieznacznie, by była po prostu wypięta. Jeżeli miała ochotę, mogła przednimi partiami ciała leżeć, a tylko tylne by stały.
Zanurkował łbem pod jej ogon, łaskocząc grzywką ciepłe podbrzusze partnerki. Wysunął koniuszek języka i musnął nim jej najdroższy skarb. Wilgotny i ciepły, jak się okazało. Wypuszczał tam nieustannie ciepłe powietrze, bo nadal rzęził, więc to też mogło potęgować odczucia partnerki. Jeżeli nie spotkał się z żadnym sprzeciwem, śmielej kontynuował pieszczoty. Nie trwało to jakoś bardzo długo, bo już po prostu nie wytrzymał. Czuł, że lada chwila po prostu dojdzie na ziemię, a to byłoby raczej mało fortunne dla ich dwójki.
Wspiął się na jej zad jednym zwinnym susem. Starał się przenieść ciężar ciała na tylne łapy, a przednimi jedynie objął ją za boki, wsuwając je pod błony skrzydeł samicy. Zadrobił w miejscu i przybliżył się do plagijki, aby pewnym siebie, zdecydowanym ruchem się w niej z powrotem zanurzył. Jęknął przy tym z rozkoszy – najwidoczniej się stęsknił przez te kilka uderzeń serca.
– Jesteś tylko moja. – Oznajmił między pchnięciami. Nie robił tego brutalnie, ale na pewno wyczuwalnie. Cofał biodra i znowu je przysuwał do jej zadu, zagłębiając się w niej raz po raz. Słyszał dźwięki ocierania się ich ciał – zupełnie mu nie przeszkadzały. Pochylił się bardziej, rozciągając przy tym obolałe plecy. Brodą głaskał Bandytkę po grzbiecie między skrzydłami, czasem ją tam czule skubnął lub liznął. Kiedy się już nieco nasycił faktem, że znowu tu rządził, nieco zwolnił. Wychodził i znowu wchodził, a przychodziło mu to z niesamowitą lekkością. Muzyką jego uszu było to, cokolwiek mu Groźba serwowała. Łaskotał ją czasem palcami po boczkach, jeżeli w danej chwili miał na to czas. Stosunek z nim był dziwną mieszaniną dominacji, namiętności, ale też zwykłej czułości. Sam mruknął nie raz z rozkoszy, zwłaszcza kiedy się w nią wbił już do końca, aż musiał się przy tym wyprostować i nieco wygiąć swoje plecy. Zwieńczył cały akt, co Mimir na pewno w środku poczuła, ale jeszcze nie przestawał się w niej poruszać. Jeszcze miał trochę tchu.
– Kocham cię, dzika wariatko – szepnął, co może nie było słyszalne przy tym harmidrze. I tak, powiedział to akurat chwilę po tym, jak doznał spełnienia.
: 03 sty 2021, 1:46
autor: Bandycka Groźba
Zimno nigdy nie przeszkadzało Bandyckiej, zwłaszcza tutaj w dolinach. Panujący tu chłodek był dla niej rześki, orzeźwiający. Gdy Aqen zamienił ich miejscami, roześmiała się na jego słowa. Nie był to jednak śmiech kpiący czy pogardliwy, ale po prostu szczery śmiech radości, jakby powiedział że zaraz jej da worek pełen kamieni szlachetnych. Jeśli było coś co w życiu cieszyło Mimir była to z całą pewnością walka i obietnica dobrego chędożenia. Uwielbiała także patrzeć, jak zazwyczaj stoicki Aqen wychodzi z siebie, w każdym tego stwierdzenia znaczeniu. Fakt, że aż tak go nakręcała mile łechtał jej i tak już rozbuchane ego. Grzecznie pozwoliła mu ustawić strategiczną część swojego ciała w takiej pozycji, jakiej sobie życzył, a jej ekscytację i podniecenie zdradzała falująca grzywa, nerwowo poruszające się palce oraz ruchy ogona. Smoczyca pomrukiwała cicho, nisko, wtulając głowę w chłodny śnieg.
Spodziewała się, że zostanie w zasadzie wbita w ziemię. Zamiast tego czekało ją zaskoczenie, ale całkiem przyjemne. Smoczyca westchnęła z wrażenia przy pierwszym dotyku, wydając z siebie zaskakująco niepasujący do niej, delikatny dźwięk. Gdy jednak zorientowała się co robi Aqen, przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz, a czerwone łuski zafalowały klekocąc głośno, niczym trawa zginana wiatrem. I tak, jak z początku wydawane przez nią dźwięki były dość ciche, tak z każdą chwilą robiła się coraz głośniejsza. Pomruki przechodziły w powoli w jęki, a Cichy Wąwóz nie był już taki cichy.
Gdy samiec postanowił przenieść się na wierzch jej zadu poczuła jednocześnie ulgę i rozczarowanie. Ulgę, bo nie wiedziała ile jeszcze zdoła wytrzymać, a przecież nie mogła okazywać słabości. Rozczarowanie, bo było to chyba do tej pory najprzyjemniejsza pieszczota jaką do tej pory otrzymała. Odczucia te jednak prędko zniknęły, gdy poczuła że Aqen zabrał się do roboty. Nawet gdyby chciała o czymś konkretnym pomyśleć to i tak nie dałaby rady, bo czuła każdy jego ruch, który zdawał się rozbijać nie tylko o jej ciało, ale także świadomość. Nie myślała i nie czuła niczego innego po za nim i przyjemnością. Uwielbiała ten stan: tu i teraz, dwie najważniejsze dla niej rzeczy. Żadnych trosk, żadnych zmartwień, żadnych obowiązków, tylko oni. Bandycka w pewnym momencie po prostu zaczęła jęczeć jego imię niczym mantrę, a gdy kończył się i dopełniał finalny akt, cofnęła się o krok dobijając go jeszcze głębiej.
Po wszystkim stała tak przez chwilę, bo szumiało jej we łbie, a jej pierś opadała i podnosiła się szybko. Czy słuszała co powiedział do niej Aqen? Oczywiście.
– Ja...Ja... – otworzyła pysk chrypiąc. – Wiem, mój kochany. Wiem. – wyrzuciła z siebie, po czym opadła zadem na ziemię jak zdechły dzik, przysypując sobie łeb stosem śniegu. Potem przestała się całkowicie ruszać. Odleciała?
: 03 sty 2021, 18:17
autor: Trzask Płomieni
Po czasie w końcu samiec zszedł z partnerki, kładąc się na brzuchu obok niej. Też się nieźle namęczył, a przecież nie miał szczególnej kondycji. Który to był jego raz? Trzeci. Z nią? Drugi. Musiał zregenerować siły nim zaprosi ją na spacer do świątyni, bo chyba koniec końców to powinien zrobić – aby zwieńczyć ich rozmowę sprzed chwili. Przynajmniej pomyślał o tym aby wyładowała swoją energię zanim przestąpi próg świątyni. Trochę już ją znał wiedział, że grzeczniała chwilę po takich ekscesach.
Zastrzygł uchem kiedy Mimir próbowała coś powiedzieć. W pewnym sensie serce zbiło mu szybciej, w nadziei, że usłyszy to samo. Ostatecznie tak się nie stało. Aqen jednak nie był rozczarowany, wiedział na co się pisze. Może kiedyś uda się jej przezwyciężyć swoją paranoję i otworzyć przed nim całkowicie. On też nie mówił jej całkowicie wszystkiego o swojej przeszłości – za bardzo obawiał się, że go uzna za niegodnego słabeusza.
– Nie musisz tego mówić – odparł tylko wsuwając włochaty łeb pod jej szyję. Nie dodawał nic więcej. Była dość bystra, powinna wiedzieć do czego wojownik pił. – To co, odpoczynek, a potem porywam cię na spacer, słońce? – zaproponował, przymykając ślepia i mrucząc zalotnie.
: 04 sty 2021, 20:33
autor: Bandycka Groźba
Mir oczywiście coś kombinowała. Gdy tylko poczuła jak Aqen się do niej zbliża, odbiła się na przednich łapach i skoczyła na niego, żeby pociągnąć go za sobą w śnieg i go w nim wytarzać. Niestety było to za mało, żeby przewrócić krzepiego, stojącego pewnie na wszystkich łapach partnera, więc Bandycka na moment uwiesiła się jego szyi, a potem z wyrazem zaskoczenia na pysku sama poleciała w śnieg, kiedy jej mokre łapy po prostu się z niego ześlizgnęły. Od biedy mogła w niego wbić pazury, ale z oczywistych powodów wolała tego nie robić. Walnęła więc w zaspę śnieżną tak, że wystawały z niej tylko cztery łapy, które po chwili zaczęły prędko machać, kiedy wygrzebywała się ze śnieżnego więzienia parskając i rozrzucając biały puch dookoła.
– Pfe, khe, pfech. – zarzęziła, wydmuchując śnieg z nosa. Zamrugała żółtymi ślepiami i otrzepała sie jak mokry wilk, szeleszcząc przy tym czerwoną grzywą. – Aqen, nie musisz mnie porywać. Ty wystarczy że ładnie mnie zaprosisz, a pójdę wszędzie. – powiedziała, uśmiechając się zadziornie. – Porwania zostaw nam, plagusy są od tego specjalistami. – dodała, otrzepując się z resztek śniegu. – To co, gdzie idziemy? – zapytała, jak gdyby zupełnie zapominajac o czym rozmawiali wcześniej. Najwyraźniej Aqen dosłownie wybił z niej chęć na dalsze głębokie przemyślenia nad istoą relacji smoków z z wróżkami. Nie skomentowała jego słów w żaden sposób, po za tymi odnoszącymi się do spaceru. Nie chciała? Nie słyszała? Trudno stwierdzić.
: 05 sty 2021, 9:21
autor: Trzask Płomieni
... co... się właśnie wydarzyło? Czuł jak partnerka się na nim uwiesza, a później ląduje w śniegu. Zamrugał kilkakrotnie by się upewnić, że nie były to majaki z przemęczenia.
– Tak? Mam nadzieję, że kiedyś mnie porwiesz – posłał jej perskie oczko i zadziorny uśmiech, a potem się odwrócił gdy Mimir już doszła do siebie. – Chodźmy. Tylko bądź grzeczna. – Mruknął pod nosem i zaczął prowadzić ją w kierunku Świątyni. Co jakiś czas zerkał na nią, zwłaszcza gdy zbliżali się do docelowego miejsca. Kto wie, może zacznie uciekać z krzykiem?
: 13 sty 2021, 23:36
autor: Lisia Mistyfikacja
Wskakiwała w różne zaspy śniegu jak to ona, a za nią szedł zmęczony już tą energią smoczycy Cynamonek który najchętniej by pogrzebał w śniegu i poznajdował jakieś kępki trawy.
– No dalej Cynamonu! Co z ciebie za jednorożec? Gdzie twoja młodość, energia życia? Jak ty sobie pannę znajdziesz jak ty z źrebaka wyrosłeś na staruszka tak hop-siup? – Jednorożec tylko prychną niezadowolony z jej komentarza i zatrzymał się ładując pysk w śnieg. Ojoj! Chyba się obraził ale postój nie był zły! Może uda jej się znaleźć coś ciekawego, coś interesującego. Ciągle coś paplała do jednorożca, a to o robalach które znalazła, a to o obiedzie który jadła tydzień temu. Gadała i gadała, a Cynamonek miał jej już dość ale przynajmniej nie lazła do przodu a to już coś. Chwilą odpoczynku im się przyda bo nie każdy ma taki zapas energii.
: 29 sty 2021, 12:41
autor: Despotyczny Ferwor
Po okolicy plątał się pewien Depostyczny smok, który szukał sobie zajęcia gdzieś na terenach wspólnych. Spacer dobrze robił na stan zdrowia Mułka, który ostatnio czuł się o kilka księżycy młodszy. Nie był może tak w pełni sił, jak przy swoich trzydziestych księżycach, ale wciąż było to coś.
Tak więc przechadzając się po wąwozie, w pewnym momencie ujrzał pewną znaną mu rudą smoczyce, którą to stanowczo zbyt długo nie widział. Tejże smokiem była oczywiście Lisia mistyfikacja, czyli Nivis! Tak się właśnie składało, że następny lisek, tym razem kamienny był w tej chwili z Despotem. Nivis, bo też zwał się ten żywiołak, zerknęła w stronę swojego imiennika, którego to zmierzyła podejrzliwym spojrzeniem. Nie zdążyła się namyśleć nad tą sprawą, bo Mułek nawet nie czekał z przywitaniem się z dawną znajomą. Powolnym krokiem zbliżył się do rudej, którą to zmierzył pogodnym spojrzeniem.
– Kto go my tu mamy... witaj ponownie Nivis. – Zaraz przysiadł na zadzie, przy okazji zatrzymując wzrok na cynamonku. – Dawno żeśmy się nie widzieli. Powiem ci, że troszeczkę się za tobą stęskniłem. Trochę brakuje mi twojego brykania po cerkach. – Uśmiechnął się szeroko, a Lisiczka która była z nim, podeszła bliżej do samicy, którą to zaczęła wąchać. Nie wyglądała na lisa, ale trzeba było to zweryfikować.
: 20 kwie 2021, 22:18
autor: Echo Zbłąkanych
Echo wybrał się na daleką wędrówkę.. miał dość. Wściekły, upokorzony, z poczuciem niesprawiedliwości. Oczy paliły mu się na kolor srebrny, czacha była dość.. makabryczna, puste oczodoły sprawiały wrażenie, jakby.. patrzyły na postronnych. Wychudnięty, bez części łusek, tak był mizerny, ze mu zebra wystawały. Przysiadł na środku wąwozu. Wściekłość kolidowała z poczuciem winy, które próbowało się przebić przez te fale gniewu, najbardziej skierowanego do przywódcy. Aż zgrzytał zębami na jego myśl. Jedne co go uspokajało, to gest ze strony Krewetki, że go zawsze będzie koch.. ać. Ryknął wściekle, po czym grzmotnął ogonem sąsiednie, niewielkie drzewo, które udało mu się obalić. Siedział potem taki, zły, i bardzo, bardzo nieszczęśliwy...
/Bojowy Okrzyk.
: 24 kwie 2021, 21:23
autor: Bojowy Okrzyk
Sam nie był pewien, co ze sobą zrobi po ceremonii. Nie chciał wracać od razu do leża. Na razie miał dość siedzenia w grocie na dobre paręnaście księżycy. Po wysłuchaniu przysiąg mianowanych, pozwolił myślom lekko się oddalić. Tytułów przyznawanych przez Proroka słuchał jednym uchem skupiając się bardziej na emocjach, które wywołała w nim ceremonia. Tyle się stało! Ledwie znał te młode smoki, które właśnie awansowały. Tyle go ominęło! Początkowo miał zamiar rozmówić się z Mango. Sam widok starszego brata nieco go uspokoił. Zmienił jednak zdanie, kiedy zobaczył gwałtowny odwrót Echa. Młodszy odszedł ze Szczerbatej Skały nadal wyraźnie wzburzony. Bojowy czekał przez chwilę, patrząc czy nie podąży za nim Pogodna... A potem wziął sprawy w swoje łapy.
Nie był może najlepszym tropicielem, jednak w tej sytuacji? Tylko głuchy i martwy przegapiłby ślady Świetlika. Brat wybrał się na długi spacer, by ukoić nerwy. Okrzyk nie dogonił go od razu – chciał dać mu trochę czasu na ochłonięcie. I, szczerze mówiąc, jego kondycja znacznie ucierpiała po śpiączce.
Miękki mech dobrze wytłumił jego kroki, kiedy pokonywał wąwóz. Stojące na szczytach ścian drzewa szumiały lekko, zagłuszając tym samym resztę dźwięków.
– Bracie. – Zawołał, przystając kawałek dalej. Nie był głupi, nie zamierzał podkradać się do wściekłego Czarodzieja i oberwać jeszcze zaklęciem. – Wyglądasz jak Mango, kiedy ktoś powiedział mu, że nie jest najpiękniejszym smokiem jakiego zna. Tak wściekło cię ograniczenie walk? – zapytał łagodnie, nadając swojemu głosowi żartobliwy ton. Nie był pewien, czy to najodpowiedniejsza ścieżka. Taki Echo wydawał mu się nieznany i obcy... Co nie znaczyło, że Bojowy zamierzał pozwolić mu tutaj siedzieć gnuśnieć w sosie z własnej złości. To nadal był jego mały brat, a on już wystarczająco długo zaniedbywał swoje obowiązki wobec rodziny.