Strona 24 z 34
: 06 sty 2019, 0:29
autor: Rodzinny Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czuł rozbawienie widząc jak ta smoczyca bo bez wątpienia nią właśnie była próbowała go podejść. Jednak czy chciała zaatakować? Możliwe że tak a może po prostu była ciekawa kim jestem? Ehh tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Nie mogąc się już powstrzymać najszybciej jak potrafiłem wstałem na równe łapy i po szybkiej próbie pokonania dzielącej mnie od niej odległości zamachnąłem się łapą na lewy bok białej samicy próbując z całych swoich sił wbić jej pazury jak najgłębiej w cialo. Wolałem nie ryzykować że ona zaatakuje pierwsza a przecież najlepszą obroną jest atak. Nie pachniała żadnym stadem co też budziło pewny niepokój. Miałem nadzieję iż atak się powiedzie bo ubytek krwi na pewno trochę otumaniłby smoczyce i jej odpowiedź na atak nie byłaby zbyt efektowna.
: 07 sty 2019, 13:26
autor: Cień Kruka
Bardziej wyczuła, niż dostrzegła. Instynkt szepnął jej do uszka, zapalił czerwoną lampkę, gdy mięśnie obiektu obserwacji się spięły. Nie spał! Co więcej, chyba uznał, że i on może ją pożreć, choć boki miał pełne, a w ciele brakło śladów głodówki.
W jej zakresie pojmowania nie mieściła się wizja kontaktu nie polegającego na relacji drapieżnik-ofiara. Bo i gdzie miałaby podłapać jakiekolwiek wzorce mówiące o życiu z innymi smokami? Za młodu, gdy rozszarpywali się wzajemnie? W chwili, gdy jej sojusznik uznał, że mięso się skończyło, a on jest głodny?
Sięgnęła do swojego źródła, wzywając Moc.
W jej umyśle pojawił się obraz cienkiej bariery wykonanej z czystego onyksu. Miała mieć barwę smolistej czerni, nieprzejrzystej i solidnej. Niewrażliwa na lód, kwas, czy ogień, niemożliwa do skruszenia, miała pojawić się na całej długości jej lewej strony, zatrzymać skierowany w nią cios. Jej powierzchnia w wyobrażeniu samicy miała być idealnie gładka, by nie dać punktu zaczepienia mocnym pazurom samca. Twór, choć pozbawiony smaku, rozsiewał wokół siebie dziwnie nie na miejscu będący zapach świeżej ziemi.
Przelała Moc w swoje wyobrażenie.
Dodano: 2019-01-07, 13:26[/i] ]
To była równa walka; przynajmniej taką się zdawała w opinii Numeru Szóstego. Za jej wynik nie były odpowiedzialne umiejętności, a otoczenie. A jednak zwyciężyła, gdy kawałek lodu przerwał impas, pchnął wydarzenia naprzód, pozwalając jej zadać ostateczny cios. Zadowolenie charakterystyczne dla drapieżnika powalającego ofiarę dało się odczuć przyjemnym ciepłem w piersi.
Zaraz potem jednak ta góra mięsa zwaliła się na nią, niemalże dusząc. Cóż za ironia, że groźniejszy okazał się nieprzytomny, niż w pełni sprawny! Pozbawiona wielkiej siły, czy odporności, dłuższą chwilę walczyła z bezwładnym cielskiem, nim zdołała wydostać się, zaczerpnąć pełną piersią lodowatego powietrza.
Burczenie w brzuchu dość skutecznie pchało ją do działania. ułożyła się na jego cielsku wygodnie, niczym kot, wykorzystując wydzielane przezeń ciepło, póki jeszcze jakieś wydzielał, po czym zanurzyła swój długi, wąski pyszczek w ranie. Niewielki otwór na zewnątrz, poszarpane mięso w środku; nie zraniła go w ten sposób bez powodu. Nauczona doświadczeniem, wiedziała jak uderzyć, by krwawił możliwie najmocniej.
Niczym gigantyczny skrzydlaty kleszcz przyssała się do rany, chłepcząc smakowitą, rozgrzewającą posokę.
: 07 sty 2019, 14:39
autor: Rodzinny Kolec
Nagły ból sprawił że padłem nieprzytomny jednak zapach świeżej krwi skutecznie pobudził mnie do działania. Lekko otumaniony uniosłem łeb nie wiedząc co się dzieje po czym zując pieczenie pochodzące z grzbietu. Zaraz przypomniałem sobie walkę więc rozejrzalem się dookoła a potem na swój grzbiet. Samiczka wydawała się być naprawdę porządnie zajęta piciem mojej krwi. Pieczenie mogłem przetrwać zwłaszcza że dzięki temu moje łuski nie będą się lepić od krwi. Postanowiłem więc po prostu ją obserwować. Krew to krew szybko wróci zwłaszcza z pomocą uzdrowiciela.
: 07 sty 2019, 15:18
autor: Cień Kruka
Przymknięte ślepia zdradzały, z jaką błogością samica ssała świeżą, ciepłą krew. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że jej niedoszła ofiara właśnie się przebudziła; szkarłatna ciecz rozlewająca się na języku, spływająca po przełyku i rozgrzewająca żołądek była dla niej w tej chwili wszystkim. Jego poruszenie, nieznaczne, nie zostało nawet dostrzeżone. Ssała miarowo, aż krwawienie nie ustało. W końcu nie była to żyła, czy tętnica. Mięśniem cała krew ze smoka nie ucieknie. Z całą pewnością wypiła jej jednak sporo. Czuła, że głód szarpiący jej wnętrzności przycichł, a energia powoli wypełniała ciało.
Czy była świadoma, że jej ofiara nie jest tak do końca martwa? Cóż, to było sprawą dyskusyjną. Czuła ciepło jego ciała, nie spodziewała się jednak, by planował się jeszcze podnosić. W końcu, jak by nie patrzeć, powaliła go... prawda?
Dlatego też nie wyglądało, żeby gdziekolwiek się spieszyła. Parę razy przednimi łapami nacisnęła na jego grzbiet, na podobieństwo przygotowującego legowisko kota, po czym zwinęła się w kłębek między ogromnymi skrzydłami, korzystając z ciepła jego ciała i chwili spokoju, by zająć się jakże istotną czynnością – trawieniem. Łeb z wciąż przymkniętymi ślepiami oparła na jego prawym barku i jedynie postawione na sztorc uszy zdradzały, że wciąż jest czujna i bynajmniej nie drzemie.
: 07 sty 2019, 16:29
autor: Rodzinny Kolec
Miałem ochotę zaśmiać się kiedy niczym kot smoczyca nie zauważając zupełnie że jestem przytomny umościła się na moim grzbiecie. Zamyślony przez moment tępo wpatrywałem się w jakieś miejsce przede mną zanim nie dmuchnąłem zimnym powietrzem prosto w łeb biało skórej. Przez ten brak łusek musiało jej być naprawdę zimno. Dlaczego więc chodziła po zachodzie słońca? Nie było przecież teraz słońca których promienie mogłyby ją odrobinę ogrzać.
-Wygodnie ci?– Spytałem zaciekawiony mając nadzieję że to małe stworzenie przypadkiem nie spróbuję mnie zaatakować, ani też nie spadnie bo do ziemi miała ładny kawałek. Nabiłaby sobie niezłego siniaka nie ma co.
: 07 sty 2019, 19:39
autor: Cień Kruka
Samiec mógł poczuć nagłe zwiększenie nacisku w czterech miejscach grzbietu, gdzie drobne łapki przyjęły na siebie ciężar smoczycy.
To żyje!
Żyło, było przytomne i wydawało dźwięki, co dla samicy było faktem co najmniej alarmującym. Dwubarwne ślepia zabłysły w mroku, gdy rozglądała się gorączkowo, zastanawiając się, co dalej winna uczynić. Dobić? Poprzednia próba upolowania była niebezpieczna, a zakończyła się jedynie połowicznym sukcesem. Zastraszyć? Czym? Był od niej o wiele większy, a sprawdzili się już w walce. Nie miał powodu się jej obawiać. Uciekać? To wydawało się rozsądnym, choć nie miała wciąż kryjówki, do której mogłaby dążyć.
Szczeknęła krótko, na podobieństwo wilka, a koniec jej ogona uderzył w bok samca, nie celowo, raczej w reakcji na niepewność, poddenerwowanie Numeru Szóstego, która szukała właśnie możliwie najlepszego wyjścia z sytuacji.
Czy mogła mieć nadzieję, że zdoła uciec, że osłabiła go wystarczająco? W jej mniemaniu od odpowiedzi na to pytanie zależało jej przetrwanie.
: 07 sty 2019, 20:05
autor: Rodzinny Kolec
Oho to szczeka! Zaśmiałem się przez co moje cialo poruszył się lekko. Kiedy już się opanowałem wyszczerzyłem kły w uśmiechu i ryknąłem w jej stronę dosyć cicho. Nie chciałem przecież nikogo tutaj wzywać! To tylko zepsułoby całą zabawę. Zaraz potem cicho pomrukując miałem zamiar spróbować wysunąć łeb w jej stronę i po lekkim zaciśnięciu szczęk na karku smoczka chciałem podnieść ją z swojego grzbietu i delikatnie ułożyć między swoimi przednimi łapami. Ta samica wydawała się być naprawdę dzika ale przecież nie stanowiła już problemów prawda? Pokaz siły mieli już przecież za sobą.
: 07 sty 2019, 20:17
autor: Cień Kruka
Zamachała wszystkimi końcówkami w powietrzu rozpaczliwie, gdy nagle coś schwyciło ją za kark. Teraz to bała się na dobre; na tyle, że nie myślała o tym, jakże rozsądniejsze byłoby użycie Mocy, by wyrwać się z paszczy niedoszłej ofiary. Po prostu machała łapkami na odlew, próbując zagłębić w czymś cienkie pazurki, zyskać oparcie, coś, cokolwiek, co pozwoli jej się wyrwać z uchwytu samca.
Że też nie pomyślała wcześniej o przegryzieniu mu karku! Mogła chociażby wydrzeć wnętrzności, czy odgryźć to i owo. Gdyby nie dała skusić się świeżej krwi i ciepłu, gdyby pomyślała...
Teraz jednak było na to za późno. Jedynym, co jej pozostało, była próba zaczepienia pazurów o jego łuski, wbicia ich głęboko. Syczała przy tym głośno, draźniąco, licząc że ten dźwięk i świszczące wokół paszczy pazury go zniechęcą. Nie myślała już o zabijaniu; szukała szansy na ucieczkę. Tej jednej, jedynej szansy, by prysnąć stąd, licząc przy tym, że osłabiony raną nie zdoła jej dogonić.
: 07 sty 2019, 20:33
autor: Rodzinny Kolec
Rozumiałem atak paniki smoczycy jednak nadal byłem rozbawiony jej zachowaniem więc trzymałem ją tak by jej pazurki nie dosięgnęły mojej szyi ani paszczy. Kiedy tylko znajdowała się parę szponów od ziemi miałem zamiar po prostu ją puścić by wylądowała na ziemi.
-Ale ty zestresowana jesteś- Stwierdziłem lekkim tonem nic sobie nie robiąc z kociego zachowania towarzyszki. No może nie całkiem smoczego bo przecież szczekała no ale jednak!
-Może byś się tak uspokoiła? Nie mam zamiaru cię przecież zjeść- Powiedziałem wątpiąc by ta coś z tego zrozumiała. W końcu sama nie odezwała się ani słowem czy to normalnie czy to przez tą całą magię. Może nie chce mówić? Albo już tak ma?
: 07 sty 2019, 20:56
autor: Cień Kruka
Gdy tylko poczuła ziemię pod łapami, uderzyła skrzydłami, wzbijając się w powietrze możliwie najszybciej, jak potrafiła. Nie była szczególnie silna, ale na dłuższym dystansie wierzyła, że wytrzymałością pokona przeciwnika i umknie przed nim, czego by nie planował. Wytrwale zagarniała powietrze, ciesząc się na przekór wszystkiemu ze swoich drobnych rozmiarów. Choć nie lubiła latać, była dużo lżejsza, niż samiec; powinna bez trudu mu umknąć, wyczerpać go pogonią, o ile ten zdecyduje się jakąś podjąć.
Nie rozumiała oczywiście wydawanych przezeń dźwięków – jak miałaby rozumieć? Logicznym wnioskiem dla niej było, że zamierzał wykorzystać jej chwilę nieuwagi, by pożreć ją do ostatniej kosteczki. A ona nie miała ochoty zostać pożarta!
Na przyszłość musi pamiętać, żeby na wszelki wypadek odcinać łby. Ot, dla bezpieczeństwa.
zt, o ile nie planujesz pościgu ^^
: 07 sty 2019, 21:25
autor: Rodzinny Kolec
No i zwiała. No cóż nie miałem zamiaru jej gonić, byłoby to przecież głupie z tą całą raną na grzbiecie. Uniosłem się na równe łapy nawet nie próbując się przeciągnąć na co miałem niesamowitą ochotę jednak skończyłoby się to tylko bólem. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę stada ognia. Nie śpieszyło mi się bo i dlaczego? Nie miałem zawet cienia zamiaru budzić któregoś uzdrowiciela w środku nocy.
//zt
: 10 lut 2019, 19:16
autor: Gorycz Losu
Smoczyca pochyliła nieco łeb, by uchronić go przed groźnymi podmuchami. Przeklęta niech będzie Biała Pora. Wodna zdecydowanie nie mogła pochwalić się cierpliwością godną Valanyana – chciała ciepła i chciała go już. Przycisnęła mocniej skrzydła do boków, by zachować jak najwięcej swojskiej temperatury ciała i pożegnała Maestrię krótkim skinieniem łba. Ruszyła na tereny Wody truchtem, nie chcąc wpaść w wiry powietrza lecąc.
// Zt.
: 05 cze 2019, 21:28
autor: Zaciekły Kolec
Przeprawa do terenów wspólnych i na tereny wspólne nigdy nie była łatwym zadaniem, czasem jednak wypadało ruszyć zad i zobaczyć co ciekawego dzieje się między stadami.
Dziś pogoda była nie najgorsza. Mógł wkrótce padać deszcz, bo jak słusznie Garruk zauważył, na niebie były aż trzy chmurki, a to nagrzewające do czerwoności łuski słońce zaraz za nimi się schowa.
...
Tak, zaraz...
Dysząc już powoli, zatrzymał się tu, przy podnóżu skały. Nie było tu zbyt wiele cienia do schowania się, więc nie będąc wybiórczym, poszedł tam gdzie tego cienia było chociaż trochę by móc się w nim schować, przynajmniej na jakiś czas.
Usiadł i zaczął odpoczywać, mając nadzieje że nic z góry nie spadnie mu na głowę. Przez tą chwilę przypomniał mu się ostatni raz kiedy był na terenach wspólnych – w czasie pory białej ziemi.
Wtedy też widział po raz pierwszy Vanorę, wpierw zwącą się jeszcze wtedy po prostu Sześć.
: 05 cze 2019, 23:19
autor: Echo Istnienia
Szkarłatna po raz kolejny wybrała się na tereny wspólne. Miała dobre wspomnienia związane z nimi, więc lubiła spędzać na nich czas.
Przynajmniej zazwyczaj.
Bo tym razem było za gorąco.
Dzięki Naranlea'ie za maddarę, bo Szkarłatna bez niej by po prostu chyba zdechła gdzieś po drodze, a tak mogła magicznie schładzać powietrze wokół siebie.
Pomagało, ale adeptka dalej umierała.
...
Chyba nawet do wody by weszła, żeby się ochłodzić. Chyba.
Po dłużącej się wędrówce białooka nareszcie trafiła do celu. No tak mniej więcej, bo celu jako tako nie miała, ale dotarła na tereny wspólne, w miejsce, gdzie jej jeszcze nie było. Tylko, że w tym przeklętym miejcu nie znajdował się żaden, nawet malutki, skrawek cienia, i młoda samiczka smażyła się w pełnym słońcu.
Ugh...
W pewnym momencie czerwonołuska ujrzała jednak swój ratunek – cień rzucany przez skałę! Ku jej niszczęściu jakiś obcyś obcy smok już zajmował skrawek tego pięknego, odrobinę chłodniejszego miejsca.
Chyba nie bedzie się tam wpychać? Może i jest miejca dla WIĘCEJ niż jednego smoka, ale gdyby tam poszła musiałaby usiąść blisko (zbyt blisko) tego smoka.
Zazgrzytała zębami. Chyba nie będzie się tam wpychać?!
Jednak przeklęta złota tarcza jak grzała, tak grzała, nie obchodziły jen problemy marnych ziemnych smoków i Łuska zorientowała się co zrobiła, gdy usłyszała świst wydychanego powietrza, które bynajmniej nie było jej. Obejrzała się szybko i najdyskretniej jak potrafiła, i tak, leżała obok dużo starszego smoka z Cienia pod jedną skałą.
Świetnie.
Adeptka zdecydowała się go ignorować, i zająć się ucieczką od tego skwaru. Po drodze straciła gdzieś koncentrację nad aurą zimna, więc może teraz spróbuje czegoś innego?
Wyobraziła sobie, że jej łuski pokrywa warstwa nietopiącego się lodu. Wszystkim podobny do zwykłego niemagicznego lodu, tylko sobie będzie, póki Szkarłat nie zapomni sobie o nim. Co znając adeptkę, w obecnych warunkach nastąpi jednak szybciej niż później.
Zamknęła oczy i wysłała pasemka maddary do tego wyobrażenia, po czym cudowny chłód otoczył smoczycę. O tak. Tego jej było trzeba.
: 06 cze 2019, 21:04
autor: Zaciekły Kolec
Póki przebywał sam, zastanawiał się jak polepszyć swoją aktualną sytuację. Cień w którym się znajdował nawet mu zupełnie nie starczał, chyba że rozłoży się bokiem do skały. Może więc powinien się położyć? Krótko po tym przemyśleniu, czarnołuski samiec zaczął się nieznacznie kręcić. Ostatecznie stwierdził że nie chciał się pokładać w środku dnia.
Może więc powachlować skrzydłami? To nie był najgorszy pomysł, ale wtedy musiałby wyjść z cienia.
To więc też odpadało.
Postanowił więc po prostu przedłużyć postój, dysząc głęboko z przemęczenia. Z otwartym pyskiem pełnym białych kłów obserwował okolicę, a wtedy dostrzegł ją.
Totalnie czerwoną młodą samicę. Wiatr był dziś wyjątkowo słaby, więc oprócz jej wyglądu, nic innego o niej nie wiedział. Obserwował ją przez chwilę, a potem odwrócił wzrok, udając że ją ignoruje.
Kątem oka jednak dostrzegł że dalej się zbliża, a wówczas i w końcu poczuł jej woń. Woda. Zupełnie by się nie spodziewał.
Wyglądała na butną adeptkę, pewną siebie – a to by tłumaczyło czemu ani raz się nie odezwała, udając że go nie widzi.
Jak ten czas leci.. Kiedy ostatnio on był taki mały? Był zaskoczony jej odwagą. Nie żeby Garruk był strasznym smokiem, ale on sam miałby niesamowite opory usiąść obok kogoś tak blisko.
Najbardziej jednak zaciekawiło jej własne sposoby na poradzenie sobie z upałem. Magia!
To nie był pierwszy raz kiedy ją widział, a bardziej kolejny kiedy komuś zazdrościł umiejętności.
– Przyszła czarodziejka? – Zapytał ją na wstępie, zastanawiając się czy będzie skłonna do rozmowy.
: 07 cze 2019, 17:35
autor: Echo Istnienia
Już udało się jej zapomnieć o niekomfortowo bliskiej obecności drugiego smoka, gdy ten zdecydował się nagle do niej odezwać.
Jako że nie była przygotowana, na jakąkolwiek próbę komunikacji wzdrygnęła z zaskoczenia i prawie puściła czar. W sumie raczej nie powinna była się spodziewać, że ten drugi nie zareaguje na kradzież rzadkiego dobra, którym był cień, ani na tak bliskie podejście. W ogóle białooka nawet nie chciała się tutaj wciskać, było to głupie z jej strony, co gdyby Cienisty był wrogo nastawiony, ale droga Neranlea'o, było zbyt gorąco.
Na szczęście nie wyglądał na szczególnie niezadowolonego z jej wtargnięcia, ani na specjalnie agresywnego, więc chyba nic się nie stało. A jesli tak, to najwyżej się usunie spod tej skały i tyle.
Po chwili ogarniana sytuacji Szkarłatna skinęła na słowa starszego. Przyszła czarodziejka, tak.
"Szkarłatna Łuska" przedstawiła się mentalnie. Wiedziała, że niektóre smoki mogą nie lubić wiadomości przesyłanych maddarą, ale ona nie lubiła mówić, więc wybierając między swoim komfortem, a obcego smoka, wybierała komfort swój.
I nawet może ten drugi nie ma nic przeciwko mentalnych wiadomości.
: 13 cze 2019, 14:33
autor: Zaciekły Kolec
Na jego pytanie skinęła łbem. Cóż, była to przynajmniej jakaś odpowiedź, mógł zostać równie dobrze zignorowany. Patrząc na to też z perspektywy skwaru jaki im dzisiaj doskwierał, i mu by się nie chciało specjalnie strzępić pysk.
Drgnął lekko gdy usłyszał jej głos w swoim umyśle. A więc aż tak wielkie było jej umiłowanie do magii? To ciekawe. Garruk poprawił się lekko, zastanawiając się jak i on może stworzyć jej wcześniejszy chłodny twór.
Z przyjemnością odpowiedziałby jej w podobny sposób, niestety jednak zmuszony był użyć tradycyjnego sposobu komunikacji.
– Cmentarny Kolec, miło mi. – Odparł skromnie. Końcówka jego ogona zastukała kilka razy po podłoże, a następnie Cienisty ponownie się odezwał.
– Widzę że masz dobrze opanowaną sztukę magii. Nie chciałabyś może... Nauczyć jej mnie..? – Zapytał ją, licząc że uda mu się wreszcie i tą tajemniczą sztukę opanować. Garruk nie czuł się zbyt dobrze, pytając innych o pomoc, zwłaszcza młodszych od siebie, ale nic innego mu już nie pozostało.
: 17 cze 2019, 18:58
autor: Echo Istnienia
Czerwonołuska patrzyła na... Cmentarnego, tak? jakby właśnie z łapy wyrosła mu druga głowa i zaczęła śpiewać. Niby usłyszała słowa smoka, ale ich sens jakimś sposobem jej się wymykał.
Uczyć? Że ona?
Że uczyć?
Obejrzała się za siebie, żeby się upewnić, że nie ma tam trzeciego smoka, do którego mówi czarnołuski.
Nie było.
"Ja?" przekazała mentalnie, jednocześnie wskazując na siebie łapą. Dalej ciężko jej było w to uwierzyć. Przecież jest tyle innych smoków, które lepiej rozumieją maddarę, cholera, to nie nawet o rozumieniu maddary mowa, tylko o byciu nauczycielem. Przecież białooka się do tego nie nadaje. I w ogóle ona nigdy nikogo nie uczyła!
Chociaż czekaj, uczyła Tealeen biegać... ale ona też była z wody i Szkarłatna ją wtedy lubiła. I Tealeen była młodsza od młodej czarodziejki. I się znały.
Czekaj... Czarnołuski prosi ją o naukę magii, tak?... a to znaczy, że nie potrafi jeszcze z niej korzystać. Co!? Przecież on ma z .... on ma dużo księżyców na pewno, jak to się mogło stać, że nie potrafi świadomie używać maddary!? To niedopuszczalne!
Szkarłatna wstała gwałownie, żeby się od razu zorientować, że dalej jest gorąco, i dalej nie ma nigdzie cienia, więc po momencie usiadła z powrotem potulnie koło skały i popatrzyła intensywnie na Cmentarnego
" Musisz nauczyć się magii. " stwierdziła z całym przekonaniem aspirującego maga " Nauczę Cię magii "
Ale najpierw trzeba coś zrobić z tym gorącem, bo do magii trzeba koncentracji, a tak się koncetrować nie da. Wyobraziła sobie więc, że powietrze wokół dwóch smoków jest chłodne. Chłodne jak poranek w Porze Kwiecistych Ziem. Chłód obejmowałby ten obszar, gdzie jest cień i sięgałby do wysokości mniej więcej czubka głowy Kolca, gdyby stał. Tyle. Następnie czerwonołuska wysłała pasemka światło-maddary do tego wyobrażenia i stało się chłodniej. Znowu. Bo po raz kolejny staciła swój stary czar... Chyba musi popracować nad koncentracją...
" Więc maddara to siła, którą posiada każdy smok. Chociaż nie, maddara jest to bardziej możliwość, która może być też siłą, jeżeli tego chcemy, którą posiada każdy smok. Podobno dała ją nam bogini Neranlea, ale no... podobno.
Każdy smok korzysta z maddary, ale instynktownie, na przykład do ziania i latania. Magia to takie kierowanie maddarą, nadawanie jej celu, i ona w sumie nie jest trudna, trzeba tylko powiedzieć maddarze co dokładnie ma robić. Tak dokładnie dokładnie, ale o tym potem. Bo najpierw musisz być świdom właśnie maddary w swoim ciele, musisz ją czuć, znaleźć swoje źródło. " w jej wiadomościach czuć było czystą pasję – magia dla Szkarłatnej była najważniejszą częścią życia smoka, i każdy smok, każdy, powinnien potrafić z niej korzystać.
" Więc teraz to zrób. Wycisz się i poszukaj w sobie źródła. Dla każdego smoka źródło wygląda inaczej, bo każdy smok jest inny, ale zapewniam cię, że będziesz wiedział, że to ono, gdy już je znajdziesz. " potrząsnęła łbem " I nie spiesz się, po prostu...skup się na sobie "
: 23 cze 2019, 18:48
autor: Zaciekły Kolec
Poczuł się dziwnie otrzymując pytanie zwrotne. Tak, to było głupie pytanie. Był znacznie starszy, może nawet już był starcem? Psychicznie się tak czuł, ale pomimo tego jak żył kiedyś i do czego dziś to go doprowadziło, nie czuł nadmiernego zmęczenia czy bólu. Czuł czasem słabość niewypracowanych mięśni i osłabionego organizmu przez wiele, wiele księżyców głodu. To nie mogła być starość, ale coś innego, niekoniecznie pozytywnego.
Poczuł rosnący dyskomfort tą sytuacją. Czuł się oceniany, bo przecież ona była młoda i umiała władać magią, a on taki stary byk i nawet.. nawet.. Nawet nie wiedział co jest absolutną podstawą w czarowaniu, ale tego właśnie nie umiał.
I nic nie odpowiedział na początku, oprócz zmęczonego ziewania spowodowanego przez skwar. Czekał w napięciu, i już po chwili dostał pocieszającą wiadomość. Nauczy go.
Skinął łbem w podziękowaniu. Chwilę później wstał i spokojnie ruszył się z zajętego kawałka Cienia na słońce. Dziwnie by ona go uczyła, a on siedział sobie w wygodnym miejscu. Poczuł jej kolejny twór który ich zaczął chłodzić. Wyjątkowo praktyczna była maddara.
Usiadł i zaczął ją uważnie słuchać. Zaczęło się ciekawie, zwłaszcza pierwsza część. Już nie pamiętał opowieści o Bogach. Wiedział że ponoć istnieją, sam już wątpił. To samo zwątpienie usłyszał i u niej.
Nie miał natomiast pojęcia że magię wykorzystuje tak na prawdę cały czas. Wróć. On nie ział, ani nie latał, bo bał się wysokości. Nie wątpił jednak w to co mówi. Gdyby było inaczej, to by nie umiała czarować, tak?
Słuchał w skupieniu jej słów. Dokładność w czarowaniu była martwiąca, najpierw jednak miał odnaleźć swoje źródło.
– Uhm, no dobrze. – Odpowiedział niepewnie. Wszakże przez tyle księżyców nigdy nie czuł potrzeby by czuć jakieś źródło, nigdy też sam go nie poczuł. Co jeśli go po prostu nie ma?
Poprawił własną pozycję, starając się zignorować piekące słońce. Skupił się.. To akurat nie było łatwe, jakoś ciężko było powstrzymać różne myśli, oraz świadomość że drugi smok cię obserwuje i ocenia.
Ale w końcu zaczął to ignorować, mógł więc w końcu się też wyciszyć. Powoli osiągał stan satysfakcjonującego spokoju, gdzie skwar nagle był o dziwo błogim uczuciem.
Mimowolnie zamknął oczy, będąc nagle świadom dziwnego uczucia panującego w jego ciele. Fajnie, krew.
A może jednak coś innego? To nie było uczucie jakie znał. Wibrowanie w ciele, ale takie jakie nie dało odczuć się na skórze. Zupełnie jakby coś w nim krzyczało, wreszcie zadowolone że po tak długim czasie zostało odnalezione.
A jednak wciąż nie potrafił określić czym to coś było. Czuł energię wewnątrz siebie, swobodnie płynącą, ale najczęściej dryfującą w pobliżu jego piersi. Czuł jak gdyby potrafił nią manipulować, dokładnie tak samo jak potrafi ruszyć ogonem czy zacisnąć łapę – rzeczy nad którymi nigdy się nie zastanawiał.
– To ta dziwna energia..? – Zapytał ją, sam nie będąc pewnym czy to właśnie to było źródłem. Ślepia otworzył, spoglądając na czerwoną smoczycę. Zaskakująco, poprzednie uczucie wciąż mu towarzyszyło.
: 30 cze 2019, 20:35
autor: Echo Istnienia
Gdy smok wyszedł z cienia, który był objęty czarem ogon białookiej lekko dgnął i ona sama porzuciła czar. Świetnie, zawsze warto się starać.
Szkarłatna czekała jednak cierpliwie, aż Cmentarny znajdzie swoje źródło. To w końcu chodziło o maddarę! Maddarę! Jej nie można poganiać.
Czekając sama pogrążała się w swoim źródle, ostatnimi czasy stało się jakieś takie... niestabilne. Smoczyca miała więcej problemów w kontrolowaniu tej swojej mocy, stawiała, że to jej koncentracja nawala, ale czy aby na pewno?
W końcu samiec się odezwał, i w odpowiedź na jego słowa czerwonołuska pokazała szereg szkarłatnych zębów w uśmiechu. Końcówka jej ogona wykonała też parę drgań.
Tak, chodzi o tą energię.
" Więc jak powiedziałam wcześniej, magia to kontrolowanie maddary. Żeby maddara zrobiła to, co chcemy, musimy dokładnie jej powiedzieć, krok po kroku, jak ma to robić. Musimy to sobie wszystko wyobrazić, a następnie tak jakby wepchnąć maddarę w to wyobrażenie. " cały czas się uśmiechała i troszeczkę nadto gestykulowała. Ale co zrobić, podekscytowała się. " Magiczny twór będzie istnieć, póki wlewamy w niego energię, więc jeśli stworzy się jedzenie, to, no, prędzej czy później przestanie ono istnieć, i raczej się nim nie naje. Można za to zmnieniać formę tego co już jest, czyli możemy upiec, czy tam pokroić mięso. Łatwiej jest też stworzyć coś blisko siebie, im dalej tym "strumień" maddary bardziej się rozprasza i tym trudniej coś zrobić. Limitem magii jest właśnie jej trwałość, odległość od źródła, ilość dostępnej maddary i oczywiście nasza wyobraźnia. Nie można wskrzesić smoka, bo nie wiemy i nie potrafimy sobie wyobrazić co dokładnie dzieje się w umyśle smoka. I ogólnie ciężko by było koncentrować się na wszystkich procesach w ciele... " chyba, bo Szkarłatna nie zna się na smoczym organizmie, jest czarodziejem, a nie uzdrowicielem. Wie tylko tyle ile podsłuchała (praktycznie całą wiedzę pisklecią podsłuchała, więc chyba jest w tym całkiem dobra)
" Powiedzmy, że chcę przywołać liścia. Muszę dokładnie określic jego miejsce, powiedzmy, moja lewa przednia łapa. Jego kształt – lekko podłużny, po pięć żyłek na jedną stronę, symetrycznie ułożone, wystają od dołu, środkowa żyłka najgrubsza, gładkie krawędzie. Jego wielkość – długi na połowę mojej łapy, szerokość to połowa jego długości. Grubość trzech źdźbeł trawy " do Szkarłat doszło, że liść chyba nie był dobrym wyborem na prezentację, miał dużo detali. Wiecej niż jej się na początku wydawało, ale jak już zaczęła, to już tylko kontynuować można " Jego kolor – ciemno zielony, o jaśniejszych żyłkach, środkowa najjaśniejsza. Jego teksturę – twardawy i śliskawy, jakby pokryty cieniutką warstewką wosku, z bliska widać, że jest pokryty maluteńkimi włoskami. Jego wagę – lekki. Jego zapach – ehem, zapach liścia, jego temperaturę – zimny, powiedzmy jak powietrze, które ochłodziłam wcześniej. I można też dodać smak – powiedzmy, że trawa " Skąd czerwonołuska zna smak trawy? No cóż, jako pisklak dużo eksperymentowała... Czarodziejka zebrała te wszystkie detale i przesłała maddary do obrazu.
W jej lewej łapie pojawił się liść. Szkarłat wystawiła rękę z tworem, oferując go Cmentarnemu.
" Im więcej detali, tym więcej maddary będzie wymagało urzeczywistnienie tworu, ale też będzie bardziej prawdopodobne, że ci się uda. Praktycznie cała magia polega na tym samym – wyobrażeniu sobie, co ma się stać i przelaniu w to maddary. Czy to wyobrazisz sobie, że przesyłasz wiadomość, czy że drzewo nagle staje w płomieniach. Tylko zawsze trzeba zrobić to dokładnie.
Teraz ty spróbuj coś stworzyć. Coś prostego, na przykład kulę, albo coś w tym stylu.
I tak jakby coś, póki smok żyje źródło będzie się regenerować, więc nawet gdybyś się dzisiaj wykończył, to po pewnym czasie wszystko wróci do normy.
Bialooka usadowiła się ponownie w cieniu i obserwowała uważnie Kolca. Powinno mu wyjść.
: 04 wrz 2019, 18:58
autor: Spuścizna Krwi
Rakta wylądowała łagodnie wśród skał, sprawnie manewrując, aby nie otrzeć się o żadna z nich i nie połamać skrzydeł. Przy lądowaniu rozległo się jedynie ciche zgrzytnięcie szponów o kamienne podłoże. Smoczyca złożyła skrzydła, rozglądając się dookoła i upewniając, ze nie ma tu nikogo. Nie miała nic do ukrycia, ale jednak obca obecność nie byłaby przez nią mile widziana. na szczęście zapachy ostatnio przebywających tu smoków były stare... Zaraz, czy to nie zapach Szkarłatnej? Smoczyca wysunęła z zaciekawieniem język, smakując powietrze. tak, to Szkarłatek. Ha, szkoda, że jej tu nie zastała. Młoda samica przez chwile zapomniała, po co w ogóle tu była. Zaraz potem opamiętała się, chociaż zachowanie skupienia nie było w takich sytuacjach jej najmocniejsza stroną. W sytuacjach kryzysowych jak najbardziej, potrafiła być skupiona. Przy takich? Nie, bycie normalnym to najgorsze, co mogłoby się jej przytrafić.
Usiadła, zamykając oczy. Odetchnęła kilka razy, a do jej nozdrzy doleciał jej własny zapach. Woń ognia, popiołu i spalenizny, stłumiony znacznie wyraźniejszym już zapachem Plagi. Jej nowego stada... Rakta wysłała telepatyczny impuls do jednego z dwóch smoków Ognia, które naprawdę lubiła. Temu... Chyba ufała. Tak, chyba ufała. Nie zdążyła się jednak pożegnać. Otworzyła oczy, zastanawiając się, czy odpowie na jej wezwanie. I co zrobi, gdy ja zobaczy? Zaatakuje? Nie była już pisklęciem, nie należeli do jednego stada. Mógłby to zrobić, nic mu tego nie zakazywało.