Strona 23 z 33

: 09 mar 2020, 21:25
autor: Melodia Ciał

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Samiec westchnął cicho, czyli nie to że był do bani i się jej nie podobał (ach te młodzieńcze problemy) ale po prostu dla niej było zbyt szybko, albo nie była pewna swoich uczuć, była zagubiona, tak czy siak samiec nie chciał jej popędzac, musiał trzymac swoje emocje na wodzy.
– Wiesz, wyglada na to że mamy więcej wspólnego niż myślałem. Wiem co czujesz, to znaczy odnośnie twojego dzieciństwa. Mój ojciec co prawda mnie nie topił, ale jest wobec mnie raczej oschły, podobnie jak rodzeństwo, większa częśc udaje że mnie nie zna, poza wyjątkami. Zastanawiam sie jak to jest miec idealne dzieciństwo– zamyślił sie.
-Wiesz pewnie że Plaga była chwile przed moim wykluciem Cieniem, mój ojciec już wtedy zył, szczerze, nie wiem ile on ma księżyców, ale niewazne. Cieniści skoczyli sobie do gardeł i doprowadzili do rozpadu stada, dlatego uważam że powinnismy bardziej mysleć nad tym co robimy

: 11 mar 2020, 18:39
autor: Niespokojna Toń
Wysłuchała go, kiwając lekko łbem. – Idealne dzieciństwo... Im dłużej żyję, tym mam większe wrażenie, że jest ono dla nas nieosiągalne. Jak nie przez nas samych, to przez ludzialbo cienie zamieniające smoki w kamień... – Mruknęła, lekko jeżąc futro na grzbiecie. Myśli na moment powędrowały ku Takharze. Nanshe... zwyczajnie nie wyobrażała sobie, że mogłaby przejść to samo co ona. Po prostu nie.
Słyszałam o tym wydarzeniu. To był początek nienawiści między naszymi stadami. Wszystkie trzy stada wykorzystały sytuację... W tym moja matka. Nie dziwię się, że Plaga darzyła tamtejsze stada taką wrogością... Jednak Woda się zmieniła wraz z odejściem i śmiercią Kaskady oraz paru najstarszych członków.. Obecne pokolenie bardzo różni się od poprzedniego i sami byliśmy o włos od rozpadu. Niestety część smoków nie chce przyjąć tego do wiadomości i obwinia nas za decyzje przodków. – Powiedziała dość smutnym tonem. Wiele razy zastanawiała się, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby historia wyglądała inaczej.

: 13 mar 2020, 10:11
autor: Melodia Ciał
Westchnął, uniósł delikatnie łapę i jesli mu na to pozwoliła pogładził ja delikatnie po grzywie, ale nie jakoś zuchwale tak dla dodania otuchy
– Tak, to chyba już leży w naturze wielu smoków, że obwinia się tych, którzy żyją współcześnie o to co zrobili przodkowie, ale...jejku gdybym miał obwiniac przodków o to co dzieje się dzisiaj musiałbym darzyć uraza każdego smoka chodzącego po tych ziemiach. Rozdrapywanie historii nie jest dobre, ale pamięć o niej owszem – westchnął. On tam nie miał za złe, ze Woda zrobiła to czy tamto, czemu? Smoki dawnego cienia tez miały mózgi i obwinianie innych stad za własny rozpad wydawał się śmieszny.

//zastanawiałam sie czy nie kończyc powoli tu fabuły i nie zacząć jakiejś w innym miejscu i aktualniejszym czasie :)

: 18 mar 2020, 16:57
autor: Niespokojna Toń
Możemy odnowić, bo znów w międzyczasie sporo się dzieje xP to może w swoim poście już zakończysz, a ja napiszę gdzieś indziej?

Pozwoliła mu na to, w głębi badając swoje odczucia. Czuła się... głodna. Głodna bycia dla kogoś kimś ważnym. Melodyjny wydawał się być bardziej nią zainteresowany niż kiedykolwiek własna matka, nie wspominając o ojcu, który miał ją głęboko pod ogonem... Wiedziała, że po tej rozmowie do obozu powróci z mętlikiem w głowie!
Pogoda powoli zaczynała się uspokajać. Śnieg przestał spełniać funkcję osłony przed światem wewnętrznym. To jakby otrzeźwiło smoczycę! Rozejrzała się wokół z czujnością, po czym lekko podniosła się, zwracając wzrok na samca. – Czuję, że przestało tu być dyskretnie. – Wyznała cicho. – Dużo czasu minęło. Niedługo zaczną mnie szukać. Dziękuję za rozmowę... Możemy powtórzyć ją.. za jakiś czas. – Uśmiechnęła się lekko i zaproponowała, spokojnie kołysząc ogonem.

: 18 mar 2020, 20:11
autor: Melodia Ciał
Uśmiechnął się delikatnie po czym też wyszedł z kryjówki, rozglądając się za ewentualnym zagrożeniem, ale nie dostrzegł takowego wiec spokojnie stanął tuż obok Toni.
– Z chęcią znów się z tobą spotkam.– powiedział, pożegnał ją, odprowadził wzrokiem po czym wrócił do obozu Plagi. Miał nadzieję, że póki co nikt się o tym nie dowie.

: 24 cze 2020, 16:11
autor: Torvihraak
Było sobie wzgórze i było sobie drzewo. Nawet więcej – Było sobie drzewo NA wzgórzu! Dąb. A jakoś się tak zdarzyło, że Torvihraak jak ostatnio odwiedzała Wolne Stada nie wlazła na tą górkę, co postanowiła zmienić tym razem. No więc po chwili wędrówki znalazła się pod wyżej wspomnianym dębem, obserwując widoki świdrująco złotymi ślepiami. Tia, Wolne Stada. Zdecydowanie jej się tu podobało.
Odłożyła torby, przeciągnęła się i zachochitała. Trzeba będzie za niedługo spróbować skontaktować się z Ziemią, co j jak tam u nich. Co i jam tam u Bryzy i Obieżyświata Światokrążcy. Zatęskiła za tymi wariatami. I a propo wariatów, ciekawe też czy Axarus się jeszcze trzymał. Przydałoby się też z nim skontaktować, na pewno byłoby ciekawie!
Ale teraz jeszcze nie. Na razie Kupczyni chciała się napawać istnieniem wśród nieistnienia. Jeszcze zapasy miała oraz tym razem jej towar nie przepadł w odmętach rzecznych, więc miała dużo większe pole do popisu niż ostatnio. Dużo więcej herbat, dużo więcej ziół. Dużo innych rzeczy!
... Dużo, dużo innych rzeczy. Aż plecy ją od tego bolały... chociaż ją już zawsze plecy bolały, nawet jak nic nie nosiła, więc no. Taka sprawa.

: 24 cze 2020, 16:49
autor: Despotyczny Ferwor
I kto by pomyślał, że na wzgórze wybierze się również pewien plamisty gad z pewną buteleczką trunku zwaną bimbrem... bo tak. Mułek chciał spróbować swojej wrodzonej odporności i wypić tyle tego ile był wstanie. Dlatego wybrał oto to miejsce, bo był z niego ładny widok i ogólnie było przyjemnie.
Leniwie kroczył, kładąc łapę za łapą, oraz podziwiając okoliczną faunę i florę. Gdy w końcu dotarł na wzgórze ku jego żółtym oczom ukazał się widok innego smoka. Chwila wdychania zapachu utwierdziła go w przekonaniu, że to nie jest plagus, więc względnie dostała od niego pewną dozę zaufania. Nic nie mówiąc usiadł koło niej, lekko się rozciągając.
– Dość spory upał dzisiaj mamy. – Rzekł lekko ziewając. – Co o tym myślisz nieznajoma? –

: 24 cze 2020, 22:48
autor: Torvihraak
Drugi smok wchodził na górkę, nie dziwiło jej to – to była bardzo fajna górka. Zanim zdążył do niej podejść Torvihraak wyszczerzyła zęby w zbyt szerokim uśmiechu i pomachała łapą, jakby był jej starym przyjacielem. Nie ruszyła się jednak ze swojego miejsca spod dębu, bardzo fajnie jej się siedziało.
Oooo i od razu tak blisko siada? I zagaduje? Ohohoohohoho, odważnie, bardzo odważnie. Kupczyni potrafiła zagadać na śmierć kogoś, kto jej unikał i się do niej nie odzywał, a co dopiero kogoś chętnego.
Zamruczała.
-To wszystko zależy od twojej definicji "tego" drogi panie plamisty. Bo z jednej strony słowo "to" może nawiązywać do twojej poprzedniej wypowiedzi sprzed ziewnięcia. Jeśli tak, to jeszcze przed paroma uderzeniami serca nie myślałam o "tym" nic, będąc zbyt pochłonięta innymi myślami, jakże i pewnymi impresjami, które można przelotnie poczuć, przesiadując pod tym starym drzewcem. Oraz jeśli definicja "tego" zaiste jest "sporym upałem" to muszę przyznać, że moja uwaga została zwrócona na fakt, że robi się tak trochę cholernie gorąco, i chyba ciebie będę nienawidzić na zawsze w ciągu najbliższych 23 uderzeń serca, alebowiem teraz przez pana, panie plamisty, jestem swiadoma, jak bardzo nieorzyjemnie ciepła dzisiejsza pogoda jest i nie jestem z tego powodu zadowolona.– mrugnęła, próbując nie pokazać po sobie rozbawienia. Skorzystała też z przerwy, aby wziąć szybki wdech, kiepsko byłoby się udusić w trakcie przemowy na temat niczego, prawda? -Jednakże należy też zauważyć, że słowo "to" nie jest jednoznaczne. "To" może być "tym drzewem" albo "tym krajobrazem", może także wskazywać na obecną sytuację miedzystadno-polityczną, albo może dotyczyć rzeczy, którą ty dostrzegasz, a ja nie, i pytając mnie o moją opinię, stawiasz mnie w bardzo niezręcznej sytuacji, gdyż wtedy mam tylko dwie opcje. Pierwszą pokiwać głową i powiedzieć, że sądzę, że jest świetne, a drugą, udawać, że jesteś fragmentem mojej wypaczonej i zwyrodniałej imaginacji w nadzieji, że uznasz mnie za niespełna rozumu, i że moje zdanie zdecydowanie nie jest warte poznania.– spojrzała na nowo przybyłego smoka. Bagienny? Ze stada Wody?
Wyobraziła sobie na szybko, że nad nimi powolutku zaczyna pruszyć śnieg. Chociaż dokładniejszym opisem było, że malutkie geometryczne płatki śniegu zaczęły bardzo powolutku opadać, kręcąc się na nieistniejącym wietrze. Płatki sniegu miały znikać, po zetknięciu się z czymkolwiek, jakby szybko roztapiając się. Byłyby... chłodne i odporne na zjawiska atmosferyczne oraz temperatury. I apropo temperatury, ta też miała troszeczkę się obniżyć, tylko trochę. Cały czar obejmowały obszar odrobinkę wiekszy, od tego który zajmowały dwa smoki. Maddara się rozlazła i dotknęła wyobrażenia. Czar powstał.
-To powiedziawszy... cydru?– nie potrafiła już ukryć swojego humoru w ostatnim słowie. No ale jak mogła się nie zaśmiać oferując komuś cydr? Niewykonalne, tym bardziej wśród Wolnych Stad.

: 26 cze 2020, 2:50
autor: Despotyczny Ferwor
Cóż... Mułek lekko się zdziwił całym tym monologiem, który to dostał od nieznajomej samicy. Zazwyczaj on na start dawał takie długie zawiłości, aby najczęściej dopiec jakiemuś innemu równie upartemu smokowi co on i tak... chodziło mu o Strażnika. Smok który był dla Despoty niezwykłą osobowością. Jednocześnie był imbecylem z stanowczo za wielkim ego, a jednak... był inny niż reszta tego typu smoków. Wywyższał się, a jednak daleko mu było do takiego Godnego, który był stanowczo za bardzo przewrażliwiony... mentalnie był słaby, skoro zmienił się nie do poznania. Strażnik głupoty był inny. Obrażę jego osoby, kontrował obrazą wycelowaną w niego samego. Nie warczał, ani mu nie groził. Nie był agresywny mimo, że miał do niego widoczny problem... mógł... po prostu się zdrowo z nim powyzywać. Pośmiać się... czy też pogadać o jakiejś mało ważnej sprawie, przy jednoczesnym pogardzaniu rozmówcy.... to było... po prostu piękne.
Wracając już do samego monologu nieznajomej, to był on bardzo zawiły. Zwykłe pytanie o pogodę przerodziło się w masę odmiennych od siebie interpretacji. Szczerze zaimponowała mu tym. Długo nie słyszał podobnego dialektu i analizowania wszystkiego w najbardziej szczegółowy sposób jaki się da, a to należało do bardziej skomplikowanych czynności. Dlatego obca od razu zyskała w jego oczach pewną dozę szacunku, a to w perspektywie samego Despoty było wielkim osiągnięciem.
– Ubolewam nad tym, o smocza pani. Nie chciałem sprawiać ci takiego problemu, bo była to tylko jakby to powiedzieć... próba nawiązania jakieś rozmowy. Wiesz w nowych kontaktach, trzeba zawsze znaleźć jakiś pretekst do rozmowy, który to pomógłby w nawiązaniu konwersacji. Przedstawienie się byłoby w tym przypadku błędnym wyjściem, ponieważ trudno rozwinąć ten aspekt, a tak przynajmniej dzieje się z imionami, które nie mają jakiegoś podłoża w nas samych. Można debatować nad tym, czy imię nadane przez naszych rodziców, czy przez nas samym ma tak naprawdę sens. Może określać krajobraz, stado i wiele wiele innych rzeczy... jednak zazwyczaj smoki nie rozmyślają nad takimi rzeczami.... ale jak widać... nie wszyscy. – Rzekł, a na jego pysku zawitał serdeczny uśmiech. Samica go zaintrygowała i czuł, że to początek dobrej i ciekawej znajomości...
– Oj nie nie moja kochana. Każde zdanie jest wartę poznania, bo wszak rozwija ono nas samym. Jesteśmy bogatsi o nowy punkt widzenia, który możemy porównać z naszymi przemyśleniami. Uważam, że jesteś nie tyle niespełna rozumu, co bardzo inteligentna. Potrafisz w intrygujący sposób interpretować rzeczy, a to cenie wśród smoków. – w jego tonie można było wyczuć niezdrową fascynacje, tak jakby nieznajoma była dla niego nowym obiektem do badań. Tyle pytań mógł zadać w jej kierunku i mógł otrzymać masę przeróżnych odpowiedzi. Było to intrygujące!
Ostatnie słowa jednak wybiły go z jego ekscytacji. Cydr? Coś kiedyś słyszał o tym trunku... z tego co wiedział należał raczej do tych lżejszych alkoholi, a to było zgubne. Jego geny były bardzo odporne na trucizny i również i na alkohol. Dlatego musiał się zadowalać mocniejszymi napojami jeżeli chciał się odprężyć... więc na jej propozycje zaśmiał się i wyciągnął z pod skrzydła butelkę rumu.
– Może przejdziemy do czegoś mocniejszego moja droga? – Odparł rozbawiony, lekko mrucząc.

: 27 cze 2020, 11:38
autor: Torvihraak
Podniosła brew z nielekkim rozbawieniem. Czy ten plamisty smok wiedział, że ona po prostu pieprzyła, co jej na język przyniesie? A może sam to robił?... Ale w sumie obojętnie jaki powód smok miał do tego gadania, to Torvihraak i tak nie zamierzała zrezygnować z okazji na odrobinę treningu tego szlachetnego mięśnia, którym był język.
-Oh, ale imiona są bardzo interesującym tematem. Tym bardziej imiona smoków Wolnych Stad. Znam waszą tradycję, i wiem, że każdy smok wybiera sobie imię najpierw adepckie, następnie imię czarodzieja/wojownika/łowcy/uzdrowiciela bądź piastuna, a jeśli spędzi wystarczająco dużo życia w stadzie, to i imię starszego. Fakt, że imię wybiera sam smok i ma bardzo dużą dowolność, jest bardzo znaczące – to, jakie imię sobie wybierze może bardzo dużo powiedzieć o nim samym. Coś groźnego i drapieżnego? Łagodnego? Tajemniczego? A może coś prostego? Imię, które samemu można wybrać, znaczy bardzo wiele, chociaż czasem jego znaczenie może być niewidoczne dla wszystkich, kto nie jest samym jego twórcą. A czasem wręcz przeciwnie, imię nie ma żadnych ukrytych znaczeń, które mówi o w pewnym sensie prostocie smoka.– bleh, chyba zbyt bardzo się starała. Nie znaczyło to, że starała się jakoś bardzo, ale i tak bardziej niż chciała. Lepiej byłoby powymyślać anegdotki o jakimś kulcie harpii, któremu oddaje się pisklęta północnych smoków, żeby je upodobnić do boskich istot, którymi są harpie. Ooo! I tym pisklęta obcinaliby praktycznie od razu po wykluciu przednie łapy, bo harpie ich nie mają. Czy coś. Kult Shk'reaste, z północnych krain Res'gur. Idealnie. Gdyby tylko teraz znalazła moment, żeby o tym "opowiedzieć".

Gdyby Kupczymi była kimś innym, pewnie prychnęła by smiechem, tylko że Kupczyni jednak była Kupczynią, i uważała, że gdyby się zaśmiała, przegrałaby jakiś niewypowiedziany pojedynek na słowa o niezidentyfikowanych zasadach. A nie chciała go przegrać.
Po tym jak smok Wody prawił jej komplementy, czarnołuska była już prawie pewna, że ten albo był taki jak ona i po prostu się bawił, albo miał bardziej... złowrogie zamiary. Znów, obojętnie jaki cel miał nieznajomy, to Torvihraak zamierzała się przy tym dobrze bawić. W najgorszym wypadku, to przecież na coś umrzeć trzeba, prawda? (I też miała nadzieję, że w najgorszym przypadku weźmie ze sobą przynajmniej jedno skrzydło bądź nogę)
Przeciągnęła się zgrabnym ruchem, eksponując przy okazji też wszystkie blizny. Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się drapieżnie. -Ah, panie plamisty. Jestem niezmiernie zaszczycona pana jakże pochlebną opinią o mojej skromnej osobie. Rzadko kiedy spotyka się smoka, który słucha, a nie tylko udaje- bo jej zawyczaj nie dało się słuchać, a nawet jak ktoś się starał, to nie nadążał. Ona sama za sobą często nie nadążała. Ona sama by siebie nigdy nie słuchała! Na pewno głowa by ją rozbolała.... No i dalej jakoś chciała wepchnąć w rozmowę kult Shk'reaste, nawet już wiedziała, że nauka lotu to skok ze skarpy (po ćwiczeniach na ziemi) i albo się poleci, albo zginie. (Tak ona się nauczyła i tak wiele ptaków się uczy, więc jakoś specjalnie nieprawdopodobne) Tylko zmiana tematu, znaczyłaby zmnianę tonu konwersacji, a póki co nie chciała tego zrobić -Bardzo rzadko. Widać, że jest pan więc niezwykłą osobowością, panie plamisty i sprawiłby mi pan wielką radość, gdyby pozwiliłby mi pan poznać siebie lepiej, dzieląc się właśnie swoim imieniem-

Smok odmówił cydru, co nie było niespodzianką dla złotookiej. Każdy zawsze odmawiał cydru, a nawet jeśli nie, to i tak zawsze kończyło się to tym, że cydr nie został tknięty. Jedynym wyjątkiem, a jak było wiadomo, te potwierdzają tylko regułę, był Nocny Rój. Czego smoczyca się nie spodziewała, to był rum. I z jednej strony rum oznaczał uchlanie się z obcym jej smokiem o nieznanych jej intencjach, ale z drugiej strony oznaczał... no, uchlanie się ze smokiem. Po błyskawicznym rozważeniu opcji, Torvihraak wybrała jedyny sensowny tok wydarzeń.
Wyszczerzyła zęby w zbyt szerokim uśmiechu, i wraz z teatralnym pokłonem wykonała gest, który oznaczał "kontynuuj" lub "jestem zainteresowana".

: 29 cze 2020, 22:55
autor: Despotyczny Ferwor
I takiej właśnie odpowiedzi oczekiwał, po nowo poznanej półnieznajomej. Inteligentna odpowiedź, którą to niemal wyciągnęła z jego języka. W jego oczach jak na razie zasługiwała na swego rodzaju szacunek, bo nie każdy gad byłby wstanie odpowiedzieć tak merytorycznie. Szczerze, to mógłby słuchać jej monologów godzinami!
– Masz pełną racje, ale to chyba tyczy się wszystkiego co nas otacza... weźmy na przykład muł. Pierwsze co przychodzi na myśl, to brud i zgnilizna. Pozornie kryjąca pod swoją warstwą przeróżne niebezpieczeństwa... w pewnych kręgach również mógłby oznaczać coś żałosnego i niewartego zbytniego zainteresowania, gdy mamy dużo więcej ciekawszych rzeczy.... – Tutaj na chwile wykonał krótką pałze, gdzie owinął się swoim ogonem. – To wszystko jednak zaznacza pewny jedno strony schemat w postrzeganiu mułu. Zły, podstępny oraz żałosny w swojej naturze... dla mnie jednak sprawa jest inna, ponieważ postrzegam to jako coś dobrego. Ba! mogę stwierdzić, że zamulony staw ma w sobie więcej dobra, a niżeli krystaliczne czyste jezioro. Muł jest wstanie ukryć się przed złem które kroczy po tym świecie. Nikt nie widzi nic ciekawego w tej rzeczy, dlatego kryjąc się wśród niej nikt nawet nie postanowi ciebie w nim szukać. Broni ciebie niczym rodzona matka, która za wszelką cenne chcę ukryć cię przed tym niesprawiedliwym światem... krystaliczne jezioro jest jedynie pozorem. Ciągnie do siebie plugastwa, które mają wręcz doskonały widok na to, co kryje się pod wodą, podając cię im niemal na tacy... Tym różnią się te dwie rzeczy. Jedna rzecz broni cię pomimo wszech obecnej opinii na swój temat, natomiast druga może zdradzić cię szybciej, od tego ile zajęło budowanie w niej zaufania... –
Spojrzał na jej blizny, jednocześnie zastanawiając się skąd one pochodzą. Sam posiadał na swoim ciele szramy, a najwidoczniejszą była na pewno wielka blizna na ogonie, czyli pamiętna pamiątka który otrzymał od lodowego stwora. Była bardzo wyraźna, więc mógł się nią jakoś chwalić... widział, że co niektórzy podniecają się takowymi, zupełnie jakby miało to jakieś większe znaczenie... bo w jego oczach nie miało. Zazwyczaj wiązało się to z bezsensownym krzywdzeniem innych, a więc w jego kalkulacjach... najżałośniejszą rzeczą, która może zrobić istota rozumna... i w jego oczach sam fakt mówienia, nie powinien oznaczać, że coś potrafi logicznie myśleć.
– Tu trafiłaś w sedno. Słuchanie i analizowanie wypowiedzi, potrafi niezmiernie poszerzyć nasze postrzeganie świata... nawet jeżeli trudno cokolwiek wywnioskować z czyjeś wypowiedzi. – Końcówki jego ust lekko podniosły się do góry, kiedy wreszcie został zapytany o imię. Spodziewał się takiego imienia, dlatego powstał jego początkowy wywód. Chciał nadać tej chwili lekko podniosłego charakteru... oczywiście nie do przesady.
– Zwę się Despotyczny Ferwor, ale równie dobrze możesz się do mnie mówić Mułek. A ty? Jakie jest twe imię, o czarna pani? –

Postawa nieznajomej sprawiła, że ten wpadł na pewien pomysł... samica była zainteresowana piciem, a on lubił eksperymentować.... cóż... zapowiada się cudowny i z pewnością długi dzień.
– Kochana, a może... – Rzekł nalewając rum do glinanych kubków, ale mniej więcej do połowy, aby można było ziścić jego plan. – A może zmieszalibyśmy cydr z rumem? – i jeżeli Torvi się zgodziła, ten niezwłocznie przeszedł do mieszania trunku....

: 30 cze 2020, 15:09
autor: Torvihraak
Gdy smok zaczął wywód o mule, Kupczyni wiedziała, że ma do czynienia z profesjonalnym pieprzycielem. Prawie tak profesjonalnym jak ona. Nie. Tak samo profesjonalnym jak ona, biorąc pod uwagę, jak bardzo miała ochotę się wyłączyć, albo zatkać mu pysk czymś kleistym i gorzkim. Jak jakiś wosk. Albo klej.
Ah, cóż za nieludzkie cierpienie! Aż jej się prawie szkoda zrobiło wszystkim smokom, które musiały wysuchiwać jej monologów. Prawie.
Zmusiła się do słuchania, i słuchała bardzo uważnie. Analizowała. Muł matka, muł obrońca. Muł, który ukryje ciebie przed niebezpieczeństwem. Ty okrutny, zły geniuszu. Słowo dla słowa, forma dla formy. Kupczyni zaczynała się obawiać, że to nie była bitwa, którą mogła wygrać. Bagienny był naturalnie uzdolniony, wypełniał przestrzeń zdaniami pozbawionymi znaczenia, które jednak znaczenie zachowywały. Czy to był symbol czegoś? Metafora? Czy po prostu wypowiedź o mule, wyprowadzona z jej wypowiedzi o imionach, aby wyprowadzić ją z równowagi? Złotooka nie potrafiła powiedzieć. Posiadała zbyt mało informacji o jej nowym towarzyszu. Nie znała go.
Ale i on nie znał jej.
A ona nie zamierzała się poddawać.
Magiczne śnieżynki przestały opadać.
-Ale nie wszczycy są w stanie przetrwać w mule. Niektórych on dusi, tłamsi, powoli odbierając zdolność do życia. Podtrzymując innych od zobaczenia ciebie, powstrzymuje i też ciebie od zobaczenia innych. Zgarnia twoją istotę i nie chce wypuścić ze swoich objęć. Izoluje. Przeżyć przeżyjesz, niezauważony i pominięty, ale co to za życie? Czy można je nawet nazwać życiem? Czy tylko pustą egzystencją, niczym gnijący glon, któremu brakuje swiatła, brakuje swieżości, aby roztkwitł i odżył. Jedynym jego przeznaczeniem, jest stać się jednością ze swoim oprawcą, z tym, który chronił go przed rybami. Jedynym co on zna to muł, i jedynym co może zrobić, to stać się mułem. Jego życie ogranicza się do mułu. Brak perspektyw, brak możliwości, brak nawet iluzji wolności. Czy nie lepiej być jednak w kryształowym jeziorze i cieszyć się chociaż pozorami? Czy tak naprawdę wszystko nie jest tylko pozorem? Powiedz, mój szlachetny panie, czy wepchnąłbys jerzyka do nory i powiedział, że to dla jego dobra? Że tam będzie bezpieczny? Muł nie jest dla wszystkich, tak samo jak nora nie jest dla jerzyka, mięso dla konia, albo ciepło dla lisa arktycznego.– przejechała zębami po wewnętrznej stronie zębów i usmiechnęła się milutko. Musiała się czegoś napić.
Hmm, no proszę. Proste stwierdzenie bez ukrytych znaczeń, z którym jeszcze zgadzała się całym sercem, chyba że jej stary mózg już nie wyrabia i coś przegapiła. Czy może to było skwitowanie jego poprzedniej wypowiedzi, dotyczące czegoś, czego nie usłyszała? Nawet jeśli, to nie da po sobie poznać żadnej niepewności, żadnej słabości, którą mogłby wykorzystać. To była wojna!

Ah, czyli w ten sposób to było wszystko połączone. To było skwitowanie, a metafora pozostawała ukryta do tego momentu. Mułek. W jej oczach zagościło żywe rozbawienie. No proszę, imiona i znaczenia, a pan plamisty – Despotyczny Ferwor i Mułek zarazem, oferował jej swoje zrozumienie... mułu. Ha! Ciekawe czy go jakoś uraziła poprzednimi slowami, wątpiła w to, ale nadzieja matką głupców, jak to się mówi. Może też przeceniła jego umiejętności pieprzenia, jeśli jego wywód zaiste miał za zadanie wprowadzić dodatkowe informacje na przyszłość. (Jeśli miał jakiś cel poza byciem samym wywodem) A może właśnie nie, i Kupczyni znajdowała się głęboko w wielkim bezsensie słów, a Despotyczny tylko próbował zwabić ją w uczucie fałszywego bezpieczeństwa (niczym muł!) przez nadanie formie pozornego znaczenia? Drugim imieniem był przecież Despotyczny Ferwor...
Zmrużyła oczy. Obojętnie co okaże się prawdą, ona i tak była zdecydowana podążac tą samą drogą. Bo chciała. A co jest lepszym powodem do zrobienia czegoś, niż samolubna chęć i uczucie?
-Ah, mój szlachetny panie przyjacielu, moje imię...– wstała na tyle nogi i pokłoniła się na ludzką modłe. Każdy ruch teatralny i przesadzony. Kpina z formy i powagi. Kpina i zabawa. –...To Torvihraak, panie Mułku. Ale możesz mi mówić też Kupczyni.– przysiadła z powrotem i nagle... zachichotała w łapy. Cała jej postawa zmieniła się całkowicie. Nie było już 80 księżycowej, spokojnej staruszki, ale rozbawiawione pisklę. (Zmiana taktyki, zmniana zasad. Kto powiedział, że musiała walczyć honorowo?)
– To był najdłuższy wstęp do wymiany imion, jaki słyszałam. A rozmiawiałam z Maćk-, znaczy Caladem. Fajny gościu, ale zbyt poważnie bierze rzeczy. Chyba jakiś kompleks męczeństwa ma, nawet wydaje mi się, że ludzie mieli na to jakieś słowo, mesjanizm, czy coś... hmm, chyba coś pokręciłam znaczeniowo, ale nie ważne.– powiedziałaby, że zbyt poważnie bierze swoje uczucia, ale to uczyniłoby z niej strasznego hipokrytę. Wręcz królowę hipokryzji. -Nie skończyłam z poderżniętym gardłem, więc smok jest spoko. W ogóle, jesteś ze stada Wody, tak? Bo tak się zastanawiałam, dobrym łowcą może i nie jestem, ale jestem w cholerę spostrzegawcza, a od czasu, gdy tu wróciłam nie natknęłam się na żadne ślady smoka zwanego Axarusem ani jego wilka Takhary. Żadne. Coś się stało, czy ten po prostu unika terenów wspólnych z jakiegoś powodu? Albo zapach mu się zmienił?... Chciał być moją halucynacją.– dopowiedziała po krótkiej chwili, jakby to wszystko tłumaczyło.

Kubeczki, ooooo, pełna kultura. Podniosła pytająco brew, gdy ten się jej do niej zwrócił, lecz zanim nawet zdążył dokończyć zdanie, ta była na jego pysku. Prawie dosłownie. Reszta czaru całkowicie opadła. Chwiciła jego głowę (Jeśli ten pozwolił) między łapy i spojrzała mu prosto w oczy. -Nie. Nu-uh. Nie, nie, nie. Patrz mi w ślepia i powtarzaj za mną. N.I.E. nie. Po prostu...– puściła bagiennego i zaczęła się kręcić po okolicy, gestykulując wściekle -Nie ma szans. Nie zabijaj rumu i cydru. Nie rób tego. To jest gorsze od wina! No, może nie, mało co jest gorsze od wina i ta akurat mieszanka do tych rzeczy nie należy, ALE TO NIE ZNACZY, ŻE NIE JEST OKROPNA. Wstydź się tego pomysłu. Hańba ci za ten pomysł! Znajdź kąt wstydu i tam siedź, aż zrozumiesz swój błąd. To jest profanacja! Pro-fa-na-cja! Profanacja- końcówkę mówiła już grzebiąc przy swoich torbach. -Masz może śmietankę kokosową? Taką bardzo słodką i gęstą? I sok z ananasa? I limonkę też? Sama limonka już by wystarczyła. Bo miętę mam, a lód by się zrobiło. Ughhh, jednak mięta mi zdechła. Mam tylko suszoną...– nagle uciszyła się. Jej wzrok padł na dar od driad. Jakoś tak wyszło, że nie miała okazji go ani sprzedać, ani spróbować. Huh. Nektar wierzby.
...
-Piłeś kiedyś nektar driad?–

: 03 lip 2020, 12:58
autor: Despotyczny Ferwor
Kontrpieprzenie kupczyni zrobiło naprawdę dobre wrażenie na plamistym łowcy. Zgrabnie i logicznie obaliła jego słowa zachowując przy tym sens i estetykę wypowiedzi. Jednak z pewnością z jednym aspekcie całkowicie miała całkowitą rację... Mułek jak nikt inny potrafił argumentować rzeczy, które z pozoru są nielogiczne, a i w tej chwili chciał wykorzystać swój talent...
– Muszę przyznać, że masz bardzo trafne i ciekawe spostrzeżenie... – Rzekł z uznaniem, ale dalej kontynuował. – Aczkolwiek jest jeden aspekt którego nie dostrzegłaś. Wkładanie języka w dziurę nie jest dobrym pomysłem, ale gdy już to zrobimy jesteśmy wstanie nauczyć się żeby tego więcej nie robić. Dostrzegany wtedy naszą głupotę, którą to możemy przekształcić w coś pożytecznego. Z pozoru debilny występek okazuje się być ważnym dla nas doświadczeniem. Zamiast nory możemy zrobić coś co o wiele bardziej będzie chroniło nas język... ba! Możemy zrobić coś co pozwoli nam chronić cały pysk, co ułatwiłoby nam walkę. Rozumiesz co to znaczy? Oglądasz muł jedno strono... nie wnikając w jego wnętrze, które okazuje się być inne niż myślisz. Cytując ,,Przeżyć przeżyjesz, niezauważony i pominięty, ale co to za życie?'' nie dostrzegasz tego jednego aspektu. Owszem będę niezauważony i pominięty, ale to oznacza, że jestem swego rodzaju bezkarny. Mogę snuć najróżniejsze plany, które to mogą przysporzyć mi korzyści. Żyję a jednak nikt inny nie wie, że kroczę po tym świecie. Planując i knując do momentu, kiedy to wytworze coś, z czym będę mógł być niepokonany. Muł wcale nas nie dusi czy tłamsi. Daję nam możliwość rozwoju, ale w innym kierunku, niż oczekiwałoby od tego życie. Przetrzymuje nas, ale równocześnie ulepszając nas samych. Chroni nas, ale wciąż pozostawia nam pole do rozwijania się, czego nie robi krystalicznie czysta woda. Pozory nigdy nie są dobre. Ograniczając nas przed samo przeświadczenie, że nie ma sensu się rozwijać, no bo po co to robić, gdy nie ma takiej potrzeby? Nie ma sensu się doskonalić, bo wszystko mamy podane na tacy, ale wystarczy jedna jednostka która chciałaby nas skrzywdzić, ale której to nie jesteśmy jej nic zrobi, aby zniweczyć nas świat, który pozornie był dla nas dobry. Muł może i jest bardziej surowy i nieprzystępny, ale na pewno w takiej samej sytuacji przygotowałby nas o wiele lepiej niż krystaliczna woda. – Ah... perfekcyjna obrona zawierająca tyle niedopowiedzeń i zawiłych faktów, na które ciężko było odpowiedzieć... tym bardziej n trzeźwo! Ciekawiła go bardzo odpowiedź samicy, która to mogła zawierać przeróżne przemyślenia. Zapowiadało się na o wiele ciekawszą rozmowę niż przypuszczał.
Teatralne przedstawienie samicy, skomentował równie teatralnym ukłonem ze swojej strony, ale jego ukłon sięgał aż samej ziemi! Tak! – To zaszczyt poznać cię o madam Torviuś. Zwaną również kupczynią, o złotych niezbadanych oczach. – Zaraz potem wstał, ale na końcu wykonał jeszcze obrót! Dla podkreślenia swojej słownej dominacji!
Gdy zaczęła wspominać o Godnym, ten lekko przekręcił głowę. – Wiesz, ja stwierdziłem, że po prostu jakiś długi kij zaklinował mu się w zadzie, stąd zachowuje się jak... smok mający wbity badyl w zad... – Rzekł wyobrażając sobie to i analizując jakby to wpływały na zdolności motoryczne smoka... w sumie był to ciekawy temat. Jednak nie miał czasu na rozmyślenia, bo ta zaczęła mówić o jego ojcu Axarusie.
– Mój ojciec został zdegradowany i mój ,,wspaniały'' przywódca zabronił mu opuszczać obóz. Widać, że się słucha, bo ja kompletnie olałbym takie groźby, bo jako najlepszy łowca wody nie mam się czego bać... stado nie może sobie pozwolić na stracenie kogoś kto wykarmia większą część stada, czyż nie? Ale wracając do Axarusa, to on żyje. Może gdybyś porozmawiała z przywódca, to ten dałby ci wskazówki jak z nim porozmawiać.

Kompletnie nie spodziewał się reakcji samicy na zmieszanie tych dwóch alkoholi. Trzymanie go za policzki mu nie przeszkadzało, ale ciężko było mu się rozeznać w tej sytuacji. No, ale cóż jak nie chcę mieszać to, to uszanuje....
– No dobrze dobrze! – Wykrzyczał rozbawiony i zaraz potem spojrzał się na nią zainteresowany nektarem driad. – Jeszcze nie... a co to robi? –

: 03 lip 2020, 18:47
autor: Torvihraak
Język w dziurę? Ah, bardzo nagła, na pierwszy (i drugi, i trzeci... i kolejny... i kolejny) rzut oka bezsensowna zmiana tematu, jednak będąca jakąś kontynuacją poprzedniego wątku. Nie związaną z tym, co mówiła, ale kontynuacją. Pełen profesjonalizm. Nieczego innego nie spodziewała się po tym smoku. Nie rozwikłała jeszcze do końca, co dla bagiennego symbolizował muł, ale to chyba różniło się od jej interpretacji. No cóż, nikt nie zabroni im jednej rozmowy na dwa różne tematy.
-Ah, rozumiem pana punkt widzenia, ale śmiem się nie zgodzić. Przynajmniej część widzę wręcz przeciwnie. Zancznijmy od tego, że tak, możesz snuć plany, możesz knuć, możesz się ukrywać, ale jeśli nie wyjdziesz z mułu, to nawet nie będziesz wiedział, że jest coś, czego powinieneś się obawiać, że jest powód do myślenia. W mule widzisz tylko muł. Nie doświadczysz nic, będziesz tylko ukryty w bezpiecznej stagnacji, w bezpiecznym, martwym świecie. Dopiero gdy wypłynie się w czystsze wody można poznać świat, można zobaczyć, popenić błędy... aby być może wycofać się znów w odmęty mułu i przygotować się lepiej. Stworzyć coś, co będzie chroniło nasz metaforyczny pysk. To właśnie w krystalicznej wodzie kwitnie rywalizacja, która napędza rozwój, ale też, jak powiedziałeś może zniszczyć jednostkę, która dostwszy trochę więcej czasu może i by sobie poradziła. Krystaliczna woda nie wybacza błędów, gdyż wszystko jest widoczne i naświetlone, gdy muł ukrywa i wybacza. I tutaj przejdę do rzeczy, z którymi kompletnie się nie zgadzam. Powiedziałeś, że muł jest surowy i nieprzystępny. Nie jest. Muł jest miękki. To w mule znajdzie się podstawy życia, to on zadba o twój "dobrobyt"... Przynajmniej na początku. Przynajmniej póki nie nie zapragniesz być w zyciu czymś więcej, póki nie zechcesz rozkwitnąć. Do tego potrzeba już czystej wody. Muł nie da ci "pola do rozwoju", muł może ci dać tylko "pole do przygotowań". Nie zgadzam się też z tym, że muł nie dusi i tłamsi. Nie widziałeś nigdy ryby, która umarła przez brak tlenu w zbyt zamulonym stawie?– uśmiechnęła się milutko. Matko, niech jej język stanie w ogniu, bo tylko czysty ogień może obmyć skazę takiego pieprzenia. Może od razu niech ten ogień będzie piekelny, tak na wszelki wypadek, gdyby pozostałe popioły dalej nosiły znak durnej gadanimy – Ale to oczywiście zależy. Jedna ryba się udusi, a druga będzie żyć. Wszystko zależy. Jednoski różnią się swoimi potrzebami i swoimi pragnieniami. Jak mówiłam jerzyk w norze.
Osobowoście uważam, że połączenie mułu i czystej wody może zapewnić odpowiednie środowisko do rozwoju. Początek w mule, kontynuacja w wodzie, a koniec... znów w mule, dając innym możliwość początku.–
Wstęp, rozwinięcie, zakonczenie. Patrzcie jak ładnie. Gdyby jej rodzina była zdolna do bycia dumnym z niej, to pewnie teraz by była dumna. Szkoda, że nie była, ha! Pewnie i tak już wszyscy nie żyli.
... chyba było już z nią źle, że poświęciła myśl tym smokom. Przydałaby się taktyczna zmniana tematu rozmyślań. Jak kult Shk'reaste z północnych krain Res'gur. Owoce jadło się tam raz do roku, w okresie wylęgu harpii. Niby dlatego, że zdrowie, nadzieja nowe życie itp ale tak naprawdę dlatego, że całe mięso szło do harpii i nie dało się też za bardzo niczego upolować.

Pokłoniła się jeszcze raz, tym razem naśladując Mułka, tylko przeciągając ukłon jeszcze niżej, tak, że jej czoło i rogi przyklejone były do ziemi. Akurat w tym nie zostanie przebita. Nigdy. To ona potrafiła zrobić z siebie największego idiotę w stadzie.
-Cały zaszczyt jest po mojej stronie, madam Despotyczny Mułkusiu- nie zobaczyła obrotu, gdyż głowę miała zbyt blisko ziemi. A to szkoda.
Wyptostowała się i usiadła. Strzepała ziemię ze łba – nie uważała, żeby w jakimkolwiek stopniu przesadziła. Na słowa Ferworu zachichotała -No cóż. Nie powiem, że nie ma- mrugnęła porozumiewawszo.
Zanotowała, że Despotyczny nazwał się najleszym łowcą, ale raczej pominęła ten fakt w swoich rozważaniach. Jej uwagę posidały nowe informacje o Axarusie. Ucieszyła się, że ten wariat żył. Smoki takie jak on (i ona) łatwo mogły przesadzić i skończyć z poderżnietym gardłem... albo bez nogi. Drugą informacją było ojcostwo. Czy Axarus był chociaż w pewnym stopniu bagiennym? Hmm, wydawało jej się, że był bardziej morski... i może drzewny? Nie była pewna. Adopcje zawsze też były możliwością... ale Axarus? I ojcostwo?
-To musiało być ciekawe, pełne krabów przeżycie- mruknęła rozbawiona, bardziej do siebie niż swojego towarzysza. Jej spojrzenie nabrało ostrości, a sama smoczyca skupiła się bardziej na bagiennym -Zobaczymy, co przyszłość przyniesie. I tak Axarus musiałby najpierw chcieć-

Zamruczała -Właśnie nie mam pojęcia. Ale na pewno jest w cholerę rzadkie. I od draid. Ten jest od driady-wierzby. Tylko tyle wiem- wyciągnęła butelkę i dwie porcelanowe miseczki, po czym podeszła z nimi z powrotem do Wodnego. Rum już był nalany... ale tylko do połowy... zmrużyła oczy... hmmm... HMMMMMM...
...
No dobra, i tak butla nie skończy się po dwóch małych miseczkach, prawda?
Postawiła naczynia obok kubków i napełniła je płynem. Resztę nektaru zostawiła obok.
-No to od czego zaczynamy? Przyznam, że im więcej myślę o tym nektarze, tym bardziej zżera mnie ciekawość.– błysnęła zębiskami w uśmiechu i w zależności od reakcji Ferworu, wzięła jedno z naczyń i wystawiła je na toast, mając nadzieję, że bagienny zrobi podobnie.

: 06 lip 2020, 20:57
autor: Despotyczny Ferwor
– Powtarzasz się... – Rzekł uśmiechając się do niej. – Ale muszę przyznać, że nieźle formujesz zdania, bo jeszcze trochę, a pewnie pomyślałbym, że mówisz o czymś innym... cóż, ale jestem wyjątkowo upartym smokiem. – Wystawił jej język, cicho się śmiejąc. Lubił się droczyć ze smokami, a jeszcze bardziej uwielbiał oglądać ich reakcje! To było najczęściej niesamowite uczcie i liczył, że i od kupczyni coś dostanie.
– W każdym razie wybacz, ale nie uzyskasz ode mnie kontr argumentów. Wiesz, co za dużo to nie zdrowo, a zawsze można przełożyć ten temat na później, gdzie może będziemy bogatsi o nowe spostrzeżenia? – Tym sposobem zakończył temat, ale i również utworzył się nowy. A konkretnie poruszenie mieszkania razem z Axarusem... o tym nawet można byłoby można napisać książkę... pełną macek i psychozy, ale książkę... a wracając jeszcze do powodu zakończenia pieprzenia, to był to plan plamistego na uśpienie jej czujności. Torvi napotkała na mistrza pieprzenia, który dopiero się rozgrzewał. Nikt nie był wstanie go przegadać, bowiem uczył się tej dziedziny od dziecka. Słowa konfrontacja była u niego na porządku dziennym biorąc pod uwagę, że zdarzało mu się kłócić z samym sobą... i nawet odpowiadał! Kluczem w tym wszystkim było zagięcie samego siebie, które gwarantowało to, że mógł poradzić sobie z każdym przeciwnikiem bez względu na to jak logiczne i trafne argumenty byłyby w niego rzucane... on zawsze znajdzie sposób, aby obalić dosłownie wszystko co zostanie mu rzucone... czy to już zalicza się do boskich mocy?
– Również pełne krzyków i smarków... bo tak. Osmarkał mnie jak byłem jeszcze pisklęciem... jednak wbrew pozorom, była to najlepsza z rzeczy które spotkały mnie w moim życiu, a wbrew pozorom było tego więcej niż powinno. – I więcej niż sam mógł przypuszczać. Cóż, ale co mógł na to poradzić... musiał jakoś żyć z tym wszystkim, dlatego nawet się tym nie przejął.

Uważnie oglądał jak samica wsypuje wspomniany proszek i jego plama aż zaświeciła mieniąc się w kolorze błękitu... z ekscytacji! Bardzo ciekawiło go co z tego wyniknie, ale co by nie było, to z pewnością będzie to niezapomniane przeżycie.
– Ciekawe, czy będzie mocniejsze od rumu – Rzekł z podziwem i wtedy wpadł na pewien dość... głupi pomysł.... bowiem gdy Torvi wzięła toast ten... szybko wlał nektar do rumu i jednym łykiem wypił zawartość... ciekawe, co z tego wyniknie... bo przecież nektar jak i rum powinien dać niezłego kopa.

: 06 lip 2020, 21:48
autor: Narrator
Pogadanki były bardzo udane a smoczyca postanowiła poczęstować swojego rozmówce Nektarem Driad.. Mieszając go z rumem. O rany! Cóż to za samobójczy pomysł.. Przynajmniej w wykonaniu Ferworu.
Smoki wzniosły toast – Run miał swój osobliwy zapach, lecz tajemniczy nektar driad dawał mu słodkiego posmaku, w pewnym sensie nawet zbyt słodkiego. Słodycz ściekała po ściankach gardła i rozgrzewała przyjemnie cały przewód pokarmowy. Alarmujące mogło być tylko lekkie szczypanie w język ale kto by przejmował się czymś takim, prawda?
Potem Despotyczny zaczął słyszeć dziwne ćwierkanie w swoim łbie a obraz zdawał się.. O! Czy to drzewo właśnie do Ciebie macha? A w powietrzu unosi się słodki zapach morza, mokrych krabów i czasem czujesz też posmak żywicy na języku.. Ale.. Ale jak to?
Zmysły łowcy w momencie zaczęły wariować i przesyłać mu sprzeczne informacje dotyczące otoczenia a siedzenie stawało się być trudnym zadaniem – O wstawaniu obecnie nie było nawet mowy.

: 07 lip 2020, 10:46
autor: Torvihraak
-Ah, jeśli się powtarzam, to znaczy, że pewne rzeczy wymagały powtórzenia. Mój punkt widzenia w końcu nie zmieni się tylko po to, abym mogła powiedzieć coś nowego- odpowiedziała podnosząc brwi – taaaaak? A o czym to mogłabym mówić w tej naszej pięknej, elokwentnej rozmowie o mule. Koniec końców muł jest przecież mułem- sama roześmiała się na zachowanie towarzysza. Ah tak? Język jej pokazuje? Po wciśnięciu (mistrzowsko, Torvihraak musiała rzec) do wypowiedzi wkładania tej części ciała do nor? Kolejna aluzja do czegoś? Czy nie? Ah...
Błysnęła pożółkłymi zębismami w zbyt szerokim, niemiłym usmiechu, ale w jej oczach nie było żadnego rozgniewania. Smoczyca dobrze się bawiła i było to widać.
Zmrużyła ślepia na następne słowa Mułka. Jakieś takie... podejrzane to było. Kupczyni była pewna, że gdyby chciał Wodny mógłby tak gadać księżycami.... a tak zakończyć... powoli, nie spuszczajac wzroku z Ferworu skinęła głową. Oczywiście uśmiechała się przy tym lekko, bo czarnołuska przecież zawsze musiała się uśmiechać.

Czego było więcej? Rzeczy, które spotkały bagiennego ogólnie, przyjmenych rzeczy, czy czegoś innego? Nie, nie chciała się w to zagłębiać, wolała pierwszą część wypowiedzi: krzyki i smarki. Ha! Widziała to oczyma wyobraźni!

Nalała nektaru, a Mułek... Mułek od razu zmieszał zawartości miseczki i kubka i to całe od razu pochonął. Co on miał z tym mieszaniem?! No, ale dobra, dobra, rozumiała chęć nowych przeżyć, tylko że sam nektar był nowym przeżyciem! Już chciała się odezwać, że jeszcze przed chwilą mówiła o profanacji i nie zabijaniu rumu, i że wstyd i hańba, i że Madam Mułkuś chyba najbystszejszym smokiem w czterech stadach nie jest, jeśli tak trudno przyswoić mu nową informację. Jednak zanim zdążyła otworzyć pysk łowca... runął. Dosłownie runął. Na ziemię.
Tohrovin patrzyła się na to w szoku... on był... upity. Całkowicie pijany. Po jednym kubku. Bagienny ze swoją odporością na toksyny i inne rzeczy. W kwiecie wieku i sił. Nie wychudzony.
Łapa z nektarem opadła powoli na ziemię.

Tak. Tak, to było mocniejsze od rumu, Despotyczny Ferworze. Nawet bardzo. Masz swoją odpowiedź.

Spojrzała na miseczkę krytycznie, pokręciła nią, aby płyn w środku się poruszył. To ma aż takiego kopa?
Jeśli to wypije, to na terenach wspólnych będą dwa, bardziej lub mniej przytomne smoki. Raczej bardzo wrażliwe na atak i kompletnie nieprzygotowane do jakiejkolwiek obrony.
Zrobiła łyka nektaru. Najpierw jednego malutkiego. Chciała go posmakować, dowiedzieć się co to jest. Bardziej liźnięcie, niż łyk. -I w ten sposób ja przynajmniej wiem, jak ten nektar smakuje, panie Mułkowski, chyba że jutro nie będę pamiętała o wydarzeniach dzisiejszego dnia, ale cóż. Wtedy to nie będzie moja wina- jeśli jeszcze stała, to położyła naczynie (poza zasięgiem bagiennego) i odniosła resztę nektaru oraz porcelanową miseczkę, którą postwiła przed Mułkiem, do toreb. Takie zabezpiecznie. Rzadki i wartościowy towar, trzeba uważać. Nektar znaczy się. A miseczkę po prostu lubiła i nie chciała, aby ta się stłukła. Następnie wróciła, wzięła butlę rumu i ponownie wypełniła kubek Wodnego alkoholem, uśmiechając się przy tym trochę zbyt słodko. Ciekawe, czy on w ogóle teraz kontaktuje. Odłożyła butlę rumu w odległości, którą uznała za bezpieczną i w końcu, po raz kolejny przysiadła na swoim miejscu.
-Panie Plamisty Mułku Ferworze, jeśli ma pan jakiegoś kompana, albo lepiej, zna pan dobrego uzdrowiciela, to radziłabym wezwać go teraz- Roześmiała się w głos, po czym jednym chaustem wypiła resztę nektaru ze swojej miseczki, a jeśli po tym była w stanie ruszać łapami, to tak samo postąpiła z kubkiem rumu.

: 10 lip 2020, 15:54
autor: Despotyczny Ferwor
Cóż... w swoim życiu jadł naprawdę dużo rzeczy. Te niebezpieczne oraz te... niezbyt jadalne. Jednak jego odporność zawsze udowadniała mu, że byle jaka trucizna nie była wstanie go złamać... ale oj... stanowczo i dobitnie się przeliczył z nektarem i rumem... bowiem takiej jazdy to nawet Axarus nie przeżywał w kwiecie swojej paranoi i uszczerbku na psychice. Wszystko się zaczęło jakby rozmazywać i... kręcić? Chwila! Czy to drzewo właśnie do niego machało?! Czy jego ciało stało się takie... bezwładne? Nie rozumiał co się dzieje, ale podobał mu się stan w jakim aktualnie się znajdował. Był... szczęśliwy! Chciało mu się bawić i śpiewać! A ten ponury świat nabrał od razu masę jasnych i przyjemnych kolorów! Gdyby nie fakt, że ciężko było mu leżeć, to już dawno zacząłby skakać... wraz z madam Torviuś... właśnie! ona tutaj była i coś do niego gadał. Mułek tak spojrzał się na nią zdziwiony, próbując rozszyfrować co ta do niego mówi. Trudne słowa oraz niezrozumiały ton... może mówiła szyfrem.
– T-torviuś.. – Ledwo co zdołał wypowiedzieć jaj zdrobnione imię. Nie to, że też chciał powiedzieć coś więcej, ponieważ okazało się, że Mułek nie był wstanie powiedzieć czegoś więcej! Był pijany i ledwo świadomy. Gdy jakieś słowo pojawiało się w jego umyśle, to ten zanim je przetworzył, w ten te już zdążyło zniknąć w odmętach pamięci... bezpowrotnie.
Jego cała postawa jasno mówiła, że ten nawet nie ogarniał co ta do niego mówi... jednak zdołał zrozumieć jedno i to bardzo ważne słowo... kompan. Tak! Nivis powinna pomóc w tej sytuacji. Dlatego wysłał jej mentalną wiadomość z prośbą o przybycie... co prawda brzmiała ona jakoś tak ,,Nivis.... choć du dumnie, bo... bo ja ni mogę się luszyć. N-nivis.. chodź tu... zostaw wino... nie nie... idź po Titie. Niech narwie bzu, a... a ty chodż'' Tak oto brzmiała szczegółowa i dokładna wiadomość, a sam Mułek zaczął przysuwać się do samicy głośno przy tym mrucząc... co prawda wyglądało to jakby udawał gąsienice.... no ale o chodzeniu nie było tu mowy.
– Ale... ja cię lubię wież? C-czy.. nie? – Z trudnością złapał ją za łapę w którą zaczął się wpatrywać. – Masz bru... brudne pazuly. o.

Nivis w tym czasie niecierpliwiła się nieobecnością pana w swojej grocie, co jasno i doraźnie ją irytowało i najchętniej to by go tutaj zamknęła, aby był tylko jej.... w końcu jednak dał o sobie znak... oczywiście pijany jak nigdy... eh co ona z nim miała. W głowie ma tylko alkohol, a nawet nie pomyśli o jej potrzebach pfft.
Fuknęła na legowisko i źródełko dając do zrozumienia, że jest zła na świat. Jej pan był oczywiście bez skazy, ale to los ją tak dręczył!
Kiedy się uspokoiła opuściła grotę i udała się w stronę gdzie otrzymała wiadomość. Wyczuwała gdzie Mułek się znajduję, ale nie przypuszczała, że mógł pić z inną samicą... i lepiej żeby Torvi nie wyszła na jego podrywaczkę... bo inaczej Nivis dość wyraźnie przedstawi jej swoje stanowisko.

: 13 lip 2020, 22:25
autor: Torvihraak
//nie wiem, co się tu odwaliło, ale nie był to mój plan

Gdy Mułek próbował się do niej odezwać, gdy przygotowywała się do pijaństwa, ta pogłaskała go po głowie niczym dziecko -Tak, tak, madam Mułkuś. Spokojnie, spokojnie, zaraz weszelkie różnice zostaną porwane w małym, aczkolwiek mocnym strumieniu nektaru i zostanie tylko błogie szczęście. Przynajmniej mam taką nadzieję- powiedziała z udawaną czułością w głosie i wróciła do krzątania się, aby w końcu zrobić ten ŁYK i szybko drugi ŁYK, póki jeszcze umiała... i zaczęły się dziać rzeczy dziwne.
Jakie... jakie ładne zapachy. Mmmm, kiedy ona nad morze przeszła? Taki fajny, ciepły piasek był. Taki wygodny, że aż wstać nie umiała. Drzewa przecudnie tańczyły i machały jej. Spróbowała odmachać z powrotem. Nie wyszło. Dawno nad morzem nie była. Szkoda. W morzu są... ryby? Tak. W morzu są ryby. A ryby... mają ogony! Tak! Tak! Śliskie ogony i śliskie łuski i śliskie skrzela i śliskie umysły pełne śliskich myśli!
Ah, nie ma to jak morze.
...
Zaraz zaraz, śliskie myśli?
Śliskie ryby?
Śliskie morze?
Śliskie to złe! ZŁE!
RYBY SĄ ZŁE! CHCĄ JĄ ZABIĆ! POLUJĄ NA NIĄ, ZABIJĄ, ZGWAŁCĄ, OBEDRĄ ZE SKÓRY, WYPIJĄ CYDR I POWIEDZĄ, ŻE OHYDNY I JESZCZE WRZUCĄ HERBATY DO MORZA!!! MORZE TO ZŁO! WIELKIE ZŁO! NIENAWIDZIŁA MORZA, WSZYSKO BYŁO ZŁE, A PIASEK BYŁ SZORSTKI I DRAPIĄCY I WCHODZIŁ JEJ MIĘDZY ŁUSKI I WSZYTKO BYŁO STRASZNE I OKROPNE I NIE CHCIAŁA BYĆ NAD MORZEM, RYBY NA NIĄ POLOWAŁY I JEJ JEDYNĄ NADZIEJĄ BYŁY ŚLIMAKI MORSKIE!
Jej serce przyspieszyło, a smoczyca w strachu rozglądała się wokół. Oczy miała szerko otwarte, pysk uchylony i cała próbowała się skulić. Ukryć. Schować. Zniknąć. Drzewa chciały ją uwięzić, one widzały i wiedziały. Widziały i wiedziały, i teraz przyszły wymierzyć sprawiedliwość. Oko za pazur, serce za oko, głowa za skrzydło, śmierć za śmierć. ŚMIERĆ ZA ŚMIERĆ!!! NIE WYSTRCZY ŚMIERCI NIE WYSYARCZY ŚMIERCI NIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚNIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚMIERCINIEWYSTARCZYŚMIERCI.
NIE MOGŁA SIĘ RUSZAĆ, NIE MOGŁA SIĘ RUSZAĆ, DUSIŁA SIĘ, DUSIŁA!!!!! WOLNOŚĆ ZABRANA, WOLNOŚĆ, JEJ WOLNOŚĆ ZABRANA, PIASEK JĄ TRZYMAŁ, DRZEWA OTACZAŁY, RYBY POLOWAŁY!
ŚLIMAKI!
ŚLIMAKI JEJ JEDYNĄ NADZIEJĄ! ŚLIMAKI OSTOJĄ PRZED RYBAMI I DRZEWAMI!
Ślimaki... Ślimaki życiem!
A ślimaki... pełzały majestatycznie. Pełzały władczo i z dumą. Pełzały... jak to, co pełzało przed nią. Pełzał... Mułkuś.
Ślimaki były z nią. Mułkuś był z nią. Była bezpieczna. Bezpieczna. Tylko...
Spojrzała zawiedzona i z lekkim wyrzutem na pijanego smoka -Czemu... czemu nie powiedziałeś, że jesteś ślimakiem? Nie jestem... godna?– powiedziała ze smutkiem. Nie ufał jej? Oczywiście, że jej nie ufał, jej nie można było ufać. Zdrada, zdrada, zdrada, brzydka, mroczna zdrada wkładające swoje lepkie palce we wszystko, w jej oczy, w jej nozdrza, w jej gardło, lepiła wszystko niczym zbyt słodka żywica. Czuła ją w gardle! Słodkie, słodkie i dobre, tak dobre, że jej niedobrze było. Mułkuś jej nie ufał. Nienawidził jej. Oczywiście, że jej nienawidził, nawet teraz to powiedział. Teraz to powiedział, używając innych słów. Kamstwo i metafora. Światło przekrzywiające prawdę.
Ślepia jej się zaszkiły, jakby miała się popłakać. A może miała?
Straciła wolność. Straciła, straciła. Straciła wszystko. Sama straciła. Sama! Sama, sama, sama, sama. Sama to wszystko zrobiła. Tyle księżycy. Tyle... wszystkiego. Mułkuś jej nie obroni, nie była godna, nie była...
Ferwor chwycił ją za łapę i cała zesztywniała. On... dotykał. Dotykał. Za dotyk była śmierć, za spojrzenie była śmierć, godność, godności brak. Czemu nie było godności, przecież on był ślimakiem. Ślimak obroni przed rybami, drzewami i piaskiem. Obroni, obroni... ale nie nią. Nie było godności, nie było nawet pozorów i światła i słów, które raniły bardziej, niż najostrzejsze pazury. Tęskniła za słowami i pozornym, kłamliwym światłem, tęskiła za koszmarem, bo był mniej koszmarny od życia.
Mułek ją trzymał, a ona się nie ruszała. Nie ruszała, bo czekała. Czekała na ocenę, na wyrok. Drzewa tańczyły złowrogo, gęsta żywica zaklejała jej gardło, piasek ją trzymał w miejscu. Czekała.

-Masz bru... brudne pazuly. o.–

Brudne. Brudne? Tak, tak, brudne. Roześmiała się gardłowo. Głośno i histerycznie. Brudne z krwi. Brudne, splamione czynami i nieczynami. Skażone tym, na co pozwalała i czego decydowała się nie widzieć. Oko za pazur, serce za oko, głowa za skrzydło!
On. Mułek, ślimak, wybrany, stwierdził, ze jej pazury są brudne. I jakaż to ulga była usłyszeć od kogoś innego. Od kogoś, kto bronił i ochraniał.
Śmiała się głośniej i głośniej, poczuła pazury na swoim pysku. Pazury, czyje? Jej? Tak, jej. Czuła krew. Jej krew. Krew się lała, pazury będą brudniejsze, czerwieńsze. Może przynajmniej płynny szkarłat zakryje inny brud. Szkarłat ukryje i zaleje. Cień. Dobry, cichy cień. Mrok duszy, mrok źródła. W ciemności nie ma światła i nie ma kłamstw. W ciemność nie było niczego.
Płyn kapał jej po policzkach. Płyn czerowny i płyn przeźroczysty. Krew i łzy? Czy ona płakała? Może, może, może. Śmiała się i płakała.
Nie było miłego morza, tylko śliskie ryby i śliskie umysły. -Wybacz, wybacz, wybacz. Panie Mułku. Panie Mułku, wybacz mi. Jestem brudna. Jestem, jestem brudna- wypluwała słowa miedzy śmiechem i łzami. Krew i łzy. Światło i cień. Życie i śmierć.

: 21 lip 2020, 0:29
autor: Despotyczny Ferwor
Istna burza w umyśle Torvi mogła przerazić nawet samym bogów jeżeli tylko wsłuchaliby się w nią bardziej... trzeźwy Mułek miałby nawet problemy z logicznym przetworzeniem tego co się właśnie z nią działo, ale pijany Mułek... coż. To był inny stan umysłu w której brak nawet kapki logiki i zdrowego rozsądku. W umyśle Mułka był... Mułek. Tańczył on pośród gwieździstych obłoków do skocznej i wibrującej muzyki. Tęcza oraz kamienne lisy krążyły wokół niego, a on sam latał na wielkim delfinie, który to ścigał tęczę. PĘDZILI BARDZO SZYBKO. ŚWIAT ROZMAZYWAŁ SIĘ WOKÓŁ NICH CORAZ BARDZIEJ I BARDZIEJ. Zbliżali się... zbliżali się do wielkiej ognistej kuli. Żar topił wszelkie rzeczy które się do niego zbliżały, ale nie delfin! Delfin był ognio odporny! Mknął wraz z Mułkiem wprost do ognistej manifestacji. Żar i gorąc otulał łuski bagiennego... ALE! Gorąc Despota przewyższała temperaturę ognistej kuli. DELFIN ZAKRZEKAŁ! PRĘDKOŚĆ ZWIĘKSZONA! TĘCZA WCHŁONĘŁA OGNIEŃ! Oto ona. Tęczowo-ognista manifestacja. Pan i władca życia.
Co robić? Co począć przed taką potęgą...?

Tak...

To... to!

DELFIN ZAKRZECZAŁ!

NAGLE POCZUŁ WIELKIE UDERZENIE! DELFIN,,, ON MIAŁ NOGI! KOPAŁ POWIETRZE POWODUJĄ HIPER-UBER PRZYŚPIESZENIE! GRAD ŚLEDZI! MOC I SIŁA! OTO DELFINOTATOR!!!!!!!!!!!!
WIĄZKA MUŁU POMKNĘŁA W STRONĘ STWORA!
TĘCZA.... MUŁ.... MIŁOŚĆ ORAZ MUŁKOWATOŚĆ.

kto wygra? kto przegra? Tyle pytań... na które nikt nie znajdzie odpowiedzi. Bowiem Ferwor usłyszał głos... dziwny głos.... proroczy! Ślimak.... on... był ślimakiem! pełzającą potęgą! Spojrzał się na nią poważnie lekko się chwiejąc. W jego oczach było widać mądrość i starożytną wiedzę. Co odpowie ten ślimak? Jaka będzie jego wola? I dlaczego to drzewo ciągle machało?!
– Nikt nie je-jest godny. – Rzekł niemrawo i zaraz opar jedną łapę na jej nadgarstku. – godność... być... – Kolejne prorocze słowa wydobyły się z jego ust. Nikt nie był godny spotkać delfina...
Usłyszał płacz i śmiech. Spojrzał się na nią litościwie oraz współczująco... była brudna... pazury były brudne... ta myśl rozbrzmiała mu w jego umyśle... trzeba było coś z tym zrobić. Dlatego... zaczął lizać łapy Kupczyni. Dokładnie i staranie do czasu kiedy łapy smoczycy były całkowicie czyste.
– Teraz... jesteś czysta. – Powiedział dalej ją liżąc. – Godna... telaz. – Rzekł ponownie. – P... przytul mnie. – Nagle wymsknęło mu się to z jego paszczy. Całkowicie przypadkiem bowiem plamisty zwracał się do swojego ogona, który to przyczajony oglądał całe zbiegowisko. Prawdopodobnie spiskował przeciwko jemu i delfinowi, dlatego trzeba było na niego szczególnie uważać...

W tym czasie na miejsce przybyła nie kto inny jak pewna kamienna lisiczka. Szybki rekonesans jej czarnych ślepi i już wiedziała co się święciło... Mułek pijany w cztery zady, liżący jakąś nie znaną jej smoczyce... czekaj... co?! Szybko spojrzała się prosto w oczy Torvi mając wypisaną czystą i bezkresną nienawiść wypisaną na całym pysku. Jak ona śmiała.... impuls rozbrzmiał w umyśle Despoty, a wokół żywiołaka można było wyczuć spore ilości maddary. Cudem jeszcze nad sobą panowała, ale nie chciała brać pochopnych wniosków... mogła przez przypadek skrzywdzić pana, a to było niedopuszczalne. Tak więc na razie obserwowała wszystko z daleka.

: 13 sie 2020, 10:21
autor: Torvihraak
Oko za pazur, serce za oko, głowa za skrzydło, śmierć za śmierć. Ucieczka nigdy nie była możliwa, nigdy. Wszystko to jedne wielkie kłamstwo, jak zawsze, które zostało obnażone przez drogocenny nektar. Piękne kłamstwo, piękne i wygodne niczym piach, który ją trzymał, dotykał, unieruchamiał, powstrzymywał i przytrzymywał.
Pazury wbiły się głębiej, jednak nie wyglądało, aby Torvihraak to zauważyła. Była dalej pochłonięta w otchłani swojej histerii, w starym koszmarze, z którego już dawno się wybudziła, a który dalej potrafił wydać się prawdziwy. Z małą pomocą niewiarygodnie upojającego i bardzo rzadkiego nektaru oczywiście.
Ślimak nagle przemówił. Ślimak obrońca. Przemówił, a z jego ust wychodziły jedynie słowa prawdy, bo nie mogło wyjść nic innego. Prorok prawdy, prorok tego, czym powinno być światło.
Nikt nie jest godny.
Nikt nie jest godny.
Nikt nie jest godny.
Została oszukana.
Została oszukana![/b]
Pazury rozorały skórę, gdy Torvihraak opuszczała łapy, a z jej gardła dobiegł cichy jęk.
Jedno więcej oszustwo. Jedno więcej kłamstwo, które zakuwało ją łańcuchami fałszywego, kłamliwego światła.
Próbowała wyrwać swoją łapę, gdy mułowy ślimak ją złapał. Wyrwać, uciec, aby móc się babrać w spokoju w bagnie swojego marnego życia. Probowała, ale jej ciało nagle zdecydowało się całkowicie odmówić jej współpracy., oczywiście, samokaleczać się mogła, ale bronić to już nie. Ha!
Ślimak zaczął lizać jej łapę. Ślimak obrońca. Wśród drzew i piachu i śliskich umysłów, ślimak lizał jej łapę. Torvihraak jęczała i płakała, nie potrafiła zrobić nic więcej. To było wszystko, czym akurat potrafiła wyrazić swoje uczucia, swój ból.
Mułek skończył i się odezwał.
Kupczyni skrzywiła się, cała krwawiąca i zapłakana, skrzywiła się i zawarczała:
-Nikt nie jest godny- spojrzała ślimakowi we ślepia. Miał ją obronić, miał chronić. Ale czy to zrobił? Jeśli wszyscy kłamali, to czemu i prorok prawdy miał by tego nie robić?
-A już na... na pewno... nie ja.– wypluła.
-Nie.– powiedziała w końcu i poczuła dziwne szczęście, niemiłe zadowolenie. Miała władzę! Przyjemniej odrobinę! Nie była, nie była aż tak bez woli! Sprzeciwiała się, a z sprzeciwem odzyskiwała odrobinkę wolności. Malutką, ciupeńką cząstkę, której żaden piasek, żadne zniewolenie ciała jej nie zabierze. To był jej sprzeciw i to jeszcze jaki! Sprzeciwiła się samemu ślimakowi! Będzie ukarana, oczywiście że będzie, ale nikt jej nie zabierze tej chwili. Tej cząstki. Ona była jej i tylko jej. Nie odda swojego największego, bezwartościowego skarbu. Nigdy! Mogą jej zabrać wszystko, ale nie to.