Strona 23 z 27

: 08 gru 2021, 0:43
autor: Więzy Krwi

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Tak się przedstawiłaś, jeżeli dobrze pamiętam. – Isima lekko zaczęła klepać ogonem o kamień, próbując przywołać wspomnienia. Na pewno się już wspomniały. Chyba była wtedy zaledwie pisklaczkiem i podróżowała sobie z Umnganem. Wtem i druga samica sobie przypomniała dokładniej w jakich okolicznościach się spotkały. – O faktycznie. Pamiętam że próbowałam wtedy zobaczyć co jest w takiej szczelinie w ziemi... – Isima odpowiedziała. Już wtedy miała zainteresowaniem badaniem terenów poza stadem. – Myślę że teraz nie byłoby łatwiej... – Isima dodała wzruszając skrzydłami, gdy Jad wspomniała ich walkę. Isima jedynie doświadczyła że wyrywanie się na siłę nie miało sensu. Użyła zaś trochę sprytu i zręczności.

Isima przytaknęła lekko głową słysząc że wcale nie miała jakiś halucynacji. Znaki rzeczywiście się zmieniały! Co to jednak znaczyło? – Czyli nie jestem po prostu ślepa! Zastanawia mnie jednak o co chodzi z tym kamieniem. Jest to jakiś rodzaj magii? Nie wygląda ogólnie na smoczą. – Zastanowiła się, wpatrując w skały. Ciekawe czy kamień miał jakieś konkretne znaczenie. Cel by tu być i mieć takie właściwości. Chociaż może po prostu były stworzone jako żart, by drwić sobie z tych co próbowali go analizować.

: 26 gru 2021, 19:34
autor: Jadowita Opoka
A więc ona także pamiętała! Kiedy tak mówiła obrazy z przeszłości zaczęły pojawiać się w umyśle Jadowitej, ten moment w którym ciekawsko syczała na samiczkę i ta próba zabawy w dwójkę. Było to coś ciekawego, choć mówiła wtedy zdecydowanie mniej niż wcześniej. Syczenie było i nadal jest bardziej naturalne niż wypowiadanie słów, nawet warczenie jest lepsze! Kiedy ponownie skupiła swoją uwagę na kamieniach uśmiechnęła się z zadowoleniem, bezwiednie zbliżając się do nich. Co jakiś czas owijała swoje ciało dookoła mniejszych kamieni, zmniejszając odległość między nią a drugą samicą.
-Pewnie psoty duszków, lubią bawić się kosztem smoków a myślenie o tym że sie zwariowało lub nie umie liczyć brzmi jak coś co by im zdecydowanie pasowało– Zamruczała z pewną dozą czułości kiedy mówiła o duszkach. Lubiła je, były trudne do zrozumienia w niekiedy po prostu prostocie. Nie wszystkie miały jakieś większe plany, niekiedy po prostu szukały rozrywki i znajdowały ją w mieszaniu w życiu smoków.

: 28 gru 2021, 19:19
autor: Więzy Krwi
Isima nie czuła się z jakiegoś powodu niekomfortowo z faktem że Jadowita była coraz bliżej niej. Czy w sumie powinna? Niejako, samica była z innego stada i nie było powodu czemu miała jej całkowicie ufać że nie zechce jej skrzywdzić. Ale z drugiej strony, Isima nie chciała spędzić całego życia spodziewając się najgorszego po innych. Może warto jednak odrobinę zaufać w tej sytuacji. Poza tym sama także nie była jakimś bezradnym pisklęciem.
Nie zdziwiłoby mnie to szczególnie. Aż dziwne że sama o tym nie pomyślałam. – Więzy Krwi miała już pewne doświadczenia z duszkami, chociaż może nie od tej strony. Ale słyszała o tym że niektóre z nich lubiły robić smokom psikusy. Czasami także dość przykre, chociaż ten technicznie był raczej niegroźny. Co najwyżej mógł być irytujący lub zabawny, zależnie od smoka.
Wydajesz się z resztą wiedzieć coś na ten temat. Miałaś dużo doświadczeń z duszkami? – Isima zapytała łapiąc się tematu. Skoro tu znalazły się razem, mogły porozmawiać na spokojnie. Bo czemu nie! – Sama napotkałam jakiegoś jedynie jeden raz do tej pory. – Isima skupiła uważnie wzrok na samicy, przyglądając się jej. Zdecydowanie wyrosła od czasu kiedy widziały się ostatnim razem.

: 07 cze 2022, 3:12
autor: Ołtarz Wyniesionych
Dosyć dziwne wybrała miejsce na spotkanie z przywódczynią Ziemi, ale jakieś wybrała. Kamienie zmieniały swoje pozy, albo kadzidła świątynne weszły zbyt mocno, jedno z tych dwóch stwierdzeń było prawdziwe. Veir przygotowała się do spotkania z Sekcją, co nieco wyglądało jak romantyczny piknik, ale tylko trochę. Horgifellijka w ten sposób podchodziła do większości rozmów, także z Plagijczykami. W torbie miała nieco picia różnej maści, klasyczne, Horgifellskie trunki, herbata, coś mocniejszego, a nawet zwykła woda, która mimo wszystko była najczęściej wybierana. Oczywiście Veir nie wpadła ze słowami: "Rzuć wszystko, co masz, bo czekam na Ciebie w Skalnym Zakątku", tylko wcześniej umówiła się na to spotkanie, a gdy obie smoczyce miały na to czas, przyszła pora zorganizowanie tego. Jako iż Piastunka wychodziła z propozycją, to ona zajęła się trunkami. Tym razem nie wzięła ze sobą skór zwierząt, gdyż wtedy to dopiero wyglądałoby jak piknik. Trawa na polanie była miękka, nie było takiej potrzeby.
~ Ziemio Przodków, czekam na Ciebie w Skalnym Zakątku, tak jak się wcześniej umówiłyśmy. Na początku chciałam z Tobą porozmawiać prywatnie. Gdy przejdę do tematów politycznych – chętnie powitam również Twojego zastępcę, o ile nie chcesz wziąć tej osoby już teraz. – Przesłała mentalnie, spokojnym głosem. Decyzja należała do Ziemi Przodków, równie dobrze mogły od razu rozmawiać w trójkę.
Piastunka po chwili usiadła na trawie, przyjęła wyprostowaną, elegancką postawę i potem już tylko czekała na Ziemię Przodków. Miały dużo do obgadania. Bardzo dużo.

: 08 cze 2022, 19:15
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Po jakimś czasie, Przywódczyni Ziemi wyłoniła się spośród drzew, sama. Obejrzała się dokładnie po okolicy, zanim zdecydowała się wejść pośród dziwne rzeźby.

- Nie ma ty za bardzo miejsca dla trzeciego smoka - skomentowała. - Jak przejdziemy do omawiania spraw stadnych, to chyba będziemy musieli się przenieść gdzieś indziej. Wolę nie rozmawiać o takich rzeczach bez mojego zastępcy.

Usiadła przed Veir i rozprostowała łapy na zielonej trawie, w tym tą metalową.

- Ale na prywatną rozmowę całkiem w porządku - dodała, a następnie wzięła kilka wdechów.

- Cześć Ołtarzu Cieni! Jestem Sekcja Zwłok, Uzdrowicielka, a teraz także Ziemia Przodków, Przywódczyni Stada Ziemi. Córka Dorodnego Odyńca, Syna Gasnącego Wiciokrzewu, dawnej przywódczyni Stada Ziemi. Córka Agatowego Kolca, syna Fenomenalnej Flądry, córki Światokrążcy, dawnego Przywódcy Ziemi, syna Gonitwy Myśli, Przywódczyni Ziemi. Pierworodna dziedziczka Gonitwy w linii prostej. Przybrana Córka Twojego Starego, syna obecnego Proroka, Strażnika Gwiazd, dawnego Przywódcy Ziemi, którego syn, Wyzwolony Rozrabiaka, Również był Przywódcą Ziemi. Siostrzenica brata Flądry, Niepokornego Hiacynta, dawnego Przywódcy Ziemi. Bratanica siostry Odyńca, Łupieżcy Nektaru, Przywódczyni Ziemi.

: 12 cze 2022, 23:42
autor: Ołtarz Wyniesionych
W ilości tytułów chyba dorównywał, a wręcz pokonywał Sekcję tylko jeden osobnik. Jego imię rymowało się z Rastral. No, a przynajmniej Veir mogłaby tak stwierdzić, gdyby nieco dłużej z nim rozmawiała, gdyż jeszcze jej swoich tytułów nie przedstawił.
– Witaj. – Zaczęła. – W porządku, gdy nadejdzie pora, przeniesiemy się. Możliwe, że ja również kogoś wezwę, nie jest moim zastępcą, ale słyszałam, że się znacie. – Powiedziała. Sekcja mogła spekulować, o kogo chodzi, ale możliwe, że się domyślała. Gdy Sekcja wypowiadała jej te wszystkie słowa i tytuły, Veir tak na nią patrzyła, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Przy... przybrana córka Twojego Starego? Czy to jakiś żart? Veir nie znała smoka o tym imieniu, więc uznała to jako atak na swojego ojca. Jak dobrze, że nigdy go nie poznała, chociaż Wybraniec był dla niej swego rodzaju wzorem ojcowskim. A naśmiewanie się z Wybrańca... oj ktoś tutaj by spłonął na stosie w Horgifell.
– Twojego Starego? – Zapytała ze zdziwieniem. Może to coś, czego nie zrozumiała. Tak wyrwało ją to z rytmu, że nie do końca zarejestrowała część imion, ale była świadoma tego, że Sekcja była rodziną prawdopodobnie ze wszystkimi. To źle świadczy.
– Me imię przywódcze znasz, ale równie dobrze mogę być Veir. Moi rodzice nie są istotni, babka nazywała się Valgerd i pochodziła z państwa na dalekiej północy. Moim dziadkiem był Insygnium Żywiołów, czarodziej Stada Ziemi. – Nie zdziwiłaby się, gdyby również i Mirri go znała. W Ziemi to same super staruchy w ciałach zwykłych staruchów. Dlaczego Veir w ogóle przywitała się w ten sposób? Uznała to za jakiś zwyczaj.
– Chciałam podziękować za Twoje informacje o Odbiciach Katamu. Okazały się niezwykle przydatne. Znalazło się jeszcze jedno, należące do Stada Ognia. To oznacza, że na terenach Wolnych znajduje się tylko jeden, niezidentyfikowany twór Katamu. Wiem, że nie jest częścią Plagi. – Przekazała Sekcji informacje. Nie okłamała jej w swojej wiadomości mentalnej, co Veir doceniała. Informacje się potwierdziły. I... w ten sposób Veir chciała zacząć ich rozmowę. Nie była dosyć dobra w socjalnych kwestiach, więc możliwe, że nie będzie miała zbyt wielu tematów na pogaduchy tego typu, ale może Ziemia Przodków ją uratuje?

: 14 cze 2022, 18:23
autor: Ślepa Sprawiedliwość
- Basior Lancetowaty, uzdrowiciel Ziemi - wyjaśniła, widząc zdziwienie przywódczyni Plagi. - Na starsze wziął sobie imię Twój Stary, które bez przerwy sprawia kłopoty, gdy chcę go użyć w jakiejkolwiek rozmowie.

Imię Insygnium Żywiołów gdzieś jej świtało w pamięci, ale nie była pewna do końca kim on tak właściwi był dla niej. Na pewno nie spotkała go nigdy osobiście.

- Należę do obu przywódczych drzew rodzinnych Stada Ziemi, stąd tylu ważnych przodków. Przepraszam jeśli to trochę zagmatwane z tego powodu. Możesz mi mówić Sekcja, tak jak się nazwałam jako dorosła. Moje pisklęce imię, Mirri, nosi teraz moje odbicie i nie chcę, żeby się to pomieszało. Można je rozpoznać po tym, że dalej ma obie przednie łapy.

Podniosła metalową protezę i pomachała jej paluszkami.

Odetchnęła z ulgą na informację o odkryciu kolejnego odbicia.

- Tak jak się spodziewałam. Ostrzegłam już Stado Ognia o odbiciach i wskazałam potencjalnego podejrzanego. Księżyc też o nich wie, bo to od nich się zaczęło to szaleństwo. Mam tylko nadzieję, że ostatnie z nieodkrytych odbić nie ukrywa się u mnie w stadzie. Póki co nic na to nie wskazuje.

Przyjrzała się dokładnie Veir.

- Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczona. Nie spodziewałam się, że przywódcą Plagi będzie Piastun. A poza tym, bo nie powiedziałaś nic o rodzicach: nie jesteś stąd, prawda? Jesteś z tej dalekiej północy, tak?

: 20 cze 2022, 19:31
autor: Ołtarz Wyniesionych
Interesujące imię wybrał sobie ten Basior Lancetowaty. Cóż... gdyby Veir była bardziej impulsywna, to mogłaby się rozzłościć. Piastunka skinęła łbem na słowa Sekcji, jedynie delikatnie, praktycznie niezauważalnie się przy tym uśmiechając. Temat został zakończony i wyjaśniony. Ponownie kiwnęła łbem na pierwszą część jej dalszej wypowiedzi, jednak druga... nieco ją zaskoczyła.
– Twoje odbicie? Potrafisz je kontrolować? Nie stanowi zagrożenia, tak jak Kwintesencja Chaosu? – Zadała kilka pytań. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się, że Przywódczyni Ziemi będzie miała swoje odbicie. Z drugiej strony, wyjaśniałoby to poziom jej ekspertyzy w tym temacie. Czy Mirri odkryła sztuczkę z jedzeniem, gdy próbowała nakarmić swoje odbicie?
– Jak myślisz? Czy Katamu w dowolnej chwili może stworzyć ich więcej? Smoki będą już na to przygotowane, ale jeżeli zostanie rozegrane to dobrze, to nadal mogą sprawić olbrzymi chaos. Chyba najprostszym sposobem na weryfikację byłoby właśnie podanie każdemu członkowi stada po kawałku jedzenia. – Wypowiedziała się w tej kwestii. Tak właściwie... był to pomysł Sekcji. Mimo słów Viliara, które potwierdzały, że w Pladze nie ma odbić, mogłaby się upewnić. Na wszelki wypadek.
– Niewielu się spodziewało. W całej historii Plagi i Cienia, nie było żadnego piastuna na stanowisku Przywódcy. Tak właściwie, niewiele smoków w ogóle miało tę rangę. Nie, nie pochodzę stąd. Pochodzę z krainy o nazwie Essyan, na dalekiej północy, gdzie znajduje się trzynaście smoczych państw. Ja wychowałam się w Horgifell. Essyan jest segmentem Północnym, ale istnieje też Wschodni, Zachodni i Południowy. Insygnium pochodził ze Wschodniego. – Starała się powiedzieć to w jak najbardziej krótki sposób, żeby nie przedłużać. Jak jej wyszło? Średnio, ale mogło być gorzej.
– Jeśli masz ochotę, mogę trochę ci opowiedzieć o Horgifelll. Boję się jednak, że bym cię zanudziła. – Dodała po chwili. – Zapytałabym cię o to samo, ale jesteś stąd, jak dobrze rozumiem. Chyba, że jest coś o czym ty chciałabyś porozmawiać. – Powiedziała na sam koniec.

: 25 cze 2022, 13:37
autor: Ślepa Sprawiedliwość
- Wszystkie odbicia powstały w tym samym czasie więc raczej to był tylko pojedynczy wypadek. Pamiętasz, jak ktoś rozlał Lustro Katamu? To od tego się to wszystko zaczęło.

Uśmiechnęła się, gdy Plagijka zapytała się o kontrolę nad odbiciem.

- Nie mam żadnej władzy nad moim odbiciem, prócz może bycia przywódcą. Wydaje mi się, że nie będzie zagrożeniem, a skończy bardziej jak kilka innych odbić, które były w Ziemi. Po prostu rozpłynie się z powrotem w lustrzaną ciecz, bez żadnego widowiska. W odbiciu Kwintesencji i tamtego smoka z Ognia od było widać bardziej morderczą naturę. Gdy walczyłam z nimi, oboje zaproponowali mi walkę bez ograniczeń, mimo że wcześniej zawsze od takowych stronili. Nie widziałam podobnego zachowania u mojego odbicia.

Smoczyca podjęła przygotowaną przez Veir herbatę i napiła się trochę.

- Nie wiedziałam, że na północy jest aż tyle smoków - powiedziała, popijając herbatę. - Choć w sumie to trochę wyjaśnia skąd aż tyle północnych przychodzi zza Bariery. Czy myślisz, że jakieś z tych państw byłoby zainteresowane współpracą, albo handlem z Wolnymi? Ile dni trzeba by lecieć, żeby tam dotrzeć?

Skalny zakątek

: 18 lut 2023, 4:30
autor: Światła Północy
Prześlizgnął się pomiędzy chruśniakami niemalże bezszelestnie.

Tak, właśnie tak to miało wyglądać, gdyby nie fakt, że zahaczył o wysoko uniesione gałęzie porożem, w związku z czym zaplątał się nieco, narobił hałasu i finalnie dopiero po chwili szarpaniny uwolnił się od uścisku natury. Prychnął rozeźlony, wypadając na niewielką polanę skąpaną w promieniach wstającego słońca. Natychmiast spiął mięśnie, widząc inne smoki w ilości co najmniej nietypowej, lecz prędko skarcił się w myślach, dostrzegając, że były to tylko i wyłącznie skalne posągi.

Ściągnął brwi, a prawą dłonią sięgnął ku rogom, aby wydłubać spomiędzy nich zakręcone pnącze. Odrzucił je na bok. Podszedł bliżej wizerunku bagiennych gadzin, czując coraz to intensywniejszy zapach, który był... humf... znajomy. Ale nie potrafił dopasować go do żadnego wspomnienia, zupełnie jakby niegdyś doświadczył czegoś, o czym teraz zapomniał. Może w innym życiu. Ha. Wszak dusze smoków nieustannie wracały do różnych ciał.

Stanął pyskiem w pysk z kamiennym smokiem. Był większy od Świateł, o pokaźnych skrzydłach, z błonami przy żuchwie. Na głowie. Na ogonie. Na piersi. Rzeźbiarz zadbał o każdy szczegół - tylko w jakim celu w ogóle wzniósł twory?

Pociągnął nosem, czując ciężar na barkach. Nie był jednak męczący, wręcz przeciwnie. Przynosił mu komfort. Było tu dziwnie ciepło. Dziwnie cicho. Z nosa posągu wyrastał natomiast jasny kwiat.

Sięgnął ku niemu. Zerwał go. Łapę miał dziwnie wiotką, zupełnie jakby brakowało mu sił, w związku z czym musiał aż usiąść na przerzedzonym śniegu, odsłaniającym tu i ówdzie trawę, zaś po ujęciu rośliny, ku której obniżył łeb, sięgnęło go nurtujące uczucie samotności. Był indywidualistą. Zawsze kroczył własnymi ścieżkami, zawsze bez ingerowania innych w swoje plany.

Mały biały niedźwiadek wpadł natomiast na polanę z radością. Pokracznie przebierał szerokimi łapkami, zmniejszając dzielącą go od Świateł odległość - tylko po to, aby wpaść na grzbiet swojego opiekuna, dzieląc się niesionym chłodem, a zaraz później ciepłem. Chwycił futrzasty bok smoka zębami i pociągnął lekko, po czym przewrócił się na grzbiet, wślizgnął pod skrzydło i zaraz później wturlał w pomiędzy długie, brązowo-białe łapy, gdzie kontynuował tarzanie się.

Szron nie reagował jednak. Cierpliwie znosił młodzieńczą pogodę Hæfnira, którego niewinne, optymistyczne spojrzenie na świat wyrwało go z nostalgicznych myśli... a może i nie? Może przywołało kolejne. Światła nie był już przecież sam - miał podopiecznego, którego musiał uczyć. Musiał go chronić, nieustannie otaczać opieką. Hæfnir również nie był sam, mimo że utracił matkę, a jego życie związane zostało ze smokiem.

Westchnął. Wsunął wonny kwiat w pomiędzy swoje ucho, a róg, oplatając je pojedynczym kasztanowym kosmykiem, po czym podrapał niedźwiadka po kudłatym boku, już po chwili musząc mierzyć się z małymi ząbkami, które zacisnęły się lekko i zadziornie na jednym z jasnych palców. Może utracił dalekosiężne plany oraz cele, a niegdyś wielkie ambicje osiągnięcia potęgi zanikły, zastąpione prostym życiem tu i teraz. Stawiał małe kroki, sukcesywnie brnąc do przodu. Ciągle jednak były punkty, które, nawet jeśli tego nie okazywał, wypełniały niegdyś drażliwe serce ciepłem. Jednym z nich był Hæfnir. Nigdy nie przypuszczał, że opieka nad młodym stworzeniem będzie dla niego najwyższym priorytetem.

Choć czegoś temu wszystkiego brakowało. Czuł, mimo wszystko, ciążącą aktualnie na jego duszy pustkę. Nie jakąś dużą. Niewielką. Starał się jednakże ignorować jej obecność, zajmując myśli zabawianiem podopiecznego.

Zapach jednak był coraz to bardziej intensywny. Nieznośny wręcz. Najpierw go zachęcał, a teraz zaczął irytować. Podburzać. Melancholię zastąpiły nerwy. Skrzywił się gorzko i Sięgnął po kwiat, który zgniótł w prawej dłoni, pozwalając różowemu sokowi zabarwić blade futro. Niedźwiadek jęknął zaskoczony, nie rozumiejąc nagłej zmiany zachowania opiekuna. Psia krew.

Skalny zakątek

: 25 lut 2023, 12:47
autor: Narrator
Światła Północy

Zapach emanujący z różowych płatków niespodziewanie zniknął, gdy samiec zmiażdżył je w łapie. Nawet gdyby ponownie zdecydował się je zbadać, nie licząc fizycznych, roztartych pozostałości roślinki, nie towarzyszyła jej nawet najmniejsza nuta słodyczy. Zupełnie jakby całość była magiczna. Czy to zatem koniec? Możliwe, chociaż nie koniecznie...


//w razie pozostania w temacie, przybędzie osoba, która wybrała Światło

Skalny zakątek

: 25 lut 2023, 23:31
autor: Ostatnie Mrozy
Śnieg zdążył już przyprószyć pióra oraz grzywę Su, gdy czarodziej wędrował przez spory kawałek terenów Stada Słońca, a potem ku swojemu zaskoczeniu, także na tereny wspólne. Miał nadzieję, że magiczna linia, która ciągnęła się przez całą jego drogę nie zaprowadzi go ostatecznie na tereny obcego stada, gdyż byłoby to niezwykle kłopotliwe. Tak samo jak wtedy gdy z powietrza pojawił się gdzieś na terenach Ziemi, tłumacząc że jest posłańcem boginki natury... Przepraszam uprzejmie, magiczny kwiat i linia, której prawdopodobnie nie widzisz prowadzą mnie na tereny twojego stada!

Dzika Puszcza, zwłaszcza w zimową porą nie była najłatwiejszym terenem do wędrówki. Zazwyczaj nie brakowało mu skrzydeł, ale dziś miał ochotę oszczędzić sobie przedzierania przez las. Ciekawość była jednak silniejsza od znużenia i szaropióry podążał za świetlistą linią, która prowadziła go przez gęste zarośla. W końcu, oprószony śniegiem i odrobinę rozczochrany przeszedł przez wąskie przejście, docierając na małą polankę.

Jego głowa była opuszczona, bo zatrzymał się by odsapnąć moment i strząsnąć z siebie śnieg. Światła Północy mógł wyraźnie dostrzec różowy, intensywnie pachnący kwiat wpleciony w warkoczyk pomiędzy prawym rogiem, a uchem czarodzieja. Su wziął kilka głębokich wdechów i już miał kontynuować, gdy cichy pomruk białego niedźwiadka sprowadził go na ziemię.

Szybkim ruchem podniósł łeb z wyrazem zaskoczenia wymalowanym na pysku. Su rzadko wyglądał na naprawdę zdumionego, ale teraz zgłupiał zupełnie. Świetlista linia prowadziła do... pokrytej różowymi sokami łapy brązowofutrego uzdrowiciela z Ziemi? Zamigotała wdzięcznie, jakby kpiąc sobie z niego i po chwili rozmyła się w nicość, zostawiając go samego z niemal obcym smokiem w wyjątkowo dziwacznym spotkaniu.

Chyba już wolał tłumaczyć Pasterzowi Ziemi w jaki sposób wyłonił się z zielonej chmury u podnóży Pięści Bogów.

Widzę, że pozbyłeś się już tych irytujących ptaszysk i możemy porozmawiać w spokoju. – zaczął, nie wiedząc od czego w zasadzie powinien zacząć. Czy ten drugi widział łączącą ich przed chwilą nić? Turkusowe ślepia szybko dostrzegły resztki różowego kwiatu na łapie brązowoszarego oraz na śniegu przed nim. – Osobliwie. – mruknął pod nosem. – Widziałeś przed chwilą linię która łączyła mój kwiat z resztkami twojego? – zapytał, starając się połączyć w głowie kropki. Czy szepty które słyszał były o brązowofutrym?

//Światła Północy well, hi : D

Skalny zakątek

: 27 lut 2023, 1:03
autor: Światła Północy
Zahaczył ciemnymi pazurami o pierś. Raz, drugi, trzeci... wznosił wskazujący szpon i opuszczał go na płytowe łuski, pozwalając mięsistemu stukotowi rozpierzchnąć się po najbliższym otoczeniu. Ucisk pomiędzy żebrami, nie, gdzieś pomiędzy jednym płucem a drugim... doprowadzał go do mdłości. Pochylił się lekko do przodu, nie mogąc już znieść tego narastającego ciężaru. Trujące. Ten przeklęty kwiat na pewno był trujący. Spojrzał na swoją przebarwioną dłoń, choć róż wyglądał w jego ślepiach niczym karminowa krew. A przecież nikogo nie zamordował. Pozbył się jedynie problemu. Ufh, Erycalu... powiedz, że to nie zawał. Za młody był na to. Zdecydowanie za młody. Poza tym nie pozwoli się przecież rozłożyć na łopatki jakiemuś zielsku. Zadarł łeb wyżej. Ból w zaciśniętym gardle był nieznośny, choć ustał gwałtownie - w chwili w której Hæfnir jęknął przestraszony.

Światła zszedł na ziemię. Tęskny ucisk wciąż na nim wisiał, lecz wszelki ból zniknął niczym za sprawą magicznego zaklęcia. Opuścił drżącą od emocji dłoń na śnieg i obrócił głowę w kierunku pochylonego smoka. Dlaczego. Czy choć raz nie mógł być sam, niczym odrąbany od ręki kciuk, kiedy ewidentnie nie nadawał się do rozmowy o choćby pogodzie? Szlag. Teraz to już nawet nie wiedział czym różni się melisa od pokrzywy, a także co należ- Kaveh? Zmrużył w końcu oczy, kiedy wcale nie taki Obcy zadarł głowę. Światła położył po sobie uszy i zamrugał, kompletnie zdębiały. Trujące. Powtórzył sobie w myślach. Najpierw zawał, a teraz to... halucynacje, świetnie. Ściągnął wargi. Chwila. Stop. Jaki Kaveh... czy nie było to przypadkiem imię harpii? Wszystko zaczynało mu się już mieszać. Przekrzywił głowę na bok. A czy kwiat przypadkiem nie pachniał jak... spotkanie młodych?

Milczał.

Stary "znajomy" również milczał, w związku z czym przez dłuższą chwilę gapili się na siebie w milczeniu, jeden bardziej zbaraniały od drugiego w związku z całą tą sytuacją.
... – Uchylił pysk, po czym z powrotem go zamknął. I znowu go uchylił. – Jestem już odrobinkę za duży, żeby kompani rodziców mnie pilnowali. – Uśmiechnął się lekko, choć po chwili upuścił przez nozdrza zmęczone tchnienie. Prawdę powiedziawszy... nie miał już tyle charyzmy i werwy, co piętnaście księżyców temu. Tylko piętnaście. Nawet Zima nie zdążyła się skończyć, a Światła już zdziadział niczym na jesieni życia!

Dopiero teraz przyjrzał się czarodziejowi lepiej - i spostrzegł różowy kwiat, w związku z czym zmrużył delikatnie oczy. Ciekawe i śmieszne zarazem, że postąpili tak samo. Zerwali i wepchnęli w grzywę, głupcy, jakby miało to załagodzić drapieżne rysy i zakamuflować ich prawdziwą naturę. Co to miało na celu, tak naprawdę? Chcieli wyglądać ładnie? A może zależało im na dzierżeniu czegoś, co ulotne i nietrwałe?
Linię. Huh – powtórzył. – Co prawda podejrzewałem kwiat o wywoływanie halucynacji... – wymamrotał niewyraźnie pod nosem, spuściwszy wzrok w śnieg, podczas czego przesunął kciukiem wzdłuż jasnej żuchwy. – Muszę Cię rozczarować - nie. Nie widziałem żadnej linii. Z drugiej strony... słodki zapach, rześkość, kwiaty wiśni. Podobne prowadziły nas na spotkanie młodych. – Warto dodać, że tego typu rośliny nie dość, że nie były na wolnych stadach spotykane, to jeszcze nie powinny kwitnąć na litej skale. Szron połączył kilka prostych faktów i przypomniał sobie słowa proroka. Tyle wystarczyło, aby odpowiedzialność za to wszystko zrzucił na Uessasa. Tylko co, do czarciej maci, leżało w interesie boga, żeby zabawiać się w ten sposób ze smokami?
Chyba że zadaniem Światła było przedstawienie czarodziejowi przykrej prawdy - Różowy nie pasuje Ci do oczu. Mógł to zrobić, tylko jakim kosztem?


Obca Idea

Skalny zakątek

: 01 mar 2023, 21:40
autor: Ostatnie Mrozy
Ach, Spotkanie Młodych. Su zdążył już zapomnieć, że na owo spotkanie prowadziły ich również kwiaty.
Intrygujące. – mruknął, wyciągając kwiat spomiędzy splotów warkocza i obracając w go w palcach. Jego ruchy były lekkie i delikatne jak gdyby bał się, że roślina może zniszczyć się od samego dotyku. – Nie wydaje się aby tym razem była to sprawka proroka. Tworzenie magicznych kwiatów tylko po to by dwa losowe smoki mogły się spotkać? Oczekiwałbym raczej rzeczowego wezwania. – może gdyby popytał częściej odwiedzające świątynię rodzeństwo dowiedziałby się, że różowe kwiaty były często znakiem Uessasa, patrona jego własnego stada. W przypadku Su, który miał słabość do kwiatów i wszelkiej maści roślin ta pułapka była wyjątkowo skutecznym sposobem na przyciągnięcie jego uwagi.

Przez chwilę podejrzewał, że może maczała w tym paluchy Alaleya jako boginka natury, ale nie powiedział tego na głos. Po pierwsze nie chciał jej irytować, po drugie nie pasowało mu to do jej charakteru. Gdyby chciała aby się z kimś spotkał, prawdopodobnie znów teleportowałaby go na miejsce, bez dziwnych podchodów.

Przekręcił lekko głowę i poruszył uszami ledwo słysząc mruczenie brązowofutrego. Udało mu się jednak wychwycić jedno, specyficzne słowo. – Halucynacje? Ale... – zastanowił się moment. – Czuję się całkiem normalnie. Czy nie powinny towarzyszyć temu jakieś bardziej intensywne omamy? Nagła euforia, przejmujący smutek albo paraliżujący strach? – zapytał, próbując rozpracować tajemnicę kwiatu. – Znalazłem go rosnącego wprost na tafli lodu, jak gdyby nigdy nic. Gdy go podniosłem pojawiły się w powietrzu dwie, lśniące nicie. Gdy skierowałem się w stronę któreś z nich zacząłem słyszeć szepty, słowa. – zaczął myśleć na głos, strzygąc uszami w skupieniu Jego wzrok skierowany był na trzymany w łapie kwiat i można było odnieść wrażenie że mówi do niego, nie do stojącego niedaleko drugiego smoka. – Ta za którą podążyłem wspominała coś o wyzwaniach, o byciu jak czyiś dziadek, erytrynie i...pieczonym łososiu. – wzruszył lekko ramionami. – Coś chciało, abym się tu z tobą spotkał. Dlaczego i po co? – zerknął na brązowofutrego.

Różowy sok w połączeniu z brązowym futrem nabrał ciemniejszego koloru, wyglądając jak posoka, co nadawało obcemu smokowi odrobinę niepokojącego wyglądu, jakby przed chwilą wyjął łapę z czyichś trzewi. Być może pasowało to jego profesji, ale długie i gęste futro o tak przyjemnym dla oka kolorze nie zasługiwało na taką skazę.

//Światła Północy

Skalny zakątek

: 05 mar 2023, 23:00
autor: Światła Północy
Interakcja z kwiatem wypruła z niego całą energię w wyjątkowo brutalny sposób. Dopiero teraz to poczuł - kiedy patrząc na czarodzieja, ostrożnie ujmującego nietypową roślinę w dłonie, zachciało mu się spać. Zamrugał w związku z tym mocniej i po prostu pochylił ciało, aby położyć się na śniegu. Coś go jednak uwierało. Hmpf. Ah. To Hæfnir skrył się pod piórami jego prawego skrzydła. Tch. Niech będzie.
Tym razem? Ha. – Prychnął, unosząc wyżej brwi. – Poprzednie wezwanie też nie było jego sprawką, ale... mmmhh. Nie pamiętasz. – Przekrzywił lekko głowę, a żuchwę podparł prawą dłonią. Wpatrywał się w samca z zaintrygowaniem. Sam na to wpadnie? Czy nie? Psia krew. Dałby sobie rękę urżnąć, że widział go na spotkaniu młodych... ale może się mylił? Wszak było to tak wiele księżyców temu. Poprawił nieco łokieć, jako że zaczynał mu drętwieć.

Kiedyś słyszał, że niektórym smokom wystarczy ściana do rozmowy. Obca Idea nie był chyba wyjątkiem od tej fascynującej reguły, co było zdaniem Świateł ujmujące na swój sposób... choć w zależności od sytuacji mogło irytować.
Halucynacje zaburzają zmysły, nie emocje – wyjaśnił z uśmiechem, wielce ciekaw do jakich wniosków lada moment dojdzie czarodziej. Przypatrywał mu się badawczo, ze spokojem, lecz spojrzenie oliwkowych oczu wyostrzyło się nagle, niczym u prymitywnego zwierzęcia.

Każde kolejne słowo było niczym palące ostrze, jakie rozdzierało jego obnażony grzbiet, coby dostać się do skrytych w głębi sekretów. Krew zabuzowała w jego żyłach. Jakim prawem? Jakim pieprzonym prawem o tym wiedział. Hah... no tak. Boskim prawem. Zacisnął szpony na śniegu, aby poczuć chłód, choć jego ciało było coraz bardziej rozpalone. Lada moment cała okolica zacznie się topić w oczach, składając hołd jego poprzedniemu imieniu. Były to rzeczy błahe. Nieistotne. Niczego nie zmieniały, a jednak należały do jego prywatnych, o ile nie intymnych wręcz zakamarków i nikt, nawet zasmarkany bóg, nie miał prawa do nich sięgać - a już na pewno nie dzielić się nimi z obcymi smokami. Bo i po co? Po co to było?

Zacisnął ubrudzoną od posoki kwiatu dłoń w pięść. Hæfnir wyrwał się spod jego skrzydła. Oczy miał szeroko otwarte. Był zdezorientowany i przestraszony. Pobiegł najpierw przed siebie. Skręcił w prawo, a potem zawrócił, zatoczył dziwne koło, zajęczał i znowu czmychnął w jakieś krzewy. Światła był przez to coraz bardziej rozdarty. Jego własne uczucia zlewały się z tymi, które należały do podopiecznego. Wziął głęboki wdech.
Schlebiasz mi, naprawdę, ale te bzdury... – mruknął, choć przez zaciśnięte gardło. Chciało mu się rzygać. Robił jednak wszystko, aby wyjść z sytuacji z twarzą, w związku z czym zagarnął grzywę do tyłu i reprezentacyjnie zarzucił jedną łapę na drugą. Wstawać mu się nie chciało. Chyba by się przewrócił.
... ekhm. Chcę powiedzieć, że nie sądzę, aby chodziło o mnie. To wymysł Uessasa. – Machnął łapą. – Może wystawia na próbę Ciebie i Twoje posłuszeństwo. – Uniósł lekko brwi. Oby kupił tę bajeczkę. Su nie wyglądał na smoka, który sprawnie łączył kropki, w związku z czym Światła liczył na to, że uda mu się go zdezorientować i wyprowadzić w pole.

Problem polegał na tym, że jeśli w tym wszystkim faktycznie paluchy maczał bóg, może mu się to nie udać. Tego bytu nie przechytrzy, choćby spuchł.

Skalny zakątek

: 06 mar 2023, 20:53
autor: Ostatnie Mrozy
Pokręcił przecząco głową. W istocie nie pamiętał początku spotkania zbyt dobrze, zwłaszcza jego początku. Pierwsze księżyce po odejściu Micoru i zapadnięciu w sen Bezmiaru były rozmazaną plamą marazmu z której wyrwało go owo spotkanie. Mnogość zapachów, kształtów, kolorów, głosów, kolorowy wachlarz który ponownie rozbudził jego ciekawość.
Nie specjalnie. – potwierdził krótko, nie rozwodząc się nad powodami swojej niepamięci. Nie był z nich specjalnie dumny i wolał przykryć je płaszczykiem niepamięci.

A czy jedno nie idzie w parze z drugim? – zapytał unosząc lekko brew. – Oszukane zmysły wpływają na odczuwane emocje, wywołując złudne poczucie radości, euforii lub też strachu. – zauważył. – Faktem pozostaje to, że nie czuję się jakoś szczególnie po interakcji z kwiatem, więc nie zaliczyłbym go w poczet halucynacji. – a może powinien go polizać żeby przekonać się czy otaczająca go rzeczywistość nie jest zrobiona z ciasta?

Oh? – mruknął, gdy pod jednym z wielu skrzydeł brązowofutrego coś się zakotłowało, a chwilę potem wyskoczył spod niego biały niedźwiadek. Istota wydawała się być przestraszona i poruszona, wręcz zagubiona. Su w pierwszej chwili podniósł łapę, by zatknąć sobie kwiat powrotem w grzywę i ruszyć za stworzeniem, zaraz jednak jego wzrok powędrował do drugiego smoka. Nietypowy podopieczny miał przecież swojego opiekuna, na którego nieszczęście szaropióry był dobrym obserwatorem.

Ups. Zamiast przełamać lody, jego myślowy myślotok rozbił go w drobny mak. W odróżnieniu od swojego rozmówcy był raczej spokojny, nadal siedząc sobie na śniegu, muskając kwiat palcami. Tym razem jednak jego spojrzenie chłodnych, badawczych, turkusowych ślepi zatrzymało się na brązowofutrym. Su wiedział jak to jest gdy strach lub niechęć kompana wpływały na niego, a także jak jego własne myśli i obsesje irytowały niekiedy Kaveha. Reakcja kompana, zaciśnięcie łapy w pięść, wyliczone, wykalkulowane ruchy i szybkie, zbyt szybkie zaprzeczenie. Ciekawe czy gdyby go teraz trącił, zacząłby wirować wokół własnej osi.

Bzdury Uessasa.

Kropki połączyły się liniami, jedna pozostawała jednak nadal z boku. Po co?

O czym szeptał kwiat?

Uśmiechnął się lekko, a kwiat sam uniósł się w powietrze, otoczony drobnymi, zielonymi drobinkami. Wędrując ponownie na miejsce pomiędzy prawym uchem i rogiem, irytująco niedopasowany, irytująco różowy, irytująco kiepski, irytująco kpiący sobie z brązowofutrego. Złodziej i plotkarz.
Gdyby bóg musiał szukać posłusznych mróweczek, nie byłby bogiem. – pokręcił głową zdecydowanie. – Nasze posłuszeństwo lub nie, nie ma dla nich znaczenia. Żadnego. – mówił z doświadczenia, wskazując łapą na umazana łapę drugiego smoka. – Chociaż jeśli te kwiaty to pułapka zastawiona przez Uessasa, to w moim przypadku wyjątkowo skuteczna. Mam słabość do kwiatów i roślin. – poruszył uchem, trącając lekko kwiat. – Szkoda, że zniszczyłeś swój. Przygarnąłbym go i skoro są tak odporne by rosnąć na gołym lodzie, równie dobrze mogłyby rosnąć dookoła mojej Nory. – powiedział. Nie chciał irytować brązowofutrego bardziej, chociaż zastanawiało go co zirytowało go bardziej: fakt, że Uessas wypaplał jego tajemnice czy też że nie wiedział w zamian niczego o nim samym? – Załóżmy jednak przez moment, że chodziło jednak o ciebie. Dlaczego akurat ty? Posiadasz coś czego nie mam? Ja posiadam coś czego ty nie masz? Nie jesteśmy nawet przeciwnej płci. Więc dlaczego? – zadał ponownie pytanie.

Gdzieś w niebiosach Uessas musiał uronić kilka łez nad losem smoka próbującego racjonalizować miłość.

Światła Północy

Skalny zakątek

: 06 mar 2023, 23:21
autor: Światła Północy
W idealnym świecie miałoby to może jakiś sens i swoje miejsce. Lecz w tym... nie do końca. No, przynajmniej jeśli chodzi o halucynacje spowodowane czynnikami zewnętrznymi. Zażyte różnej maści trucizny to inna para kaloszy, w którą Światła nie chciał się zagłębiać - wystarczyła mu obserwacja reakcji organizmu na alkohol. Wymioty. Rozwolnienie. Jakby całe ciało gniło od środka.
Sęk w tym, że zaburzone zmysły wpływają negatywnie na Twój organizm. Skołowanie, dezorientacja, migrena, zawroty głowy. Euforii przy tym nie uświadczysz, złości również, a rzekomo... co najwyżej silne zawężenie postrzegania rzeczywistości, jakbyś znalazł się w tunelu. Są jednak inne możliwości, w zależności od substancji, ale to długi temat... i nijak się ma do kwiatu. – Który działa od zewnątrz, bez przedostawania się do krwiobiegu. Westchnął. Marnowanie powietrza na rozmowę o czymś, co w obecnej chwili nie miało najmniejszego sensu byłoby jedynie piekielnym utrapieniem. Miał nadzieję, że czarodziej nie będzie brnął w to dalej - mogli umówić się na herbatkę i coś więcej, jeśli na własnej skórze chciał sprawdzić różne rodzaje omamów.

A jednak... nawet jeśli jedno miał z głowy, to drugie w niej galopowało. Brnął w to dalej. I to jeszcze w najgorszy z możliwych sposobów, który doprowadzał Światła na sam skraj i tak już zszarganych nerwów. Otworzył pysk. Zamknął go. Miał ochotę splunąć na śnieg, kiedy przed sobą nie widział już Czarodzieja Słońca, ale badziewną kopię Syna Przygody. Sam nie wierzył, że Świst stanie się w jego słowniku obelgą.
Twoja opinia niewiele znaczy, jeśli nie jest poparta rzeczowym dowodem - przy czym byle kwiat Uessasa nie potwierdza hipotetycznej reguły, jaką rozrysowałeś w swojej głowie. Nie wiesz czy nasze posłuszeństwo jest im obojętne, czy nie. Możesz jedynie przypuszczać. Mnie natomiast przekonują tylko fakty, a przede mną stoi jeden - całkiem bystry smok, który mógłby nawet robić wrażenie, gdyby tylko nie zgrywał nadętego ignoranta. – Westchnął ciężko i podniósł się w końcu, jako że nie mógł już tego słuchać. Bolały go uszy od tych fałszywych prawd, jakimi faszerowano właśnie jego łeb - ha. Słoneczny dobrze robił, trzeba przyznać. Mądrze. Natychmiast szturmował odsłonięty cel.

Sam jednakże nie rozumiał, dlaczego temu wszystkiemu zaprzecza. Co chciał osiągnąć? Co to zmieniało? Czy przyznanie się, że owszem, chodziło o niego, nie byłoby prostszym rozwiązaniem? Obydwaj pozyskaliby cenną część układanki, którą mogliby wspólnie rozwiązać, ale nie. Smok był uparty. Strzegł swych sekretów niczym najrzadszych klejnotów - zupełnie jakby wiedza o pieczonym łososiu miała zaważyć o losach wolnych stad! Na miłość Immanora, czy... nie przesadzał? Znowu? Czy nie cofał się w czasie? Ponoć już dawno z tego wyrósł, a tu proszę. Kolory powracały, zupełnie jakby nic się nie zmienił. Odpuścił.
A zresztą... wiesz co. Nie mam ochoty na zabawę w kotka i myszkę. Może nie jestem stary, ale ta, na takie podchody... aż za stary – wychrypiał w końcu, bezpardonowo zbliżając się do wężowego samca. Niski był. Nawet jeśli Światła nie należał do najwyższych, to i tak się pochylił, doprowadzając do sytuacji, w której niemalże stykali się nosami.
Załóżmy, że chodziło o mnie. – powtórzył słowa. – Nie nazywam się Uessas, więc nie będzie łatw... – Zatrzymał się w połowie. – Czekaj, co?

Cofnął lekko łeb i zamrugał.
A co ma płeć do tego?


Obca Idea

Skalny zakątek

: 07 mar 2023, 18:18
autor: Ostatnie Mrozy
Kiwną przytakująco głową.
Chętnie dowiedziałbym się więcej...w kontrolowanych warunkach. – dodał niezobowiązująco. Chciał spróbować, choćby dla poznania nowego doświadczenia i wypracowania sobie protokołu działania w sytuacji odurzenia. Teraz mieli bardziej ciekawszy temat do rozpracowania.

Su był świadom, że potrafił być irytujący z tymi swoimi pytaniami, tezami i światłymi opiniami, co często też punktował mu Kaveh, wysoko na liście jego wad. Nigdy nie wiedział gdzie jest granica, bo każdy smok różnił się od siebie poziomem cierpliwości, czasami jak w przypadku brązowofutrego, miał wrażenie że cokolwiek powie spowoduje kolejne nadszarpnięcie nerwów rozmówcy. Po ostatniej rozmowie z Sekcją Zwłok Kaveh solidnie zmył mu łeb i wiedział, że być może powinien odpuścić i dać sobie spokój, zanim znowu wpakuje się w jakieś tarapaty albo doprowadzi kogoś do płaczu swoją ignorancją.

Gdy zaś jego ignorancja została wywołana do tablicy, zakuło to jego poczucie dumy. Zadawał pytania i poszukiwał odpowiedzi przy rzeczach, smokach i wydarzeniach których nie rozumiał, co do których czuł potrzebę zbadania. Całego jego życie napędzała ciekawość otaczającego go świata. Ignorancja była tego dokładnym przeciwieństwem.

Milczał dłuższą chwilę po jego stwierdzeniu. Nie dlatego, że poczuł się urażony, zastanawiał się czy brązowofutry istotnie wart był jego czasu i czy powinien mu cokolwiek udowadniać. Nie czuł się w obowiązku, drugi smok nie był członkiem jego rodziny, a tak naprawdę obchodził go tylko los rodzeństwa, Kaveha i jego ucznia. Jednakże obcy fascynował go na swój sposób. Bystry i inteligentny, a jednak kilka zdań wyprowadziło go z równowagi. Desperacko próbował wywieźć go w pole, by w końcu stanąć tuż przed nim i przed różowym kwiatem, który śmiał mu się prosto w pysk.

Su nawet nie drgnął, nadal siedział spokojnie, podniósł jedynie głowę nieco w górę by móc spojrzeć drugiemu smokowi w oczy. Jego turkusowe ślepia wpatrywały się w oliwkowe odpowiedniki tak samo chłodno, tak samo badawczo jak przed chwilą, niczym para zimnych kamieni szlachetnych. Czy on miał w sobie jakiekolwiek emocje?

Jakie piękne oczy.

Jego ogon drgnął lekko, zaszeleścił na śniegu.
Wyklułem się podczas zaćmienia słońca gdy została zniszczona iskra Lahae, która nie patrzyła które smoki są jej posłuszne, a które nie, po prostu odebrała światło wszystkim. Gdy byłem adeptem nieznany nikomu duch zmodyfikował jedno z moich wspomnień by zakpić sobie z Alaleyi, a potem ograbił mnie z innego, w nosie mając to, że są tutaj jacyś bogowie i że może jestem pod ich opieką. Każdy ma szansę powrócić po śmierci niezależnie od tego czy lży bogów czy też co dzień odwiedza świątynię. Giną definitywnie po za granicami stad. Ludzie stoją u naszych granic, grożąc naszej egzystencji, także smokom posłusznym i bogowie nie kwapią się jak na razie do pomocy. Nie widzę gromów i piorunów, widzę za to smoki takie jak przywódca twojego stada, który spokojnie akceptuje fakt, że w samym środku pertraktacji z jaszczuroludźmi z kłębu dymu pojawia się zupełnie nieznany mu smok, który przedstawia się jako posłaniec Alaleyi i mówi, że jaszczuroludzie absolutnie nie mogą używać drewna z waszych lasów. Kinnesh też był wyrozumiały. – wyjaśnił spokojnie, obserwując uważnie jego reakcję. Nie odsunął się ani kawałka, po czym sięgnął łapą by chwycić dół szczęki brązowofutrego, o ile mu na to pozwolił. Jego chwyt był pewny, zdecydowany, choć nie bolesny. – Dlatego twierdzę, że Uessas nie może testować mojej lojalności, bo nie ma po co. Jesteśmy tutaj gośćmi i to ledwo tolerowanymi, którzy czasami dostają od rozbawionych gospodarzy podarki takie jak ten. Nie musisz chować się za zasłoną dymną, twoje sekrety są ze mną bezpieczne, jestem mniejszym plotkarzem od Uessasa. Zresztą pewnie i moje zostały komuś wypaplane. – powiedział, puszczając go, choć nadal nie odsunął się ani kawałek. – Uessas jest bogiem miłości. – kiwnął lekko głową by poruszyć kwiatem. – A czy jej ostatecznym celem nie jest spłodzenie potomstwa? Po co miałby łączyć w parę dwa smoki, które nie powiększą jego grona mróweczek? Odpowiedź musi być zatem inna.

//Światła Północy

Skalny zakątek

: 09 mar 2023, 12:53
autor: Światła Północy
Kontrolowane warunki. No cóż. Astral może nabrać podejrzeń, kiedy znikną mu te wszystkie rumy i wina, a także połowa zapasów chmielu z zielnika. Nigdy nie przypuszczał, że nadejdzie dzień, w którym będzie miał okazję do nafaszerowania innego smoka tymi wszystkimi truciznami celem odkrycia ich działania. Musieliby tylko znaleźć na to jakieś bezpieczne miejsce... on natomiast był zbyt leniwy, aby uprzątnąć te wszystkie pozszywane ciała z głębi swojego legowiska. Skubnął wnętrze policzka zębem.

Pod wpływem dotyku zaś zmarszczył wyraźnie nos, a warga po prawej stronie jego pyska uniosła się, na kilka uderzeń serca obnażając białawy kieł. Słuchał go uważnie, ale im więcej słów padało, tym mniej rozumiał. Nie wiedział już do czego samiec się odnosi i co próbuje tym osiągnąć. Potwierdzić jakąś tezę? Zaprzeczyć jej? A może po prostu w sprytny sposób podzielić się swoją historią? Spływało to po nim. Uśmiechnął się zjadliwie. Ta... nieco go to bawiło, jako że był w tym wszystkim cholerną ułudą, podczas gdy Obca Idea wypruwał sobie trzewia, aby czegoś dowieść.
Ufh, stawiasz mnie w niewygodnej sytuacji... – cmoknął, sztucznie nadąsany. – Żebym musiał argumentować coś wbrew sobie. – Wywrócił oczami. Równie dobrze mógłby bronić mordercy - uzasadnienie by się znalazło. Gorzej z chęciami, aby je przedstawić. Poruszył delikatnie łbem, jakoby poprawiając się w ujęciu obcej dłoni, w którą wniknął.

Su mógł poczuć niewinne mrowienie w nadgarstku. Wędrowało ono po kości, wyżej i wyżej, aż do ramienia, a później prędko przemknęło w głąb klatki piersiowej, rozpychając się wszędobylsko pomiędzy płucami. Osiadło przy żołądku. Tam pojawił się ucisk. Z początku lekki, ale kwestią czasu była zmiana natężenia.
Wypływasz na otwarte wody i przestaję rozumieć Twój punkt. – Uśmiechnął się. Komunikaty Su były po prostu niejasne. Jego rozległa historia nie znaczyła dla Świateł za wiele, nie niosła ze sobą żadnego merytorycznego przekazu, ani niczego, co mogłoby go zaszokować. Miała w sobie tylko i wyłącznie światopoglądowe luki. Hrmpf. Nie. Nie luki. To tylko zawężona perspektywa, która stanowiła stygmat większości młodych smoków. Nic, czego nie dało się skorygować - sam robił to przez wiele księżyców.
Czego chcesz dowieść? Boskiej stagnacji? Zobojętnienia na nasz los? Wciąż - naszej bezkarności? Tego, że nikt nas tu nie chce? Czy tylko i wyłącznie tego, że Uessas nie ma powodu? – Musiał być bardziej precyzyjny, jako że Światła nie należał do wylewnych.

Jesteśmy tutaj gośćmi i to ledwo tolerowanymi. Uniósł brew, szczerze nie wierząc w to, co słyszy. Czy ledwo tolerowani goście doświadczyliby troski Naranlei, której bariera chroniła ich przez długi czas? Czy Erycal ratowałby niechcianych lokatorów przed morderczą zarazą, którą sami przynieśli?
Mierzysz świat i jego reguły wydarzeniami następującymi po Twoich narodzinach. To błąd. Czy wiesz co było przed? Dziesiątki, setki księżyców wstecz? Czy potrafisz wskazać zmiany jakie zaszły w smokach? – Jego maddara jakoby westchnęła, rozluźniając uścisk. Minęła kolejne warstwy tkanek słonecznego organizmu i dotarła do trzewi, pomiędzy którymi przepychała się nieznośnie, tworząc sobie dodatkowe miejsce w ciele, aż nagle prysła - w tej samej chwili, w której dłoń została zabrana.

Instynktownie zadarł łeb wyżej, umykając przed kolejnymi sidłami, po czym zaśmiał się krótko i przeczesał grzywę ubrudzoną dłonią. Posoka kwiatu zdążyła już uschnąć. Lepiła się nieco na opuszkach, po których leniwie przesunął językiem.
Sekrety są bezpieczne w tylko i wyłącznie martwym gardle. Te które wyszeptał Ci Uessas nic nie znaczą, ale nie mam pewności, że nie posiadłeś czegoś, co może mi zaszkodzić. Z drugiej strony Uessas to nie Riromi – zastanowił się cicho. Skoro był bogiem miłości to z pewnością nie rozprowadzałby po umysłach smoków wiedzy, która miałaby ich poróżnić. Nie, kiedy dążył do ich spotkania. Ugh.
Nie. Miłość to nie tylko potomstwo. Przecież inaczej kochasz matkę, inaczej rodzeństwo, a inaczej przyjaciela - i w żadnej z tych relacji nie chodzi o wysiadywanie jaj. Nie ma w tym celu. To tylko uczucie, takie jak stres czy złość, a uczucia niosą ze sobą konsekwencje i potrzeby. Konsekwencją miłości partnerskiej jest przywiązanie, potrzebami natomiast bliskość, wsparcie, bezpieczeństwo, czy po prostu dobre samopoczucie. Otrzymujesz ciepło, kiedy zmarzniesz. Słowo na utrapienie. Inną perspektywę, brak samotności. Wszystko gwarantowane, niczym słońce za dnia. Nie każdy tego potrzebuje, więc nie każdy z kimś się wiąże. – Och, Goździk byłaby z niego taka dumna, patrząc na to, jak upośledzony był za młodu! Szalej natomiast nazwałby go miękką fają i kto wie, czy po bratersku nie daliby sobie w mordę. Pasterz zaś zaprzeczyłby, mówiąc, że jedyną prawdziwą miłością jest ta uprzedmiotowiona, pomiędzy smokiem a jego śmietnikiem.

Pochylił się lekko, coby zwiesić pysk tuż przy prawym uchu szaraka.
Najwidoczniej Uessas uznał, że czegoś potrzebujesz i może pomaga Ci to znaleźć. Dlaczego po prostu go o to nie zapytasz? – Cofnął się. – Świątynia jest niedaleko, mogę Cię nawet odprowadzić. – Postąpił nawet kilka wyczekujących kroków w bok, w międzyczasie zagarniając nieco śniegu, którym chciał zmyć choć trochę posoki z sierści. W głębi duszy obawiał się, że pozostanie z nim na zawsze - paskudnie przebarwiona łapa, zupełnie jakby grzebał nią w czyimś otwartym brzuchu. Ugh.

Skalny zakątek

: 12 mar 2023, 20:41
autor: Ostatnie Mrozy
Gdy poczuł obcą maddarę pełgającą po nadgarstku, jego pióra na ramionach i grzbiecie nastroszyły się odrobinę, a turkusowe ślepia rozszerzyły, zaś jego własna maddara odpowiedziała odruchowo w postaci intensywnie zielonych drobinek wyglądających jak szmaragdowy pył, które pojawiły się przy jego nadgarstku, to pełgając to znikając po powierzchni jego piór. Na początku brązowofutry mógł poczuć jak maddara czarodzieja napiera na jego własną, utrudniając przejście i przeniknięcie w głąb jego ciała, jak u wyjątkowo opornego pacjenta. Powoli nacisk ten zaczął jednak nierówno znikać, jakby czarodziej miał problem z powstrzymaniem odruchu swojego źródła.
Tego... że bogowie nie są ani opiekunami, ani przekleństwem. Po prostu są, a nasze losy czasami przypadkiem plączą się z ich losami. Równie dobrze mógłbym modlić się do burz, bo czasem znajdę zwierzynę zabitą w wichurze, a innym razem zostanę pokarany powodzią na moich terenach łowieckich. Dlatego... te kwiaty nie mogą być testem posłuszeństwa. – powiedział. Jego mowa zmieniła się nieco, była wolniejsza, a głos w kilku miejscach zadrżał nieznacznie.

Su poczuł jak jego serce zaczyna bić mocniej. Brązowofutry groził, irytował i intrygował go jednocześnie. Był świadom tego, że mógł mu rozsadzić dowolny organ od środka szybciej niż mrugnięcie oka, część jego uwagi nie mogła się oderwać od obserwacji tego jak i gdzie podąża obca maddara. Nie ze strachu, bardziej z fascynacji, jakby obserwował nowe, nieznane sobie stworzenie. Drugi smok mógł to odczuć w otaczającego go mocy szarołuskiego, która naciskała coraz mniej i mniej. Wprost przeciwnie, mógł poczuć drobne pociągnięcia i szturchnięcia jak gdyby po początkowym szoku moc czarodzieja chciała uszczknąć jego kawałek dla siebie.
Byłem kilka razy w Skalnym Gigancie, który opisuje zarówno legendy o stworzeniu świata jak i całkiem niedawne wydarzenia... i widzę w nim to samo. Smoczą wolę przeżycia i garść dobrego humoru bogów. Chyba, że chcesz przedstawić konkretne... wydarzenia.

Miał kłopoty z tym, żeby skupić się na tym co mówił do niego drugi samiec, więc puścił jego pysk by przerwać kontakt i zamrugał zaskoczony swoją reakcją, czując jak przechodzi go dreszcz. Znał dotyk uzdrowicielskiej maddary, zazwyczaj jednak była to moc smoków którym ufał – własnej siostry albo Burczącego Bebechu. Teraz doświadczył czegoś innego, groźny, zaczepki, co poruszyło go na zupełnie innym poziomie. Było zagrożeniem, ale dlaczego zaraza tak mu się spodobało Czy on miał nie po kolei w głowie? To był zupełnie obcy mu smok.

Jego oddech przyspieszył lekko. Czy maddara brązowofutrego coś mu zrobiła? Czy był to psikus kwiatu? Zanim brązowofutry zdążył się odsunąć złapał go za upapraną sokiem łapę, jeszcze zanim zdążył ją wyczyścić o śnieg. Turkusowe ślepia lśniły lekko, a ogon poruszył się niespokojnie na śniegu.
Nie mam potrzeby iść do Uessasa, żeby usłyszeć mgliste "musisz poszukać w głębi swojego serca Su", bo chyba już wiem. – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała ekscytacja. – Ty wydajesz się rozumieć te uczucia, to wszystko co opisałeś. Ja nie. Nigdy nie rozumiałem. Nie mam problemów z analizą z logicznego punktu, ale gdy w grę zaczynają wchodzić emocje... zaczynam się gubić. – dlaczego nagle zrobiło mu się gorąco? Dlaczego, na wszystkie wiatry? – Mógłbyś mnie nauczyć?

Gdyby mógł, pewnie byłby czerwony jak burak.

Światła Północy

Skalny zakątek

: 21 mar 2023, 11:59
autor: Światła Północy
Skubnął wnętrze policzka zębem, powstrzymując się od uśmiechu. Doskonale wiedział, że choćby szaropióry spuchł, nie wypchnie go. Nie dopóki nic ich nie dzieliło.
Z pierwszą częścią się nie zgadzam – rzekł jakoś tak ślamazarnie, zbyt zaaferowany zarówno swoim, jak i obcym źródłem. – Powiedziałbym, że opiekunami. Nie zawsze jednak za darmo. Nie zawsze z czystej i nieprzymuszonej woli. Niekiedy skłaniają ich do tego okoliczności, innym razem jest to sympatia wobec poszczególnych jednostek. Są względne dowody oraz fakty. Jedne zamierzchłe, inne całkiem niedawne, których byłem świadkiem. Jednak to wciąż za wcześnie i za mało, aby popadać w pewność. Kiedy przyjdą ludzie... – Przerwał na chwilę, wytrącony z równowagi nagłym pojawieniem się nietypowego ciężaru na barkach, zupełnie jakby świat rozstąpił mu się tuż pod łapami. Starał się o tym nie myśleć, dlatego przełknął wizje przez zaciskające się gardło.

Odchrząknął.

... albo będą ingerować, albo nie. Sądzę, że to w przynajmniej pewnym stopniu potwierdzi ich aktualny stosunek wobec smoków i nie będzie już się nad czym zastanawiać. – Wszak na przestrzeni czasu wszystko mogło ulec zmianie. – Czyny zawsze znaczą więcej, niż puste słowa – dodał dużo ciszej. Wiedział coś o tym. Wiedział zbyt wiele i niekiedy go to męczyło.
Odnośnie posłuszeństwa zaś... szukasz skomplikowanych i zawiłych odpowiedzi, kiedy jedną, wyjątkowo prostą, masz tuż przed nosem. – Wzniósł łapę wyżej i tyknął znajdujący się przy uchu Czarodzieja kwiat. – A właściwie to na głowie. – Uśmiechnął się lekko, choć nic więcej już nie powiedział, pomimo świadomości, że szaropióry może to ponownie źle zinterpretować. Pomału się do tego przyzwyczajał. Może powinien być bardziej precyzyjny. Bah! Może! Na pewno, a nie może, a jednak w tym przypadku nie uczył się na błędach.

Wypuścił powietrze przez nozdrza, czując jak opór maleje i przemienia się w... zachętę? Co to ma być. Ponaglające szarpnięcia oraz pchnięcia niecierpliwiły jego ciało, które chciało płynąć z nurtem - czyli tam, gdzie lżej i prościej. Czyli wbrew jego zasranej woli. Droczył się z nim? Czy zdawał sobie w ogóle sprawę, że zbyt mocny wpływ jednego na drugie może doprowadzić do tragedii? Trochę go to irytowało. Trochę kłuło. Zupełnie jakby utracił kontrolę, która przez kilka długich oddechów dawała mu przewagę. Nie chciał go przecież zabawiać, a wszystko przeszło na zupełnie inne tory, niż te, które planowo chciał przemierzać.

Położył po sobie uszy, niczym zbłąkane psisko, choć ostre spojrzenie przeczyło tej ułudzie.
Tch. – Kolejne szarpnięcie, tym razem solidne, fizyczne, uniemożliwiające mu ruch. Zaparł się mocno o podłoże, nie chcąc utracić balansu. Kotłowało się w nim coś. Szumiało w uszach. Szaropióry brzmiał niczym podekscytowane pisklę - a on wręcz przeciwnie, był rozdrażniony. Zdezorientowany. Chciał umknąć przed tym wszystkim, jako że potrzebował czasu na przetrawienie sensu zaistniałej sytuacji. Nigdy nie był w tym dobry, a poza ty-

Co-

Że co niby miał zrobić?

Otworzył szerzej oczy i zamarł w bezruchu, a z jego gardła wydobył się jakiś zduszony dźwięk zaskoczenia. Zasmarkaniec. Uessas zrobił to specjalnie. Doskonale wiedział, że wypychał ogień i wodę w tango, rozgrywające się na domiar złego na pędzącej karuzeli, której zepsuły się hamulce. A teraz pewnie siedział w krzakach z kamerą, zacierając w międzyczasie dłonie. Spiął mięśnie, a futro na jego grzbiecie uniosło się.
Ja- – Uh. On? – To... – Co? – Jak. – Powietrze uszło z niego niczym z balonika. – Cz-czego niby mam Cię nauczyć. – Zrobiło mu się gorąco. Skóra zaczęła go szczypać. Chyba pierwszy raz w życiu było mu wstyd, a poza tym był zażenowany zarówno całą tą sytuacją, jak i swoją reakcją. Dobrze, że nikt z rodziny go teraz nie widział, bo nabijaliby się z niego do końca życia.
W jaki sposób. T-to... przecież. – Ściągnął brwi. – Jest jak oddychanie. – Nerwowo poruszył końcówką ogona. Raz. Drugi. Trzeci. Kręciła się na boki, a on w końcu nie wytrzymał napięcia i przeniósł wzrok na bok. Żenada. Zapadłby się pod ziemię, gdyby mógł, a myśli wcale mu nie pomagały w podniesieniu uszu. Karcił się nieustannie. Musiał to jakoś obrócić na swoją korzyść. Wyjść z tego twarzą, do licha! Tylko jeszcze nie wiedział jak.


Obca Idea