Strona 23 z 37
: 14 gru 2018, 16:17
autor: Płynący Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Smok uśmiechnął się, wyczuwając zapach drugiego pisklęcia. Pachniało o dziwo Nurtem – czyżby taki wiekowy smok dorobił się potomstwa? To było wręcz godne podziwu.
Jednak miast rozmyślać nad tym, że stary smok i może, pochylił łeb w przyjaznym skinieniu.
– Miło cię poznać, malutka. Ja jestem Smok.
Na chwilę zastanowił się nad słowami, które padły wcześniej, słowami Córki. Tak, w sumie mógłby sporo opowiedzieć o stadach, żył dość długo, by dowiedzieć się o nich całkiem sporo.
– Opowiem wam. Zacznijmy może od tego, co pewnie wiecie – że stad jest cztery; Woda, nasze stado, Ogień, Ziemia oraz Cień. Smoki z naszego stada pewnie już widziałyście na zebraniach. Dawniej przewodził nam Szlachetny Nurt, który był bardzo dobrym przywódcą. Teraz, niestety, jego czas przeminął i do władzy dorwała się z braku lepszych opcji wiedźma zwana Goryczą Losu. Jesteśmy jednym z dwóch stad, które mają dostęp do morza, a z tej przyczyny u nas najwięcej jest smoków morskich. Oprócz tego mamy wyjątkowo dużo łowców, jak na jedno stado. W naszych zapachach, jak zapewne zauważyłyście, dominuje właśnie woń morza, którą wiatr przynosi z zachodu. Dalej mamy Ogień, którego ziemie leżą na północy. Choć nie wiążą nas z nim obecnie żadne układy, członkowie tego stada są nam potencjalnie przychylni, pomogli nam w czasie ostatniego kryzysu. Kiedyś też wiązał nas sojusz, jednak to czasy, których nawet ja nie pamiętam. Dawniej przewodziła mu Pieśń Płomieni, bardzo mądra smoczyca. Obecnie władzę zdobył ich jedyny łowca, Tembr Ognia. To bardzo różnorodne stado, ale też więzi między smokami są tam silniejsze, niż w innych. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że całe stado jest jedną, wielką rodziną. Kolejne stado to Ziemia... Stado wiedźm. Choć niektóre z tamtejszych smoków są nam przychylne, osobiście nie uważam, by kontakty z nimi były dobrym pomysłem. Ich tereny pokrywają cały wschodni brzeg bariery i pokryte są w większej mierze lasami, dlatego pachną roślinnością. Przewodzi im Szabla Kniei, ale nie dane mi było jej poznać osobiście. No i na koniec Cień... Z tego, co widziałem, trudno ich uznać za prawdziwe stado. Nie szanują innych, ani siebie nawzajem, nawet ich władza nie cieszy się w stadzie szacunkiem, ani żadną formą posłuchu. To raczej jednostki, zamieszkujące jeden teren, niż prawdziwa społeczność. Wydają się niezrównoważeni i wiecznie skłóceni. Należy do nich niewielki kawałek ziemi pomiędzy Stadem Wody, a terenami wspólnymi. Dawniej przewodził im smok o imieniu Utracona Niewinność, jednak stracił tę pozycję na rzecz wiedźmy noszącej miano Arkan Nekromancji. Są naszym wrogiem, ale właściwie nie tylko naszym. Przez to, jak się prowadzą, stanowią zagrożenie dla wszystkich stad. Podobno oryginalnie pochodzą z daleka, spoza bariery i przybyli już po jej utworzeniu, a terytoria, które mają, wydarli innym. Na szczęście są nieliczni i słabo zorganizowani. Wyniszczyły ich ciągłe wojny, w które tak lubią się mieszać.
Zamilkł, unosząc uszy w oczekiwaniu, jakby samym tym gestem pokazując, że jest otwarty na pytania. Może coś jeszcze ciekawiło młode?
: 14 gru 2018, 20:38
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Te rzeczy były zupełnie inne od tych, które słyszała od Lulal, ale były równie niesamowite. Tylko... Dlaczego Smok z takim niesmakiem mówił o tych "wiedźmach"? Kto to był? To słowo nie brzmiało przyjemnie. Czy one są złe?
I mówił też o łowcach. Skoro się tak nazywają, to chyba coś łowią, prawda? Ale... Co?
– Umm... A ktoo too są wieećmyy? I łooowcy? I coo roobią?
Czekając na odpowiedź mała smoczyca usiadła wygodniej i podniosła lekko uszy, pokazując, że uważnie słucha.
: 21 gru 2018, 12:00
autor: Córka
Słuchała uważnie z nastawionymi uszkami aby uchwycić każde słowo. Kiedy Smok opowiadał o zapachach, to zaczęła niuchać swoim noskiem, aby sprawdzić teorie w praktyce, co się zgadzało. Co do ognistych, to samo poznanie ich było spokojnym spotkaniem. Nie miała zamiaru widywać smoków wymienionych na końcu. Wolała unikać kłopotów. Małą smoczycę również interesowało kim były te wiedźmy, nigdy nie słyszała aby tak ktoś mówił.
– Też chce wiedzieć kim są wiedźmy. – Tym bardziej, że wie jaką reakcje na niego wywołała obecna przywódczyni, a nazwał ją wiedźmą. Co go złości na samą ich myśl.
Oczywiście chciała zapytać też o coś dla niej ważnego,a raczej o coś czym bardzo ją zaciekawił Światły, a potem widziała to u Kobalta. Ciekawiło ją czy ona również ma to coś w sobie. Czekając na odpowiedź taty, starała sobie przypomnieć te bardzo trudne wtedy dla niej słowo.
: 08 sty 2019, 19:10
autor: Iluzja Piękna
Co by tu zrobić? Walczyć na razie nie było z kim ale przecież może trochę poćwiczyć tylko co? A może by tak porostapiać śnieg? To wydawało się dosyć zabawne więc czemu nie! Nabrałem do płus tyle powietrza ile mogłem po czym przy wypuszczaniu go zacząłem kręcić się w miejscu. Dzięki temu rozpuściłem znaczną część śniegu wokoło mnie no i trochę rozświetliłem ciemności. Dzięki temu zobaczyłem że w sumie stałem na piasku. Zaśmiałem się jednak siadając wygodnie i patrząc prosto na księżyc lśniący na niebie.
: 06 lut 2019, 0:01
autor: Cień Kruka
Ogień w środku zimy przyciągał wzrok. Zwłaszcza po zmroku, gdy stawał się widoczny z daleka. Smoczyca, gdy akurat nie była głodna, ani zagrożona, była dosyć ciekawskim stworzeniem, trudno więc się dziwić, że ruszyła w kierunku polany, by sprawdzić, cóż to takiego płonie i dlaczego. Trzymała się cienia, ledwie widoczna na tle białego jak jej skóra śniegu.
Przystanęła na skraju polany, obserwując uważnie ciemniejszą sylwetkę, kontrastującą z jasnym otoczeniem, palącą śnieg swym oddechem. Spoglądała, nie rozumiejąc nic z tego, co widzi. Bo i po cóż palić śnieg? Liczyła, że obserwacją zdoła uzyskać odpowiedź na to pytanie, a także na kolejne, dużo ważniejsze – czy i ona powinna tak postępować?
Uważała, że coraz lepiej rozumie otaczający ją świat, a nawet, że się do niego przystosowuje.
: 14 lut 2019, 17:24
autor: Iluzja Piękna
Śnieg oczywiście się nie spalił jednak roztopił a potem woda z niego również została poddana działaniom płomieni dzięki czemu wyparowała. Zadowolony z swoich działań usiadłem pośrodku miejsca które oczyściłem od śniegu składając skrzydła i moszcząc się tam z zadowolonym pomrukiem. Śnieg był za zimny dla mnie by w nim siedzieć a co dopiero leżeć choć miałem w sobie domieszkę krwi północnych choć przeważały te po ojcu oraz rodzinie mamy. Ziewnąłem odrobinę zmęczony całym dniem. Działo się mało przez co cały czas byłem senny. Teraz znalazłem rozrywkę i rozbudziłem się. Poraz ostani nabrałem powietrza do płuc po czym uniosłem łeb do góry wypuszczając z paszczy złote języki ognia które rozświetliły polankę dzięki czemu kątem oka ujrzałem smoczyce. Kiedy zabrakło mi powietrza zamknąłem paszczę i obróciłem łeb w kierunku smoczycy uśmiechając się do niej w taki sposób by nie pokazywać kłów. Łbem machnąłem w jej stronę tak by zrozumiała że może podejść. Nie kojarzyłem jej jednak chciałem poznać. Wyglądała ciekawie!
: 14 lut 2019, 20:49
autor: Cień Kruka
Uszy skierowała naprzód; gest ciekawości, nie agresji. Nie wiedziała jeszcze, z czym ma do czynienia. Czy tego smoka wolno było zjeść? Coraz lepiej pojmowała, że część smoków jest niejadalna. Głównie te pachnące Cieniem. Ale też takie w jajach, choć nie bardzo miała ochotę się z tym godzić. Atakowanie tych pachnących ziołami też wydawało się słabym pomysłem. A ten tutaj? Cóż, należało sprawę zbadać.
Ruszyła w jego stronę, powoli, ostrożnie. Nie była pewna, czy i on nie ma złych zamiarów. Choć nie odsłaniał kłów, zdążyła zauważyć, że tutejsze smoki nie zawsze od razu pokazują swoje intencje. Łapy stawiała miękko na śniegu, nie wysuwając pazurów. Obciążała je stopniowo, upewniając się, że zdradliwe podłoże nie umknie spod niej, powodując niezbyt przyjemną wywrotkę i wystawiając ją pozbawionemu przednich łap samcowi jak na talerzu.
: 14 lut 2019, 21:30
autor: Iluzja Piękna
Samica szła naprawdę powoli jednak nie przejąłem się tym. Przecież po prostu mogła się obawiać o poślizgnięcie. Obejrzałem się obserwując jak smoczyca kroczy do mnie powoli. Naprawdę uważała by nie przytulić podłoża. Ja nie byłem tak uważny nigdzie gdyż moja budowa i tak ułatwiała mi nie przewracanie się. No bo jak można się przewrócić gdy i tak znajdujesz się naprawdę niedaleko podłoża? Prawie że nie możliwe zwłaszcza z pazurkami na skrzydłach oraz pazurami u tylnych łap. Poza obserwowaniem nie robiłem jednak nic w kierunku smoczycy. W końcu musiała do mnie dotrzeć! Pachniała stadem cienia co sprawiło że zamruczałem z zadowoleniem. W końcu mogłem poznać kogoś z tego stada!
: 23 kwie 2019, 22:43
autor: Posępny Czerep
Znalazła w końcu miejsce o której mówiła jej Szlachetna Łuska – wielkie pole nagiej ziemi, ubitej i twardej, idealnej by stanąć na przeciw siebie i nauczyć się czym jest walka. Futrzasta samica szła z lekko uchylonymi skrzydłami, łapiąc przyjemny wiosenny wiatr który hulał swobodnie, niczym nie osłonięty na Polanie. Jej sierść miękko falowała, grając szachownicą białych i czarnych nitek na polu szarości i beżu. Z biegiem czasu zaczynała wyglądać bardziej... Smoczo. Wydawało się to banalne, ale przy niej niecodziennej zwierzowej aparycji było to już coś.
Rozglądała się niespokojnie. Otwarta przestrzeń jej się nie podoba, sprawiała, że stawała się bardzo bojaźliwa, paranoiczna. Z każdej strony mogło pojawić się coś niespodziewanego. Nie była pewna nawet w którą stronę się ustawić, z której strony mogło pojawić się wróg lub przyjaciel. Ramiona skrzydeł sztywno napieły się nad jej grzbietem, w połowie osłaniając jej plecy. Zgarbiona i najeżona kiwała na boki szyjąc, zataczając szerokie wahadłowe ruchu trójkątnym łbem. Ogon zwyczajowo zwinął się w ślimaka i ułożył jak martwy u jej stóp. Czekała niecierpliwie na pięknołuską.
: 24 kwie 2019, 19:33
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Smoczyca leciała na miejsce spotkania z szerokim uśmiechem. Wreszcie zdobyła upragnioną rangę i teraz miała niewyczerpany zapas energii, z którego wypadałoby dobrze skorzystać. Aank nie musiała długo czekać, gdyż krótko po niej na polanie zjawiła się także niebieskołuska. Wylądowała głośno, nadmiernie szeleszcząc skrzydłami z radości i zagadała do Ognistej:
– Cześć! To jak, gotowa na naukę? – zaraźliwa radość wręcz z niej emanowała. Świeżo upieczona Wojowniczka usiadła szybko i przygotowała się do przekazania Presji teorii. – Na razie trochę opowiem, a później spróbujemy w praktyce, dobrze? – Nakrapiana zaczekała na odpowiedź i rozpoczęła lekcję.
– Smoki walczą z różnych powodów. Mogą walczyć dla obrony siebie i innych, mogą walczyć z własnych powodów. I nie walczymy tylko ze sobą. Są magiczne stwory, z którymi można zmierzyć się na Arenie lub inne stwory, które można spotkać wszędzie. Ktoś może walczyć dla przyjemności, a ktoś dla treningu. Każdy ma swój własny powód. – Gwieździsta zrobiła krótką przerwę i kontynuowała. – Walka polega na atakowaniu i obronie. Kiedy atakujesz, próbujesz zadać przeciwnikowi rany lub go powalić. Obrona natomiast polega na odpieraniu ataków przeciwnika. Żeby ruchy były szybkie, smok musi być zwinny, a jeśli chodzi mu o zadanie jak największych obrażeń, to polega na swojej sile. Gdy ktoś go atakuje, musi być wystarczająco wytrzymały, aby nie powaliła go jedna rana. W walce liczy się także to, gdzie atakujemy. Punkty witalne to miejsca, w które można nas łatwo i mocno zranić. Takimi punktami są szyja, oczy, brzuch i pachy. Umiałabyś mi powiedzieć dlaczego? Kiedy znajdziesz odpowiedź na to pytanie, spróbuj mi także wymienić kilka sposobów, na jakie mogłabyś mnie zaatakować bez punktów witalnych. – smoczyca rozgadała się nieco, ale miała nadzieję, że mała jej słuchała.
: 26 kwie 2019, 3:37
autor: Posępny Czerep
Z podziwem i ukłuciem zazdrości obserwowała nadlatującą Szlachetną. Była taka piękna, taka smocza... No i w ogóle potrafiła latać. Podkuliła łeb pod siebie i fuknęła z gniewem na w połowie rozwinięte skrzydła. Próbowała sama się nauczyć, być może gdyby spadała, dałaby radę się uratować – startowanie jednak przerastało ją i jej ciężki zadek. Duhh.
– Cześć! Zawsze i wszędzie. – Skłamała i uśmiechnęła się krzywo. Skinęła głową, ciesząc się i nieco zarażając nastrojem smoczycy.
Przyswajała wiedzę z prawdziwą przyjemnością. Walka była czymś potrzebnym zarówno po to, by bronić swych bliskich, upolować zwierzynę, a może i po to, by zaimponować potencjalnemu partnerowi? Nigdy nie walczyła, ale choć była strachliwa – doskonale rozumiała walkę i pociągało ją to. Prawdę mówiąc nie mogła się doczekać, aż zmierzy się z kimś, choćby dla zabawy.
Powtarzała sobie w myślach wszystko co powiedziała jej niebieska i starała się znaleźć jakiś haczyk, coś o co mogłaby spytać już teraz, żeby nie pożałować niewiedzy w przyszłości. Ta na szczęście sama podsunęła jej jedną z takich rzeczy. Bystre czarne oczyska spojrzały prosto na karmelowe oczy mentorki.
– Zauważyłam, że łuskowate smoki są najmniej pancerne właśnie w pachwinach, na brzuchu i przodu szyi, a także tam gdzie łeb się z nią łączy... A oczy to właściwie oczywiste – są bardzo delikatne, a bez nich większość przeciwników jest bezbronna. Jednak... Nie rozumiem – ja na ten przykład nie mam łusek, może po za ogonem, i choć moje futro jest bardzo gęste i może by mnie i uratowało, to nie jest rozmieszczone dokładnie tak jak u łuskowatych smoków... Właściwie to i niektóre smoki mają bardzo potężne łuski właśnie na szyi czy brzuchu.... Umm.. Jak to jest? – Spytała zawstydzona. Miała nadzieję, że Wodnista nie nakrzyczy na nią za rozwlekanie tematu. Przyjrzała się też dokładnie ciału niebieskiej, choć robiąc to mocno się speszyła. Musiała przyznać, że jej anatomia była dla niej niesamowicie piękna, zwłaszcza w połączeniu z niebiańskimi łuskami i przyjemną osobowością Nakrapianej. Całość mocno... Rozpraszała ją.
– Mm... Może mogłabym, nie wiem... – Wzięła głęboki oddech i wstrzymała powietrze w policzkach, przy czym musiała wyglądać dość zabawnie. Wbiła szpony w ziemie i wykrzesała z siebie wszystko co potrafiła, żeby wymyślić jak mogłaby smoczycę zaatakować, a nie wyściskać. – Gdybym pocięła komuś skrzydła, ten nie mógł by się wznieść i zaatakować mnie z powietrza – zwłaszcza kiedy ja jeszcze tego nie potrafię. Czyli nie miałby przewagi. – Nie potrafiła mówić o krzywdzeniu jej, nawet jeśli były to tylko słowa. Brzmiały dla wrażliwej samiczki zbyt brutalnie i okropnie. Nawet jeśli było to bardzo głupiutkie. – Zastanawiam się też na przykład, czy podcięcie smokowi łap jest dobrym pomysłem? Ogon łatwo rozpędzić do takiego ataku, można go nawet na przykład owinąć wokół kostek i pociągnąć... Ale mamy cztery łapy i ostre szpony, więc może jest to zbyt ryzykowny krok? – Kolejne rozmyślanie, Aank najwyraźniej nie potrafiła pomyśleć o czymś prosto i nie koniecznie był to dla niej komplement. – Oczywiście można po prostu kogoś ugryźć, w ogon lub łapę, by zranić go i w jakimś stopniu unieszkodliwić. Podrapanie kogoś także może sprawić mu duży dyskomfort i osłabić zdolności ruchowe, a może nawet mógłby osłabnąć? Właściwie nie wiem przede wszystkim gdzie ciąć, żeby przeciwnik się wykrwawił. I nie wiem czy dokładnie tak samo atakuje się smoki jak inne zwierzęta, czy mają takie same punkty witalne? – Uśmiechnęła się zadziornie. – Gdy widzę szczura, mam ochotę wgryźć mu się w kark. Tak mi każe instynkt. – Spojrzała ze śmiechem w czarno-białych ślepiach na pokaźne poroże Szlachetnej. – Instynkt jednak nie radzi mi tego robić w kwestii smoków.
: 03 maja 2019, 23:12
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Niebieskołuskiej bardzo spodobało się to, że Aank zadawała pytania i wyglądała na zainteresowaną. Miała przynajmniej pewność, że nie strzępiła języka na darmo. Uśmiechnęła się pokrzepiająco i zabrała się za odpowiadanie na pytania:
– To bardzo dobrze, że pytasz. Łuskowate smoki mają mniej chronione takie miejsca jak pachy czy szyja dlatego, że muszą się jakoś ruszać. Gdybym miała bardzo twarde i ostre łuski na całym ciele, moje ruchy byłyby bardzo skrępowane, nie sądzisz? Smoki z sierścią, według mnie, mają nieco gorzej. Futrem zębów nie da się połamać, najwyżej możesz liczyć, że ktoś je przypadkiem połknie i się zakrztusi. Jednak skóra takich smoków jest nieco grubsza. Natomiast smoki, które mają twardsze łuski na punktach witalnych, jak już mówiłam, mają taki minus, że są bardziej nieporadni. Łatwiej ich zaatakować, a jednak trzeba uważać, aby trafić w miejsce takie, którym się nie skrzywdzimy. Na przykład zupełnym głupstwem byłoby gryzienie kogoś w kolczasty ogon, ponieważ tylko zranimy sobie tym dziąsła i język. Każdy jednak ma swoje słabe i silne miejsca, o tym też trzeba pamiętać. – smoczyca miała nadzieję, że wytłumaczyła wszystko w miarę zrozumiale, ale była gotowa odpowiedzieć na kolejne pytania.
Słuchała też uważnie rozmyślań Ognistej. Ciekawie było poznać jej tok myślenia, więc Nakrapiana zaczekała, aż puszysta całkiem skończy, a dopiero później się odezwała:
– Pomysł z poszarpaniem błony skrzydłowej jest bardzo dobry, tak samo jak próby pozbawienia przeciwnika przewagi. Jednak... Próbując rozerwać skrzydła będziesz zachowywała się bardzo agresywnie, a to może zrazić do ciebie innych. Taki ruch mógłby nawet zupełnie skaleczyć smoka, wiesz? Podcięcie łap... Też jest w porządku, ale wolałabym wykonać taką akcję tylko jeśli jestem silniejsza lub równowaga przeciwnika byłaby zachwiana. Bez tego to faktycznie jest bardzo ryzykowne. Można by za to próbować wykręcić łapę lub złamać kość. A co do gryzienia i drapania, to jak najbardziej dobre przykłady i przy tym najczęstszy sposób ataku. Jednak jakie konkretnie miejsce wydaje ci się najlepszym celem? Oczywiście, oprócz punktów witalnych. Najbardziej krwawić będą właśnie one, ale także rany po wyrwanych kawałkach mięsa... – niebieskołuska skrzywiła się odruchowo, przypominając sobie jak Iluzja aż dwa razy odgryzł jej kawał tego samego boku. W tym samym miejscu! Dobrze, że Uzdrowiciele Wody znają się na łataniu dziur w ciele, bo inaczej pewnie tak by i chodziła z takim kraterem. Albo już prędzej wykrwawiła się na śmierć. – ...i ogólnie głębokich ranach otwartych. A twój instynkt ma rację. Szczura można przegryźć na pół jednym klapnięciem zębów, ponieważ dla mocnych, smoczych kłów kręgosłup takiego gryzonia będzie cieńszy niż gałązka. Natomiast smoczy kręgosłup, tak samo jak i kły, jest o wiele wytrzymalszy i mocniejszy od szczurzego. Zresztą to chyba widać. Właśnie sobie przypomniałam, że nie powiedziałam ci jeszcze o zianiu! To dosyć ważna kwestia. Ta umiejętność zależy od twojej rasy. Morskie umieją oddychać pod wodą kosztem umiejętności ziania. Ja jestem powietrznym, więc zionę lodem. Ty jesteś skrajnym, a więc możesz zionąć jednym z właściwych twoim rasom podmuchem. Żeby to zrobić, musisz wziąć duży wdech, skupić się na wytworzeniu zionięcia i chuchnąć z całej siły. Dopiero wtedy się okaże czym zioniesz. Są trzy rodzaje: ogień, lód i kwas. Można to wykorzystać, ponieważ, dla przykładu, smok, ziejący lodem, mógłby zablokować czyjeś płomienie lub na odwrót. Co do kwasu to nie jestem pewna, ale chyba też da się jakoś go zneutralizować. Chyba tyle... Masz jeszcze jakieś pytania? Chętnie wszystko wytłumaczę, jeśli będę umiała. – Wojowniczka mrugnęła do Aank wesoło i zaczekała aż tamta się zastanowi. Poświęciła jeszcze chwilę na ewentualne wyjaśnienia i zaczęła część praktyczną.
– Teraz sprawdzimy, jak wykorzystasz zyskaną wiedzę w praktyce. Wiesz już, jak ustawić się do biegu, prawda? No więc pozycja początkowa będzie bardzo podobna, zresztą jak przy każdej nauce. Prawie. Więc musisz zgiąć łapy i pochylić się, wyprostować ogon i szyję, złożyć wygodnie do ruchu skrzydła i spiąć mięśnie w gotowości. – na wszelki wypadek Szlachetna przypomniała jeszcze tą postawę. Następnie przymknęła chwilowo oczy, skupiając się na wyobrażeniu tworu i dając małej czas na ustawienie się. Przed oczami pojawił jej się obraz wrednie uśmiechającego się chochlika, którego niezbyt szczegółowa podobizna pojawiła się ogon od jej lewego barku. Niebieskołuska nie była dobra w magii, ale taki przeciwnik musiał tymczasowo Ognistej wystarczyć. Stworek najeżył się i warknął śmiesznym głosikiem.
– Oto twój przeciwnik. Spróbuj go w jakiś sposób zaatakować. – Wodnista z trudem próbowała jakoś dopracować twór, ale jedyne, co jej wychodziło, to nieumiejętne krzywienie chochlikowego pyska. Z pewnością nie da rady się ruszyć, ale dzięki temu mała miała łatwiejszy cel.
: 04 maja 2019, 4:20
autor: Posępny Czerep
Zachichotała, przychylając przy tym łeb w dół nieśmiało – na fragment o krztuszeniu się sierścią. Bojaźliwa ostatnio liniała. Nadchodziły ciepłe dni i długie, grube futro które rosło na niej wraz z przybieraniem na wadzę, przestawało być potrzebne. Całe garści włosów zostawały więc czasem na niższych gałęziach drzew lub pokrywały pokaźne połacie trawy, gdy futrzasta postanawiała się ich pozbyć, turlając się. Do tej pory martwiła się, że sprowadzi to na nią nieszczęście podczas polowania – teraz jednak całkiem poważnie pomyślała, że podczas walki schwytanie ją za włosie czy próba ugryzienia naprawdę może się dla przeciwka zakończyć słabo. Napuszyła pierś. Nie przerywając oczywiście przy tym słuchania. Tak, mądre słowa Nakrapianej łatały jej braki w rozumowaniu i kiedy tak tego słuchała, zaczęła jednak doceniać, że nie ma łusek. Spojrzała nieco krytycznie na opancerzoną smoczycę – tak, zapewnie nie mogła być tak zwinna i skoczna jak smoki północne. Trzeba było jednak przyznać, że pasowało jej to jak nic innego. Uśmiechnęła się nieco głupio, ewidentnie rozmarzona.
Na jej pytania odpowiedź była tak rzetelna, że Aank zrobiła wielkie oczy i słuchała i słuchała, mocno przeżywając to co mówiła Wojowniczka. Na przykład najwyraźniej świadomość, że wpadła na coś tak brutalnego jak trwałe okaleczenie wprawiło ją w mocne zakłopotanie i dydelfowa skrzywiła biały pysk. A jednak gdy tylko ta zaczęła opowiadać o zianiu, Presja błysnęła lustrzanym entuzjazmem, otwierając pyszczek ze zdziwienia i zachwytu. Nigdy o tym nie słyszała. Nie miała pojęcia, że potrafią coś takiego! Ojejku! Jej radość była dla wielka, że mała tylko spojrzała pytając o przyzwolenie, po czym od razu spróbowała zionąć. Znaczy się no – zabrała się do próbowania.
Wstała i wyprostowała się, wyginając szyję w ładny, choć nie pełny łuk oraz wypinając pierś. Zaczynając nozdrzami i uzupełniając przez otwartą paszczę wzięła wieeelki wdech i... Zaczęła w sobie szukać.
Nie musiała na szczęście zastanawiać się wiele – a to dobrze, bo nie mogłaby tak stać na wdechu całą wieczność – bo ciśnienie naciskało na jakąś część jej podgardla. Poczuła okropny, ostry smak i naglące uczucie ścisku w przeponie i gardzieli. Odchyliła łeb jeszcze gwałtowniej do tyłu, w geście niesmaku podniosła górną wargę, odsłaniając pokaźne i bardzo długie rzędy kłów – i wystrzyknęła z siebie kwas (dobrze, że nie była zwrócona w stronę Wodnistej!), który cienką, długą strugą zieleni oblał pobliskie krzaki. Natychmiast liście zaczęły czernieć i się wypalać, a nawet duża część gałązek uschła. Ziemia pod rośliną zdawała się skwierczeć i bulgotać, niechętnie wchłaniając w siebie jad – a może po prostu dając się przezeń zjeść.
Aank stała zupełnie nieduchomo, w ciężkim szoku. Prawdę mówiąc wcale, a wcale nie była gotowa na to, że może jej się udać i wystraszyła się. Wydała z siebie bulgoczące "rrrrr", kiedy nadal obserwowała agonię, którą zaserwowała pobliskiej florze. Powoli, sztywno ruszając głową, przeniosła wzrok na mentorkę.
Jej pysk mówił "– CO. TO. BYŁO???"
Kiedy przeszli do części praktycznej, okazało się to dla niej jeszcze bardziej przerażająco-nowe. Szlachetna nie widziała o jednym. Lękliwa smoczyca nie miała pojęcia o magii!
Łuska ustawiła się więc w pozycji, rozstawiając łapy, uginając je miękko i wygodnie, ustawiając ogon, grzbiet i pysk (który nadal mrowił ją po pierwszym użyciu kwasu) w jednej linii. Jej błoniaste skrzydła złożyły się w pełni i lekko przylgnęły do grzbiety, a całe jej ciało było spięte i lekko kiwające się na ugiętych łapach – jakby mała w każdej chwili była gotowa odskoczyć w prawo lub lewo.
A zamiast tego, sparaliżowało ją kompletnie. Gapiła się jak cielę w magicznego twora niebieskołuskiej, zamierając przy tym w krzywej pozycji i strosząc grzbiet jak jeżozwierz. Okej, może i z iluzją było coś nie tak, ale to tylko dodatkowo napędziło niepokój bladookiej i ta właściwie natychmiast rzuciła się do ataku. Tu już nie chodziło o lekcje, o polowanie, o własne bezpieczeństwo! Nakrapiana Gwiazdami zdawała się w ogóle nieświadoma niebezpieczeństwa!!! A ona nie zamierzała temu szkaradztwu pozwolić na choćby draśnięcie ślicznych szafirowych łusek!
Nie usłyszała więc nawet polecenia, a zmarszczyła pysk i zasyczała gniewnie. Niestety użycie jadu nie było jeszcze dla niej instynktowne, więc nie zaatakowała potworka z daleka. Zamiast tego zrobiła dwa zwodnicze kroki w bok – bo brzydko szczerzące się istnienie wydawało jej się przebiegłe, więc poczuła potrzebę choć minimalnego fortelu – ugięła łapy i odbiła się w przeciwną stronę, skacząc wprost na chochlika.
Zwierzę nie miało rogów ani kolców więc Aank chciała skoczyć na niego jak na szczura. Zauważyła już wcześniej, że w ten sposób zyskuję przewagę strachu ofiary, który wywołuje widok jej sylwetki z pióropuszem fruwającej wokół grzywy i nacelowanych na nią rozcapierzonych szponów. Po za tym sus nadawał ciosowi mocy i pędu. Ciężko było zdążyć zareagować. Miała zamiar wbić szpony w brzydki pysk i bark, przygwoździć ją, a w następnym ruchu zmiażdżyć czaszkę jak łupinkę młodego orzecha.
Ups, mówiłam już, że Presja nie zna innego sposobu walki niż ten najbrutalniejszy?
W końcu walka bez trwałych uszkodzeń, zabijania i zbędnego cierpienia nie była wcale czymś, co występowało w naturze. Instynkt mógł kierować jej szpony i zęby – ale wyczucia i miłosierdzia nie mogła nauczyć się polując na gryzonie i obserwując wilki.
: 06 maja 2019, 10:10
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Niebieskołuska ledwie powstrzymywała się od śmiechu na reakcję Aank na kwas. Zamiast tego, żeby parsknąć głośno, wzięła kilka głębokich wdechów i na spokojnie, ale wciąż z nieopanowanym uśmiechem opuściła łeb i mruknęła:
– Bardzo ładnie ci wyszło! Plujesz żrącym kwasem. Chcesz zobaczyć mój lód? – Nakrapiana otworzyła paszczę i chuchnęła leciutko mroźnym oddechem. W gardle pojawiła się jej błękitna poświata, a powietrzu zawirowały małe śnieżynki, kręcone jasnoniebieskim językiem lodowego wiatru. W karmelowych oczach pojawiły się odbicia tej małej magii, a Wojowniczka przeniosła ciepłe spojrzenie ze śniegu na smoczycę przed nią. Po chwili wyprostowała się, a mały pokaz lodowego tańca zniknął.
Zauważyła, że Adeptka nie wyglądała na opanowaną przy ataku. Wtedy Wodna pomyślała, że być może mała nie wiedziała, że chochlik nie był prawdziwy. Nie zdążyła ją w tym uświadomić, ale atak Ognistej z pewnością powaliłby nawet prawdziwego przeciwnika. Iluzja zamazała się i zniknęła, zostawiając na trawie marną imitację krwi. Wkrótce i czerwona plama wsiąkła w ziemię, a Nakrapiana westchnęła z ulgą, gdy nie musiała skupiać się na utrzymaniu maddary. Zbliżyła się do Aank i tknęła ją nosem w bok lekko.
– Nie martw się, on nie był prawdziwy. Ale nawet mimo tego bardzo ładnie go rozwaliłaś. Myślę, że mogłabyś być naprawdę potężnym wojownikiem. – liznęła ją krótko w czoło i spytała:
– Potrzebujesz jeszcze jakichś nauk?
: 06 maja 2019, 17:25
autor: Posępny Czerep
Zrobiła wielkie, oczarowane pisklęce ślepia, w których błękitne światełko grało niczym w gałęziach drzew lustrzanego lasu. Przycupnęła nawet na zadku, prostując pierś i łapkami delikatnie próbując pacnąć wirujące drobinki. Przekrzywiała przy tym łepek z boku na bok i cicho ćwierkała pod nosem. Wyglądała na zahipnotyzowaną. Smoczyca zamknęła szczęki, a Aank przetarła ślepia łapą i spojrzała w jej oczy zszokowana. Opanowała się jednak i odwzajemniła ciepły uśmiech smoczycy, choć od kontaktu wzrokowego czuła dziwny, ale bardzo miły ścisk w brzuchu.
Otrząsnęła się jak wilk po ulewie, mrugając szybko i rozglądając na boki, w poszukiwaniu chochlika, który po prostu... Wyparował. Wydmuchała szybko i z sykiem powietrze przez nos, nie mogąc zrozumieć dlaczego potworek zmienił się w plamę krwi bez zapachu i czując z tego powodu przeraźliwą frustrację. Wściekłe bicie ogonem w ziemię przerwał głos Wojowniczki. Uniosła na nią rozchylony z zaskoczenia pyszczek.
– Jak to... Nie był prawdziwy? Tracę rozum? – Spytała wyraźnie przejęta. Pochwała pięknej smoczycy miło połechtała jej ego i młoda odprężyła się wyraźnie, siadając kawałek od miejsca, w którym stoczyła nieistniejącą walkę i oblizując brudne jedynie od ziemi szpony.
: 11 wrz 2019, 22:03
autor: Horyzont Świata
//OD ŻOŁTEJ LITERY ZACZYNA SIĘ WAŻNA CZĘŚĆ, TO WYŻEJ TO TYLKO WSTĘP
Że on też wcześniej na to nie wpadł! Ostatnio głowę zaprzątały mu myśli o tym, co niektórzy mają, a czego niektórzy nigdy nie będą mogli doświadczyć. Chodziło mu tutaj o stan umysłu, a właściwie to emocję czy uczucie. Może nikt w to by nie uwierzył, jednak spędził nad tym cały dzień, na dodatek siedząc nieruchomo w swojej jaskini. Praktycznie nie mrugał oczami, tylko co jakiś czas je wytrzeszczał, dopiero pod wieczór ocknął się z takiego stanu i wymyślił rozwiązanie, które mogło się sprawdzić. Niestety były dwie przeszkody. Nie mógł liczyć na czyjąś pomoc i musiał zrobić to sam, drugą przeszkodą było to, że potrzebna mu będzie do tego magia. A to wiązałoby się z ogrommnym bólem głowy. Ale i na to znalazł sposób, poszedł do kleryczki i poprosił aby przygotowała mu jakiś napar na ból głowy. Poprosił też aby dała mu to w czymś, co mógłby przenieść. I tak oto zabezpieczył swoją głowę chociaż na chwilę. Może będzie miał szczęście i do jego planu przyjdzie uzdrowiciel, który zniweluje mu ból głowy??
Tak więc wyruszył następnego dnia, właściwie z samego ranka, jak tylko ciepłe słońce musnęło jego nos. Zostawił bajzel w jaskini ale raczej nikt tam teraz nie przyjdzie, posprząta kości ofiary potem. Szukał, najpierw odpowiedniego kamienia więc szukał przy terenach górskich. Znalazł kamulec i za pomocą magii, stworzył z niego kamienny prostokąt. Zostawił go tam gdzie go znalazł, jednak już niedługo ten kamień miał stamtąd zniknąć. Potem miejsce. Szukał miejsca długo dość, ponieważ miejsce nie mogło być byle jakie. Polana? O tak, to było TO miejsce. Pół dnia minęło a on był bardzo zmęczony, więc nim zaczął dalej pracować, trochę odpoczął. Dał sobie sto uderzeń ogona odpoczynków, dlatego stukał nim lekko ale żwawo o ziemię. Dzień był krótki, kiedy tak dużo musiał zrobić a tereny Wolnych Stad małe nie były. Do tego ciągle musiał się pilnować, żeby nie zahaczyćno tereny innych stad.
Przeszedł więc do czynności właściwej. Najpierw za pomocą magii, przeteleportował na środek polanki trzy kamienne płyty. Były tak długie jak jego tułów, były też bardzo ciężkie, więc byle wiatr czy zwierzę nie byłoby w stanie ich ruszyć. Głowa bolała go jak diabli, jednak musiał zrobić jeszcze jedną rzecz. Ryknął. W swój ryk wplótł magię, która miała przywabić tu smoki, które szukały – świadomie lub nieświadomie – czegoś nowego. Czegoś odmiennego, czegoś co będą mogły ocenić, skomentować, przyznać słuszność i inne takie. Usiadł przed trzema prostokątymi płytami, czekając aż ktoś przybędzie.
: 12 wrz 2019, 17:06
autor: Wieczna Perła
Chcąc nie chcąc, dostała wezwanie, nieświadomie. Z początku poruszyła się lekko w leżu, myśląc że to sen. Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie śni, tylko. Nie brzmiało jak typowy ryk na leczenie, dobiegał z jednego miejsca, ze Wspólnych. Damnare. Nie znosiła ryków – były tak ogólnikowe... Jakby nie mógł maddarą przekazać konkretów. Teraz musiała się domyśleć po kiego ktoś ją tam woła. Nie znaczy to też, że nienawidziła tego dźwięku ogólnie. Sporo zależało od tego skąd dobiega: jak ze Szczytu to wiadomo że na ceremonię, jak z areny to leczenie, a w innych wypadkach trzeba się domyślać... ale już sprawdzi.
Przyleciała na miejsce i dostrzegła... nietypowy obraz. Młodzika i jakieś trzy kamienie. Czyżby trening magii? Nie, wtedy pewnie dostałaby wezwanie z jej pomocą. Niepewnie podeszła do smoka, rozglądając się wokół. Obecność tych płyt była nieco niepokojąca...
– Ym... w jakiej sprawie wzywałeś? Jesteś ranny? – spytała się, nie wiedząc do końca co powiedzieć albo jak zacząć. Uznała jednak, że cisza jest o wiele gorsza, więc już jakikolwiek zalążek rozmowy starczy, aby rozwiać tę i tak już dziwną atmosferę...
: 13 wrz 2019, 15:26
autor: Berius
Gdy dostał wezwanie odrazu pognał na miejsce nie wiedział co się dzieje. Zwykle obłędny go nie wzywa chyba że chce go wyzwać. Tym razem to nie było to, ryk dobiegał z innej strony niż znajdowała się arena walk. To musiało być coś ważnego skoro go wzywał. Na miejsce przyleciał chwilę później niż złotołuska. Zdziwił go widok który zastał. Spokój w około było spokojnie, jakieś trzy kamienie no i obłędny.
Tweed o co w tym wszystkim chodź? Czemu mnie wzywałeś skoro nie ma co robić
Powiedział z lekkim wyrzutem. Ale podszedł bliżej lekko kłaniając się starszej to że jest z innego stada nie znaczy że on nie ma szacunku do starszych.
: 17 wrz 2019, 22:08
autor: Pacyfikacja Pamięci
I trzeci gość się zjawił. Puryfikacja jak raz patrolowała z braku laku granicę wspólne, aż dotarła do niej niecodzienna wiadomość. Czy szuka czegoś nowego? Odmiennego? Niekoniecznie, ale i jednak zawsze, przeciwnie, na przekór. Westchnęła z jakimś takim prymitywnym obrzydzeniem na znak maddary, w końcu nie akceptowała naruszenia prywatności umysłu przez wszystkich, ale i nie miała większych prawe czy chęci każdego takiego wybryku egzekwować. Niech więc będzie. Kolejny leniwy i żałosny smok nie umiejący pofatygować się i powiedzieć. Tylko ciekawość kazała jej przyjść na zaproszenie.
Dojrzała dwa znajome sobie smoki, Płomiennego niedarzonego jakimś głębszym uczuciem, uwagą czy przemyśleniem oraz przyjazną jej duszy Perłę. Kiwnęła obu łbem, krótko, poważnie, do Starszej Ognia podchodząc jednak bliżej. I tak z boku złotej przypatrzyła się dopiero wzywającemu, beznamiętnie i już znużona życiem, ale jednak wciąż gdzieś tam w głębi zaintrygowana. Nie pytała. Nie przedstawiała się. Przeniosła wzrok na kamienie i po prostu czekała, aż odpowiedzi przyjdą same.
: 24 wrz 2019, 0:15
autor: Horyzont Świata
– Njee... nis mi nie jest ale poczekaj jeszCZe chwilę a ssobaczysz
Odpowiedział Tweed pierwszemu smokowi, czy raczej smoczycy, jaka się tu zjawiła. Przyglądał jej się uważnie, bowiem bardzo lubił złote łuski. Ale czy tylko lubił... chyba raczej je afiszował, chciał je dotykać, gładzić, muskać palcami i pielęgnować. Co z tego, że chodziło tutaj o cudze łuski, nie ważne jakiego odcieniu złota by nie były, zawsze mu się podobały. I patrzył tak przez chwilę, z zachwytem aż w końcu otrząsnął się i jeśli starsza zauważyła to, powiedział ciche
– WybaCZ
Niemal jednocześnie przybył Płomienny i kolejna smoczyca, której zupełnie nie znał. Wyglądała bardzo nadzwyczajnie, była masywna i biało-czarna. Co ciekawe, miała tak samo białe łapy jak on. Czy ... nie, na pewno nie o to chodzi. Na słowa Płomiennego powiedział z entuzjazmem, co było też pretekstem do przejścia od razu do tego po co wzywa jakieś obce smoki
– Nje ma co robrić? Jak to nje ma jar jest! Bo wpadrłem na pln, który mosszee pomóCZ innym i koleijnym młodym smokom! Zainspirowałym mije do tego obserwracje smoków, które maiją swoją miłoś. Jak mój tata, Szer.. sz ... mn.. – Żer CZby terar'z raCZej Tręsienie Zijemi albo Dar... w sumie nje wiem kim ejst jiego miłoś ale wiemr sze ma lub mijał bo ma syna. No ale po CZo szukiać po caałrych stadrach jak mosznya przyjś tutaji, napisać na kamieniu swoeje imię i coś o sobje a f'tedy ktoś tu pszyjsie i CZytając jieden z napisów uznra, s..Ż-e! trego smoka musi poznać bo ten ktoś szuka miłosi i mo..mo-że z tym smokjiem się uda? To takie kamijenie miłości, któr're są tylrko dla odważnych! A wy moglibrysiecie mówić o tym miejiscu w stardach, może potem ktosi w stadzije powie o tym komuś w innym stadzije...czekaj co..? No no włsine tak!
Tylko szkoda, że nie trafił się nikt ze stada Wody i Plagi, przez to czuł niedosyt. Chociaż miał wrażenie, że w Pladze to chodzą sami pesymiści i sadyści.
: 26 wrz 2019, 9:05
autor: Berius
Spojrzał na tweeda z zainteresowaniem. Jego pomysł był... Oryginalny jak to jego pomysły. Zaczął się zastanawiać czy ktoś w ogóle z tego będzie korzystał a na dłuższy okres to w sumie ten pomysł może wypalić.
A co z smokami które już kogoś mają lub mają kogoś na oku?
Zapytał podchwytliwie. ciekawiło go czy jego morski przyjaciel zaplanował też tą ewentualność. W sumie pewnie wymyślając ten pomysł tworzył go głównie pod siebie a potem zauważył że inni też mogą skorzystać ale w sumie liczy się efekt końcowy.