Strona 23 z 25

Wydrążony pień

: 02 gru 2023, 12:18
autor: Ołtarz Wyniesionych

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

– Hmm, powinny być w porządku. – Powiedziała, patrząc na krzaki, które pokazała jej Daenjər. Zebrała z nich listki, chociaż smak herbaty będzie trzeba ustalić w praktyce. Potem wyciągnęła jeszcze dwie miseczki i bukłaczek wody. W maddarowym kociołku zaparzyła wodę i wlała ją do obu naczyń, dodatkowo dodając zasuszone liście lipy. Nie było to jednak wszystko, gdyż Veir dorzuciła do tego małe kawałki brzoskwiń i szczyptę miodu. Smak powinien być idealny, lekko owocowy i troszkę słodki.
– Śmiało, wypij. – Powiedziała do Daenjər, przysuwając jej miseczkę. Od nieznajomych nie powinno się brać takich rzeczy, ale Veir wyglądała na miłą, prawdą? Poza tym te same składniki dawała sobie. Sama postanowiła się napić, robiąc to dosyć powoli, jakby kosztując kieliszek wina.
– Znałam go. Zapytałam, gdyż był bardzo podobny do ciebie i także miał cztery ślepia. Ale może być to też przypadek, właściwie, lepiej, żeby tak było. – Odparła, pijąc herbatę. Przez moment nic nie mówiła, więc było to jedyne, co robiła, po prostu czasami przyglądając się także drugiej rozmówczyni. Cisza mogła być nieco... niezręczna? Głównie przez ostatnie słowa Veir. Pozostawiały wiele do domysłów.
– Ciekawi mnie jeszcze, jak sprawdziłyby się twoje liście. Czy jest coś, co lubisz? Jakiś smak? Coś, co mogłabym dodać. Może to być cokolwiek, jakieś owoce, specyficzne zioło. Istnieje szansa, że gdzieś to tu znajdziemy. Mogę ci pokazać, gdzie szukać najlepszych składników, to swego rodzaju sztuka. – Dodała po dłuższej chwili ciszy. Nadal sprawiała wrażenie miłej, może aż za bardzo! Miała też kilka mroczniejszych pasji, jak na przykład szklane ozdoby na jej ciele. Za każdą z nich kryła się nieprzyjemna historia i mnóstwo bólu. Większość miała na sobie od ponad stu księżyców. Były mocne, wytrzymałe, wypalane na gołym futrze i łuskach. Ale niewiele osób o tym wiedziało, dla większości były to po prostu ładne dekoracje na ciele. Mimo wszystko, Veir jako doświadczona piastunka, a teraz czarodziejka, miała swego rodzaju słabość do młodszych osobników. Lubiła im pokazywać pewne rzeczy, uczyć procesów produkcji i tak dalej. Było to coś, co raczej zostanie z nią do końca życia.

Xeri

Wydrążony pień

: 03 gru 2023, 15:50
autor: Łuna Czaroitu
Obserwowała proces z uwagą, zatrzymując na dłuższą chwilę spojrzenie na zabarwianej liśćmi wodzie. Kolor rozchodził się ładnymi wstęgami, podążając za opadającym suszem, a Daenjər przyglądała się procesowi jak zaczarowana. Właściwie to faktycznie nieco przypominało maddarę… Zamrugała i przeniosła spojrzenie na Veir, gdy ta oferowała jej napój. Wyglądał kusząco, jego zapach również był niesamowicie zachęcający… lecz nie przyjęła oferty od razu. Poczekała, aż smoczyca weźmie łyka, starając się nie wlepiać w nią spojrzenia, a tylko zerkać – dopiero upewniwszy się, że fioletowołuska bez obaw spożywa napar, sama przysiadła i wzięła do łap miseczkę. Gapiła się przez chwilę na złotawą ciecz, aż wreszcie zrobiła pospiesznie łyka i niemal nie wywróciła miseczki. Cała najeżona zacisnęła oczy i otworzyła usta, przypadkowo się opluwając.
– Aaaagghghrh!! – warknęła lub syknęła, a raczej wydała dziwną mieszaninę odgłosów. – Gorące..! – pisnęła w przerwie miotania poparzonym językiem. Odstawiła pospiesznie miseczkę, by nie rozlać reszty napoju, po czym siadła zgarbiona i zaczęła oddychać przez zęby z wywalonym jęzorem. Przez chwilę w jej myślach pojawiły się zarzuty wobec starszej, że jej nie ostrzegła, lecz szybko przypomniała sobie, że była sama sobie winna – obserwowała przecież cały proces i widziała wrzącą wodę. Wtem przypomniała sobie o umiejętności, którą niedawno przypadkowo odkryła. Odwróciła się więc nieco na bok i rozwarła pysk, skupiając się. Po chwili z jej ust zaczęła wychodzić błyszcząca, opalizująca mgła, zbawiennie chłodna i kojąca. Nie używała pełnej siły, więc lodowe zionięcie opadło jedynie szronem na pobliską trawę i na jej własny język. Nieco uspokojona odwróciła się z powrotem, nie chcąc patrzeć Veir w oczy po tym, jak wygłupiła się na jej oczach. Odchrząknęła więc niezręcznie i ponownie wzięła miseczkę do łap, tym razem bardzo ostrożnie i powoli siorbiąc herbatę. W przerwie odpowiedziała na słowa Veir, które padły nim zrobiła z siebie głupa.
– Um, ja mam cztery ślepia dlatego, że jest jeszcze ktoś w mojej głowie. W sensie, dzielę z nim ciało. – stwierdziła, chociaż wciąż brzmiało to dla niej dziwnie. Nie chciała robić z tego tajemnicy, ani mimo jej niechęci wobec Xeriego nie zamierzała się go wstydzić, bo mogłoby to tylko doprowadzić do takich sytuacji, jak ze Zwinką. – Czy ten Kwiat Usessasa też tak miał? W sumie to dlaczego byłoby lepiej, jakbym nie była z nim spokrewniona? – rzuciła z zaciekawieniem, przechylając lekko głowę na bok.
Kolejne pytanie Veir było znacznie ciekawsze. Daenjər potrzebowała chwili na zastanowienie, gdyż właściwie nie próbowała na tyle rzeczy, by wiedzieć, co jej się podoba. Wiedziała, że lubi mięso… i w sumie tyle? No, kamienie się fajnie gryzło, ale nie, żeby w smaku były jakieś wspaniałe. Chociaż może..?
– Hm, a robiłaś kiedyś herbatę z kamieni szlachetnych? Albo czy znasz jakieś, które mają smak? Bo w sumie to smakoszem nie jestem, nawet owoców zbytnio nie jem, a co dopiero ziół. – przyznała się, wlepiając szczerze zaciekawiony wzrok w smoczycę. Gdyby ta znała jakieś smaczne kamienie, to byłoby tylko więcej kamieniarowej wiedzy dla Daenjər! Mogłaby wtedy badać kamienie też pod względem smaku! A jakby się ktoś na nią dziwnie patrzył, to by był głupcem, co nie zna się na rzeczy.

Wrota Dziejów

Wydrążony pień

: 06 gru 2023, 20:26
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Ja przywykłam już do gorąca, ale dla niewprawionego języka może być to faktycznie problem. – Zareagowała na Daenjər i jej niską tolerancję na wysoką temperaturę naparu. Hmm, niby prosta rzecz, ale Veir będzie musiała to przemyśleć. Może dlatego mało kto chciał do niej przychodzić na herbatę? Wszyscy parzyli sobie języki?

Gdy zaś Sakralna usłyszała o rozdwojeniu osobowości... zamarła. Patrzyła tak przez dłuższą chwilę, jakby była nieobecna i natłoki wspomnień się w niej pojawiały. Jeszcze trochę i można byłoby wnioskować, że coś poważnego stało się Mglistej, ale na szczęście po chwili się otrząsnęła, jak gdyby nigdy nic.
– Cholera... – Mruknęła do siebie bardzo cicho, co jej się po prostu wymsknęło. Czy to naprawdę potomkini Hrasa, czy teraz po prostu młodzież sobie wymyśliła to całe rozdwojenie jaźni?
– Tak, również to miał. Chociaż mam wrażenie, że bardziej udawał niż faktycznie miał jakieś rozszczepienie duszy. Tylko ten smok oprócz tego miał wiele innych rzeczy hmm, nie na swoim miejscu w głowie. Dlatego powiedziałam, żeby lepiej iż tak nie było. – Powiedziała, a wszystkie elementy układanki w jej głowie były już na miejscu. Na moment jeszcze piła herbatę, trzymając miseczkę wysoko i przykładając ją sobie łapą do pyska. Hrasvelg lubił okazywać wszystkiemu co żywe miłość, miał także kontakty w Słońcu, za to nienawidził Ziemi. Wyglądało na to, że może mieć więcej dzieci. Niedobrze. Veir czuła, że konsekwencje niedopilnowania tego smoka będą się za nią ciągnęły aż do śmierci. Była dla niego zbyt łagodna.

– Wracając do przyjemniejszych tematów, myślałam też o tej twojej herbacie z kamieni. – Po jej wyrazie pyska widać było, że traktowała sprawę śmiertelnie poważnie. Czy raczej... tak jak każdy inny temat. Musiała jednak przyznać, że została w pierwszej chwili zaskoczona przez to zagadnienie, co widać było delikatnie po uniesieniu łuków brwiowych i cofnięciu ciała do tyłu, nieznacznie.
– Mogłabym dodać trochę górskiej soli... ale nie mam jej akurat przy sobie. Chociaż nie wiem, czy wtedy nie byłaby za słona, odpowiada ci taki smak? – Zapytała. Szkoda, że zostawiła swoje zapasy w grocie. Generalnie sól służyła jej do konserwacji mięsa, żeby wystarczało na dłużej. Nie znalazła jej jakoś dużo, to też oszczędzała to, co miała.
– Oprócz tego chyba jakieś małe ilości różnych minerałów, wydaje mi się, że więcej mogłoby ci zaszkodzić, ale mam też inny pomysł. – Rzuciła i hmm, wyobraziła sobie jak w herbacie Daenjər pojawia się niewidzialna substancja o dosyć intensywnym smaku kamieni szlachetnych, minerałów, miedzi i tak dalej. Miała być czymś w rodzaju syropu wlewanego do wody. Magia miała takie właściwości, że znikała po zjedzeniu, dlatego nie zaszkodzi nikomu taki słodzik.
– Spróbujesz teraz? – Zaproponowała. Chociaż pewnie będzie smakowało paskudnie, ale zawsze można tę substancję wycofać, prawda? Veir właściwie nie była pewna. Nigdy wcześniej tego nie robiła, to był eksperyment.

Xeri

Wydrążony pień

: 08 gru 2023, 22:25
autor: Łuna Czaroitu
Tyle dobrego, że nie została wyśmiana, choć sama była zawstydzona sytuacją. Potrząsnęła lekko łebkiem, nie skupiając się już na nieprzyjemnych uczuciach. Choć nie czuła pełni smaku przez poparzony język, ta część, którą odczuwała, niezwykle jej smakowała. To był zupełnie inny smak niż…właściwie cokolwiek, co do tej pory miała okazję spróbować. Czyli mięso, głównie.
Nie wiedziała zbytnio, jak zareagować na chwilowe zamarcie smoczycy. Wiadomość o drugiej osobowości tak ją zszokowała, czy może to były jakieś jej własne przeżycia? Przyglądała jej się przez chwilę, aż ta się otrząsnęła. Wysłuchała jej odpowiedzi, ale nie wydawało jej się, by mogłaby jakoś być związana z tym Kwiatem Uessasa.
– Ah, rozumiem. Znaczy, daleko mi do najgrzeczniejszego smoka, ale chyba w głowie ze mną wszystko jest git. – wzruszyła ramionami. Nie, żeby miała jakąś normę, do której mogłaby porównać swój stan i określić, czy faktycznie było u niej wszystko na miejscu, ale raczej nie miała przesadnie porąbanych sytuacji w życiu. Nie na smoczych terenach przynajmniej. – I, uh, chyba już wolałabym udawać, niż faktycznie mieć kogoś obcego w głowie. To niezbyt przyjemne uczucie, kiedy budzę się, ale nie mam żadnej władzy nad swoim ciałem, czy znajduję się w sytuacji, w której nie mam pojęcia, jak się znalazłam. Dla przykładu, jedna smoczyca ze Słońca mnie nienawidzi. Twierdzi, że niesamowicie ją skrzywdziłam, ale Xeri to piz- znaczy, Xeri nie skrzywdziłby muchy. – przerwała na chwilę, odrywając spojrzenie od liści w herbacie i unosząc je na smoczycę. – Xeri to ta druga osoba w mojej głowie, jest wręcz za bardzo nieszkodliwy. – wyjaśniła, nim wróciła do swojej historii. – No, a ja pamiętam tylko, jak powiedziałam tej smoczycy, by się zamknęła, gdy ta darła japę na cały las. I to niby śmiertelnie ją uraziło, na tyle, że groziła mi śmiercią. Nie znam nawet kontekstu do sytuacji, ale nigdy jej nie tknęłam łapą! Ugh. – po części wyżaliła się, nieświadoma tego, jak bardzo potrzebowała wyrzucić to z siebie, a po części chciała po prostu dać jakiś przykład jej przeżyć. W sumie nigdy zbytnio nie dzieliła się z nikim swoimi przeżyciami, takie ploteczki były całkiem… ciekawe. – W każdym razie, gdybym miała mieć ojca, to byłby to Rytm Wydm. – stwierdziła pewnie, wracając do oryginalnego tematu. Nie bardzo była świadoma tego, że nie odróżnia pojęć biologicznego a przybranego rodzica.

O tak, kolejny temat zdecydowanie był przyjemniejszy. Zastrzygła z ciekawością uszami na słowa smoczycy, słuchając jej z uwagą. Nie miała jak ocenić zaskakującej powagi Veir, bo właściwie dopiero poznawała temat herbaty, więc kamienie szlachetne jako składniki w żaden sposób nie wydawały jej się dziwaczne. Zabłysnęły jej oczy na wspomnienie soli górskiej.
– Sól górska, tak, ma śmieszny smak! – zastanowiła się chwilę. Nie umiała jeszcze zupełnie wyobrażać sobie smaków, zwłaszcza z jej ograniczoną ich paletą, więc po chwili wzruszyła ramionami, stwierdzając, że nie może być tak źle. – Ważne, że herbata byłaby z kamieniami. Kocham kamienie. – drugą część wypowiedzi praktycznie wymamrotała. Uszy opuściły jej się trochę, choć mimika pozostawała niezmieniona, na słowa o większej szkodliwości, niż ciekawym smakowym zastosowaniu. Przykuła jednak uwagę Daenjər, gdy ta wyczuła wibracje maddary. Spojrzała do swojej miseczki, obserwując przez chwilę zmieniające się kolory. Gdy odcień się ustabilizował, gapiła się na ciecz jeszcze chwilę, ale zachęcona słowami Veir uniosła miseczkę bliżej nosa i wąchnęła. Zapach się nie zmienił, więc maddara fioletowołuskiej zapewne wpłynęła jedynie na smak. Z lekkim zawahaniem wzięła łyka. Trzymała substancję przez chwilę w ustach z kamienną twarzą, po czym otworzyła je znowu, ale tym razem by splunąć na trawę pod swoimi łapami. Potarła językiem o swoje kły, usiłując “zeskrobać” posmak, lecz gdy to nie pomogło, odchrząknęła i z zawodem spojrzała znów do miseczki.
– Hm. Może jednak pozostanę przy zewnętrznym badaniu kamieni. – wymamrotała pod nosem. – Eh, trudno. Najwyraźniej nie bez powodu nie wsadza się do herbaty minerałów. – rzuciła tym razem głośniej. – Ale to zawsze jakieś doświadczenie! – spojrzała na smoczycę. – Dzięki, Veir. – uśmiechnęła się lekko. Może kamieniowa herbata nie wypaliła, ale przynajmniej czuła się nieco bardziej otwarcie w towarzystwie fioletowołuskiej.
Przypomniał jej się wtedy pewien szczegół. Gdy wypowiedziała imię smoczycy na głos, skojarzyło jej się to ze słowami jej… przyjaciela. Przez chwilę próbowała przypomnieć sobie kontekst tych słów.
– W sumie, czy ty nie jesteś przypadkiem ciotką Yngwe? – rzuciła z zaciekawieniem. Zdała sobie wtem z czegoś sprawę. – Oh, on też ma dwie pary oczu! Jest spokrewniony z Kwiatem Uessassa..? – kurde, jakby się okazało, że jakoś jest powiązana z Yngwe… właściwie nie wiedziała, czy czułaby się z tym dobrze, czy źle. Nigdy nie czuła się do nikogo przywiązana, nie wiedziała, czy robiłoby to ją odpowiedzialną za młodzika. Lubiła go, ale… Eh, może nie należało wybiegać za bardzo do przodu. Nie ma przecież dowodów na to, że jest spokrewniona z każdym czterookim smokiem, prawda?

Wrota Dziejów

Wydrążony pień

: 11 gru 2023, 17:12
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Znam jeszcze jednego smoka z podobnymi doświadczeniami. Żywego. – Powiedziała zaraz po tym, gdy Daenjər skończyła opowiadać o Xerim. To musiało być naprawdę wycieńczające dla umysłu, pod kątem stresu. Wiedzieć, że może się nieświadomie kogoś zabić i ponieść konsekwencje, mimo iż nie miało się na to wpływu. Zasadniczo właśnie coś takiego przeżył znajomy Veir, dlatego właśnie o nim wspomniała. To było przerażające i fascynujące zarazem. Sakralna coraz bardziej zaczynała się interesować smoczym umysłem.
– Został niesłusznie skazany za grzechy kogoś drugiego w jego ciele... kara była bardzo surowa, otarł się o śmierć. Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. Razem przechodzicie w końcu przez to samo. Nazywa się Huragan Popiołów. – Powiedziała do Daenjər, chociaż czy aby na pewno był to dobry pomysł? Ostatnim razem gdy dwa smoki, a razem cztery osobowości, razem się ze sobą spotkały, wynikło z tego sporo problemów.
Podczas gdy Słoneczna smakowała herbaty, Veir hmm, spróbowała nieco bardziej powęszyć. Robiła to dosyć skrycie, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nie za mocno, gdyż mogłoby być to uznane za niegrzeczne, a Sakralna zawsze starała się obchodzić z kulturą i prezentować się jak najlepiej. Jaki był właściwie w tym cel? Otóż chciała ustalić, czy zapach Daenjər jest samczy, czy samiczy. To pomogłoby ustalić horgifellijce kto był pierwszy w ich wspólnej głowie. Do tej pory teoria była taka, że nikt z tym się nie wykluwa i to pojawia się dopiero po czasie, czyjś głos.

– Osobiście znacznie bardziej wolę sól górską od morskiej. Tą drugą z kolei stosuję do kadzideł zapachowych. – Powiedziała po tym, gdy już zrobiła zwiad za pomocą swojego zmysłu węchu i wyciągnęła z tego jakieś wnioski. Chyba. Smoki czasami maskowały swoje zapachy, na przykład jej własny. Pachniała głównie wspomnianymi przez siebie wcześniej kadzidłami.
– Dawno temu znałam kilka osób, które zajmowały się obróbką kamieni szlachetnych. Przyjeżdżały do głównego targu w naszym mieście z tymi swoimi błyskotkami. Piękniejszych nigdy w życiu nie widziałam, te tutejsze są w zestawieniu z nimi strasznie paskudne. Niestety, były równie drogie, co zjawiskowe. W każdym razie, spodobałyby ci się. – Odpowiedziała, tak trochę bardziej zahaczając na ulubiony temat Daenjər. Veir sama nie miała na ten temat zbyt dużej wiedzy, ale jubilerzy z Heimru? Mogliby robić o tym wykłady. Cała ich gospodarka właściwie polegała na błyskotkach i handlu nimi.
– Znam Yngwe. On jest synem Kwiatu Uessasa, dlatego twoje cztery ślepia mi się z tym wszystkim skojarzyły. – Odparła, jednocześnie sięgając do torby i wyjmując bukłaczek. Zaoferowała go Daenjər, gdyż ta chyba nadal czuła posmak kamiennej herbaty w ustach. Wody zostało tak na jedną z trzech części, ale Veir i tak zapewne będzie przechodziła obok jakiegoś górskiego strumyka, by potem to napełnić.

Xeri

Wydrążony pień

: 22 gru 2023, 13:03
autor: Łuna Czaroitu
Uniosła uszy z zaciekawieniem, słysząc słowa smoczycy. Ktoś podobny do niej..? I to niemal stracił przez to życie? Wzdrygnęła się lekko, mimowolnie zastanawiając się, co by się stało, gdyby ona znalazła się w takiej sytuacji. Choć prędzej już to ona dopuściłaby się czegoś, za co musiałby potem odpowiadać Xeri… Ale na pewno nic takiego się nie wydarzy. Zamrugała parę razy.
– Huragan Popiołów… Dzięki, na pewno warto będzie go zapytać o kilka rzeczy. – kiwnęła głową i natychmiast potrząsnęła nią, by zarzucić grzywkę na drugą stronę. Być może ów Huragan będzie w stanie wyjaśnić jej, dlaczego jej życie tak wyglądało, dlaczego musiała dzielić z kimś ciało. Właściwie w jej głowie pojawiało się coraz więcej potencjalnych pytań, ale przecież bez sensu byłoby zalewać nimi Veir. Odłożyła więc je na później i postarała się skupić na smacznym naparze.
Chociaż kątem oka wciąż pilnowała ruchów dookoła – w tym i fioletowołuskiej, mimo nieco większego zaufania niż na początku – to umknęły jej wzrokowi próby węszenia Mglistej. Odpowiedziałaby zresztą, gdyby została zapytana, że ma ciało biologicznego samca, a jako że temat płci nigdy nie wydawał jej się zbytnio “zabroniony”, nie zostałaby wcale urażona. Oczywiście, Veir nie miała jak tego wiedzieć, lecz tą czy inną drogą raczej otrzymała odpowiedź na swoje pytania.

Na wiadomość o różnych rodzajach soli uniosła zaciekawione spojrzenie. Nie miała pojęcia, że kryształy soli mogły powstawać również w głębinach morza! Chociaż wyjaśniało to słony smak morskiej wody. Zanotowała w myślach, by kiedyś samodzielnie porównać sól górską z morską, po czym skupiła się na słowach Veir. Ślepia Daenjər zaświeciły radością, a końcówka ogona zaczęła mimowolnie drgać, dając nieco upust narastającej ekscytacji.
– Przyjeżdżały..? Czyli już tego nie robią? – dopytała z lekką nutką zawodu w głosie, ale wciąż z nadzieją w oczach. – Ohhh, to by było super, zobaczyć piękne, obrobione okazy! Znaczy, kamienie są cudowne w każdej swojej postaci, ale takie przerobione do ukazania swoich najbardziej wyjątkowych cech… Mogę sobie tylko wyobrażać! – rozmarzyła się na głos, a ogon coraz intensywniej jeździł po żółtawej trawie. – Muszę koniecznie kiedyś się z nimi zobaczyć. Ilość wiedzy i umiejętności, które mogłabym od nich zdobyć..! Kurde, już teraz trudno mi usiedzieć w miejscu. Trza będzie jakoś się przygotować, bo jeszcze zniechęcę nadmiarem chęci! – zachichotała, niemalże planując już spotkanie. Potrzebowała parę chwil, by powrócić na ziemię ze swoich marzeń.

Z chęcią i kiwnięciem głowy w podziękowaniu przyjęła bukłak i wzięła kilka łyków. Dało jej to też chwilę na przetworzenie informacji o młodziku.
– Synem..? O kurde. – cóż, to by nieco wyjaśniało jego skomplikowane opowieści o rodzinie. Wyciągnęła łapę z bukłakiem, oddając go właścicielce. – Ale Yngwe ma wszystko w porządku z głową! Przynajmniej z tego co wiem. Badaliśmy razem kamienie. – wyszczerzyła się. Tym humorem próbowała jakoś zamaskować nieprzyjemne uczucie, jakby kamień na duszy. Chociaż lubiła perłowofutrego, nie chciałaby być z nim spokrewniona. Starczało jej problemów z jej własną głową i Xerim, a gdyby miała zostać wplątana w jakieś rodzinne dramy… Odchrząknęła, nie chcąc dać się wciągnąć w wir stresujących myśli. – Wiesz może, czy temu Kwiatowi Uessasa skradziono kiedyś jajo..? – zapytała niepewnie, uznając, że może podzielić się z Mglistą odrobiną swojej historii. Może ona pomoże jej w zrozumieniu swojego pochodzenia. – Lub czy jakieś jaja zostały skradzione z Wolnych Stad ogólnie. Jakieś 16 księżyców temu… przez ludzi.

Wrota Dziejów

Wydrążony pień

: 29 gru 2023, 11:10
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Kto wie, może pomożecie sobie wzajemnie. – Skwitowała wszystko, chociaż nadal nie była pewna, czy to właściwie dobry pomysł. Jakiś czas temu rozmawiała z roztrzęsionym Proszkiem, który twierdził, że Retwarh powrócił. Tej drugiej osobowości nie znała zbyt dobrze, ale wiedziała za co w teorii była odpowiedzialna. W przypadku Xeriego i Daenjər chyba nie było aż tak dużej różnicy między dwoma personami? Jedna z nich nie miała morderczych zamiarów?

– Istnieje ciekawy sposób wydobywania soli z morza, gdyż zapewne cię to ciekawi. – Zaczęła, gdyż o dziwo nie było to takie oczywiste! Veir może nie była ekspertką, ale młodsze księżyce spędzała także na czytaniu w jednym z horgifellskich archiwów. W Essyanie nie było żadnego morza, ale sprawa inaczej miała się w trzech pozostałych, smoczych segmentach. Czasami informacje z nich docierały na północ, często pod postaciami książek.
– Musisz udać się na piaszczystą plażę i wyciąć maddarą kawałek terenu, nieco dalej od samego morza. Woda będzie się tam stopniowo napełniać i wyparowywać. Najlepiej robić to podczas upałów, chociaż teoretycznie możesz spróbować też za pomocą magii. To, co zostanie to już sól, którą wystarczy odłupać i zeskrobać. – Wytłumaczyła. Teraz był trochę kiepski moment, ze względu na panującą zimę, która do tego była wyjątkowo surowa. Latem można było jednak podziałać w tym temacie. Hmm... teraz Veir zastanowiła się mocniej nad tym, czy Xeri dzieli to zamiłowanie do kamieni szlachetnych.

– Hmm. Pewnie nadal to robią, po prostu dawno tam nie byłam. Kraina znajduje się na dalekiej północy, na gigantycznym paśmie górskim. Kupcy z tego państwa mieszkają na bardzo wysokich szczytach, dlatego nie polecałabym podróży bezpośrednio do nich. Jest tam niezwykle zimno, nawet czystej krwi północne smoki muszą tam chodzić w zwierzęcych skórach. Na targach innych państw zazwyczaj jednak można znaleźć tych jubilerów, żyją głównie ze sprzedaży swoich świecidełek.
– Uniosła łuki brwiowe z zainteresowaniem i aż zapewne rozszerzyłyby się jej źrenice z podekscytowania, jednak ich nie posiadała. Mimo iż Veir żyła tutaj większość życia, to jej część nadal została w Essyanie i bardzo chciałaby jeszcze kiedyś odwiedzić to miejsce, albo chociaż usłyszeć o tym, co tam się dzieje. Jakieś nowinki. Zabiłaby za coś takiego. Sama nie mogła tam wrócić, ale ktoś inny? Dlatego po cichu liczyła, że Xeri bądź jego druga połówka, kiedyś tam się udadzą.

– Jeszcze... Kwiatowi zaczęło się później. Przyszedł do mnie któregoś dnia i oświadczył, że ma jakiś wielki mrok w sobie i potrzebuje pomocy. Wcześniej wszystko wydawało się w porządku. – Odpowiedziała i nie dlatego, żeby straszyć Daenjər, tylko po prostu mówiła jak było. Dlatego pilnie obserwowała Yngwe, żeby nie dopuścić do powtórzenia sytuacji. Hrasvelg robił różne dziwne rzeczy, ale przegiął w momencie próby porwania smoka Słońca. Co gdyby tamten zgłosił to swojemu przywódcy? Bez wsparcia Ziemi ze względu na politykę Mahvran i Słońca przez ten incydent, Mgły byłyby podczas Inwazji Łowców Smoków praktycznie stracone.
– Nie wiem nic o kradzieży jaj, ale Kwiat Uessasa prowadził... rozpustny tryb życia. Jeżeli wiesz, co mam na myśli. Możliwe więc, że ma dużo potomków, o których nie wiemy. Hm, szkoda, że takich kwestii nie da się jakoś ustalić porównując krew, nawet nie jestem pewna, czy duszki byłyby w stanie się tego dowiedzieć. – Odpowiedziała, gdyż było jej wiadomo o tym, że Hrasvelg lubił sobie chodzić na pogaduszki ze smokami Słońca i dobierał się nawet do tych z własnego stada. Sama miała wrażenie, że Daenjər i Xeri faktycznie są jego dzieckiem. Może chociaż coś pozytywnego z tego wszystkiego wyjdzie, bo akurat przynajmniej jedna osobowość wydawała się tutaj normalna.

Xeri

Wydrążony pień

: 13 lut 2024, 14:50
autor: Łuna Czaroitu
Veir jakby przeczytała jej myśli – ale w dobrym znaczeniu, ponieważ Dae zapewne miałaby problem z samodzielnym wydobywaniem soli morskiej bez żadnej wiedzy na ten temat. Uniosła uszy z zaciekawieniem, chłonąc informacje od Mglistej, aby potem użyć ich we własnych badaniach. Nie miała jeszcze praktycznie wcale doświadczenia z magią, ale była pewna, że wkrótce się to zmieni – a wtedy bez problemu będzie mogła porównać różne sole. Kiwnęła szybko głową, gdy Veir skończyła mówić, i wyszczerzyła się.
– Dzięki!! – rzuciła z zadowoleniem, planując już, jak opanować maddarę do późnej wiosny.

Oczy Dae zabłysnęły ekscytacją, gdy słuchała o odległej krainie pełnej niezwykłych rzeczy. Podróż tam brzmiała jak świetna przygoda, a jej rozmyślania nad tym zdradzała drgająca końcówka ogona. Szybko jednak sobie przypomniała, że Xeri zapewne nie byłby tak podekscytowany pomysłem wyruszenia daleko na północ bez większego przygotowania… Nie znała go jeszcze jakoś bardzo, ale z jakiegoś powodu była całkiem pewna jego strachu. Choć była przekonana, że po jej twarzy zupełnie nic nie widać, to jednak dość wyraźnie na myśl o współlokatorze ich głowy nieco spochmurniała. Szybko jednak wróciła myślami do kupców i ich skarbów, a rozmarzenie przywróciło delikatny uśmiech na jej pysk.

Uniosła brwi w mieszance zaskoczenia i obawy, słysząc o takiej przemianie Kwiatu Uessasa. Po części podświadomie zaczęła przypominać sobie chwile spędzone z Yngwe, dopatrując się w nich jakichś niepokojących oznak… Może miał delikatnie dziwny sposób mówienia o swojej rodzinie, ale nie miał też w niej najłatwiej, więc może nie jest źle? Daenjər uniosła zmartwione spojrzenie na Veir. Mglista wydawała jej się dość rozsądna i miła, więc cieszyła się, że perłowofutry miał kogoś takiego, by się nim opiekował. Skoro fioletowołuska miała już doświadczenie z taką sytuacją, będzie mogła zapobiec jej w razie powtórzenia, prawda? Młoda jednak miała nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie.
Przerwała swój tok rozmyślań gdy Mglista kontynuowała. Jej odpowiedź nieco przygnębiła Dae. Jasne, fajnie mieć rodzinę, ale może jednak nie taką… Z opuszczonymi nieco uszami utkwiła spojrzenie gdzieś za Veir, nie będąc pewna co odpowiedzieć. Próbowała wyciągnąć jakieś skrawki wspomnień, które zaprzeczyłyby tej teorii, że była spokrewniona z Kwiatem Uessasa.
– Ugh, głowa mnie boli. Życie jest prostsze w niewiedzy… – skrzywiła się, próbując jakoś zażartować z sytuacji. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo daleko ta wypowiedź była od żartu.

Wrota Dziejów

Wydrążony pień

: 10 wrz 2024, 17:06
autor: Laryssa
Biegła. Przedzierała się przez polany i przeskakiwała nad kałużami, uważając na swój pakunek na grzbiecie. Zasłonięta była cienką, oprawioną skórą, ale i to na nic się zdało – spod improwizowanego kaptura wystawały mokre, wyprostowane kłaki, a łapy lepiły się od błota. Wbiegła sprintem do jakiegoś starego konara na niewielkiej polance, który akurat rzucił jej się w oczy. Siadła, zmęczona, jak najbardziej oddalona od obydwóch wyjść z kryjówki. Odłożyła rzeczy na bok i położyła na brzuchu z łapami bardzo blisko ciała. Oddychała głęboko, szybko, zbierając myśli. Zerknęła na swoje łapy. I na to, co pozostało z jej pięknie ułożonych włosów.
Nabrała tchu i ścisnęła dłonie.
PSIAKREW, durne, g-głupie Wolne Stada, zawsze wszystko musi być nie tak, oczywiścieżetak – wybuchła, czując, jak do oczu zbierają jej się łzy. Uniosła łapę i spojrzała wymownie w górę, uderzając bezsilnie w trawę pod sobą. Nawet, gdyby nie była w środku kryjówki, to i tak nic by nie dostrzegła – w końcu te durne chmury musiały wszystko zasłaniać...! Grzmot trzasnął potężnie gdzieś niedaleko, aż podskoczyła na równe łapy, nieomal uderzając głową w konar.
M-muszę się przygotować. Tak nie wypada – mamrotała dalej do siebie, lecz słyszenie własnego, drżącego głosu nie dodawało jej zbyt wiele otuchy. Przełknęła ślinę, jak gdyby to w czymkolwiek miało pomóc. Jej wzrok znów padł na pakunek. – Jest... okej – wydusiła z trudem, siegając ostrożnie do środka po bukłak z czystą wodą – Jest okej, to tylko drobna niedogodność, prawda? – ściszyła głos.
A co jeśli nie?
Zamknij mordę. Wszystko będzie okej.
Chyba.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 12 wrz 2024, 2:39
autor: Znośny Ziąb
Deszcz był nieustannym elementem codzienności, odkąd przybył na Wolne Stada. Nie można było powiedzieć, że znał świat od tej strony, ale... hmh. Szybko pogodził się z tym stanem rzeczy. Baba zresztą zdążyła coś wspomnieć o sezonie burz, a ona zdążyła spędzić na tym świecie trzy cykle – gdy on ledwo znał jedną porę. W jej słowach musiała być prawda.
Niezależnie od tego, jak działał świat, Trzmielojad również potrzebował kryjówki przed ulewą. Preferowałby grotę, gdyby na jakąś się natknął, ale szczęście mu nie dopisało – zasnął w tym pniu, gdy jeszcze świeciło słońce, a obudził się, gdy lało. I gdy mokra ziemia, a później też jałowe drewno niosły ze sobą tumult obcych kroków.

Był zwinięty w kulkę, lecz napięty i czujny, kiedy do pnia wpadł smok ze swoim potokiem niezrozumiałych słów i wyraźnym przejęciem. Ciemne ślepia obserwowały ruchy obcej nieinwazyjnie, lecz badawczo i ostrożnie. Dopiero po chwili uniósł łeb, zorientowawszy się, że jego osoba zupełnie umknęła uwadze starszej smoczycy. Wilgoć wkradła się do jego pomarańczowej kryzy i pełzała po granatowych, odbijających światło łuskach, ale wydawał się być tym niewzruszony.
Czym się przejmujesz? – Jego głos był nieadekwatnie spokojny, jak gdyby pochodził z innej rzeczywistości. I nie chodziło o lekceważenie stanu smoczycy, a o eksperymentalną ciekawość. Takiej emocji jeszcze nie widział.

Laryssa

Wydrążony pień

: 12 wrz 2024, 18:06
autor: Laryssa
Cień pnia i kłęby chmur przysłaniające całe niebo zdecydowanie nie pomagały w dostrzeganiu poukrywanych tubylców. Na dźwięk głosu, nawet spokojnego, podskoczyła, rozlewając część wody pod siebie. Od razu cofnęła się od niewielkiej kałuży, nie chcąc jeszcze bardziej zmoczyć sobie futra. Ale co ważniejsze, obróciła się nagle, dużymi, zlęknionymi ślepiami poszukując źródła głosu.
A kto mówi? – zapytała szybko, wodząc wzrokiem po wnętrzu, któremu wcześniej zbyt dobrze się nie przyglądała. Faktycznie, w panującym półmroku była w stanie dostrzec coś puchatego... a przez niewielką dziurę gdzieś z boku pnia wpadła wąska strużka resztek światła, ukazując fioletowy błysk łusek. Trochę zaciekawiona, ale też wyraźnie niepewna, zrobiła krok do przodu, omijając ostrożnie rozlaną wodę. Jej ucho zastrzygło na dźwięk narastającej ulewy. Nieważne jak bardzo się niecierpliwiła, nie chciała rozgniewać Larimara bardziej, niż zrobiła to już dotychczas, brukając jego świątynię swoim brudem i deszczem. A więc... jednocześnie miała czas. I nie miała go wcale.
W tym niespodziewanym spotkaniu widziała jednak szansę na pozyskanie niezbędnych informacji o tym miejscu.
Jesteś... tubylcem, prawda? – zapytała powoli, próbując skupić na nim wzrok. Zamrugała. Tylko co było nie tak z jego oczami? Wydawały jej się kompletnie topić pośród łusek. Nie śmiała jednak zapytać. Różne choroby chodziły po smokach. Być może sam o tym wspomni.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 12 wrz 2024, 18:21
autor: Znośny Ziąb
Niepewność tego stworzenia była fascynująca. Obserwował smoczycę szeroko otwartymi, ciemnymi jak noc, lecz błyszczącymi ślepiami. Kto mówi? Co za specyficzne pytanie, kiedy zdążyła już odnaleźć go spojrzeniem.
Ja – odparł lakonicznie, mimo że słowa wydawały się trochę niepotrzebne. Samica wyglądała tak, jakby potrzebowała jakiegoś zapewnienia. Jakby w jakiś sposób się go bała, co – jeśli spodziewała się być tutaj sama, mogło być nawet usprawiedliwione. Nadal, nie był przyzwyczajony do bycia obserwowanym w ten sposób.

Całkiem mu się to podobało.

Nie – odpowiedział na drugie pytanie. Wyprostował się i podniósł do sfinksowego siadu z łbem zwróconym ku obcej. Choć mimika jego pyska pozostawała neutralna, w ślepiach błyskało coś... figlarnego. Sam chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. – Jestem tu od niedawna, nie należę jeszcze do żadnego stada. Ty też nie? – wywnioskował, badawczo przekrzywiając łeb i nie odrywając swojego spojrzenia od niej.

Laryssa

Wydrążony pień

: 13 wrz 2024, 0:04
autor: Laryssa
Zastrzygła uszami, poprawiając swoją zmoczoną grzywkę opadającą ciężko na pysk. Niczym mokry pies. Zagryzła wargę. Wolała nawet o tym nie myśleć. Będzie trzeba zebrać się w garść i odpowiednio przygotować.
Musisz wyschnąć.
Dzięki, geniuszu. Tego już się domyśliła sama. Czasem naprawdę zastanawiała się, skąd te głupie myśli pojawiały się w jej głowie. Ale lubiła z nimi rozmawiać. Myśleć? Wiedziała, że to cały czas jej głowa i ona sama. Może obudziła się w niej jakaś dziwna potrzeba towarzystwa przez niezliczone, ciche podróże? Może też właśnie dlatego nadal tu była, zamiast wycofać się z przepraszającym spojrzeniem do innej pobliskiej kryjówki, przyglądając się jego dziwnej sylwetce bez słowa. Ocknęła się.
Chodziło mi o imię. Każdy smok ma jakieś – westchnęła. Był młody, ale nie aż tak, żeby nie znać swojego imienia, co? – Ja natomiast przybyłam dzisiaj rano – dodała z chwilą zawahania. Stada? Zmarszczyła brwi. – Masz na myśli... plemiona? Tutejszy lud? Nie jestem pewna, o co chodzi – przyznała szczerze, nie zamierzając ukrywać swojej niewiedzy. Rzecz jasna czuła różne intensywne zapachy na granicy, lecz ciężko jej było ocenić czy one ze sobą współpracowały, walczyły, czy o co w tym wszystkim chodziło. Właściwie to miała bardzo ograniczoną wiedzę na temat tych terenów i polityki tu żyjących.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 13 wrz 2024, 0:21
autor: Znośny Ziąb
Mrugnął tylko leniwie, gdy sprecyzowała intencję stojącą za swoim pierwotnym pytaniem. Mógł się tego domyślać, jak najbardziej. A jednak coś kazało mu podroczyć się z przemokniętą smoczycą.
Też się nie przedstawiłaś – wytknął jej – trochę dziecinnie, trochę zaczepnie. Mimo wszystko jego głos nie był jednak nasycony emocjami, a on sam, w duchu, czuł się lekko rozbawiony. Dlaczego tak prosta wymiana zdań sprawiała mu przyjemność...? – Trzmielojad – dodał jednak, nie chcąc zupełnie zaniechiwać wpojonej mu uprzejmości. Wystarczająco się już z tą smoczycą podroczył... chyba.

Tutejsze smoki – uściślił w odpowiedzi na jej wątpliwości. Czyli takie zagubione dusze też się zdarzały, hm. – Dzielą się na trzy grupy, stada. Ziemię, Słońce i Mgły. – Wzruszył skrzydłami. – Nie słyszałaś o nich – zauważył.

Laryssa

Wydrążony pień

: 13 wrz 2024, 0:38
autor: Laryssa
Mrugnęła w odpowiedzi. Szybciej niż... Trzmielojad, tak? Przekrzywiła lekko głowę, a przez jej głowę przeszła krótka myśl. Właściwie pytanie, niewypowiedziane zresztą: dlaczego? Dlaczego Trzmielojad? Nie była swoją matką, żeby znać się na roślinach. Czy tam owadach. No bo tym był Trzmielojad, prawda?
Może takie słowo nie istnieje.
Może i tak. Nie brzmiało zbyt prawdziwie. No bo co ma Trzmiel do Jadu? To bardzo poczciwe stworzonka. Puchate. Latające. Właściwie to widziała nawet podobieństwo, kiedy tak jej wzrok przyzwyczajał się do ciemności. Był puchaty. Tylko dlaczego taki, hm, jakby to rzec. Mało emocjonalny? Inny. O. Jaki ładny przydomek mu znalazła. Trzmielojad, Ten Inny.
Laryssa, kapłanka i najbliższa Czcigodnego – wyjaśniła pokrótce, choć w jej głos wkradła się nutka dumy. Z mało czego mogła być tak dumna jak z tego. Znaczy... no, prawie. Bo w sumie to oficjalnej informacji od samego boga nie dostała. Dopiero miał ją mianować! Zakasłała. Ale o tym nie musiał wiedzieć.
To pytanie? – zamrugała, zerkając nań niepewnie. – Nie zamierzam wstępować do żadnych grup. Moim celem jest świątynia cudów skryta gdzieś w tym lesie. Zgodnie z tym, co mówi m- – przerwała, kiedy wyciągnięta z góry skórzanego worka mapa rozpadła jej się w łapach. Poczuła ukłucie gniewu w sercu. Ale najbardziej to jej się w tym momencie zachciało płakać. Przełknęła jednak łzy, pozwalając oczom co najwyżej się zaszklić, lecz nie upuścić żadnej łzy. Jej lekko łamiący głos jednak mówił sam za siebie.
T-to było gdzieś... tutaj... – wymamrotała wyraźnie ciszej, patrząc na mniej rozmyte fragmenty mapy, które jeszcze trzymały się kupy. Bardzo nieprofesjonalnej, prawdę rzekłszy. Spełniała jednak swoją rolę aż do tego momentu. – Z-znajdę ją z mapą czy bez – wybełkotała bez przekonania jakby sama do siebie, bojąc się podnieść wzrok znad mapy, by przypadkiem nie spotkać się z jego spojrzeniem.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 14 wrz 2024, 14:12
autor: Znośny Ziąb
Laryssa, kapłanka... Czcigodnego? Ogon Trzmielojada drgnął, powodowany rosnącym zaciekawieniem. Musiało chodzić o religię, ale jaką? Nie kojarzył takiego przydomku z bogami Wolnych, ale jednocześnie był on tak ogólny, że mógł pasować do każdego wymyślonego bóstwa... A przy okazji takie tytuły sugerowały życie w społeczności. Nie tutejszej, jeśli wierzyć słowom smoczycy.
Natrafił na zagadkę.

Jego spojrzenie powędrowało do rozmokłego papieru, który obca wyciągnęła z torby.
Papier nie jest dla smoków – zauważył zwyczajnie, ledwo jakkolwiek zaalarmowany widocznymi emocjami Laryssy. To musiało być coś ważnego, ta mapa. Ta świątynia. – Mogę cię tam zaprowadzić, Najbliższa – zaproponował, badawczo wyczekując reakcji na wybrany przydomek. No i oczywiście na propozycję, lecz ta była drugorzędna.

Laryssa

Wydrążony pień

: 15 wrz 2024, 11:18
autor: Laryssa
O dziwo nie zadawał zbyt wiele pytań. To dobrze. Sugerowało to, że wiedział wszystko, co niezbędne. Być może nawet sam wierzył w Larimara. Czyli słusznie. Zgodnie z tym, co słyszała. Nawet, jeśli nie był konkretnie stąd, to oznaczało, że smoki na tym kontynencie po prostu wiedzą. Świetnie! W takim razie nie będzie miała zbytniego kłopotu z tubylcami i zwiedzającymi.
Zaskoczyła się na jego komentarz. Skrzywiła się.
D-dlaczego? Ludzie sami nam go podarowali – wymamrotała, ocierając ramieniem tlące się w ślepiach łzy. Właściwie to nie dociekała, skąd Gardian wytrzasnął papier, ale jako zastępca wodza musiał wiedzieć o wymianach między wioskami... tak przynajmniej przyjęła z góry, nie kwestionując jego decyzji.
Och! – westchnęła na jego komentarz, otwierając szerzej oczy. Ścisnęła resztki mapy w łapach. – Mógłbyś? To oszczędziłoby mi naprawdę wiele czasu! Dziękuję! – wyraźnie się uradowała, a na jej pysku pojawił się łagodny uśmiech. Oczy błysnęły z ożywieniem. Jeszcze nie wszystko było stracone!

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 15 wrz 2024, 17:59
autor: Znośny Ziąb
Wzruszył znów ramionami skrzydeł.
Jest nietrwały i delikatny. Lepiej pasuje do dłoni ludzi – odparł obojętnie, śledząc spojrzeniem ruch przedniej łapy Laryssy. Strasznie się przejęła. – Dla smoków lepszy jest kamień, glina albo drewno. – Na wpół świadomie powtarzał informacje, którymi wypchała się jego głowa podczas podróży z Babą. Ona akurat też korzystała z notatek, ale jej było łatwiej – była malutka i jej dłonie były drobne. No i miała gdzie to wszystko trzymać, w przeciwieństwie do Laryssy i jej miernej skórzanej torby.

Wzdrygnął się lekko, gdy jego propozycja wzbudziła kolejną falę emocji – ależ ta smoczyca była... ekspresywna. Na moment musiał aż odwrócić wzrok, gdy ścisk w piersi wzbudził w nim jakieś dziwne wspomnienia... i nietypowe ciepło. To... nie była magia, prawda? Nie, nie czuł wibracji maddary.
Ale dopiero jak deszcz zelży – mruknął cicho – po raz pierwszy odchylając się od swojego typowego sposobu mówienia. – To. Czemu jesteś kapłanką? – Zręcznie zmienił temat, poprawiając przy tym ułożenie łap i zwijając je jak kot pod swoją pierś.

Laryssa

Wydrążony pień

: 15 wrz 2024, 20:27
autor: Laryssa
Wybałuszyła oczy.
Ale... – zamarła. Zagryzła wargę, spoglądając w bok. To brzmiało na bardzo dziwny, nienaturalny wręcz pomysł. Bardzo! I nie była pewna, co w ogóle powinna powiedzieć, kiedy... jej samej nigdy się nie zdarzyło pisać na jakimśtam kamieniu. Rzeźbić owszem, ale z pomocą narzędzi i rodziny, ale poza tym? Właściwie to nawet nie za bardzo było co czytać w domu, choć rozumiała smocze runy.
Na dworze nadal lało. Westchnęła. Nawet gdyby chciała (bo to nie tak, że rozmawiało jej się źle, absolutnie!), to nie miałaby jak wymyślić teraz powodu, aby ruszyć do świątyni. Nie w taką ulewę! Za to to jej przypomniało, że powinna faktycznie się za siebie zabrać. Ale... trochę głupio tak się teraz nagle obrócić od rozmówcy, chyba.
Ja... nie wiem, w jaki sposób miałoby to działać – przyznała po namyśle, lekko niepewnie, nie chcąc go przypadkiem urazić. Wymiętoliła papier w łapach, kiedy odpowiadał, po chwili zostawiając go obok siebie. Obejrzała się na swoją torbę, w końcu zanurzając w niej ostrożnie obie łapy i czegoś szukając. Jej nieostre szpony stuknęły o coś twardego. Eureka! Wyjęła grzebień z jakiejś kości, prawdopodobnie. Nie miał zbyt wiele ząbków, ale dawał radę. Rozpuściła warkocz, rozczesując wilgotne włosy.

Oczywiście – mruknęła w odpowiedzi sama do siebie, walcząc ze swoimi włosami i dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że zadał jakieś pytanie. Spojrzała na niego jeszcze raz. – Hm? Kapłanką? – dopytała, zdumiona. – Och. Dlaczego zostałam, tak? No, jakby to rzec... – całe szczęście futro doskonale zakrywało rumieniec – Czcigodny mnie wybrał, a ja wybrałam jego. Zgodziliśmy się nawzajem na taką relację. To nie zdarza się często, ale czasem... czasem się zdarza, tak myślę – wyjaśniła pokrętnie, zawstydzona. Zaczęła się zastanawiać, jak to w końcu z jego wiarą było. To wiedział czy nie wiedział?
Zapewne zaraz znowu się przekona wraz z kolejnym spostrzegawczym pytaniem.
Sprawiał wrażenie bardzo zamkniętego. Może powinna odbić piłeczkę w jego stronę? Nawet, jeśli miło było mieć rozmowę o samej sobie i o Larimarze i ogólnie ich re-...
Ciekawe, czy w ogóle to go interesowało, czy też ma jakieś inne, sekretne powody.
Humph. Kompletny nonsens. Gdyby nie był ciekaw, to by nie pytał. To nie tak, że te informacje są jakieś tajne, tak czy inaczej. Właściwie to bardzo prawdopodobne, że dowie się każdy w obrębie Wolnych Stad, jak tylko postawi krok w świątyni cudów!
Jasne...

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 16 wrz 2024, 15:57
autor: Znośny Ziąb
Strasznie się wahała nad informacją zupełnie błahą. Po co...? Gdyby miał co robić, to zdążyłby się zająć czymś innym zamiast czekać na jakąkolwiek odpowiedź Kapłanki. Nie chciała się przyznać, że nie rozumie czy jak?
Znużonym, nieskupionym spojrzeniem śledził wędrówkę grzebienia po malinowej grzywie smoczycy.
Trzeba wyryć litery w materiale. Trochę ciężej się czyta, ale przynajmniej nie stracisz wtedy zapisków w taki sposób – objaśnił zupełnym mimochodem, gdy jego wzrok podążał za doszczętnie zniszczoną mapą. Czy to nie było oczywiste wyjaśnienie? Ale jemu też Baba musiała wyjaśniać mnóstwo rzeczy. Dopiero wtedy rozumiał. Obce idee, wychowanie...

I jak to wygląda, ta relacja? – zadał zwyczajnie kolejne, nasuwające się na język pytanie, balansując na granicy oczywistości. Popadł omyłkowo w nieporozumienie, ale wyjaśnianie go wprost nie wydawało mu się konieczne. Zwyczajne słuchanie go zadowalało. Był samotnikiem, z pewnością, lecz zaskakująco dużo czerpał z cudzej obecności. Zawsze ktoś obok niego był, by zabrać głos...
Odsunął tę myśl z niesmakiem. Przywołał się do rzeczywistości opierając szyję o wnętrze pnia i opierając nań część ciężaru swojego łba.

Laryssa

Wydrążony pień

: 17 wrz 2024, 19:38
autor: Laryssa
Przeczesała grzywkę włosami wolnej łapy, nerwowo, jak gdyby zapominając, że przecież w drugiej miała grzebień. Odchyliła lekko głowę w tył, otwierając pysk z nietęgą miną. Wyryć. Wyryć czym? Zresztą... hm. Pojawiła się jeszcze jedna sprawa, o której musiała wspomnieć bo wyglądało na to, że jego pomysł dosłownie wziął się stąd, że najzwyczajniej na świecie nie wiedział, prawda? Inaczej to nie robiłoby sensu, by proponował takie rozwiązania.
Nie jestem najlepsza z narzędziami – parsknęła nerwowo, uciekając od niego wzrokiem. Na jej pysku gościł jednak nieśmiały, grzeczny uśmiech. Odchrząknęła. – Jeśli miałeś na myśli szpony, to...
Zamarła.
Po prostu mu powiedz.
A co, jeśli ma to samo? Może wie?
Nie. Raczej nie. Zresz-
Muszę się upewnić – z tą myślą zerknęła szybko, ukradkowo, na jego łapy. Ukryte w półmroku, wciągnięte pod pomarańczowe kłęby łapy. Westchnęła. Larimar ją obroni, jak stanie się coś złego, prawda? Zawsze ją bronił. Zawsze ICH bronił.
...to samice nie mogą mieć ich ostrych – wymamrotała w końcu, zaciskając mocniej palce wokół grzebienia. Dziwne. Zazwyczaj mówiła o tym z dumą. Och, patrzcie, jak pięknie je zaokrągliłam. Och. Spójrzcie. Jaki piękny nałożyłam kolor! Nie tym razem jednak. Przypomniała jej się podróż. Przypomniało, że nic nie wie o tubylcach. Ani o tym Trzmielojadzie, który nawet tubylcem nie był... Nie chciała w Niego wątpić, w Czcigodnego. A jednak nie potrafiła inaczej reagować na narastający w głębi żołądka strach, który osadzał się na jego dnie od księżyców i rósł, i rósł, i rósł. Nie wątpiła w Jego ochronę. A jednocześnie rozumiała, dlaczego niektórzy ze strachu byli w stanie przeciwstawiać się Jego naukom. Zebrała w sobie całą siłę jaką miała. Nie. Nie mogła zawieść! Powinna być dumna! Głosić wiarę!
Może to ta pogoda. Może to strach przed Jego reakcją na jej spóźnienie. I pozostawienie Erranny samej sobie. Brr. To po prostu była część testu. W końcu dopiero miała naprawdę zostać jego kapłanką, a nie byle, ugh, samicą z wioski.
Samce mogą mieć niezadbane, jeśli wykonują, um, nieczyste prace, ale Czcigodnemu niekoniecznie się to podoba – bąknęła znacznie ciszej. Właściwie to nie dał oficjalnego przyzwolenia. Ale też nie okazał zdenerwowania, więc... odetchnęła. Więc to chyba było w porządku? – Zresztą, w ten sposób łatwiej nie zrywać strun – szybko przeszła na znacznie przyjemniejszy temat, przypominając sobie pierwszy raz, jak zagrała przed swoimi współplemiennymi.
Miała tylko nadzieję, że Trzmielojad nie wykorzysta jej wiedzy. Głupio by było, gdyby związał ją w jakieś liny podczas snu albo coś i nie mogłaby wziąć rozmachu, żeby wspomóc siebie magią, prawda?
O Czcigodny.
Umrze. Umrze z rąk losowego samca.
Nikt nie umrze, psiakrew. Co za durna myśl. Chciałaby czasem po prostu nie myśleć.

Jak wygląda? – powtórzyła głucho, niepewna o co dokładnie pytał. Przekrzywiła głowę, myśląc nad odpowiedzią na w sumie sensowne pytanie dla kogoś, kto absolutnie o Larimarze nie wiedział. Humph. Odetchnęła głęboko, uspokajając swoje skołowane nerwy. – Więęcna pewno nie zamierzała mówić wszystkiegoWygląda... normalnie? Sam wiesz, jak b-boga z wierzącym? – spróbowała. Była niemalże pewna, że ta odpowiedź nie będzie go satysfakcjonowała. Ba, tak prawdę mówiąc, to była też nie do końca trafna. Zakręciła młynkiem z palców. Ruch pomagał jej myśleć. – Um. Inaczej. Czasem mi zsyła... wizje. Sny, w którym się spotykamy i... – zaschło jej w gardle. Naprawdę nie lubiła mówić o tej części. Wydawała się taka prywatna. Taka wyjątkowa. Skierowana tylko do niej. Zamierzała trzymać tę część w głębi siebie i nikomu nie oddawać, nawet słownie. Przełknęła ślinę. – Cóż, informuje mnie o różnych rzeczach. Czasem są to osoby, którym muszę pomóc się nawrócić. Czasem pomaga mi podjąć decyzję. Powiedział mi na przykład, że będzie na mnie czekać w swojej świątyni – po wypowiedzeniu zdania jęknęła, krzywiąc się lekko. – A-ale nie tamtej Świątyni, nie tam daleko, tylko, ugh, tej tutaj – obniżyła ton głosu, tłumacząc chaotycznie. Skoro zadawał takie pytania to pewnie nie wiedział, że istnieje jakaś inna Świątynia tak czy inaczej.
Była fatalna w szerzeniu wiary.
Och, zamknij mordę.
Absolutna ujma i poniżenie.
Spuściła wzrok. Miała prawo nie umieć. W końcu robiła to pierwszy raz. Mogłaby sama siebie, chociaż ten jeden raz, nie sabotować.

Trzmielojad