Strona 23 z 37

: 24 lut 2019, 19:32
autor: Scylac

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Zbliżała się wiosna, a śnieg gościł w coraz mniejszych obszarach. Słońce, mimo, że bardzo jasne, wciąż nie dawało za dużo ciepła, a wiatr oziębiał całą przestrzeń. Dodatkowo te wszystkie drzewa na około zdawały się być jeszcze zimniejsze niż sam wiatr. Co dziwne, z wielu połamanych konarów unosiła się jakby para wodna. Czy te drzewa oddychały? Czy to jakaś dziwna magiczna sztuczka lądowych roślin? Widziała ich wiele, ale nigdy czegoś podobnego. Lecz w sumie nawet nie miała czasu by się przypatrzeć. Wzrok już zrezygnowanie i bez większej nadziei szukał pożywienia. Jeżeli nie zdobycz, to może chociaż coś zdechło. Może chociaż jakieś resztki zostawione przez drapieżniki. Jakieś owoce, których zima nie zabiła. Cokolwiek. Skóra opinała się na ciele tak mocno, że widać było praktycznie każde żebro smoczycy, a oczy zapadały się w oczodołach. Wyglądała jak chodząca srebrna śmierć leniwie stawiająca kroki. Lecz to nie z lenistwa, a wycieńczenia. Chciała już wracać do groty. Rozbić swoje własne jaja i zjeść maluchy. Byle przeżyć. Lecz nie umiałaby tego zrobić. Mijały godziny, a smoczyca była coraz dalej od swojej groty. Bała się, że maluchy wymarzną bez niej, lecz jak czegoś nie znajdzie to nie przeżyje kolejnej pełni. Gdy przedarła się przez gęste zarośla dotarła do polany. Słońce świeciło jakby mocniej ciut bardziej nagrzewając otoczenie. Z ziemi wręcz wyrastały chwasty, których mróz nie zdołał zabić i wyglądały tak jakby miały powstać po pierwszym opadzie deszczu. Było to ostatnie co smoczyca widziała, gdyż ze zmęczenia przewróciła się i nie wstała. Zamknęła oczy i leżała na polanie myśląc jedynie o jedzeniu. O rybach, jakie jadała kiedyś. O tym, że nie ma siły już walczyć.

: 24 lut 2019, 20:21
autor: Cień Kruka
Vanora, przemierzając tereny wspólne, odkryła tropy. Tropy bez wątpienia smocze, choć nie pachnące żadnym znanym jej stadem. Ten fakt, ta odmienność od normy, zaintrygowała ją na tyle, by tropem ruszyć, spróbować odkryć, co znajduje się na końcu. Łapa za łapą, z wprawą drapieżcy podchodzącego nieświadomą sarnę, podążyła za śladami.
Właściwie nie miała planu, co zrobić, gdy już rzeczonego smoka znajdzie. Mogłaby na przykład go zjeść. To zawsze była dobra opcja, albo przynajmniej warta rozpatrzenia.
Albo mogłaby go zabrać ze sobą. Khuran wydawał się zadowolony, gdy smoków przybywało; może ten mu się przyda? Na pewno byłby ciekawszy, niż jajka. Co więcej, może dostałaby pozwolenie na zjedzenie jajek, gdyby dostarczyła porządnego, dużego smoka?
Oba wyjścia wydawały jej się równie atrakcyjne. Zbliżając się więc do obcej sylwetki, nie była jeszcze pewna, ku czemu skłania się bardziej. Jak by nie patrzeć... Ona również była głodna.

: 20 cze 2019, 15:10
autor: Spuścizna Krwi
Ciężko było znaleźć schronienie przed pogodą. Burza, bo inaczej nie potrafiła tego nazwać, rozpętała się, gdy wędrowała po Terenach Wspólnych. Nie znała jednak ich nazwy. Po prostu zawędrowała tutaj, gdy badała tereny Ognia. Woń spalenizny ustąpiła innemu zapachowi... A może raczej zapachom? Czuła tu zapachy Wody, która już znała, ślad po ognistych oraz... Ten dziwny zapach, kojarzący jej się z jaskinią, w której się wykluła. I czwarta woń, która jednak nie była dla niej niczym dziwnym – zapach ziemi, lasu. To normalne, w końcu była tutaj ziemia i las. Rakta nie kojarzyła tego zapachu ze smokami, bo nie spotkał dotąd żadnego smoka ze stada Ziemi – ani nie wiedziała o istnieniu tego stada. Jej wiedza miała poważne braki.
Tak czy inaczej w czasie wędrówki po dziwnie pachnących terenach zastała ją gwałtowna ulewa. Wiatr szarpał jej niedużym jeszcze ciałem a pozostawanie na otwartym terenie wywoływało u niej poczucie zagrożenia. W lesie wcale nie było lepiej. Konary drzew trzeszczały złowieszczo, wiatr wył wśród ich gałęzi jak dusze potępionych. Nic dziwnego, ze smoczyca czuła lęk przed gniewem żywiołów, który szalał dookoła niej. To było normalne, prawda? Była w końcu jeszcze mała, miała prawo do strachu. Tym bardziej, że nie było tu nikogo, kto mógłby być świadkiem tej wstydliwej chwili słabości.
Pisklę wypatrzyło skrawek lasu, na brzegu polany. Pod rozłożystą wierzbą wydawało jej się spokojniej, dlatego przysiadła u jej korzeni. Pień starego drzewa osłaniał ją nieco od wiatru, a gdy rozłożyła skrzydła nad głową, udało jej się powstrzymać mokre krople przed wpadaniem jej w oczy. Zrobiło się znośnie, chociaż wciąż bardzo wilgotno i raczej chłodno. Co miała jednak zrobić? Musiała przeczekać najgorsze i wrócić do obozu, gdy wiatr i deszcz nieco zelżeją. .

: 20 cze 2019, 18:57
autor: Infamia Nieumarłych
Wiatr, który zawiał w pysk Rakty, przyniósł jej intensywny zapach wilgoci, stęchlizny oraz ziół, ze znaczącą przewagą lawendy.
Burza szalała; co było w sumie miłą odmianą po fali upałów, jaka nawiedziła w ostatnim czasie tereny wolnych stad. Mimo, że Mahvran była po części smokiem pustynnym, zdecydowanie jej serce biło dla zimna. W tym wypadku bez wątpienia była to zasługa krwi matki. Niestety, obecnie nawet ciężko było o prawdziwy chłód – deszcz szalał i potęgował ilość wilgoci unoszącą się w powietrzu, ale temperatury nadal były stosunkowo wysokie. Klimat niemalże tropikalny i ledwo znośny.
Nic więc dziwnego, że przy każdym kroku wywerny z jej gardła wydobywało się pełne irytacji fuknięcie. Łeb miała pochylony, po łuskach spływały krople deszczu. Drzewo, które wyrosło przed jej ślepiami było niczym zaproszenie, nic więc dziwnego, że ruszyła w jego stronę. Dopiero, gdy była już pod pniem dostrzegła siedzącą obok młodą. Pachniała lekko siarką. Hmph.

– Znudziło ci się siedzenie w wulkanie z resztą rodziny? – Zapytała kąśliwie, strzelając, że zapach wskazuje na Ogniste pochodzenie. Mahvran położyła się pod drzewem, wyciągając przed siebie skrzydła i owijając się przydługim ogonem, nie patrząc nawet na młodą, lecz przed siebie, wpatrując się w ledwo widoczny horyzont ślepiami, które do złudzenia wyglądały jak puste oczodoły.

: 20 cze 2019, 21:58
autor: Spuścizna Krwi
W zasadzie nie słyszała kroków smoczycy, bo zagłuszał je szum wiatru i deszczu. Widziała jednak zbliżająca się sylwetkę kogoś młodego, ale wciąż starszego od niej. Jakie to było frustrujące. Chciałaby być już duża i silna. Tak, aby nie być najmłodszą, a przy tym najsłabszą istotą w okolicy. To sprawiało, że czuła się tak irytująco bezsilna. nienawidziła tego uczucia. Dopiero gdy nieznajoma podeszła bliżej, podmuch wiatru przywiał jej zapach. Woń... Jaskini? pustki, ciemności i zimna. Jedynie z tym jej się to kojarzyło. Z grotą, w której przyszła na świat. Nie był to zapach taki sam, ale jednak dość podobny. Tak jak ta banda, która przyszła do Ognia. Tej smoczycy jednak tam nie widziała. Kolor jej łusek nie wzbudził w niej zachwytu, nie były bowiem czerwone. Jednak brak przednich łap i oczy, które wyglądały jak puste oczodoły wyraźnie wzbudziły zainteresowanie samiczki. Nigdy nie widziała smoka, który miałby tylko jedną parę łap. Słysząc jej pytanie przekrzywiła lekko głowę. Dlaczego miałaby siedzieć w wulkanie z rodziną? Nawet gdyby ją miała, Rakta była raczej ruchliwym pisklęciem... Ach, to była raczej zaczepka, coś o podłożu szyderczym. Interesujące.
Nie mam rodziny. Tata nie żyje – odpowiedziała jedynie, bez żadnej urazy w głosie. I bez smutku. Nie znała poczucia litości i nie miała zamiaru u nikogo tego wywoływać. Nigdy nie poznała ojca, więc nie odczuwała jego braku. Nie uważała również ognistych za rodzinę. Nie wiedziała, że powinna ich za nią uważać. A może nie powinna? Takie myśli nie przeszły jej przez głowę, więc nie miała powodu, aby je roztrząsać. Z jednej strony chciałaby jednak poznać ojca. Dowiedzieć się, jakim był smokiem. Na razie nie spotkała nikogo, kto mógłby jej o nim opowiedzieć, a nie wzbudziła zainteresowania Ognistym tym tematem. Nawet nie pytali, więc ona również tego nie robiła.
Dlaczego nie masz przednich łap? – Zapytała z zainteresowaniem. Zjedli je? Straciła je w walce? Nie, nie widziała blizn. Urodziła się zniekształcona? Była starsza od niej, więc pomimo tego wybrakowania musiała być silna.

: 21 cze 2019, 19:13
autor: Infamia Nieumarłych
Mahvran także czuła tą przytłaczającą, frustrującą bezsilność, gdy była jeszcze małym pisklęciem. Nadal nie mogła zostać nazwana dorosłym smokiem, ale nie czuła się już tak niepewnie. Właściwie to zawsze była dosyć pyszną istotą, nie potrafiącej się ukorzyć. Z jednej strony godne podziwu, z drugiej problematyczne.
Gdy usłyszała odpowiedź młodej, nie zareagowała. Nie czuła się dotknięta losem młodej. Sama była w podobnej sytuacji, i w podobny sposób nie towarzyszyły jej żadne uczucia z tym związane. Nie można tęsknić za czymś, czego nigdy się nie poznało.

– Wiesz chociaż jak zginął? – Spytała, niezbyt w sumie zainteresowana, ale jednak wiedziona czymś w środku. Może swego rodzaju urażeniem. Jej matkę zabiło własne stado.
Uniosła lekko łuki brwiowe. Naprawdę dla niektórych wywerny były tak zaskakujące? Owszem, nie było ich zbyt wiele, ale czyżby dorośli faktycznie nie edukowali młodych na temat istnienia różnych ras? Mahvran sądziła, że mimo braku biologicznej rodziny, ktoś jednak wziął Ognistą pod swoje skrzydła. Nie przeżyje raczej sama... Chociaż, z drugiej strony, Cienistej się to poniekąd udało.

– O smokach rasy wywernowej nie słyszałaś? Nie mamy przedniej pary łap. Skrzydła spełniają ich rolę. – Potrząsnęła lekko skrzydłem od strony Rakty. – Z reguły wywerny mają dwa palce na nadgarstku skrzydła, ale ja urodziłam się z jednym. Można się do tego jednak przyzwyczaić. Dopomóc sobie w trudniejszych czynnościach ogonem. – Zastukała końcówką owej części ciała o podłoże. Nie była zbyt chętna do uczenia młodych, ale podzielić się wiedzą nie zaszkodzi. Można to zrobić "od niechcenia".
– Poznałaś już dużo smoków w Ogniu? – Zapytała nagle, gdy z tyłu głowy pojawiła się pewna myśl. Jeżeli o istnieniu Rakty nikt w stadzie nie wiedział, może dałoby się ją... Przeciągnąć na drugą stronę. Cieniowi by się przydało trochę świeżej krwi. Mahvran wątpiła, aby były na to duże szanse, smok wielkości Ognistej raczej jest już zauważalny dla innych i ktoś raczej o niej wiedział, ale dlaczego by nie spróbować? Najpierw jednak lepiej było wybadać grunt.
Młody umysł, a już knuł.

: 21 cze 2019, 20:17
autor: Spuścizna Krwi
Tak, frustrująca bezsilność. Okropne uczucie dla kogoś, kto nie uważał się za słabego. Rakta znała oczywiście ograniczenia tego słabego, delikatnego pisklęcego ciała, ale mimo wszystko nie czuła się słaba. nie w sensie psychicznym. I nie wtedy, gdy myślała o swojej przyszłości. Ci, którzy lekceważyli ją tylko dlatego, że była słabym pisklęciem gorzko tego pożałują. Już ona im pokaże, że zasługuje na uwagę!
Słyszac pytanie smoczycy potrząsnęła jedynie głową.
Nie powiedział mi tego. Nikt inny również. Znam jego imię... Lub imiona – odpowiedziała. Nie było to jednak całkiem zgodne z prawdą. On mówił coś jeszcze, a wcześniej, gdy jeszcze była w jajku również słyszała jakiś głos. Była jednak zbyt młoda, zbyt mało rozumna, by znaczenie tych słów miało dla niej jakiś większy sens. Zapadły jej w pamięć, tkwiąc gdzieś w podświadomości. Być może kiedyś, gdy będzie starsza wyłowi te słowa ze swoich wspomnień i będzie w stanie je zrozumieć. Na razie jednak znała jedynie imiona ojca, jego pochodzenie i to, kim był... Miała również Jego słowa, żeby szła do Ognia. Dopiero gdy tam dotarła ucichł zew, który wymuszał na niej dalszą wędrówkę. Tylko czy na pewno dotarła tam, gdzie miała dotrzeć? Czy na pewno dotarła do Ognia?
Nie, nikt mi nie mówił. Znam północne i skrajne, jak ja – jej edukacja została zaniedbana – lekko mówiąc. Na początku myślała, że chodzi o jej słabość. o to, ze była pisklęciem. Ale chyba nie o to chodziło. Nie wiedziała tego, ale czuła, że coś jest chyba nie w porządku. Tylko Podszept trochę jej tłumaczył, ale było to jedno spotkanie, na Ceremonii. Dla ciekawskiego, żadnego wiedzy pisklęcia było to stanowczo zbyt mało.
Z zainteresowania spojrzała na palec na skrzydłach smoczycy i uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Tak, była pisklakiem, nie zapominajmy o tym.
Ja też mam taki, zobacz – zawołała radośnie, poruszając lekko skrzydłami, którymi zasłaniała się od deszczu. Ona również miała pojedynczy palec w zgięciu skrzydła, odziedziczony... Chyba po matce. Nie wiedziała, że jej ojciec również taki miał więc w sumie nie była pewna, co po kim dziedziczyła.
Tylko kilka. Widziałam więcej, na Ceremonii, ale żadnego z nich nie poznałam. Znam tylko Podszept, Serce, Sosnowego i Aank – I Szkarłatną, ale ona należała do Wody. W słowach smoczycy próżno było doszukać się ciepła, gdy wymieniała wspomniane smoki. Nie przyjęli jej ciepło. W zasadzie nie przyjęli jej wcale. Sama uznała się za część Ognia, ale na tym w zasadzie się skończyło.
Rakta umilkła na chwilę, jakby pogrążyła się w smutnych rozmyślaniach. Zaraz potem potrząsnęła jednak łepkiem, a złotych ślepiach zalśniły iskierki złości. Ona im jeszcze pokaże! Ta cała Mata-coś tam była lepsza od niej? Ha, zobaczymy! Niech żałują, że ją zignorowali! Oj, było to bardzo, bardzo niebezpieczne. Rakta nie zapominała takich zniewag.
Spojrzała na swoją rozmówczynię.
Jestem Rakta. Do jakiego stada należysz? – Zapytała jeszcze. Tak, o stadach też nie wiedziała.

: 23 cze 2019, 15:15
autor: Infamia Nieumarłych
Nie uznała za potrzebne, ani stosowne dłużej ciągnąć tematu zmarłego ojca młodej. Zginął, to zginął. Każdego to kiedyś czekało, a utrata bliskich na bardzo wczesnym etapie życia, lub jeszcze przed narodzinami zazwyczaj wiązała się ze znacznie mniejszym bólem. Grunt, by nie było wystarczająco dużo czasu by się do kogoś przywiązać, wtedy łatwiej jest zaakceptować stratę. Potem... Potem to może wyniszczyć całkowicie psychikę.
Gdy młoda wesoło zamachała swoimi skrzydłami, Mahvran uśmiechnęła się subtelnie kącikiem pyska. Nie wyglądało to zbyt przyjaźnie, ale też nie wrogo. Uśmiech prawdopodobnie miał być szczery, ale rysy pyska wywerny uniemożliwiały pełnego rozwinięcia potencjału jeżeli chodziło o ukazywanie emocji pozytywnych. Skończyło się więc na nieco złośliwym grymasie.

– Trochę mały. – Stwierdziła, lekko stukając o pazur skrzydła Rakty swoim własnym, mieniącym się barwą czystego złota. – Pokaż mi go znowu jak już nieco podrośniesz.
Pokiwała lekko łbem, słysząc odpowiedź. A więc o jej istnieniu kilka smoków wiedziało. Prawdopodobnie zorientowaliby się, gdyby ta nagle zniknęła, co raczej uniemożliwiało próbę porwania. Ach, szkoda. Może Ojciec spojrzałby na nią pozytywnie, gdyby przyniosła mu nowego członka stada... Młodego, którego nadal można kształtować. Ach, piękna perspektywa.
– Mahvran. Jestem jedną z Cieni. Jest nas zaledwie garstka, ale dzięki temu jesteśmy zżyci. Coś za coś. Takich więzi nie znajdzie się w stadzie w którym smoków jest piętnaście, czy dwadzieścia. – Mruknęła, chwilowo nieco przygaszona, patrząc z zamyśleniem na horyzont. – Jesteś głodna? – Spytała, zerkając na młodą. Jak nie porwanie siłą, to powolne zdobywanie zaufania. To wszystko mogło porządnie odpłacić się w przyszłości. Wszystko miało głębszy cel. Nakarmi Raktę, porozmawia z nią, poruszy pewne struny, uszkadzając jej wiarę w Ogień, a jednocześnie zainteresuje perspektywą zmiany rodziny. Gdy dorośnie, możliwe że sama podejmie decyzję o zmianie.

: 23 cze 2019, 16:56
autor: Spuścizna Krwi
Jak to dobrze, że Rakta mało uwagi poświęcała cudzej mimice i motywom, jakie przyświecały innym smokom. Dla małej uśmiech to uśmiech. Oczywiście potrafiła odróżnić cudze emocje, ale drobne subtelności unikały jej uwadze, najprawdopodobniej z wyboru. Po co zawracać sobie głowę takimi drobnostkami?
Słysząc o tym, że jej pazur jest mały lekko się naburmuszyła. nie trzeba jej było tego przypominać! I tak wie, że jest mała i słaba... Ciałem. Niech tylko trochę podrośnie, a z pewnością pokaże tej smoczycy swój pazury. A może nawet kły? Ale nie, najwidoczniej nowa "znajoma" usiłowała być miła. Sama zasugerowała, żeby Rakta pokazała pazur, gdy już podrośnie. No dobrze, nie lekceważy jej. Młoda ognista zaczynała lubić pachnącą jaskiniami samicę. Chyba niedobrze to wróżyło. Jej sympatia bywała dziwnie okazywana, o czym mogła przekonać się Szkarłatna Łuska.
Jestem Rakta – nie dodała nazwy stada. Chyba nie musiała, skoro zapach Ognia był dość charakterystyczny. Nie była już nawet pewna, czy powinna mówić, że należy do Stada. Nigdy nie została do niego oficjalnie przyjęta. na myśl o tym znów zagotowało się w jej żyłach. Nie było wątpliwości, że charakter smoczycy był iście ognisty. Jak ogniki śmiały ją lekceważyć? I to po tak długim czasie? ta smoczyca z Cienia, jak sama się przedstawiła, była nią bardziej zainteresowana niż całe Stado Ognia razem wzięte. Tak, chyba przekona Mahvran do przejścia do Ognia. Bedzie miała towarzystwo w Stadzie.
Zdążyłam to zauważyć – odpowiedziała na wspomnienie braku więzi wśród większego Stada, a w jej głosie zabrzmiała lekka gorycz. Czy może inaczej – braku więzi z nią, bo z tego, co zauważyła, ogniści pomiędzy sobą byli silnie związani. Problem z tym, że jej tą więzią nie objęli. Pożałują. Pokaże im, że powinni przyjąć ją szybciej. Nie potrzebuje ich zgody na dołączenie do ognia. Skoro sama uważa się za ognistą, to nią jest i już. Cień musi być dobrym miejscem, skoro smoki w nim są tak ze sobą związane... Ale czy silnym? Czy małe stado może być silne? Wystarczająco, by przetrwać?
Za darmo? – Zapytała, mrużąc podejrzliwie złote ślepia. Może była mała i prosta, ale wymiana zębów nauczyła ją, że nikt nie oddaje niczego za darmo. Chyba, że był szalony. Czy Mahvan była szalona? Rakta nie lubiła na razie formułować długich zdań. Krótkie w zupełności jej wystarczyły.
Nie pomyślała, że pytanie smoczycy mogło być częścią większego planu. A powinna. W tej sytuacji nie trzeba było wiele, by zdobyć zaufanie sfrustrowanego lekceważeniem przez własne stado pisklaka. O ile w przypadku Rakty można było mówić o zaufaniu. Nawet ona w tym momencie kombinowała, jak przekonać nową znajomą do przejścia do Ognia. Czy ma zniszczyć Cień, tak jak planowała zrobić z Wodą, aby Szkarłatna dołączyła do ogników? Tak, to właśnie był jej rodzaj sympatii. Wszystkich, których "lubiła" chciała mieć przy sobie, za wszelka cenę. Nieważne, czego sami pragnęli. Zobaczmy, czy polubi Mahvran.

: 27 cze 2019, 13:32
autor: Infamia Nieumarłych
Ach, gdyby tylko były w stanie słyszeć wzajemnie swoje myśli, gdyby tylko znały swoje wzajemne plany. Niemalże identyczne cele... A jednak tak skrajnie różne. Ciężko byłoby raczej przekonać jedną z nich do zmiany zdania, a inaczej żaden z obu planów przeciągnięcia rozmówcy na drugą stronę konfliktu nie miał szans się powieść.
Nie ciągnęła na razie tematu różnic pomiędzy Cieniem a Ogniem, wolała nie naciskać. Informacje można wyciągać powoli, bo nawet pisklęta mogą dysponować pewnym poziomem świadomości i zdawać sobie sprawę z tego, że ktoś na siłę próbuje się czegoś dowiedzieć. Niektóre nie były wcale takie głupie, jak mówiła reguła.

– Za darmo. – Odparła, po czym z jej gardła wydobyło się krótkie "hm". – Ale nie pogardziłabym w ramach wdzięczności twoją łuską. Twoje są wyjątkowo ładne. – Stwierdziła, siląc się na komplement, by jeszcze bardziej zauroczyć młodą. W międzyczasie Mahvran wyciągnęła małą porcję mięsa , w sam raz jednak by zaspokoić głód mniej lub bardziej wyrośniętego pisklęcia chociaż na jeden dzień. Ot, mała przekąska. Soczysty i krwisty kawałek wylądował ostrożnie przed Raktą, kusząc intensywnym zapachem.
– Wyglądasz na dosyć silną. – Stwierdziła po pewnej chwili, patrząc analitycznie na sylwetkę Rakty. Cóż, pisklę jak pisklę, nie grzeszyło specjalnie niczym i było raczej chude, ale jednak mięśnie łap zaczynały się dosyć ładnie rysować, co dobrze wróżyło na przyszłość. Ale może to zwykłe przeliczenie się w kalkulacjach i Ognista wyrośnie na anorektyczkę. – Masz już jakieś plany na przyszłość? – Spytała, przekrzywiając lekko rogatą głowę, patrząc jak młoda je – o ile faktycznie zgodzi się jeść.

: 27 cze 2019, 17:54
autor: Spuścizna Krwi
Tak, gdyby smoki potrafiły czytać w swoich myślach byłoby łatwiej... Albo trudniej, zależy z której strony patrzeć. Słysząc słowa o łuskach uniosła wzrok, świdrując spojrzeniem Mahvran. Ha, wiedziała. Na tym świecie nie ma nic za darmo. Jej łuska za kawałek mięsa? I zapewne zechce jeszcze tą czerwoną? Nie, czerwonych nie odda. Co najwyżej białe, bo ich ma więcej i nie są taki ładne... Ale zaraz, dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiała?
Wiedziała dlaczego. Widziała i czuła. Ten kawałek mięsa... Nie była jakoś szczególnie głodna, ale ten kolor i zapach. Ta KREW. Och, jakże przyjemna woń dotarła do jej nozdrzy, jakże rozkosznie byłoby zatopić kły w tym kawałku mięsa, wysmarować pysk posoką, rozchlapać ją na swoich łuskach. Nie było na świecie nic piękniejszego niż krew. Trudno było jej oderwać wzrok od kawałka krwawego mięsa, aby ponownie spojrzeć na smoczycę. W złotych ślepkach błyszczał głód. Nie głód fizyczny, świdrujący żołądek. Ale powstrzymała go. Była już starsza i wiedziała, że gdyby teraz rzuciła się na krew... Znaczy się na mięso to na pewno musiałaby zapłacić za nie łuską... A może tak dobić innego targu? Nie zaszkodzi spróbować.
Zjem mięso i nic nie będę miała, a ty dalej będziesz miała moja łuskę – powiedziała do cienistej, ponownie wracając spojrzeniem do krwawego skarbu. I znów z trudem oderwała wzrok od wspaniałej czerwieni.
Ząb za łuskę? Albo łuska za łuskę? – Zasugerowała. Wiedziała już, jak smoki reagują na myśl o wyrwaniu swoich łusek. O zębach nie mogło więc być mowy, ale może jednak? Może jej rozmówczyni nie będzie takim tchórzem jak Dymiące Zgliszcza, który bał się wyrwać swoich łusek bo "to boli"? I to gdy mówił do niej, podczas gdy jej pyszczek spływał krwią po tym, jak własnymi pazurami wyrwała sobie ząb? I Aank, wcale nie była lepsza. Powiedziała, że nie można jej chcieć tego, czego chce. Nudziarze.
Tak, a przy okazji może smoczyca zapomni, że mięso mogłoby być za łuskę? Rakta zdobędzie ząb... Albo łuskę i jeszcze posmakuje krwi. Wyjdzie na tym zwycięsko, a bardzo nie lubiła przegrywać. Odmowa wywoływała u niej raczej gwałtowne reakcje.
Następne słowa były dla niej... Dziwne, ale miłe. Mahvran nie mogła wiedzieć, że poruszyła w sercu Rakty strunę, której nikt do tej pory nie poruszył. Te proste słowa "Wyglądasz na dosyć silną". Nigdy nie usłyszała o sobie czegoś podobnego. Czuła się lekceważona ze wzgledu na słabość własnego ciała. W świecie widzianym jej oczami tylko silni się liczyli... A jednak Mahvran powiedziała to, co Rakta pragnęła usłyszeć. Może nie było to "oficjalnie przyjmuję cie do stada", które podświadomie pragnęła, ale... Tak, siła była wszystkim, prawda? Siła, krew i stado.
Będę walczyć kłami i pazurami – Jak to nazywali? Wojownik? Chyba jakoś tak. Rakta nie zawracała sobie tym głowy, gdy jej duma została mile połechtana. Bedzie Wojownikiem. Będzie silna. Wystarczająco silna, aby wziąć sobie to, czego chciała, usuwając wszystkie przeszkody na swojej drodze.

: 05 lip 2019, 17:20
autor: Infamia Nieumarłych
Mahvran uniosła lekko łuk brwiowy i minimalnie cofnęła szyję, jeszcze bardziej ją wyginając. Hm. Rakta potrafiła być nieco zgryźliwa i marudna. Z jednej strony to dobrze, z drugiej niekoniecznie. Chociaż... Umie walczyć o swoje, nie jest aż tak uległa. Byle tylko pokierować to w dobrym kierunku. Pytanie tylko, czy to nie jest zbyt ciężkie zadanie jak dla młodej wywerny.
– Jak to nic? Nie będziesz głodna przez pewien okres czasu. To błogosławieństwo, niemalże. – Odparła z nutą zaskoczenia, ale bez wrogości. Nie chciała zrazić do siebie małej Ognistej, ale jednocześnie też musiała dać jej do zrozumienia, jak działa świat, i że nie wszystko można ugrać w taki sposób, jaki się chce.
– Łuska za łuskę, niech będzie. – Postanowiła jednak przystać na tę propozycję, bo sama miała wielką kolekcję łusek, piór, kłów i czaszek, odziedziczonych po swoich przodkiniach, które zbierały je od setek księżyców. Kleryczka wygięła szyję i wbiła zęby w piaskowo-brązową łuskę przy ramieniu skrzydła. Szarpnęła łbem, wyrywając ją. Z nowopowstałej rany zaczęła sączyć się ciepła, ciemnoczerwona krew; nieco ciemniejsza niż u przeciętnego smoka, ale nadal nie czarna.
– Godne podziwu. To dosyć ciężka, życiowa droga. Ale pewnie dasz sobie radę. – Mruknęła, wypuszczając łuskę z zębisk i chwytając ją w locie w chwytny palec skrzydła. Nie oddawała jej jeszcze; czekała, aż Rakta podaruje swoją. Była ciekawa, czy młoda faktycznie będzie miała na tyle siły, by zranić samą siebie. Nie była aż tak mała, ale wciąż... To było pisklę. Odporność na ból i odwaga były u nich tak samo zróżnicowane, jak u dorosłych, ale mimo wszystko raczej mniejsze.

: 05 lip 2019, 17:52
autor: Spuścizna Krwi
Raka była po prostu dość egoistycznym stworzeniem. Przyjmowała za pewnik to, jak sama widziała świat, nie dopuszczając do siebie myśli, że inni mogą nie podzielać jej zdania. Och, oczywiście wiedziała, że mogą widzieć to inaczej, ale uznawała taki stan rzeczy za błędny i wymagający naprawy. Czy Mahvran wymagała naprawy? Rakta była tego bardzo ciekawa.
Tak, ale to błogosławieństwo – czymkolwiek było błogosławieństwo –będzie trwało krótko. A potem znów będę głodna – zauważyła. Zawsze mogła upolować coś sama... Gdy już się tego nauczy. Albo po prostu wykorzystać Łowców Ognia. W końcu zgodnie z tym, co mówili wszyscy, Łowcy muszą karmić smoki ze swojego stada.
W tym przypadku nie była marudna. To jej głosu był niewinnie pisklęcy, stwierdzający po prostu fakty. proste prawa, rządzące tym światem. No, może było tu tez trochę łagodnej manipulacji, bo w końcu jeśli mogłaby dostać coś za darmo, to czemu by z tego nie skorzystać?
Słysząc odpowiedź cienistej uśmiechnęła się szeroko. Co prawda łuska to nie ząb, ale... Tez była dobra. była pamiątką, skarbem. Czymś, co będzie nalizało do niej i tylko do niej. Mała materialistka chciwie przypatrywała się procesowi wyrywania łusek. jej ciało niemal niedostrzegalnie zadrżało na widok krwi wypływającej z miejsca, z którego Mahvran wyrwała łuskę. Nieuważny obserwator pomyślałby, że mógł to być dreszcz strachu na myśl o tym, że w wkrótce ona sama również sprawi sobie ból. Uważniejszy dostrzegłby jednak wyraz czystego pożądania, gdy smoczyca wbijała wzrok z pływającą krew. Ach, zlizać ją, rozkoszować się tym słodkim, metalicznym smakiem... Nieświadomie zrobiła nawet krok w kierunku Mahvran. Gdy była młodsza po prostu by ja zlizała... Teraz nieco lepiej się kontrolowała. Tylko odrobinę, ale udało jej się powstrzymać na jednym kroku.
Czy bała się bólu związanego z wyrwaniem łuski? Ha, jako młodsze niż teraz pisklę wyrwała sobie ząb. Czym był ból wyrwania łuski w porównaniu z wyrwaniem własnego zęba? I słodyczą krwi, wypełniającą pysk wraz z satysfakcją tego, że własnymi szponami zdobyła dla siebie skarb? A nawet dwa? Niczym.
Bez wahania sięgnęła do jednej z łusek na swoim lewym boku, w okolicach skrzydła i mocnym szarpnięciem wyrwała biały fragment swojego ciała. Białą łuskę, bo przecież czerwonych nie odda. Wyciągnęła ja w kierunku Mahvran oczekując, że to ona pierwsza odbierze z łap Rakty łuskę. Chyba nie wierzyła, że pisklę może być odważniejsze niż jakiś tam Dymiące Zgliszcza, który bał się oddać jej jedną z własnych łusek. Tchórz i słabeusz. To wcale tak bardzo nie bolało. Może trochę, ale co z tego? Ten ból to nic.
Wiem. Jestem silna... To znaczy będę. i wtedy im wszystkim pokażę – pokaże ognistym, e powinni ja przyjąć do Ognia. Niech żałują, że tego nie zrobili. Pokaże, że jest silna, tylko oni nie dostrzegli tego w porę! Tak, jej rozumowaniu brakowało nieco logiki, ale była jedynie pisklęciem, posłusznym swojej naturze.
Jej wzrok znów uciekł ku krwi. Zapach krwi z mięsa przyniesionego przez Mahvran, zapach krwi jej własnej oraz cienistej. Zabójcza mieszanka dla jej samokontroli. Żarłocznym wzrokiem obrzuciła mięso i nie tracąc już czasu rzuciła się na kawałek, z lubością smarując pysk posoką. Nie jadła zbyt ładnie i nie dbała o to, co ktoś o niej pomyśli. Tak, samokontrola była jednak przereklamowana. Dlaczego tak długo odkładała tą przyjemność? To nie tak, że była jakoś strasznie głodna... Po prostu chciała posmakować krwi. Teraz, już, niezależnie od wszystkiego. Być może później będzie musiała to odpłacić, ale w tym momencie jej zmysły były zbyt mocno atakowane wonią i zapachem szkarłatnej posoki, by zawracała sobie tym głowę.

: 05 lip 2019, 19:23
autor: Infamia Nieumarłych
Przez pysk Cienistej przebiegł cień enigmatycznego uśmiechu. Młoda była całkiem bystra. Obiecująca jednostka. Ahh, byle tylko pozbyć się z niej tego obrzydliwego zapachu siarki... I zastąpić go stęchlizną ciemnych, wilgotnych jaskiń.
– Ale masz gwarancję przetrwania kilku kolejnych dni. – Odparła, patrząc jak młoda wyrywa sobie cudną, białą łuskę. Dobrze, Mahvran bardziej ceniła biel od czerwieni. – Niektórzy nawet na to nie mogą liczyć. Pamiętaj, gdy ktoś ci coś daje, przyjmuj. – Stwierdziła, przyjmując od Ognistej kawałek jej ciała, w zamian podsuwając pod jej łapy swój własny. Mahvran przyjrzała się nowej pamiątce, oglądając ją pod różnymi kątami, nie ścierając kilku kropel krwi które na niej osiadły. Schowała skarb do niewielkiej, płóciennej torby, z której unosił się lekki zapach ziół.
– Mogę ci pomóc w zostaniu silną. – Powiedziała mrukliwie, nieco ciszej, zupełnie jakby chciała zaintrygować Raktę – jakby mówiła jej jakiś sekret. – Pokazać twojemu umysłowi i mięśniom odpowiednią drogę. Niektórzy z moich przodków byli tak zwanymi berserkerami, parającymi się brutalną walką. Nie należę do nich, ale mam część ich wiedzy. – Mówiła spokojnie, pozwalając młodej jeść. Żarłoczna, no proszę. Mahvran nie odrywała od niej wzroku, wpatrując się w młodą, potencjalnie zabójczą w przyszłości istotę. Coś z niej będzie. Byle tylko stała po właściwej stronie barykady. Najwyraźniej póki co tak nie było.
Ale wszystko jest kwestią czasu. I cierpliwości.

: 05 lip 2019, 19:50
autor: Spuścizna Krwi
Rakta skończyła z posiłkiem, oblizując pysk z lubością. Zlizała każdą, nawet najmniejszą kropelkę krwi. Zastanawiała się przez chwile, czy nie pokusić się o zjedzenie ziemi, w którą wsiąkło trochę odżywczej substancji, ale szybko zrezygnowała. Chrzęst ziemi między zębami nie był zbyt przyjemny.
Nic nie jest za darmo. Czasem trzeba się zastanowić, czy coś, co przyjmujemy jest warte swojej ceny – zauważyła, odpowiadając na słowa Mahvran. Wyjątkowo poważnie, jak na pisklę. Nawet bez łusek usmarowanych krwią, dzięki swojemu ubarwieniu wyglądała tak, jakby właśnie zanurzyła się w posoce. niepokojące wrażenie, nawet u tak młodej istoty... A to w połączeniu z jej słowami mogłoby zmusić do refleksji, co w przyszłości wyrośnie z młodej smoczycy. Czy była gotowa zapłacić każdą cenę? Nie każdą – nie odda swoich skarbów. To JEJ skarby.
Z zadowoleniem przyjęła łuskę nowej znajomej. ona nie zostawiła na niej resztek krwi Mahvran. Zlizała je, napawając się smakiem cudzej krwi. Była smaczniejsza niż jej własna, ale może było to jedynie wynikiem jej podświadomości. Zawsze lepiej smakować krew innych niż własną. Kolejny skarb do kolekcji. Chyba zacznie je zbierać, nawet jeśli łuski nie mogły równać się z kłami. Tym bardziej, jeśli nie były czerwone. mimo wszystko był to jakiś cel w życiu, więc czemu nie miałaby wziąć przykładu z Mahvran? Wydawała się być taką rozsądna smoczycą... Przynajmniej w jej wypaczonym światopoglądzie.
Słysząc konspiracyjny głos smoczycy z zainteresowaniem wyciągnęła w jej stronę szyję, aby nie uronić żadnego słowa. Złote oczka rozbłysły entuzjazmem. Miałaby się uczyć? Być silniejszą? Groźniejszą? Tak, mogłaby to zrobić. Tylko dlaczego Mahvran miałaby jej pomagać? Czy z tym też wiązałaby się cena, którą Rakcie przyszłoby zapłacić? Jak mówiła wcześniej, nic nie było za darmo. Propozycja była jednak tak kusząca...
Moi przodkowie byli Wojownikami – odpowiedziała, udając brak zainteresowania. No cóż, nie do końca wyszło. Wyraźne zaciekawienie w jej oczach świadczyło o tym, że mała chciała wiedzieć więcej. I nie kłamała, gdy to mówiła. Jej ojciec, dziadek, babka, pradziadek – wszyscy byli Wojownikami Ognia. Miała to we krwi. Też miała wspaniałych przodków! Tylko oni już odeszli, a Mahvran była tutaj. Gotowa, by ją nauczyć. Ale za jaką cenę? Berserker... Brzmiało groźnie, a jednocześnie ekscytująco.
Dlaczego? – Zapytała po chwili, nie mogąc dłużej tłumić pisklęcej ciekawości. Dlaczego Mahvran chciała jej "pomóc"? Należały do innych stad. Rakta nie znała pojęcia pomocy miedzy stadnej. Szkoda, że Mahvran nie należała do Ognia, że nie były w jednym stadzie.

: 06 lip 2019, 18:18
autor: Infamia Nieumarłych
Lewy kącik pyska wywerny uniósł się lekko w cynicznym uśmiechu. No proszę, błyskotliwa młódka. Ach, byle tylko odpowiednio ją pokierować... Mahvran wciąż miała z tyłu łba świadomość tego, że według zeznań Rakty kilka smoków Ognia już ją widziało, więc próba przeciągnięcia jej do Cienia byłaby ryzykowna. Byłoby zabawne, gdyby zainteresowali się nagle zniknięciem młodego, podczas gdy podobno nie chcieli w ogóle zwracać na nie uwagi, gdy plątało im się między łapami. Dziwne, ale dosyć prawdopodobne. Tutejsze stada miały dziwne toki myślenia i dziwny sposób podejmowania działań.
– To dobrze. Masz walkę we krwi. – Powiedziała, również nieco ciszej, zadowolona że udało jej się zainteresować czymś młodą. Tak, wciąż miała plastyczny umysł. Mokra, miękka glina, wręcz prosząca o uczynienie z niej czegoś pięknego i praktycznego.– Jeżeli ktoś cię odpowiednio pokieruje, masz duże szanse na to, by zostać lepszą nawet od swoich przodków. A podejrzewam, że byli wyjątkowo potężni, widzę to w tobie. – Ach, łechtanie ego mogło też pomóc. Manipulacja była przyjemną zabawą z wieloma dozwolonymi chwytami. Samica przeszła z pozycji siedzącej do leżącej, by być bliżej młodej, poniekąd zniżyć się do jej poziomu. Kolejny stopień zdobywania zaufania. Puste ślepia wywerny nie niosły w sobie żadnych emocji, ale jej pysk był łagodny, a jednocześnie przeskakiwały po nim cienie zawadiackich nut.
– Bo widzę w tobie potencjał. Mało kto go w sobie ma. Poza tym... Powiedziałaś mi, że w Ogniu czujesz się zignorowana. Nie chcę, by zaprzepaszczono to, co w sobie masz. A masz w sobie silną duszę, nad którą warto popracować. – Powiedziała, uśmiechając się minimalnie, nieco enigmatycznie. – Świat pełen jest bezwartościowych jednostek. Chcę ci pomóc, bo wierzę, że jesteś godna bycia częścią elity. Bycia ponad resztą.

: 06 lip 2019, 19:50
autor: Spuścizna Krwi
Być może była zbyt młoda by zdać sobie sprawę, że pada ofiarą manipulacji. A może nie? Może jednak czuła, że Mahvran chce ja do czegoś wykorzystać? Nie, zapewne ta pierwsza opcja była bardziej realna. Rakta była przecież dopiero małym pisklęciem, które jeszcze nie nauczyło się zbyt dobrze kłamać. Widziała świat we własny, pokrętny sposób i uważała, że ma we wszystkim rację. Teraz zatem z zainteresowaniem słuchała słów smoczycy Cienia, a końcówka jej ogona poruszała się na boki w wyrazie tłumionego entuzjazmu.
Tak, Mahvran doskonale wiedziała, jak nią rozgrywać. Wiedziała, w jakie tony uderzyć, by próżność Rakty została mile połechtana. Wiedziała, czym nakarmić wielką ambicje małej smoczycy. Nic dziwnego, że Rakta, która do tej pory nie wzbudzała u innych wielkiego zainteresowania, czuła się wreszcie doceniona. Nareszcie ktoś się na niej poznał. Dostrzegł jej siłę, skrytą w kruchym, pisklęcym ciele. Czy można było mieć jej za złe, że nowa znajoma budziła w niej więcej emocji niż stado, które do tej pory nie uznało ja za swoją? Jej słowa były takie kuszące, wręcz hipnotyzujące. Może i Mahvran coś kombinowała, może przyjdzie jej za to zapłacić... Ale Rakta chciała uwierzyć w "dobre" intencje wywernowej smoczycy. Czy cena nie będzie zbyt wysoka?
Młoda wypięła dumnie pierś. Tak, ego rosło i rosło. Już wcześniej było duże, w końcu była córką JEGO, ale teraz urosło jeszcze bardziej. Czy przyniesie to dobre skutki w przyszłości?
Jak mam to zrobić? – Zapytała, przekrzywiając lekko głowę. Jak ma zostać elitą, czymkolwiek była elita? Jak ma stać się lepszą od innych. Chciała być lepsza od innych. Najlepsza! Chciała, aby jej imię zapisało się w historii wolnych Stad na zawsze. W jakikolwiek sposób. Jak można było osiągnąć to inaczej niż będąc najsilniejszą? Najlepszą? Mahvran mówi, że zna sposób i chce go jej przekazać. Jak mogłaby nie skorzystać?
Chodź do Ognia – powiedziała nagle do cienistej. Tak, Mahvran przejdzie do Ognia i nauczy ja, jak być najlepszą. Razem naprawią Ogień i zapiszą się w historii świata. Będąc razem w stadzie będą mogły pomagać sobie za darmo. Czyż nie była genialna?

: 06 lip 2019, 20:31
autor: Infamia Nieumarłych
Wyglądało na to, że póki co wszystko szło sprawnie. Mahvran uznała ten postęp za swój pierwszy, mały sukces. Jej chęć zmanipulowania Rakty wynikała nie tylko z racji tego, że chciała wspomóc własne stado. Zależało jej na zyskaniu szacunku Ojca. Chciała mu się przypodobać, chciała mu udowodnić, że jest jego najlepszym potomkiem. Zawiódł go Garruk, a i Khuran był bardzo niskiej wartości, przynajmniej według wywernowej kleryczki. Wiedziała, do czego przyczynił się dziesiątki księżyców wcześniej. Nie potrafiła mu zaufać. Nie uznawała go jako brata, nawet przyrodniego.
Tylko ona była na tyle godna, by mieć w sobie krew Szydercy. I tego zamierzała dowieść.

– To ciężka praca, wymagająca czasu, cierpliwości i determinacji. Ale dasz radę. Ja cię pokieruję. Z pomocą mojego ojca. On także należy do wąskiej grupy najlepszych, sam jest wybitnym wojownikiem. – Uśmiechnęła się znów i przysunęła pysk nieco bliżej, jakby znów wyjawiając intrygujący sekret. Mówiła powoli, ale w miarę cicho, by nadal podkręcać ciekawość młodej wizją wgryzienia się w zakazany owoc. – Pozbawił życia dwa smoki w ciągu kilku chwil, a jednego doprowadził na skraj. Nikt inny spośród obecnie żywych nie może się czymś takim pochwalić. Może nawet znał twojego ojca, to smoki tego samego pokroju. – Wyjawiła, chcąc też zainteresować Ognistą wizją spotkania z Khagarem. Koniec końców, to on był wojownikiem. Ojciec-kat, matka-wiedźma. Cóż mogło wyjść z takiego połączenia?
Czułki otaczające jej głowę, częściowo schowane pod rogami zafalowały, gdy pisklę wystosowało własną propozycję. No proszę, a więc to była gra na dwa fronty. Mahvran ukryła zdziwienie. No proszę, cóż za cwana bestia z tej małej. Z jednej strony to ciekawe, z drugiej utrudni wcielanie planu kleryczki w życie. A było tak dobrze...

– Moja dusza i serce należy do mojej rodziny. Do Cienia. Ogień... Z tego, co usłyszałam, wynika że nie są to dobre smoki. Nie wykazują chęci pomocy. Nie widzą twojego potencjału. Gdybyś z kolei ty zechciała wkroczyć do nas, zajęlibyśmy się tobą, byś ty mogła być z siebie dumna, jak i twoi przodkowie. Nikogo nie zostawiamy samemu sobie. Każdy dostaje u nas szansę. A pod moim okiem mogłabyś osiągnąć coś, o czym nawet ci się nie śniło. – Uśmiechnęła się, tym raczej szerzej. W uśmiechu tym była łagodność, ale też coś jeszcze. Coś skrytego głębiej, coś niepokojącego, ale jednocześnie w pewien sposób intrygującego. Zupełnie, jakby przed Raktą miały otworzyć się złote bramy. – Jeżeli ja dołączę do Ognia, to będziemy tylko my dwie, same. Jeżeli natomiast poszłabyś ze mną, miałybyśmy całą, wierna rodzinę. Nie trudno zauważyć, który układ jest bardziej korzystny. Im więcej lojalnych smoków masz dookoła siebie, tym więcej wiedzy pochłoniesz. Tym więcej uwagi i uznania zyskasz.

: 07 lip 2019, 10:40
autor: Spuścizna Krwi
Ciężka praca? Rakta przez chwilę zastanawiała się, czy lubi ciężką pracę. Czy małe pisklę, jak ona kiedykolwiek ciężko pracowało? Nie, nie przypominała sobie. Jak mogła określić, jak ciężką praca była ciężka praca oraz czy lubi ją czy nie? Determinacji jej nie brakowało, za to cierpliwości... Cóż, pisklęta z natury nie były cierpliwe. Dodajmy do tego ognisty temperament białej, wyglądającej na skrwawioną smoczycy i mamy mieszankę wybuchową. Napędzaną mrocznymi intrygami Mahvran. Cóż, ciekawość i ambicja nie potrzebowały wiele więcej. Nie wiedziała tylko, czy chciałaby być kierowaną". Mahvran była teraz od niej silniejsza, a przynajmniej starsza. A Rakta szanowała siłę. Słuchała tylko silniejszych lub równych sobie. Traf chciał, że na razie byli to niemal wszyscy. Nie podobało jej się to, bardzo jej się to nie podobało. Nie chciała, aby ktoś nią kierował. To ona chce kierować!
O wszystkim zapomniała, gdy usłyszała o ojcu Mahvran. Zabił dwa smoki w ciągu kilku chwil? I ranił śmiertelnie kolejnego? Cóż to musiała być za potęga! Za siła! Czy ktoś w Ogniu mógł mu dorównać? Czy ona, jeśli Mahvran ją nauczy będzie tak samo silna? Albo silniejsza? Niemal podskoczyła z podekscytowania.
Jak ich zabił? – Zapytała, uśmiechając się szeroko, jakby właśnie usłyszała o jakimś cudownym zdarzeniu, a nie krwawej jatce. Tak, była pokręcona – a we własnym uznaniu całkiem normalna. Czy było tam dużo krwi? Musiało być dużo krwi. Dlaczego jej tam zabrakło? Może powtórzy to w Ogniu? I jeszcze ojciec Mahvran mógł znać jej ojca.
A właśnie, ogień. Kolejne słowa Mahvran były już inne. Wywołały inną reakcję. Rakta zamarła na chwilę. Ach, więc to była cena, jaką miała zapłacić za wiedzę i możliwość przyszłej potęgi? Zdrada Ognia i przejście do Cienia. Porzucenie stada. Ta myśl była... Niewygodna. Bardzo niewygodna. Jak kolec wbity między łuski. Irytujące wrażenie, że coś tam jest nie tak, ale bardzo ciężko tego cosia się pozbyć. Słowa o rodzinie nie pociągały jej za bardzo. Nie znała rodziny. Nie był to argument, jaki mógłby ją przekonać. Nie bardziej niż słowa o sile, jaką mógłby tam zyskać. Była jednak jeszcze młoda. Tak świadome decyzje musiały mieć czas, aby się rozwinąć. Rakta, pomimo niechęci, jakie wzbudziło w niej traktowanie jej osoby przez Ogień nigdy nie myślała o zmianie stada. Jej krew pochodziła z Ognia. To tam miała dotrzeć, tam wzywał ja zew. Nie została jednak przyjęta tak, jak się spodziewała. Jak podświadomie pragnęła.
To jest cena za drogę siły? – Zapytała, mrużąc lekko oczy. A co jeśli Mahvran kłamała? Jeśli nie znała sposobu, aby uczynić ją silniejszą? Jeśli wszystkie jej słowa sprowadzały się jedynie do tego, aby przeciągnąć ją do Cienia? I czy Cień naprawdę by ja zechciał? Bardziej niż Ogień? Pozostawało jednak najważniejsze pytanie.
Czy Cień jest silniejszy od Ognia? – Tak, właśnie to pytanie. Więzi więziami, rodzina rodziną, ale... Najważniejsza była siła. Potęga Stada. A Mahvran mówiła, że jej stado nie było zbyt liczne. Było zatem słabe? Nawet ze smokiem, który potrafił zabić dwa inne smoki w kilka smoczych oddechów? To dlatego chciała ją przeciągnąć do Cienia? Osłabić Ogień? Ale co takie pisklę jak ona miałoby zrobić? Nikt nie zauważyłby jej zniknięcia.

: 07 lip 2019, 11:41
autor: Infamia Nieumarłych
Wywerna starała się powstrzymać chęć uniesienia wysoko rogatego łba i ryknięcia na znak dumy z siebie. Udało jej się chwycić młodą, zaintrygować ją. Istniało ryzyko, że ta przejrzy Mahvran i jej prawdziwe intencje – które, mimo wszystko, były jednak bliskie temu, co przekazywała w swoich słowach – i się spłoszy, nagle wracając do Ognia i wyrażając wobec nich swoją miłość. A jednak wyszło tak, jak powinno. Rakta nie była wprawdzie jeszcze Cieniem, ale miała w sobie coś, co pozwoli jej nim zostać w przyszłości.
– Pierwszego spopielił ogniem z własnej gardzieli. Drugiego, tego, który przeżył, również. Trzeciemu rozłupał czaszkę jednym ciosem swojej pięści. – Starała się przybrać ton głosu matki, opowiadającej swojemu dziecku pasjonującą historię. Skoro taka tematyka interesowała młodą, to czemu i nie? Dobrze, że wolała takie historyjki aniżeli sztuczne, przekolorowane na potęgę opowieści o heroizmie. – A to wszystko w ciągu jednego dnia. Linia mojego ojca i mojej matki jest pełna takich osiągnięć. – Odparła, mówiąc wszakże prawdę. Jakkolwiek czciła ziemię, po której stąpał Kheldar, miała też świadomość tego jaką niezwykłą krew miała od strony Aenkryntith, która również pozbawiła życia dwa smoki w ciągu kilku chwil.
Mahvran usłyszała melodyjny szept z tyłu łba, wyczuwając, jak jedna z umarłych dusz zaczyna nucić jej do ucha. Wywerna westchnęła cicho, niemalże odpływając, zanim kolejne pytanie Rakty nie ściągnęło jej z powrotem na ziemię.

– Teraz może to wyglądać jak duża cena, ale w przyszłości zrozumiesz, że łuska, którą ode mnie otrzymałaś jest warta więcej. – Wyjaśniła, oblizując wargi rozwidlonym jęzorem. Rakta zadawała mądre pytania, dysponowała bystrością myślenia bardzo rzadką dla tak młodego smoka. To czyniło całe zadanie Mahvran cięższym, ale przy tym bardziej intrygującym. – Jeżeli patrzysz pod kątem liczebności – nie. Nas jest mniej. Ale co jest więcej warte – mniej smoków, ale takich, które są silne i razem tworzą potęgę, czy tuziny słabych, rozproszonych, okłamujących samych siebie? – Pytanie było retoryczne, ale samica ciągnęła dalej, wyczuwając pewną nutę wahania u Ognistej. – Cień dysponuje siłą, o jakiej Ogień nawet nie marzy, bo jest zbyt ślepy. Pochodzącą z potężnej woli, która zmiażdży każdą przeszkodę. – Odetchnęła cicho, nieco zmęczona tak długim mówieniem, nie mniej jednak nadal nie rezygnując z przyjaznej postawy wobec pisklęcia. Wiadomo, że droga, jaką obrała sobie Cienista była pełna różnych przeszkód. Teraz miała okazje by pokazać swoją własna siłę, pokonując je i osiągając cel, jakim było zasilenie szeregów swojej rodziny.
– Nie musisz podejmować decyzji teraz, Rakto. – Wypowiedziała jej imię z pewnym szacunkiem, wiedząc, że to może mieć duży wpływ na odbiór ze strony młodej. – Proszę jednak, abyś tę rozmowę zachowała dla siebie i tylko dla siebie. Ogień jest pełen chaosu – takiego, który wyniszcza ich samych – i błędnych przemyśleń. Niech to, co się wydarzyło, niech całe to spotkanie będzie naszą tajemnicą. A jakbyś chciała się ze mną kiedyś znowu zobaczyć, to będę do twojej dyspozycji. Hm?

: 07 lip 2019, 12:29
autor: Spuścizna Krwi
Tak, nie była to łatwa decyzja. Tym bardziej, że młode pisklę jak Rakta wyjątkowo nie lubiło podejmować decyzji. Przemyślanych decyzji. Te, podejmowane w jednej chwili, pod wpływem impulsu były czymś znacznie łatwiejszym i bardziej zabawnym. Rakta z jednej strony była niezadowolona, że ktoś kazał – nie prosił – o przemyślenie czegoś takiego. Z drugiej jednak strony czuła się dowartościowana. Być może Mahvran chciała nią rozrywać. może chciała ja wykorzystać. Może kłamała i jedynie słodziła swoimi słowami, aby przeciągnąć ją na stronę Cienia... Ale czy miało to znaczenie? była pierwsza, która naprawdę dostrzegła Raktę. Uznała, że warto jest mieć ją po swojej stronie. Tego nie zrobili ogniści. Być może młoda miała do nich większy żal, niż przyznawała sama przed sobą. Była jednak ognistą. Z temperamentu, z krwi. To głos Ognia pchał ją na przód, gdy jako dwuksiężycowe pisklę trafiła na tereny Ognia. To krew jej przodków sprawiała, że miała siłę, by przetrwać tą podróż.
Zapamiętam... I przemyślę. A ty przemyśl dołączenie do Ognia. Możemy go razem naprawić – powiedziała do Mahvran. Tak, ona nie bawiła się w manipulacje. Mówiła prosto to, co myślała. W końcu jeśli Cień nie był zbyt liczny, to mógł zniknąć w każdej chwili, a wtedy Mahvran będzie potrzebowała nowego domu. Rakta przyjmie ją z otwartymi skrzydłami. Znacznie lepiej, niż sama została przyjęta do Ognia. I razem naprawią Ogień od środka. A potem naprawia jeszcze Wodę. O istnieniu Ziemi wciąż nie miała pojęcia.
Nic nie powiem. I tak nikt nie zapyta – wzruszyła lekko skrzydłami. Czuła, że taka rozmowa i tak nie zostałaby dobrze przyjęta przez ognistych. nie wiedziała dlaczego, bo w końcu żadna z nich nie zrobiła nic złego. Jedynie rozmawiały, prawda? Rakta miała prawo do myślenia i wciąż czuła się ognistą.
Tak jak Mahvran mówiła, że czuła więź z Cieniem, Rakta uważała się za Ogień. Nawet jeśli obecni ogniści nie byli tym Ogniem, który ona miała na myśli, to wciąż jeszcze jest dla nich nadzieja. Nadzieja na to, że z wystygłych popiołów znów wystrzelą gorące płomienie. Zanim podejmie jakakolwiek decyzje chciała przekonać się, czy gdy podrośnie i stanie się silniejsza, Ogień w końcu ją zauważy. W końcu ją doceni. Chciała sprawić, aby pożałowali, że nie zrobili tego wcześniej. A jeśli wciąż nie będą jej chcieli miło wiedzieć, że istnieje ktoś, kto pragnął mieć ją przy sobie. Nawet jeśli Mahvran kłamała, aby ją do siebie przekonać, Rakta mogła przymknąć na to oko.