Strona 23 z 34

: 22 mar 2018, 11:05
autor: Dzika Gwiazda

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie przymrożonego nosa. Ją także dotknął chłód w świątyni, ale na szczęście górska krew sprawiła, że nic jej się nie stało. Sytuacja nie była wtedy wesoła, ale od tej pory trochę się poprawiło. Owszem, wciąż było chłodno i cicho, ale przynajmniej nie miało się wrażenia, że bogowie nie chcą więcej smoczej obecności w świątynnych grotach.
Teraz jest już lepiej. Rozmawiałam o tym z Prorokiem, kilkanaście księżyców temu. Bogowie nie skrzywdzą smoka modlącego się w ich domu, więc nie musisz się obawiać. Wciąż panuje tam chłód i cisza, trudno także dostać od nich jakąś odpowiedź, ale nie jest to niemożliwe. – powiedziała, wspominając wszystkie pojedyncze uczucia i dotyki ciepła, jakich do tej pory tam doświadczyła. Przytaknęła głową na jego plany. Polować gdzieś musiał, więc pewnie dogadał się z Wodnikami lub Ogniem. Smoczyca chwilę milczała po jego pytaniu. Powiedzieć mu? Nie powiedzieć i udawać, że nie wie? Iskra miała giętki umysł, byłaby w stanie wymyślić na poczekaniu relatywnie prawdopodobną bajeczkę. Stwierdziła jednak, że nie powinna tego ukrywać, wszak była mu coś winna.
Gdy zdecydowałeś się na wygnanie i odszedłeś ze Szczerbatej Skały nie zaufałam twoim słowom, że zostaniesz za Barierą, więc ruszyłam twoim tropem. Kilka dni spędziłam przy Barierze, kilka po za nią. Nie maskowałeś się zbytnio, więc znalazłam twoje ślady na granicy z Ogniem. Powiedziałam o tym Nieugiętej, a ona rozsierdzona wezwała Płomienia. – powiedziała. Mówiła spokojnie, jakby relacjonowała mu swoje ostanie polowanie. Nie było w jej głosie dumy, chociaż w głębi serca czuła satysfakcję z tego, że miała rację oraz tego, że udało jej się go wytropić. – Mówisz, że nie zdążyłeś spotkać się z Płomieniem Świtu, więc musiał być świadomy twojej obecności na terenach Ognia. Musiał na nią zezwolić, chyba że Ognie nie prowadzą patroli, w co wątpię. Ktoś musiał zauważyć twoją obecność. – urwała na chwilę, mrużąc ślepia. – Ten dwunóg, co mianował się zastępcą Ognia, wtedy na Skałach Pokoju, mówił prawdę czy kłamał? Twierdził, że nie nie było cię na ich terenach, ale słowa Płomienia temu zaprzeczyły. Więc albo trzymał twoją obecność w tajemnicy przed wszystkimi, co raczej nie spodobałoby się stadu, albo jego zastępca próbował nas okłamać. – końcówkę powiedziała bardziej do siebie, niż do czerwonofutrego, rozkładając sytuację na najdrobniejsze szczegóły. Coraz więcej miała pewności, że zastępca kłamał. Wyobraziła sobie odwrotność tego scenariusza: oni zostają wezwani na Skały Pokoju, bo Nieugięta kryje na swoich terenach uciekiniera z innego stada, wcześniej nic o tym nikomu nie mówiąc. Łowczyni w życiu nie zgodziłaby się bronić i walczyć za smoka, którego nie znała, ba uznałaby rozpętywanie wojny z jego powodu za czyste szaleństwo. Większość Ogni musiała więc wiedzieć. Pokręciła głową. – Nie wiem czego się spodziewał udzielając azylu tobie i tej drugiej, Feridzie. Że sprawa rozejdzie się po kościach? Że Ziemia odpuści? W to jeszcze byłabym w stanie uwierzyć. Ale przecież z góry było wiadomo, że Cienie będą domagać się krwi Feridy, że w końcu prędzej czy później dowiedzą się, że udzielił jej azylu. Liczył, że Upiona przyjdzie i powie, hej, wiesz co, miej ją sobie? – zapytała unosząc brwi. Cały ten ciąg brzmiał absurdalnie. Westchnęła lekko.

: 22 mar 2018, 22:45
autor: Ostatnie Ogniwo
Trzeba będzie odwiedzić świątynię skoro się już uspokoiło, tylko pytanie czy Bogowie dadzą jakiś znak, czy nadala są na coś źli. Może jednak cały ten czas byli tylko, niektórych ignorowali?
Zaranna rozmawiała z prorokiem, nie wiedziałem, że przyjmuje gości. Jeśli tylko bym to wiedział przed jego śmiercią, mam tyle pytań do niego, których już nie zadam, a może to Bogowie na nie odpowiedzą? Ciekawe kto będzie następnym prorokiem.
Łowczyni przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadała, jedyne co to się nad czymś zastanawiała. Ukrywała coś, albl ukryje, czemu tak długo nie odpowiada? W końcu zaczęła coś mówić i to bardzo mnie zaskoczyło. A więc to ty prawie doprowadziłaś do mojej śmierci i jeśli wtedy bym się ani na chwilę nie zawahał.
Brawo za spryt, prawie doprowadziłaś przez to do wojny. Wiem, że to moja wina, że wróciłem, ale też częściowo jest po twojej stronie j prawie przez to, że mnie śledziłaś straciłaś matkę. Gratuluję – oczywiście nie miałem jej tego za złe, co się stało to się stało, tego sie już nie zmieni. Ona przebaczyła mi ja wybaczę jej.
Od dłuższego czasu wszystko było planowane. Kiedy dostałem informację, że jak coś zepsuje to wyrzucą mnie za barierę, spotkałem się z Szlachetnym na terenach wody i omówiliśmy plan, że zawrócę tutaj do jego stada. On potem odmówił ochrony i zawołałe też Płomienia. Rozmawialiśmy zgodził się na wstęp na jego tereny i więcej warunków nie zdążyliśmy omówić, no zaczęło się to spotkanie. Na terenach byłem, ale niedługo, ten wywernowaty smok kłamał z głupoty, w ogóle nie myślał, więc nie ma się nim co przejmować – wyjaśniłem smoczycy. Cała ta sytuacja wyglądała teraz bardzo śmiesznie, wszystko przez to, bo dwójka małolatów żyła pod barierą gdzie miał być spokój i harmonia.
Nie wiem czemu pomógł, widział pewnie, że nie miało to za dużo sensu. Wciąż jestem zdania, że kara śmierci była zbyt surowa. Chciałem tylko zostać w spokoju samotnikiem i nikomu nie zawadzać, Ferida też, a w zamian chcieliście nas zabić. Gdzie tu sens?

: 23 mar 2018, 15:24
autor: Dzika Gwiazda
Przygadał żbik dzikowi. Ona wywołała częściowo wojnę? A może trzeba było dotrzymać danego słowa i nie wracać? Albo ogóle nie odchodzić od stada?
Pfrt! – parsknęła śmiechem, podnosząc lekko głowę do góry. – Hahahhahhah... – westchnęła, uspokajając się po chwili. – Och, wygląda na to, że w ostatnich wydarzeniach mamy więc równy udział. Gratuluję. – odpowiedziała mu ironicznie. Jeśli myślał, że kładąc na jej barki odpowiedzialność za przegrany pojedynek i rany matki wzbudzi w niej jakieś wyrzuty sumienia, niestety był w błędzie. Zaranna była pewna słuszności tego, że postąpiła właściwie i gdyby czas się cofnął, znów poszłaby zanim, a potem zdała meldunek Nieugiętej bez chwili wahania. Gdy usłyszała o tym, że już znacznie wcześniej planował ucieczkę, mały, oślizły, paranoiczny potworek, którego pogrzebała siłą podczas sądu na Szczerbatej Skale, zaczął znów pukać do jej umysłu. Do końca wierzyła, że inne stada nie były zamieszane w jego próbę odejścia, do końca wierzyła, że to był w całości jego kaprys. Pytanie kiedy go przekabacili? Podejrzewała, że po aferze pod Białym Drzewkiem. Wiedział, że zostanie ukarany. Wpuszczenie obcego pisklęcia to jedno, ale jawna niesubordynacja wobec przywódcy i własnego Mistrza była już znacznie cięższą przewiną. W tej całej układance nie pasował jej jednak jeden element.
Domyślam się, że po aferze pod Białym Drzewkiem spodziewałeś się, że zostaniesz ukarany i ktoś zaoferował ci azyl. – ostatnie cztery słowa powiedziała rozmyślnie wolno, kręcąc głową. – Cholera, wiedziałam. Wtedy na Szczerbatej Skale, czułam, że nie parłbyś tak na wygnanie, gdyby nie było czegoś jeszcze. Życie po za Barierą to nie jest łatwy kawałek dzika, wielu wolałoby walczyć, niż odejść. Dlatego za tobą poszłam. – powiedziała. Jej głos był zaskakująco mocny i pogodny, zupełnie jak gdyby nie dyskutowali o kwestiach wojny, zdrady i lojalności, ale o tym jak na 36 sposobów zabić dzika. Fakt, że wszystkie klocki zaczynały układać się i wskakiwać na właściwe miejsce, a ona mogła odkryć tajemnice, nakręcał łowczynię. Nie lubiła niedokończonych i niejasnych spraw.
W tym wszystkim nie pasuje mi jedno: wiedziałeś, że będziesz ukarany. Rozmawiałeś o tym z Nieugiętą. Nie pozwoliła ci odejść, nie chciała podejmować tej decyzji sama, więc zwołała sąd na Szczerbatej Skale. Po co się na niego stawiałeś? Znasz prawa, wiedziałeś że zostanie to potraktowane jako zdrada. Dlaczego po prostu nie uciekłeś, dołączając do Ognia lub Wody? – zawahała się lekko, na chwilę opuszczając wzrok, jakby się nad czymś zastanawiała. – W sumie chyba dużo by to nie zmieniło, nawet gdybym za tobą nie poszła. W pewnym momencie powinęłaby ci się łapa i wyszło by na jaw, że dołączyłeś do innego stada. Nieugięta wezwałaby jego przywódcę na Skały i krąg się zamyka. – to było interesujące dla niej spostrzeżenie. Dwie różne ścieżki, wiodące do tego samego rozwiązania. – Ciekawe dlaczego Szlachetny... – spojrzała na czerwonofutrego – ...to ten szczupły, rogaty samiec o błękitnych oczach, cały pokryty złotą łuską? – zapytała, bo nie była pewna czy mówią o tym samym smoku. Nie znała imienia przywódcy Wody. – Dlaczego odmówił ci azylu. Wiedział, że skończy się to wojną? – nie zdziwiła się, że z kolei Płomień się na to zgodził. Nie wiedziała co bardziej nim kierowało: szlachetna chęć ocalenia życia zdrajcy czy chęć dopieczenia Ziemi i Cieniowi? A może po prostu chęć pozyskania kolejnych smoków? Pokręciła głową, słysząc jego pytanie.
Dla skazanego kara śmierci zawsze będzie zbyt surowa. Rozejrzyj się dookoła. Ilu samotników znasz? Ta Ferida już na Skałach Pokoju była częścią Ognia. Owszem, Cienie spróbują dopaść ją przy pierwszej okazji, powiedzmy, że jest wyrachowania i po prostu chce ochronić swoją skórę. Tobie jednak nic już nie grozi, a sam planujesz zostać zostać częścią Wody lub Ognia. Nikt nie zostaje samotnikiem na długo. Dlatego nikt ci nie uwierzył, że będziesz żyć jako samotnik na terenach wspólnych, bo tak się po prostu nie da. – mruknęła. – Smoki nie mogą zmieniać stad jak im się żywnie podoba. Po coś składamy przysięgi lojalności stadu. Ich złamanie lub naruszenie jest karane. – wzruszyła ramionami, wzdychając lekko. – Ja wierzę, że zasady i prawa są naszą nieodłączną częścią, która reguluje nasze życie i prowadza porządek. Ty je łamiesz, gdy przestają ci pasować, nie zważając na konsekwencje. Ja nie przekonam ciebie, ty nie przekonasz mnie. – dodała na końcu.

: 04 kwie 2018, 22:04
autor: Ostatnie Ogniwo
Dokładnie tak ona wywołała częściowo wojnę i to jej wina, a nie moja, więc mogę powiedzieć, że jestem czysty w tej sprawie. Ja tylko chciałem sobie odejść i nie robić problemów, ale ktoś musiał mnie śledzić, poskarżyć się mamie i wywołać wojnę, bo czyjaś mama nie potrafi zrozumieć słów "odejść w spokoju".
Zaproponował mi azyl? Sądzisz, że spiskowałem przeciwko stadu? Za kogo ty mnie masz? Nikt mi nie dał azylu, wiedziałem, że aby przeżyć w tym stadzie muszę się zmienić, a to, że wolałem być sobą niż innym smokiem to już nie moja wina. Twoja matka nie zgodziła się na opuszczenie stada, wiedziałem, że u nikogo nie mogę szukać wsparcia, każdy obrócił się przeciwko mnie oprócz niektórych którzy myśleli normalnie, wtedy zauważyłem, że to stado nie jest takie jak kiedyś. Dlatego wtedy udałem się do wody z prośbą o pomoc w razie gdyby cokolwiek się działo i tak jak przeczuwałem udało mi się dogadać z Gonitwą, abym opuścił tereny i wróciłem do wody. Tam spotkałem się z tym złotołuskim smokiem i powiedział, że nie może mi pomóc. Wiedział, że dojdzie do tego co się stało na Szczerbatej, nie chciał wojny, a Płomień podobno miał plan. Musiałem też walczyć czego nie chciałem, bo wybuchła by wojna, nie chciałem wstawić się przeciw stadu, ale nie chciałem też zdradzić ognia po obiecaniu im pomocy – wytłumaczyłem spokojnym, normalnym głosem, nie unosiłem się, ani nie byłem zły. Czułem się jakby to była normalna rozmowa o tym dlaczego i przez kogo dziki stały się takie agresywne.
Nie łamię obietnic wtedy kiedy mi nie pasuję, łamię je wtedy kiedy zagrożone jest życie innego smoka, mam gdzieś, że zasady mówią, że zdrajcę trzeba zabić, bo tak sobie ktoś powiedział. Czemu ktoś ma decydować o czyimś losie, nie chciałabyś przecież, żeby to dziki decydowały czy one wygrają walkę czy ty, prawda?

: 09 kwie 2018, 11:14
autor: Dzika Gwiazda
Nie wiedziała co ma o nim myśleć. Im dłużej rozmawiała z Grzmotem tym większy miała w głowie mętlik. Chyba nigdy nie nadąży za jego pokrętnym rozumowaniem. W jej mniemaniu wszystko było znacznie prostsze – wystąpił przeciwko własnemu przywódcy, został ukarany. Nie dotrzymał słowa, więc wywołał waśń, wygrał pojedynek z Nieugiętą, więc miał prawo do życia. Uśmiechnęła się lekko, gdy wspomniał o "normalnie myślących".
Łatwo szafujesz pojęciem normalności. Dla mnie normalne jest, że jeśli ktoś łamie prawo, to czeka go kara. Nie może być inaczej. Inaczej każdy wymawiałby się szlachetnymi pobudkami. Szaleństwo Szczerbatej Skały? Dobro naszego stada. Napaść Cienia na Wodę? Większa przestrzeń do życia i wyrównanie rachunków za Szczerbatą. Wojna o dwójkę zdrajców? Chęć ich ochrony za wszelką cenę, pomimo świadomości, że rozpęta to wojnę. Każdy występek można uzasadnić czymś szlachetnym. Gdyby więcej smoków trzymało się prawa, a nie swojego przerośniętego ego, mniej byłoby walk, mniej wrogości. – zmrużyła oczy patrząc na niego. – Nie wiem. Dla mnie udanie się z prośbą o pomoc do innego stada, brzmi całkiem jak prośba o azyl. Czy spiskowałeś przeciwko stadu nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć. Nie zrozumiem cię Grzmot. Łamiesz zasady gdy zagrożone jest życie innego smoka, ale jednak byłeś gotowy rozpętać całą wojnę, czterech stad na Skałach Pokoju, bo, czekaj, jak to szło? "Jakoś nie chciało ci się pojedynkować z Gonitwą i zgłodniałeś od paplaniny?" – smoczyca ironicznie sparafrazowała jego własne słowa. – Zmiękłeś, gdy Ferida przyjęła wyzwanie. I to ona powstrzymała rozlew krwi tego dnia, ograniczając go minimum. Stawiła czoła konsekwencjom swoich decyzji. To był prawdziwie szlachetny czyn. – "jak prawdziwy wojownik", miała ochotę dodać. – Odrzucasz zasady, które każą zabić zdrajcę, a jednak byłeś gotowy stanąć walczyć przeciwko własnej matce, bo nie chciałeś łamać słowa danego Płomieniowi. Czym różni się jedno od drugiego? Dlaczego życie i zdrowie jednego smoka ma większą wartość od drugiego? Nie rozumiem. – potrząsnęła lekko głową. – Owszem, nie chciałabym, żeby dziki dyktowały mi kto ma wygrać walkę. Ale gdybym wcześniej związała się z nimi umową, że nie będę ich zabijać, a potem jednego z nich zjadła, bo byłam głodna, miałby pełne prawo domagać się mojej głowy. Bo danego słowa należy dotrzymać. – nie przekona jej. Może, gdyby nie była na naukach Aterala wtedy by się z nim zgodziła. Ale sam Pan Łez powiedział, że nie wolno opuszczać stada, nawet kiedy jest nam w nim źle. Wtedy należy albo zmienić siebie albo zmienić stado. Chciała go zrozumieć, chciała z całego serca, ale po prostu nie potrafiła.

: 04 maja 2018, 9:54
autor: Ostatnie Ogniwo
Moje rozumowanie było bardzo proste, aż dziwne, że nie każdy potrafił je zrozumieć. Dla mnie było to banalne, ale pewnie dlatego, że ja tak myślałem i wiedziałem o co dokładnie chodzi, ciężko było to komuś wytłumaczyć.
Masz rację, wszystko można uzasadnić czymś szlachetnym, ale jak się tak dobrze nad tym zastanowisz to wszystko można zastąpić dobrem stada. Tak naprawdę to pewni w większością tych przypadków kierował gniew, mściwość i nienawiść. Jak tak dalej pójdzie to smoki wybiją się same pod barierą, miejscem które miało być dla nas schronieniem – na to wychodzi, że im więcej walk tym mniej smoków przestrzega prawa, pewnie tak jest, kto wie? – Podejrzewam, że jest w tym trochę prawdy, powiedziałem, że zgłodniałem tak to prawda. Czy się bałem? Możliwe, że tak ale skoro to Bogowie nami rządzą to pewnie chcieli, żebym wygrał czy to znaczy, że to ja jestem tym dobrym, a twoja matką tą złą? – ta rozmowa ciągnęła się coraz dłużej, coś jak polityka stad, a gadaliśmy o zwykłym wybryku na Skałach pseudo Pokoju. Im dłużej rozmawialiśmy tym coraz bardziej chciało mi się jeść.
Masz może jeszcze jakieś mięsko? – zapytałem pomału, mam nadzieję, że coś jeszcze się znajdzie.

: 04 maja 2018, 16:00
autor: Dzika Gwiazda
Wysłuchała jego słów, mrużąc żółte ślepia, po chwili zamruczała coś do siebie.
Być może dlatego mówią, że dobrymi chęci to pierwszy stopień do piekła. – powiedziała wzruszając ramionami. – Dla mnie świat nie jest czarno-biały, Grzmot. Nie ma smoków dobrych i złych. Każdy ma coś za uszami. Tylko jedni ukrywają to lepiej, a inni gorzej. – stwierdziła. Bo i w sumie taka była dla niej prawda. Każdy czyn pociągał za sobą konsekwencje, obojętnie czy ten 'szlachetny' czy ten 'obmierzły'. Parsknęła rozbawiona, kiedy zapytał czy ma więcej mięsa. Podniosła łapę, a przed czerwonofutrym pojawił się gustowny stosik mięsa z krowy . Smoczyca podniosła się z i odeszła kawałek.
Na dowód dobrej woli. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Grzmot. Tylko niech to nie będzie na polu bitwy. – dodała, rozkładając oliwkowe skrzydła. Musiała wracać, czekały na nią kolejne obowiązki. – Bywaj, ulubieńcu Aterala. – powiedziała odbijając się od ziemi i odlatując w kierunku terenów swojego stada.

//zt

: 07 maja 2018, 22:36
autor: Ostatnie Ogniwo
Dobrymi chęci to pierwszy stopień do piekła, nigdy nie słyszałem, aby ktoś tak mówił. Przekrzywiłem łeb patrząc prosto na Zaranną, świat nie był czarno-biały, był kolorowy o różnych odcieniach. Były smoki dobre i złe, po prostu jeszcze nikt nie był, aż tak dobry, że nie miał wad.
Po chwili zauważyłem kawałek mięsa, chwyciłem go pazurami i zacząłem skubać, kawałek po kawałku, pomału delektowałem się każdym gryzem, aż w końcu mięsko zniknęło.
Dziękuję raz jeszcze Zaranna. Powodzenia na polowaniu i do zobaczenia – wykrzyknąłem do odlatującej postaci. "Ulubieniec Aterala" uśmiechnąłem się i wyruszyłem w stronę obozu.

// zt

: 12 cze 2018, 11:11
autor: Szabla Kniei
Szkwał odłożył mięso na ziemię – pół żubra i jedna sarna, w sam raz dla ich dwójki. Błyskawica nie miała apetytu, za bardzo dokuczały jej niedoleczone rany. Najchętniej nie ruszałaby się z miejsca przez cały dzień.
Cień podsunął jedzenie bliżej kocicy. Spoglądał na nią z niepokojem. Nie byli przyjaciółmi, ale to przecież nie oznaczało, że życzyłby jej złego. Nie chciał, by żbik jeszcze bardziej osłabł z głodu.
Błyskawica w końcu zaczęła jeść. Kawałek po kawałku, ale przynajmniej z postępem. Szkwał dopilnował, żeby nie zostawiła niedojedzonego mięsa. A potem sam zajął się swoim pożywieniem, wysysając z niego całą energię, jaką udało mu się znaleźć.

: 25 sie 2018, 10:51
autor: Maestria Kreacji
Przybyła na łąkę, nieco zgłodniała od ostatniego razu. Ziemniak zresztą też. Podarowała kompanowi trochę mięsa, aby mógł się pożywić , a ten ze smakiem je skosztował, żrąc jakby to był ostatni posiłek w jego życiu. Dla siebie wzięła garść owoców z własnych zapasów. Z jakiegoś powodu nie miała ochoty prosić tym razem o pomoc łowców. Chyba wolała posiedzieć sama. Zjadła kilka malin, oblizując przy tym pazury z soków.
Zaczęła się poważnie zastanawiać nad pewnymi rzeczami. Przymrużone ślepia obserwowały Ziemniaka, którego te troski nie dotyczyły. Przesunęła łapą nad jego szczeciną. Dotknąć go wszak nie mogła. Westchnęła ciężko.
Po posiłku, oboje się stąd oddalili. /zt

: 24 gru 2020, 13:09
autor: Echo Zbłąkanych
Po wydarzeniach na ceremonii młody był w średnim nastroju... jakoś tak wyszło słabo. Głosy ucichły dzięki interwencji Rapsoda, jednak buczenie ciche nie ustawało... Postanowił olać to! Przecież życie jest za krótkie, trzeba iść dalej, a nie się zamartwiać. Wszedł sobie na sympatyczną łączkę, było ładnie i uroczo. Znacznie poprawiło mu to humor. Żaby. Żaby zawsze pomagały mu w trudnych chwilach, szczególnie jego towarzyszka Kumka. Mary nie było, ale ułana żaba siedziała mu na głowie i spała... Zdjął ją delikatnie z głowy i położył przed sobą, dokładnie zaczął przyglądać. Urosła jak jasny gwint, nadal miała ładny błękitny kolor, jak wszystkie żaby moczarowe, ale była zbyt gruba... Od dzisiaj chodzi piechotą. Leniwy płaz obudził się, i próbował wrócić na swoje miejsce, ale został powstrzymany. Lekko obrażona, zaczęła łazić wokół naszego bohatera, szukając wrażeń. Nie ma łatwo, niech schudnie, musi być fit. Może wymyśli jej jakieś ćwiczenia?

//Żabi Plusk.

: 26 gru 2020, 2:30
autor: Żabi Plusk
Nie miał pojęcia czemu zawędrował tak daleko. Rzadko kiedy ruszał się z obozu w czasie wolnym, kiedy akurat nie zajmował się swoimi codziennymi obowiązkami w postaci wypraw oraz składania smoków na arenie. Chyba że ktoś wzywał go do leczenia, ale wtedy zazwyczaj miało to miejsce albo w obozie, albo gdzieś na wodnych terenach. I nigdy do tej pory nie zdarzyło mu się wyruszyć w siną dal, tak samemu z siebie. Ale dziś nastąpił jakiś przełom. Wyszedł na spacer i to aż na tereny wspólne! Sam, jako że jego kompanka Szyszka ucinała sobie drzemkę w najlepsze i nie miał serca jej budzić, a Sasanka była pod opieką… drugiej, tej większej Szyszki.
W trakcie lotu odrobinę się zamyślił, przez co udało mu się dolecieć aż nad jakąś łąkę, która o tej porze roku przykryta była warstwą białego puchu. Nie odbierało jej to uroku, jednak uzdrowiciel mimo wszystko tęsknił za spowijającą świat zielenią, kwitnącymi kwiatami, czy ciepłymi promykami słońca muskającymi przyjemnie jego futerko. Tak, zdecydowanie mu tego brakowało.
Jego wzrok wychwycił nagle w oddali sylwetkę jakiegoś smoka. Pierwszym odruchem samca było to, aby to zignorować i lecieć dalej, jako że zawsze z początku czuł się bardzo niepewnie, jeśli chodziło o zawieranie nowych znajomości z osobami poza stada, jednak ostatecznie coś go tknęło… i wylądował nieopodal nieznajomego, aby- no właśnie, aby co? Choć nie brakowało mu towarzystwa, bo miał go w domu pod dostatkiem (zwłaszcza gdy posiadał dość liczną rodzinę), to chyba po prostu kusiło go do tego, aby poznać w końcu jakieś całkowicie nowe smoki, których normalnie nie widywał na co dzień w obozie. Nie był mistrzem krótkich pogawędek i czuł się z początku podczas nich odrobinę niezręcznie, jednak postanowił zaryzykować. Najwyżej spali się ze wstydu i wyjdzie na głupka. – Cześć – rzucił niepewnie w kierunku nieznajomego, podchodząc bliżej niego, jednak szybko się rozproszył, bowiem jego uwagę praktycznie od razu przykuła drobna, błękitna istotka, która skakała tuż obok bursztynowego smoka. – OOO! ŻABA? Nie wiedziałem, że mogą mieć takie kolory! – zaczął przyglądać się stworzeniu z zafascynowaniem. Naprawdę był pod wrażeniem. Nie miał pojęcia, że płazy na cześć których nadano mu imię potrafiły być nie tylko zielone!

: 26 gru 2020, 12:29
autor: Echo Zbłąkanych
Młody siedział sobie w białym puchu, a żaba skakała wokół niego... już wesoło i bez nerwów. Było zimno, więc podniósł miejscowo temperaturę, wokół Kumki za pomogą maddary, zamykając ciepłe powietrze w magicznej bańce. Żabie uruchomiło się adhd, wiec skakała jak najęta, świergoląc przy tym. Świetlik siedział i wpatrywał się się w wyczyny swojej żabki... najpiękniejsze stworzenia na ziemi! Był jął zahipnotyzowany, więc zupełnie nie usłyszał lądującego obok siebie uzdrowiciela. Gdy usłyszał „cześć”, podskoczył jak oparzony, Kumka skrzekneła ze strachu i jednym susem znalazła się na jego głowie, w bezpiecznej dla sienie przystani.
O rany! Ale mnie wystraszyłeś! – zaśmiał się. Szybko ocenił zagrożenie... nie było go. Wyczuł, ze nieznajomy jest ze stada wody, przyjaznego. Zlustrował go wzrokiem.. samiec, bardzo ładny... Widać wydarzenia na ceremonii były dla niego dość dużym szokiem, przez co mu przestawiły pewne rzeczy w głowie... chyba na lepszy tor?
Witaj, jestem Echo Zbłąkanych, czarodziej. Do usług. – powiedział oficjalnie, i się ukłonił. Maniery przede wszystkim.
To jest Kumka. Żaba Moczarowa, dlatego taka niebieściutka! Byłem kiedyś na bagnach, szukając przygód i żeby znaleźć sobie właśnie żabią towarzyszkę.... od pisklaka mnie one fascynowały, są piękne i mądre! I natknąłem się na tego małego żarłoka! I jeszcze taka ładna! Trochę trwało, zanim zdobyłem jej zaufanie, na szczęście udało mi się. Wyobrażasz sobie, że jest tak wybredna, że je tylko motyle? Najbardziej lubi Modraszki, te niebieskie. Teraz zimna ciężko o nie, ale mam kilka zasuszonych – powiedział do nowego kolegi. Po czym wyjął worka, w który się zaopatrzył jakiś czas temu (zawieszonego na szyi) kilka motylich sucharków, i dał żabce. Pochłonęła je od razu, zapominając o strachu, i ćwierkając o więcej.
Młody uśmiechał się. I tak miała już nadwagę, nie dostanie więcej.
A Tobie jak na imię? Wyczułem, że jesteś ze stada wody. Jak dotąd miałem okazje rozmawiać tylko z Waszą Łowczynią, Pasją Uczuć. Możesz ją kiedyś pozdrowić – powiedział Echo. Znów dostał słowotoku... no ale co poradzić? Ktoś tu zainteresował się żabami, jego temat!

: 26 gru 2020, 21:04
autor: Żabi Plusk
Jego ekscytacja na moment się ulotniła, ustępując miejsca wstydowi. Och, jaki on głupi! Nie dość, że nagle zmaterializował się bez zapowiedzi tuż obok bursztynowego samca, to jeszcze od razu zaczął głośno paplać, zapominając zupełnie o tym, że potencjalnie może to przeszkadzać nieznajomemu! Choć co prawda nie wyglądał, jakby był na niego zły, ba nawet się zaśmiał, co nie zmienia faktu, że nie powinien tak nikogo znienacka zaskakiwać. Głupi, głupi, głupi.Och! Och… Przepraszam, trochę się zapędziłem. Nie chciałem cię przestraszyć – rzucił speszony, kładąc uszy po sobie. Odruchowo cofnął się do tyłu, kierując przepraszający wzrok na czarodzieja. Jednak gdy Echo praktycznie od razu przeszedł do opowiadanie o swojej żabiej towarzyszcze (którą uzdrowiciel tak się na samym początku zafascynował), jakby zupełnie zapominając o tym, co się przed momentem stało, odzyskał odrobinę odwagi i posłał samcowi lekki uśmiech, uważnie wsłuchując się w to, co miał do powiedzenia. – Ooo! A czy są jeszcze jakieś rodzaje, co mogą mieć jakieś inne kolory? Nie ukrywam, trochę mnie to zaskoczyło, bo przez całe życie myślałem, że żaby są tylko… no, zielone! Bo jak już to tylko takie widywałem. A tu prosze, całe życie w błędzie! – zaśmiał się, schylając się i kierując ponownie swój wzrok na małego płaza, choć tym razem starał się trzymać większy dystans, aby nie być tak nachalnym. Już i tak miał ochotę spalić się ze wstydu za swoją pierwszą akcję. Przecież dopiero co poznał czarodzieja i nie chciał się mu przez przypadek naprzykrzyć swoim nieprzemyślanym zachowaniem. – Imię? Och! Haha, tak się składa że… jestem ich imiennikiem. Znaczy się…! No, ten, mam na imię Żaba! – odparł wesołym tonem i tym razem skupił się już w pełni na swoim rozmówcy. – I tak, jestem ze Stada Wody. O, znasz Paqu- znaczy Pasję Uczuć? I nie ma problemu, pozdrowię ją, jeśli gdzieś się z nią minę!

: 26 gru 2020, 21:30
autor: Echo Zbłąkanych
Młody uśmiechnął się tylko na przeprosiny, tak chciał zrobić z początku. Jak najładniej umiał... po co przepraszać? Przecież sam czasem dla zabawy lubił nastraszyć innego smoka. Rzeczywiście jego rozmówca był bardzo ładny, jednak nie można być nachalnym, maniery muszą pozostać nie zachwiane, już nie jest pisklakiem... Czarodziej musi umieć się zachować, dostojnie, spokojnie... To ostatnie nie szczególnie mu wychodziło, ale cóż, nikt nie jest idealny! O, i jeszcze podłapały temat żab! Pięknie, pięknie, hura! Pora podzielić się wiedzą!
Ależ wcale nie musisz mnie przepraszać, bardzo mi miło, że ktoś taki ładny... to znaczy.. miły, ale ładny też docenia piękno żab! Otóż na Bagnach Utah jak dotąd spotkałem się tylko z zielonkawymi, ale raz mi się trafił taki ładny okaz! Co do innych smoków, jeden z samotników mówił, ze poza terenami wolnych stad występują żaby o całej gamie kolorów, od czerwonego aż po niebieski, nawet zdążają się paskowane! Sam bym chciał je kiedyś spotkać. Nie wiem jednak czy będzie to możliwe... – dostał słowotoku Świetlik. U kaduka, mam za długi jęzor... czemu zawsze muszę powiedzieć wszystko, to o czym myśle.. – pomyślał nasz bohater. Jednak nie przestawał się uprzejmie uśmiechać. Kumka zaczęła skakać wokół przybysza, świergoląc w niebogłosy. Może dostanie motylka?
Usłyszał imię rozmówcy. Zaniemówił. Czy dobrze słyszał.... Czy nosił on szlachetne imię.... ŻABA? Serce zaczęło mu bić szybciej. Tak, nie przy słyszał się... ma przed sobą smoka o imieniu ŻABA! Wspaniale!
To jest najpiękniejsze imię jakie słyszałem. Ładniejszego nie ma. – zdołał tylko powiedzieć. Hmmm, może mały maddarowy pokaz?
Nagle wokół smoków zmaterializowało się mnóstwo małych żabek... nie rechoczących, a śpiewających słowiczym głosami. Miały najróżniejsze kolory, od różowego do niebieskiego, paskowane jak zebra niektóre, trafiła się nawet jedna diamentowa... wszystkie się lekko świeciły, tworząc roztańczone ogniki na śniegu.
Paqu jest super. Bardzo miła rozmówczyni. – dodał tylko, uśmiechając się. Podtrzymywał dalej czar. Wokół nich zdobił się istny żabi taniec. Cóż, jak chciał, to potrafił tworzyć piękne rzeczy, nie tylko dense macabre z upiornymi szkieletami....

: 27 gru 2020, 17:37
autor: Żabi Plusk
Nie umknęło jego uwadze drobne przejęzyczenie się bursztynowego czarodzieja. I gdyby to było w ogóle możliwe, zapewne zaczerwieniłby się w tym momencie jak burak, jednak poczuł jedynie ciepło delikatnie łaskoczące jego poliki. Albo po prostu miał wrażenie, że tak było? Dziwne uczucie. Ale… miłe. Zamrugał kilka razy, starając się znowu skupić na tym, co mówił do niego Echo. Nie chciał, żeby samcowi zrobiło się przykro, gdyby zauważył, że Żaba na moment przestał go słuchać. Plus uzdrowiciel musiał przyznać, że poruszany przez czarodzieja temat naprawdę go zaciekawił. – Oooo! Ale że czerwone? O mamuniu, chciałbym je zobaczyć na własne oczy! – jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, a w głosie można było wyczuć wyraźne podekscytowanie. Choć wciąż starał się oczywiście hamować, trzymając swoje emocje na wodzy, to musiał przyznać, że gdy rozkręcił się już w rozmowie, próba opanowania się przychodziła mu z lekką trudnością. Ale z drugiej strony czarodziej nie wyglądał na takiego, co miałby mu za złe, gdyby odrobinę by go poniosło, więc… raczej nie miał się czym przejmować, prawda?
Gdy po raz kolejny z ust samca padł komplement w jego kierunku (a dokładniej jego imienia), Żaba znowu poczuł, jak po całym jego ciele rozprowadza się przyjemne ciepło. Och, tego to się już zupełnie nie spodziewał. Podobało mu się jego własne imię, jednak nie miał pojęcia, że komuś także może przypaść do gustu i to jeszcze tak bardzo.
Och…! Miło mi to słyszeć – odparł i zaśmiał się nerwowo, choć wynikało to bardziej tylko i wyłącznie z tego, że po raz pierwszy miał do czynienia z sytuacją, kiedy ktoś nowo poznany mówił mu tak miłe rzeczy. Nie miał pojęcia jak się zachować i zaczął odrobinę… wewnętrznie panikować? O matko. Czemu aż tak się tym przejmował? Modlił się w duchu o to, aby nie było po nim widać, że prowadzi ze sobą w tym momencie jakieś wewnętrzne dywagacje. Naprawdę nie chciał, aby Echo było przykro tylko dlatego, że to z Żabą jest coś dzisiaj nie ten teges. No i uzdrowicielowi naprawdę podobała mu się cała ta rozmowa.
Na całe szczęście na moment jego uwagę odwróciła maddarowa iluzja wytworzona przez bursztynowego wielbiciela żab. – Oja… – przyglądał się uważnie magicznym płazom, wsłuchując się w ich śpiewy. A następnie zachichotał. – Ciekawe, czy takie żaby też mogłyby istnieć naprawdę.

: 27 gru 2020, 18:40
autor: Echo Zbłąkanych
Młody zastanawiał się nie nie przeholował... Odczuł wewnętrzna walkę rozmówcy, jednak nie siedział, czy miał pozytywne myśli, czy negatywne... Cóż, teraz odwrotu już nie było, trzeba przyjąć już wcześniej nadaną narracje. Podobał mu się młody uzdrowiciel, no ale jak tak wyjedzie od razu ze wszystkim, no to raczej nic z tego nie będzie? Eh do czorta, skutek jego za długiego jęzora.
Wybacz, trochę mnie poniosło... to znaczy, nie uważam ze tak nie jest, tylko mogłeś to zle odebrać..., nie chciałem Cię zawstydzić. – powiedział Świetlik. Cóż, może nieco naprawi relacje, za nim całkiem się pogrąży. Temat Żab, tak. To jest to, trzeba kontynuować.
Miłe i prawdziwe! Żaby to najpiękniejsze stworzenia na ziemi. Mogę podziwiać ich piękno zawsze i wszędzie. – powiedział do rozmówcy, uśmiechając się uroczo. Nagle zdał sobie sprawę, że znów walnął aluzje. Kurza twarz, czemu ja zawsze myśle po fakcie... dobra, jedziem dalej.. – pomyślał Świetlik, nadal uśmiechając się bardzo ładnie.
Co do samych Żab, myśle, że mogą istnieć, no może nie diamentowe. Bardzo ciekawi mnie świat poza terenami wolnych stad, tyle do zobaczenia, tyle do zwiedzenia... wspaniały, wielki, otwarty... Tyle płazów do zbadania! Ahh, marzenia.. – zaczął rozpływać się Echo. Chciał walnąc kolejna aluzje, typu najładniejsze są na terenie wolnych stad, ale się powstrzymał. Co za dużo to nie zdrowo, rozmówca i tak wydawał się lekko spięty...
Postanowił lekko zmienić klimat otoczenia. Wyczarował jeszcze kilka Świetlików, dokładnie dziesięć. Pięć zielonych i pięć żółtych. Ustawiły się naprzemiennie, i zaczęły wirować wokół głowy czarodzieja, tworząc kolorowa aureolę... Może tak uda się mu nieco odbudować konwersacje? Zaczynał powoli poddawać się całkowicie emocją, no ale jął mógł inaczej jak ktoś miał na imię Żaba? To było silniejsze od niego, całe życie wielbił żaby, smok żaba to jest... to jest coś wspaniałego...

: 02 sty 2021, 1:42
autor: Żabi Plusk
Ach, nie... nie! Po prostu... to miłe i... No, ten tego... Nie spodziewałem się po prostu! – z jego pyska wyrwał się kolejny, już tym razem odrobinę mniej niezręczny śmiech. Choć wciąż wyraźnie czuł gorąco przypiekające jego policzki oraz lekki szum w uszach, które wciąż uparcie nie pozwalały mu się w pełni skupić na jego rozmówcy. Potrząsnął lekko łbem, posyłając samcowi delikatny uśmiech. No już, ogarnij się. Jasne, była to dla niego zupełnie nowe przeżycie, ale musiał opanować buzujące w nim emocje, żeby czarodziejowi naprawdę nie zrobiło się przykro, jeśli źle zinterpretuje całą tę sytuację. Ewentualnie to on czyta między wierszami i dopowiada sobie jakieś niestworzone rzeczy. O nie, to nawet jeszcze gorzej i robił z siebie tylko w tym momencie głupka. I znowu to samo. Po raz kolejny doszukiwał się drugiego dna w wypowiedzi bursztynowego smoka. A chodziło mu przecież tylko i wyłącznie o najprawdziwsze na świecie żaby, prawda? Tak, tak, musiało tak być. – Żaby są bardzo urocze! Z dumą noszę po nich imię – rzucił pół żartem, pół serio. W sumie to naprawdę podobało mu się jego imię, choć tak właściwie chyba nigdy nie wypytywał się rodziców o jego genezę. A może pytał i zapomniał? Mogło tak się zdarzyć! Aż z ciekawości poruszy ten temat, gdy wróci do domu.
Choć nie ciągnie mnie aż tak do przygód, to przyznam, że mnie też bardzo to ciekawi. I chciałbym się nawet wybrać kiedyś na dłuższą wycieczkę, haha. Ale z drugiej strony nie chcę zostawiać stada, bo co, jeśli potrzebna pomoc, a mnie nie będzie? – odparł lekko zamyślony, ostatnie słowa wypowiadając ciszej, jakby do samego siebie. Z jednej strony dalekie wędrówki nawet go kusiły i z chęcią zwiedziłby kompletnie nieznane dla niego miejsca, aby zobaczyć coś zupełnie nowego. Ale z drugiej nie lubił podróżować samotnie, plus wolał być zawsze na zawołanie, gdyby ktoś ranny, bądź chory potrzebował jego pomocy. W stadzie były jeszcze dwie uzdrowicielki, o wiele bardziej kompetentne od niego, jednak wciąż... po prostu czuł się spokojniejszy, gdy znajdował się w pobliżu.
Świetliki? – wymsknęło mu się, oglądając kolejny magiczny twór wyczarowany przez Echo. Uśmiechnął się szerzej. – Świetnie radzisz sobie z magią. Musisz być dobrym czarodziejem.

: 02 sty 2021, 11:42
autor: Echo Zbłąkanych
Eee, kurka wodna, aaaa co ja narobiłem. Młody był strasznie zmieszany, uważał, że to za szybko, żeby mówić o jakichkolwiek odczuciach, ale także miał za długi jęzor... Gdyby był bardziej subtelny, a nie miał kontroli emocji na poziomie upośledzonego pisklaka, nie wypłoszyłby rozmówcy. Zrobiło mu się przykro, nawet jedna łza poleciała, ale dyskretna, miał nadzieje, że rozmówca jej nie zauważy.. Obciach..
Od razu uśmiechnął się znów przyjaźnie, jednak obiecał sobie powściągnąć głupie teksty... przynajmniej na ten moment. Ż A B Y.
Żaby są urocze, ale i bardzo mądre.. mam w grocie kilkanaście żab różnych gatunków. Badam je, i próbuje uczyć różnych rzeczy.. są dość pojętne! O, widzę, że kumka Cię polubiła, i chce od Ciebie jedzenie! jest wyjątkowo nie ufna... – zaśmiał się do rozmówcy. Trochę to rozładuje emocje, bo zaraz eksploduje.
Wiadomo, rodzina, stado przede wszystkim. Trzeba wpierw zadbać o swoich.. Oooo jesteś uzdrowicielem? Bardzo odpowiedzialne zadanie, wymagające niezwykle wprawnych umiejętności i skupienia. Bardzo podziwiam. Też wymaga operowania maddarą, ale zamiast zniszczenia, zwraca się smokom zdrowie. Iście piękne powołanie, może kiedyś też zostanę uzdrowicielem, idąc w ślady matki? – powiedział Echo. Cóż, Honi wpierw też była czarodzieje... w sumie, czy chciał do końca życia kaleczyć inne smoki, wyrywać im skrzydła, krzywdzić je? Jakoś średnio mu się podobała ta perspektywa.
Uśmiechął się uroczo. Świetliki śmignęły ku Żabce, tańcząc wokół niego.
Ja wiem.. nie takim w cale wprawnym. Wiedza zawsze może być powiększona, umiejętności udoskonalone. Zawsze uważam, że coś może być zrobione lepiej, precyzyjniej, inaczej.. Zawsze po fakcie... Jest to denerwujące... Staram się, a nigdy nie mogę osiągnąć zadowalającego mnie efektu, zawsze czegoś brakuje.. – wypowiedział się na temat magii, nadal sterując Świetlikami w tańcu. Zaczęły zmieniać wesoło kolory, i... śpiewać słowiczymi głosami! Bez słów, delikatnym, cichym głosem.. Jak z bajki...
Z emocji prawie nie pękł, ale całkiem ładnie jak na takiego gamonia szło mu trzymanie ich na wodzy....Tylko spokojnie, stopniowo, bez głupot. Starczy straszenia rozmówcy...

: 09 sty 2021, 1:48
autor: Żabi Plusk
Tak świetnie sobie radzisz, że aż twój nowy kolega poczuł się widocznie niekomfortowo, brawo! Cóż, Żaba nigdy nie uznawał się za mistrza w kontaktach interpersonalnych, nawet nie miał jakoś szczególnie okazji aby przetestować swoje umiejętności w tej dziedzinie, jako że większość smoków ze swojego otoczenia znał praktycznie od małego. A z resztą, z którymi nie miał żadnych bliższych relacji, widywał się zazwyczaj tylko i wyłącznie wtedy, gdy potrzebowali leczenia. Jednak i tak było mu głupio, że nie miał bladego pojęcia, jak się zachować, czy jak rozmawiać z bursztynowym czarodziejem, aby po raz kolejny przez przypadek nie speszyć go swoimi słowami. Echo wydawał się być naprawdę miłym smokiem i młody uzdrowiciel musiał przyznać, że przebywanie w jego towarzystwie nawet mu się podobało? Było odrobinę niezręcznie, to fakt (choć jeśli o to chodzi, to Żaba całą winę brał na siebie), ale pomijając to… przyjemnie się z nim rozmawiało.
Och?! Masz ich jeszcze więcej? Chciałbyś je kiedyś może pokazać? Jestem bardzo ciekaw, jak jeszcze mogą wyglądać! – można było na nowo wyczuć w jego głosie podekscytowanie. Może nie aż tak mocne jak na samym początku, jako że zaczął podświadomie się hamować, ale z wypowiedzi na wypowiedź stawał się powoli coraz bardziej pewny w swoich słowach. W sumie to po co się aż tak wszystkim stresował? – Jeśli oczywiście to nie problem! – rzucił po chwili, nie zapominając oczywiście o manierach. Nie chciał się nikomu narzucać, tylko dlatego, że odrobinę zżerała go ciekawość!
Zamienił się w słuch, gdy czarodziej ponownie zabrał głos, tym razem poruszając temat uzdrowicielstwa. – Mhm, jestem – kiwnął potwierdzająco łbem. – Nie jakimś super świetnym, ale jakoś… jakoś sobie radzę – dodał, odrobinę cichszym i mniej żywiołowym tonem. Nie umknęło jego uwadze, że nie wszystkie jego leczenia były tak skuteczne jak powinny. Widział to w szczególności po braciach, z którymi widział się przecież codziennie i trudno było nie zauważyć tego, że dochodzą do zdrowia o wiele dłużej niż powinni. Czuł się za to odpowiedzialny, starając się poświęcać jak najwięcej czasu na doskonalenie swoich umiejętności, jednak czasem miał wrażenie, że i tak przykłada się do tego za słabo. Ale nie poddawał się. Skoro już porwał się na pełnienie tak odpowiedzialnej roli w stadzie, musiał po prostu robić wszystko, by z dnia na dzień stawać się coraz lepszym, aby jeszcze skuteczniej pomagać rannym smokom. – Och, twoja matka jest uzdrowicielką? I... co prawda nie widziałem, jak operujesz maddarą w walce, ale… to, co pokazujesz mi teraz jest naprawdę bardzo widowiskowe! Podoba mi się – uśmiechnął się szeroko w kierunku czarodzieja, chcąc go w jakiś sposób pocieszyć. Jednak nie rzucał słów na wiatr i mówił szczerą prawdę. Zaprezentowany przez bursztynowego smoka mały pokaz naprawdę mu się spodobał, zwłaszcza gdy Żaba sam niezbyt miał wyobraźnię do takich rzeczy i nigdy by na coś takiego sam nie wpadł. Ale z drugiej strony w zupełności rozumiał swojego rozmówcę, jako że sam zmagał się z bardzo podobnymi obawami. Że nie jest wystarczający, że się stara, ale nie zawsze wszystko pójdzie po jego myśli. Że mógłby być lepszy. Zupełnie, jakby słyszał właśnie siebie.
W sumie… dlaczego świetliki? – zapytał nagle, spoglądając pytająco na Echo. Od kiedy postanowił dołączyć je do swojego magicznego teatrzyku, uzdrowiciela zaczęło zastanawiać to, czemu zdecydował się akurat na takie stworzonka.

: 09 sty 2021, 21:15
autor: Echo Zbłąkanych
Postanowił spuścić trochę z tonu, uspokoić się. W swoim czasie wszystko, nie można poganiać... no ale to smok, co jest ŻABĄ, jak można spokojnie? Wdech, wydech, normalna konwersacja, rozmowa, już dość niezręcznych tesktów... ale to ŻABOSMOK! Nie, spokojnie, bez nerwów. W głowie naszego bohatera była kotłowanina myśli, nie mógł opanować emocji, jak chodziło o temat żab. Jednak jakoś udało nie uzewnętrzniać się mu tych emocji skrajnych, jak na tą chwilę..sekundę..
-Oczywiście, że bym chciał! Rzadko kogo interesują te sympatyczne zwierzątka, miło mi, że ktoś je docenia, podobnie jak ja. Kiedy tylko będziesz chciał. – powiedział, uśmiechając się uroczo. Na wieść, że mowy kolega chciał zobaczyć jego kolekcje żab, wywołała jeszcze większą kotłowaninę w jego głowie.. Jakie miał szczęście, że na niego natrafił, będzie mógł się pochwalić, czego je nauczył! Cóż, nie było tego za dużo, proste komendy, z nagrodą za wykonanie.. No, ale zawsze coś! Nie od razu da się wspiąć na szczyt!
Plus jeszcze mu się podoba owy udrowiciel.. nie. spokój! żadnych głupich tekstów na razie! Spokojnie, stopniowo.. Młody twierdził, że wina za niezręczą sytuacje leży wyłącznie po jego stronie, i że spłoszył nieco rozmówcę... Nie wiedział, że on myśli podobnie, tyle że... on jest winny. Gdyby umiał wyrażać łatwiej emocje, nie doszłoby do tych wpadek. Niestety, Świetlik, miał problem z ich uzewnętrznianiem.. no bo w tej sytuacji się zwyczajnie wstydził. Była nowa, i nie wiedział do końca jak do tego podejść.
Kumka, jakby nigdy nic, nie przejmując się brakiem atencji ze strony smoków, dalej skakała wokół uzdrowiciela wody, żebrając kumkaniem o jedzenie. Świetlik jedynie dalej podtrzymywał bańkę z podwyższoną temperaturą, aby nie przemarzła..
-Nie można być dla siebie za surowym, początki zawsze są trudne. Na pewno jesteś znakomitym uzdrowicielem – powiedział do Żabki bardzo uprzejmym głosem, uśmiechając się. O nie, a jak on odbierze to jako sarkazm, i się obrazi? Myśl, zanim coś powiesz... Jego obawy były bezpodstawne, bo już bardziej uroczo i miło powiedzieć się tego nie dało, ale on wybiegał myślami w przód. Miał stresa..
Na informację, że koledze podobają się bardzo jego magiczne sztuczki, pokraśniał nieco, była to jedna z przyjemniejszych rzeczy, jakie od dawna usłyszał.
-Tak, moja mama to Gasnący Wiciokrzew, kiedyś znana jako Lepka Ziemia. Dziękuje za miłe słowa, bardzo lubię grę światłem.. dlatego też wybrałem świetliki, bo na śniegu tworzą bardzo ładne refleksy.. Czemu akurat świetliki, jest to kwestia sentymentu.. było to moje imię pisklęce. – powiedział, nadal z wypiekami na pysku. Ale miłe!
Zauważył "dziadującą Kumkę, podskakującą dookoła Żabiego Plusku. Miał ze sobą jeszcze kilka zasuszonych motylków.. hmmm..
-Widzę, że łakoma żaba znów domaga się jedzenia, chciałbyś jej dać motylka? Akurat mam przy sobie kilka, stale staram się jakieś mieć, bo jak jej nie dam, to nie mam spokoju. Oczywiście, jeżeli masz ochotę. – powiedział, obserwując swoją żabę moczarową. Kumka usiadła między nimi, patrząc to na jednego to na drugiego, nie wiedząc, który da papu. Echo jakoś dotąd sobie radził z emocjami, długo, ale przyszedł moment na.. gafę.
-Chciałem tylko powiedzieć, że bardzo się z Tobą przyjemnie rozmawia, i.. się mi podobasz – powiedział szczerze, ale po wypowiedzeniu ostatnich słów jakby się zaciął.. No pięknie, wspaniale! Debilus maksimus, jełop, nic nie umiesz załatwić stopniowo.. za długi jęzor, wybitny osioł.. Teraz tylko czekać, aż rozmówca da dyla...