Strona 23 z 32

: 07 sty 2020, 11:31
autor: Sztorm

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Skinęła mu łbem i obserwowała jak odchodzi. Ciekawy młodzik. Pewnie przerobiła by go na karmę dla kompana na Arenie. Następnie przeciągnęła się jak tygrys, prężąc grzbiet i wyciągając łapy. Chyba czas wracać do siebie...
Spokojnym krokiem ruszyła w stronę Obozu Ognia.

// zt

: 11 sty 2020, 18:15
autor: Niepokorny Hiacynt
Kwiecisty przybył do Dzikiej Puszczy, bo stwierdził, że tutaj jest najmniejsza szansa, że ktoś zobaczy jak ten ćwiczy... jeżeli oczywiście Wyzwolony postanowi przybyć na wezwanie smoka, którego po prawdzie nie zna.
Kwiecistemu ciężko mu się przyznać to tego, że brak mu umiejętności łowieckich, ale im szybciej się ich nauczy tym szybciej pozbędzie się tego problemu.
Stanął więc między drzewami czekając na świeżo mianowanego łowcę. W pewnym momencie z nudów zaczął nucić nieokreśloną, ale dość żwawą melodię układając maddarą jakąś rzeźbę z leżącego wszędzie śniegu.

: 11 sty 2020, 21:38
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Pierwszy prawdziwy uczeń, w końcu będzie mógł nauczyć kogoś fascynującej sztuki łowiectwa. Pamiętał jak on sam, będąc adeptem zaczął uczyć się skradać i kamuflować, to były czasy… Przyszła pora by następne pokolenia przeżyły te same doświadczenia. Zaraz po otrzymaniu wiadomości, Zefir od razu pobiegł do wskazanego miejsca. Minęło trochę czasu zanim Rozrabiaka dotarł do puszczy. Został przywitany nuceniem adepta, zielonowłosy nie spodziewał się, że jest tyle utalentowanych smoków w jego stadzie. Była to idealna okazja, aby zbliżyć się do młodszego ziemskiego, bez bycia usłyszanym. Zwinny samiec wspiął się na pobliskie drzewo praktycznie bezszelestnie. Obserwował pomarańczowego samca, gdy ten nucił sobie piosenkę. Żwawy przechodził z gałęzi na gałąź, próbując poruszać się najciszej jak może, by dotrzeć nad swojego ucznia. Wykorzystywał mało znaną technikę, którą brązowy łowca lubił nadużywać. Większość istot nie patrzy się nad siebie, gdy szuka zagrożenia, no może oprócz ptaków. Gdy dotarł już do celu, owinął swój ogon dokoła konaru i czekał, aż Hiacynt skończy nucić. Potem szybko spuścił się z gałęzi i zawisnął na ogonie, dyndając do góry łapami, tuż przed pyskiem adepta.
-Hej!– Powiedział głośno, wyraźnie próbując zaskoczyć swojego towarzysza. Uśmiechał się od rogu do rogu, szczerząc swoje białe kły. Zachichotał i patrząc się na młodego smoka, dodał.
-Chcesz się nauczyć łowiectwa? Wybrałeś dobrego smoka młody, polowanie to dla mnie nie tylko praca, ale też przyjemność. Po nauce ze mną, nawet ty sam nie będziesz wiedział gdzie jesteś, gdy się zaczniesz skradać. Znaczy… nie, że się zgubisz tylko… No wiesz o co mi chodzi. Miło cię poznać tak swoją drogą, nie rozmawialiśmy wcześniej. Jestem Wyzwolony Rozrabiaka, ale możesz na mnie mówić Żwawy. – Po tym jak skończył mówić, puścił się ogonem i spadł na przednie łapy przed samczykiem.
-To od czego zaczynamy młody?

: 11 sty 2020, 23:17
autor: Niepokorny Hiacynt
Rzeźba natychmiast się rozpadła. Hiacynt wrzasnął i nagle przez pyskiem Wyzwolonego mignęła półprzeźroczysta lodowa ściana, która z impetem uderzyła w gałąź uszkadzając ją. Dokładnie w tym samym momencie na pysku Kwiecistego dało się zauważyć, ze rozpoznał atakującego. Z paniką w ślepiach podniósł łapy i podtrzymał konar maddarą, ażeby ten nie spadł razem z łowcą.
– H-hej. – Wydusił jeszcze zbyt zszokowany, żeby powiedzieć coś mądrego. Mógł przecież skrócić tego smoka o głowę!
Gdy Rozrabiaka zeskoczył, gałąź poddała się grawitacji i upadła tuż obok zirytowanego Kwiecistego na śnieg.
– Wiem jak się nazywasz. – Rzucił na początek. Co to niby miało znaczyć. Czemu to miało służyć? Wyzwolony chciał go raczej w żarcie przestraszyć, a nie upokorzyć, ale w Kwiecistym już coś zdążyło się zagotować.
...
Ach. To nieważne. Jego pysk przeszedł do normalności. Tak jakby zaraz sam miał się z tego zaśmiać. Wstał i niby w czułym geście, przyłożył łapę do pyska łowcy klepiąc go delikatnie.
– Wiesz co? Możemy zacząć od tego skarbusiu, – zaczął słodziutkim głosem zbliżając swój pysk do jego. Czyżby mial zaraz wyszeptać mu jakieś czułe słówka? Chyba nie byli na tej poziomie relacji. Aha. Nie... Nie byli na żadnym poziomie relacji!
– że nie skradamy się do czarodziejów na dzień dobry. – syknął marszcząc łuki brwiowe, odsunął się i zrzucił na łeb drugiego samca kupę śniegu, którą w międzyczasie podniósł maddarą z ziemi.
No ewidentnie się obruszył, albo przynajmniej tak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę próbował po prostu ukryć swój wstyd. W dodatku, że Wyzwolony przyszedł go uczyć to jeszcze Hiacynt, by go od razu zranił. I to jeszcze dlaczego?! Dlatego, że się przestraszył.
– A tak poza tym to chciałbym się nauczyć sztuki śledzenia.
Zatoczył kółko kilka kroków od niedawno przybyłego i usiadł ponownie z dzikim wzrokiem przyglądając się mu uważnie.

: 13 sty 2020, 17:15
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Przez chwile miał wrażenie, że Kwiecisty potrafił przyjąć żart, ale krótko po tym jak tamten obrzucił go śniegiem, Rozrabiaka zmienił zdanie. Czyżby to jeden z tych „Nudnych” smoków, które nie potrafią się uśmiechać nieironicznie? Pierwsze wrażenia są ważne, a jak na razie nie ma się czym chwalić. Lecz trzeba brać po uwagę okoliczności, w końcu został przestraszony i prawie odruchowo rozwalił pysk swojemu nauczycielowi. Mimo to, Żwawy nie wydawał się zmieniać podejścia i pozostawał uśmiechnięty i energiczny.
-Co jesteś taki spięty? Masz coś na sumieniu?– Zachichotał i westchnął, może rzeczywiście trochę przesadził. Trochę spokojniej i poważniej, dodał.
-Wybacz, nie podejrzewałem, że zareagujesz tak gwałtownie. Totalnie biorę na siebie odpowiedzialność i tak dalej. Jak się to mówi… Co się dobrze kończy, to się dobrze kończy, co nie? No, to jesteśmy już przyjaciółmi, Kwieeecisstyy…tak?– Przeciągnął jego imię, próbując się upewnić, czy na pewno go sobie z kimś nie pomylił. Nie rozmawiali ze sobą wcześniej, ale widział żółtego samca na ceremoniach i był przekonany, że to właśnie on. Najwyżej się pomyli, to nie będzie pierwszy raz.
-No ale drzewa szkoda, Świadek byłby wściekły. Może nie mów o tym incydencie nikomu, nie potrzebuje, żeby prorok prawił mi wywody.– Popatrzył się na złamaną gałąź leżącą na śniegu, smutny widok. Zielonowłosy uroniłby łezkę, ale łzy mu się już dawno skończyły. Spojrzał więc ponownie na swojego ucznia i przeszedł w tryb nauki.
-Śledzenie ta… Sztuka prosta w teorii, lecz wiele smoków przez dziesiątki księżyców zgłębiała jej tajniki. Jeżeli to jest pierwsza rzecz jaką chcesz poznać, to słuchaj uważnie, dosłownie. Smoki są idealnymi zabójcami, mamy czuły słuch i węch, oraz wzrok, który staje na równi z orłami. Pazury ostre jak brzytwy i mocne kły, do rozrywania skóry i mięsa. Nie wszystkie smoki są sobie równe, ale wszyscy jesteśmy drapieżnikami, polowanie mamy we krwi. Zróbmy tak… Spróbuj sobie wyobrazić sytuację, w której znalazłeś ślady dzika. Wiesz, że to dzik, ponieważ kształt odcisku wygląda trochę jak dwa kły, pod którymi są dwa mniejsze odciski.– Brązowołuski samiec narysował w śniegu ślad, jaki zostawiają racicę dzika. Nie było to perfekcyjne odwzorowanie, ale było wiadomo o co chodzi.
-W takiej sytuacji łatwo określić kierunek, w którym podążało zwierzę. Ale co jeżeli śladów jest mnóstwo, gdyż twoje przyszłe ofiary dreptały w kółko? Co byś zrobił? Może już umiesz śledzić i nawet o tym nie wiesz.

: 18 sty 2020, 0:18
autor: Niepokorny Hiacynt
Hiacynt stał tak. Gapiąc się na Rozrabiakę w ciszy, ale także powoli się relaksując. No w porządku. Nawet pamiętał jego imię. (A spróbowałby nie.)
Tekst z drzewami drzewami nawet go rozbawił. "Może lepiej drzewo niż ty. Chyba, że prorocy mogą gadać z trupami to by pochwalił, że ocaliłeś gałąź."
Na wielki wstęp do "niesamowitej sztuki śledzenia" Kwiecisty wywrócił oczami, uśmiechając się szerzej.
Mhm. Bla bla, niesamowite drapieżniki, bla bla, idealni zabójcy, bla bla kły, pazury i grrrr.
To o pazurach, kłach i drapieżnikach to widział codziennie. Natomiast tytułowanie smoków "idealnymi zabójcami" to akurat go bawiło. Czy Wyzwolony widział kiedyś Honi?
W każdym razie jego rozbawienie ustąpiło skupieniu, gdy łowca faktycznie zadał mu jakiś problem do rozwiązania.
– Poszukałbym miejsca, w którym ruszyły w dalszą drogę. Tam gdzie ślady wyszłyby z tego majdanu znów tworząc w miarę jasną trasę. – Mówi po prostu, jak mu podpowiedziała logika, wzruszając przy tym barkami.

: 18 sty 2020, 13:37
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
-Dobrze! Możesz to zrobić najłatwiej za pomocą zapachu. Widzisz, wąchając odcisk na ziemi, możesz tak jakby pobrać próbkę tego czego szukasz. Potem tylko wywąchać, w którą stronę ten zapach jest silniejszy. Jeżeli masz już trop, to połowa sukcesu, teraz tylko dotrzeć po nim do celu. Oczywiście same ślady nie zawsze będą widoczne, więc masz jeszcze węch i słuch. W zimie nie powinieneś mieć problemu z widocznością tropu, ale w lecie to co innego. Pamiętaj tylko, że wonią też dotrzesz do ofiary, jeżeli ją wcześniej poczułeś. No dobra, starczy tego gadania, pora na grę w chowanego i ty będziesz szukającym. Zamknij ślepia i zatkaj uszy, a ja odejdę trochę głębiej w las, tylko nie oszukuj. Jak już się schowam, to wyśle ci wiadomość mentalną. Musisz mnie tylko wytropić, to nie takie ciężkie, zobaczysz. No dobra zgaś światło.– Powiedział i poczekał, aż uczeń wykona polecenie. Potem odwrócił się i powoli zaczął iść po śniegu w na wschód, pod wiatr. Ułatwił w ten sposób zadanie adeptowi, ale nie zamierzał być dla niego zbyt miły. Po krótkim czasie wdrapał się na drzewo i przebył pewien dystans po gałęziach. Jeżeli Hiacynt zobaczy na drzewie ślady pazurów, to raczej nie będzie miał problemów, gorzej jeżeli pominie ten szczegół. Potem smok ponownie zeskoczył na ziemię i zrobił 4 kółka dokoła kilku drzew. To nie powinno bardzo zmylić maga, ale może pomyśleć sobie że zgubił trop i chodzi w kółko. Na koniec, Zefir przebiegł kawałek drogi, zostawiając mocno widoczne ślady, lecz mało wyraźne, mogły należeć do każdego. Będąc już daleko od pomarańczowego smoka, wytarzał się w śniegu, maskując swój zapach, by tamten musiał podążać po śladach, a nie wyczuł go po prostu w wietrze.
-No dobra, możesz już zaczynać. Jeżeli będziesz potrzebował wskazówek, to pytaj śmiało.–

: 26 sty 2020, 0:59
autor: Niepokorny Hiacynt
Kwiecisty poszedł za instrukcją łowcy i odciął swoje zmysły. Zamknął oczy i dość szybko skupił się na niesłyszeniu. Może to brzmieć głupio, ale jako (przyszły) czarodziej musiał potrafić szybko i mocno skupiać się na rzeczach które uzna za istotne. Wytworzył małe bariery, które odcięły go od zmysłu słuchu. Dopiero, gdy Rozrabiaka wysłał wiadomość, Kwiecisty znów zaczął odbierać bodźce.
– Radzę się chować bo szukam – rzucił mentalną odpowiedź. Na wstępie wiedział gdzie ma iść. Pamiętał w którą stronę zapach łowcy się od niego oddalał. Poza tym wyraźnie widział jego ślady w śniegu. Po jakimś czasie ten trop się urwał. Kwiecisty stanął w miejscu i wciągnął w nozdrza powietrze. Zapach łowcy nie był mocny, ale był i prowadził... tam!
Smok odwrócił się w stronę drzewa. Podniósł łuk brwiowy i przyjrzał się korze obchodząc pień dookoła. Dopiero po nieudanych oględzinach spojrzał w górę. Wtedy dostrzegł ślady pazurów Wyzwolonego. No super. I co teraz? Ma tam wleźć? Otoczył drzewo ponownie w zamyśleniu. Nie. Spróbuje zrobić to z dołu. Latanie tutaj byłoby raczej bez sensu. Zaczął więc wypatrywać jakichś śladów na drzewach z dołu. W ten sposób szedł za tropem. Gdy zgubił odpowiednie drzewa wyczarował skrawek skóry, który ocierał o okoliczne drzewa dopóki znów nie poczuł tego zapachu. Odnalazł się więc. Wkrótce dotarł do miejsca, w którym Rozrabiaka zszedł na ziemię. Kwiecisty lazł za śladami i tak – zauważył, że łowca chodził w kółko, dlatego spojrzał nieco dalej niż pod swoje łapy, by załapać więcej kontekstu. I cholera... wracamy do wąchania. Czym on jest? Wilkiem?! No cóż. Łowca dał mu radę i Hiacynt miał zamiar z niej skorzystać. Poszedł w stronę w którą zapach był mocniejszy. Jeżeli chodzi o niezidentyfikowane ślady... To nie wyglądały jakby były "z innego źródła", więc Kwiecisty po prostu za nimi podążył. Zajęło mu to chwilę, bo nie biegł tylko szedł lekko energicznym krokiem rozwiązując swoje zadanie. Z resztą Rozrabiaka wyraźnie to zobaczył z pomiędzy nagich drzew, gdy adept znalazł się w jego polu widzenia. Wtedy też Hiacynt przestał wodzić wzrokiem po śladach pozostawionych w śniegu i po prostu zaczął kroczyć w stronę łowcy.

: 26 sty 2020, 12:48
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Rozrabiaka słyszał nadchodzącego powoli Hiacynta, więc siedział cicho w swojej kryjówce. Nie minęło dużo czasu, zanim oba samce się zauważyły, młody go znalazł. Nauczyciel uśmiechnął się i zadowolony powiedział.
-No, widzisz? Nie takie ciężkie to śledzenie, poradziłeś sobie z zadaniem i nawet nie musiałem ci pomagać. Wydaje mi się, że tyle wystarczy na podstawy, no chyba, że masz jeszcze jakieś pytania. Jeżeli nie to możemy przejść do skradania, to chyba najodpowiedniejszy drugi krok w nauce łowiectwa.– Czarodziej nie dał się zwieść przez triki łowcy, był czujny podczas śledzenia. Używał wzroku jak i zapachu, pozostałe techniki już raczej nie zaliczają się do podstaw więc, to na tyle. Żółty smok wydawał się być cały czas jakiś taki poważny, może po prostu nie jest jednym z tych „przyjaznych” osób.
-A tak z innej beczki, nie żebym się czepiał czy coś, ale mam wrażenie, że coś ci nie pasuje. To moja wina czy po prostu masz syndrom wojownika? Nie żeby to było coś złego, chce po prostu wiedzieć, czy mam coś zmienić, może za dużo gadam. Nie lubisz, że cię nazywam młody? Komunikuj się ze mną, ja nie gryzę, dosłownie. Jeszcze nikogo nigdy nie ugryzłem, nawet zwierząt na polowaniu. Może coś ci ciąży na sercu. Nie narzucam się, tylko się martwię.– Paszcza mu się nie zamykała, ale to był chyba jego motyw przewodni. Ostatnio miał mało okazji pogadać z innymi smokami, a bardzo lubił rozmawiać. Mimo natarczywości, rzeczywiście wydawał się tylko przejmować samopoczuciem swoich przyjaciół ze stada. Oby tylko cały ten słowotok nie przeszkadzał magowi w skupianiu się.

//możesz raportować śledzenie I chyba, że chcesz się jeszcze coś dodać

: 02 lut 2020, 0:51
autor: Niepokorny Hiacynt
Adept kiwnął głową, gdy Wyzwolony powiedział co będą robić następnie. Słusznie proponował dalszą naukę. Kwiecistemu może się to przydać. Najważniejsze jednak było to, że łowca sam to zaproponował. To świadczyło o jego zaangażowaniu i dobrej naturze. Potwierdzenie takiej oceny przybyło już po chwili w postaci następnych słów Rozrabiaki. Na początku Kwiecisty, aż podniósł łuki brwiowe w szczerym zdziwieniu. Kogoś obchodziła jego opinia lub samopoczucie? To zdecydowanie coś nowego. No chyba, że smok tak naprawdę martwił nie opinią adepta o sobie... Ale takie pobudki by do niego nie pasowały.
Hiacynt zachichotał, zakrywając łapą pysk.
– Syndrom wojownika powiadasz. Kto taki ma? – zapytał przekręcając łeb na bok.
– Może Krwawe Oko? – Tym razem jego śmiech rozniósł się echem po lesie. Siła z jaką ten wyrwał się z jego płuc, sprawiła, że adept zwiesił głowę zginając się w pół. Po chwili jednak doszedł do siebie. Wtedy kontynuował, tym razem uśmiechając się lekko, ale przyjaźnie.
– Nie przeszkadza mi to, że nazywasz mnie młodym, a tym bardziej to, że dużo mówisz. Gdyby taki osobnik jak ja potępiał inne smoki za niezamykające się mordki, sobie samemu musiałby wyznaczyć karny patrol za hipokryzję. – Odparł siadając w śniegu. Już się nie denerwował. Nie miał czym skoro przekonał się, że Wyzwolony raczej niczego nie ukrywał. Dobrze też, że łowca nie miał adeptowi za złe jego niezbyt miłego zachowania z wcześniej.
– W każdym razie możesz być pewny, że narazie cieszysz się moją sympatią Rrrrrozrabiako~ – Zamruczał mrużąc ślepia, a jego ogon zakiwał się powoli na boki, wachlując końcówką ogona na prawo i lewo. Podobało mu się imię Łowcy. Było może mało poważne, ale za to budziło przyjemne skojarzenia.
– Dobra. Skoro wszystko już jasne to możemy kontynuować. Czekam z niecierpliwością.

: 02 lut 2020, 14:00
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Powaga Wyzwolonego szybko przemieniła się ponownie w radość, gdy tylko ujrzał uśmiech na pysku swojego ucznia. Czyli to jednak tylko nieśmiałość, to dobrze. Wysłuchał Kwiecistego i zaśmiał się pod koniec, z tego mruknięcia. Adept udowodnił właśnie, że nie jest sztywniakiem, tylko tyle trzeba Żwawemu by się z kimś zaprzyjaźnić.
-Tego kwiecistego chciałem zobaczyć, prawdziwa dusza towarzystwa. Skoro na pewno wszystko jest ok, to przechodzimy dalej. Ale tak na przyszłość, pamiętaj, że możesz do mnie zawsze walić jak z mostu. Stado jest po to by sobie pomagać.– Puścił mu oczko i odchrząknął. Dobra, pora znowu przejść w tryb nauczania.
-Skradanie się jest chyba ważniejsze niż samo śledzenie. Nic ci nie da znaleziona zwierzyna, jeżeli ucieknie od ciebie w pierwszym momencie, gdy tylko podjedziesz bliżej. Dlatego musisz się ruszać tak, by moment, w którym cię zobaczą, był ich ostatnim. Szczerze to nie jestem pewny jak polują czarodzieje, ale na pewno też musicie się zbliżyć do celu, by go zaatakować. Więc, jak to zrobić? Łapy ugięte, brzuch nisko ziemi, łeb na poziomie tułowia, ogon uniesiony ale nie za wysoko, skrzydła przywarte, ale luźno.– Pokazywał po kolei wszystkie kroki, samemu stając w pozycji do skradania.
-Wdychasz nosem i wydychasz ustami, spokojnie, nie powinieneś się śpieszyć. Skradanie to nie wyścig, tylko sztuka, a sztuka wymaga czasu. Ruszając się do przodu, stawiaj łapy najpierw pazurami a potem resztą łapy, minimalizujesz w ten sposób dźwięk podczas chodzenia. Patrz się przed siebie, ale uważaj gdzie stajesz. Staraj się kroczyć po twardym terenie: korzenie, kamienie, przewrócone drzewa. Nim twardsze podłoże, tym mniej hałasu podczas chodzenia. Coś z wibracjami, nie wiem dokładnie jak to działa, ale wiem, że działa. Staraj się unikać kontaktu wzrokowego, zwierzęta to wyczuwają. No i oczywiście nie daj się zobaczyć, ale to chyba jasne. Drzewa, krzaki, kamienie, nawet woda jak się uprzesz, może być twoją kryjówką. Tu nie da się za bardzo zrobić potencjalnej sytuacji, gdyż podejście różni się od okoliczności, więc przejdźmy od razu do praktyki. Stań w postawie, którą pokazałem.– Powiedział a następnie poczekał, aż adept wykona polecenie. Obszedł smoka dokoła i poprawił jego postawę, gdyby wykonał ją nieprawidłowo. Podniósłby trochę bardziej jego ogon, gdyby był za nisko, albo skierował pysk do przodu, gdyby uczeń podążał wzrokiem za nauczycielem.
– Dobra, to teraz wejdź w las i spróbuj mnie okrążyć, tak abym cię nie usłyszał. Będę miał zamknięte ślepia, więc masz fory. Jeszcze jedna ważna informacja, jak chcesz poruszać się cicho po śniegu, to wbij pazury pod śnieg, a potem wciśnij tam całą łapę. Wypchniesz w tedy śnieg na zewnątrz, bez skrzypienia. W porządku, ruszaj, będę tutaj czekał. Tylko mnie nie atakuj, wiem, że to kuszące.

: 13 lut 2020, 1:48
autor: Niepokorny Hiacynt
Ech. Cudownie. Skradanie się. Nigdy tego nie lubił. Nie uważa by było mu to potrzebne. Jest czarodziejem! Nie jakimś tam tchórzem by się cho... Znaczy... Łowcą... Oni przecież się skradają... Ups.
Kwiecisty westchnął krótko i uśmiechnął się mimo lekkiej niechęci, gdy dostał polecenie powtórzenia pozy Rozrabiaki. Tej akurat czasami używał, chociażby tylko po to, by właśnie udawać wrednego, czyhającego na życie zwierzyny drapieżnika. Oczywiście jego wersja bardziej wyglądała niż była praktyczna, bo zwykle stawał na łapach za nisko, by po chwili wygiąć grzbiet w płynnym ruchu przypominającym wijącego się węża... No. Nieprzydatne. Dlatego Kwiecisty poświęcił wiele uwagi ustawiając się wedle poleceń. Ugiął łapy, starając się nie przesadzić z wysokością – w końcu szuranie brzuchem po ziemi mijało się z celem. Uniusł ogon ledwo ponad ziemię, więc Wyzwolony musiał go nieco pociągnąć do góry. Co poskutkowało tym, że ogon wystrzelił w odzewie i pacnął go lekko w szczękę zanim powrócił do wskazanej pozycji...
– Przepraszam. – No co. Odruch. Od drugiej strony znowuż trzeba było Kwiecistego poklepać by głowa zeszła niżej. Pamięć mechaniczna adepta całkiem mocno sprzeciwiała się takiej pozycji, w końcu zwykle mag chodził wśród smoków dumnie wyciągając swoją szyję.
Wszystkie poprawki wziął jednak na poważnie i po ogonie, już nie sprzeciwiał się tykaniu łowcy, nawet, gdy ten kombinował przy jego ukochanych skrzydłach, by nie były tak przyciśnięte do ciała... No nie można być we wszystkim dobrym dobrze?

Wysłuchując następnego polecenia wciąż pozostał sztywno w pozycji do skradania, aż Wyzwolony nie skończył mówić po czym bez słowa wystrzelił w powietrze omijając gałęzie gołych drzew. W końcu jego mięśnie odetchnęły na moment. Rozrabiaka oczywiście na tym etapie jeszcze słyszał adepta, ale to był dopiero początek zadania. Adept chciał się po prostu nieco oddalić, by od pewnego momentu zacząć się skradać.

Nie wylądował w sumie daleko od łowcy. Hiacynt nadal bez trudu widział swojego nauczyciela, gdy wylądował powracając do wymęczonej przed momentem pozycji.

Ugięte łapy.
Tułów nisko.
Ogon nieco wyżej, ale bez przesady.
Głowa na poziomie ciała.
Skrzydła przy ciele, ale w miarę swobodnie.

No to gotowe. Ruszył.

Po pierwszych krokach już było jasne, że chyba wszyscy z okolicy wszystkich stad go słyszeli. Kwiecisty natychmiast zatrzymał się przeklinając pod nosem.
Zamknął oczy i zaczął od oddechu. Powoli wciągał mroźne powietrze nosem po czym wypuszczał je ustami. Spojrzał na Wyzwolonego, a potem na otoczenie. Ostatecznie zdecydował się obejść go z prawej.
Grunt wcieliła gruba warstwa białego puchu, dlatego logicznym wydało nie wykorzystać radę prawiącą o tym jak stawiać łapy.
Pazury pierwszej łapy rozpoczynającej krok wbiły się w ziemię. Adept skupił się nad tym co czuł, gdy miękko kładł na ziemi resztę łapy. Poczuł zwykłe, proste podłoże bez żadnych większych nierówności.
Gdy już odwrócił się w odpowiedni sposób zaczął kroczyć przed siebie, cały czas mając jednak łowcę na oku.

Nie rozwinął może zawrotnej prędkości, ale szło mu chyba całkiem nieźle skoro Rozrabiaka w pewnym momencie przestał go słyszeć. Łowca czekał więc z zamkniętymi oczami czekając na to, aż Kwiecisty w końcu go podejdzie... Albo aż zdradzi swoją pozycję.
No i kto by pomyślał. Po jakimś czasie łowca usłyszał głośne przekleństwo, którego śladami poszły warknięcia frustracji i skrzypienie przerzucanego śniegu, dobiegające Wyzwolonego z
jego lewej strony.
Kwiecisty najprościej w świecie poczuł się zbyt dobrze z tym jak mu szło i żle czuwając teren pod sobą wpadł w dziurę przykrytą puchem. Narobił przy tym sporo hałasu, tak samo z resztą przy tym jak zdenerwowany postanowił na nowo oddalić się od nauczyciela, by spróbować ponownie.
Po tym zamieszaniu łowca w zasadzie mógł położyć się spać bo Hiacynt zdenerwował się tak bardzo, że odszedł jeszcze dalej w las niż poprzednio.

Następnym razem uczeń musiał być dużo bardziej cierpliwy, bo Rozrabiaka usłyszał ruch dopiero, gdy Kwiecisty, stojąc kilka kroków za łowcą, położył się w śniegu i westchnął cierpiętniczo, jakby to zadanie niezmiernie go zmęczyło. Warstwa śniegu była na tyle gruba, że jego pysk niemalże całkowicie zniknął w śniegu. Tak wyglądał pokonany czarodziej.
– Może być i możemy już o tym nigdy nie wspominać? – Wyjęczał z nadzieją w głosie.

: 15 lut 2020, 12:56
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Wyzwolony tylko pogładził się po pysku, gdzie został uderzony, ale nie robił z tego problemów. Potem poczekał, aż uczeń odleci i siedział cicho. Dookoła był tylko szum wiatru i stukot gałęzi, przynajmniej do czasu, w którym nie pojawił się jakiś szelest gdzieś przed łowcą. Rozrabiaka nie otworzył ślepi, ale uśmiechnął się szeroko i powiedział głośno.
-Słychać cię, staraj się bardziej!– Po tych słowach hałas ustał, lecz niedługo później znowu usłyszał jakiś huk i pękające gałęzie. Skradanie się przecież nie było aż tak trudne, przynajmniej dla Żwawego. Nie zdążył się ponownie odezwać, a usłyszał skrzydła adepta, które niosą go gdzieś daleko w las. Kolejna próba, oby tym razem udana.
Czas płynął, a adepta nie było, może po prostu poleciał i zostawił tutaj łowce, by ten siedział sobie do wieczora. To dopiero byłby żart, taki rewanż za to przywitanie. Łowca czekał i czekał, aż w pewnym momencie zaczął się trochę martwić. Chyba Kwiecisty by się z nim skontaktował, gdyby coś mu się stało. Przecież to tylko nauka, nie warto się jakoś popisywać. Już zabrał się za wysyłanie wiadomości mentalnej, kiedy usłyszał za sobą skrzypienie śniegu i głos swojego ucznia. Obrócił się szybko, ale się trochę zatoczył, bo jego łapy zdrętwiały od bycia w jednej pozycji i śniegu przez tyle czasu. Przeciągnął się, jakby wybudzony z drzemki, a potem powiedział.

-Nie było to bezbłędne podejście, ale za drugim razem poszło ci dobrze. Musisz zwracać większą uwagę gdzie stawiasz łapy, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości.– Potem sięgnął łapą w stronę łba smoka i wyciągnął z pomiędzy łusek maga stary liść, który się gdzieś napatoczył. Młody nie wyglądał na bardzo poobijanego, ale brązowy i tak wolał się zapytać.
-Nic ci się nie stało? Słyszałem jakiś huk wcześniej, jakbyś gdzieś spadł. Robimy przerwę, czy możemy przejść do ostatniej części? Kamuflaż jest bardzo prosty i szybki do opanowania, więc możemy go załatwić teraz i mieć to z łbów, co ty na to?– Zapytał się i poczekał na odpowiedz, zanim kontynuował dalszą naukę.

//złóż raport ze skradania I, powinno starczyć.

: 27 lut 2020, 0:35
autor: Niepokorny Hiacynt
Kwiecisty zakopał mocniej pysk w śniegu, bo nagle ciepło napłynęło na jego policzki. No tak – wpadł w dół. Cała okolica chyba słyszała. Trochę wstyd, no ale cóż począć.
Gdy Rozrabiaka skończył mówić, adept od niechcenia przeturlał się na plecy. Jego oczy były zamknięte, a łapy swobodnie sterczały w górze. Oh. Jak on uwielbiał śnieg.
– Wiesz... Może faktycznie pokaż mi co wiesz o tym kamuflażu – Westchnął uśmiechając się lekko.
– Inaczej Godny będzie na mnie narzekał. – Mówiąc to obrócił się ponownie na brzuch i wstał z rozmachem, strzepując ze skrzydeł resztkę śniegu. Był widocznie gotowy na kontynuację.

: 27 lut 2020, 18:12
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Rozrabiaka uśmiechnął się widząc jak jego uczeń pali się ze wstydu. Poczekał na odpowiedz a potem powiedział.
-Zacząłbym od tego co zawsze, czyli: kamuflaż jest bardzo ważny, gdyż bla, bla, bla… Ale prawda jest taka, że kamuflaż nie jest najprzydatniejszą umiejętnością. Jeżeli się dobrze skradasz, to zaliczasz dwa z trzech głównych punktów kamuflażu. Ten brakujący też możesz zastąpić w inny, łatwiejszy sposób, ale wciąż uważam, że umiejętność dobrego maskowania swojej obecności jest przydatna. Nie tylko na polowaniu.– To był pewnego rodzaju wstęp do dalszej części wykładu. To co mówił było szczere, a doszedł do takiego wniosku po nauce ze swoim bratem, który dawał sobie bez problemów radę nie używając nigdy technik kamuflażu. Czasami jednak zdarzają się momenty, gdzie nie ma wyjścia tylko siedzieć w ukryciu, w bezruchu. W takich chwilach warto jest jednak znać parę sztuczek, by nie zostać złapanym przez łowców smoków i zostać przerobionym na zbroję, czy coś.
-Dobra, to ja lubię dzielić naukę kamuflażu na trzy części: maskowanie ciała, zapachu i śladów. Wszystko jest zrozumiałe samo przez się, ale dla pewności wytłumaczę po krótce.
Maskowanie ciała polega nie tyle na idealnym odwzorowaniu otoczenia, co na rozbiciu kontur ciała. Wszystko co ma choć trochę rozsądku, ucieknie na pierwszy widok kształtu smoczo-podobnego. Dlatego warto oblepić się listkami, albo gałązkami, trochę błota albo śniegu i już nie wyglądasz jak drapieżnik.
Maskowanie zapachu to sztuka zmienienia swojego zapachu na jakiś inny, albo na żaden. Wysmarowanie się błotem, albo wytarzanie się w piasku albo ziemi przeważnie załatwia sprawę. Pamiętaj o tych mniej dostępnych miejscach jak pod pachami i na łbie. Dobrą alternatywą do tego zabiegu, jest zanurzenie się w wodzie, albo wysmarowanie się śniegiem. Woda zmywa zapach jak nic innego, wiec pamiętaj z tego korzystać. Możesz też stanąć pod wiatr, tak żeby powietrze nie niosło twojego zapachu, ale to nie zalicza się za bardzo do kamuflażu. Wytarzałeś się już we śniegu, może nieświadomie, ale ten punkt już za tobą.
Ostatnie jest ukrywanie śladów, czyli zacieranie, lub unikanie zostawiania śladów. Możesz po prostu machać za sobą ogonem, to wystarczy by uniemożliwić komuś śledzenie po śladach, przynajmniej we śniegu. Jeżeli grunt jest trochę twardszy to możesz użyć kija, albo maddary. Ale najlepiej jest po prostu poruszać się po powierzchni, na której nie zostawisz śladów, na przykład skała, albo drewno.
To chyba na tyle, teraz mały test. Obrócę się i policzę do stu, a ty za ten czas się gdzieś tutaj zakamuflujesz. Nie martw się o hałas, nie będę słuchał. Po prostu pokaż mi, że wiesz jak nie dać się znaleźć i uznam, że mnie słuchałeś.–
Powiedział i obrócił się powoli stając plecami do ucznia.
-Jedne, dwa, trzy…

: 09 mar 2020, 14:22
autor: Niepokorny Hiacynt
O. Tym razem dostał limit czasowy. No dobrze. Postanowił więc tym razem trochę podbiec. Mógłby polecieć, ale nie wiedział czy to się liczy jako oszustwo czy nie, więc oddalił się na piechotę. Skoro był już wytarzany w śniegu to tylko to poprawił, biorąc nieco białego puchu i nacierając sobie jeszcze łeb i pachy (wedle zaleceń nauczyciela). Potem ruszył przed siebie, machając za sobą ogonem, by wyrównać teren. Po kilkunastu metrach zatrzymał się i spojrzał za siebie. No nie było najgorzej, ale machnął jeszcze przeźroczystą ścianką, by wyrównać szybko śnieg za sobą. Potem powtórzył to samo i skręcił za jakieś drzewo po swojej prawej. Cholerka i co teraz? Chyba powinien zakopać się w śniegu? Ech... To trochę głupie, ale niech będzie. Najwyżej nigdy tego po prostu nie powtórzy. Przy pomocy maddary zebrał śnieg z okolicznych drzew, samemu przy tym zakopując się w śniegu, który już leżał pod nim. Przykrył się nim tak, aby nie było widać jego ciała wcale, poza wystającym nosem. Położył łeb policzkiem do ziemi, aby jego rogi nie wystawały z kupki śniegu. Resztę puchu usypał na boki tak, żeby nie był jedynym, podejrzanym pagórkiem w okolicy.
Ostatecznie, korzystając z tego, że był blisko drzewa, wyczarował korzeń, nieznacznie wystający ponad śnieg, by ten ukrył jego wystające nozdrza. Potem już tylko czekał, zastanawiając się czy to wystarczy.

: 16 mar 2020, 15:54
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Nauczyciel skończył liczyć i otworzył ślepia, rozglądając się dokoła. Nie widział śladów, ani samego Kwiecistego, więc to zrobił dobrze. Wziął wdech nosem i poczuł zapach maga. Zdziwiony, popatrzył się na miejsce, w którym żółty samice się wcześniej wytarzał.
-Dziwne, to powinno było zmyć jego zapach, może na magach działa to inaczej.– Powiedział do siebie, całkowicie zdezorientowany tą sytuacja. Teraz jak ma zapach młodszego samca, to znajdzie go prędzej czy później. Trochę głupio się mu zrobiło, że musi teraz poprawiać swoją teorię, ale to jest nowe odkrycie dla Wyzwolonego. Na nim to działało, na każdym polowaniu i innych naukach. Pochodził trochę po polanie i złapał trop, który doprowadził go prosto do górki śniegu. Z tyłu łba, łowca czuł obecność maddary, więc znalazł adepta.
-Hmm… coś tu jest nie tak, na pewno natarłeś się śniegiem? Widziałem, gdzie się wytarzałeś, może to było za mało. Spróbujmy jeszcze raz, tym razem użyj też brudu i ziemi, to na pewno pomoże. O! I próbuj unikać chowania się w śniegu, on szybko topnieje i może zdradzić twoją pozycje. Magiczny śnieg jest spoko, nim możesz się przykrywać. Dobra jeszcze raz, wróćmy na polanę.– Gdy już ponownie znaleźli się na miejscu startowym, Wyzwolony ponownie powiedział.
-Może teraz trochę szybciej, masz czas, aż nie doliczę do osiemdziesięciu. Ukryłeś ślady bardzo sprawnie, więc gratulacje. Zapach był całkiem wyczuwalny, z jakiegoś powodu, więc już ci mówiłem jak sobie z tym poradzić. Kryjówkę też miałeś w porządku, musisz tylko uważać, jak długo chowasz się w takim miejscu. Gotowy, to lecimy. Raz, dwa, trzy…

: 24 mar 2020, 16:48
autor: Niepokorny Hiacynt
Co? Ech. No to jeszcze raz... W dodatku musi natrzeć się brudem. Niby logiczne, ale wolał być mokry, niż mokry i wysmarowany błotem. Westchnął.
– Dobra, dobra. Już lecę. – odparł po czym pobiegł w dal maddarą wyrównując a sobą śnieg.
Tym razem nie ukrył się przy drzewie, a w miejscu, które przyuważył przy poprzedniej nauce. Gdy uczył się skradania, niedaleko od polany wpadł w dziurę. Znalazł to samo miejsce i postanowił działać od tego miejsca. Odgarnął śnieg po czym maddarowym ostrzem wyciął niewielki sześcian ziemi. Następnie adept rozprowadził ciepło po tym skrawku gleby, aby dzięki zawartej w nim wilgoci, zamieniło się w błoto. Potem stworzył cztery łapy, wyglądające jak jego własne, tylko oddzielone od ciała, by rozprowadzić po sobie ziemię Nie zapomniał oczywiście o pachach i łbie – miał pamięć na pewno lepszą od złotej rybki, więc pamiętał też o tym co mówił Rozrabiaka.
Kwiecisty wskoczył do dziury, skulił się w niej na boku i według sugestii Wyzwolonego przykrył się utkanym poprzez moc śniegiem, który nie stopi się pod wpływem ciepła jego ciała. Na koniec usunął wszelkie ślady pozostawione przez niego tuż przy kryjówce.
Tym razem Rozrabiaka powinien mieć chociaż nieco więcej problemu z odnalezieniem go. Adept wykorzystał swoją terenową niespodziankę dzięki czemu jego przykryte śniegiem ciało nawet nie powodowało wzniesienia większego niż cztery łuski.

: 27 mar 2020, 14:37
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Odliczanie dobiegło do końca, co oznaczało, że pora poszukać ucznia. Łowca jednak nie znalazł ani śladów na ziemi, ani zapachu. Nie wiedział nigdzie nieukrytego smoka, więc to też było zaliczone. Rozrabiaka chodził po okolicy w poszukiwaniu Kwiecistego, ale oprócz lekkiego uczucia obecność maddary nie znalazł nic. Drzewny wrócił na środek i powiedział głośniej.
-Dobrze, możesz już wyjść.– Poczekał aż mag się pokarze i podejdzie bliżej zanim kontynuował.
-Teraz nie było żadnych problemów, dobra robota. Na dzisiaj starczy nauki, dziękuje za spędzony czas. Do zobaczenia, mam nadzieję.– Po tych słowach nauczyciel wstał i opuścił las.

//zt

: 28 mar 2020, 1:40
autor: Torvihraak
//jesli się wryłam to z góry przepraszam


Torvihraak zdecydowała sobie zrobić piknik. Taki fajny piknik. Na kocyku z dobrymi przekąskami i w miłym towarzystwie. Problemem mógł być brak kocyka, dobrych przekąsek i miłego towarzystwa, ale smoczyca była zdeterminowana i poza tym nie takie trudności się pokonywało w życiu. Nawet miała już plan, jak sobie z tym poradzić.
Pierwszym krokiem, który musiała wykonać, to było znalezienie odpowiedniego drzewa, (najlepiej, żeby to była stara sosna) co okazało się być łatwiejsze w teorii niż w praktyce. Kupczyni błąkała się przez pewien czas po lesie, obstukując drzewa aż wreszcie znalazła to jedno. Sosna. Nie taka, o jaką jej chodziło, ale powinna się nadać. Złotooka mogła przejść do kroku drugiego – kocyk. Torvihraak była starym wyznawcą zasady "Nie masz czegoś? Czaruj." I właśnie to planowała zrobić. Czarować. Z gęstej sieci maddary utkała coś jakby kocyk, ale lepsze. Wygidniejsze. Taki niebieski materacyko-kocyk. Bardzo fajny, nawet odstraszający mrówki. Ogólnie to luksus, gdyby nie trzeba było się na tym cały czas koncentrować.
Dobrze, to już jest załatwione, czas na przekąski. Co do przekąsek to miała tylko torbę węży, ale można udawać, że to jakiś słodki makaron jest, czy coś. Ściągnęła więc ją ze swoich pleców i położyła na środku kocyka. O. Idealnie.
Dobrze, czas na krok trzeci i ostatni. Kupczyni podeszła do sosny i wyskrobała w korze pojedyńczy usmieszek. Taki skierowany na kogoś, kto siedziały na kocyczku. -No widzi pan, panie sosno, jak się chce, to się ma. O! Poczęstowałabym cydrem, ale pan chyba nie pija, prawda? No cóż, tutaj chyba nikt nie pija i to jest straszne, panie sosno- usiadła na maddarowym tworze i odłożyła wszystkie swoje torby, po czym przeciągnęła się tak, że na całej długości kręgosłupa coś jej chrupnęło. Ah, ta starość.
No i jako, że to miał być piknik, to zaczęła sobie zjadać te węże, udając, że to coś innego, i okazało się, że chyba bardzo głodna była, bo tak skubała i skubała, aż zjadła całą zawartość torby
-No widzi pan, panie sosno. Ja tu tyle jem, a pan nic. Chce mnie pan utuczyć, żebym gruba była?–

: 16 maja 2020, 9:36
autor: Głęboki Kolec
Poranek rozpoczął się dość leniwie, Młody smok wyszedł z jamy by odetchnąć świeżym powietrzem. Niebo było lekko zachmurzone, ptaki radośnie świergotały, trawa zielona, już niewiele pozostało na niej śniegu.
Nywloroth ruszył przed siebie w stronę miejsc spokoju by wybrać odpowiednie miejsce na naukę z jednym ze smoków Stada Ziemi. Nigdy nie zapuszczał się w te rejony, wolał trzymać się z dala od granic i ogólnie miejsc w których mogą chodzić smoki z innych stad. Dzisiaj zrobił wyjątek by poznać w końcu kogoś nowego... w sumie nawet we własnym stadzie prawie nikt go nie znał. Szukanie miejsca na spotkanie zajęło mu kilka godzin, nie potrafił znaleźć ustronnego miejsca, gdzie nikt by ich nie widział, a jednocześnie mogliby przechadzać się na duże odległości. W końcu w oddali zobaczył las... w sumie puszczę i to dość mroczną. Podszedł pod jej kraniec by zajrzeć w ciemność. Można było usłyszeć śpiew ptaków zmieszanych z szumem liści. Nic po za tym. Wysłał więc wiadomość mentalną do Wyzwolonego, że ich miejscem nauki będzie ta właśnie puszcza.