Strona 22 z 39

: 07 lip 2020, 19:03
autor: Legenda Samotnika

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Tego ranka zapowiadał się cudny dzień bez letnich burz, więc bardzo chętnie wylazłem ze swojej kryjówki i udałem się na niemal tradycyjne już poszukiwania publiczności. Strasznie podobało mi się poznawanie kolejnych smoków, przekazywanie im swoich historii i dzielenie się doświadczeniami. Z nadzieją, że tego pięknego dnia również spotkam kogoś ciekawego, udałem się na południe, krocząc niespiesznie ze zwyczajnym sobie radosnym uśmieszkiem.
Zaskakujące, ale mimo zachęcającej do spotkań pogody, nie natknąłem się po drodze na żadną żywą smoczą duszę. Smoczą, ponieważ zdarzyło mi się zobaczyć przemykającą na skraju zasięgu wzroku zwierzynę, która w popłochu kryła się przed majestatycznym drapieżnikiem, jakim byłem dla nich, oczywiście, ja. To miło łechtało moje ego, więc wolałem nie myśleć o tym, że przecież zwierzyna łowna boi się każdego potencjalnego zagrożenia, a nie tylko mnie.
Gdy dotarłem do skraju pięknego lasu, z braku dużej ilości innych opcji wszedłem do cienia drzew, wzruszając ramionami na własne myśli. Nie miałem nic przeciwko chłodnemu leśnemu otoczeniu, ale trochę szkoda mi było, że nie ogrzewa mnie już letnie słoneczko. Przyzwyczajony byłem raczej do gorącej pogody i ogromnie lubiłem kąpać się w promieniach Złotej Twarzy, jak to każdy gad zresztą, dlatego też szybko przypomniałem sobie o "leśnej łysince", czyli niewielkiej polance tuż w środku lasu, gdzie majestatyczne korony drzew nie przesłaniały światła wielkiej gwiazdy. Natężyłem na chwilę pamięć, usiłując przypomnieć drogę do urokliwej miejscówki, a już po chwili wesoło kierowałem się znajomą leśną ścieżką. Często tu bywałem choćby z nudów, więc nic dziwnego, że zdążyłem poznać las od środka – w końcu miałem do tego talent jako drzewny, a i w dzieciństwie niemało uzbierałem doświadczenia w odnajdywaniu się na nowych terenach.
Tak też niedługo później zbliżałem się spokojnym krokiem do brzegu polanki – dotarcie tam mogłoby zająć mi mniej czasu, ale nie chciało mi się spieszyć. Z odruchową już gracją bezszelestnie przemierzałem zarośla, aż w oczy rzuciły mi się sylwetki, leżące niemal na środku polany. Zatrzymałem i przyjrzałem się im, zanim wysunąłem się całkiem z gęstwin lasu. Udało mi się rozpoznać nieznajomego smoka oraz – o zgrozo – mantykorę. Wielką, włochatą i ogólnie niezwykle groźną... A mimo to spokojnie leżącą tuż przy boku smoczycy. Szybko zorientowałem się, że takie bliskie relacje muszą oznaczać przynależność zwierzęcia do smoka w postaci kompana, a to z kolei przywróciło mi odwagę, która chwilę temu gdzieś odpłynęła na widok groźnego stworzenia. Na myśl szybko przyszło mi niedawne spotkanie z małą Aki I jej pumą, które – jak widać – skończyło się dobrze i bez żadnych fizycznych strat z mojej strony, więc naiwnie uznałem, że tu sytuacja nie będzie się zbytnio różniła. Tak, zapomniałem o tym, że każdy smok i każde zwierzę są inne, mają własne charaktery i odruchy. Cóż, to tylko potwierdza fakt, że jeszcze wielu rzeczy muszę się o świecie nauczyć!
W każdym razie odważnie wyłoniłem się z krzaków i zbliżyłem dość zauważalnie do odpoczywających towarzyszy, aby nie zaskoczyć ich swoją obecnością. Na szczęście głos mojego wewnętrznego instynkt przetrwania był głośniejszy od naiwnej głupoty, toteż pozostałem na bezpieczniej odległości od dzikiej bestii i jej właścicielki. Wtem niesiony dobrym nastrojem i w dalszym ciągu brakiem wyrobionego taktu w rozmowie, przywitałem się głośno – może nawet zbyt głośno:
– Dzień bardzo dobry! Niezwykle miło jest mi tu panią spotkać – oraz, oczywiście, waszego czarującego kompana. Po zapachu wnioskuję... Że mam do czynienia z członkiem Stada Wody, nieprawdaż? Cudnie, cudnie! Mało jeszcze kogo znam z tego Stada? Chciałabyś może ze mną podyskutować na jego temat? Interesuje mnie wszystko! – nie myślałem, że mogę brzmieć jak jakiś szpieg – albo krócej mówiąc, zwyczajnie nie myślałem. Zapewne powinienem się przejąć swoim nadzwyczajnie beztroskim zachowaniem, ale najnormalniej w świecie mi się nie chciało. Wstąpiła we mnie radość ze spotkania i niewiele się przejmowałem pozostałymi niuansami!
– Ach, gdzie moje maniery! Zwę się Delavir, możliwe, że słyszała już pani moje imię jako autora wielu opowieści. Nie? Cóż, nic strasznego, kiedyś to się zmieni. A jakże brzmi twoje imię, droga nieznajoma? – obdarzyłem smoczycę jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów i zaczekałem na jej reakcję. Coś... Coś mi chyba ten letni gorąc za mocno uderzył do głowy.

: 08 lip 2020, 20:43
autor: Pasja Uczuć
Gaj był pierwszym, który zauważył nieznanego smoka. Początkowo zmarszczył jedynie cętkowane czoło, by z każdym krokiem coraz mocniej szczerzyć ząbki. Gdy samiec odezwał się, Mantikor zdołał uwolnić się z objęć samicy. Ustawił się na ugiętych łapkach pomiędzy dwoma smokami, strosząc futro i unosząc groźne skorpion ogon.
– Ym... Dzień dobly? Tak, Paqu jest ze stada Wody. Jest tam łowcą. – odpowiedziała, wyraźnie zaskoczona jego pytaniami. I tak odmiennym sposobem mówienie. Podniósła się z ziemi, stając spokojnie, luźno, na ugiętych łapkach. Chciał wiedzieć coś o jej stadzie? W sumie mogła by i coś opowiedzieć, gdyby spytał bardziej konkretnie. W innym wypadku... Nie bardzo wiedziała, od czego by zacząć.
– Mówią jej Pasja Uczuć... Albo częściej Paqui, czyli po pisklęcym imieniu. A to jest Gaj, jej Mantikola. – przedstawiła ich ładnie, oczywiście nadal zachowując swój sposób wypowiedzi. Sam Gaj w tym czasie nadal przyjmował postawę ostrzegawczą, jakby chciał przestraszyć samca.

: 09 lip 2020, 19:29
autor: Legenda Samotnika
Widząc mniej przyjazną reakcję mantykory, niż się spodziewałem, postanowiłem zrobić krok do tyłu, aby nie złościć niepotrzebnie zwierzęcia. Ponownie skierowałem spojrzenie na smoczycę, gdy zaczęła mówić, ale jej sposób mówienia nieco mnie zdziwił. Oczywiście, nie dałem po sobie zobaczyć zaskoczenia i jedynie lekko pokiwałem głową.
– Och, to wspaniale! Miło jest spotkać towarzysza po fachu. To znaczy, gdybym dołączył do jakiegoś stada, z pewnością wybrałbym właśnie tę ścieżkę kariery – Łowcę! Uwielbiam polować, choć na razie nie mogę nazwać się w tej dziedzinie mistrzem. Ale to tymczasowe. – uśmiechnąłem się czarująco i dałem smoczycy mówić dalej. Szybko przyzwyczaiłem się do jej sposobu mówienia i już mi nie przeszkadzał.
– Miło cię poznać, Pasjo Uczuć! Oraz ciebie, Gaju! Bardzo ładne imiona. – skomplementowałem i zabrałem się za rozmowę, jako że nowa znajoma wydawała się niezbyt wiedzieć, co mówić dalej. – Przyjemny dziś dzień, nieprawdaż? Czy ciebie również w to miejsce przyprowadził spacer? A może jakiś konkretny cel? Jakby co, jestem chętny pomóc. – postarałem się okazać uczynność i dodać nieznajomej odwagi, nie zasypując zbyt wielkim potokiem słów. Starałem się ignorować postawę mantykory, ale jednocześnie odruchowo lekko spiąłem mięśnie, przygotowując się w razie czego do ucieczki lub wspinaczki na najbliższe drzewo. Cóż, takie odruchy samotnego smoka drzewnego!

: 09 lip 2020, 23:48
autor: Pasja Uczuć
Gajowi bardzo spodobało się lekkie wycofanie smoka. Czy on nigdy nie słyszał, że nie należy okazywać strachu gdy staje się oko w oko ze zwierzęciem, a tym bardziej – drapieżnikiem? Na pysku Mantikory zagościł bardziej drapieżny uśmiech. Gdyby przyglądać się bliżej jej zachowaniu, można by zauważyć, jak delikatnie porusza pazurami przednich łap, zostawiając ich ślady na ziemi. Podeszła o krok bliżej niego, nie tracąc postawy. No, jeszcze trochę, jeszcze kilka kroków w tył... I będzie nowy wyścig.
– Polowanie jest baldzo fajne! Paqu właśnie tam znalazła Gaja! Baldzo poleca plóbować nowych rzeczy, nawet jeśli mogą się nie udać. To jest najlepsze! – stwierdziła, gdy jej rozmówca wspomniał o polowaniach. Mogła by jesz o nich poopowiadać, ale nie chciała by zanudzać samca.
– I nie bój się Gaja. Nie ufa obcym, ale nie jest gloźny. Chodź tutaj! – dodała jeszcze, starając się przywołać kompana do siebie. Mantikora warknęła na niego i, już całkiem spokojnie, wróciła do swojego "pisklaka". Usiadła jednak blisko Pasji, wciąż patrząc czujnie na Delavira.
– Paqu baldzo dziękuje. Twoje imię też jest ładne. Tylko tlochę tludne. – odezwała się miło. Jakby nie patrzeć – wszystkie imiona, które miały jej problematyczną literkę, były dla niej dość trudne.
– Paqu ma chwilę przelwy od polowania i chciała się pobawić z Gajem... A kto wie, może nawet przy okazji nauczyć się czegoś nowego. Bo Paqu uwielbia uczyć się nowych rzeczy! Też lubisz? – mówiła dość żywo, ostatecznie przysiadając sobie, kładąc długi ogonek na przednich łapkach. Czuła, że może zostać tu chwilę.

: 10 lip 2020, 11:24
autor: Legenda Samotnika
Och, ależ ja wcale nie okazywałem strachu! Tak to, co prawda, mogła odebrać mantykora, ale ja cofnąłem się bez cienia obawy – nie chciałem po prostu denerwować zwierzęcia.
Pokiwałem z entuzjazmem na słowa smoczycy o polowaniu. Podzielałem jej zdanie i też wtrąciłem nieco ze swoich wrażeń z łowiectwa.
– Absolutnie się zgadzam! Polowanie jest niezwykle ciekawe – nigdy nie wiesz, czego spodziewać się na kolejnej wyprawie! To taka jakby zabawa z lasem – on próbuje ukryć przed tobą swoich mieszkańców, a ty usiłujesz ich znaleźć i złapać! No i ta adrenalina, to podekscytowanie, gdy wyczujesz nowy trop... To wczucie się w rytm lasu, aby nikt nie zdołał cię wyczuć... Oj tak, polowanie jest absolutnie wspaniałe! – wraz z nową znajomą zachwycałem się łowiectwem. Cisnęło mi się na język kilka ciekawych opowieści z moich własnych polowań, ale rozmowa przeszła na nieco inne tory. Nie narzekałem i kontynuowałem rozmowę.
– Och, ja się nie boję. Wiesz, ile zdążyłem pokonać wielkich bestii? Cóż... Nie liczyłem, ale sporo ich pokonałem. A do tego Gaj wygląda na bardzo... miłego kotka. – zwątpiłem nieco w swoje słowa, patrząc na złośliwy uśmiech mantykory, jej kolce, pazury i ogólnie groźny wygląd. No ale posłuchała swojej właścicielki, więc raczej nie musiałem obawiać się starcia z tą bestią, jeżeli uda mi się nawiązać ze smoczycą przyjazną relację. Mój wzrok powrócił na brązowołuski pyszczek i uśmiechnąłem się pewnie na potwierdzenie swoich słów.
Nie skomentowałem trudności swojego imienia – zdążyłem zauważyć, że Paqui nie wymawia literki "r", dlatego moje imię mogło stanowić dla niej problem. Nie wiedziałem jednak, jak mógłbym z tym pomóc, więc jedynie wzruszyłem lekko ramionami jakby mówiąc "Nie ja je sobie wymyśliłem".
– Wiesz, możesz mi mówić Deli. To taki skrót! – nikt mnie jeszcze tak nie nazywał, no i skrót ten dopiero co wymyśliłem, ale jeżeli miało to pomóc nowej znajomej, nie przeszkadzało mi to.
– Oj tak, uwielbiam się bawić i uczyć nowych rzeczy! Ciekawi mnie zarówno poznawanie nowych rzeczy, jak i przekazywanie swojej własnej wiedzy. Jeśli nie masz nic przeciwko, mógłbym dołączyć do was w zabawie! No i moglibyśmy też wymienić się różną fajną wiedzą, nieprawdaż? – wyszczerzyłem się radośnie, mając nadzieję, że Pasja nie odrzuci mojej propozycji. Jak na razie miło mi się spędzało czas z nią i jej nieco bardziej niebezpiecznym, niż twierdziła, kompanem. Ja mogłem nauczyć się czegoś od nich, a oni ode mnie – brzmi jak oferta nie do odrzucenia!

: 11 lip 2020, 9:45
autor: Pasja Uczuć
– Paqu uwielbia to! I, jak już widzi zwierzę, podklada się... Tyle emocji! Lubi też, gdy już jest blisko, jak wbija pazulki, uwalnia klew.. Zwierzaka, oczywiście! Bo smoków Paqu nie bije. – podekscytowała się chyba aż za bardzo. Jej słowa mogły być nieco niepokojące dla zwykłego słuchacza. Choć też zależy, z kim by rozmawiała. Smoki lubiące walki mogłyby ją zrozumieć. Te bardziej pokojowe... Mogły by się wręcz wystraszyć jej morderczych zapędów. Nawet, jeśli wcale nie wyglądała groźnie. Spokojny, pogodny wyraz łuskowatego pyska, jej dość drobne rozmiary, delikatnie wzorzyste skrzydełka i przypominające drzewo umaszczenie ciałka... Wyglądała aż nazbyt niewinnie, jak na swoje odczucia.
– Z jakimi bestiami walczyłeś? Paqu ostatnio pomagała siostrzyczce i Fenowi pokonać stado wilków! Były baldzo blisko obozu i nie mogliśmy pozwolić im, by przyszły bliżej i były założeniem dla pisklaków. – zaciekawiła się jego przeżyciami, wspominając jedno ze swoich. Z wilkami poszło lepiej, niż z krukiem, a zdecydowanie lepiej niż z południcą... Ale wtedy była jeszcze nieco słabsza. Teraz na pewno poradziła by sobie lepiej!
Gdy Gaj usiadł obok smoczycy, dalej już siedział spokojnie, mimo groźnej postawy. Ta, widząc jego niechęć, wciągnęła ku niemu prawe skrzydełko. Układając je odpowiednio, ujęła go nim pod szyją, zatapiając dwa wolne paluszki w jego gęstej grzywie. Choć mantikor nie był zadowolony z tej pozycji, zmarszczył jedynie czoło, nie spuszczając wzroku z samca.
– Skolo tak posklamiasz bestie i umiesz dużo... Może umiał byś nauczyć czegoś i Gaja? Od kiedy Paqu się z nim zaprzyjaźniła, nie plóbowała uczyć go niczego nowego. Ladzi sobie dobrze z szukaniem śladów na polowaniu... Ale wolałby pewnie od lazu znaleźć zwierzę, czy innego dlapieżnika, nie musieć maltwić się uważniem na podążanie za tlopem. – wymyśliła mu całkiem niezłe wyzwanie patrząc na to, jak sam mantikor do niego podchodził.

: 13 lip 2020, 22:29
autor: Legenda Samotnika
Okazuje się, że miałem z Pasją więcej wspólnego, niż myślałem. Z szerokim uśmiechem podzielałem jej zachwyt polowaniem i ani trochę nie przejąłem się krwiożerczością. Właściwie nawet ucieszyło mnie, że o tym wspomniała, bo to by świadczyło o tym, że nie tylko ja mam takie nietypowe podejście.
– I ponownie przyznam ci całkowitą rację! Wobec smoków jestem absolutnie pacyfistyczny i zupełnie nie ciągnie mnie do międzysmoczej przemocy. Jednak mam inne zdanie co do zwierząt – cieszy mnie polowanie na świeżą zwierzynę i zapach krwi moich ofiar. Chociaż dzięki ojcu preferuję raczej zabijanie zwierząt maddarą, ale i tak emocje związane z tropieniem, podkradaniem się do niczego nie spodziewających się zwierząt... A potem nagły atak i buzująca adrenalina to coś niepowtarzalnego! Oj tak, rozumiem cię doskonale. – uśmiechnąłem się szeroko i skierowałem rozmarzone spojrzenie, pełne iskierek ekscytacji spojrzenie na nową znajomą.
– Och, niewiele bestii miałem okazję powalić, ale do śmierci wielu z nich się przyczyniłem. Moją pierwszą ofiarą była lwica. Miałem ledwo trzy księżyce, gdy ojciec zabrał mnie na pierwsze polowanie. Nasze zapasy były zniszczone przez huragan i kolejny księżyc zapowiadał się nieciekawie, więc ojciec zebrał drużynę i postanowił wziąć także mnie, abym nabrał doświadczenia od dorosłych. Ledwo co wtedy potrafiłem – dopiero nauczyłem się biegać, wspinać i zdałem mały test na wiedzę ogólną. Nie umiałem latać, pływać, atakować czy się bronić – ani fizycznie, ani tym bardziej magicznie – no a o sztuce łowiectwa nawet mowy nie było. Byłem jednak z grupą czterech dorosłych, doświadczonych łowców, więc nie miałem się co martwić – a przynajmniej tak wtedy myślałem. Ku mojemu zaskoczeniu nie polowaliśmy w lesie, lecz wyruszyliśmy na sawannę – suche, trawiaste pustkowie. Wędrowaliśmy przez większość dnia, a moja ekscytacja wyprawą wyparowała jeszcze pół cyklu Złotej Twarzy temu. Przemierzaliśmy pole trawy tak wysokiej, że nawet stojąc na tylnych łapach ledwo dawałem radę zobaczyć coś przed sobą, dlatego musiałem śledzić wśród trawy biały ogon taty. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się, gdyż jeden z łowców wyczuł niedaleko stado. Ojciec pokazał mi postawę i powiedział, że mam jedynie obserwować, ale też wzorować się na dorosłych i zapamiętywać wszystko, co zrobią. Podekscytowanie powróciło i zupełnie straciłem skupienie, przez co nawet nie zauważyłem, jak moja grupa skręciła, a ja zgubiłem ogon ojca. Zorientowałem się, gdy było już za późno na szukanie ich. Nie chciałem krzyczeć, bo bałem się sprowadzić na siebie okoliczne drapieżniki, dlatego też brnąłem dalej w trawiaste gęstwiny w nadziei, że jakoś się stamtąd wydostanę. Nagle do moich nozdrzy dotarł bardzo wyraźny zapach. Pomyślałem, że takie kłębowisko wyraźnego zapachu musi należeć do dużej grupy stworzeń, a pierwsza taka grupa, jaka przyszła mi na myśl, to mój ojciec i łowcy. Oczywiście bez namysłu ruszyłem na zapach, nawet przez chwilę nie myśląc o tym, że znacząco różni się od znajomej mi woni i w takiej dziczy może należeć zupełnie do kogoś innego. Dotarło to do mnie dopiero wtedy... gdy trawa niespodziewanie się skończyła, a ja wypadłem prosto na polanę pełną wygłodniałych lwów. Nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń, toteż wielkie kociska jedynie drapieżnie wyszczerzyły na mnie kły. Na szczęście przetrawiłem sytuację, w jakiej się znalazłem wystarczająco szybko, aby odwrócić się i śmignąć z powrotem w trawę zanim lwice przypomniały sobie, że trzeba mnie zaatakować. Straszliwe, głodne bestie ruszyły w pogoń, a ja gnałem przed siebie, niesiony adrenaliną, strachem i niedawno nabytą umiejętnością sprintu. Cudem kociska nie dawały rady mnie dogonić, bowiem tym razem wysokość trawy była mi na łapę – takiego malucha było ledwo widać w zaroślach. Koty się rozdzieliły, a ja biegłem na złamanie karku w nieznanym sobie kierunku, byleby jak najdalej. W pewnym momencie usłyszałem niepokojąco blisko za sobą warknięcie. Dotarło do mnie, że jedna z lwic niemal dosłownie deptała mi po piętach, więc w przypływie paniki smagnąłem ją po pysku swoim biczowatym ogonkiem. Wyraźnie jej się to nie spodobało, gdyż usłyszałem wściekły syk, zmieszany z piskiem bólu, a już po chwili ostre zębiska zacisnęły mi się na ogonie. Nie spodziewając się tego pociągnięcia dosyć boleśnie się zatrzymałem, a wraz ze mną kocica. Nie wiem, co mnie do tego popchnęło, ale póki zdezorientowana lwica ogarniała się po upadku, ja zamachnąłem się łapą i przejechałem malutkimi pazurkami po pysku kota. Szczęście mi dopisało i choć niewielkie, ale nadal ostre pazury pokaleczyły jej oko, oślepiając po lewej stronie. Bestia wydała przeraźliwy okrzyk bólu, a na ten dźwięk gdzieś niedaleko odezwały się kocie warkoty. Zrozumiałem, że pozostałe lwice się zbliżają... A jednak zamiast wykorzystać szansę i uciekać przed zdezorientowanym zwierzęciem i jej stadem popełniłem ogromną głupotę. Ponownie zaatakowałem, tym razem jednak celowałem w chwilowo odsłoniętą szyję lwicy. Zahaczyłem o tętnicę i krew bryznęła obficie... prosto mi na oczy. Zalała mi cały pysk, ślepia zaczęły mnie szczypać, a ja odruchowo zacząłem przecierać oczy brudnymi łapami. Z odwrotnym od zamierzanego skutkiem, oczywiście, ponieważ oprócz tego, że nie udało mi się oczyścić oczu, to jeszcze pomieszałem cudzą krew z piachem i brudem ze zmęczonych biegiem łap. Wściekłe bestie zbliżały się, a ja byłem oślepiony i skołowany. Z tej beznadziejnej sytuacji uratował mnie tajemniczy nieznajomy, którego tożsamości nigdy nie dane mi było poznać, ale dzięki jego pomocy nad ranem bezpiecznie dotarłem do swojego obozu z wielką, martwą lwicą na plecach. Nikt ze stada, oczywiście, nie uwierzył w moją historię, ale nie zmienia to faktu, że moje pierwsze polowanie zakończyło się pomyślnie, i to z tak imponującą zdobyczą w nagrodę. – opowiedziałem swoją historię w skrócie. Owszem, w skrócie, bo mógłbym się rozgadać nie na parę dłuższych chwil, ale na całe pół cyklu Złotej Twarzy. Jednak wreszcie po zakończeniu tego całego monologu dotarło do mnie, że właściwie nie do końca poprawnie odpowiedziałem na pytanie. Dlatego też zanim smoczyca zdołała coś dodać, dopowiedziałem jeszcze. – Ach, no tak, a poza lwem udało mi się wykończyć także ogromnego jelenia, wredną harpię, zębatą barrakudę, parszywego kokatrysa i gromadkę gnu, ale te historie może zostawmy na później. – przybarwiłem nazwy zwierząt epitetami, aby ich nieznaczna ilość mniej rzucała się w słuch.
Zmieniliśmy nieco temat i z ciekawością wysłuchałem propozycji Paqui. Zupełnie nie spodziewałem się takiej propozycji, niemniej jednak brzmiała bardzo ciekawie. Co prawda mantykora nie zdawała się pałać do mnie przyjaźnią, ale może właśnie dzięki temu nasza relacja nieco się polepszy? Przyjrzałem się pyskowi Gaja, szukając u niego jakiejś reakcji. Spodziewałem się, że raczej zrozumie zamiary swojej właścicielki i byłem ciekaw, co sam omawiany o tym sądzi. Po chwili zastanowienia skierowałem wesołe spojrzenie na nową znajomą i kiwnąłem z uśmiechem.
– Co prawda nie zdarzyło mi się nigdy nauczać żadnego kompana, ale może to być całkiem ciekawe wyzwanie. Chętnie je przyjmę, jeżeli sam Gaj nie ma nic przeciwko mojej dominacji, bowiem przyjmowanie nauk od kogoś oznacza okazanie uległości. – zaznaczyłem i uśmiechnąłem się do mantykory z wredną nutką. Cóż, może to nie był najlepszy początek współpracy, ale nie mogłem się powstrzymać, aby nie dogryźć lekko sceptycznemu wobec mnie zwierzęciu. – Czyli zaczynamy od śledzenia? Czy może lepiej atak? – upewniłem się, ponownie lądując wzrokiem na smoczycy.

: 15 lip 2020, 14:28
autor: Pasja Uczuć
Gdy zaczął opowiadać swoją historię, poprawiła nieco swoją pozy, słuchając uważnie. Aż ciężko było uwierzyć, że coś takiego mogło zdarzyć się na prawdę! Pasja nie zamierzała jednak długo w to wątpić – bo w sumie nie miała powodu.
– Niesamowite, że pokonałeś lwicę, będąc takim małym smoczkiem. Paqu nie może się pochwalić takimi sukcesami. – mówiła, wyraźnie podekscytowana jego przeżyciami.
– Paqu nie jest pewna, czy Gaj będzie... – zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć. Na słowo "atak" Gaj zerwał się z miejsca z lwim rykiem, po czym kilkoma szybkimi susami doskoczył do samca. Za cel obrał jego prawy bark, chcąc mocno wgryźć się w niego, miażdżąc mięśnie, raniąc go przy tym mocno.

: 15 lip 2020, 20:11
autor: Legenda Samotnika
Dumnie wypiąłem pierś na pozytywny komentarz swojej opowieści. Miałem ich dosyć sporo do dyspozycji, ale ta o pierwszym polowaniu była jedną z moich ulubionych. Szybko jednak zostawiliśmy ten temat w tle, choć zamierzałem w trakcie rozmowy podzielić się jeszcze kilkoma historiami.
Całe szczęście większość życia w dziczy potrafi wypracować u smoka refleks. Oboje nie spodziewaliśmy się reakcji mantykory, ale słyszałem, że są to stworzenia porywcze, więc chyba gdzieś podświadomie oczekiwałem, że nie wytrzyma. Najwyraźniej uznał sobie moje ostatnie słowo za wyzwanie, ale na szczęście zdawał się polegać jedynie na instynkcie, a nie na wypracowanych umiejętnościach. Zresztą zapewne jak dotąd instynkt mu wystarczał, ale żeby się ze mną zmierzyć, potrzebował czegoś więcej. Już byłem spięty i przygotowany, więc gdy tylko Gaj rzucił się w moim kierunku, niczym sprężyna zręcznie odskoczyłem w lewo do przodu, więc kły zwierzęcia zdołały chwycić jedynie powietrze. Znajdowałem się teraz pół ogona od prawego boku zwierzęcia, stojąc do jego pyska tyłem. Nienajlepsza pozycja, ale wiedziałem, jak wykorzystać chwilę rozproszenia zwierzęcia. Skupiłem ciężar ciała na przednich łapach i obróciłem się lekko w lewo, po czym uniosłem zad i mocno kopnąłem mantykorę obiema tylnymi łapami, niczym rozwścieczony dziki koń. Skutkiem tego było powalenie zwierzęcia dwa ogony dalej. Nie chciałem zadawać mu poważnych obrażeń, ale ten atak powinien dać Gajowi do myślenia. Szybko odwróciłem się w jego stronę, rzucając tez przelotne spojrzenie na Pasję. Miałem nadzieję, że nie ma mi za złe kopnięcie jej kompana, ale sam się o to prosił. Czekając, aż zwierzę podniesie się na równe łapy odezwałem się pewnym głosem, aby zwierzę zrozumiało, kto tu dominuje.
– Nieładnie. Jeżeli chcesz być dobrym kompanem, powinieneś nauczyć się cierpliwości i posłuszeństwa. Twoja towarzyszka nie dała ci sygnału do ataku. Gdybym nie był samotnikiem, a – przykładowo – Przywódcą jakiegoś stada, sprowadziłbyś na swoją właścicielkę niemałe kłopoty. Już, ogarnij się i podejdź spokojnie. – niezbyt liczyłem na to, że zwierzę mnie zrozumie, ale niski i poważny ton głosu powinien był wzbudzić choć krztę pokory w mantykorze. Miałem nadzieję, że robię dobrze, bo jak dotąd nie miałem ze zwierzyną najlepszych kontaktów. Wiedziałem jednak sporo o ich stylu życia, bowiem wymagała tego sztuka dobrego łowiectwa. Wiedziałem, że drapieżnik nie przyjmuje poleceń od tego, kto okazuje przy nim strach, słabość lub pokorę. Drapieżnik podąża za najsilniejszym lub też walczy o to, aby zostać alfą dla innych. Co innego zwierzyna łowna, ale mantykory są drapieżnikami, toteż spróbuję przemówić do Gaja w jego własnym języku.

: 19 lip 2020, 17:35
autor: Pasja Uczuć
Gaj nie był złym kompanem. Wszakże wykonywał jedynie polecenia swojego nowego "nauczyciela", nieprawdaż? Już prawie sięgnął jego barków, już prawie kły zerknęły się z łuskami. Smok odskoczył, niestety, więc Gaj zdołał ugryźć jedynie powietrze. A to co się stało później... Mantikora nie była zbyt zwinna, więc nie była przygotowana na takie odepchnięcie. Ryknęła na niego żałośnie. Pasja tymczasem podbiegła do Gaja sprawdzić, czy nic mu się nie stało.
– Może to nie był najlepszy pomysł... Paqu wątpi, że Gaj będzie chciał Cię słuchać skolo tak go odepchnąłeś, nie dając nawet szans na oblonę. – uznała, nadal oglądając go uważnie. Nie znała się na leczeniu, ale wszelkie rany powinna jednak zauważyć, prędzej czy później.
Gaj ostatecznie podniósł się z ziemi. Wyglądało na to, że nic mu nie było. Otrzepał się nieco i zbliżył się o dwa kroki do Delavira. Postawę miał spokojną, mimo że mina wydawała się conajmniej niezadowolona. A może kocie pyski już tak mają?

: 20 lip 2020, 22:12
autor: Legenda Samotnika
Och. Ochhh. Nie chciałem... Aż cofnąłem się na krok i przycisnąłem uszy do szyi. W zakłopotaniu zacząłem się tłumaczyć.
– J-ja... Bardzo cię przepraszam, Pasjo, i ciebie również, Gaju. Naprawdę. Jak mówiłem... to pierwszy raz, kiedy próbuję szkolić kompana... A chyba już mam taki zwyczaj, aby obchodzić się z drapieżnikami surowo. Ja-uchh... Postaram się być łagodniejszy. Dajcie mi drugą szansę, proszę. – nie wiedzieć czemu bardzo zależało mi, aby Paqui nie zrezygnowała z tego pomysłu. Być może nie chciałem wyjść źle w jej oczach, a może zwyczajnie zrobiło mi się przykro na myśl, że mógłbym tak zepsuć naukę. To zawsze było dla mnie coś bardzo fajnego, uwielbiałem przekazywać zarówno swoje historie, jak i umiejętności wszystkim chętnym do ich pozyskania. Być może nie chciałem, aby ktokolwiek uważał mnie za złego nauczyciela – zawsze starałem się pokazywać, że niezależnie od tego, kim się jest, zawsze można liczyć na moją pomoc.
Ostatecznie Gaj wstał, a ja zupełnie porzuciłem pomysł pokazywania swojej dominacji. Zapewne zupełnie źle się do tego zabrałem i mantykora już mnie nie posłucha, a jednak z całej siły pragnąłem wzbudzić zaufanie nawet u cudzego kompana.
Tym razem miałem chwilę, aby dokładnie się zastanowić nad tym, jak postępować dalej. Uznałem, że mantykora, niezależnie od poziomu swojej inteligencji, nie będzie w stanie przyswajać informacje teoretyczne na równi ze smokiem, więc musiałem pokazać jej jakoś naukę w działaniach. Dlatego też postarałem się spokojnie powiedzieć zwierzęciu "Powtarzaj", licząc na to, że zrozumie proste polecenie. Następnie przyjąłem potrzebną postawę – ugięte łapy, niezbyt ciasno złożone skrzydła, środek ciężkości umieszczony na pochylonej nieco niżej piersi, wyprostowany ogon oraz szyja i nisko opuszczony pysk. Wystawiłem prawą łapę nieco do przodu, aby było widać, że jest spięta i gotowa do ruchu. Miałem nadzieję, że Gaj załapie, co ma zrobić i w takiej pozycji gotowości czekałem, aż powtórzy moje ruchy. Cały czas zerkałem też na Pasję, gotów w każdej chwili zaprzestać swoich działań, gdyby tylko właścicielka mantykora wyraziła niezadowolenie moim postępowaniem. To nieco rozpraszało mnie od głównego zadania – pilnowania kompana – ale nie mogłem się powstrzymać, aby nie poszukiwać na pysku smoczycy znaków dezaprobaty.
Kiedyś moje pragnienie dobrych relacji z absolutnie wszystkimi mocno się na mnie skaże, wiedziałem to. Nic jednak nie robiłem, aby jakoś się pohamować przed poszukiwaniem akceptacji w innych.

: 21 lip 2020, 19:44
autor: Pasja Uczuć
– Ym... W sumie to nic się nie stało. – odpowiedziała z lekka zawstydzona przez to, że samiec tak mocno przejął się jej słowami. Po bliższych oględzinach sama mogła stwierdzić, że Gaj jest cały i zdrowy.
Mantikor fuknął pod nosem, słysząc, że ma "powtarzać". Jednak gdyby się tak głębiej zastanowić – wolał uczyć się z tym samcem, który choć może nie do końca wiedział, jak postępować, to przynajmniej nie będzie tarmosił mu futra przy każdej okazji, jak to lubiła robić Pasja.
Obserwował więc uważnie Delavira. Mantikory są dość... Bliskie smokom,jakby nie patrzeć. Mają cztery łapy, skrzydła, ogon. A pozostałe szczegóły? To nieistotne.
Gaj ugiął łapy, poprawił nieco ułożenie własnych skrzydeł, by leżały blisko ciała. Opuścił nieco pierś i głowę, a skorpioni ogon – choć starał się ułożyć podobnie jak ten smoczy, nie była to dla niego najwygodniejsza pozycja. Nadal pozostawał uniesiony poeusrj pleców, wyginając się naturalnie ku górze. Starając się pozostawać nieidealnym, lustrzanym odbiciem Delavira, wystawił do przodu lewą, przednią łapę, napinając mięśnie.
Pasja tymczasem odeszła nieco na bok, zasiadając wygodnie na trawie. Owinęła ogonem przednie łapki i tak... Obserwowała sobie.

: 21 lip 2020, 23:52
autor: Legenda Samotnika
Całe szczęście smoczyca zdawała się spokojnie traktować moje dalsze działania. To nieco mnie ośmieliło i spojrzenia, rzucane w jej kierunku stały się rzadsze. Skupiłem się natomiast na Gaju i uważnie pilnowałem jego działania. Gdy bardzo dobrze odtworzył moją postawę, z zadowoleniem pokiwałem głową i postanowiłem przejść do następnego zadania. Wymruczałem spokojnym głosem:
– Bardzo dobrze. Teraz zapachy. Musisz nauczyć się je rozróżniać i podążać za jedną, określoną wonią. – po tych słowach przymknąłem oczy i skupiłem się, tkając powoli nieskomplikowany twór z maddary. Chwilę później ogon obok mnie pojawiły się trzy niezbyt dokładne, ale rozpoznawalne figury naturalnych rozmiarów – sarna, wilk i bazyliszek. Wyglądały na drewniane, ale były nieco bardziej kruche. Każdy z osobna emanował zwyczajnym swojej prawdziwej postaci zapachem, ale dla ułatwienia "ubarwiłem" maddarowe zapachy – wokół sarny krążyły żółte wstęgi powietrza, wilka otaczała niebieska aura, a bazyliszek "płonął" zieloną wonią. Zapachy tych trzech stworzeń wyraźnie się od siebie różniły – na początek postanowiłem dać mantykorze uproszczone zadanie. Upewniłem się, że jej spojrzenie podąża za wytworzonymi figurami, po czym odwróciłem się w stronę tworów i wprawiłem je w ruch. Sarna odwróciła się i z gracją pomknęła między drzewa, na północ; wilk czmychnął w zarośla w zachodnim kierunku; natomiast bazyliszek odpełzł pospiesznie w południowo-wschodnim kierunku. Za każdą z figur ciągnęła się kolorowa wstęga zapachu, ale wiatr też nie próżnował – ciepłe strumienie południowego wiatru zamazywały niespiesznie kolory, prowadzące do zwierząt. Spojrzałem na mantykorę i powiedziałem:
– Pierwsze ćwiczenie: wytrop wszystkie trzy figury i przynieś je z powrotem. Kolory są dla uproszczenia. Jeśli szybko się uporasz, utrudnimy zadanie. – rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze, lecz nie na długo – zgrabnie wylądowałem na najbliższym drzewie i przygotowałem się do podążania za mantykorą, obserwując jej poczynania z koron drzew. Jak na drzewnego przystało, zachowywałem przy przemieszczaniu się z drzewa na drzewo niemal absolutną ciszę, nie chcąc przeszkadzać kompanowi.
Gdy wszystkie trzy figury znalazły się z powrotem na polance przy Paqui, zlazłem z korony drzewa i udzieliłem odpowiednich komentarzy. Szybko postanowiłem przejść do kolejnego ćwiczenia, już trudniejszego, ale nadal na temat zapachów.
Opuściłem powieki i skumulowałem maddarę, formując siedem niemal absolutnie identycznych białych zajęcy. Różniły się jedynie zapachami – każdy z nich pachniał innym owocem lub jagodą. Wystawiłem je w rzędzie i po kolei przedstawiłem.
– Od początku: ananas – wyrazisty i trudny do pomylenia zapach. Kiwi, słabo słyszalny i kwaśnawy. Limonka, bardzo ostry i kwaśny zapach. Melon, zagłuszający inne i bardzo słodki. Truskawka, najbardziej rozpoznawalny i znajomy zapach. Malina, wyraźny i charakterystyczny. Jabłko, słodki i przyjemny. – mówiłem, pokazując po kolei każdego zająca. Gdy skończyłem mówić, spojrzałem na Gaja, dając mu jeszcze chwilę na zapamiętanie zapachów. Tym razem figury nie świeciły się kolorami, więc mógł polegać jedynie na węchu, a nie na wzroku. Kiedy byłem pewien, że zapachy zostały przyswojone, zające nagle ożyły i zaczęły się ruszać. Moment później wszystkie zaczęły skakać między sobą chaotycznie, zupełnie się mieszając. Nie dało się rozpoznać, który jest który, gdyż krążyły między sobą tak szybko, że od samego przyglądania się zaczynało kręcić w głowie. W końcu się zatrzymały i ponownie ustawiły w równy rządek, zamieniając się w nieżywe figury.
– Kolejne ćwiczenie: przynieś Paqui zające o trzech zapachach, które wybierze. – zerknąłem z uśmiechem w stronę właścicielki kompana i obserwowałem wykonanie zadania.

: 27 lip 2020, 20:03
autor: Pasja Uczuć
Pasji zależało bardzo na tym, by Gaj mógł polować razem z nią i samemu podążać za śladami, więc... Póki wciąż obcy samiec nie chciał ich skrzywdzić, nie zamierzała się wtrącać. W innym wypadku... Miała swoją maddarę, którą mogła by go umieruchomić, tak na dobry początek.
Gaj uważnie obserwował poczynania Delavira, a później wyczarowane przez niego, dziwaczne zwierzaki. Prychnął pewny, że gdyby tylko ktoś nauczył go, jak używać takiej magii, zrobiłby je o wiele lepiej. Nie odzywał się jednak, co... Nie było w sumie niczym dziwnym. Mantikory raczej nie często odzywiają się w znajomym dla smoków języku.
Kolorowe zapachy? Na co to komu? Przez to przynajmniej z pierwszą "figurką" w ogóle nie będzie musiał polegać na zapachu. Żółty i niebieski za szybko nie zgubi się w lesie. Gdy tylko samiec skończył, skupił swój wzrok na bazyliszku, odchodzącym w kieunku południowo wschodnim. On odchodził najwolniej, więc – nie powinno być trudno go znaleźć. Ruszył więc, gdy tylko samiec wylądował na drzewie.
– Hej! Gdzie idziesz?! – krzyknęła do niego smoczyca. Nie była zadowolona, że odchodzi, chowa się wśród koron drzew, znikając z pola widzenia. Nie ufała mu, więc pobiegła za Gajem.
Mantikor, zachowując pozycję przyjętą wcześniej nieco sztywnie podążał za zieloną smugą. Na tym kolorze skupiał praktycznie całą uwagę. Złamane gałązki, rozchlapane kałuże, potrącone liście... Nic się nie liczyło. Wybijał się z tylnych łap i lądował na przednich, biegnąc najszybciej, jak potrafił, chcąc dopaść "płonącego" na zielono bazyliszka. Omijał sprawnie drzewa, krzewy, kamienie. Oddychał spokojnie, a jego ogon poruszał się przy każdym ruchu. Bazyliszek musiał być blisko.
Delavir, siedząc na drzewie musiał widzieć, jak zamiast śledzenia, Gaj po prostu biegnie za kolorem... A kilka ogonów za nim biegnie Pasja, starając się ze wszystkich sił dobie do Mantikory. Chyba nie tak to miało wyglądać.

: 29 lip 2020, 22:13
autor: Legenda Samotnika
Cóż, to prawda. Nie tak sobie wyobrażałem to ćwiczenie, ale najwyraźniej się trochę przeliczyłem. Zanim mantykora zdołała dotrzeć do bazyliszka, z lekkim niezadowoleniem na pysku zeskoczyłem z drzewa tuż przed nią i zmusiłem tym samym do zatrzymania się, tak samo jego właścicielki.
– Stop, stop! Widzę, że się nieco nie zrozumieliśmy. Pasjo, nie musisz się absolutnie martwić – wlazłem na drzewa, aby nie przeszkadzać Gajowi, ale też pilnować, żeby nie zabłądził czy nie natrafił na jakieś groźne zwierzę. Nie mówię, że by sobie nie poradził, ale... lepiej nie wdawać się w kłopoty, nieprawdaż? – uśmiechnąłem się niepewnie, mając nadzieję, że smoczyca uwierzy, że nie miałem żadnych złych intencji. Chciałem jedynie podołać zadaniu! Przeniosłem spojrzenie na pysk mantykory, a z niepewnego i miłego zmieniło się ono na nieco karcące, ale i z nutką zrozumienia. W końcu sam dodałem kolory do ułatwienia, a mogłem się domyślić, że kompan uzna za niepotrzebne poszukiwanie węchem, skoro mógł na spokojnie iść za ścieżką.
– Gaju... musisz nauczyć się węszyć, tropić, iść za śladem. Spójrz, jak nabałaganiłeś – żadnego zwierzęcia nie upolujesz, taranując sobie przez zarośla ścieżkę. Umiesz się skradać? Nawet jeśli to ćwiczenie, powinieneś się do niego przyłożyć. – mówiłem do niego pouczającym, ale łagodnym tonem. Zwracałem się też jak do smoka, choć nie liczyłem, że odbierze moje słowa w podobny sposób. Miałem jednak nadzieję, że przyswoi ogólną myśl, którą chciałem przekazać. – Tak, tak, wiem, mój błąd z tymi kolorami. Wiem też, że niezbyt uczciwie będzie zmieniać zasady gry w jej trakcie, ale niestety, jeżeli dam ci dokończyć tak, jak jest, żadnego pożytku z tego nie wyciągniesz. – zerknąłem na Pasję, szukając na jej pysku zaprzeczenia lub innego komunikatu. Szybko jednak przeniosłem spojrzenie z powrotem na mantykorę, aby zachowała uwagę na moich słowach. – Posłuchaj. Zrobimy inaczej – kolory pozostaną, ale nie będą już widoczne gołym okiem. Będziesz w stanie zobaczyć je dopiero wtedy, gdy skojarzą ci się z poszukiwanym zapachem. – nawet jeżeli zwierzęciu udało się mnie zrozumieć, postanowiłem zaprezentować, czego od niego chcę. Ustawiłem się tak, jak pokazałem mu wcześniej i skierowałem pysk w stronę zapachu, pozostawionego przez twór mojej maddary. – Węsz. – mruknąłem w pół głosu i przymknąłem oczy, skupiając się na otaczających mnie zapachach. Widoczne pasmo zielonego światła zniknęło, ale gdy wyróżniłem potrzebną mi woń, pod powiekami ujrzałem słabą zieloną ścieżkę. Gdy uniosłem powieki, kolor był dla mnie bardzo słabo, ale widoczny, jednak gdy tylko przestałem skupiać uwagę na tropie bazyliszka, pasmo rozwiało się, jakby nigdy go tam nie było. To samo uczyniłem z pozostałymi kolorami.
Wtem między drzewami przekradł się szelest. Południowy wiatr szeptał między liśćmi, rozwiewając ślady nieprawdziwych zwierząt. Wyprostowałem się i mruknąłem do mantykory, której czyny uważnie obserwowałem.
– Ustaw się tak, aby wiatr nie wchodził ci w drogę. Nie daj mu się oszukać, znajdź odpowiedni kirunek. – po tych słowach spojrzałem na Paqui i spytałem nieśmiało. – Zechciałabyś poobserwować wraz ze mną z koron drzew? – gdyby się nie zgodziła, zapytałbym ją o jej pomysł na pilnowanie Gaja.
Tym razem powinno pójść lepiej, a jeśli tak będzie, kolejna część nauki po powrocie na polankę powinna również na spokojnie się powieść.

: 02 sie 2020, 22:48
autor: Pasja Uczuć
– Paqu nie była by tego taka pewna. Już pobiłeś Gaja, więc nie zostawi cię z nim samego. To nie jest alena, aby pozwalać na bicie kompana Pasji. – odezwała się do niego, nieco marszcząc przy tym pysk. Zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną. Spojrzała na Gaja, który zbliżył się do nich. Może powinni jednak wrócić do obozu i pouczyć się samemu? Uznała, że tym razem sama będzie bardziej obserwować jego poczynania i uważniej słuchać poleceń.
– Ale na polowaniu nie zobaczysz żadnych kololów w zapachu, więc – po co one tutaj? Przyzwyczajanie do ułatwień nie splawi, że będzie sobie dawał ladę ze zwykłym tlopem. – wyraziła swoje wątpliwości co do jego sposobów. Gaj przysiadł tuż obok Pasji. Zabrano mu zabawkę, więc nie będzie już tak chętny, by znów iść za tą samą. Powtarzanie tego samego na tym samym obiekcie, tylko w trudniejszej wersji jest nudne. Wolał by już chyba serio ćwiczyć na prawdziwych śladach gdzieś w środku lasu.

: 13 sie 2020, 21:14
autor: Legenda Samotnika
Niełatwo mnie było wyprowadzić z równowagi dzięki optymizmowi – zawsze tak uważałem. Teraz jednak czułem powoli, jak kończy mi się cierpliwość. Wysłuchałem słów Paqui i westchnąłem ciężko.
– Jak już mówiłem – przepraszam. Nie umiem obchodzić się ze zwierzętami, ale przecież próbuję to naprawić, prawda? – mój głos był mieszaniną skruchy, opanowania i lekkiego zniecierpliwienia. Pasja odpowiedziała, a mój pysk na chwilę stracił spokojny wyraz i drgnął nieprzyjemnie. Szybko jednak naprawiłem ten błąd, nim mógłby zostać zauważony.
– Jak już zdarzyło mi się wspomnieć – popełniłem błąd. Nie wiem już, jak mam traktować Gaja – jak drapieżnika? Na równi ze smokiem? Jak małe, nieme pisklę? – głos drgnął mi niecierpliwie pod koniec, ale przymknąłem oczy, zrobiłem głęboki wydech i skupiłem się.
– Dobrze, koniec tego ćwiczenia. Robimy inaczej. – wyminąłem smoczycę i jej kompana i skierowałem kroki z powrotem na polankę. Odwołałem schowane twory, rozpłynęły się bez śladu w powietrzu. Gdy wyszliśmy na polanę, usiadłem i zaczekałem, aż smoczyca z kompanem dołączą. Gdy tak się stało, odchrząknąłem i zacząłem mówić, choć ton mojego głosu nie był zbyt zadowolony.
– Za bardzo skomplikowałem. Gaju, masz jedno zadanie – wytrop lisa, który się tu pojawi. – skupiłem się i ponownie użyłem maddary, tworząc rude stworzenie z podobnego materiału, co jego poprzednicy. Siedział spokojnie i wpatrywał się czarnymi jak onyks oczkami w mantykorę. Nadałem mu zapach lisa, jego łapy miały podobny wygląd do prawdziwego, by zostawiał realistyczne ślady, a ogon pokryty był futerkiem, aby mógł zacierać swój trop, jak to bywa w naturze. Nim jednak zwierzak ruszył do lasu, wyjaśniłem zasady wciąż nieco spiętym głosem.
– A więc tak. Lisy są szybkie i spytne. Zostawiają małe odciski i zacierają je ogonem, gdy mają do tego okazję. Poruszają się tak, aby ich zapach był trudny do wyczucia. Ty, Gaju, musisz uważać na wszystko. Szukaj śladów na ziemi, podeptanej trawy, połamanych gałązek na krzewach, kępek rudej sierści. Jednak przy polowaniu na zwierzynę przede wszystkim polegaj na zapachu. Podążaj jego tropem, aż natrafisz na zwierzynę. Tu jednak już w grę wchodzi skradanie, ale nie wiem, czy czuje się na siłach, aby przekazać tą naukę. – westchnąłem i przeniosłem spojrzenie na lisa. Ten jak na komendę podniósł się i pobiegł na północny wschód, szybko chowając się za krzakami. Przebiegł nieco zawiłą drogę i przyczaił się, czekając na mantykorę.
– Ruszaj. Ja tymczasem posiedzę i poczekam tu, aby nie być w stanie dać ci odpowiednie wskazówki lub poprawić błędy, gdyż twoja towarzyszka mi nie ufa. – zerknąłem z nutą urażenia na Pasję, ale szybko przeniosłem spojrzenie na Gaja, obserwując, jak znika w krzakach. Jeśli zniknął, oczywiście.

: 30 wrz 2020, 18:45
autor: Horyzont Świata
Udało mu się znowu wyciągnąć Urzarę na spokojny spacer, musieli korzystać z ostatnich dni ciepła i bezchmurnego nieba. Tweed naprawdę nie cieszył się na kolejne ochłodzenia, jeszcze zbyt dobrze pamiętał poprzednią porę opadających liści oraz tą gdzie śnieg utrudnia normalne funkcjonowanie. Zatrzymał się w pewnym momencie i spojrzał na Urzarę, chcąc jej o czymś – znowu – powiedzieć
– Urzaro CZyt ty modlisz się może do bogów? Bo zauważyłem, że to dość dziwny temat. Wiadomo, że istnieją ale coś sprawiło, że przez długi czas nie mieli z nami kontaktu...pojawiły się za to jakieś dziwne duszki... Wiesz coś więcej o tym? Bo ja CZuję się zagubiony
Powiedział i położył się na miękkiej, zielonej trawie, ukradkiem mocniej wciągając jej zapach. Zawsze czuł jakąś taką melancholię związaną ze zmianami jakie znowu nadejdą w przyrodzie.

: 01 paź 2020, 13:35
autor: Światłość Wspomnień
Oj tak, Urzara nie znosiła zimy. Nie dość, że jest nie przystosowana do takiej pogody, to jeszcze początki zimy bardzo źle się kojarzą. Za każdym razem ma jedne wspomnienia, które chciałaby z chęcią pozostawić gdzieś w tyłach swojej świadomości. Dlatego, spacer w taką pogodę, w takie miejsce było idealne. No i jakże miałaby nie towarzyszyć Innemu w podróżach, czyż nie?
Pytanie jednakże było bardzo interesujące.
Hmmm... Nie do każdego boga, nie. Kamanora uznaję, może i bym z Erycalem porozmawiała, gdyby był... -wyjaśniła dość krótko, zastanawiając się. Ułożyła się zaraz obok swojego partnera – A jakieś to znowu duszki? Wiem o istnieniu kilku... może to te? -spojrzała się zaciekawiona. Może dziwny temat, ale ciekawy do pogaduszek

: 01 paź 2020, 13:47
autor: Zgubna Słodycz
Ciekawe miejsce sobie rodzice obrali do spędzania razem czasu. Zorza szukała ich od dłuższego czasu, ale na szczęście parę smoków pokierowało ją w kierunku terenów wspólnych. Smoczyca długo się wahała, czy może powinna się tam udać, czy nie. Uznała jednak, że weźmie odpowiednią obstawę i powiadomi kogo trzeba.
Zorza posłała mamie mentalną wiadomość z pytaniem o ich lokalizację i na szczęście dostała odpowiedź.
Pierwsza na polanę przyszła Łuna. Złota klacz wysunęła się zza drzew bardziej obserwując niebo, niż okolicę. Zorza przybyła zresztą dosłownie chwilę później. Miała przy sobie torbę z paroma smakołykami, a na plecach trzymała małą, szarą kulkę. Dobrze, że jeszcze małą, bo mogła go jeszcze nosić. Smoczyca skinęła smokom łbem na powitanie i uśmiechnęła się do nich delikatnie.
Witaj mamo i tato. Nie przeszkadzam? Chciałabym wam kogoś przedstawić. – Zapowiedziała cicho. Zasłaniała skrzydłami swojego syna, ale jak się uprze, to pewnie zaraz dorwie się do dziadków, których przecież zna z imienia i z wyglądu. Teraz pozna ich osobiście.

: 02 paź 2020, 0:24
autor: Agnar
Na grzbiecie słodyczy leżała szara kulka. Był to mały smoczek wtulony w smoczyce. Dopiero po chwili zdecydował się obudzić. Powoli otwierał oczka i zaspanymi oczkami spojrzał na smoki. Trudno mu było rozpoznać swoich dziadków bo był zbyt zaspany. Ale nie na tyle by zwątpić w wszystkowiedzącą mamę. Podczołgał się do jej szyi o która się oparł i spytał.
-Mamu co to są za smoki?
Biedak naprawdę potrzebował trochę snu cały dzień budował sobie mini jaskinię w jaskini mamy i ćwiczył ochranianie innych co polegało na machaniu łapką w niewidzialne stworki by nie podeszły do jego kamyków. Nazywał to treningiem do zostania bogiem. No cóż młody umysł ale jakiś to był cel.