Strona 22 z 32

: 13 lip 2020, 8:27
autor: Trzask Płomieni

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Dopiero kiedy usłyszał i poczuł klepnięcie na plecach, przypomniał sobie o jej obecności. Mimowolnie się wzdrygnął, choć widocznie było to z zaskoczenia, a nie – na przykład – obrzydzenia. Nie stronił jakoś szczególnie od dotyku, ale też niekoniecznie go łaknął. Zerknął na smoczycę kątem oka. Skąd ona brała tę pozytywną energię? Nie znał za wiele osób, które mogłyby się poszczycić tym samym. Zmrużył lekko ślepia w zastanowieniu. Później doszły jej rady i..
Zaraz, chwileczkę. Co?
Czy ona mu dawała rady lotnicze? To była jakaś... nauka, sprawdzian? Dlaczego? Zdziwiony obrócił pysk w jej kierunku. Złote ślepia lustrowały samicę i jej potargane od wiatru futro. Ciekawe czy on też wyglądał tak chaotycznie po tej powietrznej przebieżce? Nie zdołał w żaden sposób odnieść się do jej słów, bo zapytała o kolejną rzecz. ... i kolejną. Eh, zdołał przez moment zapomnieć o kłopotliwości tego wszystkiego. Nie bardzo miał jak się odezwać. Więc spróbował inaczej.
Uniósł przednią prawą łapę i pokazał jeden szpon. Odnosił się do pierwszej sprawy. Pokręcił głową na boki, nie potrzebował wsparcia. A nawet jeżeli, nawet nie wiedział jak miałby jej wytłumaczyć osobę Przebłysku Wspomnień, a tym bardziej jak ją wezwać. Zrobiły to sam, gdyby to było bardzo potrzebne. Przysiadł by odsapnąć, a potem uniósł drugi szpon w tej samej łapie. Wtedy odpowiedź była twierdząca. Kiwnął pyskiem, a potem przemielił powietrze w pysku.

: 16 lip 2020, 0:30
autor: Nieustająca Zamieć
  Zaraz, to ona była potargana?! Aaaa, jak mogła o tym zapomnieć! Poprawiła futro jednym, płynnym ruchem wiatru magii, który ułożył wszystko jak należy. No, teraz mogła przejść do prób zrozumienia smoka!
  Wyraźnie coś mówił, tylko nie wiedziała co... Jeden szpon, nie. Drugi szpon, tak. Zmrużyła ślepia przyglądając się temu; intensywnie myślała. Jak ma to rozumieć...? Ale zacznijmy od tego czemu nie mówi... Chwila. Może niemowa? Albo zmęczony lotem... chociaż czy wtedy byłby w stanie pokazywać te pazury tak dokładnie. No i pewnie by chociaż do niej krzyknął pod drzewem... A więc pazury to poruszane przez nią kwestie! Czyli nie potrzebuje pomocy i... ma krew powietrznego?! Nie czuła tego! Zdziwiła się mocno i szczerze.
   –
Jesteś powietrznym?! Nie widać! – krzyknęła pełna niedowierzania i jakby oburzenia, że ktoś taki śmie plugawić ich czystych przodków i krewnych. – To czemu tak słabo szło Ci latanie? Powinieneś mieć to we krwi! Ten lot nie powinien w ogóle mieć miejsca! – krzyczała dalej, ale nie karcąco, co zszokowana. Odeszła pewien kawałek, odwracając się do niego plecami. Stała tak jakiś czas, jakby nad czymś myślała. Po chwili znów na niego spojrzała: – Często latałeś? – spytała się, pełna podejrzeń. Pytanie mogło wyglądać podchwytliwie!

: 17 lip 2020, 9:24
autor: Trzask Płomieni
Delikatnie się uśmiechnął, dość nieśmiało, na widok dbającej o wygląd futra Neiry. On niespecjalnie na to patrzył, sam często był potargany – zwłaszcza jego ruda czupryna. Wpatrywali się w siebie nawzajem, ale on przez jakiś czas był bardziej zaintrygowany jej towarzyszem. Wyglądał na lisa, ale nigdy nie widział go o takiej barwie. Były zwykle jego kolorów, prawda? Nie chciał jednak wyjść na natręta, bo poniekąd smoczyca mogła czuć na niej jego spojrzenie, w końcu lis siedział na jej grzbiecie.
Speszył się natomiast kiedy wykrzyczała z oburzeniem, że nie widać po nim jego rasy. No, poniekąd po niej też? Pewnie by to powiedział, ale nie bardzo miał możliwość. Skulił lewe ucho, a na jego pysku pojawił się grymas niezadowolenia. Rozłożył lewe skrzydło, pokazując z bliska jego rozpiętość. Miał naprawdę duże i szerokie skrzydła, mocne błony, zupełnie jak jego matka i dziadek. Poza kolorem oczu, to chyba jedyne co po Rakcie odziedziczył. Reszta musiała być niezłą mieszanką przodków.
Nad kolejnym pytaniem się odrobinę zastanowił, ale ostatecznie przesłał jej mało natarczywy impuls maddary, by przekazać obraz z dzieciństwa. Gdy był młodszy, już wtedy skrzydła były na niego za duże i przerastały resztę proporcji ciała. Miał problemy z lataniem równo, spadał często z nieba, unikał latania. Teraz wyrósł i nadrobił ciałem wzrostu, jednak niesmak pozostał.
Opuścił pysk, jakby przepraszająco. Najwidoczniej kolejną osobę rozdrażnił samym istnieniem. Jak on to robił?

: 19 lip 2020, 13:38
autor: Nieustająca Zamieć
  Tak tak! Dobrze że się peszy! Powinien! Jaki wstyyyd... I co tak skrzydłem szpanujesz? Widać to!
   –
Nieeee, nie o to mi chodzi. W powietrzu nie widać! – doprecyzowała, jednak chwilę po tym wysłał jej wizję.
  To jest jego usprawiedliwienie? Porzucił swą naturę, bo nie był przystosowany?! Domyślała się, że poczuł się zniechęcony, ale jakim cudem tak szybko?! Powinno go ciągnąć do nieba! Do tego lotu, wiatru w futrze...!! Powinien próbować cały czas! Powinien czuć się na nim taki śmiały! Jak to dobrze że go spotkała, inaczej biedaczyna dalej przynosiłbym im wstyd... Westchnęła. Oj no uspokój się już! Lata? Lata! Lepiej późno niż wcale!
   –
Przynajmniej teraz coś z ciebie wyrosło. – Potargała go po grzywie jak pisklaka, jeśli jej na to pozwolił. – Czemu nic nie mówisz? Jakaś choroba? – spytała się, już na spokojnie.

: 30 sie 2020, 1:52
autor: Strażnik
// tylko na chwilę wpadam, w jakimś innym czasie

Obrońca zostawiał sarnie jedzenie w coraz bardziej interesujących punktach. Czyżby chciał, żeby zwiedzała tereny i nigdy nie przywiązywała się do jednego miejsca? Od kiedy zawarli więź nie spotykała się z żadnymi osobnikami ze swojego gatunku, ale za to wędrowała o wiele więcej, obserwując smoki z bezpiecznej odległości. Nie bała się ich w koncepcie, ale już zdała sobie sprawę, że po prostu coś popsuło się w jej instynkcie i lęk przychodził, ale ze sporym opóźnieniem. Nie mogła dopuść do swojej śmierci, bo wiedziała że oprócz zawiedzenia samej siebie, jej towarzysz prawdopodobnie również nie byłby zadowolony. W prawdzie nie mogłaby go czuć gdyby odeszła, ale potrafiła to sobie wyobrazić.

Tęsknotę za smokiem?

Nie znała pojęcia tęsknoty, gdyby ją o to zapytać, ale czasami brakowało jej interakcji z istotą, która by ją rozumiała.

Czy smok jej to zabrał?

Zrozumiała, ale nie potrafiła odpowiedzieć.
Dotarła do celu, więc zamierzała skupić się na jedzeniu także w ramach ucieczki od rozterek emocjonalnych. Brakowało jej takiego rozchwiania, jakie odczuwała u obrońcy, lecz gdy już coś odczuwała, zawsze przysłaniał to płaszcz apatii, który czynił jej wrażenia łagodnymi i delikatnymi, ale przez to bardziej niewinnymi i smutnymi.
Nie ważne. Milcz głowo.
Czyja? Ich myśli czasami zlepiały się w jedno, nie mając większego sensu. Ale dzielili podobny żal.
Pokręciła łbem i pożarła to co jej zostawiono, a potem oblizała się i ruszyła dalej. Nie było miejsca na resztki dla innych zwierząt, bo nie było tego zbyt wiele.


//zt

: 25 paź 2020, 19:52
autor: Barbarzyński Pogrom
Wyruszyli tu prosto spod ołtarza, gdy ich braki zostały już magicznie naprawione przez żądne błyskotek duszki. W zasadzie to Poranek wyruszył, a Khardah człapał za nim, niespecjalnie wiedząc, gdzie właściwie idą. Cóż, nie bywał na terenach wspólnych i czuł się na nich nieco jak dziecko we mgle. Nie znał praktycznie wcale tych ziem, w przeciwieństwie do terytorium Plagi.
Czemu w zasadzie nie zignorował tego kamyka? Trudne pytanie, na które Khardah zapewne sam nie byłby w stanie tak łatwo odpowiedzieć. Może z ciekawości, może ze znudzenia. A może po prostu nie miał w tej chwili absolutnie nic lepszego do roboty.
– No, jest to drzewko, jak mówiłeś – zgodził się Pogrom, widząc samotne, białe drzewko na środku polany. Zbliżali się do niego właśnie nieśpiesznym, spokojnym krokiem. – I... co teraz? Mamy wokół niego zatańczyć, pośpiewać?

: 25 paź 2020, 22:50
autor: Pasterz Kóz
Przez całą drogę, służąc jako przewodnik, zastanawiał się nad tym wszystkim. Tajemnicze kamienie, symbol na nich, ołtarz Erycala, rany, kalectwa, leczenie, zapłata w kamieniach, białe drzewko. Czy jakkolwiek to wszystko się łączyło? Czy Erycal próbował dać im jakiś znak, ponieważ przypadkowo najczęściej go odwiedzali? Czy wszystko było żartem Riromiego? Ciężko połączyć tyle wskazówek, więc musiał zadowolić się teoriami i hipotezami.
Aż w końcu przybyli na miejsce. Pierwszy raz tutaj był.
– Możesz spróbować, nie zabraniam – odpowiedział żartem, bo raczej nic by to nie dało. Raczej. – Wiem tyle co Ty. Masz swój kamień? Może jak podejdziemy z nimi bliżej to coś się stanie – zasugerował, gdy zbliżali się coraz bardziej do drzewka. Dopiero przy nim wyjął z mieszka tajemniczy kamień, który dostali w świątyni. Może zadziała jak kryształy i zaświeci się od magii? Poranka aż rozbolała głowa od tego mętliku w głowie, czuł jakby mieli zrobić coś ważnego, a jednocześnie nie wiedzieli co to takiego.

: 29 paź 2020, 0:20
autor: Barbarzyński Pogrom
Skinął łbem, bo rzecz jasna wziął ze sobą ten dziwny, niepodobny do szlachetnych błyskotek kamulec.
– Nie wybierałbym się na ten spacer bez najistotniejszego elementu – odpowiedział, ruszając bliżej drzewa. – Byleby to nie był jakiś psikus, który po dotarciu tam pozbawi nas na nowo tamtej sprawności. "Duszki uznały, że zapłaciliście za mało, dopłaćcie drugie tyle, a my się zastanowimy, czy oddać wam wzrok i język" – parsknął, kręcąc łbem. – Nie byłbym nawet szczególnie zdziwiony.
W zasadzie nie wiedział, na co liczył, ale bez przeciągania zbliżył się do młodego drzewka rosnącego pośrodku polany.

: 30 paź 2020, 17:37
autor: Narrator
Na pierwszy rzut oka drzewko nie przyciągało uwagi w żaden istotny sposób. Ot stało sobie, kołysało gałęziami na polecenie chłodnego wiatru, ale nie emanowało żadną tajemniczą energią. Jeśli jakiś smok zostawił na korze swoje pazury, było to dawno temu i nie przypominało żadnego specyficznego kształtu, mającego dać im wskazówkę. Gdy jednak podeszli bliżej, jeden z sęków nie układał się w zupełnie naturalny sposób. Nawet smok wędrujący tutaj codziennie mógłby ten detal przeoczyć, bowiem nie dość, że był poniżej linii wzroku, to bez konkretnej wskazówki, miał szansę ujść za specyficzną deformację na jasnej powierzchni. Czy możliwe zatem aby duch wpłynął na anatomię drzewa, czy może jedynie zainspirował swój symbol kształtem, który powstał na nim zupełnie naturalnie? Choć tego stwierdzić nie mogli, kamienie które otrzymali, ponad wszelką wątpliwość zostały oznaczone tak samo. Ktokolwiek postanowił poświęcić smokom swój czas, czy to bóg, Riromi albo jakiś inny duszek – nigdzie mu nie było spieszno.
Dopiero gdy stanęli tuż przed drzewkiem, kruszce które trzymali w łapach stały się zimne. Nie był to stopień zmuszający do ich wypuszczenia, ale temperatura dawała się we znaki i definitywnie nie była naturalna. Co ciekawe podobnie zareagowała ziemia, dokładnie trzy łapy długości naprzeciwko oznakowanej rośliny. Trawa nie była w tym miejscu podejrzana, ale bogowie wiedzą co na co dzień skrywały warstwy gruntu.

: 01 lis 2020, 21:40
autor: Pasterz Kóz
Od razu zauważył podobny kształt sęka co symbolu na kamieniu. Nachylił się nad nim trochę mrużąc oczy z głośnym "hmmm". Nie zdążył o tym napomknąć swojemu towarzyszowi, gdy poczuł chłód w trzymanym "boskim podarunku" oraz... Ziemi? Dziwne, bo nie obejmowała to całego terenu, a raczej tylko tą konkretną część.
– Na drzewie jest podobny symbol co na kamieniu. Nie wiem czy też to czujesz, ale kamień zrobił się zimny i ta ziemia naprzeciwko rośliny też. Może nie jestem najbystrzejszy, lecz oboje wiemy co to oznacza, zatem... Poczynisz honory? – uśmiechnął się niewinnie, po czym wskazał pazurem lewej łapy na fragment ziemi, aby Pogrom wiedział o co mu chodzi, a chodziło o kopanie w tym miejscu. Co prawda Poranek mógłby zrobić to sam, jednakże to starszy Wojownik był górą chodzących mięśni, toteż nie powinien mieć z tym żadnego problemu, w przeciwieństwie do marnego, kruchego Gwieździstego. Oczywiście ktoś mógłby to nazwać posługiwaniem się innymi i to była prawda, aczkolwiek oboje pewnie byli ciekawi tego co musi się tam kryć. Skarb duszków? Iskra Erycala? Zgniłe owoce Riromiego? Nie przekonają się póki nie spróbują!

: 02 lis 2020, 15:35
autor: Barbarzyński Pogrom
Khardah instynktownie nastroszył lekko łuski. Mógł już się oswoić z pewnymi kwestiami, nawet polubić w pewnym stopniu maddarę i zacząć śmiało z niej korzystać, ale i tak gdzieś głęboko w nim był ten pisklęcy, zagrzebany poza świadomością niepokój, gdy miał do czynienia z czymś niewyjaśnionym i nienaturalnym. Wypuścił jedynie powietrze nieco głośniej, omiatając spojrzeniem pierw nieprzyjemnie zimny kamyk, a potem drzewo.
– Zimny jak cholera – potaknął. Mruknął w zamyśleniu, nieco ochryple przez wcześniejszą reakcję. Odkaszlnął, szybko biorąc się w garść. Uniósł spojrzenie na Poranka i rozsunął krzywo pysk. – Zbyt kruche łapki, maluszku? – zagaił uszczypliwie, nim wbił wzrok w grunt. Położył kamyk obok, na jednym z wystających korzeni, by nie przeszkadzał mu przy kopaniu, a następnie zabrał się za nie dość energicznie. Wbijał szponiaste łapy w ziemię, by następnie wygarniać ją na powierzchnię z dużą siłą, nabierając szybko rytmu i tempa. Dziura powiększała się, a Khardah zamierzał kopać do tego momentu, aż natrafi na coś, co mogłoby okazać się interesujące.

: 04 lis 2020, 19:13
autor: Narrator
Opłacało się być we dwójkę, jeżeli smoki zamierzały dzielić się doświadczeniem. Podczas gdy Plagijczyk przejął na siebie całą fizyczną pracę, grzebiąc w ziemi potężnymi łapami, Gwieździsty stał z boku i wspierał go swoją... optymistyczną aurą.
Na szczęście dla obojgu, Barbarzyński był dostatecznie silny i zapalczywy, żeby dokopać się do domniemanego skarbu jeszcze nim zakwasy zaczęły dawać się we znaki. O ile miażdżenie ciał smoków wymagało nie lada wprawy, tak do tworzenia tuneli żaden z nich nie był przystosowany anatomicznie. Tym co miało przykuć uwagę poszukiwaczy okazała się czaszka młodego jelenia, co po wielkości mogli stwierdzić bez problemu, nawet nie będąc łowcami z rangi. Pozbawiony dolnej szczęki łeb był w kiepskim stanie, popękany zwłaszcza w okolicy czoła i nozdrzy, jakby leżał pod ziemią od dobrych paru pokoleń. Gdyby tak wydobyć go zupełnie i powierzchownie oczyścić z ziemi, zorientowaliby się o dwóch, zapewne najważniejszych szczegółach. O ile prawy oczodół u podstawy uległ naturalnemu podniszczeniu, tak lewy został precyzyjnie wydrążony za pomocą narzędzi, bądź magii. W ten sposób powierzchnia czaszki nie utrudniała dostępu do wewnętrznej kieszonki, jaką była przestrzeń niegdyś zagospodarowana przez mózg. Co jeszcze? Na bladym czole zwierzęcia zostały wypalone dwa znaki. Jeden już kojarzyli, drugi choć w podobnym stylu był im zupełnie obcy.
Inne sensacje dotyczyły temperatury otoczenia, gdyż wykopany grunt był równie lodowaty co wydobyta z niego czaszka. Tutaj najwięcej dyskomfortu musiał przyjąć Barbarzyński, bowiem przez obecną pogodę ziemia była nie tylko twarda, ale też wilgotna, więc nieprzyjemnie oziębiała jego zabrudzone łuski.

: 10 lis 2020, 12:26
autor: Pasterz Kóz
Niemalże wyrwał Pogromowi czaszkę z łap, żeby dokładniej się przyjrzeć jej z bliska. Dwa dziwne znaki, które choć podobne to nie miały nadal sensu. Może trzeba do tego przełożyć kamyk? Tylko co to da, uaktywni się ta czaszka i co dalej, ożywi jakiegoś pradawnego leszego?
– Nie możecie mówić wprost? – rzucił pytaniem w powietrze ze wzrokiem skupionym na czaszce. Nie liczył na odpowiedź od Bogów czy duszków, toteż po prostu skupił swoją maddarę w wydobytej rzeczy. Chciał posłać magiczną sondę przez lewy oczodół, która dokładnie obejrzy wnętrze od środka, gdzie kiedyś był mózg. Przecież nie wsadzi tam łapy, a w ten sposób mógł sprawdzić zawartość bez niszczenia kości. Może w tej "kieszonce" było coś więcej?
Jeśli to nic nie działa to jeszcze ewentualnie przyłoży swój kamień do czoła czaszki, tam gdzie były znaki. Jak to nie zadziała to najwyżej pójdą znowu do ołtarza Erycala, licząc na kolejną wizję, odpowiedź czy chociażby podpowiedź. Po coś to wszystko tutaj było.

: 18 lis 2020, 15:27
autor: Barbarzyński Pogrom
/ przepraszam, zapomniałam kompletnie, a tu nikt mnie nie szturcha!

Zmarszczył pysk, gdy dokopał się wreszcie do... czaszki. Czaszki, która nijak nie wyglądała normalnie i standardowo.
– Spodobałaby się mojej siostrze. Zabieram i dam jej do kolekcji, jak nie będzie chciało działać – oznajmił bezceremonialnie, oglądając znalezisko, cały ubabrany w ziemi. – Rozumiesz coś z tego, kruszynko?
Nie oponował, gdy Gwieździsty dopadł się do czaszki, bo i sam nie miał pojęcia, co miałby z tym cholerstwem zrobić. Wykorzystał moment, gdy miał wolne łapy, by otrzepać się z całego tego brudu, otrząsając sobie z łusek nadmiar drobin. Górska część genów, która powodowała u niego zaostrzone, odstające łuski na sporej części ciała, bywała czasem przekleństwem, gdy coś zaczynało pod te łuski włazić.
Nie bawił się magią, a zamruczał w zamyśleniu, oglądając dwa znaki. Wziął własny kamień i zerknął na ten Poranka.
– Może po prostu przytknijmy te dziwne cholerstwa do znaków?

: 29 lis 2020, 13:27
autor: Narrator
Na szczęście czaszka nie była na tyle krucha, aby rozpaść się w łapach Gwieździstego, gdy porwał ją jak świeże mięso, prosto z łap Barbarzyńskiego. Użycie maddary było za to całkiem niezłym pomysłem, bo gdy moc wdarła się do wnętrza popękanego łba, samiec mógł zorientować się, że oprócz ziemi, wewnątrz leży kolejny kamień. Sonda raczej nie wystarczyła aby dokładnie określić jego szczegóły, ale wszystko wskazywało na to, że był dokładnie tego samego rozmiaru (lub przynajmniej bardzo podobny), co przedmioty podarowane im przy ołtarzu. Wydrążony oczodół pełnił najwyraźniej konkretną, nie tylko estetyczną funkcję, o której ciekawskie gady miały się dopiero przekonać. Przytknięcie kamieni do jeleniego czoła nie zadziałało niestety tak spektakularnie, jak Ziemisty mógłby oczekiwać, lecz powiedzenie, że przedmioty nie weszły w żadną reakcję, również byłoby niepoprawne. Wyzwolona z kruszcu energia bardzo szybko rozeszła się w otoczeniu, jakby rozmyta przez wiatr, nie przypominając żadnego rodzaju energii znanego obecnym smokom. W umyśle Poranka na krótką chwilę pojawił się jakiś zamglony obraz szczupłej postaci, ale zniknął na tyle szybko, że nie byłby w stanie nawet określić jej gatunku.

: 02 gru 2020, 19:47
autor: Pasterz Kóz
Rzucił Pogromowi urażone spojrzenie, gdy ten napomknął coś o zabraniu czaszki. Oboje byli jej teraz współwłaścicielami, do tego pewnie miała jakieś przeznaczenie, toteż lepiej było jej dawać byle komu!
Wrócił wzrokiem ku czaszce, gdy badał jej wnętrze. W środku był jakiś kamień, jakby mało ich mieli. Tylko kto by tam to wkładał i po co? Dużo zachodu, żeby... Żeby co? Dać im trop na coś? Pogmatwane to wszystko, Poranek nigdy nie przestanie narzekać na to. Teraz przyłożenie kamienia do czaszki i...
Co to było?
– Też to poczułeś? I też mignął Ci obraz szczupłej postaci? – spytał towarzysza w zagadce, nadal będąc zdziwionym tym co się stało. To było bardzo dziwne, do tego musiało być magiczne. Tylko żaden przedmiot nie działa w taki sposób, żadna runa... Hm... Może to nieznana im runa, która służy do komunikacji? Albo do przekazywania wspomnień? Tylko po co aż takie kamienie? Zamiast rozwiązań, kolejne teorie.
– Wetknijmy nasze kamienie do oczodołów, zobaczymy co się stanie – stwierdził, bo i nie chciał niszczyć czaszki. Ścisnął swój kamień w prawej łapie, a następnie spróbował delikatnie włożyć go do lewego, wydrążonego oczodołu. Może zmieści się tam jakoś kamyk Pogromu, najwyżej upchnie się... Albo magią włoży do kieszonki? Zobaczymy.

: 03 gru 2020, 18:24
autor: Barbarzyński Pogrom
Czaszka, nie działając zupełnie, zaczynała samca nieco irytować. Gdyby nie fakt, że mogłaby spodobać się Mahvran, zasugerowałby zapewne jej roztrzaskanie i wyjęcie tego, co grzechotało w środku... a co okazać się miało kolejnym kamulcem.
– Nic a nic. Diabelstwo mnie nie lubi – przyznał z kwaśnym grymasem, nie dodając, że ze wzajemnością. – Co za postać? Widziałeś jakieś szczegóły? Może mamy to gdzieś zataszczyć?
Nie protestował, podając swój kamyk, gdy padł pomysł wsunięcia ich przez oczodół. Wątpił, czy to cokolwiek da, ale z drugiej strony... czy mieli coś do stracenia? I tak sterczeli tu bez żadnych istotnych informacji ani pomysłów.

: 19 gru 2020, 22:06
autor: Narrator
Ktokolwiek upatrzył sobie samców na rozwiązanie jego zagadki, mógł albo wierzyć w ich cierpliwość albo nie miał wiele do stracenia. Trudno powiedzieć czy zniszczenie czaszki mogłoby nieść ze sobą jakiś negatywny skutek, bo żadna unosząca się w przestrzeni energia tego nie sugerowała, choć biorąc pod uwagę chłód, którego doświadczali, magia połączonych obiektów była na tyle znacząca, że nie osłabiał jej nawet wiek jeleniego łba. Jak okazało się w bezpośrednim doświadczeniu, aby energia zawarta w kamieniach nie uległa rozrzedzeniu, coś z zewnątrz musiało ją ograniczyć, tak iż w niewielkiej przestrzeni zaczęła nakładać się na siebie i gęstnieć, aż nie stworzyła konkretnie naładowanego ładunku pozwalającego na interakcję. Dopiero wtedy wizja w umyśle Poranka stała się przejrzysta. Nie była to kwestia upatrzenia go sobie przez ducha, czy ktokolwiek inny wodził ich za nos, a zwyczajnych właściwości, które miało konkretne połączenie przedmiotów. Gdyby Barbarzyński zdecydował się dotknąć czaszki choćby szponem, doświadczyłby tego samego, co jego towarzysz.
Wizja przedstawiała się tak...
Niewyraźna postać stała samotnie, otoczona mlecznie białą mgłą, która pochłaniała całe otoczenie. Był to jeszcze młody, choć w pełni rozwinięty, brudno niebieski smok, który siedział wyprostowany i wpatrywał się przed siebie. Osoba doświadczająca wizji miała wrażenie, że czerwonymi ślepiami patrzono właśnie na nią, choć było to trudne do wyjaśnienia. Obecność obcego zdawała się być teraźniejsza, a nie przypominać jedynie wspomnienia. W każdym razie po chwili bagienny smok zmienił punkt zainteresowania i nonszalancko sięgnął przed siebie, wyciągając z mgły podobną do znalezionej, choć świeżą, wręcz ubrudzoną jeszcze krwią czaszkę jelenia. Przetarł łapą jedynie jej czoło, gdzie magią wyrył nieznajome dla obserwatora znaki, a następnie wewnątrz umieścił podobnie podpisane kamienie, które przygotowane, leżały obok niego.
Mgła znów zakryła cały obraz. Choć wizja nie trwała długo, osoba jej doświadczająca miała wrażenie, że minęło wiele czasu nim niebieski bohater, ponownie pojawił się w zasięgu wzroku. Tym razem przyglądał się, jak jakiś brązowy północny sięga do czaszki, a następnie pełen zawodu spogląda na towarzysza. Coś było nie tak, być może to kwestia prawa, być może szacunku, ale obserwator wiedział, że w użytkowaniu tego połączenia musiało być coś niepoprawnego i zdradzieckiego. Choć również użytecznego.
Północny odłożył czaszkę, jeżąc futro na karku. Jego zamiar był jasny, wiedzieli to obaj, zarówno odbiorca wizji, jak i nieznajomy twórca artefaktu. Gdy jednak brązowa postać przyjęła pozycję do ataku, podkurczając tylne łapy, aby wyskoczyć w stronę niebieskiego, perspektywa obserwatora zmieniła się błyskawicznie, z odległej postaci na osobę, która tkwiła zaledwie pół ogona przed zagrożeniem.
Północny nie atakował, ale czuli wyraźnie, że jest to jedynie kwestia przygotowania, być może jednego oddechu więcej. Obserwator czuł, że miał szansę uciec, gdyby się na to zdecydował, ale też wiedział podświadomie, jak bardzo potrzebował zabranego mu artefaktu.

Była to sytuacja bardzo dziwna, gdyż Poranek nie był w stanie skomentować wizji, ani się z niej wydostać, z początkowej perspektywy Barbarzyńskiego czekając w zamyśleniu, jakby zwyczajnie ją analizował. Gdyby Plagijczyk zdecydował się dotknąć czaszki, doświadczyłby wizji osobno, lecz przebiegłaby identycznie, obojgu pozostawiając w tym samym punkcie, gdzie do nich należała decyzja.

: 26 gru 2020, 16:57
autor: Pasterz Kóz
Co do... Jakim cudem to wszystko widział? Gdzie on był? Kim on był? Nie powinni byli tykać tej jelenie czaszki, mogli wyrzucić gdzieś te kamienie i nie mieć tego problemu. Czuł jak wizja miota nim po perspektywach. Wpierw obserwował tworzenie artefaktu, potem zabranie go przez jakiegoś smoka, aż nagle... Znalazł się w środku wizji! Nie czuł się obserwatorem, lecz uczestnikiem. Widział jak brązowy smok ma rzucać się do ataku, do tego czuł podświadomie potrzebę artefaktu. Ryzykować? To nie jego ciało, to tylko wizja, ułuda, nic nie musiało być prawdziwe, a wszystko mogło być testem. Mógł uratować siebie z wizji albo walczyć o czaszę. Czy ryzykowałby jako Poranek w tej sytuacji? Pewnie tak. Uch, za dużo się dzieje...
Potrząsnął krótko łbem jakby próbował się wybudzić ze snu, lecz nic to nie dało. Świetnie, zatem zróbmy to w czym był najlepszy. Widząc szykującego się przeciwnika, samemu również ugiął łapy do skoku. Wyskoczył w stronę brązowego smoka, chcąc być szybszym od niego, aby zaskoczyć swoją zawziętością. Już w czasie lotu rozpoczął ciche nucenie, które powinno dekoncentrować oraz rozkojarzyć, podczas gdy Astral będzie odbierał co jego. Wylądował tuż przed smokiem na ugiętych kończynach, po czym uniósł prawą przednią łapę i zamachnął się nią po łuku, celując ostrymi pazurami prosto w tętnicę szyjną znajdującą się na ciele smoka. Szeroko rozstawione szpony miały gładko przebić się przez nieosłoniętą łuskami skórę, a następnie zostawić płytkie cięcia idące od tętnicy z boku szyi, aż po gardło. Chciał zabić przeciwnika, bo i nie zdawał sobie sprawy co było realne a co nie. Nie wiedział czy poniesie jakieś konsekwencje i czym poskutkuje śmierć w wizji, więc nie miał lepszego sposobu niż przekonać się osobiście.

//Chytry przeciwnik + Czempion + Magiczny Śpiew

: 26 gru 2020, 18:11
autor: Barbarzyński Pogrom
Khardah sapnął, czując paskudny ból łba i wirowanie na moment po dotknięciu czaszki, gdy już zniecierpliwił się zbyt długą chwilą ciszy i sam przyłożył do niej łapę. Zdecydowanie nie przepadał za tym uczuciem. Zmarszczył pysk, przez moment obserwując coś, co wyglądało jak dziwne wspomnienie, ale... zdecydowanie nienależące do niego. Coś podobnego do przesyłania własnych fragmentów pamięci poprzez połączenia mentalne. Czuł się nieswojo, ale chłonął, tkwiąc w bezruchu. Nieszczególnie zresztą wiedział, czy mógłby inaczej, nie mając pojęcia, gdzie jest i gdzie podział się Poranek.
I wtedy nagle zmienił perspektywę. Pogrom drgnął, orientując się, że znalazł się w samym środku walki. Czy to było jego ciało? Nie sądził. Czy to były jakieś dziwne halucynacje? Na ile prawdziwa była ta sytuacja?
Nie miał zbyt wiele czasu do namysłu... i szczerze mówiąc, nie widział innej opcji, jak właśnie odpowiedzieć atakiem. Jego instynkt pozostawał silny. Ucieczka nie wchodziła w grę. Nabrał powietrza w płuca, stając na szerzej rozsuniętych, lekko ugiętych łapach i zginając kark. Pierś uwypukliła mu się, gardziel zadrżała w wibracji, gdy gruczoły zostały pobudzone, produkując gaz.
Zionął – w swoim zamiarze ogniem, ale ciężko mu było stwierdzić, co pojawi się w wizji – kierując strumień ognia prosto w ślepia agresora. Zamierzał mu je wypalić, oślepiając przeciwnika.


/ chytry, czempion, wybraniec, pojemne płuca combo

: 06 sty 2021, 18:16
autor: Narrator
Zaatakowali.
Poranek dostrzegł, jak jego przeciwnik zbiera się do obrony, chcąc zwyczajnie usunąć się mu sprzed pyska, by potem być może zaatakować z boku. Nieskutecznie. Kimkolwiek był teraz Ziemisty, zadziałał błyskawicznie, wyciągając brudno niebieską łapę i przesuwając szponami po gardzieli przeciwnika. Brązowy nawet nie zdążył oderwać się od ziemi, a już zachwiał się na łapach, plując krwią z mordy i z przerażeniem w ślepiach łapiąc za własną szyję. Nie padł, mimo poważnych obrażeń, ale nie był też zdolny podjąć się jakiejkolwiek akcji względem agresora. Może chciał go tylko odstraszyć, a prawdopodobnie właśnie przypłacił to życiem. Niezależnie od osobistych emocji, które towarzyszyły Porankowi, najintensywniejsze (choć nie likwidujące jego własnych) było odczucie jego nowego ciała, które zadrżało w ekscytacji.
Brązowy nie mógł nic powiedzieć, zamiast tego przytulił czaszkę leżącą obok, do własnej piersi. Jeśli miał zginąć, mógł to zrobić odpowiednio, chcąc pozbyć się przeklętego przedmiotu. Poranek miał tylko chwilę na reakcję, a miał wrażenie, że bez tego przedmiotu wydostanie się stąd mogłoby przysporzyć mu większy problem.

Sytuacja Pogromu prezentowała się trochę inaczej. W swej mentalności rosły samiec, również był szybszy od przeciwnika i choć ten zdołał przynajmniej przejść do obrony, tak ogień i tak sięgnął go szerokim strumieniem, topiąc jego skórę i futro. Smok ryknął w chwili konfrontacji z żywiołem, lecz nie zdołał utrzymać się świadomości i gdy wylądował po swoim marnym odskoku, po prostu załamał się pod sobą i zemdlał.
Mogło by się zdawać, że dla przywódcy Plagi to koniec, ale choć zwyciężył z obcym, wcale nie wrócił do swojego ciała. Wręcz przeciwnie. Zostawiwszy jaźń niebieskiego smoka, oprzytomniał naprzeciwko niego, mogąc z bliska przyjrzeć się jego czerwonym ślepiom i sześciu długim rogom wystającym z czaszki. Smok stał obecnie na trzech łapach, prawą, ubrudzoną krwią utrzymując w górze.
Patrzyli na siebie, zaś on czuł się w tej sytuacji zdecydowanie słabszy, zapewne przez ranę na szyi, która dopiero po chwili zaczęła pulsować prawdziwym bólem. Musiał stąd odejść, a coś podpowiadało mu, że czaszka którą trzymał przy piersi, była jego jedyną drogą.